Zobacz pełną wersję : W cieniu zbrodni.
niepokorna
10.11.2008, 18:20
Witam :)
Jest to moje pierwsze fotostory, więc możecie po mnie jechać ile chcecie :)
Dedykuję to:
Scarlett która namówiła mnie na pisanie i
Callineck która pilnowała moich błędów :)
To dla Was :*
Dobra, jedziemy z tym koksem.
Odcinek I
"Rocznica"
+ + +
Halloween 2007. Dla pewnej kobiety było to kolejne amerykańskie święto, nie niosące ze sobą żadnych korzyści materialnych i duchowych. Miała dzień wolny, z czego chciała skorzystać, aczkolwiek obietnica dopilnowania dzieci swojej przyjaciółki, skutecznie zajęła wolny czas. Gdy tak siedziała w salonie, uporczywe wspomnienia do niej wracały. Wypadek... Rocznica.
http://img26.picoodle.com/img/img26/3/11/10/f_snapshotd62m_dac9cae.jpg (http://www.picoodle.com/view.php?img=/3/11/10/f_snapshotd62m_dac9cae.jpg&srv=img26)
Wróciła myślami do tamtego dnia. Dnia, w którym powiedziała Nickowi o ciąży. Obydwoje właśnie skończyli studia, mieli doskonałe perspektywy na życie. Chcieli razem się zestarzeć, mieć ze sobą dzieci. Zaniósł ją do łóżka i troskliwie się opiekował. Nie mogło być lepiej. Sam właśnie przyjęto na Akademię Policyjną, Nick zaczął praktyki w szpitalu im. św Łukasza. Spojrzała na kalendarz.
W jej pamięci utrwaliła się data... Halloween 2006. Dziewczyna zadzwoniła do rodziców, by podzielić się radosną nowiną. Mimo protestów, zapewniła, że jeszcze dziś do nich przyjedzie. Jechała do małego domku na wsi - tam, gdzie się wychowała, gdzie było jej serce. Gdzie była jej rodzina. Wsiedli do samochodu. Kobieta prowadziła już 4 godziny. Była coraz bardziej zmęczona. W pewnym momencie straciła panowanie nad kierownicą. Zasłabła. Wszystko działo się przez ułamki sekund. Samochód wjechał w drzewo.
http://img03.picoodle.com/img/img03/3/11/10/f_snapshotd62m_204aa5e.jpg (http://www.picoodle.com/view.php?img=/3/11/10/f_snapshotd62m_204aa5e.jpg&srv=img03)
Nicka zabiło na miejscu. Przez sześć godzin lekarze toczyli walkę o życie dziewczyny. Ona przeżyła, lecz poroniła na wskutek odniesionych ran. To był potężny cios dla Sam. Całymi dniami płakała i przepraszała za to, co się stało. Przepraszała tą małą istotkę, która miała być jej dzieckiem. Stała się apatyczna. Odmówiła jedzenia, co doprowadziło do tego, że wylądowała pod kroplówką. Po paru dniach lekarze powiedzieli jej o mężczyźnie. Zemdlała.
Krzyki za drzwiami ją obudziły. Kłócili się. Znowu. Schowała się pod kołdrą.
Z powrotem poczuła się jak mała dziewczynka. Uciekała w swój świat. Przypomniała sobie, dlaczego tu jest, gdy za drzwiami padło jej imię.
- Zrujnowałaś życie Sam! Wiesz, że on był dla niej całym światem!
Jaki on? Spojrzała na stojące nieopodal lustro. Posiniaczona, z rozciętą wargą. Przebłyski pamięci. Wypadek. Zapłakała głośno.
Ból głowy tylko pogarszał całą sprawę. Rozmowy ucichły. Usłyszała kroki, niedługo potem w jej pokoju rozległo się pukanie.
- Zostawcie mnie w spokoju! - krzyknęła przez łzy.
Jednak obydwoje weszli. Od razu zobaczyła, że jej mama płakała. Usiadła na skraju łóżka i zaczęła.
- Wiem, co teraz przechodzisz... - zaczęła - proszę, nie przerywaj mi. Wiem, że teraz będziesz obwiniać mnie za śmierć Nicka. Tak mi przykro kochanie... - rzekła i przytuliła córkę, zupełnie jak wtedy, kiedy przeżywała pierwsze, nieodwzajemnione miłości. Pamiętasz cokolwiek? - Sam zaprzeczyła. - Za długo prowadziłaś. Straciłaś panowanie nad kierownicą i wjechałaś w drzewo. Nick zginął na miejscu - głos jej się załamywał. - Masz pękniętą wątrobę i połamane żebra. Jutro będzie pogrzeb.
I wyszła z pokoju, zostawiając córkę samą jak palec, wśród bólu i łez, jednocześnie dziękując Bogu, że przeżyła.
Następnego dnia, ubrana w żałobną czerń, cała rodzina stawiła się w rodzinnym kościele jej narzeczonego. Gdy nadeszła pora na jej przemówienie, weszła na podwyższenie i zaczęła mówić:
http://img32.picoodle.com/img/img32/3/11/10/f_snapshotd62m_260c4ec.jpg (http://www.picoodle.com/view.php?img=/3/11/10/f_snapshotd62m_260c4ec.jpg&srv=img32)
- Nick... człowiek, którego kochałam i któremu chciałam rodzić dzieci odszedł. - łza spłynęła jej po policzku - Kochanie, mimo że nie jesteś z nami ciałem, jesteś duchem. Zawsze byłeś i będziesz dla nas kimś wyjątkowym. To przeze mnie wszyscy się dzisiaj tu zebraliśmy. - wzięła głęboki wdech - Winę ponoszę ja. Wraz z pogrzebem mojego ukochanego, grzebię własne serce. Ale chowam tu także naszą małą jednostkę, która miała być naszym dzieckiem. Mimo, że odszedłeś, w sercu zawsze będziesz z nami. Kocham cię. Przepraszam, ale już nie mogę. - tymi słowami zeszła z podium.
Obejrzała się. Wiele osób, podobnie jak ona, płakało. Padający tego dnia deszcz tylko dodatkowo przygnębiał ludzi. Tak jakby świat też za nim płakał. Ten dzień... 5 listopada.
*
- Ciociu! Ciociu! Czemu ty płaczesz? - Alison i Grace nie wiadomo skąd wzięły się w salonie.
- Bo wiecie... - Sam nigdy nie była dobra w wymyślaniu kłamstw - e... ciocię boli brzuszek, bo zjadła za dużo lodów.
Po tych słowach, starsza z nich, siedmioletnia Grace, podeszła i ją przytuliła. Uśmiechnęła się, jednocześnie ocierając łzy. Wbrew pozorom, małe dzieci rozumieją więcej, niż się dorosłym zdaje.
- Chcecie porobić dynie? - doskonale znała odpowiedź na to pytanie.
Ich radosny wrzask wypełnił cały dom. Po tej zabawie będzie długo jeszcze zeskrobywać miąższ z podłóg. Po zrobieniu dyń, urządziły konkurs na najciekawszy strój. Przyszywana ciocia jednak żadnego nie wybrała, ponieważ nie chciała żadnej z nich urazić. Posłała dziewczynki na telewizję i zaczęła sprzątać. Czynność tą jednak przerwał dzwonek jej służbowej komórki. Rzucając krótkie "Słucham" przepełnione ironią, chciała odstraszyć rozmówcę.
- Sam, przyjeżdżaj. Mamy naprawdę pilną sprawę. Morderstwo. - od razu rozpoznała rozmówcę. Jack, jej szef, słynął z tego, że mówił urywkami zdań, przekazując najważniejsze informacje.
http://img26.picoodle.com/img/img26/3/11/10/f_snapshotd62m_9289d95.jpg (http://www.picoodle.com/view.php?img=/3/11/10/f_snapshotd62m_9289d95.jpg&srv=img26)
- Ale kiedy ja... - zaczęła się bronić.
- Nie ma nic ważniejszego od bezpieczeństwa obywateli. - zaczął swą wymowę.
- Otóż jest. Bezpieczeństwo dzieci mojej sąsiadki, którymi się teraz opiekuję, a na pewno ich nie zostawię. Najszybciej, jak się da, stawię się. Niech pan poda adres.
Mężczyzna przekazał jej potrzebne informacje, wyrażając głośno swoje niezadowolenie."Ta praca mu się na mózg rzuciła" ponuro skwitowała Sam, licząc na to, że Kate zaraz przyjedzie. Owszem, przyjechała, ale dwadzieścia minut później. Klnąc pod nosem, szybko wsiadła do samochodu. Chwilę się zawahała. Tak dawno nie prowadziła. Położyła dłonie na kierownicy i poczuła chłód. Jej dziecko miałoby teraz cztery miesiące. Nie musiałaby teraz jechać do pracy, pomimo święta, oglądać kolejnego trupa i szukać sprawcy. Taka mała istotka z pewnością zmieniłaby jej życie na lepsze. Nie wyglądałaby tak jak teraz, z bladą cerą i podkrążonymi od płaczu oczyma. Jednak, gdy jechała do pracy, zakładała maskę twardej policjantki, która nie bała się strzelać i zabijać. Korki, na które się natknęła, i pukające w szybę dzieci, by poprosić o cukierki, tylko dodatkowo ją sfrustrowały. Ręka Samanthy bezwiednie powędrowała do pasa bezpieczeństwa. Jej wychudzone ciało opinało wystające żebra, uwydatniając te złamane. Zielone światło i klaksony z tyłu sprowadziły ją na ziemię.
*
Po jakiś czterdziestu minutach dojechała na miejsce. Był to zapuszczony, śmierdzący stęchlizną magazyn. Zapach udaremniał normalne oddychanie. Gdy już weszła, w oczy rzucił jej się worek na zwłoki. Zatykając noc, powoli go otworzyła. To nie były zwyczajne zwłoki. To były zwłoki mężczyzny, którego policja poszukiwała od paru tygodni. Dlaczego teraz tu leży?
- Co oni ci zrobili... - mimo wstrętu i odruchu wymiotnego, nałożyła rękawiczki i zaczęła go oglądać - gdzie jest reszta? Czemu tu jesteś? - mówiła do trupa, by trochę ożywić atmosferę.
Nagle jej palce, dotychczas błądzące po omacku, natknęły się na coś twardego i kruchego. Pobrała kawałek, jak się okazało, wosku. Czemu miało to służyć? I po cholerę akurat czarny? Przypomniała sobie ostatnią książkę, którą czytała. Tytuł wyleciał jej z głowy, ale wiedziała o co, a raczej o kogo chodzi. Sataniści. Te pieprzone potwory mordowały ludzi z zimną krwią, wierząc, że zostaną za to wygrodzeni. Z jednej strony - robią źle.
http://img32.picoodle.com/img/img32/3/11/10/f_snapshotd62m_6a6928b.jpg (http://www.picoodle.com/view.php?img=/3/11/10/f_snapshotd62m_6a6928b.jpg&srv=img32)
Z drugiej - odwalali za policję brudną robotę. Wstała z klęczek i się rozejrzała. Szukała czegoś, co mogło ją nakierować. Jakiś świeć, śladów krwi. Zaniepokojona dziwnymi odgłosami, wyszła na zewnątrz. Okazało się, że to tylko czarny kot przewalił pudło z dziwną zawartością. Przepędziła kota i podeszła do opakowania. W środku były tylko śmieci. Zawiedziona, że nic jej się nie udało znaleźć, zadzwoniła do szefa, z niezadowoleniem stwierdzając, że jest ciemno.
- Może szef mi powiedzieć, co już ustaliliście? - zaczęła opryskliwie.
- Ale o co chodzi? - powiedział zdziwiony Jack - dzisiaj nie mieliśmy żadnej akcji.
- To dlaczego do mnie dzwoniłeś z informacją, że jest morderstwo? - osłupiała Sammie.
- Podaj namiary, to może być pułapka. - mimo spokoju, wyczuwała w jego głosie strach o najlepszą funkcjonariuszkę.
- E... - zaczęła szukać odpowiedzi na najbliższych budynkach. - To jest ulica Waszyngtona. Duży, stary magazyn. Rzuca się w oczy. "I śmierdzi na kilometr" dodała w duchu. Na miękkich ze strachu nogach, wróciła do budynku po sprzęt. Zapaliła latarkę, i, coraz bardziej przerażona, zaczęła świecić po kątach, w obawie, że zaraz ktoś na nią wyskoczy. Nagle coś zaszeleściło na górze konstrukcji. Wystraszona, omiotła tamto miejsce światłem. Sprawcą zamieszania okazał się być gołąb. Jej wyobraźnia zaczęła układać własne scenariusze. Widziała siebie zaszczutą, skopaną, zamordowaną z zimną krwią. Potrząsnęła głową, by pozbyć się tego obrazu. Obejrzała się za siebie. Tam, gdzie powinny być zwłoki, była kałuża krwi. Wrzasnęła przerażona, i jak najszybciej chciała stąd uciec. Latarka jej upadła i się roztrzaskała. To spowodowało jeszcze większą panikę. Podbiegła do drzwi i zaczęła w nie walić, modląc się, by chociaż dzieci tędy przechodziły. To jednak nie przyniosło żadnego skutku. Korzystając ze światła księżyca, zlokalizowała zamek i zwyczajnie go odstrzeliła. Wybiegła na zewnątrz, ciesząc się, że nie opuściła zajęć ze strzelnictwa. Odwróciła się i zobaczyła swój własny samochód, jednak za kierownicą siedział mężczyzna w czarnej masce.
http://img26.picoodle.com/img/img26/3/11/10/f_snapshotd62m_adceb70.jpg (http://www.picoodle.com/view.php?img=/3/11/10/f_snapshotd62m_adceb70.jpg&srv=img26)
Nie zdążyła uciec.
*
W Chicago, w Halloween 2007, ciszę przerwał pełen bólu krzyk policjantki.
tak,wiem, mało jest tych zdjęć, ale nie bijcie :P
Znowu moje podziękowania idą w stronę Scarlett, która pomogła mi doborze zdjęć ^^
Może tutaj będzie więcej komentarzy... :D
scarlett
10.11.2008, 18:25
Zdjęć wcale nie jest mało - w sam raz^^
Moje zdanie co do tekstu już znasz:DZe zdjęciami prezentuje się jeszcze ciekawiej. Na to trzecie się napatrzeć nie mogę (i to nie tylko przez to czoło:P).
Czekam więc na następną porcję zdjęć i jescze dalsze odcinki:)
Widzisz - jestem pierwsza B)
Da sie zrobic troszke wyrazniejsze zdjecia? Widac lekkie bledy :(
Jak zrobilas Simce naciecie? :|
P.S. Masz taki sam Nick jak jedna z Moderatorek ;)
Callineck
10.11.2008, 18:38
FS naturalnie jeszcze lepsze niż opowiadanie - tekst już znam a zdjęcia super - to ze szpitala i worek na zwłoki :P
Pani_Snejp
10.11.2008, 19:01
matko, boskie :o
simka śliczna ^^ ale nieważne.
przeczytałam wsyztsko, ale ciągle zapominałam skomentować... zrehabilituję sie tutaj... ^^'
opinię na temat tego znasz, więc dopowiem, że profesjonalnie zrobione zdjęcia :)
Tekstu oceniać nie będę, bo zrobiłem już to w innych temacie, skupie się zatem na zdjęciach. Bardzo fajnie Ci wyszły, a postac samej Sam jest genialna :) Chyba się zakochałem :P Fajnie wyszło to zdjęcie z zwłokami, a fotek jest w sam raz proporcjonalnie do tekstu. Nie mogę się doczekać zdjęć następnego odcinka :D
Świetne, świetne, świetne. Opowiadania jakoś nie przeczytałam, ale kiedy zobaczyłam je w dziale FS, od razu wlazłam i nie żałuję. Ciekawie co dalej z Sam:) Świetne zdjęcia, tylko kepska jakość, ale mi to nie przeszkadza^^
ptasie mleczko
10.11.2008, 20:40
a o mnie to już zapomniała <foch> :((, a kto się ciągle dopominał zdjęć? no kto? <założyła ręce i siedzi sfochowana>
Pomimo, że już czytałam odcinek, przeczytałam sobie go jeszcze raz. no!!! teraz to jest to, mój zmysł wzroku został wreszcie zaspokojony. Po przeczytaniu jeszcze raz, (już opadnięte emocje), zauważyłam jedno zdanie, które mi się nie podoba: "Nicka zabiło na miejscu", lepiej by brzmiało np. Nick zginął na miejscu :P
Rozumiem, że aby zobaczyć resztę zselekcjonowanych zdjęć mam się zabawić we wrednego podglądacza? B)
najlepsze zdjęcie - 5
W ogóle to FS jest super. Świetnie się je czyta, foty boskie> Możesz sobie pogratulować ( no i oczywiście tym, którzy Ci pomagali :) )
Ja jeszcze radzę poprawić tytuł tematu :)
niepokorna
12.11.2008, 17:01
Zachorowałam na znaną chorobę zwaną leniem :P
Dziękuję Wam za taką ilość komentarzy w tak krótkim czasie :*
Niestety, odcinka nie dam jutro, ale najwcześniej w piątek, ponieważ jestem totalnie zawalona nauką.
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję :)
niepokorna
15.11.2008, 00:22
Odcinek II
"Cmentarz"
Była w ślepym zaułku. Nie mogła się z niego wydostać. Wprost na nią pędziło auto. Zamknęła oczy, przygotowana na uderzenie i śmierć czającą się w ciemności... Krzyknęła głośno, gdy pojazd w
nią uderzył. Tak, jak się spodziewała, uderzenie do przyjemnych nie należało. Przetoczyła się po masce, rozbijając szybę. I tak miała wiele szczęścia, zważywszy na okoliczności. Upadła boleśnie, czując, że łamie sobie rękę. Syknęła z bólu. Otarła
krew z twarzy, by móc lepiej się przyjrzeć osobie, która ją potrąciła.
- S****ysyn. - zaczęła.
- Hola, hola, co tak niegrzecznie? - ten głos. Ona go znała...
- Jack? - jej zdziwienie nie miało granic.
- Jako, że odkryłaś już, kim jestem, muszę ci powiedzieć, że miałem w planach cię zabić pozorując wypadek samochodowy. Jako, że jeszcze żyjesz... - wyciągnął broń - będę musiał cię dobić.
http://img26.picoodle.com/img/img26/3/11/14/f_snapshotd62m_df42036.jpg (http://www.picoodle.com/view.php?img=/3/11/14/f_snapshotd62m_df42036.jpg&srv=img26)
Strzał. Każdy haust powietrza przyprawiał ją o ogromny ból. Obraz przed oczami zaczął się rozmazywać. Wrócił. Wrócił, by patrzeć na
jej ból, cierpienie. Na jej śmierć... Czuła, że umiera.
Zamknęła oczy. Tam, na końcu. Światło. Chciała tam iść,ale coś ją powstrzymywało. Tam, u bram, czekał na nią Nick. Wstała. Zaczęła iść w jego kierunku. Nagle droga nienaturalnie się wydłużyła, a
Nick stał tam bez uśmiechu. Spojrzał na nią smutno i odszedł. Chciała krzyknąć, pobiec, zrobić cokolwiek. Nie mogła. Mogła tylko stać i płakać...
*
Powoli otworzyła oczy. Oślepiła ją otaczająca biel. Gdzie była? Co się stało?
http://img03.picoodle.com/img/img03/3/11/14/f_snapshotd62m_28af535.jpg (http://www.picoodle.com/view.php?img=/3/11/14/f_snapshotd62m_28af535.jpg&srv=img03)
- Budzi się! - krzyknął ktoś z niewiarygodnie wysokim głosem.
Zbyt słaba, by wykonać jakikolwiek ruch chociażby głową, niespokojnie czekała na rozwój wydarzeń. Podbiegł do niej lekarz. Boże, jak ona ich nienawidziła.
- Słyszy mnie pani? - zapytał ją doktor.
Z jej spierzchniętych ust wydobyło się coś w stylu : Tak.
- Musi pani dużo wypoczywać, długo była pani w śpiączce... - zaczął niepewnie.
Opadła bezwładnie na poduszki. O jaką śpiączkę chodziło? Jak tu się znalazła? Po paru godzinach zaczęła sobie przypominać.
Wypadek, Halloween. Ale kto był sprawcą?
Po paru dniach zaczęli do niej przychodzić koledzy z pracy. Sztuczne uśmiechy, gadki szmatki o niczym, byle odbębnić wizytę. Pod tymi maskami kryło się
zadowolenie, że nie muszą się jej słuchać. W szpitalu leżała jeszcze dwa tygodnie. Biorąc wypis ze szpitala, widniał tam napis : Operacja wyrostka. Zdenerwowana, poszła do recepcji.
- Co to ma znaczyć? - zapytała, podtykając recepcjonistce pod nos kwit. - z tego co mi wiadomo, zostałam postrzelona. A może o czymś nie wiem?
- J... ja tylko na.. napisałam, co mi kazali - wyjąkała młoda dziewczyna.
Wyszła, klnąc pod nosem. Na zewnątrz czekała na nią Kate. Podbiegła do Sam i mocno ją przytuliła. Usłyszawszy jęk bólu, zakłopotana przyjaciółka przeprosiła ją.
- Nic nie szkodzi. - uśmiechnęła się ranna - już mnie
pozszywali, nie mogę tylko się nadwyrężać.
Całą drogę przegadały. Okazało się, że Sam była w śpiączce cztery dni. Zajechały na cmentarz.
- Idź. Ja poczekam - powiedziała blondynka.
Tego dnia nie padał deszcz. Było słonecznie i w miarę ciepło. Powolnym krokiem Sam zmierzała kolejne aleje cmentarza. Jej buty delikatnie stukały o bruk. Szła i myślami wróciła do dnia, w
którym się jej objawił...
http://img29.picoodle.com/img/img29/3/11/14/f_snapshotd62m_2bebed0.jpg (http://www.picoodle.com/view.php?img=/3/11/14/f_snapshotd62m_2bebed0.jpg&srv=img29)
Tego dnia była w Londynie. Siódmy lipiec. Dwie siódemki, niby szczęśliwe, tego dnia okazały się być pechowe dla ludzi, którzy jechali metrem. Tamtego dnia, gdy miała wsiadać do wagonu, jej uwagę przykuł ktoś znajomy. Nick. Podbiegła do miejsca, gdzie go zobaczyła. Ze łzami w oczach oczach stwierdziła, że musiała się pomylić. Odwróciła się. Metro akurat odjeżdżało. To był jej ostatni dzień pobytu. Właśnie kończył jej się urlop. zła, że dała się podpuścić swojej wyobraźni, wyszła ze stacji. Udała się do kawiarni, by zamówić herbatę. Ukradkiem spojrzała na telewizor. Akurat były wiadomości. Spiker coś tam mówił o bombie, zamieszaniu i zabitych. Metro. Pomimo zamieszania i poruszenia wśród gości, Sam wyłapała najpotrzebniejsze informacje. W jej pociągu była bomba. A ona tam nie wsiadła. To musiał być znak.
Gdy tak rozmyślała, jej uwagę przykuł ktoś na grobie Nicka. Ktoś tam stał. Jakaś młoda kobieta. Chwilę później podbiegło do niej małe dziecko. Sam do niej podeszła, zerkając na chłopca. Mógł on mieć góra trzy latka. Rudowłosa właśnie zapalała znicz.
- Przepraszam... - zaczęła niepewnie Sam. - Znamy się? Bo nie było pani na pogrzebie.
- Nazywam się Rose McDonaval. - suchym tonem przestawiła się.
- Samantha Johnson. Zapraszam na kawę. Wydaje mi się, że mamy ze sobą coś wspólnego. - powiedziała, zerkając na chłopca.
Jeśli by mu się przyjrzeć, był dokładną kopią Nicka. We trójkę udali się do pobliskiej kawiarni.
http://img26.picoodle.com/img/img26/3/11/14/f_snapshotd62m_fd72d68.jpg (http://www.picoodle.com/view.php?img=/3/11/14/f_snapshotd62m_fd72d68.jpg&srv=img26)
Rudowłosa zamówiła herbatę i zaczęła:
- Znałam Nicka. Byliśmy razem na wydziale. Między nami pojawiło się coś więcej niż koleżeństwo. Gdybym wiedziała, że jest w związku, nie spotkałabym się z nim. Przez naszą chwilę słabości, dziewięć miesięcy później na świecie pojawił się Mark. Na pogrzeb nie przyszłam, bo jak wytłumaczyć małemu dziecku, że chowają jego tatusia? Tatusia, którego w życiu nie widział?
Sam nie mogła tego słuchać. Jej chłopak, miłość życia, zrobił dzieciaka innej kobiecie?!
- Skąd mogę wiedzieć, że to Nick jest ojcem? - spytała się, zachowując spokój.
- Wystarczy na niego spojrzeć. - z ironicznym uśmiechem odpowiedziała Rose.
Czarnowłosa wstała i zmierzyła ją wzrokiem. Podała jej wizytówkę i zapłaciła za nienaruszone ciastko. Rzuciła krótkie: Do widzenia i wyszła.
[center*[/center]
Gdy tylko Sam wyszła, Rose wyciągnęła paczkę papierosów. Skinięciem głowy przywołała do siebie Marka.
- Byłeś grzeczny? - spytała.
- Tak, mamo. - jeszcze sepleniąc, odpowiedział.
Uśmiechnęła się i zapaliła papierosa.
*
W tym czasie kobieta wróciła na cmentarz. Usiadła na ławeczce i gorzko zapłakała.
http://img32.picoodle.com/img/img32/3/11/14/f_snapshotd62m_7ceed0e.jpg (http://www.picoodle.com/view.php?img=/3/11/14/f_snapshotd62m_7ceed0e.jpg&srv=img32)
W takim stanie znalazła ją Kate. Wystarczyło tylko na nią spojrzeć, i już wiedziała, o co chodzi. Jej przyjaciółka płakała tylko w dwóch wypadkach: kiedy stało się coś, na co ma wpływ, i wtedy kiedy kiedy stało się coś czemu nie zdołała zapobiec.
- Już dobrze... - usiadła obok niej i mocno ją przytuliła.
- Już nigdy nie będzie dobrze. Nick miał dziecko z inną! - krzyknęła. - Proszę, jedźmy już do domu, nie chcę o tym myśleć.
Dojechały do domu. Dzieci z wrzaskiem rzuciły się na ciocię, prawie zwalając ją z nóg.
- Dziewczynki codziennie cię odwiedzały, kiedy byłaś w śpiączce. Non stop pytały się lekarzy, kiedy się obudzisz. - uśmiechnęła się matka.
Sztucznie się zaśmiała. Pod pretekstem zmęczenia, wyprosiła je. Gdy tylko wyszły, pobiegła na strych, gdzie leżały rzeczy Nicka.
Wśród kartonów szukała jednego. Pamiętnika.
*
Przypomniała sobie, jak nieraz pytała się, co on tam zapisuje. Zawsze ją zbywał. Czasami ją to śmieszyło, czasami frustrowało. Zawsze, jak szukała tego nieszczęsnego notatnika, nie mogła go
znaleźć. Nie mieli przed sobą tajemnic, więc myślała, że tylko zapisuje swoje przeżycia w danym dniu.
*
Nie myślała wiele, gdy szukała pamiętnika. Wokół niej zrobił się spory bałagan, ale nie zwracała na to uwagi. No dalej, zielona książeczka - mruczała pod nosem. Jest!
Zaczęła go kartkować. Pierwszy wpis.
28 października 2003 r.
Pozornie normalny dzień w życiu studenta. Niewidoczna walka o przetrwanie. Na zajęcia się spóźniłem, w dodatku byłem nieprzygotowany. Cudem uniknąłem pytania. Ale ochrzan dostałem niezły. Ale to wszystko jest nieważne. Dałem się uwieść Rudej.
Cholera. Zaprosiła mnie do siebie pod pozorem problemów z komputerem. A ja głupi tam poszedłem. Sam nie wiem, jak to się stało. Alkohol nas zamroczył. Przespałem się z nią...
Trzęsącymi się rękoma przewróciła stronę.
http://img33.picoodle.com/img/img33/3/11/14/f_snapshotd62m_5ff4f02.jpg (http://www.picoodle.com/view.php?img=/3/11/14/f_snapshotd62m_5ff4f02.jpg&srv=img33)
29 października 2003 r.
Pomimo ogromnego kaca, jak najszybciej udałem się do domu. Sammie chyba niczego nie zauważyła - bynajmniej mam taką nadzieję. Jak ja teraz jej spojrzę w twarz? Zdradziłem osobę, którą kocham...
Bydlę ze mnie... Poszedłem na wykłady, ale na niczym nie mogłem się skupić. Co przerwę przychodziła obok mnie Rose, posyłając mi znaczące uśmieszki. Będę musiał z nią porozmawiać. W domu unikamy się z Sam jak możemy...
Następny wpis miał miejsce miesiąc później.
29 listopada 2003 r.
Rose powiedziała mi o ciąży. Jestem przerażony. Ręce mi się trzęsą. Ja jej nie kocham! Zastanawiam się, czy nie powiedzieć Sam. Czy nie lepiej się rozstać. Nie jestem jej wart. Przed chwilą dostałem SMS-a. Jak zapłacę 10 tys. dolarów, będzie milczała. Muszę zebrać te pieniądze!
Wredna suka... wkręciła go w bachora! - pomyślała kobieta. Nie chciała czytać dalej, ale musiała znać ciąg dalszy.
2 grudnia 2003 r.
Zapożyczyłem się u rodziny. Pieniądze miały iść rzekomo na remont. Zapłaciłem Rose. Zobaczymy, czy dotrzyma słowa...
*
Pojedyncza łza spadła na ostatni wyraz, rozmazując go. Zamknęła pamiętnik. Nie wiedziała, że Nick skrywał przed nią tak ważne tajemnice...
bleh, bleh, bleh.
Wiem, że są małe zdjęcia, ale na razie nie mam siły nad tym myśleć, więc poprawię to z rana :P
chyba się nie obrazicie?
Callineck
15.11.2008, 00:37
Zdjęcia fajne :)
Ta Rose co prawda mogłaby być wredniejsza, ale rozumiem że świetnie się maskuje :)
Fantastyczny gips... :P Chyba koledzy policjanci się na nim podpisali :D
Treść tak samo dobra jak w opowiadaniu :P
niepokorna
15.11.2008, 00:42
Nie było innego x(
Ale.. chyba tak :D
Mam jeszcze bonusowe zdjęcia <duuużo zdjęć, ale to wszystko rano, bom ślepa ze zmęczenia B)>
ptasie mleczko
15.11.2008, 09:42
Liczę, że jednak dasz większe te zdjęcia, bo ja jestem ślepa B) i nic tam nie widzę :P Inaczej sobie wyobrażałam Rose, myślałam, że niezła dżaga z niej będzie, skoro udało jej się uwieść Nicka, ale może to wina małego zdjęcia i nie mogę się jej dokładniej przyjrzeć :P Za to pierwsze zdjęcie strasznie mi się podoba, takie mhrrroczne i oddające grozę sytuacji, samego tekstu nie będę oceniać bo już Ci mówiłam, że jest super no, ciekawa jestem jak zrobisz walkę o pilota, nie mogę się doczekać :P
scarlett
15.11.2008, 10:26
Ja, rzeczywiście jestem ślepa:/
Ale tego co widzę z odległości kilku centymetrów, to zdjęcia podobają mi się:)
NO i czekam na te bonusowe;>
Rose też wyobrażałam sobie inaczej:P
A tak się tylko spytam, co to jest to coś co stoi na stoliku w kawiarni;>?
Ida.Anette
15.11.2008, 12:55
Bardzo podobają mi się zdjęcia ;] Są choć małe, to takie...prawdziwe
Tekst także bardzo ładny i starannie napisany
Pisz dalej ... nie mogę się doczekać
Ciekawa jestem, co postanowi Sam.
A co do Rose, to mogłaby być, że tak się wyrażę, większą żmiją
Świetny odcinek. Ale mam parę zastrzeżeń...
Nie mówię, nic o małych zdjęciach, choć nie ukrywam, że mi to ciut przeszkadza.
Oprócz tego... hmm... jakby to określić... Każdy odcinek jest jakby kolejnym tomem ciekawej powieści. Chodzi mi o to, że następny odcinek nie nawiązuje prawie do poprzedniego (powiedziałabym, że składa się z zamkniętych części fabularnych, ale nie wiem, czy mnie ktoś zrozumie ^^")
W każdym razie nie jest to dobre ani złe.
Podoba mi się fabuła, bardzo ciekawa i wciągająca. I do tego świetne fotki!
Tylko akcja toczy się trochę za szybko. Ale, że jestem fanem seriali kryminalnych (CSI: M, LV NY| <333) więc czytam z zaciekawieniem:) Ocena za odcinek: 9/10
niepokorna
25.11.2008, 18:29
Przepraszam, ze tak długo czekacie <i tak nikt nie czeka>
Co prawda tekst jest już od dawna gotowy, ale miałam małe problemy z grą, czekała mnie reinstalka, więc mam nadzieję, że 3 odcinek pojawi się już w czwartek ^^
scarlett
25.11.2008, 18:31
Jak nikt, jak ja, hę?
Już myślałam, że będę musiała Cię abić, że mi nic nie powiedziałaś!
niepokorna
25.11.2008, 18:37
Do Scarlett:
Ty zawsze będziesz wiedziała, kiedy wstawiam odcinki ^^
Obiecuję, że nie będzie już takich niespodzianek, zwłaszcza, że nie mam zdjęć :/
@ Ptasie Mleczko i Scarlett:
przestańcie, bo uwierzę :P
tekst już znacie, a mnie lepiej teraz nie słuchajcie, bo jestem z rozsypce :/
ptasie mleczko
25.11.2008, 18:39
Jak to nikt nie czeka? a ja?? zapomniałaś też o mnie? już myślałam, że odcinek, wchodzę pełna nadziei a tu .... :/ jeeahh w czwartek to ja nie będę go już w stanie przeczytać, ale może w piątek przeczytam ...
Edit: no ale przecież trzeba przeczytać jeszcze raz. bo tak same zdjęcia oglądać?? nieeee <zbiera po kawałeczku z tej rozsypki>
niepokorna
06.12.2008, 17:46
Z mojej gry zrobił się pasztet totalny :(
Gra mi nie chodzi, pomimo reinstalki.
Do czytelników:
nie wiem, kiedy będzie odcinek, nawet nie wiem, czy się pojawi
pozdrawiam
Panna Lawenda
06.12.2008, 18:04
Niech żyją stare złomy!
Też mi się wszystko spieprzyło, muszę na nowo robić postacie, ściągnąć dodatki z netu... Jak o tym myśle to mi się odechciewa. Szkoda, ale cóż twoje opowiadanie można podziwiać bez zdjęć, na szczęście.
niepokorna
07.12.2008, 13:43
<zbiera po kawałeczku z tej rozsypki>
Dziękujcie Scarlett, to ona mnie wybawiła z kłopotów i zrobiła zdjęcia, przy których mogę się tylko schować <robi miejsce w szafie>
Odcinek III "Nowy"
*
Dni urlopu mijały bezpowrotnie, pomimo rozpaczliwych prób ich zatrzymania. Wszystkie zapiski, utrwalone na papierze w postaci pamiętnika były dla niej zagadką. Nie dość, że ciągle boleśnie odczuwała skutki wypadku, to co chwila nękały ją głuche telefony.
*
Sam straciła ochotę do życia. Myślami powracała do nieszczęsnego spotkania z rudowłosą na cmentarzu. Być może, gdyby została chociaż jeden dzień dłużej w szpitalu, nie doszłoby do tego. Wciąż żyłaby w błogiej nieświadomości… Nie musiałaby teraz cierpieć, nie musiałaby przeżywać tego spotkania ponownie. Nigdy by się nie dowiedziała, że Nick ma kochankę i dziecko. To wszystko nie było łatwe dla samotnej kobiety. Teraz, gdy kogoś potrzebowała, gdy chciała się komuś wyżalić, wypłakać, nie było nikogo. Cisza i spokój wokół niej tylko dodatkowo przypominały jej o samotności. Po dwóch tygodniach pojechała do szpitala na zdjęcie szwów. Lekarka wykonująca tę czynność, okazała się być miłą i uśmiechniętą kobietą, lecz bardzo gadatliwą.
http://img33.picoodle.com/img/img33/3/12/7/f_2m_d4483e4.jpg
Szła tam z naprawdę ciężkim sercem. Irytująca lekarka robiła niezłe zamieszanie wokół siebie. Wydając radosne piski, biegała po całym szpitalu, jak gdyby chciała udowodnić, że w swoim fachu jest najlepsza. Czarnowłosa obiecała sobie, że jeśli jeszcze raz ją cokolwiek zaboli, odstrzeli jej ten siwy łeb.
- Widzisz kochanie, wszystko się ładniusieńsko goi! Jeszcze parę dni i będziesz śmigać, tak jak ja! – ostatnie słowo zaakcentowała radosnym podskokiem. – Zapiszę ci jeszcze tableteczki, żeby nic cię nie bolało, i będziesz mogła…
Reszty dziewczyna nie usłyszała, bo najzwyczajniej na świecie wyszła z gabinetu.
*
Następnego dnia z głębokiego snu wyrwał ją dźwięk znienawidzonego budzika. Ile by jeszcze dała za chwilkę snu…
- Zamknij się… - mruknęła policjantka i rzuciła w niego poduszką, zwalając go z szafki nocnej.
Jako, że narobił jeszcze większego hałasu, poddała się.
- Dobra, dobra, wygrałeś…
http://img33.picoodle.com/img/img33/3/12/7/f_3m_a99bfb5.jpg
W czym, jak w czym, ale w tej walce zawsze przegrywała. W ciężkim sercem zwlokła się z łóżka. Stawiając kroki na zimnej posadzce, posłała tęskne spojrzenie na posłanie. Wciąż półprzytomna ze zmęczenia poszła do łazienki, by wziąć zimny prysznic. W całym domu rozległ się jej wrzask, gdy odkręciła kurek z wodą. Znowu je pomyliła, czego skutkiem było oblanie się gorącą wodą. Klnąc jak szewc, przełączyła wodę na chłodniejszą.
- Teraz to rozumiem – mruknęła zadowolona.
Po kąpieli, wciąż z mokrymi włosami, stanęła przed szafą z typowym dla niej problemem. Znów nie miała co założyć. Z twardym postanowieniem wybrania się na zakupy, włożyła pierwszy lepsze podkoszulek i jakieś jeansy. Zastanawiała się chwilę nad ubraniem swetra. Stwierdziwszy, że i tak nie ma nic do stracenia, wzięła go ze sobą. Spojrzała na zegarek, który wskazywał, że jest już późno. Złorzecząc, że znowu nie zje śniadania, wybiegła na przystanek autobusowy, jednak po drodze zawadziła o piekarnię. Wychodząc z drożdżówką, z żalem stwierdziła, że jej autobus uciekł. Zrezygnowana zadzwoniła do Kate. Miała nadzieję, że zawozi dziewczynki do szkoły…
*
Gdy czekała na swoją przyjaciółkę, pod jej stopy podleciał liść. Schyliła się, aby go podnieść. Był pięknej, żółtej barwy. Obejrzała się za siebie i z zadowoleniem stwierdziła, że jesień wokół niej była w rozkwicie. Nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy tak bardzo cieszyły ją drobne akcenty, np taki liść, który opadał z drzewa, dodawał uroku tak normalnej rzeczy jak chodnik. Cieszyła się nawet na widok ludzi przechodzących obok niej z kubkami kawy na wynos. Chłód wdzierał się pod jej kurtkę, zabierając resztki ciepła, jednak to jej nie przeszkadzało .Patrzyła oczarowana na liść opadający z drzewa. Z zadumy wyrwał ją klakson samochodu Kate. Odwróciła się uśmiechnięta i wsiadła do ciepłego samochodu. Przez całą drogę milczały, słuchając muzyki z radia. Blondynka wielokrotnie otwierała usta, by coś powiedzieć, ale bała się jej reakcji. Nie mogła dowiedzieć się tego teraz. Nie wtedy, kiedy miała tak dobry nastój… Gdy pojechały do celu, czarnowłosa wysiadła, wcześniej dziękując przyjaciółce za przysługę.
*
Stanęła przed komisariatem. Wielki, nowoczesny budynek niejedno wydarzenie miał za sobą. Niejedno pokolenie nowych będzie jeszcze w nim pracowało, niejedna zbrodnia zostanie w nim rozwiązana. Kręcąc głową, weszła do budynku. Nikt nie zwracał na nią uwagi, co wydawało się jej co najmniej dziwne. Nawet sprzątaczka nie kiwnęła głową. Może faktycznie była dla nich wszystkich niemiła, arogancka i pyskata? Teraz chciała się zmienić. Weszła do windy i wcisnęła guzik z piątką. Wydział kryminalistyki, czyli miejsce jej pracy. Tutaj była zastępcą szefa, gdy on tylko wyjeżdżał na jakieś szkolenia, czy co tam oni mają… Cisza na korytarzu ją wręcz frustrowała. Powoli weszła do gabinetu.
- Niespodzianka! – tym radosnym okrzykiem o mało co nie przyprawili Sam o zawał.
Mimowolnie uśmiechnęła się. Pomimo tego, że się wystraszyła, odczuwała radość, że ktoś ją wita. Poczuła delikatne uszczypnięcie w bok, co spowodowało u niej śmieszną reakcję - podskoczyła jak oparzona. To była jej najlepsza koleżanka, Jessica, zdrobniale zwana Iskierką. Zawsze wesoła, uśmiechnięta, emanowała dobrą energią i dawała ludziom siłę. Sam jej po kryjomu tego zazdrościła. Gdy już się z każdym przywitała i odpowiedziała na kilka pytań, do jej uszu dobiegł ostry głos Jacka:
- Johnson, do mnie!
Ton jego głosu nie wróżył nic dobrego, co zmartwiło Sam. Pierwszy dzień pracy po powrocie z urlopu, a już u szefa na dywaniku. Poszła w stronę jego gabinetu, odprowadzana wzrokiem innych. Jack zawsze był wielbicielem broni. Co chwila robił wykłady na temat pożytku tego jakże skutecznego narzędzia. Nie przerywał nawet wtedy, kiedy ponad połowa przysypiała. Jego gabinet nie wyglądał jak inne. Na jego biurku nie było zdjęć bliskich, na ścianach nie wisiały obrazu. Jedyne, co wypełniało przestrzeń to były wycinki z gazet, piszące o ich akcjach, nieważne czy dobrze rozegranych, czy źle. Kobieta miała już wątpliwą przyjemność przebywania tutaj parę razy, między innymi za bójki, które sama wszczynała. Tak bynajmniej twierdził jej szef. Ona wiedziała co innego. Gdyby Jessica stała odrobinę dalej, gdy ta wymachiwała rękoma, gestykulując, nie złamałaby jej nosa. Derrik też nie musiał iść do dentysty, gdyby jej nie obmacywał.
http://img33.picoodle.com/img/img33/3/12/7/f_6m_02cf920.jpg
No cóż, Sam do spokojnych kobiet nie należała. Usiadła na wskazanym przez niego krześle i zaczęła robić w myślach rachunek sumienia, rzucając na wszelki wypadek spojrzenie pełne skruchy. Jej uwagę przykuł opatrunek na łuku brwiowym jej szefa, ale wolałaby nie ryzykować pytania, gdyż znowu odesłałby ją do psychologa, do którego czy tak, czy siak by nie poszła.
- Johnson, słyszysz mnie? – jej rozmyślania przerwał Jack.
- Y… tak, tak. – zająknęła się.
Spojrzała mu w oczy. Skądś je kojarzyła, tylko nie pamiętała skąd….
- Johnson, do jasnej cholery, ostatni raz cię uprzedzam! – wybuchnął. – Mam dość twoich wybryków…
„Zaczęło się” pomyślała,
-.. dlatego dostaniesz partnera.
Tak szybko wstała, że aż przewróciła krzesło, na którym siedziała.
- Pan sobie jakieś żarty robi, prawda? – zapytała z nutką gniewu.
Nachylił się ku niej. Do jej nozdrzy dotarł ostry zapach jego wody kolońskiej. Był niebezpiecznie blisko…
http://img37.picoodle.com/img/img37/3/12/7/f_1m_e45ac5d.jpg
- Sam, ja nigdy nie byłem bardziej poważny… - szepnął i się oddalił, zostawiając ją w tej samej pozycji.
Po chwili westchnęła, podniosła krzesło i na nie opadła. Świetnie… Teraz nie będzie samodzielnych akcji, tej adrenaliny i pewności. O niczym innym nie marzyła. Jack, widząc jej skwaszoną minę, rzekł :
- Spokojnie, nie dostaniesz jakiegoś żółtodzioba, co będzie za tobą łaził jak cień. Josh, chodź no tutaj. – zawołał.
Do pokoju wszedł wysoki mężczyzna z dredami. Gdy dokładniej mu się przyjrzała, zauważyła, że ma ładne, duże oczy i delikatne rysy twarzy.
- Josh, poznaj Sam. Johnson, poznaj Josha. – wyrecytował znudzony szef. – dla ciebie będzie on osobistym ochroniarzem, będzie dreptał twoimi ścieżkami. Masz wszędzie z nim chodzić, i nigdzie się bez niego nie ruszasz, zrozumiano?
- Ta… - mruknęła i zaczęła ponownie lustrować towarzysza.
Jako, że en też nie miał nic do roboty, też się w nią wpatrywał. Gdy ich wzrok się spotkał, oboje speszeni odwrócili głowy.
- Idź już, Johnson. – powiedział Jack. – A ty zostajesz – dopowiedział, widząc, że i ten zbiera się do wyjścia.
*
Gdy tylko wyszła, szef wyjął z szuflady plik banknotów i kusząco pomachał nimi przed nosem czarnowłosego.
http://img37.picoodle.com/img/img37/3/12/7/f_9m_713aec6.jpg
- Pamiętasz, co masz robić? – zapytał.
- Donosić o każdym ruchu tej…. – tu urwał i patrzył na szefa w oczekiwaniu na pomoc.
- Sam? – dopowiedział.
- No właśnie. Mam za nią wszędzie łazić i tak dalej.
*
W sumie było mu trochę głupio ją szpiegować. Nie był przecież jakimś pieprzonym szpiegiem tylko satanistą!
Dziękować Scarlett :*
scarlett
07.12.2008, 14:02
Nie ma za co^^
Opinię na temat tekstu znasz:)
O zdjęciach się wypowiadać nie będę:P
Pozostaje mi czekać tylko aż w końcu zacznie się diać coś, czego nie znam i pojawią się Twoje zdjęcia:)
Callineck
07.12.2008, 14:19
Tekst świetny, moją opinie na jego temat możesz znaleźć w opowiadaniu ;)
Postacie rwewlacyjne - lekarka (:)) i Josh (<3) :D
Zdjęcia jak to u scarlett perfekcyjne...
Ekhm, jest jedna literówka, później poprawię :P
Pani_Snejp
07.12.2008, 16:01
cud, miód i orzeszki ;]
treść świetna (czytałam wcześniej ;o), a fotki są wspaniałe.
dredy, haha xD skąd ja to znam ;]
ptasie mleczko
07.12.2008, 18:08
Niezmiernie cieszy mnie to, że mimo piętrzących się trudności i złośliwości sprzętów martwych udało Ci się dopiąć swego. Kolejny odcinek w jakże pięknej oprawie, aż miło było przeczytać jeszcze raz. Cieszę się, że posłuchałaś mojej rady <musi się pochwalić>, wybór scarlett na autora zdjęć był strzałem w dziesiątkę ;) Już troszkę zapomniałam jak ładnie i trafnie potrafisz opisywać sytuacje i wydarzenia. Prawie, że słyszałam szczebiot zdejmującej opatrunek lekarki i podobnie jak Sam miałam ochotę ją trzasnąć w ucho. Niezmiernie ciekawi mnie wygląd tej energicznej i emanującej radością i przyjacielskością Jessic'i, mam nadzieję, że jeszcze w dalszych częściach pojawi się jej osoba. Mimo, że tekst już czytałam, nie znużyło mnie czytanie go po raz drugi. Wyrażam też głęboką nadzieję, że teraz wszystko ruszy z kopyta i kolejne odcinki zaczną pojawiać się mniej więcej regularnie. Sam jest twardą i silną babą mam nadzieję, że jeszcze nie jedno ma nam do pokazania.
Wystarczająco długi komentarz czy dodać jeszcze jakiś wiersz? :D <patrzy z trwogą w oczach>
Invidia Semper
10.12.2008, 19:31
czytam pierwszy raz i może dlatego że na fotostorach się mało znam albo może dlatego że mam słabość do kryminałów we wszelkiej postaci...albo może po prostu dlatego że opowiadanie jest świetne- bardzo mi się całość podoba:D
Przeczytałam tylko pierwszy odcinek, ale to jest boskie *,*
Gdybym czytała to w nocy, nie usnęłabym za nic.
Nawet teraz, w południe mam dreszcze...
niepokorna
28.12.2008, 19:59
„Święta”
Pierwszy dzień pracy minął w zawrotnym tempie. Nim się obejrzała, była już piąta. Gdy zmierzała do wyjścia pustym korytarzem, usłyszała za sobą kroki. No tak, to przecież jej ochroniarz.
- Szef cię prosi na chwilę. – Jej modlitwa jednak została wysłuchana. To była Jessica.
Odwróciła się i najwolniej jak potrafiła podeszła do biura. Tak jak się spodziewała, czekał tam też Josh, a co gorsza, siedział na walizce. Tknięta złym przeczuciem, usiadła.
- Ze względów bezpieczeństwa… - zaczął jej szef.
- Josh będzie ze mną mieszkał. – dokończyła za niego. – Proszę, nie zachowujmy się jak dzieci, jestem dorosła… - naprawdę się zdenerwowała.
- Jak chcesz zostać zabita przez satanistów, to śmiało, odmów mi. – Ten szyderczy uśmiech strasznie ją denerwował. Miała ochotę go walnąć.
*
Policzyła w myślach do dziesięciu i odwróciła się do czarnowłosego.
- Mam w planach zahaczyć o parę sklepów, nie masz chyba nic przeciwko? – spytała niewinnie.
Skoro nie chciał odejść, zmusi go do tego. Mimo, że sama nie przepadała zbytnio za zakupami, tego dnia zrobiła wyjątek. Łaskawie zgodziła się, aby jego walizka spoczęła w jej bagażniku, po czym chodziła od sklepu do sklepu. Mężczyzna grzecznie to znosił, ale widać było, że z każdym odwiedzanym sklepem maleje jego cierpliwość. Po paru godzinach maratonu po centrum handlowym wreszcie dotarli do jej domu. Sam zastanawiała się, jak dużo czasu minie, zanim wybuchnie.
- Czuj się jak u siebie. – powiedziała, rzucając klucze na stolik w korytarzu. - Pokój gościnny jest drugie drzwi na lewo. Musisz znać parę zasad. Nie toleruję szpiegowania mnie, zwłaszcza w domu. Nie chcę słuchać twojej muzyki. Od tego masz mp3. Jak będą jakieś pytania, zwracaj się do mnie. Aha. – powiedziała na odchodnym. – pościel jest w szafie.
Poszła do kuchni i podniosła krzyk. Tam leżała zdechła mysz! Żartownisia zdemaskował chichot zza ściany. Wzięła, jak się okazało, zabawkę na koniuszki palców i podeszła do niego.
- Zadowolony? – wrzasnęła i rzuciła w niego zabawką.
http://img519.imageshack.us/img519/4840/myszxh3.jpg
Nie zapomni mu tego nigdy.
*
Chcąc, nie chcąc, Sam musiała się przyzwyczaić do nowego lokatora. Nie wiedziała, po co Jack kazał mu z nią zamieszkać, skoro i tak nigdzie nie wychodziła. Na początku Kate się ucieszyła, ponieważ myślała, że jej przyjaciółka wreszcie sobie kogoś znalazła. Ale już kilka
dni później zaczęła podejrzewać że za ich wspólnym zamieszkaniem kryje się coś o czym Sam nie chciała mówić.
*
Za to Sam miała wolną rękę w robieniu różnych kawałów swojemu wymuszonemu współlokatorowi. A to zamykała się w łazience w momencie kiedy Czarnowłosy właśnie miał do niej pójść, a to na śniadanie oczywiście „niechcący” dodawała do jajecznicy „trochę” więcej soli niż organizm jest w stanie zaakceptować, wywołując efekt burzy w trzewiach. Nie wiadomo jak on to wytrzymywał. Jeżeli jakimś cudem łazienka nie była zajęta bardzo się cieszył, że nie musi szukać wychodku na dworze. Największą torturą dla niego było oglądanie brazylijskich telenoweli w trakcie meczu. Najlepsze było to, że parę tygodni później, po obejrzeniu wszystkich odcinków od nowa (Sam namiętnie je nagrywała), jego nienawiść do brazylijskich seriali sięgnęła zenitu. Tego dnia jego ukochana drużyna footboll’owa miała najważniejszy mecz w lidze, a ta zmora po prostu zabrała pilota i przełączyła, tłumacząc się, że „i tak nic mu to nie daje”. Liczenie do dziesięciu nic nie dało. Wściekły, wstał i wyrwał jej pilota.
http://img519.imageshack.us/img519/8619/pilot0mg6.jpg
- Oddawaj! – pisnęła kobieta.
- Masz to nagrane, ten odcinek widzieliśmy już 3 razy! – wrzasnął Josh.
Przerażona, oddała pilota bez żadnych sprzeciwów. Od tego momentu to mężczyzna był władcą kanapy. Potulnie siedziała obok, oglądając mecze. Nie chciała się do tego przyznać, ale zaczęło jej się to podobać.
*
Święta. Dla niektórych to po prostu okazja, by dostać prezenty, dla innych możliwość zaproszenia do siebie rodziny. Sam nie należała do żadnej z tych grup – święta spędzała samotnie, w towarzystwie butelki dobrego wina, ponieważ jej religia nie uznawała takiego zwyczaju. W tym roku Josh miał jej w tym przeszkodzić. Pewnego wieczoru po prostu wyszedł, zostawiając zdziwioną kobietę samą.
Wrócił parę godzin później. Bez pytania wtaszczył piękną choinkę i torbę pełną jakiś błyskotek. Tak samo bez pytania zaczął wyjmować z tej torby ozdoby choinkowe, jakieś świecidełka i coś jeszcze, co natychmiast wepchnął pod poduszkę na dużej kanapie. Zachowywał się tak jakby Sam w ogóle nie było w pobliżu. Śpiewając jakąś głupią piosenkę o świętach, zaczął ozdabiać drzewko. Pomimo sprzeciwów („Spalę tę choinkę!”), nie ustępował. Gdy brakowało tylko gwiazdy na czubku, bez słowa wepchnął ją do rąk współlokatorki i poszedł do kuchni, obserwując ukradkiem Sam.
*
Zdziwiona, co też ten debil wyczynia, stanęła przed choinką, totalnie nie wiedząc co robić. Co prawda nieraz widziała już choinkę, ale nigdy tak naprawdę nie mała do czynienia z jej igłami. Po paru nieskutecznych próbach podejścia do choinki bardzo blisko, wpadła na genialny pomysł stanięcia na taborecie. Umieściła gwiazdę na czubku i niebezpiecznie się zachybotała. Zawsze zapominała, że ten taboret jest kulawy. Przygotowała się na bolesne lądowanie. W porę złapały ją czyjeś ręce i bezpiecznie postawiły na podłodze.
http://img220.imageshack.us/img220/6300/apzi8.jpg
- Dzięki – mruknęła zawstydzona kobieta do Josha.
- Nie ma sprawy. – uśmiechnął się i wrócił do kuchni. – zacznij jeść kobieto. Jesteś lekka jak piórko.
Usiadła na kanapie. Spojrzała przed siebie i z dumą stwierdziła, że gwiazda wygląda dobrze, ba, nawet wspaniale. Poczuła zapach… zaraz, jaki to był zapach? Zdezorientowana, poszła do kuchni. Na środku podłogi siedział z rozbrajającą miną Josh, który próbował rozkminić książkę kucharską. Nie mogąc się powstrzymać, stała i się śmiała. Spojrzał na nią błagalnym wzrokiem, podnosząc znacząco książkę z wypisanym na twarzy : ”Co to do cholery jest?”. Kręcąc głową i zataczając się ze śmiechu, podeszła do niego.
- Wstawaj. – powiedziała. – Zaraz coś zaradzimy.
Półtorej godziny później, cali obsypani mąką, skończyli. Ich indyk prezentował się idealnie.
- Idź się umyć, brudasie. - zażartowała.
- Spójrz na siebie. – odpowiedział i poszedł do łazienki.
Umył twarz zimną wodą. Pomyślał sobie, jak by wyglądał bez dredów. „Nieee” pomyślał. „Nie obetnę ich za nic”. Poszedł do pokoju i się przebrał. Sypialnia była jak na niego zbyt… czysta. Schludne, jasne meble rozmieszczone były według zasad feng-shui, których za cholerę nie mógł pojąć. Całe mieszkanie było po prostu zimne, bez jakichkolwiek uczuć. Nic nie dało nawet zostawienie paru kolorowych rzeczy na wierzchu, ponieważ ginęły one w tej pedantyczności. Musiał przyznać rację Jackowi. Ta kobieta była straszliwą pedantką, w dodatku zamkniętą w sobie.
*
Cholera… nie miała dla Josha żadnego prezentu. Jak mogła nie wpaść na pomysł, że jego wejście z buciorami w jej prywatność będzie miało również podłoże religijne? Po cichu zeszła do piwnicy, gdzie trzymała swoje wina. Po dokładnym obejrzeniu wszystkich, wybrała jedno z najlepszych i cicho pobiegła na górę. Przebrała się, wcześniej konsultując się z Kate. Co prawda, nigdy nie przepadała za kieckami, ale skoro tradycja zobowiązuje….
*
Zasiedli do małego, skromnie ozdobionego stołu. Potrawa była wyśmienita, wino dobre, składali sobie życzenia ale czegoś brakowało… Gdy usiedli przy kominku z kieliszkami wina, nastał czas na prezenty. Mężczyzna ucieszył się z wina jak małe dziecko, chociaż w alkoholu nie gustował. On sam dał jej piękną biżuterię. Delikatne, czarne koraliki i bransoletki delikatnie połyskiwały w świetle ognia. Nie spodziewała się takiego podarunku. Tego wieczoru musieli sobie wiele wyjaśnić.
http://img201.imageshack.us/img201/6272/choinkaei1.jpg
Musieli przeprosić się za swoje dziecinne wygłupy, które uprzykrzały życie. Grubo po trzeciej odczuli zmęczenie, więc poszli do swoich pokoi spać. Parę godzin później Sam wstała, ponieważ było jej zimno. Gdy przechodziła obok pokoju gościnnego, usłyszała dziwne szelesty. Po cichu weszła do pokoju Josha, choć wiedziała, że nie powinna.
*
Mężczyzna już od małego miał koszmary senne. Ciągle we śnie powracał do tego feralnego dnia. Dnia, w którym nad jego życiem zapanował nie on, lecz ktoś inny…
*
Miał wtedy siedem lat. W Halloween 1988 niski, czarnowłosy chłopiec właśnie wracał od kolegi. Gdy podchodził do domu, nie zwrócił szczególnej uwagi za zgaszone światła, ponieważ myślał, że rodzice chcą mu zrobić kawał. Wszedł do domu i poczuł metaliczny zapach, którego nie umiał określić. Małe dziecko nie mogło znać zapachu krwi. Wszedł do pokoju, gdzie leżała kobieta. Podszedł bliżej, wciąż utwierdzony w przekonaniu, że to jakiś dowcip. Jego mama nie żyła. Została zamordowana z zimną krwią, na jej twarzy widniał grymas bólu. Josh zaczął wrzeszczeć. To nie był sen, tylko rzeczywistość. Nagle czyjeś ręce go chwyciły wpół, co spowodowało reakcję w postaci głośniejszego krzyku pomieszanego z łzami. Tajemniczy mężczyzna wyniósł go z domu. Nikt nie zwracał uwagi na jego krzyki. Osiedle było puste, nikt nie mógł mu już pomóc. Do dnia dzisiejszego nie poznał porywacza. Został wychowany na satanistę. Od małego uczono go, jak zabijać, choć w życiu nikogo nie zabił. Nienawidził samego siebie, nienawidził satanistów, chociaż wiedział, że jeżeli z tego zrezygnuje, zabiją go.
*
Poderwał się gwałtownie z łóżka, łapiąc powietrze potężnymi haustami, jakby się bał, że go zabiją. Podniósł głowę i ujrzał Sam, siedzącą na krześle naprzeciw niego. Tak bardzo chciał jej powiedzieć, po co tu jest, ale nie mógł. Drżącą ręką odgarnął włosy z oczu.
- Długo tu siedzisz? – łamiącym głosem zapytał się.
- Wystarczająco długo, abyśmy musieli sobie coś wyjaśnić. – odpowiedziała.
ten tego.Przepraszam za badziewne zdjęcia i taką przerwę... Obawiam się, że nie będę mogła kontynuować tej historii, ponieważ dzisiaj rano pękła mi płytka :(
Dżisss, jakie te zdjęcia badziewne ;/
Przeczytałam już wcześniej, ale ze zdjęciami jest jeszcze lepsze:) Mówisz o opowiadaniu czy FS? Bo jak masz zamiar zakończyć opowiadanie...
niepokorna
28.12.2008, 20:08
Dziękuję Ci Chanel :)
Nie, nie mam zamiaru kończyć opowiadania całkowicie, tylko dopóki nie naprawię/kupię płytki będzie kiepsko :/
Callineck
28.12.2008, 21:22
Stanowczo sobie wypraszam nazwanie tych zdjęć badziewnymi! Pierwsze i drugie zdjęcie jest genialne :D Te miny doskonale pasują do temperamentu Sam. I jeszcze to łapanie w locie :D
Walka o pilota (czyt. o dominację płci) jest naprawdę świetna <3 I jeszcze ten dowcip z myszą!
Już Ci to mówiłam, ale widocznie musze powtórzyć: Ty się stanowczo nie doceniasz!!!
scarlett
28.12.2008, 21:31
Badziewne? Z której strony?
Czy mi się wydaje, czy na pierwszym pani Sam chce pozbaiwić pana josha swoich kilogramów dredów.. Nieładnie:P Ah ten władca kanapy...
Oby ten jak zawsze gupi i niepotrzebny problem zwany grą się rozwiązał, a my biedni mogli podziwiać tekst wraz ze zdjęciami :)
niepokorna
28.12.2008, 21:39
oni tylko na kanapie skakali i ich jakoś ułożyłam :P
Śmieszne rzeczy z tego wychodzą ^^
dowód:
http://img32.picoodle.com/img/img32/3/12/28/f_skokim_000acba.jpg
ptasie mleczko
28.12.2008, 21:44
Ye ye ye <tańczy na krześle> <robi różne dziwne i dzikie gesty jako oznakę zwycięstwa> nareszcie mój ulubiony odcinek i walka o pilota udokumentowana na zdjęciach :D Jak zobaczyłam pierwsze zdjęcie o mało nie spadłam z krzesła :D cała Sam! to zdjęcie nasunęło mi na myśl chętnie stosowaną przez Sam metodę budzenia poprzez ciągnięcie za dreda, muahaha <turla się> poprawił mi się aż humor ;) :*
niepokorna
11.02.2009, 21:21
khem khem.
ten tego, odświeżam :)
Zdjęcia autorstwa Veripmy - za co serdecznie jej dziękuję :)
i dedykuję jej za to odcinek
Odcinek 5
„Odwiedziny”
Joshowi wydawało się, jakby śnił na jawie. Wciąż do niego nie docierało, że to tylko zły sen. Z drugiej strony bał się tej rozmowy z Sam. Co jej powie, jeżeli zapyta go o rzeczy, na które nie może odpowiedzieć? Do jakich kłamstw będzie się musiał posunąć, by chronić siebie i Jacka?
*
Sam chciała się w końcu czegoś dowiedzieć, jednocześnie bała się odpowiedzi. Skierowali się ku wyjściu. Mimo nienajlepszego początku ich znajomości i różnic jakie ich dzielą przywiązała się do człowieka, z którym przyszło jej dzielić mieszkanie. Była mu również wdzięczna za wyprawienie świąt jakich nie miała od lat i chciała mu pomóc, bo nie mogła znieść myśli, że cierpi ktoś na kim jej zależy...
- Na dwór?! – osłupiały mężczyzna nie zamierzał wychodzić z ciepłego domu.
Uśmiechnęła się promiennie i skręciła do jadalni. Zażenowany, poszedł za nią. Obydwoje usiedli naprzeciw siebie.
- Zacznę od tego, że krzyczysz przez sen… - stwierdziła ponuro. – ale nie o to mi chodzi. Wydaje mi się, że masz przede mną jakieś sekrety. – powiedziała i położyła swoją dłoń na jego.
http://s5.************/zurswm.jpg
Nie przywykła do takich rozmów o szóstej nad ranem. Nigdy też nie położyła swojej ręki na czyjejś ot tak, bo po prostu nie potrafiła. Ten człowiek ją zmienił.
- Ja? No skądże. – głos ciągle mu zadrżał. Pod wpływem tych wielkich, nie znoszących kłamstwa oczu, sprostował swoją wypowiedź. – No dobra, może mam jakieś, ale nic ci do tego. Nie jesteś moją matką i nie muszę się tobie spowiadać – cofnął swoją dłoń.
Po chwili kobieta również to zrobiła.
- Nie chcę ciebie naciskać, ale powiedz mi chociaż jedno – wstała. – czemu krzyczałeś przez sen, że nie chcesz nikogo zabijać? Josh, proszę, otwórz się przede mną do jasnej cholery. – teraz to jej głos drżał.
Mężczyzna był wewnętrznie rozdarty. Tak bardzo chciał jej to wszystko teraz wykrzyczeć w twarz, powiedzieć, że jest satanistą, że ma ją zabić. Ale nie mógł. Dzięki niej zaczął nie tylko dostrzegać wewnętrzne piękno, ale chciał się zmienić. By zyskać na czasie, zerknął za okno. Był zimny, śnieżny grudzień, śnieg na parapecie zasłaniał ponad połowę okna. Za nic w świecie nie ruszy się teraz z domu.
- Kiedy miałem siedem lat, dokładnie w Halloween, zginęła moja mama i ojczym. – zaczął. – Tego samego dnia mnie uprowadzili, ale nie dla okupu, tylko dla własnej satysfakcji. Do dziś nie znam porywaczy. Ojciec odszedł, jak miałem trzy latka. Może to i dobrze, że znałem go tylko z opowieści mamy – słowa cisnęły mu się na usta, zanim zdążył przemyśleć ich treść. – Nigdy więcej nie zobaczyłem już swojej rodziny, ponieważ oni ją zamordowali. Zabili nawet półroczne, niczemu niewinne dziecko, rozumiesz? – zacisnął szczęki.
Bez słowa do niego podeszła. Z jej szarych oczu leciały łzy. Przytuliła go i powiedziała:
- Tak mi przykro… nie wiedziałam.
Co ona wyprawiała? Czy naprawdę parę słów wystarczy, by się kompletnie rozkleiła? Nie chciała, by sprawy przybrały taki obrót. Nie chciała, by ktoś płakał.
- Wiesz, czemu wstąpiłem do policji? – spytał się, gdy usiadła z powrotem. – Chciałem go znaleźć. Chciałem dojść do tego, co zabił moją rodzinę i patrzeć jak on umiera w mękach. Ale wiesz, kto mi stanął na drodze? Ty! – krzyknął, a jego czy pociemniały.
Smutek w jej oczach przerodził się w złość.
- Jak śmiesz? Dobrze wiesz, że wcale nie musisz tu być! – Jej cichy głos zmienił się na krzyk.
Wstała i wyszła z pokoju, zostawiając Josha samego ze swoimi problemami.
*
Doskonale wiedział, że nie powinien był tego mówić. Zaklął cicho. Wiedział, że Sam już mu nigdy nie zaufa. Zadzwonił do Jacka z pytaniem, co ma teraz zrobić.
- Zabij ją. – padła krótka odpowiedź.
*
Cholera… - pomyślał szef. – spaprał robotę.
Zły, że wysłał Josha, a nie kogoś innego, wpadł na pewien pomysł.
*
W międzyczasie Sam siedziała w pokoju. Gdy wchodziła, trzasnęła drzwiami tak mocno, że otworzyła się szafa. Ze złością podeszła by ją zamknąć, jednak jej wzrok przykuła rzecz leżąca na samym dnie. To była bluzka, w której ją postrzelono. Sam podniosła ją do góry i jeszcze raz uważnie się przyjrzała. Dziura w tkaninie wyraźnie wskazywała, że była to broń kalibru, którą wydawał się znajomy, tylko nie wiedziała, skąd ten, kto do niej strzelał miał podobną broń. Rzuciła ją na łóżko i wyszła na korytarz. Nie wiedziała czemu zaczęła odczuwać dziwną tęsknotę. Oczy ją piekły od płaczu, ale uparcie szła do jego pokoju, by wyjaśnić sobie parę rzeczy.
*
Siedział na łóżku, kiwając się w rytm bicia serca. Jego szef właśnie kazał mu kogoś zastrzelić, lecz on sam nie spodziewał się, że to przyniesie to tak dużo rozterek. Wyciągnął ze stojącej nieopodal walizki pistolet. Zimna rękojeść, zamiast przynosić mu ukojenie, przynosiła cierpienie. Pomimo tego, że został wyszkolony na zabójcę, nigdy nim nie był i nie będzie. Nigdy. Ale jeżeli on jej nie zabije, zrobi to Jack. Już raz próbował ją zabić, jednak bezskutecznie. Był pełen podziwu dla tej kobiety, że pomimo tylu upadków, potrafiła się podnieść i dalej uparcie dążyć do celu. Wiatr nieraz sypał jej piaskiem w oczy, a ona jeszcze miała siłę walczyć. Rozdarty, siedział w ciemnościach. Gdy już wstawał z bronią, do głowy przyszła mu jeszcze jedna myśl. Odwrócił się i podszedł do szafki nocnej. Wyjął z niej pojedynczą kartkę i długopis. Napisał krótki list, w którego treści wyjaśniał wszystko, czego nie mógł jej powiedzieć. Wiedząc, że ma coraz mniej czasu, pozostawił go na łóżku i podszedł do okna z bronią w ręku.
*
Wiedział, że mu się nie uda już pierwszego dnia. Jack miał sentyment do tego człowieka, choć wiedział, że słono za to zapłaci. Zdecydowany, by ostatecznie zakończyć sprawę, wsiadł do samochodu i pojechał pod dom Sam. Jak on spapra robotę – trudno, jego też zabije.
Powrócił pamięcią do dnia, w którym odszedł od jego matki. Mały chłopczyk nie wiedział, że tatuś wychodzi na zawsze. Klęknął przy nim i złożył obietnicę, że kiedyś po niego wróci. I owszem, wrócił. Cztery lata później, w Halloween, zabił matkę swojego dziecka i jej faceta, Josha zaś zabrał ze sobą. Dzisiaj miał się dowiedzieć, że to on jest jego ojcem…
*
Miała złe przeczucia co do tego pokoju. Nie podobało jej się, że było tak cicho. Nasłuchując najlżejszych dźwięków, podkradła się cichutko. Uchyliła drzwi i wsunęła głowę do pokoju. Zobaczywszy Josha z bronią w ręku, zrozumiała. To ją miał zabić. Bezszelestnie weszła do pokoju i zamknęła drzwi.
- Josh, proszę… - zaczęła.
Czuła, jak napinają jej się mięśnie, gdy ten się obrócił. Podszedł do niej i rzekł:
- To wszystko jest jednym wielkim kłamstwem. Miałem cię zabić, ale nie potrafię tego zrobić, rozumiesz?
-To nie rób tego – powiedziała.
Nie mógł tego więcej słuchać. Zanim się zastrzeli, musi powiedzieć jej parę rzeczy, nieświadomy następstw swego czynu. Opuścił broń i podszedł do okna.
- W Halloween ktoś cię próbował zabić, tak? To był Jack. On i ja jesteśmy satanistami. A teraz odejdź, bo cię zastrzelę – powiedział, mierząc w nią bronią.
Podeszła do niego i spojrzała mu w oczy. Wiedziała, że tego nie zrobi, ponieważ drżała mu ręka. Myliła się.
Wykorzystując chwilę zawahania, Josh odepchnął ją.
- Miałem nadzieję, ze tego nie zobaczysz... – powiedział i przytknął sobie broń do skroni.
Jednak nie nacisnął spustu, ponieważ drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem. Gdy tylko to się stało, natychmiast opuścił broń, chowając ją za sobą, by zachować pozory. Sam natomiast się poderwała i stanęła koło mężczyzny. Kroki wyraźnie zmierzały w ich kierunku.
- Masz drugi pistolet? – zapytała.
Dyskretnie się schylił i podał jej broń, znajdującą się w walizce.
- Niezły jesteś – mruknęła.
Instynktownie schowała się za niego, gdy drzwi się otworzyły. Stanął w nich nikt inny jak Jack, który miał dokończyć robotę. Nic sobie nie robił z wymierzonych do niego pistoletów.
- Z jakiej okazji zawdzięczam to spotkanie? – zapytała, nie opuszczając broni.
Starszy satanista podszedł do Josha i badawczo mu się przyjrzał. Gdy ten odwrócił zażenowany głowę, westchnął i powiedział:
- Ile to już lat minęło? Dziewiętnaście lat jak z bicza strzelił… Ale przejdźmy do sedna sprawy. Pamiętasz 1988 rok? Pamiętasz tą swoją głupią matkę, która poszła z innym?
- Odpieprz się od niej! Jak śmiesz tak mówić, skoro nawet jej nie znałeś! – ręka mu drżała.
- Ja? Nie znałem? Spójrz mi w oczy i powiedz, kogo widzisz – zdjął okulary.
Przerażony Josh cofnął się, wpadając na biurko. To niemożliwe. Taki ktoś jak on nie mógł być jego ojcem!
*
W międzyczasie kobieta usiłowała dodzwonić się na policję, jednak zrozumiała, że ktoś odciął jej kabel. Wymierzyła pistoletem w jego plecy, jednak nie strzeliła, ponieważ nie mogła. Wykorzystując chwilę jej nieuwagi, szybko odwrócił się z bronią, którą jej zabrał, i uderzył ją w twarz, rozcinając jej policzek.
- Jak ja dawno na to czekałem… - wręcz z uwielbieniem powiedział Jack. – Tak długo czekałem na ten moment, kiedy padniesz martwa u mych stóp – powiedział.
Właśnie miał nacisnąć spust, kiedy rozległ się strzał. Poczuła na twarzy krew, jednak nie była ranna. Otworzyła oczy, które zamknęła, oczekując na śmierć i spojrzała przed siebie. Przed nią stał odmieniony Jack. Z jego ust kapała krew, a czerwona plama na jego koszuli rozprzestrzeniała się gwałtownie. Pistolet wypadł z bezwładnej ręki, a on sam osunął się na kolana.
http://i44.************/330hele.jpg
Oddychanie sprawiało mu ogromny ból. Łzy na jego twarzy mieszały się z krwią. Cały czas patrzył na Sam. Po chwili upadł na podłogę, martwy.
*
Broń wypadła z dłoni Josha, a on stał i patrzył. Patrzył na mordercę swojej rodziny, który był jednocześnie jego ojcem. Spojrzał na ręce. Ręce mordercy. Z zadumy wyrwał go cichy szloch Sam. Kiedy spojrzał w jej stronę, ta szybko się odwróciła. Podszedł do niej, ale ona odsuwała się jak najdalej. Gdy nie mogła się bardziej cofnąć, uderzyła go w twarz, po czym wybiegła do łazienki, zamykając się w niej.
Josh stał w miejscu, czując piekący ból na policzku. Wyjął komórkę z kieszeni i zadzwonił na policję, w międzyczasie idąc do łazienki. Zapukał delikatnie do drzwi, chociaż wiedział, że są otwarte, ponieważ kiedyś zepsuł w nich zamek dla żartu. Jako, że nikt nie odpowiadał, wszedł. Zobaczył kobietę siedzącą na podłodze, z śladami krwi na twarzy.
- Wstań, zaraz coś zaradzimy – pomógł jej się podnieść.
http://s5.************/bg5xcg.jpg
Posadził ją na wannie i zmoczył delikatnie ręcznik. Zaczął wycierać jej twarz z krwi i łez, mówiąc:
- Sam, to nie jest tak, jak myślisz. Nie jestem satanistą i nie trzymałem z nim. Chciał mi płacić za szpiegowanie, ale ja nie brałem tych pieniędzy. Ja… ja nie wiem, czemu to robiłem.
A teraz leży tam martwy… mój ojciec – prawdopodobnie jeszcze nie dotarło do niego, co przed chwilą zrobił.
Dotknął rany na policzku, a kobieta syknęła z bólu. Przeprosił ją, a ta dalej uparcie milczała, chociaż słowa cisnęły jej się na usta.
- Zabiłeś kiedyś… kogoś jeszcze? – spytała.
Pokręcił przecząco głową i poszedł po apteczkę. Zdezynfekował delikatnie ranę i kontynuował:
- Jeżeli mam stąd odejść, to powiedz, już nie mam tu czego szukać. Można powiedzieć, że misję wykonałem… A z tym powinnaś jechać do szpitala, bo nie jest ciekawie.
Za oknami rozbrzmiewał sygnał syrena policyjnej, więc Josh poszedł do nich. Sam słyszała jakąś rozmowę, potem kroki ucichły. Pewnie poszli do pokoju gościnnego, pomyślała. Po chwili usłyszała delikatne pukanie do drzwi, w których pojawiła się Kate. Gdy zobaczyła swoją przyjaciółkę, nic nie powiedziała, tylko podeszła i ją przytuliła.
http://i43.************/nl7i9y.jpg
- Co oni mu zrobią? – zapytała łamiącym się głosem czarnowłosa.
- Nie wiem. Pewnie go uniewinnią… - Kate była księgową. Nie miała pojęcia o prawie.
Sam miała i wiedziała, że to nie była samoobrona. Strzał w plecy równał się z morderstwu z premedytacją. Nie pozwoli go tak po prostu zamknąć. Chociażby miała stanąć na uszach i odnowić stare kontakty, wyciągnie go z tego bałaganu, bo facet jest tego wart. Wstała i ominęła zdziwioną Kate. Rana nadal paskudnie wyglądała, ale nie to się teraz liczyło, przede wszystkim pragnęła pomóc Joshowi. Na korytarzu spotkała dwóch funkcjonariuszy, niosących zwłoki zapakowane w worek. Natychmiast odwróciła głowę, by już na niego więcej nie patrzeć. Weszła do pokoju, gdzie zobaczyła Dericka rozmawiającego z Joshem. Miała szczęście, ze akurat na niego trafiła, ponieważ wiedziała, że inny nawet by jej nie posłuchał.
*
Sytuacja nie wyglądała zbyt ciekawie, ponieważ, tak jak podejrzewała Sam, jego strzał nie mógł zostać uznany jako samoobronę. Miała tylko jedno wyjście, by go uratować.
- Funkcjonariuszu Black, to ja kazałam strzelić – powiedziała.
od razu mówię, że nie wiem, kiedy bd odcinek -.-
Callineck
11.02.2009, 21:24
No nareszcie :)
Czytam (przypominam sobie) i oglądam :P
Ładny ten Josh, sama chętnie bym się do niego przytuliła :P
No cóż, odcinek trzymający w napięciu, obfitował w bardzo dramatyczne wydarzenia. Zostały one pięknie opisane, czytelnik czuje się jakby brał w nich bezpośredni udział.
Mam wrażenie, że Sam i Josh właśnie przestali być tylko kolegami, ale oczywiście żadne z nich nie przyzna się do tego nawet pod groźbą tortur.
Verimpa - piękne zdjęcia, oczywiście klata Josha najlepsza, ale Sam w wannie to też bardzo fajne ujęcie :)
Literówka:
którą wydawał się znajomy - który
ptasie mleczko
11.02.2009, 21:38
Dziwnie tak teraz cofac się do początków. Ale fajnie było sobie przypomniec, no i zdjęcia przepiękne, najbardziej podoba mi się to przedstawiające Jacka jak upada, no prześwietne. Moją opinię na temat Twojej twórczości znasz B)
Edit: właśnie, zapomniałam dodac o Joshu, jaką ma wyczepiastą klatę z futerrrkiem wrrraaauuu :D
Pani_Snejp
11.02.2009, 22:02
Hehehe, wiedziałam, że klata się spodoba, stąd taka piżamka :D
rozdział boski, czytałam kilka razy, a i tak strzeliłam byka xD czekam na kolejne zlecenia xD
Rashma ichor
12.02.2009, 12:31
Jak zwykle super. Znów zbrakło mi słów...
Pozdr. Rashma
scarlett
12.02.2009, 14:52
Fuuutrzak ^^ Zdjęcia bardzo fajne.
I w końcu ruszyło do przodu ^^
Tez mam dziwne wrażenie czytając to jezcze raz jak już jesteśmy tyyyle do przodu, ale fajnie sobie odświeżyć pamięć ^^
niepokorna
12.02.2009, 15:06
Znowu mnie uratowała Veripma :* :*
a tym czasem zamieszczam ten chłam <chodzi o treść>
Odcinek VI
„Prawdziwa twarz”
-Ale… co ty właściwie mówisz Sam? – Zapytał zdziwiony Derrick- Widać, że spałaś na zajęciach z prawa. Przecież to było w ramach obrony koniecznej – zaśmiał się.
Jej zdziwienie z sekundy na sekundę zmieniało się w nerwowy śmiech. Tak bardzo chciała rozładować to napięcie, tą przytłaczającą atmosferę. Jedynym, który się nie śmiał, okazał się Josh, ponieważ poziom adrenaliny we krwi spadł, a do niego zaczęło docierać, co zrobił. Pomimo, że wcześniej nie znał go jako ojca, czuł się do niego przywiązany, ponieważ to z nim dane mu było spędzić każde święta. Do pokoju weszła wyjątkowo milcząca Jessica, trzymając w ręku kartkę papieru. Podeszła do niego i wręczyła mu kopertę, patrząc na niego brązowymi oczyma. Wiedziała, że w obliczu tragedii słowa nie odgrywają najmniejszego znaczenia.
- Znalazłam to w kieszeni Jacka – wyszeptała. – Jest zaadresowany do ciebie.
Wyszła z pokoju, rzucając ukradkowe spojrzenie na Sam, która nie mogła dojść do siebie. Rana wyglądała paskudnie, ale Iskierka wiedziała, że za Chiny jej nie wyciągnie do szpitala.
*
Mężczyzna otworzył kopertę. W środku była pocztówka z pozdrowieniami od Jacka. Schował list powrotem do koperty, a tą zaś do stojącej nieopodal torby podróżnej. Zacisnął szczęki, by się nie rozpłakać, a co za tym idzie, nie wyjść na mięczaka przy wszystkich. Chwilę później wszyscy wyszli, rzucając krótkie : „Wesołych świąt”.
- Nie pojedziesz z tym do szpitala? – Spytał, stając obok kobiety.
http://i42.************/2jahh6p.jpg
Pokręciła przecząco głową, przy okazji zastanawiając się, czemu Josh jest taką zagadką.
- Co my teraz z tym zrobimy? – Spytała, wskazując głową na plamę krwi, która wsiąkła w dywan.
Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy, tak bardzo bała się w nich zobaczyć Jacka. W międzyczasie mężczyzna poszedł do łazienki po środki czyszczące, by pozbyć się plamy. Pod maską twardziela ukrywał się wrażliwy chłopiec, który nigdy nie miał rodziny. Łzy cisnęły mu się pod powieki, wzruszenie ściskało za gardło, ale on nie płakał. Ten s****iel chciał zabić kobietę. Gdy walczył z plamą, rozległ się dzwonek do drzwi. Stała w nich nieznajoma kobieta, która wyglądała na zmęczoną.
*
- Nazywam się Kelly Ponesky – przedstawiła się, wyciągając dłoń.
- Samanta Johnson – zdziwiona, uścisnęła ją.
Mogła mieć góra 30 lat. Wyglądała na mądrą, inteligentną osobę, a mocno kręcone loczki dodawały jej uroku nastolatki. Spod bujnej czupryny wyglądały ciekawe świata, piękne, brązowe oczy. Jej policzki usiane były rumieńcem, widać, że jest zmęczona, ale mimo to była piękna.
-Przepraszam, że przerywam pani święta, ale biegam po całym osiedlu, szukając domu z prądem. Są przerwy w jego dostawie – wyjaśniła pokrótce. – Dzwoniła moja przyjaciółka, jedyne, co wyłapałam, to że jakiś napad, coś złego. Były jakieś trzaski, potem nas rozłączyło. Stąd moje pytanie, czy można włączyć telewizor? Może będą jakieś wiadomości?
Czym prędzej obie udały się do salonu, gdzie okazało się, że telewizor działa. Sam podgłośniła.
http://i40.************/2w3rok8.jpg
- Gwałtowne śnieżyce i silne mrozy są przyczyną przerw w dostawie prądu – powiedziała spikerka. Podszedł do niej statysta i podał jej kartkę. – Przepraszam państwa, wiadomość z ostatniej chwili. W stronę Chicago zbliż się huragan – każde słowo wypowiadała coraz ciszej i wolniej. – Jest ono o niewielkiej sile, ale mimo to prosimy o schowanie się w piwnicach i zaopatrzenie się w prowiant – szybko dokończyła.
Sam siedziała osłupiała, o obok niej Josh, który nie wiadomo skąd się tu wziął.
*
Kelly szybko wstała i powiedziała:
- Schowajcie się.
Zdążyli rzucić krótkie „Do widzenia”, ponieważ po chwili kobieta wyszła tak szybko jak weszła. Gdyby nie ona, pewnie siedzieliby teraz w pokoju Josha, narażeni na niebezpieczeństwo. Ta kobieta zapewne uratowała im życie.
Mężczyzna szybko wstał i zaczął zbierać najpotrzebniejsze rzeczy, między innymi koce, swetry i lekarstwa, co nie umknęło czujnej kobiecie. Nagle sobie przypomniała, że nie mają gdzie się schować.
-Josh! – Zawołała. – Ja… nie mam piwnicy – była przerażona.
-A gdzie trzymasz wina? – Ze spokojem targanym nutką niepokoju odparł mężczyzna.
- W spiżarni. –Czasami dziwiła ją własna głupota.
*
Zanim tam zeszli, kazał jej wziąć dodatkowy koc, apteczkę i najcenniejsze rzeczy. Po chwili zniósł to wszystko do pomieszczenia, i wyciągnął kobietę na dwór, pomimo tego, że wyraźnie protestowała. Było strasznie zimno i ślisko, a czarnowłosy był w samej podkoszulce. Wyciągnąwszy wcześniej deski i gwoździe, zabrał się od zabijania okien, tak na wszelki wypadek. Z daleka można było zobaczyć zarys huraganu. Z mocno bijącym sercem czekała, aż skończy. Gdy tak stała i jak zahipnotyzowana patrzyła na zbliżający się kataklizm oczami wielkimi jak denka od słoików, Josh chwycił ją za rękę i pociągnął do domu.
W spiżarni było bardzo ciasno, tak, więc ledwo tam się zmieścili. Obaj czuli zbliżającą się katastrofę, akcentowaną głośnymi podmuchami wiatru,. Cała drżała, więc gdy mężczyzna ją przytulił, poczuła się lepiej. Wtuliła się jeszcze mocniej, gdy usłyszała trzask łamanych desek. Gdy wszystko ucichło, Josh wstał, pomimo próśb kobiety, żeby jeszcze trochę odczekał. Otworzył drzwi, niepewnie wystawiając głowę. Po chwili znalazł się całkowicie za drzwiami, ale ich nie zamknął. Nagle do jej uszu doszedł dźwięk tłuczonego szkła, syk bólu i łomot towarzyszący upadaniu ciała. Wszystko zaczynało się od mowa. Korzystając z momentu, który wydał jej się odpowiedni, wyszła szybko ze spiżarni. Nie zwracając uwagi na walające się wszędzie szkło, upadła na kolana, raniąc je przy okazji.
*
- Josh… - wyszeptała.
Na czworaka doszła do niego, kalecząc ręce. Spojrzała na jego bladą twarz, poprzecinaną krwawymi ranami. Ta chwila, kiedy się w niego wpatrywała, zdawała się trwać wiecznie. Narastający ryk powietrza sprowadził ją na ziemię. Podniosła się i zaczęła taszczyć nieprzytomnego w stronę spiżarni, torując sobie drogę nogą.
- Wyjdziesz z tego, moja w tym głowa – wysapała. Jak to wszystko się skończy, popracuje nad formą? Rany nie wyglądały dobrze, a zwłaszcza ta na skroni, ponieważ krwawiła paskudnie. Zdając sobie sprawę z tego, że w apteczce brakuje wody utlenionej, zmuszona była użyć czegoś innego. Otworzyła zębami ostatnią flaszkę wódki i polała nią ranę. Nieprzytomny drgnął mimowolnie, ale nadal nie miała z nim kontaktu.
http://i44.************/5sa9t.jpg
- No dalej, opatrunki – mruczała do siebie, przerzucając zawartość apteczki. Gdy tylko je odnalazła, przystąpiła do opatrywania, co prawda, nie tak delikatnie, jak on się z nią obchodził, ale grunt, że jakoś się trzymało. Pociągnęła spory łyk z flaszki i zaczęła pęsetą wyłupywać sobie kawałki szkła z rąk. „Sama tego chciałaś”, pomyślała, co chwila pociągając z butelki. Gdy uporządkowała stan swoich rąk i kolan, zauważyła, że wódka jest w sporej części opróżniona, a ona sama lekko podpita. Z racji braku miejsca, położyła głowę Josha na swoich kolanach, czekając na koniec. Sama nie wiedziała, kiedy zasnęła.
Obudziła się parę godzin później, ze zdrętwiałym karkiem, bólem głowy i dziwnie ciężkimi nogami. Wpatrywała się w Josha majaczącego przez sen i próbowała sobie przypomnieć, jak tu się znalazła, i dlaczego on leży na jej kolanach, śpiąc sobie w najlepsze. Spojrzała na ręce i sobie przypomniała. Zaczęła szturchać mężczyznę, ale nie przyniosło to pożądanego skutku. Zrezygnowana, pociągnęła go za czarnego dreda, a efekt był prawie natychmiastowy.
- Co? Gdzie? Jak? – Wysapał, podnosząc się ciężko. – Śmierdzisz wódką.
- Mówiłam, żebyś poczekał tłuczku – w jej głosie tym razem nie było ironii, ale troska.
Podtrzymała go, żeby nie upadł, i pomogła mu wyjść z ciasnej klitki. Rozejrzała się po pomieszczeniu i z zadowoleniem stwierdziła, że straty nie są duże, wystarczyło raptem wymienić potłuczone okna. Doszli do salonu, gdzie ułożyła Josha na kanapie, zlecając nie poruszanie głową. Chciała zadzwonić na pogotowie, ale odpowiedziało jej głuche pikanie. Jak zawsze, można było liczyć na zerwane linie telefoniczne. Ze stojącej nieopodal szafki wyciągnęła komórkę, tym razem dodzwaniając się.
Musiała trochę pokrzyczeć do słuchawki, bo oporne babsko z recepcji nie chciało wysłać karetki.
*
- Przepraszam, czy pani dziś umyła uszy? Ja do jasnej cholery mam w domu rannego człowieka! – Nie mogła się opanować.
- Jak będzie mnie pani obrażała, to wiele nie da – skwitowała.
- Jak pani natychmiast nie wyśle karetki na Aleję 27 dom 56, zamknę panią na mocy prawa – powiedziała cicho. – Jestem policjantką, a pani kwalifikacje nie wydają mi się wystarczające.
- Zgłoszenie przyjęte, karetka jedzie – odpowiedziała cicho.
Ciesząc się, że odpowiednio wykorzystała swoją sztukę przekonywania i perswazji, poszła do pokoju, gdzie leżał Josh. Siedziała z nim 40 minut, czekając na przyjazd karetki. Gdy zapukali do drzwi, a kobieta im otworzyła, od razu jeden z nich poszedł tam, gdzie wskazała im kobieta, a drugi podszedł do niej.
- Pani to pokaże – powiedział, dobierając się do jej twarzy.
Wykręcała się jak mogła, ale nie uniknęła dotyku zimnych palców pielęgniarza, który delikatnie przyłożył jej do twarzy gazę ze środkiem odkażającym. Pomimo wielkiego samozaparcia i przyczepienia się do drzwi wejściowych, wzięli ją na ręce i zanieśli do pojazdu. Trasa w stronę szpitala do najkrótszych nie należała, ponieważ zwalone tu i ówdzie konary drzew blokowały drogę. Po zrobieniu paru badań, lekarz zawołał Sam do swojego gabinetu, gdzie oznajmił, ze wszystko się ładnie zagoi bez blizn. Gorzej, gdy przerzucił się na Josha. Tak, jak się spodziewała, miał wstrząśnienie mózgu oraz coś, co skrzętnie ukrywał przed nią.
- Pani … e … - zaczął niepewnie.
- Współlokator – podpowiedziała uprzejmie. Jak tu ich nie lubić?
- No właśnie. Bierze jakieś leki?
- Nie, bynajmniej mi nic o tym nie wiadomo. Coś nie tak?
- Jakby to powiedzieć… Ma chore serce…
On? Chore serce? Przecież to niedorzeczne.
- … dlatego będzie potrzebował przeszczepu – dokończył.
Nie mogła dalej tego słuchać, więc wstała.
- Co mu dokładnie dolega? – Spytała sucho.
- Mówiąc po ludzku, zastawki się nie domykają i krew się cofa – wzruszył ramionami.
Wyszła z gabinetu, żegnając się z lekarzem. Przy drzwiach stał czarnowłosy, uśmiechając się blado, przez co zrobiło jej się ciepło na sercu. Rozejrzała się wokół siebie i ujrzała znajomą burzę loków, która przemieszczała się w miarę szybko pomiędzy ludźmi na korytarzu.
*
Co chwilę przy każdym kucała i po prostu rozmawiało? Ile ona by teraz dała, żeby tak po prostu porozmawiać, wyżalić się… Spojrzała na jego oczy o charakterystycznym zabarwieniu, wręcz miodowe. W obliczu tragedii, stawiał innych ponad siebie, bacząc na ich zdrowie, a nie na swoje. Oczy te przez wiele lat były przepełnione smutkiem i bólem. Od kiedy zamieszkał u niej, zmieniło się tak wiele… Zapewnił jej tyle radości, od tylu trosk ją wybawił, razem nauczyli się piec indyka, dzięki niemu zaczęła się śmiać. Szli w stronę domu, a Sam przypomniała bose rozmowę z lekarzem.
- Josh… Jaką masz grupę krwi? – Spytała, tknięta złym przeczuciem.
- B minus. Czemu się pytasz?
Już nie odpowiedziała. Wiedziała, czemu doktor powiedział jej o chorobie. Ona miała taką samą. Czyżby sugerował ją jako ewentualnego dawcę? Czuła narastający strach i … panikę? Doszli do domu, gdzie kobieta od razu zadzwoniła do rodziców, by odetchnąć z ulgą, ponieważ wszystko u nich było w porządku. Podeszła do stłuczonego okna, na którym znajdowały się kropelki krwi. Nie chciało jej się teraz tego sprzątać, była obojętna na wszystkie bodźce zewnętrzne, dopóki nie dobiegł do niej dziwny skrzek z kuchni. Źródłem hałasu okazał się być Josh, który próbował rozpracować ekspres do kawy, klikając na wszystkie przyciski po kolei, przez co automat wydawał dziwne dźwięki.
*
Przerażony, wyszarpnął wtyczkę z kontaktu, obiecując sobie, że więcej tego cholerstwa nie tknie, nie zapoznawszy się wcześniej z instrukcją, albo chociaż zapyta się Sam. Aż podskoczył, gdy poczuł chłodną dłoń na ramieniu. Już miał tego kogoś skarcić, gdy zobaczył w jej oczach strach i troskę.
„Cholera, ona już wie” pomyślał.
- Od kiedy wiesz?
- Od dzisiaj – więcej nie była w stanie powiedzieć.
Przytuliła się do Josh i tak stała, czując jak bije jego chore serce…
http://i44.************/23m1m5y.jpg
Czuł, jak pękają bariery, dotąd ich odgradzające, oboje wiedzieli, że od tamtego momentu coś się zmieniło. Po raz pierwszy tego dnia jego twarz rozjaśnił uśmiech. Wbrew pozorom lubił tą kuchnię,ale nie, dlatego, że nie była biała, tylko dlatego, ze była mała i funkcjonalna. Przytulił ją mocniej.
- Człowieku, udusisz mnie – sapnęła kobieta.
Zażenowany, wypuścił ją z objęć, przepraszając ją.
- Daj, zaparzę tę kawę – uśmiechnęła się, sięgając do szafki.
Przyglądał się jej poczynaniom, zapamiętując każdy jej ruch, jednak zrezygnował po 3 przycisku. Po chwili miał przed sobą parujący kubek z gorącym napojem. Przeklęta maszyna, na pewno nie będzie z nią więcej zadzierał. Siedział i gapił się w pustą ścianę, a ona stała i chciała go porównać… tylko, do kogo? Do mgły, co jest tajemnicza, nieszczęśliwa i niewidzialna, która szukała swojego miejsca na ziemi i szczęścia, którego nie było jej pisane?
Z głębokiej zadumy wyrwał ją głos tejże osoby. Josh siedział i narzekał na ból głowy i niesprawiedliwość, jaka go spotkała.
- To nie fair. Z wszystkich okien wybrałem to jedno, które nie zostało zabite
- Twój ból – ziewnęła. Tak strasznie chciało jej się spać, a ta kawa wcale nie rozbudzała. – Idę się zdrzemnąć.
Poszła do swojego pokoju, i nie zdejmując nawet ubrań, padła na łóżko. Zasnęła chwilę później, i nie miała zamiaru budzić się aż do wieczoru. Miała dziwny sen, taki chaotyczny. Była w ciemnym pomieszczeniu, pewnie magazynie, pełnym starych, śmierdzących kartonów. Nad nią wisiała mała żaróweczka, dająca słabe światło, które oświetlało zaledwie skrawek brudnej i lepkiej podłogi. Sam siedziała przywiązana do krzesła, sznur boleśnie wpinał jej się w nadgarstki. Siedzenie niemiłosiernie skrzypiało, tak samo jak drzwi, które właśnie się otworzyły… a stał w nich Jack.
http://i40.************/25z1lb7.jpg
Gwałtownie zmieniła pozycję z horyzontalnej na wertykalną, oddychając szybko. Spanikowana, rozglądała się, jakby szukała swojego oprawcy, a zastała tylko ciszę i pustkę, która cisnęła uszy. Wiedziała, że tego dnia już nie zaśnie. Poszła do kuchni, gdzie zastała Josha, który spał z głową ułożoną na stole, a jego chrapanie zaczynało ją drażnić. Gwizdnęła raz, a przeciągle, a on dalej spał. Podeszła do niego i go szturchnęła, prawie zwalając go z krzesła. Znowu nic.
*
- Ej… - zaczęła go łaskotać.
- Mam cię! – Tym krzykiem wciąż zaspany Josh błyskawicznie wstał i złapał Sam wpół, przewieszając ją sobie przez ramię..
- Aaa!! – Krzyknęła rozbawiona.
Postawił ją z powrotem na podłodze. Był bardzo blisko… zdecydowanie zbyt blisko. Ich usta się zbliżyły. Delikatnie ją pocałował.
http://i43.************/1zod8v9.jpg
scarlett
12.02.2009, 15:16
Nie obrażaj mnie juz na samym wstępie :< Nie czytałabym chłamu, dziewczyno :<
I teraz oboje są poturbowani^^
No właśnie, juz od jakiegoś czasu mnie zastanawiało, co dolej zrobisz z tym sercem Josha, bo raczej tego tak nie zostawisz ;)
Pani_Snejp
12.02.2009, 15:19
*leży i kwiczy śmiejąc się z pierwszego zdjęcia* co tu jeszcze dodawać? xD
Callineck
12.02.2009, 19:44
Pierwszy pocałunek już mają za sobą ;)
Biedni oni oboje tacy pokaleczeni zawsze. Też jestem ciekawa co zrobisz z tym chorym sercem Josha.
Josh pokonany przez ekspres do kawy! :D
Literówka:
W stronę Chicago zbliż się huragan - zbliża
ptasie mleczko
12.02.2009, 21:54
Ptysiekk jak jeszcze raz przeczytam, że piszesz o swoim opowiadaniu "chłam", to normalnie Ci złoję skórę <ściąga ostrzegawczo pas> :P Przypomniałam sobie jak fajny był ten odcinek. :) <rozmarzyła się> fajnie go było jeszcze raz przeczytac i to jeszcze ze zdjątkami. Ciągnięcie za dreda i Joshowe przygody z domowymi sprzętami :D no i wejście Kelly, już zapomniałam jak ją opisałaś, się aż uśmiechnęłam. :)
No i to: "ona stała i chciała go porównać… tylko, do kogo? Do mgły, co jest tajemnicza, nieszczęśliwa i niewidzialna, która szukała swojego miejsca na ziemi i szczęścia, które nie było jej pisane?" -> czemu ja takiej perełki wcześniej nie wyłapałam?? :O <biczuje się>
Ogólnie rzecz biorąc -> piknie :D
niepokorna
14.02.2009, 15:54
o losie. załamię się, jak się okaże, że to będzie drugi odcinek na jednej stronie oO
EDIT: Będzie. poczekam na jeszcze jeden chociaż komentarz :P
scarlett
14.02.2009, 16:30
Sie nie załamuj, ja mam tak prawie zawsze :<
Ale widać na więcej nie zasługuję.
Pani_Snejp
14.02.2009, 16:32
DAWAJ ODCINEK! *leci na nią z taranem* xd
niepokorna
14.02.2009, 17:14
*ócieka przed taranem*
*staje się baranem*
Verr :*
Odcinek 7
"Josh sam w domu"
- Co ty robisz?! – kobieta odepchnęła go od siebie.
Zażenowany, przeprosił ją, robiąc przy tym minę, która zmiękczyłaby najtwardsze serce na świecie. Sam stała i dławiła się ze śmiechu.
- Żartowałam – roześmiała się i nachyliła ku niemu.
*
Gdy ich usta dzieliły zaledwie milimetry, rozległ się dzwonek służbowego telefonu, doprowadzając ją tym samym do czarnej rozpaczy. Ten to potrafił odnaleźć idealny moment. Śmiesznie się wykręcając, odebrała go, chociaż miała w planach odrzucenie połączenia. Ze zmarszczonym czołem słuchała, a wolną ręką znalazła i zatkała usta Josha, tym samym go uciszając. Po chwili zakończyła rozmowę, rzucając krótkie „Wesołych świąt”. Doprowadziła się do pionu i poczuła, że może znowu normalnie oddychać. Rzuciła telefon na stojący nieopodal stół, i ten jak na złość się rozleciał. Pocieszając się w myślach, że przynajmniej nie zadzwoni, wyplątała się z objęć czarnowłosego, co wywołało kolejną falę protestów, usiadła przy stole i próbowała poskładać ten złom do kupy.
http://i40.************/zog8s1.jpg
Gdy stwierdziła, że raczej nie starczy jej sił psychicznych, wykorzystała świeżo nabyte informacje.
- Josh, będziesz mi musiał kupić nowy – krzyknęła do ściany.
Tak, jak się spodziewała, po chwili w jadalni zjawił się wołany.
- A co ja mam z tym wspólnego? – spytał, siadając koło niej. – Daj, zobaczymy, co można z tym zrobić.
- Tak na logikę. Tylko szef może mi kupić nowy telefon. Jack – tu głos jej zadrżał. – wybrał sobie ciebie jako swojego następcę. No widzisz, myślenie nie boli – zakpiła sobie z niego.
Coś, co kiedyś przypominało telefon, upadło na stół, grzebiąc tym samym jakiekolwiek szanse na odratowanie go. Josh siedział z dziwną miną i śmiesznie ułożonymi rękoma, a kobieta zastanawiała się, czy przypadkiem nie podzielił losu telefonu. Ocknął się dopiero wtedy, gdy kobieta zaczęła mu machać ręką przed twarzą.
*
- Ale… - wydukał.
- Ubieraj się – rozkazała. – idziemy na spacer.
- Co? W życiu! Pada śnieg, temperatura na minusie, ja nie chcę! – lamentował, ale po chwili ociężale podniósł się i ruszył za energiczną Sam. Powoli zaczynało się ściemniać, więc zapalone latarnie rzucały żółtawą poświatę na ośnieżoną drogę. Delikatne płatki śniegu błyszczały na ziemi, te zaś, które unosiły się w powietrzu, roztapiały się na twarzy. Kobieta uwielbiała zimę, jeździła na snowboardzie, lepiła bałwany i urządzała wieczne bitwy na śnieżki. Z jej pełnych ust wydobywała się para, po chwili zastąpiona przez perlisty śmiech, gdy zobaczyła poczynania Josha wychodzącego z domu. Szedł w pośpiechu, poganiany krzykiem czarnowłosej. On, w przeciwieństwie do niej, nie lubił tej pory roku, nie wiedział czemu. Może dlatego, ze trzeba było nosić czapki, których nie lubił i w których wyglądał jak debil? A może dlatego, że każde święta spędzane bez rodziny, odcisnęły piętno na jego psychice? Z trudem wygramolił się na zewnątrz, spiesząc ku niej. Ten pośpiech okazał się zgubny, ponieważ podczas przechodzenia przez ścieżkę miał szczęście się poślizgnąć, po czym wywinąć spektakularnego orła, by w końcu upaść na plecy. Głośno jęknął. Sam zataczała się ze śmiechu, trzymając się kurczowo skrzynki pocztowej, by nie podzielić losu czarnowłosego.
http://i42.************/w9cyur.jpg
Ten zaś naburmuszony wstał, i masując sobie tyłek pomaszerował do niej, mamrocząc przekleństwa na zimę, pogodę i wszystko, co się rusza. Ulica była stabilniejszym gruntem, dlatego szedł właśnie nią. Sam natomiast, wciąż się śmiejąc, dosłownie jeździła po chodniku. Brała krótki rozpęd i jeździła na podeszwach przez krótki odcinek. Nie zauważyła nawet, kiedy ścieżka przed nią została wcześniej odśnieżona. Czarnowłosa z piskiem wylądowała na stercie zimnego śniegu, wzniecając jego drobinki. Leżała, a na jej twarz padał puch, a z ust wydobywała się para i śmiech. Podszedł do niej Josh, wyciągając rękę, by wstała. Chwyciła go za rękę i niewiele myśląc, pociągnęła go do siebie.
*
Upadł koło niej i leżał, telepiąc się z zimna. Po kryjomu zgarnęła ręką odrobinę śniegu i z rozsmarowała ją na twarzy i włosach mężczyzny.
- Osz ty… - wysapał, wstając. – Już ja się z tobą rozprawię!
Zaśmiewając się, toczyli walkę na śnieżki.
http://i42.************/auf8u9.jpg
Obrywało im się tu i ówdzie, zimna substancja dostawała się wszędzie. Zabawa skończyła się w momencie, gdy Josh przez nieuwagę do śnieżki zapakował odrobinę lodu, a feralna kula trafiła kobietę w twarz. Zakryła nos, odwracając się, ale zauważył, że spomiędzy jej palców ciekła krew. Przeszła obok niego, trącając go barkiem. Chciał za nią pójść, przeprosić, ale w ciągu tych paru miesięcy nauczył się, że Sam musi trochę ochłonąć, inaczej odstrzeli mu łeb, jeżeli spotka się z nią wcześniej. Na swoje szczęście, zachował jeszcze resztki instynktu samozachowawczego. Chuchając w zgrabiałe dłonie, poszedł za nią. Trzasnęła wściekła drzwiami, rzucając płaszcz na posadzkę. Poszła do kuchni po lód, by powstrzymać krwawienie i zapobiec opuchliźnie i bólowi. Usiadła na krześle, odchylając głowę. Gdy poczuła, że z zimna zaraz odpadnie jej nos, uznała to za dobry moment, by iść do łazienki i umyć twarz. Gdy podniosła się i ruszyła w kierunku łazienki, usłyszała ciche pukanie do drzwi. „Spadaj” pomyślała. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Blada twarz, spuchnięty nos, a usta odznaczające się czerwienią. W dużych oczach znów grały te iskierki radości, które ostatnio można było u niej spostrzec półtora roku temu. Pociągając nosem, przeszła przez korytarz, gdzie pukanie zmieniło się w donośny łomot.
- Debilu, drzwi wyłamiesz – wrzasnęła.
- Sam, tyłek mi zaraz odpadnie z zimna! Przepraszam, nie chciał… - tu nie dokończył. – Do jasnej cholery!
Zaciekawiona, pobiegła do jadalni, by wyjrzeć przez okno i zaczęła się śmiać. Pod drzwiami stał dosłownie biały Josh, ponieważ śnieg z dachu pod wpływem jego łomotu po prostu spadł na niego, gdy ten jak opętany chciał do domu.. Usiadła po turecku przed drzwiami i wrzasnęła:
- Przeproś!
Odpowiedziało jej kichnięcie. Po drugiej stronie drzwi mężczyzna oparł się czołem o drzwi i powiedział:
- Bo zacznę śpiewać.
Uznawszy to za dobry argument, otworzyła drzwi, patrząc na niego przerażonym wzrokiem.
http://i42.************/2dviihs.jpg
- Właź – odwróciła się i poszła do salonu. – To była groźba?
*
Znów jako odpowiedź dostała kichnięcie, tym razem dwa razy głośniejsze. Kaszląc i prychając, poszedł do kuchni z zamiarem zrobienia sobie herbaty. Pociągając smętnie nosem, siedział nad parującym napojem. Gdy tak siedział, do kuchni wparowała Sam, trzymając się za nos. Po sekundzie głośno kichnęła, a pojedyncze krople krwi poleciały na podłogę. Wyglądało to tak komicznie, że czarnowłosy parsknął w kubek. Po chwili się opanował.
- Oj wyluzuj, nie chciałem – przeprosił.
- Mało – skwitowała, tupiąc wyczekująco nogą.
- Prze…pra…szam – powiedział wolno, stając przed nią. Wyciągnął rękę i wytarł odrobinę krwi, wydobywającej się w nosa.
Rany, jaki on wysoki.
- Przeprosiny przyjęte – kaszlnięcie. – Zaraziłeś mnie.
Z tytułu czystego lenistwa i niesprzyjającej pogody, Sam wylegiwała się w domu („Przecież jestem chora”, „Sam sobie idź”). Tuż po świętach Josh pojechał do pracy. By wyjaśnić parę kwestii, zwołał naradę, by wpoić nowe zasady swoim podwładnym.
- Żeby nie było… to ja zabiłem Jacka, bo on chciał zabić mnie i funkcjonariuszkę Johnson. Jak ktoś będzie miał wąty, odsyłam do wykładni prawa – przechadzał się w tę i z powrotem. – Nie macie się mnie bać – tu spojrzał na Jessicę. To ona najbardziej się go bała.
Jego przemowa była długa, a zakończono ją oklaskami, gdyż policjanci dowiedzieli się, że zostaną wprowadzone wyższe pensje, a telefony zostaną wymienione. Nowy szef wyciągnął siatkę i podchodził do każdego po kolei, mówiąc, by wyciągnęli karty i wrzucili tam sam telefon. Rzeczy Jacka zostały zapakowane do kartonów i odesłane do domu, a biuro zostało dokładnie oczyszczone. Jego syn wszedł do pustego gabinetu. Tyle razy tu przebywał, rozmawiał z nim o wszystkim i o niczym. Usiadł na krześle z zamiarem wyciągnięcia nóg przed siebie, ale nie wiedział, że krzesło jest kulawe. Całym piętrem wstrząsnął huk oznajmiający spektakularny upadek wraz z krzesłem. W głośnikach odezwał się obolały Josh.
- Ktoś chętny jechać do sklepu z meblami? Trzeba kupić nowe krzesło.. .to się połamało.
Całym piętrem wstrząsnął śmiech. Czarnowłosy skończył wcześniej pracę i pojechał do domu.
*
Nadmiar śniegu działał na korzyść Sam. Zadowolona, położyła nogi na stół i wyciągnęła papierosa, by po chwili go zapalić.
http://i41.************/6r215k.jpg
Zakrztusiła się, gdy do pokoju wparował Josh, podejrzanie węsząc nosem.
- Miałeś być w pracy – powiedziała z wyrzutem.
- Jak będziesz paliła, nigdy nie wyzdrowiejesz całkowicie – powiedział, wyciągając rękę. – Dawaj.
Spojrzawszy na niego morderczym wzrokiem, oddała mu papierosa. Palenie od paru dni było jej jedynym zajęciem, a w tym czasie stos zużytych chusteczek niebezpiecznie wzrósł, co wskazywało na to, że Josh ma rację. Czarnowłosy, pociągając nosem, usiadł naprzeciwko niej i powiedział:
- Pamiętaj, że dziś idziemy do lekarza. Rany, ale tu senna atmosfera – ziewnął.
Kiwnęła leniwie głową, również ziewając.
- Przydałby się kominek – mruknęła, a po chwili zasnęła.
*
Obudziło ją głośne chrapanie, odgłosem przypominające warkot zepsutego tłumika. Źródłem wydawanych dźwięków okazał się Josh, jedyna osoba znajdująca się poza nią w pomieszczeniu. Gwizdnęła głośno i przeciągle, jednak nie przyniosło to pożądanych skutków. Spojrzała na zegarek, i klnąc cicho, zabrała się do budzenia śpiocha, szarpiąc go za dreda. Chrapanie natychmiast ustało, a zaspany Josh gwałtownie poderwał się do góry, strącając przy tym lampę. Sam stała obok niego, tupiąc wyczekująco stopą.
- Mamy pół godziny – zakomunikowała krótko, ciężko kaszląc.
Poczuła, że robi jej się słabo. Zaciskając powieki, uwiesiła się regału z książkami, stojącego nieopodal. Chwilę później poczuła mocne dłonie mężczyzny podtrzymujące ją.
- Już porządku – zapewniła, a jako odpowiedź dostała donośne kichnięcie. – Dobra, jedźmy już, chcę to mieć za sobą.
Gdy wsiedli do autobusu, Sam udała zainteresowanie kasownikiem do biletów, czując na sobie wzrok czarnowłosego. 15 minut później dojechali pod przychodnię, a kobietę tknęło dziwne przeczucie, że trafią na Szczebiota. Jak się okazało, intuicja kobieca bywa niezawodna. Radosna lekarka była jeszcze głośniejsza i gnuśniejsza niż poprzednio, dlatego Sam siedziała jak na szpilkach. Gryzła swoją wargę tak długo, aż poczuła na języku smak krwi. Dziękując Bogu za ostre zęby, wyszła na chwilę z gabinetu, kierując się na dwór, gdzie mogła zapalić.
- W tył zwrot – z oddali doszedł do niej głos Josha. – Twoja kolej. I tak nie masz fajek – szczerząc się, pokazał jej paczkę.
No tak, już pierwszego dnia próbował ją zniechęcić do palenia. Znudzona i zrezygnowana usiadła na kozetce.
- Samantha Johnson… była tu pani wcześniej? – jej wysoki głos docierał do każdego zakamarka mózgu.
http://i42.************/mwr6uo.jpg
Kiwnęła głową na tak. Po wstępnym osłuchaniu, lekarka powiedziała ze zmarszczonym czołem.
- Zapalenie płuc… Będzie pani musiała u nas zostać.
Czuła, jak na moment przestało jej bić serce.
- Ja to wolę leczyć w do…
- Nie ma mowy. Proszę powiedzieć pani narzeczonemu…
- Współlokatorowi – wycedziła przez zaciśnięte zęby. W takich warunkach trudno o sympatię do lekarzy.
- Wszystko jedno. Proszę mu powiedzieć, żeby przywiózł pani rzeczy.
Wyleciała jak burza z gabinetu prosto w objęcia zdziwionego Josha. Nie będzie płakać, nie będzie… będzie.
- Kazali mi tu zostać – wyłkała.
*
Niezdarnie pogłaskał ją po głowie. Gdy odrobinę się opanowała, wyciągnęła notes i zanotowała mu, co ma przywieść, od czasu do czasu pociągając nosem, by podkreślić dramaturgię sytuacji. Mężczyzna pojechał, a kobietę zabrano na prześwietlenie. Szczebiotka nawet tu była. Sam się zastanawiała, czy przypadkiem nie powinna pracować na jednym oddziale. Wykorzystując jej naiwność i otwartość podpytała ją co nieco.
- Pani doktor, co dolega Joshowi Smithowi?
Amy, bo tak się owa lekarka nazywała, wyłączyła maszynę, kazała jej się ubrać i ciężko westchnęła.
- Jak mam być szczera, to zapalenie migdałków nie jest ciężką chorobą do wyleczenia.
- Ale…? – zachęciła ją Sam.
- Chyba pani wie, jak wygląda jego sytuacja z sercem. To silny facet, ale nie wiemy, ile jeszcze wytrzyma. W najgorszym wypadku możemy mówić o góra roku bez przeszczepu.
Siedziała, tępo wpatrując się w buty. Wolała nie myśleć, co by było, gdyby to ją taki los spotkał. Ucieszyła się, gdy w progu zobaczyła mężczyznę z dredami. Odebrała torbę i oboje usiedli na łóżku.
- Następnym razem, jak będziesz chciała bić się na śnieżki, założysz czapkę, szalik i rękawiczki? – spytał Josh, przerywając milczenie.
Roześmiała się na tyle, na ile pozwoliły jej chore płuca.
- A ty następnym razem będziesz patrzył, w jaki śnieg pakujesz łapy.
- Ej! Jak już to łapki – dał jej kuksańca w bok.
Gdy tak oboje siedzieli, skręcając się ze śmiechu, do pokoju weszła pielęgniarka, komunikując, iż panna Johnson musi udać się na dodatkowe badania. Stanęli przy drzwiach.
- Pamiętaj, nie zmień mi domu w ruinę, bynajmniej staraj się – roześmiała się.
- A ty postaraj się wrócić na Sylwestra.
Pocałował ją w policzek i wyszedł.
- Najwyżej stąd ucieknę! – krzyknęła w jego stronę.
Odwrócił się, pogroził jej palcem, i wyszedł. Jej radosny nastrój prysnął jak mydlana bańka, gdy na horyzoncie pojawił się Szczebiot, radośnie podskakując.
- Teraz pójdziemy do laboratorium pobrać krewkę – zapiszczała.
Igły? Krew? Co prawda to drugie ją nie ruszało, ale igły…
*
Nie miała z nimi najprzyjemniejszych wspomnień. Przebłyski, szybko mijające obrazy… Ale ten dzień zapamiętała z najdrobniejszymi detalami. W liceum była kujonem, nie miała przyjaciół z wyjątkiem Kate i Alex, pięknej dziewczyny o azjatyckiej urodzie.
http://i43.************/331nksn.jpg
Azjatka miała problemy z prawem, w drugiej klasie sięgnęła po narkotyki. Co prawda miano najlepszej przyjaciółki miała blondynka, ale trzymała się blisko również z drugą. Tego dnia… zakończenie roku szkolnego, dyskoteki, alkohol. Dla niektórych pełnią szczęścia były narkotyki. Do tej grupki zaliczała się Alex. Sam przez przypadek weszła do łazienki, gdy ta chowała za sobą opakowanie. Długa kłótnia i rozejście się do domów, następnego dnia telefon od roztrzęsionej Kate.
- Sammie, Alex jest w szpitalu – łkała.
W pierwszym momencie odebrało jej mowę. Szybko dowiedziała się, gdzie co i jak i pojechała do niej. Chciała ją zobaczyć, przeprosić, powiedzieć, że będzie dobrze…
- Lekarze robili co w swojej mocy – głos jej drżał.
Gardło boleśnie jej się ścisnęło. Dlaczego ona? Z ciemnych oczu popłynęły łzy, z palców wysunęła się ręcznie robiona bransoletka – znak ich przyjaźni. Opadła na kolana, ciężko płacząc. Po chwili dołączyła do niej Kate, przytulając ją i łącząc się w bólu. Dwa dni później był pogrzeb. Na procesji było prawie całe miasto, odziane w żałobną czerń. Wszyscy płakali. Od tamtych wydarzeń minęło prawie 10 lat. To dlatego tak nie lubiła szpitali.
*
Ocknęła się, gdy lekarka zaczęła machać jej ręką przed oczami.
- Jest tam kto?
Ukłucie.
*
Włożył ręce do kieszeni i szurając nogami, poszedł na przystanek. Pod palcami wyczuł paczkę papierosów, którą zabrał czarnowłosej. Kręcąc głową, wyrzucił je do stojącego nieopodal śmietnika. On będzie mądrzejszy, nie będzie palił. Podjechał do domu, stawiając ostrożne kroki na ścieżce, by nie powtórzyć incydentu sprzed paru dni. Ciesząc się, że ma dobrą pamięć, i że odbędzie się bez siniaków, otworzył drzwi, czując przyjemne ciepło, głaszczące go po twarzy. Kichnięcie sprowadziło go na ziemię, a on zorientował się, że stoi jak baran w progu. Wszedł do kuchni, rzucając płaszcz na stół. Odwrócił się szybko, sprawdzając, czy nie stoi w drzwiach Sam, krzycząc na niego, żeby odwiesił płaszcz na miejsce. Mając cichą nadzieję, ze ktoś zadbał o wyposażenie lodówki, zajrzał do niej i się uśmiechnął. Chwycił coś, co było pod ręką i zamknął drzwiczki łokciem. Ustawił to na stole i zorientował się, że nie wie, z czym to się je. Oglądał kotleta z wszystkich stron, trącając go od czasu do czasu palcem, by upewnić się, że na pewno nie żyje. Stwierdziwszy, że to na pewno jadalne, zaczął szukać talerzyka, co zajęło mu 10 minut. Niby taka mała kuchnia, a tyle zakamarków. Zrezygnowany, wrzucił kawałek mięsa do mikrofalówki bez żadnej ochrony.
- Cholera, jak to leciało… - mruczał, szukając odpowiedniego przycisku włączającego urządzenie. – Tu cię mam – z szatańskim śmiechem wcisnął przycisk. Zero reakcji. – Ej, co jest? – zły, zaczął szukać przyczyny.
http://i40.************/4vq05e.jpg
*
No tak, wystarczyło podłączyć do prądu. Tym razem obyło się bez kopania prądem i innych różnych złośliwościach ze strony sprzętów. Usiadł na blacie, machając nogami. Podskoczył prawie pod sufit, gdy rozległ się dźwięk oznajmiający koniec podgrzewania. Kapnął się, że talerzyki leżą w szafce tuż przed jego nosem. Besztając się, wziął pierwszy lepszy i wyciągnął kotleta. Napełniwszy żołądek gorącym daniem, poszedł do salonu, gdzie zaczęło mu odwalać. Skacząc na kanapie w rytm piosenki w wieży, czuł się beztrosko, jak mały dzieciak. Przeraził się nie na żarty, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Skradając się od drzwi do drzwi, ułożył ręce w mały pistolecik, udając, że strzela do celu. Spodziewając się Sam, otworzył drzwi, mierząc do postaci z ręcznego pistoleciku. Problem w tym, że nie stała tam jego współlokatorka, tylko jej sąsiadka. Opuścił szybko ręce, robiąc głupią minę. Widział ją już parę razy. Ładna blondynka o zielonych oczach. Dzieciata. Zreflektował się szybko.
- Dzień dobry.
- Witam pana, ja do Sam – powiedziała.
- Nie ma jej. Jest w szpitalu. Mogę w czymś pomóc? – spytał uprzejmie.
- Nie, dziękuję – uśmiechnęła się i odwróciła. – Miło było poznać.
- Nawzajem.
Czerwieniąc się, schował się do ciepłego domu. Głupek – karcił się. Wysłał sms-a do Sam.
Cześć, mam wpaść jutro?
Tak, jak się spodziewał, po chwili dostał odpowiedź.
"Oczywiście :)"
Zaczęło się ściemniać. Przed nim było jeszcze dużo wyzwań związanych z prowadzeniem domu…
enjoy xd
Pani_Snejp
14.02.2009, 17:21
Hehe, tym razem czytałam ok. 3 razy i nie ma byka :D
Rozdział fajny, szczerze mówiąc podobał mi się najbardziej dzięki tej beztrosce i w ogóle. :)
scarlett
14.02.2009, 17:27
Zdjęcie z mikrofalówką rzondzi :D
Ah ten Josh i jego sprzętowe upośledzenie^^
A Sam to chyba uwielbia wszelakich lekarzy i szpitale:P
ptasie mleczko
14.02.2009, 17:34
Jeden z bardziej optymistycznych odcinków. Tak właśnie z niecierpliwością czekałam na niego i zdjęcia z bitwy na śnieżki :D Bardzo fajnie :D jak zwykle wyszło tu ukłony w stronę Veripmy. Treśc już komentowałam w twórczości. Nie mogę się doczekac jak przedstawisz na zdjeciach, jak Sam budzi Josha ciągnąc go za dreda :D wręcz o tym marzę :D hy hy
Callineck
14.02.2009, 22:11
Bitwa na śniezki genialna.
Zaraz na drugim miejscu walka Josh vs kotlet :D
Biedna Sam, tak nienawidzi tych szpitali i ciągle w nich ląduje. Może kiedyś się dorobi zniżki dla stałych klientów? :P
Zdjęcia super - ukłony w stronę Verimpy :)
A ja znalazłam błąd :P Wprawdzie nie jakiś znaczacy, ale jak się go poprawi będzie o wiele lepiej :)
"Pociągając smętnie nosem, siedział nad parującym napojem. Gdy tak siedział, do kuchni wparowała Sam,"
Mogłoby być np. tak> "Pociągając nosem usiadł z kubkiem parującego napoju."
niepokorna
01.03.2009, 12:43
enjoy ludziska :P
Odcinek VIII
"Sylwester"
Następnego dnia, zgodnie z obietnicą, Josh pojechał do szpitala, by sprawdzić samopoczucie Sam i wypytać ją o parę rzeczy. Wpadł do jej pokoju z hałasem, aż podskoczyła na swoim łóżku dobre pół metra.
http://i40.************/241nj2b.jpg
- Człowieku, chciałeś, żebym zrobiła dziurę w suficie? – Spytała z wyrzutem.
- Coś w tym stylu – odpowiedział, siadając na krawędzi łóżka. Czując coś twardego na siedzeniu, oraz słysząc syk Sam, zrozumiał, że siedzi na jej stopie. Wstał szybko, przepraszając ją.
- Jak coś, wypisują mnie stąd 31, jak nie, to się sama wypiszę, więc przygotuj się na mój powrót.
Ostatnie zdanie sprowadziło go na ziemię, a on sam przypomniał sobie o czymś.
- Sam… - powiedział cicho. – Napisz mi, jak się obsługuje pralkę…
*
Kucnął przed pralką, trzymając na poziomie oczu wymiętoloną karteczkę. Włóż pranie do bębna, to wiem. Wsyp proszek, to już nie wiem. Cholera, gdzie on jest?
*
Dni do powrotu kobiety mijały bardzo szybko. Nim się zorientował, blaty w kuchni pokrył brud, kartony po pizzy walały się wszędzie, a brud ogarnął nawet niczemu winną sypialnię Sam. Dzień przed jej przyjazdem, ubrany w fartuch i rękawice, zakasał rękawy i zaczął sprzątać. Prawie jak kura domowa, wymamrotał. Ko ko ko, zapiał pod nosem. Najtrudniej było mu wysprzątać łazienkę, tyle brudów tam się nagromadziło. Dał sobie spokój z praniem, jeszcze by coś zepsuł. Na domiar złego musiał jeszcze jechać do pracy, chociaż ta myśl szczególnie mu nie przypadła do gustu. W pewnych chwilach cieszył się, że jest facetem. Bynajmniej nie musiał umieć gotować. Trzy godziny później walnął się na kanapę, ciężko sapiąc. Nigdy, przenigdy więcej nie będzie bałaganił, przynajmniej się postara.
*
Z drzemki wyrwał go dźwięk telefonu służbowego. Głośna, piszcząca melodyjka natychmiast postawiła śpiocha na nogi.
- Słucham? – Wysapał, przecierając oczy.
- Czy ty masz zegarek w domu? – Jessica, jak zwykle tryskała energią.
- Albo go zjadłem, albo leży sobie u mnie w pokoju – ziewnął.
- Tak czy siak, robota czeka – rozłączyła się.
Wybałuszył oczy, patrząc na wyświetlacz. To będzie cud, jeżeli się wyrobi w godzinę. Przeklinając korki i brak samochodu, dotarł do wieżowca. A właśnie, pomyślał, przydałby się samochód, nie mogę wiecznie jeździć autobusami. Gdy przechodził korytarzem, słyszał za sobą zduszone śmiechy. Spojrzał w lustro i natychmiast tego pożałował. Miał na sobie fartuch, w którym pracował. Szybko go z siebie zerwał, robiąc przy tym bardzo śmieszną minę.
- Mamy coś dzisiaj? – Spytał Iskierki, przechodzącej obok.
- Nie, nudy. Z resztą, nie dziwię się. Wszyscy normalni ludzie siedzą w swoich domach – wyraz swoich wyraźnie zaakcentowała.
Pokręcił głową, biorąc kubek kawy z blatu i idąc do swojego gabinetu. Ostrożnie odchylił się na nowym krześle. Dobrze, teren bezpieczny. Odpalił komputer, a następnie przeglądarkę. A co mi tam, pomyślał, psuję sobie reputację mieszkając pod dachem z kobietą, z którą mnie nic nie łączy, pomyślał z goryczą. Znalazł interesujące ogłoszenie. Mieszkanie dwuosobowe, centrum miasta, garaż. Jego przeglądanie zakończyła Patricia, jedna z nowych kryminalistyków, dziewczyna przeniesiona z działu zabójstw. Natychmiast zrzucił przeglądarkę na pasek zadań, ale ciągle widoczna była część tytułu: Nieruchom…
- Szukasz mieszkania? – Spytała zachęcająco, poprawiając dekolt, który i tak mały nie był.
- Już znalazłem – odpowiedział obojętnie, z trudem odwracając wzrok od eksponującej swoje wdzięki kobiety.
- Jest taka sprawa – powiedziała, siadając na róg biurka, które zaskrzypiało. – Mogę iść dzisiaj wcześniej do domu? – Ułożyła usta w podkówkę, trzepocąc rzęsami.
http://i43.************/5xl7vs.jpg
- Nie – jego odpowiedź była stanowcza.
Zła, wyszła z jego biura, trzaskając drzwiami. Chciał za nią krzyknąć, że złość piękności szkodzi, ale się powstrzymał. Wybrał najlepsze oferty, skontaktował się z nimi i zadecydował, że wybierze mieszanie w miarę blisko domu Sam. Tak dla bezpieczeństwa. Spojrzał na zegarek i ziewnął, by po chwili podnieść się ociężale i zacząć zbierać się do domu.
- Luduu! – Krzyknął do ludzi na wydziale. – Do domów, już!
Wesołe pomruki towarzyszy zachęciły go do szybszego wyjścia na dwór. Rany, ale ziąb, pomyślał, opatulając się szczelniej płaszczem. Po co mu to wszystko, przecież nie przeszkadza Sam, bynajmniej tak mu się wydawało. Zawsze może się przeprowadzić jak się pokłócą. Wszedł do ciepłego domu, odczuwając głębokie zmęczenie. Automatyczna sekretarka świeciła na znak, że są nowe wiadomości. Zaciekawiony, podszedł i nacisnął klawisz odtwarzający.
- Cześć, tu Kate. Jakie masz plany na jutro?
- Dzień dobry, tu Derrick. Wracaj do nas, stęskniliśmy się.
Koniec wiadomości. Zadzwonił do kobiety, by dowiedzieć się, o której ma ją jutro odebrać.
- Sama przyjadę – prychnęła. – Nawet samochodu nie masz.
Urażony, odłożył słuchawkę. A niech sobie sama przyjeżdża, co go to obchodzi. Obrażony, usiadł przed telewizorem, a po paru minutach zasnął. Po paru godzinach ze snu wyrwał go dzwonek do drzwi. Spojrzał na zegarek i się zdziwił, kto o takiej porze może tu przyjść.
Masując zdrętwiały kark, podszedł do drzwi. Otworzył je. W stan głębokiego zdziwienia wprawiła go Patricia, która stała w progu, uśmiechnięta.
- Mogę wejść? – Spytała, a po chwili bez zaproszenia weszła.
- Y… - wydukał. – Przepraszam, po co tutaj pani przyszła?
Odwróciła się do niego, posyłając zniewalający uśmiech. Zdjęła płaszcz, pod którym była kusa sukienka. Podeszła do niego.
- Zrobić ci kawy? – Jej perfumy wdzierały się wszędzie.
- Nie, proszę stąd wyjść – skwitował, podając jej płaszcz i otwierając drzwi. – Nie znamy się, mam lepsze rzeczy do roboty.
Urażona, wyszła, nawet nie żegnając się. Kichnął głośno. Cholerne pachnidła. Ogarnął się i poszedł spać, zaśmiewając się z determinacji kobiety.
*
Obudził się następnego dnia z burczącym brzuchem. Gdy tylko się ubrał, rozległ się dzwonek do drzwi. Prosząc samego siebie, żeby to nie była Priccile, czy jak jej tam, podszedł do nich. Ku jego uldze zobaczył tam Sam. Szybko otworzył wejście, biorąc od niej torbę. W nocy po przemyślał to i owo. Wyprowadza się w przeciągu paru dni.
- Ekhm… nawet się nie przywitasz? – Spytała z odrobiną sarkazmu.
- Nie – jego odpowiedź była krótka. – Przecież widzimy się na co dzień, po co się co chwila witać.
Ups, złe zagranie.
- Co ty taki nie w sosie?
- Wyprowadzam się – powiedział z szyderczym uśmiechem i położył torbę w jej sypialni. – postaram się jeszcze dzisiaj.
- Ale… dlaczego? – nie mogła tego pojąć.
- Psuję sobie reputację jako szef. Mieszkam z osobą, z którą mnie nic nie łączy.
- I którą miałeś zabić, nie pamiętasz?! – Zapomniał, jak straszny ma głos, jak się denerwuje.
- To było kiedyś. Myślałem, że sobie wszystko wyjaśniliśmy! – zagrzmiał.
- Idź stąd. Nie chcę cię tu więcej widzieć – odwróciła się od niego.
Zrobiło mu się przez chwilę głupio, ale wiedział, że ma rację. Skomplikowana przyjaźń, która ich łączyła, miała marne szanse na przetrwanie. Spakował torbę, i jak najszybciej wyszedł z domu. Ku jego uldze, do nowego mieszkania mógł się wprowadzić jeszcze dzisiaj. Małe mieszkanko nie wydało mu się idealnym miejscem do pracy i życia prywatnego, ale cóż. Lepsze to niż mieszkanie z babą, która tylko utrudnia życie.
*
Zamknęła cicho drzwi, opierając się o nie plecami. Chciała wyjść tego przeklętego szpitala, by spędzić z nim Sylwestra, a tu klapa. A, zresztą mam ciekawsze rzeczy do robienia, niż użeranie się z facetem, który utrudnia życie.
http://i43.************/29nartj.jpg
Poszła do kuchni zjeść coś innego niż obrzydliwe, szpitalne żarcie. Jej penetrację lodówki przerwał sms od Jess.
„Będziesz dzisiaj w robocie?”
Pewnie, że będę. Nie pozwolę, by jakiś facet miał nade mną przewagę, bo się wyprowadził, pomyślała z goryczą.
„Jasne” odpisała.
*
Pojechali potem oboje do pracy, na szczęście innymi autobusami. Ku wielkiemu zdziwieniu Josha, dostali zgłoszenie. Czytając akta, jedną ręką szukał na oślep przełącznika.
- Johnson, Black, Ponesky i Bean do mnie.
Sam, Derrick, Jessica i Patricia poszli do jego gabinetu zniechęceni.
- Z tego co wiem, nie macie planów na Sylwestra, prawda? – zapytał.
Odpowiedziały mu pomruki, że nie, a Sam spiorunowała go wzrokiem. Bydlę.
- Tak więc macie sprawę. Zabójstwo. Podzielcie się rolami.
Czarnowłosa podeszła do niego i wyrwała mu papiery, o mały włos ich nie drąc.
- A czy pan, panie Smith, nie ma planów na dzisiaj? – wyszeptała, a jej głos przepełniony był jadem, po czym odeszła.
Zwołała wszystkich na swoje biurko.
- Zabójstwo młodej kobiety. Podobno interesujące. Jedziemy.
- Ej, zaraz. Czemu ty tu przewodniczysz, hę? – Patricia nie mogą tego pojąć.
Nachyliła się ku niej.
- Bo tak. Masz wąty, idź się poskarż panu szefowi.
*
Całą drogę służbowym samochodem Jessicy przemilczały, piorunując się jedynie wzrokiem.
Gdy dojechali na miejsce, wokół kręciło się mnóstwo policjantów. Blondynka wysiadła pierwsza, rzucając zniesmaczone spojrzenie w jej stronę, a po chwili się poślizgnęła i wylądowała na zimnym śniegu.
- A nie mówiłam, że szpilki to niedobry strój na akcje? – kpiła sobie z niej.
Wściekła, otrzepała się. O nie laluniu, tak pogrywać nie będziemy, pomyślała wściekła.
Cała ekipa przywitała się z grupką mundurowych.
- Angelina Rizzoti. 26 lat, samotna. To, co się z nią stało, trzeba zobaczyć na własne oczy.
- Co znaleźliście na jej temat? Gdzie pracowała?
- Przeprowadziła się tutaj 2 lata temu. Pracowała w sklepie z odzieżą, rodzina mieszka w Bostonie, już wiedzą.
- Skąd wiemy o zabójstwie?
- Był telefon.
- Anonimowy? – włączyła się Patricia.
- Nie, wiesz? Przedstawił się, podał swoje dane i się rozłączył – z sarkazmem powiedziała Sam.
http://i41.************/ajsax5.jpg
- Resztę szczegółów zobaczycie w środku. Kelly już tam czeka.
Zaraz, jaka Kelly? Czyżby nowy patolog? Weszli do domu i pierwsze, co poczuli, to metaliczny zapach krwi. Weszli do pomieszczenia wskazanego im przez policjanta i zamarli. Na podłodze leżało ciało młodej kobiety o barwie alabastru. Za dużo krwi straciła, skwitowała w duchu Sam.
- Zaraz, zaraz, gdzie ona ma głowę? – spytał Derrick.
- W łazience – miękki głos lekarza sądowego przeraził ich nie na żarty. Szybko się odwrócili.
http://i44.************/2wlwtpz.jpg
We framudze stała ta sama osoba, którą czarnowłosa widziała u siebie w domu. Niesforne loczki były teraz związane w koka, ale pojedyncze pasemka wymykały się i opadały na twarz.
- Podejdźcie – sama podeszła do ciała. – Zabójca wiedział, co robi. Tu – wskazała na miejsce, gdzie powinna być głowa. – Widać wyraźnie, że narzędzie zbrodni był bardzo ostre, lekko ząbkowane. Perfekcyjne cięcie, odcięcie głowy prawdopodobnie zajęło mu góra półtorej minuty.
- Morderstwo było na tle seksualnym? – Jessica przerwała jej wywód.
- Nie. Ale zaciekawiło mnie to – wstała i przeszła do następnego pokoju. Podreptali za nią. – 3 odwrócone krzyże.
- Sataniści… - wyszeptała Sam. – pobraliście próbkę substancji?
- Nawet nie trzeba było. To krew, taka sama grupa jak ofiara.
Przeszli do łazienki, gdzie znajdowała się druga część ciała, a mianowicie głowa. Ale nie była ona rzucona od niechcenia. Stała idealnie na środku okręgu narysowanego czerwoną kredą. W równych odstępach znajdowały się czarne plamy. Wosk. Zaciekawiona, włożyła rękawiczki i dotknęła masy. Twarda.
- Morderstwo musiało być jakiś czas temu. Nie dość, że świece się wypaliły, to jeszcze wosk stwardniał – stwierdziła, odwracając się. – Głowa patrzy na nas, nie ma odciętych powiek. To znak, że przestępca bawi się z nami. Rytualna ofiara. Zaraz zaraz, gdzie jest blondyna?
Wyszli na dwór, gdzie stała Patricia, paląc nerwowo papierosa.
- Palenie zabija – krzyknęła.
- Powiedziała osoba, która sama pali – odkrzyknęła jej. Pierwsza cięta riposta.
*
Mroźne, grudniowe powietrze przepełnione było napiętym oczekiwaniem na nowy rok. Dzieciaki wałęsały się po okolicy, trzymając w ręku petardy. Wszyscy wsiedli do samochodu, jedyna Sam wróciła się do domu. Podeszła do szatynki.
- Skąd tyle wiesz o satanistach? – wyprzedziła ją.
- Powiedzmy, że interesowałam się nimi kiedyś – odpowiedziała. – Mogę znać więcej szczegółów?
Przeszły do salonu, gdzie znajdowała się większość ciała. Krew na ścianach przybierała fantazyjne kształty.
- Krew tętnicza – wyjaśniła, pokazując miejsce prawie pod sufitem. – Pierwszy, że tak powiem strzał. Potem stopniowo opada. Serce próbuje wyrównać tętno. Wtedy albo wpada w śmiertelną arytmię, albo po prostu przestaje bić. Jak dowiem się szczegółów, to na pewno przekażę. A tak między nami. Jak ci się układa z tym mężczyzną, którego widziałam u ciebie w domu?
- Nigdy nie byliśmy razem. Wyprowadził się – powiedziała tonem ucinającym wszelkie dyskusje. – Dziękuję za informacje i do zobaczenia.
Wyszła z domu i odetchnęła świeżym powietrzem. Przy odrobinie szczęścia wyrobi się przed dwunastą do domu. Milcząc, dojechali do domu Sam, gdzie wysiadła, życząc wszystkim pospiesznie udanego nowego roku. Szła ścieżką, zaniepokojona świeżymi śladami buciorów. Czyżby włamywacz? pomyślała, wyciągając broń. Na drzwiach nie było śladów włamania, weszła więc cicho nimi, mierząc bronią przed siebie. W łazience i kuchni nikogo nie było, poszła więc do salonu. Ciągle trzymając rękę na pulsie, zapaliła światło i wrzasnęła przestraszona, opuszczając broń. Na fotelu siedział Josh ze swoją torbą na kolanach.
http://i40.************/2e4j5t3.jpg
- Debilu, wiesz, jak mnie przestraszyłeś?! – krzyknęła na niego. – Czego tu szukasz?
- Zapomniałem paru rzeczy – odpowiedział, nie patrząc jej w oczy.
- Mam nadzieję, że je znalazłeś. Klucze – wyciągnęła rękę.
Wstał, i zataczając się, grzebał po kieszeniach.
- Chryste, ty jesteś pijany…
- Nie. – pokręcił głową. – kręci mi się tylko w głowie. Do widzenia. Miłego nowego roku.
- Czekaj – odwróciła się do niego.
Odwrócił się z nadzieją w oczach.
- Klucze.
Pani_Snejp
01.03.2009, 13:57
Biedna Sam, Josh jej nóżki połamał xD
Dzisiaj przeczytałam tylko raz, HA! i kto tu jest pr0? ;D
Fajne, fajne. Nie umiem pisać porządnych komentarzy, jak mi się coś podoba, więc przyjmij to za komplement xD
niepokorna
01.03.2009, 17:21
ktoś się jeszcze pokusi o komentarz? :>
scarlett
01.03.2009, 18:39
Może ja?:P Tekst sobie przypomniałam, zdjęcia pooglądałam i nadal myślę o tym to samo co kiedyś ^^
Callineck
01.03.2009, 18:45
Ja się skuszę ;)
Akcja odcinka była świetna.
Josh raczej nie powinien drażnić Sam, która dopiero wyszła ze szpitala. Przecież doskonale wie, jak bardzo nie znosi leczenia.
Ale wydarzenia odcinka przyćmił najlepszy i najbardziej profesjonalny opis zbrodni jaki do tej pory był na forum.
Perfekcyjne wyjaśnienia patologa (odnośnie śladów krwi), świetne przybliżenie czasu zgonu po stwardniałym wosku i znakomite opisanie motywu zbrodni :D
Kocham, kocham, kocham... :D
niepokorna
02.03.2009, 18:55
heh, oto zdjecie mojej zdeczka odmienionej Sam, lekko maznęłam rysy, zmieniłam skina i fryz :P
zobaczymy, czy sie Wam spodoba
błyszczyk idzie do wymiany xd
http://i41.************/15hbxjo.jpg
Callineck
02.03.2009, 19:44
Śliczne ma oczy :)
Ale wydaje mi się smutniejsza niż w poprzedniej wersji.
Mam nawet teorię dlaczego :P
ptasie mleczko
02.03.2009, 22:36
Nie no ze zdjęciami czaddd :D jeden z moich ulubionych odcinków, fachowość i profesjonalizm a do tego jeszcze obrazujące to zdjęcia.
"Prawie jak kura domowa, wymamrotał. Ko ko ko, zapiał pod nosem" - umarłam :D musiałam przeoczyć ten tekst za pierwszym razem :D
"Sam spiorunowała go wzrokiem. Bydlę." - uwielbiam charakterek Sam :D
Co do nowej Sam- wygląda ślicznie :) aczkolwiek poprzednia wersja również była bardzo udana
niepokorna
04.03.2009, 21:15
oto plakat promujący "Complicated"
http://i40.************/35a6k2q.png
blondi - Patysia
stojąca - Kelly
a resztę znacie, tylko Josh w innych włosach xd
niepokorna
06.03.2009, 22:57
dobra, dobra, bez zbędnych ceregieli wstawiam :P
Odcinek IX
„Zła wiadomość”
- Nie ma szans, żebyśmy sobie wybaczyli? – Spytał, dając jej klucze.
- Nie wiem, może kiedyś. Muszę sobie pewne rzeczy przemyśleć – Odpowiedziała, unikając jego wzroku.
- Ale Sam…
- Idź już, proszę – Przerwała mu. – Szczęśliwego Nowego Roku.
Wyszedł cicho, a kobieta zamknęła za nim drzwi. Miała wystarczająco dużo papierkowej roboty, tak więc nie chciała tracić czasu. Normalnie teraz by się bawiła i upijała, ale sprawa na tyle ją zainteresowała, że wszelkie inne sprawy zeszły na dalszy plan. Zasiadła przy laptopie, prawie gotowa, by szukać wskazówek, lecz poszukiwania przerwało donośne burczenie brzucha. Poszła do kuchni nie rozstając się z notatkami. „Cięcie zostało wykonane bardzo ostrym narzędziem, lekko ząbkowanym”, przeczytała. Drugą ręką szukała na oślep szuflady ze sztućcami. Stawiała pewien opór, dlatego odłożyła kartki i pociągnęła oburącz. Zajrzała do środka i wrzasnęła przerażona. Na ostrym, ząbkowanym nożu widniały zakrzepłe ślady krwi. Cofała się, aż uderzyła plecami w ścianę. Po chwili odzyskała zdolność mowy. Trzęsącymi się rękoma zadzwoniła do Kelly.
- Doktor Isles, chyba znalazłam narzędzie zbrodni – Znów poczuła, że robi jej się niedobrze ze strachu.
- Proszę podać adres. Zbieram grupę i jedziemy.
- U m…mnie w domu – wyjąkała.
- Proszę natychmiast stamtąd wyjść! Tam ciągle może być morderca – lekarka prawie krzyczała do słuchawki.
Tego już nie dosłyszała. Poczuła silne uderzenie w skroń, a potem nie czuła nic.
*
Oprawca ułożył ją na znak krzyża, głową w stronę drzwi. Po chwili pochylił się nad nieprzytomną kobietą, podwijając jej bluzkę. Chwycił drugi nóż i wyrzeźbił na jej ciele trzy odwrócone krzyże, po czym wyszedł. Parę minut później przyjechała grupa kryminalistyczna, z Joshem na czele. Zaniepokojeni brakiem odpowiedzi, wyłamali drzwi, wbiegając do mieszkania. Do kuchni pierwsza dotarła Kelly. Szybko podeszła do Sam, sprawdzając jej tętno. Dopiero potem zauważyła na koszulce plamę krwi. W międzyczasie do pomieszczenia dotarły pozostałe osoby.
- Zabezpieczcie ślady. Wszystkie. Panie Smith, niech pan mi ją pomoże przenieść gdzieś indziej – powiedziała do czarnowłosego, który dopiero teraz przebił się do lekarki. Patrzył nieobecnym wzrokiem na Sam, która leżała nieprzytomna na podłodze. Jej kruczoczarne włosy na potylicy były zlepione krwią, na żółtej koszulce widniała plama krwi. Jak tylko dorwie tego, kto jej to zrobił, nie zazna litości. Wziął ją na ręce i zaniósł do salonu, gdzie położył ją na kanapie. Młoda lekarka podwinęła koszulkę, i cicho westchnęła.
- Niech pan pójdzie po aparat. Leży w mojej torbie w kuchni.
Poszedł po żądany przedmiot i po chwili wrócił, zaglądając wścibsko przez ramię szatynki.
- Proszę robić zdjęcia, im szybciej skończymy, tym szybciej ją połatam – sprowadziła go na ziemię.
Trzęsącymi się ze złości rękoma robił zdjęcia z różnych perspektyw. Gdy tylko oddał narzędzie, Sam cicho jęknęła, dotykając ręką brzucha, który opatrywała Kelly.
http://i40.************/coqj6.png
- Cii… - powiedziała, chwytając ją z rękę. – Daj sobie pomóc. Coś słyszałaś? Widziałaś?
- Telefon… nie rozłączyłam się… - wyszeptała. – Upadł.
Owinęła idealnie płaski brzuch bandażem. Krzyże nie były duże, co ją wprowadziło w zdziwienie. Wszystkie inne na miejscu poprzedniego morderstwa były sporych rozmiarów, a te przypominały lekkie nacięcia, zaledwie muśnięcia na skórze, zupełnie jakby były ostrzeżeniem.
*
Nagranie z telefonu nic nie wskazało, ślady zostały zatarte, co wskazywało na to, że sprawca był dokładny. Ku wielkiemu zadowoleniu Josha, Sam musiała zamieszkać z kimś, kto by zapewnił jej opiekę. Pomimo całej sytuacji, nie chciał z nią mieszkać. Już raz to przeżył.
- I tak najbardziej zaskakujące jest to, że żyjesz – Derrick nie był delikatny.
- Tak, ja ciebie też lubię – ziewnęła. Czemu on? Czemu zawsze musi mieszkać z jakimś facetem, w dodatku nie do końca fajnym?
Na pytania z natury czysto retorycznej nie ma odpowiedzi, przez co wcale nie poprawiał jej się nastrój. Następnego dnia obaj pojechali do pracy, co było wyjątkowo miłą odmianą po wielkich, zatłoczonych i śmierdzących autobusach. Gdy tylko zjawiła się na wydziale, zaległa cisza. Wszyscy wiedzieli, co ją spotkało, więc nic nie mówili. W końcu zwyciężyła ciekawość. Wokół niej zebrała się grupka osób, zadając wścibskie pytania oraz klepiąc ją po ramieniu. Nie wytrzymała.
- Rany, co wy nigdy nie widzieliście trzech krzyży? – wrzasnęła, przeciskając się.
- Nie – przed nią zjawiła się Patricia.
http://i44.************/28burdg.png
Pokręciła głową z politowaniem, oraz z zamiarem przejścia obok niej. Przepuściła ją łaskawie, trącając barkiem.
- Odmieniec – wysyczała.
To, co się wydarzyło, przekraczało najśmielsze oczekiwania spragnionych emocji widzów. Z zwinnością kota i szybkością bolida formuły 1 przycisnęła ją do biurka i przyłożyła jej broń do skroni.
- Coś ty powiedziała? – jej głos brzmiał bardzo spokojnie, a ręka drżała.
- Nigdy nie miałaś styczności z obelgami? Na pewno? – pomimo wymierzonego do niej pistoletu nie bała się.
- Następnym razem uważaj na słowa lafiryndo – wyszeptała, „niechcący” odbezpieczając broń i schodząc z niej.
Wstała i wyprostowała pojedyncze wgniecenia, rzucając mordercze spojrzenie na wszystkich.
- Johnson, do mnie – rozbrzmiał niezadowolony Josh.
*
Weszła do niego do pokoju, trzaskając drzwiami. Opadła na krzesło, ale natychmiast się podniosła, gdy usłyszała trzask.
http://i39.************/1076y5y.png
- Trzecie krzesło w tym miesiącu – skwitował ponuro czarnowłosy. – Co cię napadło?
- Nazwała mnie odmieńcem – nawet na niego nie patrzała. Pierwsze spotkanie od czasu kłótni.
- W pewien sposób nim jesteś – powiedział, biorąc teczkę do ręki. Po chwili odbił nią lecący w jego stronę długopis. – Jak masz zamiar tak reagować, zaproszę psychologa.
- Tylko spróbuj! – wytknęła go palcem. Nigdy więcej psychologów. Sami ich potrzebowali, świry jedne.
- Ale nie po to cię zawołałem. Podobno bardzo się zainteresowałaś sprawą morderstwa Angeliny. Na twoim nożu znajdowały się dwie grupy krwi. Jedna należąca do ofiary, druga to grupa A Rh-.
- Brakuje jednej ofiary… ilu osobowa była rodzina ofiary?
- Cztero, a co? – odpowiedział.
Rizzoti… to nazwisko brzmiało dziwnie znajomo. Stała w gabinecie, myśląc. Usiadła na brzegu biurka, pocierając skronie. Z boku dosyć zabawnie to wyglądało, dlatego szef parsknął śmiechem.
- Już chyba wiem… - wyszeptała. – O mój Boże, Rizzoti to nazwisko panieńskie mojej matki! Josh, muszę wziąć wolne.
Ich wzrok się spotkał.
- Jadę z tobą.
*
W godzinę byli gotowi do wyjazdu. Pojechali służbowym samochodem Derricka, a szefostwo chwilowo objęła Jessica, co jej się spodobało. Opony samochodu terenowego z łatwością pokonały którąś z kolei zaspę śnieżną, lecz po chwili spotkały ich pierwsze problemy.
- Cholera jasna – sapał Josh, z całej siły napinając mięśnie i pchając samochód.
- No co ty nie powiesz – odpowiedziała zdyszana Sam, upadając. – Za szybko go pchasz.
- Nie opieraj się plecami, a nie będziesz jeździła tyłkiem po śniegu. W tym tempie chyba nigdy nie dojedziemy.
Milczała, ponieważ znała tę drogę. Z jednej strony lubiła tę drogę, ponieważ tą trasą jeździła, by odwiedzić rodzinę. Z drugiej strony nienawidziła jej, ponieważ na tym odcinku zginął Nick. Z żalem stwierdziła, że to imię obco brzmiało w jej ustach. Wreszcie wepchnęli samochód na szczyt wzniesienia, ciężko oddychając. Oparł się plecami o klapę, rozglądając się wokół. Po chwili zorientował się, że jest bez towarzyszki, co go niezmiernie zdziwiło. W pierwszym odruchu spojrzał pod terenówkę, ale nie było jej tam. Zerknął w bok, gdzie klęczała Sam. Całe jeansy miała przemoczone, po policzku spłynęła pojedyncza łza, a policzki nabrały silnych rumieńców od mrozu. Podszedł do niej i zrozumiał.
- To tu on… - urwał
Szybko wstała, trzęsąc się z zimna. A może to był ukrywany płacz?
- Tak – wyszeptała, odwracając głowę. Po chwili wstała i powiedziała głośniej : - jedziemy?
Każda próba rozmowy podejmowana przez niego kończyła się fiaskiem, więc milczał jak zaklęty, słuchając muzyki z radia. Pogłośnił, a z głośników poleciała jakaś piosenka o niespełnionej miłości. Sam ściszyła, odwracając głowę w stronę okna.
- Ja tego słuchałem – powiedział z żalem, ponownie kombinując z regulatorem głośności.
- A ja nie – odpowiedziała i ściszyła ponownie.
- Możemy się kłócić w nieskończoność – odpowiedział, nastawiając ponownie dźwięk.
Zatrzymali się na światłach w jakimś małym miasteczku, co wykorzystała kobieta. Wysiadła z samochodu, rzucając obrażone spojrzenie na radio i kierowcę. Szła w kierunku swojego celu, zapadając się w śniegu. Zaraz jej przejdzie pomyślał Josh, jadąc wolno za nią. Po kilkunastu minutach podjechał bliżej.
- Jest jedenaście stopni poniżej zera – krzyknął przed otwarte okno.
Spojrzała na niego zimnymi oczyma, a po chwili się odwróciła i kontynuowała drogę. Palant.
- Ostatnia szansa – stanął.
Westchnęła ciężko i wsiadła do auta.
- Warto było? Tylko zmarzłaś.
- Zamknij się – ponuro skwitowała, rzucając obrażone spojrzenie za okno.
Po godzinie milczenia, dojechali wreszcie do swojego celu podróży. Sam trochę przeszło, ale ciągle milczeli. Kąciki jej ust mimowolnie powędrowały ku górze. Dom do dużych nie należał, ale to w nim spędziła całe swoje dzieciństwo, stąd miała najlepsze wspomnienia. Spojrzała na stare okiennice, w których nie paliło się żadne światło, a następnie zerknęła na zegarek. Za wcześnie na sen, za późno na jakiekolwiek wyjścia. Josh poszedł rozprostować nogi, a ona zapukała do drzwi spodziewając się swojej matki, szczęśliwej, że spotkała swoją córkę, lecz nic takiego się nie wydarzyło. Zapukała ponownie, tym razem głośniej, lecz z takim samym skutkiem. Wyciągnęła telefon i wystukała numer do swojej mamy. Coś cicho zapikało we wnętrzu domu.
- Ej! – Krzyknął Josh, machając do niej z drugiego końca malutkiej działki. – Tu coś jest!
Pobiegła do niego, zapadając się w śniegu po kolana. Faktycznie, tam była jakaś ciemna plama. Podeszła do niej, czując jak coś ją zmroziło od środka. To była krew. Patrzała na przemian to na dom to na plamę, kręcąc przerażona głową. To nie może mieć ze sobą nic wspólnego. Jednocześnie wyrwali się do biegu w stronę miejsca zamieszkania Nancy i Daniela, prosząc, aby te sprawy nie były ze sobą powiązane. Josh pierwszy dobiegł do drzwi, w biegu wyciągając komórkę i dzwoniąc po wsparcie. Kopniakiem wyważył drzwi, a wejście stanęło otworem. To, co zobaczyli, było przerażające. Rozbryzgana krew na ścianach tworzyła krwawy portret mordercy, a ścieżka z niej kończyła się pod drzwiami w kuchni. Ostrożnie stapiając, otworzyli je, a z gardła Sam wydobył się wysoki krzyk.
- Nieeee!
http://i39.************/1zsyds.png
Chciała tam pobiec, zrobić cokolwiek, ale przytrzymał ją mężczyzna. Wyrywała się, a kiedy nerwy zastąpiły łzy, odwrócił ją ku sobie, a ona waliła pięściami w jego klatkę piersiową, a z jej oczu popłynął strumień gorących łez. Trzymał ją w objęciach cały czas, patrząc na bestialski czyn mordercy. Państwa Johnson śmierć zastała nieoczekiwanie. Ich ciała z poderżniętymi gardłami spoczywały w tych samych pozycjach. Ręce mieli przywiązane żyłkami do oparć, a oczy z mętnymi rogówkami patrzyły w ich stronę. Wyniósł łkającą kobietę na dwór, sadzając ją w samochodzie. Nic nie mówił, pozwolił jej się wypłakać. Niedługo potem przyjechała grupa kryminalistyczna z pobliskiego miasta, jednak spodziewali się jeszcze wizyty grupy z Chicago, która miała przyjechać następnego dnia. Zanocowali w najbliższym motelu, znajdującym się 15 minut drogi od miejsca zbrodni. Wyczerpana płaczem i długą trasą, Sam zasnęła jeszcze podczas jazdy w stronę noclegu. Ostrożnie wniósł ją do pokoju, kładąc delikatnie na łóżko. Spojrzał na jej opuchniętą od płaczu, ładną twarz. Te morderstwa muszą mieć ze sobą jakiś związek… muszą.
http://i40.************/m7aqdf.png
Całą noc przesiedział nad papierami, szukając jakiś poszlak, lecz ich nie znalazł. Jeżeli to był ten sam morderca, to zmieniał taktykę gry bardzo często. Zbieżność nazwisk wytłumaczył dużą ilością nazwiska Rizzoti w mieście Chicago i okolicy. Przeklinając obsługę, że nie ma tu dostępu do Internetu, poszedł o czwartej nad ranem spać. O szóstej obudził go odgłos prysznica. Nawet nie pamiętam, jak rozpaczałem, pomyślał z goryczą Josh, wstając z niewygodnego łóżka, które zaskrzypiało niemiłosiernie. Dźwięk lanej wody nie ustępował przez następne 20 minut, więc zaniepokojony zapukał do łazienki.
- Jesteś tam? – spytał przez drzwi.
Nie czekając na odpowiedź wszedł, zamykając drzwi. W całym pomieszczeniu kłębiła się para, osiadając na lustro. Przetarł je, spoglądając w nie, i przestraszył się nie na żarty. Za nim stała mokra Sam. Jej makijaż się rozmazał, tworząc czarne smugi pod oczami. Zupełnie jak panda, pomyślał szybko.
- W porządku? – odwrócił się do niej.
Z jej czerwonych od płaczu oczu popłynęły łzy.
- A jak myślisz? – odpowiedziała zachrypniętym głosem.
- Dzisiaj przyjeżdża grupa od nas. Chcesz tam jechać? – spytał ostrożnie
- Muszę. Jak dorwę tego s****iela, nie będzie dużo do zbierania po nim.
Pół godziny później pojechali do domu rodzinnego kobiety. Na miejscu były już radiowozy, a policjanci kręcili się w kółko, zbierając dowody. Większość zawędrowała do domu, część kłębiła się wokół krwawej plamy. Znowu musiała założyć niewidzialną maskę twardej policjantki, chociaż wcale tego nie chciała. Łza popłynęła po jej policzku. Miała gdzieś opinie innych, chciała znaleźć tego, kto to zrobił. Znów musiała przeżywać to, co wczoraj. Trafił jej się jakiś okularnik, który miał ją przesłuchać.
*
- Imię i nazwisko? – zaczął, wyciągając notatnik i długopis.
- Samantha Johnson – odpowiedziała smętnie, patrząc w dal.
- Proszę dokładnie opowiedzieć wszystko, co pani zapamiętała.
Cicho westchnęła.
- Wczoraj, około godziny 20, podjechałam pod dom moich rodziców. Pukałam i dzwoniłam, ale nikt nie otwierał. Wtedy zawołał mnie funkcjonariusz Smith, że coś znalazł, więc tam poszłam. To była – wzięła głęboki wdech. – krew. Pobiegliśmy do drzwi, a Josh je wyważył. Weszłam do domu i… - głos jej się załamał. – zobaczyłam krew. Mnóstwo krwi. Poszłam do kuchni i… zobaczyłam ich – odeszła.
Weszła do domu, stawiając ostrożne kroki. W kuchni była już grupa z jej miasta, między innymi lafirynda. Pierwsza Jessica zdała sobie sprawę z obecności Sam. Podeszła do niej, tuląc ją pocieszająco. Natomiast reszta wróciła do pracy, od czasu do czasu zerkając na córkę ofiar. Przełknęła łzy.
- Rękawiczki proszę.
*
Ręce jej drżały, kiedy pobierała próbkę krwi z kafelka w kuchni.
- Już pobrałam – przed nią stanęła Patricia, uśmiechając się szyderczo.
- To pobiorę drugi raz, bynajmniej będę miała pewność, że nie dostanie się tam żaden blond włos – odpowiedziała cicho, nie patrząc na nią.
Przyjrzała się swojej próbce. Faktycznie, był tam jasny włos. Zła, wyszła z kuchni, trzaskając prowokująco drzwiami.
- Sucz… - wyszeptała Sam.
Ciała zabrano już do kostnicy, więc pozostało tylko stwierdzenie, kto to zrobił. Zawołana, powędrowała na strych, gdzie niezmiernie się zdziwiła, widząc prychającego Derricka.
- Mam alergię na kurz – poskarżył się.
Stanęła przy nim, piorunując go wzrokiem.
- Zawołałeś mnie, żeby mi to powiedzieć?
Zażenowany, opuścił głowę, mamrocząc pod nosem przeprosiny.
- Tu są pamiętniki twojej matki. Ja nie będę tego czytał, nie wypada – spojrzał na nią przenikliwie niebieskimi oczyma, schodząc po stromych schodach. – I jeszcze raz moje kondolencje.
Wzięła całe kartonowe pudło, niebezpiecznie chybocząc się na stopniach. Wrzuciła je do bagażnika samochodu, zamykając z trzaskiem klapę. Spojrzała na budowlę, wokół której gnieździły się różne patrole, wciąż szukając śladów. Ona sama nie wiedziała, co czuje. Jeszcze do końca nie pozbierała się po śmierci jej chłopaka, a trochę ponad rok później zginęli jej rodzice. Czemu ona? Dlaczego los się na nią uwziął, skazując ją na takie męki psychiczne i fizyczne? Schowała twarz w dłoniach, czując pustkę. Wczoraj były łzy i ból, dzisiaj nicość i żałość. Zupełnie jak na pogrzebie Nicka… Spojrzała na pierwszy notatnik z brzegu.
„Pamiętnik Nancy Rizzoti – lata młodzieńcze”
Jakie tajemnice skrywa ta książka?
*
Następnego dnia pojechali do Chicago, do domu, gdzie Sam chciała zabrać się za lekturę książek znalezionych na strychu. Po rodzicach czuła pustkę, zupełnie jakby się wypaliła.
Nie miała siły już płakać…
- Jesteś pewna, że chcesz poznać te tajemnice? – Spytał Josh, podając jej kubek z gorącą herbatą.
Spojrzała na niego nieprzytomnymi oczyma.
- Tak, tak… - odpowiedziała, biorąc kubek. Po chwili spojrzała na niego. – Czy mógłbyś…?
- Już wychodzę.
Wyszedł, zamykając cicho za sobą drzwi. Teraz musi wrócić do pustego mieszkania, zawalonego papierami, które musi koniecznie na jutro przejrzeć. Coraz mniej podobała mu się posada szefa.
Usiadła wygodnie na kanapie, układając w odpowiedniej chronologii pamiętniki. Przerzucała od niechcenia kartki pierwszego z brzegu, patrząc na daty. Po chwili go odłożyła, biorąc do ręki następny. Lata młodzieńcze. Sam tytuł wydał się co najmniej intrygujący, więc od tamtego czasu zaczęła dokładnie przyglądać się literom napisanym przez jej matkę. Również nie zauważyła nic ciekawego, ale jej uwagę przykuł bilet do teatru, przyklejony na ostatnią stronę, ozdobiony drobnymi serduszkami. Uśmiechnęła się smutno. Teraz bynajmniej wie, po kim ma ten zwyczaj. Do jej rąk zawędrował najgrubszy notatnik, któremu obiecała przykuć największą uwagę i skupienie. Otworzyła na pierwszej stronie.
*
19 kwiecień
Od dzisiaj śmiem zwać się pani Johnson. Daniel, mężczyzna, któremu dziś oddałam wianek, jest mym prawowitym mężem. Pomimo mojego młodego wieku, wierzę, że to jest miłość aż po grób.
Otarła łzę. Faktycznie, kochali się aż do końca, pomimo wielokrotnych zachwiań ich uczucia.
Kiedy poznałam Daniela, miałam 16 lat, on zaś 20. Spora różnica wielu nie odgrywała jednak znaczącej roli w naszym życiu – kocha mnie taką, jaką byłam, jestem i będę.
Przewróciła kilkanaście stron, szukając ciekawego wpisu. Dziwnie się czuła, czytając jej pamiętnik, zupełnie jakby wkradała się w jej życie osobiste, wydzierała z niego elementy potrzebne jej, aby ułożyć puzzle do końca. W końcu trafiła na ten wpis, na którym jej zależało.
16 luty
Dziś mam wyznaczony termin porodu. Boję się bólu, boję się, że dziewczynkom coś się może stać. Obawiam się samotności, nie chcę, by Daniel mnie zostawił. Ostatnio się pokłóciliśmy, nawet nie wiem, czemu. Boję się…
Tego dnia Sam miała wypisane na karcie szpitalnej datę urodzenia. Przeczytała jeszcze raz króciutki wpis, nie było mowy o pomyłce. Wyraźnie widniało tam dziewczynkom. Czyżby miała siostrę?
17 luty
To, co mnie spotkało, było straszne. Rodziłam całą noc, były komplikacje. Pierwsza na świat przyszła Sammie, moja dziewczynka. Oczy ma po tatusiu, uśmiech po mnie. Moja druga córka umarła… nie wiem, jakimi słowy opisać można mój ból.
Jakim cudem? Myślała Sam, przerzucając kartki. Przecież od zawsze wciskali jej, że jest jedynaczką. Prawdopodobnie nie chcieli, by się dowiedziała, że jej siostra umarła…
Jakbyś się teraz nazywała? Ponownie zadała pamiętnikowi pytanie. Pierwsze kroki, pierwsze wypowiedziane słowa, wspólne zabawy i ciągotki do pracy w policji po tatusiu… przestało ją to interesować, kiedy napotkała intrygujący wpis.
30 styczeń
Sam poznała chłopaka. Ma na imię Nick i wydaje się być bardzo fajnym chłopcem. Miejmy nadzieję, że będą za sobą szczęśliwi, tak samo jak ja z Danielem.
Zamknęła dziennik. Nie będzie tego czytała. Chociaż… z drugiej strony, już nie ma nic do stracenia. Szukała tego jednego wpisu.
31 październik
Dzisiaj się dowiedziałam, że Sam jest w ciąży. Miała do mnie przyjechać, ale miała wypadek… Nick zginął na miejscu, moje kochane dziecko poroniło. Z całego serca jej życzę, żeby kiedyś odnalazła należyte jej szczęście. Nie wiem, jak opisać to, co ją spotkało. Z całego serca żałuję, że kazałam jej przyjechać. Gdyby nie… mieliby ślicznego dzidziusia i byliby ze sobą szczęśliwi… co ja najlepszego zrobiłam…
*
Odłożyła ostrożnie pamiętnik na stół, zaciskając szczęki. Teraz dopiero się dowiedziała, że jej matka do końca swoich dni obwiniała się za to, co się wydarzyło tego feralnego dnia. Z drugiej strony sama już nie wiedziała, czy byłaby z nim szczęśliwa, przecież tyle razy się kłócili… Na stoliku zawibrował telefon.
- Znalazłaś coś? – spytał Josh przez słuchawkę.
- Nie – jej głos był bardzo cichy, ledwie słyszalny. Co ona wygaduje za bzdury? – miałam mieć siostrę.
- Mam przyjechać? – perspektywa samotnie spędzonej nocy z raportami jako towarzyszami nie wydawała się być szczególnie intrygująca.
- Nie – zgasiła jego nadzieję. – Josh, jutro nie przyjdę do pracy – rozłączyła się i wyłączyła telefon. Przed nią długa noc.
Zadzwoniła do Kelly z zapytaniem, czy nie chciałaby wpaść na herbatę.
- Rozumiem, że to tylko przykrywka. Chcesz mnie podpytać o morderstwa?
- W rzeczy samej – dlaczego ona musiała być taka mądra?
Dwadzieścia minut później u jej drzwi zagościła zaproszona osoba, niosąc ze sobą karton z papierami, na szczycie których znajdowało się opakowanie z ciasteczkami. Uśmiechnęła się blado i zaprosiła ją do środka, kierując się ku kuchni, by zrobić herbatę. Po chwili ponownie przyszła, stawiając tacę na stoliku z dala od książek i informacji.
- Wiesz, że nie powinnyśmy tego robić? – spytała szatynka, patrząc na nią brązowymi oczyma.
- Muszę poznać prawdę o mojej rodzinie. Z pamiętnika mamy wyczytałam, że miałam mieć siostrę, ale zmarła przy porodzie.
- Z tego, co wiem, ofiara miała na nazwisko Rizzoti, co równa się z nazwiskiem panieńskim twojej matki, racja? – spytała, grzebiąc w kartonie. – Tu masz dokumentację medyczną Angeliny.
Przerzucała kolejno kartki, szukając odpowiedzi na pytania kłębiące się w mózgu. W tym samym czasie rezolutna lekarka grzebała w pamiętniku.
- Tu jest wyrwana kartka – zauważyła. – masz ołówek?
Pobiegła do sypialni po żądany przedmiot, przynosząc przy okazji resztę piórnika. Kelly zaczęła delikatnie nim mazać, a na pustej kartce zaczęły tworzyć się litery.
„A moja druga córka miała nazywać się Angelina”. Zamarła, wpatrując się w nowo powstałe słowa. Wszystko stało się logiczne. Nazwisko miała po matce, grupa krwi była inna, a mianowicie po Danielu, czyli 0 Rh + . Bliźniaki dwujajowe. Wygląd inny, grupa krwi inna, ale rodzice ci sami.
*
http://i41.************/ih43e8.png
- Angelina Rizzoti jest twoją siostrą? – spytała zdziwiona lekarka.
- Nie wiem, muszę się ogarnąć, nie, to niemożliwe – pogubiła się we własnych słowach, pocierając twarz rękoma. Wstała. – cztery osoby…
- Trzy ofiary – dokończyła Kelly.
- Ja… ja mam być tą czwartą? – pisnęła cicho kobieta. O rany, nie…
- Gdzie twój współlokator?
- Wygoniłam go… ale teraz tego żałuję.
Spojrzały na siebie.
- Josh – powiedziały jednocześnie.
Chcąc, nie chcąc, obie panie zmusiły czarnowłosego do ponownego zamieszkania razem, co mu się do końca nie podobało, jednak strach o najlepszą funkcjonariuszkę przezwyciężył niechęć. Godzinę później zjawił się w drzwiach, obładowany rzeczami i kartonami z papierami, których w końcu nie przejrzał. Szatynka wyjaśniła mu pokrótce całą sytuację, nie omijając pamiętnika i prywatnych dochodzeń. Przyznała się do pożyczenia danych, co utwierdziło go w przekonaniu, że jest szczerym pracownikiem.
- Skąd wiadomo, że Angelina jest twoją siostrą?
- Właśnie jedziemy to sprawdzić.
mówić, co mślicie o zdjęciach, co poprawić :<
Callineck
06.03.2009, 23:09
Ojej, smutny strasznie ten odcinek :( Piękny, wspaniały i cudowny, ale smutny.
Strasznie mi żal Sam :(
Straciła siostrę zanim zdołała ją odzyskać a na dodatek jeszcze ktoś zamordował jej rodziców. I w dodatku ten napad.
Szkoda też, że tak bardzo kłóci się z Joshem.
Robisz świetne zdjęcia, ktore bardzo pasują do opisywanych sytuacji. W nastepnej serii bedziesz fotograf pierwsza klasa.
Podobają mi się szczególnie: zdjęcie 2, 3 i 4, super na nich wyszła Sam, i oczywiście te jej niepowtarzalne miny! :) Najlepsze jak siedzi w gabinecie u Josha :P
ptasie mleczko
06.03.2009, 23:27
Niah lubię ten odcinek mimo, że jest taki smutny i mrożący krew w żyłach miszczu Ty mój ;)
To zdjęcie z Joshem obejmującym zapłakaną Sam -> boskie, napatrzeć się nie mogę, reszta też świetna. ah ta Patysia, ten wygląd w zupełności do niej pasuje
Pani_Snejp
07.03.2009, 10:15
No, no, no :D opłacało się bawić PrintScreene, fotki bosski (co ja widzę, ubranko Ver XDD)
Tekst, wiadomo, fajny, naj fotka z płaczącą Sam <3.
scarlett
07.03.2009, 11:16
Widzę, że nie tylko ja wyjątkowo lubię ten odcinek... Sam to jednak nigdy lekko nie miała..
A czwarte zdjęcie miszczowskie^^
niepokorna
07.03.2009, 11:34
uwaga, mam pomysła na bonus :D jak dobrze pójdzie, to już jutro go ujrzycie ;)
aa.... dzięki za komentarze :*
coś się na ten bonus nie zapowiada :P
sorki ^^
niepokorna
14.03.2009, 23:23
z miejsca mówię, że zdjęcia nie są robione specjalnie, byleby były ;D
ODCINEK X
„Wszystko się zmieniło”
- Zakładajcie fartuchy – Kelly wskazała wieszak, stojący w rogu pomieszczenia. W prosektorium było strasznie zimno, więc Sam i Josh trzęśli się z zimna, kiedy zakładali cienkie kitle. Ruszyli za energiczną szatynką w głąb Sali, gdzie czekało już gotowe ciało. Zmętniałe od światła rogówki patrzyły na twarze osób przychodzących, a mężczyźnie przez moment wydawało się, że oko się poruszyło, dlatego więcej w tamtą stronę nie patrzał. W międzyczasie lekarka usadziła czarnowłosą na krześle z zamiarem pobrania jej krwi. Nawet nie poczuła ukłucia, a chwilę później było już po wszystkim.
- Przytrzymaj wacik, a nie będziesz miała siniaka.
Parę minut później pobrała próbkę DNA również i Angelinie z zamiarem wysłania obu próbek do laboratorium w celu stwierdzenia, że są rodziną.
Uczucie lodowatości ogarnęło Josha, gdy ten z czystej ciekawości zajrzał w miejsce, gdzie powinna się znajdować głowa, a zobaczył tchawicę i kręgi szyjne. Sam założyła rękawiczki i podeszła do zwłok, patrząc prosto w oczy koloru nieba. Zupełnie jak u mamy, pomyślała z bólem. Podobieństwo pomiędzy nimi było znikome, lecz dokładniejszy obserwator mógł zauważyć niemal identyczne rysy twarzy.
- Jakim cudem popełniono tę pomyłkę? – Spytała Sam, dotykając włosów koloru głębokiej czerni, co wywołało oburzenie i obrzydzenie ze strony mężczyzny.
- Zdarzają się nieliczne przypadki, kiedy dziecko na początku życia nie oddycha. Można tu mówić albo o niekompetencji obsługi, albo…
- Albo o podmianie bądź kradzieży – włączył się blady Josh.
- Jak już to nie mówimy o kradzieży, tylko o uprowadzeniu – poprawiła go lekarka.
- Josh… myślisz o tym samym co ja? – Odwróciła się ku niemu. – Coś ty taki blady?
- Medycyna sądowa to sport dla nielicznych – stwierdziła Kelly, poprawiając fartuch. – Tu trzeba być twardym – uśmiechnęła się do mężczyzny.
http://i44.************/1zlf3sy.jpg
Odpowiedział jej burknięciem i wyszedł z pomieszczenia, rzucając kitel na wieszak.
- Chyba nam się mężczyzna obraził – zaśmiała się szatynka.
Po chwili obie wybuchły śmiechem, aż zaniepokojony Josh wetknął głowę przez drzwi, by sprawdzić, czy aby wszystko w porządku. Zrobił zniesmaczoną minę i cofnął czuprynę, zamykając drzwi.
*
- Muszę go znaleźć – wyszeptała Sam.
- Wiesz, że jeżeli badania wykażą, że faktycznie jesteście rodzeństwem, będziesz musiała podwójnie uważać? Sam, jesteś jego celem – położyła dłoń na jej ramieniu.
- Wiem – powiedziała i zdjęła jej dłoń ze swojego ramienia. Cała ta sytuacja nie zmienia faktu, że ciągle nie lubi lekarzy.
*
- Kupcie sobie samochód, co? – Zrzędziła lekarka. – Przez was jadę w zupełnie innym kierunku.
http://i40.************/34yspx4.jpg
- A żeby się pani nie zdziwiła – odpowiedział Josh, wciąż obrażony.
Odwróciła się do niego i posłała promienny uśmiech.
- Ciągle obrażony? – Na to pytanie nie dostała odpowiedzi.
Gdy dojechali na miejsce, wyszła z samochodu, ślizgając się na ulicy.
- Badanie potrwa coś koło tygodnia, w każdym bądź razie postaram się jak najszybciej zapoznać was z wynikiem. Dobranoc.
- Dobranoc – odpowiedzieli chórkiem.
Po drodze do domu, Sam zabrała pocztę. Przeglądając pokaźny stos, ślizgała się po ścieżce. Znalazła jeden dziwny list, więc przystanęła, a zamyślony mężczyzna wpadł na nią.
- Ał – powiedziała, masując sobie stopę. – Patrz, gdzie łazisz.
- Przepraszam – odpowiedział Josh, omijając ją łukiem.
Po chwili, gdy zorientował się, że kobieta za nim nie idzie, więc odwrócił się, patrząc wyczekująco, by chociaż dała klucze. W przeciwieństwie do niej, nie miał zamiaru zamarznąć na kość. A ona stała i czytała list, marszcząc czoło.
- Tu ktoś napisał, że znał Angelinę i że chce mi pomóc – powiedziała.
- Lepiej to omówić w domu, przy ciepłej herbacie – odpowiedział, wyciągając rękę. – Klucze.
*
Po chwili znaleźli się w mieszkaniu, odwieszając okrycia na wieszak. Kobieta szła, obijając się o ściany, wciąż czytając list.
- Zrobisz herbaty? – Krzyknęła przed siebie, uderzając w drzwi. – Szlag.
- Jasne – odkrzyknął. – Ależ proszę, rób sobie ze mnie służkę!
Po chwili koło niego stanęła rozeźlona Sam, trącając go barkiem.
- Spieprzaj stąd. Wiesz, gdzie jest twój pokój, czy mam cię zaprowadzić za rączkę?
- Sama spieprzaj – bronił się czarnowłosy. – Nie jestem jakimś sługą, umiesz obsługiwać czajnik – krzyknął, wściekły. – I nie rób za jakąś matkę Teresę, dobrze wiesz, że moja matka od dawna nie żyje! Jak tak się zachowywałaś wobec swoich rodziców, to szczerze im współczuję!
http://i42.************/xby64x.jpg
Zacisnęła szczęki. Nie będzie płakała przy takim dupku.
- Wiesz co? – Głos jej się załamywał. – Naprawdę masz takt. – Wybiegła z kuchni i zamknęła się w pokoju, płacząc.
Czemu ten dupek? Czemu zawsze, jak dochodziło do kłótni, uderzał ją w jej najczulszy punkt? Po jej policzku popłynęła kolejna łza. Rzuciła się na łóżko, zakrywając głowę poduszkami. Najpierw Nick, później Angelina, teraz rodzice… czemu najgorsze rzeczy zawsze ją spotykały? Co ona zrobiła temu zasranemu mordercy, że w taki bestialski sposób pozbawił ją wszystkiego, co piękne?
*
Zacisnął pięści, wściekły na Sam i siebie. Z jednej strony zagrał bardzo nie fair, wypominając jej rodziców, z drugiej strony to babsko wreszcie się dowiedziało, że nie zawsze jest potulny jak baranek. Po chwili ochłonął i usiadł na krześle, oddychając szybko. Poczeka, aż jej przejdzie, albo aż się trochę się uspokoi. Po godzinie wstał i skierował się do swojej pedantycznie czystej sypialni. Musiała ją najwyraźniej wysprzątać, nie spodziewając się go tak szybko z powrotem. Nawet leżąc w pościeli, słyszał przez ścianę jej cieniutki płacz. Zły, zapakował głowę pod poduszkę i zasnął.
Gdy następnego dnia się obudził, kierowany głodem udał się do kuchni, gdzie na lodówce zastał karteczkę.
„Jesteś niewyobrażalnym dupkiem. Pojechałam tam, gdzie nikt, a zwłaszcza Ty, mnie nie znajdzie”.
- Rany, kobieto, jest dziesiąta rano – ziewnął, i zajrzał do lodówki. – Co my tu mamy…
Po chwili zamknął lodówkę, patrząc ponownie na karteczkę. Zastanawiał się, gdzie mogła pojechać, ale gdy nic nie przyszło mu do głowy, postanowił do niej zadzwonić.
- Tu poczta głosowa. Proszę zostawić wiadomość.
- Gdzie jesteś? Sam, proszę, zaczynam się martwić. Przepraszam, to co powiedziałem wczoraj było chamskie i nietaktowne. – Rozłączył się.
Siedział w salonie aż do jej przyjścia. Drzwi cicho się otworzyły, a kobieta weszła z torbą na zakupy i od razu poszła do kuchni. Gdy tylko pojawił się w drzwiach, pierwsze co zrobił, to wytrzeszczył oczy. Kobieta, która tam stała, nie przypominała Sam, jeżeli chodzi o włosy. Krótkie, sięgające raptem do ramion lśniące pasma powodowały ogromne zdziwienie u mężczyzny, ponieważ poprzednia długość włosów sięgała łopatek
- Y… co zrobiłaś z włosami?
- Przejechałam po nich kosiarką – odburknęła krótkowłosa. – Tobie też by się przydało.
Zauważywszy fakt, iż kobieta odzyskała po części poczucie humoru, spróbował ją przeprosić.
- Sam… - zaczął.
- Jesteś dupkiem, wiesz? – Podeszła i uderzyła go w twarz. – To za mamę i tatę.
http://i44.************/2i6nzar.jpg
- Masz rację, należało mi się – powiedział, unikając drugiego ciosu.
- Rozmawiałam z Kate. Muszę wyjechać, ale nie mogę sama z oczywistych powodów. Jutro wyjeżdżamy – Wyszła.
- Ej! – Podbiegł i chwycił ją za ramię. – Przepraszam.
- Kiedyś to słowo miało wartość. W twoich ustach je straciło – odpowiedziała i wyswobodziła się z ucisku. – Zostaw mnie w spokoju.
Westchnął ciężko. Zapowiada się ciekawy dzień…
*
Resztę doby spędzili w osobnych pokojach, nie odzywając się do siebie. Mróz na dworze zelżał, lecz atmosfera w domu była tak napięta, że nikt tego nie zauważył. Wieczorem czarnowłosa się pakowała, a mężczyzna zajął się naprawą telewizora, który wcześniej niechcący popsuł. Zdenerwowany, iż raz po raz kopie go lekko prąd, porzucił plany i zajął się czytaniem gazety.
- Czym chcecie jutro jechać? – Spytał cicho.
- Obojętne. Kate ma samochód – Odpowiedziała z pogardą, a po chwili wyszła z pomieszczenia, kierując się do kuchni.
Oparła się dłońmi o blat, pochylając głowę. Musi poznać prawdę o swojej rodzinie, o Angelinie, o zabójcy. Zastanawiała się, jak jutro będzie z nimi rozmawiała, bała się odpowiedzi na pytania gnieżdżące się w jej głowie. Tak, chcę, powiedziała cicho sama do siebie, wycierając pojedynczą plamkę na blacie, a jak cię dorwę, zginiesz śmiercią męczeńską.
- Mówisz sama do siebie? – Spytał Josh, wchodząc do pomieszczenia.
- Nie, do plamy. – Odpowiedziała, biorąc szklankę z wodą stojącą nieopodal.
Podszedł do niej powolutku, bojąc się zrobić jakikolwiek gwałtowny ruch, by znów nie dostać w twarz. Gdy stanął przy niej, odwróciła głowę, popijając nerwowo wodę.
- Przestałaś palić – zauważył.
- Ta. Powiedzmy.
- Sam, naprawdę przepraszam, nie chciałem… - zaczął, spoglądając ukradkiem na kobietę.
Spojrzała na niego swymi szarymi oczyma przepełnionymi smutkiem.
- Nie wiem, czy mogę ci wierzyć, nie wiem, czy chcę poznać prawdę, gubię się w tym wszystkim – wyrzuciła z siebie jednym tchem, a jej trzęsących się rąk wypadła szklanka, roztrzaskując się na drobne kawałki. – Cholera.
Zabrała się do sprzątania, a czarnowłosy oparł się o blat, ciesząc się w duchu, że nie dostał
w mordę. Dopiero syk przepełniony bólem sprowadził go na ziemię. Spojrzał na Sam, która wkładała zakrwawioną dłoń pod strumień zimnej wody, próbując przy okazji wyciągnąć z rany odłamek szkła.
- Daj, pomogę – powiedział, wyciągając apteczkę z szafki. Chwycił ją za dłoń i pęsetą wyciągnął stłuczony kawałek, opatrując ją.
- Nie musiałeś, poradziłabym sobie sama – mruknęła.
- W każdym bądź razie, wiedz, że mi przykro, że tak ci wygarnąłem – powiedział, wciąż trzymając jej dłoń.
- Puść – powiedziała, próbując się wyswobodzić.
http://i39.************/35l6x4m.jpg
- Dopóki mi nie wybaczysz, nie puszczę.
Spojrzała na niego spode łba, próbując uwolnić rękę.
- Ał – powiedziała z wyrzutem. – Za mocno ściskasz. Tak w ogóle to puszczaj, nie lubię cię.
Puścił ją, rzucając spojrzenie pełne wyrzutu, a następnie wyszedł z pomieszczenia, trzaskając głośno drzwiami. Zamyślona, usiadła na krześle, myśląc o jutrzejszym dniu. Z zadumy wyrwał ją sygnał komórki.
- Sam, opiekunka jutro nie może przyjechać, nie mam z kim zostawić dziewczynek.
- Myślę, że znam kogoś, kto się spełni w roli opiekunki – odpowiedziała z szatańskim uśmiechem.
*
O szóstej nad ranem Josha obudziła Sam oblewając go zimną wodą. Wciąż ospały, zaplątał się w pościel, czego następstwem było zlecenie z łóżka. Spojrzał na nią biednym wzrokiem z podłogi.
- Takie potrzebne ci to było? – Zapytał, wstając.
- Zakupy zrobione, wszystko gotowe. Alison i Grace będą za godzinę.
Ta ostatnia wiadomość wystarczająco go rozbudziła.
- Mam robić za niańkę? – Wybałuszył oczy, ubierając się.
Wyszła, rzucając mu słodki uśmiech. Odebrawszy to za dobry znak, podśpiewywał cicho pod nosem marynarską piosenkę, nie spodziewając się tak szybko powrotu brunetki, która rzuciła w niego poduszką, każąc mu się natychmiast zamknąć. Oczywiście, nie obeszło się bez krótkiej walki na poduszki, którą wygrał Josh, w ramach nagrody żądając wybaczenia.
- Jak ci powiem, że wybaczam, poczujesz się lepiej? – spytała zrezygnowana kobieta. – Dobra, wybaczam, a teraz ubierz coś na siebie.
Uśmiechnął się sam do siebie, kończąc garderobę. Po chwili spotkali się w jadalni, gdzie w krępującej ciszy zjedli jajecznicę. Mężczyzna nie wyobrażał sobie, żeby oprócz siebie miał do wykarmienia dwa dzioby. Godzinę później ktoś delikatnie zapukał do drzwi, a na zewnątrz rozległ się wrzask dzieciaków. Zapowiadał się wyjątkowo ciężki dzień.
*
Włożył do bagażnika torbę Sam, a po chwili dołożył tam torbę blondynki.
- Lepiej ci było z długich włosach – stwierdziła Kate, przyglądając się krótkowłosej.
- Bynajmniej teraz mi nie przeszkadzają – odparła z uśmiechem, bawiąc się kosmykiem włosów.
Po ustaleniu dokładnie trasy, obie panie wsiadły do samochodu, a po chwili odjechały.
- Bawcie się dobrze – krzyknął Josh, lecz nie doczekał się odpowiedzi. – Jak długo można być obrażonym? – Spytał Grace, która stała obok niego.
- A to zależy. Ciocia potrafi się obrazić nawet na miesiąc. Mamusia mówiła. Masz coś słodkiego? – Zmieniła tematykę.
*
- Pokłóciliście się – bardziej stwierdziła niż spytała jasnowłosa.
- Na nawet jak tak, to co? – Sam wolała skupiać swoją uwagę na śliskiej drodze, niż na słowach przyjaciółki. – Czemu ja muszę prowadzić?
- Ty naprawdę tego nie widzisz? – Cicho westchnęła. – On jest w tobie zakochany po uszy. Czy coś jest między wami?
Zatrzymała się na światłach.
http://i40.************/4t0uvl.jpg
- Nie.
*
Josh już po paru minutach miał dość ciągłego biegania za smarkulami, które cały czas wariowały i demolowały dom. Słysząc wrzask jednej z nich, pobiegł do nich, modląc się w duchu, aby nie okazało się, że dorwały się do jego broni. Uspokojony, wrócił do swojej ulubionej czynności, jaką było czytanie gazety. Po chwili niestety została ona zakłócona, gdy do jadalni władowała się Alison, patrząc się głupkowato na niego.
- Co jest? – Spytał zrezygnowany. – Nie mam cukierków.
- Co to jest satanista?
W chwilę znalazł się przy niej, kładąc jej rękę na ramieniu.
- Skąd znasz to słowo?
- Grace kazała się spytać. Gdzieś je znalazła.
Poszedł zaniepokojony do salonu, gdzie siedziało drugie dziecko, czytając różową książkę. Usiadł koło niej, zerkając potajemnie w kartki zapisane drobnym maczkiem.
- Co to jest? – Spytał. – Mogę?
- Proszę. To pamiętnik mamy. Ale nic jej nie mów, bo będzie zła – dokończyła ze smutkiem.
Kiwnął głową na znak, że rozumie, kartkując zeszyt. Zatrzymał się na wpisie sprzed paru dni.
Za parę dni będzie już po wszystkim. Sam pozna prawdę o mnie i nie tylko. Głupia, myśli, że może zadzierać ze mną, satanistką!
Skamieniały, wpatrywał się w ostatnie słowo. Dopiero szturchnięcie jednej z dziewczynek sprowadziło go z powrotem na kanapę.
- Zaczekajcie.
Zadzwonił do Jessicy, by ta jak najszybciej przyjechała do niego zająć się dziećmi, przy okazji pożyczając wóz. Zjawiła się parę minut później, patrząc na niego przerażonym wzrokiem. Gdy oddawała kluczyki, na zewnątrz wybiegły dwie blondynki w samych podkoszulkach, rzucając w siebie śnieżkami. Zachęcona szturchnięciem ze strony mężczyzny, poszła do nich na miękkich nogach, uśmiechając się nieśmiało, a po chwili została obsypana śniegiem. W tym samym czasie Josh próbował się dodzwonić do Sam. Gdy połączenia nie można było zrealizować, wściekły uderzył dłonią w kierownicę, rzucając mięsem na wszystko, co się poruszało po jezdni i nie tylko.
- Nienawidzę… amerykańskich… dróg – sapał, każde słowo akcentując uderzeniem o kierownicę.
*
- Nie miałyśmy się przypadkiem zmienić? – Spytała Sam, parkując przed domem.
- Oj, zapomniałam – odpowiedziała Kate, rozkosznie się przeciągając.
Siedziała pochylona nad kierownicą, przymykając oczy. Ile by teraz dała za chwilę snu… Ale miała ważniejsze rzeczy na głowie, między innymi poznanie nurtujących ją odpowiedzi. Spojrzała na zegarek, którego wskazówki ujawniały dosyć późną godzinę.
- Jesteśmy przed czasem – zauważyła, ziewając.
- Tak? Przepraszam, muszę zadzwonić – wyszła, wpuszczając do samochodu zimne, styczniowe powietrze.
- A właśnie, telefon – mruknęła Sam, włączając go. – Siedem nieodebranych połączeń od Josha? Nie dziwię się, pewnie ma problem z obsługą mikrofalówki – ponownie ziewnęła i oddzwoniła do niego.
- Sam?
- Nie, kosiarka – odpowiedziała sarkastycznie. – Czego chcesz?
- Mam bardzo słabą baterię, ale musisz u… - urwało rozmowę.
Po chwili na miejsce pasażera wróciła blondynka, trzęsąc się z zimna.
- Nienawidzę stycznia – skwitowała.
- A ja zagadek – dopowiedziała Sam. – Idziemy?
Spojrzała na nią.
- Idziemy.
*
Klnąc na głos, rzucił telefon na siedzenie pasażera. Czemu ten złom musi się rozładowywać w najmniej odpowiednim momencie? Zwiększył prędkość, nie bacząc na przepisy obowiązujące na drodze. Musi zdążyć…
*
Z każdym krokiem, z każdą sekundą, wzrastało napięcie i zdenerwowanie. Nerwowo poprawiła wgniecenia na spodniach i bluzkę, a trzęsące się ręce wsadziła do kieszeni. Zapukały do drzwi, lecz odpowiedziała im cisza. Sam nacisnęła klamkę, a wejście stanęło otworem, co zachęciło ją do dalszych działań. Kate szła cały czas za nią, zamykając drzwi. Cisza w przedpokoju dziwnie zaniepokoiła policjantkę, więc krzyknęła:
- Państwo Wood, jesteście państwo w domu?
Weszła do najbliższego pokoju, a jej oczom ukazał się straszny widok. Na podłodze leżały dwa ciała z poderżniętymi gardłami. Jasnoczerwona krew pochodząca z tętnicy rozbryzgała się na przeciwległej ścianie w fantazyjne wzory. Podbiegła do nich, sprawdzając tętno. Gorąca krew dziwnie kojąco działała na nią. Zacisnęła powieki.
- Nie żyją – odwróciła się do Kate i zamarła.
Obok blondynki stał wysoki, brązowowłosy mężczyzna o spojrzeniu psychopaty. Była to osoba, która miała zginąć 31 października 2006 roku.
- Nawet o tym nie myśl złotko – powiedział wolno, przeciągając sylaby. – Tylko spróbuj wyciągnąć broń, to cię zabiję.
Stała z zakrwawionymi rękoma naprzeciw mordercy, a nogi się pod nią uginały. Łzy mimowolnie popłynęły po jej twarzy, rozmazując cały makijaż.
- Nick… - wyszeptała. – Przecież ty nie…
- Nie żyję? Moja śmierć była ukartowana, już Jack o to zadbał. Bo jak myślisz? Kto zadzwonił po karetkę? Czemu na domniemanym pogrzebie nie otworzona trumny? I – podszedł do niej. – Czy nie widziałaś mnie przypadkiem w Londynie?
- Dlaczego?! – wrzasnęła. – Dlaczego mi to robisz? Źle ci ze mną było?
W przeciwieństwie do niej, głos miał wyjątkowo spokojny.
- Daniel Johnson – Gdy Sam tylko usłyszała to imię i nazwisko, ścisnęło jej się serce. – Pod sam koniec swojej służby, wsadził Danny’ego Buttona za kratki. Wiesz, kto to był? – wysyczał przez zaciśnięte zęby. – Mój ojciec. Został skazany na dożywocie za morderstwa ze szczególnym okrucieństwem. Po drugim miesiącu pobytu w pierdlu powiesił się w celi. Dlatego – przygwoździł ją do ściany. – Mam za zadanie zadać ci jak najwięcej bólu psychicznego i fizycznego – W jego dłoni niewiadomo skąd wziął się nóż. Przejechał nim po jej gardle, zostawiając cienką linię.
Kopnęła go z całej siły w jego najczulszy punkt, wyswabadzając się. Zaczęła biec w stronę drzwi, lecz zatarasowała ją Kate, z dziwnym blaskiem w oczach. Po chwili do dziewczyn wrócił wściekły Nick.
- Co ty sobie ***** myślisz? – wrzasnął na ciemnowłosą, popychając z całej siły na stojącą nieopodal ścianę, aż ta uderzyła o nią głową. Zamroczona, widziała tylko nogi mężczyzny, który się do niej zbliżał. – Skoro potrafię zabić każdego, to czemu miałabyś być dla mnie przeszkodą? Jesteś wyjątkowa? – wybuchł śmiechem. – Podnoś się.
http://i43.************/wjdoop.jpg
- Nick… proszę, nie… - Szepnęła.
- Wstawaj! – krzyknął. – Zgiń honorowo, nie jak twoja marna rodzina!
Podniosła się pomimo mroczków przed oczyma.
- Nigdy nie wypominaj mojej rodziny – Z każdym słowem coraz bardziej podnosiła ton wypowiedzi. Poczuła broń, bezpiecznie przypiętą do jej paska. Przyjemny ciężar dodawał jej otuchy w tej tragicznej sytuacji.
- Śmiesz na mnie krzyczeć? – Wydobył broń. – a może sprawdzimy, jak teraz będziesz gadała? – Wymierzył w jej głowę.
Trzask.
*
Coraz bardziej zdenerwowany, krążył po okolicy, szukając tego domu. Przejeżdżał właśnie koło jednego, gdy w oknie zobaczył coś, co go zaniepokoiło. Wjechał na parking, gdzie okazało się, że na szczęście stoi obok samochód ich sąsiadki. Wbiegł do domu, a następnie wszedł do salonu, trzaskając drzwiami.
*
Wykorzystując moment nieuwagi szatyna, podcięła mu nogi, a ten upadł jak długi. Z kolei Josh podbiegł do fałszywej przyjaciółki i jednym ruchem pozbawił ją możliwości jakiegokolwiek ruchu. Unieszkodliwił ją rękojeścią pistoletu, a następnie skierował lufę w stronę mężczyzny, który właśnie zbierał się z podłogi, gdy nagle z ogromną szybkością wziął Sam przed siebie jako zakładniczkę.
- I co? Taki kozak z ciebie, to strzel – zaśmiał się obłąkańczo, przykładając nóż do szyi przerażonej kobiety.
- Nie – wyjąkała kobieta, zaciskając powieki. – Nie…
Dwa strzały.
W ciągu zaledwie paru sekund moje życie zmieniło się o 180 stopni. Z góry wiadomo, że jako zakładniczka obłąkanego faceta miałam nikłe szanse na przeżycie. W pewnym momencie już myślałam, że uda mi się, że Josh mnie uratuje… ale nic takiego nie miało miejsca. Dwa strzały i przeszywający ból całego ciała. Jeden strzał został przeznaczony dla mnie. Nick wyrwał mi moją broń i strzelił. Cierpienie, nieziemski ból a potem?
Osunęłam się bezwładnie na podłogę, a z ust wypłynęła mi strużka krwi. Obok mnie leżał Nick – osoba, którą kochałam, i osoba, która mnie postrzeliła. Przez zamazany obraz widziałam Josha, który się nade mną pochylał. Poczułam na twarzy jego słoną łzę.
http://i43.************/14nohm0.jpg
- J… Ja umieram, prawda? – słowa ledwie formowały się w moich ustach.
- Nie umrzesz, nie możesz… - odpowiedział Josh, biorąc mnie na ręce. – Przeżyjesz, a ja tego dopilnuję! – wybiegł z domu wraz ze mną, a ja zaczynałam tracić czucie w kończynach… - Kocham cię.
Jechał, łamiąc wszystkie przepisy drogowe, byleby jej pomóc. Gdy dojechał do szpitala, stacjonującego nieopodal, jej skóra była biała jak papier, a krew na klatce piersiowej zataczała śmiertelny krąg. Umierała...
*
- Ona prawdopodobnie się nie wybudzi – powiedział lekarz do Josha.
Czarnowłosy siedział w zakrwawionym podkoszulku, kryjąc twarz w dłoniach.
- Wierzy pan w cuda? – spytał, gdy doktor zabierał się do wyjścia.
- Nie.
a na sam koniec :P
uśmiech proszę! To już jest koniec!
http://i44.************/rj4lq8.jpg
tam tam tam, koniec! <nadstawia uszu>
<brak owacji>
<poszła>
Callineck
14.03.2009, 23:41
<owacja na stojąco> <huczne oklaski> <BIS, BIS, BIS>
Już koniec?
Za szybko, stanowczo za szybko... Takie cudo można czytać i czytać w nieskończoność.
Nigdy bym się nie spodziewała takiego rozwoju wypadków. Trzymałaś wszystkich w napięciu aż do ostatniego słowa.
FS napisane pięknym, żywym językiem, ma się wrażenie jakby oglądało się film. I to nie byle jaki...
Ma na to niewątpliwie wpływ uroda głównych bohaterów i piękne, starannie wykonane zdjęcia, które warte były poniesionego trudu.
<pozdrowienia dla Verusia za klatę :P>
Takie opowiadania i takie zdjęcia powinno się czytać wielokrotnie i z każdym razem podziwiać bardziej :D
Niepokorna - jesteś moją ulubiona autorką kryminałów, wiesz? :D
Pisz więcej... i więcej... a ja nie będę miała dość :*
ptasie mleczko
15.03.2009, 00:11
<bije brawo> <wiwatuje>
Pięknie. Ehhh uwielbiam to opowiadanie, uwielbiam postacie za ich wyraziste charaktery, uwielbiam fabułę, wszystkie kruczki, zawiłości, zagadki, wreszcie uwielbiam zdjęcia, które widać, że robisz z zapałem i są świetne, uwielbiam Twój humor, ironię i dowcip sytuacyjny... Było pięknie, polubiłam dzięki Tobie kryminał i mam nadzieję na jeszcze i jeszcze
Edit: "- Medycyna sądowa to sport dla nielicznych – stwierdziła Kelly, poprawiając fartuch. – Tu trzeba być twardym – uśmiechnęła się do mężczyzny."
"- Chyba nam się mężczyzna obraził – zaśmiała się szatynka." <- z tego padłam :D:D:D
scarlett
15.03.2009, 00:36
<dołącza się do owacji>
Aż faktycznie, koniec juz <szok>
Nawet nie zauważyłam, kiedy to zleciało...
Na szczęscie jest jeszcze cały nowy materiał ^^
Pozostaje mi więc czekać na dalszą Twoją twórczośc, którą będzie pewnie jeszcze lepsza, niż co czytałam z prawdziwą przyjemnością :)
Charionette
15.03.2009, 09:16
Super... Strasznie podobają mi się zdjęcia, tekst zresztą też. Gratulacje!
11/10
Pani_Snejp
15.03.2009, 10:36
Łaaa! :D niepuś, zaszalałaś! Fotki ślicznie ci wyszły, treść znam i mi się podoba ; ))
- Chyba nam się mężczyzna obraził – zaśmiała się szatynka.
hehehe, mój normalnie cytat dnia xD
szkoda, że już koniec ;<
niepokorna
15.03.2009, 17:46
i...i to wszystko?
nie oszukując nikogo, jestem lekko zawiedziona ilością komentarzy... więcej ich było w naszej twórczości.
No właśnie. Bo jak ja skomentowałam w NT to myślała, że wiesz, że cie nie opuszczę, ani twoich opowiadań:) Oczywiście: wybitnie.
niepokorna
17.03.2009, 19:21
oto wytwory mojego zrytego mózgu po wstrząsie kofeinowym :< :P
Przedstawienie postaci:
Kinga. Dziewczynka, która myśli, że jest fajna. Nerwuska i skarżypyta, która ma kopyta i za dużo pyta.
http://i40.************/2eztnw4.jpg
Gosia. Dokładniej Scarlett. Fotogeniczna, lecz uraz z przeszłości każe jej chronić się na wszystkie sposoby przed robieniem zdjęć. Z myślą o niej robiłam bonus ;D
http://i41.************/2janda8.jpg
Noemi, dokładniej niepokorna vel Niepuś vel Dzika Pijaczka Kawy. Czyli ja. Wyszłam o wiele za ładnie :P
http://i41.************/6s76zn.jpg
- Chciałabyś! – Krzyknęła Scarlett, widząc dreptając ku niej Kingę, swoją młodszą siostrę – Skąd żeś wytrzasnęła te obcasy, pytam ja się? Bo włosy to jeszcze rozumiem, wciągnęła je niszczarka...
- A kij cię to. Teraz moja kolej na komputer.
- Dziecko spać! Jest dokładnie – Scarlett zrzuciła forum na pasek zadań i przyjrzała się godzinie – 18.59. Masz minutę, żeby zdążyć na dobranockę!
Kinga przysiadła na biurku i zaczęła powoli, jak Albert, wraz z przeciąganiem głosek (albo samogłosek, nvm)
http://i40.************/11i3689.jpg
- Szła dzieweczkaaa do tateczkaa…
- I dostała butem. – Dokończyła za nią Scarlett, wracając do gry – I wylądowała pod biurkiem.
http://i41.************/e17pdt.jpg
Niestety, dziewczynka, która myślała, że jest fajna, nie poddała się tak szybko. W jej niebieskich jak szkielety simów oczach błysnęły szatańskie żaróweczki. Szantażyk? Czemu nie, w końcu jest mistrzynią robienia takich rzeczy.
- Jak mnie nie puścisz, to powiem mamie, że – szukała argumentu – że jesz jogurt!
- Ale ja cię nie trzymam – Stwierdziła i gestem ręki, który niektórzy mogliby odebrać jako obraźliwy, wyprosiła swoją siostrę z pokoju.
Tym razem niedoszła nastolatka spróbowała znanej metody.
- TATO A GOŚKA NIE CHCE MNIE WPUŚCIĆ!
I się dziecko rozbeczało.
http://i43.************/xgfjh0.jpg
- Za trzy minuty wyłączam Internet! – Krzyknął z dołu męski głos.
- Dawaj, muszę jeszcze epcia sprawdzić! – Wydarła się i siłą próbowała wtargnąć na laptopa (unowocześniona wersja Zdzichu)
http://i40.************/2d0n8uq.jpg
„jestem wsicekla.......... :< 18.59
„ale czemu masz stad isc ? prawo dzungli!” 19.00
Ostatnie sekundy Scarlett na forum I gadu gadu tego dnia wyglądała mniej więcej tak.
Gosia wzięła głęboki wdech. To tylko dziecko, to tylko dziecko, to tylko dziecko, powtarzała sobie w myślach, a żyłka na jej czole pulsowała niebezpiecznie. Zdemoralizowane jak moja ławka, ale jeszcze dziecko. Za zabójstwo grozi tylko dożywocie, tylko dożywocie...
- Odłączam!
Scarlett zdążyła tylko napisać:
„chodz do mnie szybko potrzebuje Twojej pomocy”.
http://i43.************/2s6ltzk.jpg
*
Nagle, ni stąd, ni zowąd, na piaszczystej ziemi pojawiła się baletnica w glanach, wywołując ogromne zdziwienie u wszystkich. Biedna, nie wiedziała, że glany są trendi tylko w Gdyni.
http://i43.************/17ecqq.jpg
Wstała, zgarnęła iście lwią grzywę zasłaniającą oczy i otrzepała kuper z kurzu. Ach, te piaski... Scarlett, mega zdziwiona tak szybkim zjawieniem się jej przyszłego wybawieni, wyszła do niej z dziwnym, sztucznym wyrazem twarzy. Przez moment wyglądała jak szlachta francuska – z toną białego pudru na japie i skamieniałą twarzą.
- Scarlett? Tyle o Tobie słyszałam! I tyle czekałam na to, by Cię poznać! – Wrzasnęła niepokorna, podchodząc do niej.
http://i44.************/2qlbvpi.jpg
http://i39.************/2nvas9c.jpg
- E… mi też miło – Oczywiście zachowała kamienną twarz – Chodź, pokażę Ci Kingusinkę.
- Poczekaj chwilkę – Powiedziała i zerknęła pod stół – No way, kosz!
Założyła go na głowę i poszła za Gosią, non stop przypominając jej, że to ma wyglądać na napad.
- Kinga! – Zabuczała. Drewno Azteków robi swoje – Masz zacząć zachowywać się dojrzale! Nadgoń swą klatkę piersiową! I myśl!
http://i41.************/167ukd4.jpg
Ta jednak, wcale nie ustraszona pogróżkami dudniaka, zerwała jej kosz na śmieci z głowy i wyśmiała strój.
- Coś ty, z drzewa się urwałaś?
http://i40.************/humyc3.jpg
- Nie, bo z krzaka.
- Mówiłam, że jest ten tego – Scarlett pokazała, o co jej chodzi.
http://i42.************/xcq0is.jpg
- Naprawdę nie lubi, jak się wypowiada pewną formułkę – Wyszeptała teatralnym szeptem do niepusia, która stała kawałek od niej, lustrując swą przyszłą ofiarę.
http://i39.************/1znlxm9.jpg
http://i42.************/azc27a.jpg
Przekazała jej tym razem szeptem treść komentarza. Tak długo ją powtarzała, że niepokornej aż zaczęły się owe słowa obijać o zakamarki mózgu, słowa docierały nawet tam, gdzie ona sama nie wiedziała. Wezwała Kingę. Ta nieufnie wstała i podeszła do niej.
- CZASEM LECĘ W KULKI I MYLĄ MNIE Z EMENEMSEM!
http://i44.************/15wkk0j.jpg
Kinga zawyła bezgłośnie, zasłaniając uszy. Oprawczyni uśmiechnęła się w wyższością i zaciągnęła swoją ofiarę do łazienki (swoją drogą dziwne, jak pod wpływem stresy wyliniała z poprzednich ciuchów).
http://i44.************/332p5y1.jpg
http://i39.************/u1xz7.jpg
- Już nie tknę w życiu Zdzicha!
Wniosek?
Nigdy nie ufaj blondynce, nawet farbowanej :D
Scarlett, to dla Ciebie :)
Pani_Snejp
17.03.2009, 19:26
xDDD zeszłam xDDDD
Ja chce taką siostrę *---* Niepuuuś, bądź moją sister ;< plooose! <3
kibeleeek... dobra woda w nim czase jest, mmmm! xd
Fajne...naprawdę poprawia humor:)
Świetnie się czyta i choć na chwilę pozwala zapomnieć o problemach z...siostrą ;) i nie tylko :)
scarlett
17.03.2009, 21:08
O ja, zabiłaś mnie, geniuszu :D :D Drewno azteków... <leży> Musisz przyjechać koniecznie!
To się nazywa skuteczność...
ptasie mleczko
17.03.2009, 22:19
muahahahaha gdybym miała natrętną młodszą siostrę z chęcią zaprosiłabym niepusia w stroju baletnicy z glanami do siebie, żeby się z nią rozprawiła :D:D Ciuszki rządzą :D
Callineck
18.03.2009, 01:24
Cudownie :)
Po mistrzowsku przedstawiłaś charaktery postaci :D
A Twoje poczucie humoru na najwyższym poziomie - uśmiałam się tak, że aż mi łzy poleciały.
Scarlett, nie wiedziałam, że Ty takie piękne miny robisz :P
Volturia
21.03.2009, 14:38
Niezły był ten manewr z kanapą. ; DD Z tym klopem tez nieźle obmyślone. Ahh, jak to się stało, że tak późno tu dotarłam? Tekst jest lekki w czytaniu. W każdym razie, musze teraz nadążać za nowościami. Klawisze w ruch! :D
vBulletin® v3.8.4, Copyright ©2000-2025, Jelsoft Enterprises Ltd.