Paddie
21.12.2005, 20:44
Słowo Wstępne, Bardzo Istotne:
Tak, to znowu ja. Tak, możecie już uciekać. Nie, to nie będzie sensacja.
Tak, będzie o Świętach.
Bo co innego pisać, gdy śnieg za oknem, a zewsząd dopada Cię basowe „Ho, ho, ho!”? Czar Tych Świąt, a także Świąt Poprzednich, ostatnimi czasy postanowił mnie zmobilizować do pracy. Bo przyznaję, nie napisałam niczego w miarę sensownego od zeszłej zimy. Słodkie lenistwo! Ale przy tym pomyśle palce same rwały się do klawiatury. Nie uważam go za szczególnie udany, ale jakoś tak przypadł mi do gustu. Może nawet nie ma w sobie tego Świątecznego Czegoś, nie wiem. Ocenę pozostawiam Wam – starałam się i włożyłam w to serce. A co z tego wyszło, to zostanie, nic zmieniać nie zamierzam ;>
To fs będzie trzyczęściowe – krótkie fakt, ale rozciąganie tego pomysłu na kilkanaście odcinków... no cóż, wiadomo ;>
Życzę miłej lektury! ^_^ (a tym, co lubią zjadać, znaczy opierdzielać, takich tfu!rców jak ja – smacznego ^_^)
Aha, wybaczcie mi jakość i rozmiar zdjęć – starałam się, ale jakość jest jaka jest, a o rozmiarze całkiem zapomniałam. I przepraszam za brak plakatu, czy czegoś tam – ledwo painta obsługuję ;p w ogóle nie znam się na takich rzeczach.
No, to zapraszam do lektury ^^’
Spis treści:
Odcinek 1 - poniżej.
Odcinek 2 - >click!< (http://www.forum.thesims.pl/showpost.php?p=486024&postcount=19)
Odcinek 3, ost. - >click!< (http://www.forum.thesims.pl/showpost.php?p=486546&postcount=35)
O właściwościach terapeutycznych świec,
czyli Opowiadanie Świąteczne.
Odcinek 1, z dedykacją dla mojej cudownej Oazi ;> ;*
http://www.members.lycos.co.uk/padd/12.jpg
Jego życie było cholernie szybkie. Zdecydowanie za szybkie.
Przez tą prędkość zatracił to, co najważniejsze i oczywiście zauważył to po fakcie. Jak zawsze.
Cóż, Polak mądry po szkodzie. A przecież miał trochę polskiej krwi w żyłach. W zasadzie to połowę, i chwała matce za to. Bo polskie tradycje, które niestety również w Polsce zaczęły zanikać, wydawały mu się o wiele bardziej atrakcyjne od tych angielskich. A na pewno łatwiejsze do przyswojenia. Bóg, Honor, Ojczyzna, tak piszą książki.
Szkoda, że przerodziło się to w Tolerancję do mniejszości religijnych, Pieniądze i To, Jak Patrzą Na Ciebie Inni.
Cholera.
Klucz szczęknął w zamku, zamykając drzwi do jego domu.
Stop, wróć.
Nie domu, bo przecież, jakie to śmieszne, on nie miał domu. Bo czy apartament w hotelu można nazwać domem?
Dom to emocje, rodzina, wspomnienia. Ciepło i poczucie cholernego bezpieczeństwa, a nie ściany i meble.
O tym też zapomniał.
Oczywiście.
Nie lubił śniegu.
Znaczy się lubił, ale dawniej. Kiedy był mały i w parku z innymi dzieciakami lepił bałwany, które zupełnie przypadkowo były chrzczone nazwiskami polityków. Ale zeszłej zimy wszystko się zmieniło. I wcale nie na lepsze.
http://www.members.lycos.co.uk/padd/11.jpg
Świeży śnieg chrzęści pod stopami, gdy przechadzają się po parku.
- Jestem zmęczona. Adam, chcę...
- Usiąść? Chodź, tam jest ławka.
- Nie. Chcę ci coś powiedzieć.
Mężczyzna uśmiecha się i patrzy żonie w oczy, tak pięknie zielone oczy. Nigdy nie mógł się zdecydować, czy zakochał się w tym spojrzeniu, czy w Niej.
- Słucham?
- Adam, ja... Znaczy... Więc... jest ktoś inny.
- Ktoś inny?
- Kocham go.
Zimno mu w ręce. Znowu zapomniał rękawiczek.
- Cholera, gdzie te papiery?!
- Jakie znowu papiery? Stary, weź się uspokój.
- Nie denerwuj mnie nawet! Jak mam się uspokoić w dniu rozwodu?! Gdzie mój dowód?!
- Na stole. Zrobiłeś się ostatnio strasznie roztrzepany.
- Nie no, poważnie? Idę.
- Niech moc będzie z tobą...
- Zamknij się, Mark.
http://www.members.lycos.co.uk/padd/13.jpg
Nogi same prowadziły go w sobie tylko znanym kierunku, a on ufał im bezgranicznie i nie starał się nawet zmienić trasy. Schował ręce do kieszeni i pochylony, wytrwale walczył z wiatrem.
Odgłos stóp uderzających o marmurowe schody.
No kto by pomyślał. Znów jest kawalerem.
Nie. Wróć.
Jest rozwodnikiem.
Mój Boże, jak to brzmi! Rozwodnik!
Witam, nazywam się Adam Carrington, rozwodnik. Haha, koń by się uśmiał.
Ale jemu wcale nie jest do śmiechu, gdy widzi jak Nicole, rozwódka (haha...) obściskuje się przy drzwiach wejściowych z tym... tym... psiakrew.
Teczka wypada mu z rąk. Białe kartki z przeraźliwymi czarnymi znaczkami głoszącymi, że jest człowiekiem wolnym upadają malowniczo na podłogę, gdy widzi twarz psiakrewa.
- Mark, ty... – szepcze.
Bóg.
Gdzie on jest?
Minął prawie rok od tamtego dnia. Wtedy ktoś, prawdopodobnie Ktoś z Góry, postanowił trzepnąć go w twarz, udowadniając że życie to nie sen.
Że wszystko się kiedyś kończy. Prędzej czy później.
Jedyne, co go wtedy cieszyło, to fakt że nie mieli dzieci. Bo dobrze wiedział jak to jest być rozerwanym między matką a ojcem.
Kilka miesięcy po rozprawie sprzedał dom, który mu w swej łaskawości zostawiła, bo jak można żyć widząc wokoło Rzeczy Wspólne? Obraz, który powiesili razem, fotel przed kominkiem, w którym siadali w zimowe wieczory, stół do którego z czułością podawała mu posiłki.
Haha! Z czułością!
Czy ona go kiedykolwiek kochała? Wątpliwe. W zasadzie to mógł sądzić, że każdy kolejny „wspólny” dzień był kłamstwem. No, ale przyznać trzeba, że zdradzała go w sposób subtelny. Wróciła do domku, obiadek ugotowała, porozmawiała, posiedziała jeszcze z godzinkę w salonie i dopiero wtedy gnała na zakupy.
Pytanie, co można kupić w łóżku jego najlepszego kumpla?
Nogi, wraz z całą resztą Adama, zatrzymały się dopiero przed mostem. Oparł się o barierkę i westchnął ciężko, acz cicho.
http://www.members.lycos.co.uk/padd/14.jpg
Wigilia, psiakrew. Zawsze lubił Wigilię, ale po co mu ona, skoro jest sam?
Zupełnie sam.
Nie mógł usiedzieć w domu, gdy z każdego kąta wystawały świąteczne kartki, na korytarzu pachniało piernikami, a w telewizji wiadomości ogłaszał święty Mikołaj. Natomiast przeglądanie teczek klientów nie zdawało się być nazbyt kuszącą propozycją.
Było już ciemno, choć była dopiero szósta. Cóż, w zimie wszystko dzieje się szybciej. Spojrzał w niebo i uśmiechnął się, gdy biały puszek opadł mu na nos. Rozglądnął się dookoła i ujrzał kobietę, przechylającą się przez barierkę.
Zdecydowanie za bardzo się przechylającą.
- Cholera, ona wypadnie! – pomyślał w ułamku sekundy.
Ruszył na tyle szybkim sprintem, na ile było to możliwe, zważywszy na fakt, że pod stopami miał śnieg, który z białego puszku zdążył już się przeobrazić w ciemną breję i ostatniej chwili złapał ją w pasie.
http://www.members.lycos.co.uk/padd/15.jpg
- Zwariowała pani?!
Kobieta zachichotała. Otaczał ją smród mieszaniny różnych alkoholi, od wódki począwszy, a na winie skończywszy. Adam zmarszczył brwi.
- Pani jest pijana.
- Brawo, kochaniutki, haha...
- Pani się chciała zabić?!
- Nie, tylko popływać. – najwyraźniej chciała być ironiczna, jednak efekt był zupełnie odwrotny, bo zachwiała się na nogach i padła mu w ramiona, pochrapując cicho.
Tylko tego mu brakowało.
Jeśli ją zostawi, to pierwszy lepszy typ spod ciemnej gwiazdy się nią „zajmie”. Więc musi ją wziąć ze sobą.
Wziął ją na ręce, westchnął ciężko, bo odór alkoholu nie był dobrze przyswajalnym przez jego organizm zapachem, i ruszył w stronę swojego apartamentu.
~*~
Był czerwony na twarzy. I dlatego, że niesienie spitej kobiety przez pół miasta wiązało się z pewnym wysiłkiem fizycznym, ale również dlatego, że spojrzenia recepcjonistki i innych mieszkańców hotelu nie zdawały się być przychylne.
- Taki znany prawnik a zadaje się z narkomankami, kto by pomyślał... – szeptała pani Gibson do męża na tyle głośno, by Adam to usłyszał.
http://www.members.lycos.co.uk/padd/16.jpg
Odetchnął z ulgą, gdy zamknął za sobą drzwi. Położył dziewczynę na kanapie, przykrył ją kocem i stwierdził, że musi odpocząć i czegoś się napić.
Kawy!
Bynajmniej nie świątecznej.
Tak, to znowu ja. Tak, możecie już uciekać. Nie, to nie będzie sensacja.
Tak, będzie o Świętach.
Bo co innego pisać, gdy śnieg za oknem, a zewsząd dopada Cię basowe „Ho, ho, ho!”? Czar Tych Świąt, a także Świąt Poprzednich, ostatnimi czasy postanowił mnie zmobilizować do pracy. Bo przyznaję, nie napisałam niczego w miarę sensownego od zeszłej zimy. Słodkie lenistwo! Ale przy tym pomyśle palce same rwały się do klawiatury. Nie uważam go za szczególnie udany, ale jakoś tak przypadł mi do gustu. Może nawet nie ma w sobie tego Świątecznego Czegoś, nie wiem. Ocenę pozostawiam Wam – starałam się i włożyłam w to serce. A co z tego wyszło, to zostanie, nic zmieniać nie zamierzam ;>
To fs będzie trzyczęściowe – krótkie fakt, ale rozciąganie tego pomysłu na kilkanaście odcinków... no cóż, wiadomo ;>
Życzę miłej lektury! ^_^ (a tym, co lubią zjadać, znaczy opierdzielać, takich tfu!rców jak ja – smacznego ^_^)
Aha, wybaczcie mi jakość i rozmiar zdjęć – starałam się, ale jakość jest jaka jest, a o rozmiarze całkiem zapomniałam. I przepraszam za brak plakatu, czy czegoś tam – ledwo painta obsługuję ;p w ogóle nie znam się na takich rzeczach.
No, to zapraszam do lektury ^^’
Spis treści:
Odcinek 1 - poniżej.
Odcinek 2 - >click!< (http://www.forum.thesims.pl/showpost.php?p=486024&postcount=19)
Odcinek 3, ost. - >click!< (http://www.forum.thesims.pl/showpost.php?p=486546&postcount=35)
O właściwościach terapeutycznych świec,
czyli Opowiadanie Świąteczne.
Odcinek 1, z dedykacją dla mojej cudownej Oazi ;> ;*
http://www.members.lycos.co.uk/padd/12.jpg
Jego życie było cholernie szybkie. Zdecydowanie za szybkie.
Przez tą prędkość zatracił to, co najważniejsze i oczywiście zauważył to po fakcie. Jak zawsze.
Cóż, Polak mądry po szkodzie. A przecież miał trochę polskiej krwi w żyłach. W zasadzie to połowę, i chwała matce za to. Bo polskie tradycje, które niestety również w Polsce zaczęły zanikać, wydawały mu się o wiele bardziej atrakcyjne od tych angielskich. A na pewno łatwiejsze do przyswojenia. Bóg, Honor, Ojczyzna, tak piszą książki.
Szkoda, że przerodziło się to w Tolerancję do mniejszości religijnych, Pieniądze i To, Jak Patrzą Na Ciebie Inni.
Cholera.
Klucz szczęknął w zamku, zamykając drzwi do jego domu.
Stop, wróć.
Nie domu, bo przecież, jakie to śmieszne, on nie miał domu. Bo czy apartament w hotelu można nazwać domem?
Dom to emocje, rodzina, wspomnienia. Ciepło i poczucie cholernego bezpieczeństwa, a nie ściany i meble.
O tym też zapomniał.
Oczywiście.
Nie lubił śniegu.
Znaczy się lubił, ale dawniej. Kiedy był mały i w parku z innymi dzieciakami lepił bałwany, które zupełnie przypadkowo były chrzczone nazwiskami polityków. Ale zeszłej zimy wszystko się zmieniło. I wcale nie na lepsze.
http://www.members.lycos.co.uk/padd/11.jpg
Świeży śnieg chrzęści pod stopami, gdy przechadzają się po parku.
- Jestem zmęczona. Adam, chcę...
- Usiąść? Chodź, tam jest ławka.
- Nie. Chcę ci coś powiedzieć.
Mężczyzna uśmiecha się i patrzy żonie w oczy, tak pięknie zielone oczy. Nigdy nie mógł się zdecydować, czy zakochał się w tym spojrzeniu, czy w Niej.
- Słucham?
- Adam, ja... Znaczy... Więc... jest ktoś inny.
- Ktoś inny?
- Kocham go.
Zimno mu w ręce. Znowu zapomniał rękawiczek.
- Cholera, gdzie te papiery?!
- Jakie znowu papiery? Stary, weź się uspokój.
- Nie denerwuj mnie nawet! Jak mam się uspokoić w dniu rozwodu?! Gdzie mój dowód?!
- Na stole. Zrobiłeś się ostatnio strasznie roztrzepany.
- Nie no, poważnie? Idę.
- Niech moc będzie z tobą...
- Zamknij się, Mark.
http://www.members.lycos.co.uk/padd/13.jpg
Nogi same prowadziły go w sobie tylko znanym kierunku, a on ufał im bezgranicznie i nie starał się nawet zmienić trasy. Schował ręce do kieszeni i pochylony, wytrwale walczył z wiatrem.
Odgłos stóp uderzających o marmurowe schody.
No kto by pomyślał. Znów jest kawalerem.
Nie. Wróć.
Jest rozwodnikiem.
Mój Boże, jak to brzmi! Rozwodnik!
Witam, nazywam się Adam Carrington, rozwodnik. Haha, koń by się uśmiał.
Ale jemu wcale nie jest do śmiechu, gdy widzi jak Nicole, rozwódka (haha...) obściskuje się przy drzwiach wejściowych z tym... tym... psiakrew.
Teczka wypada mu z rąk. Białe kartki z przeraźliwymi czarnymi znaczkami głoszącymi, że jest człowiekiem wolnym upadają malowniczo na podłogę, gdy widzi twarz psiakrewa.
- Mark, ty... – szepcze.
Bóg.
Gdzie on jest?
Minął prawie rok od tamtego dnia. Wtedy ktoś, prawdopodobnie Ktoś z Góry, postanowił trzepnąć go w twarz, udowadniając że życie to nie sen.
Że wszystko się kiedyś kończy. Prędzej czy później.
Jedyne, co go wtedy cieszyło, to fakt że nie mieli dzieci. Bo dobrze wiedział jak to jest być rozerwanym między matką a ojcem.
Kilka miesięcy po rozprawie sprzedał dom, który mu w swej łaskawości zostawiła, bo jak można żyć widząc wokoło Rzeczy Wspólne? Obraz, który powiesili razem, fotel przed kominkiem, w którym siadali w zimowe wieczory, stół do którego z czułością podawała mu posiłki.
Haha! Z czułością!
Czy ona go kiedykolwiek kochała? Wątpliwe. W zasadzie to mógł sądzić, że każdy kolejny „wspólny” dzień był kłamstwem. No, ale przyznać trzeba, że zdradzała go w sposób subtelny. Wróciła do domku, obiadek ugotowała, porozmawiała, posiedziała jeszcze z godzinkę w salonie i dopiero wtedy gnała na zakupy.
Pytanie, co można kupić w łóżku jego najlepszego kumpla?
Nogi, wraz z całą resztą Adama, zatrzymały się dopiero przed mostem. Oparł się o barierkę i westchnął ciężko, acz cicho.
http://www.members.lycos.co.uk/padd/14.jpg
Wigilia, psiakrew. Zawsze lubił Wigilię, ale po co mu ona, skoro jest sam?
Zupełnie sam.
Nie mógł usiedzieć w domu, gdy z każdego kąta wystawały świąteczne kartki, na korytarzu pachniało piernikami, a w telewizji wiadomości ogłaszał święty Mikołaj. Natomiast przeglądanie teczek klientów nie zdawało się być nazbyt kuszącą propozycją.
Było już ciemno, choć była dopiero szósta. Cóż, w zimie wszystko dzieje się szybciej. Spojrzał w niebo i uśmiechnął się, gdy biały puszek opadł mu na nos. Rozglądnął się dookoła i ujrzał kobietę, przechylającą się przez barierkę.
Zdecydowanie za bardzo się przechylającą.
- Cholera, ona wypadnie! – pomyślał w ułamku sekundy.
Ruszył na tyle szybkim sprintem, na ile było to możliwe, zważywszy na fakt, że pod stopami miał śnieg, który z białego puszku zdążył już się przeobrazić w ciemną breję i ostatniej chwili złapał ją w pasie.
http://www.members.lycos.co.uk/padd/15.jpg
- Zwariowała pani?!
Kobieta zachichotała. Otaczał ją smród mieszaniny różnych alkoholi, od wódki począwszy, a na winie skończywszy. Adam zmarszczył brwi.
- Pani jest pijana.
- Brawo, kochaniutki, haha...
- Pani się chciała zabić?!
- Nie, tylko popływać. – najwyraźniej chciała być ironiczna, jednak efekt był zupełnie odwrotny, bo zachwiała się na nogach i padła mu w ramiona, pochrapując cicho.
Tylko tego mu brakowało.
Jeśli ją zostawi, to pierwszy lepszy typ spod ciemnej gwiazdy się nią „zajmie”. Więc musi ją wziąć ze sobą.
Wziął ją na ręce, westchnął ciężko, bo odór alkoholu nie był dobrze przyswajalnym przez jego organizm zapachem, i ruszył w stronę swojego apartamentu.
~*~
Był czerwony na twarzy. I dlatego, że niesienie spitej kobiety przez pół miasta wiązało się z pewnym wysiłkiem fizycznym, ale również dlatego, że spojrzenia recepcjonistki i innych mieszkańców hotelu nie zdawały się być przychylne.
- Taki znany prawnik a zadaje się z narkomankami, kto by pomyślał... – szeptała pani Gibson do męża na tyle głośno, by Adam to usłyszał.
http://www.members.lycos.co.uk/padd/16.jpg
Odetchnął z ulgą, gdy zamknął za sobą drzwi. Położył dziewczynę na kanapie, przykrył ją kocem i stwierdził, że musi odpocząć i czegoś się napić.
Kawy!
Bynajmniej nie świątecznej.