PDA

Zobacz pełną wersję : Concern


scarlett
29.11.2008, 22:06
Chciałam przedstawić moją kolejną radosną twórczość pod nowym tytułem widocznym powyżej(za którego brzmienie dziękuję Callineck :*). Będzie to kontynuacja tego, co działo się TU (http://www.forum.thesims.pl/showthread.php?t=43744/).
Jeśli ktoś nie czytał (wstyd!:P)
1. powinien nadrobić zaległości
2. ewentualnie czytać tylko to, bo poniekąd się będzie dało.
Dobra, więcej nie gadam i dodam, że jestem łasa na opinie i sensowne komentarze;)



http://img34.picoodle.com/img/img34/3/11/29/f_tulm_9c14eb2.png



Jasnowłosa kobieta cicho podśpiewywała pod nosem zasłyszaną w radiu piosenkę. Czy one zawsze musiały tak zostawać w głowie? Przypomniała sobie, że w jej ręku znajduje się dość ostry nóż. Jako, że nie za bardzo chciała stracić palców, ponownie skupiła się na krojeniu warzyw. To uparte dziecko nie chciało jeść nic innego. Miała już dość ciągłego ślęczenia w kuchni nad garami. Jeszcze on musiał akurat teraz zniknąć… Z resztą, może to nawet lepiej, sam nic nie robił, a jedna gęba mniej do wyżywienia. Widać bliskie spotkanie z wampirem uważał za lepszą alternatywę, niż jedzenie dziecięcych papek.

http://img19.picoodle.com/img/img19/3/11/29/f_1m_f715c5b.png

Max… Im dłużej przebywała z tym facetem, tym bardziej miała go dość. Jest, źle, nie ma, jeszcze gorzej.

Syknęła, kiedy nóż ześliznął się z kawałka pomidora wprost na jej palec. Masz za swoje, nie trzeba było tyle myśleć. Na szczęście nie zacięła się zbyt mocno. Nóż odłożyła na bok, a zraniony kciuk przycisnęła do warg. Czekając, aż spokojnie będzie mogła powrócić do przygotowywania obiadu, usłyszała przeraźliwy męski krzyk. Wymownie spojrzała w sufit i wyszła z kuchni.

W dużym pokoju stał jej brat, odpychając od siebie małą dziewczynkę. Raz po raz krzywił się i próbował uwolnić od jej niewielkich rączek. Bezskutecznie. Czarnowłosa dziewczynka spojrzała na blondyna dużymi, niebieskimi oczami i uśmiechnęła się w sposób, który rozbroiłby nawet najbardziej skamieniałe serce na świecie. John niestety był innego zdania. Dziecko, śmiejąc się do rozpuku, kolejny raz pociągnęło z całej siły za jego włosy. Odepchnął ją jak najszybciej, a w jej dłoni pozostało dość duże pasmo jego byłych włosów.

http://img34.picoodle.com/img/img34/3/11/29/f_2m_ab56018.png

-Weź ode mnie tego potwora! – krzyknął, kiedy zauważył siostrę, stojącą w progu.
Kate, ssąc palec, skręcała się ze śmiechu.
-Jesteście tacy sami – mruknęła rozbawiona – Och, ach, a dziecko wejdzie wam na głowę…
-Nie porównuj mnie do tego kretyna – oburzył się, wpychając jej w ramiona dziewczynkę. Odetchnął z ulgą i podrapał się po głowie. Jego wzrok padł na małe kropelki krwi, spływające po dłoni siostry.
-Zapomnij!
John obdarzył ją spojrzeniem niewiniątka. Efekt byłby zapewne prawdziwszy, gdyby nie czerwień jego tęczówek.
-Właściwie, to gdzie jest Max? – spytał, bez sił opadając na kanapę. Dzieci są naprawdę straszne – Jak już zrobił ci tego dzieciaka, niech sam się zajmuje tym małym monstrum, a nie ja.
-Zamknij się lepiej, dobra? Jak zawsze gdzieś pojechał… Jakiś miesiąc temu?
-Miesiąc? Co on tam aż tyle robi?
-Martwisz się o niego, czy co?
-W życiu! Mam już dość pilnowania twojej córki. Ona traktuje mnie jak jakiś worek treningowy!
-Robisz to pierwszy raz, zawsze prosiłam mamę – przypomniała, stawiając Wendy na podłodze – I nie mów tak o niej, to tylko dziecko.
-Ale…
-Masz – przerwała mu, a on nie patrząc, co robi jego siostra, gwałtownie odskoczył. Nie miał zamiaru znów stracić swych pięknych blond pukli.
Kobieta z narastającym rozdrażnieniem chwyciła go za rękę i wepchnęła w otwartą dłoń zmięty banknot i kawałek papieru.
-Jeśli to zapłata, to zdecydowanie za mało. Weź pod uwagę szkody na mojej głowie, nie mówiąc już o urazie psychicznym…
-Kupisz mi to, co tam napisałam i więcej nawet nie pokazuj mi się na oczy.
-To znaczy, że nie muszę się nią więcej opiekować? – spytał nieśmiało, nie chcąc rozpalać w sobie złudnej nadziei.
-Opiekować? – żachnęła się, odgrywając teatralną scenę śmiechu – Sama musiałam pilnować was obojga.



Zakupy były o wiele bezpieczniejszą czynnością, więc John bez żadnego uszczerbku na zdrowiu mógł po ich skończeniu zająć się swoimi sprawami. Nie wiedział do końca czemu, ale coś mu nie pasowało w tym, że Maxa nie było tak długo. Jako, że i tak nie miał nic do roboty, postanowił wybrać się do Firmy i pogadać z Thomasem.

Przecisnął się przez jak zwykle zatłoczone korytarze fałszywej fabryki sprężyn. Kiedy na horyzoncie pojawił się Antonio, odruchowo przyspieszył kroku. Za każdym razem, jak się spotykali, wynikało z tego coś nieprzyjemnego, a tego typu doznań miał już na dziś zdecydowanie dosyć. Wreszcie dotarł do gabinetu szefa. W pierwszym momencie nawet nie zorientował się, że jest pusty. Zajrzał do małego zaplecza, z którego dopiero niedawno zniknęła mała karuzela. Tam też go nie było. John nie spodziewał się takiego obrotu wydarzeń. Wtedy jego wzrok zatrzymał się na stercie papierów leżących na, obok i pod biurkiem. Zawsze zastanawiał się, co takiego się w nich kryje, a teraz miał jedyną szansę się tego dowiedzieć. Ukradkiem, jak gdyby nigdy nic, przysunął się do stolika i wyciągnął rękę ku teczce leżącej na samej górze.

http://img19.picoodle.com/img/img19/3/11/29/f_3m_3a15630.png

Otworzył ją na pierwszej stronie, przekartkował i zamknął zawiedziony. Trudno, spróbuję inną… To samo. Wykresy, tabele, podsumowania, zestawienia… To właśnie to szef robił całymi dniami? Z zamachem rzucił je z powrotem na miejsce, jedna z nich spadła na podłogę, a jej zawartość wysypała się na dyrektorski dywanik. John niechętnie schylił się i zaczął zbierać papierzyska, chociaż i tak nie widział różnicy, był tu wystarczająco wielki bajzel. Ta teczka była jednak inna od reszty – na odwrotnych stronach nudnych bilansów widniały jakieś szkice i rysunki. Thomas przerzucił się teraz na tą formę sztuki? Uśmiech spełzł z twarzy Prestona, kiedy na jednym z nich rozpoznał siebie (do tych wniosków doprowadziły go żółte włosy i wielkie kły wystające z wygiętych w szkaradnym grymasie ust).
-Co ty tu robisz? – kobiecy głos tak go przeraził, że dzieła ponownie wyleciały mu z rąk. Nerwowo wpakował je na miejsce.
-Eee… Czekam na szefa – odpowiedział w końcu, wpatrując się w zaniepokojoną twarz sekretarki – Coś się stało, jakoś dziwnie wyglądasz?
-Nie przyszedł dziś. Zdarzyło mu się to pierwszy raz, coś musiało się stać… - wyrzuciła z siebie z prędkością karabinu maszynowego – Wiesz przecież, jaki jest obowiązkowy. Praca zawsze na pierwszym miejscu. Tylko dzięki niemu to wszystko trzyma się kupy.

http://img19.picoodle.com/img/img19/3/11/29/f_4m_112edc1.png

-Rozmawiałaś z Evą Brown? – podsunął – skoro to jej mąż, powinna wiedzieć, co się z nim dzieje.
-Pytałam. Całą noc siedziała w Firmie, nic nie wie.
-No to wszystko jasne… – John zaśmiał się – Dyrektorek miał wolną chatę…
-Thomas? – odparła ironicznie Victoria.
-W sumie, chyba masz rację. W końcu mówimy o szefie…
-Jeśli się nie pojawi do wieczora…
-Pewnie zaspał, czy coś… Albo maluje swoje kolejne dzieła w domowym zaciszu. Wrócę tu jutro. Jeśli do tej pory Thomas nie da o sobie znać, zaczniemy się zastanawiać, dokąd go poniosło…



-Jak to go nie było? – Juliette zdziwiła się, słysząc słowa Johna. Rzeczywiście szef musiał cieszyć się opinią pracoholika wśród swych podwładnych.
-No normalnie, nie przyszedł…
-Odkąd tu jestem, nigdy mu się to nie zdarzyło, kiedyś nawet przyszedł tak chory, że po godzinie musieliśmy odwieźć go do szpitala… Coś musi być nie tak.
-Zawsze musicie być takie podejrzliwe? – spytał z wyrzutem, rozciągając się na kanapie.
-Kto?
-No wy, w sensie kobiety…
-Wydaje ci się. Po co w ogóle byłeś w Firmie?
-Chciałem się o coś spytać Thomasa.
-O co?
-Nie przesadzasz? Co to jest, przesłuchanie?
-Zgadłeś.
-Chodzi mi o Maxa, nie ma go już miesiąc…
-Martwisz się o niego? Nie myślałam, że ty i on… - kobieta zachichotała Johnowi prosto w twarz.

http://img19.picoodle.com/img/img19/3/11/29/f_5m_75476b4.png

Blondyn wplótł palce w jej ognistoczerwone włosy i potrząsnął głową dziewczyny, żeby wybić z niej takie głupie pomysły.
-To wcale nie było śmieszne… - poskarżył się, przyciągając ją do siebie.
-To czemu się śmiejesz? – Juliette przygryzła wargę, po czym przytknęła obie do ust wyraźnie pocieszonego Johna.

Callineck
29.11.2008, 22:09
Jaka zabójcza mina Johna na ostatnim zdjęciu <3

No co ja ci mam napisać?
Muszę się jak najprędzej dowiedzieć co robią Maksio i Alanek!

Wendy - bardzo ładne imię, ale charakterek też raczej po tatusiu :P

Początki opowieści to zawsze niewiele akcji, ale pobrzmiewa tutaj ten sam klimacik, który tak uwielbiałam w Company.
I ten sam humor :D

Widzę też że powinowactwo wcale nie wpłynęło na stosunki które panują pomiędzy Johnem i Maksiem...
Ciekawa też jestem co wynika zwykle ze spotkania Johna z Antosiem ;)

Już uwielbiam <3


Syknęła, kiedy nóż ześlizgnął się
Nóż odłożyła na bok, a zraniony kciuk zacisnęła wargami.
rozbroiłby nawet najbardziej kamienne serce świata
-Kupisz mi to, co tan napisałam
znikła mała karuzela
a tera miał jedyną szansę się tego dowiedzieć
Otworzył ją na pierwszej stronie, przekartkował, a na koniec się zawiódł.
Z zamachem rzucił je z powrotem na miejsce, a jedna z nich spadła na podłogę, a jej zawartość wysypała się na dyrektorski dywanik.
John niechętnie schylił się i zaczął zbierać papierzyska, chociaż i tak nie robiły różnicy, był tu wystarczająco wielki bajzel.
Dyrektorek maił wolną chatę…

- ześliznął
- a zraniony kciuk przycisnęła do warg
- najbardziej skamieniałe serce na świecie
- tam
- zniknęła
- teraz
- i zamknął zawiedziony
- i jej zawartość
- nie widział różnicy
- miał

Libby
29.11.2008, 22:41
Jak tylko zobaczyłam tytuł Concern, wiedziałam, że to musi być kontynuacja Company. Ty podpisana jako autorka tylko to potwierdziłaś;). Cieszę się, że tak szybko znów się spotkaliśmy z naszymi egzorcystami:).
Jak mogłaś mi to zrobić?! Max ma dziecko?! Zdrajca :P! Niestety widać, że się nie sprawdza w roli tatusia... Niedobrze... Ciekawe, gdzie go wywiało. Wendy-zdecydowanie charakterek po tatusiu:P. John będzie miał ciężko :D.
Zabójcza mina blondyna na ostatnim zdjęciu.:)
Zastanawiam się też, gdzie wcięło Alana.
Za krótki odcinek:P. Czekam na ciąg dalszy:).

niepokorna
29.11.2008, 23:40
Zabójcza mina Johna mnie rozwaliła ^^
Super, że jest kontynuacja, w dodatku tak szybko! <cieszy się>
No i Max... dzieciorób jeden :P
Ciekawie zaczęłaś, znów och ach nad zdjęciami :)
Od teraz będę komentowała od pierwszego odcinka, a nie od połowy <wstyd>
Na dobry początek dnia - kontynuacja ;)
I bardzo ładny tytuł ;)
Tylko gdzie, do cholery wywiało Thomasa ? :|
Córeczka Maxia mnie rozwaliła :D Ten jej charakterek, oczy i włosy odziedziczyła po ojcu :)
John nie ma za to podejścia do dzieci :( ona chciała jego włosy, by później, w przyszłości, móc go sklonować :D
Super!
10/10 :)

Libby
30.11.2008, 10:54
Kate też chyba ma niebieskie oczy, więc Wendy niekoniecznie odziedziczyła kolor tęczówek po ojcu;).
A mi się wydaje, że mała po prostu chciałaby być blondynką i dlatego pożycza włosy od wujka :D.

Callineck
30.11.2008, 11:52
Bo wolałaby być podobna do wujka niż do taty ;)

Masakra
30.11.2008, 13:21
Jestem wzruszona ze szczęścia:P Już dalszy ciąg? Rozpieszczasz nas, Scarlett.

Najlepsza oczywiście mina Johna:D

ptasie mleczko
30.11.2008, 13:24
Przeczytałam ... i muszę Ci powiedzieć, że Twoje obawy były zupełnie nieuzasadnione. Pierwszy odcinek już mnie wesesnął :D do cna, czuję już jak budujesz ten swój klimacik, to, co w Company było takie pociągające. Tytuł wymiata, a córcia Maksia jest urocza wręcz i ten charakterek, wyrośnie pewnie na ostrą babkę ;) no i jak zwykle wyczepiaste zdjęcia, na ostatnie nie mogę się napatrzeć ... jestem Twoją fanką :D

Castaway
30.11.2008, 17:47
Świetna jesteś :D Kurcze ledwo skończyła i zaczyna następne ^^ Ale to dobrze. Company to świetne fs i teraz kontynuacja. A jedna Kate wyszła za mąż za Maxa :D. A ta mina Johna jest rozwalająca ^^

scarlett
30.11.2008, 18:07
Nikt nie mówił, że jest jego żoną, biedak aż tak nie dał się spantoflić:P

I dzięki wszystkim za takie komentarze:)

Libby
30.11.2008, 18:09
W ogóle to mnie zaszokowałaś tym, że Max już jest zajęty i ma dziecko!
Call źle mnie zrozumiałaś. Wendy się po prostu podobają blond pukle. Na pewno jest córeczką Tatusia, więc jakby mogła woleć wujka od Taty:P?
Kiedy będzie kolejny odcinek?

scarlett
30.11.2008, 18:18
Ej, dopiero co dałam^^
Na pewno w ciągu następnego tygodnia (tak myślę)

W ogóle jaką furorę robi nasz blondynek swoją miną^^
Dziecko... wypadek przy pracy? :P

Castaway
30.11.2008, 18:18
Nikt nie mówił, że jest jego żoną, biedak aż tak nie dał się spantoflić:P

I dzięki wszystkim za takie komentarze:)

Aha to takie buty :D A myślałam ,że jednak Max wybrał "to co najlepsze" :P

Libby
30.11.2008, 18:32
Call tak samo myślałam. A to jednak był wypadek przy pracy:P

niepokorna
30.11.2008, 18:42
Czyli jeszcze nie wszystko stracone :P

Callineck
30.11.2008, 21:44
A to jednak był wypadek przy pracy:P

Kurczę, a cały czas myślałam, że Maksio pracuje jako egzorcysta :O

Wendy woli być podobna do wujka, bo wujek jest obiektwnie ładnieszy od jej taty!

@Libby: Wcale się nie przerzuciłam - od początku miałam dwóch ulubieńców :D
@Edit 555 to bardzo ładna liczba ;)

Libby
30.11.2008, 21:57
Nie jest! Kiedy Ty się na Johna przerzuciłaś? Skaczesz z kwiatka na kwiatek:P! Wszystki wiemy, że Max jest przystojniejszy:P.

Castaway
01.12.2008, 14:17
Ja tam wolałam Alberta xDDDD Ale nie kłóćcie się dziewczyny. Dla każdej starczy po trochu xDDD
P.S. Taka natura Callineck aby zapylać i zapylać :P <żarcik> xddd

Sweet.Dreams
01.12.2008, 15:29
No, cóż by tu napisać...
Ładnie, świetnie i wspaniale ..
Czekam na NEXT odcinek ; )
Ciekawie się zapowiada : Jak zwykle ; P

Odessa
02.12.2008, 14:01
Żeby przeczytać to FS musiałam przeczytać poprzednie. Moje pierwsze wrażenie : matko ile tekstu!! Ale potem nie mogłam się oderwać ! Kurde zahipnotyzowałaś mnie tym FS. 10/10 za jedno i za drugie. A tak nawiasem pisząc - dziewczyny nie musicie się kłócic o Johna - przecież on już dawno wybrał mnie, a ja jego ;P ;P
Życzę dużo weny twórczej :)

pozdrawiam
Odessa :)

scarlett
02.12.2008, 16:49
Dzięki:) No fakt, tekstu trochę było.. <zawsze się rozpisuje i nie może się powstrzymać> :P
Hyhy i Johnuś ma nową fankę:P:P

niepokorna
02.12.2008, 18:27
Ty lepiej daj odcinek :P

Callineck
02.12.2008, 18:39
Tak, uroda Johna jest bezdyskusyjna... :D
To do kogo on należy również nie podlega dyskusji... :) W każdym razie nie radzę!
Można za to brać Maksia - ucieszy się chłopak... Chociaż urodą odstaje zarówno od Johna jak i od Henryczka :P

A wy dwie na górze nie straszcie ludzi...

Libby
02.12.2008, 19:03
Call przepraszam bardzo od kiedy to Max jest wolny?! Od początku jest mój :P!

Callineck
03.12.2008, 00:32
Libby wiesz doskonale że w Maksia to ja nie wnikam :)

Scarlett ty się lepiej pośpiesz z nowym odcinkiem, bo zbanują za offtopowanie twoje najwierniejsze czytelniczki...
Poza tym znowu jestem na głodzie!!!

Odessa
03.12.2008, 08:34
Właśnie to do kogo należy John nie podlega dyskusji ^^

Daj odcineeek <prosi> ;)

Castaway
03.12.2008, 12:18
Dziewczyny nie kłócić się! Ale przyznam że jestem wielką fanką Johna ;>

scarlett
03.12.2008, 14:32
Eej, 3 strony offtopa? Przesaaada:P
Może dziś/jutro jeśli nie umrę wcześniej coś napiszę, bo chora jestem :/

Hyhy, John wysunął się na prowadzenie... Koniec offtopa:P

Castaway
03.12.2008, 15:32
Ok xD Nie umieraj tu nam :[ czekamy na następny odcinek :D ja też jestem chora =,="
P.S. John należy do Julliette dziewczyny :O

ptasie mleczko
03.12.2008, 18:22
Hy hy jak to dobrze wybierać sobie na idoli tych zuuych hy hy <szatański śmiech> i dzięki temu Albert jest tylko mój ONLY MINE muahaha <demoniczny śmiech>

Callineck
03.12.2008, 18:41
Bo ci go z pewnym żalem i z dobroci serca odstąpiłam... ;)
Trzech to już by było za wiele :D

Castaway
03.12.2008, 18:55
Hy hy jak to dobrze wybierać sobie na idoli tych zuuych hy hy <szatański śmiech> i dzięki temu Albert jest tylko mój ONLY MINE muahaha <demoniczny śmiech>

o nie :< *podkochuje się w Alberciku :(* odpuszczam sobie znowu się zakochałam *źle*
***
Kiedy new odcinek :>???

scarlett
06.12.2008, 15:04
http://img37.picoodle.com/img/img37/3/12/4/f_sdfm_a8b536b.png

Henry truchcikiem przemieścił się przez kolejny korytarz. Teraz spóźniał się jeszcze częściej niż zwykle. Podczas niemal tygodniowej nieobecności Thomasa wszystko stanęło na głowie, a stos papierów na jego biurku niebezpiecznie rósł z godziny na godzinę. Mężczyzna otworzył jedną ręką szklane drzwi, a drugą odgarnął włosy wpadające mu do oczu. Zdawało się, że coś się tu działo i to w dodatku bez niego. Co gorsza, nikt nawet nie zauważył, że się pojawił.
-To jest nie do wytrzymania! – krzyczała Victoria, żywo gestykulując – Wy nie musicie robić tego wszystkiego, co ja!
-A czego? – spytał Henry, przeciskając się pomiędzy Johnem a Meą.
-Gdzie Thomas, co się stało z szefem, kiedy będzie… Oszaleć można – wciął lamentowała.
-Po prostu brakuje nam szefa… - westchnęła Juliette – Kto by pomyślał, że bez tego rozwlekłego faceta zrobi się taki cyrk.
Obecna w pomieszczeniu Eva Thomas znacząco chrząknęła, jednak została zignorowana przez ogól zebranych.
-Czyli to wszystko przez pusty stołek – wymamrotał Antonio, gryząc kawałek koszulki.
Zapadła chwilowa cisza, a on sam błyskawicznie znalazł się przy biurku.
-Problem z głowy – oznajmił i opadł na fotel – Sam będę szefem.
Chór protestujących głosów wypełnił całe pomieszczenie.
-Co?!
-No... Dopóki nie wróci Thomas – tłumaczył się wcale niezakłopotany. Położył nogi na stół i wygodnie oparł ręce na karku. Zamknął na chwilę oczy i spadł na podłogę. Skołowany zerwał się na nogi. Tuż obok niego stała Lena, z dziwnym wyrazem twarzy. Antonio podszedł bliżej, jednak kobieta gwałtownie go odepchnęła.

http://img37.picoodle.com/img/img37/3/12/4/f_1m_5d5adab.png

Uśmiechnęła się szeroko i sama usiadła na tak pożądanym skórzanym meblu.
-Prędzej zginę, niż to będziesz ty, pięknisiu – rzekła, zerkając na niego spod firanki czarnych rzęs.
Walka o stanowisko rozgorzała na dobre. Płynąca w mężczyźnie gorąca niczym rozżarzone żelazo hiszpańska krew dodawała mu temperamentu, który dorównywał zaciętości i pewności siebie pięknej Rosjanki. Wszyscy pozostali zgodnie uznali, że najlepszym wyjściem z tej sytuacji będzie odnalezienie Thomasa. Przymusowymi ochotnikami na odwiedzenie jego domu zostali Henry i John. Po kilku minutach narzekań niechętnie ruszyli do wyjścia.



Henry postawił swój nowiusieńki samochód na parkingu w podziemiach niewielkiego apartamentowca. Kto by pomyślał, że Thomas mieszka w takim miejscu. Zgasił silnik i wysiadł z auta, delikatnie zamykając drzwi, jakby obchodził się ze zgniłym jajkiem. Niemal podskoczył, gdy rozległ się huk niesiony przez echo odbijające się od pustych ścian.
-Oszalałeś? – krzyknął, celując palcem w Johna – Mówiłem, delikatnie! Jeśli coś mu się stanie, będziesz sam to naprawiał.
-Jasne… Ciekawe po co tu w ogóle przyjechaliśmy.
Henry niestety nie usłyszał tych słów, gdyż za bardzo zajęty był ścieraniem małej ryski na karoserii.

Wreszcie oderwał się od samochodu. Weszli do mieszkania szefa, nie mając pojęcia czego właściwie tu szukają.
-Co mieliśmy robić…? Poszukać wskazówek? – Henry zacytował słowa Antonia – Sam mógł sobie tu przyjść, tu jest jeszcze większy pierdzielnik niż w Firmie. Nawet, jeśli coś tu jest, to i tak tego nie znajdziemy.
John zniknął w następnym pomieszczeniu. W stanie głębokiego znużenia przerzucił kilka kartek leżących na stole. Znudzony powrócił do salonu, gdzie Henry wylegiwał się na kanapie z książką w rękach.

http://img34.picoodle.com/img/img34/3/1/6/f_2m_d188fa2.png

-Co to za książka? – spytał John i usiadł obok Henry’ego.
-Nic ciekawego, leżała tu obok.
Po chwili w kieszeni egzorcysty zawibrowała komórka.
-Słucham? – rzucił – Co…? Czemu ja…? Helikopter umiesz, a nawet nie masz prawa jazdy….? Kiedy…? No dobra…
-Kto to? – dopytywał się John, udając, że nie podsłuchiwał.
-Victoria. Wymyśliła sobie, że mam ją odwieźć do domu.
-A co ja mam robić?
-Pojedziesz ze mną.
-Niby czemu? Zmarnuję dobrą godzinę!
-No już… Wiesz, jaka ona jest, nie wytrzymam z nią sam na sam…
John do tej pory nie posiadł dwóch jakże przydatnych w życiu umiejętności – wiarygodnego kłamania i asertywności.



Jak można było się tego spodziewać, Victoria najpierw się spóźniła, żeby potem robić wszystko, aby nie wypuścić Henry’ego z domu za wcześnie. Wynajdywała tysiące powodów, zaczynając od chaosu spowodowanego nieobecnością Thomasa, na strachu przed ciemnością kończąc. Raz po raz próbowała wygnać z mieszkania Johna, jednak na próżno, gdyż Henry skutecznie trzymał się jego boku.

Wreszcie udało im się opuścić kobietę, która została sama, mając za jedynego towarzysza złamane serce. W ramach dziękczynienia Henry zgodził się odwieźć Johna pod sam dom, zwłaszcza, że zrobiło się już ciemno i zaczął padać deszcz. Wjechali w niewielką uliczkę, biegnącą przez środek lasu. Liście drzew aż uginały się od ciężkich kropel spadających z nieba. Pozostałe z donośnym dźwiękiem rozpluskiwały się na przedniej szybie samochodu. Pomimo niesprzyjających warunków atmosferycznych Henry coraz bardziej przyspieszał.
-Ciąży ci noga, czy po prostu chcesz nas zabić? – prychnął John, zapobiegawczo zapinając pas, o którym zawsze zapominał.
-Ciebie chyba bym nie zabił w ten sposób – odparł spokojnie Henry i zerknął w boczne lusterko. Cały czas za nimi jechał.
Blondyn widocznie zrozumiał, o co chodzi, gdyż odwrócił się i wyjrzał przez tylną szybę. Tak się dziwnie składało, że w ciemnościach widział równie dobrze jak za dnia. Niestety siedzący im na ogonie samochód miał włączone zbyt mocne światła, aby mógł rozpoznać kierowcę.

http://img33.picoodle.com/img/img33/3/12/4/f_3m_7e27f85.png

-Długo za nami jedzie?
-Od samego początku. Widzisz kto to?
-Nie, ale to na pewno człowiek.
-Jesteś pewie... – Pasażerami gwałtownie szarpnęło do przodu, gdy zielony jeep wjechał w ich tylny zderzak. Cudem uniknęli zderzenia z wielkim drzewem.
-Co do cholery?! – warknął Henry. Zerknął na prędkościomierz, na którym wartości rosły coraz bardziej, a jemu coraz trudniej było utrzymać się na drodze. Walić ich życia, to było nowe auto! – Zrób coś!
-Co? Nie zabiję go, przecież to zwykły człowiek…
-Nie musisz go…
Tym razem zderzenie było o wiele mocniejsze i poważniejsze w skutkach. Henry walnął głową w kierownicę, tym samym ją puszczając. Pojazd niczym puszczony wolno pies zjechał z ulicy i zniknął między drzewami. Ostre gałęzie bezlitośnie smagały dotąd lśniącą srebrną karoserię. Zatrzymali się dopiero na pniu wielkiej sosny. Las w końcu mógł odpocząć od huku, jaki wytwarzał pędzący samochód, powracając do swoich naturalnych odgłosów.
Wydawało się, że wszystko wróciło do normy. John zburzył tą harmonię, próbując wysiąść z auta. Jako, że nogi miał jak z waty, nie było to zbyt proste. Narobił więc sporo hałasu. Po chwili z drugiej strony z auta wygramolił się przerażony Henry.

http://img03.picoodle.com/img/img03/3/12/4/f_4m_29419b3.png

Oszołomiony wpatrywał się w to szkaradztwo, które niegdyś było jego pięknym samochodem. Nerwowo potarł najbliższą plamę brudu, jednak rysy okazały się być nieusuwalne. Zbite szyby dopełniały obrazu, jaki śnił mu się jedynie w najgorszych koszmarach. Drżącymi rękoma sięgnął do kieszeni po paczkę papierosów.
-Ach, chyba mieliśmy szczęście – westchnął John – Mogło być o wiele gorzej.
-Gorzej?! Chyba żartujesz, nie mogło być gorzej.
-Ważniejsze teraz, kim był ten człowiek i czego od nas chciał…
-Musimy go znaleźć, zabiję go własnymi rękami! – krzyknął stanowczo Henry – Za to, co zrobił mojemu samochodzikowi, będzie znosił męki godzinami…
-Dziwne… - John wyjrzał zza potężnego drzewa – Wydawało mi się, że ktoś tam był.
-Mówiłeś coś? – głos mężczyzny coraz bardziej przypominał szept pacjenta szpitala psychiatrycznego.
-Nie… - blondyn przysiadł na masce samochodu, próbując się skupić na czymkolwiek. Henry w ogóle nie był do tego w tej chwili zdolny. No i niby co powinni teraz zrobić? Przetarł oczy, które zrobiły się całe mokre od deszczu, nie wspominając o włosach klejących się do całej twarzy. W tym samym momencie zauważył plamę benzyny, wylewającą się z uszkodzonego zbiornika. Już miał powiedzieć o tym towarzyszowi, kiedy ten zrobił coś zatrważającego – wyrzucił wypalonego papierosa tuż za siebie. A podobno gorzej być nie mogło. John spróbował go ostrzec, jednak było już za późno.

Siła wybuchu wyrzuciła ich kilka metrów do przodu. Mając szczęście w nieszczęściu, wylądowali w jakiś mokrych krzakach. John wygrzebał się spod wilgotnych liści i niepewnie stanął na nogach. Musiał rozejrzeć się za Henrym i miał nadzieję zastać go w jednym kawałku. Przetrząsnął krzewy w okolicy kilku metrów i nigdzie go nie było. Gwałtownie się odwrócił, kiedy na dach samochodu runęła wielka drewniana kłoda. Zza płomieni wyłaniała się ludzka sylwetka.

http://img19.picoodle.com/img/img19/3/12/4/f_5m_2a9dd98.png

John podszedł do cienia, którym był nie kto inny jak Henry. Osmalony dymem wpatrywał się w płonący samochód. Blondyn chwycił go za ramię i zaciągnął w miejsce znajdujące się w miarę bezpiecznej odległości.
-Chciałeś nas znów zabić? – potrząsnął nieobecnym duchem kolegą.
-Mój samochód… - wymamrotał cicho – Moje piękne auto…
-Trzeba było czytać, co piszą na tych twoich fajkach. Na każdym opakowaniu jak wół widać, że palenie zabija. Ciesz się, że jeszcze żyjesz. Zaraz pewnie przyjedzie tu straż, czy coś takiego… Może będzie lepiej, jak stąd pójdziemy?
-I zostawimy mój wóz?
John nie odpowiedział. Marszczył brwi i rozejrzał się dookoła.
-Nie jesteśmy tu sami – oznajmił – Musimy stąd spadać.
-Już przyjechali?
-Nie oni, wampiry.

Callineck
06.12.2008, 15:05
Ja nie wiem... może jednak cie zabiję?

Biedny Henryś, znowu się nad nim znęcasz!!! Nie mogę na to spokojnie patrzeć... :(
Najpierw wydałaś go w szpony tej napalonej i zdesperowanej kobiety a później zniszczyłaś takie piękne auto!
He he na drugi raz niech Henryś weźmie ze sobą Lenę - już ta da popalic tej solarycznej blondynie!

A teraz błędy :)

-A czego? – spytał Henry, przeciskając się pomiędzy Jonem a Meą.
W stanie głębokiego znużenia przerzucił kilka kartek leżących na stole. Znużony powrócił do salonu
-Chciałeś nas nów zabić? – potrząsnął nieobecnym duchem kolegą.
- Johnem
- zastąp jedno słowo "znużony" innym, np. znudzony
- znów

Jak mało!
To jeszcze ci nagadam...
Jak mogłaś! taki piękny samochód! Biedny Henryś jeszcze długo będzie spłacał raty! Ale za to Lena może go podwozić :P I biedna Victoria musi w końcu jeździć sama :D

niepokorna
06.12.2008, 16:11
Już czytam :)
Wait wait wait... Lena to... y... OS? Bo się już zdeczka pogubiłam :P
Bałam się otworzyć 2 odcinek, bo myślałam, że wykorzystasz tam moje wskazówki, z których się jednak rozmyślałam <wyciera pot z czoła z ulgą>
Biedny Henryś... mordke sobie poharatał, już mu Lena pozakleja plasterkami :D
Odcinek świetny, ale szkoda takiego autka :(
Gdyby uważał, można by go było jeszcze jako tako naprawić, a teraz to zostaną mu zgliszczaa <zuo>
Victoria biedaczka, zdesperowana, a ten cały Antonio mi jakoś nie styka...
I wampiry... będzie walka... będzie?
<już się cieszy>
nie ma co się oszukiwać, znów odwaliłaś kawał ŚWIETNEJ roboty :)
nie dam Ci oceny, bo za mało :)

ptasie mleczko
06.12.2008, 16:20
Uwielbiam Cię. Cierpię dziś ale musiałam tu wleźć bo wiedziałam, że dasz dziś odcinek. Jejku, czemu ja tak nie umiem Boshe czemu? pięknie, cudownie, wspaniale. Czuję, że już rozwijasz swoje piękne, lśniące, oszałamiające skrzydła weny, aż jestem podekscytowana i nie wiem jak ja dotrwam do następnego odcinka. Akcja już się zaczyna rozwijać w szaleńczym tempie, że aż oczy wychodzą i buzia się sama otwiera przy czytaniu, a Ty jeszcze miałaś jakieś wątpliwości kobieto ... <ściska scarlett w podekscytowaniu, może nie udusi> :D

niepokorna
06.12.2008, 16:26
Biedny Henryś, znowu się nad nim znęcasz!!! Nie mogę na to spokojnie patrzeć... :(


Hm... chciałam Ci kochana przypomnieć, że Scarlett namiętnie męczyła Maxa w Company :P

Sweet.Dreams
06.12.2008, 16:41
Pięknie
Czekam na następny odcinek!
Jak najszybciej..
; ]
Nic więcej nie dodam ; D

Libby
06.12.2008, 18:49
Świetny odcinek!:D
Jak mogłaś to zrobić Henryczkowi? Samochód był jakby jego dzieckiem a nie zostało mu z niego nawet kawałka. Chcesz, żeby wylądował w psychiatryku :P?
Wiem, że Lena go pocieszy;).
Victoria i jej strach przed ciemnością... Desperacja. Lena jej pokaże.;)
Z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek:).

Flash
06.12.2008, 21:27
okropne tego się czytać nie da po co piszesz jak nie masz talentu ?

niepokorna
06.12.2008, 21:36
Flash, kochanie :]
będę grzeczna -> wy*******aj :)

Callineck
06.12.2008, 21:40
będę grzeczna -> wy*******aj :)

Nie musisz być grzeczna dla kogos kto nie ma gustu ;)


Właśnie scarlett, chciałam napisac to samo co Libby - najpierw pozbawiłaś go potomstwa, a później zniszczyłaś zastępczego "synusia"... Jak możesz!!!

niepokorna
06.12.2008, 21:43
No fakt, do bezguścia i beztalencia nawet nie powinno się pisać ^^
A no właśnie <nie czytała komentarzy> jak mogłaś go jedynego potomstwa pozbawić!
Teraz będzie musiał kupić sobie nowe!
Albo inaczej -> Lena albo Thomas mu kupią ;]
Albo... niech cała Firma się zrzuci ^^

ptasie mleczko
06.12.2008, 21:46
Oj tam Lena to mu urodzi a nie kupi :D:D jeszcze go nawróci ja tam w to wierzę. A co do tego postu wcześniej, nie widzicie że to jawna prowokacja? Phi mnie to tylko rozśmieszyło, szkoda mi tego dziecka

niepokorna
06.12.2008, 21:48
Dobra, nie róbmy z tego offtopu ;]
jak ma jakieś wąty, to na pm :P

No właśnie, upić i po ptokach... ;]
będzie potomek, mam nadzieję?

scarlett
06.12.2008, 21:49
okropne tego się czytać nie da po co piszesz jak nie masz talentu ?

Przemyślę Twoją radę, opartą na konstruktywnej krytyce. Złoże zażalenie do rodziców, że źle skryżowali się i zabrakło mi genu odpowiadającego za talent. Dziękuję:*:* Aż uśmiech wpełzł na me lico:D

Że niby potomek Henryka? On już miał samochód:P

Libby
06.12.2008, 22:35
Właśnie. Miał..., ale już nie ma :P! Trzeba się postarać o kolejne! Tym razem prawdziwego potomka:).

Callineck
06.12.2008, 23:00
Libby ciebie też kocham :*
Nawet mam pomysł kto może być jego matką... ;)
Takie piękne geny nie mogą przepaść bezpowrotnie! :)

Vipera
06.12.2008, 23:37
Nie czytałam pierwszej części, ale ta mi się podoba.
Fajna akcja, ładne zdjęcia... no i co najważniejsze.. Wampiry! <3

niepokorna
07.12.2008, 11:07
-Długo za nami jedzie?
-Od samego początku. Widzisz kto to?
-Nie, ale to na pewno człowiek.
Walić ich życia, to było nowe auto! – Zrób coś!
-Co? Nie zabiję go, przecież to zwykły człowiek…

-Nie jesteśmy tu sami – oznajmił – Musimy stąd spadać.
-Już przyjechali?
-Nie oni, wampiry.

E... i tu się troszkę pogubiłam :P
Chyba jakaś niezgodność ^^
Chyba miało być:
-Co? Nie zabiję go, przecież to wampir/istota nadludzka :P
oświeć mnie :D

scarlett
07.12.2008, 11:12
No nie, dobrze jest... Johnuś nie chciałby zabić człowieka, dlatego nic nie zrobił:P Zabić kogoś dlatego, że a tobą jedzie? :P W dodatku jest człowiekiem, a ty z takimi nie mas do cynienia na codzień....

niepokorna
07.12.2008, 11:15
Hyh, dobra, tamtego pytania nie było :P
Ale... <pieni się>
przecież było:
-już tu są <bla bla bla> wampiry :P
Dobra, zostawmy ten temat :D

Libby
07.12.2008, 11:51
Niepokorna, chodziło o to, że nie chciał zabijać zwykłego człowieka, "niewinnego". Choć ten akurat nie był wcale taki niewinny...
Call, ja też Cię kocham:). My dobrze wiemy, kogo Ty chcesz obsadzić w roli przyszłej matki dzieci Henryczka :D!
Kiedy kolejny odcinek;)?

niepokorna
07.12.2008, 12:42
Już wiem, pogubiłam się ^^'

scarlett
14.12.2008, 12:12
III
http://img34.picoodle.com/img/img34/3/12/14/f_tytulm_00c7f1f.png

Juliette bezmyślnie przerzucała kanały i wpatrywała się w uśmiechnięte twarze na ekranie telewizora. Czemu te wszystkie programy musiały być tak idiotyczne? Nacisnęła czerwony przycisk na pilocie i przeszła się po pustym mieszkaniu, nie mając co ze sobą zrobić. Nie to, żeby się martwiła, albo co więcej, żeby jej go brakowało, ale John już dawno powinien wrócić. Przez chwilę przez myśl przeszedł jej pewien scenariusz wydarzeń, aż zaśmiała się sama do siebie. W końcu znalazł się sam na sam z Henrykiem, który posiada tak duże umiejętności perswazji… Już wyjmowała z lodówki kolejną bombę kaloryczną, kiedy rozległo się donośne pukanie. Wołając o pomstę do nieba, odłożyła pucharek bitej śmietany z rodzynkami i posypką czekoladową z powrotem do chłodziarki. Najpierw się spóźnia, a teraz nawet nie może otworzyć sobie kluczem drzwi. Kobieta weszła na korytarz i przystanęła. Albo zaczyna popadać w paranoję, albo coś było nie tak… Jako, że przezorny zawsze ubezpieczony, po chwili w jej dłoni znalazł się pokaźnych rozmiarów pistolet. Przyjemny ciężar dodał jej otuchy.

http://img37.picoodle.com/img/img37/3/12/13/f_1m_102ee5f.png

Otworzyła drzwi, spodziewając się za nimi głupkowato uśmiechniętej twarzy Johna, pokrętnie tłumaczącego fakt zgubienia kluczy. Zamiast tego zobaczyła stojącego w progu dość wysokiego, przystojnego mężczyznę około trzydziestki. Ciemne włosy niemal całkowicie zasłaniały mu oczy. Juliette przycisnęła mocniej broń do wewnętrznej części drzwi.
-Kim pan jest? – spytała władczo.
Nieznajomy uśmiechnął się szeroko odsłaniając swoje olśniewająco białe, zaostrzone na końcach kły.

Juliette niewiele myśląc nacisnęła na spust. Przeraźliwy huk wstrząsnął klatką schodową, w drzwiach pojawiła się okazała dziura, a zaskoczony wampir runął do tyłu. Dziewczyna z prędkością światła znalazła się na półpiętrze, gdzie stoczył się trafiony mężczyzna. Nie ruszał się, więc przez chwilę pomyślała, że mógł być człowiekiem. Nie mniej jednak nie widziała nigdzie krwi, więc się uspokoiła. Spokojnie przycisnęła broń do jego piersi. W tym samym momencie mężczyzna otworzył oczy i zacisnął palce na jej szyi. Było jednak dla niego już za późno. Kula trafiła go prosto w serce, a on sam po chwili obrócił się w proch. Jedyne, co po nim zostało, to ubranie.
-Cholera – zaklęła podnosząc się z kolan. Z sąsiednich mieszkań wystawały strwożone i zszokowane głowy sąsiadów. Gorzej być nie mogło…



Od ścian pustego pomieszczenia odbijało się echo cichych oddechów dwojga ludzi. Kobieta o pięknych kręconych włosach w kolorze ciemnego bursztynu rozświetlonego letnimi promieniami słońca jednocześnie będąc muskanym przez spokojne morskie fale zaciskała palce na nagich plecach mężczyzny.
Jego usta powoli przesuwały się po jej smukłej szyi. Wydawało jej się, że serce za chwilę wyskoczy jej z piersi.

http://img37.picoodle.com/img/img37/3/12/13/f_2m_52b3890.png

Nagle kobieta odepchnęła od siebie czarnowłosego, patrząc na niego z wyrzutem.
-Znowu nic nie powiesz – stwierdziła, rozglądając się za swoją bluzką.
-Nie.
-Znowu będę musiała tu przyjść…
-Dla ciebie moje drzwi są zawsze otwarte.
-Szczególnie, że tylko ja mam do nich klucz – kobieta spojrzała wymownie w sufit – Jak tak dalej pójdzie, On naprawdę się wkurzy i sam będzie cię torturował.
-Preferuję jednak twoje metody, kimkolwiek jest ten On – stwierdził Max, czujnie obserwując każdy ruch kobiety.
Szatynka ostatecznie poprawiła swoją garderobę i skierowała się ku wyjściu. Niespodziewanie poczuła, jak Max chwyta ją za łokieć. Odwróciła się gwałtownie, tworząc ze swych włosów ruchomą kurtynę.
-Czego?
Mężczyzna zbliżył swoją twarz do jej ucha, cały czas trzymając ją za przedramię. Jednak jego druga dłoń powędrowała w całkiem inne miejsce. Kobieta najwyraźniej odczytała jego zamiary, gdyż z refleksem i siłą doświadczonego boksera wymierzyła mu potężny cios w szczękę. Max miał wrażenie, że popękały mu wszystkie kości, jakie tam miał. Zirytowany pozbierał się z ziemi. W tym czasie kobieta wesoło wyciągnęła z kieszeni, która była faktycznym celem wędrówki dłoni egzorcysty, klucz i tyle było ją widać w dusznym pomieszczeniu, w którym nie było nawet jednego okna.



Ta noc była ciemna nie tylko z nazwy. Właściwie, był dopiero późny wieczór. Dwie kobiety szybkim krokiem przemierzały ciemne alejki, przyświecając sobie lampą naftową. Zapewne praktyczniejsze byłyby latarki. Niestety, nawet ową lampę wynaleziono zaledwie kilka lat temu, nie wspominając już o tak zaawansowanym technicznie urządzeniu, jakim jest latarka. Młodsza z kobiet, panna Wilson, ledwo dotrzymywała kroku swojej mocodawczyni.
-Pospiesz się, Aida – ponagliła ją Anais Solveg, kobieta o egzotycznym pochodzeniu – Mamy mało czasu.
-Wiem, wiem– dziewczyna niemal upadła, potykając się o wystający kamień – Przepraszam…
Dotarły do dużej posiadłości już bez większych problemów. Przed głównym wejściem roiło się od ludzi, którzy przybyli tu na przyjęcie organizowane przez gospodarza. Przynajmniej część z nich była ludźmi. Kobiety wybrały więc ukryte wejście dla służby z tyłu domu. Udało im się niepostrzeżenie wślizgnąć do środka.

http://img37.picoodle.com/img/img37/3/12/13/f_3m_6e736c8.png

Przemknęły przez korytarze i dotarły do pokoju zajmowanego przez Anais. Aida pomogła swojej pani pozbyć się brudnych ubrań i przyszykowała jej kąpiel. W tym czasie ona sama powierzchownie doprowadziła się do porządku i wyciągnęła z szafy piękną suknię. Godzinę później Solveg była gotowa do wyjścia. Tak też zrobiła, pozwalając służącej posprzątać i zająć się swoimi sprawami.

Kobieta zapukała nerwowo do drzwi, za którymi znajdował się gabinet właściciela domu. Widziała tego mężczyznę w swoim życiu zaledwie kilka razy i zawsze budził w niej mieszane uczucia. Z jednej strony się go bała, równocześnie czując do niego dziwną sympatię. Kilka sekund później usłyszała pozwolenie na wejście do środka. Delikatnie zamknęła za sobą drzwi i zaczęła zmierzać w stronę mężczyzny, siedzącego na krześle w rogu pomieszczenia. Cały czas pilnowała się, aby nie robić zbyt dużych kroków, jak to miała w zwyczaju. Czuła się skrępowana, gdyż był to pierwszy raz, kiedy znalazła się z nim sam na sam. Wcześniej zawsze towarzyszyła jej co najmniej młoda Angielka. Przywitała się i czekała na jakąś reakcję ze strony mężczyzny. Wpatrując się w jego postać utwierdziła się w przekonaniu, że był niewiarygodnie przystojny.
-Witaj, Anais – rzekł, nie podnosząc się z miejsca. Jego głos był głęboki i niski – No?
Kobieta chwilę zastanowiła się, jak ubrać w odpowiednie słowa to, co chciała przekazać.
-Wszystko poszło zgodnie z planem, panie Benitez. Sprawdziłam Owena, hm, bardzo dokładnie…
-No i?
Kobieta wyraźnie się ożywiła.

http://img37.picoodle.com/img/img37/3/12/13/f_4m_41c8a8f.png

-Było dokładnie tak, jak pan mówił. Ten mężczyzna tylko podawał się za wampira, wcale nim nie był. Podejrzewam, że, bez urazy, był całkiem podobny do pana i miał podobne cele. Na szczęście już w niczym nie zdoła panu przeszkodzić, skutecznie go unieszkodliwiłam.
-Na to liczyłem, cieszę się, że mnie nie zawiodłaś, Anais – mężczyzna stanął naprzeciwko kobiety tak blisko, że czuł na swoim policzku jej przyspieszony oddech. Uśmiechnął się i podszedł do stojącej obok komody. Wyciągnął coś z małej szkatułki i powrócił do kobiety. Stanął za jej plecami i zapiął na jej szyi ciemny naszyjnik.
-Chodźmy, pora spotkać się z prawdziwymi potworami.



-Anais, tu jesteś! – krzyknęła z drugiego końca korytarza młoda kobieta. Przyspieszyła kroku, dołączając do rozzłoszczonej znajomej – Coś się stało?
-Nie, nic. Po prostu ten facet to skończony kretyn, nigdy nic z niego nie wyciągnę. A jak tobie poszło?

http://img34.picoodle.com/img/img34/3/12/14/f_5m_59a6df0.png

-Chyba nie lepiej… On jest jak jakaś skała, nie reaguje kompletnie na nic. Cały czas siedzi i uśmiecha się do przeciwległej ściany. Mogę go walić ile wlezie, on zawsze powracał do tej pozycji… Nie mam już cierpliwości.
-Mam pewien pomysł… Zamienimy się, jutro ja pójdę do tego twojego, ty do mojego. Jeśli to nic nie da, będziemy mieć mały problem…

niepokorna
14.12.2008, 12:13
już czytam! :D
Ło... teraz coś tam zrozumiałam, ale jak to zemną bywa, pewnie źle :P
Czyli... Anais więzi Maxa, by wyciągnąć od niego informacje?
Jak Max chciał gwizdnąć kluczyk, to ta mu prawie szczękę złamała...
Biedny ^^
Juliette to bardzo mądra babka, spodziewała się wampira, skoro wzięła broń, ale myślę, że i bez niej by sobie poradziła.
A tą Anais skądś kojarzę... zaraz zaraz, czy to ja przypadkiem ją nie zrobiłam? ;)
Dobra, nie będę się przechwalać, przy Twoich simach i tak wymiękam ^^
Powracając do Maxa <jest jak bumerang, zawsze do niego wraca> to rozumiem, że
Zamienimy się, jutro ja pójdę do tego twojego, ty do mojego. Jeśli to nic nie da, będziemy mieć mały problem…
Aida będzie musiała tam do niego iść? :D
Odcinek, jako całokształt świetny, niepotrzebnie (jak zwykle) się martwisz ^^

ptasie mleczko
14.12.2008, 14:03
OMG OMG <umiera na zawał> wiesz jak mi serce waliło jak tu wchodziłam? myślałam, że mi wyskoczy. Ekhem więc powiem nieskromnie, że odcinek mi się szczególnie podoba :D:D moje oczekiwania zostały spełnione aż z naddatkiem. Tak właśnie wyobrażałam sobie Anais silna zdecydowana kobieta, która jak chce potrafi być słodka i namiętna, a innym razem przyfasoli Ci w szczękę tak, że się nie pozbierasz. :D Aida też wygląda dziwnie znajomo B) hy hy hy domyślam się też kto jest tym drugim uwięzionym :O i teraz Anais będzie musiała na nim wypróbować swoich metod :O <wiedziała że tak będzie> to wszystko przez podszepty Call umpfff ja chcę już następny odcinekk

Callineck
14.12.2008, 14:31
No coś fantastycznego!
Zdaje się, że już wiemy gdzie są te dwie zguby :P
Jednak Maksio o wiele lepiej znosi niewolę, ten to zawsze wie jak ma się urządzić :D
Nowy demoniczny bohater i nowa tajemnica...
Postać Anais też mi się bardzo podoba, szczerze mówiąc takiej się właśnie spodziewałam :P

I ty się kobieto dziwisz że wszyscy cię napastują o kolejne odcinki? ;)

Dobrze, błędy później, ale widzę już że pojawiły się pewne nieścisłości co do metod wymuszania zeznań :P
Otóż te dwie panie zamienią się tylko ofiarami, ale nie metodami i tak Anais będzie uwodzić Alanka, natomiast Aida zwyczjnie Maksia spierze :P

A oto obiecane błędy:

że aż zaśmiała się sama do siebie.
plączącego się w tłumaczeniu faktu zgubienia kluczy.
Kula trafiła prosto w jego serce,
Cały czas pilnowała się, aby nie robić zbyty dużych kroków,

- bez tego "że"
- pokrętnie tłumaczącego fakt zgubienia kluczy
- ... go prosto w serce
- zbyt

Libby
14.12.2008, 16:56
Fajny odcinek!;)
Max wie, jak się urządzić.;) Gdzie podziewa się John i kim są te dwie babki?! Jestem chyba trochę nie w temacie. Trzeba będzie zasięgnąć języka u Call. Nie lubię nie być na bieżąco.
Nie doczekam się kolejnego odcinka!:P

Odessa
14.12.2008, 18:19
Matko te babki wzięły się znikąd i wgl nie kapowałam która to która gdy czytałam.ale szczegół. Ogółem ok (pomijając już fakt z tymi kobitkami bo tego wgl nie kapiren ;p )
czekam na next ;)

pozdrawiam
Odessa
(dawniej Ajeczka13) :)

scarlett
14.12.2008, 18:26
Te dwie babki... Wyjaśnią się niebawem, z pewnością:P Na razie nie wiadomo o co chodzi, bo a)trzeba wytężyć móg i pogłówkować samemu:D b)czeba poczekać = budowanie napiecia :P

ptasie mleczko
14.12.2008, 21:48
Luudzie wy byście tak chcieli wszystko wiedzieć od razu. Musi być przecież tajemniczość, zagadka i nowe postacie. Niebawem na pewno wszystko się wyjaśni. Jak na moje oko to są pomocnicami JEGO pewnie jakiegoś króla wampirów czy coś w tym stylu. Właśnie czemu nikt nie zainteresował się NIM tylko zaraz do babek :P

Callineck
14.12.2008, 22:28
Nowy demoniczny bohater i nowa tajemnica...


Jak to nikt??? Ja zawsze zauważę B)

ptasie mleczko
14.12.2008, 23:24
Aaaaa bo myślałam, że mówisz o Anais :D ale, chodziło mi raczej o tych czepliwych :P Ty to wiem, że zawsze wszystko zauważasz :D

Vipera
15.12.2008, 17:35
No i pięknie!
Oczywiście odcinek mi się podobał... jak każdy wcześniejszy, ładne zdjęcia i fajna akcja...
Czekam na kolejny;)

scarlett
22.12.2008, 17:51
IV
http://img26.picoodle.com/img/img26/3/12/22/f_tytulm_06a430d.png

John posadził pod drzewem osmalonego przez płomienie Henry’ego. Mężczyzna wciąż wyglądał jak zahipnotyzowany, rozpamiętując stratę swego samochodu. Gdyby nie stalowy, hoży chwyt młodszego kolegi, byłby spłonął w ogniu.
-Opanuj się, człowieku – zbeształ go blondyn, rozglądając się na boki – Coś mi się wydaje, że to nie przypadek, że tu jesteśmy.
-To pewnie spisek…
-Znowu chcą nas zabić? To się robi nudne…
-Nie mówiłem o nas.
-Słyszałeś to?
-Co?
-Nic…

Henry był w tym momencie wyraźnie nie do życia. John postąpił kilka kroków do przodu i próbował dostrzec cokolwiek, co mogło spowodować dziwny hałas. Nie miał zamiaru stać się ofiarą, bądź co bądź, swoich pobratymców…

Całe życie był tylko połową człowieka. Kiedy się o tym dowiedział, zaczęło mu się wydawać, że jest o wiele więcej rzeczy, których jest tylko marną częścią, że nic nie robi wystarczająco dobrze. Te wszystkie przeszłe wydarzenia tylko utwierdzały go w tym przekonaniu. Ci wszyscy ludzie, których poznał, wydawali się być lepsi od niego we wszystkim. Musiał im wreszcie pokazać, że się mylą. Z drugiej strony, można było znaleźć kilka pozytywnych aspektów… I pomyśleć, że nawet nie pamiętał jak to właściwie się zaczęło.

http://img37.picoodle.com/img/img37/3/12/20/f_1m_1cbd7f9.png

John otrząsnął się. Co to ma być, rachunek sumienia przed śmiercią? Stojąc i dumając niczego nikomu nie udowodni. Rzucił tylko okiem na Henry’ego, który wciąż tkwił pod drzewem. Teraz na pewno w niczym mu nie pomoże. Z resztą, nie potrzebował niczyjej pomocy. Ba, co więcej, sam przyniesie im na tacy Thomasa, który z wdzięczności odda mu swoje stanowisko. Chociaż to nie był dobry pomysł, John nawet w najmniejszym stopniu nie posiadał zdolności manualnych, a tworzenie obrazów było istotną częścią zajęć szefa…

Kilka minut wcześniej był niemal pewien, że w okolicy kręci się kilka wampirów, jednak obecnie już nic takiego nie wyczuwał. Znowu się pomylił? Niemal podskoczył, kiedy spod kurtyny drzew wprost na niego wyleciał wróbel. Gdyby mógł, niechybnie dostałby zawału. Nadludzką siłą pokonując strach i lęk oraz chcąc dopełnić swoje postanowienie zostania bohaterem, wszedł głębiej w las. Wydawało mu się, że to z tej strony dochodziły dźwięki.

Chodził w kółko dobre dziesięć minut i jak dotąd nie znalazł nic dziwnego. Jedyne, co zyskał, to mokra koszulka z przyklejonymi doń sosnowymi igłami. Nie widział też nigdzie dymu… Albo całkiem się zgubił, albo deszcz ugasił ten niezbyt duży pożar. Postanowił powrócić do Henry’ego. Kiedy wydawało mu się, że idzie w odpowiednim kierunku, zobaczył to samo drzewo z charakterystycznie rozbudowaną hubą na grubym pniu co kilka minut wcześniej. Pięknie… Skręcił zatem w jeszcze inną stronę.

Zatrzymał się wpół kroku, gdy nadepnął na trzeszczącą gałąź*. Spojrzał w dół i.. pod stopami miał jedynie zieloniutki mech. Nie słyszał jeszcze o skrzypiących leśnych porostach. To jakieś zwierzę, czy inny człowiek? Nasłuchiwał przez chwilę i ruszył dalej, stawiając delikatne kroczki. Jakiś czas panowała cisza, którą gwałtownie przerwał kolejny chrzęst. Może odgłosy dochodziły z daleka? John wciąż nie mógł się przyzwyczaić do swoich wyostrzonych zmysłów. Przez swój wzrok nawet zapomniał, że jest noc… Wtem krzaki tuż przed nim zaczęły się intensywnie kołysać i wydawać donośne dźwięki, docierające do młodego wampira ze zdwojoną siłą.
-W końcu jakaś żywa dusza! – krzyknęła staruszka, wyłoniwszy się zza drzew.
John zdziwił się niezmiernie widząc przed sobą starszą kobietę w gustownym golfiku. To ona cały czas go śledziła?

http://img32.picoodle.com/img/img32/3/12/20/f_2m_5b8d69d.png

-Co pani robi w środku lasu o tej porze? – spytał grzecznie, bacznie ją obserwując.
-Szłam sobie poboczem, jechała taka strasznie wielka ciężarówka, przestraszyłam się i wskoczyłam do lasu no i się zgubiłam… A taki uroczy chłopczyk co tutaj robi?
John wzdrygnął się. Uroczy chłopczyk?!
-Szła pani za mną? – spytał, tłumiąc w sobie frustrację. Tylko mama mogła na niego tak mówić.
-Ja? Gdzie tam, pętam się tu bez ładu i składu dobrą godzinę. Bałam się, że już nigdy stąd nie wyjdę…
Kobieta położyła dłoń na jego piersi i szepnęła cicho do ucha.
-Mój wybawco…
Blondyn odepchnął ją z niesmakiem, robiąc to najdelikatniej jak umiał. Nie spodziewał się spotkać napalonej babci w środku lasu. Na początku zastanawiał się, czy może przez przypadek nie była wampirem, ale jej krew miała całkowicie ludzki zapach. Sam nie wiedział, co o niej myśleć. Co gorsza, nie widział możliwości pozostawienia jej samej.



-Czemu chodzisz w kółko już od dwudziestu minut?
Henry w końcu podniósł się z ziemi i spojrzał na Johna jak na wariata.
-Skąd wiesz?
-Cały czas cię widziałem spod mojego drzewa… Zaraz, co to za babcia stoi za tobą?
-Kolejny słodki młodzieniaszek… - wymamrotała pod nosem i ochoczo wyciągnęła dłoń, oczekując na dżentelmeński pocałunek – Zgubiłam się w lesie…
-Czerwony kapturek, cholera jasna – warknął Henry, gwałtownie potrząsając dłonią zniesmaczonej kobiety.

W staruszkę wstąpiły nagle tytaniczne siły, godne legendarnego herosa. Mocno ścisnęła dłoń Henry’ego, a drugą ręką chwyciła jego przedramię. Przerzuciła go sobie przez plecy niczym worek kartofli. Zaskoczony egzorcysta rozpłaszczył się na ziemi od ciosu morderczej babci. Instynktownie chciał odpowiedzieć atakiem na atak, jednak starowinka okazała się o wiele szybsza – wymierzyła mu potężny cios w brzuch. Ze zwinnością kota i szybkością F16 wyciągnęła spod niepozornego golfu złowrogo połyskującą broń i wymierzyła w oszołomionego Henry’ego. Palec kobiety spoczął na spuście, a Henry nie miał szans zareagować. Na szczęście z pomocą przybył mu John, robiący dziś za bohatera. Rzucił się na staruszkę z zamiarem wyrwania jej broni. Niestety, jej chwyt był zbyt ciasny, więc zwaliła się na ziemię wraz z pistoletem w pomarszczonej dłoni. Blondyn w pierwszej chwili nie wiedział, co robić. Nie tak miało to wyglądać…

Siedząc okrakiem na kobiecie próbował pospiesznie obmyślić jakiś plan awaryjny. Miał ją zabić, mimo że była człowiekiem? W gruncie rzeczy i tak pewnie zostało jej niewiele czasu… Udusić? Wyssać z niej całą krew? Doprowadzić do zawału? Babcia jednak nie miała ochoty odchodzić z tego świata. John przycisnął jej uzbrojoną rękę do ziemi. Wciąż nie chciała puścić.
-Czemu chcesz nas zabić? – spytał, jakby trochę z wyrzutem.
Kobieta zaśmiała się cicho. Nagle spokojne chichranie zmieniło się w skrzeczący rechot, przywodzący na myśl odgłosy wydawane przez obślizgłą ropuchę. Przestało padać.
-Stara kobieta taka ja miałaby nastawać na wasze życie?
-A co to było? Samoobrona?
Chwilową ciszę przeciął zbolały jęk Henry’ego.
Kobieta wykręciła nadgarstek, wykorzystując moment rozproszenia uwagi Johna. Skierowała lufę w stronę jego głowy i nie wahając się ani sekundy nacisnęła na spust. Uf, udało się. Kula trafiła idealnie w środek czoła, odrzucając chłopaka do tyłu.

Henry w końcu pozbierał się z ziemi. Krótko mówiąc, sytuacja nie wyglądała za ciekawie. Ten kretyn nie mógł nawet zająć się jedną babcią tak jak trzeba… Jeśli to ona spowodowała zniszczenie samochodu, słono za to zapłaci. Unikając wystrzeliwanych kul niczym Neo, znalazł się przy swym celu. Szyja staruszki zdawała się niemal lśnić i zapraszać do zaciśnięcia na niej dłoni. W pewnym sensie Henry poczuł się jak wampir… Dzieliło go zaledwie kilka centymetrów… Napastniczka wykonała dziwny ruch i z powrotem go „usadziła”. Teraz to ona chciała go zadusić.

http://img26.picoodle.com/img/img26/3/12/22/f_3m_1b14fae.png

Pochwycił leżący nieopodal kamień i walnął nim w głowę kobiety. Zachwiała się, jednak jej wzrok wciąż pozostawał przytomny. Chwila zamroczenia wystarczyła, aby mężczyzna mógł zadać jej potężny cios w kark, po którym zwaliła się bezwładnie na trawę. Sprawdził, czy aby na pewno nie stanowi już zagrożenia.



Lena omiotła wzrokiem ściany mijanych bloków. Mimo ciemności wprost raziły swymi kolorami, dobranymi całkowicie bez gustu. Jakie szczęście, że nie musiała mieszkać w takim szkaradztwie. Pół dnia spędziła pomagając Victorii wszystko ogarnąć, była więc nieco zmęczona. Szczególnie, że cały czas musiała wyperswadowywać z głowy Antoniego pomysł, aby to on został szefem. Na szczęście dość szybko sobie poszedł.

http://img34.picoodle.com/img/img34/3/12/22/f_4m_21e547c.png

Odwróciła się gwałtownie, kiedy usłyszała za sobą kroki. Nie brzmiały jak stąpanie normalnie idącego człowieka. O wiele bardziej przypominały nieudolne skradanie się. Kilka sekund później zza rogu wychylił się młody chłopak. Na oko jakieś piętnaście, szesnaście lat.
-Co tak piękna kobieta robi sama w takiej dzielnicy? –spytał, przygryzając wargę. Był wyraźnie zdenerwowany.
-Kto by się spodziewał… - Lena uśmiechnęła się szeroko i zbliżyła się do chłopaka – Lubisz starsze kobiety?
-Ja? Znaczy… - zaczął się plątać – To bez znaczenia.
-No jasne – szepnęła ujmującym głosem wprost do ucha chłopaka – Szczególnie, że długo nie pożyjesz.
Beez zbędnego wahania wbiła sztylet prosto w jego serce. Jak bardzo lubiła patrzeć na te kamienie tkwiące w rękojeści… Światło zawsze tak ładnie się rozszczepiało…
Oczy nastolatka zastygły z wyrazem przerażenia. Upadł na ziemię z ziejącą dziurą w piersi.
-O kurde – Lena zaśmiała się zakłopotana, obserwując powiększającą się kałużę krwi pod ciałem – A ja myślałam, że to wampir…
Zdecydowanie musiała się oddalić. Sama nie wiedziała czemu, ale ruszyła w stronę, z której przybył. Z zażenowaniem odkryła, że cała się trzęsie. Skrzyżowała ręce na piersi udając, że nic specjalnego się nie wydarzyło. To tylko jakiś zboczony dzieciak, po co miałaby się nim przejmować. Miała wiele ważniejszych spraw na głowie. Tylko czemu się nią zainteresował? Pewnie sądził, że jest kolejną dziewczyną , która nie ma nic do zaprezentowania oprócz ładnej twarzy i dużego biustu. O nie, ona zdecydowanie taka nie była.

Stanęła jak wryta. Roztrzęsienie powróciło ze zdwojoną mocą. Nie, to niemożliwe. W rogu, będącym miejscem zetknięcia się dwóch sąsiednich budynków leżała nieruchomo młoda kobieta. Lena bardzo dobrze ją znała – te czarne włosy, mocno wymalowane powieki…

http://img34.picoodle.com/img/img34/3/12/22/f_5m_c287393.png

Nora była jedną z nielicznych osób w Firmie, które Lena darzyła szczerą sympatią. Teraz leżała na chodniku patrząc niewidzącymi oczami w jakiś odległy punkt. Czując łzy nabiegające jej do oczu, pochyliła się nad przyjaciółką. Nie żyła. Od niedawna. Jeśli to tamten szczeniak, ani trochę nie żałowała tego, co zrobiła…


----------------
*Wersja alternatywna specjalnie dla Call: nadepnął na gałąź, która zrobiła pierdut.

Libby
22.12.2008, 17:55
w końcu!
Niezły odcinek!
Biedny Henry. Nadal nie może przeboleć auta... Straszne:D.
Tekst o kapturku po prostu miażdży!:D Jak to przeczytałam, spadłam z krzesła:P.
Ciekawa jestem, co to za babcia i czemu ich napadła... Czyżby kolejna osoba z forum? Wątpię, żeby któraś chciała być starowinką:D.
I co to za dzieciak? Dziwne, że OS tak szybko go zabiła. Może to nie on zabił Norę? Wtedy jego śmierć byłaby niepotrzebna. Może lepiej w takim razie, żeby to on był sprawcą...
Czekam na kolejny odcinek! Wcale nie będziesz miała spokoju:P.
Było kilka literówek, ale to do przeżycia.
Jak widzisz, nie było się czego obawiać:).

Callineck
22.12.2008, 17:56
Padnę kiedyś na zawał przez Ciebie...
Najpierw się nie moge doczekać ma potem boję się czytać.
Powstrzymac się też nie mogę.

Co do Leny - ups... to jest dopiero wypadek przy pracy ;)
Kurczę, ale zaintrygowałas mnie tą sytuacją... A myślałam że już nic mnie z twojej strony nie zaskoczy.
Gratulacje :D

Biedny Johnuś on kiedyś źle skończy z tą swoja delikatnością... Od razu trzeba było babę unieszkodliwić :)
A to jego fantastyczne wyczucie kierunku! :D I rozwaliły mnie jego rozkminki na temat unieszkodliwienia babci :P

Henryś - jak zawsze piękny, jak zawsze odważny... Nic dodać nic ująć :P
"Czerwony kapturek" - cały niepowtarzalny urok osobisty Henrysia :D :D :D

Co ciekawe, podczas czytania nie zauważyłam błędów (to z ekscytacji naturalnie) ale jutro przeczytam jeszcze raz i jeszcze raz a potem poprawię :P

Odcinek boski, pisz szybko następny :D

Obiecany 600 post dla ciebie :*

I obiecane błędy :P

sam przyniesie im na tacy Thomasa, który z wdzięczności
Ten kretyn nie mógł nawet zając
Bez zbędnej sekundy wahania wbiła sztylet prosto w jego serce.
obserwując powiększającą się kałuże krwi pod ciałem
Miała o wiele ważniejszych spraw na głowie.


- ich na tacy Thomasowi
- zająć
- bez chwili wahania, albo bez zbędnego wahania
- kałużę
- bez "o"

*Teraz to co innego :D

Vipera
22.12.2008, 19:37
Ah! uwielbiam takie teksty! Ciekawa akcja... trzymająca w napięciu, nic dodać, nic ując. Podobało mi się. Czekam na kolejny odc.

niepokorna
22.12.2008, 21:41
no dobra, 69 post :D
ciekawie, nawet bardzo... biedny Henryś nie może przeboleć samochodu, John dreptający jak kura i babcia napalony czerwony kapturek byli bardzo śmieszni ^^
gupia, Johna chciała zabić : ( będzie miał teraz dziurę w czole jako pamiątkę.
mówi się trudno.
Fajnie, ciekawy wypadek przy pracy, nie żal mi tego dzieciaka...
I ta martwa przyjaciółka... robi się coraz ciekawiej, nie wiem, co Ty tam jeszcze ponawymyślasz ^^

ptasie mleczko
22.12.2008, 21:57
Ach och cudownie. Jaka akcja, jakie tempo, czaddd po prostu. Babcia była rozbrajająca. Wiem, że się powtórzę (bo inni już to pisali) ale tekst o czerwonym kapturku mnie rozwalił i niech mi teraz ktoś powie, że Henryś nie jest 100% męcizną. Johnuś jak widzę, po całej serii odcinków (w Company), w których był biednym i ratowanym przez wszystkich, postanowił się wreszcie odegrać hi hi i zabohaterzyć, ale i tak Henryś przechwycił jego triumf no jak tak można? Babcia mnie zaintrygowała. Wampirem chyba nie była? Więc kim? Coraz bardziej zaciekawiasz i wciągasz, że tak powiem wsysasz mnie w FS. A dark side Leny :O nie spodziewałam się, wiedziałam, że z niej ostra babka, ale że aż tak ... Powiem Ci, że akcja i fabuła jest bardziej zagmatwana i intrygująca niż w Company, no i jak się nie wciągnąć no jak? No i jak ja wytrzymam do następnego odcinka? Do tego ledwie wytrzymałam. Ale święta są będziesz miała więcej czasu <szelmowski plan> to może dodasz tak szybciej odcinek <oczy kota ze shreka>

scarlett
24.12.2008, 13:08
URWANI Z CHOINKI JULKA I JOHN ŻYCZĄ WESOŁYCH ŚWIĄT

|
http://img34.picoodle.com/img/img34/3/12/23/f_kulam_8d57ba3.gif

--------
http://img35.glitterfy.com/358/glitterfy142330866D30.gif



I ja też, już tak bardziej normalnie ^^

niepokorna
24.12.2008, 13:12
Julka i John to się faktycznie z choinki urwali ^^

Pachnącej lasem choinki, Na stole wódki i szynki, Wesołych kolędników, Podarków bez liku, Seksu na śniegu, Mniej życia w biegu! Dużego Bałwana I zabawy do rana. Do nieba choinki, wódki trzy skrzynki, prezentów kupę, rózgi na dupę, *****istego wskoku do 2009 roku, a po sylwestrowym balu dużo imprez, sexu, szmalu!.. życzy niepokorna :*

Callineck
24.12.2008, 18:09
Nie odważę się wymyśleć równie wypasionych życzeń co moja poprzedniczka, ale Ty moja droga wiesz czego Ci życzę najbardziej... A ponadto spelnienia marzeń i realizacji ambicji ;)

Johnuś śliczny, Julka... tak, prezentuje cały swój niepowtarzalny urok osobisty :)

Libby
24.12.2008, 21:42
Fajne animacje.;)
Dziękuję za życzenia! Tobie już wcześniej napisałam na profilu;).

ptasie mleczko
25.12.2008, 14:46
Wow jaka śliczna Mikołajka, włosy jej urosły i tak jakoś wypiękniała, to na pewno przez związek z Johnusiem, chce mu się podobać szczwana lisica. A Johnuś ... :O nawet biedak strongów nie ma przecież zmarznie kruszynka ;) aż wzroku oderwać nie można. Też życzę wesołych świąt Johnusiowi Juliette i całej ekipie bohaterów Concernu no i oczywiście wspaniałej autorce ;)

scarlett
29.12.2008, 14:42
V
http://img26.picoodle.com/img/img26/3/12/28/f_tytm_00e4ac0.png

Mężczyzna, którego wiek niebezpiecznie zbliżał się do krągłej liczby czterdzieści, siedział w milczeniu na niezbyt wygodnym materacu. Świat przed nim, chociaż niezbyt urozmaicony, rozmywał się w miliony niewyraźnych plam. Tak to jest, jak zabiorą ślepemu okulary… Nie miał zamiaru tu zgnić na śmierć. Wciąż nie miał nawet dzieci! Piękna żona zapewne czekała na niego z obiadem, trzymając w tajemnicy fakt swojej bliźniaczej ciąży… Thomas ziewnął przeciągle, nie zagłębiając się dalej w marzenia… Nerwowo międlił kciukami, wlepiając wzrok w swoje nagie kolana. Zostawili mu chociaż te bokserki i koszulkę… Jak dobrze, że tego dnia akurat nie miał na sobie ulubionych majtek w czerwone serca. Minęło dość sporo czasu, odkąd się tu znalazł i wprost marzył o świeżej zmianie bielizny. Dodatkowy problem stanowiły jego policzki… Przyrzekł Evie, że już nigdy nie pozwoli swojej twarzy pokryć się jakimkolwiek zarostem, a teraz cała pokryta była szorstkimi włoskami. Z trudem powstrzymał się od zaszlochania. Czemu to on znalazł się w takiej sytuacji? Powinien teraz spokojnie siedzieć w swoim cieplutkim gabinecie, w ulubionym garniturze, a nie w jakimś pustym pomieszczeniu, zamknięty na cztery spusty.

http://img19.picoodle.com/img/img19/3/12/25/f_1m_27a7a62.png

On był od rządzenia, inni od nadstawiania karku. W końcu za coś im płacił. Co tu się działo? Dlaczego tu był, a jakaś dziwna dziewczyna zadawała mu jeszcze dziwniejsze pytania? Co gorsza, wydawało mu się, że już gdzieś wcześniej ją widział… Musiało chodzić im o coś konkretnego, ale za nic w świecie Thomas nie mógł wpaść na trop. Wziął głęboki wdech i spojrzał na przeciwległą ścianę. Jeśli znowu tu przyjdzie, będzie musiał przybrać ten sam, idiotyczny wyraz twarzy. Nie miał zamiaru powiedzieć im nawet najmniejszego szczegółu. A już na pewno nie zdradzi im tajemnicy, gdzie trzyma swoje obrazy! Za dużo czasu i wysiłku poświęcił na umocnienie pozycji całej Firmy, żeby teraz ktoś to rozwalił. Nie miał wątpliwości, że ta dziwna kobieta była wampirem. Bo kto inny mógłby chcieć się dowiedzieć tylu rzeczy na temat jego organizacji? Albo go porwać i uwięzić w tych niegodziwych, amoralnych warunkach… Nie miał nawet ubrań na zmianę! W ogóle nie miał ubrań… W takim tempie niechybnie oszaleje.

Pomieszczenie wypełnił szczęk otwieranego zamka. Thomas ze zdziwieniem zauważył, że dźwięk był o wiele bardziej zdecydowany i gwałtowny, niż poprzednio. „Co za olśniewający zmysł obserwacji” – pochlebił sobie w duszy. Po chwili drzwi otworzyły się i do środka weszła całkowicie nieznana mu kobieta. W przeciwieństwie do czarnowłosej, nie dostrzegał w niej ani krzty niezdecydowania. Stała tak przez chwilę przyglądając się więźniowi.
Thomas nie pozostawał dłużny. Ciało kobiety opinał niezwykle skąpy, czarny strój. Kręcone włosy spływały jej na kark i obnażone ramiona.

http://img32.picoodle.com/img/img32/3/12/28/f_2m_10cb418.png

Nim się spostrzegł, usiadła obok niego, niebezpiecznie się zbliżając.
-Czego ode mnie chcesz? –odezwał się pierwszy swoim butnym, kierowniczym tonem. Lata praktyki.
Kobieta westchnęła przeciągle.
– Jaki stanowczy…
Jej dłoń znalazła się na piersi zdezorientowanego Thomasa. Prędzej spodziewał się ciosu w powiększający się z dnia na dzień zarost, niż czegoś takiego. To odebrało mu mowę.
-No co jest? – podchwyciła Anais – Wielki Pan Szef przestraszył się jednej kobiety?
-Nie boję się wampirów – rzekł swym normalnym głosem, wstając – Bardziej się ich brzydzę.
Odszedł w głąb pomieszczenia, klapiąc gołymi stopami o posadzkę. Kobieta parsknęła śmiechem.
-Ciekawe słowa… - podsumowała – A co, jeśli nie jestem wampirem?
-Wtedy nie widziałbym powodu, dla którego miałabyś tu być.
-No dobra… To może na początek spytam cię o…
Thomas już jej nie słuchał. Usiadł na zimnych kafelkach i z idiotycznym uśmiechem na twarzy wywiercał wzrokiem dziurę w przeciwległej ścianie.



Aida niepewnie uchyliła drzwi. Skąd mogła wiedzieć, jak on zareaguje na jej obecność? Jeśli będzie chciał jej coś zrobić, będzie musiała go zastrzelić. Sprawdziła, czy pistolet był na swoim miejscu i weszła do środka, zamykając za sobą drzwi. W pomieszczeniu panował półmrok, a jej oczy przyzwyczaiły się do mocnego światła panującego w korytarzu. Przez chwilę stała bez ruchu, czekając aż wzrok przywyknie do panujących ciemności. Udało jej się dojrzeć odwróconego tyłem Maxa, który wylegiwał się na materacu.
-Czyżby kolejna porcja tortur? – odezwał się cicho – Od wczoraj boli mnie szczęka…
-W rzeczy samej – odpowiedziała kobieta, nabierając pewności siebie.
Max poruszył się niespokojnie. To nie była Anais, a głos wydawał się aż nadto znajomy. Odwrócił się i zamarł. Jego była dziewczyna stała z założonymi rękoma, opierając się o drzwi.
-Co ty tu robisz? – wyrzucił z siebie oszołomiony. Poczuł się, jakby stanęła przed nim co najmniej Matka Boska.
Dziewczynę wyraźnie ucieszyła ta reakcja.
-Coś ty taki zaskoczony, stało się coś?
-To zemsta za to, że cię rzuciłem? Nie… zaraz, nie możesz być wampirem… - zaśmiał się nerwowo – W życiu…
-Zemsta? Za kogo ty się masz? To nie ma nic wspólnego z tobą.
-To co tu robisz?
-Zadaję ci pytania.
-I tak na żadne nie odpowiem.
Max z powrotem wyciągnął się na materacu, opierając głowę na ramionach.
-Jesteś niezłą aktorką… - westchnął.
-Od dziecka chciałam nią być. Zagrałam nawet kiedyś w przedstawieniu dla królowej Elżbiety. Niestety, musiałam udawać faceta, wiesz, to nikt się nie poznał na moim talencie. Z resztą, po co ja ci to mówię…
-Zawsze gadałaś jak najęta… Wtedy, dwa lata temu, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, to nie był przypadek, że tam byłaś?
-Nie.
Teraz to Max przejął jej pierwotną rolę.
-Znałaś Alberta?
-Nie.
-To po co tam przyszłaś?
-Miałam dostarczy cos jego córce, Emmie… - dziewczyna nagle zamilkła – To ja tu zadaję pytania!
-Byłaś zamieszana w jej ucieczkę z Firmy?
-Zamknij się! – krzyknęła, przywalając mu otwartą dłonią w twarz.
Sama ciężko opadła ma gruby materac, próbując opanować przyspieszony oddech. Za łatwo dała się podpuścić, co jeszcze nigdy się nie zdarzyło. Zazwyczaj spokojna i opanowana, w tej chwili była cała roztrzęsiona. Zapomniała nawet, że Max siedzi obok. Przymknęła oczy, odgarnęła niezgrabnym ruchem włosy z twarzy i odezwała się spokojnym, melodyjnym głosem.
-Skąd się biorą egzorcyści?
-Mogę ci pokazać, jak to się robi…

http://img32.picoodle.com/img/img32/3/12/28/f_3m_55a65d0.png

-Dlaczego niektórzy ludzie potrafią zabijać wampiry? – kontynuowała niewzruszona.
-Skąd mam to wiedzieć? Ja je tylko zabijam.
Aida zacisnęła pięści na kolanach. Spokojnie. Może naprawdę nic nie widział na ten temat… Nie spodziewała się i tak otrzymać tak wyczerpującej odpowiedzi. Zastanawiając się, jakie pytanie zada jako następne, zauważyła, że Max bez skrępowania zawiesił wzrok na jej dekolcie. Debil.
-Ktoś jeszcze stoi nad Alanem Thomasem?
-Jego matka?
Wdech, wydech, wdech, wydech…
-Wyglądasz jeszcze ładniej niż kiedyś – stwierdził.
-Co? – kobieta na chwilę została zbita z tropu – Tanie komplementy ci nie pomogą. Odpowiedz, albo inaczej sobie pogadamy.
-Musimy od razu rozmawiać? – Max wplątał dłoń w jej ciemne włosy – Znam ciekawszy sposób spędzania czasu we dwoje.
Spróbował ja pocałować. Niestety, trafił w pustkę, gdy dziewczyna wykonała skuteczny unik przed jego rozchylonymi wargami.
-Jeśli lubisz robić takie rzeczy, kiedy twoi przyjaciele gdzieś tam sobie umierają… - rzekła, jak gdyby od niechcenia, zakładając nogę na nogę.
-Co?!
-Ale nie ma się czym martwić… Zawsze mówiłeś, że masz ich gdzieś i nic dla ciebie nie znaczą, więc chyba nie ma problemu.
Jej szorstki ton wyprowadził go z równowagi.
-O czym ty pieprzysz?
-Ha, chyba pan skała się zdenerwował… O czym mówię? Niech sobie przypomnę…
Prze chwilę udawała, że się zastanawia. W końcu zaczęła kolejno wyliczać na palcach.
-Juliette Deneuve, Henry Hauer, John Preston, Eljena Kelly, Nora Frey.
Gdy skończyła, wszystkie pięć palców miała wyprostowane. Uśmiechnęła się nieznacznie widząc oznaki narastającego gniewu, budzącego się w Maksie. Nawet niespecjalnie się zdziwiła, kiedy ze złością przycisnął ją do ściany. Nie mając wcale zamiaru, który był jego zwyczajem. Spojrzał na nią oczami, przepełnionymi wściekłością i zdecydowaniem. Natychmiast skojarzyły jej się ze spojrzeniem wygłodniałego wilka. Nagle zrobiło się niewiarygodnie zimno, jakby coś zmroziło ja od środka.
Spokojnie.

http://img37.picoodle.com/img/img37/3/12/29/f_4m_b2d8fa0.png

To tylko kolejne zadanie, które zleciła jej Anais. Wykona je tak, jak setki poprzednich. Dlaczego by nie? Wolną dłonią sięgnęła do paska, za którym skryła wcześniej pistolet. Kilka minut i będzie po sprawie. Miała do tego nie dopuścić. W miarę możliwości. Okoliczności jednak nie były sprzyjające, nie będzie mogła spełnić tego do końca. Pewnie i tak do niczego by się im nie przydał. Jeśli chodzi o Maxa, nie miała żadnego powodu do niepokoju. W końcu nic specjalnego ich nie łączyło, a ciężar w jej dłoni sprawiał, że miała wprost miażdżącą przewagę. Nie wiedzieć czemu, czuła dziwny niepokój. W końcu wściekłe zwierzęta są zawsze najbardziej niebezpieczne.
Spokojnie.
Przed skrzącymi się ognikami złości oczami Maxa pojawił się ziejący, czarny otwór. Pistolet wyraźnie nie wywarł na nim wrażenia. Przyspieszony oddech kobiety, która była blisko, niezwykle blisko zarówno jego, jak i swojego pistoletu, zostawił na metalowej powierzchni warstewkę gorącej pary. Odbezpieczyła broń z zamiarem zakończenia egzystencji swojego byłego chłopaka. Popełniła jednak jeden błąd – ostatni raz chciała spojrzeć w jego zwykle żywe, przenikliwe niebieskie oczy.



Młoda kobieta oparła się o komin i przymknęła powieki, pozwalając chociaż na moment odpocząć zmęczonym oczom. Potarła swędzące prawe oko, uwalniając dłoń od ciężaru lornetki. Sama nie wiedziała, po co w ogóle siedzi na tym dachu w środku upalnego dnia, gdy większość normalnych ludzi kryje się w cieniu drzew w swoich ogrodach, pociągając z butelek zimne piwo. Zastanawiała się przez chwilę i stwierdziła, że nie byłaby w stanie się tak zachowywać. Z własnej woli zrezygnowała ze zwyczajnego życia. I skutkiem tego było smażenie się na rozpalonym dachu.

Nie miała wyjątkowo wzniosłych powodów, aby przez ciężką lornetkę wypatrywać intrygujących tylko ją zjawisk. A jednak tu stała, wlepiając wzrok w położony wyżej budynek.

http://img32.picoodle.com/img/img32/3/12/29/f_5m_d6b8c88.png

Co chwilę upominała się w duchu, że będzie tylko obserwować. W końcu nie miała już nic innego do roboty. Jednak z każdą chwilą czuła się coraz dziwniej. Tak dobrze znane jej uczucie podniecenia, towarzyszące zbliżającemu się niebezpieczeństwu było jej jedynym kompanem na dachu osiedlowego spożywczaka. I to ono ją tu przywiodło.

I dzięki dla Libby, która uratowała mnie, robiąc ostatnie zdjęcie^^

Callineck
29.12.2008, 14:43
Och ty...
<stan przedzawałowy>

He, he Maksio "pan skała", "czy te oczy mogą kłamać" pewnie jak zwykle się wywinie z opresji. Szkoda tylko, że się nie dowiemy skąd się biorą egzorcyści :P
Ale jednak mu zależy :)

I biedny Alanek podobnie niewzruszony i głuchy na wszystko. Zostawili go biednego, samotnego w celi bez biurka i w dodatku w nieulubionej bieliźnie każąc brutalnie złamać obietnicę daną małżonce.
Ale jednak go rozumiem <ślepa bez okularów> :D
Skuteczna będzie tylko niszczarka, ale nie do dokumentów, a do obrazów :P


Miałam rację co do roli oprawców :P
Współczuję Anais, tak nie docenić jej wysiłków i oddania sprawie!
A Aida - jak bardzo niespełnione dziecięce marzenia mogą odbić się na psychice w dorosłym życiu! Smutne :(


Myślałaś, że błędów nie ma? Są:

a teraz cała zakryta była szorstkimi włoskami
Bo kto inny mógłby chcieć się dowiedzieć tyle rzeczy
czekając na poprawę wzroku.
-Zadaje ci pytania.
-Jesteś niezłą aktorka… - westchnął.
-Miałam dostarczy cos jego córce, Emmie…
Uśmiechnęła się nieznacznie na oznaki narastającego gniewu
Wcale nie z właściwym sobie zwyczajowym zamiarem.
Pewnie i tak do niczego by się om nie przydał.

- pokryta
- tylu rzeczy
- czekając aż wzrok przywyknie do panujących ciemności
- zadaję
- aktorką
- coś
- ... widząc oznaki narastającego...
- Nie mając wcale zamiaru, który był jego zwyczajem...
- im (sama zostałam poprawiona przez Autora :redface:)

Libby Zdjęcie piękne, prawie jak samej autorki ;)

Libby
29.12.2008, 14:43
Nareszcie!
Fajny odcinek a Ty jak zwykle marudzisz. Wiesz, Alankowi chyba lepiej z tym zarostem i powinien się przerzucić na soczewki. Choć mało go widać. Ciekawa rozmowa z Anais.
Rozmowa z Maxem rozbraja. Zwłaszcza tłumaczenie skąd się biorą egzorcyści i że on tylko zabija wampiry:).
Tekst, że nad Thomasem stoi jego mamusia wręcz miażdży!:)
Aida była dziewczyną Maxa...? Niedobrze... Błąd, że spojrzała w jego oczy, ale ja się akurat z tego cieszę:).
Max jak zwykle olśniewający.
Ciekawe, kim jest ta nowa babka. Tajemniczy wstęp. Nawet bardzo.
Dziękuję za podziękowanie. Nie spodziewałam się. Nie ma sprawy, dla mnie to była przyjemność;).
Jak szybko nie dodasz odcinka, to Cię uduszę!

ptasie mleczko
29.12.2008, 15:41
:O <łapie się za serce> jak czadersko wygląda Anais w tym wdzianku. No i jednak dopięłaś swego, ja mam tylko nadzieję, że między nimi do niczego więcej nie doszło (między Alankiem i Anais) <patrzy błagalnie>. Wierne przedstawienie charakteru Alanka mnie rozbroiło. "„Co za olśniewający zmysł obserwacji” – pochlebił sobie w duszy."- to mnie rozwaliło muahahaha :D No i Maksiu i jego cięte riposty to po prostu mistrzostwo świata :D Aidzie udało się zburzyc jego spokój <zazdrosna>. No i ta ostatnia tajemnicza nieznajoma, urum burum, potrafisz budowac napięcie, oj potrafisz. Nie doczekam się następnego odcinka za nic, będę musiała wziąc jakieś "jelenium" czy cuś. ;) A na serio jak zwykle mistrzowskie rozegranie sytuacji i postaci, bogaty język, wspaniałe opisy, o niesamowitym dowcipie kryjącym się w dialogach nie wspominając. Miszczu Ty mój <buziak>

Libby
29.12.2008, 17:54
Tam jeszcze przy Alanie na początku było o nastawianiu karków, powinno być nadstawianie :P.
Call, nie wychwyciłaś, dzięki za pochwałę za zdjęcie:).

scarlett
29.12.2008, 18:05
Poproawione.. A z resztą, przzecież to racja, że Alanek nie jest od nastawiania kości:P
I dzięki za komentarze wszystkim, co do tej pory się odwazyli^^
Nie obrażę się za więcej..:P

Callineck
29.12.2008, 21:28
Call, nie wychwyciłaś, dzięki za pochwałę za zdjęcie:).

Libby, Libby, Libby - mój błąd wynikał niestety z tego, że mając terminy na karku przeczytałam odcinek tylko raz :(
Przykro mi bardzo że musiałaś się trudzić i poprawiać moje niedopatrzenia ;)

Zdjęcie owszem, piękne, ale postać na zdjęciu jeszcze ładniejsza :) Ciekawa jestem któż to jest :P

niepokorna
29.12.2008, 21:47
Zacznę od literówki, żeby nie było Ci tak miło :P
„-Miałam dostarczy cos jego córce”
I… czy mi się tylko wydaje, czy Alanek i Max mają takie same gacie?
No dobra, nieważne.
Co do tekstu: wszystko ładnie, idealnie opisane. Robisz świetne zdjęcia, aż zazdrość bierze <gryzie klawiaturę>. Wreszcie się dowiedziałam, w jaki sposób Aida stała się wampirem ^^
Anais prezentuje się zjawiskowo w ciuszku. Thomas obrał dobrą strategię „na debila”. Dobry z niego facet. Nie rozgaduje sekretów. Z jednej strony cieszę się, że Max dostał po pyszczku <głaszcze po policzku>, z drugiej strony trochę mi go szkoda :P
Gupek, tylko jedno ma na myśli <gupia gupiaaa Aida, nie skorzystała>
Widzę, że obie panie stosują inne metody przesłuchiwania.
Dobra, koniec gadania. Znając życie, pewnie Max mnie zabije w następnym odcinku, bo ja nie miałabym serca :P
Bardzo ciekawa (i ładna swoją drogą) postać na dachu.
Jestem ciekawa, jaki jest jej udział tu.
W tej części gmatwasz i to strasznie. Nic, nawet postrzelać nie można, bo zawsze się mylę <nawet w Company się myliłam>


Dobra, to się rozpisałam :P

edit:dobra, dobra Scarlett, usuwam, żeby nie było, że zburzyłam nastrój komentarza :P

Libby
29.12.2008, 22:03
Zdjęcie owszem, piękne, ale postać na zdjęciu jeszcze ładniejsza :) Ciekawa jestem któż to jest :P

Mi też się podoba.:) Ja robiłam tylko zdjęcie:P.

scarlett
02.01.2009, 09:36
VI
http://img37.picoodle.com/img/img37/3/1/2/f_tytm_683ea1d.png


Juliette pospiesznie wbiegła do swojego mieszkania. Znajdowało się ono w spokojnym, do dziś, budynku niedaleko centrum miasta. Nic dziwnego, że to, co się przed chwilą wydarzyło, wstrząsnęło niczego niespodziewającymi się mieszkańcami. Stali teraz w progach swoich mieszkań, niepewnie wyglądając na zewnątrz. Kobieta była pewna, że mimo swojego osłupienia zdążyli powiadomić o tym kuriozalnym wypadku policję. W donoszeniu zawsze byli pierwsi… Musiała więc jak najszybciej zniknąć. Niestety, wciąż pozostawał problem tego wampira. Kwestie po co tu przyszedł, rozważy później, jednak facet zamieniający się w proch musiał zwrócić na siebie uwagę. Odruchowo sprawdziła, czy wisiorek tkwił na jej szyi. Kiedy jej smukłe palce natrafiły na ciepłe srebro, uspokoiła się nieco i chwyciła z szafy pierwsze lepsze ubranie. Trzęsącymi się dłońmi wciągnęła spodnie i bluzkę. Krótkie szorty i koszulka na ramiączkach, czyli to, co miała na sobie wcześniej, nie stanowiły wygodnego stroju na niespodziewane nocne spacery. Gdy skończyła, zrobiło jej się słabo na myśl, że teraz musi wyjść na zewnątrz. Czaiła się tam przecież cała armia plotkarskich sąsiadów, wygłodniałych sensacji niczym głodujące przez miesiąc hieny. Jednym z jej zadań było chronienie tajemnicy istnienia wampirów. Wolała nie myśleć, jaka panika wybuchłaby wśród ludzi, gdyby dowiedzieli się, że to nie tylko legendy, książki i filmy. A teraz zabiła jednego z nich na oczach kilkunastu osób, jakby wrzeszcząc na całe gardło „Patrzcie, to nie jest człowiek!”. Swoją drogą, ciekawe, dlaczego ze wszystkich opowieści to właśnie wampiry, a nie wilkołaki czy duchy okazały się prawdziwe. Chociaż, kto wie…

Powinna ich zabić? Nie, to nie możliwe. Mimo że to rozwiązanie wydawało się najbardziej oczywiste i skuteczne nie sądziła, aby była w stanie tego dokonać. Wampiry od dziecka traktowała jak przedmioty, które wystarczy po prostu zmieść z powierzchni ziemi jak zwykłe śmieci. Dodatkowo nienawiść tą podsycało wspomnienie rodziców, zamordowanych przez Alberta – najgroźniejszego wampira, jakiego miała wątpliwą przyjemność spotkać. W dodatku był ojcem jej chłopaka… W tej chwili przypomniała sobie o Johnie. Wciąż nie wracał. Czyżby zaatakowali i jego? Poczuła dziwny dreszcz, przebiegający od karku przez resztę ciała. Przecież ten idiota, mimo że był egzorcystą i, jakby było mało, wampirem nie miał najmniejszych szans. Cechujące go naiwność i niezdecydowanie nie raz prawie go zabiły.

Wzięła głęboki oddech i wyszła z mieszkania. Zamknęła za sobą drzwi. Ciekawe po co, skoro i tak je rozwalą, w dodatku widniała w nich wyszarpana dziura… Jak gdyby nigdy nic zaczęła kierować się ku schodom.

http://img26.picoodle.com/img/img26/3/12/30/f_1m_9c2ed1b.png

Podniesione głosy sąsiadów natychmiast się urwały, skoro tylko ją ujrzeli. Barczysty facet z mieszkania obok pochylał się nad kupą popiołów, rozsypujących się po półpiętrze. Przecież nie byli tak głupi, żeby zignorować prochy. Na podstawie tego nie stwierdzą, czy był to wampir czy nie, ale nie dadzą tak łatwo a wygraną… Gdyby był tu Thomas z pewnością jakoś wyszedłby z tej sytuacji obronna ręką. Że też musiał zniknąć akurat teraz! Oto przez nią, zwykłą, niepozorną dziewczynę tajemnica skrywana przez setki lat miała wyjść na jaw. Co za ironia losu… Wtem w jej głowie zapaliła się czerwona lampka. Czyż Albertowi nie chodziło właśnie o to? Chciał przecież, jak mówił, wyjść wreszcie z cienia. Zmartwychwstał, czy to po prostu jego naśladowcy? No tak, przy życiu wciąż pozostawała jego starsza córka, Emma. Najwidoczniej poszła w ślady ojca. Musiał zrobić jej niezłe pranie mózgu.

Nikt nie odważył się zastąpić Juliette drogi. Wśród panującej ciszy zdawało się, ze obcasy jej butów swoim łoskotem wywołają zaraz trzecią wojnę. W końcu poczuła na twarzy świeży podmuch wieczornego wiatru, który rozwiał jej włosy we wszystkie strony. Ruszyła żwawym krokiem przed siebie zadowolona, że mijający ludzie patrzyli na nią zgoła obojętnie. Zrobiło jej się gorąco, kiedy usłyszała zbliżający się dźwięk policyjnych syren. Musiała jak najszybciej skontaktować się z Johnem. Nie mógł tu wrócić. O ile był jeszcze w jednym kawałku.



Henry nie czuł się ani odrobinę lepiej. Pomścił już utratę samochodu, a jednak wciąż nie mógł odnaleźć wewnętrznego spokoju. Nic dziwnego, w końcu ledwo uszedł z życiem z walki ze staruszką o morderczych zapędach. Co ciekawe, jego kumpel leżał kilka metrów dalej z kulką w czole. To mogło przytrafić się tylko im.

Podszedł do kobiety. W jej rozluźnionej już dłoni znajdował się pistolet, który pospiesznie podniósł. Głupio by było, jakby nagle się obudziła i strzeliła mu prosto w plecy, tylko i wyłącznie przez jego własne roztrzepanie. Przez moment tkwił w impasie, celując w jej osiwiałą głowę. Z irytacją stwierdził, że znów zaczął padać deszcz. Oczyma wyobraźni już widział siebie w szpitalnym łóżku, umierającego w na zapalenie płuc. W ostatniej chwili uświadomił sobie, że nie powinien zabijać tej kobiety. Muszą dowiedzieć się, dlaczego ich zaatakowała. Trupy nie odpowiadały na pytania. Bynajmniej nie na takie, jakie miał zamiar zadać. Wepchnął pistolet starowinki za pasek i zerknął przez ramię w lewo. Nieopodal niewielkiego krzaka leżał John, mokre włosy zakrywały niemal całą jego twarz.
-Nie mamy czasu – warknął Henry – Później się powylegujesz! Słyszysz mnie?
W najśmielszych fantazjach nie oczekiwał usłyszeć odpowiedzi. I jej nie otrzymał. Egzorcysta pożałował, że nie jest ani siłaczem, ani nie posiada drugiego auta na podorędziu (w ogóle go nie posiadał).
Nie, nie myśl o samochodach! – skarcił się.
Obawiał się, że może pojawić się ktoś jeszcze, niespodziewanie wyskakując zza krzaków. Musieli więc jak najszybciej opuścić to miejsce. Nie był jednak w stanie zarzucić sobie na plecy jednocześnie kobiety i Johna. Może stosowne byłoby tu go zostawić? Ktoś zawsze musiał się poświęcić ku spełnieniu wyższych celów… Podszedł do leżącego wampira, nieświadomego szykowanego mu losu. Henry uklęknął przy koledze, odgarniając mu włosy z czoła. Jak się spodziewał, było gładkie niczym pupcia niemowlęcia. Ale mógł przecież czekać jeszcze godzinami, zanim ten leń raczy się obudzić. Niemal podskoczył, gdy blondyn otworzył oczy i niepewnie uniósł się na ramieniu.

http://img26.picoodle.com/img/img26/3/1/1/f_2m_b8b0235.png

-Co się stało? – spytał, rozglądając się na boki. Jego dłoń odruchowo poczęła macać czoło.
Henry w tym momencie uśmiechnąłby się pod wąsem, gdyby tylko go miał.
John jęknął, kiedy w końcu przypomniał sobie, dlaczego leżał w środku lasu moknąc na deszczu.
-To było okropne… Nieludzkie… Jak można było mi to zrobić?!
Skoro narzekał, wszystko było w porządku.
-Dobrze, że trafiło tam, gdzie nie było co uszkodzić – rzekł dziarsko Henry, rozciągając zdrętwiałe mięśnie. Wzdrygnął się z obrzydzeniem. Zarówno spodnie jak i koszula przesiąknięte deszczem lepiły mu się do całego ciała.
John posłał mu zabójcze spojrzenie. Chrząknął znacząco, ale już nic na ten temat nie powiedział. Bał się, że tamten mógł mieć rację. Czuł się co najmniej dziwnie. Stał na nogach po tym, jak jakaś babcia strzeliła mu w łeb. Co się dzieje z tym światem.
-Co z nią zrobimy? – spytał, wskazując nieprzytomną kobietę – Żyje?
-Dobrze, że pytasz… To chyba oczywiste, że żyje. Jakby była martwa, już dawno by mnie tu nie było – odparł – Musimy wracać i wziąć ją ze sobą.
John stłumił w sobie pragnienie żywego protestu. Nie miał ochoty włóczyć się po lesie ze swoją niedoszłą morderczynią.
-Jak? Nie mamy już samochodu, a wciąż tkwimy w środku lasu, jest zimno i coraz bardziej pada…
-Gadasz jak baba, nie marudź!
-A skąd ty to możesz wiedzieć…
-Co?
-Nic… - John zaśmiał się cicho ze swojego dowcipu. Jeśli Henry zrozumiał, nie dał po sobie tego poznać.
-Nieważne… Ale nie marudź już, bo i tak masz lepiej niż ja. Ledwo cię widzę, a stoisz metr obok.
Henry chwycił kobietę za ramion, polecając Johnowi podnieść jej nogi. Przez chwilę kłócili się o to, kto które kończyny ma nieść, jednak wreszcie Henry postawił na swoim. Nie miał zamiaru ulec jakiemukolwiek wampirowi. A zwłasza niedorozwiniętemu.

Dziesięć minut później udało im się dotrze do ulicy. Nie wiedzieli, która konkretnie była godzina, było jednak wystarczająco późno, aby ruch ograniczył się do minimum. Przez kilka minut drogi poboczem słyszeli jedynie szum drzew i spadających na nie kropli deszczu. Przemarznięci do szpiku kości wytrwale nieśli staruszkę. Nie zwracali uwagi na zdrętwiałe ramiona, które aż wrzeszczały o zmniejszenie ciężaru.
-Zbliża się! – krzyknął John. Zrobił to tak niespodziewanie, że Henry rzucił niesioną babcię na ziemię.
-Cholera… Co?
-Jakieś auto.
-Nic nie słyszę…
-Poczekaj chwilę, zaraz tu będzie.
John położył swoją część kobiety na ziemi i stanął obok. Co za ulga… Henry natomiast zbliżył się do jezdni. Kiedy zza zakrętu wyłoniło się oślepiające światło reflektorów zaczął energicznie wymachiwać rękami. Kilka sekund później gwałtowne powietrze odrzuciło go do tyłu. Musiał przytrzymać się drzewa, żeby nie upaść.
-Nawet nie zwolnił! – oburzył się.
-Cicho, jedzie następny – skonstatował blondyn – Teraz ja spróbuję. Wyglądam przyjaźniej, na pewno się zatrzyma.
Henry puścił uwagę mimo uszu. Zemsta za pustą czaszkę.
John przemieścił się w to samo miejsce, co wcześniej Henry i począł identycznie gestykulować. Wściekły powrócił do towarzysza. Bez słowa ponownie chwycili kobietę i ruszyli w stronę miasta.
-Znowu – rzekł John bez zbytniego entuzjazmu, zatrzymując się. Zatrzymał się gwałtownie. Starowinka z łoskotem upadła na ubitą ziemię. John sprawdził, czy po dwóch upadkach jeszcze żyje. Henry w tym czasie przybrał stanowczą minę, niczym Jean Cloud Van Damme, szykujący się do samotnego ataku na wrogi batalion. Wyjął zza paska pistolet i wcisnął go Johnowi.
-Po co mi to? Mam nam ustrzelić samochód?
-Jak nie prośbą, to groźbą… - Henry popchnął go na środek ulicy – Zatrzymamy go tym.
-Ale czemu ja? – zaprotestował John – Sam to zrób, teraz twoja kolej!
-Nie… Jeśli mimo wszystko się nie zatrzyma i cię potrąci, tobie nic nie będzie, a ja mógłbym zginąć.
-Ach tak… Jak miło z twojej strony. Nie zapominaj, że to i tak boli.
-Przynajmniej wtedy wiesz, że żyjesz…
Snop jasnego światła objął już sąsiednie drzewa, przerywając tą wymianę zdań. Henry błyskawicznie odskoczył w bezpieczne miejsce.
-No już! – krzyknął.
John wciąż stał jak słup soli.
-Rusz się! I weź zrób jakąś bardziej groźną minę... O tak – nadął policzki, a jego brwi zamieniły się w jedną, prostą kreskę.
John wreszcie niepewnie skierował pistolet w stronę nadjeżdżającego auta. Dobrze, że było ciemno. Jego twarz wyrażała wszystko, tylko nie zdecydowanie.
Henry wstrzymał oddech. Uda się, uda. Nie, John był po prostu beznadziejny. Zaraz będzie musiał zdrapywać go z asfaltu. Uda się… Zauważył, że zaciska kciuki, aż zbielały mu kostki. Rozluźnił uścisk i w tej samej chwili rozległ się świdrujący w mózgu pisk opon. Samochód zatrzymał się kilka centymetrów od stóp Johna. Odetchnął z ulgą, jednak się udało. Henry zaczął wyciągać kobietę z rowu. John cofnął się, nie wierząc, że nie leży dwa metry dalej.
-Wyłaź! – krzyknął do kierowcy stanowczo. Przynajmniej tak mu się zdawało.
Drzwi otworzyły się natychmiast. Zza kierownicy wysiadł wysoki, dość przystojny mężczyzna i spojrzał na Johna.

http://img26.picoodle.com/img/img26/3/1/1/f_3m_43c02ee.png

Przez moment jego twarz przybrała nieodgadniony wyraz. Szybko zastąpiło to osłupienie.
-Matko Boska, John, co ty wyprawisz?
-Antonio? – blondyn był nie mniej zdumiony.
-Co jest? – krzyknął Henry, zauważywszy dziwny zastój pomiędzy dwoma mężczyznami.
-Mamy szczęście, chodź tu! – odpowiedział John, dumny ze zdobycia samochodu. I kto teraz ośmieli się powiedzieć, że jest bezużyteczny?
Henry wymamrotał coś pod nosem i przyciągnął kobietę do samochodu. Zastosował metodę, która słusznie skojarzyła mu się z tą, którą przed dwoma laty za jego poleceniem posłużyła się pewna dziewczyna w celu przemieszczenia nieprzytomnego Maxa. Jak ona się nazywała? Za to ten dzień pamiętał doskonale. Aż za dobrze. Nigdy nie zapomni dnia, w którym zginęła Carol… Przerwał wspominanie wydarzeń z przeszłości, gdy tylko rozpoznał kierowcę.

Wreszcie wpakowali niedoszłą zabójczynię do samochodu i nie wierząc w to dobrodziejstwo losu pomknęli w stronę miasta. Uprzednio zdążyli powtórnie pokłócić się o to, kto ma usiąść z przodu…



Zdawało się, że wszyscy mówili tylko o wielkiej komecie, która pojawiła się na niebie dwie noce wcześniej. Trzy lata temu można było zaobserwować podobne zjawisko, jednak widocznie komety wciąż budziły sensację. Przynajmniej ludzie mieli jakiś konkretny temat do rozmów, chociażby na chwilę. Lepsze to, niż wysłuchiwanie sztucznych komplementów i wyssanych z palca plotek. Sztuczne uśmiechy wystarczały aż nadto. Benitez nienawidził tych wszystkich bali, na których chodziło jedynie o pokazanie się z tej najbogatszej strony. Co za ironia, że to on był gospodarzem.
-Widzisz ich gdzieś? – spytał trzymającą go za ramię kobietę – Już długo tu nie wytrzymam.
Anais rozejrzała się wokół, wspinając się lekko na palcach. Dotknęła swojego nowego naszyjnika i pokręciła przecząco głową.
-Chodźmy dalej, muszą gdzieś tu być…
Dość szybkim krokiem ruszyli przed siebie, mijając roześmianych mężczyzn i wystrojone kobiety. Co chwilę zmuszeni byli odwzajemniać nieszczere uśmieszki. Mężczyzna zaśmiał się w duchu. Ciekawe, co by się stało, gdyby te towarzyskie harpie dowiedziały się, że niemal połowa z nich nie była ludźmi…
-Słuchasz mnie? – podirytowana kobieta szarpnęła go za ramię.
Otrząsnął się i spojrzał na jej twarz, okoloną idealnie wymodelowanymi, kasztanowymi włosami.
-Powtórz, proszę, co mówiłaś, zamyśliłem się.
-Widziałam. Nasz cel jest tam – kiwnęła głową w stronę stołu stojącego niemalże w rogu ogromnego pomieszczenia.
Nie ociągając się ani chwili dłużej, podeszli do stojących tam ludzi.
-Witam – rzekł Benitez, całując żonę Maxwella w smukłą dłoń, odzianą w białą rękawiczkę. Kobieta miała niewiarygodnie jasne włosy, które układały się w delikatne fale. Doskonale kontrastowały z jej czerwoną suknią.
Kiedy zakończyli rytualne powitanie, jako pierwszy odezwał się mężczyzna, odziany w czarny frak.
-Poznajcie też naszego syna – przerwał, gdy zauważył, że dziecko gdzieś się ulotniło. Dojrzał go wyjadającego przysmaki ze stołu – Albercie, chodź tutaj!
Chłopiec przybiegł do ojca i skłonił się gospodarzom.

http://img19.picoodle.com/img/img19/3/1/2/f_4m_a2a2962.png

-Jak pan myśli, jak ludzie zareagowaliby na fakt, że zaprasza pan do swego domu wampiry? – spytał Maxwell.
-Ciekawe, sam przed chwilą o tym myślałem… Z pewnością podniosłaby się niemała panika.
-Pewnie ma pan rację – mężczyzna zaśmiał się, zerkając na żonę.
-Widzę, że jest pan w dobrym humorze – zauważyła Anais, odzywając się po raz pierwszy
-Tak, tak. Od jakiegoś czasu pracuję nad pewną kwestią i wydaje mi się, że jestem coraz bliżej celu! Poczeka pani chwilę, a moje nazwisko będzie znał cały świat.
Albert domyślił się, że za chwilę będzie już za późno, aby przerwać ojcu. Jak zaczynał mówić o fotografii, wpadał w istny trans.
-Przepraszam – odezwał się. Postronną osobę mógł zdziwić stanowczy ton dziecka. Spojrzał na pana domu – Mógłbym pomówić z panem na osobności?
-Albercie! – skarciła go matka – Co ty mówisz, nie wtrącaj się! Przepraszam pana, syn zawsze…
-Nie szkodzi – przerwał jej, unosząc dłoń – Chodźmy na tamten balkon, zrobiło się tu bardzo gorąco…

Wraz z chłopcem wyszli na jeden z niewielkich balkonów. Orzeźwiające powietrze stanowiło miłą odmianę od atmosfery panującej wewnątrz. Mieszanina perfum i woni różnorodnych potraw nie była jego ulubionym zapachem. Otaczało ich słabe światło sączące się z wiszącej na murze lampy naftowej.
Mężczyzna oparł się o barierkę i spojrzał w dal.
-I jak? Posunęło się chociaż trochę do przodu?
-Niewiele. Z pewnością byłoby mi lepiej, gdybym nie wyglądał jak dziecko.
-Jesteś dzieckiem…
-No i co z tego? Tylko z tego powodu większość ludzi, znaczy wampirów, nie traktuje mnie poważnie.
-To minie, nie martw się… Ale zbaczamy z tematu.

http://img26.picoodle.com/img/img26/3/1/1/f_5m_6abac83.png

-No tak. Więc zamieniłem ostatnio jednego człowieka w wampira. Jest mi posłuszny i to właśnie dzięki niemu udało mi się osiągnąć dość dużo, chociaż i tak nie jestem w pełni usatysfakcjonowany. Coraz więcej wampirów zaczyna nas popierać.
-Co o tym wszystkim myśli twój ojciec?
-Nic. W ogóle się tym nie interesuje, traktując to, co mówię, jako dziecinne wymysły. Wiesz, cały czas siedzi w tej swojej fotografii i wszystko mu jedno.
Mężczyzna uśmiechnął się. Tylko to dziecko śmiało mówić do niego na ty.
-Jesteś pewien, że nie chcesz zostać wampirem? – spytał znienacka chłopiec – Mogę cię zmienić w każdej chwili.
-Wiem, ale jeszcze nie teraz. To może poczekać…

niepokorna
02.01.2009, 12:02
już czytam! :D

konwersacje Johna i Henry'ego są bezcenne :D
z pewną, należną premedytacją taszczyli staruszkę, nieraz upuszczając ją na podłogę i nastawiając na niebezpieczeństwa, np. coś z głową <z którą i tak było coś nie tak>
jestem strasznie ciekawa, co będzie z Juliette w dalszych częściach.
i mam nieodparte wrażenie deja vu: Czyżby Albert powrócił? :O
piękne zdjęcia, a tekst w niektórych momentach mnie rozwalił :D <pamiętna konwersacja, kto ma usiąść z przodu bądź odgryzanie się za pustą głowę>

znalazłam parę błędów :rolleyes:

Swoją drogą, ciekawe, dlaczego ze wszystkich opowieści to właśnie wampiry, Anie wilkołaki czy duchy okazały się prawdziwe. Chociaż, kto wie…

...czy to właśnie wampiry, a nie wilkołaki...

Jeśli henry zrozumiał, nie dał po sobie tego poznać.

Henry :P

z władcza niedorozwiniętemu.

zwłaszcza

-Co jest? – krzyknął henry, zauważywszy dziwny zastój pomiędzy dwoma mężczyznami.

znów Henry



Jak ona się nazywała
Aida :P

ciekawie, nawet bardzo. nie wiem, co Ty tam jeszcze ponawymyślasz :P

Libby
02.01.2009, 15:18
Fajny odcinek. Chociaż jakoś mało tych zdjęć.
Nie było Maksia:(...
Co do małego Alberta, może to jakieś sceny z przeszłości?
Coraz bardziej zawile... Nie doczekam się kolejnego odcinka!

ptasie mleczko
02.01.2009, 15:31
O matko <umarła z zachwytu> mało mi mało. Wielki, cudowny, wspaniały powrót Albercika <wiedziała że wróci, w takiej bądź innej formie>. Biedny Johnuś, zawsze ktoś się musi z nim droczyc i przekomarzac jak nie Maxiu to znów Henryś :D swoją drogą te konwersacje to miszczostwo świata :D No i ten powrót do przeszłości, bardzo mi się podoba ten pomysł, bardzo bardzo. W ogóle wszystko mi się podoba <jest wniebowzięta> <zazdrości pomysłów i polotu> Miszczuniu! Nie wiem co dalej pisac, bo aż mi brak słów. <czeka z niecierpliwością na następny odcinek>

Edit: Libby oczywiście, że to przeszłośc, np. te stroje, bale, mały Albert, służący i wielcy państwo ;)

Callineck
02.01.2009, 18:15
Nie, to nie możliwe.
nie raz prawie go zabiły.
wywołają zaraz trzecią wojnę
Henry chwycił kobietę za ramion,

- niemożliwe
- nieraz
- ...wojnę światową albo następną wojnę
- ramiona

No proszę, wielki powrót małego Alberta, kto by się spodziewał? :)
Biedna Julka, musi poszukać nowego domu.
Henryś znowu zaprezentował cały swój urok osobisty.

Castaway
03.01.2009, 11:04
Ojoj Albercik wrócił *^^*
Julka szuka nowego domu a Johnny wyjechał se z Henrysiem i z babcią na romantyczną podróż xD Facet bez serca ^^ xD

Tonks
06.01.2009, 19:02
Fajnie było trafić na coś takiego podczas choroby, nie tyle zabija czas, co go kreatywnie zajmuje, thanks ;)

niepokorna
10.01.2009, 23:42
wciąż odświeżam tę stronę z nadzieją wypatrzenia odcinka.... :rolleyes:

scarlett
10.01.2009, 23:46
VII
http://img34.picoodle.com/img/img34/3/1/10/f_tytm_9fafd42.png


-Co tu się dzieje?!
Od ścian celi odbił się donośny głos Anais. Za sprawą akustyki pomieszczenia, wydawał się dwa razy donośniejszy. Dzięki temu chociaż na chwilę udało jej się zwrócić na siebie uwagę. Ta chwila wystarczyła.
Kiedy tu weszła jej oczom ukazał się dość niecodzienny widok. Aida leżała przygwożdżona silnym ramieniem Maxa do materaca. W drugiej dłoni mężczyzna dzierżył pistolet kobiety i opierał go na jej głowie. Anais nie była pewna, czy jej się nie przywidziało. Przez moment, zanim zdążył rozumieć, co się dzieje, dostrzegła wyraz niezdecydowania malujący się na jego twarzy. Jakby do końca nie był pewien, czy aby na pewno chce pociągnąć za spust.

Wahanie to nie trwało jednak długo. Max odskoczył od dziewczyny i zanim Anais zdążyła w jakikolwiek sposób go powstrzymać, wybiegł na zewnątrz przez otwarte drzwi. Kobieta chwiała się przez chwilę na wysokich obcasach, rozpaczliwie próbując utrzymać równowagę. Po chwili runęła na podłogę, boleśnie obijając kość ogonową. Speszona Aida podbiegła, aby pomóc jej stanąć na nogi.
-Zostaw mnie – Anais sama się pozbierała i kiwnęła głową w stronę korytarza– Dogoń lepiej jego.
Czarnowłosa po małej wymianie zdań ruszyła w stronę, w którą pobiegł Max. Ciekawe, jak miała go złapać? Miał przewagę oraz jej pistolet. Z drugiej strony, przez te wszystkie lata, umiejętność szybkiego biegania miała opanowaną do perfekcji. Pewnie zaraz dogoni mnie Anais, razem nie będziemy miały z nim żadnego problemu, pomyślała i natychmiast przyspieszyła kroku.

Max w końcu opuścił swoje więzienie. Nie miał pojęcia, ile dokładnie tam spędził, jednak było to z pewnością dużo czasu. Zbyt dużo. A to jeszcze nie koniec. Co z tego, że wyszedł stamtąd, skoro musiał opuścić jeszcze ten cholerny budynek, który jak na razie jawił się jako plątanina korytarzy niczym w jakimś przeklętym labiryncie. Czemu nie ma tu żadnego planu z planu z drogą ewakuacyjną na wypadek pożaru? To znacznie uprościłoby sprawę. Mężczyzna biegł przed siebie, z narastającą irytacją wsłuchując się w plaskanie jego gołych stóp o zimne kafelki, którymi wyłożona była podłoga całego korytarza. Jeśli miał zamiar oddalić się na więcej niż kilkanaście metrów, musiał znaleźć sobie jakieś buty. Albo chociaż skarpetki.

Tymczasem musiał opuścić te mury, aby myśleć o jakiejkolwiek przyszłości. Dotarł do kolejnego rozwidlenia korytarza. Tym razem na chybił trafił wybrał przejście prowadzące w prawo. Co najdziwniejsze, nie spotkał jeszcze nikogo na swojej drodze. Niemożliwym wydawało się, aby były tu tylko tamte dwie kobiety. Było to więc niewiarygodne szczęście, zwłaszcza, że nie miał na sobie nawet ubrania, o planie i broni nie wspominając. Nagle usłyszał za sobą kroki. Tamten ktoś najwyraźniej go ścigał, bo odgłosy były dość szybkie i rytmiczne. W dodatku miał buty. Nie miał za dużego doświadczenia ze spluwami, ale musieli sobie ze sobą poradzić. Odwrócił się, jednak nikogo nie było widać. Spróbował poruszać się najciszej jak potrafił. Przeszło mu przez myśl, że może uda się go zgubić. Biegł tak przez chwilę, kiedy kroki stały się coraz bardziej słyszalne. Czyli jednak się nie powiodło. Zatrzymał się, odbezpieczył pistolet i wycelował w stronę, z której sam przybył. Chwilę potem zza zakrętu wyłoniła się sylwetka wysokiej kobiety. No tak, Aida…

Strzelił na oślep, próbując w nią trafić. I tak ta pukawka zdoła zatrzymać ją na ledwie kilka minut. Pierwsza kula śmignęła kilka centymetrów od jej głowy, dwie następne utkwiły w ścianie. Może czas wybrać się na strzelnicę? Kobieta coraz bardziej się zbliżała. Nie miała żadnej broni, ale to akurat marne pocieszenie w tym konkretnym przypadku. Koniec ze staniem jak słup. Max odwrócił się na pięcie i ruszył ponownie przed siebie. Co jakiś czas kontrolował dzielącą ich odległość. Wampiry biegały tak szybko, że nie dawał sobie więcej niż pięć sekund. Wielkie było jego zdziwienie, gdy zauważył, że Aida ledwo utrzymywała stałą odległość między nimi. Znów miał szczęście? Strzelił kilka razy w jej stronę i poczuł falę radosnego gorąca, kiedy jedna z kul dosięgła celu. No, prawie. Musiała dostać w kolano, bo z jękiem padła na ziemię jak długa. Pewnie mu się przywidziało, ale wydawało się, że kątem oka dostrzegł sączącą się z jej rany krew. Ale w końcu była wampirem, to niemożliwe.

Wyrzucił niepotrzebny już wyładowany pistolet i zaczął biec jeszcze szybciej. Chociaż zyskał niewiele czasu, mogło to mieć kluczowe znaczenie. Postanowił poruszać się cały czas prosto. Kiedy mijał pierwsze skrzyżowanie, coś niespodziewanie szarpnęło go za łokieć i pociągnęło w prawo. Nie panując nad swoim ciałem runął na ziemię. Pozbierał się co nieco i zaskoczony spojrzał na towarzyszącą mu kobietę.

http://img32.picoodle.com/img/img32/3/1/5/f_3m_e684c83.png

-Czego ode mnie chcesz? – warknął, masując obolały pośladek.
-Zamknij się i mnie słuchaj – jej zdecydowany ton przywiódł mu na myśl głos Anais – Jeśli chcesz stąd wyjść, to słuchaj co do ciebie mówię.
-Kim jesteś?
-Co to za różnica?
-Dla mnie jest.
-Taylor. Vivien Taylor. Zadowolony?
-Nie do końca. Co tu robisz?
Kobieta pomachał mu przed nosem trzymanym w dłoni pistoletem.
-Ratuję ci dupę? Jeśli chcesz wiedzieć, mam wiele ciekawszych zajęć, więc się szybko decyduj.
W rzeczywistości wcale nie miała nic do roboty i dlatego tu była.
-No dobra, możesz mnie uratować, skoro nalegasz, Viv.
-Nie nazywaj mnie tak – ucięła ostro, zwężając oczy w cieniutkie szparki. Przez tą chwilę Max uważnie się jej przyglądał. Ostatnio kobiety zaczęły mu spadać jak z nieba. Kate pewnie go zabije. Wendy też.
-Chodź za mną – rzekła Vivien i wstała, podtrzymując się wielkiej szafy, za którą się ukryli.
-Czekaj – zaprotestował – Ona zaraz tu przyjdzie…
-Nie przyjdzie.
-Skąd wiesz?
-Nieważne. Idziesz czy nie?
Max ociągał się chwilę, jakby czekał, aby tamta podała mu dłoń i pomogła wstać. Najwyraźniej nie miała zamiaru. Bez słowa ruszył za nią.
-Wiesz, dokąd iść? – spytał w końcu.
-Yhm.
-Skąd się tu wzięłaś? Wiesz, tu może być trochę… niebezpiecznie.
-Nie boję się wampirów, jeśli o to ci chodzi. Patrzyłam sobie trochę i…
Kobieta nagle się zatrzymała. Max uczynił to samo.
-Co się stało? – szepnął jej do ucha.
Spojrzała na niego z ukosa i odepchnęła od siebie.
-Nic. Wychodzimy.
-Co? Gdzie? Nie widzę tu…
Vivien popchnęła go wprost na duże okno znajdujące się za plecami mężczyzny. W ostatniej chwili zdążył zablokować się ramionami zna ścianie. Zerknął za siebie i aż zakręciło mu się w głowie. Dwanaście metrów jak nic.
-Mogłaś od razu powiedzieć, że chcesz mnie zabić.
-Obleciał cię strach?
-Ja jeszcze myślę racjonalnie…
-Powiedział facet w samych gaciach – przerwała mu. Spróbowała go zaskoczyć i znów wywalić przez okno – Sam sobie zaprzeczasz. Jak nie wylecisz przez to okno, to cię nie uratuję. A oni zaraz tu przyjdą i będzie po nas obojgu.
-Po co to robisz? Znaczy, co ty w ogóle robisz?
-Chyba już to sobie wyjaśniliśmy.
-Czyli jesteś egzorcystką? Nigdy wcześniej cię nie widziałem.
-Powiedzmy, że tak.
Dopiero teraz zauważył dwie cienkie blizny pod jej lewym okiem. Były tak nie na miejscu, jak osrane pieluchy na tyłku jego córki, które był zmuszony zmieniać… Całkowicie nie pasowały do jej ładnej twarzy.

http://img34.picoodle.com/img/img34/3/1/8/f_2m_a3be5fb.png

Vivien westchnęła ostentacyjnie i wymierzyła mu kopniaka prosto między nogi. Zaskoczony mężczyzna wydał z siebie stłumiony jęk, a jego dłonie odruchowo powędrowały do zmiażdżonego czułego miejsca. Wykorzystała tą okazję i popchnęła go w tył, opierając na nim cały ciężar swojego ciała. Przylgnęła do niego i obydwoje wypadli przez okno z trzeciego piętra, prosto w dół.



-To dziwne… - podsumowała Lena, siadając na skraju biurka przy wtórze spadających na podłogę papierów – W innej sytuacji pewnie umarłabym ze śmiechu słysząc, że prawie zabiła was ta babcia, ale dziś… Jestem skłonna wam uwierzyć i to całkiem na poważnie.
Starsza kobieta siedziała unieruchomiona na krześle. Kila par oczu patrzyło na nią z niemałym zdziwieniem. Thomas przewróciłby się w grobie widząc więźnia w swoim gabinecie. Chyba, że jeszcze żyje, wtedy uczyniłby coś innego wyrażającego dezaprobatę dla zaistniałej sytuacji.
-Skąd ta wspaniałomyślność? – spytał Henry, walcząc z biurowym automatem z wodą. Czemu leciała tylko gorąca?
-Jestem tu z powodu… pewnego incydentu…
-No? – popędził ją mężczyzna, parząc sobie język wrzątkiem.
-On… Zabił Norę.
-Co?! Kto?
-Jakiś dzieciak. Chciał potem zabić mnie, ale jak widać się nie dałam. No i też był człowiekiem, jak ta stara…
-Co się z nim stało? – do rozmowy włączył się wysoki mężczyzna w okularach, znajdujący się najbliżej schwytanej staruszki.
-Ja… Zabiłam go. Byłam pewna, że jest wampirem, a się okazało… No wiecie. Ale wcale tego nie żałuję po tym, co on sam zrobił.
-To dość dziwny zbieg okoliczności, nie sądzicie? – zauważył – Czemu mieliby was atakować ludzie?
-Zaraz się tego dowiemy – rzekł butnie Henry, próbując zapomnieć o sparaliżowanym języku – Ona nam wszystko wyśpiewa.
-Oby.

Antonio potrząsnął głową i podszedł do siedzącego pod ścianą Johna. Blondyn miał zdecydowanie niewyraźną minę.
-Żyjesz?
-Jeszcze tak…
-Nie rozumiem.
-Nieważne – John powrócił do tępego wpatrywania się w ekran swojej komórki.
Mężczyzna wzruszył ramionami i usiadł na swoim poprzednim miejscu. Dotąd nie usłyszał „dziękuję” za podwiezienie ich do miasta… Zamoczyli mu tylko tapicerkę i oto, co z tego miał. Niewdzięczność.

W końcu babcia otworzyła oczy. Rozejrzała się niepewnie, próbując zorientować się w otoczeniu. Nagle zaczęła się gwałtownie szarpać. Henry i Brian skutecznie ją unieruchomili na wypadek, gdyby na przykład połamała krzesło.
-Uspokój się, nic ci to nie da – rzekł Henry, szczerząc zęby – Teraz to ja jestem panem sytuacji.
-Niczego wam nie powiem, dopóki nie zrobicie tego, co wam każę!
-Oczywiście, że odpowiesz…
-Nie.
-No dobra – westchnął Henry - Odpowiadam na wszystkie prośby. Ale czasem odpowiedz brzmi nie.
-Rozwiążcie mnie.
-Nie. Dlaczego nas zaatakowałaś?
Cisza.
-Dlaczego nas zaatakowałaś?!
Cisza.
Twarz Henry’ego zaczęła nabiegać czerwienią. Ta starucha nie będzie się więcej z niego naigrywać! Brian odsunął go do tyłu i oswobodził jedną rękę kobiety.

http://img33.picoodle.com/img/img33/3/1/10/f_3m_9110af8.png

-Co ty wyprawiasz? – oburzył się Henry.
-Cicho bądź, ja się nią zajmę, Henry. Z resztą, wszyscy bądźcie cicho.
-Jasne, jasne… - urażony usiadł koło Leny. Na szczęście dziś nie próbowała go kusić swoim skąpym odzieniem.
Przez kilka minut panowała całkowita cisza, zakłócana jedynie przez krople deszczu uderzające o okna.
-Widzicie, jak ja wyglądam?! – zawyła kobieta, kryjąc twarz w wolnej dłoni, spomiędzy jej palców wypływały krokodyle łzy – Nie zrozumiecie tego! Wy wszyscy tacy piękni, tacy młodzi, nie zrozumiejcie cierpień starej kobiety!
-To znaczy?
Załkała cicho.
-Nie chcę być dłużej człowiekiem! Nie rozumiesz? No tak, skąd ty możesz wiedzieć, nigdy nie miałeś zmarszczek ani reumatyzmu…
-Czyli… Działasz na zlecenie jakiegoś wampira? – to co mówił, brzmiało absurdalne.
Babcia pokiwała głową.
-Kim on jest?
-Nie wiem, nigdy go nie widziałam.
-Obiecał cię zamienić w wampira, jeśli ich zabijesz?
-Tak jakby… Nie tylko ich. Was wszystkich.
-To bez sensu! – wykrzyknął Henry – Sam mógł ruszyć swoje tłuste dupsko, a nie… - Lena szturchnęła go uciszająco.
-Nas? To znaczy? – Brian ze stoickim spokojem kontynuował przesłuchanie.
Kobieta nagle wybuchła niepohamowanym zawodzeniem szaleńca. Po chwili płacz zamienił się w jeszcze bardziej obłąkany rechot.
-Ona oszalała – zauważył Antonio – Pozbądźmy się jej, i tak nic już nie powie.
-Jeszcze nie – zaprzeczył okularnik i spojrzał na starowinkę. Kiedyś będzie musiała się uspokoić, a on wyciągnie z niej co trzeba.

Nagle szklane drzwi gabinetu Thomasa otworzyły się z głośnym świstem powietrza. Spojrzenia zebranych skumulowały się na osobie Juliette, która właśnie przekroczyła próg pomieszczenia.
-Co się tak gapicie? – spytała – Aż tak widać, że ścigają mnie psy?
-Co? Zaprowadziłaś ich aż tu? – wzdrygnął się Antonio. Wyglądał na zmieszanego.
-Nie, nikt mnie nie śledził… Co to za baba?
-Chciała nas zabić, nie przejmuj się – krzyknął Henry z drugiego końca – Lenę chciał zabić jakiś dzieciak, który wcześniej zdążył zabić Norę… A ciebie kto zabił?
-Co? – zdziwiła się – Was też?
-Co też?
-Przyszedł do mnie jakiś wampir… Rozumiecie to? Rozwaliłam go na klatce na oczach sąsiadów….
-Bez wątpienia dzieje się tu coś dziwnego. Najpierw zniknął Max, potem Thomas, a teraz to… - podsumowała Lena - Jakby ktoś w jakimś celu chciał się nas pozbyć.
-Ona mnie zaraz zabije… - wymamrotał John, dotąd cały czas milcząc. Wyglądał, jakby dostał jakiegoś urazu mózgu.
Juliette uśmiechnęła się niczym zwycięzca wolnej elekcji na króla Piekła.
Tak, zaraz go zabiję…
Podeszła do swojej przyszłej ofiary i spiorunowała go wzrokiem. Posłuszny niczym pies John natychmiast powstał.
-Ona mnie zabiła, nie rozumiesz? – spytał cicho z nadzieją, że wyjdzie z tego starcia żywy – Ta babcia…
-No i co z tego? – uśmiech wciąż nie znikał jej z ust.
-No i nie mogłem odebrać… - Juliette znacząco uniosła brwi – Czternaście razy…

Pozostali nie wytrzymali i parsknęli śmiechem.
-Biedny John… - rzekła poważnie Lena.
-Właśnie dlatego nie przepadam za kobietami – odparł Henry.

-Ciebie nie można zostawić nawet na chwilę samego… - kontynuowała Juliette, już nieco ciszej – Zawsze się w coś wpakujesz.
-Nie traktuj mnie jak jakiegoś dzieciaka!
-Przecież nim jesteś.
-Nieprawda. Pogryzę cię, jak będziesz się nade mną znęcać.

http://img33.picoodle.com/img/img33/3/1/10/f_4m_8489910.png



Albert siedział nieruchomo na swoim krześle, wlepiając wzrok w kolorową tapetę. Minęło już kilka lat, a on wciąż był w punkcie wyjścia. Ileż można uczyć się na własnych błędach? Chciał pomóc sobie podobnym, a jak na razie jedyne co robił, to ich zabijał. Ale być może już dziś położy kres temu błądzeniu na oślep i dokona prawdziwego przełomu. Kto by pomyślał, że kluczową rolę odegra tu jego ojciec… Facet, który poświęcił całe swoje życie bezsensownym badaniom, fotografii, jednak na coś się przydał, oprócz spłodzenia tak wspaniałego syna, jakim bez wątpienia był Albert.

W końcu rozległo się ciche pukanie.
-Otwarte – krzyknął, odsuwając się wraz z krzesłem od zdobionego biurka. Do pokoju wszedł jego ojciec we własnej osobie.
-Witaj, synu – rzekł, szukając wzrokiem miejsca, gdzie mógłby usiąść. Synek jak zwykle zadbał, aby nie musiał gnieść sobie garnituru – Postoję.
-Wedle życzenia. Mogę to zobaczyć?

http://img33.picoodle.com/img/img33/3/1/10/f_5m_760c1e3.png

Maxwell wyciągnął z kieszeni niewielką fiolkę i podał ją Albertowi. Młodszy mężczyzna obracał przez chwilę buteleczkę w smukłych palcach, przyglądając się wypełniającej ją czerwonej cieczy. Miała dziwną, kleistą konsystencję.
-Jesteś pewien, że tym razem zadziała?
-Tak. Pamiętasz ten rozkład, który przed kilkoma laty stworzyłem wraz z Boltzmannem?
-Nie.
-Pozwala na obliczenie, jaka część cząsteczek gazu porusza się z daną prędkością w ustalonej temperaturze.
-Co mnie to obchodzi?
-Powinno dużo. Uważam, Albercie, że jesteś wyjątkowo nieostrożny i zuchwały.
-A ja uważam, że powinieneś robić to, co ci powiem. Chyba już to sobie ustaliliśmy, nieprawdaż, ojcze?
-Pewnego dnia naprawdę źle skończysz… - rzekł mężczyzna i opuścił pomieszczenie, zostawiając syna samego ze swoją ampułką.

Nareszcie. Coś mu mówiło, że tym razem faktycznie się udało.

niepokorna
10.01.2009, 23:47
już czytam! :)
rany, kobieto, ale żeś zagmatwała!
Ku rozpaczy niektórych, wygląda na to, że do grobu się nie spieszę ^^
długi odcinek, co mnie bardzo satysfakcjonuje.
Widzę, że Maksiowi nie powiodła się próba zabicia mnie, żeby nie powiedzieć, że stchórzył. [i tak dalej go uwielbiam :P]
Bardzo mi się podoba scena pomiędzy Johnem a Juliette [swoją drogą, 14 razy to trochę dużo]
Biedna babcia, stęka na reumatyzm i zmarszczki, niech sobie fundnie operację plastyczną, co? ;) jeden problem z głowy
Bardzo zagmatwałaś sprawę, a Henrysiowi współczuję i podzielam jego ból związany z poparzonym językiem. Widzę, że została wprowadzona nowa postać... powiesz mi, czy te blizny są na stałe? [tak z ciekawości]
no i nasz kochany Albercik... ciekawa jestem, co to za serum, nie wiem, domyślać się nie będę, to nie dla mnie :)
I aż mnie kolano zabolało :P

Castaway
11.01.2009, 00:22
Łał. 14 razy.. nieźle. ^^
Albercik jak zwykle świetny. Johnny też xd
ah o Maksiu już nie wspomnę. :P
Jak zwykle świetny odcinek.
Pozdrawiam.

ptasie mleczko
11.01.2009, 16:28
<ekstaza> Nie wiedziałam, że Maxiowi tak szybko uda się uciec :( myślałam, że Anais będzie mogła go jeszcze trochę poprzesłuchiwac i jeszcze stłukłaś jej kośc ogonową no wiesz :P brutalu. Teksty są po prostu rozwalające, Twoje poczucie humoru mnie powala na kolana, a raczej na biurko, na którym turlam się ze śmiechu. Hy hy biedny Johnuś muahaha. Tylko czemu tak mało zdjęc <szlocha> mogłaś dac jedno jak Anais leży na podłodze ze stłuczoną kością ogonową, no tam tak pasowała fota ehh. Okazało się, że Aida nie jest wampirem, ciekawe czy Anais też nie, więc czemu są wiecznie młode? hmmm chyba się domyślam co to za fiolka znalazła się w łapkach Albercika. Niah nie doczekam się następnego odcinka. Ja chcę jeszcze <nienasycona>

Libby
11.01.2009, 16:57
Odcinek jest genialny!
Uśmiałam się jak nie wiem:D! Ten tekst o spadających z nieba kobietach i "Powiedział facet w samych gaciach". To mi się podoba:P! Zniesmaczyła mnie tylko wzmianka o pieluchach...
Piękne zdjęcia.
Co to za Brian i czemu okularnik? Niezły jest:P.
Domyślam się, co to za fiolka w rękach Albercika, ale mogę się mylić.
Cieszę się, że Maksiowi udało się uciec:). Vivien jest po prostu genialna. Jej teksty są świetne i ten dar przekonywania do wyskoku przez okno :P.
A co z Alankiem?
Kobieto teraz to się na pewno nie doczekam kolejnego odcinka! Masz pozamiatane:P!

Callineck
11.01.2009, 21:05
Od ścian pomieszczenia odbił się donośny głos Anais. Za sprawą akustyki pomieszczenia,
Anais nie była pewna, czy jej się nie przewidziało.
Czemu nie ma tu żadnego planu z planem ewakuacji na wypadek pożaru?
Przeszło mu przez myśl, że może uda się go zgubić.
Pewnie mu się przewidziało
Blondyn miał wyraźnie niewyraźną minę
-Nie ważne – John powrócił do tępego wpatrywania się w ekran swojej komórki.

- pierwsze "pomieszczenie" można zastąpić słowem np. cela
- przywidziało
- planu z drogą ewakuacyjną na wypadek...
- ich zgubić
- przywidziało
- zdecydowanie niewyraźną...
- nieważne

No tak... skoro wszyscy się spotkali to na pewno wymyślą jakiś plan wydostania Maksia z rąk porywaczy :) Nie, chwileczkę, Maksio znowu miał farta i ktoś go już uwolnił!!! Czyli zostanie Alanek na pocieszenie...

Ciekawi mnie strasznie ten Brian, co to za jeden i skąd się we Firmie wziął? I, co najważniejsze jak planuje babcię przesłuchać? Czyżby skorzystał z metod Anais? Biedny...

Znowu wspaniałe poczucie humoru :D
Viv ma świetne podejście do Maksia :P
A Johnuś zaczyna się "odgryzać" swojej Juliette... :) To może być nad wyraz interesujące jeśli ma się do czynienia ze "zwycięzcą wolnej elekcji na króla Piekła"

Ale nie ma zdjęcia ślicznego Henrysia :( A taki jest mądry i dowcipny!

Ellie
12.01.2009, 18:52
Przeczytałam V cześci, na więcej nie mam siły.
Och, scarlett, świetnie piszesz.
Pozazdrościć :*
<zazdrości>

Skad ty bierzesz te pomysły ? ;p

Jutro zabiorę się za resztę ^^

scarlett
12.01.2009, 19:22
Dzieki Wam :)
Hyy, ja uwielbiam czytać te komantarze :D (nawet te o błendah:P)

Skad ty bierzesz te pomysły ? ;p

Hm, zazwyczaj ze swojej pustej głowy ze zrytą mózgownicą:P
Ale się nie przejmuję:P

scarlett
17.01.2009, 13:51
VIII
http://img32.picoodle.com/img/img32/3/1/17/f_tytm_6ad27d4.png


To właśnie tak wygląda śmierć? Niejednokrotnie był pewien, że umiera, ale tym razem wszystko wyglądało inaczej. Biorąc pod uwagę, że uprzednio jednak przeżył, to ta śmierć musiała być prawdziwa. Udało mu się wydostać się na zewnątrz, opuścić ten zatęchły budynek. Ale za jaką cenę? Osobiście wybrałby inną drogę, niż skok z trzeciego piętra, który mógł się skończyć tylko w taki sposób. Długo nie przyjdzie mu cieszyć się tą wolnością. Pomimo panującego na zewnątrz chłodu mężczyzna czuł rozchodzące się po całym ciele ciepło. Jedynie strasznie zmarzły mu stopy. Było tak przyjemnie, że mógłby leżeć tu wieki. Pod jego plecami rytmicznie poruszało się coś wyjątkowo gorącego, zapewne jego własna krew. To było takie upiorne, był taki młody, w ogóle nie chciał umierać. Nie zdążył nawet posłać córki do szkoły, doczekać się wnuków… A ta ciemność… Ciemność była najgorsza. Nigdy wcześniej nie bał się ciemności, a teraz przywodziła na myśl najgorsze koszmary, których zazwyczaj nie miewał. Jakby coś nagle przesłoniło mu świat.

http://img33.picoodle.com/img/img33/3/1/14/f_1m_c03a61b.png

-Ej, ty! – cichy, kobiecy głos uświadomił mężczyźnie, że jeszcze żyje. Był on tak bardzo stłumiony, musiał dochodzić z oddali – Wstawaj!
Nie był w stanie.



Alan Thomas wiercił się niespokojnie na swoim materacu. Ta straszna kobieta, zadająca mu mnóstwo pytań, dopiero co wyszła, a na zewnątrz rozpętało się istne piekło. Odgłosy wielu par butów mieszały się z wrzaskami i tylko nieco cichszymi rozmowami. Poczuł nagłą tęsknotę do swojego spokojnego gabinetu, gdzie jedynym zagrożeniem był atak któregoś z podwładnych, ewentualnie zwalenie się na jego osobę wielkiej sterty papierów. A teraz był tu, nawet nie wiedział, co to za tu. Przeszło mu na myśl, że źródłem hałasu mogą być jego podkomendni, przybyli z odsieczą. Nie istniała żadna inna alternatywa, to musiało być to. Tak jak zawsze przypuszczał, był wspaniałym i niezastąpionym szefem. Każdy ruszy pomóc takiemu przełożonemu w potrzebie!
Poczłapał do drzwi i przyłożył ucho do zimnej stali. Nie słyszał niczego. Kompletna cisza. Nie udało im się? Te cholerne wampiry powybijały wszystkich? Nie, to niemożliwe. Z tak silną motywacją musiało powieść się każdemu. Zrezygnowany usiadł z powrotem na materacu. Tląca się w Thomasie iskierka nadziei niemal całkowicie zanikła, jakby nigdy nie rozgorzała. Oparł głowę o ścianę i przymknął powieki. Tak czy siak, pozostało mu jedynie czekać i liczyć na cud.



Jasnowłosa dziewczyna bezszelestnie przemknęła na drugą stronę ulicy. Upewniła się, że nikogo nie ma i znikła za kamienicą. W jednej ręce trzymała mały pakunek, drugą podtrzymywała się ściany budynku. Z wyglądu można było wziąć ją za szesnastolatkę, jednak w rzeczywistości miała dopiero czternaście lat. Całe dotychczasowe życie spędziła na ulicy. W końcu uśmiechnęło się do niej szczęście i mogła to zmienić. Nie znosiła tych wszystkich bogatych ludzi. Myśleli tylko o sobie, wykorzystując takich jak ona. Jednak ten mężczyzna był inny. Mimo, iż zawsze był szykownie ubrany, elegancki w pełnym tego słowa znaczeniu, nie zwracał się do niej z pogardą, do jakiej zdążyła przywyknąć. Zdawało jej się, że jest komuś potrzebna i ta myśl dodawała jej chęci do dalszego życia. Jeśli dobrze pójdzie, długiego życia.

Rozejrzała się wokół, oczekując na owego mężczyznę. Widzieli się zaledwie kilka razy, a ona już musiała odpychać od siebie te głupie myśli, mniemające szans na zaistnienie. Znając życie tamten tylko ją wykorzysta i w najlepszym razie zostawi samej sobie, łamiąc wcześniejsze obietnice. Dziewczynie zrobiło się gorąco, gdy w końcu się pojawił. Szedł dość wolnym, pewnym siebie krokiem. Jak zwykle ubrany w idealnie skrojony płaszcz w biało-czarną kratę. Tym, co ją zdziwiło, była towarzysząca mu kobieta. Ciemne włosy miała częściowo ukryte pod twarzowym kapeluszem. Ubrana w modną krótką kurtkę stawiała nieco za duże kroki, przytrzymując się ramienia mężczyzny. Nastolatka nawet nie wiedziała, jak się nazywał… Czy spytanie go o nazwisko nie będzie zbyt niestosowne? Skoro on sam nie uznał tego za właściwe, nie powinna tego wiedzieć. Poprawiła swoje zaniedbane włosy i ruszyła w ich stronę.

Mężczyzna jak zawsze uprzejmie się przywitał. Policzki dziewczyny zapłonęły nieśmiałym rumieńcem. Wymamrotała powitanie mając nadzieję, że mężczyzna nie uzna jej za zuchwałą.

http://img32.picoodle.com/img/img32/3/1/17/f_2m_9416fce.png

Pospiesznie podała mu małą paczkę.
-Skąd to masz, Claro? – spytał natychmiast, ledwo rzuciwszy okiem na przekazany mu przedmiot. Oba płyny, tak odmienne od siebie, były tak samo piękne.
Dziewczyna spojrzała na bruk pod swoimi stopami.
-Stamtąd, co zazwyczaj. Wie pan, koło mojego… miejsca pracy jest wyjątkowo stary budynek. Prawie nikt o tym nie wie, ale w środku wprost roi się od wampirów.
-Sama go zabiłaś? – zdziwiła się towarzysząca mężczyźnie kobieta, Aida.
-Oczywiście, że nie! – odpowiedziała Clara. Zdała sobie sprawę, że odpowiedziała zbyt gwałtownie i speszyła się
-Wyjaśnię ci to później – szepnął kobiecie do ucha Benitez, po czym rzekł do dziewczyny – Mam nadzieję, że nie pomieszczałaś tej właściwej krwi z jakąś inną?
-Nie, zrobiłam dokładnie tak, jak pan mówił.
-Doskonale – wyjął z kieszeni kilka zmiętych banknotów – Oto obiecana zapłata.
Skinął głową i wraz z kobietą zaczęli się oddalać. Clara przez chwilę stała oszołomiona, wpatrując się w trzymane banknoty. Przez całe swoje życie nie miała tylu pieniędzy. Zapewne dzięki temu mogła porzucić pracę prostytutki, zadbać o siebie i zatrudnić się jako sprzątaczka czy opiekunka. Jednak to nie było to, o co jej chodziło. Pod wpływem nagłego impulsu podbiegła do odchodzącej pary.
-Za mało? – spytał Benitez, marszcząc brwi.
-Nie. Po prostu wspomniał pan, że jeśli nie zawiodę, będę mogła dla pana pracować…
-Pracować? Dla mnie?
Twarz dziewczyny znów zrobiła się czerwona. Nie powinna był tego mówić.
-Przepraszam, ma pan rację. Byłam głupia, że w ogóle spytałam.
-Nie sądzę. Pomyślę nad tym – uśmiechnął się i tym razem odeszli na dobre.



Benitez nie miał w zwyczaju pukać. Otworzył drzwi do pokoju zajmowanego przez Alberta płynnym, zdecydowanym ruchem. Rozejrzał się po pomieszczeniu, szukając wzrokiem rezydenta. Musiał gdzieś wyjść, nigdzie go nie było. Dziwne, biorąc pod uwagę, że zapowiedział odpowiednio wcześniej swoją wizytę. A może nic o tym nie mówił? W końcu nie myślał już tak jasno, jak dawniej. Może i wciąż wyglądał jak trzydziestolatek, zdrów jak ryba, jednak jego umysł był niewiele wydajniejszy od umysłu dziewięćdziesięciolatka. Cholerstwo jedno. Nie dość, że smakowało odrażająco, to jeszcze było takie nieskuteczne i niedopracowane. Jednak dzięki tej małej dziwce mógł położyć kres temu, nie tylko swojemu, problemowi.
Albert musiał kiedyś wrócić.
Nie będę tu siedział w nieskończoność, pomyślał i udał się do pokoju Anais. Denerwowało go, że musieli przez jakiś czas razem mieszkać w jednym miejscu, ale, niestety, było to najlepsze wyjście.
W swoim stylu otworzył drzwi pokoju Anais. No proszę, znalazła się nasza zguba… Leżała na łóżku, bynajmniej nie bezczynnie i nie daj Boże sama. Tkwiąc w objęciach Alberta nawet nie zauważyła, że wszedł do pokoju.

http://img37.picoodle.com/img/img37/3/1/17/f_31m_bae0aad.png

Benitez skrzywił się. Nic dziwnego, że wolała Alberta, skoro on sam miał rozum emeryta. Już miał znacząco chrząknąć aby zwrócić uwagę na swoją osobę, jednak w tej samej chwili Albert spojrzał mu prosto w oczy. Nienawidził tego zimnego jak lód wzroku. Parszywy wampir. Zawsze musiał widzieć wszystko.
-Nie sądziłem, że tak szybko wrócisz – rzekł z uśmiechem – Nieomal zapomniałem o naszym spotkaniu.
Benitez jak zwykle skonsternowany zachowaniem wampira usiadł na miękkim fotelu w kącie pokoju, czekając aż tamten łaskawie zejdzie z Anais.
-No dobra, o czym chciałeś ze mną pogadać? – spytał, siadając w niebieskich gaciach na łóżku.
-Mam kolejną porcję. Teraz mamy wystarczająco dużo, żeby coś z tego zrobić.
-To zabawne. Wiesz, że u Anais nie zauważyłem żadnych oznak starzenia się ani ciała, ani umysłu? Tobie wydaje się niezwykle na tym zależeć.
-Dasz to swojemu ojcu, czy nie?
-Nie.
-Co? Za te wszystkie lata, przez które ci pomagałem, ty teraz… - głos mężczyzny coraz bardziej się unosił.
Albert natychmiast mu przerwał.
-Nie dam tego ojcu, bo on nie żyje.
-Kto go zabił?! – zdziwił się Benitez. Ogarnęła go fala niepokoju. Kto teraz przygotuje dla niego lekarstwo?
-On – odpowiedziała Anais, kładąc dłoń na ramieniu Alberta.
-Że co?!
-Nie miałem innego wyjścia. Szczerze mówiąc, osobiście niespecjalnie mi to przeszkadza. Dla was jednak sprawa przedstawia się nieco gorzej…
-Nie pieprz głupot! – mężczyzna zerwał się z fotela. Teraz krzyczał już na całe gardło – My mamy problem? Ty też zaraz będziesz mieć problem!
-Spokojnie, panie towarzyszu… Zapominasz, do kogo mówisz. Stary nie żyje już od dobrego miesiąca. Nie znam się na tym całym gównie, ale znam innych, co się w tym orientują wystarczająco dobrze. I nie zadają głupich pytań, jak mój umiłowany świętej pamięci ojciec.
Benitez nieco spuścił z tonu i opadł na fotel niczym kamień w wodę. Mimo to wciąż nie był spokojny. Stres zdecydowanie mu nie służył.

http://img37.picoodle.com/img/img37/3/1/17/f_4m_4ed1ade.png

-To mam ci to dać, czy nie?
-Co dokładnie?
-Dwadzieścia pięć mililitrów płynu mózgowo-rdzeniowego wampira i trzydzieści mililitrów krwi z tylnej tętnicy mózgu.
-Powinno wystarczyć – podsumował Albert, bawiąc się rozwichrzonymi włosami Anais – Resztę będziemy dobywać na bieżąco, żeby nie wzbudzać aż takich podejrzeń. I pomyśleć, że zabijam swoich, żeby wam pomóc…
-Zauważ, że my pomagamy tobie – wtrąciła Anais.
-Nie zapominaj o tym – Benitez podszedł do drzwi i spojrzał na Anais, odzianą w jedwabny biały szlafrok – Wiesz, gdzie mnie znaleźć.



Vivien z niecierpliwością przestąpiła z nogi na nogę. Co on wyprawiał? Musieli się śpieszyć. Wykrycie ich drogi ucieczki było tylko kwestią czasu. Podeszła do wielkiego kontenera na śmieci, z którego sama przed chwilą się wygrzebała. Teraz ze sterty śmieci wystawały jedynie nagie stopy. Uniosła fragment zeszłotygodniowej gazety i zacisnęła usta.



Nagle, całkowicie niespodziewanie, ciemność ze świadomości mężczyzny całkowicie znikła, ustępując miejsca jasności. Jasność? Światełko w tunelu… Zaraz, jakaś postać. Kobieta? Przyszła, aby być jego przewodniczką po świecie umarłych? Jednak ta cała śmierć nie była taka zła… Po chwili postać przemówiła, a otaczający ją blask do złudzenia przypominał światło, jakie wytwarzają uliczne latarnie.
-Rusz się, oni zaraz tu będą!
Miała niezbyt przyjemny głos jak na anielicę. Chyba nie trafił do piekła?
-Oni? – wychrypiał.
-Poleżysz w śmieciach kiedy indziej, nie mam zamiaru dać się złapać.
-Śmieci… Co? Przecież ja umie...
Kobieta gwałtownie chwyciła go za ręce i uniosła do pozycji siedzącej. Spod pleców Maxa wypełznął wielki, gorący szczur.
Zwierzę wyglądało na nieco przyduszone. Łapczywie chłonąc przesączone odorem rozkładających się odpadów powietrze, uciekł w popłochu.
Max nie mógł uwierzyć w to, co się działo. Viv wyskoczyła z trzeciego piętra i wciąż żyła? Na pierwszy rzut oka miała się całkiem dobrze. Co dziwniejsze, on również. Oszołomiony wygramolił się z wielkiego kontenera na śmieci. Całe ubranie miał obklejone różnymi szczątkami, których pochodzenia wolał nie znać. Odsłonięta część ciała przedstawiała się podobnie. Stanął w końcu na ziemi, dotykając nagimi stopami porzuconej książki. Wzdrygnął się z obrzydzenia i wyplątał z włosów jakiś nadgniły patyk. Ta sterta śmieci uratowała mu życie.

http://img37.picoodle.com/img/img37/3/1/16/f_5m_3f1c9b6.png

-Wiedziałaś, że to tu stoi? – spytał. Co za kompromitacja. I czemu te śmieci musiały być takie obślizgłe?
-Trzymaj – kobieta rzuciła w jego stronę zawiniątko szmat. Chwilę potem dołączyły do tego buty – Ubierz to.
-Och, Viv, przygotowałaś nawet dla mnie ubranie, jak miło.
-Wali od ciebie na kilometr, możesz chociaż z daleka wyglądać normalnie.
Max naburmuszył się i urażony wciągnął spodnie i koszulkę.
-Pospiesz się! – poganiała go Vivien – Zmywamy się. Nas czas i tak już minął, bo tobie się zachciało drzemki w śmieciach.
Jak gdyby na potwierdzenie tych słów, fala podniesionych głosów zaatakowała ich uszy.

Libby
17.01.2009, 13:58
Nareszcie!
Fajny odcinek, choć w sumie niewiele się działo. Było trochę literówek.
Mał Maxa i Viv! :P Za mało...
Ach, ten Albert. Uśmiercił nawet własnego ojca...
Anais i Albert. Pewnie jest szczęśliwa :P.
Kto uratuje biednego Alanka :P?
Vivien jest przewidująca. Wszystko przygotowała ;).
Nie pokazałaś Briana w całości :P!
Czekam na kolejny odcinek:D!

Callineck
17.01.2009, 14:05
I ja nic o tym nie wiem!

No tak, błedy zaraz poprawię ale najpierw opinia :)

Ten cały Albercik co raz bardziej mnie intryguje, ale nawet nie tyle jego osoba co szczwany plan, który wymyślil :D
Ciekawa tez jestem czy Anais wyciąga z niego jakieś informacje, czy tak dla przyjemności ;)

Alanek - na pewno po niego przyjdą - przesłuchają babcię i uwolnią biedaka ;)

Opis "życia po życiu" Maksia to majstersztyk. I tak w ogóle to biedny szczurek :P A zdjęcie gazety po prostu boskie!
Viv zdaje się być osobą obdarzoną żelazną wolą :) Ciekawa jestem tej postaci.

Nie było ani Henrysia ani Johnusia :(


Skoro on sam nie uznał tego za stosowne,
Szczerze mówiąc, osobiści niespecjalnie mi to przeszkadza.
wyplątał z włosów jakiś podgniły patyk.

- właściwe
- osobiście :P
- nadgniły albo zgniły

Scarllett
17.01.2009, 16:33
Podoba mi się to fs. Jest takie... realistyczne. Podobają mi się twoje opisy akcji, bohaterów i wydarzeń. Naprawdę podziwiam trud włożony w to fotostory. Idealnie zachowane proporcje i zdań i zdjęć. Co do treści to bardzo fajnie zbudowane zdania.

9,5/10

ptasie mleczko
17.01.2009, 20:19
Umarłam!!! i jestem w niebie. Ale jaka tajemnicza, nic nie powiedziała :P Anais w ramionach Alberta :O <umarła po raz drugi> Widzę, że to Albert zapoczątkował tradycje rodzinne śmierci z rąk syna, biedak nie spodziewał się, że to się na nim kiedyś zemści i też zginie w taki sposób. Benitezowi musiał nieźle gul latac kiedy zobaczył Anais ekhem w takiej sytuacji z tym młokosem :D to dopiero potwarz dla mężczyzny.
Ale to zdanie: "Benitez jak zwykle skonsternowany zachowaniem wampira usiadł na miękkim fotelu w kącie pokoju, czekając aż tamten łaskawie zejdzie z Anais" :O
Rozkminki Alanka mnie rozwalają :D a Maksio i jego lądowanie hy hy hy dobrze, że nikt tego nie widział, no poza Vivien. Mało mi, chcę jeszcze ... jak zwykle po przeczytaniu odcinka ehhh <nienasycona>

Edit: zauważyłam jedną nieścisłośc "-No dobra, o czym chciałeś ze mną pogadać? – spytał, siadając w niebieskich gaciach na łóżku. " - a na zdjęciu gacie są jak nic czarne :D

scarlett
17.01.2009, 20:37
Albercik juz nawet kiedyś, w poprzedniej części chyba wspominał, że sam zabił swojego tatusia:P Jakim znów młokosem, Albercik jest już dośc dojrzały, chociaż nie widać po nim tych niespełna stu lat ^^ :P
A gacie... hm dla mnie znów na zdjęciu wydają się ciemnogranatowe :P

I dzięki za opinie;)

niepokorna
19.01.2009, 21:20
Zacznę od tego, że rozwalił mnie incydent ze szczurem ^^
Błędów nie było (:P), ładna akcja i tak dalej. :D
ładne zdjęcia, Anais w ramionach Alberta wygląda zdumiewająco.
Tych gaci się nie czepiam :P
i tylko kurczę nie wiem czemu, ale ta nastolatka (żeby nie powiedzieć prostytutka) trochę mi przypomina babcię "czerwony kapturek do jasnej cholery".
A Alanek jest w ogóle udany :P
biedaczek, czeka na swoich wiernych współtowarzyszy, lecz tym ani na myśli zjawić się i pomóc potrzebującemu ^^
No kurczę, gmatwasz. Ja już się pogubiłam, raz jesteśmy w normalnych czasach, a raz się cofamy, ach, co ja tam gadam... :P
Bardzo mi się podoba to, że pomimo wielu fs o tej samej tematyce, Twoje jest najlepsze i ciągle się wyróżnia na tle innych :)
I ja nie wiem, ale czy ta gazeta będzie miała jakieś znaczenie, czy to tylko przypadkowe? <schizy>

scarlett
24.01.2009, 20:02
Babcia jest trochę inna, bo poprzednia zaginęła podczas reinstalki
Poza tym proszę nie czepiać się ilości zdjęć, bo dzięki mojemu z***anemu komputerowi te co mam zajęły mi 12 włączeń gry. Cudem uniknęłam tragicznej śmierci spowodowanej podcięciem sobie żył plastikowym nożem turystycznym. Więc po jeszcze jednej próbie bym zginęła, dlatego jest ich tyle. Poza tym jakoś i tak nikt tego nie czyta, a męczę się tak tylko dla tych kilku osób, którym dziękuję, że ze mną w ogóle wytrzymują i z moimi wypocinami :*

IX
http://img02.picoodle.com/img/img02/3/1/23/f_ftytm6ad27dm_4d90bc2.png


Spokojny gabinet Thomasa zamienił się w coś na wzór polowego schroniska dla bezdomnych. Wśród plików dokumentów i bliżej niezidentyfikowanych przedmiotów koczowało pięć osób. Znużenie malujące się na ich twarzach było wysoce adekwatne do zaistniałej sytuacji. Jak się okazało, każdego z nich chciał wykończyć jakiś dość dziwny człowiek tudzież wampir. Żadne z nich nie miało ochoty wracać do domu. Zostali więc tutaj. Zawzięte dyskusje, ożywione wymiany zdań nie trwały zbyt długo. Pomysły, co robić dalej, szybko się wyczerpały, nie wnosząc niczego nowego. Nikt nie wiedział, co robić, ani co się właściwie działo. Tylko jedno było pewne – ktoś chciał się ich pozbyć. Niewiadomą stanowiło również to, co stało się z resztą. Nikt nie odbierał telefonów. Woleli nie myśleć o tym, że mógł spotkać ich taki sam los jak Norę. I nadal nie wiedzieli, gdzie podziewa się Thomas…

Nagle Antonio podniósł się z ziemi i oznajmił, że dłużej nie wytrzyma tej bezczynności. Poszedł na spacer po pustych korytarzach. Nie przyznał się, ale miał w tym jeszcze inny cel.

-Czujecie to? – zniesmaczony John przerwał ciszę, która zaczynała doprowadzać go do szaleństwa.
-Co?
-No jak to co? Ten smród…
Wstrętny zapach przywodził na myśl aromat, jaki wydziela się wokół jadących obok siebie śmieciarce i ciężarówce do transportu trzody chlewnej.
-Jakiś wampir się zbliża? – spytał Henry znudzonym głosem.
-Ej! – John poczuł się dogłębnie urażony – Wampiry wcale nie śmierdzą! Chodziło mi raczej o…
Przeszklone drzwi od gabinetu Thomasa otwarły się i potężny odór zaatakował wszystkich pozostałych, którzy na swoje szczęście nie mieli aż tak rozwiniętego zmysłu węchu. W progu stanął Max i jakaś nieznana kobieta. Najwyraźniej albo oboje, ewentualnie jedno z nich było źródłem tego fetoru. Przez moment obie „grupy” gapiły się na siebie z osłupieniem.
Pierwsza odezwała się Lena.
-Max?
Henry.
-Co ty tu robisz?
John.
-Co to za dziewczyna?
Juliette.
-Ale od ciebie jedzie.
-Nie ma to jak miłe powitanie… - wymamrotał Max – Już tam mnie lepiej traktowali…
W końcu coś się ruszyło. Znużenie się ulotniło, ustępując miejsca świeżemu podmuchowi chęci do działania. Może dzięki Maxowi uda im się coś wymyślić. Już nie dało się rozpoznać, który głos należał do kogo.
-Tam?
-Jak cię traktowali?
-Czemu tak długo cię nie było?
-Zostawiłeś Kate samą z tym małym potworem!
-Widziałeś gdzieś Thomasa?
-Kim do cholery jest ta dziewczyna?
-Wspomniałeś, że gdzie przed nami uciekłeś?
Max przeczekał, aż podniecenie jego przybyciem minie. Ignorując grad pytań rozejrzał się po kątach. Faktycznie, w żadnym z nich nie krył się szef. Gdyby tu był, z pewnością nie pozwoliłby na takie zbiorowisko.
-Viv, poznaj wszystkich – Max zatoczył ręką krąg obejmując czwórkę zebranych – Wszyscy, poznajcie Viv.
-Sama umiem się przedstawić. I nazywam się Vivien Taylor, a nie żadna Viv – prawdopodobnie nie wywarła dobrego pierwszego wrażenia - Miło było was poznać.
Drobna kobieta zaczęła kierować się do wyjścia.
-Nie lubię jej – szepnęła Lena.
-Jest równie odpychająca jak Max.
-Max wcale nie jest odpychający – zaoponował Henry.
-Poczekaj! – zawołał za Vivien Max. Starał się, aby zabrzmiało to jak najbardziej obojętnie.

http://img18.picoodle.com/img/img18/3/1/23/f_5m_2cec510.png

Kobieta na chwilę przystanęła, zerkając do tyłu.
-Sama sobie poradzę, doskonale znam drogę.
-Nie zwracaj na nich uwagi. Mówiłem, że możesz tu zostać – zapewnił.
-Ile razy mam ci powtarzać to samo?
-W ogóle cię nie rozumiem. Najpierw pojawiasz się znikąd…
-Tak? Na przykład, pomyślmy… Której części zdania „Pracuję sama” nie rozumiesz?
-Mówiłem o tobie, a nie o…
-To już twój problem.
Gdy zamknęły się za nią drzwi, wszyscy niczym wygłodniałe sępy spojrzeli na Maxa. Będzie musiał się grubo tłumaczyć…



Brian siedział w kącie zatęchłej piwnicy. Może to trochę lekkomyślne zamykać się w jednym pomieszczeniu, gdzie w dodatku nie było zbyt wiele powietrza, z babcią furiatką, jednak nie przyszło mu do głowy nic lepszego. Nie mogła im uciec, bo tylko od niej mogli się czegoś dowiedzieć. Mężczyzna miał dość sporo czasu, postanowił więc poukładać sobie w głowie wszystkie fakty po kolei.

Babcia stwierdziła, że nie ma pojęcia, dla kogo właściwie pracuje. Oczywiście, mogła kłamać. Czyli nie było to przypadkowe zdarzenie. Podejrzewał, że pozostali napastnicy byli również związani z tamtym wampirem. Tylko kogo chcieli się pozbyć? Całej Firmy? Posługując się chociażby taką babą? Może i nie była do końca normalna, jednak osobiście nie powierzyłby jej takiego zadania. Sam pomysł był niedorzeczny. Brian doskonale pamiętał, jak przez te wszystkie długie lata niejednokrotnie kolejny Wielki Zły chciał zapanować nad ich małym światem i jakoś nigdy mu się to nie udało. Tym razem jednak wszystko wyglądało nieco inaczej… W głębi duszy obawiał się, że może powtórzyć się sytuacja sprzed osiemnastu lat. Albo mogło być jeszcze gorzej.

Kobieta poruszyła się nerwowo na swoim niezbyt wygodnym miejscu. Wciąż leżąc, omiotła wzrokiem kamienne, zapleśniałe ściany. Osowiała podniosła się i jeszcze raz zbadała otoczenie, tym razem z odmiennej perspektywy.

http://img02.picoodle.com/img/img02/3/1/22/f_1m_0bc161d.png

Brian pospiesznie wstał i zbliżył się do babci, nie zwracając na siebie uwagi. Ona najwyraźniej zajęta była kojarzeniem faktów. W końcu przypomniała sobie, czemu i gdzie jest. Ślady ostatniego ataku szaleństwa na szczęście, jak dotąd, się nie ujawniły. Mężczyzna wyszedł z cienia i usiadł obok niej na drewnianej ławce. Pomilczał przez chwilę, uważnie ją obserwując. Ani drgnęła.
-Cześć – rzekł spokojnie.
-Daj mi… Trochę… Odrobinę… Chociaż… - wyszeptała cicho, niespokojnie międląc pomarszczonymi dłońmi nogawki spodni.
-Co? – zaciekawił się mężczyzna.
Cienkie strużki potu spływały po czole i karku kobiety. Głos coraz bardziej drżał.
-Daj mi to!
-Co?
-Nie udawaj, tylko mi daj! – wrzasnęła, drżąc na całym ciele.
Zaczęła zachowywać się jak uzależniona.
-Obiecałeś! Obiecałeś, ty cholerny blagierze!
Babcia rzuciła się na Briana, próbując zacisnąć dłonie na jego szyi. Na szczęście w porę zareagował i uniknął morderczego chwytu. Miast tego na jego klatkę piersiową padł grad ciosów.
-Zabrałeś… mi… wszystko! – wydyszała, opadając na posadzkę. Po jej policzkach spłynęły strużki łez, z gardła wydobył się przerażający skowyt.
-Sama oddałam ci wszystko! – potworny śmiech wstrząsnął ścianami niewielkiej piwnicy.
Więcej chyba nie będzie z niej pożytku. Powiedziała już i tak dość sporo. Jak na początek wystarczy. Brian uśmiechnął się szeroko. Ile to już czasu minęło od ostatniego razu? Nigdy wcześniej nie pomyślałby, że nieobecność Thomasa będzie mu na rękę. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal… Mężczyzna pochylił się nad znieruchomiałym, lekko drżącym ciałem babci i wgryzł się w jej szyję. Ciepła krew spłynęła nawet na podłogę. Wspaniałe uczucie.



Pathos Thomas biegł ile sił w nogach. Ściany wąskich korytarzy przemykały mu przed oczami niemal z prędkością światła. Mimo swojej potężnej postury poruszał się naprawdę szybko. Nie miał wyjścia. Musiał jak najszybciej odnaleźć młodszego brata. Znając jego zdolności reagowania, schował się w najbardziej oczywistym i widocznym miejscu, nie powinien więc mieć z tym większego problemu. Tylko, co dalej? Wszystko, co stworzył, na co poświęcił całe życie właśnie legło w gruzach i nikt nie mógł tego odwrócić. Mężczyzna wolał nie myśleć, ilu jego ludzi zgineło, próbując go bronić. I ilu może jeszcze zginąć. Wampiry. Szczerze ich nienawidził. Kiedyś naiwnie łudził się, że ludzie i wampiry mogą żyć razem bez żadnej szkody dla obu stron. Oto przed sobą miał dowód, jak bardzo się mylił. Wpadł jak burza do niewielkiego pokoju. Przeraźliwe wrzaski nieco ucichły, wciąż jednak świdrowały w jego głowie. A on co robił? Uciekał?
Pathos gwałtownie się zatrzymał, wpadając na niską szafkę. Pochylił się nieco, przyglądając się pozornej pustce. Z zatroskaną miną, przepełniony poczuciem winy, wyciągnął z kąta przerażonego ośmioletniego chłopca.
-No już, chodź – rzekł uspakajająco i pociągnął go za sobą. W milczeniu ruszyli dalej.

http://img02.picoodle.com/img/img02/3/1/24/f_312m_acf9976.png

Przeszli do nieco większego pomieszczenia. Zawsze zatłoczone, teraz stanowiło istne pobojowisko. Porozwalane meble, latające papiery i, co najgorsze, znaczna część podłogi zasłana była trupami.

Thomas zacisnął zęby, przeklął siarczyście i nawet się nie zatrzymując poszli dalej. Miał szczęście, trafiając na pobojowisko, a nie trafił w środek zaciekłych mordów. Mały Max przeraził się, kiedy oddalone zaledwie o kilka kroków drzwi otworzyły się ze świstem. Na posadkę zwaliła się jakaś postać. Nawet jeszcze żyła.
-Henry! – krzyknął Pathos, podbiegając do chłopaka – Żyjesz?
-Taa… - odparł, podnosząc się z ziemi – Coś pilnowanie porządku panu nie wychodzi… Istny cyrk.
-Wiem, wiem… - mężczyzna wepchnął starszemu podopiecznemu w ramiona tego młodszego – Zajmij się Maxem. Ja muszę coś jeszcze zrobić.
-Co? – spytał, niechętnie przyjmując dziecko pod swoje skrzydła opieki.
-Znaleźć mojego brata. Odsuń się, mam mało czasu…
-I co niby pan z nim zrobi? Będziecie razem trząść się ze strachu?
-Że co? Nie. Jak już go znajdę to...
-Będziecie trząść się ze zgrozy – wtrącił zadowolony z siebie Max. Jakby zapomniał, że to on przed chwilą umierał z przerażenia.
-Zamknijcie się już. Macie robić to, co ja mówię. Zrozumiano? Schowajcie się gdzieś, kiedyś to wszystko się skończy…
-Jak nas całkiem wybiją? – spytał Henry – Niezbyt krzepiąca perspektywa.
-Raczej my ich. To wampiry wtargnęły do nas, nie mają szans. Chowajcie się! – rzekł i wyszedł sąsiednimi drzwiami.
-Co robimy? – spytał starszego kolegę czarnowłosy chłopiec.
Henry rozejrzał się w poszukiwaniu odpowiedniej kryjówki.
-Ukryjesz się, a ja wrócę, skąd przyszedłem. Brian pewnie już jest wściekły, że mnie tak długo nie ma.
-W życiu! – zaprotestował Max – Idę z tobą!
-Będziesz tylko przeszkadzać, na nic się nie przydasz.
-Zobaczymy!
Henry przewrócił oczami i wymownie spojrzał w sufit. Dlatego nie znosił dzieci…



Pathosowi w końcu udało się dotrzeć do małego gabineciku, w którym jego brat zazwyczaj udawał, że pracuje. Całe dnie siedział, nic nie robił, myślał o rudowłosej Evie Brown i ewentualnie czytał komiksy. Jakie szczęście, że to on, Pathos, był starszym z braci i zajął to stanowisko. Inaczej los całego świata byłby zagrożony. Prawdę mówiąc, mimo jego wspaniałych rządów i tak był.

Mężczyzna z hukiem zaczął otwierać wszystkie szafy. Jak na razie w żadnej z nich nie było brata. Zabrał się za mniejsze. Tu także pusto. Zajrzał pod biurka, pod kanapę. Nic. To koniec. Nie mógł schować się nigdzie indziej. Albo już go zabili, albo nastąpi to już niedługo. Mimo wszystkich wad, wciąż byli braćmi. Wyjątkowymi braćmi. Zrezygnowany mężczyzna westchnął i ruszył do wyjścia. Stanął jak wryty, gdy do jego uszu doszły dźwięki tak niespodziewane, jak grom z jasnego nieba. Był to odgłos spuszczanej wody i dochodził z małej łazienki. Po chwili za jasnych drzwi wyłonił się młodszy z braci.
-Pathos! – wykrzyknął – Co tu się dzieje?
-Alan! Ty imbecylu, co ty wyprawiasz?
-Jak to co? Byłem w toalecie. Ta cała sytuacja nie anuluje moich potrzeb biologicznych…
-Przecież mogłem być wampirem, a ty tak beztrosko wychodzisz z tego kibla, jakbyś prosił się o śmierć. Musisz uciekać.
-To samo tyczy się ciebie. Bardzo dobrze wiem, że w takich okolicznościach za wiele nie pomożemy.
Bracia wychylili głowy na korytarz. Droga wolna. Dobiegli do końca hollu i nie zwalniając zaczęli schodzić po schodach w dół. Głośne kroki i urywane oddechy łatwo zdradzały ich położenie, nie mieli jednak czasu na kamuflowanie się. Mogli tylko liczyć, że egzorcyści wykonają robotę za nich.
-Stój! – Pathos zatrzymał brata, stojącego teraz dwa stopnie wyżej. Zniżył głos do najcichszego szeptu – Ktoś idzie.
Ktoś biegł bardzo szybko. Zdawało się, że nawet nie dotykał stopami schodów. Cichemu tupaniu towarzyszyły dwa kobiece, podekscytowane głosy. Nie dało się ustalić, o czym rozmawiały.
-Cofamy się? – spytał Alan, wypatrując przybysza.
-Nie… To nie ma sensu i tak nas dogonią. Wiesz co… chyba już po nas.
-Za łatwo się poddajesz…
-Na moim stanowisku trzeba racjonalnie myśleć, a nie być takim olewajtusem jak ty!
-Że niby ja jestem olewajtusem?
-Cicho, nie będziemy się chyba kłócić przed śmiercią…
Ich oczom ukazała się ponura sylwetka mężczyzny, który patrzył na nich złowieszczo. Wykrzywił wargi w uśmiechu, ukazując swoje białe, zaostrzone kły. Pathos w przypływie heroizmu wyszedł naprzód, próbując chronić młodszego brata. Wampir nie miał zamiaru ustąpić ani nie przejawiał jakichś wyższych uczuć. Jak stał, rzucił się na Pathosa. Po chwili z szyi mężczyzny trysnęła krew, a Alan wydał siebie przeraźliwy krzyk. Chciał coś zrobić, jednak stał jak sparaliżowany. Nie mógł się ruszyć i nawet nie miał pojęcia, co mógłby zrobić. Pathos umierał na jego oczach. Zaczął wrzeszczeć i wzywać pomocu. Może ktoś się zlituje i pomoże. Pathos stawał się coraz bledszy. Zostało mu niewiele czasu, o ile już nie było za późno. Alan będzie następny.
Zdarzył się prawdziwy cud. Uszy Alana wypełnił dźwięk tak wspaniały, niczym muzyka lutni, którą tak uwielbiał. Zwykły huk wystrzału stał się błogosławieństwem. Pathos, zwolniony z uścisku runął bezwładnie na schody. Alan czym prędzej pospieszył w stronę brata. Wampir ze zdziwieniem wpatrywał się w dziurę po lewej stronie swojej klatki piersiowej.
-Benitez, ty… - wymamrotał i obrócił się w proch.

Alan potrząsnął głową brata. Pochylił się nad nim i jakby siłą woli próbował przywrócić do pierwotnego stanu.

http://img02.picoodle.com/img/img02/3/1/24/f_dfsm_bea2df7.png

Wielkie łzy zaczęły gromadzić się w smutnych oczach młodego mężczyzny. On nie mógł zginąć. Przecież był jego bratem, takie rzeczy się nie zdarzały. Nie jemu! Pathos z trudem uchylił powieki. Stracił mnóstwo krwi, był cały zimny i biały jak kreda.
-Trzymaj się, wyjdziesz z tego – rzekł bez przekonania Alan, trzymając brata za lodowatą dłoń. Trząsł się bardziej niż tamten.
Mężczyzna, który zabił wampira podszedł do nich i podał coś Alanowi.
-Trzymaj. Ale sam zdecyduj, czy naprawdę tego chcesz, czy warto.
-Co to jest? – spytał, obracając między palcami mały słoiczek.
-Krew – odparł tamten schodząc w dół – Wampira.
Alan przez chwilę przenosił wzrok z brata na czerwoną substancję. Pathos miał szansę żyć. Ale za jaką cenę? Mężczyzna zamknął oczy i otworzył szklany pojemniczek. Drżącymi rękoma wlał jego zawartość do ust brata.
Tylko tak mógł uratować mu życie.

Callineck
24.01.2009, 20:04
No nareszcie się doczekałam :)
Zabieram się za czytanie, no i oczywiście za błędy :P

Nie, no ja nie mogę! Pathos! <tarza sie ze śmiechu>
Od początku te biedactwa rodzice skrzywdzili ;) Alanek swój cały czar zaczął roztaczać już wcześniej, zanim go poznaliśmy. To oznacza, że nigdy się nie zmieni :P Co bardzo niektórych cieszy :D

No proszę, babcia na głodzie :D
A Brian od początku mi się nie podobał...
Ciekawe też co Antonio musi załatwic cichaczem. Pewnie to samo co Alanek w czasie oblężenia :D

Mistrzowski opis pojawienia się Maxa i Viv :P
Dlaczego Lena uważa, że Viv i Maksio są odpychający? :O
Maksio w tej nowej fryzurce nieco zyskał, chociaż i tak daleko mu do Johnusia i Henrysia.

A tak w ogóle: Benitez :|

Zabieram się za błędy, chociaż będzie ich niewiele ;) Niewiele znaczących.

ustępując miejsca świeżemu podmuchowi chęci działania.
Nie mogła im uciec, tylko od niej mogli się czegoś dowiedzieć.
Nigdy wcześniej nie pomyślałby, że nieobecność Thomasa pójdzie mu na rękę.
Czego oczy nie widzą, sercu nie żal…
Mężczyzna wolał nie myśleć, ile jego ludzi zgineło, próbując go bronić.
Całe dnie siedział, nic nie robił, myślał o rudowłosej Evie Brown ewentualnie czytał komiksy.
Zaczął wrzeszczeć i wzywać pomoc.


- chęci do działania
- , bo tylko od niej...
- ...nieobecność Thomasa będzie mu na rękę
- tego sercu nie żal
- ilu jego ludzi...
- i ewentualnie...
- pomocy

Libby
24.01.2009, 20:05
Ja Cię kobieto normalnie zamorduję!
Brian wampirem?! Moje wszelkie wyobrażenia legły w gruzach!
Pojawienie się Viv i Maxa to po prostu mistrzostwo :D!
Fajnie, że wykorzystałaś mój tekst;).
Czemu Max dał tak po prostu odejść Vivien :P?
Czemu Lena nie lubi Viv?
Viv tak samo odpychająca jak Max :D? Żadne z nich nie jest:P! No może ewentualnie trochę na swój sposób...;)
I jak ja mam teraz wytrwać do kolejnego odcinka?!
Piękne zdjęcia! Chociaż szkoda, że ich tak mało, ale rozumiem.

niepokorna
24.01.2009, 20:05
już czytam!
no tak... strasznie biedna jesteś z tym komputerem, współczuję :(
wracając do odcinka - po pierwszym przeczytaniu znalazłam 2 błędy, ale od tego jest Call :P
bardzo ciekawie Alanek wygląda w loćkach :D tak... pociesznie. I nie wiedziałam że on sam zamienił swojego brata w wampira.
oh, normalnie podetnę sobie żyły, Viv sobie poszła, o nie :(
nie wiedziałam, że Brian to wampir :O i ta staruszka... faktycznie ciupkę inna, ale kto by się tam czepiał...
biednego Henry'ego przez drzwi wyrzuciłaś, no :<
ciekawie, nawet bardzo...
przepraszam, że komentarz taki krótki, ale się skupić nie mogę i w ogóle...

ocenę znasz, a jeżeli nie to powiem Ci, że 10/10 :P
Lecę czytać!
tylko nie odleć...

ptasie mleczko
24.01.2009, 20:55
Po 1. odcinek jak zwykle pierwsza klasa. Jak zwykle trochę rozwiązania zagadki i trochę nowych zagadek
po 2. Twój humor jest zabójczy :D "Juliette. -Ale od ciebie jedzie." - to mnie rozwaliło :D:D muahahaa
po 3. Już wiemy jak brat Alanka stał się wampirem. Ale skąd się tam wziął Benitez, czyżby ten zdradnik był kiedyś egzorcystą :O ... taka wzruszająca scena Pathos (swoją drogą :D) leży prawie umiera Alanek podejmuje tak ważną życiową decyzję .... a ja rżę na cały głos i turlam się po biurku i jak to dziś moja koleżanka określiła "haham" z loczków Alanka :D:D muahahahaha <nie może się powstrzymac>
po 3. W szeregach naszych milusińskich jest czarna owca .... hmmm

Podsumowując jak zwykle niesamowicie miszczu Ty mój.... strasznie mi się podoba to przenoszenie się w przeszłośc, robisz to jak rasowa pisarka .... kiedy następny odcinek? ;)

Libby
24.01.2009, 20:59
John jest drugą czarną owcą!;)
On o pierwsze, co spytał po pojawieniu się gości, to o towarzyszkę Maxa. Szkoda, że mu Juliette nie przyłożyła:D.
Zapomniałam dodać, że Viv wygląda zabójczo na zdjęciu:P!

Callineck
24.01.2009, 21:04
Już nie dało się rozpoznać, który głos należał do kogo.
Zdaje się że jeden mogę zidentyfikować :P
-Zostawiłeś Kate samą z tym małym potworem!

Johnuś, prawda? :D
-Jest równie odpychająca jak Max
Znowu Johnuś :|

@down: Ale dlaczego :|

scarlett
24.01.2009, 21:11
No johnuś, Johnuś...
I Lena nie mówi, że Maksio jest odpychający, to kto inny. Ona tylko mówiła, że Viv jest odpychająca:P
Dzięki w ogóle:P

Libby
24.01.2009, 21:15
Nie chyba. Lena powiedziała, że nie lubi Viv.

scarlett
24.01.2009, 21:18
Znowu Johnuś :|


Nie. A może tak. To jest zagadką, kto to powiedział:P
Pierwsze wrażenie, tak sądzę..

scarlett
29.01.2009, 22:28
Odcinek specjalny, nie mający żadnego powiązania z fabułą :P
W odpowiedzi na szerzące się na świecie zuo – bajka z morałem.



http://img19.picoodle.com/img/img19/3/1/29/f_0m_7752838.png

----------------------

Był zwyczajny, wiosenny dzień. Za oknem wesoło ćwierkały ptaszki, wiatr delikatnie muskał gałązki budzące się z zimowego snu. Jasnowłosy chłopiec imieniem John z lubością obserwował te cuda przyrody. Matka Natura potrafiła być nad wyraz hojna. Serce ścisnęło mu się z bólu, gdy jeden z ćwierkających wróbelków pochwycił w swe szpony pełzającego dotąd robaczka. „Biedny robaczek” – pomyślał John i zapłakał. Stał tak przez chwilę, ocierając łzy firanką, zza której zerkał na ten piękny, ale jakże okrutny świat. Wszędzie czaiło się zło. Przyjmowało wszelakie postacie, aby tylko zgładzić Dobro i wszelkie oznaki Niewinności. Dlatego też postanowił już więcej nie opuszczać swego domostwa, aby zło nie dopadło jego czystej duszy, umysłu i ciała.

Osuszywszy ostatnie łezki żalu, John usiadł delikatnie na szezlongu, sprawdzając uprzednio, czy nie usadowił się tam żaden organizm. Nie wybaczyłby sobie, gdyby za jego sprawą stała się krzywda chociażby najmniejszemu pantofelkowi. Z ulgą stwierdził, że nie stanowi zagrożenia i spoczął. Jął rozkoszować się emanującą zewsząd błogą ciszą. W jego umyśle zaczęły pojawiać się kryształowe obrazy – John pomagający topiącemu się szopowi, John malujący łono Natury, John pomagający staruszce przejść przez ulicę, John karcący małego chłopczyka za próbę kradzieży zakazanego pisma dla dorosłych… Gdyby wszyscy byli tak czyści jak on, świat nie potrzebowałby ani policji, ani mydła.

Wtem rozkoszne rozmyślania przerwał potworny hałas dochodzący z…
-Mojego mieszkania! – pisnął John, zaciskając powieki z trwogi. Zerwał się na nogi i czym prędzej podbiegł do drzwi swojej maleńkiej sypialni. To stąd wydobywały się te koszmarne dźwięki. Wiedząc, że Dobro zawsze wygrywa, bez wahania otworzył drzwi. Wewnątrz panował mrok, jakby nagle zapadł zmierzch. Pamiętając na pamięć spartańskie umeblowanie pomieszczenia John zaczął przemieszczać się w głąb pokoiku. Z żalem zauważył wcześniej, że włącznik światła znikł. Kolejna podła sztuczka szatana. Nie z nim te numery, o nie. Obroni Dobro chociażby tak, jak Rejtan! Z tym, że jemu się uda.. Ni stąd ni zowąd, ni z gruchy, ni z pietruchy, zapaliło się światło. A raczej zapanowało, gdyż jego źródła nigdzie nie było. John zakrył twarz z przerażenia. To, co ujrzał, było piekielnie upiorne!

http://img19.picoodle.com/img/img19/3/1/29/f_1m_2558467.png

Oto stała przed nim sama wysłannica szatana! Zapewne jedna z jego nieślubnych nałożnic! „Nie, nie, nie myśl o tak zbereźnych sprawach!” – skarcił się i pokonując strach stawił mężnie czoła zagrożeniu. Dopiero teraz zauważył wirujące wokół nich obłędnie gwiazdy. Zapewne miały go oszołomić, aby stracił rozum.
-Witaj, Johnie – rzekła swoim bezpruderyjnym, filuternym głosem – Przybyłam do ciebie.
-Widzę! – krzyknął – Nie dostaniesz mnie w swoje zbereźne łapy, splamione nasieniem szatana! Nie wiesz, z kim masz do czynienia!
-Oczywiście, że wiem. Mam zamiar to zmienić, przeistoczyć twą Niewinność w pył.
-Nie uda ci się, pomiocie Belzebuba! Ja…
Reszta słów jasnowłosego niczym anioł Johna utonęła w szaleńczej arii, wyśpiewywanej przez uskrzydloną diablicę.

http://img19.picoodle.com/img/img19/3/1/29/f_2m_70805e7.png

John wbrew własnej woli zamilkł i z przejęciem jął wsłuchiwać się w tą potworną pieśń. Była tak przesiąknięta złem, że tak wielkiej jego dawki oczy Johna nie widziały jeszcze nigdy. Pomijając fakt, że oczy Johna nie widzą prawie wcale zła. „Wiem! – pomyślał., próbując nie zwracać uwagi na te półnagie uosobienie mocy nieczystej – Bóg zesłał na mnie próbę Niewinności! Na pewno nie polegnę!”
Chwila zamyślenia połączona z barkarolą czarta wystarczyła.

http://img19.picoodle.com/img/img19/3/1/29/f_3m_ffafd0b.png

Diablica zaczęła opętywać jego umysł. Jak przystało na diabła, nieludzką siłą woli przyciągnęła go do siebie, John nie miał innego wytłumaczenia na to, gdzie teraz stał i co robiła jego dłoń.
-Nie, nie! – krzyczał, ale nie mógł pohamować odruchów swego ciała.
Dopiero teraz spostrzegł, że miała ogon. Ogon! Wzdrygnął się na myśl, co mogła z nim robić. W tej samej chwili poczuł na swym mężnym, ukaloryferowionym torsie dotyk gorącej niczym ognie piekielne skóry. Spojrzał nieśmiało w dół i wydedukował, iż pochodziło ono z lateksowego stroju diablicy, stykającego się z jego ciałem. Co za straszne, krępujące i złe uczucie! Kobieta szepnęła mu do ucha kilka słów, aż policzki Johna zapłonęły czerwienią, a nogi ugięły się pod jego drobnym ciałem. Szatanica jakby właśnie tego oczekiwała – błyskawicznie pochwyciła go w swe objęcia, ratując przed upadkiem.

http://img33.picoodle.com/img/img33/3/1/29/f_4m_b5f56bc.png

Rzecz jasna chodziło jej tylko o jedno. I wcale nie była to troska o to, że biedny John mógł stłuc sobie kość ogonową lub inny ważny organ, zależy, w którą stronę by upadł. Emisariuszka nikczemności chwyciła w żelazny uścisk jeden z jego dwóch pośladków. John pisnął z… powodu nowych doświadczeń. Chciał odwrócić swoją uwagę wszystkim – mógł recytować wiersze, liczyć do miliona (chociaż to było zbyt przesiąknięte przemocą jak na jego Niewinny umysł) jednak nie był w stanie. Piekielna kobieta pocałowała go prosto w rozpalone, rozchylone usta. Zaczął się szamotać, szarpać, wyrywać, jednak ona chyba odebrała to zgoła inaczej, niźli zamierzał. Chciał krzyknąć, ale niestety miał zajęte usta. Czuł się tak, jak gdy przy wspólnym posiłku, akurat gdy przeżuwał kolejny kęs, przypomniał mu się wyjątkowo śmieszny żart o Jasiu i Małgosi, ale nie mógł go nikomu opowiedzieć.

http://img37.picoodle.com/img/img37/3/1/29/f_5m_8a7c1c3.png

Jego lewa stopa zaczęła unosić się ku Sklepieniu Niebieskiemu, jakby szukając pomocy z Góry. Ratunek nie nadszedł. Musiał działać sam. John otrząsnął się, wyrwał z objęć coraz bardziej brutalnej diablicy i wybiegł z pokoju. Pot spływał po jego całym ciele. Wyglądał teraz jak wysmarowany oliwą aktor pełnometrażowych filmów dla dorosłych. Skrzywił się potwornie. Wszystkie znaki w jego mieszkaniu (Nieba i Ziemi nie widział) wmawiały mu, że tylko o włos minął właśnie ten poziom. Także ilość dialogów w tym tekście przypominała tą w scenariuszach owych filmów. Na szczęście w porę się opanował i teraz stał tu, na korytarzu. Kosmiczne gwiazdy ustąpiły miejsca zielonej tapecie w żółte malutkie kwiatki.
John bardzo lubił motywy roślinne.
Odczekał kilka minut, aż drżenie wszystkich członków jego ciała minie. Jakaś niepohamowana siła kusiła go, aby wrócił. Nie mógł tego udaremnić. Zło opętało go do cna. Walcząc ze swoją ręką kierującą się do klamki, potykał się na drodze do drzwi. Także tę walkę przegrał.

http://img37.picoodle.com/img/img37/3/1/29/f_7m_e931a6b.png

Czerwonowłosa diablica siedziała na ławce, znajdującej się na starym miejscu jego jednoosobowego łóżka. Nie miała już skrzydeł ani rogów, nawet ogona, ale i tak ją poznał.
Nigdy nie zapomni tego widoku.
Swoim skąpym ubraniem koloru czupryny oraz przedziwnymi gestami kusiła do zajęcia miejsca obok niego. Bez czarnych rogów wyglądała nieco przyjaźniej. Jednak to w końcu był grzech! Grzesznica zmuszała go do popełnienia występku!
-Przed ślubem! – zawył i opadł półprzytomny na ławkę.
Drżącymi rękoma poluzował skórzaną kurtkę, uwierającą go boleśnie. Zaraz, nie przypominał sobie, aby ubierał jakąkolwiek kurtkę. Nie panował nad sobą aż do tego stopnia, czy ta zła kobieta miała fetysz lateksu? Stawiał na to drugie, nie miał w swojej szafie takich ubiorów, preferował jasne i pogodne kolory.
Kobieta rzuciła się na niego niczym wygłodniałe hieny na okrągła liczbę w „Liczymy do miliona xD”.

http://img37.picoodle.com/img/img37/3/1/29/f_8m_6ba4d78.png

Nie podejrzewałby, że mógłby wykorzystać sypialnię do czegoś innego, niż snu czy czytania przepisów kulinarnych tudzież encyklopedii zwierząt.
-Nie, nie… - szeptał przez chwilę, jednak jego głos szybko ucichł…..

http://img37.picoodle.com/img/img37/3/1/29/f_9m_db80e33.png

Oszalał (zdjęcie – abstrakcja nie dziejąca się w czasie rzeczywistym).

http://img37.picoodle.com/img/img37/3/1/29/f_10m_9619cbb.png

Tak oto Niewinny John podległ złu.

.,.

Obudził się samotnie w komnacie zła na tej samej ławce którą wcześniej tak haniebnie wykorzystał. Co najdziwniejsze, nie miał nawet najmniejszych wyrzutów sumienia. Nie umiał skarcić się za swoje postępowanie. Czyżby sam stał się tym, czym tak gardził przez całe życie? Czy stał się zły!?

Ubrał się i ponownie zasiadł na ławce. Nie chciał opuszczać tego pomieszczenia. Pragnął zostać tu na zawsze z każdą możliwą i niemożliwą towarzyszką Szatana. Walić niewinność, Zło o wiele bardziej mu smakowało!
Ponownie usłyszał dziwny hałas. Tym razem dochodził z wnętrza jego mieszkania. Już miał zareagować, kiedy ktoś wszedł do środka. Skrywając swoją twarz usiadł obok Johna.
-Henryk! – wykrzyknął zaskoczony John – Co ty tu robisz? Skąd wiesz o tym miejscu?

http://img37.picoodle.com/img/img37/3/1/29/f_11m_08f68bf.png

-Usłyszałem, że stałeś się zły...
-Masz rację… Ale, ale... Co to za strój?
-Chciałem chociaż wyglądać elegancko, skoro musiałem wystąpić w tych bezwartościowych wypocinach.
-Nie sądzisz, że twój frak jest nieco Patetyczny?
-Myślisz?
-Yhm. Swoją drogą, nadrabiam limit dialogów akurat teraz, gdy polubiłem tamte filmy…
-O czym ty mówisz?
„Teraz, albo nigdy” – pomyślał Henry, udając zainteresowanie podjętym tematem.
John zastanawiał się, jak pokrótce opisać koledze, co go spotkało. Henryk wykorzystał chwilę zamyślenia i przepełniony pożądaniem objął przyjaciela. Bał się kolejnego odrzucenia. Wszyscy koledzy z pracy już go odrzucili. Nieraz. Tylko z nim nie próbował.
-Co ty wyprawiasz? – spytał zniesmaczony John.
Henry błyskawicznie wybiegł z pokoju.
„Nie chciałem go urazić – pomyślał John – Nie byłem po prostu pewien, czy tego chcę…”
Nim się spostrzegł, Henryk był już z powrotem.

http://img37.picoodle.com/img/img37/3/1/29/f_12m_67a449a.png

John z wrażenia spadł z ławki na gwieździsty dywan. To, co ujrzał kilka godzin temu było niczym w porównaniu do…tego! Miał ochotę zerwać się na nogi i przyszpilić do podłogi Henryka. Po czym pomóc mu wstać… Jednak bardziej doświadczony w złu Henryk dopadł go pierwszy.

http://republika.pl/blog_jg_189084/256261/tr/cenzor.gif

-Zjadłbym bezę... – wysapał John.
Henry błyskawicznie umożliwił mu spełnienie zachcianki.

http://republika.pl/blog_jg_189084/256261/tr/cenzor.gif

KONIEC


Morał – bądźcie Niewinni! Zobaczcie, jak skończył blondwłosy aniołek, który zboczył na złą drogę!

niepokorna
29.01.2009, 22:48
już czytam :D
He he, to było świetne :P
Krótka bajeczka o "śniętym" Johnusiu, przestawiona w sposób żargonowy i prześmieszny :D
Ach ta Julka, diablica jedna ^^
Henry... no cóż, Henry to Henry i nic tego nie zmieni :P
Każdy ma... swoje upodobania.
Poruszyłaś nawet naszą ulubioną grę Liczmy do miliona :P
Nie no, naprawdę świetne :D
Jestem pod wrażeniem tego, a 2 ostatnie zdjęcia...
błędów wytykać nie będę, bo się pewnie pomylę

będzie ciąg dalszy? :P

Scarlett, zbochucha jesteś :P

Callineck
29.01.2009, 22:51
Oj...
Już mi się nie podoba :(

I powinno być bezę!

Libby
29.01.2009, 22:55
Niezłe, niezłe.;) Biedny John... A taki był niewinny.:P
Fajne zdjęcia:). Henry świetnie wygląda:).
Twórz nowy odcinek Concernu.:)

ptasie mleczko
29.01.2009, 23:37
:O o maj gaddd. Wstawki o Liczymy do miliona i patosie :D <muahahaha> Wiem czemu Call się nie podoba :D hy hy hy A mnie tam się podoba, oryginalne, dowcipne, błyskotliwe, a jakie zdjęcia, zwłaszcza Henryś w tych strongach :O Julka diablica hy hy

scarlett
31.01.2009, 23:10
X
http://img32.picoodle.com/img/img32/3/1/31/f_tytm_ecd452e.png


-Jak to go tu nie ma?
Juliette kolejny raz spojrzała z politowaniem na Maxa.
-Ile razy mam ci powtarzać? Nie ma, to nie ma. Przepadł tak samo jak ty, tylko nieco później…
-Zaraz – podchwyciła Lena – Skoro tak samo… Max, nie było tam przypadkiem szefa, a ty go nie zauważyłeś?
-Bardzo śmieszne…
-To wcale nie taki głupi pomysł – przyznała Juliette – Szczególnie, że nie mamy innego.
Lena przetarła zmęczone oczy i niby od niechcenia ułożyła głowę na ramieniu Henry’ego.
-Wiesz, jak się tam dostać?
-No… tak jakby…
-Ta dziewczyna… To ona cię stamtąd wyciągnęła, nie?
-I co z tego?
-Skoro ty nie wiesz, gdzie to jest, ona musi wiedzieć.
-Powodzenia, szukajcie jej sami – Max zaczął kierować się do wyjścia – Mam to gdzieś, idę do domu. Zaraz padnę od tego smrodu…
Teraz w gabinecie Thomasa pozostała tylko ich trójka. Antonio zniknął gdzieś dobrą chwilę temu, John niewiadomo czemu również wyszedł całkiem niedawno. Robiło się coraz gorzej…
-Pójdę do Evy – oznajmiła Lena – Obiecałam jej, że jeśli dowiemy się czegoś nowego o Thomasie, to ją powiadomię.



John wreszcie przedarł się przez długi korytarz przesiąknięty odorem stęchlizny. Nie spodziewał się nawet, że coś takiego znajduje się w Firmie. Ale to właśnie stąd dochodził niepokojący zapach krwi. Ludzkiej krwi. Dziwnym trafem podejrzewał, skąd się tam wzięła. Dotarł do metalowych drzwi i przy akompaniamencie skrzypienia nienaoliwionych zawiasów wszedł do środka, czyli kwadratowego pomieszczenia. Na ziemi leżał trup babci, a na ławce obok spokojnie siedział Brian. Wyglądał jakby liczył kamienie, którymi były wyłożone ściany piwniczki.
-Wiedziałem, że przyjdziesz – rzekł – Jakoś nie wyglądasz na zdziwionego…
Blondyn zajął miejsce obok.
-Thomas mi powiedział.
-I co, wszyscy o tym wiedzą?
-Chyba masz to szczęście, że nie…
-Nie widzę żadnej różnicy… - mężczyzna spojrzał na Johna, wpatrującego się z dziwnym wyrazem twarzy w zwłoki babci – Masz pecha, niż z niej nie zostało.
-Co? – zdziwił się – Nie, nie o to mi chodziło. Po prostu… nic z tego nie rozumiem. Skąd ona się wzięła w tym lesie? I po co? I takie tam…
-Wiesz… Przypomina mi to pewne zdarzenie sprzed osiemnastu lat.
-To znaczy?

http://img37.picoodle.com/img/img37/3/1/31/f_fsdfdsm_8ef06dd.png

Brian opisał pokrótce wydarzenia tamtego dnia. Zręcznie ominął część dotyczącą tego, jak on sam zamienił się w wampira. Nie chciał sobie tego przypominać, a już na pewno nie miał zamiaru o tym mówić.
John nie mógł sobie wyobrazić ówczesnego Alana Thomasa. Dziś jawił się jako zupełnie inny człowiek, niż ten z opowiadania Briana.
-Więc czemu Thomas został szefem po tym, jak ten cały Pathos został wampirem? Jakieś dziedziczne stanowisko? Został królem po swoim bracie?
-Powiedzmy…
-To mów.
Mężczyzna poprawił okulary, które co chwila zsuwały mu się z nosa.
-Thomas nie będzie zadowolony…
-On sam jakoś nie miał wyrzutów sumienia – odparował John – Mam dość tego, że nie wiem, co się tutaj dzieje.
-Chyba nikt tego nie wie. Czegoś… - Brian przerwał, atakowany morderczym spojrzeniem ławkowego sąsiada – Niech ci będzie…
Blondyn uśmiechnął się zadowolony. Szło mu coraz lepiej. Nie spodziewał się, że czegokolwiek uda mu się dowiedzieć.
-Jak mówiłem, Alan i Pathos byli braćmi… Ten drugi był starszy o sześć lat, ale to akurat nie ma znaczenia. Wcześniej, zanim powstała Firma, ludzie na własną rękę próbowali pozbywać się wampirów i jak dla mnie to jakiś cud, że przez tak długi czas im się to udawało. Tą formę, którą widzisz dziś, zawdzięczamy nikomu innemu, tylko Pathosowi. Taa, to Pathos Thomas założył ten cały cyrk.
-Świetnie, bardzo ciekawa opowieść. Niby co miałoby się w tym nie podobać szefowi? Był zazdrosny o brata i udaje, że to jego pomysł?
-Co to, to nie… Oni naprawdę się lubili, jak mało kto. Jeden za drugim by w ogień wskoczył. Tym bardziej Alan ubolewał nad tym, co stało się z jego bratem. Chodzi mi głównie o ich rodziców…
-No? – John ponaglił zadumanego Briana szturchnięciem w bok.
Ten wydał z siebie dziwny dźwięk.
-Daj ty mi spokój…
-Jeszcze nic ciekawego nie powiedziałeś – przypomniał blondyn.
-Ich rodzice byli wampirami – wyrzucił z siebie w końcu – Zadowolony?
-Nie. Nie prościej by było, jakbyś w końcu mi powiedział?
-Powiedziałem. To prawda.
-Nie wmówisz mi, że Thomas… Przecież wiem, że nie jest wampirem. Mogłeś wymyślić coś bardziej wiarygodnego…
-Nie jest. I to właśnie jest najdziwniejsze. Ani on, ani jego brat, mimo że są synami wampirów, sami nimi nie są. No, przynajmniej pierwotnie.
John zamilkł na chwilę. Tego się nie spodziewał.
-I jakie to ma znaczenie?
-Jak dla mnie żadne, po prostu odpowiadałem na twoje pytanie.
-Myślisz, że skończymy tak samo, jak wtedy?
-Mam nadzieję, że nie gorzej.



-Max się znalazł? – zdziwiła się Eva Brown, zerkając zza monitora na gościa Dokończyła coś pisać i podeszła bliżej – Jesteś pewien?
-Jestem. Widziałem go tutaj, przyszedł z jakąś dziewczyną. Nie zgadniesz, kim ona była…
Antonio omiótł wzrokiem niewielki gabinecik kobiety. Jedno z niewielu miejsc w Firmie, które naprawdę lubił.
-Mówże wreszcie, jestem zajęta, jeśli nie zauważyłeś.
Tego ostrego tonu bardzo nie lubił.
-Vivien Taylor, mówi ci to coś?
Kobieta znieruchomiała. Stała tak kilka sekund, po czym uśmiechnęła się, ukazując rząd białych zębów.
-O wiele więcej, niż bym chciała.
-Pewnie niedługo znajdą twojego męża – dodał.
-Zobaczymy – odparła bez przekonania.
-Mamy więc niewiele czasu. Jeśli wróci…
Rudowłosa kobieta ponownie się uśmiechnęła.

http://img26.picoodle.com/img/img26/3/1/31/f_uhlim_f6b4f67.png

-Czekaj na mnie tak, jak się umówiliśmy – rzekła i popchnęła Antonia w stronę drzwi – Cześć.
-Nie zapomnij tylko…
-Wiem, wiem, już prawie skończyłam. Idź już.
Mężczyzna położył dłoń na klamce, kiedy rozległo się ciche pukanie. Po chwili stało się nieco mocniejsze.
-Chyba mam kolejnego gościa – zauważyła Eva – Otwórz drzwi.
Mężczyzna wykonał polecenie.
-Antonio? – zdziwiła się stojąca w progu Lena – Co ty tu robisz?
-To, co ty, tylko w drugą stronę – odpowiedział i jak najszybciej się dało, znikł w korytarzu.



Eva Brown siedziała w swoim samochodzie i leniwie wyglądała przez okno. Z minuty na minutę na zewnątrz robiło się coraz ciemniej. W każdym przechodniu, pojawiającym się z rzadka na parkingu widziała Antonia. Gdzie on się podziewał? Nie miała zamiaru stać tu całą noc. Kolejny raz sięgnęła do małego schowka przy siedzeniu pasażera. Średniej wielkości pudełko wciąż tam było.
„Niby dlaczego miałoby go nie być?” – pomyślała – „Chyba popadam w paranoję”.
Faktycznie, ostatnio działo się coraz gorzej. Zgodziła się nawet na małżeństwo z Alanem Thomasem. Przemęczyła się z nim ponad dwa lata i nic z tego nie wynikło. Nie dowiedziała się kompletnie niczego. O cokolwiek by nie spytała, on zawsze odpowiadał tym swoim dziwnym głosem, że nie będzie mieszał swojej żony w swoją pracę. W domu nigdy o tym nie rozmawiali. Cały ten ślub poszedł psu na budę. Kiedy próbował się jej przypodobać przynajmniej mogła wyciągnąć z niego chociaż odrobinę.
„Co mnie to obchodzi?” – upomniała się. To już ich problem – „Będę po prostu robić to, co zawsze”. Mimo wszystko lubiła tą swoją, jak lubiła mawiać, fuchę. Zajmie się swoimi probóweczkami, o resztę niech martwią się sami.
Niewyraźny cień zbliżył się do auta. To musiał być Antonio. Alan nie byłby zadowolony z ich spotkań, o nie… Mężczyzna podszedł do drzwi po stronie kierowcy, ale nie otworzył ich od razu. Stał przez chwilę wpatrując się w przestrzeń ponad samochodem. Przynajmniej tak to wyglądało z perspektywy Evy. Co on wyprawiał? Wreszcie postać znudziła się gapieniem i wsunęła się na siedzenie.
To nie był Antonio.
-Nie pomylił pan samochodów? – spytała Eva, próbując zachować spokój.

http://img201.imageshack.us/img201/7708/81969459.png

Odruchowo położyła dłoń na drzwiach, aby w razie czego jak najszybciej opuścić pojazd.
-Ruszaj – rzekł mężczyzna, patrząc jej w oczy. Teraz go poznała.
-Nigdzie nie jadę, czekam na kogoś.
-Antonio nie przyjdzie.
-Skąd wiesz? – zezłościła się – Ten facet zawsze działał jej na nerwy.
-Po prostu wiem.
-Zrobiliście mu coś?
-Nie widzę celu, dla którego mielibyśmy to robić – przerwał – Jedziesz, czy mamy zamienić się miejscami?
Eva tęsknie wyjrzała przez okno.
-W którą stronę?



Anais poprawiła bandaż na kolanie młodszej koleżanki. Aida leżała na łóżku niczym martwa. Cholerny Max. Ona już mu pokaże prawdziwe tortury.
-Koniec tego dobrego – rzekła, potrząsając ramieniem Aidy – Wstawaj, nic ci przecież nie jest.

http://img204.imageshack.us/img204/5333/15583568.png

Dziewczyna spojrzała na nią przerażonymi oczami. Zamrugała kilka razy i ze zdziwieniem usiadła. Pomachała nogą we wszystkie strony, oczekując fali bólu.
-Rzeczywiście działa… - zauważyła, ostrożnie wykonując rundę po pokoju – Jak już dorwę tego Maxa…
Anais uśmiechnęła się gorzko.
-Nie będzie miał z nami łatwo.
Rozległo się ciche pukanie. Aida zadowolona z powrotu jej umiejętności chodzenia, pośpieszyła otworzyć. Bez słowa wpuściła Evę do środka.
Trzy kobiety wpatrywały się w siebie, jakby szukały w swoim wyglądzie jakiś podejrzanych szczegółów.
-Co jest? spytała w końcu Anais - Nie stój tak
Podeszła do rudowłosej kobiety i wyciągnęła przed siebie dłoń. Po chwili znalazło się tam małe pudełko. Anais zajrzała do środka i rzuciła je Aidzie.
-Danny wszystko ci wyjaśnił po drodze?
-Pospieszcie się, nudzi mnie to. Chcę wracać do pracy – odparła Eva. Nie lubiła tych kobiet.
Odwróciła się i ułożyła ręce z tyłu, aby Anais mogła je prowizorycznie związać. Dla większego dramatyzmu umazała jej twarz jakimś czarnym pyłem.
-Przepraszam – rzekła z uśmiechem.
-Za co?
-Za to.
Anais zamachnęła się i przyłożyła kobiecie w nos. Oszołomiona Eva runęła na ziemię, z przerażeniem obserwując cieknącą po jej brodzie krew.
-Na to się nie zgadzałam! – warknęła.
Aida pomogła jej wstać.
-Musisz wyglądać wiarygodnie – wyjaśniła – Zachowywać się również. Nie chciałabym byś w twojej skórze, jak coś pójdzie nie po myśli z twojej winy.
Eva zaśmiała się.
-Nic mi nie zrobicie, nie odważycie się.
-Pewnie masz rację. Przynajmniej na razie.

Libby
31.01.2009, 23:18
Nie dostałam powiadomienia o odcinku. Wchodzę i szok :P.
Ale namieszałaś!;)
Eva to ***! Może lepiej nie cytować, co o niej sądzę. Wkurzyła mnie! Tak perfidnie igrać z uczuciami Alanka! Aż mi go żal. Czy ona czasem nie jest w ciąży z bliźniętami? Chyba, że to kłamstwo...
Zastanawiam się, co i gdzie słyszała o Vivien:D. Intrygujesz:P. Maxowi obojętne, czy znajdą Viv? Taa, jasne:D.
Państwo Thomas wampirami?!:Eek: Zastanawiam się, jak to możliwe, że ich dzieci są zwykłymi ludźmi...
Szkoda, że tak mało zdjęć...:( Ach ten Zdzichu. Skopię mu kiedyś dupsko!
Nie doczekam się kolejnego odcinka!

niepokorna
31.01.2009, 23:27
no kurdzik, weszłam przypadkiem i zobaczyłam odcinek.
czemu mi nie powiedziałaś? :(
Po pierwsze: przestała mi się podobać ta cała Eva. Dziwnie mi to wygląda.
Danny <ach, pamiętasz jak bombardowałam Cię imionami? :D>... on musi coś znaczyć. Albo jest zwykłym posłańcem.
No proszę, jednak przepowiednia się sprawdziła. Byłam prawie trupem :D
Anais dziękuję, że ... e mnie ...e e obandażowałaś :D
Odcinek świetny, błędy wytknęła Call.
Szkoda, że tak mało zdjęć, ale doskonale Cię rozumiem <Zdzichu...>
Tak więc...
jestem tym wampirem, czy nie? oO
Bo prawdę mówiąc już nie rozumiem ^^
I tak świetny odcinek! :*

Callineck
31.01.2009, 23:27
O szlag! A ja nic o tym nie wiem :( Pogniewam się zaraz!

Wow, ale szok!
Ta wredna, farbowana, fałszywa... Eva! Mam nadzieję, że jak już przestanie być potrzebna to ktos ją storturuje.
Antosia także! Grrr...

Jaką mhroczną tajemnicę ukrywał Alanek! No cóz, w sumie nie było się czym za bardzo chwalić. Ciekawe co się stało z państwem Thomas... Mimowolnie przypomina się historia Johna i Alberta...

Johnuś nam się wyrabia, niedługo będzie wyciągał informacje samym morderczym spojrzeniem :D

Błędów w zasadzie niewiele :)

-Pójdę do Evy – oznajmiła
Zajmie się swoimi probóweczkami, niech reszta zajmą się sami.
Alan niebyły zadowolony z ich spotkań, o nie…
Wstawaj, nic ci nie jest przecież.
Ja już dorwę tego Maxa…


- oznajmiła Lena
- resztą niech...
- nie byłby
- ...nic ci przecież nie jest
- lepiej będzie brzmiało "jak"

scarlett
31.01.2009, 23:28
O szlag! A ja nic o tym nie wiem :( Pogniewam się zaraz!

Mówiłam, tylko Ty nie słuchałaś :(
Ewa nie jest farbowana!
Dzięki Wam..
Alanek jest biedny, wiem :(

ptasie mleczko
31.01.2009, 23:46
Nowy odcinek i ja nawet nie wiem? <podziela oburzenie Call> <właściwie to jest w szoku> Eva szpiegiem, biedny Alanek, a on był w niej tak zakochany, aż mi go żal teraz :( Teraz to nagmatwałaś :D założę się, że Lena rozszyfruje Antonia i Evę. Jej w ogóle to brak mi słów, po prostu szał moja droga. Uwielbiam Twoje FS :*

Callineck
04.02.2009, 23:58
Nie chciałabym byś w twojej skórze
- być

Znalazłam jeszcze jeden błąd :P

Ale żeby nie było że jestem wredna przyczepię sie jeszcze do czegoś :)

John ogólnie wyczuwa wampiry. Przecież od razu wiedział, że ten kto za nimi jechał samochodem w lesie nie jest wampirem.
Jak to więc możliwe, że dopiero od Alanka dowiedział się, że Brian też nim jest? Nie wyczuł go wcześniej? Może Brian posiada jakiś artefakt, który maskuje wampirzą aurę? Bo w sumie egzorcyści mają artefakty, które pozwalają im w każdej chwili sięgnąć po broń.

No cóz, mam też nadzieję, że coś pójdzie nie tak z winy Evy i Benitez rozprawi się z nią na swój okrutny sposób... A Antoś zginie przypadkiem spadając ze schodów podczas próby ucieczki przed walką :P

Henryś jaki miły ;) Pewnie spał :(

I w nagrodę zua liczba - dla Ciebie moje 666
<demoniczny śmiech> :D

Ellie
05.02.2009, 09:07
Na początek chciałam poinformować, że nadrobiłam zaległości i przeczytałam wszystkie odcinki xd
Dobra, teraz dołączam do grona fanek :]
Odcinek świetny (dlaczego zrobiłaś to Thomasowi?) ^^
Fajne zdjecia, ale szkoda, że tylko dwa.

scarlett
05.02.2009, 14:52
<zaszczyt od Elle> No niestety dwa bo mój komputer ma szeleństwa:/ Tez bym chciała i wiele więcej, bo uwielbiam robić zdjęcia:P
<zaszczyt z demonicznego 666 ]:{ >


Znalazłam jeszcze jeden błąd :P


no tak... zawsze i wszedzie:P



Jak to więc możliwe, że dopiero od Alanka dowiedział się, że Brian też nim jest? Nie wyczuł go wcześniej?


No więc Johnuś dowiedział sie o tym od Alanka jeszcze wczesniej, na samym początku, jak nie miał tak wspaniałej i jakże przydatnej w codziennym życiu umiejętności. A potem sam sobie to tylko mógł potwierdzić.

A Antoś zginie przypadkiem spadając ze schodów podczas próby ucieczki przed walką :P

A co z metodą klina?:(:(


No i w ogóle dzięki za te Avardsy:O

paranoja13
05.02.2009, 16:03
Genialne to FS :D fajne i fotki, i tekst. I to, że o vampirach xD
Mam nadzieję, że na następny odcinek to nie trzeba będzie długo czekać :)
Ja również dołączam do grona fanek xD

scarlett
07.02.2009, 21:33
XI
http://img18.picoodle.com/img/img18/3/2/7/f_22m_b9ddbc1.png


Dwójka kilkuletnich chłopców beztrosko biegała po wielkiej, ukwieconej łące. Dzieci próbowały gonić piękne, kolorowe motyle. Starszy z chłopców budził w swoim bracie wielką zazdrość. To on zawsze łapał największe motylki, znajdywał najładniejsze kwiatki, pierwszy dobiegał do wielkiego drzewa… Mały Alanek jednak bardzo kochał swojego brata. Był jego wzorem do naśladowania. Za wszelką cenę chciał stać się takim człowiekiem, jakim zostanie w przyszłości Pathos.



Alan Thomas zerwał się z materaca. Krople zimnego potu spływały mu po czole, przemoczona koszulka lepiła się do ciała. Pochodził kilka minut w tą i z powrotem. Tylko dzięki tej prostej czynności mógł odzyskać względny spokój. Poczuł wstręt do samego siebie, uświadamiając sobie, jak dawno nie myślał o bracie. Co prawda, od śmierci Pathosa minęło już nieco czasu, jednak fakt ten nie był żadnym usprawiedliwieniem. Sumienie Thomasa drżało także na myśl, że splot przeszłych wydarzeń mógł działać na jego korzyść. Toć to dzięki śmierci, a wcześniej przemianie Pathosa w wampira, Alan zajął swoje stanowisko, którego opuszczenia w tej chwili sobie nie wyobrażał.
Z rozpaczą ciężko usiadł na materacu.
-Myślałem, że nie jestem egoistą- jęknął, wpatrując się w ścianę. Teraz ona była jego jedynym rozmówcą.
Niestety, nie odpowiedziała.
Odezwały się drzwi.
Zamek w metalowych drzwiach odblokował się, a do środka wkroczyły Anais wraz z Aidą. Thomas spojrzał na nie obojętne. Miał dość tego wszystkiego. Widział tylko dwa wyjścia – oszaleć, albo zginąć. Mężczyzny nie satysfakcjonowało żadne z nich.
-Jak tam dzisiejsze nastroje, panie szefie? – spytała Anais, wciąż stojąc przy drzwiach.
Thomas podrapał się po swej zarośniętej brodzie.
-Może dziś dla odmiany sobie porozmawiamy? – zaproponowała – Mam już dość tych brutalnych taktyk…
Thomas pogładził zdrową dłonią opuchnięte palce drugiej.
-To jak będzie?
Thomas walczył ze sobą przez chwilę, po czym przemówił.
-Gówno będzie.
Anais uśmiechnęła się od ucha do ucha.
-Mój bohater! Ciekawe, czy będziesz taki mężny za chwilę.
Skinęła na Aidę, która błyskawicznie wyszła i jeszcze szybciej powróciła, starannie zamykając za sobą drzwi. Nie sama.
Thomasowi zrobiło się niewiarygodnie gorąco, jakby nagle w upalny dzień w jego gabinecie wysiadły wszystkie klimatyzatory. A nawet gorzej. Chciał wstać, rzucić się na wprowadzoną postać, uwolnić ją i zadbać, aby nic więcej złego jej się nie stało. Niestety żelazny uścisk Anais, z którego nie był w stanie się uwolnić pomimo szarpania i wymachiwania kończynami, skutecznie go ubezwłasnowolnił.
-Eva! – krzyknął zrozpaczony, wpatrując się w sfatygowaną, przerażoną twarz żony.

http://img26.picoodle.com/img/img26/3/2/7/f_1m_0fc45d6.png

Anais uśmiechnęła się z triumfem. Teraz facet był już ich, za chwilę zacznie pięknie śpiewać.
Thomas miotał się wewnętrznie (zewnętrznie był unieruchomiony). Ratować ukochaną, czy aż do śmierci bronić tajemnicy Firmy? Żona, czy praca? Praca, czy żona? Nie wiedział, co robić. Poczuł nagłe kłucie w sercu, przez co na chwilę stracił poczucie rzeczywistości. Niestety nie sprawiło to, że wszystko co widzi jest tylko senną marą. Na szczęście dzięki temu Thomas przypomniał sobie, że przecież nie jest w stanie jej w jakikolwiek sposób uratować. Chyba, że zdradzi samego siebie i to, co przez tyle lat tworzył. Czoło mężczyzny ponownie zalśniło od potu.
Aida, udając zaborczy obezwładniający chwyt, oparła dłonie na związanych za plecami rękach Evy Brown. Rudowłosa kobieta miała w jej opinii niezbyt przekonującą minę, niemniej jednak na razie spełniała swoją rolę dość skutecznie.
-Jaka decyzja? - spytała Anais odczekawszy stosowną chwilę, aby pierwszy szok minął.
Thomas uśmiechnął się niepewnie. W ułamku sekundy w jego umyśle pojawił się błyskotliwy plan. Oby tylko się powiódł. Tylko w ten sposób mógł uratować zarówno siebie, jak i żonę. Zakładał w nim wiele niewiadomych i czystych hipotez. Kto jak kto, ale on był w tym mistrzem, więc mogło się udać. Jeszcze go popamiętają! Przeczekał chwilę, nie odpowiadając na zadane pytanie. Miał nadzieję, że jeszcze nic nie zrobią Evie, że jeszcze może trochę przedłużyć tą całą szopkę. Czekał na odpowiedni moment, aby wyrwać się z objęć coraz bardziej rozdrażnionej Anais. Wreszcie wykonał ruch, aby się uwolnić, kiedy nagle uczynił coś zgoła odmiennego. Nerwowym ruchem ścisnął koszulkę na piersi, przyciskając ją zaciśniętą pięścią do ciała. Mężczyzna stał się jeszcze bledszy niż dotychczas, dodatkowo wyglądał, jakby nie mógł złapać oddechu. Kobiety spojrzały po sobie zdezorientowane. Anais w pierwszym odruchu odsunęła się od mężczyzny, co poskutkowało tym, że był teraz wolny. Szybko się zreflektowała – mógł przecież udawać. Mogło mu się wydawać, że może im uciec. Już miała przywrócić go do porządku, jednak nie ruszyła się na krok. Z osłupieniem wpatrywała się w Thomasa, aż ten w końcu upadł na ziemię bez ruchu.

http://img26.picoodle.com/img/img26/3/2/7/f_2m_b4e4129.png

-On…? – wymruczała Eva, wodząc wzrokiem po rozpłaszczonym na podłodze mężu.
Aida podeszła do nieruchomego ciała Thomasa. Przetoczyła go brzuchem do góry i pochyliła się ku twarzy mężczyzny. Nie wyczuwała ani bicia serca, ani oddechu. Powoli podniosła się do pionu, traktując niedawno zranione kolano niczym zgniłe jajo.
-Nie żyje – oznajmiła krótko.



John po raz kolejny zapukał do drzwi. Nikt nie odpowiadał. Zajrzał do środka przez niewielką szybkę, jednak nic specjalnego nie zauważył, gdyż była przymglona. Spróbował sam otworzyć drzwi, jednak były zamknięte na klucz.
-Otwórz to, nie mamy całego dnia – popędzał go Henry, przestępując z nogi na nogę.
-Robię, co mogę!
-Odsuń się – Juliette odepchnęła blondyna do tyłu i rzuciła się na drzwi, wyłamując zamek.
Popchnęła je do przodu, dumnie ukazując wnętrze domu.
-Po co to zrobiłaś? – oburzył się – Mogłabyś być czasem trochę bardziej delikatna!
Odpowiedział mu cichy śmiech, do którego po chwili dołączyła się Lena.
Weszli do środka, jak się wydawało, wyludnionego domu. John obejrzał wszystkie pokoje i każdy kolejny był pusty.
Henry zmaterializował mu się za plecami.
-Mówiłeś, że on tu będzie.
-Nie jestem wróżką, zgadywałem.
-Myślicie, że gdzieś poszedł? – zasugerowała Lena -Drzwi były zamknięte, a po Kate też ani śladu…
Wtem usłyszeli jakiś hałas. Szybkie, drobne kroki dochodziły z wyższego piętra. Podbiegli do schodów, przepychając się we czwórkę w wąskich drzwiach. Gdy dotarli na miejsce u stóp schodów stała mała dziewczynka, patrząc na nich z przerażeniem. Po chwili rozpromieniła się.
-Wujek John! - krzyknęła, wieszając się na jego nodze – Wujek John!
Blondyn spróbował strącić ją z nogi, jednak dziewczynka wgryzła się w nogawkę jego spodni. Pozostała trójka stała i z trudem powstrzymywała śmiech.
Wreszcie odczepił od siebie natrętne dziecko. Niestety, Wendy domagała się wzięcia na ręce. Chcąc nie chcąc, nie miał innego wyjścia, wielkie łzy w jej oczach nie zwiastowały niczego dobrego.
-Gdzie jest ten idio… To znaczy, twój tata? – spytał, próbując oddać ją komuś innemu. Już zaczynała ciągnąć go za włosy.
-Tam – machnęła ręką w stronę schodów i powróciła do zabawi włosami wujka. John zastanawiał się, czemu nikt nie chciał jej przez chwilę potrzymać.
Henry, Juliette i Lena zaczęli wchodzić po schodach da góry, zostawiając Johna w tyle.
-Widzisz, w ogóle ich nie obchodzę – poskarżył się siostrzenicy. Ta w odpowiedzi walnęła go małą piąstką w nos.
Dogonił resztę dopiero w pokoju, w którym w najlepsze wylegiwał się Max.
-Cały czas udaje, że śpi – rzuciła Juliette, unikając zadziwiająco długich rączek Wendy. Dziewczynka zaczęła się szarpać i domagać się postawienia na ziemię. John nad wyraz chętnie spełnił jej pragnienie.
Oswobodzona podbiegła do leżącego na kanapie ojca i wdrapawszy się na mebel, bezceremonialnie skoczyła mu na brzuch.

http://img33.picoodle.com/img/img33/3/2/7/f_3m_9cd142c.png

Mężczyzna wydał z siebie nieartykułowany okrzyk i gwałtownie usiadł, przygniatając sobie nogi córką. Czuł na sobie zaskoczone spojrzenia czterech par oczu.
-Co się tak gapicie? – burknął.
-Wujek John przyszedł! – krzyknęła Wendy, wskakując tacie na kolana.
-Widzę… Czego chcecie? Nie widać, że jestem zajęty?
-Bardzo zajęty. Wracajmy, nie możemy przeszkadzać temu panu – Henry przedrzeźniał Maxa, udając jego znudzony głos.
-Pójdziesz z nami – oznajmiła stanowczo Lena – Możliwe, że tam gdzie cię trzymali, wciąż jest Thomas. Musimy go znaleźć, nawet, jeśli prawdopodobieństwo jest niewielkie. Tylko ty wiesz, gdzie to jest.
Max spojrzał najpierw na kobietę, następnie na córkę. Nie wahał się długo.
-Idę.
-Tak po prostu? – zdziwił się John – Nie będziesz się kłócić?
Max z uśmiechem podetknął mu pod nos Wendy.
-Dobra, rozumiem – odparł pospiesznie blondyn, odsuwając się na bezpieczną odległość do dziecka - Gdzie jest Kate?
-Wyszła.
-Zostawisz ją samą? – Juliette wskazała na dziewczynkę.
-Doskonale sobie poradzi, chociaż nie będzie miała kogo torturować… Nie, mała?
Dziewczynka energicznie pokiwała głową.
Max chwycił pilota, włączył jakąś idiotyczną bajkę i posadził córkę przed telewizorem.
-Siedź tu i oglądaj bajki. Jak przyjdzie mama to powiedz jej, że wyszedłem. Aha, nie zapomnij jej też powiadomić, że drzwi rozwalił ten kre... wujek John.
-To nie ja! – zaprotestował wampir.
Wendy zakryła twarz rękami, śmiejąc się niewiadomo czy ze słów ojca czy z bajki. Wciąż cicho chichocząc, pomachała im na pożegnanie. Gdy tylko wyszli, zmieniła kanał i z wielkim skupieniem zaczęła oglądać „Szklaną Pułapkę”.



Niewielki samochód Leny wjechał w kolejną wąską uliczkę. Napięcie w pojeździe coraz bardziej rosło. Henry rozkoszował się ściskiem panującym na tylnym siedzeniu (przypadło mu siedzieć pomiędzy drzwiami a Johnem), a kierująca Lena raz po raz wydzierała się na Maxa.
-To znowu nie tu?!
-Mówiłem wcześniej, że nie jestem pewien, czy trafię! – bronił się – Mogę wysiąść, sami się będziecie z tym certolić.
-Żaden z ciebie pożytek – podsumowała, ledwo mijając zaparkowany samochód.
-Bo nie znasz mnie od tej najlepszej strony – wyszczerzył się – Nie po to jest różnica między kobietą a mężczyzną, żeby z niej nie korzystać… Skręć w lewo.
Lena gwałtownie skręciła. Pasażerami na tylnym siedzeniu targnął niemały wstrząs.
-Następnym razem mnie ostrzeż! – warknął John, zrzucając z siebie głowę Henry’ego.
-To tu – oznajmił Max, gdy mijali nieróżniący się niczym szczególnym budynek.
-Na pewno? – do jego uszu dotarł stłumiony głos Juliette z tylnego siedzenia – Który to już dziś raz?
-*****, mówię chyba wyraźnie! Zatrzymaj się.
Nieporuszona entuzjazmem kolegi Lena zatrzymała auto tuż obok wielkiego śmietnika, z którego wysypywały się sterty śmieci.
Wysiedli z samochodu i wdychając opary odpadów przyjrzeli się budynkowi.
-To co, ma ktoś jakiś plan? – spytała Lena, strzelając palcami.
Wszyscy milczeli, udając, że właśnie go obmyślają.

http://img99.imageshack.us/img99/8802/42596846.png

Po kilku minutach stwierdzili, że nie mają żadnej koncepcji.
Lena kolejny raz wybrała jakiś numer i bezskutecznie próbowała się dodzwonić.
-Do kogo dzwonisz? – spytała Juliette.
-Do Evy Brown. Umówiłyśmy się wczoraj, że dziś do mnie zadzwoni. Przez to wszystko mam wrażenie, że coś mogło jej się stać, zwłaszcza, że nie dzwoni, a ona jest raczej osobą, która dotrzymuje słowa.
-Najpierw Thomas, a teraz ona?
-Mam nadzieję, że nie.
-Zachowywała się ostatnio jakoś podejrzanie?
Lena zastanawiała się chwilę.
-Chyba nie. Jak ostatnio u niej byłam, wyszedł od niej Antonio… Co prawda była trochę rozproszona, ale nic poza tym. Może po prostu rozładowała jej się komórka.
-Może.
-O czym tam gadacie za naszymi plecami? – spytał Henry, wciskając się między kobiety.
-O tym, że jesteście tak durni, że nie umiecie wymyślić żadnego planu – odpowiedziała uprzejmie Juliette – Nic nie zrobimy, dopóki się nie dostaniemy do środka.
-Możemy wejść głównym wejściem – rzekł Max.
-I powystrzelają nas jak kaczki. Genialny plan.
-Nas tak… - Max znacząco spojrzał na Johna. Wszyscy podążyli za jego wzrokiem.
-Nie ma mowy!



John, popychany przez kilka par rąk, nie był w stanie stawić żadnego oporu. Pokonując trzy wysokie stopnie znalazł się przed drzwiami, za którymi zapewne czekała na niego kostucha we własnej osobie. To doprawdy okrutne przekleństwo być prawie-nieśmiertelnym. Tylko cię wykorzystują i właściwie gówno z tego masz. Odwrócił się, aby ostatni raz spojrzeć na tych, którzy wydali go na śmierć. Skryci poza polem widzenia z budynku machnęli na niego ponaglająco. Jakie to miłe z ich strony.
Nie miał pojęcia, co zastanie w środku, w którą stronę będzie mógł uciec. Czuł się mniej pewnie niż uczestnik randki w ciemno. Zastanawiał się, czy ktoś uroni chociaż jedną łzę na jego pogrzebie. Z tą myślą delikatnie otworzył drzwi i zajrzał do środka. Widział zwyczajny przedpokój. Zaczerpnął wielki haust powietrza, jakby był to jego ostatni i wszedł do środka.
Z małego korytarza, cały czas zachowując największą ostrożność, szedł dalej. Było podobnie, jak w domu jego siostry – pozorna pustka. Zapewne gdzieś tam ktoś się czaił. Nie mógł być to wampir, wiedziałby o tym. Więc najwyżej człowiek. Nie było się czego obawiać. W tej samej chwili przypomniał sobie morderczą babcię i od razu rozbolała go głowa. Z tymi ludźmi było coś nie tak. Wyczulony słuch Johna wychwycił ciche szmery dochodzące zza drzwi po jego lewej stronie. Otworzył je, ukazując rząd równych schodów, prowadzących do piwnicy. Nie miał wyboru, zaczął schodzić w dół.

http://img37.picoodle.com/img/img37/3/2/7/f_osotm_7c8a99f.png

Kolejny raz musiał docenić swoje wyjątkowe zdolności – było ciemno jak w dupie u Murzyna, jednak na szczęście John był w stanie dojrzeć chociażby ścianę i się z nią nie zderzyć. Nie miał odwagi zapalać światła. Dopiero teraz przypomniał sobie, że Max wspominał coś o tym, że uciekł skacząc z któregoś tam piętra. Trudno, sprawdzi najpierw tutaj.
Zdziwił się, jak łatwo poszło. Nie było tu nikogo, liczne drzwi w stu procentach pootwierane.
Wrócił na górę.
Tu sprawa przedstawiała się podobnie, z tym, że było o wiele jaśniej. Wychylił się przez okno i wypatrzył miejsce, za którym skryli się pozostali.
-Eeej! – krzyknął – Chodźcie tu!
Po chwili zza dziwnego murka wyłoniły się cztery małe z tej wysokości postacie.
-Nikogo tu nie ma, całkowita pustka.
-Znowu się pomyliłeś! – John usłyszał wciąż donośny krzyk Leny.
-Nie, nie pomylił się. To wszystko wygląda, jakby ktoś nagle opuścił to miejsce.

Callineck
07.02.2009, 21:34
No tak...
Zachowanie Maksia - genialne! Ale nie chciałabym być w jego skórze gdy Kate się dowie, że zostawił dziecko samo w domu.
I jeszcze tak podobnie myślą z Johnem! Powinni zostac najlepszymi przyjaciółmi ;)
A Wendy jest przeboska!

Schodzenie Johnusia do piwnicy to też mistrzostwo świata, te jego rozkminki i narzekania są świetne!

A teraz najważniejsze pytanie. Co u licha stało się Alankowi? Nie wierzę żeby umarł... He he, ale nie takiego obrotu sprawy spodziewały się Aida i Anais, oj nie... :D

Ciekawe też gdzie sie wszyscy podziali? Czyżby poszli do... Firmy? :O

Błędziki:

działał mu całkowicie na korzyść.
Thomas walczył ze sobą przez chwile, po czym przemówił.
Niestety nie sprawiło to, że wszystko to zmieniło się tylko w senną marę.
stóp schodów stałą mała dziewczynka

- działał całkowicie na jego korzyść
- chwilę
- że wszystko co widzi jest tylko senną marą
- stała

niepokorna
07.02.2009, 21:34
no cóż...
kobieto zabiję Cię kiedyś normalnie, mówisz, że odcinek tandetny, a tu jakieś cacko.. :P
dziwne, Alan...
Alan...
Alanek...
Niedobra Ty zabiłaś go ;( ;( jak mogłaś to zrobić!
a ta cała Eva... <gotuje się ze złości>
głupia, farbowana suka. O!
no i jak zwykle nie wiem, co powiedzieć... bardzo ładny styl masz i tak dalej,
i jak mój Maksio słodko śpi! <ti ti ti> <3

nie było źle :P
było dobrze.
bardzo dobrze :P

scarlett
07.02.2009, 22:14
Ciekawe też gdzie sie wszyscy podziali? Czyżby poszli do... Firmy? :O


Ale że kto?:P
I dzięki Wam:*

Callineck
07.02.2009, 22:22
Czyli nie trzymali ich razem?
Jak to kto? Ci co spowodowali wyludnienie :P

scarlett
07.02.2009, 22:24
Alanka i Maksia? Nie wiem... No razem na pewno nie, ale może obok.. Ale skąd biedny Johnuś może wiedzieć.
Aha, tamci :P

ptasie mleczko
07.02.2009, 22:29
O mój boshe. Uwielbiam Twoje poczucie humoru i to jak swobodnie się nim posługujesz. Rozkminki i teksty naszych cudownych bohaterów mnie rozwalają na łopatki i długo trzymają w tej niewygodnej pozycji. I zabraniam Ci mówic, o którymkolwiek Twoim miszczoskim odcinku - badziewie :(( Ja chocbym siedziała 10 lat nad tym i zczezła w życiu nie wymyśliłabym czegoś tak miszczosko skomponowanego, fabularnie świetnego, filuternie zabawnego i cholernie wciągającego. I czyż to nie ironia? Eva zdradza Alanka, ma go głęboko w ... tyle, a on ... biedak, aż umiera ze strachu o nią. Czyż to życie nie jest brutalne? Właśnie - zabiłaś Alanka!!!! zuaaa jesteś :P

I kilka przykładów tekstów, które mnie powaliły:
-Mój bohater! Ciekawe, czy będziesz taki mężny za chwilę. :D
-Tylko cię wykorzystują i właściwie gówno z tego masz. Odwrócił się, aby ostatni raz spojrzeć na tych, którzy wydali go na śmierć. Skryci poza polem widzenia z budynku machnęli na niego ponaglająco. Jakie to miłe z ich strony.
-było ciemno jak w dupie u Murzyna,
muahahaha
Wendy jest niewątpliwie postacią tego odcinka :D no i waleczna i "niedelikatna" Juliette
Gratuluję kolejnego miszczoskiego popisu ;)

Libby
08.02.2009, 11:30
Odcinek jak zwykle świetny!:)
Max już może nie wracać do domu. Kate go zamorduje za zostawienie małej bez opieki.:P
Wendy oglądająca Szklaną Pułapkę :D.
Myślałam, że jednak poproszą Vivien o pomoc. Skoro nie chcieli, niech nie marudzą, że Max ich prowadzi tak a nie inaczej.;)
Nie wierzę, że Alan nie żyje... Mówił o odstawieniu szopki, więc pewnie udaje;). Oby, bo inaczej z Firmą będzie krucho.
Eva- czemu ma nazwisko Brown a nie Thomas? Działa mi na nerwy. Co z jej "ciążą"?
Czyżby wszyscy poszli do Firmy?
Wendy stala u stóp schodów? A nie czasem u szczytu?
Było kilka literówek.
Uwielbiam Twoje poczucie humoru:D.
Nie bylo Viv i Briana...:P Czemu nie poszedł pomóc reszcie?
Szkoda, że tylko 4 zdjęcia. Nie doczekam się kolejnego odcinka!

scarlett
14.02.2009, 16:35
XII
http://img02.picoodle.com/img/img02/3/2/14/f_tytm_b6d6dce.png


Vivien gwałtownie skręciła w boczną uliczkę. Już od niemal godziny podążała za srebrnym vanem. Jadący w nim ludzie, a może powinna powiedzieć, wampiry… Bądź co bądź, musieliby być kompletnymi idiotami, żeby nie zauważyć śledzącego ich od tak długiego czasu samochodu. Osobiście nie uważała ich za takich. Mogli być na swój sposób szaleni, ale na pewno nie głupi. Dlaczego więc jej nie powstrzymywali? Nawet nie próbowali jej zgubić. Musiała przyznać, że porwała się z motyką na słońce, ale szło jej całkiem nieźle. Na razie. Kobieta pozwoliła wyprzedzić się czerwonemu oplowi. Wcześniej nie mogła zakamuflować się za żadnym samochodem, gdyż jechali jakąś wąską, praktycznie nieuczęszczaną drogą. Cholera wie, dokąd ona prowadzi. Nagle do głowy przyszła jej pewna myśl. Co, jeśli chcieli ją gdzieś zwabić? Specjalnie miała sądzić, że pozostaje niezauważona, a w rzeczywistości sama pakowałaby się w pułapkę. Vivien nie miała jednak innego wyjścia, jeśli chciała dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi i za co zginął Joe.

http://img527.imageshack.us/img527/8922/88517634.png

Sięgnęła po komórkę, aby sprawdzić godzinę. Dochodziła czwarta. Wyglądając przez okno można było sądzić, że jest później. Pewnie będzie padać. Vivien już miała rzucić telefon na sąsiedni fotel, kiedy przez myśl przebiegł jej pewien pomysł. Nie, to absurdalne, nie będzie zniżała się do takiego poziomu, doskonale sobie poradzi. Odłożyła komórkę i skupiła się na drodze. I tak nie miała numeru Maxa.

Opel skręcił na najbliższym skrzyżowaniu i znów znalazła się tuż za podejrzanym pojazdem. Godzinę wcześniej wyjechali z garażu przy tym samym domu, który Vivien obserwowała przez dobry kawał czasu. Dotąd nie opuszczali tego miejsca, z wyjątkiem dwóch razów. Zapewne wtedy przywieźli do siebie Maxa, wracając za pierwszym razem. Następstw drugiej wycieczki nie znała i nie mogła ukryć, że cały czas ją to gryzło. I kim oni byli!?

Chwila zamyślenia mogła okazać się ostatnią chwilą w jej życiu. Kobieta ponownie znalazła się myślami na drodze. Zaskoczyła się nagłym zachowaniem vana. Jedna część tylnych drzwi uchyliła się nieznacznie, a zza nich wyłoniła się czyjaś ręka. Vivien wpatrywała się w nią z zainteresowaniem. Nie zauważyła nawet, kiedy przyspieszyła. Drżąca wskazówka na liczniku prędkości coraz bardziej się unosiła. Van musiał także przyspieszyć, gdyż odległość między nimi wciąż pozostawała taka sama. Kobieta gwałtownie zahamowała, rozchylając usta ze zdumienia. Słupy energetyczne, dźwigające ciężkie kable przemknęły jej przed oczami niczym klienci nowo otwartego centrum handlowego w trakcie polowania na promocje. Pomimo prędkości, z jaką poruszał się van, posiadacz owej ręki zdołał wyrzucić z pojazdu jakiś dość sporych rozmiarów przedmiot, który wtoczył się na jezdnię. Chcąc uniknąć zderzenia, Vivien zahamowała. Oczy rozszerzyły się jej z przerażenia, gdy spostrzegła, że na ulicy leży nieruchomy człowiek. Nie mogła jednak zrobić nic więcej, całkowicie straciła panowanie nad samochodem. Kręciła kierownicą jak oszalała, byle tylko nie rozjechać tego nieszczęśnika… Nie miała czasu, zastanawiać się, skąd się tam wziął i czy w ogóle żył. Samochód robił, co chciał. Mogła jedynie dziękować losowi, że nie przejeżdżało tędy żadne inne auto. Kraksa gwarantowana. Robiła, pomogła, aby zjechać na sąsiedni pas. Zwolniła hamulec, mając nadzieję, że zwolnienie kół jakkolwiek pomoże. Wjechała na prosty odcinek drogi kiedy stało się coś, czego nie sposób przewidzieć. Nie mogła wiedzieć, że tuż przed nią znajduje się średniej wielkości dziura w asfalcie. Wciąż rozpędzonym kołem zahaczyła o teoretycznie niewielkie wgłębienie. Auto obróciło się o dziewięćdziesiąt stopni, pomimo rozpaczliwej walki Vivien. Cokolwiek robiła, było bezskuteczne. Zaledwie mgnienie oka później poczuła gwałtowny wstrząs i uderzyła głową najpierw w zagłówek, następnie w kierownicę.
Pieprzona poduszka, nigdy nie można było na nią liczyć!
Samochód zderzył się z betonowym słupem, który ani drgnął. Czego nie można było powiedzieć o aucie – cały tył został roztrzaskany, wokół walały się szczątki świateł, tablicy rejestracyjnej i plastikowych części.

Oszołomiona Vivien podniosła głowę z kierownicy i uniosła powieki. Ciepła krew zalewała jej oczy, więc i tak za wiele nie zobaczyła. Głowę miała tak ciężką, jakby ktoś wymienił jej mózg na jakiś stalowy kloc. Kobieta chciała jak najszybciej wyjść z samochodu i sprawdzić, co z tamtym człowiekiem. Nie była jednak w stanie nawet kiwnąć palcem w bucie.
-Pieprz się – warknęła do obecnego tylko w jej głowie Abrahama, który już wzywał ją do siebie na piwo…

http://img230.imageshack.us/img230/1761/151.png

Oparła głowę o jakże wygodną kierownicę i zanim zdążyła chociażby pomyśleć o zamknięciu oczu, straciła przytomność.



Joe Craft, niespełna trzydziestoletni, przystojny mężczyzna oraz nieco młodsza od niego kobieta, Vivien Taylor, ukryli się w pomieszczeniu oddzielonym od korytarza jedynie starymi, skrzypiącymi drzwiami.
-Jesteś pewna, że chcesz iść ze mną? – spytał, chwytając kobietę za lepką od potu dłoń.
-Nie zaczynaj tej swojej śpiewki – odparła, wpatrując się uparcie w drzwi – jedziemy na tym samym wózku.
-Przeze mnie – Joe cofnął się o kilka kroków. Z łoskotem wpadł na jakąś szafkę.
-Cicho! – syknęła – Mieliśmy wejść tu niezauważeni! A ty robisz sobie zastępczy dzwonek do drzwi.
-Skąd mogłem wiedzieć, że coś tu stoi, ciemno jest!
Mężczyzna chwilę pogruchotał jakimiś przedmiotami, wydającymi ni to metaliczne, ni szkliste dźwięki.
-Joe? Co ty tam wyprawiasz?
Vivien podeszła do swojego narzeczonego, próbując przez ramię mężczyzny dojrzeć, co robił. Obrócił się gwałtownie i omal nie wybił jej połowy zębów. Spiorunowała go wzrokiem, jednak pośród panujących ciemności nie było sposobu tego dojrzeć.
-Spójrz – rzekł, wyciągając przed siebie zakrwawione dłonie – Udało się!
-O czym ty mówisz?
Kobieta przybliżyła dłonie mężczyzny do swoich oczu. Kompletnie nic nie widziała. Wreszcie udało jej się zidentyfikować substancje, która zaczęła lepić jej się do rąk. Westchnęła głośno.
-Nawet nie zdążyliśmy wejść do środka, a ty już krwawisz.
-To nie jest moja krew – odpadł z niewiarygodną ekscytacją – Udało nam się!
-Udało? Znalazłeś jakiegoś trupa?
-W ogóle nie słuchasz, co do ciebie mówię! Thomas zasugerował mi, czego powinienem szukać.
-Nic nie mówiłeś na ten temat…
-Nie powiedział mi wprost, ale…
-Ten dziad pewnie nigdy nie mówi nic wprost.
-Zawsze mówi wprost, po prostu sam nie wiedział, o co właściwie chodzi…
-Też mi szef – podsumowała – Ma szczęście, że nie mój.
-Ale – kontynuował – Jestem pewien, że znaleźliśmy w końcu jakiś istotny dowód i wskazówkę!
-Niby, że ta krew?

http://img401.imageshack.us/img401/3738/34792236.png

-Dokładnie – odwrócił się na chwilę, aby powrócić do poprzedniej pozycji z małym słoiczkiem w dłoni – Trzymaj, musimy wziąć kilka ze sobą.
-Dalej nic nie rozumiem – poskarżyła się, przyjmując coraz to nowe szklane pojemniki. Zauważyła, że niektóre z nich zawierały jakąś jasną substancję.
-Trzeba było przyłączyć się do Firmy, nie musiałbym ci tłumaczyć wszystkiego po sto razy – rzucił coś w stronę kobiety - Trzymaj jeszcze tą.
-W życiu tego nie zrobię. Wiesz, że nawet jeśli by mnie przyjęli, w co szczerze wątpię, byłabym jakimś… odmieńcem.
-Wydaje mi się, że Thomas przyjąłby cię z otwartymi ramionami. Nie bierz tego do siebie, ale on zawsze miał słabość do nieco… odmiennych osób.
-Dzięki…
-Poważnie. Nawet nie wyobrażasz sobie, jaki przełom mógłby się stać dzięki twojej osobie! Ile razy musieliśmy wysłuchiwać jego narzekań, że brakuje mu ludzi…
-Możesz mu powiedzieć, że jeśli o mnie chodzi, to się może w dupę pocałować.
-Czyli jednak mam mu powiedzieć o tobie?
-Och, zamknij się wreszcie, zabiję cię, jeśli to zrobisz.
-Rewolucja pożera własne dzieci… - wymamrotał pod nosem, wpychając coś do, jak się okazało, zbyt małych kieszeni.
-Co?
-Mówiłem, że to dość niewdzięczne zabić własnego nauczyciela.
-przepraszam, panie profesorze… Idziemy już? Więcej tego gówna nie uniosę, cokolwiek to jest…
-Właśnie to mam zamiar sprawdzić – co to jest.
-Chodźmy już, nudzi mi się – uśmiechnęła się i podeszła do okna, którym wcześniej weszli. Nie będzie już tak łatwo, oboje z byli cali obładowana słoikami.
Wyszła pierwsza, gramoląc się ze słoikami pod pachą. Zeskoczyła po sąsiedniego pomieszczenia, które połączone było z poprzednim za pomocą tegoż właśnie okna. Z jednym wyjątkiem – patrząc od tej strony, znajdowało się tuż pod sufitem. Przez nieuwagę rozbiła jeden słoik.
Jeden w tą czy w tamtą, bez różnicy…
-Joe? Pospiesz się! – krzyknęła - Co ty tam robisz? Potrzymam ci słoiki, jeśli boisz się, że je stłuczesz…
W końcu go ujrzała, a raczej kawałek narzeczonego. Stanął w oknie, wystawiając plecy na zewnątrz.
-Zwariowałeś? Co ty wyprawiasz? Chodź tutaj, zanim się zorientują…
-Za późno – jakiś głos z poprzedniego pomieszczenia wmurował ją w posadzkę.
Znaleźli ich. To koniec?
-Joe? – szepnęła błagalnie – Chodź tutaj…
Życzenie spełniło się. Pustymi ścianami wstrząsnęło echo pojedynczego wystrzału. Chwilę potem Joe runął w dół, wpatrując się w jakiś odległy punkt. Vivien wpatrywała się w inny punkt – małą kropkę na jego czole, która pozbawiła go życia, przez którą patrzył na nią tym nieobecnym wzrokiem. Ręce odmówiły jej posłuszeństwa, wypuściła z nich wszystkie trzymane przez siebie przedmioty. Nie obchodziły jej ani trochę. Wszystko, na czym jej zależało, leżało tuż przy niej. Nie żył… On nie żył… Nie mogła uwierzyć, że to było prawdą. Przecież to Joe wprowadził ją w ten pieprzony świat, dzięki niemu była tym, kim jest dziś. I co z tego miał? Co ona z tego miała?
Ze łzami w oczach pobiegła ile sił w nogach. Musiała uciec. Chociaż ona musiała przeżyć. Tylko po co? I dla kogo?

http://img527.imageshack.us/img527/4102/79247610.png



-Patrz – Juliette wyjęła z szuflady małe etui. Otworzyła je i wyjęła ten sam przedmiot, którego się spodziewała – Poznajesz?
John wziął od niej okulary i zaczął oglądać ze wszystkich stron. Skądś kojarzył te dziwne brązowe oprawki…
-Okulary Thomasa?
Kobieta kiwnęła głową.
-Skąd się tu wzięły?
-To chyba oczywiste… Musimy powiedzieć reszcie, może szef gdzieś tu jeszcze jest.
-Przecież nikogo tu nie ma – John zaczął grzebać w kolejnych szufladach – Mam nadzieję. Gorzej będzie, jeśli nagle wrócą.
-Mogli go przecież zostawić, pomyśl… Zaraz wracam.
Juliette wyszła na korytarz, nawołując pozostałych.
Po chwili ujrzała zbliżającego się do niej Henry’ego. Spojrzała na jego majestatyczne, piękne oblicze. Wyglądał niczym porcelanowa lalka z tymi dużymi, głębokimi oczami, w których zobaczyć można było najmniejszą iskrę emocji płynących z wnętrza jego duszy. Nie wspominając o budowie ciała mężczyzny. Umięśnione ramiona i tors, chociaż skryte pod cienką koszulką, wciąż sprawiały oszałamiające wrażenie. Powolnym ruchem odgarnął z twarzy wpadające mu do oczu włosy. Uśmiechnął się przy tym tak niewinnie, że można było pomylić go z aniołem. Aż niewiarygodne, że miał już trzydzieści lat…
-Co się stało, że tak wrzeszczysz? – spytał – Znaleźliście Thomasa?
-Prawie… Chodź tu, sam sobie zobacz.
Weszli do środka i Juliette już miała pokazać Henry’emu okulary, jednak stanęli niczym słupy soli, wpatrując się w Johna.

http://img246.imageshack.us/img246/5446/29325563.png

-Dziwne, nie? – spytał blondyn, pokazując im umazane krwią dłonie – Nie ma tego tu zbyt dużo, ale nie mam pojęcia, co to jest… znaczy no po co… Sami sobie zobaczcie.
Ustawił na blacie stołu w małym rządku kilka buteleczek. Henry chwycił jedną, obejrzał ze wszystkich stron i nie doszedłszy do żadnych wniosków, odkręcił ją.
-Ale śmierdzi – skrzywił się – Jakoś dziwacznie, to chyba nie jest zwykła krew…
-Mówiłem przecież! – oburzył się John – Musimy się jakoś dowiedzieć, co to jest…
-Eva Brown. Ona pewnie będzie umiała to sprawdzić – stwierdziła Juliette – Chociaż, nie odbierała ostatnio telefonu… Nie mam pojęcia, co się z nią dzieje.
-Jakoś ostatnio nikt nie wie, o co chodzi – John wepchnął Juliette kilka buteleczek – Weźmy to ze sobą i poszukajmy Thomasa, może tu jest i nawet żyje.
-Zapewne kuli się w jakimś kącie ze strachu – podsumował Henry, pakując butelki do znalezionego w pokoju plecaka.

niepokorna
14.02.2009, 16:42
no, ten tego.
bardzo udany odcinek, jeszcze raz powiesz, że nie, to odgryzę Ci po prostu głowę ^^
nie do wiary, że Viv nie ma numeru Maxa.... :D <wredna>
ciekawie... jakim odmieńcem musi ona być, że taką niecekawą ma przeszłość ? Tak samo nie spodziewałam się po niej, że ma, przepraszam, miała narzeczonego.
Nie podejrzeałabym Johna, że lubi się babrać w krewce :D
Świetnie opisałaś Henry'ego. Jak lalka... łaał ^^
i jak zwykle - czekam z szatańską niecierpliwością na nastęny odcinek ^^

ptasie mleczko
14.02.2009, 17:00
Gupi! gupi, beznadziejnie gupi Zdzich! już mu się za to oberwie. Jakoś tak dziwnie bez zdjęc, tak czegoś brakuje, zwłaszcza, że Twoje zdjęcia są prześwietne i zawsze z chęcią je oglądam, no cóż. Odcinek oczywiście świetny, zagadka staje się jeszcze bardziej zawikłana. Więc Vivien też jest w jakiś sposób powiązana z Firmą i Thomasem, hmmm wszystko to staje się coraz bardziej rozgałęzione. Czyżby tym nieszczęśnikiem, który został tak paskudnie potraktowany (wyrzucenie z pędzącego vana) był nasz biedny Alanek? :(
I jaki piękny opis Henrysia, :D Call będzie w niebo wzięta, a i ja aż nabrałam chętki :D
Ta dziwna substancja mnie intryguje, tak po części się domyślam do czego służy ... ale poczekajmy na rozwój wydarzeń. Kurczę dopiero przeczytałam odcinek, a już niecierpliwie czekam na następny ehhh ...

Libby
14.02.2009, 17:56
Świetny odcinek i nie marudź :P!
Dowiedzieliśmy się ciekawych rzeczy o Vivien. Też nie miała za ciekawie... Biedna :(.
Uwielbiam ją za te wszystkie teksty.:) Świetna scena włamania jej i Joe. Szkoda mi go. Szkoda, że nie ma fot. Ciekawa jestem, jak wyglądał :P.
Podejrzewam, że to Alanka wyrzucili z wozu. Pewnie żyje, więc szkoda, że został poturbowany.
Podejrzewam do czego służą te buteleczki.
Piękny opis Henrysia!:D
Zabić Zdzicha! Nie doczekam się nowego odcinka!

Callineck
14.02.2009, 21:17
Och, Zdzicha to ja zabiję osobiście. :((

Ten piękny opis nieziemskiej urody Henrysia nieco wynagrodził mi brak zdjęć.
Ciekawa jestem czy egzorcyści znaleźli podobne słoiczki, które były przedmiotem tak intensywnych poszukiwań Joego. Szkoda że się nie udało za pierwszym razem.
Biedny, biedny Alanek... :(


Zaskoczyła się nagłym zachowaniem vana.
jednak pośród panujących ciemności nie było sposobu tego dojrzeć.
Wreszcie udało jej się zidentyfikować substancje,
-przepraszam, panie profesorze…

- Nagle zaskoczylo ją...
- ...nie sposób było tego dojrzeć
- substancję
- Przepraszam... (z wielkiej litery :P)

Mówiłam, że mało? ;)

scarlett
01.03.2009, 19:24
Z okazji mojego wspaniałego kombeku i modernizacji Zdzisława następuje mała aktualizacja:P
Do odcinka nr X doszły 2 zdjęcia, nr XI wzbogacił się o aż jedno a najnowszy, czyli XII, o wszystkie:P

Callineck
01.03.2009, 19:34
Zdjęcia boskie, najlepszy oczywiście Henryś :)
Jak to dobrze, że Zdziśkowi się polepszyło, robisz świetne zdjęcia ze znakomitych ujęć i dopełniają one perfekcji Twojego dzieła.
<znowu kocha Zdzisława i cały czas scarlett>

Odc. X - genialna poza Anais :) Poza tym świetnie pasuje do sytuacji, ale tak jest ze wszystkimi zdjęciami :P

Odc. XI - Henryś jest piękny... Prawie równie dobre "naradzające się" tło :D

Odc. XII - Całkiem niebrzydki ten Joe... A u Viv jaka zmiana w wyglądzie! Najlepszy jednak jest ubabrany Johnuś :D

niepokorna
01.03.2009, 19:39
ostatnie zdjęcie zdecydowanie najlepsze <3 ach ten Johnuś i jego ... cośtam :P

Genialne też są zdjęcia z Anais i mną ;D
Geniusz!
<kocha Zdzisława>
przyznaj się, ile włączeń Cię to kosztowało? Czy odkrywasz uroki normalnej gry? <uhahana>

Libby
01.03.2009, 19:48
Piękne zdjęcia!:D
Vivien to na pewno ta sama simka :P? Zmieniła się.
Fajny ten Joe:D. Trzeba było zrobić na odwrót. Mam 2 zastrzeżenia co do fabuły, ale o tym wszystkim na gg:P.
Ja chcę nowy odcinek!:D

scarlett
01.03.2009, 20:41
przyznaj się, ile włączeń Cię to kosztowało? Czy odkrywasz uroki normalnej gry? <uhahana>

Aż JEDNO :O Po prostu nie wierzę do teraz:P

Mam 2 zastrzeżenia co do fabuły, ale o tym wszystkim na gg:P.
Ja chcę nowy odcinek!:D

Jakież to zastrzeżenia? <oburzenie> :P
A nowy będzie, tylko nie wiem kiedy, pewnie tradycyjne w sobotę/niedzielę :P

ptasie mleczko
01.03.2009, 21:37
Zdjęcia <zombi> genialne, zresztą nigdy nie wątpiłam w Twój geniusz w tej dziedzinie ;) też mi się podoba poza Anais :D ależ ona ma te .... no .... piękne oczy :D zgadzam się z Call że Henryś wyszedł pięknie i tak .. ah .. słodko :D Johnuś zresztą też :D boskie są. Bierz się za odcinek korzystaj z poprawy kondycji Zdzicha :D

Alex28081996
02.03.2009, 19:53
Czekam na kolejny odcinek...

scarlett
06.03.2009, 14:14
Z cyklu "w oczekiwaniu na wenę"

Zwykły dzień...

Dzień jak co dzień. John, pogwizdując pod nosem jedną ze swoich ulubionych sprośnych marynarskich piosenek, zrzucił z siebie wszystkie ubrania. Niestety, długo nie pozostał w tym stanie. Wcisnął na siebie nieco już znoszony strój do ćwiczeń i przekroczył próg ulubionej siłowni. Przychodził tu w każdej wolnej chwili. W końcu geny to nie wszystko, sam musiał dbać o swój kaloryfer. Zawsze wybierał takie godziny, aby nie było tłumów. Lubił mieć całą siłownię tylko dla siebie, aby mieć ogromny wybór wszelakich sprzętów. Oczy zaświeciły mu się niczym czerwone światło na krzyżowaniu. Jego ulubiony przyrząd był wolny! Podhasał doń i ustawiwszy ciężar na maksimum (a co se będzie żałował) zaczął ćwiczyć.

http://img156.imageshack.us/img156/1330/40472476.jpg

Pot spływał mu po twarzy i ciele niczym Wisła na roztopy. Trwał jednak mężnie w swoim postanowieniu – tysiąc razy, chwila odpoczynku i znów tysiąc. Co prawda było to nieco nużące, ale czyż nie miał przed sobą całej wieczności? Był tak pochłonięty rozwijaniem swojej masy mięśniowej, że dopiero teraz zauważył pomykającą obok niego na rowerku Juliette.
-Co ona tu robi? – szepnął pod nosem i nieomal nie wypuścił uchwytów z rąk. Ale byłby wstyd. Teraz musiał starać się jeszcze bardziej.

Czerwonowłosa jechała w miejscu jak szalona. Co prawda nie powiększy jej się przez to biust, jednak nie mogła przecież przegrać żadnej bitwy z Johnem czy innym wampirem, przeciwnik akurat nie miał tu większego znaczenia. Byleby zwyciężyła.

Wróćmy do Johna, w końcu to jednak on jest tu gwiazdą.

http://img528.imageshack.us/img528/4732/82607543.jpg

Najwyraźniej biedak coraz bardziej się męczył. Ostatkami sił docisnął do 999 i padł.
-Nie dam rady – zawył, staczając się za podłogę.
Kobieta ujrzawszy to przerwała pedałowanie i stanęła nad blondynem w zwycięskiej pozie. Gdyby położyła mu stopę na czterech literach, wyglądaliby niczym łowca krokodyli i jego świeżo upieczone (a raczej zabite) trofeum.
Wampir nie mógł znieść takiego upokorzenia. Dopiero piąta seria, a on już poległ i to na oczach dziewczyny! To niedopuszczalne! Natychmiast powrócił do pionu, chwycił Juliette w pasie i usadził na swoim ukochanym przyrządzie. Skoro ten idiota (przyrząd) nie chciał współpracować jak trzeba, to on (John) też nie będzie!

http://img60.imageshack.us/img60/8316/72628932.jpg

Jako, że dalsze wydarzenia mogłyby znudzić niektórych czytelników, przejdźmy do następnego pomieszczenia, pozostawiając na chwilę naszego bohatera (prawie) samego sobie.

Puste wnętrze nie zawierało w sobie żadnych mebli. Jedynie wiszące na ścianach drążki do baletu i lustra świadczyły o tym, że jest to wciąż ten sam budynek, a nie jakiś opuszczony (odremontowany i oświetlony) magazyn. Czyżby tu też nie było ciekawie? Już mieliśmy przeszkodzić tamtej dwójce, kiedy drzwi do Sali otwarły się. Tanecznym, majestatycznym krokiem na środek wwędrował młody mężczyzna. Prężąc klatkę piersiową i ramiona stanął przed lustrem. Bynajmniej nie przyszedł tu ćwiczyć baletu. Po prostu Henry bardzo lubił przeglądać się w lustrze, a tu miał ich pod dostatkiem.

http://img519.imageshack.us/img519/3008/28162056.jpg

Tu mógł podziwiać swoje piękne ciało w pełnej krasie.

http://img149.imageshack.us/img149/5165/82461159.jpg

Wypróbowywał wszelakie pozy i perspektywy.

http://img149.imageshack.us/img149/2775/90891632.jpg

Oddając się tej wspaniałej czynności, jaką było niewątpliwie podziwianie swojego odbicia, zawsze zapominał o otaczającym go świecie. Nie wiedział nawet, czy niektóre rzeczy mu się tylko śniły na jawie, czy były na najprawdziwsze fakty.

http://img504.imageshack.us/img504/1852/76105144.jpg

Jednym z takich wydarzeń był taniec z jego obiektem platonicznej miłości – Maxem.
Do dziś Henry nie jest pewien, czy to zdarzyło się naprawdę, czy jednak nie. W tej bardziej optymistycznej wersji, w którą chciał wierzyć, tak zmęczył się wspólnym tańcowaniem, że Max musiał odnieść go na własnych ramionach na najbliższą sofę, aby mógł wypocząć.

http://img149.imageshack.us/img149/2686/64211066.jpg

I faktycznie, obudził się wtedy na sofie w klubie fitness. Niestety równie dobrze mógł po prostu zemdleć (klimatyzacja często szwankowała) i cała ta sytuacja nie miała miejsca. Max z pewnością nigdy się do tego by nie przyznał, pozostanie to więc nieodgadnioną tajemnicą do końca świata.



John skończył co miał skończyć i samotnie przeniósł się do kolejnego pomieszczenia – Sali baletowej. Rzucił się na drążek do ćwiczeń niczym wygłodniały lew na ochłap mięsa.

http://img519.imageshack.us/img519/5657/90378532.jpg

Ze skupieniem zaczął ćwiczyć.

http://img149.imageshack.us/img149/518/16326272.jpg

nie mógł jednak powstrzymać wpełzającego na usta uśmiechu.
Na koniec poćwiczył też wersję eksperymentalną swojego ulubionego zajęcia.

http://img239.imageshack.us/img239/7213/23059962.jpg

Wypinanie się przed lustrem.



Wieczorem John, Max i Henry umówili się na wspólne wyjście do jednej z wielu miejskich dyskotek. Dobrze było raz na jakiś czas potańczyć i przede wszystkim, wybrać się na podryw.

http://img244.imageshack.us/img244/1/81412595.jpg

Przyjmując wyćwiczone wcześniej przed lustrem pozy przedzierali się przez tańczących ludzi, wśród których unosiły się opary parującego potu i dymy pochodzące z palących się wszelakich substancji. Wtem cała trójka stanęła jak wryta. Na niewielkim podwyższeniu bardzo odważnie tańczyły trzy kobiety.

http://img220.imageshack.us/img220/7445/47106406.jpg

-To ona! – wrzasnął John, dostrzegłszy Juliette odzianą w skąpy, lateksowy strój. Wywijała w najlepsze, raz po raz coraz to bardziej zbliżając się do…
-Aida! – wrzasnął jeszcze głośniej Max – Zabiję ją, tu i teraz!
-Spokojnie, spokojnie! – pisnął Henry, odrywając wzrok od prowizorycznej sceny – Nie bijcie się tutaj!
Gdy tylko podniósł głos i zaczął wymachiwać rękoma w tempie innym niż reszta zebranych zwrócił na siebie uwagę Leny. Kobieta poprawiając w biegu czarne kabaretki, rzuciła się na Henry’ego.

http://img244.imageshack.us/img244/4660/33911917.jpg

Henry zaskoczony objął ją instynktownie. Nie zauważył nawet, kiedy kobieta go pocałowała. Nie miał pojęcia, jak zachować się w tak dziwnej sytuacji.

Max wpatrywał się w byłą dziewczynę gniewnym wzrokiem. Tylko nie wiedzieć czemu, nie mógł go oderwać od jej połyskującej lateksowej sukienki. Jego obecny wróg, ku przerażeniu mężczyzny, nie budził w nim odrazy. Przypominając sobie dawne, dobre czasy wskoczył na scenę i chwycił w swe objęcia kobietę.

http://img80.imageshack.us/img80/5074/31187895.jpg

Niestety, Johnowi nie szło tak dobrze. Osobiście tylko trochę zdenerwował się, że zastał Juliette w takim miejscu i w dodatku w takim stroju! Nie zdążył jej jednak tego powiedzieć, gdyż gdy tylko znalazła się obok niego, zaatakowała.
-Co ty tu robisz?! – krzyknęła, przebijając się przez mur muzyki – Marsz do domu! Kto pozmywa te wszystkie naczynia?!

http://img299.imageshack.us/img299/9642/47065940.jpg

-Mogę cię spytać o to samo! – odkrzyknął. Jednak nie był pewien, czy go usłyszała – Nigdzie się stąd nie ruszam! Będę cię pilnować! Dobrze, że akurat rury oddali do naprawy, nie chciałbym ciebie na niej spotkać!
Juliette automatycznie zamilkła, jakby miała coś do ukrycia. Nie chcąc drążyć dalej tego niewygodnego dlań tematu, przestała być obrażona.
-Możemy kupić zmywarkę – odparła dyplomatycznie.

http://img80.imageshack.us/img80/695/43952922.jpg



Max i Aida znikli i nikt nigdzie nie mógł ich odnaleźć. Tylko licho wie, co mogli porabiać w jakiś mrocznych zakamarkach. Natomiast rozogniony Henry z radością powitał towarzystwo Johna. Chciał chłonąc każdą chwilę, spędzoną razem z blondynem. Zwłaszcza, że niedawne momenty spędził tylko i wyłącznie w towarzystwie Leny. Ta ostatnia wraz z Juliette postanowiły porzucić swoje lateksowe kostiumy, zmieniając je na nieco mniej rzucające się w oczy. Nie chcąc dłużej przebywać w miejscu, gdzie mogłoby zrodzić się wiele konfliktów postanowili wybrać się na kręgle, aby w pełni nie zmarnować tego piątkowego wieczoru.

http://img300.imageshack.us/img300/736/75285649.jpg

Wszyscy rzucili się na tory. Raz po raz słychać było okrzyki zwycięstwa lub skowyt porażki.
Juliette z zawziętością kosiarki zbijała wszystkie kręgle. John próbując ją przegonił, wymachiwał kulami w pocie czoła. A Lena…

http://img114.imageshack.us/img114/5531/25896615.jpg

Podskoczyła jak oparzona, słysząc donośny pisk, który sama spowodowała następując na linię, na którą nikt nie może następować. W dodatku dziś jeszcze nie zbiła ani jednego kręgla.

http://img299.imageshack.us/img299/9691/40306542.jpg

-Pieprzę taką grę! *(@^#T^! kręgle! Te kule są jakieś &@!*^!()#@ ! Wychodzę!
Postanowiła jednak spróbować raz jeszcze i kolejny, kolejny…
-$%#!@$*!# - wykrzyknęła chwilę później.

Henry przypatrywał się rywalizacjom znajomych z satysfakcją i poczuciem wyższości. Wystarczy spojrzeć na niego – taki powinien być prawdziwy mężczyzna….

http://img514.imageshack.us/img514/8413/80228525.jpg

ptasie mleczko
06.03.2009, 15:05
muahahaha :D uwielbiam Twoje wstawki w oczekiwaniu na wenę :D biedny Johnuś, ta Juliette go po prostu terroryzuje, nie dość, że dąży do wywołania w nim depresji poprzez wygrywanie we wszystkich sportowych konkurencjach, to jeszcze zmusza go do niewolniczej pracy przy garach :D a Henryś jaki pięęękny, ten kaloryfer, te muskle wow a ta koszulka na ostatnim zdjęciu czadd, no i wreszcie chcąc nie chcąc znalazł się w objęciach Leny :D. Lateksowe wdzianka są wyczepiaste -> ja też chcę takie :D

Edit: zapomniałabym, Johnuś jaka pupaaaaa <wgapia się>

niepokorna
06.03.2009, 15:49
a ja już czytam :P
o Boże, masz prześwietne poczucie humoru ! :D :D
Maxio tańczący.. :O <opadła jej kopara> i Henry... mrr co za ciacho :D
Nawet ja się pojawiłam! <btw świetna kiecka xd>
i normalnie kocham Cię za to zdjęcie -> http://img80.imageshack.us/img80/5074/31187895.jpg
ja z Maxiemmm <333
nie no, po prostu świetnie :D A John, jaka pupcia :P
skomentuję porządnie, jak przestanę się śmiać :D

Callineck
06.03.2009, 15:52
Scarlett dorwała się w końcu do swoich ukochanych zdjęć, czego efekty właśnie możemy podziwiać :D
Waham się co uznać za bardziej interesujace, na siłowni bylo więcej widać a na piątkowym wypadzie więcej się działo :P
Dobrze, że akurat rury oddali do naprawy, nie chciałbym ciebie na niej spotkać!
Juliette automatycznie zamilkła, jakby miała coś do ukrycia. Nie chcąc drążyć dalej tego niewygodnego dlań tematu, przestała być obrażona.
-Możemy kupić zmywarkę – odparła dyplomatycznie.
Umarłam z tego :D :D :D

A tak w ogóle biedny ten mój Johnuś, nie dość, że zawsze wyjdzie na pierdołę to jeszcze wszyscy nim pomiatają :(

@ niepokorna - Bo Henry wcale nie jest gejem, bez względu na to co twierdzą niektórzy, różowa siatkowa bluzka jeszcze z nikogo geja nie zrobiła. W dodatku to wybitnie nie pasuje charakterologicznie do takiej postaci ;)
Spodnie wcale nie są za nisko :P

niepokorna
06.03.2009, 16:00
ej, a czy Henryś nie ma za nisko spodni? :D
i masz Call tego co chciałaś -> Henry nie jest gejem, bynajmniej w tym bonusie :D

Callineck
06.03.2009, 16:46
Błędy :D

Lubił mieć całą siłownię tylko dla siebie, aby mieć ogromny wybór wszelakich sprzętów.
z jego obiektem platonicznej miłości
nie mógł jednak powstrzymać wpełzającego na usta uśmiechu
dymy pochodzące z palących się wszelakich substancji.
Dobrze, że akurat rury oddali do naprawy, nie chciałbym ciebie na niej spotkać!
Max i Aida znikli
Chciał chłonąc każdą chwilę, spędzoną razem z blondynem
zmieniając je na nieco mniej rzucające się w oczy.
John próbując ją przegonił, wymachiwał kulami w pocie czoła.
- ...aby cieszyć się ogromnym...
- ...obiektem jego platonicznej...
- Nie mógł... (z wielkiej litery ;))
- wszelakich palących się substancji
- na nich, na jakiejś
- zniknęli
- chłonąć
- na stroje nieco mniej...
- przegonić

scarlett
06.03.2009, 16:49
jestem wprost zaszczycona, że nawet w rozrywkowym bonusie znajdujesz mi błędy, jak ja je kocham <3

Callineck
06.03.2009, 17:01
Nawet rozrywkowy bonus powinien być perfekcyjny jak Henrysiowa klata i Johnusiowy kaloryfer! :P

Libby
06.03.2009, 20:44
Fajna wstawka;). Widać, że w końcu dorwałaś się do gry:D.
Wszyscy już chyba powiedzieli to, co chciałam.
Biedny John, Max z Aidą :O, Lena w końcu się dorwała do Henryczka:D.
A tak w ogóle to foch:P.

Kiedy nowy odcinek?

niepokorna
06.03.2009, 20:53
Max z Aidą :O


więęc? Viv za mało zna, żeby tak hm.... ;)

scarlett
06.03.2009, 20:54
Swoją drogą to to akurat Maksiowi zbytnio wielkiej przeszkody nie robi:P

niepokorna
06.03.2009, 20:55
Niby tak, ale wiesz...
B) ja to ja :D

Callineck
06.03.2009, 21:01
Niby mówią, że stara miłość... ;)

Lena nikogo nie dorwała, sam chciał :D

scarlett
08.03.2009, 01:06
XIII
http://img242.imageshack.us/img242/9363/tyt.png


Lena zatrzymała samochód tuż przy płocie pomalowanego na żółto domu. Max mruknął coś na pożegnanie i wysiadł z auta. Zatrzasnął za sobą drzwi i zaczął kierować się do mieszkania, gdzie już czekała na niego mięciutka sofa. Dopiero w połowie ścieżki przypomniało mu się, że w sumie lepiej by było, gdyby się tam w ogóle nie pokazywał. Zostanie zjedzony za zostawienie Wendy i niesłusznie oskarżony o zniszczenie drzwi. Znów będzie obrywał za tego idiotę... O kant dupy rozbić taki dom, gdzie ani chwili spokoju… Jakby na zawołanie jego oczom ukazał się jakiś nieznajomy samochód, stojący na jego własnym podjeździe. Max podszedł bliżej, jednak nadal nie przypominał sobie, żeby znał posiadacza tego auta. Może był ślepy, ale dopiero teraz zauważył, że cały tył auta był potłuczony, a wielu jego części po prostu brakowało.
Obszedł pojazd dookoła, potykając się o wystającą cześć zderzaka.
-Co do cholery… - wymamrotał, wymierzając kopniaka w tylną oponę – Kate cię kupiła i tak urządziła?
Zajrzał do środka przez przednią szybę. Mina mu całkiem zrzedła, gdy ujrzał kierownicę co nieco umazaną krwią.

http://img166.imageshack.us/img166/7902/15530323.png

Mogło mu się wydawać, było w końcu dość ciemno a jedyne źródło światła stanowiła niewielka latarnia na ścianie tuz obok drzwi. Chciał poświecić sobie komórką, ale jak na złość zostawił ją na kanapie, gdzie jeszcze niedawno tak miło sobie drzemał. Musiał być bardzo zmęczony drzemką i po prostu zapomniał o telefonie.
Popędzony myślami, że coś mogło, albo może się stać, szybkim krokiem ruszył do rozwalonych drzwi. Wpadł do domu, przy zamku przeklinając Johna na czym świat stoi.
-Kate?! – krzyknął na całe gardło, wprawiając w drżenie kieliszki z cienkiego szkła, ustawione równiutko w kredensie – Jest tu kto?
Odpowiedziało mu tylko milczenie. Skoro Wendy się nie darła, musiało się coś stać. Skierował się w stronę schodów. Połowie drogi stanął jak wryty. Kątem oka dostrzegł jakiś ciemny kształt, poruszający się w salonie. Cofnął się kilka kroków i zza drzwi obserwował nieznajomego mężczyznę. Mężczyznę! Masz ci los, czego się doczekał we własnym domu, żeby sobie kochanków sprowadzano na jego ulubioną kanapę! On przynajmniej nie przyprowadza swoich do domu! Kipiący ze złości Max kopnął drzwi i wparował do środka.

Mężczyzna odziany w garnitur z lekko połyskującego materiału zwinął się w kłębek, jęcząc coś pod nosem. Maxowi przez chwilę zdawało się, że kojarzy skądś ten głos.
-Spieprzaj stąd, to moja kanapa! – ryknął, potykając się o pozostawione na środku podłogi cymbałki.
Mężczyzna ziewnął i nie zmieniając pozycji zaczął macać powietrze wokół siebie. Gdy krążąca wokół dłoń niczego nie znalazła, nieznajomy powoli podniósł się do pozycji siedzącej.
W tej samej chwili Max rozpoznał dwie rzeczy: swój własny garnitur i tożsamość mężczyzny…

http://img502.imageshack.us/img502/6980/30890787.png

Alan Thomas spojrzał na gospodarza oczami, które wyglądały przedziwnie bez przesłaniających je zwykle okularów. Bujny zarost również robił swoje.
-Max, miło cię widzieć – rzekł w końcu. Młodszy mężczyzna stał osłupiały. Po jaką cholerę jeździli w tą i powrotem szukając szefa, kiedy ten w najlepsze wylegiwał się w jego salonie?!
-Co pan tu robi? – wydusił z siebie, kolejny raz następując na cymbałki. Zirytowany wykopał je na drugi koniec pokoju – Myślałem, że… Nie, nieważne.
-No co? – Thomas podchwycił temat – Co sobie o mnie myślałeś?
-No mówię przecież, że nic!
-Duby smalone! – wykrzyknął szef, wykonując automatyczny gest, jakby chciał poprawić nieistniejące okulary.
-Że co?
-Nic.
Bądź tu mądry i z takim dyskutuj…
-No to w końcu dowiem się, co pan tu robi?
-Przywiozła mnie tu jakaś kobieta… Jak jej tam… Vilien? Nie. Vimen?
-Co? Ona tutaj jest?
To musiał być jej samochód. Max przypomniał sobie ich wspólny wypad z okna. Biedne auto, to musiała być Viv.
-Najprawdopodobniej.
-A gdzie pan był przez ten cały czas?
-Nie uwierzycie, nie uwierzycie! Zamknęli mnie! Rozumiesz? Mnie, który ma uczulenie na kurz! Zamknęli w jakiejś brudnej celi! Musiałem siedzieć w samej bieliźnie, w dodatku nie mogłem jej zmieniać i co chwilę nachodziły mnie jakieś dwie straszne kobiety…
I ta sytuacja wydawała się Maxowi co nieco znajoma…
-Byliśmy tam dziś. Zresztą i ja spędziłem tam trochę czasu nieco wcześniej.
-Ty też? – zdziwił się Thomas – Też cię torturowały?!
Max chwycił się za głowę w geście ubolewania.
-I to jak… Ale co chwila zbacza pan z tematu, panie szefie. Też wyskoczyliście z okna wprost do śmietnika czy co?
-Słucham? Ja? Masz nierówno pod sufitem czy co?
-Tak przez przypadek spotkaliście się z Viv na ulicy, czy co?
-A, o tym mówisz… - Thomas podrapał się po zarośniętym podbródku - Jest tu gdzieś Victoria?
-Czemu miałaby tu być?
-Tak sobie tylko myślałem… Ona jest lepsza w takich opowieściach. Ale to nic, i tak nie była w temacie. Ale… nie, nie potrafię o tym mówić… - zaszlochał – Eva… Zabiłem moją żonę!
-Co?!
Thomas opisał Maxowi całą sytuację, począwszy od spotkania z Evą Brown w celi, poprzez wypadnięcie z vana i przyjazd tutaj.
Max jeszcze chwilę pozostał w zadumie, przycupnąwszy na skraju niewysokiej szafki.
-Oni są aż takimi idiotami? – spytał, bawiąc się drewnianym wazonem. Miał ochotę rzucić nim w głowę szefa – Myśleli, że pan nie żyje, a żył? W sumie to mogli udawać, że…
Alan Thomas gwałtownie uniósł dłoń.
-Nie filozofuj mi tutaj, synu! Nie wiesz, o czym mowa, to się nie mądruj. Może kiedyś wam powiem, teraz nie czuję się na siłach – teatralnie odkaszlnął, sprawiając, że dalsze słowa wypowiedział zachrypniętym głosem – Bardziej dziwi mnie, że przetrwałem upadek na jezdnię… Chociaż…
-No?
-Nic, nic. Nie szukaj już dziur w całym, co chwila zadajesz mi jakieś niewygodne pytania. Lepiej mi powiedz, co się działo pod moją nieobecność! Jak już wszystko ogarnę musimy wziąć się za zemstę na moich oprawcach! Swoją drogą, była tam taka jedna… Wydaje mi się, że mógłbyś ją znać…
-Taa – westchnął. Max poruszył się niespokojnie, wyczuwając zbliżające się niebezpieczeństwo. Jego wspaniały instynkt nie zawiódł – chwilę potem w drzwiach stanęła Kate ze swoją towarzyszką.
-O, to właśnie ona! – ożywił się Thomas, wskazując palcem Vivien Taylor – Ciekawe skąd znała twój adres?
-Też mnie to zastanawia – burknął w stronę kobiety, lustrując wzrokiem jej poturbowaną twarz – Miłe lądowanie w śmieciach?
-Tym razem zderzenie ze słupem – odparła cukierkowym głosem – Nie śpieszyło ci się do domu…
-Nie rób za moją matkę!
-Nie zapomniałeś o czymś? – spytała Kate, gniewnie krzyżując ramiona.
Max wyglądał, jakby coś sobie przypominał.
-Chyba nie.
Zaczęła wyliczać kolejno na palcach.
-A ja? A twoja córka? Obiecałeś naprawić kran w kuchni, już dwa tygodnie cieknie! A nasze drzwi, które ktoś roztrzaskał?
-Daj mi spokój, kobieto! Pogadaj sobie lepiej z tym swoim wynaturzonym bratem, to wszystko jego wina. Sama nie jesteś bez winy! – wskazał zamaszystym gestem na Thomasa, grzecznie siedzącego na kanapie – Czemu on ma na sobie MÓJ garnitur?
-Przyjechał tu w samych gaciach… Chciałam dać mu coś innego, ale kategorycznie odmówił. Uparł się na garnitur nawet, jeśli wciskał się w niego na siłę…
Max zaczerpnął wielki haust powietrza. Uspokój się, nie pozwól wejść sobie na głowę. Teraz trzeba wziąć się za drugą babę, a z tą nie pójdzie już tak łatwo. Zwrócił się więc do Vivien.
-Co ty tu właściwie robisz?
-To chyba oczywiste. Przywiozłam wam waszego szefa…

http://img517.imageshack.us/img517/9240/14968080.png

-Kim ty w ogóle jesteś, co? Thomas jakoś nie wyglądał na takiego, który cię zna…
-Bo nie zna – zawahała się – Nie do końca.
-To znaczy?
Kobieta odwróciła się plecami i zaczęła kierować się w stronę wyjścia.
-Nieważne, i tak już się zbierałam.
Zrobiła kilka kroków i zatrzymała się, gdy ktoś gwałtownie chwycił jej ramię. Wyrwała się z uścisku Maxa i spojrzała mu prosto w oczy.
-Czego ode mnie jeszcze chcesz? – warknęła – Chyba wystarczająco dużo dla ciebie zrobiłam, mógłbyś dać mi już spokój!
-Cicho, cicho! – w wymianę zdań włączył się Alan Thomas – Robicie z igły widły! Proponuję, żebyśmy wszyscy pojechali do mojego gabinetu, tam sobie pogadamy… Już się nie mogę doczekać tego widoku i gorącego powitania!
-Jest środek nocy – Max zgasił jego entuzjazm – Tłumów to tam nie będzie.
-Musimy ratować moją żonę! Idziemy!
Mężczyzna popchnął Maxa w stronę, jak mu się wydawało, wyjścia. Wielkie było zdziwienie Thomasa, kiedy drzwi, które otworzył okazały się być drzwiami suwanej szafy…



-Jesteście pewni, że to w tą stronę?
Henry zerknął na Johna z ukosa. Ciekawe, który to już raz… Juliette popchnęła go na przeciwległą ścianę.
-Zamknij się…
-Co ja takiego powiedziałem? – jęknął blondyn, drepcząc za wciąż prześladująca go dwójką.
Nie miał pojęcia, że Firma jest tak duża. I pomyśleć, że Eva Brown przesiadywała tu całe dnie. W sumie nic dziwnego, że stamtąd nie wychodziła – komu chciałoby się pokonywać taką drogę… Chyba, że faktycznie szli nie tam, gdzie trzeba. Wreszcie udało im się dotrzeć do celu. Przeszli przez drzwi, które wyglądały identycznie jak te, które mijali wiele razy po drodze.
Wewnątrz panowała całkowita ciemność. Wtoczyli się do środka, wpadając raz po raz na siebie lub inne niezidentyfikowane przedmioty.
-Nie pchajcie się! – krzyknął Henry, macając ścianę – Nigdy nie znajdę tego cholernego… o jest.
W pomieszczeniu cicho zaburczało, po czym kilka niewielkich lamp zamrugało, aby w końcu swoim ostrym światłem oświetlić dotychczasowe ciemności.
-No, to jesteśmy – oznajmił Henry, krzywiąc się na widok Johna i Juliette, podziwiających otoczenie niczym para turystów, którzy pierwszy raz zobaczyli wieżę Eiffla.
Sam mężczyzna zaczął wykładać na stół małe buteleczki z dziwnymi substancjami, które znaleźli kilka godzin temu.
-Też tu nigdy nie byłaś? – spytał John, skubiąc palcem odpadający tynk.
-Po co? Jakoś nigdy mnie to nie interesowało – Juliette kolejny raz badawczym wzrokiem przyglądała się buteleczce - Teraz zresztą tez nie widzę potrzeby naszej obecności. Henry pewnie bał się tu przyjść sam…
-Przestańcie pieprzyć – Henry troszkę się wkurzył - niech lepiej ktoś poda mi to gówno.
Kobieta odkręciła trzymaną w dłoniach butelkę i od razu uderzył ją odór szamba i siarkowodoru. Czym prędzej oddała to Henry’emu.
-Masz te swoje perfumy…
-Za kogo ty mnie masz! – oburzył się, zatykając nos z obrzydzenia – Ej, John, nie dotykaj tego!
Blondyn odwrócił się instynktownie, zwalając na podłogę stos niezidentyfikowanych płytek, które roztrzaskały się na milion kawałeczków.
-O kurde, chyba nie da się posklejać…
Henry stracił już wszelką cierpliwość.
-O kurde? Gratuluję, właśnie rozwaliłeś sześć tysięcy dolarów.
John wziął do rąk szczątki płytek i próbował je dopasować… Chyba jednak się nie dało.
-Lepiej już niczego nie dotykajcie – warknął Henry – Reszta jest jeszcze droższa… Eva Brown urwie ci łeb, John…
Blondyn uśmiechnął się przebiegle.
-I tak się nie dowie, że to ja…
Juliette szturchnęła go w bok i ostentacyjnie spojrzała na małą kamerę, umieszczoną w kącie.
-Aha…
Henry w tym czasie jako jedyny robił coś pożytecznego (liczył na premię na nowy samochód?). Wlał czerwono-buraczaną zawartość buteleczki do niewielkiej przegródki, stanowiącej część jakiejś dziwnej maszyny, żywcem wyjętej z jakiegoś filmu science fiction. Przynajmniej tak wyglądała. Zadowolony z siebie usiadł na fotelu i przyglądał się wirującej za szybką substancji. Pozostała dwójka na chwilę przerwała swoją wymianę zdań.

http://img145.imageshack.us/img145/7591/10158236.png

-Bardzo ładne, ale po co w ogóle to robisz? – spytała Juliette, opierając się o stół. Na szczęście niczego kosztownego nie było w pobliżu.
-Nie widać? – zdziwił się szczerze – No tak, skąd wy możecie wiedzieć…
-Już zaraz ci pokażę, czego ty nie wiesz… – mruknęła kobieta.
-Ten eee… - Henry próbował przypomnieć sobie skomplikowaną fachową nazwę – No… przyrząd, potrafi w prosty i szybki sposób rozpoznać skład chemiczny każdej substancji, podając dokładnie wszystkie jej składniki, zachowując przy tym ich proporcje. Jak się poszczęści, poda ich pochodzenie i spróbuje zgadnąć, co to do jasnej cholery jest…
-Jemu też coś pokażę, jeśli ten szmelc tego nie zrobi.
Pozostała dwójka spojrzała na Juliette z przerażeniem. Ona naprawdę była straszna…
Henry raz po raz zmieniał pozycję na niezbyt wygodnym fotelu, John trzymał się jak najdalej od jakichkolwiek przedmiotów, a Juliette stanęła koło drzwi i nasłuchiwała. Zdawało jej się, że słyszy jakieś kroki. Uchyliła lekko drzwi i dźwięk nasilił się. Przynajmniej była pewna, że to nie buczenie lamp ani tej dziwnej maszyny. Niespodziewanie drzwi otworzyły się. Miała szczęcie, że otwierały się na zewnątrz, inaczej skończyłaby ze złamanym nosem.
-W końcu cię znalazłem! – wykrzyknął zdyszany Antonio – Widziałem, że schodziliście na dół, ale jest tu tyle drzwi, że szukam i szukam…
Juliette z odrazą ściągnęła brwi.
-Śledziłeś mnie?
-Ja? – oburzył się mężczyzna – Gdzie tam! Szukałem cię.
-Po co?
-Chodź ze mną, pokażę ci coś.
-Teraz? Jestem trochę zajęta.
-Doprawdy? – wtrącił Henry – Jakoś nie zauważyłem.
-Sam mnie tu zaciągnąłeś! – przeniosła rozogniony wzrok na Antonia - Proszę bardzo, idziemy!



-Panie przodem.
Juliette, powstrzymując się od komentarza, przeszła przez wskazane drzwi. Tym razem sama wymacała włącznik świtała, jednak w tym pomieszczeniu lampy były o wiele słabsze i nie miały za wiele do oświetlania. Złuszczona i odpadająca ze ścian płatami farba, nieliczne stare meble, brud i trochę starych klamotów, to wszystko, co tu było.
-Co to za graciarnia?
Antonio nie odpowiadał. Juliette obróciła się, aby sprawdzić, co jest grane. Gdy tylko lekko przechyliła głowę, kątem oka ujrzała, co się święci.

http://img264.imageshack.us/img264/5009/19922254.png

Antonio z szyderczym uśmieszkiem na twarzy obrócił w dłoni długi nóż. Ułamek sekundy później rzucił się na Juliette, celując jej prosto w serce. Gdyby kobieta odwróciła się chociażby chwilę później, leżałaby martwa u stóp Antonia. W zaistniałej sytuacji jedyne, co mogła zrobić, to unik. Chcąc uniknąć śmiertelnego dźgnięcia spróbowała odtrącić ramię mężczyzny, jednocześnie zmieniając swoją pozycję. Niestety miała na to wszystko zaledwie kilka krótkich sekund. Skrzywiła się, czując jak zimne ostrze przebija jej skórę i wbija się w ciało. Upadła na ziemię, a nóż pozostał w dłoni wściekłego Antonia. Nie tak miało to wyglądać. Zaciskając zęby podniosła się z brudnej posadzki. Nie miała pojęcia, co teraz robić. Musiała uciekać, nie miała żadnej broni. Zaczęła szukać wzrokiem czegokolwiek, czym mogła choćby na chwilę unieszkodliwić napastnika. Kto by pomyślał, Antonio! Dlaczego to robił!? Przecież byli po jednej stronie! Czuła, jak wraz z przepływającą pomiędzy zaciśniętymi palcami krwią wypływa z niej cała energia. Już dawno nie czuła się taka bezradna. Zawsze wydawało jej się, że jest w stanie zapanować nad każdą sytuacją, przewidzieć każdą ewentualność. Tym razem nieomal nie zginęła i wcale nie było pewne, czy w ogóle jej się uda przeżyć. Powstrzymując napływające do oczu łzy podniosła się na nogi, wciąż wypatrując potencjalnej broni. Gdy tylko wstała, Antonio z całej siły przywalił jej zaciśniętą pięścią w twarz. Nie zdołała utrzymać się na nogach i zwalając połowę gratów leżących na niskiej szafce, wpadła na nią. Teraz była na jeszcze bardziej straconej pozycji. Przyszpilona do ściany, skulona na szafce, stanowiła idealny i najprostszy cel, jaki można było sobie wyobrazić.

http://img408.imageshack.us/img408/5040/34615661.png

-Czemu to robisz?! – krzyknęła, tłumiąc w sobie płacz – Co ja ci takiego zrobiłam!?
Antonio uśmiechnął się gorzko, przekładając nóż do drugiej dłoni.
-Co mi zrobiłaś? Nic. Wy wszyscy nic nie robicie! Nie myśl sobie, że jesteś jakaś wyjątkowa, wszyscy skończycie w ten sposób. Podzielisz los swojego szefunia… Co za kretyn!
Mężczyzna zbliżył się do Juliette. Czuł teraz na swojej twarzy jej przyspieszony oddech. Wolną ręką pogładził ją po policzku, cały czas się uśmiechając.
-Odwal się ode mnie! – krzyknęła, z całych sił odpychając go nogami. Zyskała dzięki temu kilka sekund, zanim ponownie się do niej dobrał. Wściekły zerwał się na nogi, a szyderczy uśmiech na dobre spełzł z jego twarzy. Zastąpił go wyraz takiej wściekłości, że Juliette jeszcze nigdy w życiu nie widziała takiej miny u żadnego człowieka czy nawet wampira. Już dłużej nie mogła powstrzymać łez. Spłynęły dwoma strużkami po jej po jej bladych policzkach, a ona sama błędnym wzrokiem szukała jakiejkolwiek pomocy. Palce prawej dłoni natrafiły na coś, co mogło się nadać. Tak zdesperowana była w stanie spróbować każdej możliwości. Chwyciła duży, nieco pordzewiały klucz płaski i gdy Antonio zbliżył się dostatecznie blisko, przywaliła mu nim w głowę.
Oszołomiony mężczyzna upuścił nóż i zachwiał się na nogach. Podtrzymał się tej samej szafki, z której Juliette zeskoczyła jak oparzona. Kolejne graty pospadały na podłogę, robiąc przy tym niemało hałasu. Antonio zaczął macać otoczenie w poszukiwaniu noża, jednak narzędzie znajdowało się już w rękach kobiety.
-I co teraz zrobisz? – spytała drżącym głosem, chociaż miała nadzieję, że brzmiał stanowczo.
W jednej ręce trzymając nóż, w drugiej wciąż dzielnie dzierżąc klucz, powoli podeszła do byłego kolegi. Z połową twarzy pokrytą krwią już się tak nie wściekał i nie uśmiechał. Jedynie oczy pałały niezmierną nienawiścią. Czerwonowłosa miała już tego wszystkiego dość. Pogadają sobie później… Bez zbędnych ceregieli, jednak bardzo powoli, podeszła do Antonia i jeszcze raz przywaliła mu w głowę. Tym razem padł na ziemię bez świadomości. Kobieta opadła na kolana tuż obok niego.

W tej samej chwili drzwi otworzyły się, a do środka wpadł John, a tuż za nim Henry. Przez moment stali bez ruchu, w osłupieniu próbując ogarnąć całą sytuację. John szybkim krokiem podszedł do Juliette, chwytając w Donie jej roztrzęsioną twarz.

http://img167.imageshack.us/img167/8595/65763506.png

Spojrzał w jej zamglone, niebieskie oczy. Zazwyczaj żywe i pełne blasku, teraz patrzyły na niego, jakby nie należały do tej samej kobiety.
-Ja… - wyszeptała, próbując uspokoić drżenie całego ciała – Nie wiem, co się stało… Po prostu…
-Nieważne, dobrze, że żyjesz… - uspokoił ją John, zdziwiony, że w ogóle potrafią mówić w ten sposób.
Jego wzrok padł na plamę krwi, odbijająca się na tle zielonej bluzki kobiety.
-Henry… - zawołał John, szukając wzrokiem kolegi.
Henry właśnie dochodził do wniosku, że Antonio wciąż żył.
-Wiem, wiem, zaraz sprowadzę jakąś pomoc.

Callineck
08.03.2009, 01:33
O matko...
Jeszcze się trzęsę z wrażenia.

WIELKI POWRÓT DUMNEGO ALANKA!!!
To teraz wiadomo, dlaczego uznali go za trupa, w końcu to dziecko wampirów :P Może mu w ogóle serce nie bije?

Antonio jaki podły! Z nożem, na kobietę! Dobrze go załatwiła, chociaż pewnie nie jest dumna z tego, że się popłakała. Mam nadzieję, ze nic jej nie będzie. A gdyby było blisko nieszczęścia to Johnuś na pewno ją uratuje! :D
W sumie bardzo ładne zdjęcie jak ze sobą rozmawiają :)

Henryś nie tylko jest zabójczo przystojny ale także inteligentny! Jak rozpracował te wszystkie buteleczki, wiedział co do czego i ile kosztuje :D Zdecydowanie zasłużył na premię, za którą pewnie kupi sobie nowy wypasiony samochód. A jaka wspaniała poza na fotelu :D

Biedny, biedny Maksio! Jak sobie, nie daj Boże, Alanek pomówi z Kate :O Zresztą ta cała ich rozmowa była genialna. W ogóle jak dla mnie jest postacią odcinka :) To jego rozmyślanie o sprowadzaniu kochanków do domu! :D Miszcz normalnie.

Dlaczego Viv nic nikomu nie mówi? Przecież Joe oddał za Firmę życie. Pewnie by chciał, żeby jego ukochana przyłączyła sie do reszty zamiast działać samotnie.

A teraz lecim z błędami: :)

Lena zatrzymała samochód tuż przy płocie pomalowanego za żółto domu.
Skoro Wendy się nie darła, musiała się coś stać.
Skierował się w stronę schodów. Połowie drogi stanął jak wryty.
Z reszta i ja spędziłem tam trochę czasu nieco wcześniej.
-Nie ważne, i tak już się zbierałam.
Teraz z resztą tez nie widzę potrzeby naszej obecności.
Gratuluje, właśnie rozwaliłeś sześć tysięcy dolarów.
Ona naprawdę była przerażająca…
-Nie ważne, dobrze, że żyjesz…

- na żółto
- musiało
- W połowie drogi...
- zresztą
- nieważne
- zresztą, też
- gratuluję
- straszna
- nieważne

niepokorna
08.03.2009, 10:09
już czytam! :)
o losie, wciąż jestem pod mega wrażeniem :O
Juliette i Antoś... ta plama mi się nie podoba <krwi ofc> i mam małe przeczucie, że coś się z nią stanie... <ma zwidy, ale nie powie>
Henry, mądralo jedna! Za śliczny i za mądry na geja :D
A Maxio.... mój Maxio jakie rozkminki! <3 uwielbiam Go i te jego rozmowy :D
A Alanek... łelkom bek! I w dodatku w garniaku Maksia... chciałabym go z nim zobaczyć ;) taki sexi :D
Błędy wymieniła Call.
a ta cała Viv mi po prostu nie leży ^^
<nie umie pisać porządnych komentarzy>

Libby
08.03.2009, 11:30
Świetny odcinek:)!
Niepokorna, po pierwsze Maksiu jest mój!:P
Genialne zdjęcia. Jak bym dorwała tego całego Antonia w swoje ręce, to... nie byłoby co zbierać! Biedna Juliette, aż się popłakała...
Po części rozumiem Viv. Straciła ukochanego i zamknęła się w sobie. Nie ufa nikomu. Biedny jej samochód.
Alanek w garniaku Maxa. Kto by podejrzewał, że ma takie ciuchy w szafie:D.
Henry jest śliczny i taki inteligentny!:)
Nie doczekam się kolejnego odcinka!:P
Pisz szybko!

ptasie mleczko
08.03.2009, 13:52
Alanek zmartwychwstał, witamy ponownie wśród żywych <cieszy się i ściska Alanka>, kto by pomyślał, że tak mi go będzie brakować :D. Biedny Maksio -> co on ma z tymi babami. Tekst o kochankach i bulwers z powodu -> kanapy!!! mnie rozwalił, Maksio jest niezastąpiony. Johnuś jak zwykle musiał wyjść na ciamajdę, no jaka Ty jesteś zuaaa dla niego, mógł chociaż uratować Juliette, przed zuuym Antkiem i tym samym się zrehabilitować. Henryś jest z odcinka na odcinek piękniejszy i mądrzejszy :D zgadzam się z niepokorną -> za śliczny i za mądry na geja, tak nie może być <bulwers> Antoś wreszcie pokazał swoje prawdziwe oblicze, będzie go można teraz przesłuchać ;) ahhh bardzo jestem ciekawa rozwiązania zagadki z tymi całymi miksturami i Benitezem ;) i znów mam to uczucie: dopiero przeczytałam odcinek i już nie mogę się doczekać następnego <biedna>

scarlett
13.03.2009, 16:33
Mały, niecodzienny bonus ze zwyczajowej już serii „W oczekiwaniu na wenę” ze specjalną dedykacją dla panny niepokornej :P

http://img230.imageshack.us/img230/8174/84102271.png


Mało kto wie, kim naprawdę jest Max. Na pierwszy rzut oka wygląda jak, owszem, oszałamiająco przystojny, męski, wspaniale zbudowany, ale jednak zwykły człowiek. Jeden aspekt jego niezwykłości został już opisany, chociaż może nie na tyle dogłębnie, jakby on sam tego chciał. Dziś przyszła pora na drugi. Co to takiego? Otóż, moi drodzy, pan Max Berry posiadający szkockie korzenie kryje w sobie jedną, wielką tajemnicę. Dotyczy ona, jak łatwo w przypadku tego pana się domyśleć, kobiet. Czyżby był jednym z tych zuych perwersyjnych zboczeńców, przed którymi matki tak namiętnie ostrzegają swoje dorastające córki?
Tak!
Dziś przedstawię państwu wycinek, powiedzieć trzeba, dość softcorowy. Poniższa opowieść przedstawiać będzie jeden ze spektaklów, jakie pan Max bardzo lubi oglądać i czynnie w nich uczestniczyć. Przypomnę, iż jest to jedyna wersja, która nadaje się do publikacji (łagodne zachowanie pana Maxa płynie zapewne z jakiejś choroby lub innego stanu dysfunkcji fizycznej). Oto przed państwem premierowe przedstawienie arkanów najgłębszych zakątków umysłu pana Berry’ego (który, zasugerować wypada, nie jest chyba zbyt różnorodny).



Zmęczony Max wróciwszy z pracy rzucił się na jedną ze swoich ulubionych kanap. Przymknął powieki szykując się do drzemki. Nie chciał, aby ktokolwiek mu przeszkadzał, w końcu drzemanie było samo w sobie dość męczące, a jeśli ktoś miałby mu przeszkodzić, wtedy nie ręczył za siebie. Wreszcie oddalił się w krainę błogiego snu. Nie dane było mu jednak odpocząć. W jego podświadomości zaczęły tworzyć się obrazy-wspomnienia z jednego z licznych, dłuuuugiiich wieczorów jego życia. Tak uwielbiał te przebieranki, że nawiedzały go nawet w snach. Czasem nawet on jednak chciałby odpocząć…
Błysk księżyca odbijającego się na tafli lateksowych majtek…
Hoże smagnięcie biczem…
Cienka szpilka boleśnie wbijająca mu się w pachwinę…
Na samo wspomnienie o tamtych wydarzeniach spadł z jednej z ulubionych kanap na podłogę, co poskutkowało obudzeniem się. Otarłszy pot z czoła spojrzał w górę i zamarł.

http://img150.imageshack.us/img150/51/79770699.jpg

Glina! – pomyślał – Co ja znów takiego zrobiłem, że nachodzą mnie w moim własnym domu?! Zwisające u pasa policjantki kajdanki prezentowały się naprawdę groźnie… Max nie zdążył nawet zadziwić się jej niecodziennemu strojowi. Zbyt zajęty był obserwacją tego, co odkrywał. I wyobrażaniu sobie tego, co zakrywał.
Wreszcie rozpoznał w policjantce, albo jak powinien rzecz, fałszywej policjantce, Aidę. Jego dziewczyna jednak pamiętała! W każdy nieparzysty dzień miesiąca plus weekendy i święta bawili się w „fiku-miku jestem w nowym kostiumiku”. Gra polegała na tym, że ona się przebierała, według zasady do trzech razy sztuka, a Max patrzył i nie tylko.
Usiadł na swojej jednej z ulubionych kanap i cieszył się widokiem radującym jego oczy i takie tam inne.

http://img150.imageshack.us/img150/8206/24941879.jpg

http://img518.imageshack.us/img518/3158/36087007.jpg

http://img514.imageshack.us/img514/2976/35515464.jpg

<zdjęcia dopuszczone przez cenzora®>

Był to strój numer jeden. Przyszła kolej na drugi, niestety już przedostatni. Pozbawiony odzieży Max wskoczył w swoje ulubione bokserki w kościotrupy i czekał na nowy kostium Aidy. Po chwili kobieta powróciła.

http://img407.imageshack.us/img407/5873/16682973.jpg

Max nie umiał określić, za co się przebrała, jednak musiał przyznać, że zdecydowanie mu się podobała. Nacieszywszy się chwilę tym przebraniem, stwierdził, że widzi w nim jeden mały mankament.
Postanowił to zmienić.

http://img111.imageshack.us/img111/48/30747914.jpg

Zerwał z kobiety przedziwną pseudospódnicę.
O tak, tak było o wiele lepiej.

http://img365.imageshack.us/img365/7621/45617063.jpg

Gdy się nieco zagalopował, kobieta ostudziła jego działania. No tak, jak mógłby zapomnieć, w końcu do trzech razy sztuka, pozostał jeszcze jeden strój. Aida wyrwała się z jego uścisku i umieściwszy stary kostium na swoim miejscu, potruchtała do sąsiedniego pokoju, zostawiając zasmuconego jej zniknięciem Maxa.

http://img156.imageshack.us/img156/1815/18034032.jpg

Tym razem nie było jej nieco dłużej. Max zaczynał już się niecierpliwić. Bawił się od niechcenia końcówkami swoich włosów, nitkami wystającymi z zakończeń bokserek w kościotrupy oraz wspominał stare dzieje. Wreszcie Aida powróciła.

http://img515.imageshack.us/img515/5454/76896153.jpg

Ten strój podobał mu się najbardziej. Miał słabość do koloru czerwonego. Cechowała go również niezdrowa fascynacja włosami związanymi w koński ogon.
Aida podeszła do jednej z ulubionych kanap Maxa i położyła się, zajmując ją całą.

http://img93.imageshack.us/img93/8928/36036045.jpg

Gdy wykonała nieznaczny gest zachęcający Maxa, aby przyłączył się do niej Max wprost oszalał ze szczęścia.

http://img379.imageshack.us/img379/3972/105p.jpg

http://img255.imageshack.us/img255/8833/14638197.jpg

http://img155.imageshack.us/img155/6973/37896919.jpg

http://img214.imageshack.us/img214/9255/24047916.jpg

Wreszcie nadeszła pora, aby wyzwolić kobietę z tego ciasnego gorsetu. Max wiele słyszał, jak one są niewygodne i ile wypadków spowodowały w przeszłości.

http://img518.imageshack.us/img518/1808/78107755.jpg

Niestety, nie było tak łatwo.

http://img299.imageshack.us/img299/3236/47785792.jpg

-Co jest do cholery!? – krzyknął na gorset, po kolejnej próbie zdjęcia go z kobiety – Złaź ty ^$!&%$!*&! @&%^@!$!@& bo ci @%!^@&(@#$! !
Nie pomagało. Jeszcze nigdy nie przeżył takiej stresującej sytuacji.
-No już! – zawył błagalnie – Bo mi się odechce!

Zdesperowany mężczyzna podejmował kolejne próby.

http://img230.imageshack.us/img230/7113/25159445.jpg

Po kolejnej próbie, która była tak daleka od pierwszej, że już dawno skończył liczyć, poddał się. Poniósł pierwszą porażkę w życiu jako mężczyzna!

http://img222.imageshack.us/img222/9766/93485261.jpg

http://img410.imageshack.us/img410/9109/82484259.jpg

Obraził się na cały świat niczym rozpieszczona panna z dobrego domu. Zgasił światło rozbijając lampę i jak na grzecznego chłopca przystało, położył się spać.

http://img230.imageshack.us/img230/1982/14383313.jpg

Oby nie śniły mu się koszmary związane z tym niepowodzeniem.

Śpij dobrze, Maksiu…

http://img255.imageshack.us/img255/535/69523818.jpg

Pani_Snejp
13.03.2009, 16:39
Właściwie, to przyznam szczerze i bez bicia, że jeszcze nie przeczytałam Twojej twórczości, ale od niepokornej słyszałam duuuużo o Maxie xD
Szczerze? Bonus mnie rozwalił xD Ach, te wstrętne, niedobre, fuj ble okropne gorsety!
Złaź ty ^$!&%$!*&! @&%^@!$!@& bo ci @%!^@&(@#$! !
A nie lepiej 'Niszcz się, ku***!'? ;p

chupa_chups
13.03.2009, 16:42
Fajne, bardzo fajne :]

Callineck
13.03.2009, 16:56
O rany, pierwsza łóżkowa porażka Maksia! :D I ty myślisz, że nie będzie miał po tym koszmarów? Biedaczek... Pokonany przez podły gorset!
„fiku-miku jestem w nowym kostiumiku”
-No już! – zawył błagalnie – Bo mi się odechce!
Zgasił światło rozbijając lampę i jak na grzecznego chłopca przystało położył się spać.
Mistrzostwo, tych cytatów nie można określic inaczej! :D

I błędy:

Na pierwszy rzut oka wygląda jak, owszem,
czynne w nich uczestniczyć.
(który, zasugerować wypada, nie jest chyba zbyt różnorodnyy).
Nie dane było m jednak odpocząć.
Na same wspomnienie o tamtych wydarzeniach
jednak musiał przyznać, że zdecydowanie mu się podobał.
umieściwszy stary stój na swoim miejscu,
Po próbie, która była tak daleka od pierwszej,

- bez "jak"
- czynnie
- yy?
- mu
- samo
- że kostium zdecydowanie...
- strój
- po kolejnej próbie

Ellie
13.03.2009, 17:46
oh, to jest boskie XD
szczególnie spodobał mi się fragment o bokserkach w kościotrupy ^^

poza tym cała zabawa "fiku-miku jestem w nowym kostiumiku” jest świetna XD
genialne .

niepokorna
13.03.2009, 22:18
dobra, przeczytałam dopiero dzisiaj, jak już się wyspałam po raz pierwszy od paru tygodni ^^

po pierwsze - miało być bez perwersji! :P już ja się na Tobie zemszczę! :D
po drugie - "fiku miku jestem w nowym kostiumiku" -> to mnie wgniotło w podłogę ^^ śmieję się z tego aż do teraz ;D
zue gorsety!zue zue zue zue! Maxio (nareszcie MÓJ, co widać po treści zawartej w bonusie ;]) odniósł pierwszą porażkę łóżkową :O mam nadzieję, że następne spotkania będą już bez tego czegoś, co ściska niemiłosiernie ^^

ogółem rzecz biorąc - poprawiasz mi humor ;) naprawdę!

a Ty, Veripma - cicho! ja Ci nic o Maxie nie mówiłam! xD

ptasie mleczko
13.03.2009, 22:19
Dajesz bonus i ja nawet o tym nie wiem <foch>
A teraz do rzeczy: już przy pierwszym akapicie umarłam ze śmiechu <leży i się nie rusza>. W ogóle to brak mi słów, zatkało mnie. Ryczałam tu przy kompie ze śmiechu, a przy tekście "fiku-miku jestem w nowym kostiumiku” się zakrztusiłam, poplułam i udławiłam. Aszz ten Maksio perwer jeden jest, ale żeby gorsetu nie rozpiąć :D bida
" no już " "bo mi się odechce" muahahaha faceci


Edit: poprosiłabym taki bonus z Anais i Albercikiem :D (jakby Ci się tam nudziło albo coś <szczerzy się>)
Edit2: a zdjęcia to po prostu ... powalają :D

scarlett
15.03.2009, 00:34
Tak, wiem, nie umiem pisać :<

XIII
http://img183.imageshack.us/img183/8108/69995930.png


John oparł się ciężko o szafkę, zaciskając zęby. Tyle krwi. Dużo krwi. Za dużo krwi. Jeszcze chwila i nie będzie mógł nad sobą zapanować. Jak to było możliwe, żeby taka drobna kobieta miała jej aż tyle? Próbując się uspokoić wziął głęboki wdech. To tylko pogorszyło sprawę, powietrze było wprost przesiąknięte zapachem krwi. Wzdrygnął się z obrzydzenia do samego siebie. Cholera, czemu nie mógł być zwykłym człowiekiem i jej pomóc, zamiast trząść dupą, że jeszcze dodatkowo zaszkodzi?
Spojrzał na nią, praktycznie nie wierząc własnym oczom. Zwykle wygadana, bezczelna i na swój sposób urocza w tej chwili w niczym nie przypominała Juliette, którą znał. Z półprzymkniętymi powiekami opierała się o blondyna, ciężko oddychając. Co gorsza krwi było coraz więcej. Jeśli nie otrzyma pomocy, pożyje najwyżej godzinę…

Blada jak ściana kobieta spojrzała prosto w oczy Johna. W jej spojrzeniu było coś, co sprawiło, że John poczuł niesamowity chłód. Mimo wszystko próbował utrzymać kontakt wzrokowy.
-Przepraszam – szepnęła niespodziewanie – Ja…
Niebieskie oczy zaszkliły się, a po policzku czerwonowłosej spłynęła samotna łza
John przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć. Gdzie się podziewał ten cholerny Henry? Zostawało coraz mniej czasu…
-Nie masz za co – rzekł w końcu, udając, że wcale nie widzi tej całej krwi – Co ty w ogóle gadasz? Nie… W sumie lepiej nic nie mów.
Był beznadziejny, nie umiał nawet zając się własną dziewczyną.

http://img155.imageshack.us/img155/6894/nowy2.png

-John?
-Co?
Krwi było coraz więcej, a John miał wrażenie, że zaraz oszaleje.
Nie myśl teraz o tym, idioto.
Juliette oparła głowę o ramię Johna. Wypowiedziała kilka słów, ale nawet sama ich nie usłyszała. Łzy całkowicie wyschły, nie czuła już nawet bólu, niczego.
John spojrzał na nią na nowo zaniepokojony. Czemu nie odpowiadała?
-Hej, słyszysz mnie?
Odgarnął czerwone włosy kobiety, zakrywające jej twarz. Zamglonymi oczami wpatrywała się w jakiś nieistniejący punkt, zaciskając palce na białej koszulce Johna.
-Jestem do niczego… - westchnęła cicho.
-Co ty gadasz? Nie jesteś do niczego!
-Spójrz na mnie…
-Widzę. I cieszę się, że przywaliłaś temu… temu… s****ielowi i nic ci nie jest. To znaczy, nic ci nie będzie, pojedziemy do szpitala no i…
-Za późno, to bez sensu… Bez sensu… – przerwała – Naiwny jak zawsze…
John zacisnął zęby ze złości. Co innego miał powiedzieć? Co z tego, że miała rację? Nie chciał w to wierzyć, tak po prostu nie mogło się stać. Nie mogła umrzeć. W tej samej chwili przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Przecież mógł temu zaradzić! Może w końcu przyda mu się to, że jest tym pieprzonym wampirem. Kobieta jakby przejrzała jego myśli.
-Zapomnij! – krzyknęła tak głośno, że John przywalił głową w szafkę – Zabiję cię, jeśli to zrobisz.
-Zrozum! – zaprotestował – Nie obchodzi mnie to, rób co chcesz. Ale nie pozwolę ci umrzeć!
Oczekując na ciętą ripostę, otarł dłoń z krwi dziewczyny. Nie miał pojęcia, czy ma to jakiekolwiek znaczenie, ale z pewnością nie zaszkodzi. Żyła na nadgarstku wydawała się być wystarczająca. Przybliżył rękę do ust i wahając się tylko przez sekundę wbił ostre zęby we własne ciało. O swoje życie będzie martwił się później i to poważnie… Teraz musiał tylko zmusić Juliette, żeby wypiła jego krew.
Spojrzał najpierw na swoją rękę, potem na zasłoniętą włosami twarz kobiety.
-Nie wygłupiaj się, wypij to…
Odpowiedziała mu cisza. Czyli tak. Uśmiechnął się lekko, próbując dodać sobie odwagi. Nie spodziewał się, że pójdzie tak łatwo. Zwrócił jej twarz w swoją stronę i zamarł, widząc jej zamknięte powieki. Drżącą ręką dotknął jej bladego policzka, pozostawiając na nim krwawe smugi.
-Hej, słyszysz mnie? To nie jest śmieszne, powiedz coś…
Potrząsnął nią lekko, jakby chcąc powrotem wrzucić w nią życie.
-Juliette?!



Alan Thomas promiennie się uśmiechnął. Zapomniał nawet na chwilę o koszmarze, który przeżył, o tym, co spotkało jego żonę. Widok własnego, zagraconego gabinetu był niczym balsam na zranione serce. Mimo, iż bez swoich okularów nie widział zbyt dobrze, napawał się tym widokiem prawie tak bardzo, jak swym najlepszym dziełem. Z radością małego chłopca, który dostał kolejkę pod choinkę zasiadł na swoim przywódczym fotelu.

http://img88.imageshack.us/img88/5017/nowy1.png

Pociągając łyk zimnej butelkowanej wody pochodzącej z najlepszego górskiego ujęcia w okolicy, rozkoszował się otoczeniem. Wszędzie dobrze, ale na starych śmieciach najlepiej. Thomas rzucił pustą butelkę w róg pokoju, gdzie zawsze stał kosz na śmieci. Dziś jednak go tam nie było, albo po prostu przestał być widoczny przez okrążającą go stertę papierów i tym podobnych szpargałów.

Mimo, że na dworze wciąż blady świt, w Firmie zaczęło się zagęszczać. Alan Thomas już nie mógł się doczekać gorącego powitania i powrotu do pracy. Musiał odnaleźć żonę!



Anais stanęła przed starymi drewnianymi drzwiami, przyglądając im się krytycznym wzrokiem. Towarzyszące jej Aida i Eva podzielały jej umiarkowany entuzjazm.
-Mogło być gorzej – westchnęła szatynka, donośnie pukając – Na przykład może jej tu nie być.
-Nie kracz – wzdrygnęła się młodsza kobieta – Jestem przemarznięta i zaraz umrę z głodu.
-Mogłybyście tak nie marudzić, to ja jestem na straconej pozycji – wtrąciła Brown – Wy i te wasze mikstury… Powinni spalić was na stosie.
-Pomyśleć, że nawet my nie pamiętamy tych czasów – Anais zaśmiała się szyderczo.
Wreszcie dało się słyszeć szczęk jakiegoś prymitywnego zamka i drzwi prowadzące do wnętrza starej drewnianej chałupy otworzyły się. W progu stała młoda zielonooka blondynka.

http://img102.imageshack.us/img102/5870/87778502.png

-Anais? – zdziwiła się – Co wy tu robicie?
-Może wejdziemy do środka? – zaproponowała Aida, już przeciskając się przez na wpół zatarasowaną framugę.
Eva po chwili nieśmiało podążyła za kobietami.
-Czujcie się jak u siebie w domu – rzekła blondynka, wykonując zamaszysty gest. Było to dość ironiczne, biorąc pod uwagę spartański wystrój wnętrz. Cały dom wyglądał jak z innej epoki.
Kobiety siadły niepewnie na trzeszczących krzesłach. Aida zastanawiała się, jak ta wypindrzona dziewczyna, która mogła mieć najwyżej dziewiętnaście-dwadzieścia lat, tu wytrzymuje.
-Czemu tu przyjechałyście? – spytała, popijając łyk jakiegoś napoju, nikomu innemu go nie proponując –Benitez mówił, że mogę się was spodziewać, jeśli coś pójdzie nie tak… Czyli po prostu spieprzyłyście sprawę?
-Jak jesteś taka mądra, to po kiego grzyba pytasz? – odparowała Anais – Może łaskawie powiesz, co mamy tu robić?
-Pomyślmy… Czekać?
-Że co? Nie po to chyba tu przyjechałyśmy, żeby siedzieć na dupach i nic nie robić.
-Wydaje mi się, że będziecie miały co do roboty – dziewczyna uśmiechnęła się, odstawiając kubek na stół – Długo bez tego nie pociągniecie, co?
Anais poklepała Evę Brown po plecach.
-Dopóki ta paniusia jest z nami, nie ma problemu.
-Nie do końca – Eva odezwała się po raz pierwszy odkąd tu przyszły – Jak to zwykł mawiać mój, niech spoczywa w spokoju, mąż, z gówna bata nie ukręcisz…

http://img528.imageshack.us/img528/9554/62632675.png

-Może być więc ciekawie – blondynka uśmiechnęła się, ukazując parę śnieżnobiałych zaostrzonych kłów – Zaczynałam się już nudzić na tym zadupiu.
-Kiedy Benitez tu wróci? – spytała Aida, ignorując przypływ wesołości blondynki.
-Bo ja wiem? Jak wróci, to wróci.
-Mogłabyś wreszcie skończyć rechotać jak stary koń? Odkąd tu przyjechałyśmy cały czas z czegoś rżysz…
-Jak ci się tu nie podoba, możesz wyjść. Ale bez swojej mikstury już chyba dłużej nie pożyjesz… Powiedz, ile tak właściwie masz lat?
-Co? Dwadzieścia trzy.
-Nie o to pytałam. Powiedziałam: właściwie.
-Nie twój zasrany interes – warknęła i gwałtownie wstała od stołu, zwalając krzesło na podłogę – Idę na spacer, możecie mnie nie szukać.
Wyszła, ostentacyjnie trzaskając drzwiami.
-A tej co? – zaśmiała się blondynka – Okres ma, czy co?
Anais spojrzała na nią z ukosa.
-Ja chyba też się przejdę, zgłodniałam, a tu raczej nic nie dostanę… Może w tym lesie rosną jakieś, eee, jagody.
-No to chyba zostałyśmy same – stwierdziła inteligentnie dziewczyna, gdy Anais również trzasnęła drzwiami.
Eva kiwnęła głową.
-Na to wygląda.



Alan Thomas przeżywał drugą Hiroszimę (mimo, iż w pierwszej nie brał udziału). Istna Sodoma i Gomora! Brakowało słów, aby opisać to, co działo się na jego oczach. Zamiast radosnych okrzyków swoich podopiecznych, radujących się z powrotu ukochanego szefa słyszał kakofonię mieszających się ze sobą wrzasków, wołań i szeptów. Nie było tu nikogo, kto by nie mówił o tej wielkiej sensacji. O jego wyrodnym podwładnym, Antoniu! Tfu!
Przedzierając się przez tłumy, które wystąpiły ze swych stanowisk na ciasny korytarz, próbował nadążyć za Maxem, który zdawał się wynajdywać jakieś magiczne przejścia pomiędzy ludźmi. Gdy wreszcie dotarli do piwnic, Thomasa dopadła męcząca zadyszka.
-To tu – oznajmił Max, wskazując jedne z drzwi – Panie…, to znaczy, szefowie przodem.
Thomas, który wreszcie odzyskał oddech wszedł do środka. Mimo, iż na nosie miał już swoje okulary, niczego nie widział.
-Zaraz, zaraz, co to ma znaczyć? – oburzył się – Nie mów, że ty też…
-Idzie pan, czy nie?! – krzyk Maxa odbił się od pustych ścian pomieszczenia – Stoję tu jak cholerny kretyn i trzymam te drzwi, żeby nie zapomnieć, gdzie są a pan tam sterczy jak jakiś pieprzony kołek!
-Nie gorączkuj się tak, synu… - westchnął Thomas, człapiąc w stronę, w którą chyba powinien podążyć – Wszyscy jesteśmy zdenerwowani, to naturalne… W dodatku nie wiem, o co dokładnie chodzi, nic mi nie chciałeś powiedzieć!
-Bo nic więcej nie wiem. To tu, właź pan…
Thomas zignorował ten fakt niestosownego wyrażania się podwładnego i przestąpił próg kolejnych drzwi. Było tu o wiele jaśniej i w końcu coś widział. Pierwszym był Henry.
-Może ty mi wytłumaczysz, o co tu chodzi!
Henry odwrócił się gwałtownie. Już dawno nie słyszał tego głosu. Nie miał jednak czasu na dziwienie się i radowanie z powrotu szefa. Spróbował krótko, acz treściwie opowiedzieć, co się stało.
-Niemożliwe, niemożliwe… - Thomas powtarzał raz po raz pod nosem. Działo się coś, co nigdy nie powinno mieć miejsca…
-Żyje? – spytał Max, straciwszy całą swoją ochotę do drwin.
-John żyje…
-Co mnie obchodzi ten idiota, pytałem o Juliette.
Henry chwilę zastanawiał się, co powiedzieć.
-Nie wiem.
Max chwycił go za koszulę i przyszpilił do ściany

http://img102.imageshack.us/img102/2019/84196820.png

-Nie pieprz się ze mną, tylko wal prosto z mostu!
Henry’emu, mimo całej tej sytuacji, przeszło przez myśl, że z Maxem zrobiłby to bardzo chętnie… Zamiast tego powiedział tylko kilka słów.
-Powiedziałem, że nie wiem. Po co miałbym cię okłamywać?
Max puścił go i z rozdrażnieniem rozejrzał się wokół.
-Gdzie jest ten ********** ? Jak mu ********* to się ****** ***** nie pozbiera.
-Spokojnie, jeszcze nie teraz – Henry spróbował załagodzić swoisty entuzjazm kolegi – najpierw zadamy mu kilka pytań. Dużo pytań.
Max i Thomas podążyli za Henrym. Jak się okazało, nie trzeba było iść daleko. Czarna owca Firmy znajdowała się tuż za ścianą…

http://img91.imageshack.us/img91/7045/72038375.png

Callineck
15.03.2009, 00:35
Dalej się boję. :( Dlaczego do wyjaśnienia sprawy z Juliette każesz nam czeakć az do nastepnego tygodnia? Dlaczego? Przecież ja się za nic nie doczekam...

Biedny John, musiał przeżywać katusze. Ciekawe co takiego powiedziała mu Juliette a czego nie dosłyszał.

Alanek jak zwykle rządzi a szczególnie jego woda "z najlepszego górskiego ujęcia w okolicy". Nie takiego obrotu spraw się spodziewał po powrocie, nie takich niespodzianek. Tak zawieść jego zaufanie... Biędzie biedakowi żal Juliette, w końcu traktował ją prawie jak córkę :(
A tak w ogóle - mistrz powiedzonek :P

No, Maksio się wkurzył strasznie, nie chciałabym być teraz w skórze Antonia. Zresztą, zasłużył sobie drań.

Ciekawi mnie strasznie ta młoda blondynka. Kim jest to trochę się domyślam, ale interesuje mnie rola jaką odgrywa w tej sprawie.

Błędy:

w tej chwili niczym nie przypominała Juliette, którą znał.
a po policzku czerwononosej spłynęła samotna łza
Alan Thomas promiennie się uśmiechnął. Zapomniała nawet na chwilę
-Wydaje mi się, że będziecie miały co robić

- w niczym
- czerwonowłosej (Rudolf :|)
- zapomniał
- ... co do roboty (za dużo powtórzeń)

Libby
15.03.2009, 10:54
Jak zwykle świetny odcinek.
Biedny John...:( Jak możesz kazać nam czekać do następnego odcinka, by dowiedzieć się co z Julliette?! Jesteś bezduszna! Będziemy strajkować:P! Mam nadzieję, że Julka przeżyje.
Max rozedrze na strzępy Antonia i dobrze mu tak. W końcu Julliette jest dla niego prawie jak siostra.
Ciekawe, kim jest ta nowa blondynka i jaką rolę tu odegra.
Nie doczekam się kolejnego odcinka!:P

niepokorna
15.03.2009, 11:21
czerwowłosej

czerwonowłosej :P

Co do reszty - jesteś naprawdę niedobra, że każesz nam czekać aż TYDZIEŃ do rozwiązania zagadki z Julką!

Było parę cytatów odcinka, ale nie chce mi się ich wymieniać. Intryguje mnie ta nowa postać -> tajemnicza i wyszczekana blondynka, której już nie lubię ;D
rozkminki Henry'ego i Maxa -> bezcenne :D
a mój drapieżnik pokazał swoją hm... inną, bardziej czułą stronę ^^

to ja jestem jednak wampirem...

ptasie mleczko
15.03.2009, 14:07
Ty zua jesteś wieszzzz :P tak nas dręczyć, biedna Julka będzie musiała czekać aż do następnego odcinka, żeby się wyjaśniło co z nią będzie, ale chyba jej nie uśmiercisz??? :O <szczerzy groźnie kły> szkoda by było. Biedny Johnuś, takie katusze, takie rozdarcie, naprawdę jesteś dla niego niedobra. Jednak Alanek rządzi :D co tam żona w niewoli, co tam zdrada w firmie, ważne że on już jest w swoim ukochanym gabineciku wraz ze swoimi szpargałkami :D:D uwielbiam go. Nowa postać, całkiem fajna, chyba ją lubię nawet :D mimo, że taka przemądrzała :D hmmm podejrzewam, że Anais i Aida nie są wampirami lecz elementami eksperymentów śp. Albercika i Beniteza i ich dziwnych mikstur na przedłużanie życia :O Z tym stosem dobreeee :D podobało mi się to. A w ogóle zdjęcia jak zwykle mnie powaliły na kolana, jaki ten Henryś piękny, no naprawdę szkoda go na geja :(

scarlett
23.03.2009, 20:35
Z niezależnego cyklu W Oczekiwaniu Na Wenę niezależna dwuodcinkowa opowieść!
Ostrzegam, jest bardzo, ale to bardzo smutna, co widać już na plakacie :(

http://img148.imageshack.us/img148/4409/depresja.png

Henry. Któż go nie zna? Zapewne wielu. Mają szczęście. Gdy raz ujrzysz tego mężczyznę, już nigdy nie będziesz w stanie wyrzucić go ze swej pamięci (wcale nie straszę, ale właśnie go zobaczyłaś). Piękne, majestatyczne oblicze, głębokie, połyskujące miliardami brązowych promyków oczy, delikatna, alabastrowa cera, włosy mocne i lśniące niczym z reklamy Head & Shoulders. Do tego obrazu dodajcie sobie niewiarygodnie męskie ciało – idealnie wyrzeźbiona klatka piersiowa, ramiona, wypchane majtki, mocne uda, smukłe łydki, zawsze pachnące stopy… Jednym słowem, człowiek idealny.

Pomyśleć by można – taki mężczyzna musi mieć życie usłane różami. Niestety, lajf is brutal. Nawet Henryk miewa problemy. Jednym z nich jest właśnie jego ponadprzeciętna uroda! Oto jeden dzień z życia Henry’ego - mężczyzny idealnego.



Promyki słoneczka wesoło przedzierały się przez zasłonki, oświetlając sypialnię Henryka. On sam, smacznie sobie spał. No właśnie, sam.

http://img242.imageshack.us/img242/4374/56610518.jpg

Może się wydaje, że śpi miłym, odprężającym snem. Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna – śni koszmary!

http://img257.imageshack.us/img257/7664/44119554.jpg

Nagle Henry zerwał się ze swej różowej pościeli. Miał straszny sen.

http://img256.imageshack.us/img256/7289/42507381.jpg

Przetarł zaspane oczęta i jak co dzień rano, chciał uśmiechnąć się na przywitanie nowego dnia. Coś było jednak nie tak. Nie mógł się uśmiechnąć! Nie był w stanie! Jako, że był mężny i odważny, nie popadł w panikę.
Muszę udawać, że nic się nie stało – upominał się w duchu – Nic się nie stało. Nic się nie stało…
Podreptał do łazienki, aby dokonać codziennej toalety.

http://img148.imageshack.us/img148/8175/73686389.jpg

Jak wiadomo, białe zdrowe ząbki to podstawa urody. Henry sięgnął więc po swoją ulubioną pastę do zębów o smaku poziomkowym i zaczął szczotkować.

http://img148.imageshack.us/img148/2779/28669713.jpg

Następny krok – prawidłowa pielęgnacja delikatnej skóry twarzy. Tym razem z szafki wyjął swój ulubiony tonik antytrądzikowy. Kto by pomyślał, że wciąż od czasu do czasu potrafił obudzić się z wielkim syfem na nosie!

http://img148.imageshack.us/img148/8463/68314823.jpg

Naniósł odpowiednią ilość na dłoń i naniósł na swe piękne oblicze.

http://img248.imageshack.us/img248/3114/44244992.jpg

http://img242.imageshack.us/img242/6084/95494394.jpg

Odłożył wszystkie kosmetyki na miejsce, wysuszył włosy, na które przez przypadek naniósł się opracowany specjalnie dla delikatnej skóry mężczyzny Clearasil Extra Men Plus i sprawdził w lustrze efekty swojej pracy.

Idealnie. Lśniące zęby i cera bez najmniejszej niedoskonałości.

http://img248.imageshack.us/img248/4773/59475821.jpg

Już miał wyjść z łazienki, kiedy przypomniał sobie o czymś bardzo ważnym. Postukał się w głowę i z rozdrażnieniem spojrzał w lustro. Jak mógł zapomnieć o pachach! Zwinnym, niemal niezauważalnym ruchem sięgnął po trójostrzową maszynkę do golenia i pozbył się zbędnego owłosienia, szpecącego jego piękne pachy.

http://img254.imageshack.us/img254/9482/46756097.jpg

Dopiero teraz był idealny.



Henry, jeszcze zgrabniejszymi ruchami ukroił dwie kromki chleba, wirtuozowskim ruchem włożył pomiędzy nie plasterek szynki i rzuciwszy śniadanie na talerz, odrzucił pobrudzony nóż na rosnącą stertę brudnych naczyń. Nie mógł ich zmywać, zawsze kończyło się to tragedią. Ostatnim razem, gdy sprzątał w domu przed wizytą Maksa, zrzucił talerz, który w locie pękł i rozciął mu stopę.
Coś dziś trzymają się mnie same pesymistyczne myśli – pomyślał i ze smutną miną zaczął konsumpcję kanapki.

http://img148.imageshack.us/img148/3947/15706120.jpg

Zatopił zęby w chlebie i ze smutkiem stwierdził, że nawet kanapka smakuje jakoś inaczej. Być może dlatego, że na szynce pojawił się jakiś zielono-czarny nalot, którego wcześniej nie zauważył.
Chyba będę musiał zatrudnić jakiegoś przystojnego pokojowego, aby pomógł prowadzić mi dom… Musze tylko przekonać szefa, aby dał mi podwyżkę . Na pewno zrozumie moją sytuację.- z tą myślą zabrał się za dalsze jedzenie nieświeżego śniadania.

http://img297.imageshack.us/img297/8278/29816917.jpg

http://img249.imageshack.us/img249/8449/54291534.jpg

http://img148.imageshack.us/img148/5233/52179312.jpg

http://img204.imageshack.us/img204/2130/49640907.jpg

http://img256.imageshack.us/img256/4964/36995417.jpg

Kanapka wreszcie znikła z talerza. Nie poprawiła jednak humoru naszemu bohaterowi. Wciąż był smutny i przygnębiony.

http://img258.imageshack.us/img258/1746/20229564.jpg

Serce się kraje, patrząc na takiego zasmuconego Henryka. Aż chciałoby się podejść, przytulić jego smętną główkę do swej piersi.
Właśnie takie myślenie doprowadziło do jego zguby!
Powłócząc nogami przeniósł się do salonu, pooglądać telewizję. Dziś nawet nie bawiły go telezakupy Mango, a zawsze miał ochotę kupić sobie Kosmodisk albo super materac, który robił wszystko.

http://img408.imageshack.us/img408/8494/12977268.jpg

Tak nie może być! – pomyślał – Henry, spójrz, jak ty wyglądasz! Co to za markotny, smętny przystojniak! Rusz dupę i wyjdź z domu!
Wtem odezwał się drugi głos w czaszce mężczyzny.
Nie! Nie wychodź, tam czeka cię jeszcze więcej cierpień. Jeszcze więcej kobiet, które pragną twojej zguby!
-Nie! – krzyknął Henry – Wy nie istniejecie, ja was nie słyszę!
Zerwał się z kanapy, podbiegł do szafy i po chwili opuścił swoje mieszkanko.

http://img89.imageshack.us/img89/7555/51567582.jpg

Mimo, iż miał urlop, stopy poniosły go prosto do fabryki sprężyn. Widać nie miał już innego miejsca, do którego mógłby spokojnie pójść w swoim wolnym czasie. Wszedł do środka i od razu zaatakowały go odgłosy rozmów, śmiechów. Im dalej szedł, tam napotykał kolejnych rozanielonych współpracowników.
Co im strzeliło do głowy?!
Snując się bez celu po korytarzach, przypomniał sobie, że miał poprosić Thomasa o podwyżkę. Może przy okazji odwoła urlop?
Skręcił w lewo i zamroczony myślami zderzył się z nadchodzącą z przeciwnej strony Victorią.
-O Henry, co ty tu robisz? – spytała zdziwiona – Myślałam, że masz urlop. Coś się stało?
-Nie – odpowiedział cichutko, a kąciki jego ponętnych ust jeszcze bardziej opadły.

http://img222.imageshack.us/img222/6504/40704633.jpg

-Coś ty taki nie w sosie, co?
-To pewnie ta pogoda…
Kobieta spojrzała na niego ze zdumieniem.
-Co ty wygadujesz? Przecież świeci słoneczko, jest ciepło i przyjemnie, nawet najmniejszego podmuchu wiatru, który mógłby porozwalać ważne dokumentacje…
Henry przypomniał sobie, że Victoria miała podobny problem do niego. Nie umiał obiektywnie ocenić, czy była ładną kobieta, jednak ona również wciąż była samotna.
-A ty nie jesteś smutna?
Victoria z zatroskaną miną przytuliła Henryczka (jak to opisywałam na samym początku…)

http://img401.imageshack.us/img401/4719/31408029.jpg

-Ja? Dlaczego?
-No wiesz… - głoś ugrzązł mu w gardle – No… Tego… Miłego dnia.
Odwrócił się i z zasępioną miną podążył do Alanka. Może on zdoła poprawić mu humor. I przynajmniej nie obsiądzie go jak ta niewyżyta kobieta!



-Henry! – krzyknął Alan Thomas, spoglądając na podwładnego zza sterty papierów, zawalających jego biurko – Nie miałeś przypadkiem urlopu? Oczywiście, sam ci go dałem! Stało się coś?
-Nie.
Szef spojrzał na niego z zainteresowaniem.
-Co ty taki nie w sosie? Amba ci odbiła?
Henry walczył przez moment z samym sobą. Powiedzieć prawdę, czy nie?

http://img214.imageshack.us/img214/5143/81208056.jpg

-Jakby pan się czuł, gdyby kobiety zwracały na pana zbytnią uwagę?
Alan zastanawiał się chwilę, raz po raz poprawiając okulary.
-Myślę, że przeszkadzałoby mi to. Nie mógłbym się skupić należycie na pracy, nie mówiąc już o kontaktach z moją żoną…
Henry rozpromienił się na chwilę, jednak podkówka szybko wróciła na jego oblicze.
-Wiedziałem, że pan mnie zrozumie!
W przypływie euforii rzucił się szefowi na szyję. Thomas poklepał go kilka razy po plecach, jednak szybko wyrwał się z objęć Henryka. Co ludzie sobie pomyślą…
-Mam pomysł, moja zbłąkana owieczko…
-Co takiego? – zdziwił się Henry, nie kryjąc zainteresowania.
Thomas postawił go pod ścianą kilka metrów dalej, nadał prawidłową pozę i potruchtał po wielką sztalugę.
-Nie ruszaj się, namaluję cię!

http://img178.imageshack.us/img178/2727/48907284.jpg

Henryk wzruszył ramionami bez entuzjazmu i wpatrywał się w malującego szefa.
-Ruszyłeś się! – huknął Alan zza płótna.

http://img528.imageshack.us/img528/9904/80769663.jpg

-Ach, dzięki temu dziełu wejdę na Parnas! – westchnął, podziwiając swój niedokończony jeszcze obraz – Tylko ten wyraz twarzy… Henryku, możesz się…?
Urwał spostrzegłszy, że Henryka już tu nie ma.



Max siedział na jednej ze swych ulubionych kanap i miło wspominał wczorajsze nocne igraszki. Już dawno tak dobrze się nie bawił ze swoją żoną, będzie już z dobry tydzień…

http://img528.imageshack.us/img528/5761/18716050.jpg

Wtem drzwi jego ustronnego pokoiku otwarły się.
To musi być ona! – pomyślał, czując przyjemne dreszcze przebiegające przez całe jego ciało.
-Jest tu kto? – odezwał się chichy szept zza uchylonych lekko drzwi.
-Czekam tutaj, Stacy! – pomachał przyjaźnie w jej stronę.
-To ja, Henry.
Głowa Henryka wyłoniła się zza drzwi, powodując szok u Maksa.
-Co ty tu robisz?! – wrzasnął Max – Czekam na kogoś!
-Ja… - Henry spojrzał w podłogę i nieśmiało usiadł obok kolegi – Chciałem cię o coś spytać.
Max spiorunował go wzrokiem.
-Byle szybko. Z resztą, nie miałeś przypadkiem urlopu? Coś się stało?
-Mam urlop.
Henry właśnie sobie przypomniał, że chciał go zakończyć, jak również prosić o pożyczkę.

http://img156.imageshack.us/img156/5455/54630063.jpg

-Jakbyś się czuł, gdyby kobiety zwracały na ciebie zbytnią uwagę?
Max spojrzał na rozmówcę z oszołomieniem i wybuchł potężnym, rubasznym i niepohamowanym śmiechem. Wreszcie udało mu się w miarę uspokoić, aby być w stanie wydobyć z siebie kilka słów.
-Żartujesz? Zbytnią uwagę?! Nie ma czegoś takiego, jak zbytnia uwaga.

http://img528.imageshack.us/img528/7517/10684220.jpg

-Słuchaj – kontynuował – Chcesz być tym gejem, to sobie bądź. Ale nie rób sobie ze mnie jaj! Przeginasz pałę! Chociaż może to niestosowne wyrażenie w twoim przypadku…

http://img510.imageshack.us/img510/3240/90560557.jpg

Henry zasępił się jeszcze bardziej i wybiegł z pokoju, mijając po drodze Stacy.



Henry podreptał do kolejnego miejsca, które chciał odwiedzić. Były to ciemne, mhroczne i tajemnicze podziemia. Chwycił pęk kluczy, przypasowując je do każdej kolejnej dziurki. Odsunął wielkie, żelazne zasuwy. Wymagało to herkulesowej siły, jednak dla Henryka była to bułka z masłem.

Wszedł do środka i jego oczom ukazała się przygnębiająca scena.

http://img129.imageshack.us/img129/7517/17349932.jpg

http://img147.imageshack.us/img147/2011/99310223.jpg

http://img510.imageshack.us/img510/4452/19891925.jpg

Co on tu robił?! Czy on juz na prawdę był wszędzie, nawet po swojej śmierci? Chimerny Albert!

Ale jaki przystojny…

http://img230.imageshack.us/img230/9526/57088275.jpg

-Co tu się dzieje!? – warknął Henryk, wypłaszając Anais na drugi koniec mrocznej i nadpleśniałej celi.
-To, co szanowny pan widzi – odparł spokojnie Albert, jakby wcale nie umarł w poprzedniej serii – Chyba nic nie pozostało niejasne?
Henryk spojrzał na dwuznaczny uśmieszek drżący na obliczu Alberta i postanowił nie odpowiadać. Kto by pomyślał, jaka na tym świecie panuje nietolerancja dla mniejszości seksualnych… Jeszcze jakby był jakimś zoofilem, to by zrozumiał, ale to…
Henryk więc przycupnął spokojnie na ławeczce tuż obok Alberta.
-Chcę ci zadać jedno pytanie, nawet, jeśli nie żyjesz.
-Czy ja wyglądam niematerialnie?
Henryk zignorował prześwitujące przez klatkę piersiową wampira drewniane struktury ściany.
- Jakbyś się czuł, gdyby kobiety zwracały na ciebie zbytnią uwagę?
-Czułbym się, jakbym wrócił do życia! Jak za dawnych, dobrych czasów, zanim ten syn psa mnie zabił!
-Eee, to był twój syn…
-Nie przypominaj mi.
Henry w geście bezradności przyłożył sobie dłoń do rozpalonego czoła, po czym bezwładnie pozwolił jej opaść w dół, zgodnie z prawami fizyki.

http://img168.imageshack.us/img168/1363/78703800.jpg

Gdy Albert zauważył, gdzie znalazła się dłoń mężczyzny, dostał szału. Borsuki to jedno, ale facet?!

http://img147.imageshack.us/img147/9093/93007914.jpg

Po tym, jak Henryk już dostał baty, Albert wraz z Anais znikli, a nasz bohater znów został sam. Smutny. Opuszczony. Otoczony szarą mgłą melancholii, niewidoczną dla zwykłych śmiertelników...

http://img223.imageshack.us/img223/7948/20965759.jpg


Koniec części pierwszej – bardzo smutnej.

Callineck
23.03.2009, 20:36
Widzisz scarlett?
To że Henryś taki smutny to wyłącznie Twoja wina.
Tyle razy Ci mówiłam, że on nie jest gejem, ale się upierasz bez sensu... I wpędzilas go przez to w depresję!
Ale z pierwszym akapitem zgadzam się całkowicie.

Dowcipna uwaga na specjalne życzenie:
Borsuki to jedno, ale facet?!
Szczerze mówiąc osobiście wolę facetów...

bubel-96
23.03.2009, 20:58
@up. Haha, ja też wole facetów ^^
Ojej, biedny Henry...
Jak ty możesz się znęcać na psychiką ideału!
Boje się ciągu dalszego, bo dzień, jak rozumiem, się jeszcze nie skończył. Henryka dzień, oczywiście...

Libby
23.03.2009, 21:52
Jak Ty możesz się tak znęcać nad Henryczkiem?! Ideał musi mieć kobietę :P!
Rozwaliło mnie parę rzeczy.
Kim jest Stacy? Chyba coś mi umknęło...
A nie wiem, co napisać. Dziś już nie kontaktuję...

ptasie mleczko
23.03.2009, 23:02
muahahahaha padłam!!!! kocham Twoje bonusy i te fotyy!! Ośmielam się również zgodzić z pierwszym akapitem, po takim wstępie biorę w ciemno gościa :D A jak Henryś słodko wsuwa kanapkę, no aż wzroku oderwać nie można, przeglądałam chyba ze 3 razy te zdjęcia, zanim przeszłam dalej :D Aleee to co zobaczyłam potemmm no normalnie aż mi się szczęka obluzowała, cóż za wdzięk, cóż za męskość, cóż za błysk w oku oczywiście mowa o Albercie :D i do tego wszystkiego Anais w skąpej bieliźnie, no po prostu .... ee .... tego ... łałłłłłł Dobra idę przeczytać sobie i pooglądać jeszcze raz :D

niepokorna
24.03.2009, 13:33
przygnębiający bonus :<
Stacy? jaka Staacyyy? :( :(
a Henryś nie nadaje się na geja! :<: :<

brzos
24.03.2009, 13:59
muahahahaha padłam!!!! kocham Twoje bonusy i te fotyy!! Ośmielam się również zgodzić z pierwszym akapitem, po takim wstępie biorę w ciemno gościa :D A jak Henryś słodko wsuwa kanapkę, no aż wzroku oderwać nie można, przeglądałam chyba ze 3 razy te zdjęcia, zanim przeszłam dalej :D Aleee to co zobaczyłam potemmm no normalnie aż mi się szczęka obluzowała, cóż za wdzięk, cóż za męskość, cóż za błysk w oku oczywiście mowa o Albercie :D i do tego wszystkiego Anais w skąpej bieliźnie, no po prostu .... ee .... tego ... łałłłłłł Dobra idę przeczytać sobie i pooglądać jeszcze raz :D



dokładnie :D
jak Henry konsumuje kanapkę, jeden ruch, i drugi ruch... XDD
świetne to jest ;dd

scarlett
24.03.2009, 14:41
Dzięki za komentarze, Henryk czuje się dumny z takiej publiczności:P
Stacy to jedna z wielu anonimowych kochanek Maksia, ro raczej oczywiste, że nie zdołamy poznać wszystkich...

Popołudnie, wieczór i nastepny ranek Henryka juz niebawem :P
Bedzie mniej smutny, ale także... :(

scarlett
25.03.2009, 23:24
Część druga!

Henry postał chwilę w pustej celi w całkowitym bezruchu. Wszystkie członki ciała odmówiły mu posłuszeństwa. Wreszcie, popychany przez smutek i burczenie żołądka (jednak jedna kanapka to za mało dla zdrowego, silnego mężczyzny), wyszedł na zewnątrz. Powrócił tym samym do szarej rzeczywistości. Śmiechy, chichy, wrzaski, szepty. Jakże ten świat był odmienny od niego, jakiż on był samotny.

Wtem, ni z tego ni z owego, Henryk stanął jak wryty. Przetarł oczy ze zdziwienia. Nie, to była prawda! Na wszelki wypadek uszczypnął się w policzek. Obraz nie znikał. Dla pewności uszczypnął się również w pośladek, a kiedy i ta próba powiodła się, mężczyzna nie miał już żadnych wątpliwości.

On istniał!

http://img509.imageshack.us/img509/8977/29518821.jpg

Henryk nigdy wczesniej nie widział tego chłopca.
To musi być jakiś nowy – pomyślał, śledząc nieznajomego – Może trzeba mu pokazać Firmę. Nie chciałbym być na jego miejscu i się zgubić w nowej pracy…

-Halo, halo! – krzyknął Henry – machając rękoma – Poczekaj chwilę, piękny nieznajomy!
Młodzieniec odwrócił się, ukrywając w ostatnim momencie dziwaczny uśmiech triumfu.
-Oh, pan Henry! – zawołał – tyle o panu słyszałem, cieszę się, że teraz mogę być… tak blisko!

http://img209.imageshack.us/img209/2525/42196219.jpg

Henry zauważył, że chłopiec musiał być na prawdę młody. Wydawało się, że właśnie przechodził mutację głosu. Mimo wszystko bardzo mu się spodobał.
-O nie, jakiś pan smutny… - westchnął nieznajomy, zbliżając się do Henryka – Co się stało? Mogę jakoś pomóc?
Nasz bohater spojrzał swymi werterowskimi oczętami na chłopca.
Ideał.
Czy może pomóc!? Już pomógł!
-Tak mi… smutno.
Samotna łezka spłynęła po perfekcyjnym policzku Henryka.
Po nieznajomym było widać, że serce mu się kraje, rwie się do walki o utracone wartości!
O gdzież jest ta miłość, o której tak pisali wielcy romantycy?!
Gdzie te wzniosłe uczucia, uniesienia, euforia?!
Stała tuż przed nim. Tak blisko, a tak daleko!
Ale dziś, dziś, zrobił pierwszy krok! Duży krok dla człowieka, a jaki wielki dla ludzkości!
Nie panując nad szargającymi trzewia uczuciami, mężczyźni rzucili się sobie w ramiona.

http://img209.imageshack.us/img209/8647/50872017.jpg

Wreszcie odnaleźli to, czego tak długo szukali!
Tkwiąc w mocnym uścisku, tworzyli idealną parę sprzeczności. Nieskazitelna harmonia splecionych ze sobą ciał. Oddechy, szybkie i urywane jak targające nimi namiętności łączyły się w przewyborną całość.
Jednak coś postało niezmienne.
Jak księżyc i słońce są wieczne na niebie, tak podkówka na twarzy Henryka stała się jego nieodłączną częścią. Wciąż nie umiał się uśmiechać. To też był kontrast…

http://img129.imageshack.us/img129/2527/385f.jpg

Nieznajomy był w siódmym niebie. Tuląc się do Henryka, zapomniał o całym bożym świecie. Tyle lat, tyle planów, nie poszło na marne! Warto było znieść te upokorzenia, obelgi, wyzwiska od upartych osłów!
Dla tej chwili, powiadam, warto było!
Niejeden, niejedna, skoczyłaby i w ogień, aby znaleźć się na miejscu człowieka w czarnej czapce z daszkiem.
-Henryku… - zaczął nieśmiało. Trzeba iść za ciosem!
-Słucham? – wyszeptał cichutko Henry, a jego słone łzy wsiąkały jedna za drugą w bluzę nieznajomego.
-Jesteś głodny?
Odpowiedział marsz, grany przez kiszki Henryka.
-Co ty na to: nieopodal jest niewielka restauracja. Może spotkamy się tam wieczorem?
Henry spojrzał na nieznajomego pod nowym kątem.
-Czy to… randka?
-Tak! – rozpromienił się nieznajomy – Tak, Henryku, randka!
Po raz pierwszy tego dnia piękne oblicze Henry’ego zabłysło promiennym uśmiechem.



Henry był już w rzeczonym lokalu godzinę przed czasem. Nie mógł ryzykować, że się spóźni, a jego towarzysz zniknie mu z oczu tak szybko, jak się pojawił. Henryk nie umiał tego zrozumieć, ale czuł coś… coś niewiarygodnego, gdy tylko myślał o tym człowieku. Wcale nie mówił o tym dziwnym mrowieniu w pachwinach, tylko o tym wewnętrznym upajającym błogostanie!
Ach, to było w dechę!

http://img145.imageshack.us/img145/9930/69779640.jpg

Jednak nie mógł już dłużej wytrzymać. Zostało jeszcze dwadzieścia minut, a on czuł, że jeszcze momencik, a on eksploduje z tego napięcia!
Nie, nie!
Ileż można czekać?! Ileż można znosić męki, aby wreszcie móc doznać tego cudownego uczucia, spojrzeć na to niemal boskie oblicze!?
Świat był doprawdy okrutny.
Dziesiąty raz w tej minucie Henry spojrzał na zegarek. Jeszcze 15 minut 43 sekundy i 42 setne do godziny zero.
Ach!
Po pięciu minutach nastąpił punkt kulminacyjny, Henryk niemal oszalał ze szczęścia!
Tak, to właśnie on! Jest, zjawił się!

http://img401.imageshack.us/img401/5286/57106827.jpg

W pięknej, niebieskiej koszuli, luźnych spodniach i czerwonej czapce z daszkiem wyglądał oszałamiająco.
-Witaj, Henryku – rzekł rozpromieniony nieznajomy – Widzę, że i ty nie mogłeś doczekać się naszego spotkania i jesteś przed czasem.
Henry czuł, jak mięśnie twarzy odmawiają mu posłuszeństwa. Cała jego podkowo obróciła się o 180 stopni i n twarzy Henryka widniał teraz wielki kształt banana.
-Siadaj, mój drogi, siadaj!
Młodzieniec przysiadł się, a Henry nie posiadał się ze szczęścia.

http://img166.imageshack.us/img166/5950/40739723.jpg

Oboje nie posiadali się ze szczęścia. Życiowe pragnienia obu spełniły się.
Dorwać Henry’ego.
Dorwać ideał.
Wszystko się spełniło!
Było perfekcyjnie!
Randka rozwijała się w najlepsze. Czas leciał jak szalony, zakochani nie mogli nacieszyć się swoją obecnością.

http://img231.imageshack.us/img231/7356/11262657.jpg

Błyskotliwe żarty Henryka, wieloznaczne uwagi nieznajomego... Wszystko to tylko zbliżało ich do siebie. Henry zapomniał nawet o swej niebezpiecznej pracy, o której zawsze w głębi serca myślał.
Po jakimś czasie nieznajomy przypomniał sobie, że miał iść na całość. Raz kozie śmierć. Z resztą, co by się mogła stać, wszystko szło idealnie. Usidlił Henryka!
Pochylił się ukradkiem w stronę mężczyzny i skradł mu malutkiego całuska.
Henry zawstydził się.

http://img223.imageshack.us/img223/3388/71381978.jpg

-Och, szybki jesteś! – mruknął, zamykając oczy z rozkoszy.
Z tego wszystkiego zapomnieli nawet zamówić posiłków. Ale kto by myślał o jedzeniu w takiej chwili.
-Też mam coś dla ciebie – oznajmił Henry.
Teraz to młodzieniec nie posiadał się z radości.
-Co takiego? No mów, mów, nie trzymaj mnie w niepewności, Henryczku! Mogę tak do ciebie mówić, prawda…?
-Oczywiście, eee…
Jak on właściwie miał na imię?
-To co dla mnie masz? No co? Co? Móóów… - dopominał się bezimienny.
Henry zastanawiał się przez chwilę, jak to wszystko rozegrać. Wreszcie podjął typową dla siebie męską decyzję i wykonał szybki, mocny i zdecydowany ruch. Jego trasa biegła następująco: stół, spodnie, nieznajomy.

Człowiek w czerwonej czapce z daszkiem aż podskoczył. Co jak co, ale tego się nie spodziewał. W jego dłoni znajdowało się pudełko z…

http://img261.imageshack.us/img261/6811/49601294.jpg

…pięknym pierścionkiem zaręczynowym! Jeszcze nigdy w życiu nie widział takiego pięknego, błękitnego kamienia! Nie znał się na jubilerstwie, ale to było prawdziwe cudo,
godne mężczyzny, który właśnie mu je podarował.

Henry zagryzł wargi ze zdenerwowania.

Przyjmie, czy nie przyjmie?

http://img515.imageshack.us/img515/8116/60962611.jpg

Wreszcie nadeszła chwila prawdy!

http://img231.imageshack.us/img231/8226/99545913.jpg

I obustornnej euforii.

http://img528.imageshack.us/img528/482/66503019.jpg

Wszystko było takie perfekcyjne, takie idealne!
Radość emanowała od stolika numer osiem.
Gdyby mogli świecić, robiliby to!
Co za wspaniały dzień, co za niewiarygodny dzień!
Henry rzucił się radośnie w objęcia nieznajomego, aby wyciskać go i ucałować serdecznie. Po serii namiętnych pocałunków wrócili na woje miejsca, a oczy Henryka stanęły w słup!

http://img201.imageshack.us/img201/7559/24897601.jpg

To było..

To było...

To nie mogło być!

To nie miało prawa istnieć!

To nie mogła być rzeczywistość!

http://img167.imageshack.us/img167/6499/98543107.jpg

Czerwona czapka spadła na ziemię, odkrywając prawdziwe oblicze nieznajomego.

Nie, nieznajomej.

Nieznajomej!

Znajomej!

-Lena! – zawył Henry, zalewając się łzami – Lena!

Zerwał się z miejsca i zapłakał jeszcze bardziej gorzko.

http://img264.imageshack.us/img264/5277/44416457.jpg

Lamentom nie było końca.

http://img134.imageshack.us/img134/6498/36750313.jpg

Dał się oszukać.

Dał się tak podstępnie oszukać!

Dał się tak parszywie oszukać!

http://img525.imageshack.us/img525/8027/60385538.jpg

Otarł łzy i wybiegł z restauracji. Nie mógł wytrzymać tu już dłużej. Za dużo emocji, za dużo wspomnień…

http://img134.imageshack.us/img134/2126/68413125.jpg

Lena próbowała zatrzymać Henry’ego, jednak skamieniała. Nie była w stanie nic zrobić.

Nic.

Już nic.



Lena przyszła do domu i zrzuciła z siebie ciuchy pożyczone od ojca i młodszego brata. Odwiązała także bandaż, owinięty ściśle wokół jej obfitych piersi. Uf, wreszcie mogła oddychać. Cały wieczór w takiej zbroi był wystarczająco wyczerpujący, a jeśli doda się do tego wszystkie wydarzenia, mające miejsce w dniu dzisiejszym…

Ach, czy ona musiała mieć aż takiego pecha?

Dlaczego?

Dlaczego?

http://img528.imageshack.us/img528/5091/67827970.jpg

Zerknęła na zaręczynowy pierścionek on Henryka. Przecież powinna się cieszyć! Zaręczyła się z mężczyzną swoich marzeń, długoletnim obiektem jej fantazji nie tylko erotycznych! Dlaczego, dlaczego była smutna?!

Nie tak miało to wyglądać!

Nie tak miała zdradzić Henrykowi swoją prawdziwą tożsamość!

Wybuchła niepohamowanym płaczem. Lamentom i biadoleniu nie było końca.

http://img517.imageshack.us/img517/2368/86849783.jpg

Nie umiała jednak nie uśmiechnąć się na myśl przepięknego pierścionka.

Od Henry’ego.

Kobieto, od Henry’ego!

Zaręczyłaś się z Henrykiem!

To był fakt, miałaś dowody, tak!

http://img253.imageshack.us/img253/7018/18883152.jpg

Gej czy nie… nie sprzeciwi się swoim czynom.

Nie zerwie świętego obrzędu proszenia panny (czy kawalera, nieważne) o rękę.

W dodatku z takim ciałem, Lena musiała go do siebie przekonać…

http://img220.imageshack.us/img220/1319/91652704.jpg

Nie, to wszystko nie miało sensu!

Nie, nie!

Henryk się nie zmieni!

Nie dla niej!

http://img513.imageshack.us/img513/2310/82736052.jpg

Henry…



Następny poranek był najsmutniejszym w życiu dwóch najnieszczęśliwszych ludzi na świecie.



Henry, mimo nieprzespanej nocy spędzonej na zalewaniu się łzami, postanowił przyjść do pracy. Nie mógł bezczynnie siedzieć w domu i zadręczać się tymi apokaliptycznymi myślami, mającymi destrukcyjny wpływ na jego światopogląd i delikatny umysł. Dlatego przyszedł do Firmy i snuł się bezsensownie po roześmianych korytarzach.

To właśnie była samotność w tłumie…

http://img99.imageshack.us/img99/2714/23483971.jpg



Lena jak co dzień wstała rano i wyszła do pracy. Nie miała niestety sił zając się kompletnie niczym. Snuła się więc korytarzami Firmy niczym Prawie Bezgłowy Nick przejściami Hogwartu.

http://img135.imageshack.us/img135/4421/52319146.jpg

Mimo, iż włożyła na siebie pierwszą bluzkę, nie zrobiła makijażu, ani nawet się nie uczesała i nie umyła zębów, wyglądała oszałamiająco.
Nie bez przyczyny nadano jej przydomek OS (Oszałamiająca Szatynka).
Snując się tak, nie zauważała zbliżających się przeszkód. Oczywistym było, że wreszcie będzie musiała się z kimś zderzyć.

Tak też się stało.

Wpadła na postać z naprzeciwka.

http://img205.imageshack.us/img205/5361/70838248.jpg

-O, Lena, witaj – Victoria uśmiechnęła się promiennie – Co się stało? Niewyraźnie dziś wyglądasz...
-Nic, nic – westchnęła OS.
-A to co! – krzyknęła rozentuzjazmowana sekretarka, chwytając dłoń Leny – Od kogo to masz?!

Szatynka spojrzała na nią obojętnie

-Co takiego?
-TO! PIERŚCIONEK ZARĘCZYNOWY!

Lena spojrzał na niego obojętnie.

-Ach, to. Całkiem zapomniałam, że go mam na palcu.
-Zapomniałaś?! O pierścionku?! Zażyj Rutinoskorbin, faktycznie coś z tobą nie tak… Lecę powiedzieć wszystkim, że wychodzisz za mąż!

Lena spojrzała na nią obojętnie.

Odwróciła się posępnie i znów wpadła na kogoś.

Henryk?!

http://img115.imageshack.us/img115/9022/45617764.jpg

-Henry?
-Lena?
-Co tu robisz? – spytała, udając, że nic się nie stało – Myślałam, że masz urlop.
-Mam.

Zachmurzył się jeszcze bardziej niczym lipcowe niebo przed niespodziewaną burzą i zaczął odchodzić.

Wtem, coś chwyciło go za dłoń.

To nie mogła być meduza, nie pływał w morzu…

http://img152.imageshack.us/img152/4336/48905606.jpg

-Poczekaj... – wychrypiała Lena.
Henry odwrócił się, ukazując zwyczajową już opadniętą podkówkę.
-Ja… - zaczęła – Nie chciałam, żeby to wszystko wyszło w ten sposób. Po prostu… Przez te wszystkie lata… Zawsze patrzyłeś na mnie jak na koleżankę z pracy. Cokolwiek bym nie zrobiła, zawsze byłam tylko twoją koleżanką. Chciałam chociaż raz poczuć się jak ktoś, kto znaczy dla ciebie więcej…
Henry milczał. Kontynuowała.
-Zrobiłam coś… naprawdę głupiego. Ale nie żałuję tego. Dzięki temu przeżyłam wspaniałe chwile z tak wspaniałym mężczyzną, jakim jesteś. Wreszcie zrozumiałam, że nie mogę cię zmienić, jednocześnie cię nie raniąc. Każdy jest jaki jest. Ty jesteś gejem. Trudno, będę musiała się z tym pogodzić. Ale zapamiętam ten dzień. Ten jedyny dzień, w którym patrzyłeś na mnie z zachwytem i oddaniem, nawet, jeśli miałam na sobie ciuchy mojego ojca, w których chodził na randki z moją matką. Tylko ty potrafiłeś docenić mnie taką, jaka jestem.

http://img58.imageshack.us/img58/1696/99144675.jpg

-Dziękuję ci więc za ten wspaniały wieczór, który przez swoją głupotę zepsułam. Jesteś wspaniałym mężczyzną, zasługujesz na wspaniałego partnera i życzę wam, żebyście byli na zawsze szczęśliwi i założyli zgraną rodzinę. Teraz już wiem, że w twoim życiu jestem tylko koleżanką z pracy. A raczej byłam. Teraz jestem już tylko nikim. Wszystko zepsułam. Wszystko. Wiem, że nigdy mi tego nie wybaczysz… Ale pozwól mi zachować ten pierścionek na pamiątkę. Na pamiątkę tego wspaniałego dnia, najwspanialszego dnia w moim życiu…

http://img58.imageshack.us/img58/3429/42420397.jpg

Henry spojrzał na nią swoimi pięknymi oczami, które miały jeszcze większą rozbrajającą moc niż oczy kota ze Shreka.
-Ja… Wczoraj, jak cię zobaczyłem, na tym korytarzu, byłem bardzo szczęśliwy. W restauracji… Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Każda minuta spędzona z tobą była rajem na ziemi. Mieliśmy tyle wspólnych tematów, tyle różnic i tyle podobieństw. To było takie… wspaniałe. Pragnąłem być z tobą na zawsze. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów moja (piękna) twarz rozpromieniała nowym blaskiem radości.A wtedy… - głos mu się załamał – A wtedy okazało się, że jesteś kobietą. Kobietą…

Lena zasępiła się. Ile w tej chwili by dała, aby być mężczyzną i należycie pocieszyć Henryka!

-To chyba tyle. Tylko tyle się od wczoraj zmieniło. Osoba, którą uważam za ideał, jest kobietą…

Krokodyle łzy spłynęły po policzkach Henryka. Był to tak smutny widok, że Lena chcąc nie chcąc również zapłakała. Zamroczona żalem, raz jeszcze, ten ostatni raz, postanowiła pocałować Henryka.

http://img147.imageshack.us/img147/6119/17864805.jpg

W tej samej chwili wstrząsnął nim spazm lamentu i niestety chybiła.

http://img141.imageshack.us/img141/664/38938629.jpg

-Henryczku! – zawołała – Nic ci nie jest?! Przepraszam, ja nie chciałam… Jestem do niczego, wszystko psuję…
-Jak myślisz… - odezwał się cicho – Czy ja mógłbym… To znaczy… Nie myślisz, że ja z kobietą to coś… coś nienormalnego? Przecież to jest…
Lena miała ochotę wrzeszczeć na całe gardło, aby brał ją w aucie lub gdziekolwiek! Nawet tu i teraz! Ale pohamowała się. Musiała zachować resztki przyzwoitości.

W tym czasie Henry postanowił zrobić niewielki test.

http://img152.imageshack.us/img152/8210/92591283.jpg

Miękkie.

Ale trochę dziwne.

Ale bardzo miłe w dotyku…

Kolejne łezki spłynęły im po policzkach.

Lena nawet nie zdążyła się zdziwić, czemu Henry maca ją po cyckach.

-Ja… - jęknął – Nie wiem, nie wiem, sam nie wiem…
-To wszystko zależy od ciebie – odparł dyplomatycznie.
-Ode mnie?

Raz kozie śmierć.

Najwyżej potem będzie tego żałował.

A może nie….?

http://img232.imageshack.us/img232/6749/20611260.jpg

THE END

Callineck
25.03.2009, 23:34
Pozwolisz może na malutki cytacik: "Wiedziałaaam"

Uwielbiam te Twoje odniesienia! Ptasie mleczko będzie zazdrosna, że spojrzenie Henrysia przebija jej "oczy kota ze Shreka" :)
A Henryś jak zwykle piękny, czy wesoły czy smutny.

W sumie tatuś Leny musi być sentymentalny trzymając dalej ciuchy w których umawiał się na randki :P Ciekawe czy pomyślał, że jego córci też się kiedyś właśnie na randkę przydadzą :D To dopiero jest tradycja rodzinna! ;)

Ale i tak:
Ach, to było w dechę!

ptasie mleczko
25.03.2009, 23:55
<umarnięta> mam banana na twarzy i nie mogę go żadnym sposobem usunąć. Ale nie!!! muszę poczekać co Call na to powie bo normalnie po prostu umarłam tu :D
"Lena nawet nie zdążyła się zdziwić, czemu Henry maca ją po cyckach." -> tekst miesiąca, nic dodać nic ująć :D:D <banan na twarzy> i te Henrysiowe miny ... od razu mi się ten nieznajomy wydał podejrzanie znajomy i jakoś dziwnie podobny do Leny :D czyli zarzucam pisanie Henrysiowych romansów, bo teraz to już straciło swój sens

Edit: Call czekałam co powiesz. Wiedziałam, że Ci się spodoba :D:D i teraz wychodzi na to, że opłaca się być upartym muahahah

niepokorna
26.03.2009, 10:39
o ja Cie, jesteś genialna :D
aczkolwiek -> wiedziałam ^^ wiedziałam wiedziałam wiedziałam!
Henry nie jest gejem <śpiewa>
Zdjęcia są prześwietne, naprawdę, masz talent i do pisania, i do cykania fotek.
Btw Lena fajnie wygląda w ciuszkach swojego ojca ^^
i są zaręczeni!! ;] <uhahana>

bonus świetny. czyżby moje żałosne próby przesłania wenyyy?

500 post dla Ciebie :*

edit : byłoby dla mnie zaszcytem, gdybyś została moim fotografem ^^'

Libby
27.03.2009, 14:48
Nie miałam ostatnio czasu, by przeczytać i skomentować. Odcinek jest genialny!:D
Od początku wiedziałam, że nieznajomy młodzieniec to Lena:D.
Henry i te jego testy :D.
Ciekawa jestem, czy ten bonus będzie miał jakikolwiek wpływ na fabułę:P.
Call, jakoś słabo się cieszysz :P.
Czekam na nowy odcinek :P!

scarlett
28.03.2009, 23:50
Lepiej nic nie będę mówić... :<
Chociaż nie, zapomniałam dodać:
pierwsza część honorów dla Call...

XIV
http://img147.imageshack.us/img147/9363/tyt.png

Załamany Thomas leżał na kanapie w swoim gabinecie. Próbował nie myśleć o niczym.
Wdech, wydech…
Dalej, staruchu, przypomnij sobie te metody medytacji, których nauczyłeś się u mnichów w Tybecie!
Już raz uratowały ci życie!
Mężczyzna rozejrzał się po swoim gabinecie z nowej perspektywy. Rzadko kiedy siadał na kanapie dla podwładnych. Musiał przyznać, że był stąd wspaniały widok na dyrektorski dywanik. Można by nawet pokusić się o określenie – złowieszczy...
-Nie, nie, nie dam rady – pożalił się piętrzącym się na biurku dokumentom – Nie mogę o tym nie myśleć!

A fakty były przerażające. Thomas myślał, że nic gorszego niż pobyt w niewoli nie jest w stanie go spotkać. A jednak. Wrócił do, jakby się mogło wydawać, bezpiecznej oazy spokoju, która okazała się być jednym wielkim burdelem. Nie mógł nawet zając się wypełnianiem swoich ukochanych papierów! A to wszystko przez tego zdrajcę!

Antonio, którego Thomas osobiście zabrał żebrającego z ulicy, tak mu się odwdzięcza za dobroć, jaką mu okazał?! Jaką wszyscy mu okazali?! Chciał zabić jego podopieczną i... i... i...

Thomas mimowolnie uśmiechnął się na wspomnienie żony.

http://img246.imageshack.us/img246/6489/52877448.png

Szybko jednak jego myśli powróciły do parszywej rzeczywistości.

I... i romansował z Evą! Jego własna żona zdradziła go z młodszym podwładnym! Dlaczego?! Dlaczego?! On miał przecież wszystko! Urodę, stanowisko, intelekt i bardzo ją kochał, był w stanie zrobić dla niej wszystko! Wszystko! Co ta farbowana lisica widziała w tym judaszu?! Zajmował marną posadę, przystojny też specjalnie nie był... Pewnie pociągała ją jego egzotyka...

Thomas gwałtownie usiadł i ukrył głowę w ramionach. Spowodowało to, że trzymający się na słowo honoru guzik marynarki z impetem odleciał kilka metrów dalej. Co za ulga, ten garnitur Maxa strasznie go cisnął. Czy oznaczało to, że jego żona też jest zdrajczynią i chciała go zabić? Thomas nie mógł wyobrazić sobie, aby była to prawda, jednak jako szef poważanej organizacji musiał brać pod uwagę wszelkie ewentualności.

Podsumowując.
Fakt pierwszy: Antonio dopuścił się ohydnej zdrady, co nie może zostać mu wybaczone.
Fakt drugi: Mało prawdopodobne, aby działał sam. Nie mógł się przebrać za staruszkę, jednocześnie prowadząc samochód jako Antonio. Starowinka była prawdziwa. Pozostaje więc pytanie: gdzie reszta jego współtowarzyszy i kto im przewodzi? Jaki mają cel?
Fakt trzeci: Eva Brown jest wspólniczką zdrajcy. Nie, ona sama jest zdrajczynią. Jej również nie można wybaczyć.
Fakt czwarty: Alan Thomas jest najlepszym szefem, jaki kiedykolwiek rządził Firmą i z pewnością rozwiąże ten niecierpiący zwłoki problem!

Wreszcie serce w piersi Thomasa przestało walić jak młot pneumatyczny. Ach, jak zwykle suche fakty i dokładna analiza zdarzeń przynosiły ulgę.
Mężczyzna już miał opuścić swój gabinet, kiedy niespodziewanie drzwi otworzyły się same.
W progu stanęła Vivien Taylor.
Za jej plecami Victoria z przepraszającą miną bezradnie wymachiwała rękami. Dopiero, gdy szef zapewnił ją, że nie zostanie wylana, powróciła na swoje miejsce, raz po raz zerkając nieprzyjaźnie na przybyszkę.

-Co tu robisz, Vilien? – spytał podejrzliwie Thomas. Nie mógł już nikomu ufać – Skąd w ogóle znasz to miejsce?
Vivien zignorowała nową wersję swojego imienia. Pytanie też.
-Ta cała sprawa... – zaczęła jakby niepewna, czy właściwie chce coś powiedzieć - To wszystko, co się tutaj dzieje... To wszystko ma związek z tym... Ze śmiercią Joe’go.
Thomas zastygł bez ruchu. Skąd ona mogła to wiedzieć?
-Co ty...
-Wtedy, dwa lata temu... – kontynuowała – Wiem o tym wszystkim więcej, niż by mogło się panu wydawać. I więcej, niż sam pan wie. Byłam cały czas z nim.

http://img166.imageshack.us/img166/6716/12318469.png

Thomas wykorzystał chwilową ciszę.
-Kim ty właściwie jesteś?
-Vivien Taylor. Byłam jego narzeczoną.
Pierwszy raz od niepamiętnych czasów mężczyzna nie umiał odnaleźć się w sytuacji.
-Wszystko ci powiedział? Znaczy... Czym się zajmował?
-Ta... Pomagałam mu.
-Co? Nie mów mi, że...
-Nie. Nie do końca.
-Nie rozumiem.
-Joe cały czas namawiał mnie, żebym tu przyszła. Nie miałam takiego zamiaru... Aż do teraz – zaśmiała się niepewnie – Mówią, że lepiej późno niż wcale, ale jakoś nie jestem przekonana. To robiło się wkurzające, cały czas mnie namawiał. Zapewniał mnie, że pomimo swoich wad jest pan całkiem znośny...
Brew Thomasa zadrżała nerwowo. To wcale nie było miłe.
-Przyszłabym i co? Byłabym tylko jakimś odmieńcem, to wszystko...
-O czym ty mówisz? Jakim znowu odmieńcem?
Vivien odwróciła się i wreszcie spojrzała Thomasowi prosto w oczy.
-Nie jestem jedną z tych, jak wy to mówicie...
-Chodzi ci o egzorcystów?
-Ta.
Thomas wciąż nie wiedział, o co jej właściwie chodzi.
-No i w czym rzecz?
-Co jeśli mimo tego mogę zabić wampira?
-Ty? – mężczyzna uśmiechnął się z powątpiewaniem.
-Wiedziałam, że mi pan nie uwierzy. To była strata czasu. I dla mnie i dla Joe’go.
Viv skierowała się w stronę wyjścia, czując w sobie wielką pustkę, którą Thomas jeszcze bardziej pogłębił. Była pewna, że tak będzie. I co z tego? Przez ostatnie dwa lata radziła sobie sama, to teraz też da radę...
-Zaczekaj.
Mężczyzna stanął tuż przed nią.
-Powiedz mi chociaż, jak zginął Joe...



John, pomimo metalowej rury boleśnie wbijającej mu się w ramiona, miał wrażenie, że zaraz zaśnie. Siedział tu zaledwie kilkanaście minut, a już nie miał sił wpatrywać się w zapadniętą twarz Juliette.

http://img141.imageshack.us/img141/8569/74389056.png

Ciche buczenie lamp i pikanie dziwacznych urządzeń tworzyły idealną kołysankę podobną do tych, jaką kilkanaście lat temu śpiewała mu na dobranoc mama. Zapewne zasnąłby, gdyby do sali nie wszedł lekarz. Ten sam, z czasów, kiedy John trafił tu po raz pierwszy. Blondyn poniósł głowę i wpatrywał się chwilę, jak doktor Flame robi coś przy dziewczynie i poprawia jakieś dziwne kabelki.
-Powie mi pan w końcu, co z nią?
Lekarz odchrząknął donośnie i poprawił przydługie siwe włosy wpadające mu do oczu.
-Nienajlepiej… Udało nam się ją uratować, ale jej stan wciąż jest ciężki i nie mam pewności, czy… Przykro mi, ale dziecka nie udało się ocalić.
-Kogo?!
Zdziwiony lekarz spojrzał na zbielałą twarz Johna.
-Nie wiedziałeś?
Blondyn energicznie pokiwał głową, wpatrując się wielkimi oczami w lekarza.
-Juliette była w ciąży – Flame znów spojrzał na jakieś nieokreślone urządzenie – Muszę już iść, jak coś będzie nie tak, to wołaj.
Jako, że Johnowi skutecznie przeszła ochota na zadawanie pytań, lekarz szybko znikł z pola widzenia. On sam powrócił do otępiałego wpatrywania się w twarz dziewczyny, jednak senność całkowicie mu przeszła.

Robił się coraz większy ruch. Kolejną osobą, która weszła do niewielkiej sali był Brian. Podszedł do szpitalnego łóżka, trzymając w rękach jakieś szklane naczynie, przypominające najzwyczajniejszą w świecie szklankę. Jak się później okazało, była to szklanka, wewnątrz której tkwiła niewielka strzykawka.
-Śpisz? – spytał Johna, widząc jak ten tkwi bez ruchu.
-Nie – wybuczał blondyn, a jego głos skutecznie tłumiony był przez ramiona.
-Rozmawiałem przed chwilą z lekarzem. Mam coś, co powinno jej pomóc.
John ożywił się i przerwał wegetację na krawędzi łóżka.
-Co?

http://img135.imageshack.us/img135/2484/22171170.png

-To – Brian wyjął strzykawkę ze szklanki.
-Co to jest?
-Płyn, który znaleźliście w tamtym domu.
-To ma jej pomóc? Jesteś pewien? – John spojrzał podejrzliwie na kolegę – A może ty też chcesz ją zabić?
-Nie gadaj bzdur – odparł spokojnie, podchodząc do stojaka na kroplówkę – Dokończyłem badać tą próbkę, którą wcześniej wy zaczęliście. Całkiem przydatne, nie powiem.
-Co ty robisz?
Brian wkłuł igłę w zawartość woreczka i opróżnił strzykawkę.
-Czy do ciebie nic nie dociera? Powiedziałem, że jej pomagam.
-Ale co to właściwie jest?
-Nie jestem w stanie ci teraz powiedzieć, skąd to dokładnie pochodzi. Mogę ci tylko podać nazwy niektórych składników, ale, no wiesz, bez urazy, nie za wiele z tego zrozumiesz.
-Zabiję cię, jak jej to zaszkodzi.
Brian uśmiechnął się słabo.
-Nie wątpię – spojrzał na zegarek – O nie, kiedy zrobiło się tak późno? Muszę już iść. Lena się wścieknie, jeśli nie przyjdę. Chodzi o Antonia. Nie chce gnój nic powiedzieć, a ona ma niby jakąś cudowną metodę przesłuchań… Na razie.

I znów zostali sami – oderwany od rzeczywistości niedoszły tatuś John, nieprzytomna Juliette i dziwne pikające urządzenia.

Wszyscy coś robili, tylko on siedział jak kołek. Wstał i zaczął krążyć po pomieszczeniu. Lepsze coś, niż nic, nawet, jeśli nie było to zbyt twórcze zajęcie. Gdy Johnowi zaczęło się robić niedobrze od kręcenia się w kółko, przystanął i zaczął liczyć kropelki, kapiące z plastikowego worka do równie plastikowej rurki. Niestety nie mógł skupić się należycie na tym zadaniu. Co chwila spoglądał, czy dziewczyna aby na pewno się nie obudziła, przez co musiał zaczynać liczenie od nowa. Kiedy i to mu się znudziło, postanowił powrócić do nic-nie-robienia i tępo wpatrywał się w Juliette. Wolał nie myśleć, że to wszystko było jego winą. Gdyby tylko coś zrobił, to wszystko nie miałoby miejsca… Jak zawsze spisał się jak ostatnia pierdoła. Brawo, John, gratulacje.

W pierwszym momencie wydało mu się, że się przewidział. Wiadomo, wyobraźnia płata różne niespodzianki. Podszedł bliżej i okazało się, że miał rację. Juliette wreszcie otworzyła oczy.
-Nie umiałam ci tego powiedzieć – szepnęła cicho, wpatrując się w uśmiechniętą twarz Johna.
Przez moment nie wiedział, co odpowiedzieć.
-Nie szkodzi… Cieszę się, że z tobą już lepiej.
-Cieszysz się? Jak możesz się cieszyć? Przeze mnie… - głos ugrzązł jej w gardle, a po policzkach zaczęły płynąć łzy.

http://img172.imageshack.us/img172/4874/56817662.png

-Może to i lepiej – John zawahał się. Może nie powinien był tego mówić. Był beznadziejny w pocieszaniu – Znaczy… No, znaczy, nie lepiej, no ale ja… No wiesz, nie jestem normalny.
-Lepiej? – powtórzyła cicho – Lepiej?
John zrozumiał, że popełnił wielki błąd.
-Nie to miałem na myśli. Po prostu chciałem…
-Wyjdź.
-Co?
Kobieta mówiła coraz głośniej.
-Wyjdź stąd.
-Nie denerwuj się, nie…
-Wynoś się! – krzyknęła, odwracając głowę w drugą stronę – Po prostu wyjdź…
John stał chwilę bez ruchu, marząc, żeby móc jakoś naprawić to, co właśnie zepsuł. Doigrałeś się, kretynie…
-Jeszcze tu jesteś? – cichy głos przywrócił go do rzeczywistości – Spieprzaj stąd.
-Posłuchaj mnie…
-Nie chcę cię tu widzieć.
Blondyn spojrzał na Juliette wahając się, co odpowiedzieć. Wreszcie zamilkł i wyszedł na korytarz, zaciskając trzęsące się dłonie na okrwawionej koszulce.



- Jesteś pewien, że ściany tej celi są dźwiękoszczelne? – dopytywała się Lena – Nie chcę więcej pytań niż to konieczne.
- Nie martw się – Brian spojrzał na więźnia – Nikt go nie usłyszy.
Antonio słysząc te słowa gwałtownie podniósł głowę do góry, mierząc swoich przeciwników wściekłym spojrzeniem.
- Cokolwiek chcecie ze mną zrobić, to pomyłka, tłumaczyłem wam… Mylicie mnie z kimś, kim nie jestem! – zaśmiał się pod nosem - Jesteście gorsi od wszystkich wampirów razem wziętych!
- Problem w tym, że nie bardzo ci wierzymy, Antonio. Z resztą, wystarczająco dużo zrobiłeś – spokojnie odparł Brian – A co do tych wampirów… - roześmiał się jeszcze głośniej, z sobie tylko znanego powodu.
Wzrok Leny co chwila uciekał w kąt pomieszczenia. W oczach błyskały iskierki niecierpliwości i podekscytowania.
-Starczy tej próżnej gadki, cwaniaczku – zirytowała się – Nie chciałeś po dobroci, będzie siłą. Nawet mi cię trochę żal… Naprawdę uwierzyłeś, że to się wam uda? Że nikt się nie dowie, że chcieliście nas wszystkich pozabijać?
- Nie wiem o czym mówisz, kobieto! Po prostu miałem dość tej szmaty! – Antonio zareagował oburzeniem – Co jest z tobą nie tak? Mścisz się, bo żaden facet cię nie chce?

Wypowiedź Antonia przerwało mocne uderzenie w twarz, pozostawiające na policzku mężczyzny ciemny, czerwony ślad.

Lena podeszła w miejsce, w które tak wytrwale się wcześniej wpatrywała. Antonio nie mógł widzieć, co robi. Siedział unieruchomiony na niewygodnym krześle i przeklinał świat na czym stoi. Nie miał pojęcia, jak to wszystko mogło się stać, jak on mógł zawieść! Tyle lat, tyle przygotowań, a tu taka wpadka jak u żółtodzioba! Jedyne, co mu pozostało, to liczyć na wierność swoich ludzi…

http://img136.imageshack.us/img136/5302/17181390.png

W kącie celi Lena zanosiła się szaleńczym śmiechem, ważąc w dłoni metalowy klin. Brian tylko przyglądał jej się ze znużeniem…

Callineck
28.03.2009, 23:51
Alanek robi sie coraz bardziej boski. Nie mam słów, żeby opisać jego przenikliwośc, intelekt, intuicję i niesłychaną wręcz pamięć do imion ;)
Podsumowując:
Alan Thomas jest najlepszym szefem, jaki kiedykolwiek rządził Firmą

Cieszę się, że Juliette nie umarła. Chociaż dziecka szkoda ;(
John się pogrążył całkowicie. Tym razem nie będzie tak łatwo. A najgorsze jest to, że biedaczek chciał dobrze. Pamiętal przecież jaką pogardą darzyła wampiry Juliette. Nawet półwampiry :(

Ciekawa jestem co Lena wymyślila w związku z Antoniem ;) Tylko nie mów i nie psuj niespodzianki!

Nie było Henrysia :(

Błędy jutro ;)

niepokorna
29.03.2009, 09:36
na na na,a ja znalazłam błęda :P
zając

ja też lubię króliki i wszystkie kicaje, ale to chyba nie ma nic wspólnego z akcją ;P

dobra, teraz część formalna - dobrze znasz moje zdanie na temat Twojego FS. Jak zapomniałaś - bardzo zżyłam się z bohaterami i z niecierpliwością czekam na dalsze losy.
Alanek - cuż to za cudo! A jakie rozterki.... biedny, musiał się pogodzić z myślą, że żona go zdradza...wspaniałe opisy, ale to u Ciebie norma. Najbardziej podobało mi się to z guzikiem (btw albo Maxiu jest taki chudy, albo Alanek przygrubawy :|)
John i Juliette. Oj, będą kłopoty. Nie dość, że mieli mieć dziecko, którego nie dało się odratować, to jeszcze się pokłócili... coś czuję, że łatwo nie będzie :P

ogólnie rzecz biorąc - przesłuchanie Antosia.doc? ;)

Libby
29.03.2009, 11:08
Świetny odcinek!
Alanek i te jego rozkminki:D! Ta jego pamięć do imion. Trochę się zdziwił, że Joe miał przed nim takie takie tajemnice.;)
Biedna Julleitte i John. Dobrze, że Julka żyje. Jednak szkoda dziecka. Blondyn się pogrążył. Chciał dobrze, ale nie wyszło... Będzie się musiał nieźle nagimnastykować, by to naprawić.
Ciekawe, co szykuje Lena i czym nas i Antonia zaskoczy:P.
Nie doczekam się kolejnego odcinka, więc twórz szybko:D!

scarlett
29.03.2009, 16:57
Dzięki za te nieliczne komentarze, i tak się dziwie, że ktokolwiek czyta moje wypociny:P
Nastepny odcinek postaram się tym razem dać za tydzień jak kiedyś.

Titellè
29.03.2009, 19:13
jakie znowu wypociny ? wrr ! świetnie piszesz ,a przerywniki są rozbrajające ;p

ptasie mleczko
30.03.2009, 22:56
Oj oj oj się człowiek troszkę spóźni to zaraz, że nieliczne komentarze :P

O mamo przy rozkminkach Alanka prawie umarłam ze śmiechu. :D i ta jego ekhem skromność :D uwielbiam go :D No to znowu pogrążyłaś Johnusia, wiesz Ty brutal jesteś, nie dość, że jest "pierdołą" nie udało mu się obronić Julki, to jeszcze wypalił takie coś, mężczyźni <wali się ręką w czoło z rezygnacją> ale dziecka to szkoda :( biedna Julka, teraz potrzebuje wiele wsparcia i opieki, a Johnuś wypalił taką gafę, pewnie mu teraz nie pozwoli przy sobie być :( No i przesłuchanieeee ..... :D:D:D mina Leny jest boska, czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy :D mój Ty miszczuniu

scarlett
08.04.2009, 16:15
Z cyklu w oczekiwaniu na wenę…
http://img15.imageshack.us/img15/2046/tytul.png

Pewnego słonecznego dnia Henry obudził się rześki i świeży niczym pupcia niemowlęcia w trakcie przewijania. Z uśmiechem na twarzy zerwał się ze swojej różowej pościeli, wykonał codzienne poranne czynności i z krzywą miną stanął przed szafą. Nie miał co na siebie włożyć! Z większości ubrań już wyrósł, kilka par spodni dziwnie poprzecierało się w kroku, inne miały rozerwane kolano. W zeszłym miesiącu nie dostał premii i nie kupił Perwoolu Black Magic i większość ubrań, które jeszcze do czegoś się nadawały było w tej chwili po prostu wstrętnych!
-No nie! – westchnął rozdrażniony – To nie do pomyślenia, cholera jasna! Nie mam w co się ubrać!
Wcisnął się w przymałe spodnie i nienoszoną od kilku lat koszulkę, krzywiąc się przed lustrem. Mimo wszystko wyglądał doskonale.
Oglądając się raz po raz na boki, przeszedł do następnego pokoju. Stanął obok dużego kwiata, chwycił jego liść i jeszcze raz obejrzał się na wszystkie strony. W pobliżu nie było nikogo.
-Doskonale – rzekł, wyjmując kwiat wraz z ziemią z doniczki – Chodźcie do tatusia…
Zadowolony wyjął zawinięty w woreczek foliowy plik pieniędzy, odłożonych na czarną godzinę. A owa godzina właśnie nadeszła.



Henry zapukał do drzwi mieszkania swojego kolegi.

http://img253.imageshack.us/img253/5075/20273800.jpg

Miał tylko nadzieję, że John nie obrazi się za tak wczesne najście.
Niestety, po drugiej stronie drzwi nie panowały zbyt przyjazne nastroje. Przybrany w elegancką piżamkę blondyn nie wyglądał na zachwyconego. Sterczące na wszystkie strony włosy mówiły, że ich właściciel dopiero co wstał z wygodnego łóżeczka i najchętniej w ogóle by z niego nie wychodził.

http://img266.imageshack.us/img266/34/16381035.jpg

Przełamał swoją niechęć do porannych gości dopiero, gdy przypomniał sobie o zamówionym w zeszłym tygodniu stroju do baletu. To musiał być kurier z jego przesyłką! Ożywiony tą perspektywą czym prędzej otworzył drzwi.
-Henry….? – zawył zawiedziony – Co ty tu robisz?
-John! – Henry rzucił się w ramiona Johna, przytulając go na powitanie. Lubił nachodzić kolegów z samego rana – wtedy jeszcze nie wiedzieli za bardzo co się działo i pozwolili się do siebie zbliżać – Ubieraj się, porywam cię na cały dzień!
-Ale ja… - zaczął John, wyrywając się z uścisku Henryka – Nie ma mowy! Nie mam pojęcia o czym mówisz.
-Pójdziemy na zakupy! Chodź, będzie dobra zabawa!
John spojrzał na towarzysza w nieco inny sposób niż dotychczas.

http://img403.imageshack.us/img403/8115/25915800.jpg

-Zakupy, mówisz….
-Znam doskonały butik, zawsze się tam ubieram. Zapewniam, że ci się spodoba. Teraz jest dużo promocji, zobaczysz, znajdziemy coś dla siebie! Nawet z naszymi marnymi pensjami…

http://img403.imageshack.us/img403/5108/46152359.jpg

John wyglądał, jakby przeżywał wewnętrzną walkę. Miotał się pomiędzy wieloma możliwościami, wśród których wizja zakupów wypływała na powierzchnię niczym zgubione w basenie majtki. Wreszcie zebrał się w sobie i oznajmił:
-Idę!

http://img266.imageshack.us/img266/3656/10821691.jpg

Szybciutko wrócił do mieszkania, błyskawicznie doprowadził się do względnego porządku i jak starzy, dobrzy przyjaciele John i Henry ruszyli na zakupy.

http://img403.imageshack.us/img403/1775/33097434.jpg



-To tu – oznajmił uradowany Henry, wskazując okazałą sklepową witrynę – Mój ulubiony butik!

http://img300.imageshack.us/img300/9183/11724780.jpg

Jak dziecko, które zobaczyło na wystawie nową zabawkę, Henryk przykleił się do szyby. John chciał udawać kogoś bardziej poważnego i stanął nieco z tyłu, próbując powstrzymać niechybnie zbliżający się ślinotok. Ten sklep był fantastyczny!

http://img139.imageshack.us/img139/4549/24868699.jpg

Nie wahając się ani sekundy w ukropie przestąpili próg sklepu. W środku był jeszcze bardziej olśniewający. Wspaniałe manekiny, eleganckie wieszaki, piękny wystrój, gustowne ubrania i wytworni klienci.
-Henry! – krzyknął John, przykładając do siebie koszulkę – Ten sklep jest znakomity! Od dziś zawsze będę chodził na zakupy tylko z tobą!
-Mówiłem, że ci się spodoba – Henry rozpromienił się jeszcze bardziej, buszując między wieszakami.
-Gdybym wiedział, że niedaleko mojego domu jest taki butik, nie musiałbym sprowadzać ubrań aż z Paryża! Wydam tu wszystkie pieniądze i będę musiał odwołać zamówiony strój do baletu…
-Nie martw się – Henry poklepał blondyna po ramieniu – Tu znajdziesz o wiele fajniejsze rzeczy. Spójrz, jakie atrakcyjne przeceny!

http://img403.imageshack.us/img403/5227/92675943.jpg

Henry, jako doświadczony bywalec, już po chwili upolował kilkanaście wieszaków. Wyciągnął zafascynowanego Johna z działu z kostiumami karnawałowymi i zaciągnął go do przymierzalni.
-Przymierzę to, a ty powiesz mi, w czym wyglądam najlepiej. Niestety za nasza pensję, nie mogę pozwolić sobie na zbyt wiele…
Po chwili znikł za kotarą.
-Już? – dopytywał się John, którego aż korciło, aby samemu rzucić się w wir zakupów.
-Jeszcze chwila!
-No już?
-Momencik…
-Juuż?
W tej samej chwili Henry dumnie wyszedł i zaprezentował się w całej okazałości.

http://img266.imageshack.us/img266/4026/30432362.jpg

-Za eleganckie na co dzień - podsumował John - Ale bardzo ładne.

http://img401.imageshack.us/img401/5769/99007954.jpg

-Bardzo ładnie komponuje się z twoim tatuażem.

http://img135.imageshack.us/img135/1849/51230519.jpg

-Takie drapieżne... Doskonałe!

Zanim Henry wyszedł z przymierzalni tym razem minęło nieco więcej czasu. Musiał bowiem zdjąc z siebie kompletnie wszystko, aby przymierzyć obcisłą bieliznę z najnowszej kolekcji. W końcu zerknął za kotarę i...
-John, gdzie ty jesteś? Juz wyszedłem!

http://img515.imageshack.us/img515/2853/26754427.jpg



Mężczyzna w średnim wieku wypinał się przed lustrem we wszystkie strony. Skłon, przysiad, skłon, wyskok, szpagat… Garnitur leżał doskonale. Nie mógł sobie pozwolić na źle dopasowany strój. W swojej pracy mężczyzna był reprezentatywną osobą i musiał wyglądać nieskazitelnie i idealnie. A za tak niską cenę nigdzie indziej nie dostanie tak wspaniałego ubioru!

http://img159.imageshack.us/img159/8579/29412541.jpg

John, buszując wśród niegdyś równiutko poukładanych na półeczkach koszulek, zauważył kątem oka coś dziwnego. Niezwykle rozbawił go widok starszego faceta wyginającego się przed lustrem. Miał teraz jednak ważniejsze sprawy na głowie – zrobić zakupy zanim Henry zorientuje się, że nie ma go pod przymierzalnią. Szybko jednak okazało się, że sam potrzebuje lustra, aby wybrać odpowiedni odcień szaliczka, aby najlepiej pasował do koloru jego oczu. Jako, że właśnie to lustro było najbliżej, nie miał wyjścia. Z kilkoma szalami pod pachą John ruszył w stronę dziwnego faceta.
Grubo się zdziwił, kiedy ujrzał twarz mężczyzny.
-To pan?! – krzyknął, upuszczając zakupy – Co pan tu robi?
-Och, to ty, John! – ucieszył się Alan Thomas, poważany szef największej tajnej organizacji świata – Też na zakupach?
-Tak, Henry też tu jest, to on pokazał mi ten sklep.
-Niemożliwe! – oburzył się Thomas – Jesteś tu pierwszy raz?!
John poczuł się malutki jak pyłek kurzu. W chwilach takich jak ta chciałby zniknąć.
-Co w tym dziwnego? – bronił się.
-Widać, że jesteś w Firmie od niedawna! Wszyscy moi podwładni się tu ubierają! Wspaniała jakość, oryginalne wzornictwo, atrakcyjne ceny oraz częste promocje!

http://img220.imageshack.us/img220/7831/50874265.jpg

-Myślisz, że ja, skoro jestem szefem, zarabiam krocie? Nie! Z czegoś trzeba zapłacić podatki, odszkodowania, opłacić remonty, pokryć koszty rehabilitacji no i te wasze nieszczęsne pensje! Są tak absurdalnie wysokie, że Firmie grozi wielka fala zwolnień, albo będziecie musili zgodzić się na pracę za połowę dotychczasowych pieniędzy. Ja tak zrobiłem, a skoro jestem szefem, powinienem być wzorem do naśladowania!
-To chyba nie jest najlepszy pomysł...



Henry zapewne byłby wściekły na Johna gdyby nie fakt, że radość płynąca z zakupów była o wiele większa niż złość. Niestety, spodnie, które bardzo mu się spodobały, miały naprawdę dziwaczny rozporek, jakiego Henry jeszcze nigdy nie widział. Chciał poprosić Johna o pomoc w jego zapięciu, ale ten cholerny idiota gdzieś się ulotnił. Nie miał więc wyjścia, musiał poprosić jakiegoś pracownika butiku. Podszedł do kasy aby znaleźć jakiegoś wolnego ekspedienta i stanął jak wryty. Co za szczęśliwy dzień…

http://img403.imageshack.us/img403/6792/79705921.jpg

Za kasą stał nie kto inny, jak Max we własnej osobie!
-Co ty tu robisz? – ucieszył się Henry, rzucając w kolegę dżinsami.
-Jak to co, *****? Ocipiałeś czy ***** oślepłeś? Pracuję.
-Zrezygnowałeś z pracy w Firmie?
-Teraz to już całkiem cię powaliło. Chyba wiesz, jaką ****** kasę tam dostajemy. Grosze! Więcej w miejskich wodociągach dostanę! Przez to wszystko musze sterczeć tu jak ostatni **** w tym ****** sklepie.
-Czyli dorabiasz… - ucieszył się Henry. Wewnątrz czuł niewielkie ukłucie zazdrości – też chciałby pracować w takim ładnym miejscu.

http://img511.imageshack.us/img511/8062/45004855.jpg

-Czego chcesz?! Nie mam czasu na pogawędki.
Henry uśmiechnął się z triumfem. Nie było lepszej osoby na ziemi do wykonania tego zadania.
-Potrzebuję pomocy.
-Ja miałbym ci pomóc? Zapomnij.
-Pracujesz tu czy nie?
Max spiorunował go wzrokiem.
-Więc to twój obowiązek, jestem twoim klientem… Nie mogę poradzić sobie z czymś. Chodź, pokażę ci.
Max zagryzł swoje ponętne, pełne wargi ze złości, ale posłusznie podążył za klientem. Nie mógł stracić pracy już pierwszego dnia.

Henry wślizgnął się do przymierzalni i pociągnął za sobą Maksa. Pospiesznie zdjął spodnie i koszulkę i z uśmiechem wpatrywał się w ekspedienta.
-No co? – warknął Max – Nie mam całego dnia.
-Już, już – Henry wciągnął na tyłek spodnie, nie potrafił jednak ich zapiąć - Właśnie o to mi chodziło. Te spodnie maja jakiś dziwaczny rozporek, a ja nie umiem go zapiąć. Pokaż mi jak to się robi.
-Najpierw zdejmij je z dupy.
-O nie, nie, to bezcelowe. Muszę wiedzieć, jak prawidłowo je zapiąc, mając je na sobie.
Henry gotował się ze szczęścia. Tylko on, Max i rozporek...
-Zapomnij! - warknął Max, wychodząc z przymierzalni. W ostatniech chwili henryk chwycił go za łokieć.
-Powiem twojemu szefowi... Wyjdzie na to, że sterczałeś tu tyle za darmo, bo wywali cię na zbity pysk za złe traktowanie klienta.
-Jakiego klienta? Chciałeś powiedzieć, ******** pedała! *******! Nie dotknę cię! Co prawda właśnie po to przyjąłem tą pracę, ale chcę pomagać klientkom, nie klientom!
-Możeż udawać, że jestem kobietą - Henry zatrzepotał rzęsami - A teraz zrób, proszę, porządek z tym rozporkiem. Powinieneś czuć się niekomfortowo, kiedy stoję tak przed tobą w rozpiętych spodniach...
Max zaczął psioczyć pod nosem ale wreszcie wykonał polecenie. Jak tylko stąd wyjdzie, będzie musiał zabić Henry'ego.

http://img99.imageshack.us/img99/7002/64955027.jpg

Paląc się ze wstydu i wściekłości wybiegł z przymierzalni od razu po zapięciu rozporka. Nie dbał nawet o to, czy coś przyciął czy nie, byle tylko jak najszybciej się stamtąd wydostać...



Godzina zamknięcia sklepu zbliżała się wielkimi krokami. Ostatni klienci ustawiali się w kolejce do kasy, aby zapłacić za swoje zakupy. Wśród nich byli również Henry i John. Zapłacili za nowe ubrania i cali w skowronkach wyszli ze sklepu. Koniecznie będzie trzeba to jeszcze kiedyś powtórzyć.

http://img187.imageshack.us/img187/332/33873551.jpg

http://img214.imageshack.us/img214/3578/69734149.jpg

http://img147.imageshack.us/img147/1759/56124590.jpg

Alan Thomas również nie wyszedł z butiku z pustymi rękoma.
http://img403.imageshack.us/img403/7435/59894688.jpg

niepokorna
08.04.2009, 18:19
obiecuje, ze kiedy jeszcze raz powiesz o odcinku/bonusie beznadzieja, po prostu przestane komentowac no ;/

bonus fajny, wreszcie cos od Ciebie

Callineck
08.04.2009, 19:18
Niestety, następny komentarz bez weny :(

Myślicie, że to Maksio miał pecha? Nieprawda. największego pecha miała Lena, która zamienila się z nim tego dnia. A co! Lena też pracuje w butiku! Nie ma to jak zniżka pracownicza ^^.

Mam pytanie do Autorki... Dlaczego nie pokazałaś Henrysia w gatkach tylko w tej brzydkiej podkoszulce? Ale wybaczam po tej klacie.

Różowa koszulka Maksia wymiata, ale i tak Henryś ma ładniejszą. Taką z przesłaniem...

Libby
08.04.2009, 20:03
Dobre:D. Uwielbiam Twoje przerywniki.;) Tylko co dalej z Henrym i Leną :P?
Biedny Max... Henryczek tak go zaszantażował i wykorzystał.
Nawet Alanek wybrał się na zakupy. A mówią, że to kobiety spędzają całe dni na zakupach :D.
Kiedy właściwy odcinek?:P

ptasie mleczko
08.04.2009, 21:23
Kocham Twoje bonusy :D:D Henryś idealnie się nadaje na ich bohatera, te minki :D
Ale muszę przyznać, że Johnuś wcale nie odstaje, przy tym zdjęciu, na którym pokazuje ... palec poplułam się jogurtem ze śmiechu :D Ach Henryś i Johnuś jako dwie psiasióły buszujące po butiku -> bezcenne :D No i Alanek :D powiem Ci, że zaimponował mi tym szpagatem i na jednym zdjęciu wygląda całkiem nieźle ... ta bródka i w ogóle tak jakoś szeksssii, zaczynam się do niego przekonywać :D Maks :O jak mogłaś mu to zrobić? przecież jego męskie ego tak ucierpiało, że się biedak z tego długo nie otrząśnie. A właśnie co dalej z Henrysiem i Leną? Tego nie można tak zostawić ... o nie e.
Podsumowując: jesteś debeściak, zdjęcia (pozy i miny i ogólnie wykonanie zdjęć) prześwietne, tekst zabójczo śmieszny, taki ... subtelny humor, zabawa słowem -> dokładnie to co tygryski lubią najbardziej i za to :*
To się rozpisałam :D

scarlett
09.04.2009, 18:40
Ogólnie to można bić.
I druga cześć honorów dla Call…

XV
http://img244.imageshack.us/img244/9363/tyt.png

Lena gwałtownie podeszła w kąt celi, odsłaniając świeżo ścięty pień drzewa. Dziwnym mogło się wydawać, czemu kawałek drewna miałby budzić taki wielki postrach u Antonia, którego oczy aż pałały nienawiścią. Zapewne za sprawą majestatycznego, nic a nic nie pordzewiałego metalowego klina, tkwiącego w boku pnia.

http://img237.imageshack.us/img237/6724/37327620.png

Kobieta sięgnęła po siekierę leżącą na drewnianym klocu i podeszła do więźnia. Z triumfalną miną wpatrywała się w kolegę, z którym jeszcze tak niedawno walczyła o dyrektorski stołek. Teraz siedział tuż przed nią, znienawidzony i zdany na jej łaskę…
Znów się roześmiała. Gdy wreszcie się uspokoiła, zaczęła swój improwizowany wykład.
- Posłuchaj mnie uważnie, ty sukinsynu! Niestety moja metoda nie jest tak subtelna jakbym tego chciała, ale za to zabójczo skuteczna. Czy ty naprawdę myślałeś, że ci się uda? Że nikt się nie dowie, przez kogo zginęli nasi przyjaciele? Ten gówniarz, którego wysłali, żeby zabić Norę chciał zabić mnie! Jakaś pomylona starucha chciała zabić Johna i Henry’ego! Wysłali zabójcę do Juliette! A teraz ty chciałeś ją zabić! Czy ty myślisz, ze w takich okolicznościach zasłużyłeś na litość?
Antonio uśmiechnął się pokornie.
-Musisz mieć jej chociaż trochę.
Nie z Leną takie numery. Nie działają na nią przymilne uśmieszki zdrajców.
-Co za pech, właśnie mi się skończyła.
W kobiecie było w tej chwili coś przerażającego. Antonio czuł, że zestaw-odpowiedzi-mających-uratować-mu-dupę zaczyna zbliżać się ku końcowi. Szczerze mówiąc, od początku wątpił, aby cokolwiek zadziałało. Musiał grać na czas… Minęło już kilka dobrych godzin odkąd miał wrócić. Przecież to oczywiste, że skoro tam go nie ma, musiało coś się stać! Nie tylko to było problemem. Kobieta wyglądająca jak opętana przez Belzebuba i jej siekiera nie wróżyły zbyt dobrze…
- Czemu ma to właściwie służyć? – zapytał nieco znudzony Brian, skubiąc ścianę.
Lena posłała mu uradowane spojrzenie.
- Właśnie chciałam do tego dojść. To stara metoda przesłuchań stosowana przez radziecki Specnaz. Niezawodna i niezwykle bolesna – zerknęła z okrutnym uśmiechem na Antonia – I w dodatku uderzy w najbardziej czuły punkt… Ale dość już tej gadki! Dowiecie się wszystkiego empirycznie.
Kobieta spojrzała prosto w ciemne oczy Antonia. Przestała już się uśmiechać, jednak demoniczny błysk w jej oczach wcale nie zelżał.
-Posłuchaj mnie ty draniu i zapamiętaj! Na początku będzie tylko raz. Potem zadamy ci pytania. Jeżeli dalej nie będziesz chciał na nie odpowiedzieć powtórzymy cały cyrk od początku. I będziemy powtarzać do skutku, aż zdechniesz! Możesz też wreszcie wszystko wyśpiewać, wtedy pogadamy sobie przy kawie i herbacie… To jak? Umowa stoi?
Inteligentne i dowcipne uwagi na dobre się wyczerpały.
- Wal się ty ruska ****o!
- Spodziewałam się, ze powiesz coś w tym stylu – odpowiedziała spokojnie i zwróciła się do kolegi - Brian! Rozepnij mu spodnie i zdejmij bieliznę.
Mężczyzna popatrzył z niedowierzaniem i lekkim obrzydzeniem na swoją towarzyszkę, ale posłusznie wykonał polecenie, podprowadzając opierającego się Antonia do kąta, w którym stał pień.

http://img207.imageshack.us/img207/4607/61833789.png

Tam czekała już uradowana Lena. Nieczęsto zdarzała się okazja, aby mogła kogoś potorturować i ukazać swoją drugą, przepełnioną złem naturę.
-Co wy robicie?! – wrzasnął Antonio, pozbawiony niższych części garderoby – I tak nic wam nie powiem! Nigdy! Niemożliwe, ja nic nie wiem!
Kobieta założyła jednorazowe rękawiczki, z pewnym wahaniem złapała za genitalia więźnia i wsadziła je w szczelinę, którą w drewnie utworzył klin.
- Co… Co… Ty… - mamrotał przerażony Antonio.
-Niemożliwe zawsze zabiera nieco więcej czasu – uśmiechnęła się i nie zważając na jąkania więźnia uderzyła mocno obuchem siekiery w klin, niemal zupełnie go wytrącając. Drewniana pułapka boleśnie zacisnęła się wokół najwrażliwszego u mężczyzny miejsca.
- Arrrrrghhhhhhh!!!
Nieludzki wrzask wyrwał się z gardła torturowanego.
Lena krzywiąc się na ten dźwięk z powrotem wbiła klin w drewno poszerzając tym samym szczelinę.
- Brian, odsuń go – poleciła.
Więzień bezwładnie upadł na ziemię. Lena pochyliła się nad pokrytą potem i poszarzałą z bólu twarzą.
- Jaka jest teraz twoja wersja, mądralo? Przemyślałeś sprawę czy musimy wszystko powtórzyć?
Antonio spojrzał na kobietę obłąkanym wzrokiem.
-A...yc ye wim…
-Że co? Możesz powtórzyć? Chyba nie zrozumiałam…

http://img142.imageshack.us/img142/7714/213.png

-Mówi…mówiłe… Nic nie wim!
-Brian, wybacz mój drogi, ale musisz przyprowadzić go do naszej małej dziupli jeszcze raz.
Antonio zaczął szarpać się niewiarygodnie żwawo, jak na kogoś, kto przed momentem ledwo mógł wydusić z siebie słowo. Nawet zdolność mowy mu powróciła.
-Wy *********! Zobaczycie! Popamiętacie mnie, *********! Puszczaj mnie, ty ******!
-Całkiem ładna ta twoja wydmuszka – zaśmiała się Lena, sięgając urękawiczoną dłonią po genitalia mężczyzny.
Wtem rozległo się ciche pukanie.
Brian, potwornie się nudził. Nie lubił takich dynamicznych przedsięwzięć, a wszystko wskazywało na to, że potrwa ono jeszcze długo… W dodatku Antonio strasznie wierzgał przez co ciężko było go utrzymać i upilnować, aby siekiera oby na pewno dosięgła tylko klina…
-Kto tam? – spytał.
Nikt nie odpowiadał.
-Kto ta…



Eva Brown skryła się za ścianą, mając nadzieję, że pozostanie niezauważona dla przechodzącej obok grupki ludzi. Gdy tylko się oddalili, odetchnęła z ulgą i truchcikiem podbiegła do przeciwległej ściany. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek będzie musiała się tak zachowywać. Jak jakiś złodziej! Włamywać się do własnego miejsca pracy… ona… Ale musiała przyznać, że szło jej całkiem nieźle. Podsłuchała wcześniej, co właściwie się dzieje. Przez chwilę poczuła przypływ współczucia dla Juliette, którą bądź co bądź znała już kawałek czasu, ale szybko przypomniała sobie, że to właśnie przez nią ich plany zostały zaprzepaszczone! Kobieta musiała jak najszybciej dostać się w umówione miejsce.

http://img512.imageshack.us/img512/1439/fdsfd.png

Tam powinna już czekać Emma…



John całkowicie bezcelowo snuł się po korytarzach Firmy. Nie dostrzegał nawet zdziwionych spojrzeń przechodniów na jego niezbyt czystą koszulkę. Nadal nie pojmował, dlaczego został wyrzucony za zbity pysk. Chciał być miły i ją pocieszyć, a oto co spotyka go w zamian. Jedynym wyjściem z tej sytuacji było rozładowanie negatywnych emocji, kumulujących się w Johnie. Akurat złożyło się tak, że doskonale wiedział, co mu pomoże – zabić Antonia. Na pewno nikt nie będzie miał mu tego za złe, to naturalna kolej rzeczy. John nie spocznie, dopóki nie zobaczy jego zmarnowanych zwłok! Może dzięki temu gestowi Juliette wreszcie zacznie się do niego odzywać? Uzyskawszy nowe siły John podążył w stronę swojej ofiary. Był tak zaaferowany swoim błyskotliwym planem, że dopiero po kilku minutach przypomniał sobie, że nie miał pojęcia gdzie w tej chwili był Antonio. Gwałtownie zawrócił, nie miał przecież ani chwili do stracenia. Spyta kogoś i wtedy go zabije. Szef musiał wiedzieć takie rzeczy, najpewniej będzie więc udać się właśnie do Thomasa.

John, układając w głowie plan okrutnych tortur, jakim podda przed śmiercią Antonia, skręcił w kolejny korytarz. Czemu to musiało być takie wielkie? Zanim dotrze do szefa miną całe wieki. Co gorsza, skończył już obmyślać plan i na powrót zaczęły dręczyć go echa tej nieszczęsnej rozmowy. To naprawdę była jego wina? I weź człowieku chciej dobrze, z babami nie pogadasz.
John stanął przed dwoma wejściami nie wiedząc, których próg powinien przestąpić.
Zaraz… Co to ja miałem ważnego do zrobienia? A tak, zabić Antonia.
Wybrał drzwi po prawej, ale nie zdążył nawet ich otworzyć. Zamiast tego wpadł na nie, niechybnie łamiąc sobie nos, a coś dziwnego uwiesiło się na jego plecach. Odwrócił się gwałtownie, aby zidentyfikować przyczynę zderzenia z drzwiami.

http://img210.imageshack.us/img210/3876/snapshot3690e9a8b6ea519.jpg

Młoda blondynka uśmiechnęła się, wpatrując się w Johna zielonymi oczami.
-Cześć, braciszku.
-Emma?!
-Jak miło, że jeszcze mnie pamiętasz.
-Co ty tu robisz?
-Tak się wita siostrę po dwóch latach? Wybacz, że nie zdążyłam się wtedy z tobą pożegnać. Antonio uznał, że lepiej będzie, jeśli sam wam przekaże, że mam dość siedzenia w tej zatęchłej piwnicy.
Czyli Antonio już od co najmniej dwóch lat był ich wrogiem! Thomas dostanie zawału, jeśli się dowie, że przez tyle czasu hodował na swoim łonie zdrajcę!
-Myślisz, że zdołasz mu pomóc? W dodatku sama?
-Nie jestem sama – położyła głowę na ramieniu Johna – Mam przecież przy sobie brata.
Blondyn odsunął ją od siebie i przypomniawszy sobie o złamanym nosie, pomacał twarz. Jednak był cały.
-Odwal się, nie mam zamiaru ci pomagać. Wydawało mi się, że już to sobie wyjaśniliśmy.
-Ja cię przynajmniej doceniam… A nie jak ci tutaj. Pomiatają tobą na wszystkie strony, nie widzisz tego?
-Skąd wiesz? To znaczy, wcale nie! Oni po prostu mają… trudne charaktery.
-I jeszcze ich bronisz! Co za pipa z ciebie. Ale ja już zrobię z tobą porządek.
-Myślisz, że po tym wszystkim po prostu pójdę z tobą i zapomnę o tym wszystkim, co zrobiliście?
-Mam taką nadzieję.
-To sama jesteś popieprzona. W dupie to mam, czy jesteś moją siostrą czy nie, wpadłaś i więcej już nic nie zrobisz.
Dziewczyna zaśmiała się, udając przerażenie.
-No proszę, co za odważny mężczyzna kryje się pod tą powłoką ofiary losu…
-Tak mi się wydaje, że twoja zagrzybiała piwniczka wciąż jest wolna.
-Chciałam dobrze – westchnęła – Ale z ciebie chyba już nic nie będzie, a na mnie już pora. Na razie, braciszku…
Odwróciła się, ale John szarpnął ją za rękę.
-Powiedziałem, że nigdzie nie pójdziesz.
Przyszpilona do ściany dziewczyna spojrzała na niego spode łba.
-Nic wam to nie da. Możecie mnie złapać, proszę bardzo. Jeśli myślisz, że to wszystko ogranicza się do mnie to powodzenia. Mimo, że jestem córką Alberta, dla niego jestem nikim. Całe życie robię to, co mi każę, a nadal jestem nikim! – zaśmiała się gorzko, osuwając się po ścianie na podłogę - To chyba u nas rodzinne.

http://img210.imageshack.us/img210/4445/snapshot3690e9a8b6ea519a.jpg

-Powinieneś być z siebie dumny, udało ci się pochwycić bezbronną dziewczynę, gratulacje.
-Ty taka niewinna jak zdzira przy autostradzie.
Emmie wyraźnie spodobało się to porównanie.
-Jak nikt nie patrzy to ględzić jednak umiesz.
Za drzwiami rozległy się zbliżające się odgłosy kroków. John musiał szybciej się uwijać i skończyć tą bezsensowną gadkę. Nie chciał natrafić na nikogo w towarzystwie Emmy. Postawił ją na nogi, jakby faktycznie była zwyczajną dziewczyną, a nie od dwóch lat zaginioną córką wampira. Niestety, nie zdążył na czas.
-A to co za zamieszanie? – spytał jakiś kobiecy głos, dochodzący zza pleców Johna.
Emma obróciła się i z triumfem powitała stojące naprzeciwko Anais i Aidę.

Callineck
09.04.2009, 18:41
Jak to Antonio nic nie wie?
Wie wszystko, przynajmniej takie będzie potem sprawiał wrażenie :P Wytrasta właśnie na mózg operacji "Kret w Firmie".
Czyli czekał na ratunek ze strony kobiet? Żałosne... Na nic im się przecież już nie przyda :D

Eva się zdziwi jak zobaczy swojego, było nie było, ślubnego cieszącego się dobrym zdrowiem. Mam tylko nadzieję, że mądry Alanek nie nabierze się na te jej głodne kawałki "jak to ci źli mnie do wszystkiego zmusili"

No Johnuś faktycznie ma spory zasób celnych powiedzonek. Jednak czegoś się nauczył :P Pozostaje mi mieć tylko nadzieję, że nauczył się również, że mimo iż kobiety czułego punktu nie mają, to jednak można im porządnie przyłożyć.

To Emma nie ma zielonych włosów :| No patrzcie państwo...

Tekst odcinka:
zestaw-odpowiedzi-mających-uratować-mu-dupę

ptasie mleczko
09.04.2009, 19:16
Niah nowy odcinek. Zdjęcie tytułowe-> genialne :D no i Lena i jej mhroczne ja :D
"Niemożliwe zawsze zabiera nieco więcej czasu" muahahah to mnie rozwaliło ;) ten Antoś to tylko z wyglądu taki macho . Johnuś zachowuje się jak typowy facet ku mojemu oburzeniu <myślała, że jest bardziej wrażliwy i subtelny> o co jej właściwie chodzi? i co on takiego powiedział? odwieczne powody do rozmyślań facetów, a wystarczyłoby nieco tylko wysilić mózgownicę.
Jak na mój gust to Emmie mógł z wiekiem zmienić się kolor włosów, przecież u wampirów to nigdy nic nie wiadomo. Ekhem mam nadzieję, że przesłuchanie Antonia, nie zostanie brutalnie przerwane przez śpieszące mu z odsieczą Anais i Aidę, niech chociaż będzie już za późno :D
Johnuś się wkopał, sytuacja nie do pozazdroszczenia, znaleźć się w łapach trzech rozwścieczonych nie do końca ludzkich kobiet :D

scarlett
09.04.2009, 19:21
Ogólnie to istnieje coś takiego jak farba do włosów ^^ Biedaczka pewnie się nie chciała tak w oczy rzucać tym zielonym łbem, a że tym samym jest bardziej podobna do braciszka to tylko lepiej:P

I dzięki wam za komentarze.

Callineck
09.04.2009, 19:30
To był celowy zabieg fabularny!
Pokazuje się laskę, każdy myśli "laska jak laska, tylko te warkoczyki trochę biedne". A później wyskakuje się z Emmą jak przysłowiowy Filip z konopi, żeby wszyscy zrobili "Wow! To Emma? Nie poznałam..." :D :D :D

@ptasie mleczko - Johnuś też ludzki już nie jest :P

Libby
09.04.2009, 23:04
A twierdziłaś, że nie masz weny. Idź Ty!:P
Odcinek jak zawsze świetny.
Ach, ta Lena.;) Kto by ją podejrzewał o takie zamiłowanie do tortur :P.
John chciał utłuc Antonia a tymczasem wpakował się w sam wir przyszłej walki. Ciekawe, jak sobie poradzi. Wyrabia się chłopak. Ma coraz lepsze teksty:P.

niepokorna
10.04.2009, 13:02
no tak, teksty Johna miazdza.
co do odcinka - osobiscie, chociaz nie jestem specjalnie przewrazliwiona osoba, nie podobaly mi sie te tortury. i to nie chodzi nawet o to, ze tego Antonia nie lubie, bo to prawda, ale tak chyba nikt nie chcialby byc potraktowany. duzo przeklenstw. tez niekoniecznie na plus.<nizebymialacosprzeciw>
fajnie, ze pojawilam sie ja, chociaz w koncowce.

ogolnie - mam mieszane uczucia.

scarlett
10.04.2009, 14:41
Heh no nie wiem, jak dla mnie to była przerysowana parodia totrur, ale nie wiem, jak kto patrzy:P Ogólnie to mało kiedy pisze to na poważnie:P
Z resztą, to wszystko wina Call :D

niepokorna
10.04.2009, 16:20
Heh no nie wiem, jak dla mnie to była przerysowana parodia totrur, ale nie wiem, jak kto patrzy:P Ogólnie to mało kiedy pisze to na poważnie:P
Z resztą, to wszystko wina Call :D



popieram Cie całkowicie, i przepraszam, jezeli moj wczesniejszy post odebralas negatywnie :D

http://photos.nasza-klasa.pl/7459945/14/main/fdb7d04ebf.jpeg

scarlett
10.04.2009, 16:22
Ej, co tu robią te storturowane króliki? :D

niepokorna
10.04.2009, 16:23
no co, swieta ida :rolleyes: :P

ptasie mleczko
10.04.2009, 21:28
bwahahahaha wariaty :D

niepokorna
12.04.2009, 13:11
555 dla Ciebie ;]

<tu miało być coś mądrego>

scarlett
14.04.2009, 01:02
Nudzi mi się i z tej okazji powieje grozą...



http://img382.imageshack.us/img382/4963/31741652.png

niepokorna
14.04.2009, 12:00
@up: kto to? Henry. Max, Albert, Joe, czarny John, Rubik ? :| :|
bezjajcny Antoś?

scarlett
14.04.2009, 14:44
Ostrzegam, że będzie dziwne:P

XVI
http://img83.imageshack.us/img83/9363/tyt.png

Nazywam się Pathos Thomas. Mam… Eeee… Nieco ponad osiemnaście lat… Jestem szefem rozwijającej się, acz już prężnie działającej organizacji, mającej na celu eliminację wampirów, znaną jako Firma tudzież Fabryka Sprężyn. Zajmując tak odpowiedzialne stanowisko muszę wyróżniać się pewnymi ponadprzeciętnymi cechami. Tak też jest w istocie. Nie będę jednak przytaczał wszystkich swoich zalet, zajęłoby to zbyt wiele czasu. Przeczytacie o nich w mojej książce. Jako starszy z braci to właśnie ja objąłem władzę nad Firmą. Być może jest to nieco niesprawiedliwe, gdyż fundamentem owej organizacji byłem nie tylko ja, ale także Alan Thomas, mój młodszy brat. Jednak prawo starszeństwa okazało się być w tej sprawie decydujące. Być może ciekawostką dotyczącą mojej osoby będzie moje pochodzenie. Chcę przy tym zaznaczyć, że to, co za chwilę zdradzę, jest ściśle tajne i zaprawdę niewielu poznało tę tajemnicę. A większość z nich jest już martwa. Otóż wraz z mym bratem jesteśmy ludźmi wyjątkowymi. I wbrew pozorom wcale się nie pomyliłem mówiąc „ludzie”. Rodzice nasi za życia zwykli być tymi, których ja, Pathos, zwalczam. Tak, byli wampirami. Osobiście to, że wraz z bratem jesteśmy ludźmi uważam za wielkie błogosławieństwo. Gdy nasi rodzice pozabijali się nawzajem, wraz z bratem postanowiliśmy zmienić, nie, uratować świat!

W taki właśnie sposób, w wielkim skrócie, doszło do tego, że siedzę przy tym biurku, w tym gabinecie i na mych barkach spoczywa los całej ludzkości.

http://img245.imageshack.us/img245/1933/55171488.jpg

Świat musi zostać uwolniony od tych potworów. Alan niestety nie jest aż tak zdeterminowany jak ja. Jest osobą o wiele bardziej delikatną, tak więc łatwiej jest go manipulować i poruszyć sumienie tego delikatnego człowieka. Kolejny dowód, że podstawą Firmy powinien być Pathos, czyli ja! Zajmuję swoje stanowisko już od kilku lat. W tym czasie wydarzyło się wiele złego. Jednocześnie czerpię wielką satysfakcję ze swojego dzieła – udało nam się uratować wiele ludzkich istnień. Uważam, że żaden krwiożerczy potwór nie ma prawa chodzić po tej planecie. I ja, Pathos, doprowadzę do tego, aby na Ziemi nie pozostał nawet ślad po wampirach! Naprawdę, niewiarygodnym wydaje się być, że przez tyle wieków rasa ludzka nic nie zrobiła z tym problemem, mimo iż część śmiertelników doskonale zdawała sobie sprawę z istnienia wampirów. Zamiast tego poważny problem obracali w legendy i bajki o Drakulach i innych pierdołach. Dopiero ja, Pathos, nadam temu światu nowy, słuszny porządek!

Wspaniałą mowę (Pathos Thomas cały czas nagrywał swoją wypowiedź na dyktafon, aby zachować ją dla potomnych w ramach tworzenia dzieła literacko-słuchowiskowego „Dziedzictwo Pathosa”) przerwał nagły podmuch wiatru, rozwiewający idealnie poukładane na biurku kartki. Mężczyzna ze złością zatrzymał nagranie i łapiąc papiery w locie zerknął w stronę zamykających się już drzwi. Wiatr gwałtownie ustał.
-Wróciłem! – krzyknął młody mężczyzna, rzucając ciężkie walizki na ziemię – Jak dobrze być w domu!

http://img139.imageshack.us/img139/2809/24771153.jpg

-Alan – westchnął Pathos z niezadowoleniem – Ile razy mam ci powtarzać, żebyś pukał?
-Mógłbyś chociaż udawać, że cieszysz się z powrotu brata z obczyzny!
Pathos wysłał swego brata w daleką podróż. Miał nadzieję, że wyprawa ta zmieni światopogląd młodzieńca.
-Cieszę się, cieszę… Zaraz wszystko mi opowiesz, tylko pozwól, że dokończę myśl. Możesz stanąć o tam i poczekać – niedbale wskazał ręką kąt gabinetu.
Alan przysiadł na brzegu biurka brata.
-Nie tu, gołowąsie! Będziesz zakłócał pracę dyktafonu.
-Będę milczał jak grób – zapewnił – Nie krępuj się.
Pathos spojrzał na brata spode łba i wreszcie się poddał.

W walce z wampirami pomaga mi starannie zorganizowana grupa podwładnych. Każdy z nich ma przydzielone odpowiednie bloki zadaniowe oraz zakres obowiązków. Dzięki ciągłym szkoleniom i pracom terenowym, każdy z moich podkomendnych reprezentuje najwyższy poziom specjalizacji w swojej profesji. Pracownicy podzieleni są na kilka grup, o czym więcej przeczytać możecie w mojej książce. Dane te przedstawione zostały także na rzeczowym, przejrzystym i ładnym grafie.
-Skończyłeś już? – szepnął młodszy z braci - Chciałbym iść do łazienki, a nie wiem, ile to wszystko jeszcze potrwa…
Zrezygnowany Pathos przerwał nagrywanie. W takich warunkach nie da się pracować. Z niewielkim trudem wstał zza biurka. Spędził tu tak wiele godzin, że wszystkie mięśnie i kości na moment odmówiły mu posłuszeństwa. Z kamiennym wyrazem twarzy zwrócił się do brata.

http://img139.imageshack.us/img139/3416/58982202.jpg

-Mówże wreszcie, bo spokoju mi nie dasz.
Alanem wstrząsnął nagły dreszcz. Musiał przytrzymać się biurka, aby nie upaść, zwalając na ziemię telefon.
-Ty niezdaro! – krzyknął Pathos, wciąż nie wyrażając większych emocji – To był nowy telefon! Wiesz przecież, jak ograniczone mamy fundusze, uważaj trochę!
-Przepraszam, po prostu wspomnienie tych wydarzeń wciąż jest dla mnie… Bolesne.
Pathos nieco złagodniał, w geście pojednania położył ciężką dłoń na ramieniu brata. Alan lekko ugiął się na kolanach.
-Może za gwałtownie zareagowałem, wybacz. Po prostu ostatnio jestem dosyć zapracowany. No więc opowiadaj, braciszku.
-Wszystko od początku?
-Od początku.

Nazywam się Alan Thomas. Mam dwadzieścia trzy lata. Urodziłem się…

-Nie aż tak od początku! – Pathos złapał się za głowę z rezygnacją – Miałeś mówić o swojej wyprawie.

Jako, że straciłem nieco poczucie czasu, określę czas rozpoczęcia się wydarzeń w mojej opowieści jako: jakiś czas temu. Mój starszy brat, Pathos, postanowił wysłać mnie na wyprawę, mającą zmienić moje życie. Po długich namowach i ukończeniu mojego najnowszego obrazu, zgodziłem się. Miałem wiele wątpliwości, ponieważ miała to być podróż długa i daleka. Miałem przez jakiś czas bywać wśród starych mnichów, zamieszkujących najbardziej niedostępne zakątki Tybetu. Celem tej podróży było wchłonięcie przeze mnie ich mądrości, umiejętności, wytrwałości, pewności siebie, oraz ukształtowanie charakteru. Nie mogłem wtedy wiedzieć (a mój brat najwidoczniej to przeczuwał), że zdobyte w Tybecie doświadczenia pewnego dnia uratują mi życie.

Pierwsze dni pobytu w starym klasztorze poświęciłem na odnowę i oczyszczenie mego umysłu. Uważam, że było to przyjemne i bardzo praktyczne doświadczenie. Całymi dniami siedziałem i medytowałem. Następnie przyszła pora na rozszerzenie mych umiejętności medytacyjnych. Stary mnich, którego imienia nie zdołałem zapamiętać (jestem pewien, Pathosie, że ty tez nie zapamiętałbyś szesnastoliterowego imienia składającego się z samych spółgłosek), nauczył mnie odpowiednio kontrolować przepływ powietrza w moim organizmie.

http://img220.imageshack.us/img220/7473/79874491.jpg

Nie uwierzysz, ale już po miesiącu byłem w stanie wstrzymać oddech na pięć minut! Po trzech miesiącach było to siedem minut z tym, że po zaczerpnięciu małego łyczka powietrza potrafiłem nie oddychać przez kolejne cztery!

Kolejnym etapem mojego treningu było dokładne poznanie mego ciała. Spędziłem wiele dni studiując ludzką anatomię. Nauczyłem się wykonywać proste operacje. Wreszcie przyszła pora abym nauczył się jak kontrolować własne ciało. Mnich, którego z tęsknoty za ojczyzną nazwałem Bob, pokazał mi wspaniałe techniki, dzięki którym to ja byłem panem własnego organizmu, a nie na odwrót.

http://img368.imageshack.us/img368/6835/96124499.jpg

Moją ulubioną techniką stało się kontrolowanie przepływu krwi. Pod koniec treningu byłem w stanie wstrzymać akcję serca nawet na osiem minut! Ale prawdziwą sztuką okazało się być dopiero połączenie powyższej techniki z wstrzymaniem oddechu! Mówię ci, braciszku, po prostu zimny trup!

Ale nie wszystko było takie kolorowe. Byłem potwornie zmęczony. Spałem średnio godzinę na dobę, ale i to nie było najgorsze. Zniosłem nawet te dziwne potrawy z kiełków, brązowego ryżu i halucynogennych korzeni jakichś fioletowych kwiatków. Brud, mój drogi, brud! Bob nawet nie myślał, żeby w domu potrzebna była mu wanna! Co prawda kilka razy odwiedziłem rzekę, ale przy tak intensywnym treningu moje ciało potrzebowało codziennych kąpieli. W dodatku nie mieli tam zbyt wiele papieru, nie mogłem więc wykonać tylu prac, ile bym chciał. Ale spójrz, bracie, coś jednak udało mi się stworzyć.

http://img106.imageshack.us/img106/7946/beztytuuuog.png

Gdybym miał więcej wolnego czasu, bardziej dopracowałbym ten szkic. Niestety, nie dałem rady.
Ostatni etap treningu był zarazem najdłuższy i najtrudniejszy. Ledwo przeżyłem.
Już tłumaczę, już…
Pewnego dnia, bez żadnej zapowiedzi, Bob oznajmił mi, że wyruszam w podróż. Byłem przekonany, że oto wreszcie wracam do domu. Było jednak znacznie gorzej. Bob wręczył mi ciepły płaszcz, mały worek z najpotrzebniejszymi, według niego oczywiście, przedmiotami i wysłał mnie w głąb gór. Wyprawa ta była wielce niebezpieczna. Sam wiesz, jak groźne mogą być góry. Dzikie zwierzęta, trujące rośliny, dzikie ludy… Ale Bob zagroził mi, że inaczej już nigdy nie wrócę do domu. Wiesz, jak mnie wtedy nazwał!? Najbardziej nieokrzesanym uczniem, jakiego kiedykolwiek miał! Obraziłem się i bez słowa pożegnania wyruszyłem w drogę. Było naprawdę trudno. Dzień i noc wędrowałem, poszukując pożywienia, miejsca na krótką drzemkę i własnego ja.

http://img151.imageshack.us/img151/5712/37227545.jpg

Teraz, gdy wróciłem do domu, myślę, że odnalazłem siebie. Tam, w tych dalekich stronach, niedostępnych, dzikich, nieujarzmionych, skrywał się prawdziwy Alan Thomas, uśpiony we mnie przez te całe dwadzieścia trzy lata! Nawet nie wiesz braciszku, jaki jestem ci wdzięczny za tę pełną traumatycznych wspomnień podróż!

Pathos poczuł, jak niewielka iskierka radości zaczyna płonąć w jego trzewiach. Od początku wiedział, że wysłanie brata do Tybetu to doskonały pomysł.
-Cieszę się, bracie, naprawdę się cieszę! – kamienna twarz Pathosa mówiła całkiem co innego – Teraz w pełni oddasz się sprawie i razem zmieciemy wampiry z powierzchni Ziemi!
Alan zawahał się.
-Jesteś pewien, że to konieczne…?
Tym razem wnętrze mężczyzny zapłonęło gniewem.
-Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem, dalej masz takie nieczyste myśli?!
-To tylko wątpliwości. Co jeśli nie wszystkie wampiry są złe?
-Zamilcz! Nie wiesz co mówisz, brud rzucił ci się na mózg. Znikaj mi z oczu, niewdzięczniku. Umyj się, bo cuchniesz i przemyśl sprawę. Jestem pewien, że ciepła kąpiel przywróci ci rozum.
-Być może… Najwyżej pojadę jeszcze raz – odparował Thomas, z impetem podnosząc walizki. Chwilę potem z obrażoną miną opuścił gabinet szefa.
W progu zderzył się z młodym chłopcem, który z przejętą miną biegł w przeciwną stronę. Zaklął pod nosem, upuszczając bagaże na stopy.

-Panie Thomas, panie Thomas! – krzyczał chłopiec, ciężko dysząc.
-Spokojnie, spokojnie. Co się stało, Henry, coś ty taki zmachany?

http://img254.imageshack.us/img254/3448/71215811.jpg

-Jakiś cholernie dziwny facet wtargnął na teren Firmy i koniecznie chce się z panem widzieć. Za cholerę nie da się mu wytłumaczyć, że najpierw musi się umówić na spotkanie! Chciałem mu przyłożyć, ale prawie złamał mi rękę. Zdecydowałem się więc najpierw panu powiedzieć.
Pathos pogrążył się w milczeniu. Kto to mógł być? Kto wiedział o tym miejscu i był w stanie pokonać Henry’ego? Może chłopiec wyglądał na mizernego piętnastolatka, ale był naprawdę mocny!
-Powiedz mu, że może wejść, niech zna moją łaskę! – huknął, po czym pochylił się nad samym uchem nastolatka i szepnął cicho – Bądź cały czas pod drzwiami… Tak na wszelki wypadek.
Henry zawołał przybysza, który nonszalanckim krokiem wszedł do gabinetu Thomasa, jakby była to jakaś knajpa. Swobodnie zajął miejsce na kanapie dla podwładnych i z olśniewającym uśmiechem spojrzał na zdezorientowanego Pathosa.

http://img261.imageshack.us/img261/1782/49464586.jpg

-O co chodzi? – warknął szef – Jestem trochę zajęty.
Albert pochylił się do przodu i oparł głowę na ramionach.
-Mam dla pana małą propozycję…

niepokorna
14.04.2009, 15:18
naaa...
nie trafiłam z tym zdjęciem ;c
ale odcinek jest bardzo udany i wspomnieniowy. Teraz już wiemy, dlaczego Alan przeżył to nieszczęsne porwanie.
A Henry taki ti ti ti ti ti! Uroczy chłopak :D
i Albercik! <3
jestem ciekawa, co Ty tam dalej wymyślisz :)

Libby
14.04.2009, 16:45
Ciekawe, ciekawe. Cóż za propozycję ma Albercik:P?
Żal mi Alana(gdyby nie te okulary, na trzecim zdjęciu mógłby być całkiem znośny)- mieć takiego brata. Ten pobyt w Tybecie musiał być dla niego dość ciężki, choć teraz uratował mu życie.
Młodziutki Henry- jak zwykle cudowny:).

ptasie mleczko
14.04.2009, 21:09
:O <ma wytrzeszcz oczu> nie no Ty jesteś po prostu niesamowita, zawsze kiedy sobie już coś umyślę, i wydaje mi się (podkreślam - wydaje mi się) czego się spodziewać, Ty potrafisz totalnie mnie zaskoczyć. Ten krok w przeszłość był genialny. Wiele dzięki temu nam wyjaśniłaś, np. cudowne ocalenia Alanka oraz jego miłość do firmy i popadanie w samouwielbienie, oni to mieli po prostu w genach :D
"-Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem, dalej masz takie nieczyste myśli?! " - :O zapachniało mi prawie średniowiecznych kaznodzieją. Swoją drogą to niezły paker z tego Pathosa, a może to tylko wypchana marynarka <rozmyśla> skoro kazał Henrysiowi zostać pod drzwiami.
Henryś jaki słodki 15 latek, oj chciałoby się go dosłownie schrupać.
No iiii Albercik, och jaki on przystojny, jaki męski mrrrrr <wzdycha> <wgapia się>
Ekhem - to zdjęcie Alanka ubranego tylko w "listek figowy" jest bombowe :D już jestem do niego prawie całkiem przekonana :D
"-Wszystko od początku?
-Od początku.
Nazywam się Alan Thomas. Mam dwadzieścia trzy lata. Urodziłem się…"
"-Być może… Najwyżej pojadę jeszcze raz – odparował Thomas" - nie podejrzewałam Alanka o takie poczucie humoru, z odcinka na odcinek zyskuje w moich oczach :D

Callineck
15.04.2009, 00:18
Wgapiałam się i wgapiałam w Henrysia, który niewątpliwie jest postacią odcinka! Jego epizodyczna rola nie dość, że przyćmiła wszystkie wydarzenia to jeszcze była pełna niezaprzeczalnej słodyczy i niezwykłego uroku osobistego! <3

Pathos - wśród postaci odcinka zajmuje zaszczytne drugie miejsce. Jego niezłomna postawa i hart ducha mogą kruszyć najtrwardsze serca i porywać za sobą tłumy! Jednym słowem wizjoner i rewolucjonista pragnący zaprowadzić ład i porządek nie tylko wśród papierów na swoim biurku!

Miejsce na podium zajął również Alanek - należało mu się ono za wszystkie cierpienia, których doświadczył po to, aby stać się jeszcze większym! Za brak papieru (również toaletowego, jak się domyślam), wanny, umiejętności wymowy "szesnastoliterowego imienia składającego się z samych spółgłosek" oraz za wielki talent rysowniczy i wrażliwą na wszelką krytykę duszę. I za to, że nazwanie go przez brata "gołowąsem" nie pozostawiło w nim urazu do końca życia.

I w końcu czwarty, wcale nie przegrany, Albert! Ciekawa jestem jakiż to "interes" pragnął zaproponowac Pathosowi. Do czego mu są tak potrzebne sprężyny?

A teraz ranking błędów w kolejności ich wystąpienia:

tak więc łatwiej jest go manipulować
Miałem wiele wątpliwości, ponieważ miała to być podróż długa i daleka. Miałem przez jakiś czas
(jestem pewien, Pathosie, że ty tez nie zapamiętałbyś
Za cholerę nie da się mu wytłumaczyć
- jest go zmanipulować albo jest nim manipulować
- powtórzenia - proponuję: Targały mną rozliczne wątpliwości, ponieważ zapowiadało się, że podróż będzie długa i daleka. Miałem...
- też
- nie da sobie wytłumaczyć (powtórzenia)

niepokorna
16.04.2009, 20:24
albo czekaj.

niepokorna
16.04.2009, 20:25
zrobie spam.
zebys dala odcinek na nowej stronie :d

<zua uzytkowniczka>

scarlett
16.04.2009, 20:30
Z cyklu w oczekiwaniu na wenę...

http://img144.imageshack.us/img144/9363/tyt.png

Tradycyjnie już akcja bonusa zaczyna się w piękny dzień, pełen letniego, grzejącego słoneczka, ćwierkających ptaszków i ogólnie panującej sielankowej atmosfery. Dziś przeniesiemy się z tego wspaniałego, radosnego podwórza wprost do sypialni jednego z naszych bohaterów. Tak, będzie to Max, jednakże to nie on będzie gwiazd. Ale o tym później. Nasz gieroj smacznie sobie spał, zmęczony pełną wysiłku oraz dynamizmu nocą.

http://img123.imageshack.us/img123/9985/86998887.jpg

Miał właśnie wyjątkowo ciekawy sen, którego z pewnych względów przytaczać nie będę, kiedy poczuł coś dziwnego na swej idealnej klatce piersiowej. W pierwszym momencie po prostu wziął to za wyjątkowo realistyczny sen. Kiedy jednak uczucie to stało się zbyt natarczywe i nachalne, zdenerwował się i obudził, przerywając tym samym swój wspaniały sen.

http://img511.imageshack.us/img511/7931/45537757.jpg

Otworzył swe piękne oczy i ujrzał ślęczącą nad nim Kate. Nie miała co robić, tylko wstawać tak wcześnie i go budzić?! Obrócił się i ponownie schował pod cieplutką kołderką.
-Powiedziałam, wstawaj! – huknęła kobieta, zrzucając swego konkubenta z łóżka na zimną podłogę – Dość wylegiwania, czy ty wiesz, która godzina?!
Max poczuł się jak marny pyłek, okruszek, których tak wiele leżało pod łóżkiem…
-Tyle roboty, a ty nic nie robisz tylko śpisz! Koniec tego dobrego!
-A kto przynosi do domu pieniądze?! – bronił się, co z podłogi nie wychodziło mu najlepiej.
-Phi – prychnęła – Mąż sąsiadki z naprzeciwka zarabia dwa razy więcej! W dodatku co tydzień jeździ z rodziną na piknik!
Wizja rodzinnego pikniku wydała się Maksowi tak przerażająca, że zdecydował udawać, że w ogóle tego nie dosłyszał. Jednak co do pieniędzy, Kate miała rację…
-To nie moja wina! Pogadaj z Thomasem, zamiast dać nam podwyżki on zamawia hektolitry farby i nowe płótna!
-To znajdź sobie inną pracę!
-Przecież i tak już dorabiam w butiku!
-I to ma być praca dla mężczyzny?
-Jeszcze kilka godzin temu w to nie wątpiłaś! – oburzył się, tego było już za wiele, podawać w wątpliwość takie rzeczy…
-Wychodzę – oznajmiła znienacka – Idziemy z sąsiadkami na zakupy, znowu się skompromituję i kupię najmniej, w dodatku w najtańszych sklepach…
-A idź w cholerę i nie wracaj!
Kate uśmiechnęła się triumfalnie, jakby właśnie na to czekała.

http://img178.imageshack.us/img178/4537/92365020.jpg

-I tak zrobię. Wrócę dopiero późnym wieczorem.
Max niewiarygodnie ucieszył się na te słowa. Szykował się cały dzień słodkiego lenistwa i nicnierobienia.
-Tymczasem ty przejmiesz moje codzienne obowiązki. Zajmiesz się Wendy, posprzątasz dom, ugotujesz obiad, zrobisz pranie, zmyjesz naczynia, bo na zmywarkę cię nie stać…
-Milcz! – przerwał jej – Wystarczy! Chcesz mnie zabić!? Nie będę robił nic, jestem zmęczony, muszę odpocząć.
-Jeśli znajdziesz kanapę w tym całym brudzie… Jak wrócę i nie będzie posprzątane, a naszą córkę zastanę martwą z głodu, marny twój los i nie chciałbym być w twojej skórze!

http://img186.imageshack.us/img186/290/67788318.jpg

Max skulił się jeszcze bardziej. Nie miał wyjścia, po ostatnim niewykonaniu obowiązków był nieprzytomny przez trzy dni a przez kolejny miesiąc musiał spać w ogrodzie.
-No to załatwione! - ucieszyła się kobieta – Do zobaczenia wieczorem!

http://img237.imageshack.us/img237/862/89681066.jpg

Zrezygnowany Max podniósł się z podłogi i rozpaczliwym wzrokiem spojrzał w stronę oziębłego już łóżka. Oby ten dzień skończył się jak najszybciej. Wampiry to przy tym pikuś…

http://img401.imageshack.us/img401/5295/73757592.jpg

Ociągając się niemiłosiernie, skierował swoje kroki w stronę najbardziej niebezpiecznego miejsca w całym domu. Uchylił delikatnie drzwi i zerknął jednym okiem do środka. Wydawało się, że potwór śpi. Wtedy przypomniały mu się te wszystkie książki, którymi katowała go Kate. Za dużo naczytał się o śmierciach łóżeczkowych i musiał upewnić się, czy aby na pewno małe monstrum jeszcze żyje. Stawka była zbyt duża, nie mógł pozwolić sobie, aby zginęła na jego posterunku.

http://img106.imageshack.us/img106/7279/36356984.jpg

Wystarczyło podejść nieco bliżej, aby przekonać się, że żyła i miała się dość dobrze biorąc pod uwagę donośne chrapanie. Max z ulgą zaczął się wycofywać, delikatnie stąpając po dywanie na paluszkach. Lepiej nie budzić śpiącej bestii. Za późno…

http://img257.imageshack.us/img257/2623/18078835.jpg

Wendy zerwała się na nogi, zaczęła wrzeszczeć, płakać, skakać i szarpać za szczebelki dziecięcego łóżeczka. Spełnił się najczarniejszy scenariusz.

Max podszedł do córki, zachowując bezpieczną odległość. Wszystko wskazywało jednak na to, że będzie musiał ją wyciągnąć, czyli tym samym zbliżyć się co najmniej na odległość wyciągniętych rąk.
-Zamknij się – warknął, próbując swym kojącym, acz stanowczym tonem uspokoić dziewczynkę – Tatuś zaraz cię wyjmie z tego więzienia.
Z krzywą miną zbliżył dłoń do dziecka, po niej drugą. Musiał załatwić to szybko. Nie zdążył. Z rykiem odskoczył w tył. Na prawej dłoni mężczyzny pojawił się półokrąg stworzony przez niepełne uzębienie.
Pomyślał, że nie takie cierpienia w życiu już zniósł i ignorując grad ciosów spadających na jego klatę i twarz, wyjął dziecko z łóżka.

http://img207.imageshack.us/img207/3689/22766615.jpg

Czując odór pochodzący z dziwnie wypchanej pieluchy, całkiem się załamał. Miał ochotę zacząć zachowywać się jak dziewczynka, albo po prostu usiąść na swojej kanapie i zasnąć. Z drugiej strony, tym razem konsekwencje mogą być jeszcze gorsze.
-Cicho bądź, nie rycz! – kojąco uspokajał córeczkę – Zaraz odkleję ci do gówno z dupy, tylko tak nie wierzgaj! Tatuś zmieni ci pampersika, bądź grzeczną dziewczynką. Z wielkim trudem zdjął z dziecka przepoconą piżamkę i z powątpiewaniem spojrzał na pieluchę. Miał coraz gorsze przeczucia co do tego, co zastanie wewnątrz. Wreszcie pokonał strach i otworzył pampersa. W tej chwili cały jego światopogląd runął w gruzach. To był najgorszy widok, jaki w życiu widział na oczy. Masakra w Firmie sprzed kilku lat, czyli krew lejąca się strumieniami, oblepione jelitami ściany, rozdeptane na podłodze wątroby, była przy tym niczym! Walcząc z mdłościami i omdleniem, czym prędzej spróbował pozbyć się tej brązowej substancji z gładziutkiej pupki córki, a niezmyte resztki obficie przysypał pudrem.

http://img116.imageshack.us/img116/9341/32850620.jpg

Podniósł dziecko do góry, aby obejrzeć efekt swych działań. O wiele lepiej. Nawet na chwilę przestała wrzeszczeć.

http://img259.imageshack.us/img259/3960/45886515.jpg

Z wielkim trudem ubrał dziewczynkę w pierwsze lepsze ubranie. Albo jej się nie spodobała sukienka, albo znów coś było nie tak, bo na powrót zaczęła niemiłosiernie się drzeć.

http://img258.imageshack.us/img258/2695/12110009.jpg

-Co znowu?! – zawył z rezygnacją.
-Łeee! Łeeee!
Może jak będzie miły, to przestanie krzyczeć.
-Co się stało, córeczko?
-Łeeee! Łeeeee!
-Chcesz kupę? Tylko nie jeszcze jedną, nie rób tego tatusiowi!
-Maaamaaa!
-Nie ma mamy, jest tatuś. Mama nas zdradziła, musisz mnie polubić.
W zamian zarobił kilka ciosów.
-Polubić, nie pobić! – ze złością postawił dziecko na ziemi – Siedź tu, ja idę coś zjeść, wykańczasz mnie.
-Jeeeeeść! – zawyła, rzucając się po podłodze – Jeeeeść!
-Jesteś głodna? – zdziwił się.
-Jeeeeeść!
-Trzeba było mówić od razu, a nie walić tatusia po gębie…

Przeszli do kuchni, która wyglądała jak istne pobojowisko. Max odgruzował przejście do małego krzesełka i usadowił w nim Wendy.

http://img259.imageshack.us/img259/3641/55944274.jpg

Wyjął z lodówki pierwszy lepszy słoik, kierując się kluczem – bierz to, czego sam nie jesz. Spróbował się skupić, co w panujących warunkach nie było zbyt łatwe, aby przeczytać etykietkę.
Obiadek dla dzieci o smaku marchewkowym z kurczakiem.
Mężczyzna odkręcił słoiczek i z powątpiewaniem zajrzał do środka. Nie widział tam żadnych kurczaków.
Może trzeba samemu dodać? Te wszystkie reklamy tak kłamią, a te baby dają się nabrać…
Wrzucił zawartość słoika do plastikowej miski, która jako jedyna była stosunkowo czysta. Podziumdział chwilę w przygotowanym posiłku plastikową łyżeczką i zniesmaczony podsunął go córce.

http://img141.imageshack.us/img141/8436/65362657.jpg

Dziewczynka machnęła rączką, pacnęła nią w miskę, rozbryzgując zimną papkę w promieniu pół metra, z czego najwięcej padło na bogu ducha winnego tatusia.
Wściekły wyszedł z kuchni. Musiał jak najszybciej się przebrać, danie z nieistniejących kurczaków i wcześniejsze brudy, o których wolała nie myśleć, nie prezentowały się najlepiej.
W tym samym czasie Wendy doskonale się bawiła. Rzucała jedzeniem próbując pobić kolejny rekord długości rzutu. Raz na jakiś czas nawet zjadła odrobinę niepodgrzanego obiadu.

http://img135.imageshack.us/img135/7506/27103919.jpg

W końcu papka się skończyła (ta w misce, ta na kafelkach miała się całkiem dobrze) i dziewczynka na powrót zaczęła krzyczeć i wierzgać, powodując podskakiwanie plastikowego krzesełka. Do kuchni wpadł rozgorączkowany Max.
-Co tu się dzieje?!

http://img245.imageshack.us/img245/7332/12522450.jpg

W kuchni wyglądało jeszcze gorzej. I jakimś dziwnym cudem Wendy uwaliła papką wszystko, za wyjątkiem swojego ubrania, czego jednak nie można było powiedzieć o twarzy i włosach.
Max z wielkim trudem pozbył się tego wszystkiego z córki, zarabiając przy tym kolejne uderzenia.
Odniósł ją do pokoju i nie bacząc na wrzaski, postanowił sam zjeść śniadanie. I to duże śniadanie.

Gdy wrócił, jakieś pół godziny później, Wendy wciąż siedziała w tym samym miejscu i płakała. Nawet kamienne serce zimnego jak lód ojca poruszyło się na widok tego niewinnego, smutnego dziecka.

http://img141.imageshack.us/img141/1867/13663845.jpg

-Co się stało? – spytał miło, siadając obok.
Dziewczynka walnęła go w policzek, poszarpała za włosy i uśmiech powrotem wpełzł na jej twarz.
Mężczyzna poczuł się spełniony. Od początku wiedział, że mimo wszystko ma rękę do dzieci! Jednak gdy okazało się, że nie chce już dłużej być workiem treningowym, dziewczynka na powrót zaczęła się wydzierać. Max zaproponował więc jedną z zabaw, o jakiej wyczytał w jeszcze innej książce o wychowywaniu dzieci.
-Akuku! – krzyknął, chowając twarz w dłoniach.

http://img100.imageshack.us/img100/8642/91839789.jpg

Gdy ta zabawa się znudziła, a Wendy nabrała pewności siebie, że jest w stanie kontrolować ojca, sama zaczęła wymyślać gry.

http://img135.imageshack.us/img135/9742/93555495.jpg

Nastepna była zabawa domkiem dla lalek.

http://img411.imageshack.us/img411/9169/39668773.jpg

Max stwierdził, że mimo wszystko bardzo miło bawiło się lalkami, aż nie mógł się oderwać.

http://img135.imageshack.us/img135/6373/81391159.jpg

Nawet w tej kwestii Wendy okazywała skłonności destruktywne i sadystyczne.

http://img134.imageshack.us/img134/3896/90346030.jpg

Jednak i lalki szybko się znudziły. Dziewczynka zaczęła szarpać tatusia za spodnie, jednocześnie go okładając.
-Ja ce na dwól!
-Nigdzie nie idziemy, jest brzydka pogoda – Max doskonale wiedział, że na zewnątrz jest wręcz doskonała pogoda na spacery, ale to było coś, czego bał się najbardziej.
-Ja ce na dwól!
-Nie i już!
-Nienawidzę cię! – zaczęła przeraźliwie wrzeszczeć i rzucać się po podłodze – Na dwól! Na dwól!
Max poddał się po niespełna minucie. Nie miał wyjścia, inaczej te wrzaski nigdy się nie skończą. Może i spacer dobrze mu zrobi, w domu było aż ciężko od brudu, a jak dopisze mu szczęście Wendy szybko się zmęczy i zaśnie.
Pół godziny później już zmierzali w stronę placu zabaw.

http://img379.imageshack.us/img379/2576/76477701.jpg

Od razu rzucili się w wir zabawy. Na pierwszy ogień poszła piaskownica.

http://img114.imageshack.us/img114/5743/82616185.jpg

Zjeżdżalnia.

http://img258.imageshack.us/img258/3729/18549288.jpg

Wreszcie Wendy wypatrzyła sprężynowego osła, na którym koniecznie musiała się przejechać.

http://img258.imageshack.us/img258/7816/48734105.jpg

http://img259.imageshack.us/img259/7379/18050629.jpg

Max przysiadł na huśtawce oczekując, aż córka znudzi się osłem. Trwało to tak długo, że sam zaczął się huśtać.

http://img510.imageshack.us/img510/7431/28do.jpg

Jednak huśtawka to wspaniały wynalazek! Ojciec i córka bawili się doskonale!

http://img387.imageshack.us/img387/358/84713357.jpg

Zabawa trwała w najlepsze.

http://img135.imageshack.us/img135/7853/68627671.jpg

Wreszcie Wendy poległa. W czasie, gdy Max ponownie z zaangażowaniem bujał się na huśtawce, dziewczynka padła ze zmęczenia w piaskownicy.

http://img237.imageshack.us/img237/2175/39191719.jpg

Mężczyzna wziął ją z czułością na ręce i z dziką satysfakcją, że wreszcie się zamknie, ruszył do domu, gdzie czekała na niego ulubiona kanapa i odpoczynek.

http://img114.imageshack.us/img114/2540/26309651.jpg

http://img211.imageshack.us/img211/7199/61019848.jpg

Położył córkę spać, przebrał się z pobrudzonych zabawą ciuchów i czując parcie na pęcherz, skierował się w stronę łazienki. Gdy tylko wszedł do środka, doznał szoku i, co gorsza, przypomniał sobie, że jego obowiązki jeszcze się nie skończyły!

http://img401.imageshack.us/img401/5649/41309453.jpg

W łazience panowało istne pobojowisko. Dziwaczne rzeczy walały się po kątach, woda ciekła z zepsutego prysznica a w niektórych miejscach zalęgły się nawet robaczki brudojady. Pocieszył się, że wszystko było lepsze od drącej się Wendy.
Dam radę! Zawsze daję radę!

http://img300.imageshack.us/img300/3963/35do.jpg

Na pierwszy ogień poszedł prysznic. Na nieszczęście, Max nigdy nie był złotą rączką. A zepsute krany były dla niego czarną magią! Przez chwilę zastanawiał się, czy nie zrobić pożytku ze swego ukochanego, lśniącego miecza, z którego był tak dumny. Ze smutkiem przypomniał sobie, że został mu odebrany, gdy był w niewoli. Gdy tak rozmyślał, tryskająca woda całkiem go oblała sprawiając, że koszulka zaczęła ściśle opinać jego idealną klatę. Ale on dzielnie pracował!

http://img299.imageshack.us/img299/7396/51956146.jpg

Kiedy uporał się z prysznicem, wciąż napuszony z dumy, sięgnął po szczotkę do czyszczenia klozetów i pochylił się na niezbyt czystym kibelkiem. Przypomniawszy sobie poranną operację kupa, przestał narzekać i wziął się do roboty.

http://img114.imageshack.us/img114/1374/11657373.jpg

Nie mógł się napatrzeć na efekt swojej pracy! Klozet był czysty i lśniący, aż mógł się w nim przejrzeć.

http://img401.imageshack.us/img401/7554/44835767.jpg

Pozbierał rozwalone po całej łazience brudne ubrania i wrzucił je do pralki, wcześniej uważnie czytając etykietę proszku do prana. Miał nadzieję, że nie dodał zbyt dużo proszku.

http://img299.imageshack.us/img299/619/88750999.jpg

Koniec. Łazienka była idealna!

http://img510.imageshack.us/img510/1315/11538773.jpg

Zrzucił z siebie przemoczone ubranie i poraz kolejny tego dnia musiał się przebrać.

Przyszła kolej na kuchnię. Prezentowała się przerażająco.

http://img114.imageshack.us/img114/3862/33848504.jpg

Czym prędzej pochwycił mopa i udając, że jest on ponętną kobietą, którą poznał w zeszłym tygodniu, zaczęli tańczyc po całej kuchni.

http://img511.imageshack.us/img511/3986/42do.jpg

http://img48.imageshack.us/img48/5346/41741927.jpg

Następnie umył obrośnięte brudem szafki, kuchenkę, zmył naczynia i poukładał rzeczy do szafek.

http://img259.imageshack.us/img259/9751/89448424.jpg

Efektu dopełniły swieże kwiatki z ogrodu. Kuchnia była perfekcyjna.

http://img78.imageshack.us/img78/659/45219364.jpg

Zadziwiony ciągłą ciszą postanowił zajrzeć do pokoju córki. Dziewczynka leżała w łózeczku i ssała stopę, śmiejąc się. Serce Maksa radowało się na ten widok, a dusza poczęła wręcz śpiewać z radości.

http://img259.imageshack.us/img259/4863/84060851.jpg

Ucałował córkę, zaśpiewał kołysankę i położył do snu.

http://img511.imageshack.us/img511/4424/465b.jpg

Sam musiał zająć się kolacją dla Kate. Postanowił przyrządzić indyka według starej babcinej receptury. Dopiero, gdy zaczął wpychać do wnętrza ptaka poszczególne produkty, przypomniał sobie, że nigdy nie widział na oczy swojej babci.

http://img510.imageshack.us/img510/893/89923542.jpg

Nie przeszkodziło to jednak w uzyskaniu doskonałego efektu. Piękna woń pieczeni rozniosła się po całym domu. Dziś dla Maksa nie było nic niemożliwego!

http://img134.imageshack.us/img134/3084/48do.jpg

Wycieńczony wreszcie rzucił się na swoją ulubioną kanapę, o czym marzył odkąd otworzył oczy.

http://img78.imageshack.us/img78/4325/36018076.jpg

Nieługo potem Kate wróciła do domu. Wycieńczona po całodziennych polowaniach na promocje i wyprzedaże (ta marna pensja!) rzuciła zakupy w progu i zaraz potem poszła sprawdzić, jak Max poradził sobie z domem. Spodziewała się najgorszego i już układała sobie w głowie plan zemsty i harmonogram tortur. Zdziwiła się bardzo odkrywszy, że Wendy smacznie sobie śpi i w dodatku ma czystą pieluchę. Jednak prawdziwy szok przeżyła, gdy weszła do łazienki.

To niemozliwe! Ich łazienka nie lśniła tak nawet, gdy była świeżo po remoncie!

http://img511.imageshack.us/img511/7259/88796005.jpg

A kuchnia?!
Co za piękne kwiaty! Wyglądały praktycznie tak samo jak te, które hodowała sąsiadka zza płotu.

http://img259.imageshack.us/img259/9917/61845945.jpg

Wtem jej wzrok padł na kurczaka. Usmiechnęła się drwiąco. Ten dureń myślał, że nabierze się na gumową atrapę? Tylko skąd ten piękny aromat pieczonego mięsa?

http://img160.imageshack.us/img160/4438/87704327.jpg

Okazało się, że indyk był prawdziwy! Skubnęła kawałek.... Wyśmienity! Nie bacząc na dietę, połozyła sobie na talerzu spory kawałek. Posiłek w tak pięknej kuchni był czystą przyjemnością.

http://img258.imageshack.us/img258/4693/56427169.jpg

Skończywszy jedzenie, uświadomiła sobie, że czegoś jeszcze brakuje.
Co to mogło być…
A tak, nie widziała nigdzie Maksa!
Poszła do salonu i tak jak się spodziewała, zastała go na ulubionej kanapie. Usiadła obok, dumna z konkubenta. Czemu ten kretyn nie poprosi jej o rękę?!

http://img123.imageshack.us/img123/6230/24858465.jpg

Max wyglądał jak żywy trup. Wykończony najcięższym dniem w życiu ledwo utrzymywał podstawowe funkcje życiowe.
-Jestem z ciebie dumna – krzyknęła mu do ucha Kate. To samo, co rano! – Myślę, że zasłużyłeś na małą nagrodę…
Max natychmiastowo się ożywił. Zmęczenie odeszło w zapomnienie.

http://img123.imageshack.us/img123/3589/30720761.jpg

-Nagrodę, mówisz? - ucieszył się, wpychając spracowane dłonie pod bluzkę Kate - Też tak myślę.
-Muszę częściej wychodzić...
-O nie! - przeraził się - Tylko nie to!
-Ale... - usmiechnęła się przebiegle - Pogramy w fiku miku, jestem w nowym kostiumiku!

http://img211.imageshack.us/img211/117/39843345.jpg

To słowa sprawiły, że mężczyzna zapomniał o całej traumie, którą przeżył tego dnia. Dla tej gry mógł zrobić dosłownie wszystko!
-Poczekaj chwilę, zaraz wracam - oznajmiła Kate, biegnąc w stronę sypialni. Max z niecierpliwością oczekiwał na nowe przebranie.

Wreszcie Kate powróciła.

http://img525.imageshack.us/img525/2750/82913591.jpg

Kobieta nie mogła wiedzieć, że założenie gorsetu nie było najlpeszym pomysłem. Mimo, iż prezentowała się w nim zjawiskowo, Max miał pewne niemiłe doświadczenia związane z tą częścią damskiej garderoby. Na szczęście nie było mu dane jeszcze raz zasmakować tego niewątpliwego poniżenia dla mężczyzny.
Kate z niedowierzaniem wgapiała się w śpącego niczym niemowlę Maksa.

http://img237.imageshack.us/img237/8494/98690840.jpg

To był bardzo męczący dzień dla naszego bohatera.

niepokorna
16.04.2009, 21:13
o ja pierdziu, ale się uśmiałam :D
fiku miku jestem w nowym kostiumiku jest grą tylko dla mnie i Maksia! <focha się na blond z... albo nie>
cytaty odcinka: <nie chce jej się cytować całego tekstu>
-Nie ma mamy, jest tatuś. Mama nas zdradziła, musisz mnie polubić.
to mnie wgniotło :D
Nie mógł się napatrzeć na efekt swojej pracy! Klozet był czysty i lśniący, aż mógł się w nim przejrzeć.

co do zdjęcia: świetne skarpety :D

a ta Wendy to mały potwór! Jak może tak Maxa męczyć! ale pomysłowa dziewucha, to łózeczko <leży i się śmieje>
lepiej, żeby Max nie przyznawał się, że bawił się lalkami, przecieżto będzie wstyd :D
a plac zabaw! na na na, mechaniczny czy jakiś tam osioł wymiata \m/
a tak w ogóle, OD KIEDY MAX MA PIEGI?!.
A Kate... no cóż nie dość, że doprowadziła dom do takiego stanu, to jeszcze idzie sobie na zakupy, zostawiając dom na głowie Maxiulka, to jeszcze się zastanawia, czemu jej nie chce jako żony :| :|

Scarlett, kocham ten bonus <3 :D

Libby
16.04.2009, 21:17
Świetna historyjka:)!
Kto by pomyślał, że w moim Maksiu drzemie taki dobry tatuś:D. Wiedziałam, że ta czuła struna się w końcu odezwie:P.
Napracował się facet, nie ma co;).
Biedak nie zdążył pograć w swoją ulubioną grę. Kate miała piękny gorset. Nie do końca mi się podoba, jak traktuje Maksia.
Wendy jak zwykle przesłodka. Tylko czemu tak tatusia pierze:D?
Czekam na właściwy odcinek:P.
Napisałaś w jednym miejscu, że Max przygotował kurczaka:).

niepokorna
16.04.2009, 21:25
w moim poprzednim poście poruszyłam problematykę domniemanych piegów Maxia.
Po dokładnych oględzinach (z bliska) stwierdziłam, iż mogą to być widoczne cebulki włosów. Po prostu komicznie układają się w mega wąsy.
Gośka, czy my o czymś nie wiemy? :|
http://i41.************/2aeybs.jpg
a nie mowilam, ze mam odpal?

scarlett
16.04.2009, 21:28
Hm muszę przyznać, że to dość ciekawa teoria.Ciekawostką jednak pozostaje, dlaczego te wąsy są wszędzie, tylko nie tam, gdzie zazwyczaj bywają wąsy?

niepokorna
16.04.2009, 21:28
Hm muszę przyznać, że to dość ciekawa teoria.Ciekawostką jednak pozostaje, dlaczego te wąsy są wszędzie, tylko nie tam, gdzie zazwyczaj bywają wąsy?


koty maja wasy chyba wszedzie ;p

scarlett
16.04.2009, 21:31
Znów zmuszona jestem podać w wątpliwość Twoją teorię.
Naprawdę uważasz, że Maksio jest kotem?
Poza tym, to jest sierść nie wąsy!
Wąsy to takie długie, sztywne żyłki co wyglądają jak światłowody...

Callineck
17.04.2009, 00:53
Tak jak obiecałam, w nagrodę 777 zamiast weny.

Siostra Johnusia to bardzo zdecydowana kobitka, doskonale wie czego chce. AZ dziwne, po kim ten jej braciszek jest taki...

Ale nie o tym miałam pisać, Maksio by się pogniewał! Jaki on wszechstronnie uzdolniony i w ogóle... Geniusz wpadł nawet na to, żeby pudru dla dzieci użyć w celach kryjących. Jednak ta dodatkowa praca na coś się w końcu przydaje :P

Dlaczego wszyscy myślą, że Wendy to mały, wredny terrorysta? Może i tak jest w istocie, ale biedactwo z takimi genami nie ma za specjalnie wyboru.

Cytat odcinka:
Postanowił przyrządzić indyka według starej babcinej receptury. Dopiero, gdy zaczął wpychać do wnętrza ptaka poszczególne produkty, przypomniał sobie, że nigdy nie widział na oczy swojej babci.

Coś słaby ten Maksiowy wąs... Czyżby dziewiczy? :O

ptasie mleczko
17.04.2009, 14:11
Czytałam już wczoraj, ale nie miałam siły na kometarz, mogłyby wyjść jakieś bleblania.
No więc odzyskawszy siły zabieram się do rzeczy.
Kate jaki terrorysta no proszę :O ma dziewczyna charakterek, ale żeby tak karać biednego Maksia? żeby biedak przez miesiąc musiał spać w ogrodzie? To już wiemy po kim Wendy ma dziki charakterek, choć jest podobna do tatusia :D Ale Maksiu ... no powiem Ci że pozytywnie mnie zaskoczył, niby taki kwardziel zuyy i w ogóle ale jednak pod tą szorstką powłoką kryje się czuły ojciec :) <rozczuliła się> i jak wysprzątał wszystko na błysk i nawet upiekł indyka :O czy tam kurczaka nie ważne, choć tu bym raczej powiedziała - szczęście nowicjusza ;) ogólnie jak zwykle powiem że toffam Twoje bonusy :D

niepokorna
30.04.2009, 13:17
wbieglam do kawiarewnki w oczekiwaniu odcinka, a go nie ma ... (nie umiem sie polapac w tej klawaiturze)