PDA

Zobacz pełną wersję : O właściwościach terapeutycznych świec


Paddie
21.12.2005, 20:44
Słowo Wstępne, Bardzo Istotne:
Tak, to znowu ja. Tak, możecie już uciekać. Nie, to nie będzie sensacja.
Tak, będzie o Świętach.
Bo co innego pisać, gdy śnieg za oknem, a zewsząd dopada Cię basowe „Ho, ho, ho!”? Czar Tych Świąt, a także Świąt Poprzednich, ostatnimi czasy postanowił mnie zmobilizować do pracy. Bo przyznaję, nie napisałam niczego w miarę sensownego od zeszłej zimy. Słodkie lenistwo! Ale przy tym pomyśle palce same rwały się do klawiatury. Nie uważam go za szczególnie udany, ale jakoś tak przypadł mi do gustu. Może nawet nie ma w sobie tego Świątecznego Czegoś, nie wiem. Ocenę pozostawiam Wam – starałam się i włożyłam w to serce. A co z tego wyszło, to zostanie, nic zmieniać nie zamierzam ;>
To fs będzie trzyczęściowe – krótkie fakt, ale rozciąganie tego pomysłu na kilkanaście odcinków... no cóż, wiadomo ;>
Życzę miłej lektury! ^_^ (a tym, co lubią zjadać, znaczy opierdzielać, takich tfu!rców jak ja – smacznego ^_^)
Aha, wybaczcie mi jakość i rozmiar zdjęć – starałam się, ale jakość jest jaka jest, a o rozmiarze całkiem zapomniałam. I przepraszam za brak plakatu, czy czegoś tam – ledwo painta obsługuję ;p w ogóle nie znam się na takich rzeczach.
No, to zapraszam do lektury ^^’

Spis treści:
Odcinek 1 - poniżej.
Odcinek 2 - >click!< (http://www.forum.thesims.pl/showpost.php?p=486024&postcount=19)
Odcinek 3, ost. - >click!< (http://www.forum.thesims.pl/showpost.php?p=486546&postcount=35)

O właściwościach terapeutycznych świec,
czyli Opowiadanie Świąteczne.


Odcinek 1, z dedykacją dla mojej cudownej Oazi ;> ;*
http://www.members.lycos.co.uk/padd/12.jpg
Jego życie było cholernie szybkie. Zdecydowanie za szybkie.
Przez tą prędkość zatracił to, co najważniejsze i oczywiście zauważył to po fakcie. Jak zawsze.
Cóż, Polak mądry po szkodzie. A przecież miał trochę polskiej krwi w żyłach. W zasadzie to połowę, i chwała matce za to. Bo polskie tradycje, które niestety również w Polsce zaczęły zanikać, wydawały mu się o wiele bardziej atrakcyjne od tych angielskich. A na pewno łatwiejsze do przyswojenia. Bóg, Honor, Ojczyzna, tak piszą książki.
Szkoda, że przerodziło się to w Tolerancję do mniejszości religijnych, Pieniądze i To, Jak Patrzą Na Ciebie Inni.
Cholera.
Klucz szczęknął w zamku, zamykając drzwi do jego domu.
Stop, wróć.
Nie domu, bo przecież, jakie to śmieszne, on nie miał domu. Bo czy apartament w hotelu można nazwać domem?
Dom to emocje, rodzina, wspomnienia. Ciepło i poczucie cholernego bezpieczeństwa, a nie ściany i meble.
O tym też zapomniał.
Oczywiście.

Nie lubił śniegu.
Znaczy się lubił, ale dawniej. Kiedy był mały i w parku z innymi dzieciakami lepił bałwany, które zupełnie przypadkowo były chrzczone nazwiskami polityków. Ale zeszłej zimy wszystko się zmieniło. I wcale nie na lepsze.
http://www.members.lycos.co.uk/padd/11.jpg

Świeży śnieg chrzęści pod stopami, gdy przechadzają się po parku.
- Jestem zmęczona. Adam, chcę...
- Usiąść? Chodź, tam jest ławka.
- Nie. Chcę ci coś powiedzieć.
Mężczyzna uśmiecha się i patrzy żonie w oczy, tak pięknie zielone oczy. Nigdy nie mógł się zdecydować, czy zakochał się w tym spojrzeniu, czy w Niej.
- Słucham?
- Adam, ja... Znaczy... Więc... jest ktoś inny.
- Ktoś inny?
- Kocham go.

Zimno mu w ręce. Znowu zapomniał rękawiczek.

- Cholera, gdzie te papiery?!
- Jakie znowu papiery? Stary, weź się uspokój.
- Nie denerwuj mnie nawet! Jak mam się uspokoić w dniu rozwodu?! Gdzie mój dowód?!
- Na stole. Zrobiłeś się ostatnio strasznie roztrzepany.
- Nie no, poważnie? Idę.
- Niech moc będzie z tobą...
- Zamknij się, Mark.

http://www.members.lycos.co.uk/padd/13.jpg
Nogi same prowadziły go w sobie tylko znanym kierunku, a on ufał im bezgranicznie i nie starał się nawet zmienić trasy. Schował ręce do kieszeni i pochylony, wytrwale walczył z wiatrem.

Odgłos stóp uderzających o marmurowe schody.
No kto by pomyślał. Znów jest kawalerem.
Nie. Wróć.
Jest rozwodnikiem.
Mój Boże, jak to brzmi! Rozwodnik!
Witam, nazywam się Adam Carrington, rozwodnik. Haha, koń by się uśmiał.
Ale jemu wcale nie jest do śmiechu, gdy widzi jak Nicole, rozwódka (haha...) obściskuje się przy drzwiach wejściowych z tym... tym... psiakrew.
Teczka wypada mu z rąk. Białe kartki z przeraźliwymi czarnymi znaczkami głoszącymi, że jest człowiekiem wolnym upadają malowniczo na podłogę, gdy widzi twarz psiakrewa.
- Mark, ty... – szepcze.
Bóg.
Gdzie on jest?

Minął prawie rok od tamtego dnia. Wtedy ktoś, prawdopodobnie Ktoś z Góry, postanowił trzepnąć go w twarz, udowadniając że życie to nie sen.
Że wszystko się kiedyś kończy. Prędzej czy później.
Jedyne, co go wtedy cieszyło, to fakt że nie mieli dzieci. Bo dobrze wiedział jak to jest być rozerwanym między matką a ojcem.
Kilka miesięcy po rozprawie sprzedał dom, który mu w swej łaskawości zostawiła, bo jak można żyć widząc wokoło Rzeczy Wspólne? Obraz, który powiesili razem, fotel przed kominkiem, w którym siadali w zimowe wieczory, stół do którego z czułością podawała mu posiłki.
Haha! Z czułością!
Czy ona go kiedykolwiek kochała? Wątpliwe. W zasadzie to mógł sądzić, że każdy kolejny „wspólny” dzień był kłamstwem. No, ale przyznać trzeba, że zdradzała go w sposób subtelny. Wróciła do domku, obiadek ugotowała, porozmawiała, posiedziała jeszcze z godzinkę w salonie i dopiero wtedy gnała na zakupy.
Pytanie, co można kupić w łóżku jego najlepszego kumpla?

Nogi, wraz z całą resztą Adama, zatrzymały się dopiero przed mostem. Oparł się o barierkę i westchnął ciężko, acz cicho.
http://www.members.lycos.co.uk/padd/14.jpg
Wigilia, psiakrew. Zawsze lubił Wigilię, ale po co mu ona, skoro jest sam?
Zupełnie sam.
Nie mógł usiedzieć w domu, gdy z każdego kąta wystawały świąteczne kartki, na korytarzu pachniało piernikami, a w telewizji wiadomości ogłaszał święty Mikołaj. Natomiast przeglądanie teczek klientów nie zdawało się być nazbyt kuszącą propozycją.
Było już ciemno, choć była dopiero szósta. Cóż, w zimie wszystko dzieje się szybciej. Spojrzał w niebo i uśmiechnął się, gdy biały puszek opadł mu na nos. Rozglądnął się dookoła i ujrzał kobietę, przechylającą się przez barierkę.
Zdecydowanie za bardzo się przechylającą.
- Cholera, ona wypadnie! – pomyślał w ułamku sekundy.
Ruszył na tyle szybkim sprintem, na ile było to możliwe, zważywszy na fakt, że pod stopami miał śnieg, który z białego puszku zdążył już się przeobrazić w ciemną breję i ostatniej chwili złapał ją w pasie.
http://www.members.lycos.co.uk/padd/15.jpg
- Zwariowała pani?!
Kobieta zachichotała. Otaczał ją smród mieszaniny różnych alkoholi, od wódki począwszy, a na winie skończywszy. Adam zmarszczył brwi.
- Pani jest pijana.
- Brawo, kochaniutki, haha...
- Pani się chciała zabić?!
- Nie, tylko popływać. – najwyraźniej chciała być ironiczna, jednak efekt był zupełnie odwrotny, bo zachwiała się na nogach i padła mu w ramiona, pochrapując cicho.
Tylko tego mu brakowało.
Jeśli ją zostawi, to pierwszy lepszy typ spod ciemnej gwiazdy się nią „zajmie”. Więc musi ją wziąć ze sobą.
Wziął ją na ręce, westchnął ciężko, bo odór alkoholu nie był dobrze przyswajalnym przez jego organizm zapachem, i ruszył w stronę swojego apartamentu.

~*~


Był czerwony na twarzy. I dlatego, że niesienie spitej kobiety przez pół miasta wiązało się z pewnym wysiłkiem fizycznym, ale również dlatego, że spojrzenia recepcjonistki i innych mieszkańców hotelu nie zdawały się być przychylne.
- Taki znany prawnik a zadaje się z narkomankami, kto by pomyślał... – szeptała pani Gibson do męża na tyle głośno, by Adam to usłyszał.
http://www.members.lycos.co.uk/padd/16.jpg
Odetchnął z ulgą, gdy zamknął za sobą drzwi. Położył dziewczynę na kanapie, przykrył ją kocem i stwierdził, że musi odpocząć i czegoś się napić.
Kawy!
Bynajmniej nie świątecznej.

Paddie
22.12.2005, 19:48
Tym razem zdjęcia wyszły, w moim mniemaniu, dobre ;>
Poszperałam w ustawieniach, tylko nie wiem, czy nie są aby za duże XD
No nic, zapraszam serdecznie do lektury.

Odcinek II, czyli o kacu i bólu głowy, dedykowany osobistościom czatowym ;>

http://www.members.lycos.co.uk/padd/21.jpg
Otworzyła oczy i stwierdziła, że chyba jest w wesołym miasteczku.
Bo otoczeniu brakowało tylko tysięcy światełek i baloników, reszta była identyczna – pomieszczenie kręciło się, wirowało, rozciągało się i jak na złość nie chciało stanąć w jednym miejscu. Zamknęła oczy i ponownie je otworzyła. Obraz zatrzymał się, ale był to obraz nieprawdopodobny. Znajdowała się bowiem w mieszkaniu, i to bardzo eleganckim. Leżała na szarej, ekskluzywnej kanapie, pod ciemnym kocem. Znieruchomiała i wytrzeźwiała momentalnie. Wsadziła ręce pod koc i upewniła się, że ma na sobie wszystkie części garderoby, po czym odetchnęła z ulgą. Więc jednak nie popędy jakiegoś samca spowodowały, że znalazła się w tym luksusie.
- Kawy?
Obróciła szybko głowę. Za szybko.
Ból przeszył tył jej czaszki, jęknęła więc i opadła ponownie na kanapę.
- Boooli...
- No ja myślę. Nie szczędziła pani sobie przyjemności tego wieczoru, nieprawdaż?
- Która godzina?
- Ósma dopiero.
http://www.members.lycos.co.uk/padd/22.jpg
Spojrzała na fotel obok kanapy, na której leżała. Siedział w nim przystojny, na oko trzydziestoletni mężczyzna, trzymający w dłoniach kubek, z którego przyjemnie się dymiło. W powietrzu wyczuwalny był cudowny zapach świeżo zaparzonej kawy.
- Co ja tu robię? Kim pan jest?
Mężczyzna wstał, ruszył do kuchni i po kilku chwilach usłyszała syk gotującej się wody i jego ciepły głos:
- Pani tu trzeźwieje, a ja jestem człowiekiem który uchronił panią przed samobójstwem, z czego jestem, za przeproszeniem, cholernie dumny.
- Samobójstwem?
Z kuchni dobiegł ją odgłos wody nalewanej do kubka. Po chwili na stoliczku przed kanapą pojawiła się kolejna kawa, pieszcząca swym aromatem jej nozdrza. Chwyciła ciepły kubek w ręce i zaczęła ją powoli sączyć, czując jak wypełnia ją ciepło i cudowne poczucie wszechogarniającej ulgi.
- O mały włos, a spadłaby pani z mostu.
- Kim pan jest? – powtórzyła, patrząc mu w oczy.
- Adam Carrington, miło mi. – brązowe oczy z figlarną iskierką w środku, uśmiechnęły się znad krawędzi kubka.
http://www.members.lycos.co.uk/padd/23.jpg
Dziewczyna odłożyła puste naczynie na stoliczek, przeczesała dłonią włosy i westchnęła. Spojrzała na mężczyznę w fotelu. Nie wydawał się być w najmniejszym stopniu speszony tą sytuacją, a ona czuła się bardzo nieswojo.
- Jak się panu odwdzięczę?
- Niech pani się już nie spija.
To zdanie zadziałało na nią jak zimny prysznic.
Nie wiedziała nawet z kim spędziła ten wieczór i w jakich okolicznościach urwał jej się film i skąd wzięła się na moście. Ta biała plama we wspomnieniach naprawdę ją irytowała. Westchnęła ciężko.
- Dlaczego upadłam?
Mężczyzna spojrzał jej w oczy. Jego głos był miękki i ciepły, a zarazem stanowczy, brzmiał jak głos ojca karcącego dziecko.
- Bo upadki innych niczego cię nie nauczyły.

~*~

http://www.members.lycos.co.uk/padd/24.jpg
Jak dobrze. Kąpiel to rzecz, której naprawdę potrzebowała.
Spojrzała w lusterko stojące obok wanny i naprawdę się przeraziła. Wyglądała strasznie. Ostry makijaż, postarzający ją o dobre kilka lat, czarne włosy sterczące pod różnymi kątami.
To nie ona. To ktoś inny.
Czy to żart?

Był z siebie dumny. Może jednak uchował się w nim ten pieprzony duch Świąt i dlatego wziął ją do siebie? A może po prostu nie jest jeszcze zepsuty do szpiku kości?
Ciepła woda trysnęła do zlewu, a on zabrał się za mycie kubków.
Gdy skończył i obrócił się w stronę salonu, zauważył że dziewczyna stoi w drzwiach. Najwyraźniej od dobrych kilku chwil.
http://www.members.lycos.co.uk/padd/25.jpg
- Proszę pana...
- Adam, jestem Adam.
- Tak... Adam, czy... No, czy my...
- Do niczego nie doszło, jeśli o to ci chodzi. Chodź do pokoju, nie stercz tu jak kołek.
Przyglądnął jej się i na jego twarz wpłynął uśmiech. Bez makijażu i odoru alkoholu, zdawała się być zupełnie inną osobą. Zdecydowanie lepszą wersją dziewczyny z mostu.
- Jak masz na imię?
- Grace.
- A nazwisko?
- Grace wystarczy. – popatrzyła mu w oczy, on kiwnął głową.
Oczywiście, że wystarczy.

Milczeli. Cisza ta nie zaliczała się do tych niezręcznych.
Spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się w tym samym momencie.
Dwie samotne dusze, które teraz tak bardzo potrzebowały mieć kogoś obok siebie.
Adam wstał i ruszył do kuchni.
Otworzył lodówkę i zaśmiał się głośno.
- Co się stało?
- Cóż, myślisz że kanapki mogą udawać wigilijną wieczerzę? Choinki też nie mam, ale może coś da się zrobić.
- To dziś Wigilia? – Grace spojrzała ze zdziwieniem na drzwi lodówki, za którymi zniknął jej wybawca.
http://www.members.lycos.co.uk/padd/26.jpg
Drzwi lodówki jednak nie odpowiedziały twierdząco, tylko przemówiły głosem nieudolnie przypominającym bas świętego Mikołaja:
- Ho, ho, ho.

Paddie
23.12.2005, 18:06
Cóż, to by było na tyle :>
Chcę Wam bardzo podziękować za ciepłe komentarze i miłe słowa. Obiecuję, że gdy tylko mnie wena dopadnie, wezmę się za coś 'rozlazłego' ;>
A tymczasem życzę miłej lektury i Wesołych Świąt.


Odcinek III, czyli o świecach, dedykowany Przyjaciołom ;>

http://www.members.lycos.co.uk/padd/31.jpg
- Kto kogo zostawił?
- Proszę?
- Widać, że jesteś rozwiedziony.
- Jak to widać?
- Po twarzy. Zresztą, kawaler by się od razu na mnie rzucił.
- Naprawdę sądzisz, że jesteś tak atrakcyjna, że gdyby nie moje złamane serce, to już bylibyśmy w sypialni?
- Aha.
- Spójrz w lustro.
- Jesteś bardzo miły.
- Nazwałbym to szczerością.
- A ja wrednością. Ale dobre robisz kanapki... znaczy się wigilijne wieczerze. Więc ona odeszła?
- Nie chcę o tym mówić.
- A właśnie, że chcesz.
- Ona zdradzała mnie dobry rok z moim najlepszym kumplem. Zadowolona?
- Mhm. Ty też, bo, chociaż zaprzeczasz, bardzo chcesz o tym komuś opowiedzieć.
- Jeszcze nie teraz.
- Więc kiedy?
- Nie teraz.
- Jesteś monotematyczny.
- PSIAKREW!
Ciemność ogarnęła ich ze wszystkich stron. Wieżowiec za oknem również spowity był czernią. W pojedynczych oknach paliły się świeczki.
- Korki siadły? – Grace chciała wstać, ale potknęła się o swoje buty i wylądowała na fotelu.
- Nie, chyba w całej dzielnicy padło. – na tle okna zobaczyła zarys barków Adama, które po chwili zniknęły w ciemności pokoju.
http://www.members.lycos.co.uk/padd/32.jpg
- Masz latarkę? – dziewczyna nie próbowała się już podnosić, bo nie znała rozmieszczenia przedmiotów i bała się cokolwiek przewrócić.
- Tak, tylko nie wiem gdzie. Ale w kuchni mam świece.
Oczy Grace zaczęły przyzwyczajać się do mroku. Widziała jak mężczyzna znika w zarysie kuchennych drzwi, a po chwili usłyszała serię słów uważanych potocznie za niecenzuralne i odgłos przewracającego się krzesła. Zachichotała pod nosem, bawiła ją ta sytuacja. I nawet głowa przestawała już boleć.
Z kuchni dobyło się światełko.
Światło zamrugało, zaczęło się szamotać, jakby chciało uciec. Po chwili uspokoiło się, a w drzwiach ukazał się Adam z świeczką w dłoni, bardzo z siebie dumny.
Położył ją razem ze świecznikiem na stoliczku i usiadł na kanapie. Razem z oświetleniem wysiadło najwyraźniej ogrzewanie, bo zrobiło się zimno.
Grace siadła obok niego, przykryła ich kocem. Adam spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Będzie cieplej – szepnęła i przyjrzała się świecy. – Zielona.
- To kolor nadziei.
- Istnieje coś takiego?
- Musi istnieć.
http://www.members.lycos.co.uk/padd/33.jpg
Siedzieli, w skupieniu przyglądając się płomykowi. W oknach sąsiedniego wieżowca pojawiało się coraz więcej światełek.
- Złamała mi serce. Powiedziała mi o nim w naszą rocznicę, jak chodziliśmy po parku. Nie rozumiałem, ciągle nie rozumiem, jak mogła mi zrobić coś takiego, skoro przed ołtarzem przysięgała mi miłość i wierność. Jak mógł mi to zrobić kumpel, którego znam od kołyski? Co kieruje w takich sytuacjach człowiekiem? Jak można tak po prostu zdradzić? I miłość, i przyjaźń. No jak?...
Grace oparła czoło o jego ramię i słuchała. Nie chciała mu przerywać, dobrze wiedziała, jak to jest wyrzucić z siebie cały swój ból, całą gorycz i smutek. I wiedziała, jak bardzo potrzebny jest wtedy ktoś, kto cię wysłucha.
Więc słuchała. Po kilku chwilach, Adam przerwał, Grace poczuła jak jego ramiona zaczynają drżeć. Nie musiał już więcej nic mówić, ona dobrze wiedziała, że ten wieczór pomógł im obojgu.
Na ulicy oddzielającej dwa wieżowce było niemal tak jasno jak w dzień, tysiące świec rzucały na ziemię światło nadziei. A do nieba – modlitwy.
Zza ściany usłyszeli radio na baterie Gibsonów. Chwila szumu, potem piękny kobiecy głos, śpiewający kolędę. Chwilę później głosowi zawtórował baryton pana Samuela i alt pani Georgii. Grace uśmiechnęła się i zaczęła nucić. Dźgnęła Adama łokciem.
- Co?
- No śpiewaj!
Więc śpiewał. I czuł, że z każdym następnym słowem było mu lżej. Czuł czyjąś obecność, i wcale nie chodziło mu o dziewczynę obok niego. Czuł, że jednak gdzieś tam, gdzie ludzki wzrok nie sięga, ktoś pcha nas do przodu, grozi palcem gdy to potrzebne i uśmiecha się, gdy zaczynamy rozumieć. Człowiek musi w coś wierzyć. Niektórzy wierzą w miłość, inni w wolność, jeszcze inni w przeznaczenie. A czym, do licha, On jest, jeśli nie tym właśnie?
Spojrzał za okno.
Czy to właśnie jest magia Świąt?
Bóg.
- On tu jest.
- Kto?
- On. – mężczyzna uśmiechnął się i otarł łzy z policzków. – W Święta nikt nie jest sam.
http://www.members.lycos.co.uk/padd/34.jpg

~*~

Adam otworzył oczy i ziewnął głośno. Dopiero po chwili zorientował się, że był w pokoju sam.
Na stoliczku po świecy pozostał już tylko knot i roztopiony wosk. O świecznik oparta była wizytówka, na której odwrocie było napisane tylko Wesołych Świąt. Dziękuję, Grace.
Mężczyzna wstał, otworzył okno i wciągnął świeże powietrze. Uśmiechnął się do kolorowych czapek w dole, które wraz ze swymi właścicielami postanowiły uczcić pierwszy dzień Świąt spacerem.
- Wesołych Świąt! – krzyknął i schował się do środka, bo zimno było przeraźliwie. Siadł na parapecie i nie zastanawiał się nawet, gdzie zniknęła Grace. Wiedział, że ją wczorajszy dzień też zmienił i że nie zrobi następnego głupstwa. Po chwili wstał, wziął do ręki wizytówkę i zaśmiał się szczerze.
Grace Willis, psycholog.
No kto by pomyślał...
Spojrzał na świecę i przypomniał sobie to, co działo się w nocy. Było mu dużo lepiej. Poczuł, że teraz mógłby przenosić góry.
I przeniesie.
Podszedł do telefonu i wystukał tak dobrze mu znany numer. Odczekał kilka sygnałów, wciąż niepewny swojej decyzji. Gdy usłyszał Ten Głos, wiedział już że to wszystko ma sens.
- Wesołych Świąt, Nicole.
Ma sens.
http://www.members.lycos.co.uk/padd/35.jpg



EPILOG
George Harrison stał przy oknie i w milczeniu przyglądał się okolicy pogrążonej w mroku najpiękniejszej, ponoć, nocy w roku. Dla niego nie była najpiękniejsze, o nie.
http://www.members.lycos.co.uk/padd/e1.jpg
Cóż, to prawda, że w dzieciństwie Wigilia była czymś niesamowitym, ale teraz, gdy został już sam, i to wcale nie za sprawą czasu, ale pieniędzy, nie czekał już na nią tak jak dawniej. Dla niego, człowieka interesu, była następną nocą, której każda kolejna minuta przybliżała go do następnego dnia ciężkiej pracy w firmie.
Odwrócił się od okna i rozglądnął się po salonie. Nie kupił w tym roku choinki, cholera. Zresztą, po co mu ona?
Już ruszał w stronę swojego gabinetu, a co za tym idzie – w stronę interesów, gdy milczenie tego wielkiego, pustego domu przerwał dzwonek do drzwi. George zmarszczył brwi, a będąc człowiekiem cierpliwym, postanowił poczekać aż ktoś sobie pójdzie. Ktoś jednak był równie uparty, więc po dziesięciu minutach mężczyzna otworzył drzwi, po czym zamarł.
http://www.members.lycos.co.uk/padd/e2.jpg
Za progiem stała jego pani psycholog.
George zanotował w myślach, że miała wielkie rumieńce na policzkach (zimno było jak cholera) i koszyk w rękach. Nie pytając o pozwolenie, wparowała do środka, ściągnęła płaszcz i ruszyła do kuchni.
- Proszę pani?... – zdołał tylko szepnąć zaskoczony George, po czym ruszył za nią truchtem.
Gdy wszedł do jadalni, pani Willis kończyła wykładać na stół świąteczne potrawy.
- Czy pani zgłupiała? – mężczyzna zmarszczył brwi.
- Niech mi pan wierzy – uśmiechnęła się pani psycholog. – Że jestem rozsądną kobietą. Płacę składki emerytalne, myję zęby dwa razy dziennie i jestem magistrem psychologii. Wie pan, kilka lat temu ktoś bardzo smutny nauczył mnie czegoś bardzo dobrego. W Święta nikt nie powinien być sam.
Wyciągnęła z koszyka ostatnią rzecz – zieloną świecę.
- Nadzieja, panie Harrison, nadzieja.
http://www.members.lycos.co.uk/padd/e3.jpg

KONIEC
Wersja anglojęzyczna: THE END



Tradycyjne już podziękowania.
- Oazi, która wspierała, kopała, dźgała, wściekała się, a czasem nawet radziła ;>. Dzięki za wszystko, siostro!
- Mojej Bandzie, która czasem dość brutalnym metodami uświadamiała mi, że to FS musi znaleźć się na forum.
- Ludowi czatowemu, bez którego życie nie byłoby takie wesołe ;>
- SO, czyli Okularowi, który powiedział „tak”, gdy go zapytałam „tak czy nie”? XD i Megisi, która też powiedziała „tak” XDDD
- Karpiowi, barszczowi z uszkami i pierogom z kapustą. Mojej rodzinie, kolędom, choince i przyjaciołom. Generalnie, Tym Dniom, w które aż chce się żyć.
- Wszystkim Wam, którzy zechcieliście to przeczytać, a może nawet skomentować. Cześć Wam i chwała ;>

Więc cóż...
Wesołych Świąt.