PDA

Zobacz pełną wersję : Wrota


Shade
09.01.2006, 11:14
Drogi czytelniku FS, które masz teraz przed sobą to szczyt twoich najśmielszych marzeń! Bo kto nie chciałby przeżyć prawdziwej przygody, ale takiej z nutką tajemnicy i grozy. Chciałam serdecznie pozdrowić autorkę FS, które po części zainspirowało mnie, czyli Voyage i Aprille. Oczywiście FS opowiada o zupełnie, czym innym, ale wiadomo sam fakt motywu PRZYGODY jest zaczerpnięty właśnie z tego opowiadania.
Jeśli chodzi o Zgromadzenie BĘDZIE KONTYNUOWANĘ tu mamy tylko kwestie robienia zdjęć, co systematycznie staram się robić...
No cóż teraz tylko nie pozostaje mi nic innego jak prosić was o to abyście usiedli wygodnie i wyobrażali sobie WAS w roli głównych bohaterów!! MIŁEGO CZYTANIA....

ODCINEK2 (http://www.forum.thesims.pl/showpost.php?p=495823&postcount=19)
odcinek 3 (http://www.forum.thesims.pl/showpost.php?p=496097&postcount=27) http://img243.imageshack.us/img243/5527/image42ho.jpg
Suche liście szeleściły pod podeszwami. Stopy zanurzały się lekko w warstwę burych i żółtych liści, pokrywających gęsto alejkę. Przez rzadkie korony drzew przeświecało słabe, jesienne słońce. Mroźne powietrze nie zostawiało złudzeń, lato odeszło dawno temu, królowa śniegu składa już pocałunek na licach górskich strumieni. Była blisko.
Na tle bezchmurnego bladoniebieskiego przestworu, czerwień liści tworzyła wspaniały kontrast. Ludzi w parku było niewiele, hałas ulicy też jakiś odległy. Jedynie miarowy szelest, przyjemny dla ucha i nerwów.
http://img229.imageshack.us/img229/9941/fts17ra.jpg
Zapaliłam papierosa i rozejrzałam się wkoło. Naprawdę nie mogłam myśleć o niczym, o tym, co było, czy będzie. Chwila osnuła się wokół mnie, niczym niebieskawy dym mojego papierosa, przyniosła błogość. Chciałam zatrzymać ją jak najdłużej. Odpędzałam od siebie myśli, wsłuchując się w śpiew liści, szum wiatru, kochanka drzew.
-Mam nie wiele czasu!! Proszę to wziąć
-Ale.....
http://img229.imageshack.us/img229/3103/fts29xq.jpg http://img230.imageshack.us/img230/9295/klucz2mv.gif
Nawet nie zdążyłam zapytać, o co chodzi.? Mężczyzna w czarnym płaszczu tak samo szybko zniknął jak się pojawił. W dłoni trzymałam lekko zardzewiały klucz zawieszony na śmiesznym breloku przypominającym jakieś litery, znaki, cyfry. Teraz nawet nie miałam głowy na to, aby pomyśleć, co ten mężczyzna chciał ode mnie.
Oczywiście w biurze byłam pierwsza, Piegus zapewne jeszcze spał (jeszcze? Jedenasta godzina!). Ale w końcu on jest szefem. Uporządkowałam wczorajsze faktury, nastawiłam wodę na kawę i wyszłam do warsztatu, zobaczyć jak tam radzi sobie pan Miecio i jego brygada.
Hale znajdowały się za budynkiem biura, w jednej był magazyn, w drugiej warsztat stolarski.
http://img230.imageshack.us/img230/6664/fts58bh.jpg
-Czas na małą, służbową kontrolę.
-Przecież pokazywałem ci tyle razy, jak zrobić te wyżłobienia na wieku, widziałeś wzorzec, i co? – Usłyszała głos pana Miecia. – Znowu nie tak, jak trzeba, zbankrutujemy przez ciebie!
Domyśliłam się, że to znów spór o trumnę zamówioną przez pana Berenckiego. Klient zażyczył sobie wygrawerowanie na wieku dziwnego i niezwykle skomplikowanego wzoru. Wczoraj zamówienie zostało wykonane, ale pan Berencki dopatrzył się niewielkiego uchybienia, nie było dwóch kresek w centralnej części wzoru i kazał wszystko robić od nowa. Powiedział, ze to sprawa życia i śmierci, musi być jak we wzorze. Ciekawe, czemu niby to sprawa życia i śmierci, skoro jego żona nie żyje już od trzech dni i raczej fikuśny wzorek na wieku trumny jej nie wskrzesi. Ale przez te pięć lat pracy w zakładzie pogrzebowym „Happy Trupik” (tylko bez śmiechu, mój pracodawca nazywa się Bogdan Trupik), widziałam wiele. Ludzie różnie reagują na śmierć bliskiej osoby, w końcu to nic wesołego.
-Jak tam, panie Mieciu? – Zagadnęłam.
-Oj nijak, szefowo. Ten idiota zapomniał tego łuczku, o tutaj. – Pokazał małym palcem na jedną część wzoru. – Musimy robić od nowa, tylko materiał psujemy.
-Panie Mieciu, przecież można dorobić ten łuczek.
-Nie bardzo, szefowo, wtedy ta kreska nie będzie wyglądać jak na wzorcu, najpierw łuczek a potem ta kreska.
-Dobrze, dobrze - zniecierpliwiłam się – proszę zacząć od nowa, pan Berencki słono nam płaci, umówię się z nim, na choć częściowy zwrot kosztów wykonania. Praca jest trudna, nie wiem, czy zdecyduje się na inny zakład. Nie wiem, czy gdzieś zrobią mu lepiej tą trumnę – uśmiechnęłam się z dumą, bo nasz dom pogrzebowy był najlepszy w mieście.
Wróciłam do biura. Piegus zaparzył już kawę i siedział, pochylony nad cennikiem, rozmawiał przez telefon.
-No tak, oczywiście, wzorów jest dużo, ceny wahają się od 200 do nawet 800 złotych, są też realizowane specjalne zamówienia… Żałobnicy, tak… no cóż, każdy z nich bierze 20 złotych za godzinę. Piwniczka będzie otworzona… ma pani zgodę parafii na otworzenie piwniczki? Aha, aha, tak, tak… wszystko jasne, proszę przyjść jutro… noooo, kiedy pani pasuje, omówimy szczegóły. Aha, aha, tak, do widzenia.
Odłożył słuchawkę i spojrzał w moją stronę.
-I jak tam nasz najlepszy klient? Był już dziś?
-Bernecki? Nie, ale nie martw się, na pewno wpadnie. Koleś zachowuje się jakby od tego, jak będzie wyglądał pogrzeb jego żony, zależały losy świata.
Piegus zaśmiał się, poskrobał swą wściekle rudą głowę.
-Cóż, Gosiu, klient nasz pan. Niech sobie chowa żonę nawet w kryształowej trumnie, nam nic do tego, byle płacił.
-Tak, tak. Ale wiesz, on mi się nie podoba, właściwie to ja się go trochę boję. Oprócz tej trumny nie uzgodnił z nami niczego, nie zamówił karawanu, ani żałobników, nie powiedział, gdzie będzie pogrzeb. Nawet nie przewieziono ciała do naszej kostnicy.
-Jesteś przewrażliwiona – roześmiał się, jakbym opowiedziała świetny dowcip.
Odwróciłam się udając obrażoną, włączyłam laptopa, otworzyłam księgę zamówień, ale myślami odpłynęłam na drugą stronę ulicy.
Metalowe ogrodzenie graniczyło z parkiem. Za jego szarymi prętami rósł gęsty żywopłot. Był to cmentarz, miasto kamiennych nagrobków pod niebem ze starych dębów i kasztanów.
Ktoś szarpnął mnie za ramie. Piegus.
-Kobieto, do pracy, zlecenia nas gonią. Masz już gotowe zamówienia do zakładu kamieniarskiego? Bo dzwonili wczoraj.
-Prawie – odpowiedziałam, wracając do przytomności, pochyliłam się nad ekranem komputera. Jednak dopiero teraz patrząc w te wszystkie tabele, zestawienia przypomniał mi się tajemniczy mężczyzna i dziwny klucz, który otrzymałam.
http://img228.imageshack.us/img228/3401/fs65yb.jpg
-Gośka zrobiłaś już wszystko?? Jesteśmy i tak cholernie opóźnieni a ty zajmujesz się najmniej ważnymi sprawami w tej chwili.
-Piegus i tak zapieprzam tu za wszystkich, więc proszę cię bez zbędnego pośpieszania. Praca zostanie zrobiona na czas.
-Eee?? Ugryzło cię coś dzisiaj chyba??
-Może ugryzło a może nie!! Dobra posłuchaj dzisiaj rano idąc do pracy zaczepił mnie jakiś mężczyzna. Nawet jego twarzy nie widziałam. Dał mi ten klucz i zniknął.
-Kluczyk to jest jakieś starocie. Może otwiera tajemnicze drzwi. Hhaha
-To nie jest zabawne! Dał mi i powiedział, że nie ma dużo czasu, więc..
-Więc daj sobie spokój. Zajmij się lepiej pracą.
Co za debil!! Bo tylko tak można określić takiego snoba jakim jest Piegus.
Rzęsisty deszcz padał i moczył wszystko, co tylko był w stanie dosięgnąć. Wiatr wyrywał czarne parasole z rąk ludzi, którzy śpieszyli do domów. Pół godziny później podjechałam już pod swój dom. Otworzyłam drzwi, weszłam do holu, który prowadził do biblioteki, w kuchni zostawiłam zakupy, przeszłam do ogromnego salonu. Zrzuciłam buty nalałam sobie do szklaneczki koniaku, wrzuciłam dwie kostki lodu i zaczęłam badawczo przyglądać się tej tajemniczej rzeczy, którą otrzymałam dzisiaj rano. –Może w Internecie znajdę coś na temat tego klucza
http://img228.imageshack.us/img228/5784/fs77lz.jpg
Zbliżała się trzecia nad ranem. Zmęczona dziesiątą godziną szukania najdrobniejszej informacji na temat klucza odchyliłam głowę na oparcie krzesła. Zamknęłam oczy. "Czas iść spać" - pomyślałam leniwie. W tym momencie, jakby na potwierdzenie tych myśli, ziewnęłam szeroko i długo.
- No dobra. Koniec na dziś. Jutro a raczej dzisiaj po pracy poszukam jeszcze czegoś - powiedziałam do siebie. Jednak zanim komputer wykonał polecenie zakończenia szukania, ponownie położyłam głowę na oparciu krzesła. Przymknęłam oczy, a w zasadzie to powieki same mi opadły. Ziewnęłam raz jeszcze. I poczułam, że zaraz odlecę. "Jeszcze tylko wyłączyć komputer. Jeszcze tylko wyłączyć komputer..." powtarzałam w myślach jak w modlitwie. . Już miałam wcisnąć alt+F4, gdy resztki zmęczonego umysłu dostrzegły pewną małą informację na samym dole przeglądarki.Baa to nawet nie informacja mnie tak rozbudziła a raczej zdjęcie. Malutkie zdjęcie na dole ekranu a na nim klucz!!!! Klucz, który teraz właśnie ściskałam w ręku.
http://img365.imageshack.us/img365/662/fs85ya.jpg

Shade
10.01.2006, 18:03
Pokój był ciemny i przesycony chłodem. W mroku rysowały się wyrafinowane kształty mebli, prawdopodobnie antyków, bo powietrze pachniało starym drzewem. Siedziałam na bardzo wygodnym fotelu, przede mną granatem odcinało się od ciemności okno na nocny świat. W ogrodzie tańczyły czarne chimery drzew.
Było mi zimno, głośne tykanie zegara perliło się na mej skórze dreszczem strachu. Patrzyłam przed siebie, szeroko otwartymi oczyma.
W pokoju ktoś był. Stąpał cicho, ale moje wyostrzone strachem zmysły zanotowały ów miękki krok.
Pojawiła się nagle, postać kobieca, dosłownie za oknem , blady, kobiecy kształt. Ale nic poza tym się nie zmieniło. Oprócz wzroku, inne zmysły milczały, zostawiając mnie samą.
Pomóż mi! proszę, pomóż mi…”
Jej dłoń była ciepła…
http://img242.imageshack.us/img242/94/fs106tk.jpg
Obudziłam się z krzykiem cała mokra. Uchyliłam delikatnie jedną powiekę, aby upewnić się, że leżę w cieplutkim łóżku. Spojrzałam na zegarek była czwarta nad ranem. Ciemne chmury wisiały nisko nad miastem zasłaniając niebo, gwiazdy i księżyc. Miasto pogrążone było w ciemności i jedynie blade światło ulicznych lamp zmagało się z nocą. Na ulicach panowała cisza i spokój, nie zmącona nawet najmniejszym szelestem. O tej godzinie rzadko, kto decyduje się na przechadzkę, gdyż w ciemnościach nocy czai się wiele niebezpieczeństw.
http://img242.imageshack.us/img242/6776/fs126ym.jpg
Nawet nie wiem, kiedy znowu zamknęłam oczy by pogrążyć się w objęciach Morfeusza.
Złociste promienie jesiennego słońca spływały na rozgrzaną ziemię jak ognisty deszcz. Delikatny, ledwo wyczuwalny wiaterek muskał korony drzew. –- Pii...Pii...Pii... – zegarek zaczął swą poranną pieśń dopadając moje wyczulone uszy, a miałam właśnie przekręcać się na drugi bok.
- Zamknij się! – powiedziałam jakby myśląc, że przedmiot posłucha. O dziwo posłuchał. Otworzyłam oczy spoglądając na sufit, znowu ten sam sufit. Ile tysięcy razy go widziałam? Ziewnęłam przecierając zaspane oczy, po czym ociężale niczym mosiężny posąg wstałam z łóżka. No nic, trzeba się ubierać. Za dwie godziny mam być w pracy.
-Gośka!!..Gośka!!(Już mnie zobaczył, nie zdąży człowiek dobrze wejść za próg firmy)dobrze cię widzieć. Mamy dzisiaj tyle pracy, że nawet ja jestem wcześniej.
-No to święto!! Panie Piegus dosłownie święto..
-Już bez zbędnych komentarzy. Zabieraj się do roboty.
-Ja dzisiaj biorę wolne! Musze pozałatwiać pilne sprawy.
-Wolne!! Ty sobie chyba ze mnie kpisz?
-Nie! Już wczoraj ci wyjaśniłam sprawę mojej obowiązkowości i zapieprzania za wszystkich, więc jeden dzień wolnego mi się należy.
-W takiej chwili? Jutro pogrzeb musimy zapiąć wszystko na ostatni guzik
http://img223.imageshack.us/img223/61/fs135za.jpg
-To pozostawię tobie. Przecież jesteś tu szefem a więcej cię nie ma w firmie niż jesteś.
Nawet przez chwilę przeszła mi myśl zostania, bo przecież oprócz tego, że Piegus jest snobem i myśli tylko o sobie to jednak lubiłam go gdzieś w głębi duszy.
-No to miłej pracy!
-Masz szczęście, że mam dzisiaj dobry humor.
Hmm żałosne on nigdy nie ma dobrego humoru. Wyszeptałam sama do siebie, po czym bez większego zastanowienia odwróciłam się i wyszłam z firmy. W sumie to nawet nie wiem, dlaczego wzięłam dzień wolny. Jeszcze dwie minuty temu szłam z zamiarem pozostania w tym odrażającym miejscu. Wróciłam do domu, bo co można robić o godzinie 9.00 rano w pochmurny dzień.? Wzięłam prysznic i poszłam zrobić sobie śniadanie. Uważałam, że grzanka z kubkiem gorącego mleka i dwa jajka na miękko powinny zaspokoić mój głód aż do południa, bo w południe umówiłam się na lunch z Sonią. Tak..Tak Sońkę znałam już 20 lat, to jest przyjaźń na śmierć i życie, co nie raz już udowadniałyśmy sobie. Koniecznie nalegałam na spotkanie musiałam jej opowiedzieć historię wczorajszego dnia, którą wy zdążyliście poznać.
Ciężkie burzowe chmury opętały sklepienie nieba płacząc srebrzystymi koralami deszczu, które obijały się niczym pijane o lekko zardzewiałe rynny domów. Wzięłam dumnie stojącą w holu parasol i wyszłam na spotkanie z Sonią. Niespokojny dymek drgał w powietrzu nad trzymanym przeze mnie petem, który raz za razem przykładałam do ust- i choć każdy z "razów" miał być tym ostatnim, to nie potrafiłam przestać wysysać z kawałka papieru resztek smaku. Co chwilę przez moje plecy przechodziły ciarki. Wilgoć ranka przebijała się przez ubranie i dobierała się do mojej skóry, wspomagana przez uciążliwy, metaliczny chłód ławki, na której siedziałam. Mimo niesprzyjających warunków siedziałam tu, w parku, celowo pozwalając sobie na spóźnienie.
http://img138.imageshack.us/img138/6053/fs119uv.jpg
Potrzebowałam chwili relaksu, w czasie, którym mogłam wypalić papierosa bez obawy, że ktoś zacznie robić wykłady o szkodliwości nikotyny. Wiedziałam, że Sonia nie lubi jak przy niej się pali, dlatego musiałam robić to ukradkiem.
Z nieba spadały niezliczone strugi deszczu, co jakiś czas dało się usłyszeć huk grzmotu. -Drry..Drry.Drry delikatnie zawibrował telefon w tylniej kieszeni spodni. –Tak.? Sońka już lecę do ciebie.
-No ja mam nadzieję! Ile można czekać na ciebie?
-Nie denerwuj się, bo to szkodzi(ironicznie zachichotałam)
-Dobra już Dobra. Pośpiesz się.
Szłam wąską, piaszczystą i zawilgoconą od kropel deszczu ścieżką, ściskając w prawej dłoni klucz, który tak naprawdę nic mi nie mówił. Informacje, jakie zdołałam odszukać na jego temat to tylko tyle: Na początku XII w. n. e Książe Ludomił X odkrył dziwne przejście prowadzące przez jego podziemne Lochy w małym miasteczku Hrabstwa Jungols. Po dziwnym odkryciu Książe zmarł, jednak przed śmiercią rozkazał swoim nadwornym zrobić 3 rodzaje KLUCZY. Klucz-Yang Klucz-Ying i Klucz-Chi. Ying żeński, ziemia, noc, strumień, liczby parzyste, przerwane linie;
Yang męski, góry, niebiosa, dzień, liczby nieparzyste, linie ciągłe.
Pary przeciwieństw - Tai Chi, diagram w koreańskiej fladze.
"Księga Zmian" I-ching, traktat matematyczno-mistyczno-filozoficzny.
Magia liczb - tradycje Chińskie, Egipskie, Babilońskie. Chęć zrozumienia świata w oparciu o proste struktury, heksagramy, harmonię sfer niebieskich, horoskopy, nadal aktualna. Tyle, co tak masowa i pełna wiedzy wyszukiwarka, jaką jest google zdołała mi odnaleźć na temat tego tajemniczego klucza. I tak dobrze, że cokolwiek wyszukała, bo po 10 godzinach marnowania czasu przed komputerem można dostać OGŁUPIENIA. Tak rozważałam na temat przedmiotu, że nawet nie zdążyłam zorientować się, ominięcia wielkiego neonu z napisem Bar-Pod Dziką Kaczką.
-Gośka!!! Gośka!! A tobie już całkiem odbiło?
-Co się dzieje? Sonia! Co ty tu...
-Ja?!! Nie pamiętasz już, że umówiłyśmy się pod Dziką Kaczką.?
-Pamiętam. (Roześmiałam się, żeby załagodzić trochę sytuację.)
-To może wejdziemy? Bo cholernie głodna jestem. Cały dzień nic nie jadłam.
-Nie! Tzn Tak! Wejdźmy, ale ja i tak jeść nie mogę. Musze ci cos pokazać. To bardzo ważne.
-Cos się stało? Piegus znowu cię wkurzył??
-Nie! Sonia to nie Piegus. On nie ma z tym nic wspólnego. W ogóle nie chodzi ooo pracę!! BOŻE!!!!!!! SONIA JESTES WIELKA!!!!!!!
-Coś mi zaświtało! JESTES KOCHANA!!!
http://img138.imageshack.us/img138/3864/fs142gl.jpg
Biegnąc mokrymi ulicami betonowej dżungli, mijając setki twarzy, które ze zdziwieniem patrzyły na moją osobę zastanawiało mnie jedno, po co ja to wszystko robię. Mogłam przecież wyrzucić ten klucz i nie przejmować się niczym, ale jednak.

Shade
11.01.2006, 16:09
Jesienne słońce przedzierało się przez akordy burzowych chmur, co raz oświetlając półmroczne ulice miasta. Stałam jak otępiała wpatrując się w wieko trumny, którą pokazał mi Pan Miecio. –No cóż- pomyślałam przebierając oczyma z wieka na klucz wiszący tuż przy trumnie. –Ten sam. Ten sam.- Powtarzałam jak bym była w jakimś transie.
http://img274.imageshack.us/img274/5924/fs157ex.jpg
-Och dobrze, że pogrzeb Berenckiej już jutro – westchnął Piegus patrząc mi uważnie w twarz. – Męczą cię jeszcze te koszmary?
-Aha.
-No właśnie. Nie wiem, czemu tak się tym przejęłaś. Pracujesz tu już kilka lat. Dawno minęły czasy, kiedy w liceum zaczytywaliśmy się po nocach w powieściach fantasy, horrorach o żywych trupach i nekromantach. Myślałby, kto że Berencki to wampir i potrzebuje tej super wygodnej trumny jako królewskiego łoża hahahaha!
-Nie śmiej się, wcale nie tracę zmysłów. Nie mówię, że Berencki to wampir. Masz racje, jesteśmy już dawno dorośli. Po prostu czuję, że coś jest nie tak, mam kobiece przeczucie, ale ty tego nie zrozumiesz, panie racjonalista.
I tu pokazałam mu niezbyt grzecznie język.
http://img238.imageshack.us/img238/2448/fs161nd.jpg
-Gośka! Chodzi o ten klucz prawda?
-Co z nim jest nie tak, że się tak przejęłaś.
-No to patrz.
-O żesz! I co myślisz, że ten klucz ma coś wspólnego z trumną? A raczej, z Berenckim?
-Nie wiem właśnie. Dobra zmywam się i tak nic tu po mnie. Do jutra.
Wyszłam szybko zostawiając Piegusa samego z zamknięciem „lokalu”. Spojrzał na mnie dziwnie, ze względu na mój pośpiech i zdenerwowanie. Ale za murami „Happy Trupika” odzyskałam rezon. W prawej dłoni miętosiłam świstek z adresem Berenckiego. Znalazłam się w parku. Usiadłam na ławce, musiałam zebrać myśli. No, bo co ja najlepszego wyprawiam? Łamię wszelkie zasady zawodowego profesjonalizmu i to, czemu? Bo mam przeczucie, co do klienta, którego życie nie powinno w ogóle mnie obchodzić. Z resztą, po co mi ten adres? Przecież nie pójdę do niego.

Pójdę do niego, rozejrzę się tylko.
Koleś mieszkał już właściwie za miastem, jego chałupa stała na samym końcu drogi, a dalej ciągły się już tyko jakieś niedokończone budowy i las.
Chałupa, wróć! Willa. Dom miał dwa piętra, dużą werandę i piękny ogród pełen starych, rozłożystych drzew. Samo ogrodzenie musiało kosztować fortunę. Pomalowany był na biało i wyglądał niezwykle przyjaźnie, choć pnąca się po ścianie winorośl, która o tej porze roku była splotem giętkich, rudych patyków, stanowiła smutny widok.
http://img4.imageshack.us/img4/225/fs176fl.jpg
Podeszłam do drzwi i zapukałam. Nikt mi nie otworzył, zatem dom jest pusty. Szarpnęłam za klamkę – zamknięte. Zeszłam na trawnik i podeszłam do okna. Zobaczyłam duży pokój, na środku którego stał stolik do herbaty, otoczony dużymi fotelami, obitymi czerwonym suknem. Po prawej był kominek, po lewej duże, białe wierzeje. Był niezwykle gustownie urządzony. Rośliny, obrazy i ozdobne przedmioty bardzo dobrze harmonizowały ze sobą. Jedna rzecz… Naprzeciw mnie stał fotel, większy niż pozostałe. Czy to ten sam, na którym siedziałam w moim śnie? Hmmm… bardzo wątpliwe.
Po chwili byłam już pewna, że to pokój z moich snów. Nawet tu, na zewnątrz słychać było tykanie jakiegoś wielkiego zegara, stojącego gdzieś w pomieszczeniu za białymi drzwiami. A kobieta, którą wtedy widziałam?
-Przepraszam, co pani tu robi? – Usłyszałam za plecami niski głos.
Berenckiego.
http://img4.imageshack.us/img4/8836/fs186xa.jpg
-A nic, proszę pana, miałam kilka wątpliwości, co do jutrzejszego pogrzebu, chciałam dopytać o kilka spraw.
-Proszę nie martwić się pochówkiem. – Jego głos był powolny, a każde słowo brzmiało ostro. – Prosiłem tylko o trumnę. Reszty dopilnuję sam.
Moja mina musiała zdradzać konsternacje, w jaką popadłam, bo Berencki speszył się, spuścił wzrok. Po chwili jednak zaśmiał się serdecznie.
-Proszę za mną, jeżeli ciekawi panią miejsce pochówku.
Otworzył drzwi i weszliśmy do domu. Naprzeciwko, na drugim końcu dużego i widnego holu znajdowały się schody wiodące spiralą w górę, ale także w dół. Berencki wyjął z szafki dwie woskowe świece.
-Myślę, że powinniśmy mówić sobie po imieniu. Jestem Tomek.
-Gośka.
Zaczęliśmy schodzić w dół, potem wąskim korytarzem. Nie był wytynkowany, ściany świeciły gołymi kamieniami, na których kwitła rosa. Kamienna podłoga również była wilgotna i śliska. Miałam niewygodne buty na obcasie, wiec bałam się o swe drogocenne kości. Świeczki dawały nikłe światło, które jakby nasycało się chłodem i wilgocią, bo ich blask nie był ani trochę ciepły.
Na końcu znajdowały się małe, metalowe drzwiczki. Tomasz przekręcił klucz i weszliśmy do…
…krypty.
Ze smolistego mroku wyłaniały się zakurzone, betonowe sarkofagi, pokryte miedzianymi płaskorzeźbami, przedstawiającymi zwierzęta, bestie i kreatury, jakie moje oczy widziały pierwszy raz w życiu.
-Tu leżą moi przodkowie. Tu chciałbym i ja złożyć swoje kości, ale nie mam potomstwa ani nikogo, kto zadbałby o mój pochówek. – Miał niezwykle głęboki głos, a w tym pomieszczeniu brzmiał, jakby krzyczał w głębiny studni.
Przeszliśmy na koniec sali. Tam stało kilka otwartych krypt. Wskazał na jedną z nich.
-Tu złożymy ciało żony. Mam nadzieje, że nie podejrzewała mnie pani o kult szatana, wampiryzm czy kanibalizm.
Zawstydziłam się. Cóż, w końcu zrobiłam z siebie niezłą idiotkę.
-Przepraszam, jeżeli moje zachowanie wywołało w panu takie podejrzenia. Oczywiście nie ma mowy o niczym takim. – Zaśmiałam się, by zagłuszyć własne zażenowanie.
Wyszliśmy z podziemi, Tom odprowadził mnie do drzwi.
-Gdyby pan czegoś potrzebował, to proszę dzwonić. Trumna jest już gotowa i ściśle według życzenia.
-Oczywiście, dziękuję za troskę. – Uśmiechnął się miło, co do reszty rozwiało moje wątpliwości.
-Przepraszam za najś... Mój wzrok spoczął na metalowej tablicy upamiętniającej śmierć jednego z przodków Berenckiego.
http://img4.imageshack.us/img4/7482/fs192uc.jpg

-Mam pytanie.
-Słucham, więc?
-Co oznacza ten symbol widniejący na tej tablicy?
-Zauważyła go Pani? No cóż. W sumie to nie wiem.
-Jak to Pan nie wie? Przecież to jest symbol, który prosił Pan wygrawerować na wieku trumny.
-Wiem, ale prosiła mnie o to żona przed śmiercią. Nie dopytywałem się, po co jej to i dlaczego.
-Widzę jednak, że jesteś zaciekawiona tym symbolem. Przyjdź jutro o 14.00 na pogrzeb zobaczę, co da się zrobić.
-Naprawdę mogę?
-Dobrze to w takim razie więcej czasu nie zajmuję zobaczmy się jutro.
-Tak. Do jutra.
http://img4.imageshack.us/img4/4285/fs206ts.jpg
Grafitowe, jesienne niebo, z cichym podmuchem wiatru pochłonęło kolejny mijający dzień. Konary opadłych z liści drzew zdawały się kłaniać idącej aleją postaci. Przez całą drogę do domu myślałam, myślałam o tym, co może jutro pokazać, powiedzieć ciekawego Berencki. Ach i nie mogłam zapomnieć oddzwonić do Soni, biedna czekała na mnie tyle czasu i się nie doczekała, ale wynagrodzę jej to moją opowieścią.