Zobacz pełną wersję : Projekt "Camelot"
Red Trumpet
26.04.2009, 15:24
Hejka. Przedstawiam Wam moje pierwsze fotostory.
Dodaję prolog i pierwszy rozdział, ponieważ prolog był bardzo krótki.
Jakby co, nie jest to FS o jakiejś zakompleksionej nastolatce. Nic w tym stylu! :D Będzie to historia fantasy, ale nie o wampirach i wilkołakach:)
Mam nadzieję, że sie spodoba, a szczególnie miłośnikom tajemnic i jeszcze czegoś, czego nie zdradzę :D. Miłego czytania :).
Projekt „Camelot”
Prolog:
Starszy mężczyzna, będący od wielu lat w śpiączce, leżał na łóżku szpitalnym, okryty kołdrą. Kiedy pielęgniarka podeszła do niego, by zmienić kroplówkę, on zaczął coś mamrotać. Powoli otwierał powieki, podnosił ręce. Jakież zdziwienie było, kiedy mężczyzna wstał. Nawet nikt nie nakazał staruszkowi wrócić z powrotem do łóżka. Nagle przemówił:
- Wszystkie moje sny! To wszystko prawda! Nie bez powodu zapadłem w tak długi sen, to wszystko tylko po to bym dowiedział się o projekcie "Camelot". To Bóg chciał, żebym to wiedział, może to jedyna droga do... - Kiedy pielęgniarka zdążyła już zrozumieć, że pacjent wstał, czym prędzej nakazała mu wrócić do łóżka, nie pozwalając przy tym by dokończył zdanie.
http://images47.fotosik.pl/112/7b57c8ecbd6c3970med.jpg (http://www.fotosik.pl)
- Nie wie pan, co pan mówi. Proszę się położyć i trochę przespać. - powiedziała jeszcze trochę zszokowana pielęgniarka.
- Ale dopiero co się obudziłem! I wszystko, co śniło mi się, jest PRAWDĄ!!! Projekt "Camelot"... piramida... tajemnica...planeta "X"... ta jedyna, Laura Finnegan, ona... - Krzyczał na całe gardło, lecz kobieta znowu mu przerwała, tym razem używając więcej siły. Udało jej się przytwierdzić staruszka do łóżka, lecz nie udało jej się zatrzymać słowotoku starszego pana.
- Nie, to niemożliwe, a jednak! Laura, tak to ona! Przyprowadźcie ją do mnie! - Teraz staruszek przestał mówić i czekał na odpowiedź, lecz ona nie padła. Za to lekarz, który właśnie wbiegł na salę, wbił igłę w rękę pacjenta, a ten od razu zasnął...
Rozdział 1:
Leżałam na łóżku, wpatrując się w biały sufit mojego pokoju. Słyszałam krople deszczu uderzające głośno o parapet, słyszałam wiatr huczący za oknem, z taką siłą jakby chciał zburzyć wszystkie domy w promieniu 10 kilometrów.
http://images49.fotosik.pl/112/c33561de03837165med.jpg (http://www.fotosik.pl)
Nagle przed oczami stanęła mi wizja tamtego strasznego dnia:
Wyprowadzałam psa na spacer, nie byłam daleko od domu. Nagle poczułam zapach palonego drewna. Pomyślałam, że ktoś zorganizował sobie ognisko w parku, lecz trochę zdziwił mnie fakt, że ktoś wpadł na taki pomysł w środku dnia. Moje przemyślania przerwał przeraźliwy krzyk kobiety. Odwróciłam się, ponieważ byłam ciekawa co się dzieje, lecz z przerażeniem stwierdziłam, że nad moim domem unosi się wielka chmura dymu. Czym prędzej pobiegłam w tamtą stronę , puszczając smycz, na której uwiązany był mój pies. Biegłam ile sił w nogach i w końcu dotarłam na miejsce. Moim oczom ukazał się straszliwy widok płonącego budynku. Ogień pochłonął już cały parter i pierwsze piętro. Krzycząca kobieta, będąca moją matką, niebezpiecznie wychylała się przez okno. W końcu w akcie desperacji postanowiła skoczyć...
http://images43.fotosik.pl/111/0c7eb4155682e669med.jpg (http://www.fotosik.pl)
- Nie! - krzyknęłam, ale było już za późno. Podbiegłam do niej, leżącej już na ziemi, a ona powiedziała bardzo słabym głosem:
- Kocham cię Lauro, zawsze będę. - i wyzionęła ducha. Rozejrzałam się, by znaleźć jakąkolwiek deskę ratunku, lecz wiedziałam, że mojej mamie już nic nie pomoże. Wtedy zauważyłam przez okno mojego tatę, walczącego z żywiołem w kuchni na parterze. Szybko podbiegłam do okna i otworzyłam je. Teraz cały czas wypominam sobie moją głupotę, ponieważ gdy tylko otworzyłam okno, powiew zimnego wiatru dostał się do domu i jeszcze bardziej rozniecił ogień. Mój tata usilnie próbował temu zapobiec, lecz na darmo. Już miał wybiegać z pokoju, kiedy wielka belka drewna, która spadła z sufitu przygniotła go do podłogi.
http://images38.fotosik.pl/108/2e63e67af25b5494med.jpg (http://www.fotosik.pl)
Najszybciej jak mogłam wskoczyłam do domu przez okno, by ratować mojego tatę. Próbowałam zdjąć z niego belkę, lecz była za ciężka. Napierałam na nią z całej siły, lecz ona nawet nie drgnęła. Wtedy usłyszałam syreny dwóch wozów. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam karetkę i wóz strażacki. Z tego drugiego od razu wyskoczyło dwunastu mężczyzn, którzy zaczęli gasić pożar, wielkim wężem, podłączonym do wozu. Potem następnych czterech ludzi ruszyło w kierunku palącego się domu.
- Tutaj! - krzyknęłam na całe gardło. Miałam nadzieję, że mnie usłyszeli, ponieważ znowu schowałam się w domu, żeby ratować ojca.
- Tato! Tato! Odezwij się, mrugnij, cokolwiek! Muszę wiedzieć, czy wszystko jest dobrze! Tato! - krzyczałam spanikowana. Nie doczekałam się żadnej odpowiedzi ze strony ojca, lecz jeden ze strażaków, który właśnie wszedł do pokoju w ognioodpornym ubraniu powiedział:
- Zostaw go dziewczynko, my się nim zajmiemy. Pozwoliłam, żeby mężczyźni wzięli mojego tatę, lecz zauważyłam, że za bardzo im się nie śpieszy.
- Pośpieszcie się! On może przez was zginąć! - Krzyknęłam do nich, lecz oni bez słowa wyszli z pomieszczenia, tylko jeden z nich został ze mną i powiedział:
- Dla twojego ojca juz nie ma ratunku, przepraszam... - Wziął mnie na ręce i wyniósł z budynku, który niegdyś był moim domem. Wtedy zobaczyłam, jak czterech mężczyzn wpakowuje do karetki dwa białe worki. Dopiero wtedy zrozumiałam, że straciłam moich rodziców na zawsze i zaczęłam rzewnie płakać...
Gdy przypomniałam sobie koniec historii, po moim policzku spłynęła słona łza. Wtedy do mojego pokoju, a raczej naszego pokoju wtargnęły dwie blondynki, Whitney i Shirazz. Boże, jak ja ich nienawidziłam!
http://images41.fotosik.pl/108/09da3190312542a6med.jpg (http://www.fotosik.pl)
- Czego beczysz Laura? – spytała niegrzecznie Whitney.
- Właśnie, czego beczysz? – powtórzyła Shirazz.
- Idźcie stąd! Nie chce was widzieć! - krzyknęłam do nich.
- Ale czemu? To przecież też nasz pokój. Oj biedna Laura, będzie musiała znosić nasze towarzystwo. - zaśmiała się jedna z nich. - A my będziemy musiały znosić jej płacz. - zadrwiła jeszcze raz.
- Właśnie. - powiedziała druga.
- Zamknij się Shiz! - nakazała Whitney. Wtedy Shirazz zamknęła buzię i juz nic nie powiedziała, ale Whitney... Whitney ciągle mi coś dogadywała. W końcu wściekłam się i wybiegłam z pokoju, zmierzając w kierunku komórki pod schodami. Schowałam się w niej, święcie przekonana, że nikt mnie tam nie znajdzie. Po chwili usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Ktoś powiedział:
- Przepraszam, mogę wejść? - Po głosie poznałam, że jest to starsza pani, nasza opiekunka.
- Tak proszę. - odpowiedziałam cicho. Kobieta weszła do środka bezszelestnie i zapaliła światło.
http://images38.fotosik.pl/108/5dd3a966a949d8cdmed.jpg (http://www.fotosik.pl)
- Dziecko, wiem jak ciężko jest żyć w domu dziecka, ale masz siedemnaście lat i już niedługo będziesz mogła opuścić nas na zawsze. - próbowała pocieszyć mnie opiekunka, ale jakoś mnie to nie przekonało.
- Naprawdę, nie musisz chować się po kątach, wystarczy, że powiesz mi co się dzieje. - spróbowała jeszcze raz. Tym razem już nie mogłam wytrzymać i wszystko jej opowiedziałam. O tym jak dwie blondynki dokuczają mi i o tym jak się czuję tutaj.
- Moje dziecko, czemu nie powiedziałaś o tym wcześniej? - zapytała z troską staruszka, lecz nie pozwoliła mi odpowiedzieć, tylko wybiegła z komórki i zawołała:
- Whitney, Shirazz! Do mnie!
bombowo
moją ocenke juz znasz ;]
a te zdjęcia są idealne, bardzo ładna ta Laura
Prolog zdaje się, że już oceniałem. Teraz pora na odcinek pierwszy:
NIe!Nie!Nie! To nie jest jeszcze długośc, którą od Ciebie wszyscy oczekujemy. Chcemy więcej, wiecej, wiecej!
Wszystko tak ładnie opisałaś, czyta sie łatwo, akcja jest wciągająca, ma swoje odpowiednie tempo, nie przynudzasz. Mi tyle do szczęścia wystarczy :)
A zdjęcia- fajne zorganizowanie, trochę nad nimi musiałaś posiedzieć, ale niemają tego swojego życia. Obrób je jakims dobrym programem graficznym.
Pozdrawiam!
Red Trumpet
26.04.2009, 17:29
zumzool - dzięki, też uważam, że Laura jest ładna :P
Giovánni - też dziękuję. Spróbuję napisać coś dłuższego, a jeśli się nie uda, to będę łączyś po dwa odcinki. Zdjęcia jakoś obrobię :)
Dzięki za komentarze. Może ktoś jeszcze? :)
Charionette
26.04.2009, 17:42
Przyznam szczerze, że gdy zobaczyłam tytuł pomyślałam, że to znowu jakieś, przepraszam za wyrażenie marne fs, gdzie autor/ka porzuci je po pierwszej krytyce... I zdziwiłam się... Fajne fs... Super opisy uczuć, przeżyć itd... Strasznie podobają mi się zdjęcia :D.... Czekam na następny odcinek...
Ocenię później ;)
Słodka Ślicznotka
26.04.2009, 17:59
Wiesz co Ria?Myślałam dokładnie tak samo jak Nysia ale po tym jak przeczytałam po prostu polubiłam ciebie i twoje fotostory:)
czekam z niecierpliwością na następny odcinek i mam nadzieję że się nie zawiodę ;)
Red Trumpet
26.04.2009, 19:05
Słodka Ślicznotko i Nysiu -dziekuję bardzo :) Cieszę się, że Wam się podoba. Z pewnością się nie zawiedziecie, ponieważ odcinki będą dłuższe, no może nie dłuższe, ponieważ będę dawać dwa odcinki naraz, bo te są krótkie. No chyba że nie będziecie chcieć. A i jeszcze planuję rozwinięcie akcji, ponieważ nie ma być to FS o jakiejś zakompleksionej nastolatce, mieszkającej domu dziecka, tylko coś o wieleeee ciekawszego (Przynajmniej moim zdaniem :P)
Dzięki za komenty :)
wiesz przypomniało mi sie, że czytałam kiedyś taką książke w ktorej było imie Shirazz... ;]
Volturia
27.04.2009, 20:51
nie powiedziałabym, iż zdjęcia są idealne, lecz powiem, że jak na pierwsze Fotostory, jest zachowane pewne wyczucie i nie są złe ;)
Tekst jest naprawdę w porządku podtrzymując, że to pierwsze FS, a tak poza tym mimo wszystko dobry język :)
Szczerze powiedziawszy, gdyby nie prolog i ta 'Prawda' to nie chyba nawet nie zaczęłabym czytać tego FS, gdyż nie interesowałoby mnie życie nastolatki po przejściach, jednakże jest jak jest - więc czekam na next ;) a ocenę wystawię potem.
Red Trumpet
27.04.2009, 20:58
Volturia - dzięki. Zapewniam, że nie będzie to FS nuuudnym życiu jakiejś nuuudnej nastolatki, bo to jest strasznie nuuudne. To będzie inne, można powiedzieć, że fantasty, ale nie do końca, ponieważ to nie styl o wampirkach i wilkołaczkach. :P
Volturia
27.04.2009, 21:11
To będzie inne, można powiedzieć, że fantasty, ale nie do końca, ponieważ to nie styl o wampirkach i wilkołaczkach. :P
Fantasy - czyli moje ulubione ;)
Taak na to liczę, wampirów i wilkołaków mam dosyć ;p Ale uwielbiam FS Ayi ;) nie będę tu jej obrażać :) Fantasy to nie tylko 'Zmierzchowe' istoty :D pamiętaj. No jak mówię czekam.
Red Trumpet
27.04.2009, 21:17
No tak, wiem, że to nie tylko "Zmierzchowe" istoty, ale tak jakoś nie wiem...
No dobra, nie będę filozofować! To FS będzie fantasty i tyle!
Mam już napisany drugi odcinek i jest dwa razy dłuższy niż poprzedni, ale muszę jeszcze zrobić zdjęcia :)
Red Trumpet
30.04.2009, 15:16
Sorki za post pod postem, ale dodaję nowy odcinek.
Rozdział 2:
http://images45.fotosik.pl/115/ebdb66c5ac6b477emed.jpg (http://www.fotosik.pl)
Dwie dziewczyny stały nade mną, a ja skulona w kącie nie wiedziałam co mam zrobić. Teraz żałowałam, że powiedziałam opiekunce o dokuczających mi blondynach
- No co Laura? Teraz się nas boisz, a naskarżyć miałaś odwagę? - powiedziała z szyderczym uśmiechem Whitney. - Pomyślmy... jakby się tu zemścić... - dodała. Czułam jak złość wzrasta we mnie, nie mogłam się opanować, myślałam, że zaraz wybuchnę. Chciałam sie wydrzeć na Whitney, lecz w pewnym momencie poczułam, jak cała moja złość wychodzi ze mnie w czerwonej, świetlistej kuli i trafia prosto w brzuch blond dziewczyny.
Whitney przeleciała przez cały pokój i z wielkim impetem uderzyła w ścianę, straciła przytomność...
- C..co ty jej zrobiłaś?! - krzyknęła Shirazz, ale ja nie potrafiłam jej odpowiedzieć, tylko stałam jak wryta z szeroko rozdziawionymi ustami.
- Ja... ja nie wiem. - z trudem wyszeptałam. - Nie wiem co się stało. - dodałam po chwili.
- To lepiej się dowiedz. - nakazała Shirazz i zaraz rozpoczęła wybudzanie Withney. Nie zaprzeczyła kiedy zaproponowałam swoją pomoc. Powiedziała tylko:
- Tak lepiej pomórz, bo to w końcu twoja wina. Chyba... - Po tych słowach bardzo dziwnie się poczułam, jakbym nie pasowała do innych dziewczyn w moim wieku, jakbym była inna. Lecz dzielnie wzięłam się za ratowanie nieprzytomnej Whitney. Nie byłam do końca świadoma tego co robię, ponieważ zanurzyłam się w swoich myślach. Rozmyślałam o tym, że nigdy nie mogłam zapanować nad swoimi emocjami, ale nigdy nie zdarzyło mi się coś takiego jak dzisiaj. A może były to hormony? Tak, na pewno musiały być to hormony... Ale dlaczego dzisiaj? Dużo razy przecież Whit i Shiz dokuczały mi, a ja nie reagowałam tak jak teraz. W każdym razie było to coś dziwnego... nienormalnego... niewytłumaczalnego...
- Co się tu stało!? - spytała przerażona opiekunka, wchodząca właśnie do pokoju - Kto to zrobił?! Proszę mi to wszystko wytłumaczyć! Natychmiast! - jej głos stawał się coraz bardziej piskliwy - KTO TO ZROBIŁ?! - zapytała jeszcze raz.
- Ja, ale...
- Żadne ale - przerwała mi opiekunka - Chodź ze mną, a ty, Shirazz zadzwoń po pogotowie. Whitney mogła doznać wstrząsu.
Po tych słowach wyszła z pokoju, a ja za nią, rozmyślając o mojej bardzo bliskiej przyszłości. Może będę miała areszt? A może nie będę dostawała budyniu po obiedzie? O nie! Tylko nie brak budyniu! Tak go uwielbiam! No, ale niekoniecznie musi być to moja kara... Gdy już doszłyśmy do pokoju opiekunki, ona zaczęła coś mówić, ale nie za bardzo tego słuchałam, ponieważ cały czas myślałam o tym, jakież straszne byłoby życie bez budyniu. Moje rozmyślania przerwał głośny krzyk:
- Lauro! Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!
- Proszę? - zapytałam trochę zdezorientowana.
- Och, Lauro! Posłuchaj mnie proszę przez chwilę. Czemu to zrobiłaś? Czemu popchnęłaś Whitney? - zapytała staruszka jeszcze raz. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, wiedziałam tylko to, że nie zrobiłam tego specjalnie, nie miałam nad tym kontroli.
http://images45.fotosik.pl/115/91f4a3926709a3fdmed.jpg (http://www.fotosik.pl)
- Proszę pani, to było niechcący. - wydusiłam w końcu z siebie, ale opiekunka zrobiła taką minę, że przestraszyłam się jej nie na żarty i już nic więcej nie powiedziałam.
- Tak, już to widzę! Przechodzisz koło Whitney i przypadkowo popychasz ją tak mocno, że traci przytomność! Przestań sobie ze mnie kpić Lauro! – teraz widziałam, jak żyły pulsują starszej pani na czole, bałam się, że zaraz pękną. Chciałam coś powiedzieć, ale wiedziałam, że opiekunka nie uwierzy w prawdziwą wersję wydarzeń. Nie była to moja wina, wiedziałam to, ale jak miałam to udowodnić tej starej kobiecie? Coś musiałam wymyśleć.
- Dobrze, jeśli nie chcesz nic powiedzieć dostaniesz karę. I już nawet wiem jaką. Nie będziesz dostawać budyniu po obiedzie. – powiedziała z lekkim uśmiechem.
- Nie! Tylko nie to! - sprzeciwiłam się.
- No dobrze, będziesz dostawać budyń, ale w takim razie twoim obowiązkiem będzie sprzątanie toalet przez cały następny tydzień. – stwierdziła opiekunka z zadowoleniem. No nie! Sprzątanie toalet! To jeszcze gorsze, niż niedostawanie budyniu na obiad. Ale cóż, to tylko tydzień… Smutna popatrzyłam na starszą kobietę i nagle poczułam, jak cały smutek mnie opuszcza, a naokoło mnie pojawiło się wiele małych, niebieskich, świetlistych igiełek. Każda z nich wyglądała tak samo pięknie, załamywało się w nich światło, tworząc przepiękną tęczę w środku . Nagle igiełki poszybowały w stronę kobiety, siedzącej naprzeciwko mnie. Wbiły się w jej skórę, ale po wyrazie twarzy nie można było wywnioskować, że coś ją zabolało, pewnie nawet tego nie zauważyła. Nagle stała się bardziej pogodna i stwierdziła, że nie muszę dostawać kary, ponieważ każdemu mogło się coś takiego zdarzyć. Byłam zaskoczona jej nagłą zmianą nastroju, ale bardziej dziwił mnie fakt, że pojawiły się te małe igiełki, dokładnie wtedy, gdy opuścił mnie cały smutek… Dziwne, czyżbym to znowu ja? Teraz wiedziałam, że rzeczywiście różnię się od innych dziewczyn, nigdy nie mogłam się nigdzie dopasować, już nie wspominając o tym, że nigdy nie miałam przyjaciółki, nawet koleżanki. Zwykle nikt ze mną nie rozmawiał, zawsze siedziałam sama, najczęściej czytając książki lub pisząc wiersze. Zawsze interesował mnie kosmos i to, co może w nim istnieć. Istoty pozaziemskie, planety, gwiazdy. To wszystko każdemu wydawało się takie obce, ale mi nie. Często obserwowałam przez teleskop, stojący na dachu domu dziecka, różne ciała niebieskie świecące w ciemnościach, lecz potem znikające w otchłani przestrzeni kosmicznej. Potrafiłam nawet przez kilka godzin utonąć w czeluści kosmosu i podróżować na inne planety w mojej wyobraźni.
- Em… Lauro, możesz już sobie pójść. – przerwała moje rozmyślania opiekunka
- Ach, tak. Przepraszam. – zorientowałam się, że nadal siedzę naprzeciwko trochę zdziwionej starszej pani. Od razu wstałam, zmierzałam w kierunku mojego pokoju, nadal myśląc o dzisiejszych, dziwnych wydarzeniach. Dlaczego ja? Dlaczego dzisiaj?
Nazajutrz, rano obudził mnie przeraźliwy krzyk. Szybko zbiegłam po schodach, by zobaczyć co się stało, ale nie zauważyłam nic strasznego. Po prostu dwóch lekarzy, odzianych w biel, stało w drzwiach, a naprzeciwko nich Whitney. Musiała wrócić do domu w nocy, ponieważ nie usłyszałam, jak wchodziła, albo była wnoszona, co było bardziej prawdopodobne.
http://images39.fotosik.pl/111/352b30590b14ce12med.jpg (http://www.fotosik.pl)
- Em, przepraszam. Co się stało? – zapytałam nieco zdziwiona.
- No jak to co? Dziwisz się, przez ciebie wylądowałam w szpitalu, a teraz tych dwóch wróciło po mnie. Tak, to oni mnie wczoraj badali, to tak bolało… - wykrzyczała blondynka krzywiąc się na myśl o tamtej nocy.
- Przepraszam ciebie Whitney, ale chciałabym się dowiedzieć co się dzieje. – przypomniałam im, po co w ogóle tu zeszłam i wpatrywałam się pytającym wzrokiem w jednego z lekarzy. Miał krótkie, brązowe włosy i tego samego koloru oczy. Na jego twarzy można było dostrzec lekki zarost. Pewnie dlatego, że przesiedział w szpitalu całą noc i jeszcze nie zdążył wrócić do domu.
- Nie jesteśmy tutaj z powodu tej dziewczynki. – zwrócił się do mnie mężczyzna, na którego się przed chwilą gapiłam – Jesteśmy tu, ponieważ poszukujemy Laury Finnegan.
- Ależ to ja! – krzyknęłam z podekscytowania, byłam ciekawa czego ode mnie chcą, ale od razu przygasłam, ponieważ wzięłam pod uwagę możliwość, że wykryto u mnie jakąś śmiertelną chorobę, chociaż ostatnie badanie miałam rok temu.
- Proszę się nie bać, tu nie chodzi o jakiekolwiek badania, tylko o zdrowie pewnego naszego pacjenta.- powiedział pospiesznie drugi, widząc moją zbolałą minę. – Prosimy o udanie się z nami do szpitala. – dodał po chwili.
- Dobrze, ale najpierw się uszykuję. Jedną minutkę… - powiedziałam, po czym udałam się do pokoju w poszukiwaniu jakichś stosownych ubrań.
http://images39.fotosik.pl/111/6f9239e829513830med.jpg (http://www.fotosik.pl)
Wybrałam białą bluzę z czarnymi wzorkami i dżinsy. Cieszyłam się, że umyłam włosy poprzedniego wieczoru, ponieważ teraz lekarze musieliby naprawdę długo czekać. Uwielbiałam długie kąpiele w wannie i pod prysznicem. Ciepłe krople wody dawały siły na początek dnia i ukojenie pod wieczór. W wannie często czytałam książę, a pod prysznicem marzyłam o idealnym życiu. Nie chciałam być bogata, ani sławna, po prostu chciałam mieć prawdziwą, kochającą rodzinę. Każdy, z kim dzieliłam mój sekret powiedział: No nie! Takie życie to masakra, lepiej jest być takim jak ty. Wolnym od starych wiszących ci na karku i rozwrzeszczanych bachorków, biegających wokół ciebie i nie dających tobie spokoju. A jeśli już chciałbym mieć rodzinę, to tylko bogatą.
Tacy ludzie nie wiedzą co mówią, ponieważ docenić coś prawdziwie można dopiero po straceniu tego.
W końcu uporałam się z moimi skołtunionymi włosami i splotłam je niedbale w dwa warkocze, jak to robię zawsze. Byłam gotowa, więc szybko zeszłam na parter do czekających mężczyzn. Oni, bardzo dobrze wychowani otworzyli przede mną drzwi i pozwolili mi pierwszej wyjść z pomieszczenia.
Był chłodny poranek. Rosa osadziła się na trawniku, dodając uroku i tajemniczości temu miejscu. Byłam zachwycona krajobrazem. Nie było tutaj żadnego budynku, oprócz sierocińca, ponieważ zbudowany został na przedmieściach, lecz domy obok zostały zburzone, bo stały opuszczone od wielu lat. Teraz na ich miejscu była wielka łąka, gdzieniegdzie rosły małe drzewa, a kwiaty zbite w małe kępki dodawały koloru temu miejscu. Miałam ochotę usiąść tam i podziwiać piękno krajobrazu, lecz jeden z lekarzy uchylił przede mną drzwiczki od auta i porosił, żebym tam weszła.
http://images37.fotosik.pl/110/62155af30fc4e459med.jpg (http://www.fotosik.pl)
Przez chwilę myślałam, że mogą to być jacyś złoczyńcy, lecz przypomniałam sobie jak Whitney mówiła o tych ludziach. Uważała, że to oni ją badali i podobno bardzo bolało. Trochę zaniepokoiłam się tym faktem, lecz dałam sobie spokój z rozmyśleniami i zaczęłam obserwować krajobraz rozmywający się za oknem jadącego samochodu. Nawet nie zauważyłam, jak zaparkowaliśmy przed szpitalem.
- Jesteśmy na miejscu. – powiedział jeden z mężczyzn. Bez słowa wysiadłam z auta, poczekałam, aż lekarze zrobią to samo i razem ruszyliśmy w stronę wejścia. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy były porażająco białe ściany, zero kolorów. Potem zauważyłam młodą kobietę siedzącą za białym, dużym biurkiem, na którym leżało pełno papierów. Zobaczyła, że na nią patrzę i uśmiechnęła się do mnie.
Szliśmy długim korytarzem, aż w końcu wskazano mi pomieszczenie, do którego miałam wejść. Był tam tylko mały stolik, dwa krzesła i łóżko stojące na środku pokoju. Leżał na nim stary mężczyzna, owinięty szczelnie kołdrą. Był przytomny i wyglądał na zdrowego, nagle popatrzył na mnie i bardzo się ucieszył.
- Laura Finnegan? Czy to ty? – zapytał
- Tak, to ja. – odpowiedziałam trochę zdziwiona. Czego on ode mnie chciał? Usiadł na brzegu łóżka i poprosił lekarzy o wyjście. Gestem pokazał, żebym usiadła obok niego, i tak zrobiłam.
- Lauro, opowiem Ci wszystko, ale najpierw musisz mi pomóc wydostać się stąd. Oni uważają, że jestem nienormalny, bo opowiadam o niestworzonych rzeczach. Przynajmniej oni tak sądzą. Ale to wszystko prawda! – zaczął opowiadać, ale przerwałam mu.
- Przepraszam, ale nie do końca rozumiem to „wszystko”.
- Ach, tak. Zapędziłem się, przepraszam… Więc musisz mi pomóc, a raczej całemu światu. Jesteś wyjątkowa Lauro.
- Zaraz, zaraz. Ja mam uratować świat? Przed kim? Wie pan co? Jest pan naprawdę chory.
http://images45.fotosik.pl/115/e2041212acd7283bmed.jpg (http://www.fotosik.pl)
- Nie dziewczynko, nie jestem. – próbował się usprawiedliwić staruszek.
- Dobrze, może zacznijmy od przedstawienia się, znaczy może pan się przedstawi, bo widać, że ja jestem tu sławna. – zażartowałam sobie. Starszy pan zaczął się śmiać, lecz zreflektował się i powiedział:
- Jestem Tom Case. Miło cię poznać Lauro Finnegan.
- Mi też jest miło. – skłamałam. Miło to jest poznawać rówieśników, a nie jakichś obłąkanych staruszków, mówiących, że mam ocalić świat. – Ale nadal nie wierzę w to co pan powiedział.
- Widziałaś kiedyś oczy koloru, fioletu. Takie jak twoje?
- Nie, ale to jeszcze nic nie znaczy.
- W takim razie jak wyjaśnisz swoje dziwne moce? – zapytał z triumfalnym uśmiechem
- Ale… Ale, skąd pan o nich wie? Ja nawet nie wiem jak je kontrolować, nawet rozważałam opcję, że to był czysty przypadek! – Teraz krzyczałam, nie wiedziałam co jest nie tak z tym mężczyzną…
- Może lepiej zadaj sobie pytanie skąd wiem o tym, że musisz uratować Ziemię. – zaproponował Tom. Teraz wiedziałam, że nie kłamał. Nikomu nie mówiłam o moich mocach, a i nikt inny o nich nie mówił. Chciałam pomóc temu człowiekowi wydostać się z tego miejsca. Już nawet miałam plan…
Wiem, że pierwsze zdjęcie jest do kitu, ale nie łapię się w tych wszystkich programach graficznych :P
Charionette
30.04.2009, 16:01
No zgadza się pierwsze zdjęcie jest brzydkie. Nie zauważyłam błędów (przynajmniej nie takie, które muszę poprawić). Zdjęcia fajne... Postaci też. Akcja się rozkręca. Aczkolwiek ja bardziej wolę takie typowe romansidła... Z elementami obyczaju lub troszkę dramatu.
8/10
Red Trumpet
30.04.2009, 16:21
Dzięki Nysia :) Właśnie zastanawiam się czy wpleść wątek miłosny. Na razie jestem na nie, ale jeśli już, to trochę później... :)
wszystko fajnie tylko nie podobają mi się ramki na zdjeciach...
ta kula trochę taka sobie ale wszystko inne jest bezbłedne ;]
super że teraz dałaś tyle tekstu, po prostu czytałam i czytałam i nie było końca
oczywiście jest to pozytywne bo fs jest wciągające ;)
Red Trumpet
30.04.2009, 17:07
WOW! Dzięki zumzool! Nie spodziewałam się tak pozytywnych komentarzy :)
Dzięki. Może ktoś jeszcze?
EDIT: Zmieniam pierwsze zdjęcie, ponieważ doszłam do wniosku, że jest ochygne.
Sami możecie ocenić. :P
Przed:
http://images46.fotosik.pl/114/68baa9e5ea0d7d23med.jpg (http://www.fotosik.pl)
Po:
http://images45.fotosik.pl/115/ebdb66c5ac6b477emed.jpg (http://www.fotosik.pl)
Volturia
01.05.2009, 09:59
hihi, ja już załapałam się na edita, ale rozbawiło mnie to pierwsze zdjęcie :D
Odcinek lepszy i wyczerpująco długi! - gratuluję tutaj wytrzymałości.
Bardzo ładna ta Laura [ fotos 4.] ;) i bardzo ładny baner w sygnie ^^
Po tych słowach wyszła z pokoju, a ja za nią, rozmyślając o mojej bardzo bliskiej przyszłości. Może będę miała areszt? A może nie będę dostawała budyniu po obiedzie? O nie! Tylko nie brak budyniu! Tak go uwielbiam!
Hahah, udany fragment :P
Czekam na następny i wcale nie czekam na wątek miłosny ;) to zależy od ciebie. pozdrawiam ;] 9/10 ;]
Red Trumpet
01.05.2009, 12:27
Dzięki Volturia! Właściwie to o tym budyniu wymyśliła zumzool, ale tak strasznie mi się to spdobało, że napisałam o tym.
O i mam pomysła na zakończenie, a właściwie dwa. I nie mogę się zdecydować. To będzie zależało od Was. Jeśli będzie się Wam podobać to zrobię drugą część, a jeśli nie, to nie zrobię :)
Komentujcie, plisku :P
Volturia
05.05.2009, 17:27
To będzie zależało od Was. Jeśli będzie się Wam podobać to zrobię drugą część, a jeśli nie, to nie zrobię :)
Właśnie sama nie wiem, czy nie chciałabym być bardziej trzymana w napięciu :P ;)
Miksztain
08.05.2009, 08:01
Pierwsze zdjęcie wygląda jak Rasengan Naruciaka w wersji red xD Co do fotostory.. pisz dalej! Nie mogę się doczekać co będzie w tym świecie paranormalnych mocy @_@ 10/10
Red Trumpet
08.05.2009, 16:09
Dzięki za komenty :)
Odcinek już napisany, zostały jeszcze fotki.
Red Trumpet
08.05.2009, 23:43
Sorki za post pod postem, ale oto całkiem nowy odcinek :D
Miłego czytania.
Rozdział 3:
Zmierzałam w kierunku recepcji, wiedziałam, co miałam powiedzieć. Wielokrotnie powtarzałam sobie to w myślach, aby nie zapomnieć języka w gębie, gdy będę przekonywać tą recepcjonistkę, że dziadek jest całkowicie zdrowy. Droga ciągnęła się niemiłosiernie, myślałam, że idę ponad godzinę, aż w końcu doszłam tam, gdzie chciałam.
http://images37.fotosik.pl/116/6e5428f78e50b165med.jpg (http://www.fotosik.pl)
Stanęłam naprzeciwko młodej, rudej kobiety i zaczęłam mówić:
- Dzień dobry. Nazywam się Laura Finnegan i chciałabym porozmawiać o panu Tomie Case.
- Tak, dzień dobry. A o co konkretnie chodzi? – zapytała recepcjonistka
- Chciałabym prosić o pozwolenie wypuszczenia go ze szpitala, ponieważ jest całkowicie zdrowy. – odpowiedziałam z przekonaniem w głosie, lecz naprawdę tego nie czułam.
- Dziecko, nie mogę na to pozwolić, ponieważ tylko rodzina może zaopiekować się chorym.
- Właściwie to jestem bratanicą pana Toma. – powiedziałam szybko
- Ale nie jest pani jeszcze pełnoletnia, prawda?
- Nie, ale…
- Właśnie, więc nie masz dziecko prawa do zaopiekowania się tym człowiekiem. – przerwała mi rudowłosa. Skoro recepcjonistka odmówiła, przyszła pora na plan B. Szybkim krokiem wróciłam do pokoju Toma. Chcieliśmy stworzyć z prześcieradła linę, jak to robią na filmach, ale nie udało nam się, ponieważ mieliśmy do dyspozycji tylko jedno, a pokój znajdował się na pierwszym piętrze. Postanowiliśmy skoczyć. Tom zapewniał mnie, że nic nam się nie stanie, ale jakoś w to nie uwierzyłam, ponieważ moja mama też skakała z pierwszego piętra…
W końcu zdobyłam się na odwagę i stanęłam na parapecie, razem ze staruszkiem. Zamknęłam oczy i zrobiłam krok do przodu. Spadałam. Byłam przerażona, ale moje obawy były zbędne, ponieważ otworzyłam oczy, gdy leżałam już na ziemi. Nie poczułam nawet, kiedy moje ciało miało bliskie spotkanie z zimną ziemią. Ale jak to było możliwe? Tom musiał wyczytać zdziwienie z moich oczu, ponieważ powiedział:
- Lauro, to byłaś ty. I nie upieraj się, że nie, ponieważ to szczera prawda. Przekonując, że to nie twoja wina okłamujesz samą siebie.
- Ale to nie byłam ja! – krzyknęłam, ale mężczyzna uciszył mnie gestem dłoni.
- Wiem, masz prawo tak myśleć, ponieważ jeszcze nad tym nie panujesz.
- Jak to, jeszcze nad tym nie panuję? To będę miała nad tym jakąś kontrolę, zakładając, że to rzeczywiście byłam ja? – zapytałam zaintrygowana, marszcząc czoło.
http://images40.fotosik.pl/116/14c11d473899d328med.jpg (http://www.fotosik.pl)
- Ależ oczywiście! Jak chcesz, to ci wszystko wytłumaczę. – zaproponował Tom.
- Och tak! Bardzo chętnie!
- Więc… Twoja moc jest oparta na emocjach twoich i innych. Twoje uczucia możesz wykorzystywać do obrony i do ataku. Przed chwilą spadając bałaś się. Strach. To jest emocja dzięki, której nie odnieśliśmy żadnych obrażeń.
- Nie rozumiem. – przerwałam.
- Nie przerywaj, to skończę i ci wszystko wytłumaczę. Kiedy się bałaś podświadomie stworzyłaś kulę otaczającą nas ,która ochroniła ciebie i mnie przy upadku – zamortyzowała siłę uderzenia. Jeszcze nad tym nie panujesz, więc nie jesteś do końca świadoma co robisz. W moich wizjach widziałem, jak używasz mocy, całkiem świadoma swego postępowania. Dlatego też mogę cię nauczyć tego i owego. Przy okazji odkryjesz, jaka naprawdę jesteś.
- Tak, wiem. Nie jestem normalna, ale nie musisz mi tego wypominać.
- Nie o to mi chodzi! Ale nie czas teraz na kłótnie, zmywajmy się stąd. – pogonił mnie Tom. Potem wspomniał coś o dalekiej wyprawie i o tym, że musi wziąć jakieś ubrania ze swojego domu. Mi doradził to samo. Tak, więc dotarliśmy do mojego „domu”. Pod osłoną nocy wkradłam się do sypialni, wzięłam stamtąd kilka rzeczy, wrzuciłam je do torby i wyszłam z tego okropnego sierocińca. Już nigdy nie miałam zamiaru tu wracać. Gdy przypominałam sobie wydarzenia sprzed tych dziesięciu lat, które tu spędziłam… brrr, zimny dreszcz przeszedł mi po plecach. Whitney i Shirazz, wolałam ich nie wspominać. Potem wraz z Tomem udaliśmy się w stronę centrum miasta, do bardzo biednej dzielnicy. Dzielnicy marginesu społecznego. Dziwiłam się, że nogi jeszcze mi nie odpadły, albo chociaż nie spuchły, ponieważ przeszłam już tak długą drogę, ale kiedy obejrzałam się za siebie zobaczyłam dom dziecka. Nie była tak daleko stąd, ale nie byłam pewna. Budynek tonął w czerni tej pochmurnej nocy. Byłam wpatrzona w budynek, jak zaklęta. Nie wierzyłam, że już nigdy nie stanę w progu i nie krzyknę : „ Byłam w sklepie i przyniosłam bułki!”. Próbowałam przypomnieć sobie jeszcze jakieś dobre chwile, ale jakoś nic nie przychodziło mi do głowy. Tylko to, jak poszłam do lasu na jagody z innymi dziećmi z sierocińca i śpiewałam „ A kiedy dzień nadchodzi, dzień nadchodzi. Idziemy na jagody, na jagody, a nasze czarne serca, czarne serca, biją nam radośnie bum, tarara, bum!” Śpiewałam i śpiewałam, nie zauważyłam nawet kamienia na środku drogi i potknęłam się o niego, a wszyscy śmiali się w kułak. To raczej nie było miłe wspomnienie…
Kiedy doszliśmy w końcu na miejsce nie byłam pewna, czy aby dobrze trafiliśmy, ale Tom zapewniał mnie, że tak. Okolica była brudna, wokoło było pełno śmieci. Sterty gruzu leżały na ulicy. Zauważyłam nawet bezdomnego.
http://images44.fotosik.pl/121/49bb7206a8977ce4med.jpg (http://www.fotosik.pl)
Tom wskazał mi drzwi. Bałam się, ponieważ musiałam wejść po jakichś niebezpiecznie chwiejących się schodkach. Staruszek podniósł wycieraczkę i wyjął stamtąd klucz, wetknął go w zamek i zaprosił mnie do środka. Doznałam niemałego szoku. Gdy weszłam do środka moim oczom ukazało się wnętrze bardzo luksusowego domu. Biała podłoga lśniła, mogłam się nawet w niej przejrzeć. Okien tutaj nie było, ale nie były potrzebne, ponieważ wnętrze oświetlały ogromne żyrandole. Po mojej prawej stronie znajdowałam się ekskluzywna kuchnia, z mnóstwem szafek i szafeczek, a po lewej stronie był salon. Na środku pokoju był mały stoliczek do kawy, a obok dwie olbrzymie, białe kanapy. Za nimi znajdowały się schody prowadzące na pierwsze piętro. Cały dom utrzymany był w jasnych barwach, a wszystkie dodatki pasowały do reszty wnętrz. Kiedy w końcu zdążyłam się otrząsnąć zapytałam:
- Em, przepraszam, ale jeśli mieszkasz w tak biednej dzielnicy, czemu masz tak luksusowy dom?
- To długa historia. – odpowiedział Tom. Próbował ukryć jakieś emocje pod maską obojętności, ale ja nie byłam tak głupia, żeby się na to nabrać.
- Hej! Opowiedz mi o tym! – nie dałam za wygraną i domagałam się wyjaśnień
-No… Byłem kiedyś bardzo bogatym mafioso, poszukiwanym, wielu ludzi chciało mnie zabić, by się zemścić, ponieważ zdarzało mi się kogoś postrzelić… Dlatego musiałem się ukrywać. – powiedział w końcu, ale widząc moją przerażoną minę dodał – Nie musisz się mnie bać! Już dawno z tym skończyłem.
- Mam nadzieję. – mruknęłam bez przekonania. Próbowałam ukryć, że mam niezłego stracha. Cały czas wyobrażałam sobie, że Tom zaraz wyjmie rewolwer z nogawki i zacznie do mnie strzelać, próbowałam odgonić te myśli, ale one ciągle powracały. Szczególnie bałam się kiedy wchodziliśmy po schodach. Mężczyzna z uprzejmości pozwolił mi pierwszej wejść po schodach, dopiero on wszedł za mną. Myślałam, że zaraz przytknie mi broń do pleców i będzie się domagać pomocy w zamordowaniu jakiegoś nadzianego gościa, którego nie lubił. Jednak nic takiego nie nastąpiło, po prostu weszliśmy na górę, a on mnie zaprowadził do sypialni, gdzie zajrzał do szafy i wyjął kilka rzeczy, które potem wpakował do małej walizki. Myślałam, że teraz zamierza wyjść z tego pokoju, ale jednak to nie były słuszne przypuszczenia. Zastanawiałam się, gdzie Tom chował te wszystkie pieniądze. Dowiedziałam się tego bardzo szybko.
Patrzyłam na starszego pana, o bardzo dobrej kondycji, jak na swój wiek. Gdy przy nim byłam, czułam jakby był to mężczyzna niewiele starszy ode mnie. Podszedł on do biurka i podniósł z niego różową świnkę skarbonkę, zadziwiających rozmiarów. Otworzył wieczko, znajdujące się na brzuchu świnki i wyjął stamtąd plik banknotów. Mogłabym się założyć, że było tam więcej pieniędzy niż dziesięć tysięcy złotych.
- Wiesz co, nie sądziłam, że jesteś tak inteligentny. Bo jaki złoczyńca, włamujący się do domu bogatego mężczyzny zagląda do świnki skarbonki? Jesteś naprawdę sprytny. – powiedziałam z podziwem.
- Eee… żartujesz sobie? – zapytał trochę zdezorientowany Tom.
- Nie! Oczywiście, że nie! Czemu miałabym żartować. Schowanie pieniędzy w śwince skarbonce było naprawdę przemyślanym posunięciem.
- No bo widzisz… wcale nie było. Wcześniej trzymałem pieniądze za obrazem w ścianie, ale kiedy byłem w sklepie zauważyłem tą skarbonkę. Tak mi się spodobała, że ją kupiłem. A, że wszystkie pieniądze się tam nie mieściły, resztę wpłaciłem na konto w banku. – powiedział trochę zawstydzony.
- Aha, okej. Dobra, jesteś już gotowy? – zapytałam.
- Nie! Myślałaś, że wyjdę stąd bez brania kąpieli? Tobie też bym to poradził, ponieważ czeka nas długa podróż za granicę. – Byłam ciekawa gdzie się wybieramy, ale Tom nie chciał mi nic zdradzić. Weszłam więc pod prysznic i zaczęłam rozmyślania. Co jeszcze ten człowiek przede mną ukrywa? Dokąd się wybieramy? Czy on naprawdę jest tak głupi, żeby chować pieniądze w śwince skarbonce? Musiałam znaleźć odpowiedzi na te pytania, ale najpierw poszłam spać.
http://images48.fotosik.pl/120/35c1b1dffe9a9713med.jpg (http://www.fotosik.pl)
Miałam dziwny sen, stała nade mną jakaś kobieta o fioletowych oczach – takich jak moje. Próbowała mnie zabić, przyciskała pistolet do mojej piersi. Miałam zamknięte oczy, lecz otworzyłam je. Chciałam wiedzieć, kto stanie się moim katem, chciałam dowiedzieć się kto to był... Jednak przeznaczenie nie dało mi się dowiedzieć, ponieważ obudziłam się zalana potem w środku nocy. Leżałam na kanapie, a w sąsiednim pokoju chrapał Tom. Wiedziałam, że już nie zasnę, więc weszłam znowu pod prysznic, by odgonić złe myśli. Chciałam już jak najprędzej wyruszyć w tą podróż, nie mogłam się doczekać, nie wiedziałam gdzie jedziemy i co mamy tam robić. Nawet sama nie wiedziałam po co tam się wybieram z tym nieznanym mi człowiekiem, ale nie miałam nic do stracenia. A Temu śpiącemu teraz smacznie zaufałam prawie od razu, jak nikomu innemu. Musiał być to ktoś wyjątkowy, skoro znał mój sekret…
wszystko jest idealnie
zdięcia bombowe oprócz tego jak ona siedzi na ziemi z dziadziuszkiem
tekst napisany bezbłędnie ;]
ogólnie jest .... nie ma takiegho słowa ale nie mogę wymyślić innego:
POPROSTOSGENIALNOS
Red Trumpet
09.05.2009, 10:29
ogólnie jest .... nie ma takiegho słowa ale nie mogę wymyślić innego:
POPROSTOSGENIALNOS
HAH, dzięki.
Wiem, że zdjęcie, na którym oboje siedzą na ziemi nie jest za dobre, ale była wtedy noc i było ciemno, a nie dało się zrobić większego zoom'u. :P
Może ktoś jeszcze skomentuje? :)
EDIT: Jestem ciekawa, czy ktoś zauważy bezdomnego :D Jest trochę słabo widoczny, ale jak nie znajdziecie to zapodam jego zdjęcie z bliska :D
EDIT: Jestem ciekawa, czy ktoś zauważy bezdomnego :D Jest trochę słabo widoczny, ale jak nie znajdziecie to zapodam jego zdjęcie z bliska :D
nie ma bezdoMnego :(
dodaj jego zdięcia
najlepiej całą seję;]
ale naprawde go nie widać
Red Trumpet
09.05.2009, 12:43
nie ma bezdoMnego :(
dodaj jego zdięcia
najlepiej całą seję;]
ale naprawde go nie widać
Jest bezdomny :D
Dodam fotki, ale najpierw poczekam na jakiś komentarz, a najlepiej kilka :)
czy to czasem nie na trzecim zdjęciu ten bezdomny
Red Trumpet
09.05.2009, 19:28
Tak! Na trzecim zdjęciu! :P
A teraz jego osba na zdjęciach:
http://images41.fotosik.pl/117/2d1e91b966de0b33med.jpg (http://www.fotosik.pl)
A tutaj Laura chce zaaproponować bezdomnemu posiłek :P :
http://images38.fotosik.pl/117/b3934e7169ca5c32med.jpg (http://www.fotosik.pl)
A tutaj taki bonusik :)
http://images47.fotosik.pl/121/750dc4655c536032med.jpg (http://www.fotosik.pl)
http://images45.fotosik.pl/121/e0486270ea2512bemed.jpg (http://www.fotosik.pl)
Liczę na Wasze komentarze :)
czy mi się wydaje czy na ostatnim zdięciu Laura ogrzewa sobie pupę ???
trochę jej plecy wystają z fotela bujanego :)
dobre było to z bezdomnym ;]
Charionette
10.05.2009, 08:54
Fajny bonusik, ale mógł mieć większe przesłanie.... Co do odcinka... Ja nie wiem co wszyscy mają z tymi szpitalami :D Ogólnie fajny... Fajne zdjęcia
9/10 za całość (bonus+odcinek)
Red Trumpet
12.05.2009, 16:57
Dzięki Nysia.
A ten bonusik wstawiłam, bo jakoś zachciało mi się robić zdjęcia. I raczej nie miały mieć jakiegoś głębszego przesłania :P.
A może ktoś jeszcze skomentuje? Bo trzy osoby to trochę mało :(
A dla tych, którzy czytają mam dobrą wiadomość: Napisałam już połowę next odcinka :)
Red Trumpet
17.05.2009, 18:25
Miłego czytania i liczę na dużo komentarzy :P
Rozdział 4:
Wyruszyliśmy wczesnym rankiem, luksusowym samochodem Toma. Jechaliśmy cały dzień bez przerw, nawet na siusiu, ale to dlatego, że nikomu się nie chciało. Przejeżdżaliśmy przez kilka państw, stref czasowych i granic. Wreszcie nastała noc, jechaliśmy bardzo szybko po mało uczęszczanej drodze. Nagle jakby znikąd na drodze pojawiło się przewrócone drzewo. Tom zahamował w ostatniej chwili, ale prawie doszło do zderzenia, ponieważ tir, jadący za nami prawie nas rozjechał. We dwójkę wysiedliśmy z samochodu i wzięliśmy się za usuwanie drzewa z drogi, a ten mężczyzna z ciężarówki nawet się nie ruszył, tylko patrzył, jak się męczymy. Gdy w końcu udało nam się usunąć przeszkodę, wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy. Mężczyzna z tira zaraz zaczął na nas trąbić i oślepiać nas długimi światłami. Przyśpieszyliśmy, ale on też, jechaliśmy zygzakiem, on też. Na szczęście zauważyłam stację benzynową obok drogi i kazałam Tomowi na nią wjechać. Gdy tylko stanęliśmy, wyskoczyłam z auta i podeszłam do stojącego tam policjanta.
- Jakiś pijany mężczyzna prowadzący tira goni mój samochód! – krzyknęłam. Właśnie wtedy na stację wjechał on – kierowca ciężarówki. – To ten typek! – wskazałam na niego palcem, ale on nie zwrócił na to uwagi, tylko przerażony wysiadł z auta i zaczął mówić:
- Przepraszam panienko. – prychnęłam nie dając tym samym dokończyć mężczyźnie zdania. On się tym nie przejął, tylko mówił dalej – Kiedy usuwała pani gałąź z drogi ktoś…
- Dobra daruj sobie. Po co próbowałeś mnie zatrzymać? O ile to właśnie chciałeś zrobić? – zapytałam z pogardą w głosie.
- Naprawdę chciałem pani pomóc, ponieważ… - znowu nie dałam mu dokończyć, tylko powiedziałam:
- Pomóc! Chyba nie zauważył pan mężczyzny siedzącego obok mnie! W końcu to on prowadził auto, więc nie mógł go pan nie zauważyć.
- Tak! Zauważyłem go! – teraz mój rozmówca był naprawdę zdenerwowany. – Czy pani nie rozumie, że ktoś wszedł do bagażnika, a pani tego nie zauważyła! – teraz przestraszyłam się nie na żarty. Chociaż od początku nie miałam zaufania do tego człowieka, teraz mu uwierzyłam. Nie lubiłam żartować o takich sprawach.
- A.. ale to… sprawdźmy czy nadal tam siedzi – zaproponowałam. Policjant, jak i kierowca tira (dowiedziałam się, że miał na imię Carlo, a jego tata był Hiszpanem, dlatego ma takie imię), ale i też Tom, który wysiadł z samochodu dopiero, kiedy postanowiliśmy zajrzeć do auta.
http://images39.fotosik.pl/122/abe1af59c0e79e4dmed.jpg (http://www.fotosik.pl)
Zdziwieni stwierdziliśmy, że nikogo tam nie było. Carlo nie chciał odpuścić i zmuszał policjanta o udostępnienie nam obejrzenia taśm z kamer przemysłowych, a policjant w końcu ustąpił. Tak więc zaczęliśmy oglądanie bardzo nudnych, ciemnych filmów. Aż w końcu coś zaczęło się dziać. Nasze auto wjechało na „plan filmowy”, potem stanęło. Wtedy wyskoczyłam z auta, a za mną… O Boże! Z bagażnika wyszła jakaś postać. Jedyne co zauważyłam to pistolet w jej rękach i jej oczy. Fioletowe i pełne nienawiści. Było za ciemno bym mogła określić jakiej była budowy ciała. Nieźle się przestraszyłam, ktoś najprawdopodobniej próbował mnie zabić! Przeprosiłam Carla i podziękowałam, bo gdyby nie on, to pewnie już by mnie tu nie było, bo nie zjechałabym na stację benzynową i nie zrobiłabym tego całego zamieszania.
Chciałam jak najszybciej stamtąd odjechać, więc wsiedliśmy z Tomem do auta i odjechaliśmy w siną dal. Mijały dnie i noce, aż w końcu dojechaliśmy do portu.
- Dobra Tom. Po co mnie tu przywiozłeś? – zapytałam
- To jeszcze nie koniec naszej podróży, a przecież sama zgodziłaś się ze mną jechać i mówiłaś, że nie masz nic do stracenia blah, blah, blah...
- Dobra przestań Tom. – przerwałam trochę rozdrażniona. Potem go trochę zagadałam, żeby nieprzyjemna atmosfera się rozładowała. Wjechaliśmy autem na prom, był on naprawdę ogromny. Sześć pięter, w czym dwa ze sklepami i basenem, a cztery z apartamentami. Oczywiście Tom, ceniący sobie wygodę wynajął jeden z nich, byśmy mieli gdzie spać. Cały czas przypominał jaka to będzie długa podróż. No może nie cały czas, ponieważ po około godzinie zasnął, ale ja nie. Nie mogłam spać, nie po tym co się wydarzyło tamtej nocy, kiedy Carlo mnie ocalił. Wybrałam się więc na basen. Zapakowałam do torby ręcznik i kilka innych niezbędnych rzeczy. Błądziłam po całym okręcie, ale z pomącą kilku marynarzy wreszcie udało mi się dotrzeć do basenu. Przez szklane drzwi zobaczyłam nienaruszoną taflę wody i światło załamujące się w niej tworząc przepiękną tęczę. Popchnęłam drzwi i weszłam do środka. Ciepło bijące od basenu ogarnęło całe moje ciało. Jak najszybciej chciałam zanurzyć się w przyjemnie letniej wodzie. Zdjęłam klapki, rozpuściłam włosy i wkroczyłam do basenu. Długo rozkoszowałam się pływaniem, w końcu postanowiłam zanurkować. Nabrałam w płuca dużo powietrza, zamknęłam oczy i zanurkowałam. Nie widziałam nic, tylko czułam jak woda przemyka się pomiędzy moimi palcami.
http://images47.fotosik.pl/126/7ac03747c447344bmed.jpg (http://www.fotosik.pl)
Nagle poczułam jakby coś mnie chwyciło za kostkę, otworzyłam oczy by zobaczyć co się dzieje. Jakiś mężczyzna ubrany na czarno trzymał mnie za nogę! A przecież nikogo tu nie było. Przerażona chciałam krzyczeć, ale pod wodą z moich ust wydobywały się tylko bąbelki. Próbowałam kopnąć tego człowieka, ale on nawet nie reagował. Kątem oka zauważyłam, że postać ma filetowe oczy! O mój Boże! Czy wszyscy ludzie o fioletowych oczach chcieli mnie zabić, o ile rzeczywiście chcieli to zrobić? Czemu ja? Może dlatego, że jestem inna? Nie dane mi było dokończyć tej myśli, ponieważ napastnik kopnął mnie tak mocno, że straciłam przytomność...
Ocknęłam się już sucha, w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Było ciemno, a naokoło mnie leżało dużo pudeł i rupieci. Byłam pewnie w magazynie. Próbowałam się poruszyć, ale każdy ruch sprawiał mi ból. Spojrzałam na swoją rękę i zobaczyłam bardzo dużo przewodów wbitych pod moją skórę. Bałam się. Nie wiedziałam co mam robić, czy krzyczeć, czy nie. Nagle podszedł do mnie jakiś mężczyzna. Nie widziałam go dokładnie w takich ciemnościach, on mnie pewnie też.
- Powiedz co wiesz o Projekcie „Camelot”! – zażądał mężczyzna
- Co? Nie wiem o czym mówisz. – odpowiedziałam trzęsącym się głosem
- Mów, albo zginiesz.
- Ciekawe jak. – próbowałam udawać twardą, może ten człowiek tylko udawał?
- Widzisz te przewody podłączone do twojego ciała? W każdej chwili mogę sprawić, że przepłynie przez nie śmiertelna dla ciebie dawka prądu, więc mów, co wiesz o Projekcie „Camelot”.
- Ale skąd myśl, że coś o tym wiem?
- My znamy twoją tajemnicę, My wiemy kim jesteś, My wiemy wszystko oprócz tajemnicy…
- Chwila, jacy „My”? – zapytałam łamiącym się głosem ze strachu. W każdej chwili mogłam stracić życie…
- My… - Nie dokończył zdania. Z jego ust popłynęła krew, nie wiedziałam dlaczego, ale z przerażeniem stwierdziłam, że z jego brzucha wystaje jakiś ostry, okrwawiony przedmiot. Człowiek osunął się bezwładnie na ziemię a moim oczom ukazał się Tom nadal trzymający w rękach owe ostre coś, czym zabił mojego ‘rozmówcę’. Nigdy wcześniej nie widziałam jak ktoś zostaje zamordowany na moich oczach. Byłam w szoku, nie odpowiadałam Tomowi na żadne z jego pytań. Nawet nie wydałam żadnej oznaki bólu, kiedy wyjmował przewody z mojego ciała. Teraz uważałam Toma za mordercę, lecz byłam mu także wdzięczna, że uratował moje życie. Nie wiedziałam czy mu ufać, czy nie.
http://images47.fotosik.pl/126/f1d9d4c3579a2cf3med.jpg (http://www.fotosik.pl)
Bez słowa udaliśmy się do naszego apartamentu. Tym razem zasnęłam od razu. Obudziłam się wczesnym rankiem, kiedy Tom jeszcze spał. Postanowiłam mu wybaczyć, w końcu uratował moje życie. Lecz chciałam zadać mu jeszcze kilka pytań…
Weszłam pod prysznic i przekręciłam kran. Poleciał na mnie kojąco chłodny strumień wody. Rozkoszowałam się nim bardzo długo, lecz usłyszałam czyjeś kroki w sąsiednim pokoju. Najwyraźniej Tom już wstał. Szybko umyłam włosy i całe ciało, wysuszyłam się i zaraz byłam gotowa. Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z zaparowanej łazienki, by się ubrać. Miałam rację, Tom już wstał i właśnie jadł śniadanie. Miał pełne usta, więc zaprosił mnie do jedzenia gestem dłoni. Chętnie usiadłam obok niego i zaczęłam konsumować moją porcję jajecznicy, ponieważ po wczorajszym wieczorze byłam głodna jak wilk.
- Dziękuję ci Tom, że uratowałeś moje życie. – zagadałam
- Nie ma za co. I przepraszam, że zamordowałem tamtego mężczyznę, ale nie miałem wyboru, musiałem to zrobić. Wiem, że się na mnie złościsz ale wolę, żebyś ty żyła, a nie jakiś obcy dziad próbujący Cię zabić.
- Wiem, już się nie złoszczę. Przemyślałam to i chcę ci podziękować za uratowanie mi życia. Po prostu nigdy nie widziałam czegoś takiego… Nie wracajmy już do tego, okej?
- Okej. – zgodził się Tom i trochę pogodniał. – I szykuj się szybko, ponieważ już niedługo dopłyniemy na miejsce. – Tak więc zaczęłam się pakować i robić różne niezbędne rzeczy, jak mycie zębów. Wreszcie prom dobił do brzegu. Nie chciałam jeszcze się dowiedzieć, gdzie dopłynęliśmy. Wolałam mieć niespodziankę. Byłam bardzo szczęśliwa, nigdy jeszcze nie byłam za granicą, nie wiedziałam jak wygląda świat. No może wiedziałam, ale tylko ze zdjęć. Wsiedliśmy z Tomem do auta i czekaliśmy, aż otworzą bramę. Przypomniało mi się, że chciałam zadać Tomowi ważne pytanie.
- Em.. Tomie czy wiesz coś może o Projekcie „Camelot”? – Tom nie wiedział co powiedzieć, zawahał się, ale dzięki temu zrozumiałam, że jednak cos wie.
- To dlatego on cię porwał… - wyszeptał. – Na razie nie możesz wiedzieć nic a nic o Projekcie „Camelot”.
http://images44.fotosik.pl/127/ec4571a701934b34med.jpg (http://www.fotosik.pl)
Dowiesz się w swoim czasie. – odpowiedział. Domyśliłam się, że nie ma zamiaru na razie nic mówić, więc go z tym nie męczyłam. Zaczęliśmy rozmawiać o pogodzie. Naszą rozmowę przerwał huk i brama się otworzyłam. Wtedy zobaczyłam przed sobą pustynie, a na linii horyzontu malutkie, trójkątne punkciki.
- Egipt?! Zabrałeś mnie do Egiptu?
A tutaj takie fajne zdjęcie.
Ostatnio znalazłam takie fajne pudło z pozami i jedna z nich spodobała mi się najbardziej, a oto ona: :P
http://images37.fotosik.pl/122/f08c2a51868edbe1med.jpg (http://www.fotosik.pl)
no no
akcja się rozkreca...
ostatnio coś duzo tych fioletookich, a to jest fajne bo oni wszyscy chcą zabić Laure tylko się zastanawiam DLACZEGO?
przecierz ona jest jedną z nich !!!
ogólnie jest swietni , nie ma żadnych błędów
10/10
;]
+10 ZA TO SUPER ZDJĘCIe NA KOŃCU
Red Trumpet
17.05.2009, 22:11
ostatnio coś duzo tych fioletookich, a to jest fajne bo oni wszyscy chcą zabić Laure tylko się zastanawiam DLACZEGO?
przecierz ona jest jedną z nich !!!
Wszystko w swoim czasie :D
Dzięki za komentarz, może ktoś jeszcze, proszę :)
To może jeszcze ja, bardzo podoba mi się to FS, skąd masz dodatki do tego? Fajne ciuszki8 bardzo, umiesz ściągać ciuchy na Lazurowej Promenadzie? Jeżeli tak, to powiesz mi jak? bARDZO FAJNE fs I W OGóLE 1O/1O
PS. 1O za bonusik
Red Trumpet
23.05.2009, 14:16
Dzięki Julo881 :D
A w sprawie dodatków mogę Ci napisać na PM.
Napisałam takie opowiadanie, ale ni chcę zakładać dla niego osobnego tematu, ponieważ jest baaardzo krótkie.
Wiem, że jest bez zdjęć, ale ten tekst to tylko taki bonusik :P
Idę. Idę przed siebie ścieżką zwaną przeznaczeniem. Słyszę, jak biegniesz by mnie dogonić. Teraz czuję Twój zimny oddech na moim karku. Boję się. Nie chcę, nie chcę dalej grać w tę grę, która zwana była miłością. Już za wiele cierpień dogoniło mnie, by zranić w środek serca, a potem rozrywać je powolutku od środka. Boję się, że tych cierpień będzie jeszcze więcej, kiedy mnie dogonisz. Nie chcę, nie mogę…
Bo tak jak Ty teraz umieram, Ty uciekłeś przed przeznaczeniem, ja nie ucieknę, nie chcę. Nie mam po co uciekać. Śmierć i tak mnie dogoni, tak jak i Ciebie miała dogonić, lecz Ty uciekałeś aż w końcu dobiegłeś do mety, gdzie byłeś bezpieczny. To był cud, lecz teraz boję się więcej cierpieć. Jednak opuszczenie Ciebie będzie bardziej bolesne niż patrzenie jak cierpisz. Przeze mnie. Bo ja umieram…
Zostanę. Lecz obiecaj, że nie przestaniesz mnie kochać, kiedy… kiedy to się stanie. Wspominanie o tym jest jeszcze bardziej bolesne. Jest coraz mniej czasu. Chcę zostać, lecz nie mogę, jeszcze tylko kilka dni razem. Cieszmy się z tego, co otrzymaliśmy. Nie martwmy się niczym. Mamy czas, niewiele, ale mamy.
W końcu nastąpiła ta chwila, umarłam. Patrzę stamtąd nawoje oczy pełne rozpaczy. Chcę pocieszyć, ukochać, lecz nie mogę. Smutek mnie ogarnia, kiedy widzę, że płaczesz za mną. To wszystko przeze mnie. Chcę pomóc, ni mogę, nie uchroniłam się przed rakiem.
I Ty teraz do mnie dołączyłeś, wreszcie możemy się weselić. Opuściłeś tamten świat, bez cienia nawet smutku. Dołączyłeś do mnie. Po tylu latach samotności. Choć ty o mnie nie zapomniałeś zwiędło uczucie, lecz na nowo odrodziło się.
Zapomniałam, jak było dobrze z Tobą. Jak Cię kochałam, lecz teraz jesteśmy razem, tam, w górze i nie cieszymy się życiem, pieniądzem. Tylko miłością…
Wiem, ze rózni się to trochę stylem od FS, ale miałam jakieś natchnienie podczas burzy :P
Proszę o szczere komentarze
Charionette
23.05.2009, 14:49
Fajny odcinek i bonusik... Masz dar do tego :D Nie chce mi się wyszukiwać błędów.... Wiem, że było coś z przecinkami... :D
10/10
fajne tylko troszkę dziwny temat
rak...
no ale napisane przepięknie, jak prawdziwy poeta
BRAWO
10/10
Red Trumpet
31.05.2009, 12:10
Sory, że tak długo nie dodawałam kolejnego odcinka, ale jakoś nie mogłam zabrać się za zdjęcia :)
Rozdział 5:
- Tak, zabrałem Cię do Egiptu. Zdziwiona? – zapytał z uśmiechem.
- Nie, tylko podniecona. Nigdy jeszcze nie byłam za granicą.
- Nie żartuj sobie.
- Mówię serio! Nie byłam nigdy za granicą. Jak nie chcesz, nie musisz mi wierzyć.
- Nie no wierzę. Może pójdziemy na kawę. – zaproponował Tom.
- A widzisz tu gdzieś jakąś knajpkę? – zapytałam z drwiącym uśmieszkiem.
- O to się nie martw. Znam przecudne miejsce. – dałam się przekonać, więc wyruszyliśmy w poszukiwaniu knajpki. Nie musieliśmy długo szukać, ponieważ Tom rzeczywiście, jak mnie zapewniał, znał piękny lokal, jeżeli to w ogóle można by uznać za budynek.
http://images44.fotosik.pl/135/7cc9935122d0344cmed.jpg (http://www.fotosik.pl)
Usiedliśmy przy stole, po chwili podszedł do nas jakiś Egipcjanin, pewnie kelner, ponieważ Tom zaczął coś do niego mówić. On odszedł, ale zaraz przyniósł nam dwie czarne kawy i miskę z jakimś mleczkiem do kawy, jakiego nigdy nie widziałam. Było bardzo gęste i było takie smaczne mmm…
Nagle jakiś mężczyzna, z pewnością nie Egipcjanin podszedł do naszego stolika. Był strasznie wysoki, a ubrany był w czarny garnitur. Trzymał ręce w kieszeniach, a na jego nosie były wielkie, czarne okulary przeciwsłoneczne.
http://images40.fotosik.pl/130/e0ff70ac529ccc25med.jpg (http://www.fotosik.pl)
Twarz mojego przyjaciela w jednej chwili przybrała biały odcień.
- No, no. Znów się spotykamy Toto. – powiedział mężczyzna.
- Tak Big Joe. Czego chcesz? – odparł Tom.
-Em, przepraszam, że się wtrącam, ale wy się znacie? – zapytałam. – Kim pan jest? – teraz zwróciłam się do mężczyzny zwanego Big Joe.
- Tak, ja i Toto znamy się od dawna. Można powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi. – Tom prychnął, ale ja i tak nadal nie rozumiałam przezwiska Toto. Tom szepnął mi do ucha, żebyśmy szybko się stąd wynosili. Rzucił niedbale pieniądze na stół i szybko wybiegliśmy z kawiarenki. Nie zdążyliśmy uciec.
http://images40.fotosik.pl/130/5377f1d5b1c003e6med.jpg (http://www.fotosik.pl)
Big Joe wybiegł za nami i zaczął strzelać z rewolweru, który wcześniej wyjął z torby. Toto też zaczął strzelać, miał szczęście, że zaopatrzył się w broń. Byłam przerażona, ale ostatnio bardzo często się tak czułam. Schowałam się za najbliższym głazem. Byłam bezpieczna, ale Tom nie.
http://images45.fotosik.pl/135/8df60144aad47372med.jpg (http://www.fotosik.pl)
Cały czas słyszałam strzały i jęki bólu. Chciałam mu pomóc, ale nie wiedziałam jak. Nagle usłyszałam huk. Wyjrzałam zza kamienia i ujrzałam Toma leżącego na ziemi, a nad nim stał Big Joe.
- Nareszcie się zemszczę! Teraz ty poznasz jak to jest być na skraju śmierci. Żegnaj się z życiem! – krzyczał Joe. Chciałam panikować, krzyczeć, wołać o pomoc, ale z przerażeniem stwierdziłam, że dookoła nie ma nikogo, kto mógłby mi pomóc. Chciałam coś zrobić, nagle przyszedł mi do głowy pomysł. Pomyślałam : „Raz się żyje.” I weszłam dzielnym krokiem na pole bity. Obaj mężczyźni zauważyli to. Tom pół przytomny ruszał ustami, jakby chciał powiedzieć : Uciekaj, a Big Joe uśmiechnął się drwiąco. Skierował rewolwer w moją stronę i strzelił…
Zamknęłam oczy i oczekiwałam aż to się stanie. Zostanę postrzelona. Czułam, że mój plan nie wypali, byłam za bardzo sparaliżowana strachem. Co ja sobie myślałam? Że wyjdę i wszystkich ocalę? Czekałam i czekałam, słyszałam strzały, lecz nic mnie nie nawet nie musnęło. Otworzyłam oczy, zobaczyłam Joe'go patrzącego na mnie w zdumieniu. Próbował strzelić we mnie jeszcze raz i jeszcze, ale każdy pocisk odskakiwał ode mnie, jakbym była otoczona jakąś niewidzialną powłoką. I rzeczywiście, byłam. Mój plan jednak wypalił, panowałam nad swoimi mocami. Szybko podbiegłam do Toma, by go uratować. Stworzyłam naokoło niego kulę, którą przeniosłam razem z nim za kamień, który niegdyś mnie osłaniał.
Patrzyłam złoczyńcy prosto w oczy. Na jego twarzy wymalowane było zdezorientowanie i strach. Widziałam ogień płonący w jego oczach, lecz gasł powoli. Wyciągnęłam rękę przed siebie, na końcu moich palców pojawiły się czerwone punkciki. Teraz byłam wściekła, nie bałam się już ani trochę. Skupiłam się jak najmocniej umiałam i wycelowałam w Joe. Z końca moich palców wystrzeliły czerwone pioruny i trafiły prosto w pierś Big Joe. Padł na ziemię nie przytomny. Nie spodziewałam się czegoś takiego, myślałam, że pojawi się świetlista, czerwona kula, którą kiedyś powaliłam Whitney. Miałam nieodkryte talenty. Uśmiechnęłam się pod nosem, ale uśmiech zniknął z mojej twarzy kiedy zobaczyłam okrwawioną twarz Toto.
http://images43.fotosik.pl/134/035a95ca7a60fademed.jpg (http://www.fotosik.pl)
Na szczęście miał on telefon w kieszeni, więc chciałam zadzwonić po karetkę. Przypomniałam sobie, że byłam na środku pustyni, gdzie nie było dróg, ani zasięgu. Znowu otoczyłam Toma kulą, by móc go przenieść do tamtej kawiarni. Dobrze, że kelner mówił w moim języku, ponieważ zawołał szamana, który po 3- godzinnym seansie przywoływania duchów (nie mam pojęcia po co robił) zabrał się za opatrywanie rannego. Kazał mu leżeć przez kilka dni, a ja w zniecierpliwieniu czekałam, aż mój przyjaciel wyzdrowieje. Dręczyły mnie pytania, które chciałam zadać Tomowi.
Wreszcie Tom nabrał sił i był gotowy do dalszej podróży. Ubrał się i wsiadł do samochodu. Ja zaś najpierw podziękowałam przemiłym Egipcjanom, oczywiście oczekującym hojnego wynagrodzenia. Pozwoliłam sobie wziąć trochę pieniędzy Toma i dałam im. Potem wsiadłam do samochodu.
- Dziękuję ci bardzo Lauro. Bez ciebie pewnie by mnie już tu nie było.
- No tak, ale gdybyś ty nie wytłumaczył mi o co chodzi z moimi mocami, nie pomogłabym
- Też fakt. W każdym razie dziękuję. – Tom dziękował mi jeszcze wiele razy i za każdym razem, gdy pytałam o Big Joe, on znowu dziękował. Więc wymyśliłam coś innego.
- Dlaczego tamten mężczyzna nazwał cię Toto? – zapytałam.
- Em, mówiłem ci, że byłem mafioso, a to był mój pseudonim zawodowy.
- Tak, a skąd znasz Big Joe? – widać było, że Tom był trochę zmieszany, ale w końcu zdecydował się powiedzieć.
- Taaak. Więc Big Joe był kiedyś moim przyjacielem po fachu. Pracowaliśmy razem. Mieliśmy tyle pieniędzy, że mogliśmy kupić pokaźnych rozmiarów rezydencję nad morzem z plażą na Majorce. Mogliśmy mieć wszystko. Nie liczyliśmy się z niczym, ani z nikim, nawet z rodziną. Jakże ja teraz tego żałuję! On też… Rodzina nam zazdrościła. Chcieli zdobyć nasz majątek, nie ufali nam. Pewnej nocy jakieś starsze małżeństwo próbowało się włamać do naszego wspólnej rezydencji. Okno mojego pokoju wychodziło na północną część ogrodu, a akurat tam było wyjście na balkon, To właśnie tym wejściem próbowali się włamać ludzie do naszego domu. Obudziłem się, słysząc trzaskania i huki. Wziąłem rewolwer do ręki, wychyliłem się przez okno i zastrzeliłem dwójkę ludzi, gdyż nie liczyłem się z niczym i nikim, jak to już mówiłem. Zbiegłem na dół, by zobaczyć kto to był. Z niezadowoleniem stwierdziłem, że byli to rodzice Big Joe. Od tej pory staliśmy się śmiertelnymi wrogami. On nigdy nie wybaczył mi tego co się stało.
- A kto by ci wybaczył!? – krzyknęłam z pogardą w głosie.
- Uspokój się! Też tego żałuję. Od tamtej pory nigdy nie wróciłem do brudnych interesów. – Nie wiem czemu, ale jego słowa przekonały mnie. Wybaczyłam mu.
- Dobra, ale mam jeszcze jedno pytanie.
- Okej. Mów. – powiedział niepewnie
- Mogę mówić do ciebie Toto? – Tom westchnął z ulgą i powiedział z uśmiechem :
- Ależ oczywiście! – nagle samochód stanął.
- No nie! Zapomniałem, że jesteśmy na pustyni! Zakopaliśmy się! Ale patrz! Tam stoją trzy wielbłądy. Jeździłaś kiedyś na takim?
- Nie.
- No to teraz pojedziesz. – powiedział Toto z uśmiechem. Wysiedliśmy z auta, ale on zapewniał mnie, że kiedy będziemy stąd wyjeżdżać wrócimy do samochodu, więc nie musimy nic ze sobą brać. Prawie się zabiłam wsiadając na wielbłąda, ale dzięki Toto nic mi się nie stało.
Kiedy tak jechałam na tym dziwnym zwierzęciu robiło mi się tak niedobrze. Trzęsło na wszystkie strony i było strasznie gorąco. Na horyzoncie dostrzegłam kilka trójkątów. Zgadłam, ze były to piramidy. Wśród nich wyróżniała się największa – piramida Cheopsa. Była ogromna, w życiu nie widziałam czegoś tak wielkiego! Kiedy podjechaliśmy jeszcze bliżej piramidy wydawały się jeszcze większe. Kiedy podjechaliśmy wystarczająco blisko zauważyłam małe wejście, które Toto wskazał.
- Mamy tam wejść? – zapytałam
- Oczywiście.
- Ale to za wysoko. – jęknęłam
- Nie dla ciebie. – powiedział Toto.
- Co masz na myśli? – zapytałam ze zdziwieniem.
- Zobaczysz. – odpowiedział i zaraz się zaśmiał.
Tym razem liczę na trochę więcej komentarzy :)
Charionette
31.05.2009, 12:28
Odcinek krótszy niż poprzedni... Dość mało się w nim dzieje, ale to nie jest nic złego...
Oto błąd, który rzucił mi się w oczy:
Otworzyłam oczy, zobaczyłam Joe patrzącego na mnie w zdumieniu.
Nie powinno tu być Joe'go? Czy jakoś tak?
Swoją drogą strasznie uśmiałam się z tej sceny rzekomego zabicia... Tak dziwnie jest to opisane... A to 3 zdjęcie wymiata! Czy to wielkie coś to rewolwer? Myślałam, że rewolwer jest mały...
Brawo za obróbkę zdjęć... :D
9/10
Pozdrawiam N.
no ten odcinek był genialny
z resztą jak wszystkie inne al eten jeszcze genialniejszy
i mam jedno pytanko:
czy ten big joe został powiększony kodem?
chyba tak bo taki wysoki...
dopiero teraz si,ę zorientowałam że big joe to od jego wzrostu!
no super 10/10
Red Trumpet
31.05.2009, 13:42
Nie powinno tu być Joe'go? Czy jakoś tak?
Swoją drogą strasznie uśmiałam się z tej sceny rzekomego zabicia... Tak dziwnie jest to opisane... A to 3 zdjęcie wymiata! Czy to wielkie coś to rewolwer? Myślałam, że rewolwer jest mały...
Tak, powinno być Joe'go. Przepraszam i juz poprawiam.:)
Właściwie to Tom nie miał być zabity, poprostu postrzelony :P
Nie znam się na rozdajach broni, ale zawsze myślałam, że rewolwer to właśnie taki duuży jest XD
czy ten big joe został powiększony kodem?
chyba tak bo taki wysoki...
Nom, został powiększony kodem :D
Dzięki za komenty :)
Charionette
31.05.2009, 17:03
Wybacz... Nie wytrzymałam:
http://wiatrowki.pl/typo3temp/pics/f3734455d3.jpg
To jest rewolwer... Nie wiem dlaczemu tak się tego uczepiłam... Sorka za offtop...
Czekam na następny odcinek...
Red Trumpet
31.05.2009, 18:42
Nysia - Sory za błąd... Ale daję słowo, że zawsze myślałam, że rewolwer jest duży, jak karabin :P
Ale mam dwa usprawiedliwienia :
1. Nie mam ściągniętych małych pistoletów (ściągnęłam, ale nie ma w grze)
2. "Morze ludzkiej głupoty nie ma dna" :P:D
EDIT: Tak mi się spodobało to zdanie, że umieściłam je w swojej sygnaturze XD
I mam jeszcze małą prośbę do wszystkich:
Proszę, jeśli czytacie moje FS, proszę o komentarze, ponieważ nie wiem czy Wam się podoba, czy nie (jeśli jest jakiś cichy czytelnik :P)
Pzdr.
AAAAAAAA!<krzyczy i biega po pokoju z MAŁYM rewolwerem> To ja jeszcze nie zkomciowałam? Dziwne, w każdym razie fajne zrobiłaś tego Big Joe'a z kodem:) Ouf corse, że 1000000(...)/10:)
FS robi się coraz ciekawsze :) jest parę błędów powtórzeniowych i literówek, ale czyta się dobrze.
Zobaczymy jak rozwinie się akcja :)
Rewolwer trochę przeszkadza ale nie każdy musi się znać na rodzajach broni :) Swoja drogą ja próbowałam znaleźć w necie właśnie rewolwer który sim mógłby trzymać w ręce ale takowego nigdzie nie ma, więc w Twoim wypadku ten karabin usprawiedliwiony ;) Chociaż zastanawiam się gdzie ten Toto go sobie schował zanim zaczęła się strzelanina ;)
Red Trumpet
05.06.2009, 21:59
Schował go do spodni :P
Do kieszeni (zakładając, że była duża :)ale nie za bardzo XD)
A akcja rozwinie się... a zresztą sami się przekonacie
Dziękuję za komentarze :)
Red Trumpet
19.06.2009, 10:08
Rozdział 6:
Podeszłam bliżej do piramidy, chciałam znaleźć jakieś wyżłobienia na skałach, by odeprzeć na nich nogi podczas wchodzenia. Dopiero wtedy zorientowałam się, że wejście znajdowało się piętnaście metrów nad ziemią!
- I jak ja niby mam tam wejść? – zapytałam Toto.
- Wyobraź sobie, że skaczesz tak wysoko, że bez problemu wejdziesz przez tamten otwór. Dobrze, a teraz stwórz kulę, w której tam polecisz… - więcej już nie musiał mówić, wiedziałam co mam zrobić. Skupiłam się najbardziej jak umiałam, zamknęłam oczy. Wokoło mnie była ciemność, nic nie słyszałam, czułam tylko, że moje nogi nie dotykają ziemi, wiszą swobodnie w powietrzu. Czas ciągnął się niemiłosiernie. Czy pokonanie kilkunastu metrów może zająć pół godziny?! Oczywiście nie licząc tego, że trzeba pokonać je wzwyż? Jest to prawdopodobne, ale aż tak małego mniemania o sobie nie miałam.
http://images40.fotosik.pl/142/3d844dcc94fd84bdmed.jpg (http://www.fotosik.pl)
Otworzyłam oczy. Udało się! Byłam na górze, ale pozostawał jeszcze jeden mały szczegół, nie wiedziałam co zrobić z Toto patrzącym na mnie pełen podziwu i szacunku, lecz moje wątpliwości zostały zaraz rozwiane, ponieważ Toto zawołał do mnie:
- Laura! Teraz moja kolej! Wiesz, co robić! – Tak, wiedziałam, co robić, ale bałam się, że mogłam skrzywdzić Toto. Nie chciałam, ale on mnie zmuszał, aż w końcu ustąpiłam.
- Tylko wybacz jak cię zabiję! – zażartowałam sobie, zdzierając przy tym gardło.
- Wtedy to już nie będę miał jak wybaczyć. – krzyknął z dołu, śmiejąc się głośno. Przetransportowałam przyjaciela na górę i o dziwo obyło się bez ofiar. Bezpieczni i uśmiechnięci weszliśmy do środka. Było ciemno i zimno, próbowałam coś zobaczyć, ale bez skutku. Poczułam się jak w horrorze, bałam się, że zaraz wyskoczy na nas jakiś szalony morderca z piłą mechaniczną, albo jeszcze gorzej. I wcale nie zdziwiłabym się, gdyby tak się stało, ostatnio działo się tak dużo dziwnych rzeczy, tylu ludzi próbowało mnie zamordować. Zimny dreszcz przebiegł mnie po plecach, obiecałam sobie, że już nigdy nie będę tego wspominać. Stawiłam krok na przód, co okazało się wielkim błędem. Podłoga ugięła się pode mną i kamień na którym oparłam nogę rozsypał się w drobny mak, a nawet drobniejszy.
http://images41.fotosik.pl/143/2be5f92bf473a25dmed.jpg (http://www.fotosik.pl)
- Uważaj Laura, jest tu pełno pułapek, a poza tym piramidy mają po kilkanaście tysięcy lat, a to nawet dłużej niż muzyczna kariera Krzysztofa Krawczyka, więc mogą się rozsypać w każdym momencie. – zachichotałam. Toto potrafił rozbawić człowieka nawet w tak strasznym miejscu, jak ciemne wnętrze piramidy. Wzięliśmy się pod ręce i ruszyliśmy dzielnym krokiem w głąb tej tajemniczej budowli. Zapytałam, czy nie powinniśmy wziąć czegoś do oświetlania drogi, lecz on w kółko powtarzał : „Wszystko przewidziałem”. Tak, rzeczywiście wszystko przewidział, mówił mi, gdzie mam stąpać, gdzie mam patrzeć (chociaż i tak nic nie widziałam), na co mam uważać i w ogóle cały czas mnie pouczał, co powoli robiło się denerwujące. Szliśmy tak i szliśmy, chyba ze sto lat, kiedy to zauważyłam maleńkie światełko na końcu korytarza (Zupełnie jak w horrorze, byłam święcie przekonana, że to baza potworów, ale…)
Ale na szczęście się myliłam. Była to tylko wielka sala, pozłacana w każdym calu, naokoło było pełno złota i kosztowności (zupełnie jak w filmie (!) ale teraz to już był film akcji), ale jedyne, co przykuło moją uwagę, był odór gnijącego ciała wydobywający się z sarkofagu, który umieszczony był na środku pokoju. Ale to nie był zwykły smród, był taki jakiś… przesłodzony, dziwny, nigdy takiego czegoś nie czułam, choć kiedyś już miałam do czynienia z martwym ciałem człowieka, a dokładnie mojej opiekunki, która zamknęła się raz w pokoju, zamknęła się w nim i już nigdy stamtąd nie wyszła. Była ona kociarą w sędziwym wieku. Miała chyba z pięćdziesiąt kotów, które niestety nie kochały jej tak bardzo, jak ona je, ponieważ zjadły jej ręce, kiedy umarła na zawał na swoim ulubionym fotelu bujanym. Boże! Jakie ja historie wspominałam! Potrząsnęłam głową, by odgonić złe myśli i z niezadowoleniem stwierdziłam, że Toto zaczął zabierać się do otworzenia sarkofagu. Odmówiłam współpracy, nie chciałam zbliżać się do tego ‘kogoś’. Rozglądałam się po pomieszczeniu, lecz nie znalazłam niczego, co mogłoby mnie zainteresować tak jak ów sarkofag. Jednak ciekawość wygrała z obrzydzeniem, więc zaczęłam przyglądać się pracy Toto. Nieświadomie zaczęłam podchodzić bliżej i bliżej, aż w końcu znajdowałam się tylko pół metra od przedmiotu mojego zainteresowania. Nie widziałam nic, tylko pokrywę sarkofagu, lecz doczekałam się upragnionej chwili – Toto zepchnął pokrywę, a moim oczom ukazał się dziwny widok. W środku leżało ciało człowieka, lecz w nienaruszonym stanie, wyglądało jakby pochowane było wczoraj, a wcale nie było, sądząc po smrodzie. Dziwił mnie fakt, że tak dobrze zachowane ciało mogło tak śmierdzieć, przecież miał on nawet otwarte oczy! A były one koloru fioletowego.
- Dlaczego ostatnio całe moje życie kręci się wokół ludzi o fioletowych oczach? – zapytałam Toto, trochę zdenerwowana, przecież oni wszyscy chcieli mnie zabić…
Toto zdołał powiedzieć „ludzi”, a potem zaczął się śmiać. Strasznie mnie to zirytowało, chciałam to wszystko wyjaśnić.
- Dlaczego się śmiejesz?! O co w tym wszystkim chodzi?! Dlaczego zostałam obdarzona mocami?! Czemu ludzie o filetowych oczach chcą mnie zabić?! Skąd ty to wszystko wiesz?! Wyjaśnisz mi to wszystko?!
- Kurcze, ty znowu z tymi ludźmi! – tym razem mój przyjaciel powstrzymał śmiech. – Dobra, wyjaśnię ci jedno. Miałem wizje kiedy leżałem w szpitalu przez kilka lat. Wtedy dowiedziałem się wszystkiego, znam każdy szczegół i każdą tajemnicę. Ale wszystkiego ci nie powiem, wiele rzeczy będziesz musiała odkryć sama, te dobre – tutaj Toto uśmiechnął się jakby z zazdrością - i te złe – lecz tym razem zrobił taką minę, jakby mi współczuł - Nie powiem o fioletowych oczach, lecz o tym typku opowiem. Był on pierwszym faraonem Egiptu. Wierzył, że jeśli opanuje tą cywilizacje, z łatwością podbije też resztę świata. Nie udało mu się to. Był potężny, silny, cała tamtejsza ludność chowała się przed nim w domach, lub po prostu padała przed nim na kolana. Uważali go za bóstwo, modlili się do niego, składali ofiary przed jego posągami, a były to ofiary z ludzi.
- Dlaczego z ludzi? Skoro był taki potężny, czemu nie podbił świata i czemu nie ma o nim nawet wzmianki w podręcznikach od historii, czemu świat się o nim nie dowiedział?
- Widzisz, świat się o nim dowiedział, ale nie cały, znaczy tylko jego część. Są ludzie, którzy chronią tajemnicy. Właśnie oni chronią świat przed jego ludem, ludem, który chce się zemścić. Mają oni za zadanie zrealizowanie Projektu „Camelot”. Ale o tym może opowiem później.
http://images49.fotosik.pl/147/ba333372d8db1426med.jpg (http://www.fotosik.pl)
- No dobrze, więc dokończ historię ów wielkiego władcy i ofiar z ludzi. I mam jeszcze jedno pytanie: Jak on miał na imię?
- Wielki faraon miał na imię Achmed.
- Jak ten Achmed od Jeffa Dunhama?
- Tak, jak ten Achmed od Jeffa. Więc opowiadam dalej. Rządy faraona Achmeda miały prowadzić do wybicia w pień całej ludzkości. Kazał składać ofiary z ludzi, żądał potraw w postaci ludzkiego mięsa. Dopuszczał się wszelkich złych czynów, a potem kazał się czcić i uczyć dzieci, jaki to był dobry. Na szczęście ludzie zorientowali się do czego dąży i zaczęli spiskować przeciw niemu. Próbowali wszelkich sposobów, dolewali mu trucizny do picia, powodowali wypadki, by faraon połamał sobie kości, organizowali strajki, przestali składać ofiary. Nie zdołali jednak go zabić, nie nabierał się na podstępne próby wyeliminowania go i trucizny na niego nie działały. Ludzie zaczęli myśleć, że jest on nieśmiertelny, Lech gdy tak rozważali czy to w ogóle jest możliwe Achmed zniknął. Ludność nie znała prawdy, ale my ją znamy. Faraon schował się w piramidzie, którą kazał sobie wybudować, którą budowano kilkaset lat, przez które Achmed cały czas obserwował budowę, nie umierał. Zasnął on w tym sarkofagu, by po kilku tysiącach lat znowu powrócić i zacząć swój plan od początku. Nie spodziewał się tylko jednej rzeczy. A mianowicie nas.
http://images39.fotosik.pl/143/c5e5e21fd2ca4580med.jpg (http://www.fotosik.pl)
- Dobra, a co my mu zrobimy? – zapytałam.
- Zabijemy go.
- Nie mam zamiaru nikogo zabijać, a poza tym mówiłeś, że jest on nieśmiertelny.
- Tak, mówiłem, że jest nieśmiertelny, tak samo jak ty.
- Ja? Nieśmiertelna? Przestań już, bo umrę ze śmiechu.
- To prawda. Ale jeśli mi nie wierzysz to… sam nie wiem co, ale przekonasz się, zobaczysz. – zignorowałam jego słowa i zapytałam:
- No dobra, to jak się do tego zabierzesz. Mówiąc „to” mam na myśli zabijesz. Ale to słowo jakoś w środku zadania brzmi bardzo strasznie.
- Widzisz tą złotą bransoletkę? Musimy mu ją zdjąć, bo dzięki niej umie oddychać na Ziemi.
- A to takie straszne nie jest… - stwierdziłam, ale skutki takiego działania byłyby katastrofalne, a mianowicie śmierć człowieka.
Toto zabrał się za zdejmowanie złotej bransoletki z ręki faraona Achmeda, lecz kiedy tylko jej dotknął, przez ciało „zmarłego” Achmeda przeszedł dreszcz, a potem usiadł jak oparzony. Spojrzał szybko na nasze zdziwione twarze, zatrzymał się chwilę na mojej, lecz po chwili wyskoczył z sarkofagu i popędził w głąb piramidy. Toto od razu się zorientował, co się święci i pobiegł za nim. Dopiero, kiedy oboje zniknęli mi z oczu zrozumiałam, że Achmed rzeczywiście nie był martwy, tylko spał. Musiałam ich dogonić, by dowiedzieć się, co zajdzie między nimi. Wyleciałam jak z procy przed siebie. Musiałam ich dogonić, byłam ciekawa. Biegłam jak najszybciej mogłam, lecz coraz bardziej byłam zmęczona. Do tego naokoło mnie była tylko ciemność, tak więc było duże prawdopodobieństwo, że wpadnę w jakąś pułapkę. Nagle przede mną pojawiły się schody, nie miałam innego wyjścia, musiałam po nich wbiec. Ostatkiem sił wdrapałam się na szczyt. Znajdowałam się przed wielkimi, metalowymi drzwiami. Ciężko dysząc popchnęłam je, a moim oczom ukazał się naprawdę przedziwny widok. Była to wielka sala, której ściany pokryte były grubą warstwą metalu, podłoga i sufit zresztą też. Pod każdą ścianą stały jakieś dziwne mechanizmy i komputery, ale na szczególną uwagę zasługiwał wielki spodek ustawiony na środku sali. Miał zaostrzone krawędzie, na których zainstalowano pełno małych diod. Maszyna stała na trzech stalowych nogach, a do środka prowadziła kładka z metalu pod spodem spodka.
To co tam zobaczyłam było niesamowite. Achmed czym prędzej wbiegł do pojazdu, który po chwili uniósł się w powietrze. Zachodziłam w głowę, jak on stamtąd odlecieć. Doczekałam się odpowiedzi niewiele później, kiedy to z Toto, który niestety nie zdążył dogonić Achmeda, obserwowaliśmy jak czubek piramidy otwiera się ukazując piękne niebo bez nawet najmniejszej chmurki. Spodek odleciał tak szybko, że jedyne co dane nam było zobaczyć to błyśnięcie, gdzieś w oddali na niebie.
To znaczyło, że Achmed był kosmitą. Ale czy to możliwe? Nigdy w takie rzeczy nie wierzyłam, ale teraz? Nie wiedziałam co o tym myśleć. Miałam nadzieję, że to tylko nowa technologia ziemskich samolotów, lecz jakoś sama w to nie wierzyłam. Zawsze chciałam zobaczyć kosmitę, lecz nigdy tak naprawdę nie wierzyłam w ich istnienie, tak samo jak wampirów i ludożerców, ale to wszystko prawda. Są dowody. Jednak wampiry jak i ludożercy to tylko wynik dziwnej psychiki ludzkiej, z którą często jest coś nie tak. Ale istoty pozaziemskie nie mają żadnego związku z psychiką ludzką. To tylko… sama nie wiedziałam co. Nie umiałam odpowiedzieć sobie samej.
Ale jeśli on, stworzenie z innej planety miał fioletowe oczy, takie jak nikt inny z ludzi żyjących na Ziemi…
O nie!
Musiałam usiąść na ziemi, by nie upaść.
http://images38.fotosik.pl/143/095d17c5042ef92cmed.jpg (http://www.fotosik.pl)
Czy ja byłam kosmitką?!
Wiem, że zdjęcia nie są zachwycające, ale wszystkie musiałam zrobić wczoraj w pośpiechu, ponieważ wyjeżdżam na 3 tygodnie i muszę się spakować.
Jakby co na następny odcinek trzeba będzie trochę poczekać...
nooooo fajniiiie ale nie podoba mi sie zdjecie achmeda
nie postarałaś się przy nim
ale reszta jest ok
zastanawiam siętylko czy kosmici potrafią spać z otwartymi oczami ;]
chyba wiesz o co mi chodzi ;]
trochę ubolewam nad tym że Laura ciągle radzi sobie przy użyciu mocy
fajnie by bylo gdyby sie wspinała czy coś
ogólnie jest dobrze, a nawet bardzo dobrze ;]
10/10
pzdr.
Sherlock
19.06.2009, 11:24
PROLOG & Odcinek 1
"- Nie wie pan, co pan mówi. Proszę się położyć i trochę przespać. - powiedziała jeszcze trochę zszokowana pielęgniarka." - nie powinno być kropki po "przespać".
"Udało jej się przytwierdzić staruszka do łóżka, lecz nie udało jej się zatrzymać słowotoku starszego pana." - powtórzenie. Mogłaś napisać: "lecz nie zdołała zatrzymać" i tak dalej.
"- Kocham cię Lauro, zawsze będę. - i wyzionęła ducha." - kropka po "będę" jest niepotrzebna.
"Wtedy zobaczyłam, jak czterech mężczyzn wpakowuje do karetki dwa białe worki. Dopiero wtedy zrozumiałam, że straciłam moich rodziców na zawsze i zaczęłam rzewnie płakać...
Gdy przypomniałam sobie koniec historii, po moim policzku spłynęła słona łza. Wtedy do mojego pokoju, a raczej naszego pokoju wtargnęły dwie blondynki, Whitney i Shirazz." - powtórzenia (wyraz "wtedy").
W DIALOGU NIE MOŻNA STAWIAĆ KROPKI PRZED MYŚLNIKIEM, PO KTÓRYM MÓWI NARRATOR!
I jeszcze: Za często piszesz "lecz" i "że"! Zastąp je czasem "ale" i "iż" lub w ogóle napisz tak, by nie było ani tego ani tego. Bo naprawdę tego "lecz" nawaliłaś w którymś fragmencie. Pamiętaj, jest jeszcze "ale"!
------------------
Ogółem:
~ Bardzo OK styl pisania
~ Bardzo OK zdjęcia
~ Bardzo OK fotostory
Czyli ocenę we własnym systemie oceniania daję 5/6, co równa się waszemu 8,5/10.
Red Trumpet
19.06.2009, 12:40
Dzięki zumzool i Sherlock'u.:)
Wiem, że prolog i 1 odc. nie są najlepsze, ale dopiero potem zaczęłam się rozkręcać. Szczerze mówiąc zadowolona byłam dopiero z 4 odcinka i dalszych, no może 5 nie był zachwycający. Ale to pewnie też dlatego, że w pierwszych częściach prawie nic się nie dzieje...
Sory za te kropki, ale piszę je już odruchowo.:P
PS.Zumzool, masz niezły refleks :D
no to przeczytałam całe od deski do deski, ponieważ już od początku mnie wciągnęło.
Bardzo fajny pomysł na FS, nie taki oklepany jak wszystkie inne. Ładnie piszesz i przyjemnie się to czyta. Popracuj nad zdjęciami, wg mnie te ramki wokół nich są niepotrzebne i psują obraz. Jeżeli już chcesz ramkę to zrób zwykłą, prostą, która nie będzie przysłaniała fotki.
Czy będzie mały wątek miłosny ?
Kiedy następny odcinek ?
10/10
Życzę duuużo weny twórczej :)
Pozdrawiam
~ Odessa :)
Red Trumpet
15.07.2009, 11:03
Hejka!
Sory, że tak długo nie dodawałam kolejnego odcinka, ale wyjechałam na miesiąc i nie miałam możliwości napisania choć jednego zdania.
Odcinek postaram się napisać jak najszybciej umiem :)
Nad wątkiem miłosnym się zastanawiam, ale ja na razie jestem na TAK.
W każdym razie dziękuję za komentarze i pozdrawiam :):):)
EDIT: Mam przykrą wiadomość:
Kolejny ocinek pojawi się za ok. 2 tyg. Najmocniej przepraszam, ale znowu wyjeżdżam... :(((
Za to obiecuję, że odcinek będzie naprawdę długi. W każdym razie się postaram, żeby taki był. Będę musiała nad tym przesiedzieć, chyba z pół dnia... ALE SIĘ POSTARAM!!!!! :D
Dla Was - moich czytelników, choć nielicznych, ale zawsze :)
Dziękuję za cierplliwość i znowu przepraszam.
Miłych wakacji :P
Red Trumpet
03.08.2009, 15:08
Więc tak:
Po pierwsze: Przepraszam za post pod postem...
Po drugie: Przepraszam, że tak długo nie dodawałam nowego odcinka, ale cały czas gdzieś wyjeżdżałam i tylko jeden dzień przez ten cały czas spędziłam w domu.
Ale przez ostatnie dwa dni (już w domu) napisałam bardzo długi odcinek. Mam nadzieję, że sie spodoba.
Miłego czytania. :)
Rozdział 7:
- Cholera! Uciekł nam! – Toto już miał zacząć jeszcze bardziej przeklinać, ale kiedy zobaczył moją zszokowaną minę, szybko się zreflektował - Oj. Przepraszam cię Lauro. Myślałem, że inaczej się o tym dowiesz. Nie wiedziałem, że się obudzi, tego nie było w wizjach…
- Czyli to prawda? Jestem z innej planety? – zapytałam niepewnie.
- Tak, to prawda – odpowiedział, a potem objął mnie ramieniem by dodać mi otuchy. Ale jakoś nie działało to na mnie uspakajająco, tylko bardziej utwierdzało mnie w przekonaniu, że jestem dziwaczką, inna od wszystkich, choć nie dopuszczałam do siebie jeszcze myśli, że nie pochodzę z Ziemi. To było niemożliwe! A jednak... Moje przemyślenia przerwał głos Toto:
- Hej Laura, zapomniałaś, że wciąż jesteśmy w piramidzie. Może byśmy się stąd ruszyli?
- Dobra, a pamiętasz drogę?
- Nie… Znowu odzywa się syndrom SKS.
- A co to takiego - spytałam się trochę zdezorientowana – Nigdy o czymś podobnym nie słyszałam.
- Syndrom SKS, inaczej zwany syndrom starość kurde starość – obśmiałam się jak głupia. Toto zawsze potrafił rozbawić człowieka nawet w największej rozterce – Okej może wyjdziemy górą? – i w tym samym momencie wskazał na wciąż jeszcze otwarty czubek piramidy.
- Yhy, świetny pomysł. Tylko ciekawe jak się tam dostaniemy.
- Tego jeszcze nie wiem, ale szukaj tutaj wszystkiego co się da. W końcu to lotnisko dla statków UFO – Zaczęliśmy szukać czegokolwiek, co mogłoby się przydać do wyjścia z tego miejsca. Kiedy tak naciskałam na każdy z możliwych guzików na przeróżnych panelach kontrolnych, nagle w jednej ze ścian pojawił się otwór, a w nim taki mini-statek kosmiczny. Wyglądał zupełnie jak dwa połączone talerze z metalu, z diodami na krawędziach i przyciemnianą szybą na przedzie.
- Właściwie czemu nie mogę użyć swoich mocy? – zapytałam.
- Wykończyłabyś się. Musisz jeszcze dużo poćwiczyć.
- Dam radę! Zobaczysz! – Już miałam zacząć się skupiać i podnosić jak najwyżej, kiedy Toto stanowczo mi tego zabronił i powiedział, że nie pozwoli się stąd zabrać w taki sposób, ponieważ bardzo by mi to zaszkodziło. Nie wiedziałam co było w tym złego, nigdy się nie męczyłam, kiedy używałam swoich mocy. No ale Toto pewnie wiedział lepiej. Te jego wizje…
W każdym razie w końcu wsiadłam do tej maszyny, tylko jeszcze jedno mnie zastanawiało, no może nie jedno, ale dwa.
- Toto, jak masz zamiar prowadzić to cudeńko?
- Wizje kochana, wizje…
- Aha, ale mam jeszcze jedno pytanie – zawahałam się na moment, ponieważ pytanie wydawało mi się trochę dziwne, ale w końcu zapytałam – Czy wszyscy kosmici mają jakieś moce?
- Nie, tylko ty.
- Dlaczego? – Toto zastanowił się chwilę, wyglądał jakby bardzo nie chciał tego mówić, ale w końcu się zmusił.
- Lauro, miałaś trudne dzieciństwo. Nie chcę jeszcze bardziej komplikować sprawy, ale, jakby to ująć… Wiesz co, może powiem ci to potem, kiedy będziesz gotowa.
- Na co gotowa?! Na informację, że jestem kosmitką?! To już chyba wiem! Nie musisz przygotowywać mnie psychicznie! Jestem gotowa! – wściekłam się strasznie, czy ja nie mogłam się dowiedzieć kim byłam? Na końcu palców pojawiły się małe czerwone punkciki, jak w przypadku walki z Big Joe’m – Powiedz mi!
- Uspokój się Lauro. Powiem ci, ale potem. Za dużo informacji to niezdrowo.
- Fajnie! Wściekłość chyba też ludziom nie służy. Oj! Ale ja nie jestem człowiekiem! Jestem dziwadłem. Nawet nie wiem kim jestem! – teraz byłam u kresu mojej wytrzymałości. Chciałam się dowiedzieć kim naprawdę byłam. Skóra zaczęła mnie niemiłosiernie piec, przybrała kolor ostro czerwony, a włosy zajęły się ogniem. Nie miałam pojęcia co się ze mną działo. Czułam jakbym miała zaraz wybuchnąć, no prawie, ponieważ wybuch statek, w którym akurat siedziałam. Rozpadł się na malutkie kawałeczki, a Toto odrzuciło do tył na jakieś pięć metrów. Szybko ochłonęłam i podbiegłam do niego. Na szczęście nic mu się nie stało. Nie miałam pojęcia z zagrożenia sytuacji, mój przyjaciel mógł zginąć, przeze mnie! Tylko dlatego, że nie chciał mnie narażać na większy stres i szok. Jednak nie spodziewał się takiej reakcji z mojej strony. Pomogłam mu wstać i zaczęłam go przepraszać:
- Naprawdę przepraszam cię Toto. Nie chciałam tego zrobić. Nigdy nie panowałam zbytnio nad emocjami, ale nigdy nie zdarzyło mi się coś takiego. Naprawdę przepraszam ja… - chciałam pokazać, że naprawdę mi przykro, ale Toto przerwał mi słowami:
- Nic nie szkodzi Lauro. Wiem, że to dla ciebie trudny okres, więc nie mam ci niczego za złe. Uwierz, że nie gniewam się na ciebie, tylko boli mnie to, że nie mamy jak się stąd wydostać.
- Widzisz! A jednak jesteś zły!
- Wcale nie jestem. Tylko nie wiem jak stąd wyjść. Nie mógłbym być zły, ponieważ – w tym momencie Toto odchrząknął jakby zapowiadał dłuższą wypowiedź – wtedy byłoby jeszcze gorzej, niż jest teraz, bo gdy jestem zły przestaję myśleć, a gdybym przestał myśleć byłoby potwornie, gdyż moją mózgoczaszkę obrosłyby glony – przy tym zrobił bardzo dziwną minę. Wsunął żuchwę, rozszerzył nozdrza, wytrzeszczył oczy i wyjątkowo wysoko podniósł brwi.
- Yyyy… Okej – powiedziałam bardzo wolno by zrozumiał, że zachowuje się jak kompletny idiota.
- Próbuję cię tylko rozśmieszyć smutasie. Tylko kilka razy widziałem jak się śmiałaś, i to z moich kawałów. Niewiarygodne. I tak, mówię to z ironią w głosie, bo powoli robię się zły, a to jest złe - wtedy mu przerwałam.
- Wiesz, jakoś nie było okazji do śmiechu, kiedy ludzie, oj sory, stworzenia o fioletowych oczach próbują mnie zabić, albo kiedy dowiaduję się, że nie jestem człowiekiem. I nie rób mi tu kolejnego wykładu o glonach i twojej mózgoczaszce. To jest złe, a jeśli coś jest złe - wtedy Toto mi przerwał.
- Teraz ty zaczynasz.
- JEZU, to jest zaraźliwe! – wtedy oboje wybuchliśmy śmiechem – Może i byłam zła, ale takiej głupiej wymiany zdań jeszcze nie słyszałam.
- Właśnie – Toto mi zawtórował.
- No dobra. Humor poprawiony, maszyna zepsuta, to co robimy?
- Może ty coś zaproponujesz. W końcu to przez ciebie mamy kłopoty.
- Hmmm… no nie wiem, może jednak użyję mojej mocy. I tak nie mamy innej deski ratunku.
- No dobra, ale mów jak poczujesz się zmęczona, albo będziesz wiedzieć, że już nie dasz rady. Okej?
- Okej. – obiecałam mu, choć wiedziałam, że pewnie i tak tego nie zrobię. Skupiłam się maksymalnie i odbiłam się jak najmocniej od ziemi. Chciałam mieć za sobą choć pół metra drogi, ponieważ na górę było co najmniej czterdzieści metrów. Tym razem nie zamknęłam oczu. Chciałam wiedzieć, co się ze mną dzieje. Otaczała mnie przeźroczysta, świetlista kula, gdy przez nią patrzyłam obraz wydawał się rozmazany, ale nie przeszkadzało to w ustaleniu miejsca lądowania. Z każdym przebytym metrem czułam się bardziej zmęczona, już w połowie dystansu czułam, że nie dam rady, ale wtedy skupiłam się jeszcze mocniej i z niewiadomo skąd zdobywaną energią przebywałam z wielkim wysiłkiem kolejne metry. Zauważyłam, że Toto był coraz bardziej zdenerwowany , kiedy tak patrzył na mnie wiszącą w powietrzu. Musiało być widać po mnie jak jestem wyczerpana, ale stwierdziłam, że może teraz Toto jest zdenerwowany, ale potem zastąpi to radość, że jednak nic mi się nie stało.
W końcu udało mi się bezpiecznie wylądować na jednym z wielu bloków skalnych. Spojrzałam w dół, nie wierząc, że udało mi się dotrzeć, aż tak wysoko bez żadnych obrażeń. Zawołałam do Toto, ze wszystko w porządku, tylko muszę trochę odpocząć. Usiadłam, w tym miejscu, w którym stałam i zamknęłam oczy. Cudownie chłodny wiatr owiewał moją twarz, a moje uszy dobiegały jakieś dziwne odgłosy. Na początku pomyślałam, że to trzepot skrzydeł ptaka, ale z pewnością się myliłam. Odgłos był coraz głośniejszy i głośniejszy, obejrzałam się dookoła i zobaczyłam czarny helikopter zmierzający w moją stronę.
http://images44.fotosik.pl/174/f7643373f020e1d9med.jpg (http://www.fotosik.pl)
- Toto! Leci tu helikopter! Może nam pomoże! – zawołałam uradowana.
- Myślisz, że piramida z otwartym czubkiem jest dla kogokolwiek normalnym widokiem? Na pewno nie przylecieli tu by nam pomóc! Mogą nas nawet wsadzić za kratki!
- Ale dlaczego?
- Jeśli są idiotami pomyślą, że to nasza sprawka! A na pewno są! Policja to sami idioci! Uwierz mi, miałem już z takimi do czynienia!
- Cholera! – krzyknęliśmy równo – potem już nikt się nie odezwał, czekaliśmy w milczeniu na helikopter. Zawisł on w powietrzu dokładnie nad piramidą, a z jego środka wypuszczono długą drabinę. Zaraz potem zsunął się z niej mężczyzna ubrany na czarno. Miał ciemne okulary i pas przewiązany na biodrach. Poczułam lęk, nie wiedziałam, co mężczyzna chciał zrobić, a miał naprawdę wiele broni do wyboru, których mógł użyć do zamordowania mnie. Wszystkie pistolety, karabiny, granaty przymocowane miał do owego pasa, właśnie do niego sięgał…
Odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam dlaczego to zrobił, chwycił krótkofalówkę, przybliżył ją do ust i powiedział: „Mam dziewczynę, przyślę ją do was”. Potem zwrócił się do mnie, o dziwo bardzo grzecznie:
- Lauro, wejdź ostrożnie po tej drabinie do środka helikoptera i poczekaj tam na mnie i twojego przyjaciela. – bez słowa zaczęłam się wspinać po drabinie, ale po chwili coś sobie uświadomiłam.
- Kim jesteś i skąd znasz moje imię? – powiedziałam do niego, ale on tylko się uśmiechnął i spuścił się jeszcze niżej po drabinie, by dotrzeć do Toto. Zostałam sam na sam z drabiną, po której miałam się wspiąć. Na szczęście nie sprawiło mi to wielkiego problemu, choć nie powiem, że było łatwo. Zważywszy na to, że byłam naprawdę bardzo zmęczona, ledwo mogłam postawić stopę na szczeblu, ale kiedy byłam już na pokładzie helikoptera wiedziałam, że raczej nic złego nie może się stać, chyba, że wypadłabym z niego, wylądowała na piramidzie, stoczyła się z niej na sam dół i zginęła przysypana piaskiem u jej stóp, ale nic takiego się nie stało. Toto też wyszedł z tego bez szwanku i usiadł koło mnie. Naokoło nas zebrała się cała załoga helikoptera, oczywiście oprócz pilota, który tylko odwrócił głowę nie wstając z fotela.
- Zabierzemy was do schronu. – powiedział jeden z nich, ale reszta uważnie przypatrywała mi się uważnie. Patrzyli prosto w moje oczy z widocznym zainteresowaniem. Toto odetchnął z ulgą na wieść, że jednak nie zabierają nas do więzienia, ale chyba nie tylko o to mu chodziło.
- Dobrze, a kiedy tam dotrzemy?
- Niedługo. My lecimy tylko na lotnisko, które kilkanaście kilometrów stąd, ale ty i Laura przesiądziecie się do odrzutowca, który zabierze was do Norwegii w niecałe trzy godziny.
- Dziękuję bardzo.
Chciałam zadać Toto wiele pytań, ale stwierdziłam, że zaczekam z tym do czasu kiedy będziemy lecieć odrzutowcem, z którego nie będzie mógł wyskoczyć z nadzieją na przeżycie, tak jak mógłby to zrobić w helikopterze, byleby nie odpowiedzieć na moje pytania.
Podróż na lotnisko zajęła niecałe dziesięć minut, tym razem helikopter wylądował, byśmy mogli spokojnie wyjść. Od razu podbiegła do nas grupka uzbrojonych mężczyzn w mundurach i przetransportowała nas samochodem pod odrzutowiec. Jakbyśmy nie mogli przejść pieszo tych kilkunastu metrów i nie wiedziałam po co ta cała obstawa, w końcu na lotnisku nie było żywej duszy oprócz nas.
http://images41.fotosik.pl/169/fc2d1072a6fce2f2med.jpg (http://www.fotosik.pl)
Szybko weszliśmy do odrzutowca, gdzie rozsiedliśmy się na wielkich sofach. Tym razem nie podeszli do nas uzbrojeni mężczyźni, tylko kobieta bez jakiejkolwiek broni. Zapytała nas tylko czy czegoś nam potrzeba, lecz ja odmówiłam, chciałam się tylko dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Kiedy tylko wystartowaliśmy zaczęłam wypytywanie:
- Toto, gdzie oni nas zabierają?
- Do Norwegii, przecież mówił to tamten uzbrojony mężczyzna z helikoptera.
- Wszyscy tam byli uzbrojeni, ale nieważne. Mówił coś o jakichś schronach…
- Tak, jak tam dolecimy dowiesz się wszystkiego.
- Dlaczego nigdy nie chcesz mi nic mówić? – teraz byłam już zniecierpliwiona. Toto rzeczywiście nigdy mi nic nie mówił, nie wiem dlaczego.
- A po co mówić, skoro i tak się dowiesz?
- No nie wiem, może dlatego, że jestem ciekawa, a jak ciekawa to i zła.
- Wytrzymasz te kilka godzin, no może w najgorszym wypadku kilka dni.
- Ale powiedz mi teraz! – podniosłam głos, ale Toto nie zmienił swojego tonu głosu nawet trochę:
- Nie powiem. Po co marnować słowa, skoro i tak się dowiesz. Nie uważasz, że to bez sensu?
- Bez sensu jest ta twoja paplanina! Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć!?
- A dlaczego ty jesteś taka niecierpliwa?
- Wiesz trudno być niecierpliwym, kiedy nie wiesz gdzie zabiera cię horda uzbrojonych facetów w odrzutowcu!
- Uspokój się, zapewniam, że się tego dowiesz, kiedy będziemy na miejscu. Stamtąd nie będziemy się ruszać bardzo długo, więc będę miał dużo czasu na wyjaśnienia. Nie martw się, rozsiądź się wygodnie i najlepiej zaśnij.
Wiedziałam, że nie zdołam przekonać w takim stanie w jakim teraz byłam. Musiałam trochę odczekać, by ochłonąć. Kiedy byłam już spokojna zaczęłam najsłodszym głosem, jakim potrafiłam:
- Toto…
http://images38.fotosik.pl/169/4e7e7fde0af02a41med.jpg (http://www.fotosik.pl)
- Tak?
Zamrugałam słodko oczami i zaczęłam wprowadzać w życie mój jakże przebiegły plan:
- Wiesz co? Fajnie byłoby mieć przy sobie dużo broni, żeby nikt ni mógł cię zaskoczyć…
- Do czego pijesz?
- No wiesz, chciałabym być takim komandosem jak ci tutaj.
- No, fajnie byłoby pracować w… - Toto nieco się wzburzył, bo chyba się zorientował do czego tak naprawdę piłam – Oj nie! Nie nabierzesz mnie. – trochę spuścił z tonu - Och, czy ty naprawdę jesteś aż tak niecierpliwa. – wyglądał jakby się nad czymś głęboko zastanawiał, już miałam nadzieję, kiedy Toto powiedział:
- No cóż, w takim razie będziesz musiała poczekać. – potem się uśmiechnął, chwycił najbliższą poduszkę z kanapy, podłożył ją sobie pod głowę i zasnął zaskakująco szybko.
Zostałam sam na sam z moimi myślami. Gdzie się wybieramy? Dlaczego teraz? Kim jestem? Co jeszcze Toto przede mną ukrywa? Nie znałam odpowiedzi na te pytania, ale przynajmniej mogłam sobie wszystko poukładać podczas tych kilku godzin.
Kiedy już dolecieliśmy na miejsce, odrzutowiec zhamował tak gwałtownie, że wcisnęło mnie w siedzenie, z trudem wstałam utrzymując równowagę, ale udało mi się z lekką pomocą ze strony Toto.
- Jesteśmy na miejscu, witaj w Norwegii. – powiedział mój przyjaciel, kiedy otwarto przed nami drzwi.
- Fajnie, Norwegia! Tylko ciekawe po co tutaj przylecieliśmy. – tu wymownie spojrzałam na Toto, ale on się tylko uśmiechnął i zaczął dywagować z jakimś następnym uzbrojonym mężczyzną. Kiedy już skończył zwrócił się do mnie:
- Teraz zapakują nas do jakiegoś auta i zawiozą do schronu.
- Okej, ale jakiego schronu i po co ta cała obstawa?
Toto zignorował moje pytanie i w towarzystwie jakichś mięśniaków, oczywiście ze spluwami u boku zaciągnął mnie do czarnego jak noc mercedesa. Był lśniący i opływowy, wyglądał jak tygrys szykujący się do skoku. Szkoda tylko, że mnie nie było stać na taki wózek, i że nie miałam prawa jazdy.
W każdym razie jechaliśmy dobrą godzinę zanim się zatrzymaliśmy u celu. Wysiadłam z auta, rozejrzałam się dookoła, a moim oczom ukazał się widok niekończącej się pustyni, lecz po dokładnych oględzinach miejsca spostrzegłam coś jeszcze. Jakby spod ziemi wyrastały tam dwie metalowe kopuły, przedziwne, ale niewielkie. Obie były obstawione strażnikami. Kopuły nie były zbyt wielkie, żeby osłonić je strażnikami z każdej strony potrzebne było około dziesięciu na jedną. Razem z Toto i z całą armią żołnierzy doszliśmy do pancernych drzwi jednej z kopuł, czekał tam na nas już jakiś mężczyzna, który powiedział:
- Laura Finnegan? – tu spojrzał na moje oczy.
- Tak.
- Tom Case?
- Tak.
- Proszę za mną. – powiedział tylko i ruszył w kierunku drzwi, oczywiście poszliśmy za nim.
Mężczyzna podszedł do jakiegoś urządzenia skanującego oczy, linie papilarne i głos, a zaraz potem drzwi otworzyły się przed nim mechanicznie. Za nimi znajdował się mały, ciemny pokoik z jednym małym źródłem światła – kryształem zawieszonym pod sufitem. Zdziwiłam się bardzo, gdyż nie spostrzegłam żadnego wyjścia z owego pokoiku. Byłam bardzo ciekawa jak się stamtąd wydostać, ponieważ niemożliwe byłby to, że przybyliśmy tutaj tylko po to, by dostać się ciasnego, ciemnego pomieszczenia z świecącym kryształem umocowanym pod sufitem. Choć może przybyliśmy ty tylko dla kryształu?
http://images41.fotosik.pl/169/8999412127a89110med.jpg (http://www.fotosik.pl)
Moje wątpliwości zostały szybko rozwiane, gdyż przed nami otworzyły się następne drzwi ukazują jasno rozświetlone wnętrze. Całe ściany obłożone były takimi świetlistymi kryształami, jak tamten z pierwszego pokoju. Sklepienie i podłogę zdobiły kafelki białe jak śnieg. Pośrodku sali krzątało sali się kilkuset takich samych uzbrojonych mężczyzn w czarnych mundurach. Jeden coś tam zapisywał, drugi rozmawiał trzecim, czwarty dziesiąty i setny rozmawiali, dwusetny i jego koledzy wypróbowywali broń, przedziwną broń biologiczną z przeźroczystym zbiornikiem na oślepiające światło. Ciekawe jakie są efekty, kiedy trafi się celnie amunicją tej broni w człowieka…
Prowadzono nas przez wiele świetlistych korytarzy, byśmy w końcu doszli do wielkich, metalowych drzwi.
- Oto pański pokój. – powiedział nasz „przewodnik”, a potem wskazał drzwi naprzeciwko i zwrócił się do mnie:
- A tez pokój będzie należał do pani.
Dokonałam dokładnych oględzin drzwi i stwierdziłam, że nie ma w nich zamka.
- Przepraszam, ale jak otworzyć te drzwi?
Przewodnik z szerokim uśmiechem podpowiedział mi, że muszę przyłożyć dłoń do czytnika linii papilarnych, i rzeczywiście, zadziałało. Weszłam do środka bez słowa, gdyż oniemiłam ze zdziwienia.
http://images41.fotosik.pl/169/ed61489f7453ad74med.jpg (http://www.fotosik.pl)
Pokój był naprawdę ogromny, utrzymany w luksusowym stylu. Meble wyglądały na bardzo drogie, ale był jeden minus – nie było tam okna, by światło dzienne mogło oświetlać wielkie łóżko, albo ogromną kuchnię, czy salon z nowoczesnym telewizorem plazmowym, ale to tylko pewnie dlatego, że cały kompleks był pod ziemią. Tylko ciekawe jak mogłam zaopatrzać lodówkę, skoro sklepów nie było w promieniu stu kilometrów. Na szczęście znalazłam zegar naścienny, bo inaczej nie mogłabym określać godziny, co nie byłoby mi za bardzo na rękę.
Podziękowałam mężczyźnie, który mnie tu przyprowadził i poszłam do pokoju Toto. Jego apartamencik wyglądał prawie tak samo jak mój, lecz czymś się różnił. Jednak nie za bardzo orientowałam się czym.
- No no, ale luksus. – powiedział Toto, a potem zagwizdał.
- No to pomyśl jak mi się tu podoba. Ty to już mieszkałeś w luksusie, a co ja mam powiedzieć? Nędza, nędza i mnóstwo bab wokoło. Zero prywatności. – byłam naprawdę podekscytowana, ale nadal dręczyły mnie myśli: Czemu tu jesteśmy? Dlaczego tu jest tylu żołnierzy? Co oni robią? Dlaczego przyjechaliśmy tu z taką obstawą? CZEMU JA?
Tak więc zaczęłam zadawać te pytania Toto, ale on powiedział tylko, że jest już późno i mam już iść spać. Nie wiedziałam, dlaczego on przede mną to wszystko ukrywał. Byłam ciekawa, ale posłusznie poszłam do swojego pokoju, by tam obmyślić plan, o czym Toto nie oczywiście nie wiedział. Leżałam na łóżku zastanawiając się nad strategią działania, ale w głowie wirowało mi z tysiąc innych myśli w stylu: „Ale co będę tu jeść?”, czy „ Ale w co ja się przebiorę?”.
W tym momencie akurat bardziej interesowała mnie kwestia ubioru, niż sprawy dotyczące mojego pobytu tutaj. Wszystkie moje rzeczy zostały w samochodzie, który najprawdopodobniej zaginął na wieli przykryty grubą warstwą piachu na środku pustyni. Zajrzałam do szafy z nadzieją, że może tam są jakieś ubrania i z zadowoleniem i zdziwieniem zarazem stwierdziłam, że wszystkie moje ubrania i wiele, takich których wcześniej nie widziałam wisiało w szafie, nawet matkom zostały przydzielone osobne wieszaki. Czułam, że powinnam komuś podziękować, tylko nie wiedziałam komu, a żeby nie zaprzątać się tą myślą, wróciłam do obmyślania planu. W końcu stwierdziłam, że nie potrzebny i plan, po prostu wybiegnę z mojego pokoju na łeb na szyję. Niech się dzieje, co chce. Jak się nie uda, odczekam z godzinkę i znowu wybiegnę. Na szczęście nie musiałam próbować drugi raz, ponieważ na korytarzu nie było nikogo. Miałam zamiar dobiec do tej sali, w której trenowali tamci komandosi. Lecz los chciał, żebym tam nie dotarła, tylko została zatrzymana na końcu jakiegoś ślepego korytarza przez naprawdę przystojnego i umięśnionego mężczyznę. Miał ciemne brązowe włosy i tego samego koloru oczy, był w samych spodniach, co pozwalało dostrzec jego idealnie zbudowane ciało. Wydawał się być miłym mężczyzną, a raczej chłopakiem, ponieważ na moje oko wyglądał na siedemnaście, może osiemnaście lat. Chciałam zapytać go o drogę, ale on niespodziewanie wyjął pistolet z przegródki na jego pasie przeznaczonej właśnie do przetrzymywania broni. Naprawdę strasznie się zlękłam, nogi się pode mną ugięły i upadła na podłogę. Przecież ja mu nic nie zrobiłam! Czemu on wyskakuje na mnie z bronią?! Widziałam jak napastnik przenosi palec nad spust. Czułam ogromny strach, bałam się śmierci…
http://images45.fotosik.pl/174/bb4a1cf6ad5afae6med.jpg (http://www.fotosik.pl)
Strzelił…
Czułam jak kula przeszywa moje ciało w okolicach serca, był to straszliwy ból, bałam się ruszyć, chociażby poruszyć ręką, ponieważ bałam się, że będzie boleć jeszcze bardziej. Zresztą i tak nie mogłam się ruszyć, miałam sparaliżowane całe ciało. Ale moje myśli przykryła fala wątpliwości. Ja żyłam, ale jak to było możliwe. Od czasu postrzału miałam zamknięte oczy, bałam się, nie chciałam spojrzeć na ranę. Musiała być głęboka, cały czas bolała niemiłosiernie.
Usłyszałam szybkie kroki , które mogły należeć do biegnącego mężczyzny, ponieważ kroki były ciężkie. Potem zawołał:
- Jezu Chryste! Coś ty narobił?! – po głosie poznałam, że był to Toto.
- Ja… No… Strzeliłem, ponieważ ona ma fioletowe oczy…
- To jest Laura Finnegan kretynie!
- O mój Boże! Przepraszam! – teraz napastnik był naprawdę zdenerwowany i spanikowany.
- Zabiłeś ją! Zabiłeś!
- Ja… Nie wiedziałem! Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam! Nie chciałem!
- Wiem, że nie chciałeś! Nie musisz tego powtarzać! Ale nie cofniesz czasu! Zabiłeś ją! Ona była moją przyjaciółką! – Toto podbiegł do mnie i przytulił, dotknął mojej rany, która strasznie zapiekła. Chciałam mu coś powiedzieć, ale nie mogłam, sama nie wiedziałam, dlaczego. On myślał, że nie żyłam, ale byłam cała, no prawie…
- Nie rozumiem – zaczął roztrzęsionym głosem Toto, pewnie płakał – ona jest nieśmiertelna…
- Najwyraźniej nie… - powiedział ten drugi chłopak, bezbarwnym tonem.
- Idź szybko zawołaj lekarzy!
- Dobrze. – chłopak pobiegł po pomoc, a Toto przytulił mnie mocniej, oparł głowę na moim ramieniu i płakał. Cały czas płakał, i kiedy tak klęczał koło mnie stwierdziłam, że muszę dać mu jakiś znak, ze żyję, ale nie wiedziałam jaki. Byłam zbyt sparaliżowana, by móc zrobić cokolwiek, rana nadal bolała niemiłosiernie i opierałam się by nie krzyknąć z bólu, oczywiście gdyby udałoby mi się otworzyć usta, co nie byłoby takie trudne. Czułam nieodparte pragnienie krzyknięcia. Może wtedy mniej by bolało, ponieważ z moich spostrzeżeń wynikało, że coś człowieka boli, na przykład rana postrzałowa, i zacznie krzyczeć albo zaciskać dłonie w pięści, to jego uwaga zostaje podzielona. Zaczyna się skupiać na krzyczeniu i mniej ubolewa nad bólem, mniej koncentruje na nim uwagi i dzięki temu mniejszy odczuwa ból. Ale to były tylko moje spostrzeżenia.
Przez te pięć minut, które musiałam czekać z wypłakującym mi się Toto na ramieniu rozmyślałam o tym, co on powiedział: ”Ona powinna być nieśmiertelna.” Ale dlaczego? Może i nie byłam człowiekiem, ale bez przesady, nieśmiertelna? Ale może to i racja? No bo w końcu kto przeżył taki postrzał, w okolice serca, może nawet i w serce? No na pewno nie nieśmiertelny. Ale jeszcze jedno mnie zastanawiało, a mianowicie sytuacja, kiedy Toto wbiegł na korytarz powiedział coś w stylu: „Czemu to zrobiłeś?!”, a tamten chłopak, który rzekomo mnie zabił odpowiedział: „Ale ona ma fioletowe oczy!” To mogło być wyjaśnienie celu tej całej „organizacji”, o ile można tak to nazwać. Oni mogą mieć na celu zabijanie stworzeń o fioletowych oczach (nie ludzi, stworzeń, jak to ujął Toto)!
Nie mogłam więcej przemyśleć, ponieważ naokoło mojej osoby zaczęło dziać się ogromne zamieszanie. Po odgłosie tupotania stóp stwierdziłam, że przybiegło do mnie kilku lekarzy, by potem położyć na noszach i zanieść do Sali operacyjnej. Kiedy ulokowali mnie na jakimś strasznie twardym łóżku i poprzyczepiali do mnie jakieś kabelki i kroplówki, co naprawdę bolało, zaczęli bez znieczulenia, wydłubywać pocisk z mojego ciała. Tak strasznie bolało, że nie mogłam się powstrzymać, usiadłam gwałtownie na łóżku, otworzyłam oczy i krzyknęłam na całe gardło:
- Aua! To boli!
Wszyscy patrzyli na mnie w osłupieniu, ale nie zwróciłam na to uwagi. Przygryzłam dolną wargę, spojrzałam na ranę i stwierdziłam, że wcale nie jest tak tragicznie, jak sądziłam. Było dużo krwi, to fakt, ale rana nie była tak znowu głęboka. Włożyłam w nią dwa palce – kciuk i wskazujący, i nadal przygryzając wargę wyjęłam pocisk. Poprosiłam wciąż osłupiałych lekarzy o środek do dezynfekcji ran. Oczywiście podał mi to czego chciałam bez słowa, nadal wytrzeszczając oczy ze zdumienia. Polałam ranę jakimś specyfikiem. Rana piekła niemiłosiernie, ale jakoś wytrzymałam zaciskając szczękę i zamykając oczy. Kiedy spojrzałam na miejsce postrzału nie dostrzegłam nic prócz leciutko świecącej blizny. Nie wiedziałam jak mogło się to stać, lekarze chyba też nie, bo teraz nie tylko wytrzeszczali oczy, ale też mieli głupkowato otwarte usta. Pierwszym, który się odezwał był Toto:
- Ty żyjesz! – podbiegł do mnie i przytulił tak mocno, że prawie mnie udusił.
- Rozumiem, że się cieszysz, ale proszę, nie uduś mnie. – powiedziałam.
- Ach tak, przepraszam. – nie puścił mnie, lecz rozluźnił uścisk – Ale mi napędziłaś stracha! Myślałem, że nie żyjesz… A i jak to zrobiłaś? – teraz wskazał na pocisk leżący na białym stoliczku, stojącym koło łóżka.
- Ja… sama nie wiem. Tak jakoś samo wyszło… - właściwie nie wiedziałam, jak to zrobiłam, ale wiedziałam, że muszę porozmawiać z tamtym chłopakiem, który mnie postrzelił. To zaskakujące, ale z taką lekkością myślałam o tym, że zostałam postrzelona, ale to pewnie dlatego, że byłam na to przygotowana, skoro tylu ludzi już chciało mnie zabić...
Spojrzałam na tego chłopaka i powiedziałam:
- Przepraszam, czy możemy pogadać na osobności?
- Hm, tak. – odpowiedział trochę zmieszany.
Poszliśmy razem pod mój pokój, mimo sprzeciwów lekarzy, bym mogła wziąć szybki prysznic i przebrać się. Kidy wreszcie wyszłam z pokoju, on zaczął mnie przepraszać:
- Naprawdę przepraszam, nie wiem co mnie naszło, po prostu…
http://images39.fotosik.pl/170/067c402b36589389med.jpg (http://www.fotosik.pl)
- Nie musisz przepraszać, w każdym razie nie teraz. Może zaczniemy od przedstawienia się? – byłam dla niego bardzo miła, pewnie dlatego, że był nieziemsko przystojny, taki umięśniony, a jego oczy, och jego oczy były naprawdę piękne. Jego spojrzenie było takie głębokie…
- Jestem Robbie. – powiedział z lekką ulgą.
- A ja Laura.
- Wiem.
- No właśnie, skąd wiesz?
- Wszyscy wiedzą. Przecież jesteś jedyną hybrydą… - chyba chciał kontynuować, ale ja mu przerwałam.
- Przepraszam, kim jestem?
- No… hybrydą. – Robbie był wyraźnie zakłopotany.
- O mój Boże! Raz się dowiaduję, że nie jestem z Ziemi, a potem, że jestem hybrydą! Nawet nie wiem, co to jest hybryda. – nie wiem dlaczego, ale łzy same cisnęły mi się do oczu, usiadłam na ziemi, opierając się plecami o ścianę i ukryłam twarz w dłoniach. Nie mogłam w takiej chwili nie płakać. Ale Robbie najwyraźniej nie miał za grosz taktu i wyczucia chwili i powiedział:
- No hybryda to jest połączenie człowieka i kosmity. Najmądrzejsze i niepokonane stworzenie w kosmosie…
Przerwałam mu i wytknęłam mu wszystkie błędy jakie właśnie popełnił:
- Wiesz… nie masz wyczucia chwili. – rozchmurzyłam się trochę. Najmądrzejsza i niepokonana, zaczynało mi się podobać. Wstałam, by nie czuł, że ma nade mną jakąkolwiek przewagę. W końcu próbował mnie zabić, ale jakoś mu się nie udało, bo byłam nieśmiertelna (chyba), najmądrzejsza i niepokonana.
- Dlaczego? – zapytał zdumiony.
- Powinieneś powiedzieć coś w stylu: Nie martw się, wszystko będzie dobrze”, ale ty zdołowałeś mnie jeszcze bardziej mówiąc, że jestem spokrewniona z jakimś kosmitą… - teraz to on mi przerwał, tak przerwał zapłakanej dziewczynie, która właśnie dowiedziała się, że jego matką, albo ojcem jest kosmita i do tego ta dziewczyna szuka wsparcia właśnie w nim.
- Przepraszam bardzo – zaczął naprawdę pięknym niskim głosem, na którego dźwięk szybciej zabiło mi serce – ale nie przyszedłem tu by słuchać, że nie mam wyczucia chwili, czy czegoś tam innego. Jestem jaki jestem i nic tego nie zmieni. – był naprawdę wkurzony, nie chciałam go rozłościć, choć nienawidziłam go z całego serca. Nie mogłam jednak podnieść na niego głosu, on zresztą też nie, choć był wzburzony nie krzyknął ani razu. Trudno jest krzyczeć na osobę, którą przed chwilą prawie się zabiło. Ale ja miałam powód, by na niego krzyczeć, lecz nie mogłam, sama nie widząc dlaczego. Przecież go nienawidziłam! Ale było coś w nim, co wzbudzało zaufanie i miękły mi przy nim kolana, a po plecach przebiegał przyjemny dreszczyk.
- No dobra, sory, ale to jest najprawdziwsza prawda. – widziałam, że Robbie otworzył usta próbując coś powiedzieć, ale ja kontynuowałam swoją wypowiedź, nie pozwalając mu na wyrażenie swojej opinii, o tym, co właśnie oznajmiłam. – W każdym razie, chcę się dowiedzieć czegoś o tym, co powiedziałeś, po tym jak prawie mnie zabiłeś. – ostatnie słowo prawie nie przeszło mi przez gardło, ponieważ nie przyswoiłam jeszcze myśli, że mogłabym teraz nie żyć.
- Ale o co ci chodzi? – był zakłopotany – Byłaś przytomna, kiedy, no… przed tym jak pobiegłem po pomoc?
- Tak.
- No więc, o co chodzi?
Robbie był w szoku, przynajmniej tak to odbierałam.
http://images50.fotosik.pl/174/6a059dfc1c3cef7amed.jpg (http://www.fotosik.pl)
- Powiedziałeś, że mam fioletowe oczy, i że powinieneś mnie zabić.
Patrzyłam mu prosto w oczy, chciałam się dowiedzieć, co naprawdę czuł, ale nie mogłam się skupić. Jego oczy były takie piękne, ciemne, koloru przypominającego gorzką czekoladę, lecz były bardziej nasycone ciepłym brązem. On patrzył prosto w moje oczy, nie wiem co tam zobaczył, ale także nie mógł oderwać od nich wzroku. W końcu się zreflektował i odpowiedział:
- Tak, powiedziałem tak, ponieważ to prawda. W każdym razie to była prawda. – podkreślił słowo „była”, chcąc dać mi do zrozumienia, że się mylił – Ale to było przed tym, jak się dowiedziałem, że jesteś hybrydą.
- A ma to jakieś znaczenie?
- Oczywiście, że ma! Jesteś Laurą Finnegan! Jedyną hybrydą w kosmosie! A jak nam wiadomo, nic poza kosmosem nie istnieje. W każdym razie nam, ludziom nic o tym nie wiadomo, kosmitom zresztą też nie. Przestrzeń kosmiczna jest tak ogromna, że nigdy nikt nie dotarł jej granic, nawet kosmitom, którzy prześcignęli nas w rozwoju niewyobrażalnie.
- No dobra, i co, że jestem hybrydą?
- Jesteś także człowiekiem, ale nie koniecznie o to chodzi.
- No to o co chodzi?
- Masz moc, która może nam pomóc.
- Nam, czyli komu?
- Ludziom.
- Ja mam pomóc ludziom? Ciekawe w czym. – byłam ciekawa, ale jak zawsze nie miałam tyle wiary w siebie, żeby chociaż mieć nadzieję, że ja, Laura Finnegan mogę pomóc ludziom, wszystkim na raz!
- W walce. – powiedział to tak lekko, że nawet na początku nie zrozumiałam, o co mu chodziło. Jednak zdenerwowałam się, gdy dotarło do mnie, co Robbie właśnie powiedział.
- Jak to, w walce?
http://images47.fotosik.pl/174/1dea7a650fa29636med.jpg (http://www.fotosik.pl)
- Widzisz… Zapowiada się wojna.
Teraz to byłam w szoku, nie zdenerwowana, nie zła, nie smutna, po prostu w szoku.
- Jak to wojna? Z kim? – mój głos był wyraźnie roztrzęsiony, co Robbie zauważył. Spróbował przybrać ton głosu matki, mówiącej właśnie do swojego dziecka, ale jakoś mu to nie wyszło. Zrozumiałam, że chciał mnie udobruchać, ale i tak mnie to nie pocieszało.
- Hm… Wojna ludzi i kosmitów.
Proszę o komentarze :)
I życzę miłej reszty wakacji :P
Charionette
04.08.2009, 09:22
Bardzo fajny odcinek... Dużo zwrotów akcji. Naprawdę widać, że się przyłożyłaś
9.5/10
Pozdrawiam
WOW
Ja
ło
ale długaśny odcinek!
no postaraałaś się kobieto ;]
chociaż miałaś na to miesiac to i tak wyszło jakbyś pisała to przez przynajmniej 2
takie jest moje zdanie
a robi molgłby mieć inny nos
troche nie pasuje
trochę dziwny moment był z tym jak nasz uroczy robbie najpierw ją zabił a potem byli już najjlepszymi przyjaciółmi
no ale reszta jest perfekt
i nie byyło polowania ;[ (na ser) :(
pamiętasz???
no ale już trudno
może zamieścisz to kiedy indziej
mam nadzieje że tak
a tak wogóle to jest jeszcze taka drobna rzecz:
na przawie każdym zdjeciu laura jest odwrócona tyłem
przecierz powinnismy podziwiać jej urode
bo jest naprawde ładna ;]
Fajny odc. ;']
pzdr.
zuzik
Na początku mi się nie podobało więc nie komentowałam ,ale ta akacja i napięcie w tym odcinku - super. Przybywa ci stała czytelniczka.
Red Trumpet
09.08.2009, 20:43
Dzięki za komentarze :)
@zumzool: Jeśli chodzi o Robbiego to... Słyszałaś o czym takim zwanym chemią? Kiedy ludzie podobają się sobie wzajemnie itp. ? W każdym razie o to chodzi... :D Ale o co Ci chodzi z tym polowaniem na ser? Nie przypominam sobie nic takiego... Ale ja często zapominam :D
Postaram się napisać odcinek jak najszybciej.
Pzdr. :)
I miłej reszty wakacji :)
Często zapominasz ???
to dość dziwne ale okej
miłęgo pisania ;]
no ale jak możesz nie pamiętać polowania ma ser ???
no już trudno stało się...
p ppppprostu hamstwo w państwie
pozdro dla wszystkich ;]
mam nadzieję ze kolejny odc będzie równie ekscytujący
Wednesday
03.10.2009, 18:42
Super super super super
pisz dalej nie moge sie doczekać !!!
vBulletin® v3.8.4, Copyright ©2000-2025, Jelsoft Enterprises Ltd.