PDA

Zobacz pełną wersję : Oko Diabła


Fobika
29.07.2010, 19:59
Witam :)
Przedstawiam wam moje drugie FS. Od dłuższego czasu niosłam się ze zrobieniem go i w końcu znalazłam na to czas.
Pewnie kilkoro z was czytało moje poprzednie FS "Otwórz oczy" i mam nadzieje, że to też się wam spodoba. Ale muszę uprzedzić, że to będzie zupełnie inne. Po pierwsze będzie działo się w realnym świecie, w Polsce :) aha i postaram się w nim okiełznać swoje mordercze zapędy i tym razem nie będę zabijała wszystkich bohaterów jak leci, dlatego możecie się swobodnie do nich przywiązywać :P
Muszę jeszcze zaznaczyć, że będzie się działo tak jakby w dwóch czasach. Trochę we współczesności, a trochę w Polsce Ludowej. I z tym drugim wiąże się pewien problem. Otóż nie żyłam w tamtych czasach i niemam pojęcia jak wyglądało życie codzinne i może być kilka błędów, to samo tyczy się ubioru bohaterów na zdjęciach - będzie bardziej współczesne.
No to tyle słowem wstępu. Dzisiaj wrzucę tylko coś na wzór epilogu, dlatego prawdopodobnie nic z niego nie załapiecie.
Mam nadzieje, że wam się spodoba i koniecznie piszcie komentarze :)

13 sierpień 1993

Ciężkie, metalowe wskazówki przesuwały się leniwie po tarczy zegara. Robiły to samo od blisko czterech wieków, nieustannie pokonując tą samą drogę. Niemi świadkowie minionych lat.
Widziały wiele.
Huczne jarmarki, ociekające przepychem festyny, bójki, strzały, bomby spadające z nieba… a jednak taka noc jak ta, nie przytrafiała się często.
Noc w której wiecznie żywe miasto spało.
Zabytkowe ulice pogrążone były w ciszy. Żaden bezpański kocur nie grzebał w śmietniku w poszukiwaniu późnej kolacji, żaden pijany imprezowicz nie opuścił jeszcze klubu i chwiejnym krokiem próbował dotrzeć na autobus.
Nic.
Zegar na ratuszu wybił drugą godzinę. Po uśpionych ulicach rozlały się dwa potężne uderzenia dzwonów przerywając cisze nocy.
Mój Boże… gdzie ja jestem?
Próbowała zaczerpnąć powietrza, ale coś w jej gardle blokowało dostęp tlenu do płuc. Owinęła dłońmi obolałą szyję i zakaszlała czując, że za chwilę wypluje cały układ oddechowy.
Nie mogła oddychać.
Wbiła paznokcie w szyję, gotowa rozerwać skórę byle tylko oswobodzić ściśniętą krtań. Jej ciałem zawładnęła fala paniki. Wirowała wraz z krwią w żyłach, docierając do każdego mięśnia i przejmując nad nimi kontrolę. Czuła się jak szmaciana marionetka przyczepiona do sznurków, za które ciągnęły długie palce strachu.
Ciemność rozlała się w jej oczach. Czuła łaskotanie oddechu śmierci na karku, który z każdą chwilą stawał się coraz silniejszy, przemieniając się w pożądliwe dyszenie.
Umieram.
Wątłe nogi nie były już w stanie utrzymać ciężaru jej ciała. Padła na ziemie, boleśnie uderzając kolanami o kamienny bruk. Poczuła jak niewidzialna obręcz zaciska się wokół jej żołądka.

http://img507.imageshack.us/img507/6594/beznazwy1kopiad.jpg (http://img507.imageshack.us/i/beznazwy1kopiad.jpg/)

Fala wymiocin wylała się z jej ust prosto na chodnik. Dopiero wtedy zdołała odetchnąć. Powietrze wdarło się do jej płuc, rozjaśniając pogrążony w cieniu śmierci umysł.
Żyję.
Z odrazą odsunęła się od zielonkawej breji, która jeszcze kilka sekund temu była w jej żołądku. Wierzchem dłoni wytarła z brody resztki wymiocin. Dopiero teraz poczuła chłód nocy oplatający jej nagie ramiona i stawiający na baczność drobne włoski.
Gdzie ja jestem?
Opierając się o pobliski kamienny murek podniosła się ciężko z ziemi. Świat zawirował przed jej oczami i musiała się mocna trzymać barierki, żeby ponownie nie upaść. Kiedy zawrót głowy minął, podniosła wzrok i spojrzała przed siebie. Dopiero teraz widząc rozbijające się o wały brzegi rzeki zdała sobie sprawę, że stoi na moście. Drżąc z zimna rozejrzała się dookoła. Zabytkowe kamieniczki i wysadzane brukiem chodniki wydawały się być znajome…
Tak… gdzieś już to widziała… była tu kiedyś…
Odwróciła głowę i zobaczyła dokładnie to czego się spodziewała. Drewnianą, potężną konstrukcję, która zupełnie nie pasowała do ceglanej scenerii miasta. Żuraw.
Stała na moście nad Motławą. Była w Gdańsku.

http://img401.imageshack.us/img401/6740/beznazwy3e.jpg (http://img401.imageshack.us/i/beznazwy3e.jpg/)

Jak ja się tu znalazłam do cholery?!
Spokojnie… tylko spokojnie. Musisz się uspokoić. Postaraj sobie przypomnieć, jaka jest ostatnia rzecz jaką pamiętasz…
Dziewczyna zamknęła oczy i starała się uspokoić przyśpieszony oddech, którym wciąż jeszcze nie mogła się nacieszyć. Próbowała się przedrzeć przez gęstą mgłę spowijającą jej umysł i wyrwać na powierzchnie zapomniane obrazy.
Co pamiętasz?
Słodkawy zapach morza, białe bałwany fal delikatnie rozbijających się o brzeg, stukot butów na drewnianym podłożu…
Molo.
Uniosła gwałtownie powieki i wlepiła wystraszone spojrzenie w niespokojną tafle rzeki.
Pamiętała, że była w Sopocie. Czekała na… Sebastiana. Spóźniał się jak zwykle, więc poszła się przejść na molo. A potem…
Ciemność.
Wspomnienie wiatru wijącego się w jej włosach, było ostatnią rzeczą jaką pamiętała. Łzy bezradności boleśnie paliły ją w oczach. Zagryzła mocno dolną wargę, by powstrzymać się przed ich wylaniem.
Nie wpadaj w panikę. Na pewno jest jakieś wytłumaczenie. Tylko nie panikuj.
Nie było to łatwe. Do jej gardła wdzierał się krzyk przerażenia. Przycisnęła dłoń do ust by wepchnąć go z powrotem do płuc. Wtedy poczuła na wargach słodkawy, znajomy smak. Oblizała koniuszkiem języka usta i spojrzała na swoją rękę tak, jakby widziała ją po raz pierwszy w życiu. Uniosła dłoń do góry, by przemycić ją w słaby okręg światła pobliskiej latarni.
Dziki krzyk wyrwał się z jej gardła.
To była krew.

26 sierpień 2010

Przycisnął rozgrzany policzek do chłodnej szyby, dysząc ciężko. Przestraszonymi oczami obserwował przechodniów na ulicy, ale nie potrafił na nich skupić swojej uwagi. Jego umysł pochłaniało teraz zupełnie coś innego.
Ona.

http://img535.imageshack.us/img535/4999/beznazwy5w.jpg (http://img535.imageshack.us/i/beznazwy5w.jpg/)

Wiedział, że przyszła. Czuł jej milczącą obecność.
Dostrzegł ją jedynie kątem oka, zanim zdołał odwrócić się plecami i przycisnąć twarz do okna. Siedziała na zielonej, obdartej przez myszy kanapie, która została w mieszkaniu jeszcze po poprzednich właścicielach.
Czekała na niego.
Wiedział, że ten dzień kiedyś nadejdzie. Bał się go, a jednocześnie podświadomie czekał na jego przyjście. Być może był to jedyny powód dla którego wciąż jeszcze żył. Teraz kiedy ta chwila nadeszła, całkiem niespodziewanie owładnął nim strach, który kazał mu się od niej odwrócić. Bał się spojrzeć w jej oczy i tego co w nich zobaczy.
W dłoni wciąż trzymał kubek ze świeżo zaparzoną kawą. Powoli odłożył go na parapet. Dłonie tak mu się trzęsły, że kilka kropel brunatnej cieczy przelało się przez krawędź parząc boleśnie skórę ręki. Ale on nawet tego nie zauważył. W jego głowie kłębiło się zbyt wiele myśli.
Zamknął oczy i wciągnął powietrze nosem. Poczuł zapach żywicy... tylko ona zawsze roztaczała wokół siebie tą woń. Słodkawą, zmysłową i kuszącą, która wiele lat temu go opętała i wyzwoliła w nim najgorsze demony.
Targały nim sprzeczne emocje. Z jednej strony chciał się odwrócić i spojrzeć na nią. Jeszcze raz nacieszyć oczy jej gładką jasną cerą, przeczesać palcami jej długie włosy i zacisnąć ramiona wokół wąskiej talii. Ale jednocześnie bał się tego. Doskonale wiedział co się stanie jeśli to zrobi. Nie chciał rozbudzać w sobie dawnych niespełnionych pragnień. Tyle czasu zajęło mu, żeby pogodzić się z tym co się stało.
Zabawne, przez te wszystkie lata wydawało mu się, że w końcu zdołał rozliczyć się z przeszłością. Naiwnie wierzył, że jest w stanie znów czuć się bezpiecznie, a wystarczyło tylko, żeby ona znów się pojawiła, by zasłona głupich złudzeń opadła. Znowu był tak samo bezbronny jak wcześniej. Miał ochotę roześmiać się nad swoją własną głupotą. Ale minęło już tyle czasu od kiedy śmiał się po raz ostatni, że nawet nie pamiętałby jak to zrobić.
Znieruchomiał słysząc lekki szmer dobiegający z wnętrza pokoju.
-Odejdź- powiedział błagalnie zaciskając jeszcze mocniej powieki.
-Nie mogę.
Słowa wdarły się do jego uszu i zakołatały we wnętrzu czaszki. Jęknął cicho. Jej miękki i delikatny głos, który tyle razy szeptał jego imię znów powrócił przynosząc ze sobą słodycz o której nie chciał pamiętać. Podniósł dłonie i objął rozbrzmiałą od bólu głowę.
- Odejdź- powtórzył przez zaciśnięte zęby.
-Musisz mnie wysłuchać- powiedziała tym samym, delikatnym głosem.
Niechętnie rozsunął zasłony powiek i powoli odwrócił się w jej stronę. Kiedy jej widok uderzył w jego oczy wstrzymał na chwilę oddech. Wyglądała dokładnie tak samo jak ją zapamiętał. Ostatni raz widział ją siedem lat temu, a ona wciąż pozostawała nietknięta biczem czasu.

http://img294.imageshack.us/img294/3739/beznazwy4qd.jpg (http://img294.imageshack.us/i/beznazwy4qd.jpg/)

Nieświadomie podniósł dłoń do twarzy i przebiegł palcami po suchej skórze pokrytej zmarszczkami. Dla niego czas nie był tak łaskawy. Przez chwilę starał się zobaczyć siebie jej oczami. Co też ona teraz widziała? Chudego, przygarbionego starca. Gęste kiedyś włosy przerzedziły się, świecąc siwymi pasmami. Pokrytą zmarszczkami, zapadłą twarz oplatała gęsta, zaniedbana broda.
Nie był już nawet cieniem człowieka, którego ona kiedyś znała. Nic w nim nie pozostało takie same, gdy tymczasem ona...
Kobieta siedziała nieruchomo z dłońmi splecionymi na kolanach. Jej schludność i elegancja kontrastowały z ciemnym, zagraconym mieszkaniem. Nie pasowała tu. Ale jej zdawało się nie przeszkadzać otoczenie w jakim się znalazła. Wbiła w niego spojrzenie bladych oczu, jakby nic poza nim nie istniało.
-Musisz mnie wysłuchać- powtórzyła spokojnie.
Wciąż stał przy oknie przyciskając plecy do szyby. Nadal nie mógł się zdobyć na to by się do niej zbliżyć. Próbował coś powiedzieć, ale z jego gardła nie zdołał się wydobyć żaden dźwięk. Ponownie zamknął oczy starając się uspokoić przyśpieszony puls, który w szaleńczym tempie pompował krew do złamanego serca. Potarł dłońmi twarz, jakby starał się z niej zdjąć maskę zmęczenia i bólu.
- Czego ode mnie chcesz?- wyszeptał w końcu. Podniósł głowę i wlepił zaszklone oczy w sufit nie znajdując w sobie dość siły by na nią spojrzeć- Odebrałaś mi wszystko… już nic więcej nie zostało…- zamilkł nie mogąc wypowiedzieć ani jednego słowa więcej.
Uśmiechnęła się pokazując rząd białych, prostych zębów.
-Diabeł znów patrzy- odparła spokojnie.
Przerzucił na nią przerażone spojrzenie.
-O nie…

Na dzisiaj to wszystko. Czekam na wasze komentarze.

pensivelane
29.07.2010, 20:35
Super. Najbardziej podobał mi się fragment o tej nieszczęsnej dziewczynie. Zaskoczyło mnie też, że akcja toczy się w Polsce. Polskie imiona, Gdańsk - super. Piszesz dobrze stylistycznie, błędów ortograficznych nie widziałam toteż czyta się rewelacyjnie. Miłe zdjęcia - z klimatem. Mam pytanie: Na pierwszym zdjęciu, użyłaś poseoxa. Pamiętasz z jakiej jest strony? Ostatnio mam problem z hack'ami i psują mi grę, dlatego chciałabym pobierać z jakiejś sprawdzonej strony :) Pozdrawiam i oczywiście czekam na następny odcinek - pensiv. :)

Searle
29.07.2010, 20:52
Hm... Czy to będzie sf? Jakoś kojarzą mi się podróże w czasie :)
Nie czytałam twojego wcześniejszego FS, ale to na pewno będę śledzić :)
Piszesz bardzo fajnie. Podoba mi się Twój styl.

To, co rzuciło mi się w oczy:

przyczepiona do sznurków, za które ciągnął długie palce strachu. - ciągnęły

Padła na ziemie, - ziemię

spojrzenie w niespokojną tafle rzeki. - taflę

pensivelane
29.07.2010, 20:58
@Searle podziwiam Cię, że chce ci się to wszystko wyłapywać :D. Oczywiście też bym powypisywała, gdyby ktoś robił błędy nagminnie, ale dziewczyna sobie nieźle radzi. Każdemu może się zdarzyć małe potknięcie. :)

Vipera
29.07.2010, 21:01
Widziałam parę powtórzeć... głownie na początku. Całość jednak bardzo mi się podobała, więc czekam na next ;)

Fobika
29.07.2010, 21:11
Searle dzięki za poprawę :) I nie będzie to o podróżach w czasie :P Opowieść będzie przedstawiona z perspektyw dwóch osób żyjących w różnych latach.

pensivelane co do poseboxa to nie mam bladego pojęcia skąd go wziełam. Jak będę grała to sprawdzę czy jest jakiś trop w opisie obiektu.

A co do powtórzeń to jest moja największa słabośc, której nie moge pokonać.

Fajnie, że póki co się wam podoba :)

ptasie mleczko
29.07.2010, 21:12
Ha! Ja to wiedziałam kiedy powrócić na forum, żeby przeczytać sobie coś niezłego. Ciekawie się zapowiada, będę zaglądać. A czemu okiełznujesz swoje mordercze zapędy? Ja je lubiłam :D Uwielbiam Twój styl moja droga. "Otwórz oczy" na trwałe zapadło w moją pamięć i oczekuję, że to FS również będzie trzymać taki poziom ;)

-Diabeł znów patrzy- odparła spokojnie - mam ciary B)

PS: 1993 to już nie PRL

Fobika
29.07.2010, 21:16
Wiem, że 1993 to nie PRL :P To jest tylko tak krótka wstawka z tego okresu... wiem, że narazie to trochę poplątane, ale potem będzie lepiej :)
A mordercze zapędy trzeba kiedyś ograniczyć. Ot tak dla zdrowia psychicznego :P

ptasie mleczko
29.07.2010, 21:21
A to pardomsik się zapędziłam, myślałam, że to już FS właściwe. Nie mogę się doczekać. Mów co chcesz, ale jak Cię znam, to mordercze zapędy wypłyną jak nic prędzej czy później B), na co będę czekać, pal licho zdrowie psychiczne :D Cieszę się niezmiernie, że znów piszesz.

_natalia_
29.07.2010, 21:22
Czytałam twoje poprzednie FS bardzo mi się podobało. Ciesze się że powróciłaś i będę czekała na kolejny odcinek.A czyżby ta kobieta była wampirem?

Charionette
29.07.2010, 21:45
Jak miło zobaczyć wreszcie coś twojego :P
Zacznę od bardzo interesującego tytułu :D Niby taki zwykły, ale jednak coś w sobie ma ^^
A teraz co do fabuły: fantastycznie łączysz opis zegara z opisem duszącej się głównej bohaterki:D
I ogromny plus za wydarzenia w realnym świecie ^^ Bo z tym wcale nie jest tak łatwo ;) Ale dajesz radę :)
Hm... Coś mi się wydaje, że będę tu często zaglądać :)
Pozdrawiam.

Searle
30.07.2010, 17:31
@Searle podziwiam Cię, że chce ci się to wszystko wyłapywać :D. Oczywiście też bym powypisywała, gdyby ktoś robił błędy nagminnie, ale dziewczyna sobie nieźle radzi. Każdemu może się zdarzyć małe potknięcie. :)

Nie robię tego z czystej złośliwości, ale dlatego, by opowiadania były "nieskazitelne", bardziej idealne i by je się przyjemniej czytało :D

Libby
30.07.2010, 18:37
Wyrobiłaś sobie renomę swoim pierwszym FS i dlatego po prostu musiałam tu zajrzeć i przeczytać ;). Choć w pierwszym momencie nie mogłam uwierzyć własnym oczom, że znów tworzysz. Cieszę się, że piszesz :).
Rzeczywiście to FS bardzo różni się od poprzedniego. Ciekawa jestem, jak to się dalej rozwinie i jak sobie z tym poradzisz ;).
Pięknie piszesz :D. Było parę błędów, ale można na to przymknąć oko ;).
Cieszę się też, że spróbujesz powstrzymać swoje mordercze zapędy. Wcześniej strasznie szkoda mi było wszystkich a szczególnie Aladara i Nancy...
Czekam na odcinek :).

Searle, Fobika jeszcze było "breji" zamiast "brei". To mi się tak bardziej rzuciło w oczy.

Fobika
30.07.2010, 19:44
Oho widzę tutaj coraz więcej znajomych twarzy :D (a raczej nicków) Też się cieszę Libby, że wróciłam :) długo się za to brałam...

Dzisiaj wrzucam kolejny odcinek. Jest strasznie długi, chciałam go nawet podzielić na dwie części, ale nie wiedziałam jak go "przekroić" by to jakoś ładnie wyglądało. Postarajcie się jakoś przez niego przebrnąć, bo dzisiaj będzie prezentacja najważniejszych bohaterów.

Dzięki za wszystkie pozytywne komentarze :)

1971

Stukot kół pociągu rytmicznie uderzających o metalowe szyny delikatnie usypiał jego zmysły i przynosił ukojenie zmęczonemu ciału. Lubił ten dźwięk. Zawsze kojarzył mu się z dzieciństwem. Właściwie było to jedyne wspomnienie ze szczenięcych lat na myśl, którego nie dostawał dreszczów.
Pociągi.
Wielkie, masywne, dumnie jadące przed siebie, nie zwracające uwagi na kamienie, czy butelki, które niegrzeczni chłopcy ustawiali na szynach, by potem obserwować jak miażdżą je koła. On nigdy tego nie robił.
Wychował się na przedmieściach Torunia. Niewielki, ceglany dom wybudowany przez jego pradziadka stał zaledwie dwa metry od torów, po których każdego dnia toczyły się pociągi towarowe. Kiedy przejeżdżały obok szyby w oknach i szklanki w szafkach drżały jak szalone. Rodziców doprowadzało to do szału. Jemu to nie przeszkadzało.
Jako gówniarz uwielbiał wdrapywać się na pobliską jabłoń i patrzeć na dachy wagonów. Tysiące razy wyobrażał sobie jakby to było skoczyć na jeden z nich i pozwolić się zawieść do całkiem innego świata. Każdego ranka budził się z silnym postanowieniem, że tego dnia na pewno to zrobi.
Ucieknie.
To przecież nie byłoby takie trudne. Jedna z grubszych gałęzi drzewa unosiła się całkiem blisko nad przejeżdżającymi wagonami, z łatwością mógłby z niej zeskoczyć. Pociągi towarowe jeżdżą znacznie wolniej niż osobowe i na pewno by się utrzymał na dachu jednego z nich. Tak właśnie wszystko sobie planował.
Ale nigdy się na to nie odważył.
Nagle z odrętwienia wyrwał go dźwięk rozsuwających się drzwi wagonu. Drgnął lekko zaskoczony, ale nie otworzył oczu. Często podróżował pociągami i miał tego pecha, że dosiadali się do niego zapijaczeni menele z dziurawymi spodniami, albo grube sześćdziesięciolatki, które w kółko gadały o swoich dzieciach lub wnukach. Jaką to szkołę skończyli, w którym szpitalu pracują, ile zarabiają i jak wdzięcznie umieją chodzić po wodzie. Rzygać się chce.
O nie, za nic nie otworzy oczu, niech ten niechciany towarzysz podróży pomyśli, że śpi. Ale wtedy jego nozdrza połaskotał słodki zapach perfum.

http://img827.imageshack.us/img827/9809/70346843.jpg (http://img827.imageshack.us/i/70346843.jpg/)

Więc była to kobieta. Niewątpliwie musiała być młoda. Postanowił zaryzykować i otworzyć oczy.
Pierwsze co zauważył to burzę rudych włosów oplatających zaokrągloną twarz o lekko dziecinnych rysach. Spod grzywki przypatrywały mu się ciekawie niebieskie oczy. Były nieprawdopodobnie duże, ale idealnie komponowały się z drobnym zadartym nosem i pełnymi wargami.
- Pan chrapie- powiedziała przekrzywiając głowę i marszcząc lekko brwi w zalotnym spojrzeniu.
Chrząknął by stłumić uśmiech, który mimowolnie wdarł się na jego wargi. Przyjrzał się uważnie nieznajomej.
Kłamała. Dobrze wiedział, ze nie chrapał, przecież wcale nie spał. Najwyraźniej dziewczyna próbowała rozpocząć rozmowę. To nawet dobrze się składało.
Teatralnym gestem przeciągnął się i ziewnął głośno.
- Pani wybaczy, mam nadzieję, że to pani nie przeszkadzało- powiedział zerkając ukradkiem na jej zgrabne nogi.
Próbował odgadnąć jakiego koloru może mieć bieliznę. Hm... prawdopodobnie białą... tak zdecydowanie białą. Jeszcze dziś się przekona czy miał rację.
- Nie skąd, że znowu- zaprzeczyła zmieszana, kręcąc głową tak mocno, że kilka niesfornych rdzawych kosmyków włosów wpadło jej do wprost oczu. Odgarnęła je niedbale ręką i uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Nazywam się Ewa- odparła wyciągając do niego rękę.
- Mirek- powiedział ujmując jej dłoń i potrząsając nią lekko. Zaskoczyło go to, że na tak wysoką kobietę ma takie drobne ręce.
Po tym geście poznania oboje milczeli przez dłuższą chwilę obserwując krajobraz przemykający za szybą pociągu. Mirek ukradkiem przyglądał się jej, bacznie uważając by tego nie zauważyła.
Miała dosyć ciemną karnację, ale z pewnością nie należała do dziewczyn które przez wiele godzin prażą się na letnim słońcu.
Kolor jej skóry kontrastował z błękitem głębokich źrenic, okalanych długimi rzęsami, delikatnie podkreślonymi kredką. Dziewczyna uśmiechnęła się, rozchylając lekko wargi. Właśnie te pełne usta były jej największym atutem. Kuszące i zmysłowe. Mirek mimowolnie wyobraził sobie, jak cudownie byłoby je całować.
- Dokąd pani jedzie?- zapytał.
- Och! Proszę mi mówić Ewa- powiedziała- Do Krakowa, zaczynam właśnie studia na uniwersytecie.
- Pierwszy rok?

http://img821.imageshack.us/img821/6831/52008988.jpg (http://img821.imageshack.us/i/52008988.jpg/)

Ewa skinęła głową uśmiechając się z dumą. Mirek zmarszczył brwi próbując oszacować wiek dziewczyny. Nie było to łatwe. Była ubrana jak dopiero co upieczona absolwentka liceum, ale ostre rysy twarzy i stalowe, poważne spojrzenia błękitnych oczu mówiły, że jest starsza niż mogło się wydawać przy pierwszym wrażeniu. Zdecydowanie nie mogła mieć mniej niż 25 lat. Powinna więc właśnie kończyć studia, a nie je dopiero zaczynać. Kusiło go, żeby wprost zapytać ile ma lat, ale w ostatniej chwili uznał, że byłoby to wyjątkowo nietaktowne pytanie. Dziewczyna mogła się przestraszyć i uciec, a on przez resztę długiej podróży siedziałby sam. O nie... za bardzo podobało mu się towarzystwo młodej dziewczyny, by tak ryzykować.
Zresztą czy wiek ma aż tak ważne znaczenie?
Zastanowił się przez chwilę. Zawsze odruchowo wybierał dwudziestolatki. Jego ojciec, stary pijak o ciężkiej dłoni, przez całe swoje żałosne życie udzielił mu tylko jednej rady. Pamiętał to dokładnie. Miał najwyżej trzynaście lat. Razem z ojcem siedzieli przy kuchennym stole i cierpliwie czekali, aż matka poda im śniadanie. Ojciec przyglądał się kobiecie krzątającej się przy kuchence. Przebiegł spojrzeniem po jej wysuszonym ciele, ziemistej cerze i obwisłych piersiach. Następnie cmoknął z niesmakiem i pochylając się do syna powiedział szeptem:
- Posłuchaj rady ojca, gówniarzu. Bierz się tylko za młode dziewczyny i nigdy nie zostawaj z nimi na tyle długo by się zestarzały. Najlepiej niech mają... no nie wiem... tak ze dwadzieścia lat. Wtedy ich ciała wyglądają idealnie.
Chociaż wtedy w pełni jeszcze nie rozumiał słów ojca, gorliwie zapewnił go, że zawsze będzie umawiał się tylko z młodymi i ładnymi dziewczynami. Ojciec trzepnął go w ucho i śmiejąc się powiedział, że to nie jest takie łatwe.
No cóż, dla niego było.
Czasami żałuje, że ten stary s****iel już nie żyje. Gdyby chociaż na chwilę mógł wyrwać się z piekielnych ogni i spojrzeć na swojego syna z pewnością byłby z niego dumny.
Kiedy Mirek w końcu wyrzucił z głowy obraz ojca przeżuwającego leniwie jajecznicę, zobaczył, że na twarzy dziewczyny rozlał się jaskrawy rumieniec. Zdał sobie sprawę, że przez cały ten czas kiedy zapuszczał się w ciemne zakamarki swoich wspomnień, tępo wpatrywał się w Ewę. Współtowarzyszka podróży była wyraźnie zaniepokojona jego spojrzeniem. Cholera Mirek, co ty wyprawiasz?!
- Przepraszam, zamyśliłem się- tłumaczył się pośpiesznie, starając się wesołym tonem rozluźnić atmosferę- Czasami tak mam, że całkowicie odrywam się od rzeczywistości. Mam nadzieję, że cię nie przestraszyłem?
- Nie skąd- odparła dziewczyna i uciekła spłoszonym wzrokiem w stronę okna.
Oczywiście, że ją przestraszyłeś idioto. Wystarczy na nią spojrzeć. Musisz się bardziej kontrolować. Chcesz już wszystko popsuć na starcie? Wcześniej już raz zdarzyła mu się podobna wpadka. Pamiętasz? Tamta dziewczyna prawie mu uciekła... Prawie.
Postanowił milczeć i dać dziewczynie czas na ochłonięcie. Nie jest tak źle, przecież nie chwyciła swojej walizki i nie wybiegła z przedziału. Więc może jest jeszcze szansa na zawarcie bliższej znajomości. Cierpliwie poczeka i pozwoli jej się pierwszej odezwać. Niech przejmie inicjatywę. Da jej czas, żeby na nowo poczuła się swobodnie.
Cisza ciągnęła się coraz dłużej. Kolejne minuty płynęły, a ona wciąż milczała.
Mirek z coraz większym zniecierpliwieniem czekał na dźwięk jej głosu. W pewnym momencie nie mógł już wytrzymać i już otworzył usta by się odezwać, ale widząc zaciśnięte wargi dziewczyny i jej nerwowy wzrok wbity w szybę, zrezygnował. Rozpaczliwie szukał w głowie sposobu by ponownie zaskarbić jej przychylność.
- Apsik!- kichnął głośno zasłaniając ręką usta.

http://img64.imageshack.us/img64/9021/89795128.jpg (http://img64.imageshack.us/i/89795128.jpg/)

- Na zdrowie- powiedziała łagodnie Ewa.
Mirek uśmiechnął się do siebie świadomy swojego zwycięstwa.
- Dziękuję- odparł wyciągając z kieszeni spodni pogniecioną chusteczkę- O tej porze roku zawsze dopada mnie alergia- dodał wycierając nos.
Umyślnie nie wspomniał o sprawcy swojego uczulenia, licząc, że dziewczyna go o to zapyta i w ten sposób na nowo nawiąże się rozmowa. Nie mylił się.
- Głównie na kurz- powiedział niedbale z dzielną miną- Niby nic wielkiego, ale taka dolegliwość może być strasznie irytująca. To ciągłe kichanie i łzawiące oczy... Przykro mi, że skazuję cię na taki widok.
- Nic nie szkodzi- odparła Ewa kręcąc głową i obdarzając go delikatnym, przyjaznym uśmiechem- Prawdę mówiąc nie wygląda pan, aż tak źle- dodała rumieniąc się.
- „Pan”?- powtórzył unosząc lekko brwi- Myślałem, że będziemy już mówić do siebie po imieniu.
Rumieniec na twarzy dziewczyny rozjaśnił się jeszcze bardziej i przyznając Mirkowi rację spuściła zawstydzone spojrzenie. Mirek z zachwytu odetchnął głęboko. Jaka ona była piękna. Delikatna, nieskazitelna i łagodna, a przy tym niesamowicie nieśmiała, jakby nie była świadoma swojej urody. Z pewnością była dziewicą. Będzie prawdziwą perłą w jego kolekcji.
Dalsza rozmowa potoczyła się już swobodnie. Mirek opowiadał dziewczynie zabawne, wymyślone na poczekaniu historie, które rozśmieszały ją do łez. Okazało się, że Ewa pochodziła z małej wsi w pobliżu Kalisza i po raz pierwszy jechała do dużego miasta. W Krakowie mieszkała jej ciotka, do której miała się wprowadzić na czas studiów.
- Naprawdę pochodzisz ze wsi? Nie obraź się ale wyglądasz jak miastowa, światowa dziewczyna – wyraził swoje zdumienie Mirek. Ewa wyprostowała się, wyraźnie zadowolona z komplementu.
Podobał się jej. Bez problemu odczytywał sygnały wysyłane z jej lekko rozchylonych warg i sposobie w jaki bawiła się włosami.
Nie zdziwiło go to.
Był młodym, przystojnym mężczyzną o doskonale wyrzeźbionych mięśniach i miłym usposobieniu. Jadł tylko zdrową żywność, nie palił ani nie pił, ćwiczył codziennie by doprowadzić swoje ciało do perfekcji. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak działa na kobiety. Szczególnie te młode, niedoświadczone ptaszyny, którym rosną piórka gdy zwraca na nie uwagę dojrzały mężczyzna.
Mimo to był trochę zawiedziony Ewą. Nigdy nie przepadał za „łatwymi” dziewczynami, do których uwiedzenia wystarczy kilka gładkich słów i szeroki uśmiech. O nie… on lubił wyzwania. Uwielbiał dziewczyny trudne do zdobycia. W końcu i tak zawsze ulegały jego urokowi i zawsze robiły to co chciał. Były niczym marionetki w jego rękach.
Rękach lalkarza.
Rękach Boga.
Ale Ewa... tak, mógł przymknąć oko na jej łatwowierność. Nie mógłby się gniewać na tak piękną istotę. Poczuł rosnące wybrzuszenie w kroku spodni.
Jeszcze nie teraz Mirek. Bądź cierpliwy. Jeszcze trochę i będzie twoja. Tylko twoja.

http://img842.imageshack.us/img842/315/86150734.jpg (http://img842.imageshack.us/i/86150734.jpg/)

Słońce już zniknęło za horyzontem, kiedy pociąg leniwie wtoczył się na brudny peron. Fala ludzi wypłynęła z wagonów i rozlała się gęsto po dworcu.
-Na jaką ulicę jedziesz?- zapytał kiedy wysiadali.
-Na Marszałkowską- odpowiedziała.
Mirek podał jej rękę kiedy schodziła ze schodków. Napięcie wirowało w jego żyłach, kiedy czuł pod palcami jej gładką skórę. Coraz ciężej mu było z tym walczyć. Nie mógł już doczekać się chwili kiedy zedrze z niej sukienkę i nacieszy oczy pięknym, młodym ciałem.
-Jadę w tym samym kierunku- powiedział uśmiechając się- Może weźmiemy jedną taksówkę? Wyjdzie taniej.
Starał się by jego głos brzmiał jak najbardziej lekko i naturalnie, jednak blade drżenie strun głosowych przedarło się słabo między jego słowa. Na szczęście dziewczyna tego nie zauważyła.
-Pewnie- powiedziała wzruszając ramionami- Dlaczego nie?
Mirek odetchnął z ulgą. Teraz pójdzie gładko.
Przeciskając się przez tłum ludzi, wyszli z dworca i odetchnęli świeżym powietrzem nocy. Uśmiechając się do siebie jak para nastolatków ruszyli w stronę parkingu.
-Oj, przepraszam.
Wysoki blondyn wyrósł jak spod ziemi i zderzył się barkiem z Ewą. Dziewczyna zachwiała się i cofnęła się do tyłu.
-Bardzo mi przykro, nie chciałem- powiedział blondyn patrząc na nią dziwnym spojrzeniem- Wszystko w porządku?
-Tak, wszystko ok- przytaknęła Ewa rozprostowując fałdy sukienki.
-Na pewno wszystko w porządku?- powtórzył pytanie. Tym razem jego głos brzmiał znacznie poważniej co nieco zdziwiło Mirka.
-Tak, naprawdę nic mi nie jest- odparła zaniepokojona dziewczyna wycofując się w stronę Mirka. Ten uśmiechnął się widząc jak szuka w nim obrońcy. Nie przeszkadzało mu to. Objął Ewę opiekuńczym ramieniem, jednocześnie mierząc blondyna groźnym spojrzeniem.
-W takim razie zmywam się- nieznajomy wzruszył ramionami i ruszył dalej w swoją stronę. Po kilku krokach odwrócił głowę i Mirek mógłby przysiąc, że puścił do Ewy oko. Po chwili zniknął w gęstym tłumie ludzi.
-Już wszystko w porządku.
Mirek niechętnie zdjął rękę z ramienia dziewczyny.
-Dzięki za pomoc. Myślałam, że już się nie odczepi- odparła zamyślona wpatrując się w tłum w którego objęciach zniknął blondyn. Najwidoczniej uległa jego wysportowanej sylwetce i przystojnym rysom. Zdenerwował się. Te piękne błękitne oczy powinny być teraz zwrócone w jego kierunku.
Mała szmata.
-Idziemy? Taksówka nie będzie na nas czekać- powiedział trochę ostrzej niż zamierzał.
Dziewczyna zamrugała nerwowo, jakby właśnie wybudził ją z głębokiego snu. Skinęła lekko głową i ruszyła za Mirkiem w stronę taksówek.
Wsiedli do pierwszej z brzegu. Duży błąd. W dusznym wnętrzu samochodu roztaczał się odór potu grubego kierowcy. Mirek z obrzydzeniem spojrzał na fałdy tłuszczy rozlewające się po jego bokach. Gardził takimi spaślakami.
-Dokąd jedziemy?- zapytał obracając wielką głowę i patrząc lubieżnym spojrzeniem na Ewę.
-Na plac Poniatowskiego- rzucił Mirek- Tylko szybko- dodał marszcząc nos.
-Plac Poniatowskiego...- mruknęła w zastanowieniu Ewa- To niedaleko ulicy Marszałkowskiej?
-Tak całkiem blisko- skłamał Mirek.
Zauważył, że kierowca przyglądał mu się uważnie we wstecznym lusterku. Wiedział, że kłamał. W rzeczywistości Marszałkowska znajdowała się na drugim końcu miasta. Na swoje szczęście spaślak nie wyprowadził Ewy z błędu.
Silnik zawarczał groźnie i po chwili samochód włączył się w ruch miejski.
-Słuchaj to twoja pierwsza noc w mieście, może jakoś to uczcimy? Powiedzmy małym piwem? Znam świetną knajpę obok Placu Poniatowskiego- zaproponował.
-Sama nie wiem, powinnam jechać do ciotki. Będzie się martwić- odpowiedziała Ewa odrywając spojrzenie od przemykającymi za szybą budynków. Mirek wyłapał w jej głosie nutę wahania i postanowił nie ustępować.
-Och, będzie jeszcze mnóstwo wieczorów, które będziesz mogła poświęcić starszej cioci. Dziewczyno! Należy ci się chwila relaksu po takiej męczącej podróży!
-Kto powiedział, że była męcząca- odparła zalotnie, przekrzywiając na bok głowę. Twarz Mirka rozpromienił uśmiech. Już była jego.
-Daj spokój dobrze wiem, że moje towarzystwo jest strasznie męczące i nie próbuj pocieszać mnie, że jest inaczej- zażartował robiąc smutną minę. Ewa zachichotała- Dlatego muszę ci jakoś zrekompensować te męczarnie i postawić ci piwo.
Dziewczyna przycisnęła palec do policzka i uniosła spojrzenie do góry, wzdychając ciężko.
-Hmm...- zamruczała- Masz rację należy mi się to piwo.
Mirek zaśmiał się fałszywie. Mimo że sam zaczął żartować poczuł się urażony, gdy rudowłosa ślicznotka zadrwiła z niego. No cóż... zdołał jakoś przełknąć tą gorzką pigułkę.
-Proszę się tu zatrzymać- powiedział do kierowcy.
Uregulowali rachunek i wysiedli z samochodu. Po chwili taksówka odjechała zostawiając ich samych w objęciach ciemnej nocy
-To na pewno tu?- zapytała z niepokojem Ewa rozglądając się po obdrapanych budynkach- Wygląda jak getto- dodała z niesmakiem.
Mirek musiał przyznać jej rację. Dzielnica do której trafili była jedną z najgorszych w mieście. Stare przedwojenne budowle z powybijanymi oknami były schronieniem dla alkoholików i narkomanów. W takie miejsca lepiej nie zapuszczać się samemu. Ale Ewa o tym nie wiedziała.
Szli trzymając się pod rękę i śmiejąc się głośno. Dziewczyna zapomniała zabrać ze sobą płaszcza, przez co chłodny powiew wiatru wywołał na jej skórze gęsią skórkę. Przyległa blisko do ciała Mirka by się rozgrzać i zatopiła w jego oczach ufne spojrzenie. Nawet nie zauważyła, gdy pokierował ją do odosobnionej ciemnej uliczki. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. Pozwalała mu się prowadzić jak pies na smyczy.
Żałosne.
Dopiero kiedy skręcili do ślepego zaułka Ewa wyrwała się z jego objęć i rozejrzała niepewnie.
-Gdzie jest ten pub?-zapytała – Tu przecież nic nie ma.
-To tam- odparł Mirek wskazując palcem na zakratowane drzwi jakiegoś magazynu.
- Wygląda jakby było zamknięte...

http://img230.imageshack.us/img230/580/hgv.jpg (http://img230.imageshack.us/i/hgv.jpg/)

-Na pewno jest otwarte...- powiedział niemal nie słysząc własnego głosu. Sznur w kieszeni jego kurtki strasznie mu ciążył. Poczuł znajome słodkie napięcie, za którym tak bardzo tęsknił. Nadszedł czas by powiększyć swoją kolekcję. By dodać do niej tą słodką ptaszynę. Czuł już smak jej oliwkowej skóry na swoich wargach, ciekawe czy smakuje tak samo jak to sobie wyobrażał? Zaraz się o tym przekona...
Znajome wybrzuszenie na spodniach powróciło. Tym razem z tym nie walczył.
Krew coraz szybciej pulsowała w jego żyłach przyśpieszając bicie serca i oddech. Tak... nadszedł czas.
Powolnym ruchem wyjął z kieszeni sznur i owinął jego końce wokół dłoni.
-Nie jestem pewna czy patrzysz na te same drzwi, bo te które ja widzę wydają się być zamknięte na cztery spusty- powiedziała Ewa nie świadoma tego, że za jej plecami Mirek napina sznur.
Zbliżał się do niej jak cień. Silny powiew wiatru rozwiał rude włosy dziewczyny odsłaniając krawędź długiej szyi, na której zaraz miały się zacisnąć mordercze kleszcze.
Nadszedł czas.
Mirek doskoczył do Ewy i próbował przerzucić napięty sznur przez jej głowę.
Nagle poczuł fale bólu rozlewającą się w okolicach jego żołądka. Zawył jak dziki, zraniony pies. Sznurek wysunął się z jego dłoni i opadł na ziemię. Zdezorientowany podniósł spojrzenie i przez ułamek sekundy zobaczył rozpędzoną pięść Ewy zmierzającą w jego stronę. Kolejne uderzenie zatrzymało się na jego nosie. Usłyszał trzask łamiącej się kości, a zaraz potem poczuł w gardle smak krwi. Jego umysł rozdarła błyskawica bólu. Padł na ziemię kwicząc z przerażenia i z niedowierzaniem patrząc na dyszącą ciężko Ewę.
-Ty s****ielu!- syknęła i kopnęła go czubkiem buta w klatkę piersiową.
-Lucy dość! - za plecami Mirka rozległ się męski głos.
Z mroku ulicy wyłonili się dwaj mężczyźni. Powolnym krokiem ruszyli w stronę dziewczyny. Jeden z nich, szczupły szatyn z lekkim zarostem, kulał na prawą nogę. W drugim mężczyźnie Mirek rozpoznał barczystego blondyna z dworca.
-Łukasz skuj go- powiedział kulejący mężczyzna pokazując na Mirka wskazującym palcem.
Blondyn podszedł do niego i agresywnym ruchem przewrócił go na brzuch.
-Och, przepraszam, zabolało?- zapytał ironicznie wyginając w tył jego ręce i zamykając je w żelaznych kołach
-Co się dzieje? Kim wy jesteście?- wyrzucił z siebie Mirek plując krwią.
Kulejący mężczyzna z wielkim trudem kucnął naprzeciwko niego i spojrzał głęboko w jego oczy.
-Nazywam się Marek Damiszewski i jestem prywatnym detektywem- odparł spokojnie.
-Dlaczego to robicie?- zapytał Mirek próbując oswobodzić ręce.
-Dlaczego?- powtórzył Marek, jego twarz wygięła się w grymasie złości-- Jest siedem powodów, a każdy z nich ma imię i nazwisko. Anna Sokół, Amanda Czerwińska, Karolina Maćkowska... Coś ci to mówi? Pamiętasz jeszcze te rudowłose młode dziewczyny, które udusiłeś, a potem, jak jakieś śmieci zostawiłeś nagie, zmasakrowane na ulicy? Pamiętasz je jeszcze?!
-Ja nie rozumiem...- jęknął Mirek dobrze zdając sobie sprawę z tego, że jego słodka tajemnica wypłynęła na powierzchnię jak martwa ryba.
-Spokojnie, w sądzie sobie wszystko przypomnisz- mruknął Marek unosząc się ciężko i mierząc go groźnym spojrzeniem.
Ostry ból eksplodował we wnętrzu czaszki Mirka, kiedy kolejne uderzenie spadło na jego plecy w okolicach nerek.
-Lucy powiedziałem dość!- krzyknął detektyw.
Dziewczyna splotła ręce na plecach i opuściła głowę. Marek posłał jej groźne spojrzenie. Lucy zrobiła niewinną minę i rozłożyła bezradnie ręce.
-Wybacz szefie. Noga mi się jakoś tak wymsknęła- powiedziała wiercąc butem dziurę w chodniku.
Marek westchnął ciężko i pogroził dziewczynie palcem. Nie mógł się na nią gniewać, bo sam najchętniej zrobił by to samo. Na myśl o tym ile dziewczyn musiało zginąć, by zaspokoić chore fantazje psychopaty otwierał mu się nóż w kieszeni.
-Dobrze się spisałam szefie?- zapytała Lucy.
-Jak zwykle świetnie- mruknął Marek rozglądając się jakby na kogoś czekał.
Dziewczyna prychnęła wyraźnie niezadowolona z odpowiedzi szefa. Obrażona pokazała mu język i rzuciła się na szyję Łukasza.

http://img822.imageshack.us/img822/1456/njm.jpg (http://img822.imageshack.us/i/njm.jpg/)

-A co ty myślisz misiu?- zapytała jednocześnie składając gorący pocałunek na jego ustach.
-Byłaś cudowna jak zwykle- odparł blondyn łapiąc oddech kiedy już wyzwolił się z uścisku jej ust.
-Dobrze, że chociaż ktoś tu mnie docenia- powiedziała głośno patrząc znacząco na Marka. Detektyw wzruszył tylko ramionami.
-Boże jak tu gorąco- zajęczała dziewczyna- Przez to co całe mordobicie spociłam się jak mysz w połogu-
zgrabnym ruchem zerwała z głowy burzę rudych włosów- Tak znacznie lepiej...
Dziewczyna wplotła palce w krótko przyciętą czarną czuprynę. Mirek wydał z siebie jęk zawodu.
-Co nie podobam ci się teraz?!- zawarczała- Gustujesz tylko w rudych, ty cholerny popaprańcu?!
Rozwścieczona, cisnęła w niego rudą peruką.
-Ostrożnie!- zawołał Marek podnosząc z ziemi burze czerwonych włosów i starannie otrzepując ją z drobinek piasku- Jak zniszczysz jeszcze jedną Marta mnie zabije...
-Policja już jedzie- rozległ się głos za ich plecami.
W słaby krąg światła latarni wszedł przygarbiony, chudy brunet z okularami na nosie.
-Boże, Błażej co tak długo...- jęknął Marek.
Okularnik stanął naprzeciw niego wciskając dłonie w kieszenie spodni.
-No sorry szefie, ale torpedy w tyłku jeszcze nie mam. Podwyższysz mi pensje to może sobie taką sprawię.
-To nie będzie konieczne...- mruknął Marek szczerząc zęby- Poczekam na nich.
Marek kuśtykając ruszył w stronę ulicy i po chwili zniknął za ceglanym budynkiem.
-To on? - zapytał Błażej wskazując podbródkiem w stronę Mirka.
-Nie to tylko przypadkowy przechodzień, którego postanowiliśmy skopać i skuć. Oczywiście, że to on kretynie!- odpowiedziała Lucy z irytacją przewracając oczami.
Błażej roześmiał się głośno i zafascynowanym spojrzeniem lustrował mężczyznę w kajdanach.
-Stary! Ale z ciebie psychol!- krzyknął klaszcząc w dłonie- Siedem dziewczyn! Człowieku, załatwiłeś siedem seksownych kociaków w ciągu sześciu miesięcy! Normalnie Kuba Rozpruwacz to przy tobie Myszka Miki w Disneylandzie!
-Spokojnie Błażej, pochamuj swoje popędy! Zostaw jego analne rozdziewiczenie współwięźniom- warknęła Lucy opierając głowę na ramieniu Łukasza i obserwując okularnika z nieukrywaną odrazą wymalowaną na jej opalonej twarzy. Błażej wyszczerzył zęby w fałszywym uśmiechu i pokazał jej środkowy palec.
-Cham – skomentowała krótko wbijając się jeszcze głębiej w ramiona blondyna.
-Nie zwracaj na nią uwagi- odparł Błażej przykucając przy Mirku- Zgrabny tyłek to jej jedyna zaleta. Poza tym ma do zaoferowania tylko cycki w zaniku i całkowity brak osobowości.
Lucy ostrzegawczo wyszczerzyła zęby do okularnika, prężąc się jak dzikie zwierze. Błażej już otworzył usta by jej odpowiedzieć, ale wtedy za ich plecami pojawił się Marek.
-Już tu są- powiedział grobowym głosem.

http://img84.imageshack.us/img84/638/65212335.jpg (http://img84.imageshack.us/i/65212335.jpg/)

Mam nadzieje, że jakoś dobrneliście do końca. Kolejny odcinek wrzuce dopiero na początku września. Bo wyjeżdżam cieszyć się wakacjami :D

Lira
30.07.2010, 20:36
Piękne opisy. Jestem zachwycona!
Oczywiście "Otwórz oczy" czytałam:) Tak nawiasem mówiąc, co ty masz z tymi oczami w tytułach? (Otwórz OCZY, OKO Diabła:D)
Fajnie się dla odmiany czyta opowiadanie z akcją osadzoną w Polsce.
Faktycznie mało załapałam ze wstępu, ale już następna część to po prostu cudo!
Napięcie, zaskoczenie, do tego jeszcze humor...no świetne.
Postać każda inna, może mi się wydaje, ale nawet sposób mówienia każdy z osobna ma dla siebie specyficzny. Podoba mi się niemiłosiernie.

Troszkę mnie raziły błędy, których z powodu wrodzonego lenistwa nie będę przytaczać, pamiętam, że było m.in "pochamować" zamiast "pohamować", kilka literówek i ogonków...

Nie wiem jak wytrwam do września. O Boziu, wrzesień? Serio? To mnóstwo czasu(zależy z jakiej perspektywy patrzę:P)
Jak dobrze, że jest jeszcze kilka równie świetnych FS, będę miała czym się zająć:)

Libby
30.07.2010, 20:46
Przebrnęłam. I co widzę? Że muszę zapamiętać, kto kim byl aż do września :P. Nieładnie!
Podobało mi się, choć trochę dziwnie się czytało, bo ciągle mam w pamięci "Otwórz oczy", które było zupełnie inne.
A już się martwiłam, że Ewa naprawdę padnie ofiarą jakiegoś bydlaka. Czytałam ostatnio brutalny kryminał, więc już miałam przed oczami co z niej może zostać...
Łukasz Ci fajnie wyszedł :D.
Też się cieszę, że mnie jeszcze pamiętasz ;).
W takim razie do zobaczenia we wrześniu i udanych wakacji :D!

pensivelane
30.07.2010, 22:57
Bardzo mi się podoba, będę oczywiście zaglądać.
ALE :P
Nie pasuje mi fragment o domu w Toruniu.
2 metry od torów kolejowych? Czy to trochę nie za blisko? Rozumiem 10 metrów...
Chyba, że to przenośnia to zwracam honor :D

+ fajnie to wykombinowałaś z tymi detektywami.

Charionette
31.07.2010, 12:55
Świetna fabuła ^^ Nawet nie wiesz jak wciąga :P
Fajnie jest czytać coś o czym ma się pojęcie, łatwiej wyobrazić sobie dane miejsce, wydarzenie itp. ( a tobie trudniej jest to opisać, nie możesz zbyt fantazjować :P). Wielkie uznanie za indywidualność każdej z postaci.
Szkoda, że trzeba czekać aż do września :(

Pozdrawiam

Searle
31.07.2010, 14:45
Baaardzo podoba mi się ten odcinek. Wciąga na maksa.

Inaczej się skończył niż przypuszczałam. Byłam pewna, że blondyn który zaczepił Ewę jest z nią w zmowie, ale że dokradną Mirka.
Potem podejrzewałam, że Mirek to po prostu zwykły gwałciciel. Ale zaskoczyłaś mnie totalnie :)

Charakter Lucy bardziej podobał mi się, jak była Ewą. Potem stała się taka dziecinna i zadziorna.

Co do zdjęć:
Przede wszystkim pochwalę Cię za wręcz doskonale odwzorowane wnętrze przedziału :)
Aczkolwiek na dwóch zdjęciach za oknem jest ten sam widok - drzewko z czerwonymi kwiatami. Jak na pędzący pociąg należało by je zmienić:) Wiem, czepiam się :)

Pomyliłaś się i dałaś zdjęcie, jak Lucy rzuca się na Łukasza w krótkich włosach, a dopiero potem napisałaś, ze ściągnęła perukę.

Błędziki:

- Pani wybaczy, mam nadzieje - nadzieję

obraz ojca przeżuwającego leniwie jajecznice, - jajecznicę

- Dziękuje- odparł wyciągając z kieszeni spodni pogniecioną chusteczkę - Dziękuję

którym rosną piórka gdy zwraca nie nie uwagę dojrzały mężczyzna. - na

Słońce już zniknęło z horyzontem - za

Dlaczego nie. - znak zapytania zamiast kropki

odpowiedziała Ewa odrywając spojrzenie od przemykającymi za szybą budynkami. - budynków

bo sam najchętniej zrobił by to samo. - zrobiłby

To FS jest tak genialne, że chyba przeczytam sobie Otwórz Oczy :)

No i jestem na Ciebie zła, że wyjeżdżasz i trzeba będzie tak długo czekać na kolejny odcinek ;)

Mroczny Pan Skromności
01.08.2010, 20:39
Na razie przeczytałem prolog :). Czytałem fragment "Otwórz oczy" (kilka pierwszych odcinków), ale niestety nie doczytałem do końca (bardzo chciałem, ale po prostu Twój doskonały styl mnie dobijał; też chciałbym tak świetnie pisać ;)). Póki co nie będę "gdybał" na temat tego, o czym dokładnie FS będzie :P. Zapowiada się ciekawie, więc jutro przeczytam pierwszy odcinek :)

Fobika
06.08.2010, 18:00
Tak nawiasem mówiąc, co ty masz z tymi oczami w tytułach? (Otwórz OCZY, OKO Diabła:D)


Nie mam pojęcia :) Pewnie dlatego, że kiedy zakładałam oba fs sama do końca nie wiedziałam o czym będą. Akcja po prostu dzieje się sama :P Dlatego ciężko jest wymyśleć tytuł... wpisuje pierwsze to co mi wpadnie do głowy

pensivelane no rzeczywiście dwa metry to trochę za mało, ale 10 to już za dużo :)

Searle - Lucy właśnie ma być dziecinna i zadziorna :P Postarał się utrzymać taki jej charakter do końca fs

Właśnie zauważyłam, że zapomniałam dodać przed pierwszym odcinkiem daty... Otóż akcja dzieje się w 1971 roku (przynajmniej ta część)

Mroczny Pan Skromności
07.08.2010, 17:42
Tak, jak obiecałem, przeczytałem (i w terminie, ale komentarz dopiero teraz :D)
I już chyba mniej więcej wiem, o czym będzie FS. Podoba mi się pierwszy odcinek. Nie rozumiem tylko, czemu ona nazywa się Lucy, skoro to Polska?
Twój styl spowodował u mnie depresję, jest tak świetny, że mógłbym go w nieskończoność wychwalać ;)
Czekam na kolejny odcinek (bynajmniej nie po to żebyś mnie dobiła do końca :P) i na wyjaśnienie, o co tak naprawdę chodzi ;)
Liczbowa ocena: 10/10

pensivelane
07.08.2010, 18:18
No jak z "Ranczo" :P

Fobika
08.08.2010, 13:10
Imię "Lucy" wyjaśni się później :P Zaznaczam, że to stuprocentowa Polka :)
A porównanie z "Ranczem" mnie powaliło :D

Libby
08.08.2010, 14:23
Przecież Lucy może być ksywką lub jakimś zdrobnieniem ;).

ptasie mleczko
21.08.2010, 22:38
Ha! I to by było na tyle jeśli chodzi o pohamowywanie morderczych zapędów B) pierwszy odcinek i już sznur w kieszeni. Nieźle się zapowiada. Mroczne tajemnice i zagadkowa fabuła to to w czym jesteś świetna. Jestem bardzo ciekawa, jak dalej to rozwiniesz w polskiej rzeczywistości. Jak Cię znam to pewnie będziesz zaskakiwać w każdym kolejnym odcinku i snuć misterną pajęczynę akcji. Już się nie mogę doczekać.

Atena
22.08.2010, 11:24
Fobiko przeczytałam jednym tchem Twoje dwa odcinki tego cudownego FS i jestem zachwycona. Podoba mi się to, że piszesz o naszym państwie, naszych imionach i miastach. Wiem jak trudno jest napisać takie fotostory dlatego tym bardziej to doceniam.
Bardzo podoba mi się epilog, tajemniczy, mroczny. Staruszek z pozoru biedny i zatroskany, a jednak skrywający jakąś straszną prawdę, no i nawiedzająca go zjawa - świetnie to wykombinowałaś :) Osobiście mam już swoje dwa przypuszczenia co do dalszych losów, jednak czy rzeczywiście tak się to potoczy zobaczę po przeczytaniu kolejnych odcinków ;)
Błędy jeżeli jakiekolwiek były to zupełnie umknęły mojej uwadze, ponieważ tak mnie wciągnęło to co czytałam. Nie zamierzam sobie odbierać przyjemności z czytania na rzecz doszukiwania się jakichś brakujących przecinków, kropek czy ogonków, bo każdy jest człowiekiem i w trakcie pisania może się zapomnieć.
Dla mnie jedynym minusem tego FS jest mała ilość zdjęć, co do reszty nie mam zastrzeżeń, wręcz przeciwnie. Jestem jak najbardziej na tak i będę uważnie śledzić dalsze losy Twoich bohaterów.

Uff, ale się rozpisałam ;)

P.S. Mnie również Lucy bardziej podobała się z charakterem (i włosami) Ewy ;)

yaoi fan
22.08.2010, 11:24
No tak, ja na razie to ja nic nie rozumie :D FS owiałaś chmurą tajemnic, może i dobrze, zobaczymy co dalej :]

Fobika
30.08.2010, 21:41
Ha! I to by było na tyle jeśli chodzi o pohamowywanie morderczych zapędów B) pierwszy odcinek i już sznur w kieszeni. Nieźle się zapowiada.

Ale morderstwa nie było, więc się hamuje :D

Dzięki za wszystkie pozytywne komentarze. Wiem, że narazie nic nie wynika z fabuły i według moich planów rozkręci się dopiero za kilka odcinków.

A co do osadzenia akcji w polskich realiach... zawsze wydawało mi się naturalne to, że piszę o kraju w którym mieszkam bo znam go najlepiej i wtedy są mniejsze szanse na różnego typu błędy. Moje poprzednie FS nie działo się w Polsce i brak w nim było polskich imion bo akcja rozgrywała się w przyszłości.
Zawsze zastanawiałam się dlaczego lwia część fs na forum rozgrywa się w innych krajach z bohaterami o obcych imionach. Nie to żebym była jakąś nacjonalistką, ale tak mi zawsze smutno było widząc, że nasz kraj jest zupełnie pomijany...

Mam nadzieje, że w przyszłości polubicie w końcu Lucy. Chciałam żeby była niezrównoważona, napobudliwa i dziecinna :D Inna od wszystkich innych bohaterek.

Tak więc zapraszam na drugi odcinek :) Dzisiaj troszkę krócej...

Wilgotne opary Wisły unosiły się nad miastem. W tej okolicy jej woda była brunatna, przesiąknięta ściekami okolicznych fabryk oraz śmieciami, które mieszkańcy miasta od lat zatapiali pod powierzchnią jej tafli.
O tej porze roku ulice Warszawskiej Pragi wydawały się być jeszcze bardziej posępne niż zazwyczaj. Zbliżająca się jesień naznaczała budynki piętnem deszczowych zacieków i siłą wiatru odrywającą tynki ze starych murów. Przygaszeni ludzie, których wnętrzności od lat zżerał alkohol kryli się przed chłodem w śmierdzących moczem bramach kamienic, chłonąc ostatnie tchnienia świeżego powietrza, zanim zima wygna ich wszystkich do brudnych, dusznych mieszkań.
Zmęczone wojną i czasem budynki, dawały schronienie równie biednym mieszkańcom jak one same. Żyli wspólnie w symbiozie, żerując jak larwy na swoim własnym nieszczęściu. Nienawidzili się nawzajem, ale jednocześnie nie potrafili bez siebie żyć. Od pokoleń łączyli się we wspólnym strachu i smutku, marząc o pięknych dniach, które nigdy nie nadejdą.
Z początku piętrowy budynek przy ulicy Jedwabnej nie wydawał się niczym różnić od innych otaczających go kamienic na warszawskiej Pradze. Dopiero po bliższym spojrzeniu można było dostrzec przy starych drewnianych drzwiach metalową tabliczkę z wyrytym starannie napisem: „Agencja Detektywistyczna Damiszewski. Drugie piętro”.
Biuro mieściło się w czterech niewielkich pokojach. Pomieszczenia były odmalowane i wyremontowane, ale mimo to zakradało się do nich ciężkie powietrze gnijącej dzielnicy, którego żadna farba nie mogła stłumić. Marek ze wszystkich sił starał się, by jego agencja wyglądała jak najbardziej profesjonalnie. Ciężkie dębowe drzwi wejściowe prowadziły do pozbawionej okien poczekalni z ustawionymi pod ścianą krzesłami i biurkiem sekretarki.
Tego dnia, jak każdego ranka siedziała za nim Klara. Sześćdziesięcioletnia kobieta o siwych włosach i mądrych oczach porządkowała faktury co chwila podnosząc niecierpliwe spojrzenie w kierunku drzwi wejściowych. Gdy upewniła się, że klamka wciąż nieruchomo tkwi na swoim miejscu z cichym westchnieniem wracała do swoich zajęć. Nie tylko ona była zniecierpliwiona.
Lucy, Łukasz i Marek czekali od piętnastu minut, podrywając się za każdym razem gdy na korytarzu rozlegał się najdrobniejszy szmer.
-Skopie mu tyłek, jak przyjdzie- mruknęła piegowata dziewczyna, bardziej do siebie niż pozostałych.
-Kochana złość piękności szkodzi- odparła Klara uśmiechając się przyjaźnie. Lucy odpowiedziała jej równie przyjaznym uśmiechem.
-Więc to jest sekret twojej wiecznej urody?- zapytała.
-Och dziecko, ty wiesz jak poprawić humor starszej pani...
-Spokojnie Klara, zachowaj trochę entuzjazmu, aż Błażej przyjdzie- wtrącił się Marek unosząc się z krzesła, nie zdolny by dłużej pozostać w bezruchu- Jeżeli nie zjawi się w ciągu trzech minut to przysięgam, że go zwolnię- dodał ciszej.
Wówczas jak na zawołanie drzwi otworzyły się z hukiem uderzając o przeciwległą ścianę.
-Mam ją! - wykrzyknął podekscytowany Błażej wchodząc do poczekalni. Uniósł wysoko nad głowę zaciśniętą mocno w ręku gazetę. Oczy wszystkich zebranych zwróciły się w stronę tego kawałka papieru, tak jakby był ze szczerego złota.
-Co tak długo?- jęknął Marek nie mogąc ukryć drżenia radości w głosie.
-Czekałem chyba z piętnaście minut na otwarcie kiosku – tłumaczył się dysząc ciężko ze zmęczenia – Jeszcze ten zasrany kioskarz nie chciał mi nic sprzedać, póki nie rozłoży towary. Stary śmierdziel. Przysięgam, że kiedyś spale tę jego przeklętą budę... No, a teraz do rzeczy. Mamy do przeczytania artykuł na pierwszej stronie
Okularnik powoli rozłożył gazetę. Świadom niecierpliwości swoich współpracowników, starał się jak najdłużej przedłużać te chwilę, rozkoszując się skupionymi na nim spojrzeniami.
- „Dusiciel schwytany”- przeczytał wolno tytuł nabożnym głosem- Cholera, mogli wymyślić coś lepszego...- skomentował krzywiąc się lekko.
-Daj mi to.

http://img841.imageshack.us/img841/3842/56025490.jpg (http://img841.imageshack.us/i/56025490.jpg/)

Lucy w trzech dużych krokach znalazła się obok Błażeja i wyrwała z jego palców gazetę. Zdezorientowany okularnik nie zdążył nawet zaprotestować. Z posępną miną splótł dłonie na piersi i rzucił dziewczynie nienawistne spojrzenie. Lucy usiadła na skraju biurka Klary i rozłożyła przed sobą gazetę.
-O mój Boże!- wykrzyknęła podekscytowana- Jest moje zdjęcie!
Odwróciła gazetę w ich stronę i pukając palcem w nasączony atramentem papier pokazała im fotografie. Wczorajszego wieczoru, krótko po przyjeździe milicji pojawili się dziennikarze i fotoreporterzy. Marek i jego ludzie dostali od władz stanowczy zakaz udzielania jakichkolwiek wywiadów, ale o pozowaniu do zdjęć nie było mowy. Lucy skorzystała z tego przemilczenia, dzięki temu mogła dzisiaj sycić oczy widokiem swojej twarzy w gazecie.

http://img844.imageshack.us/img844/9720/71047080.jpg (http://img844.imageshack.us/i/71047080.jpg/)

-Wyglądam grubo...- jęknęła oglądając zdjęcie pod każdym możliwym kątem.
-Zaczniesz wreszcie czytać?- zawarczał Błażej.
Lucy zamrugała zaskoczona i uśmiechnęła się do niego, co nie zdarzało się często.
- Okej, gotowi?- wciągnęła głośno powietrze i zaczęła czytać podekscytowanym głosem-„Od sześciu miesięcy cały nasz kraj żył tylko jedną sprawą. Dusicielem. Tajemniczym mordercą grasującym na ulicach naszych miast. Był obecny w wiadomościach, gazetach, w rozmowach na ulicy. Wisiał nad nami jak czarna deszczowa chmura gotowa w każdej chwili może uderzyć w nas piorunem. Tragiczny bilans jego działalności- śmierć siedmiu młodych kobiet- wzbudzał lęk i niedowierzanie, wśród ludzi, którzy od lat nie spotkali się z takim okrucieństwem. Wczorajszego wieczoru, Dusiciel znów wyruszył na łowy” Uuu... to było dobre- wtrąciła Lucy

http://img843.imageshack.us/img843/4497/78144146.jpg (http://img843.imageshack.us/i/78144146.jpg/)

- „Tym razem jego ofiarą miała zostać młoda, naiwna dziewczyna poznana w pociągu. Nieświadoma czyhającego na nią zagrożenia, jak owca prowadzona na rzeź ruszyła za napastnikiem w ciemną, odosobnioną uliczkę. Łatwowierność i głupota dziewczyny przedstawionej na poniższej fotografii najprawdopodobniej doprowadziła by do jej śmierci...”- z każdym kolejnym słowem głos Lucy zmieniał się, przechodząc pod koniec w dziki syk wściekłości- Co to ma być?!- wrzasnęła- „Łatwowierna i głupia”?! Jak oni śmią wypisywać takie bzdury?! Mój Boże, przecież tu jest moje zdjęcie! Jak moja rodzina to zobaczy... Kto to napisał?!... „Anna J”- przeczytała podpis na końcu artykułu nasiąkniętym nienawiścią głosem- Co za sucz! Jak pójdę do tej ich redakcji i włożę jej tą gazetę w okrężnicę to się przekona jaka potrafię być...
Lucy wściekle szarpała gazetą doprowadzając do granicy wytrzymałości wątłe kartki. Łukasz poderwał się z krzesła i podbiegł do niej.
-Spokojnie kochanie- powiedział łagodnie wyciągając z jej zaciśniętych palców pogniecioną gazetę- Daj mi to.
-Ale...- zajęczała.
-Daj spokój. To tylko jedno głupie zdjęcie... na pewno nikt cię na nim nie rozpozna- powiedział rozkładając przed sobą gazetę- Gdzie to... o jest. „ … najprawdopodobniej doprowadziła by do jej śmierci gdyby nie udana akcja krakowskich funkcjonariuszy, którzy w ostatnim momencie interweniowali i ocalili tę naiwną istotkę, która później tak chętnie pozowała do zdjęć. Milicja od miesięcy poszukiwała tego groźnego mordercę i wreszcie dzięki ich odwadze i zaangażowaniu w budowę bezpiecznego kraju udało się go schwytać”- Łukasz podniósł spojrzenie znad gazety i otworzył szeroko usta.
-Podli kłamcy- warknęła Lucy.
Wyrwała z rąk chłopaka gazetę i z palącym uczuciem satysfakcji zgniotła ją w małą nieforemną kulkę po czym rzuciła w kąt. Przez dłuższą chwilę panowała cisza, przerywana tylko dyszącym oddechem wściekłej Lucy.
-No to tyle jeśli chodzi o darmową reklamę- odezwał się Błażej rozkładając ręce w geście bezradności- Myślałem, że po tym jak opublikują, że to my schwytaliśmy Dusiciela klienci będą się dobijać do nas drzwiami i oknami, a tu dupa. Cała chwała zwycięstwa spadła na te spasione świnie z komendy, które nic nie zrobiły, żeby złapać tego popaprańca.
-Można się było tego spodziewać – mruknął Marek unosząc się ciężko z krzesła – Cała ta sprawa z Dusicielem przez ostatnie pół roku była im solą w oku. Gdyby ogłosili, że schwytał go jakiś nikomu nie znany detektyw... no cóż, nadwątliłoby to ich autorytet.
-Ale jak można tak bezczelnie kłamać- zawodziła Lucy krzyżując ramiona na piersi i kręcąc z niedowierzaniem głową.
-Skarbie, oni wszystko mogą- wtrąciła się Klara.
-Dobra, moi drodzy nie ma co płakać- odparł Marek próbując się uśmiechać, ale na jego twarzy wciąż tkwił cień zawodu- na pewno trafi się jeszcze sprawa, która przyniesie nam sławę, rozgłos i przede wszystkim bogactwo. A teraz zmiatajcie stąd. Pamiętacie? Miesiąc urlopu
-Chociaż jedna dobra rzecz w tym dniu- westchnęła z rozmarzeniem Lucy- Cały miesiąc błogiego lenistwa. I w końcu poznam swoich przyszłych teściów- dodała obejmując ramieniem Łukasza. Ten uśmiechnął się i cmoknął ją w policzek.
-Miejmy nadzieje, że twoi teściowie nie oglądają wiadomości i nie czytają gazet- zauważył Błażej szczerząc zęby w złośliwym uśmiechu- Naiwna i głupia dziewczyno- zarechotał zadowolony.
Lucy przycisnęła zaciśnięte pięści do ust i spojrzała na Łukasza rozszerzonymi ze strachu oczami. Próbowała coś powiedzieć, ale słowa nie mogły się przebić przez blokujące im drogę na wolność palce.
-Nic się nie martw- odparł- Powiemy im jak było naprawdę...

http://img831.imageshack.us/img831/5124/86212801.jpg (http://img831.imageshack.us/i/86212801.jpg/)

-He, he, he. Zrobisz piorunujące pierwsze wrażenie- nie poddawał się Błażej napędzany reakcja dziewczyny- Niedługo twoja twarz będzie znana w całym Związku Radzieckim.
Lucy jęknęła cicho odrywając dłonie od twarzy i opierając je na kolanach. Jej pierś unosiła się szybko wdychając i wypuszczając powietrze z płuc. Łukasz widząc drżące ze wściekłości ciało dziewczyny zdjął rękę z jej ramienia i powoli wycofał się na drugą stronę pokoju, doskonale świadomy tego co zaraz nastąpi.
-Zamknij się kanalio!!- wrzasnęła w stronę Błażeja.
-Słonko nie wyżywaj się na mnie... to nie moja wina, że natura obdarzyła cię małym rozumkiem i wielkim tyłkiem- odparł szczerząc zęby.
Lucy zacisnęła pięści i wydała z siebie ryk wściekłości.
-Wolę mieć wielki tyłek niż twarz która powoduje wymioty u płci przeciwnej- warknęła.
-Oj, skąd ta pewność, że twoja nie powoduje?- odgryzł się.
-Bo w przeciwieństwie do niektórych tutaj mój kwiatek został już zerwany- syknęła.
Tym razem to twarz Błażeja pokryła się czerwienią.
-Co ty insynuujesz?- zapytał prężąc cherlawą pierś.
-Skoro jesteś taki mądry, to chyba powinieneś na to wpaść...
Marek cicho przemknął się do swojego gabinetu i delikatnie zamknął za sobą drzwi, odgradzając się od kłótni rozbrzmiałej w holu. Na niewiele się to zdało, bo stare drewniane drzwi nie były w stanie wyciszyć podniesionych głosów Lucy i Błażeja.

ptasie mleczko
05.09.2010, 23:26
Trochę mało się działo w tym odcinku. Rozumiem jednak, że to dopiero początki i akcja się rozwinie. Z niecierpliwością czekam na rozwój wydarzeń i dalsze przygody bohaterów. Nie dziwię się wybuchowi wściekłości Lucy, takie umniejszenie jej zasług musiało zaboleć. Świetnie odzwierciedlenie ówczesnych realiów. Ciekawa jestem jak dalej rozwiniesz to FS, nie mogę się doczekać mrocznych zagadek, tajemniczych zbrodni i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Czekam z niecierpliwością na następny odcinek.

Libby
06.09.2010, 12:05
Odcinek krótki, ale dobry :).
Ja tam lubię Lucy od początku:P. Szkoda tylko, że tak umniejszyli jej zasługi. Nie dziwię się jej. Też bym się wściekła. Mam nadzieję, że rodzice Łukasza nie czytali gazety :P. Błażej się na niej wyżywał, ale ostro mu pojechała :D.
Świetnie opisane zachowania bohaterów i relacje między nimi. Wydają się tacy prawdziwi ;).
Genialny początkowy opis Pragi. Napawał obrzydzeniem.
Z niecierpliwością czekam na kolejną część :). Ciekawa jestem, czym nas zaskoczysz.

Mroczny Pan Skromności
07.09.2010, 05:37
Mendy dziennikarskie :P
Lucy oczywiście najlepsza, ale i Błażej potrafi być wredny.

Co do opisu Pragi, to mi się podobał średnio. Ale wiadomo, nie każdemu się może podobać :D

10/10 ;)

Fobika
09.09.2010, 21:55
Opis Pragi był wymyślony, nigdy nie byłam w Warszawie i nie mam pojęcia jak wygląda orginał ale widuje podobne miejsca w swoim mieście :P

Dodaje dziś kolejny odcinek, może znowu niewiele z niego wyniknie, ale poznacie bliżej jednego z bohaterów.

Marek cicho przemknął się do swojego gabinetu i delikatnie zamknął za sobą drzwi, odgradzając się od kłótni rozbrzmiałej w holu. Na niewiele się to zdało, bo stare drewniane drzwi nie były w stanie wyciszyć podniesionych głosów Lucy i Błażeja.
Przez chwilę stał oparty plecami o ścianę wyginając usta w lekkim uśmiechu. Był szczęśliwy, że w końcu udało im się schwytać Dusiciela. Nie chodziło tylko o zawrotnie wysoką nagrodę, ale też o sprawiedliwość. Być może był naiwnym człowiekiem, ale wciąż jeszcze wierzył w znaczenie tego słowa.
Podszedł do biurka i podniósł wieko przygotowanego wcześniej przez Klarę tekturowego pudełka. Jego wnętrze kryło równiutko ułożone siedem teczek. Wziął pierwszą z brzegu i powędrował spojrzeniem w stronę przeciwległej ściany. Wisiała na niej sporych rozmiarów tablica korkowa, do której przyczepione były szpilkami zdjęcia, dokumenty, listy, bilety i wszelkiego rodzaju poszlaki, które doprowadziły Marka na trop mordercy. Tablica była podzielona poziomymi paskami na siedem części. Każda należała do jednej ofiary Dusiciela. Na każdej znajdowały się strzępki informacji, które pomogły Markowi odtworzyć ostatnie godziny ich przedwcześnie zakończonego życia.
Z namaszczeniem odpiął z tablicy zdjęcie pierwszej dziewczyny - Anny Wolej i umieścił je w jednej z teczek. Następnie schował do niej wszystko to co znajdowało się w pierwszej rubryce. To samo zrobił z pozostałymi układając każdą z nich w osobnej teczce. Kiedy już skończył, schował teczki w kartonowym pudełku i zamknął go na klucz w metalowej szafce. Zazwyczaj akta spraw chował w pokoju obok, który robił za prowizoryczne archiwum, ale sprawa Dusiciela zasługiwała na szczególne traktowanie. Będzie się lepiej czuł świadomy, że ta dokumentacja jest bezpieczna pod kluczem, chroniona przed niepożądanymi spojrzeniami.
Z ciężkim westchnieniem człowieka, którego ostatnich kilka nocy pozbawionych było snu, usiadł za biurkiem i uśmiechnął się do siebie. Nareszcie miał za sobą długie, przeciągające się godziny, kiedy to stojąc naprzeciw tej cholernej tablicy korkowej starał się znaleźć jakąś wskazówkę, powiązania, blade poszlaki, które mogłyby go doprowadzić do człowieka, który przeciął nić żywota tych siedmiu dziewcząt.
Udało mu się.
Zostały pomszczone. Cieszyło go to. Przez osiem miesięcy poznał dokładnie każdą z nich. Wiedział co lubiły, czym się zajmowały i jakie były ich nawyki. Odbył setki wywiadów z ich rodzinami, przyjaciółmi, chłopakami, sekretnymi kochankami...
Teraz wystarczy tylko zapomnieć. Nie myśleć o ich zakrwawionych ciałach... ale to nie było takie proste.
Ale teraz było dobrze.

http://img195.imageshack.us/img195/7697/75121392.jpg (http://img195.imageshack.us/i/75121392.jpg/)

Czuł jak błogie uczucie spokoju rozlewa się po jego wnętrznościach i oplata swoimi ciepłymi ramionami zmęczony umysł. Przez ostatnie miesiące jego myśli były opętane przez Dusiciela. Myślał o nim kiedy szczotkował zęby, szedł spać, budził się rano... Starał się znaleźć jakiś schemat, przewidzieć jego kolejny ruch, wkraść się do wnętrza jego głowy.
I wreszcie, tego cudownego jesiennego wieczoru mógł spojrzeć w jego oczy. Oczy mordercy.
Siedząc przy biurku i spoglądając na pustą tablicę korkową, czuł się wspaniale. Pozostała tylko jeszcze jedna rzecz.
Uniósł słuchawkę telefonu i wykręcił numer.
- Słucham?- odezwał się zachrypnięty głos.
- Pan Koper? Tu Marek Damiszewski, chciałem tylko pana poinformować, że posłaniec zgodnie z umową przyniósł dzisiaj do mojego biura wynagrodzenie...
- Och to pan! Cieszę się, że pan dzwoni. Naprawdę nie potrafię wyrazić mojej wdzięczności. Dzięki panu odzyskałem wreszcie spokój... Ten s****ysyn będzie się smażył w piekle, ale zanim tam trafi dopilnuje, żeby resztę życia spędził w więzieniu i proszę mi wierzyć zadbam o to że nie będą to zbyt przyjemne lata. Dostanie to na co zasługuje... za to co zrobił mojej Wioletce... zabiłbym go gołymi rękami...- głos Kopera załamał się. Słychać było, że próbuje się powstrzymać od płaczu.
Marek taktownie milczał i dał czas rozmówcy na opanowanie się. Jacek Koper był ojcem ofiary numer pięć – Wioletty Koper. Detektyw powędrował spojrzeniem w stronę metalowej szafki i przypomniał sobie o ukrytej w środku fotografii rudowłosej, dziewiętnastoletniej dziewczyny z aparatem na zębach i radosnym usposobieniu. To właśnie Koper, wpływowy biznesmen wrocławski wynajął agencje detektywistyczną Marka do odnalezienia Dusiciela.
- Będę pana na bieżąco informował o postępach w procesie- kontynuował Jacek Koper kiedy już odzyskał nad sobą kontrolę- Być może będę potrzebował jeszcze pańskiej pomocy w charakterze świadka, naturalnie otrzyma pan wynagrodzenie.
- Oczywiście będę zeznawał jeżeli zajdzie taka potrzeba. I niech pan zapomni o wynagrodzeniu, nagrodą będzie patrzenie na tego drania kiedy będzie siedział na ławie oskarżonych. Czy mój prawnik przekazał pańskiemu wszystkie niezbędne dokumenty?
Marek usłyszał w telefonie świst wciąganego powietrza.
- Emm... prawnik? Ma pan na myśli tego Turzyńskiego?
- Tak, mam tylko jednego prawnika- odparł, zdziwiony nieco speszonym tonem Kopera.
- Tak, tak mamy wszystko czego nam potrzeba, niech pan się o to nie martwi. Pana prawnik nie musi już niczego nam przesyłać, ani tym bardziej dzwonić...Przepraszam, ale muszę już kończyć. Jeszcze się z panem skontaktuje, dowidzenia- powiedział pośpiesznie i nie czekając na pożegnanie detektywa odłożył telefon.
Marek przez chwilę jeszcze trzymał słuchawkę przy uchu, zastanawiając się czemu jego klient wydawał się być taki zdenerwowany. W końcu doszedł do wniosku, że facet musi być wciąż w szoku po utracie jedynej córki. Zresztą trudno mu się dziwić.
Kiedy odkładał słuchawkę rozległo się ciche pukanie.
- Można szefie?- w szparze między drzwiami a framugą ukazał się rozczochrana czupryna Błażeja.
Detektyw kiwnął głową i rozciągnął plecy wyciągając do góry ramiona.
- Wchodź chłopie.
- Pędraki właśnie wypełzły do swojej nory. Klara też już odkleja tyłek z krzesła. Jeżeli nie masz już do mnie żadnej sprawy to spadam do domu- powiedział.
- Nie, to już wszystko. A! Czekaj!- zatrzymał go kiedy ten już zamykał za sobą drzwi- Na pewno przekazałeś adwokatowi Kopera całą dokumentację?
Błażej prychnął pogardliwie i opadł na purpurowy fotel naprzeciwko biurko. Oparł nogę o oparcie i zaczął dłubać paznokciem między zębami.
- Ta... Cholernie nudny z niego sukinkot. I chyba na mnie leci. Przez cały czas dyszał mi do słuchawki...
- On ma astmę- wyjaśnił Marek porządkując ostatnie dokumenty na biurku.
- Jasne. To nie była żadna astma tylko gejowska fiesta. Na szczęście nie musiałem się z nim spotykać twarzą w twarz... brr... bez tytanowego pasa cnoty by się chyba nie obeszło. A co do papierów, to wysłałem mu wszystko co mu się może przydać- dodał pośpiesznie widząc karcące spojrzenie Marka- Ale wątpię czy ten po*******eniec da sobie sam radę. Dziwi mnie tylko to, że skoro Koper śpi na kasie, to czemu nie zatrudni jakiegoś prawnika, któremu zdarza się od czasu do czasu użyć szarych komórek. Mówię ci, większego kretyna to naprawdę trudno znaleźć. Ten idiota zapytał mnie jaka według mnie by była najlepsza linia ataku w tej sprawie. Wyobrażasz to sobie?! Co za idiota!
- I co mu powiedziałeś?- zapytał Marek przerywając na chwilę porządkowanie biurka i z przerażeniem wpatrując się w Błażeja. Doskonale zdawał sobie sprawę jaka będzie odpowiedź, ale podświadomie wciąż się łudził, że może tym razem jego podwładny wykazał się zdrowym rozsądkiem i poskromił swój język.
- A co mu mogłem powiedzieć?- odparł wzruszając ramionami i rozwiewając ostatnie nadzieje Marka

http://img816.imageshack.us/img816/9350/96471833.jpg (http://img816.imageshack.us/i/96471833.jpg/)

- Powiedziałem, że jest skończonym imbecylem, skoro nie wie takich rzeczy i że ma przestać walić sobie konia kiedy gada ze mną przez telefon, bo w****ia mnie jego dyszenie do słuchawki- wyrzucił z siebie jednym tchem i jakby na potwierdzenie swojego oburzenia pociągnął nosem.
Marek przyglądał mu się z szeroko otwartymi ustami.
- Powiedziałeś prawnikowi Kopera, żeby przestał sobie...- przerwał.
- Ta...- mruknął Błażej z obojętną miną- Cholerny kretyn- dodał i wrócił do dłubania między zębami.
Marek przetarł dłonią czoło i jęknął cicho. Więc dlatego Koper był taki zdenerwowany, gdy poruszył wprowadził tor rozmowy na temat swojego prawnika. Cholera będzie musiał do niego zadzwonić i przeprosić... i tego prawnika z astmą też.
Znowu będzie musiał się usprawiedliwiać. Już nie potrafił nawet zliczyć ile razy musiał przepraszać za swojego podwładnego. Kilka razy nawet zdarzyło się, że przez jego zachowanie stracił klientów.
Każdy normalny pracodawca pewnie już dawno wykopał by Błażeja, ale nie Marek. Owszem, czasami kusiło go by chwycić go za tą czarną czuprynę, wyrzucić przez okno, a potem dla pewności jeszcze oblać benzyną i podpalić, a prochami nakarmić szczury.
Prawda jest taka, że Marek miał dużo szczęścia, że zatrudnił się u niego ktoś taki jak Błażej. Tacy ludzie jak on zdarzają się raz na całe pokolenia.

http://img442.imageshack.us/img442/3918/2kopian.jpg (http://img442.imageshack.us/i/2kopian.jpg/)

Takich jak on nazywają geniuszami.
Jego IQ wybijało się wysoko poza średnie granice. Prawdopodobnie był najbardziej inteligentnym człowiekiem w kraju. Potwierdzały to liczne tytuły naukowe. Doktor prawa, chemii, magister historii, ekonomii i biologii. Przez cztery lata studiował nawet medycynę, póki nie wyrzucili go z akademii medycznej za oplucie dziekana. I to wszystko zdobył w wieku dwudziestu pięciu lat.
Błażej doskonale zdawał sobie sprawę, ze swojej wyższości intelektualnej nad resztą ludzkiej populacji i dbał o to, by nikt nigdy o tym nie zapomniał. Nigdy nie tracił okazji, by dopiec komuś.
Nie oszczędzał nikogo, kobiet, starców, nawet dzieci. Marek sam raz widział na własne oczy jak zrujnował świat siedmioletniej dziewczynki, udowadniając jej naukowo, że święty Mikołaj nie istnieje na kilka dni przed świętami. Dziewczynka była córką jednej z klientek, która widząc swoje zapłakane dziecko z wielkim krzykiem opuściła biuro wygrażając Błażejowi sądem.
Przez takie zachowanie ludzie go nie lubili. Zakończył studia nie mając ani jednego przyjaciela czy nawet kolegi. Profesorowie, którzy z początku byli zachwyceni możliwością kształcenia umysłu młodego geniusza, szybko zmienili zdanie, kiedy padli ofiarami jego upokarzającej krytyki.
Kiedy zakończył studia otworzył się przed nim drzwi kariery. Z początku firmy prawnicze wręcz biły się o genialnego doktora prawa. W ciągu dwóch lat Błażej pracował chyba w każdej większej kancelarii w mieście, ale zwykle po dwóch, góra trzech miesiącach dostawał wymówienie z powodu skarg klientów na jego agresywne zachowanie. W końcu doprowadził do tego, że nikt już nie chciał go nigdzie zatrudnić.
Marek nawet w najśmielszych snach nie przypuszczał, że na jego skromne ogłoszenie o zatrudnieniu doradcy prawnego, sprowadzi do niego właśnie kogoś takiego jak Błażej. Osoba o tak wszechstronnym wykształceniu jak on, okazała się być prawdziwym skarbem w tej branży. Niejednokrotnie jego doskonała znajomość prawa uratowała Marka przed płaceniem zawrotnie wysokich grzywien.
-Boże...Błażej, wpędzisz mnie chłopie do grobu – zajęczał detektyw.
-Wtedy przejmę interes- wyszczerzył się okularnik.
-Ze swoim aspołecznym charakterem długo go nie pociągniesz- zapewnił – A teraz zmiataj do domu. Trzy miesiące lenistwa przed nami. Masz jakieś plany?
-Nic konkretnego- wzruszył ramionami Błażej- Kanapa, telewizor, może jakaś książka.
-Brzmi nieźle...
-A ty szefie co planujesz?

http://img248.imageshack.us/img248/7737/41584789.jpg (http://img248.imageshack.us/i/41584789.jpg/)

-Miesiąc na Mazurach ze swoim szczeniakiem- Marek mimowolnie uśmiechnął się- Dzieciak błagał mnie o to od czasu kiedy nauczył się mówić. W końcu mnie na to stać, jedyna korzyść z tego Dusiciela...
-Biwak ze smarkaczem?- upewnił się- Nie wiedziałem szefie, że masz jakieś życie osobiste.
Marek z trudem wymusił uśmiech i pokiwał głową.
Nagle rozległo się ciche pukanie.
-Tak?
-Szefie...- Klara uchyliła lekko drzwi- Mamy gościa
-Powiedz mu, żeby przyszedł za trzy miesiące- odparł beztrosko detektyw.
Klara zmarszczyła brwi i weszła do gabinetu, przymknęła lekko za sobą drzwi nie chcąc by ich rozmowa doszła do uszu tajemniczego gościa.
-Mów co żeś zrobił?- wyszeptała wbijając groźne spojrzenie w szefa- Mów całą prawdę, albo powyrywam ci nogi z...
-Ja nic nie zrobiłem – rozłożył bezradnie ramiona Marek- Co się stało, kochana?
Zaniepokojony detektyw uniósł się z krzesła i podszedł do Klary. Kobieta była wyraźnie zdenerwowana.
-Co się stało? Kto przyszedł?- dopytywał zaniepokojony.
-Zdaje się, że mamy kłopoty- odparła szeptem wbijając przestraszone spojrzenie w dębowe drzwi.

ptasie mleczko
09.09.2010, 23:12
Powiem Ci, że Błażej jest niezły. To teraz rozumiem skąd się wziął jego nieustający konflikt z Lucy. Tylko powiedz mi jak mu się udało, nawet przy jego genialności, zdobyć tyle tytułów naukowych w wieku 25 lat?? Czy to jest w ogóle fizycznie możliwe? Ciekawa jestem, co nasz poczciwy Mareczek nabroił.

Libby
10.09.2010, 13:28
No, no; niezły numer z Błażeja :P. Nikomu nie przepuści, nawet siedmiolatce :P.
Biedny prawnik Kopera :D.
Szkoda, że nie było nic o Lucy.
Ciekawa jestem, co przeskrobał Marek. Wygląda na grzecznego, ale Klara się przestraszyła ;).

Fobika
10.09.2010, 23:17
Tylko powiedz mi jak mu się udało, nawet przy jego genialności, zdobyć tyle tytułów naukowych w wieku 25 lat?? Czy to jest w ogóle fizycznie możliwe? Ciekawa jestem, co nasz poczciwy Mareczek nabroił.

No powiedzmy przeskakując kilka klas :) Poza tym zawsze można studiować kilka kierunków na raz...

Searle
11.09.2010, 12:05
Odc z 30.08

Bardzo podobała mi się wymiana zdań pomiędzy Lucy a Błażejem. Błażeja lubię, a Lucy mnie jakoś denerwuje, o czym już kiedyś wspomniałam - wolałam ją jako naiwną i głupiutką rudowłosą dziewczynę :)

Opis miasta na początku bardzo profesjonalny. Można się było wczuć w ówczesna sytuacje mieszkańców.

nie zdolny by dłużej pozostać w bezruchu - niezdolny
póki nie rozłoży towary - towaru
kiedyś spale tę jego przeklętą budę - spalę
jak najdłużej przedłużać te chwilę - tę
jak czarna deszczowa chmura gotowa w każdej chwili może uderzyć w nas piorunem. - bez 'może'

ptasie mleczko
12.09.2010, 18:09
No powiedzmy przeskakując kilka klas :) Poza tym zawsze można studiować kilka kierunków na raz...

Ale, aż tyle?? Naliczyłam 6 w tym dwa doktoraty. Nie ma co facet jest niezły ;)

Mroczny Pan Skromności
12.09.2010, 19:16
Powiem tylko, że twoje opowiadanie jest znakomite :O
Jestem pod wrażeniem :)
Dużo humoru (YEAH!), wciągająca fabuła, wszystko jest :D
Ciekawe co z tym Markiem :P No i jak potoczą się dalsze losy bohaterów
Przyzwyczaiłem się do liczbowych ocen, więc 10/10 ;)

Searle
17.09.2010, 19:50
Odc. z 09.09

Ciekawe zakończenie. Zastanawia mnie co się mogło stać, ale obawiam się, że z urlopu nici :)
W ostatnim moim poście pisałam, że lubię Błażeja, ale teraz poznając go bliżej stwierdzam, że jest chamski i strasznie bezczelny. Co z tego, że jest diabelnie inteligentny - trzeba trzymać jakiś poziom.

Literówki i błędy, jakie wyłapałam:

Marek cicho przemknął się do swojego gabinetu – bez 'się'

schował teczki w kartonowym pudełku i zamknął go na klucz – je, bo pudełko jest rodzaju nijakiego

ale zanim tam trafi dopilnuje, żeby resztę życia spędził w więzieniu - dopilnuję

wynajął agencje detektywistyczną Marka - agencję

Jeszcze się z panem skontaktuje, dowidzenia - skontaktuję; do widzenia

szparze między drzwiami a framugą ukazał się rozczochrana czupryna – ukazała się

gdy poruszył wprowadził tor rozmowy na temat swojego prawnika – nie kumam tego zdania

Kiedy zakończył studia otworzył się przed nim drzwi kariery. - otworzyły

Fobika
19.09.2010, 11:26
Dzisiejszy odcinek będzie znacznie dłuższy, bo dostałam jakiegoś kopa twórczego :P

-Inspektor?- powtórzył Marek niepewnym głosem.
Klara pokiwała głową i westchnęła ciężko
-Tak jak mówiłam- potwierdziła- Więc mów młody człowieku w coś ty się znowu wplątał.
Zacisnęła usta w wąską, napiętą linię i ze skrzyżowanymi na piersi dłońmi wbijała w szefa zaniepokojone spojrzenie.
-Ja nie wiem...- odparł gorączkowo analizując w myślach ostatnie dni- Naprawdę nie mam bladego pojęcia. Poproś go tu, Błażej idź z nią.
Okularnik energicznie podniósł się z fotelu i ruszył w stronę drzwi. Kiedy przechodził obok, Marek dostrzegł w jego oczach niepewność i strach. Dobrze znał to spojrzenie. Widział je wiele razy wśród swoich kolegów z oddziału i kilkanaście lat później kiedy patrzał na ludzi siłą wciąganych do czarnych samochodów. Wiedział co ono oznacza.
Tak patrzy się na człowieka, którego ma się już nigdy więcej nie zobaczyć.
-Proszę wejść – usłyszał dobiegający z holu głos Klary.
Ciężkie buty uderzyły o drewnianą podłogę. Po chwili zza uchylonych drzwi wyłonił się inspektor. Marek przyjrzał mu się uważnie. Był wysoki, przygarbiony. Pod ciemnym, idealnie skrojonym płaszczem skrywał lekką nadwagę. Nie przypominał bezlitosnego potwora. Nie wyglądał na człowieka, który nocą w czarnym samochodzie przeczesuje miasto i prowadzi przesłuchania posługując się gumową pałką. Nie roztaczał wokół siebie aury groźby, którą Marek spodziewał się wyczuć u ludzi zajmujących tak wysokie stanowisko.
Był niewiele starszy od detektywa. Świadczyła o tym postępująca łysina na czubku głowy, którą starał się zakryć zaczesując na nią przerzedzone włosy. Zaokrąglona, pulchna twarz o pospolitych rysach i ziemistej cerze budziła zaufanie, jednak przenikliwe, zwężone oczy zdradzały prawdziwy charakter właściciela.
-Dzień dobry- powitał go Marek starając się przywołać na twarz przyjazny uśmiech.
Inspektor odpowiedział lekceważącym kiwnięciem głowy. Od chwili kiedy przekroczył próg gabinetu, nie obdarzył detektywa nawet przelotnym spojrzeniem. Jego oczy lustrowały dokładnie pomieszczenie w którym się znalazł ich właściciel. Przez dłuższą chwilę przyglądał się metalowej szafce zamkniętej na kłódkę.
-Przyjemne miejsce – odparł po raz pierwszy patrząc na Marka. Głos miał miły i dźwięczny, jednak pozbawiony śladu zniewieściałości.
-Dziękuje.
Inspektor minął detektywa i bez zaproszenia usiadł na fotelu. Obok siebie ustawił czarną teczkę. Dopiero teraz Marek zauważył jej obecność. Zaniepokojonym spojrzeniem starał się przeszyć jej skórzaną powłokę.
Od czasu zakończenia wojny starał się prowadzić życie przykładnego obywatela, nie narażającego się nowej władzy. Myślał, że mu się udało, ale długie palce komunizmu dosięgnęły także jego szyi.
- Proszę usiąść- powiedział inspektor stanowczym tonem, tak jakby to on przyjmował gościa w swoim gabinecie. Marek zmarszczył gniewnie brwi i w milczącym geście buntu podszedł do okna i oparł się o parapet.

http://img13.imageshack.us/img13/7220/73473696.jpg (http://img13.imageshack.us/i/73473696.jpg/)

- Nazywam się Adam Lubaszewski- odparł opierając łokcie o poręcz fotela i splatając przed sobą palce.
- Czym sobie zasłużyliśmy na wizytę tak wysokiego urzędnika?- zapytał Marek.
Inspektor uśmiechnął się lekko na dźwięk nutki ironii w głosie detektywa.
- Muszę przyznać, że jesteśmy pod wrażeniem dokonań obywatela. Schwytał pan groźnego mordercę, jest pan bohaterem. Dokładnie prześledziliśmy również pańskie wcześniejsze sprawy. Jest pan jednym z najlepszych w swoim fachu, jak dotąd nie odniósł pan żadnej porażki. Muszę przyznać, że jest to imponujące dokonanie. Możemy być dumni jako naród, że posiadamy takiego obywatela jak pan. Odważny, sprytny, przebiegły...- zamilkł na chwilę mierząc detektywa chłodnym spojrzeniem- Ma pan spory talent do rozwiązywania trudnych spraw, a my doceniamy utalentowane jednostki i pragniemy wykorzystać ich zdolności na potrzeby państwa. Dlatego postanowiłem przydzielić panu pewne zadanie.
- Bardzo mi przykro, ale aktualnie ja i moi ludzie mamy urlop. Zamykam biuro i...
- Panie Damiszewski, niech pan usiądzie- przerwał mu z taką miną jakby upominał małe dziecko i niedbale wskazał ręką na krzesło. Marek zagryzł dolną wargę i niechętnie usiadł za biurkiem. Wziął głęboki oddech i spojrzał prosto w oczy inspektora.
- Dziękuje- powiedział Adam. Wygiął usta się w zwycięskim grymasie, doskonałe świadomy tego, że wygrał tę rundę- Widzi pan, pański urlop niewiele mnie obchodzi. Państwo wymaga pańskiej pomocy i nie może pan odmówić. To pański obywatelski obowiązek. Jeżeli pan teraz odwróci się od swojego kraju, to kraj wkrótce odwróci się od pana, a to miałoby bardzo przykre konsekwencje. A tego nie chcemy, prawda?
Marek ukrył dłonie pod blatem biurka i zacisnął mocno palce. Oczami wyobraźni widział swoją rozpędzoną pięść uderzającą w nos pana inspektora. Jakie to by było cudowne uczucie. Z trudem stłumił w sobie to pragnienie. Zbyt dobrze wiedział jaka kara by go spotkała za tą krótką chwilę zapomnienia. Zagłuszył więc dzikie wołanie urażonej dumy o zemstę i rozluźnił palce.

http://img337.imageshack.us/img337/6937/56133193.jpg (http://img337.imageshack.us/i/56133193.jpg/)

- Skoro kraj mnie potrzebuje nie mogę odmówić- odparł najspokojniejszym tonem na jaki mógł się w tej chwili zdobyć.
- Cieszę się, że sobie to wyjaśniliśmy. Teraz możemy przejść do konkretów. Chcę by znalazł pan dla mnie tego człowieka.
Nogi fotela zaskrzypiały niemiłosiernie kiedy inspektor wyciągnął tułów sięgając po aktówkę. Ułożył ją sobie na kolanach i wyjął z niej cienką tekturową teczkę. Nie przestając się uśmiechać przesunął ją po blacie biurka w stronę Marka.
Detektyw spojrzał na nią z odrazą. Dobrze wiedział co to oznacza.
Będzie dla nich pracować.
Stanie się jednym z NICH.
Być może nigdy nie bł człowiekiem o twardym kręgosłupie moralnym, ale potrafił jeszcze odróżnić dobro od zła. A współpraca z łaknącą krwi władzą nie była niczym dobrym.
Wciągając głęboko powietrze, otworzył teczkę. Na blat biurka wypadła czarno-biała fotografia. Marek uniósł ją na wysokość oczu i spojrzał na szarą twarz mężczyzny. Na oko miał około pięćdziesięciu lat. Twarz chudą i pociągłą z wyraźnie wystającymi kośćmi policzkowymi. Detektyw zwrócił uwagę na dziwną linię przebiegającą tuż nad linią krótko ściętych włosów. Przejrzał się jej uważnie przysuwając bliżej fotografię.
Wyglądała jak blizna.
-To Tobiasz Węgrzycki. Człowiek, którego ma pan dla mnie znaleźć- odparł Adam uśmiechając się tajemniczo.
Marek znieruchomiał i spojrzał na inspektora.
-Co on zrobił? - zapytał czując jak ciepło zdenerwowania rozlewa się po jego ciele.
-Wszystko jest w dokumentach- powiedział Adam wskazując brodą na trzymaną przez detektywa teczkę.
Marek odłożył na bok fotografię i przyjrzał się dokładnie reszcie dokumentacji.
Tobiasz Węgrzcki. Wiek nieznany. Miejsce urodzenia nieznane.
Pacjent zakładu psychiatrycznego świętego Jana od 1945. Przywieziony z obozu koncentracyjnego w Trąbkach Wielkich. Dnia 26 października 1970, zbiegł z zakładu zabijając ostrym narzędziem pielęgniarkę i dwóch ochroniarzy.
-Dlaczego milicja wynajmuje cywili do łapania przestępców?- zapytał detektyw.
Na twarzy inspektora po raz pierwszy pojawił się grymas rozdrażnienia. Jednak zniknął równie szybko jak się pojawił.
-Dlaczego pan o to pyta?- zapytał z przekąsem- Nie czuje pan dumy, że dostąpił pan zaszczytu pomocy ojczyźnie? Pan chyba nie jest patriotą, prawda?
-Oczywiście, że jestem- odparł wbijając w rozmówce chłodne spojrzenie.

http://img824.imageshack.us/img824/2513/48444583.jpg (http://img824.imageshack.us/i/48444583.jpg/)

-Więc pan nie pyta o szczegóły tylko bierze się do roboty- powiedział twardo inspektor pochylając się w jego stronę. Marek bez trudu odczytał groźbę czającą się między jego słowami. Kiwnął jedynie głową i wrócił do przeglądania zawartości teczki. Pobieżnie przeczytał raport z sekcji zwłok trzech ofiar Tobiasza i sposobie w jaki uciekł z zakładu. Odłożył na bok kolejną stronę i z zaskoczeniem spostrzegł, że teczka jest pusta.
-Tylko tle?- zapytał zdziwiony.
-Są tam zawarte najważniejsze informację, powinno to panu wystarczyć.
-Ale... tu nic właściwie nie ma- odparł Marek przeglądając jeszcze raz rozłożone na biurku papiery- Nic o jego wieku, chorobie, czy pobycie w obozie. Same ogólniki!
-Panie detektywie- zaczął – Przypominam, że do pańskich zadań nie należy studiowanie życiorysu tego człowieka, tylko odnalezienie go i przekazanie w nasze ręce
-Tak, ale...- sprzeciwił się detektyw.
-Mam nadzieje, że nas pan nie zawiedzie- przerwał mu inspektor unosząc się z fotela, wyraźnie uznając dyskusję za skończoną- I proszę nie próbować żadnych sztuczek, bo może się to źle skończyć dla pana i pańskich przyjaciół.
-Postaram się odnaleźć tego człowieka- zapewnił Marek również podnosząc się z krzesła.
Inspektor wydał z siebie gardłowy pomruk i zatopił w detektywie badawcze spojrzenie. Przyglądał mu się przez chwilę, na tle długą by Marek poczuł się zaniepokojony.
-Jedno zielone, drugie niebieskie...- wyszeptał w zastanowieniu.
-Słucham?
-Pańskie oczy- powiedział inspektor wskazując palcem na jego twarz- Każde ma inny kolor. Jedno zielone, a drugie niebieskie.
-Ach, tak. Mam takie od urodzenia- odparł wzruszając ramionami.
-Ludziom z takimi oczami nie wolno ufać- mruknął poważnie po czym odwrócił się i ruszył w kierunku drzwi- Wkrótce się z panem skontaktuje- rzucił.
Gdy drzwi się za nim zamknęły Marek wciągnął głęboko powietrze i oparł się dłońmi o blat biurka.
Dzięki Bogu inspektor nie przyszedł do jego biura po to żeby zamknąć go na kilka lat w ciemnej celi, ale czy rzeczywistość okazała się być lepsza?
Nie.
Sprzedał duszę diabłu i dobrze o tym wiedział. Jeden zły krok i pogrąży się na resztę życia. A co gorsza, pociągnie za sobą na dno swoich ludzi.
Nagle rozległo się ciche pukanie do drzwi.
- Wszystko porządku szefie?- zapytał Błażej wchodząc do gabinetu- Czego ten urzędas chciał? Przeskrobaliśmy coś?
Marek wytarł dłonią usta i pokręcił przecząco głową. Poderwał się z krzesła i bez słowa wyjaśnienia minął w drzwiach Błażeja i stanął na środku holu.
- Klara mogłabyś zadzwonić do Łukasza i Lucy? Niech tu jak najszybciej przyjadą i niech się pośpieszą.
- Co mam im powiedzieć?- zapytała przyciskając słuchawkę do ucha i wykręcając numer skrzywionym reumatyzmem palcem.
- Wygląda na to, że nasz urlop już się skończył.
Błażej uśmiechnął się lekko. Markowi trudno było oprzeć się wrażeniu, że ta wiadomość bardziej go ucieszyła, niż zasmuciła.

Pół godziny później cała piątka zebrała się w gabinecie Marka czekając na słowa wyjaśnienia. Detektyw powiódł spojrzeniem po ich zaciekawionych twarzach i zastanawiał się jak im przekazać niezbyt przyjemne wieści. Wziął głęboki oddech i najdelikatniej jak mógł streścił im wizytę inspektora.
- Chyba sobie jaja robisz- powiedziała Lucy, kiedy już zakończył swoją historię.
- Niestety nie- zaprzeczył bezradnie rozkładając ręce- Zdaje się, że nie mamy wyboru.
Lucy poderwała się z krzesła i zaczęła krążyć po pokoju uderzając ciężkimi butami o drewnianą podłogę.
- Powiedziałeś mu o naszej przerwie?- zapytał Łukasz.
- Tak, ale to go raczej nie wzruszyło.
- Zapłacą nam chociaż?- wtrącił się Błażej.
- Nie poruszaliśmy tego tematu, ale raczej nie liczcie na to. W końcu pomoc Polsce Ludowej powinna być bezinteresowna i płynąć z głębi naszych ludowych serc – powiedział kładąc prawą rękę na sercu i wznosząc oczy ku górze. Błażej zachichotał rozbawiony i zasalutował.
- W takim razie chętnie przeleje krew by zadowolić moich komunistycznych braci- odparł starając się zachować poważną minę.

http://img812.imageshack.us/img812/6765/77528789.jpg (http://img812.imageshack.us/i/77528789.jpg/)

- Przestańcie sobie żartować!- wybuchła Lucy- To cholernie poważna sprawa! Harowaliśmy bez przerwy od trzech lat i należy nam się chwila odpoczynku!
- O tak, ty z nas wszystkich najbardziej harowałaś. Kręcenie tyłkiem musi być strasznie męczące...- wtrącił się Błażej.
- Zamknij się gnido, albo jeszcze dziś spotkasz się ze stwórcą- Lucy w jednym kroku znalazła się przed Błażejem i pogroziła mu zaciśniętą pięścią. Ten zrobił obrażoną minę i wycofał się. Dobrze wiedział, że kłócenie się z rozwścieczoną kobietą, która od szóstego roku życia trenowała wschodnie sztuki walki nie było by zbyt bezpieczne dla jego cherlawego ciała.
- Nie ma mowy! Nigdzie nie jadę- ciągnęła dalej Lucy zapominając o Błażeju i kontynuując nerwowe krążenie po gabinecie- Skoro te komunistyczne sukinkoty są takie genialne, że złapały Dusiciela, to na pewno sobie poradzą z jednym zaginionym świrem.
- Widzisz Lucy my nie mamy zbyt dużego wyboru- starał się zacząć Marek – Wiesz dobrze co nam grozi, jeżeli im odmówimy. Zamkną nam interes, a nas samych przez najbliższe kilka lat nie wypuszczą z więzienia.
- To znaczy, że mamy tańczyć tak jak nam te świnie zagrają? Od kiedy to jesteśmy na żołdzie u cholernych komuchów!
- Uspokój się!- powiedział Marek przechodząc na ton nieznoszący sprzeciwu – Nie jesteśmy u nikogo na żołdzie Pojedziemy tam, a ty razem z nami! Inaczej możesz się pożegnać z pracą.
- I dobrze! Zwolnij mnie! W przeciwieństwie do ciebie nie mam zamiaru sprzedać własnych przekonań w zamian za ciepłą posadkę. Do cholery szefie! Dobrze wiesz, że ja i Łukasz działamy w konspiracji, jak to będzie o nas świadczyć, jeśli nagle zaczniemy pracować dla kacapów?
- Lucy, ja też nie zamierzam wypierać się swoich poglądów i nie zmuszam cię do tego- powiedział Marek łagodniej. Lucy stanęła naprzeciwko niego i spojrzała mu głęboko w oczy.
- Nie zamierzasz, ale jednak to robisz.

http://img704.imageshack.us/img704/5910/15792587.jpg (http://img704.imageshack.us/i/15792587.jpg/)

Marek odwrócił się i podszedł do okna nie mogąc znieść widoku zawiedzionej twarzy Lucy. Była tak młoda, zbyt młoda by wiedzieć, że świat wzniosłych ideii zbudowany jest na niepewnych fundamentach.
Odchylił lekko firankę i spojrzał na przeciwległą stronę ulicy, gdzie na ławce siedział mężczyzna w ciemnym płaszczu i twarzą ukrytą pod kapeluszem. Udawał, że czyta gazetę, jednak co jakiś czas dyskretnie podnosił głowę by spojrzeć w stronę frontowych drzwi biura.
- Mamy ogon- powiedział Marek odsuwając się od okna –Muszą nas szpiegować już od jakiegoś czasu.
- Ten cały inspektor powiedział chociaż co zrobił ten człowiek którego mamy znaleźć? – zapytała Lucy siadając na fotel. Marek z zadowoleniem dostrzegł, że już była znacznie spokojniejsza niż przed kilkoma minutami.
- Powiedział tylko, że jest groźnym przestępcą, który uciekł z zakładu psychiatrycznego i zabił przy tym dwóch ochroniarzy i jedną pielęgniarkę.
- Coś mi tu śmierdzi– wtrącił Błażej – Skoro facet był psychicznie chory, to jakim cudem udało mu się przez osiem miesięcy umknąć policji?
- Rzeczywiście to podejrzane - mruknął Marek bardziej do siebie niż do nich- Zgoda Lucy wygrałaś – powiedział głośniej. Dziewczyna podniosła na niego zaskoczone spojrzenie.
- Naprawdę?- zapytała z niedowierzaniem.
- Tak, ale załatwimy to po mojemu- powiedział ściszając głos, tak by wszyscy zebrani zbliżyli się do niego- Znajdziemy tego człowieka, ale nie wydamy go władzom. Skoro tak im na nim zależy, musi być kim ważnym. Nie uganiali by się przez tyle czasu za zwykłym psychicznie chorym. Ustalimy gdzie jest, kim jest i co zrobił, a potem w zależności od dostępnych informacji postaramy się mu pomóc.
- Taka podwójna gra? – zapytała Lucy z zastanowieniem, a jej oczy zaiskrzyły się pełnią blasku.
- Dokładnie – przytaknął Marek- Tylko będziemy musieli być ostrożni, nic nie może się wydać- powiedział ciszej i zamilkł ze skupieniem obserwując twarz dziewczyny. Ta tymczasem zmarszczyła brwi w zastanowieniu i przez dłuższą chwilę stała nieruchomo ze wskazującym palcem przyciśniętym do ust.
- Zgoda niech będzie…- odparła w końcu- Ale robimy to tylko po to by zagrać tym kacapom na nosie i pomóc temu człowiekowi.
Marek odetchnął z ulgą.
- Która to godzina?- mruknął spoglądając na zegarek- Druga... Błażej leć szybko do archiwum i dokop się do wszystkich informacji o szpitalu psychiatrycznym świętego Jana, tylko się pospiesz, za godzinę zamykają. Potem wracaj do domu i spakuj walizkę na jakieś trzy dni. Bierzcie tylko najpotrzebniejsze rzeczy – powiedział patrząc znacząco na Lucy- Spotykamy się przed biurem jutro punkt piąta rano...
- Cooo....?- jęknęła dziewczyna otwierając szeroko usta i patrząc na szefa rozżalonym spojrzeniem- Czemu tak wcześnie?
- Pojedziemy moim samochodem. Jak wyjedziemy o piątej to na miejscu będziemy coś koło drugiej... cholera, potrzeby będzie jakiś nocleg. Klara, czy mogłabyś...?
- Pewnie szefie, coś wam znajdę- odparła kiwając głową.
- Tylko...- zaczął detektyw.
- Tak, wiem. W przystępnej cenie...- przerwała mu wywracając oczami.
Kąciki ust Marka uniosły się do góry.
-Dobra, zabierzcie ze sobą zapas gotówki, wątpię żeby władze pokryły koszty transportu. Pamiętajcie jutro o piątej. Tylko się nie spóźnijcie, bo potrącę wam z pensji! A teraz zmiatać stąd, macie mało czasu.

- Możesz już iść do domu Klaro, ale prosiłbym, żebyś w czasie naszej nieobecności była dostępna pod telefonem, być może będziemy jeszcze potrzebować twojej pomocy.
- Podwójna gra tak szefie? – mruknęła z przekąsem. Marek pochylił głowę zapinając guziki pałasza, jednocześnie starając się ukryć przed nią zakłopotanie malujące się na jego twarzy.

http://img690.imageshack.us/img690/2412/27105534.jpg (http://img690.imageshack.us/i/27105534.jpg/)

- Ty wcale nie zamierzasz ochronić tego człowieka przed władzą – powiedziała oskarżycielskim tonem.
- Nie – przytaknął Marek ze smutkiem – Musiałem po prostu znaleźć jakiś sposób by Lucy się zgodziła. Gdyby ona nie pojechała, Łukasz pewnie też by został, a wtedy… nie mogę do tego dopuścić. Muszę ich chronić za wszelką cenę. Nawet jeśli mieliby mnie potem znienawidzić.
- Rozumiem cię szefie- odparła Klara wzdychając ciężko- Oni są jeszcze tacy młodzi… Nie pamiętają wojny i nie wiedzą do czego jest zdolny człowiek. My mamy już na sobie brzemię tej wiedzy.
Marek kątem oka zauważył jak przesuwa dłonią po wewnętrznej stroni prawego przedramienia. Dobrze wiedział, że na ukrytej pod swetrem skórze widnieje pięć niedbale wyrytych czarnym atramentem numerów.
- Tak, Klaro. Niestety my wiemy.

Libby
19.09.2010, 15:05
Widzę, że Twoje FS będzie mi działać na nerwy :P. Nie znoszę jawnej niesprawiedliwości i zagrań, jakich stosuje inspektor.
Marek ma swoje tajemnice... Nie miał wyboru. Musi szukać tego faceta, ale Lucy go znienawidzi, jak tylko się dowie, że ją oszukał. Obawiam się, że reszta może ją poprzeć...
Czekam na kolejny odcinek ;).

Searle
20.09.2010, 16:02
To będzie ciekawe :) Wiedziałam, że już po ich urlopie i oczywiście byłam pewna, że z tego powodu najbardziej zawiedziona będzie Lucy :D

Strasznie ciekawi mnie osoba tego Tobiasza. Cóż on takiego przeskrobał, ze państwo go ściga? Coś podejrzewam, że na pewno knuł coś przeciwko władzom i wcale nie jest chory psychicznie :D

Adam jest zdecydowanie wkurzająca postacią. Nie lubię takich typów, co są pewno swego i w dodatku manipulują innymi.

Fajnie piszesz, ale robisz tyle literówek, że głowa boli :P

Okularnik energicznie podniósł się z fotelu - fotela
Głos miał miły i dźwięczny, jednak pozbawiony śladu zniewieściałości.
-Dziękuje. - Dziękuję
- Dziękuje- powiedział Adam - Dziękuję
Być może nigdy nie bł człowiekiem - był
Detektyw zwrócił uwagę na dziwną linię przebiegającą tuż nad linią krótko ściętych włosów. – powtórzenie: linię, linia
Przejrzał się jej uważnie przysuwając bliżej fotografię. - przyjrzał
Nie czuje pan dumy, że dostąpił pan zaszczytu pomocy ojczyźnie?
odparł wbijając w rozmówce chłodne spojrzenie - rozmówcę
raport z sekcji zwłok trzech ofiar Tobiasza i sposobie w jaki uciekł z zakładu - sposobu
-Mam nadzieje, że nas pan nie zawiedzie - nadzieję
się przez chwilę, na tle długą – na tyle
Wkrótce się z panem skontaktuje - skontaktuję
Nie jesteśmy u nikogo na żołdzie Pojedziemy tam, a ty razem z nami! – zjadłaś kropkę :)

Mroczny Pan Skromności
26.09.2010, 10:56
To jest genialne!
Dawaj szybko kolejny, kocham takie historie ;)
dycha, ofc :D

Master of Disaster
08.10.2010, 22:50
No i pięknie. Dopiero zaczęłam czytać i jak zaczęłam, to już musiałam przeczytać wszystko. :D Kurczę, jak późno! Nie no, FS ciekawe, choć miałabym nieco zastrzeżeń. Choćby takie, że jakoś te realia nie do końca przypominają PRL. Biznesmen? Hm...

Niemniej podoba mi się. Dobrze dobrany "aktor" grający tego inspektora. No i Lucy - ja tam ją lubię. Może jest nieco dziecinna, ale któż nie ma wad? Za to Błażej jest irytujący i antypatyczny, więc raczej go nie polubię. Co nie znaczy, że nie doceniam wysiłku twórczego włożonego w kreowanie tej postaci i jego roli w FS :P
No, to chyba tyle. Kładę się spać...

Searle
14.11.2010, 10:02
Kiedy możemy spodziewać się czegoś nowego?

Fobika
15.04.2011, 19:33
Witam :) Pewnie wątpiliście, że wrócę, a jednak !! Wena wróciła i mam zamiar kontynuwać pisanie. Pewnie już zapomnieliście o co chodzi w tym fs, ale mam nadzieje, że będziecie nadal czytać :P
Bez ogródek daje kolejny odcinek. Dziś krótko, za dwa dni dodam następny, nieco dłuższy :)

Lucy na palcach podeszła do drzwi. Wychyliła się lekko zza framugi i spojrzała na tył głowy wysokiego blondyna. Gwiżdżąc wesoło pod nosem mył naczynia po kolacji. Dziewczyna bezszelestnie wycofała się do sypialni. Przymknęła lekko za sobą drzwi starając się przy tym robić jak najmniej hałasu.
Westchnęła ciężko i spojrzała z nienawiścią w stronę kontu pokoju gdzie stał telewizor. Stała przez dłuższą chwilę przyglądając mu się spod zmarszczonych brwi. Czuła się jak bokser, który mierzy się na spojrzenia z przeciwnikiem tuż przed walką. Wskazówki zegara przesunęły się na godzinę siódmą.
- Już czas – powiedziała szeptem do ekranu.
W trzech dużych krokach przeszła przez długość pokoju i usiadła na podłodze przed telewizorem. Upewniwszy się jeszcze, że szczęk naczyń wciąż dobiega z sąsiedniego pomieszczenia, nacisnęła czerwony guzik.
Blask bijący z ekranu oblał jej twarz siną bladością.
- Witam państwa, wybiła siódma. Pora na wiadomości- szara twarz prezenterki uśmiechnęła się sztucznie do Lucy- Dzisiejszy program rozpoczynamy od wspaniałej nowiny. Wczoraj, w godzinach wieczornych…
- Co ty wyprawiasz?!
Lucy podskoczyła ze strachu. Tuż za jej plecami stał Łukasz.
- Ja tylko…- bąknęła- Nie! Proszę jeszcze tylko…- jęknęła patrząc jak palec jej chłopaka sunie w kierunku wyłącznika. Po chwili twarz prezenterki znikła.
- Umawialiśmy się prawda? Miałaś się trzymać z dala od tego syfu. Żadnych gazet ani widomości.
- Może tym razem powiedzą coś innego. No wiesz, bardziej prawdziwego – mruknęła unosząc się z podłogi.
- Wątpię- Łukasz objął ją lekko ramieniem i odsunął od telewizora- Oni wszyscy mają tylko jedno źródło informacji. Posłuchaj mnie, nie chcę żebyś się tym więcej przejmowała. Musimy się przygotować do jutrzejszego wyjazdu, pamiętasz?
Lucy prychnęła pogardliwie i skinęła lekko głową.
- To dobrze. Teraz pójdę dokończyć sprzątanie, a ty tymczasem się spakuj, ok.? A jak jeszcze raz zobaczę włączony telewizor to wyrzucę go przez okno – zagroził.
- No już dobrze, dobrze! – Lucy odepchnęła go od siebie- Nie zbliżę się do tego pudła.
Łukasz ucałował ją w czoło i odwrócił się by wrócić do kuchni i sterty brudnych naczyń. Nagle rozległ się dźwięk telefonu.
-Nie odbieraj!- krzyknęła Lucy, ale było już za późno.
Chłopak przyciskał już słuchawkę do ucha.
-Do ciebie- powiedział podając jej telefon i bezgłośnie wymawiając słowo: Przepraszam.
Lucy westchnęła ciężko i odebrała z jego rąk telefon walcząc z przeraźliwym pragnieniem, by rzucić nim o ścianę. Dobrze widziała kto dzwoni, czekała na ten telefon od kiedy przeczytała poranną gazetę.
-Słucham? – szepnęła drżącym głosem.

http://img577.imageshack.us/img577/3041/39595129.png (http://img577.imageshack.us/i/39595129.png/)

-Coś ty sobie wyobrażała?!- wściekły krzyk wdarł się do jej uszu raniąc boleśnie bębenki- Czy ty w ogóle cokolwiek myślałaś?! Poszłaś z jakimś obcym facetem...
-To nie było tak. To wszystko było zaplanowane, ja tylko robiłam za przynętę. Tak się nawet składa, że to ja go obezwładniłam...- zaczęła się pospiesznie tłumaczyć.
-Za przynętę? Słyszałaś co mówią w wiadomościach? On cię prawie zabił! Cały świat ma cię za skończoną kretynkę! I trudno im się dziwić!
-W wiadomościach kłamią- odpowiedziała słabo Lucy nie mając już siły by walczyć z oskarżycielskim tonem siostry.
-A wiesz co jest w tym najgorsze? Że wszyscy myślą, że ty to ja! Wyobraź sobie, że ludzie mnie zaczepiają na ulicy i pytają czy to mnie próbował zamordować wczoraj ten cały... jak mu tam?
-Dusiciel- podpowiedziała Lucy.
-Nie wymądrzaj się- odpowiedziała jej groźnie siostra- Wszyscy myślą, że to byłam ja! Rozumiesz to? Jezus Maria... nawet będąc na drugim końcu Polski potrafisz mi zepsuć życie. Czy przez chwilę pomyślałaś o mnie? Jak ja mam teraz się ludziom na oczy pokazać, kiedy wszyscy wytykają mnie palcami? Moja sąsiadka nazwała mnie dzisiaj „głupią gęsią”! Nie po to przez całe życie ciężko harowałam by coś osiągnąć, żebyś ty mi to zniszczyła w jeden wieczór!
-Bądź spokojna, że mi też się dostało. Ludzie o tym zapomną. Za kilka tygodni nikt nie będzie pamiętał kim był Dusiciel- odparła Lucy pełnym wyrzutu głosem, powtarzając to, co Łukasz starał się jej wmówić przez ostatnich kilka godzin- Musisz tylko odczekać te kilka dni...
-Czy ty do reszty oszalałaś?! Ta sprawa będzie już prześladować mnie do końca życia! Ludzie są pamiętliwi bardziej niż ci się wydaje!
Podniesiony ton siostry zaczął męczyć Lucy. Dobrze wiedziała, że żadne słowa nie zdołają ukoić jej wściekłości. Zresztą wcale nie po to zadzwoniła.
-Nie obchodzi mnie co mówią ludzie- odparła spokojnie Lucy- Ważne jest tylko to, że wczoraj pomogłam ująć mordercę, który zabił siedem dziewczyn i prawdopodobnie robiłby to nadal, gdybyśmy mu w tym nie przeszkodzili. Nic innego nie ma dla mnie znaczenia. I bardzo mi przykro, że głupia paplaniana ludzi jest dla ciebie ważniejsza niż czyjeś życie...
-Ale czemu do cholery dałaś się fotografować?! Jeszcze z takim tępym uśmiechem na twarzy... – dodała z odrazą.
W słuchawce rozległ się szelest gazety.
-Po prostu byłam szczęśliwa, że go złapaliśmy- odparła urażona- Poza tym myślałam, że to się inaczej potoczy. Nie sądziłam, że zrobią ze mnie ofiarę...

http://img852.imageshack.us/img852/2664/28426689.png (http://img852.imageshack.us/i/28426689.png/)

-Wiesz co lepiej już nic nie mów- przerwała jej siostra- Tobie nie da się przemówić do rozumu. Dobrze ci radze, przemyśl dokładnie swoje życie i swoje postępowanie, bo wszystko co ty robisz głupiego odbija się też na mnie. Póki tego nie zrobisz, nie masz po co do mnie dzwonić. Słyszysz? Nie dzwoń do mnie!
Do uszu Lucy wdarło się głośne uderzenie słuchawką , a zaraz potem głuchy sygnał rozłączenia.
Nie dzwoń do mnie.
Każda ich rozmowa telefoniczna kończyła się tymi słowami. Żadnego „Do usłyszenia” czy „Miło było pogadać” tylko te cztery przesycone złością słowa.
A przecież kiedyś było inaczej.
Wciąż pamiętała jeszcze czasy kiedy siedząc w parku na ławce z wypiekami na twarzy zwierzały się sobie z największych sekretów. Ale kiedy to było... Gęsty kurz zapomnienia już dawno okrył te wspomnienia. Teraz myśląc o siostrze w jej głowie pojawiał się obraz wygiętej w złości i pogardzie twarzy.
Co poszło nie tak?
Lucy zdała sobie sprawę, że wciąż trzyma w ręku słuchawkę. Ze smutkiem wyrytym w błękitnych źrenicach odłożyła ją na miejsce i wytarła mokre od potu dłonie o spodnie.
Łukasz w milczeniu przyglądał się jej oparty o ścianę.
-Tak mi przykro kochanie- odparł podchodząc do niej i zamykając jej drobne ciało w objęciach swoich ramion- Nie powinienem podnosić tego telefonu. To moja wina.
-Sama sobie to zrobiłam- powiedziała cicho wtulając się do niego. W ciepłej klatce jego objęć czuła się bezpiecznie i swobodnie. Napięcie powoli opuszczało jej mięśnie ustępując miękkiemu uczuciu relaksu. Oddała się temu uczuciu, pozwalając smutkowi roztopić się pod ciepłem ciała Łukasza.
Była bezpieczna.
-Nie obwiniaj się o to- odparł spokojnie- To tylko kilka głupich zdjęć. Twoja siostra wyolbrzymia całą tą sprawę. Obiecaj mi, że nie będziesz się tym więcej przejmować, dobrze?
Ujął ją delikatnie za podbródek i uniósł do góry.
-Dobrze- kiwnęła głową uśmiechając się łagodnie, ale jej oczy wciąż pozostawały blade i posępne- A teraz weźmy się w końcu za to całe pakowanie.
Wyrwała się z objęć Łukasza i raźnie pomaszerowała w stronę sypialni, czując na plecach zaniepokojone spojrzenie swojego chłopaka. Wyciągnęła z szafy niewielką podróżną walizkę i rzuciła ją na łóżko.
-Dzwoniłem do rodziców- powiedział ostrożnie Łukasz siadając na łóżku.
-I co powiedzieli?- zapytała nieruchomiejąc.
Chłopak wzruszył ramionami i zrobił niepewną minę.
-To co zwykle. Żebym rzucił tę głupią pracę w cholerę i zajął się czymś poważniejszym i bezpieczniejszym.
-A nie mówili, żebyś rzucił tę swoją głupią dziewczynę?- zapytała żartobliwym tonem, jednak jej spojrzenie uciekało w kąt pokoju, a napięty łuk brwiowy zdradzał wewnętrzny niepokój.
-Oj nie mów tak- powiedział łapiąc ją za rękę i przyciągając do siebie- Przykro mi, że tak wyszło, naprawdę. Zdążysz ich jeszcze poznać i założę się, że będą tobą zachwyceni. Uwierz mi, że nie ma do czego się tak śpieszyć. Moi rodzice są strasznie sztywni i nudni.
Lucy przytaknęła bez entuzjazmu i wyrwała rękę z jego uścisku.
-Oni mnie już na pewno znają. Chociażby z wiadomości...- mruknęła pod nosem wyciągając z szuflad przypadkowe rzeczy i wrzucając je do walizki.
-Ej! Pamiętaj co mi obiecałaś!- powiedział groźnie Łukasz- Miałaś się już tym nie przejmować.
-Staram się, ale tak bardzo mi zależy żeby zrobić na twoich rodzicach dobre wrażenie- odparła opadając obok niego na łóżko- Wiesz jak się układają sprawy z moją rodziną… Chciałabym mieć w końcu trochę normalności.
-Będziesz ją miała kochanie- zapewnił ją po raz kolejny kojąc jej ból w swoich ramionach.
Ciepłe uczucie zmęczenia owinęło się wokół jej ciała jak wełniany koc.
-To był ciężki dzień- odparła zamykając oczy.

http://img856.imageshack.us/img856/6325/68013121.png (http://img856.imageshack.us/i/68013121.png/)

Lira
16.04.2011, 17:39
Uuu, się siostra wkurzyła:P
Coś mi tam świta z poprzedniego odcinka, więc nie musiałam czytać od początku. Całe szczęście. Pamiętam za to wyraźnie, jak bardzo mi się podobało i cieszę się, że jest okazja, by to uczucie się powtórzyło.
Czekam na te "za dwa dni", bo zdaje się, iż szykuje się akcja:)

Libby
17.04.2011, 13:16
Fajny odcinek, tylko szkoda, że taki krótki :P.
Wybacz, że dopiero teraz komentuję. Mam jednak nadzieję, że się nie zraziłaś i odcinek się dziś pojawi ;).
Nie no, Lucy ma super siostrę... Na szczęście ma super faceta. Pozazdrościć jej takiego wsparcia ;). Ciekawa jestem tego wyjazdu ;) i jak się zachowają rodzice Łukasza. Mam nadzieję, że Lucy nie oberwie się głupią gęsią :P.
"kontu"? A co to takiego :D? Chyba miałaś na myśli"... kąta".

Fobika
18.04.2011, 09:54
Dzięki, że dalej czytacie :) Dodaje mi to motywacji.
Więc jak obiecałam tak robie, dodaje kolejny odcinek, nieco dłuższy od poprzedniego.

Marek bębnił palami o kierownicę bezmyślnie wpatrując się w szary asfalt ulicy. Co jakiś czas rzucał zdenerwowane spojrzenie w stronę skrytego za brzozami ceglanego domu. Kiedy zaparkował samochód na ulicy Wojciechowskiej zegar pokazywał godzinę piątą po południu, teraz słońce już prawie zachodziło. Mimo upływającego czasu nie mógł się zdobyć na wyjście z auta. Za każdym razem gdy musiał przekroczyć próg tego domu czuł jak stalowe obręcze zaciskają się wokół jego wnętrzności.
Zbyt dużo wspomnień tam zostawił.
Zbyt dużo dobrych wspomnień, które w groteskowy sposób kontrastowały z jego obecnym życiem.
Detektyw w końcu zebrał się na odwagę i wyszedł z samochodu. Przebiegł przez ulicę i przechodząc przez zadbany ogród znalazł się pod drzwiami. Poprawił pognieciony płaszcz i przeczesał palcami włosy, starając się nadać swojemu wyglądowi schludny charakter. Po kilku głębszych wdechach nacisnął dzwonek.
Po chwili drzwi otworzył wysoki brunet o ciemnych oczach. Marek z lekkim uczuciem zazdrości przebiegł spojrzeniem po jego idealnie skrojonym garniturze, który zapewne musiał kosztować fortunę.
- Och... Witaj – powitał go mężczyzna. Marek odpowiedział jedynie lekceważącym kiwnięciem głowy i nasiąkniętym fałszem uśmiechem – Spóźniłeś się – powiedział brunet ostentacyjnie patrząc na wieki, srebrny zegarek na nadgarstku, który musiał być jeszcze droższy niż garnitur.

http://img29.imageshack.us/img29/9831/33192774.jpg (http://img29.imageshack.us/i/33192774.jpg/)

-Artur wpuścisz mnie, czy mam tu stać do jutra?- zapytał Marek przez zaciśnięte zęby.
Mężczyzna zamrugał nerwowo słysząc podirytowanie w jego głosie i odsunął się przepuszczając go przez drzwi.
-Jasne, wchodź.
Marek wyminął go bez słowa i wszedł do skąpanego w zachodzącym słońcu salonu. Rozejrzał się po pokoju. Trochę się zmieniło od czasu kiedy był tu po raz ostatni. Nie powinno to go dziwić. Marta zawsze miała zwyczaj przestawiania mebli raz na kilka miesięcy. Na początku wydawało mu się to urocze, kiedy z poczerwieniałą od wysiłku twarzą przesuwała kanapę lub przewieszała obrazy na ścianach. Czasami jej pomagał, ale najczęściej wyganiała go do kuchni i wołała dopiero by mógł podziwiać efekt końcowy. Gdy już skończyła siadała w fotelu z kubkiem gorącej herbaty w dłoni i z zadowoleniem rozglądała się po pokoju.
-To tak jakbyśmy wprowadzili się do całkiem nowego domu – zwykła mawiać- Niby ten sam pokój i te same meble, a jednak wszystko wygląda zupełnie inaczej, prawda kochanie?
Zawsze przyznawał jej racje, a potem siadał obok niej na oparciu fotela i wtuleni w siebie razem podziwiali ten „całkiem nowy pokój”. Potem brał ją za rękę i prowadził do sypialni na piętrze.
Przez myśli Marka przebiegło pytanie czy teraz w taki sam sposób świętuje ceremonie przemeblowania z Arturem... oczami wyobraźni zobaczył ich wtulonych na fotelu, a potem... Potrząsnął głową starając się jak najszybciej wyrzucić ten obraz z pamięci. Nie powinno go już interesować życie prywatne Marty. Ta strefa już go nie dotyczyła.
- Widzę, że Marta zrobiła przemeblowanie- zauważył gorzko Marek, czując że musi coś powiedzieć by przerwać ciszę.
-Tak, wiesz jaka jest – odparł Artur przewracając oczami- Nie może spokojnie usiedzieć na miejscu. Dynamit, a nie kobieta- dodał lubieżnym tonem. Marek resztkami sił powstrzymał się przed wbiciem pięści w nos tego napuszonego palanta.
-No jesteś wreszcie!

http://img508.imageshack.us/img508/3425/82346978.jpg (http://img508.imageshack.us/i/82346978.jpg/)

Detektyw odwrócił się słysząc za sobą znajomy kobiecy głos. W drzwiach kuchni stała Marta. Miała na sobie szarą sukienkę, która podkreślała jej figurę klepsydry. Ogniste promienie słońca wpadające przez kuchenne okno oplatały jej sylwetkę nadając jej ciepłą, niemal magiczną aurę.
-Spóźniłeś się- powiedziała krzyżując dłonie na piersi.
-Już to słyszałem- mruknął Marek- Słuchaj możemy pogadać na osobności – dodał patrząc znacząco na Artura.
-Pewnie. I tak właśnie wychodziłem do pracy – wzruszył ramionami.
Mężczyzna chwycił z szafki kluczyki do samochodu i złożył na ustach Marty gorący pocałunek. Marta z początku trochę zmieszana rozchyliła wargi i odwzajemniła pocałunek. Marek zauważył, że Artur kątem oka obserwuje go. O nie... nie da mu tej satysfakcji. Detektyw zadbał o to by żaden mięsień na jego twarzy nie zadrżał.
-Pa, kochanie. Dzwoń jakby co – dodał ciszej, ale nie na tyle by Marek nie usłyszał- Do zobaczenia – powiedział puszczając oko do detektywa.
-Zawołam Krzysia- powiedziała Marta wycofując się w stronę kuchni.
-Nie zaczekaj – zatrzymał ją Marek – Muszę ci coś powiedzieć...

http://img88.imageshack.us/img88/7305/64786922.jpg (http://img88.imageshack.us/i/64786922.jpg/)

Marta zastygła w bezruchu. Detektyw patrzał jak jej brwi unoszą się wysoko do góry. Zawsze tak robiła gdy się denerwowała.
- Nawet się nie waż tego robić- wyrzuciła z siebie jednym tchem- Wiesz jak on długo czekał na ten wyjazd?! Od miesiąca o niczym innym nie mówi!
-To nie moja wina -wycedził przez zaciśnięte zęby Marek- W moim biurze pojawił się inspektor i...
-Nie interesuje mnie jaką masz znowu wymówkę- przerwała mu unosząc dłoń -Ja mu tego nie powiem. Sam to zrób. No idź! Bawi się w ogrodzie.
Marek bez słowa minął ją w progu i wyszedł na podwórze przez kuchenne drzwi. Na trawie siedział pochłonięty zabawą siedmioletni chłopiec.
- Cześć smyku.

http://img708.imageshack.us/img708/9796/51839510.jpg (http://img708.imageshack.us/i/51839510.jpg/)

-Tato!- zawołał rozradowany. Poderwał się z ziemi i podbiegł do ojca
Z nieśmiałością, która naznaczała dzieci które widziały rozstanie rodziców, oplótł ramionami szyję ojca i przywarł do niego. Marek poczuł jak metalowa obręcz ściska jego wnętrzności. Za każdym razem, kiedy syn się do niego przytulał, zastanawiał się, czy robi to po raz ostatni. Czy w końcu zmęczy się czekaniem na niego i go znienawidzi.
-Spóźniłeś się – powiedział Olek, ale w jego głosie nie było słychać cienia wyrzutu, była w nim jedynie bezgraniczna radość z widoku ojca.
-Wiem już to słyszałem- pozwiedzał wskazując głową w stronę domu. Kątem oka zauważył, że firanka w sypialni na piętrze poruszyła się.
-No, ale dobrze, że już jesteś. Tylko więcej mi się nie spóźniaj, bo nie będzie telewizji- powiedział chłopiec wymachując groźnie palcem. Marek uśmiechnął się rozpoznając w postawie syna parodię zachowania matki.
-Nie rób tak łobuzie bo mama będzie zła – rozczochrał blond czuprynę chłopca nie przestając się uśmiechać.
- Nie będzie- machnął ręką Olek- Śmieje się zawsze kiedy tak robie. Artura też to bawi.
Marek wzdrygnął się słysząc to imię w ustach syna.

http://img51.imageshack.us/img51/8967/51764018.jpg (http://img51.imageshack.us/i/51764018.jpg/)

-Posłuchaj mnie młody- powiedział przykucając przy nim. W jednej chwili twarz chłopca zmieniła się. Uśmiech bezpowrotnie zniknął z jego ust. Jakby przeczuwając to co ma nadejść zacisnął wargi i spojrzał na ojca błagalnym spojrzeniem, w którym tliły się resztki nadziei.
Marek spojrzał w oczy syna. Jedno niebieskie, drugie zielone... takie jak u niego. Chyba to była jedyna rzecz jaką po nim odziedziczył. Geny Marty całkowicie zdominowały wygląd chłopca. We wszystkim innym był kopią matki. Ten sam zadarty nosek, gęste włosy i pełne usta. Nawet z charakteru był podobny do niej. Uparty, zawzięty i ambitny. Marek uważał to za błogosławieństwo. Nie chciał by jego syn był taki jak on.
-Stało się coś bardzo niespodziewanego- zaczął- Niestety...
-Nigdzie nie pojedziemy- dokończył Olek.
-Ja naprawdę zrobiłbym wszystko...- zaczął Marek.
-Nic nie szkodzi- przerwał mu chłopiec- Pojedziemy innym razem
Machnął ręką i jakimś cudem zdobył się na wymuszony uśmiech.
-Mam coś dla ciebie w zamian- powiedział Marek i pośpiesznie wyjął z kieszeni płaszcza tabliczkę czekolady- Proszę, to dla ciebie. Prosto z Francji – dodał ciszej.
Chłopiec przyjął z rąk ojca prezent. Przewracając w rękach zawinięty w złotko prostokąt obejrzał z go każdej strony udając zainteresowanie.
-Dzięki tato. Pójdę już do domu bo zrobiło się zimno. Do zobaczenia.
Zanim Marek zdążył cokolwiek powiedzieć, chłopiec obrócił się na pięcie i pobiegł do domu.
Detektyw przeklną cicho. Kochał tego małego smarkacza i widok smutku na jego twarzy łamał mu serce. Szarpany wyrzutami sumienia usiadł na ogrodowej ławce i ukrył twarz w dłoniach.
Był kiepskim ojcem. Wiedział to, ale nie potrafił temu w żaden sposób zaradzić.
Pogrążony w własnych myślach nawet nie zauważył jak obok niego usiadła Marta. Poczuł unoszącą się wokół niej woń lawendy. Od lat używała tych samych perfum.
- Znowu dałeś ciała – mruknęła z dezaprobatą.

http://img638.imageshack.us/img638/2271/14748026.jpg (http://img638.imageshack.us/i/14748026.jpg/)

Odwróciła twarz w stronę promieni zachodzącego słońca i zamknęła oczy. Marek miał okazje by niezauważenie przyjrzeć się jej bliżej. Przez ostatnie lata na jej twarzy pojawiły się nowe zmarszczki, szczególnie gęstą siecią okalające oczy i kąciki ust. Ale ani trochę nie odbierało to jej urody. Wprost przeciwnie, nadawały jej klasy i powagi. Poza tymi kilkoma bruzdami pozostała taka sama jak w momencie kiedy ją poznał.
-Kiedy wrócisz?- zapytała nie otwierając oczu.
-Nie wiem- wzruszył ramionami- Za miesiąc może mniej...
Zamilkł na chwilę, teraz dopiero w pełni zdając sobie sprawę, przez jak długi okres nie będzie się widział z Martą i synem.
Marek zauważył gęsia skórkę na jej ramieniu. Miał ochotę ją objąć i ochronić przed chłodem wrześniowego wieczoru. Z trudem stłumił w sobie to pragnienie.
-Zadzwoń raz na jakiś czas, dobrze?- zapytała z troską, której Marek myślał, że już nigdy nie usłyszy. Spojrzał na jej nieruchomy profil i zaciśnięte mocno wargi. Martwiła się o niego mimo że nie byli już razem. Taka właśnie była Marta.
Cisza przedłużała się i stawała się coraz bardziej natarczywa.
-Marta...- zaczął Marek. Kobieta odwróciła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Jej twarz była tak blisko, wystarczyło by tylko zbliżyć trochę głowę... nie, nie Marek, nie wolno ci tego zrobić.
-Mógłbym jeszcze zatrzymać tę rudą perukę? Myślę, że będzie nam potrzebna- wyrzucił z siebie i natychmiast poczuł się jak idiota.
-Oczywiście, teatr wystawia teraz Antygonę i przez jakiś czas nie będzie nam potrzebna. Mogę ci pożyczyć też jedną blond. Tylko błagam dbaj o nie inaczej dyrektor urwie mi głowę.
-Oczywiście, przecież zawsze dbam- odparł Marek robiąc niewinną minę. Marta odchyliła głowę i roześmiała się.
-Tego bym nie powiedziała. Tydzień temu, w czasie wystawiania „Snu nocy letniej” aktorka wyjęła z jednej gałązkę. Na szczęście grała leśną wróżkę i za bardzo to nie przeszkadzało, ale jeżeli takie coś przytrafiłoby się Antygonie...- wytrzeszczyła oczy i zagwizdała cicho – Wole nawet nie myśleć jak to się skończyło.
Oboje roześmieli się, ale już nie w ten sposób który śmieli się lata temu. Teraz ich wspólny śmiech był inny, nieśmiały, jakby niepewny tego czy ma prawo istnieć.

http://img560.imageshack.us/img560/6929/72798237.jpg (http://img560.imageshack.us/i/72798237.jpg/)

- Koniec tego lenistwa – powiedziała Marta uderzając otwartymi dłońmi o kolona- Muszę zrobić małemu kolacje- umilkła na chwilę jakby chciała zaprosić Marka na posiłek, ale najwyraźniej uznała, że to zły pomysł bo bez słowa uniosła się z ławki i ruszyła w stronę domu.
Detektyw z zmarszczonymi brwiami obserwował jej kołyszącą się sylwetkę.
-Marta -zatrzymał ją.
-Tak?
-Dobrze ci z Arturem?- zapytał cicho.
Marta uniosła głowę i przebiegła spojrzeniem po koronach drzew jakby chciała w nich znaleźć odpowiedź.
-Jest dobry dla mnie i dla naszego syna- powiedziała poważnie, dokładnie ważąc każde słowo- Opiekuje się nami, a to jest najważniejsze- dodała obdarzając go szczerym i ciepłym uśmiechem.
-Też się wami opiekowałem- mrukną pod nosem spuszczając wzrok- Nigdy niczego wam nie brakowało
-Nie Marek, nie mówię o pieniądzach. Chodzi mi o inny rodzaj opieki. Artur zawsze jest przy nas gdy tego potrzebujemy. Ciebie nigdy nie było, zawsze musieliśmy konkurować z twoją pracą. Tak naprawdę to ona była na pierwszym miejscu w twoim życie, nie my. Wyjeżdżałeś na całe tygodnie zostawiając nas samych w pustym domu. Każdej nocy drżałam ze strachu o ciebie, zastanawiałam się czy tym razem nie zginiesz w jakiejś cuchnącej uliczce, lub nie trafisz do więzienia. Miałam dość tłumaczenia naszemu synowi, dlaczego jego tata nie tuli go do snu. Nawet kiedy byłeś razem z nami w domu, myślami błądziłeś w zupełnie innym świecie. Zawsze pozostałeś dla nas zamknięty. Nie mogłam dalej tak żyć, w ciągłym strachu i niepewności. Straciłam tyle czasu by starać się zrozumieć co ci chodzi po głowie, dlaczego jesteś taki oderwany. Byliśmy małżeństwem... a mimo to nigdy nie zaufałeś mi na tyle by być ze mną szczerym
-To nie tak...
-Nieważne już jak to było- powiedziała Marta kręcąc głową- Nie jesteśmy już razem Marek. Mam teraz nowe życie i proszę cie, nie psuj mi tego
-Nie mam ci zamiaru niczego psuć- Marek podniósł głos i zmierzył sylwetkę Marty rozłoszczonym spojrzeniem- Sama wszystko zepsułaś. Martwię się tylko o Olka...
-O nie! Nawet nie próbuj się w ten sposób wykręcać!- krzyknęła Marta tupiąc pantoflem w miękką trawę- Gdzie byłeś kiedy miał swój pierwszy dzień w szkole, swoje pierwsze przedstawienie? Na Boga Marek! Ty nawet nie przychodziłeś na jego urodziny! Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę jak bardzo on cię kocha? Ile razy o ciebie pyta i czeka, gdy masz przyjechać?! A ty... ty go wciąż trzymasz na dystans! Jakby wcale ci na nim nie zależało! Czasami patrzysz na niego w taki sposób... tak jakby był kimś obcym! Przecież to twój syn! Kiedy wreszcie dorośniesz do roli ojca? Siedem lat to dla ciebie za mało? On nie będzie wiecznie na ciebie czekał. Jest jeszcze dzieckiem i nie rozumie wszystkiego, ale przyjdzie czas, że cię znienawidzi, a wtedy pożałujesz tego straconego czasu. Dlaczego nie możesz go zaakceptować? Nie możesz mu pokazać, że ci na nim zależy?
-Bo nie nadaje się na ojca!- krzyknął Marek podrywając się z ławki na równe nogi.
-Ale nim jesteś! I pogódź się z tym. Nasz syn....
-Przestań w końcu!- Marek podskoczył do Marty i chwycił ją za ramiona- Dobrze wiedziałaś jaki jestem, a mimo to zamieszkałaś ze mną i wzięłaś ze mną ślub. Myślałaś, że się zmienię?
Marta odepchnęła jego ręce i cofnęła się o krok.
-Tak! Myślałam, że się zmienisz po narodzinach dziecka- wykrzyknęła mu w twarz.
-Nigdy go nie chciałem! Dlaczego nie możesz zrozumieć, że my nigdy nie powinniśmy mieć syna!
Marta otworzyła już usta by mu odpowiedzieć, ale ubiegł ją dźwięk zamykanego okna. Oboje odwrócili szybko głowy w stronę domu i wbili przestraszone spojrzenia w stronę pokoju na piętrze.
-Olek...- szepnął Marek i ruszył w stronę drzwi kuchennych.
-Ani się waż- Marta zagrodziła mu drogę własnym ciałem i brutalnie odepchnęła do tyłu.
-Muszę z nim porozmawiać. Nie chciałem tego powiedzieć- tłumaczył się Marek nie spuszczając wzroku z szyby okna za którą jeszcze kilka sekund temu była twarz jego syna.
-Ale powiedziałeś! I lepiej żeby cię teraz nie wiedział- Marta udaremniła kolejny szturm Marka na drzwi.
-Muszę do niego iść.
-Nie! Tylko pogorszysz sytuację. Idź już sobie. Nie dobrze mi kiedy na ciebie parze – powiedziała mierząc go chłodnym, pełnym wyrzutu spojrzeniem. Marek wbił rozżalone spojrzenie w jej zastygłą w złości twarz.
-Dobrze wiesz, że nie chciałem tego powiedzieć- powtórzył słabo, czując jak traci siły na prowadzenie dalszej walki. Tymczasem Marta rosła w siłę. Jak każda matka która staje w obronie swojego dziecka była w stanie walczyć, gryźć i drapać pazurami do ostatniego tchu w piersi.
-Idź już! Rozumiesz mnie? Olek nie potrzebuje takiego ojca jak ty! Poradzimy sobie bez ciebie. Nie pozwolę byś dłużej krzywdził mojego syna i mnie. Nie chce cię więcej widzieć w swoim domu!
Marek przestał się szarpać i wciągnął głęboko powietrze do płuc.
-Jak sobie chcesz – warknął i szybkim krokiem ruszył w kierunku furtki.

Następna część pojawi się niedługo. Jest już napisana, wystarczy tylko pstryknąć fotki. BTW mogę już wam zdradzić, że pojawi się całkiem nowy główny bohater i mogę już zdradzić, że będzie osadzony w innym czasie :)

Libby
18.04.2011, 11:53
Było trochę błędów, literówek, ale ogólnie podobało mi się ;)?
Ten syn to w końcu Krzyś, czy Olek? On ma blond czuprynę...?
Biedny mały... Teraz naprawdę będzie miał żal do ojca... Marek się nieźle wkopał. Ciężko mu będzie to naprawić, o ile w ogóle.
Z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek ;).
Piękne zdjęcia jak zawsze :).

Searle
26.04.2011, 17:17
W końcu wróciło jedne z lepszych FS na tym forum :)

Cieszę się, że nadal piszesz.

Te dwa odcinki nieco nudne, bez akcji, ale przynajmniej poznaliśmy nieco życie prywatne bohaterów. Czyżby siostra Lucy była jej bliźniaczką? A z tego Marka to niezłe ziółko, ale tak właśnie mają pracoholicy - praca kosztem rodziny.

Zjadasz nagminnie ogonki. Popraw błędy zasugerowane przez Libby. Ja jeszcze dołożę coś ode mnie:
-w przedostatnim odcinki:
Ze smutkiem wyrytym w błękitnych źrenicach odłożyła ją na miejsce i wytarła mokre od potu dłonie o spodnie. Jakie spodnie? Przecież Lucy na na sobie spodenki od piżamy.

- w ostatnim odcinku:
powiedział brunet ostentacyjnie patrząc na wieki, srebrny zegarek na nadgarstku, wielki