PDA

Zobacz pełną wersję : Alice Waters


Caesum
22.10.2011, 10:52
UWAGA:
Wprowadzam nową zasadę: zabieram się do pisania nowego odcinka dopiero po pojawieniu się minimum pięciu komentarzy odnośnie ostatniego. Mój temat ma 2,817 odwiedzin, ale komentatorów zaledwie garstkę. Nie oczekuję długich recenzji, ale przynajmniej jedno krótkie zdanie i ocena odcinka. Napisanie tego nie zajmuje długo, za to bardzo motywuje mnie do pisania kolejnych odcinków. :)

--------------------------------------

Odcinek 1(poniżej)
Odcinek 2 (http://forum.thesims.pl/showpost.php?p=1474818&postcount=10)
Odcinek 3 (http://forum.thesims.pl/showpost.php?p=1496811&postcount=20)
Odcinek 4 (http://forum.thesims.pl/showpost.php?p=1510371&postcount=32)
Odcinek 5 (http://forum.thesims.pl/showpost.php?p=1518001&postcount=40)
Odcinek 6 (http://forum.thesims.pl/showpost.php?p=1524422&postcount=54)
Odcinek 7 (http://forum.thesims.pl/showpost.php?p=1539861&postcount=61)
Odcinek 8 (http://forum.thesims.pl/showpost.php?p=1574473&postcount=75)
Odcinek 9 (http://forum.thesims.pl/showpost.php?p=1593115&postcount=84)
Odcinek 10 (http://forum.thesims.pl/showpost.php?p=1622049&postcount=90)

--------------------------------------

http://i.imgur.com/b56gr.png
Tak, to już koniec. Pomyślała Alice Waters, drżącą ręką przykładając stary, pozłacany pistolet do głowy. Nie ma sensu już dłużej żyć na tym świecie, nikt mnie nie potrzebuje, czas skończyć z tym jak najszybciej. Dziewczyna powoli zamknęła oczy, modląc się do Boga bądź diabła o rozgrzeszenie, zależnie od tego, gdzie trafi, po czym pociągnęła za spust.

--------------------------------------

Od dłuższego czasu myślałem nad rozpoczęciem pisania jakiegoś nowego fotostory, tylko jakoś nigdy nie miałem ani chęci, ani pomysłu. No, ale to już przeszłość, albowiem właśnie wyskakuję do was z pierwszym odcinkiem mojego nowego fs - Alice Waters.
Dodatkowo wielkie dzięki dla Mefisto za zrobienie tych cudownych simów, których będziecie mieli zaszczyt obejrzeć. Gdybym ja się za to zabrał prawdopodobnie jedyne, co byście ujrzeli, to latające radośnie klony Belli i Mortimera.

--------------------------------------

Odcinek 1

http://i.imgur.com/0vU1k.png
Otworzyła oczy i zaklęła soczyście pod nosem, cholerny śmieć, zepsuł się. Kilka razy próbowała powtórzyć swój czyn, jednak bezskutecznie, najwidoczniej broń nie chciała wypalić. Dziewczyna opuściła rękę i ze zrezygnowaniem w oczach rozejrzała się po pomieszczeniu, starając się znaleźć jakiś inny sposób na odebranie sobie życia. Znajdowała się w ciemnej bibliotece, za której oknami drzewa starannie uniemożliwiały światłu dostanie się do środka. Ciemne, dębowe panele były praktycznie zasłonięte przez masywne regały z leżącymi nań jedne na drugich opasłymi tomiskami, których nigdy tak naprawdę nie czuła potrzeby przeczytać. Obok drzwi, pod oknem stała wiktoriańska sofa, obita czerwonym materiałem, zaś obok niej umieszczony był na etażerce srebrny zegar, odliczający mozolnie czas. W samym środku biblioteki umieszczone były trzy fotele, zwrócone w stronę małego stolika do kawy. Alice spojrzała na pozłacany kinkiet, na czymś takim mogę co najwyżej powiesić szlafrok, trzeba było dać żyrandol. Ale dlaczego ten pistolet nie działa? Kilka razy próbowała strzelić, po czym wściekła rzuciła broń na podłogę. Usłyszała huk i kątem oka zauważyła, jak kula ze świstem przechodzi przez drzwi pozostawiając za sobą dymiącą dziurę. Usłyszała również stłumiony jęk, któremu towarzyszyły dźwięk upadającego ciała i wiązanki przekleństw.
- O mój Boże! Jesteś ranny? – Zawołała wylatując z pomieszczenia na korytarz. – Nie ruszaj się, zaraz zadzwonię po doktora!
- Nie! Nic mi nie jest! – Odpowiedział pospiesznie Thomas Lloyd, próbując się podnieść na nogi. – To tylko zadraśnięcie.
- Właśnie widzę. – Alice z niesmakiem popatrzyła na otwartą ranę na jego lewej nodze, z której radośnie lała się krew. – Poczekaj, pomogę ci.
Podeszła do mężczyzny, po czym przeciągnęła jego rękę przez ramię i pociągnęła w stronę salonu.
Otworzyła drzwi i dosłownie zrzuciła go na wiktoriańską kanapę z jasnoczerwonym obiciem. Patrzyła przez chwilę na krople krwi kapiące na wykładzinę, przynajmniej będą pasować kolorystycznie, po czym rzekła:
- No dobrze, pójdę po jakieś bandaże i zawołam pokojówkę żeby posprzątała. – Gdy Thomas otworzył usta podniosła palec do góry. – Nie, nawet nie próbuj się sprzeciwiać.
Thomas uśmiechnął się, choć bardziej wyglądało to na grymas i powiedział:
- Możesz mi chociaż wyjaśnić dlaczego próbowałaś mnie zastrzelić?
- Zastrzelić? Co za głupia myśl. – Alice obruszyła się nadymając usta. – Dlaczego miałabym w ogóle strzelać do ludzi?
- Właśnie to chciałbym, żebyś mi wyjaśniła.
Dziewczyna zastanawiając się spojrzała na swego rozmówcę. Mężczyzna uśmiechał się do niej, wyraźnie oczekując odpowiedzi.

http://i.imgur.com/31WBz.png
Thomas Lloyd był wysokim, tęgim młodzieńcem. Miał krótkie, blond loki, zaś jego cera ukazywała zamiłowanie do przebywania na dworze. Prawdopodobnie w ciągu miesiąca przebywał na powietrzu częściej niż ona przez cały rok. Ubrany był w prosty, szary garnitur, pod którym można było dojrzeć się krawatu i ciemnozielonej kamizelki.
Ogólnie Lloyd był dość przyjemnym człowiekiem. Był miły, starał się nikogo nie irytować i zawsze można było na nim polegać. Ironią losu było więc, że za przyjaciółkę obrał sobie Alice, która akurat te cechy uważała za nudne i mało męskie, a co za tym idzie ich posiadacza obdarzała równie niechlubną opinią. Oczywiście, jak każda dama, starała się ją zachować dla siebie. Poza tym, nie warto krzywdzić kogoś, kto wyciąga do ciebie pomocną dłoń, jakkolwiek dwulicowo by to nie brzmiało.
- Próbowałam go oczyścić z kurzu. Myślałam, że jest zepsuty. – Skłamała, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła na korytarz.
Zamknęła za sobą drzwi i opierając się na nich westchnęła. Nie powie przecież, że próbowała się zabić. Wyprostowała się, poprawiła sukienkę i poszła korytarzem w stronę holu. Mogła zawsze pójść do biblioteki i skorzystać z tamtejszego telefonu, ale Alice chciała chwilę się przejść, żeby móc pomyśleć nad swoim położeniem.
A więc, zaczęła, jestem panią jednej z okazalszych posiadłości w Anglii, posiadam własną, zaufaną przez świat firmę produkującą samochody oraz tyle pieniędzy, że bez problemu mogę codziennie kąpać się w basenie wypełnionym szampanem, gdybym tylko miała ochotę na coś tak głupiego. Teoretycznie więc niczego więcej do szczęścia mi nie potrzeba. Dlaczego więc jestem tak nieszczęśliwa? Mogę kupić wszystko na co mam ochotę, mogę całymi dniami nic nie robić tylko opalać się na plaży. Oczywiście z jakiegoś powodu czuję jednak niechęć do robienia czegoś tak absurdalnego i mało intrygującego. Może powinnam zwiedzić świat? Chociaż nie, to również odpada, musiałabym wtedy znaleźć kogoś, kto zastąpiłby mnie w pracy. Alice ponownie westchnęła, naprawdę nie mam nic do roboty.
Doszła do rozległego holu, w którego centrum stały masywne, dębowe schody. Na półpiętrze umieszczony był pokaźny obraz, na którym uwieczniona była kobieta w białej sukni, jej przodek. Wspięła się po drewnianych stopniach i podążyła w stronę swojego pokoju. To miejsce z kolei nazywane było Wielką Galerią. Był to korytarz w całości wypełniony obrazami. Z każdej strony dojrzeć się można było starych portretów poprzednich właścicieli posiadłości i ich rodzin. Alice znalazła tam nawet przestrzeń dla siebie. Dziewczyna nacisnęła jedną z wielu złotych klamek, po czym pchnęła drzwi prowadzące do jej sypialni.

http://i.imgur.com/OVUbb.png
Wielkie, dębowe łoże z baldachimem stało dumnie pod ścianą na środku wytapetowanego na zielono pokoju. Obok niego umieszczony był smukły stoliczek, na którym znajdowała się pozłacana lampka nocna, zaś po drugiej stronie szafa z jasnego drewna. Światło odbijało się w lustrze naprzeciw łóżka, a w samym kącie pokoju umieszczone były stolik i dwie kanapy, na których Alice zwykła siadać wieczorami by czytać niemądre romanse. Podeszła tam, po czym zajrzała do szuflady w stoliku, wyrzuciła na podłogę różnego rodzaju tabletki i wyciągnęła tryumfalnie paczkę bandaży. No, przynajmniej załatwię jedno z dwóch spraw.
- Mam już bandaże. – Powiedziała wchodząc do salonu. Podeszła do Thomasa i spojrzała na niego z góry – No dobrze, trzeba ci zabandażować tą głowę.
- Głowa? – Spytał zdziwiony. – Przecież dostałem w nogę.
Alice roześmiała się zarozumiale.
- Noga? Przecież to tylko lekkie zadrapanie! Z tym tutaj jest znacznie gorzej. – Powiedziała wskazując palcem w jego czoło.
- Och, nie wygłupiaj się tylko daj te bandaże! – Zakrzyknął radośnie i wyrwał jej paczkę z ręki.
- No dobrze. – Zaczęła Alice usiadłszy na kanapie. – Tak właściwie to czemu tu jesteś?
Thomas wyraźnie spoważniał. Przestał się wiercić, rozejrzał się za czymś po pokoju, po czym podniósł swą teczkę i spojrzał na nią melancholijnie. Dziewczyna z lekkim niepokojem odebrała ten niecodzienny widok.
- Mam dla ciebie złe wieści. – Zaczął, dodając dramatyczną pauzę, którą Alice uznała za zbędną i irytującą.
- Nie dowiem się o co chodzi jeśli mi nie powiesz. – Powiedziała wyniośle. Thomas jedynie poruszył się niespokojnie. Po chwili jednak rzekł:
- Alice, w ciągu miesiąca będziesz musiała się stąd wyprowadzić.

revive
22.10.2011, 12:33
To jest piękne no po prostu cudowne :)
Czekam na dalsze odcinki :)

Mroczny Pan Skromności
22.10.2011, 12:40
Ja chyba wiem, skąd ta "niechlubna" opinia Alice...
http://img703.imageshack.us/img703/6763/tdtd.jpg

Nie jest źle, powiem więcej: jest dobrze. Podoba mi się styl pisania. Sama historia na pewno niedługo się rozkręci :). Nie jestem pewien, czy warto zaczynać czytanie, ponieważ powstaje coraz więcej FS kończących się po dwóch-trzech odcinkach, ale cóż, zaryzykuję :P.

Lira
22.10.2011, 14:43
Przerwa po pociągnięciu za spust to świetny pomysł!
Na początku pomyślałam, że to czasy wiktoriańskie, ale zdążyłam zorientować się, iż dom po prostu utrzymany jest w tym stylu:P
Jeśli trzecie zdjęcie przedstawia Thomasa, to nie pasuje ono do jego opisu.

"Z każdej strony dojrzeć się można było starych portretów poprzednich właścicieli posiadłości i ich rodzin" - albo miało być "dopatrzeć się", albo "dojrzeć można było stare portrety [...]"
"wyciągnęła z tryumfalnie paczkę bandaży" - zbędne "z"
"wyrwał jej z paczkę z ręki" - to samo
"Tak właściwie to po czemu tu jesteś?" - "po co" lub samo "czemu"
Brakło też paru przecinków, ale pogubiłam:)

Ponieważ FS mnie zainteresowało, wyczekuję dalszego ciągu:)

Caesum
22.10.2011, 15:03
Wielkie dzięki za wytknięcie błędów, właśnie je poprawiłem wraz z jednym powtórzeniem, które znalazłem przy okazji. :)

Co do Thomasa, to dlatego bo wizja moja i Mefisto trochę się różniły, jednak po zobaczeniu jej wersji po prostu nie mogłem odmówić, jest znacznie lepsza. No ale dobrze, poprawiłem lekko jedno zdanie by opis pasował do obrazka. ;)

No i ogólnie cieszę się, że spodobał się wam pierwszy odcinek. Co do porzucania fs, to chociaż niczego nie obiecuję(żeby potem nie było!), powiem, że mam dużo czasu a i piszę tylko wtedy, gdy czuję na to ochotę. Jednocześnie zabezpieczyłem się poczuciem obowiązku poprzez wykorzystanie dobroci Mefisto i jej simów. Tak więc, o ile stanie się coś naprawdę niespodziewanego i szokującego, np. moja śmierć, to raczej będę kontynuować pisanie, tym bardziej, że jak na początek fs zostało całkiem nieźle odebrane. :)

Norellia
22.10.2011, 17:45
Ciekawe, czekam na następne :)

Silver
23.10.2011, 14:51
Ja chyba wiem, skąd ta "niechlubna" opinia Alice...

Haha, o tym samym pomyślałam :D

Więc tak...
Już prolog (czy co to jest? :P ) mnie zainteresował :)
Ciekawi mnie dlaczego Alice chce się zabić, ale wydaje mi się, że niedługo zmieni zdanie...Nie jestem w stanie na razie napisać więcej na temat treści, bo nie mam weny :(

Mogę dodać, że czyta mi się bardzo przyjemnie. Nie robisz błędów ani powtórzeń (przynajmniej nie zauważyłam) za co plus.
I mam nadzieję, że nie "stanie się coś naprawdę niespodziewanego i szokującego, np. moja śmierć" i będziesz kontynuować to FS :P

Czekam na ciąg dalszy.

Kjalvör
23.10.2011, 15:51
FS ciekawe, bohaterzy wyraziści, zdjęcia piękne. Czego jeszcze do szczęścia? Będę regularnie zaglądać.

Searle
24.10.2011, 08:02
Bardzo mi się spodobało i zaciekawiło, mimo, iż w sumie nie zdarzyło się w tym odcinku coś nadzwyczajnego.

Podoba mi się postawa głównej bohaterki - znudzonej życiem bogaczki, która wszystko ma, ale czegoś najważniejszego jej brakuje.

Piszesz bardzo lekko. Fajne opisy - nie są męczące dla oka.
Jednak musisz zwracać większą uwagę na szczegóły.

Przyczepię się jeszcze opisu Thomasa:

Thomas Lloyd był wysokim, tęgim (jak dla mnie to jest chudy) młodzieńcem. Średniej długości(przecież są krótkie), kręcone blond włosy opadały na jego twarz (nic mu nie opada... na twarz :P), [...] Ubrany był w prosty, czarny garnitur, pod którym można było dojrzeć się krawatu i ciemnozielonej koszuli (ciemnozielona jest kamizelka, a koszula jest biała lub kremowa).

Rozgraniczaj kropkami a nie przecinkami zdania:

Zamknęła za sobą drzwi i opierając się na nich westchnęła, nie powie przecież, że próbowała się zabić.

Zamknęła za sobą drzwi i opierając się na nich westchnęła. Nie powie przecież, że próbowała się zabić.

Jeszcze jedna uwaga: myśli bohaterów albo wstawiaj w cudzysłów albo pisz pochyłymi literami, by odznaczały się jakoś od reszty, np:

Alice spojrzała na pozłacany kinkiet, na czymś takim mogę co najwyżej powiesić szlafrok, trzeba było dać żyrandol, ale dlaczego ten pistolet nie działa

Alice spojrzała na pozłacany kinkiet. Na czymś takim mogę co najwyżej powiesić szlafrok, trzeba było dać żyrandol. Ale dlaczego ten pistolet nie działa

Caesum
24.10.2011, 10:12
Dziękuję za uwagi, zapamiętam je i poprawię się na przyszłość, choć chyba raczej nie przerobię już treści pierwszego odcinka, lepiej się skupić na drugim. :D

A co do kamizelki, to właśnie tego słowa mi brakowało! Pisałem ten odcinek dość długo, ale jakoś w ogóle nie mogłem sobie przypomnieć, jak to to zielone się nazywa. Sprawdzałem pod żakiet, części garnituru, fraku, jakoś nic mi nie pasowało.

Caesum
18.11.2011, 13:15
http://i.imgur.com/Pnu5wYL.png

Alice, rozumiesz co mówię? Twoja firma samochodowa właśnie przestała istnieć, a jedyne co po niej zostało, to długi tak wysokie, że twój portfel, choć wypełniony po brzegi pieniędzmi, nie spłaci ich od ręki. Słuchasz mnie? Czy teraz rozumiesz, dlaczego musisz się wyprowadzić? Sam twój majątek ci nie pomoże, jednak twoja posiadłość jest na tyle wartościowa, że zostaniesz zmuszona do jej opuszczenia. Środki do życia? Nie martw się, masz jeszcze niemałą sumkę na koncie. Dom? Alice, przecież sama dobrze wiesz, że Ravenhill Manor to nie jedyny twój dom, w końcu nie zawsze mieszkałaś z wujostwem, prawda?

--------------------------------------

Odcinek 2

http://i.imgur.com/jrQsx.png

Ciemnowłosa dziewczynka o porcelanowej cerze poprawiła czepek i wspięła się po barierce, jednocześnie przeczesując wzrokiem stalowego giganta, dryfującego spokojnie w porcie Southampton. Po chwili jej twarz rozpromieniała, a ona krzyknęła:
- Spójrz, tam są!
We wskazane miejsce spojrzała średniego wieku kobieta o zielonych oczach i blond włosach, upiętych w niepozorny kok. Strzepnęła kurz ze swej prostej, szarej sukni, po czym odwróciła się do dziewczynki.
- Ma panienka rację, może im pomachamy? W końcu nie zobaczy ich panienka przez jakiś czas.
Nie musiała jej namawiać, dziewczyna jak oszalała zaczęła machać, prawie że spadając z barierki, której jeszcze chwilę temu tak kurczowo się trzymała.
- Niech panienka z tego zejdzie, bo jeszcze zrobi sobie krzywdę. – Poradziła jej niania, na co ta zareagowała machnięciem ręki.
- Nie przejmuj się tak. Nie spadnę, mam już przecież dwanaście lat. – Dziewczyna otworzyła usta, by dodać coś jeszcze, jednak w tym samym momencie usłyszała długi, donośny ryk syren statku.
- Och nie, już odpływają! – Krzyknęła, wiercąc się niespokojnie na barierce.
- Niech się panienka nie martwi, niedługo wrócą. Teraz jedyne co musimy robić, to pomachać i cierpliwie czekać w domu.
- Wiem, nie musisz mi tego mówić. – Odpowiedziała, coraz bardziej zachmurzona na twarzy, dalej jednak machając. Zmieniła rękę, by poprzednia mogła odpocząć. – Mam tylko nadzieję, że nic im się nie stanie.
- Z pewnością dopłyną. Nawet Bóg nie zatopi Titanica.
--------------------------------------

http://i.imgur.com/JBmx3.png

Przy skromnych schodkach, oświetlonych słabym blaskiem księżyca zatrzymał się samochód Lincoln Phateon, z którego wynurzyła się zgrabna sylwetka młodej, ciemnowłosej kobiety o cerze porcelanowej lalki. Dziewczyna spojrzała z czystą odrazą na zniszczone stopnie, tak doskonale jej znane, po czym niechętnie poczęła wspinać się po nich w górę.
A więc, pomyślała, Nie mam już domu, pracy, większości majątku a z pewnością straciłam na godności. Kto by pomyślał, że w ciągu tak krótkiej chwili tyle ważnych mi rzeczy zostanie mi odebranych? I co teraz? Wspinam się po tych schodach, których z chęcią wolałabym uniknąć. Życie potrafi być naprawdę okrutne.
Zatrzymała się przy prostej, metalowej furtce w wysokim żywopłocie. Popchnęła ją i znalazła się w obrośniętym zewsząd kwieciem ogrodzie, od czasu do czasu zasłoniętego przed słońcem konarami dębu, wyglądającego zza dwupiętrowego domu w stylu Tudorów. Był to średnich rozmiarów budynek o prostej, lecz przyjemnej dla oka budowie, w którego oknach dojrzeć można było różnej maści zasłony, począwszy od ciemnozielonych a zakończywszy na jej ulubionych, bordowych ze złotymi wstawkami. Alice podeszła do drzwi z ciemnobrązowego drewna, wyjęła z kieszeni plik kluczy, z których wybrała jeden i odblokowała zamek. Weszła do jasno oświetlonej kuchni urządzonej w wiejskim stylu. Stary, czarny piec żeliwny stał w centrum pomieszczenia, otoczony drewnianymi blatami oraz oszkloną szafą na produkty spożywcze. Naprzeciw, pod oknem średniej wielkości stół zastawiony był sześcioma krzesłami, których nogi wbijały się w stary, bordowy dywan, niechlujnie rzucony na kamienną posadzkę.

http://i.imgur.com/si7Z9.png

Przy umywalce mozolnie zmywała naczynia starsza kobieta, która, całkowicie zaabsorbowana zajęciem, zupełnie nie zwróciła uwagi na dziewczynę. Jej siwe włosy upięte były w mały koczek, prosta, czarna sukienka okrywała jej ciało, które choć nie grzeszyło młodością, wciąż trzymało się całkiem nieźle. Alice podniosła brew, może to i lepiej, nie mam teraz ochoty na głupie pogaduszki, po czym poszła w stronę drzwi na korytarz.
- Alice Waters – Dziewczyna zatrzymała się. – Jak zwykle uciekasz gdy tylko widzisz okazję.
Alice odwróciła się, by ogarnąć wzrokiem staruszkę, która w tej chwili patrzyła na nią z surowym wyrazem twarzy. Uśmiechnęła się złośliwie.
- Widzę, że się na dobre zadomowiłaś, Hyacinth.
Hyacinth westchnęła ciężko.
--------------------------------------
Nic się nie zmieniłaś, Alice. Dalej jesteś oziębła i zarozumiała. Miałam nadzieję, że może choć trochę poprawi ci się humor w Ravenhill Manor, na nieznanym terenie. Widać głupia byłam tak sądząc, chyba jedynie ci to zaszkodziło. Biedaczka, pewnie dalej winisz rodziców za ten wysyp sukcesów, który spadł z martwych ciał rodziców prosto na twoje barki. W sumie się nie dziwię, dostałaś wszystko na miejscu, bez wysiłku, a znając twój charakter pewnie było to najgorsze, co mogło cię spotkać. Dziwne jednak, że dalej chodzisz załamana, chociaż straciłaś praktycznie wszystko, co doprowadziło cię do takiego stanu.
Oj Alice, strasznie cię to rozpieściło.

--------------------------------------

http://i.imgur.com/PR24u.png

- Jak na dobrą gospodyni przystało. – Odgryzła się, zakładając ręce na piersi. – No, moja droga, nie przywitasz się ze swoją nianią?
- Nie jesteś moją nianią od paru dobrych lat, sama o tym wiesz.
- Nie spłaciłam jeszcze długu wdzięczności poprzednim Watersom, tak więc moja praca wciąż jest aktualna.
- Ależ nianiu. – Powiedziała zgryźliwie. – Przecież jestem już dorosła, nie potrzebuję opieki.
Niania uśmiechnęła się tryumfalnie.
- Doprawdy? A jak tam twoja firma? Podobno całkowicie podbiła rynek samochodowy.
- Wygrałaś. – Powiedziała Alice ze zrezygnowaniem, po czym usiadła przy stole. – Czemu mnie dręczysz? Bardzo dobrze wiem, że moja firma upadła.
Hyacinth postawiła na ogniu czajnik, zaś na stole rozłożyła serwis do kawy oraz talerz z ciastkami. Wzięła czajnik i zaczęła wlewać wodę do filiżanek. Po pomieszczeniu rozniósł się zapach parzonej kawy. Usiadła, wsypała cukier i zamieszała. Napiła się.
- No, to co masz zamiar teraz zrobić?
Alice skwasiła się jeszcze bardziej.
- Nie mam pojęcia. Zanim mogłam spróbować czegoś po swojemu, zrzucono na mnie obowiązek prowadzenia tej głupiej firmy.
- A więc sama widzisz, że teraz jest idealny moment, by zacząć od nowa. Nie zostałaś bez grosza, a więc nie potrzebujesz sponsora. Jedyne, czego ci teraz brakuje, to pomysłu.
- Właśnie na tym polega problem! Nie wiem zupełnie, czego bym teraz chciała. Nie mam żadnego, nawet najmniejszego pomysłu.
Hyacinth przewróciła oczami.
- Alice, nawet się nie starasz.
- A jak mam się starać? Nie zapominaj nianiu, że właśnie straciłam dom, pracę oraz połowę majątku, nie jestem w nastroju na szalone pomysły.
- Szalone? Alice, to konieczność! Z takim mieszkaniem, z twoim stylem życia szybko zabraknie ci pieniędzy. Lepiej wykorzystaj je, by się zabezpieczyć na przyszłość.
Alice położyła pustą filiżankę, po czym wstała i powiedziała:
- No dobrze. Dziękuję za dobre rady, nianiu, ale naprawdę, nie musisz się tak o mnie martwić. Jestem dorosła, poradzę sobie sama.
Hyacinth westchnęła, a gdy dziewczyna już wychodziła na korytarz, rzuciła:
- Przy telefonie są listy do ciebie!
Alice wyraźnie się zdziwiła, Listy? Tutaj?
- Od kogo? – Spytała, przybierając postawę mówiącą, że zupełnie ją to nie interesuje.
- Jeden jest od pani Tuckfield, jest też jakiś od lorda Williamsa.
Lord Williams? A czego by on chciał? Moja i jego rodzina nie utrzymują ze sobą kontaktu już od bardzo dawna. Alice skrzywiła się. Ciekawe dlaczego?
Dziewczyna wyszła z kuchni do ciemnego, szarego korytarza. Przy drzwiach wyjściowych stał biały wieszak na ubrania, zaś po drugiej stronie umieszczony był mały stolik z ciemnego drewna. Naprzeciw drzwi, we wnęce obok zabudowanych schodów stał prosty stolik, na którym znajdował się biały telefon oraz listy, o których wspominała niania. Alice podniosła i otworzyła jeden z listów, którego adresatem był niejaki Williams, po czym przeczytała jego zawartość.
- Zaproszenie na bal? Doprawdy, mniej odpowiedniego momentu nie mógł już znaleźć.
Dziewczyna odwróciła się z zamiarem wyrzucenia listu, jednak po chwili zmieniła zdanie. Zamiast tego wzięła również drugi, po czym wsadziła oba do torebki. Następnie skierowała swe kroki ku schodom, po których wspięła się na piętro, by otworzyć jedne z kilku drzwi i wejść do skąpanej w srebrnej poświacie sypialni.

http://i.imgur.com/cxxKW.png

Czerwona tapeta w niektórych miejscach dyskretnie zaczęła już odpadać. Na środku pokoju stało duże, dwuosobowe łoże, po którego lewicy stały kolejno stolik nocny z lampką, wielka sofa, pod którą leżał okrągły, czerwony dywan oraz niepozorny stojak z roślinką. Przed wejściem do pokoju, dosunięta do okna była wiktoriańska komoda z jasnego drewna.
Ciasno tu, pomyślała Alice, kiedy ostatnim razem tu byłam wydawał się większy.
Podeszła do okna i spojrzała w pełny księżyc, wiszący leniwie nad ziemią.
Bal?
Wyjęła z torby list i jeszcze raz go przeczytała. Powoli na jej ustach zagościł lekki uśmieszek.

--------------------------------------

No, to drugi odcinek wreszcie gotowy. Oczywiście przepraszam, jeśli nie zauważyłem jakiś błędów, przy czym usilnie proszę, żebyście mi je wytknęli. :)

Liv
20.11.2011, 11:37
Dobra, uwierzę, że na 2. odcinku się nie skończy.
I tak:

obok niej umieszczony był na etażerce srebrny zegar (...) umieszczone były trzy fotele
z której radośnie lała się krew
E?
Chodź tu, pomogę ci.
Chwilę później napisałeś, że miał przestrzeloną nogę, więc jak?
Thomas Lloyd był wysokim, tęgim młodzieńcem. Średniej długości, kręcone blond włosy
Nie wygląda.
pod którym można było dojrzeć się krawatu i ciemnozielonej koszuli.
Koszula w sam raz jest biała. Zielona jest tam tylko kamizelka.
Btw: http://www.google.pl/search?q=garnitur&ie=utf-8&oe=utf-8&aq=t&rls
Czuję się jakaś wyjątkowa ;o
po czym odwróciła się napięcie
Niee, tego w woltach nie wyrazisz, jakkolwiek prawdziwe napięcie już tak :D
Zamknęła za sobą drzwi i opierając się na nich westchnęła, nie powie przecież, że próbowała się zabić.
Zamknęła za sobą drzwi i opierając się na nich westchnęła. Nie powie przecież, że próbowała się zabić.

Twoje zamiłowanie do imiesłowów mnie przeraża.
Ogółem wolę raczej współczesny język, chociaż opisy w takim stylu nie są najgorsze.


na stole rozłożyła dwie filiżanki (...) zaczęła wlewać wodę do filiżanek (...) wsypała cukier do filiżanki
I jeszcze gdzieś tam taki drobniutki. Nie chciało mi się go wypisywać tutaj. Inni zrobią to za mnie.

Jak na mój gust nie jest do końca idealnie pod względem tekstu, poza tym bardzo lubujesz się w "stylowym" języku - osobiście przy jakichkolwiek opisach wolę coś bardziej lekkiego, no ale niech Ci będzie. Nie ma większych problemów z przebrnięciem przez to.
Historia sama w sobie zapowiada się ciekawie. Podoba mi się postać Alice - niby taka kapryśna dziewuszka, niby postać szablonowa, ale jednak jest w niej coś urzekającego i wzbudzającego sympatię :)
No i zdjęcia są świetne :)
Ostatnimi czasy wyszłam z założenia, że jak sama sobie czegoś nie napiszę (a coraz mniej we mnie z pisarki...) i nie skończę, to nie będzie żadnego FS, które by się doczekało ostatniego odcinka. Powodzenia zatem.
8,5/10

Mroczny Pan Skromności
20.11.2011, 15:12
Twoje FS jest naprawdę świetne ;)
Bardzo ciekawie piszesz, fabuła jest niezwykle zachęcająca, czego chcieć więcej :D?
Nie będę wytykać błędów, czekam na kolejny odcinek :P

Caesum
20.11.2011, 17:11
Liv - Wielkie dzięki za wypisanie wszystkich powtórzeń. Następnym razem skupię na tym szczególną uwagę. :)
E?
Przepraszam. XD
Chwilę później napisałeś, że miał przestrzeloną nogę, więc jak?
To nie było dosłowne. Jednak rozumiem, o co ci chodzi, tak więc postaram się tego nie powtórzyć. ;)

Co do Thomasa, to przyznaję całkowicie, że jego opis, w porównaniu do postaci, zupełnie mi nie wyszedł. Wcześniej już próbowałem go zrobić trochę mniej wychudzonego, ale szczerze mówiąc, nie mam pojęcia jak. Prawdopodobnie jeśli czegoś nie wymyślę, to ugnę się przed narzuconym mi przez simsy wyglądem.
Co do stylu pisania - Jeśli jest to uciążliwe, to mogę spróbować poprawić, jednak nie wiem czy coś z tego będzie. Taki sposób pisania wychodzi mi naturalnie i trudno będzie mi się przestawić. XD

Anyway, wielkie dzięki za wytknięcie błędów i słowa otuchy - to się tyczy zarówno Liv jak i chrupka. Wspominałem, że mam zamiar kontynuować fs za wszelką cenę i jak dotąd się to nie zmieniło. :)

Panna Lawenda
20.11.2011, 17:21
A mi się właśnie podoba ten styl, jest taki nietuzinkowy, widać, że twój.
W każdym razie - twoje fotostory cholernie mi się podoba. Ten klimat, ten styl, ach <3!
To to co lubię w fotostory najbardziej. Muszę powiedzieć, że bardzo ci się to udało. Zdjęcia również świetne, czy to, tak jak w poprzednim odcinku, zasługa naszej kochanej Karoliny?
Cóż mogę więcej rzec? Chyba tylko tyle, że czekam na kolejny odcinek.

Caesum
20.11.2011, 17:25
Ano, simy Alice i Thomas jak były tak nadal są dziełem Pani Mefisto. Screeny jednak były robione przeze mnie. ;)

Panna Lawenda
20.11.2011, 17:35
Ano, simy Alice i Thomas jak były tak nadal są dziełem Pani Mefisto. Screeny jednak były robione przeze mnie. ;)

Boże, chyba przydałby mi się kurs czytania ze zrozumieniem XD
A ja byłam od początku przekonana, że i simy i zdjęcia są autorstwa Karoliny.
Dobra, nvm, w takim razie masz jeszcze plusa za dobre zdjęcia ^^.

Searle
23.11.2011, 10:15
– Mam tylko nadzieję, że nic im się nie stanie.
- Z pewnością dopłyną. Nawet Bóg nie zatopi Titanica. - Bosskie. Genialny pomysł. Chylę czoła.

Zdjęcia są przecudne. Przywołują w wyobrażeniach tamte lata.

Oczywiście przepraszam, jeśli nie zauważyłem jakiś błędów, przy czym usilnie proszę, żebyście mi je wytknęli

Proszę bardzo: :)

- Alice coś za szybko wypiła tę herbatę, nieprawdaż?

- Spytała się, przybierając postawę mówiącą, że zupełnie ją to nie interesuje. - bez tego zaimka zwrotnego.

- Alice skrzywiła się, Ciekawe dlaczego. - zamiast przecinka powinna być kropka. Pytanie kończysz znakiem zapytania.

- prosty stolik, na którym dojrzeć można było białego telefonu i listów, - ???

- Na środku pokoju stało duże, dwuosobowe łoże, po której lewicy - po którego.

Mnie się podoba. Będę czytać dalej. Na pewno :)

Larandil
24.11.2011, 16:18
genialne, genialne i zdjecia genialne.
btw. simy sa mojego autorstrwa ; )
;* buziaczky

Silver
26.11.2011, 17:48
Odcinek nie należy do ciekawych, ale każde FS ma część wyjaśnień i naprowadzania na główny wątek.
Ogólnie bardzo ciekawi mnie dalszy ciąg i już teraz mogę stwierdzić, że to będzie jedno z moich ulubionych FS :) Nie przestawaj pisać (ostatnio dużo takich zaczętych i nie skończonych jest na forum).
Postać Alice bardzo mnie interesuje. Nie mogę się doczekać by lepiej ją poznać.
Zdjęcia boskie :)

Caesum
25.01.2012, 00:12
http://i.imgur.com/pMfTw.jpg
Hyacinth zmieliła starannie ziarenka kawy, po czym wrzuciła je do dzbanuszka i zalała wrzącą wodą. Następnie przykryła naczynie pokrywką i położyła na tacy, na której leżały już przygotowane tosty, wciąż jeszcze ciepłe, ze złocistym masłem roztapiającym się na ich chrupiącej powierzchni. Trzeba było zrobić już tylko jedno. Staruszka zdjęła wieko ze słoika, złapała za nóż, po czym zanurzyła go w dżemie brzoskwiniowym, który następnie rozsmarowała na tostach. Gotowe.
Wzięła tacę, umieściła w windzie na jedzenie i posłała na piętro, pokręciwszy kilka razy korbą. Wyszła z kuchni i wspięła się po dębowych schodach, następnie wyciągnęła tacę z drzwiczek w ścianie i ruszyła w stronę drzwi prowadzących do sypialni Alice. Zapukała kilka razy, po czym zaczekawszy chwilę weszła do pomieszczenia. Rozejrzała się.
No cóż – pomyślała, spoglądając na tacę. – Jedzenie się zmarnuje.

--------------------------------------

No. Na starcie już proszę o wybaczenie, że dopiero w nowym roku, ale zwyczajnie nie miałem czasu. Proszę również o wybaczenie mi tak wyraźnej zmiany w wyglądzie Hyacinth, jednakże było to spowodowane zepsutą grą(choć osobiście uważam, że dobrze się stało, ponieważ teraz jej wygląd bardziej odpowiada mojej wizji tej postaci). Simka po prostu nie chciała działać, musiałem ją skasować. Simy - jak zwykle robota Mefisto. :)

--------------------------------------

http://i.imgur.com/X6ZiB.jpg
No, nareszcie.
Alice weszła do sali balowej, wskazanej jej przez lokaja, po czym rozejrzała się. Była w jasnym, przestronnym pomieszczeniu, zamkniętym pod żebrowym sklepieniem. Przez oddzielone filarami witraże przebijały się promienie słoneczne, barwiąc salę odcieniem czerwieni. Na obitych drewnem ścianach umieszczone były okazałe gobeliny, niektóre zakryte przez srebrne, błyszczące zbroje. Centrum pomieszczenia stanowił neogotycki kominek, który, choć nierozpalony, wspaniale się prezentował. W kącie zespół grał znane kawałki jazzowe. Ważne postaci brytyjskiego świata biznesu tańczyły, śmiały się i rozmawiały, udając bądź naprawdę dobrze się bawiąc. Alice skrzywiła się z niesmakiem. Oni mają wszystko, a ja już nic.
Dziewczyna ruszyła przed siebie, szukając jakiegoś towarzystwa. Nie minęła chwila, nim usłyszała swoje imię, wykrzykiwane przez kogoś za jej plecami. Z trudem powstrzymała zdegustowany syk.
- Alice, moja droga, a więc jesteś!
Alice z wymuszonym uśmiechem odwróciła się, by spojrzeć na twarz aż nazbyt uradowanej Christine Tuckfield.

http://i.imgur.com/UVkVI.jpg
Jej oczom ukazała się drobnej postury kobieta w średnim wieku, ubrana w niebieską, niegustowną suknię, niepasującą zupełnie do jej jasnych, blond włosów. Jej niebieskie, świdrujące oczka i nieszczery uśmieszek wskazywały na wyjątkową złośliwość charakteru. Szła pod rękę z jakimś nieznajomym brunetem o francuskich rysach twarzy.
- Cóż za niezwykłe spotkanie! Jak widzę, ciebie również zaproszono. – Zaszczebiotała Alice.
- Ależ kochaniutka, to się bardziej tyczy ciebie. Byłoby raczej dziwne, gdybym nie została tutaj zaproszona.
Zaśmiała się perliście, Alice zawtórowała. Złośliwa jędza.
- No, ale koniec tych żartów. – Ciekawe, co ona widzi w tym śmiesznego. – Moja droga, widziałaś się już z lordem Williamsem?
- Nie, jeszcze nie. Dopiero co przyjechałam.
- Ach, racja, widziałam. Całkiem ładny samochodzik, choć trochę staromodny.
Alice przewróciła oczami.
- Alice kochana, poznałaś może mojego nowego adoratora? – Kobieta przylgnęła do mężczyzny, który skłonił się lekko i uśmiechnął, ukazując wielkie, białe zęby.
- Armand Chevalier.
- Jest bankierem. – Dodała Christine, mrugając znacząco. Alice poczuła, że jest jej niedobrze.
- Myślałam, że jesteś z tym Belgiem. Jak on się nazywał?
- Van de Velde? Och, zerwaliśmy już rok temu. Był strasznym nudziarzem.
Kobieta zmrużyła oczy.
- Ojej, tam przecież są Astorowie! Spójrz Armand, jak Helen ślicznie wygląda. – Zwróciła się do Alice. - Wybaczysz mi, jeżeli na chwilę cię opuszczę?
- Ależ skąd. Nie martw się, zajmę się sobą. – Powiedziała z nieukrywaną ulgą.
- Jeszcze jedna rzecz, moja droga. Isador jest w palarni. - Uśmiechnęła się, po czym odeszła śmiejąc się głośno. Alice westchnęła. Chyba mnie przejrzała.
Dziewczyna odprowadziła wzrokiem kobietę, po czym przebiła się przez gości, doszła do drzwi i przeszła przez nie na korytarz. Bez wahania złapała za klamkę, by wejść do wspomnianej przez Christine palarni. Nie mam czasu na głupie zabawy. Muszę coś najpierw załatwić.

http://i.imgur.com/Pvmji.jpg
Znalazła się w dusznym, zadymionym pomieszczeniu, obitym ciemną, bordową tapetą. Między masywnymi filarami umieszczone były neogotyckie krzesła i stoliki, pod którymi rzucone zostały niedbale perskie dywany, zbierające kurz i popiół z papierosów. Krwistoczerwone lampy oświetlały stare gobeliny nikłym, bladym światłem. W powietrzu czuć było ciężki zapach tytoniu i alkoholu. Całość, choć tak europejska, miała w sobie coś lekko egzotycznego. Alice nie była tym zachwycona.
Rozejrzała się. Gdzie też on się podział? Czyżby Christine mnie okłamała?
- Alice? To ty? Oczywiście, że to ty. Chodź tutaj! – Usłyszała. Już drugi raz ktoś mnie woła. Czuję się jak pies. Spojrzała w stronę, z której dobiegał głos.
Wołał ją przystojny mężczyzna ubrany w szykowny, granatowy garnitur. Średniej długości włosy zaczesane miał do tyłu. Na jego ustach malował się przyjazny, choć dziwnie tryumfujący uśmieszek. Siedział w samym centrum pomieszczenia, usadowiony wygodnie na bogato zdobionej sofie.
- Isador! Kopę lat, kiedy to my się ostatnio widzieliśmy? – Powiedziała Alice podchodząc do mężczyzny. Uśmiechnęła się życzliwie.
- Całe wieki! – Isador zrobił miejsce na sofie. – Siadaj, mamy tyle do nadrobienia.
Nie wahała się długo.
- Cygaro? – Spytał, podsuwając jej cedrowe pudełko, w którym równo leżały cygara sławnej marki Herman Upmann.
- Widzę, że Upmann dalej się trzyma, chociaż jeszcze kilka lat temu zbankrutował. Dawno już żadnego nie zapaliłam, dziękuję. – Odpowiedziała, biorąc jedno i obcinając kapturek. Wetknęła cygaro do ust, pozwoliła Isadorowi je zapalić, po czym zaciągnęła się porządnie i wypuściła dym, rozluźniając się. Tego było mi trzeba.
- No dobrze, panie Williams. – Zaczęła po chwili. – Co takiego zrobiłeś, że musiałeś wrócić z żywej Ameryki do naszej małej, ponurej Brytanii?
- Zaraziłem się nudą, ot co! Praca bukmachera robi się wyjątkowo nieciekawa po kilku latach, a zakłady rodziny mogą działać i bez mojej pomocy. Osobiście wolę być w ruchu, zwiedzać świat, a nie siedzieć zamknięty w czterech ścianach i zajmować się głupotami. Na moim miejscu zrobiłabyś pewnie to samo, mam rację?
Alice zastanowiła się.
- Absolutną. Ciągła praca to nie jest życie dla mnie. Potrzebuję wolności, przygód. Jeśli nie mogę tego mieć, czuję się, jakbym była martwa.
Isador pokiwał głową ze zrozumieniem. Spojrzał na Alice czułym wzrokiem.
- Moja mała Alice, nic się nie zmieniłaś.
Dziewczyna westchnęła.
- Zmieniłam się. Nie jestem już tą samą, smarkatą dziewczynką jaką kiedyś byłam. Dorosłam.
- Czy na pewno? Dla mnie nadal jesteś słodką Alice.
- Jestem już dorosłą, w pełni niezależną kobietą. Może cię to zaskoczyć, ale nie bawię się już lalkami.
Isador roześmiał się.
- Niezależna? Ależ moja droga! Każdy jest od kogoś uzależniony.
Alice wypuściła dym tytoniowy wprost na twarz Isadora.
- Nie ja.
Williams westchnął. Spojrzał jej w oczy.
- Alice, już dawno chciałem się z tobą zobaczyć. – Zamilkł na chwilę. – Mamy tyle niedokończonych spraw.
Alice uśmiechnęła się wyczekująco. Czyżby nareszcie przechodził do tematu?
- Widzisz. – Nagle rozejrzał się. – Może pójdziemy gdzieś, gdzie jest spokojniej?
Dziewczyna zgasiła cygaro, po czym wstała.
- Prowadź.
Lord Williams wstał, po czym otworzył drzwi i wyprowadził ją do ciemnego korytarza. Razem skierowali się w stronę holu, w którym zapalono już światła na kryształowych żyrandolach. Wspięli się po misternych, dębowych schodach, skąpanych w czerwonym blasku zachodzącego słońca. Na piętrze skręcili w korytarz prawego skrzydła posiadłości, po czym przeszli przez jedne z wielu drzwi, by znaleźć się w prywatnym salonie.

http://i.imgur.com/6jeLC.jpg
Było to ciemne, pokryte szarą tapetą pomieszczenie, na środku którego umieszczony został drewniany stół. Wokół niego rozstawione były fotele i kanapy, z kolorem tapicerek dopasowanym do wystroju wnętrza. Wszystko to zwrócone było w stronę kominka. Na ścianie obok ustawiony był pokaźny regał z książkami.
Lord Williams wskazał jej fotel, usiadła.
- Wino? – Zaproponował, podnosząc butelkę ze stolika.
- Dziękuję. – Odparła i gdy dostała kieliszek, wciągnęła nosem unoszący się z niego zapach. Nie była koneserem, jednak lubiła aromat dobrego wina.
Poczuła, jak Isador kładzie rękę na jej ramieniu.
- Alice. – Powiedział miękkim głosem. – Jak długo będziesz jeszcze tak oziębła?
Milczała.
- Alice. – Powtórzył, schylając się tak, że ich policzki stykały się ze sobą. – Wiesz, że kocham tylko ciebie.
- Ja… - Urwała. Serce biło jej jak szalone. Czy tego chciałam?
No, na co czekasz, głupia? Wiesz przecież, czego on chce, a ty siedzisz tu i tracisz okazję.
Poruszyła się niespokojnie.
Postanowiłam, że zdobędę majątek za wszelką cenę, a teraz mam idealną okazję. Isador Williams zawsze mnie uwielbiał, nawet dwa razy się oświadczył. Dodatkowo ma pieniędzy jak lodu, a ja obecnie nie mam ani grosza.
Jednak, czy naprawdę taka jestem? Czy naprawdę mam zamiar tak wykorzystać miłość tego człowieka?
- … Jestem zmęczona. – Oznajmiła, całkowicie oddając tym swoje obecne uczucia.
- Nie opieraj się. – Powiedział, nachylając się nad nią. – Nie ścierpię kolejnej odmowy.

http://i.imgur.com/Eoonx.jpg
Ich usta złączyły się w pocałunku.

Liv
25.01.2012, 18:15
Dobra, więc Hyacinth bardziej mi się podoba teraz :)
W kącie stał zespół, grający znane kawałki jazzowe.
Zespoły raczej nie stoją ;]
Dlaczego Alice i p. Tuckfield mają tą samą fryzurę? ;o
nie pasującą
"Nie" z przymiotnikami w stopniu równym piszemy razem.
Alice kochana, poznałaś może mojego nowego chłopaka?
Mam wątpliwości, czy tak kiedyś określano partnera kobiet. "Chłopak" brzmi bardziej nowocześnie, poza tym niezbyt pasuje do języka "wyższych sfer" ;)
Myślałam, że jesteś z tym belgiem
Nazwy przedstawicieli narodowości piszemy z dużej litery.
Uśmiechnęła się, po czym odeszła śmiejąc głośno.
Śmiejąc się?
Krwisto czerwone
Razem...
Isador!
Szczerze mówiąc myślałam, że Isador będzie kobietą :D

Dobra, mimo licznych błędów natury regułowo-podstawówkowej, odcinek wyszedł bardzo dobrze. Dialog między Alice i Isadorem to wg mnie najlepsza część :>
Wątek miłosny, ale nie do końca? Niecne plany Alice? Uuuu, szkoda ;( Ale z drugiej strony, skoro ja piszę o prawdziwych miłościach (no, w sumie...) i szczerych uczuciach, to musi się znaleźć ktoś, kto stworzy inną psychikę i motywy działania swoich bohaterów.
A może właśnie dlatego dalszy ciąg mnie tak bardzo zainteresował? :D
Opisy nie tracą na górnolotności i wysokiej klasie i chwała Ci za to. No i nie mogę Ci zarzucić, że nie zgadzają się ze zdjęciami!
Dobra robota, tylko nie spoczywaj na laurach za szybko xD
9/10

Larandil
25.01.2012, 18:41
zapewniam Cie, Liv, Caesum nie spocznie, poki nie skonczy.


moja opinie znasz. super zdjatka i w ogole superko <3 Kocham Cie;*

Caesum
25.01.2012, 18:51
Dobra, więc Hyacinth bardziej mi się podoba teraz :)
Cóż, to dlatego, bo simka roboty Mefisto. Poprzednia była zrobiona przeze mnie, ponieważ Mefisto z pewnego względu nie mogła jej ukończyć na czas. No cieszę się, że nowa wersja jest lepsza. <3
Dlaczego Alice i p. Tuckfield mają tą samą fryzurę? ;o
Przyznam się szczerze, że zupełnie nie zauważyłem tego, kiedy robiłem screena. Odkryłem to dopiero, gdy już je wszystkie skończyłem i przejrzałem, a wtedy już niestety wszystko było gotowe. W związku z tym nie proszę o wybaczenie. XDDD
Dobra, mimo licznych błędów natury regułowo-podstawówkowej, odcinek wyszedł bardzo dobrze. Dialog między Alice i Isadorem to wg mnie najlepsza część :>
Wątek miłosny, ale nie do końca? Niecne plany Alice? Uuuu, szkoda ;( Ale z drugiej strony, skoro ja piszę o prawdziwych miłościach (no, w sumie...) i szczerych uczuciach, to musi się znaleźć ktoś, kto stworzy inną psychikę i motywy działania swoich bohaterów.
A może właśnie dlatego dalszy ciąg mnie tak bardzo zainteresował? :D
Opisy nie tracą na górnolotności i wysokiej klasie i chwała Ci za to. No i nie mogę Ci zarzucić, że nie zgadzają się ze zdjęciami!
[...]
9/10
Przyznam szczerze, że ten odcinek był bardzo męczący. Zacząłem go już w grudniu, a skończyłem na dobrą sprawę dopiero teraz, przy okazji zmieniając/usuwając/dodając tonę rzeczy. Mocno się zastanawiałem nad tym, jak go ludzie odbiorą, tak więc co chwila coś poprawiałem(raz poprawiłem tekst kilka razy, aby w końcu powrócić do tego, co było na początku). Powiem więc, że jestem szczęśliwy, że ten odcinek dostał lepszą ocenę niż poprzedni. ;)
Dobra robota, tylko nie spoczywaj na laurach za szybko xD
Żeby nie było, że spocząłem na laurach, to właśnie poprawiłem część wytkniętych błędów. Nad innymi będę musiał pomyśleć.
Szczerze mówiąc myślałam, że Isador będzie kobietą
Mam nadzieję, że nie zmieniło to nastawienia do odcinka? :P
zapewniam Cie, Liv, Caesum nie spocznie, poki nie skonczy.
Dokładnie. Mam taką zasadę, że jeśli w robocie bierze udział również inna osoba(ty i twoje simki <3), to nie mogę jej ot tak porzucić.
moja opinie znasz. super zdjatka i w ogole superko <3 Kocham Cie;*
Dziękuję. <3

Liv
25.01.2012, 19:52
Przyznam szczerze, że ten odcinek był bardzo męczący.
Czytając go nawet na myśl mi to nie przyszło!
I nie wiem, czy mogę tu mówić o prawidłowości, ale w moim przypadku też tak mam, że odcinki "odkładane" z późniejszymi poprawkami wbrew pozorom nie wypadają słabiej :) Tez się zawsze o to martwiłam, jak taka "składanka" zostanie odebrana przez czytelników i jak wielkie było moje zdziwnie podczas czytania komentarzy!
Nad innymi będę musiał pomyśleć.
Hm, mi się zdaje, ze wyłapałam same błędy typu teoretycznego, nad którymi nie ma się co zastanawiać, bo tak jest przyjęte i kropka ;] No ale rozumiem, Ty tu rządzisz :)

Mam nadzieję, że nie zmieniło to nastawienia do odcinka?
Ja zaczynając czytać odcinek nie mam jakiegoś bliżej określonego nastawienia - po prostu musiałam sobie przypomnieć, o co chodziło w 2. odcinku. Jak już sobie przypomniałam, wzięłam się za tekst i na bieżąco go analizowałam. Nie należę do osób, które próbują układać dalszą część "po swojemu". Ja się zdaję na wyobraźnię autora. Pewnie, czasami jest "myślałam, że...", ale to w kwestiach szczególnie nurtujących.
Co zaś imienia Isador się tyczy - spotkałam się z jego odpowiednikiem dla pań, to jest Isadora. Ale wiadomo, niekiedy jest tak, że to samo imię ma inną formę i spodziewałam się, że tak samo będzie w tym przypadku.
Nie wiem, czy wyszło Ci to na korzyść, bo, jak mówię - niczego nie planowałam w związku z fabułą.
Mam taką zasadę, że jeśli w robocie bierze udział również inna osoba(ty i twoje simki <3), to nie mogę jej ot tak porzucić.
Ale wiesz, różnie bywa ;] A to się komputer psuje, a to permanentnie brakuje weny albo się po prostu odechciewa. Albo współpraca się nie układa.
Kocham Cie;*
Haha, co za wyznania na forum :D
Npo niby nie moja sprawa, ale...

Mroczny Pan Skromności
26.01.2012, 07:45
Chyba jeszcze nie skomentowałem, mimo, iż przeczytałem już wczoraj.
Cholernie podoba mi się Twój styl pisania. Po prostu świetny. Niektóre fragmenty są wprost genialne, jak chociażby ten z "Titanikiem" w poprzedniej części. Stworzyłeś wspaniały klimat, aż miło się czyta.
No i to tyle. Ciekawi mnie wątek "miłosny" :D

Caesum
26.01.2012, 19:10
Hm, mi się zdaje, ze wyłapałam same błędy typu teoretycznego, nad którymi nie ma się co zastanawiać, bo tak jest przyjęte i kropka ;] No ale rozumiem, Ty tu rządzisz :)
Miałem tu na myśli głównie to zdanie z zespołem i chłopakiem. Trzeba je było przerobić. Już poprawione, btw. ;)
Ale wiesz, różnie bywa ;] A to się komputer psuje, a to permanentnie brakuje weny albo się po prostu odechciewa. Albo współpraca się nie układa.
Mam kopie na dysku przenośnym, nie powinno być problemów. Co do współpracy, to chociaż jak na razie układa mi się z incią bezproblemowo, to nawet gdyby był z tym problem, to zawsze można spróbować poszukać kogoś innego, albo samemu zrobić. Choć to wszystko to oczywiście ostateczność. Mefisto nie strzela fochów(a z pewnością nie za długich). ;)
Npo niby nie moja sprawa, ale...
No, tylko bez domysłów mi tu jakichś! :D
Chyba jeszcze nie skomentowałem, mimo, iż przeczytałem już wczoraj.
Cholernie podoba mi się Twój styl pisania. Po prostu świetny. Niektóre fragmenty są wprost genialne, jak chociażby ten z "Titanikiem" w poprzedniej części. Stworzyłeś wspaniały klimat, aż miło się czyta.
No i to tyle. Ciekawi mnie wątek "miłosny" :D
Cieszę się, że podoba ci się wątek miłosny. A no i szczęśliwy jestem, że tak podoba ci się mój styl. <3

rudzielec
30.01.2012, 17:08
Odkładałam i odkładałam przeczytanie tego FS, a teraz jak się za nie wzięłam, to żałuje, że jest tylko trzy odcinki :(
Bardzo przyjemnie się czyta, przede wszystkim lekko i zrozumiale, a to jest najważniejsze.
Alice jest dosyć chłodną postacią. Zakładam, że to pewnie efekt szybkiego dorastania, do jakiego została zmuszona (śmierć rodziców i przejęcie ich firmy), na dodatek wydaje się próżna, pozwala sobie na żerowanie na cudzej miłości! Już ją lubię :P

Czekam na kolejny odcinek, mam nadzieję, że będzie równie dobry jak poprzednie ;)

Silver
30.01.2012, 22:26
A to materialistka... :P
Ciekawie rozwija się akcja. Mam wrażenie, że to FS jest całkiem inne od tych na forum. To dobrze, bo wprowadzasz coś świeżego :)
Nie mogę rozszyfrować charakteru Alice. Wydaje się być szorstka, ale jak już rudzielczyni wspomniała może być to skutkiem przeżyć.
Zdjęcia są bardzo ładne. Co tu dużo mówić, podoba mi się ;)
Będę czekać na ciąg dalszy i mam nadzieję, że doprowadzisz to FS do końca.

Searle
10.02.2012, 18:52
Bardzo podoba mi się słownictwo jakie stosujesz. Jest to chyba jedno z najbardziej dopracowanych pod tym względem Fotostory, jakie czytałam na tym forum. Gratuluję. Jesteś po prostu profesjonalny.

Bardzo dobrze przestawiłeś rozdarcie wewnętrzne głównej bohaterki. Cierpi na znaczny niedostatek pieniędzy, ale czy posunie się do czegoś wbrew swojej woli by zdobyć bogactwo? Ja stawiam, że nie :)

P.S: Lubię humor Alice i te jej docinki w myślach :)

Caesum
12.02.2012, 11:04
Odkładałam i odkładałam przeczytanie tego FS, a teraz jak się za nie wzięłam, to żałuje, że jest tylko trzy odcinki :(
Bardzo przyjemnie się czyta, przede wszystkim lekko i zrozumiale, a to jest najważniejsze.
Boli mnie, że tak odkładałaś, za to cieszę się, że ci się podobało. <3
A to materialistka... :P
Ciekawie rozwija się akcja. Mam wrażenie, że to FS jest całkiem inne od tych na forum. To dobrze, bo wprowadzasz coś świeżego :)
Ahahah coś świeżego, naprawdę? Cieszę się jak nie wiem, że trafiłem ze swoim pomysłem. <3 Szczerze mówiąc, jak wstawiałem pierwszy odcinek zastanawiałem się, czy fotostory nie będzie zbyt kiczowate.
Będę czekać na ciąg dalszy i mam nadzieję, że doprowadzisz to FS do końca.
Jak na razie nie wygląda na to, abym miał w najbliższej przyszłości porzucić fs. ;)
Bardzo podoba mi się słownictwo jakie stosujesz. Jest to chyba jedno z najbardziej dopracowanych pod tym względem Fotostory, jakie czytałam na tym forum. Gratuluję. Jesteś po prostu profesjonalny.
Profesjonalny? Ależ to stanowczo za dużo powiedziane! Wciąż robię całą masę błędów(których, gdyby nie Liv, w ogóle bym nie zauważył). No i ciągle boję się, że przesadzam ze stylizacją opisów, w końcu trzeba znaleźć jakiś umiar. :redface:
P.S: Lubię humor Alice i te jej docinki w myślach :)
Cieszę się, że ci się podobają. W ostatnim odcinku nawet zastanawiałem się, czy nie dałem tego za dużo. :D

Panna Lawenda
16.02.2012, 09:52
No, caesiu, coraz lepiej Ci idzie, widać ćwiczenia czynią mistrza ^^.
Lubię twoje opisy, a już szczególnie je doceniam, że sama nie umiem ich tworzyć XD
Brawo! Cholernie mi się podoba, muszę powiedzieć, że chyba nie mam się do czego przyczepić XD
Co tu dużo gadać, życzę weny, i czekam na kolejny odcinek (jak najszybciej, mój drogi!)

Ps: Wiem, nie popisałam się z tym komentarzem, ale trudno XD Ważne, że jest B)

Caesum
29.02.2012, 22:18
http://i.imgur.com/XpWoT.jpg
- Alice, czy wyjdziesz za mnie?
Isador klęczał przed nią z wyciągniętą dłonią, w której trzymał otwarte pudełeczko. W jego środku, na wyściółce z jedwabiu, leżał złoty pierścionek zaręczynowy z mieniącym się brylantem. Mężczyzna z determinacją w oczach spojrzał na nią, oczekując odpowiedzi. Alice ze zdziwieniem wpatrywała się w tę scenę, jakby była tylko widzem, a nie jednym z aktorów. Nie tego się spodziewała. Postawiła sobie za cel, że uwiedzie Isadora, jedynego spadkobiercę majątku Williamsów i zdobędzie jego pieniądze. Nie była jednak przygotowana na to, że lord Williams tak nagle poprosi ją o rękę. Myślała, że minie jeszcze trochę czasu, zanim będzie mogła nosić jego nazwisko, a tym czasem możliwość ta znalazła się tuż pod jej nosem, czekająca z napięciem na odpowiedź.
- Ja… - zaczęła.

------------------------------------------------------------------

Mój Boże, a więc jednak zdążyłem ze skończeniem odcinka przed pierwszym marca! Niestety tak już ze mną jest, że gdy zaczynam, mam tylko lekki zarys fabuły i strasznie się wlokę. Simy, oczywiście robota Mefisto, dla której dedykuję ten odcinek i mam nadzieję, że będzie dalej chciała robić dla mnie simy. :)

------------------------------------------------------------------

Odcinek 4

http://i.imgur.com/XcM0J.jpg
- I co powiedziałaś? – spytała niania, odstawiwszy filiżankę z herbatą na porcelanowy talerzyk.
- Spanikowałam - przyznała Alice. – To było dla mnie za szybko. Powiedziałam mu, że muszę się zastanowić.
Niania przewróciła oczami.
- Miałaś pieniądze pod samym nosem i odmówiłaś? Moja droga, w twoim wieku nie ma miejsca na kaprysy!
Alice powstrzymała się przed komentarzem. Jak zwykle niczego nie rozumiesz.
- Nie odmówiłam mu, ale też się nie zgodziłam. Nie wiem, czy go kocham.
- Najważniejsze są pieniądze i dobre pochodzenie. Nie nacieszysz się długo miłością, jeśli nie będziesz miała pieniędzy na utrzymanie.
- Wiem, wiem. Po prostu nie wyobrażam sobie takiego życia. – Alice wbiła wzrok w nierozpalony kominek.
Siedziała na ciemnej, mahoniowej sofie z szarym obiciem, obok której stały trzy fotele, skierowane w stronę skromnego stolika do kawy. Za nią znajdował się masywny regał z książkami, zaś pod wykuszem ustawione były dwa fotele a między nimi mały stoliczek z bukietem czerwonych róż.
- Jesteś stanowczo zbyt sentymentalna! – huknęła niania, waląc pięścią w poręcz fotela. – W takiej rodzinie jak twoja nie ma na to miejsca.
- Pewnie masz rację. – Alice zamoczyła ciastko w herbacie. – Tylko co mam teraz zrobić?
- Przecież to oczywiste. Musisz czym prędzej wyznać mu swe uczucia. Może i nie będą całkiem szczere, ale jemu to wystarczy, zobaczysz.
- Sama nie wiem.
- Żadnego gadania! Sama to zaczęłaś, pamiętasz? Teraz musisz to dociągnąć do końca. Najlepiej już teraz się z nim umów.
- Może bym nawet mu to powiedziała, ale wypływa dzisiaj do Ameryki. Coś związanego z przędzalniami rodziców.
Alice dopiła herbatę, po czym wstała i oznajmiła:
- Jeszcze o tym pomyślę. Na razie jednak potrzebuję trochę spokoju.
- Tylko się zdecyduj, pamiętaj – rzuciła niania, gdy Alice wychodziła z salonu. Dziewczyna zamknęła za sobą drzwi, po czym ruszyła korytarzem, by dotrzeć do gabinetu.
Było to skromnych rozmiarów, wiktoriańskie pomieszczenie utrzymane w odcieniu ciemnej czerwieni. Kurz zbierał się na grubych księgach, stojących na dębowych regałach. Przy oknie stało drewniane biurko, na którym było kilka książek oraz dwie oprawione fotografie. Lustro zawieszone nad kominkiem odbijało promienie zachodzącego słońca.
Alice podeszła do biurka i wzięła do ręki jedną z książek. Tajemnicza Historia w Styles, przeczytała. Ciekawe, czy dalej pamiętam, kto był mordercą. Dziewczyna rozsiadła się na kanapie i otworzyła na pierwszej stronie.

------------------------------------------------------------------

http://i.imgur.com/NPeku.jpg
Niania założyła rękawiczki, podniosła wiklinowy koszyczek, po czym wyszła przez kuchenne drzwi i ruszyła w stronę grządki ze szpinakiem.
Ta Alice, niczego sama nie potrafi zrobić. Gdyby była choć trochę mniej bierna i niezaradna życiowo, może by w ogóle nie musiała teraz przez to przechodzić.
Zatrzymała się na miejscu, po czym kucnęła i zajęła się wyrywaniem szpinaku.
Gdyby chociaż zgodziła się. Jak ja bym chciała, żeby wreszcie sobie kogoś znalazła. Dobrze chociaż, że chce coś zrobić z tym Isadorem.
Gdy już wrzuciła ostatni liść do koszyczka, wstała i strzepnęła ziemię z sukienki.
Szkoda tylko, że tak z tym zwleka. Żeby tylko dało się ich jakoś z tym pogonić.
Westchnęła, po czym ruszyła z powrotem w stronę domu. Zatrzymała się na chwilę, by powąchać kwiat róży, gdy jej wzrok padł na rabatę naparstnic. Przyjrzała się ich długim, zielonym liściom, tak łudząco podobnym do liści szpinaku.
Alice ma zdrowe, silne serce. Pomyślała, wyrzucając zawartość koszyka i sięgając ręką w stronę jednego z kwiatów.

------------------------------------------------------------------

http://i.imgur.com/ZBc0u.jpg
Isador podziękował stewardowi, po czym zamknął drzwi i obejrzał pokój.
Jak na zwykłą kabinę była całkiem spora. Złote kandelabry, obecnie wyłączone, lśniły w blasku słońca. Na środku umieszczono stół, do którego dosunięte były cztery fotele obite czerwonym materiałem. Przy osłoniętym bordowymi firankami oknie stała niewielka szafeczka z lampką i kozetka. W kącie znajdowało się biurko, a obok długa sofa. Nad wiktoriańskim kominkiem zawieszono lustro w złotej ramie. Mężczyzna podszedł do stolika i podniósł leżącą na nim kartkę, która okazała się być menu. R.M.S. Olympic, przeczytał. Może dziś zjem obiad w pokoju. Odwrócił się i jeszcze raz rozejrzał. Trochę przestarzale, ale całkiem ładnie.
Strasznie gorąco, pomyślał, podchodząc do jednego z dwóch okien i wyglądając przez firankę na port w Southampton. Biegają jak mrówki. Ciekawe, ilu z tych ludzi wejdzie na statek, a ilu będzie jedynie machać na pożegnanie. Odwrócił się. Co za upał! Umrę, jeśli nie wejdę do wody.
Przeszedł przez salon do sypialni, gdzie otworzył drzwi do łazienki. Nachylił się nad wanną, zatkał odpływ, a następnie odkręcił kurek, by nabrać ciepłej wody. Gdy było jej już wystarczająco dużo, zakręcił wodę, po czym rozebrał się i wszedł do wanny.
Od razu lepiej. Chyba zostanę tu przez jakiś czas. Uznał, zamykając oczy i mimowolnie uśmiechając się z zadowoleniem. Zignorował dźwięk dzwonka. Nie ma mnie i pewnie szybko nie wrócę.
- A więc tu jesteś! – do łazienki wbiegła Christine Tuckfield, której uradowana twarz nagle przybrała zawstydzony, choć zadowolony wyraz. Zakryła oczy i powiedziała wychodząc – Ojej, przepraszam. Nie pomyślałam, że możesz się myć. Zaczekam w pokoju.
Usłyszał kliknięcie, gdy drzwi zamknęły się za Christine.
Isador siedział w wannie, nie ruszając się i odtwarzał w pamięci ostatnią scenę. Nie zamknąłem drzwi. Spuścił głowę, by spojrzeć na taflę wody. Nie ma piany. Poczuł, jak na jego policzki występują rumieńce.
Wyszedł z wanny, po czym pospiesznie wytarł się i ubrał. Ta kobieta ma niezły tupet. Kto by pomyślał, nawet tu mnie znalazła, choć specjalnie wybrałem starszy statek.

http://i.imgur.com/tOlBT.jpg
Christine siedziała rozparta w fotelu i rozglądała się z dziecinnym zainteresowaniem. Uśmiechnęła się na widok Isadora, który właśnie siadał na kanapie.
- No dobrze – zaczął – Skąd się tu wzięłaś?
- Doprawdy, naprawdę miłe powitanie! – oburzyła się, po czym podjęła już radosnym tonem: – Płynę tym statkiem! Zauważyłam cię kątem oka w recepcji, więc zapytałam pod jakim numerem się zakwaterowałeś. Cóż za miły zbieg okoliczności, że płyniemy na jednym pokładzie!
Coś stanowczo za dużo tych zbiegów okoliczności. Jestem raczej zdania, że bardzo chcesz mnie dopaść, albo raczej moje pieniądze, jakbyś nie miała ich i tak za dużo.
- A twój towarzysz, Armand, też jest tutaj?
- Armand? Nie, pojechał gdzieś w sprawach biznesowych – Twarz Christine nie przejawiała żadnych oznak tęsknoty. – A co ty tu robisz?
Isador już otworzył usta, gdy wtem basowy ryk syreny zapowiedział wypłynięcie statku. Christine wstała z fotelu i wyjrzała przez okno.
- Odpływamy! – powiedziała podniesionym głosem – Pożegnaj się z Brytanią, będziesz miał z nią na trochę spokój.
Mężczyzna spojrzał na jej twarz. Podziwiał w niej to, że chociaż była łasa na pieniądze, potrafiła się cieszyć drobnostkami. Również jej siła charakteru była wysoko cenioną przez niego cechą. Christine miała w sobie coś, co nawet największemu samotnikowi rozwiązywało język.
- Strasznie nudno tak bezczynnie siedzieć. Ja osobiście napiłabym się kawy, a ty?
Isador zamyślił się.
- Już dochodzi siódma, więc zaraz będę jadł obiad.
- To dobry pomysł! Chodź, znam odpowiednie miejsce.
Po tych słowach prawie siłą wyciągnęła go z kabiny, dając jedynie czas, by mógł przekręcić klucz w zamku, a następnie pociągnęła za sobą jasnym korytarzem w stronę głównych schodów. Wspięli się po wspaniałych schodach na pokład B, po czym otworzyli drzwi, obok których złote litery układały się w napis „À La Carte Restaurant”. Było to duże pomieszczenie z wieloma dębowymi krzesłami i stołami, przy których ludzie właśnie spożywali posiłek. Panele z ciemnego drewna pyszniły się bogatymi zdobieniami.
- Gdzie siadamy? – spytał Isador, szukając wzrokiem wolnego miejsca.
- Nie tutaj. Zarezerwowałam stolik w szczególnym miejscu. - Christine wzięła go za rękę i przeprowadziła przez oszklone drzwi do pomieszczenia obok.

http://i.imgur.com/FDacB.jpg
Weszli do długiego, jasnego pokoju utrzymanego w stylu ulicznej, paryskiej kawiarni. Wiklinowe krzesła otaczały okrągłe stoliczki, na których postawiono srebrne solniczki i pieprzniczki. Ściany pokryte były drewnianymi podporami, po których gdzieniegdzie wspinały się pnącza winogron. Palmy w doniczkach nadawały sali tropikalny klimat. Efekt potęgował widok na otwarte morze.
Usiedli przy stole i zamówili „Salmon Mayonnaise” oraz czerwone wino. Christine splotła palce obu dłoni i oparła na nich podbródek. Wbiła wzrok w Isadora, który spoglądał przez okno na niebieską taflę wody.
- Miło tu, prawda? – spytała Christine, na co Isador odpowiedział skinieniem głowy.
- Spokojnie.
- Warto czasem zatrzymać się i odpocząć. Ciągła praca nie jest ani przyjemna, ani opłacalna.
- Skoro mowa o pracy – podjął Isador, uśmiechając się z lekką złośliwością. – To w jakich sprawach płyniesz do Ameryki?
Christine zaśmiała się.
- Żadna praca, a wizyta towarzyska. Mam przyjaciółkę w Nowym Orleanie, z którą dawno się nie widziałam. Korespondowałyśmy przez kilka dobrych lat, najwyższa pora znowu się spotkać.
- Wizyta towarzyska? – powtórzył, nie całkiem wierząc.
- Właśnie tak. Och, stara, dobra Elizabeth. Wielkie serce, choć ptasi móżdżek. Mam nadzieję, że wszystko u niej w porządku.
Isador nie odpowiedział, gdyż właśnie w tym momencie francuski kelner przyniósł im jedzenie. Gotowany łosoś w śmietanie pachniał wyśmienicie koprem i chrzanem. Mężczyzna dopiero teraz uprzytomnił sobie, że nie jadł nic od samego rana. Wziął widelec i skosztował kawałek. Pierwszorzędny, pomyślał, dyskretnie rozkoszując się chwilą. Napił się równie doskonałego Bordeaux.

http://i.imgur.com/zI1Pw.jpg
- Widzę, że lubisz drobne przyjemności. – Christine uśmiechnęła się.
- Czy coś w tym złego? Tym bardziej, jak podadzą mi je pod nos? – odpowiedział, na co kobieta odparła śmiechem.
- Ależ skąd! Ja również temu ulegam.
Uśmiechnął się życzliwie. Christine Tuckfield, zmieniając ton, powiedziała:
- Isador, co ty na to, żebyśmy potem poszli do mojej kabiny?
- Christine, ja już kogoś mam.
- Mówisz o Alice? A gdzie ona teraz jest? – kobieta uśmiechnęła się znacząco. – W swoim małym domku w Brytanii, podczas gdy ty płyniesz do Ameryki.
- Christine, nie rozumiesz. Poprosiłem ją o rękę.
- I zgodziła się? – odczekała chwilę. – Po twojej twarzy sądzę, że nie.
- Naprawdę, nie powinienem.
- Przecież nic w tym złego. Po prostu odprowadzisz mnie do mojej kabiny. Każdy mężczyzna tak robi.
Do ich stolika podszedł kelner i wręczył Isadorowi blankiet z tekstem.
- Depesza do pana.
Isador przeczytał zawartość kartki, po czym wstał pospiesznie. Jego twarz pobladła, gdy powiedział:
- Muszę natychmiast wrócić.
Christine przechyliła głowę, patrząc z zaciekawieniem na mężczyznę.
- Trochę to potrwa, jesteśmy przecież na statku. Będziesz musiał chyba poczekać na najbliższy port.
- Czyli?
Uśmiechnęła się.
- Następny przystanek, Queenstown.

------------------------------------------------------------------

http://i.imgur.com/s7gpP.jpg
- Alice, Alice!
Alice otworzyła oczy i spojrzała na Hyacinth, która trzymała w rękach tacę z jedzeniem.
- Która godzina? – spytała, po czym spojrzała na zegar. Była siódma wieczorem.
- Będziesz jeść tutaj, czy mam zanieść do pokoju?
- Połóż na biurku, zostanę tutaj. Dziękuję.
Alice usiadła i przetarła ręką oczy. Gdy niania wyszła, poprawiła fryzurę i podeszła do biurka.
Na obiad dostała chrupiącego, grillowanego łososia z ziemniakami, oblanymi złocistym masłem. Zamiast zwykłej sałaty był szpinak oraz ugotowana marchewka, której jednak nie była wielbicielką. Usiadła, a następnie wzięła widelec i wbiła go w rybę.
Głupia byłam. Pomyślała, przeżuwając jedzenie. Miałam okazję, by zostać panią Williams, a teraz pewnie proponuje to jakiejś innej. Jestem żałosna. Po wyznaniu sobie tej gorzkiej prawdy nagrodziła się zjadając trochę szpinaku. Muszę coś zrobić, nie mogę tak tego zostawić. A może jeszcze mam szansę? Napiła się herbaty i spojrzała na krople wody spływające po szybach.
Po pewnym czasie poczuła przenikliwy ból brzucha, połączony z mdłościami. Dziewczyna puściła widelec i wstała, podpierając się o biurko. Zakręciło jej się w głowie. Poczuła nadchodzącą migrenę.
- H-Hyacinth! – wykrztusiła. Czuła, jak plątał jej się język.

Panna Lawenda
02.03.2012, 17:31
Pierwsza! B) Mwhaha, zawsze chciałam to powiedzieć, moje marzenie się spełniło i życie nabrało sensu <3
Dobra, wracając do fotostory. No cóż, cud i miód. Widać, że masz wprawę i pomysł na fabułę. Bardzo mi się spodobało, jesteś naprawdę świetnym pisarzem >D
No nic, życzę aby twój następny odcinek był równie dobry jak ten, chociaż w twoim wypadku to z pewnością się sprawdzi ^^.

Liv
02.03.2012, 20:58
Ha, Twoje szczęscie, że jestem nastrojona na czytanie tego typu FS :)
- Alice, czy wyjdziesz za mnie?
Oh, how sweet! :>
Zatrzymała się na chwilę, by powąchać kwiat róży, gdy jej wzrok padł na rabatę naparstnic.
Zadałam mojej mamie, siedzącej koło mnie, jedno pytanie: "naparstnica ma właściwości trujące?". Potwierdziła...
Ale dlaczego niania chce ją otruć?! Ne rozumiem tego - jeszcze wcześniej czytałam, że przecież chce jej szczęścia :|
Nachylił się nad wanną, zatkał odpływ, a następnie odkręcił kurek, by nabrać ciepłej wody.
Pożegnaj się z Brytanią, będziesz miał z nią na trochę spokój.
"Na" jest tam potrzebne? Bo mi się nie wydaje.


Zaczęłam zastawiać się, skąd wziąłeś pomysł na wygląd pomieszczeń - jakiś tytuł może? Bo takie opisy oddające klimat pomieszczeń zdarzają się w sumie rzadko i zauważam je głównie w nowych książkach młodzieżowych (typu "Cień wiatru" Zafona i "Century" Baccalaria).
Dobra, prócz tych dwóch pierdółek odcinek bardzo dobrze napisany i poprowadzony. No i nareszcie czuję coś na kształt sytości i wyczerpania tematu. Ośmielę się rzec, że wyszło idealnie, chociaż, nie da się ukryć, trochę ubolewam nad długością, ale z drugiej strony... Miło się czyta i z pisarskiego punktu widzenia też bym stwierdziła, że "tyle wystarczy".
Dawaj szybko kolejny!
Ostatnimi czasy w moim mniemaniu mało kto jest w stanie mnie tak oczarować, żeby dać maksimum punktów. Witam w elicie ;)
10/10

Coś mi się zdaje, że jak już dobrniesz do ostatniej kropki, "Alice" trafi na krótką listę moich ulubionych FS :)

Caesum
02.03.2012, 21:36
Dobra, wracając do fotostory. No cóż, cud i miód. Widać, że masz wprawę i pomysł na fabułę. Bardzo mi się spodobało, jesteś naprawdę świetnym pisarzem >D
Ach, naprawdę dziękuję za te miłe słowa! A skoro tak, to chyba mogę się zgodzić, że mój okropny styl pisania trochę się poprawił. XD
No nic, życzę aby twój następny odcinek był równie dobry jak ten, chociaż w twoim wypadku to z pewnością się sprawdzi ^^.
Dziękuję, dziękuję. <3
Zadałam mojej mamie, siedzącej koło mnie, jedno pytanie: "naparstnica ma właściwości trujące?". Potwierdziła...
Ale dlaczego niania chce ją otruć?! Ne rozumiem tego - jeszcze wcześniej czytałam, że przecież chce jej szczęścia :|
Jeszcze się to wyjaśni. ;)
"Na" jest tam potrzebne? Bo mi się nie wydaje.
Akurat gdybym usunął "na", całe zdanie nie miałoby sensu. Możliwe jednak, że ogólnie wyszło trochę nazbyt nieoficjalnie jak do opowiadania.
Zaczęłam zastawiać się, skąd wziąłeś pomysł na wygląd pomieszczeń - jakiś tytuł może? Bo takie opisy oddające klimat pomieszczeń zdarzają się w sumie rzadko i zauważam je głównie w nowych książkach młodzieżowych (typu "Cień wiatru" Zafona i "Century" Baccalaria).
Do ogólnego pomysłu na fotostory(a więc i pomieszczenia) przyczyniły się serie filmów o detektywie Poirot oraz pannie Marple, które rozgrywały się głównie w wiktoriańskich dworach w dwudziestym wieku. Ponadto przejrzałem dużą ilość zdjęć i poczytałem trochę na temat mody w latach dziesiątych/dwudziestych aby stworzyć w głowie ogólny zarys. Wyjątkiem są jednak zdjęcia przedstawiające Olympica - pomieszczenia były robione na podstawie zdjęć i planów statku oraz jej młodszej siostry - Titanica.
Dobra, prócz tych dwóch pierdółek odcinek bardzo dobrze napisany i poprowadzony. No i nareszcie czuję coś na kształt sytości i wyczerpania tematu. Ośmielę się rzec, że wyszło idealnie, chociaż, nie da się ukryć, trochę ubolewam nad długością, ale z drugiej strony... Miło się czyta i z pisarskiego punktu widzenia też bym stwierdziła, że "tyle wystarczy".
Dawaj szybko kolejny!
Ostatnimi czasy w moim mniemaniu mało kto jest w stanie mnie tak oczarować, żeby dać maksimum punktów. Witam w elicie ;)
10/10

Coś mi się zdaje, że jak już dobrniesz do ostatniej kropki, "Alice" trafi na krótką listę moich ulubionych FS :)
Jestem naprawdę szczęśliwy, że tak dobrze został odebrany przez ciebie ten odcinek. Jeśli chodzi o długość, to nigdy nie była moją mocną stroną. Po prostu nie potrafię zbyt długo siedzieć nad jedną rzeczą, a jeśli nawet to i tak połowa tekstu to czysta szmira. Ostatecznie i tak jestem zaskoczony, że ten odcinek tak ładnie się przeciągnął. Gdy go zaczynałem martwiłem się, że po trzecim odcinku może nie być dostatecznie dużo wątków, by akcja miała więcej niż dwie strony.

No i czuję się zaszczycony, że zostałem włączony do elity. <3

Larandil
03.03.2012, 11:37
12:35:42
ciagle czekam na twoj komentarz


tamtamtammmmradada. oto ja! Isadora wielbie i podziwiam <3 w ogole nie sadzilam, ze Hyacinth tak pieknie wyglada jako stara kobieta. hmm...no coz. pozostaje mi jedynie ocenic, a masz ode mnie 69/10 no i gitara.

znasz moja opinie. pieknie oh ah i wspaniale.

Silver
05.03.2012, 20:52
Przez Ciebie zrobiłam się głodna :D
Bardzo podoba mi się ten odcinek. Szczerze mówiąc to nie liczyłam, że Alice zgodzi się zostać jego żoną. Wcześniej mu odmawiała, więc czemu miałaby teraz od razu się zgodzić :P
Hyacinth nie wygląda na sympatyczną... nie wiem w jakim celu otruła Alice, ale żaden nie jest chyba na tyle ważny aby ryzykować jej zdrowiem.
Podoba mi się, że odcinek jest taki zróżnicowany. Niby nie powinno się tego dobrze czytać, bo przeskakiwanie z jednej sceny na drugą nie jest najlepsze, ale akurat ty potrafisz to tak zorganizować, że efekt jest odwrotny ;)
Zdjęcia są świetne ^^

Czekam na ciąg dalszy :)

Searle
15.03.2012, 18:38
Ale z tej Hyacinth małpa! Ale jakoś mi się wydaję, że otruła Alice, by Isador powrócił do niej (tylko nie pasuje mi fakt, że najpierw mężczyzna dostał depeszę, a dopiero w następnej scenie przedstawiałeś otrucie Alice).
Nie wiedziałam, że jak na starszą panią, niania będzie taką straszną materialistką.
A w ogóle Alice nie rozpoznała po smaku, że nie je szpinaku?

A Christine to jeszcze większa małpa :) Bezwzględna brzydula - porywa się z motyką na słońce. Przy Alice wygląda marnie.

Zdjęcia jak zwykle extra!

rudzielec
16.03.2012, 09:46
Przez Ciebie zrobiłam się głodna :D
no tak, ja też, a że jest jeszcze pora śniadania, to za chwilę napadnę na lodówkę :P

wracając do FS, to myślę podobnie jak Searle, pewnie Isador dostał depeszę, że Alice źle się czuje :>
Ale jak dla mnie kolejność się zgadza, nie wiadomo jak i ile działać będzie trucizna, więc najpierw depesza, a potem otrucie, żeby Isador zdążył wrócić zanim Alice poczuje się lepiej :P
no ale to takie tam moje wymysły... :rolleyes:
ta blondyna, to strasznie wredna małpa, chętnie bym jej przyłożyła...

tekst świetny, choć kilka powtórzeń zauważyłam ;)
zdjęcia są boskie, idealnie się stapiają z klimatem FS, pozostaje tylko napisać, że czekam na kolejny odcinek :)

Caesum
01.04.2012, 19:09
http://i.imgur.com/TfE7j.jpg
Jak ja nienawidzę tej roboty.
Pomyślał Thomas Lloyd, stojąc w drzwiach prowadzących do jednego z wielu mieszkań w budynku. Mężczyzna przez chwilę wahał się, zanim wcisnął przycisk znajdujący się przy wejściu. Donośny dźwięk dzwonka rozniósł się echem po korytarzu, w którym nie było żywej duszy. Usłyszał przytłumione kroki, dochodzące zza ściany, a później chrzęst odsuwanego rygla. Drzwi uchyliły się, ukazując postać dorosłej, przystojnej kobiety ubranej w gustowną, zieloną suknię z kwadratowym dekoltem. Rude pukle opadały na jasną twarz o łagodnych rysach, zaś jej szyja owinięta była długim naszyjnikiem z pereł.

------------------------------------------------------------------
No, no to już piąty odcinek wrzucam na forum. Tym, którym nie zdążyłem odpisać przed zamieszczeniem tego odcinka, dziękuję za miłe słowa i mam nadzieję, że ten odcinek będzie niewiele gorszy. Jak zapewne zauważyliście, mój sposób robienia zdjęć trochę się zmienił. Jest to zasługa tylko i wyłącznie kochanej Mefisto, która oświeciła mnie, że zdjęcia frapsem są znacznie lepszej jakości. Simy, oczywiście robota Mefisto. I jak zwykle proszę o wytknięcie błędów. :)

------------------------------------------------------------------

Odcinek 5

http://i.imgur.com/dRqJS.jpg
- Thomas, cóż za niespodzianka! – Wykrzyknęła, na co Thomas odpowiedział nikłym uśmieszkiem. - Mój Boże, jak dawno się nie widzieliśmy. Wchodź!
- Trochę czasu minęło, to prawda, ale przynajmniej nie straciliśmy kontaktu – Powiedział przechodząc przez drzwi.
Zaśmiała się perliście.
- To mało prawdopodobne. W końcu zajmujesz się moimi pieniędzmi. No, ale gdzie moje maniery! Zapraszam do salonu.
Było to jasne pomieszczenie utrzymane w stylu Art Deco. Przez okna wpadały jaskrawe promienie słońca, oblewając oślepiającym blaskiem białe kanapy, skierowane w stronę kominka. Na szafce z ciemnego drewna stały dwa srebrne świeczniki. W kącie gramofon grał „Polskiego Tancerza” Chopina, a obok niego znajdował się niewielki regał wypełniony po brzegi grubymi książkami. Jedną odkładał właśnie pewien jegomość, na którego szyi Thomas dostrzegł koloratkę.
- Pozwól, że przedstawię ci mojego starego znajomego – Powiedziała Caroline, prowadząc go w stronę mężczyzny. – Poznaj ojca Bernarda.
- Pan zapewne Thomas Lloyd! – Powiedział dziarsko ojciec Bernard, łapiąc jego dłoń i potrząsając energicznie. - Caroline wspominała o panu.
- Naprawdę? – Zdziwił się Thomas.
- Wspominałam to i owo. Może usiądziemy? – Zaproponowała Caroline, odruchowo odgarniając kosmyk włosów z twarzy. Thomas usiadł przy kominku, po czym grzecznie odmówił zaproponowanej mu herbaty.

http://i.imgur.com/FEctl.jpg
- Pan również tu przybył, żeby zobaczyć nowe dzieło Caroline? – Spytał ojciec Bernard.
- Nowe dzieło? – Zdziwił się. Nie wspominała mi o tym.
- Trzymałam je w tajemnicy przed światem. Mam co do niego wielkie oczekiwania. Tylko ojciec wie o nim – Wytłumaczyła, uśmiechając się przepraszająco.
- Parę lat temu spotkaliśmy się na wystawie obrazów. Mamy podobne zdanie o sztuce, tak więc szybko się zaprzyjaźniliśmy. Od tego czasu Caroline pokazuje mi swoje obrazy, a muszę przyznać, że są niesamowite – Powiedział ojciec Bernard.
- Nie podlizuj się – żachnęła się Caroline, choć na jej policzkach pojawiły się rumieńce. – Są co najwyżej przeciętne.
- Przekonajmy się. W końcu po to tu jesteśmy – Ojciec Bernard wstał. – Zaprowadzisz nas?
Caroline cichutko westchnęła. Postawiła filiżankę na spodeczku, po czym wstała.
- Oczywiście. Proszę za mną.
Przeszli przez łukowate drzwi do następnego pomieszczenia. Na ścianach wisiały najróżniejsze obrazy, zaś pod nimi leżały płótna i papiery. Stoliki uginały się pod ciężarem przyrządów malarskich. Z trudem przecisnęli się przez labirynt sztalug i zatrzymali przy jednej z nich.

http://i.imgur.com/PvrK0.jpg
- Magnifique – Wykrztusił ojciec Bernard. Thomas otworzył usta w niemym podziwie. Ich oczom ukazał się obraz przedstawiający nagą kobietę, namalowaną w zmysłowej pozie uwydatniającej jej wdzięki. Rude włosy muskały jej idealnych kształtów piersi. Dolna część ciała została zakryta bukietem pomarańczowych kwiatów. Całość zamknięta była w złotej ramie, za którą widać było jasnozielone tło.
- I jak? – Spytała Caroline.
- Nie wiem co powiedzieć – Przyznał ojciec Bernard. – Widać w nim wszystkie charakterystyczne cechy Art Nouveau, jednakże jest znacznie bardziej prowokujący.
- Innymi słowy, jest nieprzyzwoity i bez smaku – Zaśmiała się.
- Skądże znowu! – Wykrzyknął pospiesznie ojciec Bernard.
- Jest piękny – Dodał Thomas. Nie znał się na sztuce, jednak potrafił docenić dobry obraz. – Naprawdę świetny.
- Dziękuję – Powiedziała Caroline, starając się ukryć zawstydzenie. Odwróciła się, po czym wróciła do salonu.
- Ten obraz to gwarancja sukcesu. Dlatego też sądzę, że powinno się to uczcić – Powiedział ojciec Bernard idąc za Caroline. Wyszedł na korytarz i po chwili wrócił z pokaźną butelką Besserat de Bellefon w ręku.
- Brut. Taki, jaki lubisz – Powiedział, uśmiechając się łobuzersko w stronę Caroline.
- Naprawdę, nie trzeba było! – Wykrzyknęła Caroline. Korek z cmoknięciem wyskoczył z butelki, a biała piana trysnęła mocząc wykładzinę. Caroline wyjęła z barku trzy kieliszki, a ojciec Bernard rozlał szampana do każdego z nich.
- Zdrowie Caroline! – Powiedział, wznosząc swój kieliszek. – Oby jej obrazy odniosły sukces!
Thomas nie podzielał ich entuzjazmu. Sączył powoli szampana, a z każdym łykiem jego twarz zachmurzała się coraz bardziej.

http://i.imgur.com/Uc0Km.jpg
I jak ja jej teraz to powiem? Dlaczego musiała ukończyć ten swój obraz akurat wtedy, kiedy muszę jej przekazać coś takiego? Z pewnością się tym przejmie, a ja naprawdę nie chcę być tego powodem. Szczególnie teraz, gdy jest taka radosna.
Thomas wykrzywił twarz w grymasie. Tak, nienawidzę tej roboty.
- Wszystko w porządku? – Caroline spojrzała na niego.
- Co? Ach tak, wszystko w porządku – Thomas uśmiechnął się dla potwierdzenia tych słów.
- Tak w ogóle, to co cię tu sprowadza? – Spytała, wbijając w niego wzrok.
- Praca. Wolałbym o tym pomówić na osobności.
Caroline spojrzała się na niego podejrzliwie.
- Ojciec Bernard jest moim dobrym znajomym, może przy tym być.
Thomas westchnął ciężko. Bawił się przez chwilę kieliszkiem, nim powiedział:
- W ciągu miesiąca będziesz musiała się stąd wyprowadzić.
Ojciec Bernard taktownie powstrzymał się przed komentarzem.

------------------------------------------------------------------

http://i.imgur.com/kO2zG.jpg
- Odejdź, daj mi spać.
Alice przekręciła się na bok i ułożyła lepiej głowę na poduszce, próbując zignorować pewną łapę, uporczywie dźgającą ją w policzek.
- No dobrze – Poddała się, po czym uniosła na łóżku. Na pościeli leżała owłosiona góra, spod której łypała na nią groźnie ponura gęba. Lewe oko mieniło się złocistym blaskiem, zaś prawe spowite było mgiełką, oznaczającą ślepotę. Gruba, szara łapa wypuściła pazury, gdy Alice poruszyła się.
- Witaj, Archie – Powiedziała, zręczną ręką łapiąc go w pasie i przyciągając do siebie. Z góry futra wydobył się płaczliwy jęk, gdy Alice zaczęła głaskać puchatą głowę kota. – To za karę.
Dębowe drzwi otworzyły się i przeszła przez nie Hyacinth, niosąc tacę ze śniadaniem. Archie skorzystał z chwili nieuwagi i wyrwał się z uścisku Alice.
- Już się obudziłaś? – Spytała niania, widząc ją siedzącą w łóżku. – Przyniosłam śniadanie.
Położyła tacę na łóżku, a Alice spojrzała na nią nieufnie.
- Och, przestań – Obruszyła się Hyacinth. – Nie ma tam naparstnicy.
- Nawet o tym nie pomyślałam. Po prostu nie jestem głodna.
- Musisz coś jeść – Oznajmiła, nalewając herbatę do filiżanki. – To lekkie śniadanie, tosty z dżemem.
W istocie, na talerzu leżały złote grzanki, pokryte grubą warstwą dżemu porzeczkowego. Alice wetknęła nos w parę unoszącą się z filiżanki z herbatą. Earl Grey. Wzięła gorącą grzankę i wbiła w nią zęby. Hyacinth uśmiechnęła się zadowolona, a następnie schyliła się, by podnieść rozrzucone na podłodze ubrania.
- Zastanawiam się co robi teraz Isador – Powiedziała Alice nagle, z dostrzegalną nutą żalu w głosie.
- Założę się, że myśli o tobie – Odrzekła Hyacinth trochę tajemniczo.
- Skąd ta pewność? – Zainteresowała się. Na twarzy niani pojawiło się zmieszanie.
- Tak sobie powiedziałam – Zaczęła, po czym kontynuowała już zdecydowanym tonem. – On ciebie kocha, a więc musi o tobie myśleć. Tak przynajmniej było za moich czasów.
Skończyła zbierać ubrania, a następnie wyszła pospiesznie z sypialni. Nie zareagowała, gdy Alice poprosiła ją, by nie odchodziła.
- Dziwne – Powiedziała do siebie, po czym dokończyła śniadanie. Odłożyła tacę na bok i wstała, choć nie bez trudu. Żołądek podskoczył jej do gardła. Wciąż kręciło jej się w głowie po tym, jak Hyacinth przypadkowo otruła ją naparstnicą. Gdy już doszła do siebie, podeszła do szafy i wyciągnęła jedną ze swoich ulubionych sukienek. Była czarna i szykowna, z wyhaftowanymi białymi kwiatami. Alice rozejrzała się za resztą garderoby, po czym przeszła przez drzwi do łazienki. Nabrała wody, pozwoliła, by zsunęła się z niej koszula nocna, a następnie dodała trochę piany i weszła do wanny. Wyciągnęła rękę, by wziąć mydło i spojrzała na sukienkę, odbijającą się w lustrze.

http://i.imgur.com/LseYH.jpg
Ile już minęło, odkąd sprzedałam swój dom? Dostałam go w spadku po wujostwie, a teraz tak po prostu go straciłam. Skrzywiła się. Ciekawe kto go teraz ma. Zaczęła staranie namydlać sobie nogę, gdy nagle zamarła. Przecież mogę się dowiedzieć. Uśmiechnęła się. Tak! Napiszę depeszę do Thomasa, on z pewnością wie.
Wyskoczyła z wanny, a następnie pospiesznie wytarła się i ubrała. Wróciła do pokoju i podeszła do komody, na której leżała szczotka. Wzięła ją i zaczęła rozczesywać kruczoczarne włosy, zastanawiając się nad treścią wiadomości. Mogę przy okazji wysłać wiadomość Isadorowi, żeby wyznać mu swoją decyzję.
Odłożyła szczotkę, wzięła dzisiejszą gazetę, plik papierów oraz pióro i kałamarz, po czym wyszła z nimi z pokoju. Już się czuję dobrze, a nie mam ochoty gnić zamknięta w czterech ścianach. Tym bardziej, że jest taka ładna pogoda. Zeszła po dębowych schodach na parter, a następnie przeszła przez tudoriańską jadalnię do ogrodu, przy okazji zabierając drewniane, bezprzewodowe radio firmy Philco.
Wyszła z prostego, lecz przyjemnej budowy dworku, pyszniącego się gotyckimi detalami. Fasada z czerwonej cegły usiana była oknami w stylu Tudorów, w których wisiały najróżniejszych kolorów kotary. Z dachu wyrastały długie, ciemne kominy, z których gdzieniegdzie buchały kłęby dymu. Dom wznosił się we francuskim ogrodzie, wokół którego rozciągał się rozległy park. Po obu stronach drogi, prowadzącej z tarasu w głąb ogrodu, rosły zielone żywopłoty, tak przystrzyżone, żeby niektóre z nich przypominały zwierzęta. Alice skierowała się w stronę wiktoriańskiej szklarni, obrośniętej zewsząd bluszczem, wspinającym się po pozłacanych, stalowych profilach budowli.

http://i.imgur.com/e0l85.jpg
Weszła po schodach na taras i usiadła przy drewnianym stoliku. Postawiła na krześle radio, które następnie włączyła, a potem położyła pod kartki gazetę i wyciągnęła pióro. Już miała napisać pierwsze słowa, gdy zauważyła znajome nazwisko w gazecie. Wzięła ją do ręki i przeczytała artykuł:

„Wszystkich wielbicieli sztuki nowoczesnej czeka w tym tygodniu niezwykła uczta artystyczna. W Tate Gallery odbędzie się wystawa prac Caroline Williams. O autorce tej nie słyszeliśmy już od dwóch lat, tym większym wydarzeniem jest wernisaż, na który zaproszenia możecie, drodzy czytelnicy, wygrać pisząc do naszej gazety. Ten, który wygra, będzie miał okazję otrzeć się o największe znakomitości świata kultury i polityki. Nie zabraknie też osób szlachetnie urodzonych. Ze źródeł dobrze poinformowanych wiemy, że książę Edward ma być obecny w Tate Gallery”.

Caroline Williams? Zdziwiła się. Ciekawe, czy jest spokrewniona z Isadorem. Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę. Cóż, nigdy nie pytałam o jego rodzinę. Może po prostu uznał, że nie warto o tym wspominać. Pokiwała ze zrozumieniem głową. Tak, to musi być to.
- Widzę, że już ci lepiej, panno Waters – Usłyszała za sobą czyjś głos. Odwróciła się.
- To pan, doktorze Roberts. Nie zauważyłam pana.

http://i.imgur.com/XuicA.jpg
Doktor Roberts był rosłym szatynem o dobrodusznej twarzy i żywych, brązowych oczach. Ubrany był w prosty, brązowy garnitur i równie nieskomplikowany kapelusz. W dłoni trzymał pokaźną torbę na medykamenty, które brzęczały cicho z każdym jego ruchem.
- Mogę? – Doktor Roberts wskazał na krzesło.
- Ależ oczywiście – Odpowiedziała Alice, zabierając z niego radio i stawiając na ziemi.
- Jak się dziś czujesz? – Spytał, siadając i zdejmując kapelusz.
- Odczuwam jeszcze lekkie mdłości, ale poza tym znacznie lepiej, dziękuję. Doktor Roberts obejrzał Alice.
- W istocie, jeszcze wczoraj nie mogłaś się ruszyć z pokoju. No, ale nie ma się co dziwić. Ten nowy lek działa cuda.
Doktor Roberts wyjął z torby strzykawkę, zamontował igłę, po czym napełnił ją roztworem z ampułki.
- Podaj mi rękę – Rozkazał i gdy Alice wykonała polecenie, wbił jej igłę w odkryte ramię.
Alice prawie natychmiast poczuła, jak wszystkie jej bóle nagle znikły, a w miejscu ukłucia całkowicie straciła czucie. Szary świat nabrał kolorów, a jej codzienne przygnębienie ustąpiło miejsca euforii. Doktor Roberts pokiwał z uznaniem głową, gdy zobaczył rumieńce na jej twarzy.
- Niesamowity lek, naprawdę. Można podać go każdemu, a efekt zawsze jest pozytywny.
- To prawda, od razu poczułam poprawę – Powiedziała, uśmiechając się lekko. – Trudno mi będzie się z tym rozstać.
Doktor Roberts roześmiał się.
- Niestety! – Wykrzyknął radosnym tonem. – Kokaina to nie herbata, powinno się ją używać tylko, gdy jest to konieczne.
Doktor Roberts zamknął torbę, po czym wstał.
- No dobrze. Pora na mnie. Mam jeszcze kilku pacjentów do zatrucia.
- Tak szybko? Nie zostanie pan na herbatę? – Alice zrobiła zdziwioną minę.
- Dziękuję za zaproszenie, jednak może innym razem – Powiedział, po czym dodał - Poza tym widzę, że ma pani gościa.
- Gościa? - Alice spojrzała w stronę, w którą patrzył doktor.
Dróżką biegł Isador Williams, zaś daleko za nim szła spokojnie Hyacinth, uśmiechając się pod nosem. Isador wbiegł na taras i rzucił się na Alice, biorąc ją w ramiona. Alice spojrzała na niego zdziwiona.

http://i.imgur.com/haeSf.jpg
- Isador? Skąd się tu wziąłeś? Nie miałeś być w Ameryce?
- Byłem już na statku, gdy o siódmej dostałem depeszę od twojej gospodyni. Przekazała mi, że jesteś ciężko chora, dlatego też nie mogłem tak po prostu popłynąć. Wysiadłem w Irlandii i wróciłem najbliższym statkiem. Wybacz, że trwało to tak długo.
Wrócił, ponieważ byłam chora? Mimo, że popłynął z powodu swojej pracy? Zdziwiła się.
Chwila, Jak to o siódmej? Dopiero wtedy zaczęłam jeść kolację.
Spojrzała na Hyacinth, która odpowiedziała jej uśmiechem. Co za jędza, specjalnie to zrobiła!
- Alice – Zaczął Isador, patrząc jej w oczy. – Wybacz, że tak ponaglam, ale już nie mogę dłużej czekać.
- Alice – Powtórzył. – Czy wyjdziesz za mnie?
Ponownie spojrzała na Hyacinth.
- Tak.

Lira
02.04.2012, 07:09
Po każdym odcinku czuję rozdrażnienie, bo chcę wiedzieć co dalej!:/
Ale mój zachwyt jest o wiele większy, zapewniam:)
Piękne zdjęcia, niesamowity, naprawdę zajmujący tekst i równie wciągająca fabuła, a do tego oryginalność tych wszystkich elementów złożyły się na FS, którego mogą Ci pozazdrościć twórcy i za który powinni Cię podziwiać czytelnicy.
Ja jestem zachwycona. Jedyne, do czego chcę się przyczepić, to te nieznośnie długie przerwy pomiędzy odcinkami. Wyglądam z nadzieją następnej części:)

Larandil
02.04.2012, 13:27
Jest to zasługa tylko i wyłącznie kochanej Mefisto

<3

Uwielbiam Twoje FS, i jestem zachwycona zdjeciami i tekstem(o czym wiesz, bo czesto Ci o tym wspominam). Po prostu cud miod, a ostatnie zdjecie <3 kocham.

Caesum
02.04.2012, 15:29
Lira, dziękuję za miłe słowa. Naprawdę cieszę się, że ci się podoba. :D Co do odstępów to prawda, są długie, i to tylko i wyłącznie moja wina, albowiem jestem strasznie powolny w pisaniu. Nie mam dla siebie usprawiedliwienia. :redface:

<3

<3

Liv
02.04.2012, 20:23
No, nareszcie mam chwilę, żeby móc przeczytać Twoje FS! :)

Rudowłosa pani z pierwszego zdjęcia wygląda tak, jakby była z innej gry xD Oświetlenie tak inaczej pada na jej twarz i pewnie to dlatego ;]

Dobra, opis obrazu i komentarz księdza wytrąciły mnie z równowagi... Hm, dałeś mi tym przez przypadek do myślenia! :O

Już myślałam, że to ten kot zaczął gadać... :O
Czytanie ze zrozumieniem idzie mi nieraz opornie...
Btw, zwierzak jest w ciekawej pozie na tym zdjęciu - ona jest z dodatku, czy z paczki z pozami?

Alice wetknęła nos w parę, unoszącą się z filiżanki z herbatą
Bez przecinka.
Nie zamknąłeś znacznika przy Earl Gray'u.

Hm, cylindry to są chyba takie "wyższe" kapelusze, co? W simsach jest taki jeden typowy, ale jest czarny. Tymczasem te z OŻ i innych dodatków (?) to zwykłe kapelusiki :)
O, kokaina. Nieźle ; o

W zasadzie nie wiem, co sensownego by Ci tu napisać. Mam coś na kształt mętliku w głowie :|
Hm, do opisów nie mam (tak, znowu) zarzutów. Zdjęcia to też cud, ale to też już wiesz...
Nie mam pomysłu, co mogłoby się wydarzyć na tej wystawie i w ogóle na co mam ukierunkowywać swoje myślenie i oczekiwania co do rozwoju akcji. Pod tym wzgledem to FS to jedna wielka niewiadoma! Trudno mi powiedzieć, czy to dobrze czy nie, bo chyba pierwszy raz się spotykam się z takim czymś.
I nie bardzo też wiem, jaką opinię powinnam mieć na temat domniemanego małżeństwa Isadora i Alice, jednak przeczuwam, że coś tu skończy się fiaskiem.
Pozostaje mi zdać się na Twoją wyobraźnię i w końcu wyrobić sobie jakieś zdanie.

Bez oceny.

@down: a nie pisałam, że mam mieszane uczucia co do odcinka? ; o

Caesum
02.04.2012, 20:39
Już poprawione. :) Co do tego cylindra, to miałem już wcześniej go zmienić! Nie wiem, jak to się stało, że tego nie zrobiłem. Cóż, moja wina.

Cieszę się, że moje FS jest jedną wielką niewiadomą. Osobiście uważam, że tekst powinien nie dawać czytelnikowi możliwości przewidzenia zdarzeń, tak więc miło mi słyszeć, że udało mi się do pewnego stopnia to osiągnąć. :D

Bez oceny.
! D:

rudzielec
05.04.2012, 19:11
Masakra. Chyba zostanę detektywem, bo czułam, że Hyacinth to wszystko zaplanowała.
Kim jest Caroline? I dlaczego musi opuścić swój dom? Wszystko ma ze sobą jakiś związek, tylko w tej chwili nie potrafię stwierdzić jaki :P
Odcinek jak zwykle mistrzostwo, aż chce się czytać więcej!
Dlatego mam nadzieję, że nie trzeba będzie długo czekać na nową część :3

Alice zgodziła się wyjść za Isadora... czuję, że będzie tego żałować.
No i pozostaje jeszcze jedna kwestia do wyjaśnienia... Dlaczego chciała się zabić?
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :)

Silver
10.04.2012, 16:19
Nie zauważyłam nowego odcinka :O
Dobra, nie wiem jak niania wytłumaczyła swoją pomyłkę, ale chyba musiała to starannie przemyśleć, bo gdyby mi wciskała takie kity to chybabym się zorientowała, że coś tu śmierdzi :P
Ciekawi mnie postać księdza. Zachowuje się trochę...dziwnie. Taki jakiś radosny i w ogóle. Nie mówię, że nie może, ale jednak ksiądz powinien być raczej poważny, dawać przykład a nie gapić się na gołe babki i pić alkohol :D
Kotek jest genialny <3 i ten jego wzrok, a raczej mord w oczach ;) no i ten cudowny lek... Od razu wiedziałam, że to jakiś narkotyk xD

Odcinek bardzo mi się podobał. Lubie twoje FS głównie ze względu na długość. Bardzo wyczerpujące i nie czuje po nim niedosytu jak to bywa w wielu przypadkach. Czekam na następny odcinek i na koniec się jeszcze doczepie do czegoś... A mianowicie jak przeczytałam ten eee prolog(?) to rzuciło mi się w oczy jedno zdanie.
Drzwi uchyliły się, ukazując postać dorosłej, przystojnej kobiety ubranej w gustowną, zieloną suknię z kwadratowym dekoltem.
Jakiej :| to określenie raczej nie pasuje do kobiety :D

Caesum
10.04.2012, 16:50
Odcinek jak zwykle mistrzostwo, aż chce się czytać więcej!
Dlatego mam nadzieję, że nie trzeba będzie długo czekać na nową część :3
Cieszę się, że ci się spodobał, ale mistrzostwo? Muszę jeszcze wiele się nauczyć. :D
Co do oczekiwania, to nie czuję, żeby nie miał się pojawić tak jak inne, czyli pod koniec tego lub na początek następnego miesiąca. :)
Dobra, nie wiem jak niania wytłumaczyła swoją pomyłkę, ale chyba musiała to starannie przemyśleć, bo gdyby mi wciskała takie kity to chybabym się zorientowała, że coś tu śmierdzi
Liście naparstnicy i szpinaku są do siebie wyjątkowo podobne. Zresztą, Alice nie miała dużo czasu na granie urażonej panny, ponieważ minęła ledwie jedna noc od zatrucia. :)
Ciekawi mnie postać księdza. Zachowuje się trochę...dziwnie. Taki jakiś radosny i w ogóle. Nie mówię, że nie może, ale jednak ksiądz powinien być raczej poważny, dawać przykład a nie gapić się na gołe babki i pić alkohol
Alkohol jest dozwolony księżom, a co do gołych bab - no cóż, taka już jego uroda. :D
Kotek jest genialny <3
Zgadzam się. <3
Odcinek bardzo mi się podobał. Lubie twoje FS głównie ze względu na długość. Bardzo wyczerpujące i nie czuje po nim niedosytu jak to bywa w wielu przypadkach.
Naprawdę miło mi, że ci się spodobał. Mam nadzieję, że dalsze odcinki tego nie zmienią. :)
Jakiej :| to określenie raczej nie pasuje do kobiety :D
Zapewne masz na myśli, że słowo "przystojny" odnosi się tylko do mężczyzny. Z początku też tak myślałem, jednakże kilka razy spotkałem się z jego użyciem w stosunku do kobiety i uznałem, że to sprawdzę. Okazało się, że "przystojny" można używać zarówno do opisu mężczyzny, jak i kobiety. :D
A tutaj mały dowodzik, który wyszukałem przed chwilą, żeby sprawdzić, czy może głupot nie piszę: http://www.polonistyka.fil.ug.edu.pl/?id_cat=294&id_art=1355&lang=pl

Panna Lawenda
12.04.2012, 18:37
To jest, z braku lepszego określenia - zabójczo dobre. Tyle powiem. Z pewnością zaliczyłabym to do jednych z lepszych fotostorych (? cholera, taka ze mnie od siedmiu boleści humanistka, że nawet nie wiem jak się to odmienia :| ok, zostańmy może przy wersji „opowiadania“, tak będzie zdecydowanie łatwiej), jakie czytałam, a dość dużo ich mam na swoim czytelniczym koncie. Ładnie ci to idzie, mam nadzieję, że nie przerwiesz tego, choć wiadomo, nic na siłę, ale wierzę, że dasz radę pociągnąć to do końca. Zdolniutki chłopaczek.
Dobra, chyba już nic więcej z siebie nie uda mi się wykrzesać, ale powiem tylko tyle: jestem pod dużym wrażeniem. Chociaż tak już jest od pierwszego odcinka, więc to nic dziwnego. Bardzo lubię twoją twórczość, i proszę o więcej! ^^ (choćbyś zrobił rozdział na 20 stron w jednym poście to dla mnie nie byłoby to wcale za dużo. Ale to jestem ja, a ja lubię czytać długachne opowiadania, taka już moja natura)
Dziękuję za uwagę, życzę (standardowo) weny.

EDIT: a, dobra, chyba może powinno być "fotostory", po prostu. Zastanawiałam się nad jakimiś skomplikowanymi nazwami, a tu proszę, tak łatwo z tego da się wybrnąć. Ale już zostawię, niech inni podziwiają moje roztargnienie!

Mroczny Pan Skromności
12.04.2012, 19:30
Dziwne, myślałem, że już tu komentowałem xD

I cóż mogę powiedzieć? Chciałbym umieć pisać tak, jak Ty. Ja jak zabieram się do pisania, z mojej głowy natychmiast uciekają wszystkie bardziej wyrafinowane słowa i wychodzi, co wychodzi... Za to u Ciebie to wszystko jest tak fajnie zrobione, że... brak mi słów [:P].
Ksiądz wcale nie jest zboczony, on po prostu umie rozróżnić porno od sztuki :)
A ogólnie, co do fabuły, to FS to prawie "rasowa" powieść. Zamiast zapierających dech wypadków jest akcja, która po prostu się dzieje, nie ma nic na siłę i nie ma przynudzania. Coś takiego bardzo cenię i podziwiam. Powodzenia w dalszym pisaniu! :D

Caesum
13.04.2012, 23:12
Hah, dziękuję za miłe słowa. :D Co do "mądrych słów", to mam na to całkiem przyziemny sposób - po prostu szukam słów na synonimy.pl. Moim problemem za to jest wymyślenie akcji. Szczerze mówiąc, takie długie odstępy między odcinkami to tylko i wyłącznie wina mojego mało kreatywnego umysłu, który wprawdzie potrafi wpaść na jakiś pomysł, ale nie potrafi wymyślić niczego, żeby poza tym mieć porządny materiał na następny odcinek. Nie wiem co z tym zrobić, może jakieś rady? :D

@Dół: Hmmm, wszędzie gdzie się da? Hmmm, a więc muszę sobie poszukać jakiś filmów. :D Co do czytelników, to właśnie dlatego lubię, gdy zastanawiają się głośno nad akcją. Często ich pomysły są po prostu znacznie lepsze od oryginalnego. :D

rudzielec
14.04.2012, 09:05
Ja osobiście szukam inspiracji do akcji wszędzie gdzie się da :3 seriale, teledyski, filmy, czasami czytelnicy nieświadomie podsuwają mi pomysły, spekulując nad tym, co może być w następnym odcinku :3 Czytam ich komentarze i gdzieś tam w głowie zaczyna mi się rozwijać akcja :P Potem zapisuje sobie w wielkim skrócie o czym będę pisać i przelewam to na "papier", rozwijając akcję ;)
Inspiracje są wszędzie! :3

Liv
14.04.2012, 14:40
Z technicznej strony - ja zanim siądę do tworzenia tekstu jakiekolwiek FS, muszę mieć jego plan spisany na kartce.
I najlepiej, żeby było tam wszystko, rozpisane na odcinki (ułatwia późniejsze pisanie). W razie przypływu nowego pomysłu zawsze można coś zmienić :P


A filmy to świetna rzecz jeśli chodzi o inspiracje! :) Mają tą przewagę nad książkami, że pomysły pojawiają się szybciej.

Caesum
30.04.2012, 14:11
http://i.imgur.com/KF0JLQ2.jpg

Caroline kolejny raz przeczytała list, nie bardzo wiedząc co o nim myśleć. Jej wzrok wędrował z jednego końca kartki na drugi, jakby chciała odczytać ukrytą wiadomość, jednak ku jej zdumieniu, treść była nader jednoznaczna.

”Droga Caroline,

Gratuluję niesamowitej wystawy i cieszę cię, że wreszcie mogłam Cię poznać. Isador wiele mi o Tobie mówił i jestem szczęśliwa, że w końcu się spotkałyśmy.
Piszę ten list, ponieważ poprosiłaś mnie, bym poinformowała cię, gdy data i miejsce ślubu zostaną już uzgodnione. Odbędzie się on piętnastego sierpnia w St. Helens Church, w Darley Dale, Derbyshire, o godzinie osiemnastej. Byłabym zachwycona, gdyby udało Ci się znaleźć trochę czasu, by przybyć na nasz ślub.
Z poważaniem,

Alice Waters.”

Ręka jej zadrżała. Oczywistym było, że Isador nigdy o niej nie wspominał, inaczej Alice nie chciałaby jej nawet znać. Caroline przez chwilę toczyła walkę z własnymi myślami, zanim wzięła pióro i napisała odpowiedź.

------------------------------------------------------------------

I oto kolejny odcinek! Od razu dodam również, że odcinek siódmy może się spóźnić, ponieważ w maju mam sesję i muszę się uczyć. Cóż, jeszcze zobaczymy. :) Simy, oczywiście robota Mefisto.

------------------------------------------------------------------

Odcinek 6

http://i.imgur.com/P3MZkUm.jpg

Alice obudziła się ze sklejonymi oczyma i uciskiem w żołądku. Spojrzała na budzik, na którego tarczy dopiero dochodziła jedenasta. Przewróciła się na plecy i wbiła wzrok w sufit, zastanawiając się nad tym, dlaczego czuje się tak źle. Za dużo zjadłam? Nie, to chyba nie to. Odwróciła głowę i przejechała wzrokiem po pokoju, zatrzymując się na kalendarzyku, w którym dużymi literami wypisane były dwie cyfry, układające się w liczbę czternaście. Trzeba wyrwać kartkę, pomyślała, a po chwili na jej twarzy pojawiło się czyste przerażenie.
Wyskoczyła z łóżka i podeszła do lustra. Na gładkiej powierzchni ukazał się obraz potwora, ze sklejonymi rzęsami i potarganą fryzurą. Usta ściśnięte były w wyrazie niemej zgrozy. Wyglądam okropnie, przyznała w duchu, łapiąc za szczotkę i próbując ogarnąć nieład na głowie. Gdy skończyła, wyciągnęła z szafy ubrania i pobiegła do łazienki. Wzięła szybki prysznic i ubrała się, po czym wróciła do lustra. Usiadła, a następnie wzięła do ręki czarną kredkę. Narysowała na powiekach kreski, pociągając je lekko w górę, by nadać oczom pogodny wyraz. Potem rozprowadziła szary cień do powiek i nałożyła chłodny róż na policzki. Przyjrzała się jeszcze raz odbiciu. Ujdzie. Założyła naszyjnik z pereł i wyśliznęła się z pokoju.

http://i.imgur.com/JORls5c.jpg

Zeszła po schodach do kuchni i zajrzała przez drzwi. Z pomieszczenia wydobywał się zapach świeżego pieczywa. Hyacinth krzątała się przy stole, mówiąc coś pod nosem. Alice mogłaby przysiąc, że słyszała takie słowa jak „Tak długo czekałam” oraz „Nareszcie”.
– Co tak pachnie? – zapytała, wchodząc do środka.
- Już wstałaś? Pieczywo właśnie przyjechało – powiedziała nieprzytomnym głosem, jednak po chwili zapytała – Chcesz śniadanie? Są rogaliki z czekoladą.
- Tak, oraz kawę – odpowiedziała Alice, siadając przy stole. – Nic ci nie jest?
Hyacinth właśnie upuściła czajnik.
- Nie, nic. Po prostu niezdara dzisiaj ze mnie.
Alice spojrzała na nią podejrzliwie.
- Denerwujesz się moim ślubem, prawda? Ale tego właśnie chciałaś, czyż nie?
- Och, Alice – jęknęła, padając na krzesło obok i kompletnie zapominając o śniadaniu. – Jestem szczęśliwa, że wreszcie ci się to udało, ale mimo to nie mogę usiedzieć w miejscu. Odetchnę dopiero wtedy, gdy będzie już po wszystkim.
Alice dobrodusznie poklepała nianię po ramieniu.
- Nie martw się! Wszystko będzie dobrze. Isador mnie kocha, a ja jego. Nic nie może nam tego zepsuć.
Hyacinth wzruszyła ramionami.
- Nigdy nie mów nigdy, bo zawsze wtedy staje się najgorsze. Czyżbyś już zapomniała, co przydarzyło się twoim rodzicom?
- To przecież nie była ich wina. Skąd mieli wiedzieć, że utoną?
- Moja droga, to było oczywiste. Gazety piały „statek niezatapialny”, „nawet Bóg nie zatopi Titanica”. Ja bym takiego miotłą nie tknęła. A twoi rodzicie śmiali się Bogu w twarz.
- Nie wygłupiaj się – obruszyła się Alice. – Chciałabym przypomnieć, że ty też nic nie zrobiłaś, gdy wchodzili na pokład.
- Nie musisz mi tego przypominać. Gdybym wtedy wiedziała, nie pozwoliłabym im na to.
Gdy skończyła, nastała chwila krępującej ciszy. Biedna niania, wciąż to sobie wypomina.
- Nie przejmuj się – podjęła w końcu Alice. – Winę ponoszą wyłącznie White Star Lines.
- Jak oni mogli wypuścić coś takiego na morze! – wybuchła niania. – Nie przetrwał nawet jednego rejsu!
- Dzięki temu zmieniono zasady bezpieczeństwa.
- I na co to było? Zaraz potem siostrzany statek również trafił na dno.
- Ale to było podczas wojny!
- I co z tego? I tak długo na wodzie się nie utrzymał.
Alice nie mogła zaprzeczyć, zamiast tego potrząsnęła głową i wydusiła:
- Dlaczego w ogóle o tym rozmawiamy? Ślub nie odbędzie się przecież na statku.
- Po prostu bądź ostrożna – Powiedziała niania, po czym wstała i wróciła do robienia śniadania. Wyciągnęła młynek i już po chwili zapach ciasta zmieszał się z zapachem mielonych ziarenek kawy.

http://i.imgur.com/xJmTJL0.jpg

Nie rozumiem jej, pomyślała Alice. Przecież ja i Isador nigdy nie bylibyśmy razem, gdyby nie ona. Dlaczego teraz się tak zachowuje? Nerwy?
Ścisnęło ją w żołądku.
No tak, ja również powinnam się denerwować. To mój wielki dzień. Wreszcie zdobyłam serce Isadora, a tym samym jego dom i pieniądze. Teraz będę mogła odkupić posiadłość wujostwa, którą straciłam, gdy moja firma upadła. A firma… Kto wie, może nawet założę nową?
Uśmiechnęła się do siebie. Nic mi w tym nie przeszkodzi. Już nie.
- Gdzie chcesz jeść? – Spytała niania, wlewając kawę do filiżanki i stawiając ją na tacy.
- Mogę jeść tutaj, jeśli ci to nie przeszkadza.
- Oczywiście, że nie. – Odpowiedziała, zabierając z tacy talerz z rogalikiem oraz kawę i stawiając na stole. Alice zabrała się do jedzenia. Rogal rozpływał się w ustach, podobnie jak czekoladowe nadzienie, którym był wypełniony, zaś gdy napiła się kawy, przyjemne ciepło rozeszło się po jej ciele. Opuściły ją wszelkie problemy tego świata, gdy rozkoszowała się skromnym, aczkolwiek zadowalającym posiłkiem.
- O siedemnastej przyjedzie po ciebie samochód, żeby zabrać cię do kościoła – powiedziała Hyacinth, a Alice poczuła, jak ciężar tego dnia wraca ze zdwojoną siłą. Spojrzała na zegarek.
- Zostały mi tylko cztery godziny, a jeszcze muszę się przygotować! Co ja będę robiła przez ten czas?
- Może poczytasz? Ja po skończeniu pracy zawsze czytam – zaproponowała, sprzątając ze stołu.
- Czytanie? Pół życia zmarnowałam na czytaniu! Nie wiem, czy chcę stracić kolejne.
Niania wzruszyła ramionami.
- Możesz mi pomóc w sprzątaniu.
- Nie, dzięki – mruknęła Alice po chwili. – Może jednak nie.
Wstała, dosunęła krzesło, po czym wyszła na korytarz. Rozejrzała się, po czym wybrała najbardziej obiecujące drzwi , prowadzące do biblioteki.
Znalazła się w ciemnym, pokrytym panelami pomieszczeniu z antresolą. Na wbudowanych w ściany regałach piętrzyły się najróżniejsze księgi, część oprawiona w skórę. Przed kamiennym kominkiem stały dwa duże, okrągłe stoły, wokół których ustawiono fotele i kanapy. Między nimi stał staromodny globus. Przez wąskie okna ledwo wlewało się słońce, tak więc Alice sięgnęła ręką do włącznika i światło zajaśniało w neogotyckich żyrandolach. Zaczęła iść wzdłuż regałów, spoglądając na tytuły wypisane na grzbietach książek, jednak nie miała ochoty na czytanie. W głowie wciąż jej dudniły słowa Hyacinth. Mogła się powstrzymać, teraz i ja się denerwuję.

http://i.imgur.com/5r9EJUR.jpg

Zatrzymała się, wlepiając wzrok w jedną z książek. Wyjęła ją i mimowolnie uśmiechnęła się, gdy zobaczyła wypisany ozdobnymi literami tytuł – „Przygody Alicji w Krainie Dziwów”. W jej oczach rozbłysły dawno zapomniane sceny z dzieciństwa. Czytanie bajek na dobranoc, budowanie domów z książek i wyciąganie ich jedna po drugiej z regałów sądząc, że któraś otworzy przejście do tajemnych pomieszczeń dworu. I to wszystko skończyło się w tej jednej chwili, pomyślała, a uśmiech spełzł jej z twarzy i zmienił się w nieszczęśliwy grymas. Niesamowite, jak łatwo może się wszystko zmienić. Rozsiadła się na kanapie i otworzyła książkę na pierwszym rozdziale. Próbowała zająć myśli czytaniem, jednak już po pierwszym zdaniu zajęła się wspominaniem swojego pierwszego dnia w nowym domu. Miała wtedy dwanaście lat, gdy dowiedziała się, że jej rodzicie utonęli na statku, który zderzył się z górą lodową 14 kwietnia 1912 roku. Tym samym cały majątek należał do niej, jednak dopiero po skończeniu szesnastu lat mogła go w pełni posiąść. Do tego czasu miała zająć się nią najbliższa rodzina, mieszkająca w georgiańskim dworze Ravenhill Manor. Przypomniała sobie, jak zareagowała na tą wieść. Nie wierzyłam w to. Myślałam, że to jakiś głupi dowcip. Gdy to wreszcie do mnie dotarło, zupełnie zamknęłam się przed światem. Biedni wujek i ciotka, zupełnie nie wiedzieli, co ze mną zrobić. Odświeżyła w myślach wspomnienie przyjazdu.

------------------------------------------------------------------

http://i.imgur.com/Ygqrzmz.jpg

- Alice, pora wysiadać – powiedziała młoda blondynka, spoglądając na małą dziewczynkę o kruczoczarnych włosach i szklistych oczach. Alice wzięła walizkę i bez słowa wysiadła z opiekunką z samochodu.
Podeszły do wielkich, dębowych drzwi, a kobieta wcisnęła przycisk dzwonka. Prawie natychmiast drzwi otworzyły się i stanął w nich lokaj, jakby już tam czekał na nie.
- Państwo są w pokoju dziennym – powiedział, po czym zaprosił je do środka, zabrał płaszcze i przeprowadził przez rozległy hol z dębowymi schodami, a następnie korytarzem, by przejść do jasnego, przytulnego pomieszczenia. Przed marmurowym kominkiem ustawiony był stolik do kawy, dwie wiktoriańskie kanapy oraz fotele obite beżową tkaniną. Na etażerce obok pyszniły się najróżniejsze zdjęcia i błyskotki. Między złotymi kotarami w oknach znajdowała się ozdobna komódka. Ze stojącego na niej gramofonu rozlegały się dźwięki muzyki. W kącie zbierało kurz dębowe pianino. Przy drzwiach na korytarz stał podłużny stoliczek z lampą, fotografiami oraz pozytywką w kształcie dziewczynki, a obok niego, za jednym z foteli rzeźbiona biblioteczka. Gdy weszli, przywitała je kobieta łudząco podobna do Alice oraz długowłosy brunet.

http://i.imgur.com/GYSX6Cu.jpg

- Pani to zapewne Hyacinth Parker, opiekunka Alice? – Zapytał i zabłysnął obłędnie białym uzębieniem. Brązowe oczy tryskały entuzjazmem spod fali włosów, opadających niesfornie na barczyste ramiona. Ubrany był w brązowy garnitur i pstrokatą kamizelkę, którą ozdabiał złoty łańcuszek.
- Tak, to ja – odpowiedziała, po czym dodała – a oto Alice.
- Ach, Alice. Jak minęła podróż? – podjęła pani domu, trzepocząc rzęsami. Była smukłą, dostojną kobietą o bladej cerze, z kruczoczarnymi włosami upiętymi w kok. Nosiła długą, fioletową spódnicę, tego samego koloru kamizelkę z koronką oraz białą bluzkę. Szyja jej przyozdobiona była czarną muszką.
- Dobrze – powiedziała Alice, po czym umilkła. Kobieta spojrzała na nią z wyraźnym zmartwieniem, po czym uśmiechnęła się ponownie i powiedziała:
- Pewnie chciałabyś obejrzeć swój pokój? Pokojówka pokaże ci drogę. Ja i wujek porozmawiamy przez ten czas z twoją nianią.
- Może pani usiądzie? To była długa droga – zapytał wujek Alice, gdy ciotka podchodziła do szarfy, by zadzwonić na służbę.
- Dziękuję, panie Lowsley – odpowiedziała, siadając na fotelu. Otworzyły się drzwi i stanęła w nich pokojówka.
- Pani wzywała? – spytała, zwracając się do ciotki Alice.
- Tak, wskaż tej młodej damie jej nowy pokój i pamiętaj, by traktować ją z należytym szacunkiem. Od dzisiaj jest członkiem naszej rodziny.
- Tak, proszę pani – odrzekła, po czym powiedziała Alice, by poszła za nią. Gdy tylko zamknęły się drzwi, zaraz zaczęła mówić podnieconym głosem:
- A więc to panienka jest Alice Waters? Słyszałam o panience i o panienki rodzicach. Państwo Lowsley zawsze mówili o nich z wyjątkowym szacunkiem. Co za tragedia, i to na takim statku. Gdy się dowiedziałam byłam zszokowana. Moja matka miała zamiar nim popłynąć, widziała w gazetach zdjęcia kabin drugiej klasy i były niesamowite. Tak w ogóle to jestem Abbey Johnson.

http://i.imgur.com/c6bgNhH.jpg

Abbey była żywą dziewczyną o okrągłej buzi i bez przerwy poruszających się ustach. Miała ciemne włosy schowane pod koronkowym czepkiem oraz duże, niebieskie oczy. Nosiła prostą, czarną suknię służącej i biały fartuszek. Co chwila wycierała w niego ręce mimo, że nie wyglądały na brudne. Alice poczuła pewną sympatię do tej miłej, acz roztrzepanej dziewczyny. Uśmiechnęła się do niej, na co Abbey odpowiedziała tym samym.
- No, to tutaj – powiedziała, stając nagle przed jakimiś drzwiami. Wyciągnęła z kieszeni pęk kluczy, po czym starannie wybrała jeden i przekręciła w zamku. – Oto twój pokój.
Alice otworzyła drzwi i jej oczom ukazała się ciepła, różowa sypialnia z meblami z jasnego drewna. Obok szafki nocnej z lampką było duże łoże z baldachimem, w którego nogach stał drewniany kufer z nowymi zabawkami. Pod oknem dwa fotele zwrócone były w stronę małego stoliczka, przy którym można było wieczorami czytać książki z bajkami. Przy biblioteczce ustawiona była złota lampa podłogowa, a obok niej sofa oraz szafka z półkami. W samym kącie pomieszczenia stał sporych rozmiarów domek dla lalek, urządzony w stylu wiktoriańskim. Na jej łóżku zaś ukryta była między poduszkami śliczna, złotowłosa lalka w długiej, niebieskiej sukience. Alice przez chwilę stała jak wryta, zanim wydusiła:
- Ojej!
- Ślicznie, prawda? – spytała Abbey, najwyraźniej zadowolona z reakcji Alice. – państwo Lowsley starali się jak mogli, żeby było tu panience przyjemnie.
Przerwała, gdyż usłyszała wołający ją głos.
- To pewnie pani Clayworth, gospodyni. Muszę iść. Jeśli chcesz, to możesz sama rozejrzeć się po domu. To duży budynek, jest wiele do zwiedzania. Mamy też dużo tajnych przejść, niektóre sama znalazłam, choć niektóre nadal są nieodkryte. Słyszy się o nich tylko w opowieściach.
- Jakie opowieści? – spytała Alice.
- Później ci opowiem – odrzekła, gdy pani Clayworth ponownie ją zawołała. – muszę już iść. Do zobaczenia.

------------------------------------------------------------------

http://i.imgur.com/HuvV1aW.jpg

- Mój Boże, jak późno!
Powiedziała Alice zrzucając grubego, szarego kota z kolan i wstając z kanapy. Archie prychnął oburzony i wskoczył na pobliski fotel. Już tak późno? Pomyślała, idąc w stronę sypialni. Muszę się jak najszybciej przebrać, szofer będzie lada chwila. Otworzyła drzwi i pobiegła do szafy. Wyjęła z niej prostą, jedwabną suknię ślubną i różową szarfę. Rzuciła ją na łóżko, a następnie weszła do łazienki i zmyła codzienny makijaż. Po co w ogóle to kładłam na twarz, skoro wiedziałam, że będzie trzeba go zmienić. Wróciła do sypialni, zdjęła z siebie ubrania i założyła suknię, którą obwiązała szarfą. Przyjrzała się odbiciu w lustrze, może być.
Usiadła przy toaletce i zaczęła nakładać makijaż, co chwila zmieniając to i owo, zanim wreszcie spodobał się jej końcowy efekt. Obejrzała się jeszcze raz i uśmiechnęła pod nosem. Wszystko będzie dobrze, wyglądam świetnie. Sprawdziła godzinę. Nie jest tak źle, mam jeszcze pół godziny do przyjazdu szofera. Uspokojona tym odkryciem podeszła do szafki nocnej i wyjęła z niej książkę. Następnie usiadła na łóżku i pogrążyła się w czytaniu, co chwila jednak wstając i wyglądając nerwowo przez okno by sprawdzić, czy przypadkiem samochód już nie przyjechał. Dopiero po dłuższym czasie usłyszała dzwonek do drzwi, zwiastujący przybycie transportu.
Hyacinth już pewnie pojechała, pomyślała, wychodząc z pokoju i schodząc po schodach w stronę drzwi.

http://i.imgur.com/hoVzxI2.jpg

- Samochód już czeka, panienko – powiedział szofer, gdy wyszła przez drzwi i zamknęła je na klucz. Podeszła do samochodu, zaczekała, aż szofer otworzy jej drzwi i pomoże wejść, po czym usiadła na siedzeniu i patrzyła, jak mężczyzna naciska pedał gazu i kieruje samochód w stronę Darley Dale.
Już niedługo zostanę żoną Isadora. Pomyślała, gdy wjechali do lasu odgradzającego jej dom od miasteczka. Zdobędę jego pieniądze, a wtedy odkupię swój dom i nie będę musiała się martwić o swoją przyszłość. Uśmiechnęła się. Moja misja dobiega końca.
Minęła prawie godzina zanim las przerzedził się, by wkrótce ustąpić miejsca wrzosowiskom, gdzie w oddali wyrastało miasteczko Darley Dale, nad którym górował budynek kościoła.
Gdy dojechali przed bramę wiodącą do St. Helens Church, Alice wyszedł na spotkanie Thomas Lloyd, który ujął ją pod rękę i poprowadził dróżką.
- Nerwy? – spytał.
- Lekkie – odpowiedziała.
Przeszli przez wczesnogotycki portal do podłużnej bazyliki trójnawowej, oświetlonej promieniami słońca wpadającymi przez wąskie okienka, rozety oraz wysoki witraż na końcu pomieszczenia. Łukowate filary podtrzymywały sklepienie głównej nawy. Isador Williams czekał już na Alice w prezbiterium, ubrany w szykowny garnitur z czerwoną różą wpiętą w butonierkę. Gdy dotarła do niego, pocałował ją w rękę, a następnie, gdy już ksiądz przywitał się z nimi, poprowadził ją do ławki.
Stoję tu teraz przed ołtarzem z osobą, która niedługo zostanie moim mężem, pomyślała, gdy rozpoczęła się pieśń. Co chwila wstawali i siadali na gest księdza prowadzącego mszę. Gdy wygłosił mowę, spojrzał na nich i poprosił, by podeszli do ołtarza. Odczytał wytłumaczenie związku małżeńskiego, a następnie podniósł głos i powiedział:

http://i.imgur.com/9a3C8kR.jpg

- Jeżeli ktoś zna jakiś powód, dla którego to małżeństwo nie może zostać zawarte, niech powie teraz, lub zamilknie na wieki.
Ucichnął na chwilę, jak każdy ksiądz w tym momencie.
Hyacinth pewnie to miała na myśli, pomyślała Alice. Jednakże co takiego mogłoby się stać? To tylko głupia formułka, mówiona dla podtrzymania tradycji. Uśmiechnęła się.
- Małżeństwo nie może zostać zawarte – usłyszała, a uśmiech spełzł jej z twarzy. Sala rozbrzmiała tłumionymi szeptami, ludzie na ławkach wyciągali szyje, by zobaczyć, kto to powiedział. Alice odwróciła się i ujrzała, jak Caroline wstaje, dumnym ruchem odrzucając włosy z twarzy.
- Małżeństwo nie może zostać zawarte – powtórzyła. – ponieważ Isador Williams ma już żonę.
Do uszu Alice dotarły oburzone pomruki. Caroline ponownie otworzyła usta.
- Żoną Isadora Williamsa jestem ja, Caroline Williams.

Larandil
30.04.2012, 14:43
przeprzeprzeswietne ; D naprawde
kocham to FS, a jeszcze bardziej kocham zdjecia <3

Lira
01.05.2012, 08:33
Zanim przeszłam do komentarza, musiałam najpierw wyjść z szoku.
Tego się nie spodziewałam. Żona? Domyślałam się, że ślub zostanie przerwany przez Caroline, ale wyobrażałam sobie raczej jakąś scenę z udziałem zdesperowanej, porzuconej kobiety, a tu...żona?
Czekam z niecierpliwością na wyjaśnienia!
W tekście zabrakło przede wszystkim interpunkcji, głównie w liście, ale uznałam, iż było to zamierzone, bo nie wiadomo przez kogo został napisany, może to ktoś, kto nie zna się na zasadach pisowni:P
Poza tym mi się niezmiernie podobało, nie wspominając już o przepięknych zdjęciach:)

rudzielec
01.05.2012, 09:27
OMG! no to pięknie się porobiło... O.O
Choć już po słowach Hyacinth przeczuwałam, że coś będzie nie tak.
Isador ma żonę? Nie no nie spodziewałabym się. Chociaż... Może jest z nią w separacji czy coś w tym stylu i dlatego wyszło, tak jak wyszło.

No to teraz będzie walka o kase Isadora >D
Z niecierpliwością czekam na next! :3

No i zapomniałabym dodać, zdjęcia są naprawdę piękne, a simy idealnie oddają klimat tamtych czasów :)

Caesum
01.05.2012, 13:52
W tekście zabrakło przede wszystkim interpunkcji, głównie w liście, ale uznałam, iż było to zamierzone, bo nie wiadomo przez kogo został napisany, może to ktoś, kto nie zna się na zasadach pisowni:P
Obawiam się, że jedyną osobą, która najwyraźniej nie zna się na zasadach pisowni, jestem Ja. I przyznaję, że coś mi nie stykało w tym liście, ale zwyczajnie nie wiedziałem co. Interpunkcja zawsze była moją słabą stroną, dlatego też byłbym niezmiernie wdzięczny, gdybyś wytknęła mi co zauważyłaś. :)
Tego się nie spodziewałam. Żona?
Isador ma żonę? Nie no nie spodziewałabym się.
Naprawdę? :D A ja pisząc tak się martwiłem, że będzie to nazbyt oczywiste. Za wszelką cenę chciałem dać ten wątek(był wprawdzie jeszcze inny, no ale mhmhmhm uznałem, że może to przesada), tak więc cieszę się, że udało mi się was zaskoczyć. :)

Silver
04.05.2012, 12:29
:O
Jeżeli ma żonę to dlaczego w kościele o tym nie wiedzieli? A może ksiądz jest w zmowie :P
Naprawdę wyczerpujący odcinek, chociaż gdyby to była książka to pewnie pochłonęłabym ją w jeden dzień xD Nie wiem nawet od czego zacząć. Cała ta sprawa jest trochę dziwna. Dlaczego nikt nie wiedział wcześniej o tym, że Isador ma żonę? Przecież to nie jest wielka tajemnica. Ktoś musiał o tym wiedzieć.
Biedna Alice. Może gdyby nie zaprosiła Caroline na swój ślub, to może doszłoby do niego i w końcu zaczęłoby jej się układać...Swoją drogą to niezła z niej materialistka. Myśli tylko o tym aby zagarnąć fortunę Isadora i odkupić dom, który straciła. To nie fair w stosunku do niego, chociaż on też nie do końca był szczery. Pozostaje mi tylko domyślać się co będzie dalej. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.

Caesum
08.05.2012, 13:52
Jeżeli ma żonę to dlaczego w kościele o tym nie wiedzieli? A może ksiądz jest w zmowie :P
Dlaczego nikt nie wiedział wcześniej o tym, że Isador ma żonę? Przecież to nie jest wielka tajemnica. Ktoś musiał o tym wiedzieć.
Jeszcze się to wyjaśni. Na wszystko przyjdzie pora. :D
Biedna Alice. Może gdyby nie zaprosiła Caroline na swój ślub, to może doszłoby do niego i w końcu zaczęłoby jej się układać...Swoją drogą to niezła z niej materialistka. Myśli tylko o tym aby zagarnąć fortunę Isadora i odkupić dom, który straciła. To nie fair w stosunku do niego, chociaż on też nie do końca był szczery.
Cóż, Alice po prostu została tak wychowana. Urodziła się na początku XX wieku, kiedy rygoryzm stylu wiktoriańskiego, potęgowany w rodzinie Waters z powodu jej wysokiej pozycji, nie został jeszcze zniesiony przez nieco bardziej rozwiązły styl życia lat dwudziestych. Wtedy najważniejsze były pieniądze i pochodzenie, a miłość miała znaczenie drugoplanowe. Dziewczyna po prostu skorzystała z okazji, pchana do tego przez szarą eminencję Hyacinth, często bezpośrednimi środkami.

btw - wiem, ze szybko odpisuje.

Caesum
10.06.2012, 23:39
http://i.imgur.com/j1LEKG3.jpg

Alice stała na środku prezbiterium, z kamiennym wyrazem twarzy patrząc na stojącą w tłumie postać. Caroline Williams niedbale strzepnęła pyłek z ramienia, po czym powiedziała:
- Poznaliśmy się w Nowym Orleanie, gdzie Isador przez jakiś czas mieszkał podczas swojego pobytu w Ameryce. Ja pracowałam, zarabiając na obrazach, a Isador bawił się w bukmachera, chociaż dzięki rodzinnemu majątkowi i zakładom włókienniczym mógł spokojnie nie pracować. Trzy lata temu Isador wstąpił do mojego studia. Kilka dni później zaprosił mnie na kolację do Antoine's Restaurant. Powiedział wtedy, że to miłość od pierwszego wejrzenia, a ja mu uwierzyłam, bo czułam to samo, a przynajmniej tak myślałam. Pobraliśmy się, ale jemu to najwyraźniej nie wystarczało. Już po roku dowiedziałam się, że ma kochankę. Pokłóciliśmy się i Isador wrócił do Brytanii. Wtedy też wszystkie obowiązki Isadora spadły na mnie. W końcu i ja musiałam przenieść się do Brytanii. Tam też dowiedziałam się o nowej kochance Isadora, Alice.
Caroline wciągnęła powietrze, a w jej następnych słowach czuć było, że z trudem utrzymuje spokój.
- Isador Williams wykorzystuje kobiety, a potem je zostawia. Tak jak to zrobił ze mną, swoją żoną.
Gdy skończyła, w kościele zapadła cisza. Alice pokręciła głową i spojrzała na Isadora.
- Ona kłamie, prawda? – zapytała. – powiedz, że kłamie.
Isador spuścił wzrok; w oczach Alice zalśniły łzy.
- Jak mogłeś? – spytała, po czym wybiegła z kościoła. Łzy spływały jej po policzkach. Czuła, że głowa zaraz jej eksploduje. Wszystkie myśli skupione były na jednym zdaniu:
Gdzie ten cholerny pistolet?

------------------------------------------------------------------

No dobrze, a więc kolejny odcinek! To już siódmy i myślę, że chyba będzie to jedyny tak długi. Mam wrażenie, że ostatnio trochę przesadzam z ilością tekstu. Fotostory powinno być spore, ale z umiarem, w końcu ludzie nie mają aż tyle czasu, by czytać jakieś długie teksty. W ogóle chyba wyszedłem z wprawy, bo zrobiłem masę błędów i zdania są często dziwnie zbudowane. Tak czy inaczej zapraszam na kolejny odcinek. :) Simy - oczywiście robota Mefisto.

------------------------------------------------------------------

Odcinek 7

http://i.imgur.com/QDLoCJk.jpg

- Moja matka powiedziała mi kiedyś, że uciekła z własnego ślubu – powiedziała jedna z pokojówek. Miała ciemną skórę, zielone oczy oraz brązowe włosy, schowane pod czepkiem. Siedziała przy stole w kącie obszernej kuchni, wypełnionej białymi szafkami z ciemnymi blatami.
- Nie wierzę! – odpowiedziała inna, bledsza, z piegami na twarzy i rudymi włosami.
- Naprawdę, podobno przy samym ołtarzu zmieniła zdanie.
- To okropne! Biedny człowiek, wiesz może kim był?
- To wcale nie było tak – żachnęła się sędziwa kucharka, która słuchała wszystkiego, piekąc coś w jednej z dwóch ag. Także i jej siwe włosy schowane były pod czepkiem. Nosiła przybrudzony fartuch, a jej puszysta figura wskazywała na słabość do jedzenia. Miała żywe, zielone oczy, a na jej pomarszczonej twarzy często gościł ciepły uśmiech.
- To jak było? – zapytała pierwsza.
- Ona wcale nie zmieniła zdania. Ten mężczyzna to był kawał drania. Miał żonę i kochankę, a potem się do niej dobrał.
- Jak on mógł! – na piegowatej twarzy drugiej dziewczyny pojawiły się wzburzone rumieńce.
- Mężczyźni, ot co. Nic tylko kłopoty z nimi – odpowiedziała kucharka – nasza pani też ma z nimi kłopoty.
- Ja bym raczej powiedziała, że to ona im robi kłopoty – brązowooka pokojówka uśmiechnęła się figlarnie.
- Lily! – kucharka odwróciła się – nigdy nie mów źle o swojej pracodawczyni! Za dużo sobie pozwalasz.
- Przepraszam – powiedziała Lily – ja po prostu mówiłam prawdę.
- Prawda to nie jest coś, o czym należy rozpowiadać, moja droga.

http://i.imgur.com/XKdKnnZ.jpg

Gdy skończyła mówić, do kuchni weszła kobieta w średnim wieku. Miała długie, kruczoczarne włosy upięte w kok i czarną suknię ozdobioną srebrnym medalionem. Na jej bladej twarzy widniały ledwo dostrzegalne zmarszczki wokół dużych, ciemnych oczu.
- Co tu się dzieje? Lily, Maggie, wracajcie do pracy – powiedziała ostrym tonem, a pokojówki podskoczyły na krzesłach i natychmiast wstały.
- Tak jest, pani Waters – powiedziały, po czym zniknęły za drzwiami. Alice Waters pokręciła głową z dezaprobatą.
- Był dzisiaj listonosz z rachunkami. Między nimi był także list do pani – powiedziała kucharka.
- List? Od kogo?
- Nie patrzyłam, w końcu nie wypada patrzeć na czyjeś listy – odpowiedziała, lekko oburzona – dziewczyny chciały sprawdzić, ale je zrugałam. Położyłam go na stole.
- Dziękuję, Gladys. Co tam pieczesz? Za wcześnie jeszcze na obiad, jest dopiero trzecia.
- Zostało trochę owoców z ostatniego balu, więc pomyślałam, że można by zrobić ciasto. Szkoda by było, gdyby się zmarnowały. A tak to przynajmniej mamy coś na kolację.
- Dobry pomysł. Dobrego ciasta nigdy za wiele.
Gladys uśmiechnęła się i z jeszcze większym zapałem wróciła do roboty. W tym samym momencie rozległ się dźwięk, którego źródłem był jeden z kilkunastu różnych dzwoneczków na ścianie.
- To z biblioteki – powiedziała Gladys, nawet się nie odwracając.
- Tak więc nie będę ci przeszkadzać. Pójdę zobaczyć, czego chce.
Schowała listy do kieszeni, pożegnała się i poszła w stronę biblioteki.
Biblioteka była pokaźnym pomieszczeniem utrzymanym w stylu Art Deco. Na drewnianej podłodze rozłożony był czarnobiały dywan, na którym stały dwa fotele i stoliczek z lampką. Naprzeciwko nich umieszczono szeroką kanapę, odsuniętą od półek z książkami, zajmującymi całą ścianę. Z drugiej strony pokoju stała kozetka, używana do czytania na leżąco. Pod oknami były dwie kanapy, a na jednej z nich leżały jedna na drugiej jakieś dwa ciała, których górne części były zmyślnie ukryte za parawanem. Alice podeszła do nich, utrzymując jednak odpowiednią odległość, po czym chrząknęła i spytała:

http://i.imgur.com/ivFptoL.jpg

- Pani wzywała?
Szamotanina ustała i po chwili jedno z ciał podniosło się, ukazując znaną jej postać Armanda Chevalier, bruneta pochodzenia francuskiego. Armand uśmiechnął się, a następnie wstał i wyszedł z biblioteki, zatrzymując się tylko przy Alice i puszczając jej oko. Alice poczuła dreszcz przebiegający po skórze.
- To ty, Alice? – Spytała kobieta za parawanem, walcząc ze stanikiem.
- Tak, proszę pani.
- Wezwałam cię, ponieważ ja i Armand wychodzimy dziś zjeść na mieście, tak więc pojawimy się dopiero na kolację.
- Rozumiem. Przekażę kucharce, by nie robiła obiadu.
- Dokładnie. Poza tym kiedy byłam w łazience zauważyłam, że moje kosmetyki zostały przestawione.
- To prawdopodobnie Maggie, ta nowa sprzątaczka. Zostanie ukarana.
- Och nie, nie musisz jej karać – powiedziała pospiesznie – po prostu powiedz jej, żeby następnym razem uważała.
- Tak też zrobię, proszę pani.
- Są jakieś listy?
- Niedawno przyszły, jednakże są to tylko rachunki.
Kobieta przez chwilę milczała, poprawiając fryzurę.
- Dobrze – odpowiedziała w końcu – wiesz co z nimi zrobić.
- Tak, proszę pani.
- Jest jeszcze jedna sprawa.
- Tak?
- Ja i Armand mamy zamiar urządzić za miesiąc bal. Zaprosiliśmy wiele ważnych osób.
- Rozumiem. Zajmę się przygotowaniem menu.
- Jesteś prawdziwym skarbem, Alice.
Alice uśmiechnęła się sztywno.
- Czy czegoś jeszcze potrzeba, proszę pani?
- To już wszystko, możesz odejść.
- Tak jest, proszę pani.
Alice odwróciła się i podeszła do drzwi.
- Jeszcze coś, Alice.
- Tak? – zatrzymała się i odwróciła.

http://i.imgur.com/MB319u0.jpg

Zza parawanu wyszła Christine Tuckfield, poprawiając niebieską sukienkę. Jej twarz, choć wciąż urzekająca, pokryta była drobnymi zmarszczkami. Pod niebieskimi oczami można było dostrzec skutki nieprzespanych nocy. Uśmiechnęła się.
- Nikogo nie ma, a jesteśmy przyjaciółkami. Nie musisz do mnie mówić per „pani”.
- To byłby dla mnie zbytni zaszczyt. Jeśli pani pozwoli, wolałabym trzymać się zasad. Służba powinna znać swoje miejsce.
- No tak. Rób jak uważasz.
- Dziękuję, proszę pani – Alice lekko się ukłoniła, po czym ujęła klamkę.
- Wybacz mi Alice, ale prawdopodobnie wiesz, że nie będziesz mogła uczestniczyć w balu jako gość.
Alice poczuła, jak coś się w niej gotuje. Jeszcze chwila, a ty nie będziesz mogła uczestniczyć w jakimkolwiek balu.
- Sama wiesz, że chętnie bym cię zaprosiła, ale tak po prostu nie wypada. Służba jest po to, by służyć. Gdyby tak nie było, ludzie by mnie wyśmiali.
Alice wciągnęła powietrze, po czym odwróciła się.
- To zrozumiałe. Czy jeszcze czegoś pani potrzebuje? – wycedziła, uśmiechając się nieszczerze.
- To już wszystko. Dziękuję, możesz odejść.
Alice wyszła z biblioteki i ledwo powstrzymała się przed trzaśnięciem drzwiami. Oparła się o nie i westchnęła głośno.
”Służba jest po to, by służyć”. Co za wredna jędza! Wyraźnie moja pozycja sprawia jej wyjątkową przyjemność. Jak ona śmie tak się do mnie odzywać? Jeszcze kilka lat temu to ja mogłam ją zatrudnić jako gospodyni, a teraz ona się puszy jakby była królową Elżbietą! Pokręciła głową. Muszę się w końcu przyzwyczaić, przecież to nie mój pierwszy dzień. Za kilka miesięcy będzie już rok tysiąc dziewięćset czterdziesty, a ja wciąż się zachowuję, jakbym żyła w latach dwudziestych.
Postała jeszcze chwilę i poszła dębowymi schodami do kuchni, przy okazji wyładowując złość na nic niespodziewającej się pokojówce.

http://i.imgur.com/7NDbyX4.jpg

- I czego chciała? – spytała Gladys, gdy Alice weszła do kuchni. Uśmiechnęła się jak zawsze.
- Powiedziała, że dzisiaj nie będzie na obiedzie. Wrócą dopiero na kolację.
- Szkoda – zasmuciła się – chciałam upiec ulubione ciasto pani Tuckfield.
- Możesz zawsze zrobić do kolacji.
- Prawda, ale co, jeśli nie będzie miała ochoty na słodycze? Wtedy ciasto się zmarnuje.
- Nie, ponieważ my je zjemy – Alice uśmiechnęła się znacząco. Gladys roześmiała się.
- A więc o to chodzi! Wyraźnie lubi pani słodycze!
- Mam do nich słabość, to prawda. Ostatnio nie mam czasu na przyjemności.
- Będzie miała pani spokój, jak już nasi państwo pójdą sobie. Poza tym zawsze może się pani gdzieś schować i wymyślić później jakąś wymówkę.
- Ależ moja droga, tak nie wypada!
- Wypada, wypada. Pod warunkiem, że się nie zostanie przyłapanym.
Alice zamyśliła się.
- Może masz i rację. Tym bardziej, że poza rachunkami i menu i tak nie mam nic do roboty.
- Menu? – zdziwiła się Gladys, stawiając świeżo upieczone ciasto na stole. Postawiła czajnik na palniku, a następnie wyciągnęła dwa talerze i zajęła się krojeniem swojego wypieku.
- Pani Tuckfield znowu chce urządzić przyjęcie. Czasem mam wrażenie, że ma za dużo pieniędzy.
- To prawda. Proszę – postawiła przed Alice talerz z kawałkiem ciasta. Nalała herbaty do dwóch filiżanek.
- Osobiście uważam, że skoro ma tyle pieniędzy, to powinna z nich zrobić pożytek. Na przykład dać na kościół albo nie wiem, domy dziecka.
- Albo swojej służbie, która umiera z głodu – dodała Gladys, wpychając ciasto do ust.
- Prawdopodobnie nigdy tego nie zrobi. Nawet o tym nie pomyśli.
- Taka już jej natura – kucharka oblizała ze smakiem palce – nie myśli o rzeczach nieprzyjemnych.
- Cóż, a kto myśli - Poza mną. Pomyślała, grzebiąc w talerzu widelcem. Zignorowała dzwonek do drzwi kuchennych.
- Ja otworzę – powiedziała Gladys, a po chwili wróciła wraz z Hyacinth Parker.

http://i.imgur.com/OXFP0GG.jpg

- Hyacinth! – wykrzyknęła Alice, wstając z krzesła – skąd się tu wzięłaś?
- Bardzo miłe powitanie! Najwyraźniej nic się nie zmieniłaś – odrzekła Hyacinth zasępiając się.
- Och, nie to miałam na myśli – poprawiła się szybko – po prostu zdziwiło mnie ta niespodziewana wizyta. Chodź, siadaj.
- Jemy właśnie ciasto, poczęstuje się pani? – zaproponowała Gladys i nie czekając na odpowiedź, nałożyła spory kawałek na talerz.
- A więc, co cię tu sprowadza? – spytała Alice, nalewając herbatę do trzeciej filiżanki.
- Praca, oczywiście – powiedziała, siadając przy stole.
- Praca? – zdziwiła się Alice – jak to? Wyrzuciła cię? Dlaczego?
- Powiedziała, że nadchodzą ciężkie czasy i musi przestać żyć w luksusie. Co za jędza – syknęła Hyacinth, gryząc ciasto ze złością.
- Tak ci powiedziała? Bezczelna.
- Tak naprawdę pewnie chciała mnie wyrzucić, by na moje miejsce zatrudnić swoją koleżankę. W końcu nie często wyrzuca się gospodynie, które pracowały już kilkanaście lat.
- A więc to o to chodziło.
- Odrażające – dodała Gladys, robiąc minę wyrażającą oburzenie.
- Tak, dlatego tu jestem. Nie mam pracy, a podobno potrzebujecie opiekunki.
- To prawda, nasza ostatnia musiała wyjechać, a dziewczyny nie można zostawić samej.
- Jaka jest?
- Mała, zarozumiała jędza. Myśli tylko o sobie, jest złośliwa i niezbyt inteligentna – powiedziała Alice, po czym dodała zgryźliwie – zupełnie jak mamusia.
- Cóż, za młodu ty też taka byłaś. Mogę wykorzenić z niej te maniery
- Tak naprawdę to wystarczy, żeby dziewczyna nie błąkała się wokół Christine. Złości ją.
- Biedne dziecko. Rozumiem, że Christine niezbyt ją lubi?
- Niestety. Pewnie dlatego jest taka a nie inna. Próbuje pokazać, że istnieje.
- Z taką będzie trudno, ale mogę ją czymś zająć.
- Wierzę w twoje możliwości. Możesz zacząć kiedy chcesz.
- Muszę wrócić jeszcze po swoje rzeczy. Chciałabym najpierw zobaczyć tę dziewczynę. Jak się nazywa?
- Rachel. Rachel Tuckfield.
- Ładne imię – powiedziała Hyacinth, zamyślając się – zaprowadź mnie do niej.
- O tej porze przeważnie bawi się w parku – pomyślała na głos Alice, a następnie wstała i ruszyła w stronę drzwi wyjściowych. Hyacinth ruszyła jej śladem - to chwila drogi, może najpierw wolałabyś się zdrzemnąć?
- O mnie się nie martw. Poza tym spałam w pociągu.
Szły ścieżką przez zielony, wypełniony dębami park, w którym od czasu do czasu ukazywały się malownicze ruiny neogotyckie. Kilka razy przeszły pod zniszczonymi łukami, zanim znalazły się na rozległej polanie z jeziorem, z którego mętnych, zielonych głębin wyrastały lilie i trzcina wodna. W oddali wznosiło się mauzoleum wzorowane na architekturze starożytnego Rzymu. Pokryte bluszczem schody prowadziły do drewnianych wrót, zamkniętych wraz ze śmiercią rodziców ciotki Alice. Trochę dalej mała dziewczynka bujała się na huśtawce, zawieszonej na potężnym konarze starego drzewa. W jego cieniu skryła się pokojówka Maggie, czytająca książkę i co jakiś czas spoglądająca na dziecko. Pospiesznie wstała, gdy zobaczyła zbliżającą się Alice i Hyacinth. Dygnęła.
- Spokojnie, siadaj. My nie do ciebie – powiedziała Alice, po czym zwróciła się do Rachel, spoglądającą to na nią, to na Hyacinth zaciekawionym, choć nieufnym spojrzeniem – witaj Rachel. To Hyacinth Parker, będzie twoją nianią.
- Cześć, Rachel – powiedziała Hyacinth, uśmiechając się.

http://i.imgur.com/E54K8O5.jpg

Rachel Tuckfield była żywą dziewczyną o długich, blond włosach. W przeciwieństwie do matki, Rachel stawiała dzielny opór promieniom słonecznym, zaskakując widokiem bladej niczym kość słoniowa twarzy, z której patrzyły duże, okrągłe oczy koloru nieba. Miała na sobie granatową, koronkową sukienkę i buciki ubrudzone błotem. Z pozoru uroczą całość psuły skrzywione usta, wyrażające czystą złośliwość. Zupełnie jak Christine, pomyślała Alice.
- Nie jest za stara dla mnie? – spytała Rachel.
- Będzie się tobą opiekować, nie bawić – powiedziała Alice, wznosząc oczy ku niebu.
- Stara? – Hyacinth wyraźnie to dotknęło – moja droga, będziesz miała długie, wypełnione wrażeniami dzieciństwo.
Obeszła Rachel i położyła jej ręce na ramionach, wbijając w nie paznokcie.
- Nie martw się Alice, Rachel będzie w dobrych rękach – uśmiechnęła się znacząco. Alice była zachwycona.
- Znakomicie! Cieszę się, że mam już ten problem z głowy. Z własnego doświadczenia wiem, że potrafisz się zająć dziećmi - i to jak. Złośliwe iskierki zalśniły w jej oczach.
- A ja to nie mam nic do powiedzenia? – spytała Rachel z wyrzutem.
- Masz, ale prawdopodobnie nic to nie zmieni. Możesz za to wrócić do domu, bo niedługo będzie obiad.
- Chcę zjeść tutaj – powiedziała Rachel rozkazującym tonem.
- Co to to nie. Jest wiatr, są chmury. Jeżeli już, to najwyżej na werandzie.
- Ale…
- Żadnych ale.
- Powiem mamie!
- Twoja matka ma ważniejsze rzeczy do roboty. Jeśli masz jakieś zastrzeżenia, Hyacinth chętnie ich posłucha.
- O tak – powiedziała ochoczo Hyacinth – w końcu jestem twoją opiekunką.
- Ale pewnie i tak tylko cię zgani – dodała Alice z satysfakcją w oczach.
- To bezczelne, po prostu bezczelne… Mama się o wszystkim dowie… - Rachel strzęsła się ze złości.
- No dobrze, Hyacinth – zaczęła Alice, zupełnie ignorując Rachel – skusisz się na kolejny kawałek ciasta?
- Och, nie powinnam was objadać – zaśmiała się.
- Jestem całkiem pewna, że Gladys się ucieszy z twojego towarzystwa. Chodźmy, nie opieraj się.
- No dobrze, skoro tak, to pójdę.
I ruszyły w stronę dworu, zostawiając pokojówkę na pastwie Rachel, kręcącej się po łące jak rozszalałe zwierzę.

http://i.imgur.com/rNYF7ug.jpg

- Czy postąpiłyśmy słusznie? – spytała po chwili Hyacinth, gdy już rozsiadły się w kuchni i poczęstowały ciastem. Gladys gdzieś zniknęła.
- Spokojnie. Ta mała musi zostać utemperowana. Matka pozwala jej na wszystko, byle tylko zostawiła ją w spokoju.
- A właśnie. Alice, jak to się stało? Myślałam, że Christine nie lubi stałych związków.
- Bo nie lubi. To ta mała ją do tego zmusiła.
- Jak to?
- To bardzo proste. Po prostu Christine jak zwykle bawiła się uczuciami innych, tylko tym razem jej to nie wyszło.
- Ach, rozumiem. Nie użyli prezerwatywy?
- Najwyraźniej nie, albo ktoś się bawił dziurkaczem.
- Biedne dziecko – Hyacinth westchnęła – pewnie Christine nie może jej tego przebaczyć. A kto jest ojcem?
- Armand Chevalier. Muszą być już od dawna, ponieważ widziałam ich razem na przyjęciu u Isadora kilka lat temu.
Przez chwilę jadły w ciszy.
- A co z Isadorem? – spytała w końcu Hyacinth – masz z nim jakiś kontakt?
- Nie.
- Na pewno? – spytała znowu, obrzucając Alice przenikliwym spojrzeniem.
- Oczywiście. Nie widziałam go od dawna. Poza tym nie mam z nim już nic wspólnego.
- Rozumiem – powiedziała lakonicznie. Alice westchnęła.
- To już koniec, naprawdę – Alice uśmiechnęła się – co było, minęło.
Wcale nie. Boże, Hyacinth, jak bardzo chciałabym się wyżalić, pomyślała. Ale nie mogę. Jestem już dorosłą kobietą, a nie rozkapryszonym bachorem jak Rachel. Sama sobie poradzę ze swoimi problemami, nie musisz mi pomagać.
- Skoro tak mówisz – skwitowała Hyacinth, machnąwszy lekceważąco ręką – wierzę ci na słowo.
Wstała i poprawiła ubranie.
- No, na mnie już czas. Cieszę się, że mogę tu pracować. Przyjadę tu jak załatwię już wszystko u siebie. Nie powinno to trwać dłużej niż tydzień.
- Rozumiem, odprowadzić cię na stację?
- Nie, dziękuję. Masz dużo pracy, a ja jeszcze mam zamiar wstąpić do kościoła.
- No dobrze, w takim razie do zobaczenia. Miło było cię gościć.
- Do następnego razu. I nie przepracowuj się. Przynajmniej do czasu, aż się tu zadomowię.
Przytuliły się po przyjacielsku, po czym Hyacinth wyszła z kuchni. Alice wzięła brudne naczynia i wstawiła do zlewu. Odkręciła kran i już miała się zabrać do zmywania, gdy w tym samym momencie Gladys weszła do kuchni.
- Ależ nie, niech się pani tym nie trudzi! Pomywaczka zaraz się tu zjawi, ona się tym zajmie.
- No dobrze. Jak pojawi się któraś z dziewczyn to powiedz, że Rachel chce zjeść obiad na werandzie. Jak obiad będzie już gotowy proszę mi go zanieść do pokoju.
- Tak też zrobię, niech się pani nie martwi.

http://i.imgur.com/ISUk7WZ.jpg

Alice przeszła do swego prywatnego saloniku. Było to średnich rozmiarów pomieszczenie utrzymane w stylu wiktoriańskim. Przed kominkiem stał fotel oraz kanapa, a za nią dębowe biurko z szufladkami. Pod oknem stała komoda, obok niej zaś etażerka wypełniona drobnymi przedmiotami. Przy drzwiach do sypialni stał kredens, przed którym znajdował się okrągły stół i dwa krzesła, miejsce, w którym Alice jadała obiady. W pomieszczeniu był również gramofon, na którym Alice często słuchała jazzowej muzyki. Część mebli została zniesiona ze strychu specjalnie dla Alice, z pozoru by umilić jej życie. Alice jednak wiedziała, że Christine chciała w ten sposób dać jej namiastkę dawnego luksusu, tak, by ciągle wspominała czasy, kiedy była panią tego domu. I udało jej się. Alice usiadła przy biurku i wyjęła listy z kieszeni. Wysunęła małą szufladkę i wyciągnęła z niej resztę poczty, jaką dostała w ciągu ostatnich kilku tygodni. No cóż, to będzie długa, nudna robota.
Rachunki, prośby o zwrot pieniędzy, szantaże. Mój Boże, jest tego więcej niż ostatnio, pomyślała, jeśli Christine czegoś z tym nie zrobi, to w końcu ktoś osobiście się nią zajmie. Alice co chwila oburzała się wielkością ceny, bądź bezczelnością rzeźnika. W końcu skończyła ostatni list i odetchnęła z ulgą. Nareszcie. Usłyszała pukanie.
- Proszę – powiedziała. Do salonu weszła pokojówka, niosąc na tacy obiad. Postawiła go na stole, wymruczała coś, po czym dygnęła i wyszła pospiesznie. Alice podniosła się z krzesła i usiadła przy stole. Tego dnia podano jej Filet Mignon. Skosztowała polędwicy, wyborne, Gladys zna się na swojej pracy. Rozkoszowała się pieczarkami, młodymi ziemniakami i sałatką z pomidorów koktajlowych. Napiła się czarnej herbaty. Po daniu głównym zjadła ciasto kremowe, jedno ze specjalności kucharki.
A właśnie, jest jeszcze do mnie list, pomyślała po skończeniu uczty. Kto też mógł do mnie napisać? Podeszła do biurka i wzięła ostatni, nieotwarty jeszcze list. Wzięła nóż do papieru i rozerwała kopertę. Przeczytała pierwsze słowa i poczuła, jak serce zaczyna jej mocniej bić.

„Moja najdroższa Alice,

Wiem, że wciąż nosisz do mnie urazę, dlatego też ten list będzie już ostatnim. Chciałbym Cię zaprosić na kolację w restauracji Claridge’s dwudziestego pierwszego sierpnia o godzinie siódmej. Poślę po Ciebie szofera. Błagam Cię, jeśli jeszcze coś do mnie czujesz, odpowiedz.

Twój na zawsze oddany,
Isador Williams

P.S. – wybacz.”

------------------------------------------------------------------

Jeszcze jedna sprawa. Jak zauważyliście, znowu zmieniłem kolorystykę obrazków. Zastanawia mnie, która wam się najbardziej podoba - z odcinków 1-4, 5-6 czy z siódmego? :)

------------------------------------------------------------------

Searle
13.06.2012, 12:36
Oj, jak ja dawno nie zaglądałam do tego FS... Ale nic to! Wszystko nadrobię! Obiecuję! :)

Na razie tylko odcinek nr 5:

Jak ten Isador kocha Alice :) Jest gotów dla niej do poświęceń. A Hyacinth to niezła żmijka :P Ale za to pomysłowa :)

Leczenie kokainą... Byle by Alice się nie uzależniła :P

Ciekawi mnie kim jest ta ruda? Czy rzeczywiście jest jakąś rodziną do Isadora?

- Pan zapewne Thomas Lloyd! - ja bym to napisała: Zapewne pan Thomas Lloyd? albo już nawet: Pan, zapewne, Thomas Lloyd?

Nie stawiaj po wypowiedziach, których nie kończysz kropką dużych liter np:
- Alice – Powtórzył. – Czy wyjdziesz za mnie?

Caesum
13.06.2012, 13:00
Ooo, no właśnie, jak ja żem dawno cię nie widział, moja droga! Dobrze, żeś wróciła. :D
Leczenie kokainą... Byle by Alice się nie uzależniła :P
Ahah, to jedna z moich ulubionych ciekawostek tamtych lat. <3 Oni wtedy wszystko leczyli niektórych chorób, to już inna sprawa.
Ciekawi mnie kim jest ta ruda? Czy rzeczywiście jest jakąś rodziną do Isadora?
:D
- Pan zapewne Thomas Lloyd! - ja bym to napisała: Zapewne pan Thomas Lloyd? albo już nawet: Pan, zapewne, Thomas Lloyd?
Albo też "Pan to zapewne Thomas Lloyd". Ogólnie masz rację, nie wiem czemu, ale gdy piszę automatycznie w głowie włącza mi się głos starej babci i wtedy wszystkie dialogi robię w stylu "laboga". :P
Nie stawiaj po wypowiedziach, których nie kończysz kropką dużych liter np:
- Alice – Powtórzył. – Czy wyjdziesz za mnie?
Ooo, dzięki. Ostatnio próbuję się poprawić i np. gdy mam jakieś wątpliwości, to sięgam chociażby po książki Agathy Christie, ale ciągle się zapominam. :D

Liv
17.06.2012, 19:33
Matko, nareszcie.

6
światło zapłonęło
Może po prostu "zajaśniało"?

Im dalej się wgłębiam w treść tego FS, tym więcej znajduję podobieństw do tego, co sama zaczęłam pisać.
Jeśli faktycznie się tego więcej znajdzie, to "Marzenie..." okaże się ostatnim, jaki napisałam.
Ale nie zdradzę, o co konkretnie z tego odcinka chodzi ;p
Nie spodziewałam się, że Hyacinth w młodości była blondynką :D No i wujostwo Alice to prześliczni simowie! :> Brawo, Tenziu!

Klimat tego FS jest zaje... <3 Opisy, zdjęcia zgrywają się w taką nieodłączną całość i dają razem tyle przyjemności dla oczu! :> Szkoda tylko, że ja sama już nie mam tyle chęci na czytanie choćby nie wiem jak dobrych opowiadań :(
mam jeszcze półgodziny
Pół godziny.
- Żoną Isadora Williamsa jestem ja, Caroline Williams.
:O:O:O:O:O:O
No ale tak, to było zbyt piękne i zbyt proste (tzn. małżeństwo mogło zostać zawarte bez większych przeszkód czy poświęceń ze strony narzeczonych), żeby było prawdziwe! :(

7

Co za frajer z tego Isadora! Biedne Alice i Caroline...! :(

a jej otyła figura
Może puszysta?

Jej, jak Alice teraz staro wygląda! No i kim ona teraz jest...? :( Matko, jak mi jej szkoda! Kiedyś była jedną z nich, a teraz musi się tak poniżać, usługiwać im... Oh!

Hm, piszesz, że "walczyła ze stanikiem", ale jak tu założyć stanik do takiej sukienki? ;]
Ta lina od huśtawki wygląda podejrzanie :P Jakby była doklejona, a nie z gry.

Teraz fragment z prologu... Chyba nic z tego nie będzie, zresztą Ty i tak piszesz o niebo lepiej ode mnie.
Te podobieństwa mnie bardzo martwią i ciężko mi teraz z czystym sumieniem napisać, że FS mi się podoba.

W każdym razie oba odcinki bardzo udane, no i nie rozumiem, co wg Ciebie tak zgrzytało w "siódemce", bo chyba nie dialogi? Sztucznymi ich nazwać nie mogę, bo wyszły bardzo, bardzo dobrze, naturalnie i myślę, ze trafie pokazałeś w nich wszystko, co zamierzałeś pokazać. Myśli Alice tylko je dopełniały, zresztą te dopełnienia były moim zdaniem napisane po mistrzowsku. Mało kto jest w stanie się tak wczuć w rolę głównego bohatera.
Twoje opisy też mnie naprawdę zawstydzają. Jak dla mnie perfekcja.
Co się zdjęć zaś tyczy, to te rozmycia psują cały efekt. Masz ślicznie urządzone plany zdjęciowe i trzeba je upiększać, z dumą pokazywać w najlepszej, najprawdziwszej postaci :)

No dobra, to ciekawe, czy przy następnym odcinku będę znowu sprowadzona do parteru przez akcję miejscami tak ładnie pokrywającą się z tym, co ja wymyśliłam i co miało być moim kolejnym, wyczekiwanym (i świetnym?) FS. No ale z drugiej strony miło byłoby powiedzieć, że znalazł się dobry następca, chociaż, mam wrażenie, ten dział stracił już swój prestiż, nie wiedzieć dlaczego :( Za mało FS? Za rzadkie wstawianie nowych odcinków? Kompletny brak "nowej krwi"? Ja się wypaliłam, i jako pisarka, i jako komentatorka, ale przecież nie wszyscy siedzą tu prawie 5 lat i napisali tyle, co ja... Smutne tym bardziej, że dział FS był zawsze moim oczkiem w głowie :(
Przepraszam za taki pesymistyczny komentarz, ale jakiś taki melancholijny nastrój mnie złapał i musiałam to z siebie wyrzucić. No i bardzo mi przykro, że jego wymowa przyćmiła świetność tego opowiadania, a przecież ma ono tyle zalet, tyle rzeczy do pozazdroszczenia!

10/10

Caesum
17.06.2012, 23:36
Matko, nareszcie.
Huh? ; o
Może po prostu "zajaśniało"?
Zapłonęło też dobrze, ale jeśli mam być szczery, to zajaśniało bardziej mi pasuje. :D Poprawione.
Im dalej się wgłębiam w treść tego FS, tym więcej znajduję podobieństw do tego, co sama zaczęłam pisać.
Jeśli faktycznie się tego więcej znajdzie, to "Marzenie..." okaże się ostatnim, jaki napisałam.
Ale nie zdradzę, o co konkretnie z tego odcinka chodzi ;p
Cóż, trochę mi głupio, ale wyznam wam w tajemnicy, że niektóre elementy Alice Waters były wzorowane na książce Dziwne Losy Jane Eyre, którą zresztą polecam z całego serca. :D
Nie spodziewałam się, że Hyacinth w młodości była blondynką :D No i wujostwo Alice to prześliczni simowie! :> Brawo, Tenziu!
Hahah, założę się, że Mef jest zachwycona tą pochwałą. I słusznie, bo i ja uwielbiam simów jej produkcji. :D
Klimat tego FS jest zaje... <3 Opisy, zdjęcia zgrywają się w taką nieodłączną całość i dają razem tyle przyjemności dla oczu! :> Szkoda tylko, że ja sama już nie mam tyle chęci na czytanie choćby nie wiem jak dobrych opowiadań :(
Dziękuję za miłe słowa. <3 Cieszę się, że zarówno tekst, jak i zdjęcia Ci się podobają. Mam nadzieję, że reszta odcinków będzie równie pozytywnie odebrana. :D
Pół godziny.
No właśnie to ciekawy problem. W ogóle nie zauważyłem tego błędu i teraz wiem dlaczego - ponieważ nigdy nie został podkreślony. Zarówno Word jak i Firefox uważa te słowa za poprawne, w związku z tym sprawdziłem to w internecie. Okazało się, że Komisja Kultury Języka dopuszcza zarówno jedną wersję, jak i drugą.
Może puszysta?
<3
Poprawione.
Jej, jak Alice teraz staro wygląda! No i kim ona teraz jest...? :( Matko, jak mi jej szkoda! Kiedyś była jedną z nich, a teraz musi się tak poniżać, usługiwać im... Oh!
Już odpowiadam na pytanie(no chyba, że było retoryczne, to wtedy mhmhmhmh): Alice jest teraz główną gospodynią. Jej zadaniem jest nadzorowanie służby oraz rekrutacja. Normalnie musiałaby również sprzątać jak pokojówka, jednak dom jest na tyle duży, że wszystkim zajmują się służące.
Hm, piszesz, że "walczyła ze stanikiem", ale jak tu założyć stanik do takiej sukienki? ;]
Mój Boże! Tak długo siedziałem przy tym zdjęciu, a w ogóle tego nie zauważyłem! Mam nadzieję, że wybaczycie mi wszyscy to "drobne" niedopatrzenie? :D
Ta lina od huśtawki wygląda podejrzanie :P Jakby była doklejona, a nie z gry.
No właśnie jest zupełnie na odwrót. Szczerze mówiąc długo myślałem nad tym, aby w photoshopie zmienić tą linę, ale ostatecznie uznałem, że lepiej zająć się resztą zdjęć. Och, jaki żem leniwy... XD
Teraz fragment z prologu... Chyba nic z tego nie będzie, zresztą Ty i tak piszesz o niebo lepiej ode mnie.
Te podobieństwa mnie bardzo martwią i ciężko mi teraz z czystym sumieniem napisać, że FS mi się podoba.
Bo masz wrażenie, że tak naprawdę chwalisz siebie? Uwierz mi, nie obrażę się, jeśli będziesz się zachwycać moim fotostory. Powiem nawet, że będę z tego całkiem szczęśliwy. ;)
W każdym razie oba odcinki bardzo udane, no i nie rozumiem, co wg Ciebie tak zgrzytało w "siódemce", bo chyba nie dialogi? Sztucznymi ich nazwać nie mogę, bo wyszły bardzo, bardzo dobrze, naturalnie i myślę, ze trafie pokazałeś w nich wszystko, co zamierzałeś pokazać. Myśli Alice tylko je dopełniały, zresztą te dopełnienia były moim zdaniem napisane po mistrzowsku. Mało kto jest w stanie się tak wczuć w rolę głównego bohatera.
Twoje opisy też mnie naprawdę zawstydzają. Jak dla mnie perfekcja.
Siódemkę napisałem po dłuższej przerwie i pierwsza, niepoprawiona wersja miała dużo błędów. Ponadto zastanawiałem się, czy nie ma za dużo dialogów w porównaniu do opisów, ale z kolei mam wrażenie, że tego odcinka, jako, że to w sumie ponowne zaprezentowanie postaci, nie dało się inaczej napisać.
Co się zdjęć zaś tyczy, to te rozmycia psują cały efekt. Masz ślicznie urządzone plany zdjęciowe i trzeba je upiększać, z dumą pokazywać w najlepszej, najprawdziwszej postaci :)
No tak. Rozmycie jest dobre, jeśli chce się schować zieleń w simsach, albo gdy nie ma się odpowiedniego tła i trzeba znaleźć jakieś inne(jak w odcinku 2). Myślę, że już pozostanę przy rozmyciu aż do końca Alice Waters, ale zrezygnuję z niego w następnym fotostory. :D
No dobra, to ciekawe, czy przy następnym odcinku będę znowu sprowadzona do parteru przez akcję miejscami tak ładnie pokrywającą się z tym, co ja wymyśliłam i co miało być moim kolejnym, wyczekiwanym (i świetnym?) FS. No ale z drugiej strony miło byłoby powiedzieć, że znalazł się dobry następca, chociaż, mam wrażenie, ten dział stracił już swój prestiż, nie wiedzieć dlaczego :( Za mało FS? Za rzadkie wstawianie nowych odcinków? Kompletny brak "nowej krwi"? Ja się wypaliłam, i jako pisarka, i jako komentatorka, ale przecież nie wszyscy siedzą tu prawie 5 lat i napisali tyle, co ja... Smutne tym bardziej, że dział FS był zawsze moim oczkiem w głowie :(
Przepraszam za taki pesymistyczny komentarz, ale jakiś taki melancholijny nastrój mnie złapał i musiałam to z siebie wyrzucić. No i bardzo mi przykro, że jego wymowa przyćmiła świetność tego opowiadania, a przecież ma ono tyle zalet, tyle rzeczy do pozazdroszczenia!

10/10
Nie wiem, czemu się tak tym przejmujesz. W świecie różne zdarzenia się powtarzają, nic nie jest całkiem unikalne, więc takie zamartwianie się podobieństwami nie ma sensu. Z resztą, teraz zawsze możesz coś pozmieniać, poprawić. Fotostory to mimo wszystko zabawa. :D
Co do straty prestiżu, to ja pokuszę się o stwierdzenie, że całe forum już nie jest takie jak kiedyś. Może to czysta nostalgia, ale pamiętam lata 2005-2006 i mam wrażenie, że forum było jakieś żywsze. Nie wiem, czy to ja się zestarzałem, czy faktycznie tak jest, ale wydaje się, że w ogóle forum jakoś zamiera, niemrawo, ale jednak. Musimy mimo wszystko przyznać, że nie tylko forum, ale i jego tematyka straciła na jakości. The Sims 3 to śmiech na sali.
Cóż, miejmy nadzieję, że to tylko tymczasowy problem.

Ahahah no i dziękuję za 10/10. <3

Larandil
18.06.2012, 13:55
pora na mnie ^^
na poczatek:

Hahah, założę się, że Mef jest zachwycona tą pochwałą. I słusznie, bo i ja uwielbiam simów jej produkcji.

lovvv <3 oczywiscie, ze jestem zachwycona. moje simy wystepuja w jednym z najlepszych FS na tym forum, takze <serce>

uwielbiam Twoj styl pisania, Twoja dbalosc o kazdy szczegol(wszystko musi byc zapiete na ostatni guzik)...ale najbardziej uwielbiam zdjecia. sa rewelacyjne.
no i w sumie to wszystko. awawawawawaw <3

ps. ogorki rzadza.

Liv
18.06.2012, 14:56
Już odpowiadam na pytanie(no chyba, że było retoryczne, to wtedy mhmhmhmh)
Z założenia było retoryczne, ale dzięki za szersze objaśnienie :)
Mam nadzieję, że wybaczycie mi wszyscy to "drobne" niedopatrzenie?
Wybaczymy :D
Bo masz wrażenie, że tak naprawdę chwalisz siebie?
Nie, bo ja przy tobie naprawdę wypadam gorzej ;] Poza tym staram się zachować resztki skromności :P
Aż sobie wczoraj wzięłam i przeczytałam to, co już mam i stwierdziłam, że nie jest takie złe, ale, hm, i tak to już nie jest to samo co kiedyś.
Myślę, że już pozostanę przy rozmyciu aż do końca Alice Waters, ale zrezygnuję z niego w następnym fotostory.
:(
No nic, będę musiała przeczytać kolejne FS xD
Nie wiem, czemu się tak tym przejmujesz. W świecie różne zdarzenia się powtarzają, nic nie jest całkiem unikalne, więc takie zamartwianie się podobieństwami nie ma sensu.
Nic by się nie stało, gdyby było to tylko jedno podobieństwo, ale ich jest już kilka! A boję się, co będzie dalej.
pamiętam lata 2005-2006 i mam wrażenie, że forum było jakieś żywsze.
Kiedy ja zaczynałam (2008/2009) też miałam takie wrażenie. Piszesz "tymczasowy problem" ale prawda jest taka, że dopóki "trójka" będzie dalej tak słaba, a zarazem tak popularna (chociaż ludzie też już się nią przejadli mam wrażenie), to fora typu nasze nie będa zyskiwać na popularności. Tym bardziej, że jednak nie jesteśmy najatrakcyjniejszym miejscem w sieci, powiedziałabym wręcz, że to forum tworzy taką bardzo zamkniętą społeczność - każdy się zna, a nowemu nie jest łatwo się wkręcić w towarzystwo. No i nowi, jeśli już są, nie bardzo się udzielają w działach niepoświęconych stricto tematyce "trójkowej".
Oj tak, starzejemy się... I trudno powiedzieć, że userzy to dzieciaki - sporo tu jest ludzi powyżej 15 czy 16 roku życia... A jak wiadomo, ci pomału nie mają czasu na simsy - bo szkoła, bo znajomi, bo cośtam.

Nie dziękuj, zasłużyłeś :P

Caesum
18.06.2012, 15:36
uwielbiam Twoj styl pisania, Twoja dbalosc o kazdy szczegol(wszystko musi byc zapiete na ostatni guzik)...ale najbardziej uwielbiam zdjecia. sa rewelacyjne.
no i w sumie to wszystko. awawawawawaw <3
Naprawdę? Ja jakoś, gdy czytam swoje fs, to zawsze mam wrażenie, że zdania są często za długie i pisane dziwnym językiem. Fajnie wiedzieć, że czytelnicy takiego wrażenia nie mają. :D

Nie, bo ja przy tobie naprawdę wypadam gorzej ;] Poza tym staram się zachować resztki skromności :P
Weź, bo mi woda sodowa uderzy do głowy. <3
Nawet jeśli faktycznie się wypaliłaś, to założę się, że z czasem wróci wena. Ja, zanim napisałem coś konkretnego, miałem chyba dwuletnią przerwę. Byle by pisać dla siebie, to najważniejsze. :D

No i przyznam ci tu rację, że forum tworzy zamknięta społeczność. Ja przez pewien czas w ogóle się nie udzielałem i gdy teraz wróciłem, to już i tak nie to co kiedyś. Dział TS1 martwy, dział fotostory ledwo dycha, a reszta szczerze mówiąc nigdy mi nie odpowiadała. Szkoda, że tak się dzieje, no ale trzeba przyznać, że nie wszystko jest wieczne.

rudzielec
21.06.2012, 00:19
Oj, jak ja dawno nie zaglądałam do tego FS...
do Vorgusia też dawno nie zaglądałaś, a ja ciągle czekam na Twój komentarz :(


- To wcale nie było tak – żachnęła się sędziwa kucharka, która słuchała wszystkiego, piekąc coś w jednej z dwóch ag.
a co to są "agi" ? :P
- Co tu się dzieje? Lily, Maggie, wracajcie do roboty – powiedziała ostrym tonem [...]
jakoś nie bardzo pasuje mi tu to pogrubione słowo :P lepiej brzmiałoby "do pracy" lub "do swoich zajęć"
Armand uśmiechnął się, a następnie wyszedł z biblioteki [...]
szybki gość, nawet nie zdążył wstać :>

No to nieźle się porobiło, nie ma co. Alice została pokojówką, a Hyacinth będzie mieszkać z nią pod jednym dachem i temperować małego wrednego bachora :D
Mam przeczucie, że Isador jednak na prawdę kocha Alice, ale to jeszcze wyjdzie w praniu, bo pewnie się spotkają :3
Odcinek fajny, ale miejscami dialogi wydały mi się trochę sztuczne. W jednym miejscu się nawet pogubiłam, nie wiedziałam kto mówi, a kto odpowiada :P
Długość tekstu dobra, zdjęcia są piękne, odcinek fajny, ale trochę przedobrzyłeś tymi dialogami.

Czekam na ciąg dalszy :3

Caesum
21.06.2012, 01:27
a co to są "agi" ? :P
Typ kuchenek, najbardziej chyba popularny w latach dwudziestych. EDIT: Poprawka - trzydziestych.

jakoś nie bardzo pasuje mi tu to pogrubione słowo :P lepiej brzmiałoby "do pracy" lub "do swoich zajęć"
szybki gość, nawet nie zdążył wstać :>
Poprawione. :D


Odcinek fajny, ale miejscami dialogi wydały mi się trochę sztuczne. W jednym miejscu się nawet pogubiłam, nie wiedziałam kto mówi, a kto odpowiada :P
Długość tekstu dobra, zdjęcia są piękne, odcinek fajny, ale trochę przedobrzyłeś tymi dialogami.
W którym miejscu się zgubiłaś? Takie rzeczy są dla mnie ważne. :D Co do zbyt dużej ilości dialogów, no tak, Mefisto też mi to wygarnęła. Ten odcinek jest tak jakby ponownym wprowadzeniem, stąd może mało opisów. W każdym bądź razie, w następnym odcinku postaram się odnaleźć jakiś balans między jednym a drugim. :D

Searle
11.07.2012, 12:17
Odcinek nr 6:

To, że nie miałam zielonego pojęcia kim jest Caroline i jaką rolę odgrywać będzie po 5 odcinku już Ci pisałam w poprzednim komentarzu. Ale na początku tego odcinka, po przeczytaniu tego listu, przebiegło mi przez myśl, że to może być żona Isadora, ale wydało mi się to niemożliwe :) A tu jednak! :)

Z jednej strony szkoda mi Alice, bo to dla niej musi być szok, ale z drugiej ma nauczkę za swoją chciwość i niewiedzę, że w życiu nie jest tak łatwo naprawić błędy :P

Teraz pozostaje pytanie kto napisał list do rudej?

W kącie zbierało kurz dębowe pianino - Bardzo podoba mi się to zdanie :)

- Ale to było z podczas wojny! - bez 'z'.

Nie jest tak źle, mam jeszcze półgodziny do przyjazdu szofera - osobno.

Caesum
11.07.2012, 23:30
Poprawione. :) Co do półgodziny - to też zmieniłem, ale z tego co wyczytałem Komisja Języka Polskiego uznała zarówno pół godziny jak i półgodziny za poprawne, a więc można używać obu wersji. ;)

No i cieszę się, że akcja fotostory nie jest aż taka przewidywalna, jak mi się wydawało. :D Miło widzieć, że ktoś się nie spodziewał takiego obrotu spraw. Zastanawia mnie, jak zareagujesz na siódmy odcinek. : >

Ech, za to mam jakąś zapaść twórczą i nie mogę napisać niczego konkretnego do nowego odcinka. Nie wiem, ale chyba w tym miesiącu się nie wyrobię, po prostu nie mam weny.

Searle
16.07.2012, 11:03
Nadgoniłam :) Odc. 7:

To się porobiło! Biedna Alice! Dobrze, że chociaż może mieszkać w swoim starym domu. Ale dlaczego u tej małpy?

Ta Rachel to wygląda na taką małą jędzę :P Namiesza jeszcze?

Też mi się wydaje, że Alice spotka się z Isadorem. Może mu nawet wybaczy i da się wyciągnąć z jej obecnej sytuacji, odzyska dom i będą żyć długo i szczęśliwe :)

Gladys coś bardzo szybko upiekła to ciasto, chyba, że Alice tak długo pokonywała drogę do biblioteki i z powrotem :)

Co do kolorystyki, to chyba najbardziej do gustu przypadła mi ta z ostatniego odcinka, aczkolwiek, to rozmycie planu nie za bardzo mi się podoba.

- Będzie tobą opiekować, nie bawić – powiedziała Alice, wznosząc oczy ku niebu. - zjadłeś "się".

Caesum
18.07.2012, 10:29
Ach, Rachel, oj tak, ona ma potencjał. Z pewnością jeszcze coś zrobi. :D

Co do ciasta, jak dla mnie było ok. Nie wiadomo, jak długo ciasto się piekło, bo już było w piekarniku, kiedy rozmawiały pokojówki. :P

Co do błędu - poprawiony.

A i właśnie, jako, że się nie wyrobię w tym miesiącu, dlatego też za namową Larandil uznałem, że wstawię zdjęcia z tego, nad czym obecnie pracuję. Poniżej wstawiam link, jakby kogoś to interesowało:
http://forum.thesims.pl/showthread.php?t=63709

Caesum
01.09.2012, 17:26
UWAGA:
Od dzisiaj wprowadzam nową zasadę: zabieram się do pisania nowego odcinka dopiero po pojawieniu się minimum pięciu komentarzy odnośnie ostatniego. Mój temat ma 2,817 odwiedzin, ale komentatorów zaledwie garstkę. Nie oczekuję długich recenzji, ale przynajmniej jedno krótkie zdanie i ocena odcinka. Napisanie tego nie zajmuje długo, za to bardzo motywuje mnie do pisania kolejnych odcinków. :)

I w związku z tym pozdrawiam Liv oraz Searle, które wytrzymały z Alice i miały jeszcze siłę by ocenić tekst i fabułę. Larandil nie pozdrowię, bo ma już swoje miejsce w podziękowaniach jako twórca simów. <3

--------------------------------------

http://i.imgur.com/q5Yrktt.jpg
Alice wstała z dębowego łóżka, poprawiła sukienkę, po czym wzięła małą, białą torebeczkę i wysypała jej zawartość na blat toaletki. Ze środka wypadło kilka monet, szminka, zapalniczka oraz parę papierosów. Wzięła jeden z nich, włożyła do ust i zapaliła. Zaciągnęła się głęboko i wypuściła dym z płuc. Podeszła do wysokiego okna i uchyliła je, by wpuścić trochę świeżego powietrza. Obłoki powoli sunęły po jasnoniebieskim niebie, przecinanym od czasu do czasu przez wrony, wyfruwające ze swych gniazd w parku i lecące na majaczące w oddali pola. Na horyzoncie widać było nadchodzące chmury, ciemne i ciężkie, zwiastujące burzę. Powietrze było suche i gorące, zaś roślinność straciła swój żywy, zielony odcień. Westchnęła, po czym zaklęła soczyście.
- Hyacinth, wiem, że tam jesteś – powiedziała po chwili. Usłyszała stłumiony głos, po czym drzwi otworzyły się i do pokoju weszła Hyacinth.
- Skąd wiedziałaś? – spytała z konsternacją.
- Masz charakterystyczny chód, wszędzie go rozpoznam – odpowiedziała, odwracając się do Hyacinth – zajmiesz się domem, jak mnie nie będzie?
- Oczywiście. Byłam gospodynią przez wiele lat, a to tylko jeden dzień – Hyacinth uśmiechnęła się.
- Dziękuję.
- To żaden problem.
- Samochód już przyjechał – powiedziała nagle Alice, odwracając się od okna – muszę iść.
- Jest jeszcze jedna sprawa, którą musisz się zająć.
- Co masz na myśli?
- Nie wyjdziesz tak ubrana, moja droga.

--------------------------------------

A więc nowy odcinek gotowy. Jego tworzenie trwało chyba 3(!) miesiące, wiem, jestem uber szybki. Miałem z nim duże problemy, jednak ostatecznie udało mi się go ukończyć. Mam nadzieję, że się wam spodoba. :D
Simy, oczywiście robota Larandil.

--------------------------------------

Odcinek 8

http://i.imgur.com/QQjxUz5.jpg
- Jesteśmy na miejscu, proszę pani.
Samochód zatrzymał się na Brook Street, przed hotelem Claridge’s. Na tle czerwonej cegły wyróżniało się oszklone wejście w stylu Art Deco. Do białych kolumn przymocowane były powiewające flagi Brytanii. Szofer otworzył drzwi i Alice wysiadła z samochodu. Stojący nieopodal portier ukłonił się i otworzył przed nią drzwi do hotelu, podczas gdy boy hotelowy wziął jej bagaże. Alice poprawiła swoją jedwabną sukienkę, po czym weszła do środka.
Jej oczom ukazał się jasny, przestronny hol utrzymany w beżowym odcieniu. Na prawo od wejścia znajdowały się wspaniałe schody, pod którymi ustawiono kanapę, dwa fotele oraz kilka lamp, dających przyjemne, ciepłe światło. Naprzeciw wejścia wysokie łuki otwierały w ścianie przejście do jednego z wielu pomieszczeń hotelowej restauracji, tak zwanego „Pokoju Zimowego”. W holu znajdował się również staromodny, wiktoriański kominek, na którym stał złoty zegar.
Kto by pomyślał, jak bardzo się tu zmieniło. Zdziwiła się Alice. Gdy ostatnim razem tu byłam, hotel wyglądał jak wyjęty prosto z dziewiętnastego wieku, a teraz? No cóż, w końcu minęło ponad dziesięć lat. Westchnęła, po czym poszła w stronę recepcji.
- Witamy w Claridges – powiedziała jedna z recepcjonistek, chuda i wysoka, z blond włosami – czy ma pani zarezerwowany pokój?
- Tak – odpowiedziała Alice – nazwisko Waters.
Poczekała, aż recepcjonistka znajdzie ją w księdze rezerwacji.
- Apartament 25, panna Alice Waters – odpowiedziała po chwili.
- Zgadza się.
- Boy hotelowy zaprowadzi panią do pokoju. Życzymy miłego pobytu.
Alice kiwnęła głową i ruszyła za boyem w stronę holu.
- Zaczekaj – powiedziała, gdy przechodzili obok pokoju zimowego. Podeszła do pary, która właśnie stamtąd wychodziła i powiedziała:
- Kto by pomyślał, Thomas Lloyd! Ile to już lat minęło?
- Alice? To naprawdę ty? – spytał zaskoczony Thomas.
- Tak, to właśnie ja – odparła – ale co u ciebie? Zmieniłeś się, ledwo cię poznałam. Poza tym, może przedstawisz mnie swojej przyjaciółce?

http://i.imgur.com/1jIxcVy.jpg
W istocie, Thomas mocno zmienił się przez lata. Jego niegdyś atletyczna figura stała się jeszcze bardziej muskularna, cera ciemniejsza, zaś blond loki ustąpiły miejsca siwym włosom. Twarz sugerowała zmęczenie, chociaż on sam nie dawał tego po sobie poznać. Zdradzały go jedynie cienie pod powiekami i przekrwione oczy. Co się z tobą stało? Kiedyś byłeś takim żywym człowiekiem, a teraz wyglądasz, jakbyś miał zaraz zemdleć, pomyślała Alice. Szedł pod rękę z ciemnowłosą kobietą ubraną w długą, fioletową suknię. Brązowe oczy ukryte były za szkłami okrągłych okularów. Twarz, choć z pozoru dziewczęca, miała w sobie coś bezlitosnego. Jeden uśmiech wystarczył, żeby Alice zrozumiała, kto był sprawcą zmian w Thomasie.
- Och, tak – Thomas wydawał się zmieszany – poznaj Olivię, moją żonę.
- Olivia? Czyżby Olivia Andrews, ta aktorka? – spytała Alice.
- Już nie Andrews – odpowiedziała Olivia – A Lloyd. Pani zapewne Alice Waters? Thomas wiele mi o pani opowiadał. O pani życiu.
Olivia uśmiechnęła się złośliwie.
- Uroczo – wycedziła Alice – cieszę się, że tak żywo wspomina dawne czasy, skoro teraźniejszość, jak widzę, nie jest dla niego łaskawa.
- Panie… - Thomas wyczuł iskry w powietrzu.
- Powiedz mi, moja droga – zaczęła Olivia, okrążając Alice niczym zwierz swoją ofiarę – czym się teraz zajmujesz? Z pewnością czymś dochodowym, skoro możesz sobie pozwolić na przebywanie tutaj.
- To nic nawet w połowie tak ekscytującego jak aktorstwo. A skoro o tym mowa, ostatnio chyba trochę przycichłaś. Czyżby znudziło ci się życie gwiazdy? A może stałaś się trochę przestarzała?
- Przynajmniej nie jestem jakąś podrzędną pokojówką, jak ty – powiedziała Olivia, a uśmiech spełzł jej z twarzy. Alice bezceremonialnie wyciągnęła papierośnicę z torebki.
- Przezabawne – mruknęła, zapalając papieros od płomienia zapalniczki, którą wyjął z kieszeni Thomas – wybaczcie, ale muszę się przygotować na spotkanie ze znajomym. Thomas, masz wspaniałą żonę. Zajmij się nią dobrze, w końcu nie wiadomo, czy długo się jeszcze sama utrzyma. Au Revoir.
Głęboko zaciągnęła się dymem, po czym wydmuchała wszystko prosto w twarz Olivii. Odwróciła się, a następnie odeszła pewnym krokiem w stronę schodów. Pstryknęła palcami na boya hotelowego, a ten posłusznie ruszył za nią, niosąc walizkę z rzeczami Alice.
Tego mi było trzeba, pomyślała, idąc korytarzem. Porządne spięcie i wygrana zawsze rozluźnia, a ja byłam dzisiaj naprawdę niespokojna. Boy hotelowy skręcił i zaczął wspinać się po kolejnych, już mniejszych schodach, choć wciąż równie ozdobnych jak główne. Niech ta jędza wie, że nie może sobie ze mną pogrywać. Nie jestem jakąś pierwszą lepszą ofiarą, co straciła cały majątek z powodu swojej głupoty. O nie, moja droga. To bardziej pasuje do ciebie. Uśmiechnęła się z satysfakcją. Kto by pomyślał, że tak łatwo trafię w czuły punkt. Najwyraźniej ta kobieta nie kręci się wokół Thomasa z miłości, ale z czystej rządzy do jego majątku. Ciekawe, czy Thomas zdaje sobie z tego sprawę. Mam nadzieję, że ta fałszywa miłość go nie zaślepiła.
- Jesteśmy na miejscu – powiedział boy hotelowy, otwierając drzwi i czekając, aż Alice wejdzie do środka.

http://i.imgur.com/1lX0teW.jpg
Znalazła się w czerwonym salonie z podłogą z ciemnego drewna. Przy marokańskim kominku stały dwie secesyjne kanapy, a pomiędzy nimi stolik. W wykuszu znajdował się ozdobny fotel oraz lampa. Ściany ozdobione były obrazami Alfonsa Muchy, jednego z ulubionych artystów Alice. Przez okna widać było Brook Street, jasno oświetloną przez górujące nad budynkami słońce. Na czerwonym niebie migotały nikłe światełka gwiazd, zapowiadając nadchodzącą noc. Alice rozejrzała się po apartamencie i chociaż nie dała tego po sobie poznać, cieszyła się w duchu. Tu jest cudownie. Ile lat minęło, odkąd zaznałam podobnych luksusów? Rozejrzała się po sypialni, zajrzała do łazienki i już otworzyła usta, by coś powiedzieć, gdy zauważyła rękę boya hotelowego, znacząco wyciągniętą w jej stronę.
Mój Boże, pomyślała, poznając ten gest, on chce napiwek. W takim hotelu jak ten napiwki są olbrzymie. Z pewnością większe od moich zarobków. Czyżby Isador o tym nie pomyślał? A może zrobił to specjalnie, żeby mnie upokorzyć? Przecież wie, że jeśli nie dam odpowiedniej ilości pieniędzy, mogą mnie uznać za biedną. Wprawdzie tak jest, ale nie muszę się z tym obnosić. Och nie, chyba się niecierpliwi. Myśl! Odwróciła się nieznacznie, wkładając rękę do torebki i wyciągnęła portmonetkę. Starała się, żeby wyglądało to jak najbardziej naturalnie, chociaż w myślach trzęsła się ze złości i przerażenia. Głupia, skarciła się w myślach, to tylko pieniądze. Otworzyła portmonetkę i spojrzała na kilka nędznych monet, gdy dostrzegła kartkę na stole. Przyjrzała się jej i przeczytała zdanie „Na wszelki wypadek”, napisane ręką Isadora. Obok niej spoczywał plik amerykańskich banknotów, które Alice natychmiast wzięła.
- Och, głuptas z niego – zaszczebiotała, łapczywie spoglądając na dolary – przecież nie musiał ich oddawać, mam takich pełno.
Z pewnym oporem wręczyła pieniądze boyowi hotelowemu, który spojrzał na nie oczami chciwca i pospiesznie schował je do kieszeni.
- Życzymy miłego pobytu – powiedział - jeśli będzie pani czegoś potrzebowała, wystarczy zadzwonić.
Wskazał telefon przy drzwiach, po czym skłonił się lekko i wyszedł. Alice zamknęła za nim drzwi i oparła się na nich. Spojrzała w miejsce, skąd wzięła pieniądze.
- No trudno, tak trzeba było – powiedziała na głos, wzdychając ciężko – i tak nie były moje.
Spojrzała na zegarek. Mam jeszcze godzinę, pomyślała. Ciekawe, jak Isador teraz wygląda. Już tak dawno się nie widzieliśmy. Potrząsnęła głową. Nieważne, teraz muszę się umyć i przebrać, za długo siedziałam w tym samochodzie. Poszła do łazienki i zamknęła za sobą drzwi. Następnie nabrała wody, zdjęła z siebie sukienkę i weszła do wanny.

http://i.imgur.com/hcxVnHK.jpg
Jak przyjemnie, pomyślała, siedząc z zamkniętymi oczami, otoczona pianą. Ciekawe, czemu Isador nalegał na spotkanie. Czy chciałby, żebym wróciła? A może chce po prostu odnowić znajomość? Wzięła mydło ze stoliczka. A co, jeśli tego nie chce? Mroczne myśli nawiedziły umysł Alice, a może tak naprawdę chce mnie poniżyć w obecności tych wszystkich ludzi, którzy tam będą? Wyjrzała przez okno w wykuszu. Nie, to niemożliwe. Isador nigdy by tego nie zrobił. A może? Wyciągnęła korek zatykający odpływ, a następnie wyszła z wanny. Okryła się ręcznikiem i poszła w stronę lustra, wiszącego nad marmurowym zlewem. Spojrzała na swoje odbicie. Jestem taka stara. Czy Isador zobaczy we mnie to, co kiedyś? Czy może stanę się dla niego tylko starą, brzydką kobietą, niewartą uwagi? Dotknęła swoich zmarszczek. Nie zdziwiłabym się. Usłyszała dzwonek.
A któż to może być? Czyżby Isador? Ale przecież jest za wcześnie! Założyła szlafrok, po czym wyszła z łazienki do przedsionka i otworzyła drzwi.
- Thomas! A gdzie Olivia? – spytała, widząc Thomasa.
- Jest w naszym pokoju. Mogę wejść?
- Ależ oczywiście, proszę – Alice odsunęła się – muszę się jednak przygotować, ponieważ za pół godziny będę miała z kimś spotkanie. Nie będzie ci przeszkadzało, jeśli pójdziemy do mojej sypialni?
- Nie, skądże – powiedział wchodząc. Alice zauważyła jednak rumieńce na jego policzkach. Ciekawe, co sobie wyobraził, pomyślała, zamykając za nim drzwi.
Przeszli do dużego, ciemnozielonego pomieszczenia utrzymanego w stylu Art Nouveau. Pod okrytym czerwonymi firanami oknem znajdowała się ozdobna toaletka z kryształowym lustrem, zaś obok niej fotel i stolik, na którym stały dwa kieliszki oraz butelka wina. Naprzeciw dębowego łoża była kanapa i lampa, a na ścianie obok wielka szafa i etażerka. Na środku pokoju, na drewnianej podłodze leżał ciemnożółty dywan z deseniem przedstawiającym bukiet lilii. Alice usiadła przy toaletce, a Thomas zanurzył się w fotelu obok.

http://i.imgur.com/mgISvu4.jpg
- A więc – zaczęła Alice, wyciągając z szufladki podkład do twarzy – czemu zawdzięczam twoją wizytę?
- Chciałem przeprosić za Olivię – powiedział.
- Zawsze taka jest? – spytała, przeglądając cienie do powiek.
- Kiedyś była inna, zupełnie inna. Była miłą, życzliwą osobą, pełną życia. Ale to było dawno, zanim się jeszcze pobraliśmy – Thomas wstał i zaczął krążyć po pokoju – ale po ślubie stała się jakaś oschła, oziębła. Nie wiem czemu, czy to moja wina? Może jestem po prostu złym mężem?
Alice przez chwilę wahała się między szarym a brązowym cieniem do powiek, po czym zapytała lekkim tonem:
- Kochasz ją?
- Dużo roboty jest z tym makijażem – powiedział Thomas, podchodząc do Alice – macie nawet grzebień do brwi?
- Unikasz tematu – zauważyła – w związku z tym rozumiem, że nie masz pewności.
- Może byłem zauroczony, ale to minęło. Tak naprawdę zawsze kochałem tylko jedną osobę, ale bałem się jej powiedzieć - westchnął, po czym usiadł na łóżku.
- Może powinieneś jej powiedzieć o tym, co czujesz? – Alice nałożyła jasny cień na górne powieki, po czym perłowy na dolne.
- Chciałbym, ale wiem, że ona nigdy nie odwzajemni mojego uczucia.
- Jaka ona jest?
- Cudowna, choć trochę zagubiona. Myśli, że wie, czego chce, ale tak naprawdę nie ma bladego pojęcia. Udaje zimną, wyrachowaną, ale tak naprawdę jest ciepłą i troskliwą osobą. Szkoda tylko, że ona w to nie wierzy.
Thomas uśmiechnął się, trochę zażenowany.
- Kochasz ją, to pewne – powiedziała Alice, po czym nałożyła czerwoną szminkę na usta. Wstała, po czym podeszła do Thomasa – mój biedny Thomas, musisz strasznie cierpieć. Nie należy jednak żyć przeszłością, jeszcze znajdziesz swoją drugą połówkę. Jeśli nie tamta, jeśli nie Olivia, to z pewnością jakaś inna.
Schyliła się, po czym musnęła lekko wargami jego policzek.
- A teraz wybacz, ale muszę się przebrać. Jeśli chcesz, to możesz już iść, zamknę za tobą.
Thomas wstał.
- Właściwie to zastanawiam się, czy nie byłoby to nazbyt zuchwałe, gdybym spytał, czy mogę zaczekać i odprowadzić cię na miejsce spotkania.
- Zuchwałe? – Alice się roześmiała – ależ skąd! Drogi przyjacielu, jestem zachwycona tą propozycją, pozwól mi tylko się przebrać, zaraz wrócę.
Po tych słowach poszła do szafy, wyjęła z niej sukienkę, a następnie pobiegła do łazienki.
Biedny Thomas, pomyślała, zamykając drzwi. On wciąż mnie kocha, ale ja do niego nic nie czuję. Do tego ta Olivia, co za jędza. No, ale z drugiej strony, może im się nie układa, bo Thomas tak naprawdę nigdy jej nie kochał. Zdjęła z siebie szlafrok i zaczęła ubierać się w czerwoną, kwiecistą sukienkę. Ach ta Hyacinth, tak po prostu wziąć pieniądze Christine. Cóż, miała jednak rację, Christine nigdy nie zauważy, w końcu sama trwoni pieniądze zupełnie jakby nie miały wartości.
Założyła naszyjnik, po czym spojrzała na swoje odbicie w lustrze. W istocie czerwony to mój kolor.

http://i.imgur.com/5mEHotL.jpg
- Już jestem gotowa – powiedziała, wychodząc z łazienki – i jak wyglądam?
Okręciła się, by Thomas mógł zobaczyć ją z każdej strony.
- Wyglądasz oszałamiająco – odrzekł, wstając z kanapy.
- Naprawdę? Dziękuję – ucieszyła się. Spojrzała na zegarek, po czym powiedziała – już pora.
- A więc chodźmy – Thomas podszedł do drzwi i otworzył je, by Alice mogła przejść.
- Zaczekaj – powiedziała – muszę jeszcze wziąć torebkę.
Poszła do salonu i wzięła torebkę ze stołu. Mój Boże, już za chwilę spotkam Isadora, już nie mogę się wycofać. Co ja zrobię? Obejrzała się za siebie. Thomas czekał przy drzwiach i wpatrywał się w obraz na ścianie. Alice odwróciła się, otworzyła torebkę, po czym wyjęła z niej srebrną piersiówkę, a następnie wypiła całą jej zawartość jednym tchem. No, może wystarczy, pomyślała, chowając ją z powrotem do torebki.
- Już jestem – powiedziała podchodząc do Thomasa. Wyszli na korytarz a Alice zamknęła drzwi na klucz. Thomas podał jej ramię.
- Zupełnie jak za starych czasów – zauważyła, gdy schodzili ze schodów.
- Prawda – zgodził się Thomas – tylko wtedy zawsze zdarzało się coś nieprzyjemnego.
- Miejmy nadzieję, że tym razem nic takiego się nie stanie.
Zeszli do holu i zatrzymali się pod łukami przy restauracji.
- No, jesteśmy na miejscu – powiedział Thomas, uśmiechając się do Alice.
- A więc musimy się pożegnać – odparła, spoglądając na niego. Thomas spojrzał jej prosto w oczy.
- Alice – powiedział, a na jego twarzy dostrzec można było troskę.
- Tak? – spytała, nie wiedząc co myśleć o zmianie, jaka w nim nastąpiła.
- Wiesz, że jeśli będziesz potrzebować pomocy, jestem do twojej dyspozycji.
- Wiem – odpowiedziała, uśmiechając się – ale na razie nie potrzebuję pomocy.
- Doprawdy? – spytał, spoglądając podejrzliwie.
- Naprawdę. Nie musisz się o mnie martwić, dobrze sobie radzę.
- Skoro tak mówisz – westchnął – wiesz jednak, gdzie mnie szukać.
- Tak, wiem – znowu się uśmiechnęła – wszystko będzie dobrze, ale muszę już iść.
- No dobrze. Tak więc, do zobaczenia.
- Żegnaj, Thomas - ucałowała go w policzek, po czym przeszła do restauracji.
Była to rozległa sala utrzymana w jasnej, beżowej tonacji. Między czterema korynckimi kolumnami rozstawione były rzędy stołów i krzeseł, przy których goście jedli najróżniejsze potrawy. Dalsze pomieszczenia restauracji oddzielone były szklanymi ścianami o chropowatej powierzchni, zniekształcającej odbijany w nich obraz. Alice zwróciła się do kierownika sali, a następnie poszła za nim do stolika, znajdującego się przy samej kolumnie. Siedzący tam ciemnowłosy mężczyzna czekał, podpierając głowę ręką i stukając palcami drugiej o blat. Gdy zauważył Alice, z uśmiechem na twarzy wstał i podszedł do niej, mówiąc:
- Alice! Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że się zgodziłaś na to spotkanie.
- Witaj, Isador – odpowiedziała oschle, przypominając sobie zdarzenia sprzed kilku lat. Podeszła do swojego krzesła i pozwoliła, by Isador dosunął je do stolika. Sam usiadł naprzeciw i ponownie uśmiechnął się. Pstryknął palcami, a kelner przyniósł menu.
- Co wybierasz? – zapytał, spoglądając na Alice.
- Sama nie wiem, chyba na początek wezmę foie gras, potem rostbef, a na deser sernik z lodami.
- Coś do picia? – spytał kelner.
- Do pierwszych dwóch dań Chateau Lafleur. Do deseru herbata, czarna.
- A pan? – zwrócił się do Isadora, który przeglądał listę dań. Alice wykorzystała ten moment, by bliżej się mu przyjrzeć.

http://i.imgur.com/o5dQNiU.jpg
Isador niewiele się zmienił, chociaż dało się zauważyć drobne oznaki starości. Jego ciemne włosy przecinane były przez ledwo widoczne, siwe smugi. Na niegdyś gładkiej twarzy pojawiły się zmarszczki. Radosny uśmiech ustąpił miejsce powadze, tak do niego niepasującej.
- Dla mnie to samo – powiedział, oddając menu.
- A więc – zaczęła Alice, gdy kelner się oddalił – dlaczego chciałeś się ze mną spotkać?
- Chciałem po prostu znów móc cię zobaczyć – Isador uśmiechnął się smutno.
- Dlaczego? – Alice wbiła wzrok w Isadora.
- Ponieważ wciąż cię kocham. Po tych wszystkich latach nadal o tobie myślę.
- Jesteś żonaty.
- Tak, ale nie kocham jej, nie jesteśmy dla siebie stworzeni – przyznał, wlepiając wzrok w płomień świeczki, stojącej na stoliku.
- Czemu się nie rozwiedziecie?
- Caroline nie chce. Uważa, że nie można tak po prostu zerwać małżeństwa.
- Przecież jest dwudziesty wiek! – zdziwiła się Alice.
- Jest bardzo stanowcza w tej kwestii.
- Mimo to – kontynuowała Alice – jeśli nawet chciałeś się rozwieść, dlaczego mi nie powiedziałeś? Dlaczego ukrywałeś to przede mną?
- A czy wtedy dalej chciałabyś być moją żoną? Nie zmieniłabyś zdania? Zrobiłem to, ponieważ nie chciałem cię stracić.
- A mimo to straciłeś. Po co były te sekrety? Gdybyś mówił prawdę, może wszystko skończyłoby się inaczej. Nie straciłabym do ciebie zaufania.
Isador spochmurniał. Co się stało temu człowiekowi? Pomyślała Alice. Wygląda jak wrak, a nie jak osoba, która zajęła miejsce w moim sercu gdy byłam młoda. Westchnęła. Isador spuścił głowę i wbił wzrok w swoje buty. Ciszę przerwał dopiero nadchodzący kelner, niosący pierwsze danie oraz dwie butelki wina. Cóż za zapach! pomyślała Alice, wciągając nozdrzami unoszącą się z jej talerza parę. Wzięła nóż oraz widelec, po czym odkroiła kawałek perfekcyjnie przysmażonego pasztetu i zjadła. Smakuje niesamowicie, stwierdziła. Gdy skończyła pierwsze danie, na stole pojawiło się pieczone mięso polane sosem oraz młode ziemniaki. Wołowina, choć lekko twarda, świetnie pasowała do mocnego, pieprzowego sosu, neutralizowanego przez rozpływające się w ustach ziemniaki. Po ciężkich potrawach nadszedł czas na sernik z bitą śmietaną oraz lodami. Ciasto nasycone było aromatem zielonej herbaty, podobnie jak lody. Gdy skończyła deser i wypiła ostatnią kroplę z filiżanki, Isador odezwał się:
- Czy zgodzisz się teraz pójść ze mną do mojego apartamentu? Będziesz mogła pytać o wszystko, odpowiem.
Alice zawahała się, jednak po chwili odpowiedziała:
- Dobrze, chodźmy.
Isador poprosił kelnera o rachunek, po czym wyjął z portfela plik banknotów i zostawił je na stole. Wstał, a następnie podał ramię Alice i razem wyszli z restauracji, kierując się w stronę prywatnych pokoi Isadora.
Salon, w którym usiedli, był urządzony w typowo wiktoriańskim stylu. Wokół stolika do kawy stały dwie kanapy oraz fotele z żółtym obiciem. Za nimi znajdował się stolik, na którym postawiono wazon z kwiatami oraz dzban i kilka zdjęć oprawionych w ramki. Na ozdobionym jońskimi kolumnami kominku stał złoty zegar, odbijający się w lustrze. Po drugiej stronie pomieszczenia, między dwoma wykuszami stał w kącie wspaniały, czarny fortepian. W oknach wisiały złote kotary, na ścianach zaś obrazy, oświetlane przez liczne kinkiety. Alice usiadła na jednej z kanap i przyjrzała się kwiecistym ornamentom na tkaninie.

http://i.imgur.com/wdkJJzh.jpg
- Ładnie tu, prawda? – zapytał Isador, siadając na kanapie obok – wino?
Wskazał ręką butelkę na stole.
- Nie, dziękuję – odpowiedziała Alice, po czym spytała – czemu opuściłeś Caroline? Co was poróżniło?
Isador wyraźnie nie chciał odpowiedzieć na to pytanie, jednak westchnął jedynie i zaczął opowiadać:
- To stało się zaraz po ślubie. Przedtem, przyznaję, było cudownie. Ja, osoba z wyższych sfer, bogacz i ona, nie mająca żadnego majątku, zarabiająca na życie malowaniem obrazów. Byliśmy jak przedstawiciele dwóch różnych światów, uważaliśmy nasz związek za niezwykle romantyczny.
- Jak Romeo i Julia – uznała Alice.
- Dokładnie. Nasze rodziny również nie były zadowolone. Jej uważała, że z pewnością ją opuszczę, zaś moja, że jest zbyt pospolita na moją żonę. Nie wierzyliśmy im, nie znali się, istnieli we własnym, przestarzałym świecie.
- A jednak mieli rację. Porzuciłeś ją.
Isador zignorował ją. Wstał i zaczął krążyć po pokoju, opowiadając dalej. Z każdym słowem wydawało się Alice, że Isador coraz bardziej odpływa w przeszłość, rozwodząc się nad błędami młodości.
- W końcu uznałem, że nie możemy dłużej zwlekać. Poprosiłem ją o rękę, a ona zgodziła się. Wkrótce wzięliśmy ślub, nie zważając na słowa rodziców. Powinniśmy byli ich posłuchać.
- Co się stało po ślubie? – zapytała Alice.
- Zamieszkaliśmy razem w moim mieszkaniu w Nowym Orleanie. Na początku wszystko nam się układało, jednak z czasem zauważyliśmy, że jesteśmy zupełnie różnymi osobami. Było tyle przeciwności w naszych charakterach, zainteresowaniach, gustach. Im dłużej żyliśmy razem, tym bardziej się kłóciliśmy. Cały romantyzm, gdy byliśmy tylko parą, zniknął. Prysł i nie wrócił. Musiałem w końcu uciec, nie mogłem już z nią wytrzymać. To nie była miłość, a zaledwie zauroczenie.
- A jednak Caroline ciągle cię kocha – zauważyła Alice – inaczej już dawno bylibyście rozwiedzeni.
- Ta kobieta żyje przeszłością – powiedział, a na jego twarzy pojawiła się irytacja – nie kocha mnie, tylko wspomnienia, w których jestem.
- Powiedz mi jednak, skąd mam mieć pewność, że nie porzucisz mnie tak jak Caroline? – Alice wstała i podeszła do Isadora – czy mnie również porzucisz, gdy się mną znudzisz?
- Nigdy! – krzyknął bez zastanowienia.
- Czy jesteś ze mną szczery? – jej oczy spotkały się z oczyma Isadora.
- Oczywiście – odpowiedział – nigdy cię nie opuszczę, obiecuję. Tylko proszę, bądź ze mną.
Alice się zawahała. Czy na pewno mówi prawdę? Czy może tylko mu się wydaje, że mnie kocha? Jak mam potraktować osobę, która ze zwykłego kaprysu poślubiła Caroline, a później tak po prostu ją zostawiła?
- Ja… - zaczęła, gdy wtem usłyszała, jak ktoś puka do drzwi. Isador, mówiąc coś pod nosem, poszedł do nich i otworzył jakiemuś mężczyźnie, z którym później przez chwilę rozmawiał.
- Muszę na chwilę wyjść, ale Alice, proszę, zostań. Zaraz wrócę, dobrze?
Po tych słowach zostawił Alice samą w salonie.
Mój Boże, co ja teraz zrobię? Pomyślała, nerwowo chodząc po pomieszczeniu. Skąd mam wiedzieć, co się stanie później? Skąd mam w ogóle wiedzieć, czy jesteśmy dla siebie stworzeni? Wzięła butelkę wina i pociągnęła łyk. Jak będę mogła dalej żyć, jeśli mnie zostawi, tak jak Caroline? Czy mam mu zaufać? Podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz. Mrok na Davies Street rozpraszany był przez światła latarni, oświetlających przejeżdżające samochody. Alice postawiła butelkę wina na stojącym w wykuszu sekretarzyku i usłyszała, jak coś stacza się z marmurowego blatu na podłogę. Schyliła się, by zobaczyć co spadło, po czym podniosła długopis. Wpatrywała się przez chwilę w niego, po czym wydała cichy okrzyk, jakby właśnie wpadła na jakiś pomysł. Wysunęła szufladę sekretarzyka a następnie wyjęła z niego kartkę i napisała coś pospiesznie.
Tak będzie najlepiej, pomyślała, kładąc papier na stoliku do kawy i przyciskając go kieliszkiem. Odwróciła się, podeszła do drzwi i otworzyła je, myśląc o notatce, którą zostawiła Isadorowi.

http://i.imgur.com/ovUaixN.jpg

C.D.N.

Liv
01.09.2012, 19:04
poznaj Oliwię, moją żonę.
Psst, są w Anglii, więc raczej Olivię ;]

Ahaha, Alice po mistrzowsku przeprowadziła tą rozmowę xD Też tak chcę! :D
- Ponieważ wciąż cię kocham.
<wybucha śmiechem>
Ohoho, taka zwykła pokojówka a tylu adoratorów! :D

Jak szybko się to potoczyło! Przynajmniej od razu przeszli do konkretów!
Alice miała tyle wątpliwości, ale wolała nie ryzykować - czyżby doświadczenie ją tego nauczyło? W sumie nie dziwię się jej - może zostawić wszystko tak jak jest byłoby najprostsze? A może po prostu mimo wszystko nie chciała wracać do tego, co było?
Chyba, że to "żegnaj" miało być takim zwyczajnym pożegnaniem, jakby się mieli zobaczyć za parę dni ;] Aczkolwiek coś mi się nie wydaje. Albo hm, chciała, żeby Isador jej udowodnił, że jest jej wart i że mu naprawdę zależy?

I to jego nagłe zniknięcie... Chciałabym mieć jakiś pomysł, o co mogło chodzić, ale niestety nic z tego :|

Wiesz, że hotel świetny. Nie komentowałam co prawda nowych pokojów, które dodałeś do tematu, bo nie napisałabym niczego nowego - są boskie po prostu. Jak i cały budynek. Zazdroszczę chęci i wyczucia stylu, szczególnie takiego bardziej górnolotnego. Mnie zawsze tego brakowało :( No ale ja lubię tworzyć coś "głębszego" ukryte pod warstwą pospolitości.

Zdjęcia to majstersztyk, ale chyba się powtarzam? ;]
I nie doszukałam się błędów :D
Nie daję gwarancji, że następny odcinek skomentuję równie szybko jak ten, ale mimo wszystko chciałabym, żeby się pojawił się w mniejszym odstępie czasowym.

10/10

Lira
03.09.2012, 16:07
No, nareszcie mam co czytać! Już zaczynałam się bać, że forum wymarło.
Jest coś, co mnie w tym FS niezmiernie irytuje, a co więcej, nie pozwala w pełni cieszyć się lekturą - długie przerwy pomiędzy odcinkami! Fabuła nie jest prosta (i chwała Ci za to), czas akcji niezbyt mi bliski (co dodaje uroku, ale też utrudnia), więc, jeśli nie czytam tego dość płynnie, tzn. jeden odcinek za drugim, to po prostu się gubię i muszę wracać do poprzednich części, i to mnie właśnie wkurza:P. Doobra, już nie marudzę:D
Poprzez zdjęcia uderza profesjonalizm i tu, jak rozumiem, pokłony w stronę Larandil:)
Oryginalne, tajemnicze, nieprzewidywalne, wytworne albo, jak napisała Liv, górnolotne - tak określiłabym Twoje opowiadanie.
Cały czas zastanawiałam się, gdzie się podział Thomas, a tu proszę - szlaja się z jakąś...wredną babą! Gustu co do kobiet to mu nie zazdroszczę w tym przypadku:P
Alice jest moją bohaterką!:D Podziwiam ją za jej charakter i przede wszystkim elokwencję.
Jeśli chodzi o sam tekst (od tego właściwie powinnam zacząć, bo o niego tu przecież chodzi), to wystarczy napisać, że to sama przyjemność móc go czytać.
Ja rozumiem, że aby stworzyć tak wciągające opowiadanie potrzeba wiele czasu, ale...ja chcę więcej teraz!:P No już! Pracuj, pracuj!:D

P.S.: Ostatnie zdjęcie zakrawa na arcydzieło! Nie wiedziałam, że można zrobić coś takiego ze zwykłej gry.

Caesum
03.09.2012, 16:45
Psst, są w Anglii, więc raczej Olivię ;]
Poprawione. Już wcześniej chciałem to napisać, ale staram się dawać odpowiedź po dwóch komentarzach. :D
Wiesz, że hotel świetny. Nie komentowałam co prawda nowych pokojów, które dodałeś do tematu, bo nie napisałabym niczego nowego - są boskie po prostu. Jak i cały budynek. Zazdroszczę chęci i wyczucia stylu, szczególnie takiego bardziej górnolotnego.
Jejku, naprawdę jestem szczęśliwy, że ci się podoba. <3 W ogóle myślę o tym, żeby po ukończeniu tego fotostory dać bonus w postaci screenów ze wszystkich pomieszczeń jakie dotąd zrobiłem, ze wszystkich odcinków. Bez rozmycia.
Zdjęcia to majstersztyk, ale chyba się powtarzam? ;]
Powtarzaj się częściej. :D
I nie doszukałam się błędów :D
Jejku, to dobrze, bo ten odcinek naprawdę długo tworzyłem i bałem się, że ostatecznie wydam go z masą błędów mimo sprawdzania. Kamień z serca. :D
Nie daję gwarancji, że następny odcinek skomentuję równie szybko jak ten, ale mimo wszystko chciałabym, żeby się pojawił się w mniejszym odstępie czasowym.
Ja rozumiem, że aby stworzyć tak wciągające opowiadanie potrzeba wiele czasu, ale...ja chcę więcej teraz!:P No już! Pracuj, pracuj!:D
No wiem, tym razem przesadziłem z odstępem czasu, ale miałem naprawdę duży problem z napisaniem tego odcinka, szczególnie dlatego, bo ostatnio jakoś w ogóle nie miałem ochoty na pisanie, a wtedy nawet jak się zmuszę, to później to, co napisałem, natychmiast usuwam. Jednakże dużym motywatorem jest wiedza, że ktoś to czyta i podoba mu się. :D
I w związku z tym chciałbym dodać, że wprowadziłem nową zasadę(podpatrzoną chyba z jakiegoś tematu Liv, hohoho). Zaczynam pisać dopiero wtedy, jak pojawi się minimum 5 komentarzy. Temat ma ponad dwa tysiące odwiedzin, ale niewiele osób komentuje. Napisanie jednego zdania naprawdę nie jest trudne, a przynajmniej mam pewność, że ktoś to czyta. :)
Poprzez zdjęcia uderza profesjonalizm i tu, jak rozumiem, pokłony w stronę Larandil:)
Zdjęcia robię ja, Larandil zajmuje się tworzeniem simów. A więc Alice, Thomas i w ogóle wszyscy to jej zasługa. :D
Oryginalne, tajemnicze, nieprzewidywalne, wytworne albo, jak napisała Liv, górnolotne - tak określiłabym Twoje opowiadanie. [...]Jeśli chodzi o sam tekst (od tego właściwie powinnam zacząć, bo o niego tu przecież chodzi), to wystarczy napisać, że to sama przyjemność móc go czytać.
Cieszę się, że ci się podoba, no i jestem niezmiernie szczęśliwy, że fabuła nie okazała się jednak prosta. Bo szczerze mówiąc zawsze myślałem, że taka jest, ale z drugiej strony może to dlatego, bo ostatnio dużo czytam Agathy Christie, która naprawdę potrafi namieszać. :D
P.S.: Ostatnie zdjęcie zakrawa na arcydzieło! Nie wiedziałam, że można zrobić coś takiego ze zwykłej gry.
Dziękuję za uznanie. :D Naprawdę można, a nawet powiem, że z pewnością dałoby się więcej wycisnąć z tej gry. Nie potrzeba trójki, żeby zrobić ładne zdjęcia. Powiem nawet, że w tym zakresie The Sims 2 wciąż jest na pierwszym miejscu. Szczególnie, gdy dochodzą postacie. :D

Panna Lawenda
04.09.2012, 21:39
Te zdjęcia są przepiękne, klimatyczne, nastrojowe, ach! Jesteś moim mistrzem, hah <3 No i oczywiście nie można zapomnieć o cudownych simach Mefisto <wybacz, zanim przyzwyczaję się do nowego nicka, minie jeszcze trochę czasu>
Co do tekstu - nie mam żadnych zastrzeżeń, naprawdę. Tak miło się czyta dobrze rozplanowane FS, bez błędów, autora, który naprawdę się stara i to widać! :D
A Alice jest świetną bohaterką, szczególnie podobała mi się jej rozmowa z Olivią ;)
Cholera, chłopie, zawstydziłeś cały dział FS. Jesteś jednym z najlepszych na tym forum <hm, może się już powtarzam, ale będę ci to tłuc do głowy, aż zrozumiesz <3>
Zgadzam się jednak z Lirą, za długie odstępy, ale ja rozumiem, jako, że również piszę - czasami trudno się zmusić, a lepiej pisać wtedy, gdy się naprawdę ma na to ochotę.
Jej, może jakieś wady? Jakoś nie umiem się ich doszukać :< No, mistrzu, twórz dalej :>
Poza tym, co jest, dwa komentarze? Skandal. Poza tym nie lubię jak ludzie wchodzą, czytają i nie zostawiają po sobie ani komentarza <cii, że ja też tak czasem robię, staram się poprawić ^^>. Może ta zasada ich zmobilizuje :)

Ja w każdym razie życzę jak najwięcej weny i pomysłów i przede wszystkim przyjemności w dalszym prowadzeniu FS. Kochamy twoje twory i prosimy o więcej <3!

Larandil
10.09.2012, 17:17
Moj Drogi, wiesz, ze jestes moim mistrzem?
tak?

to co ja mam tu komentowac?

ubostwiam, wielbie i kocham <3

Caesum
11.09.2012, 12:23
Moj Drogi, wiesz, ze jestes moim mistrzem?
tak? to co ja mam tu komentowac?
Komentuj chociaz, że przeczytałaś. :<
ubostwiam, wielbie i kocham <3
To też jest dobre jako komentarz. <3
Te zdjęcia są przepiękne, klimatyczne, nastrojowe, ach! Jesteś moim mistrzem, hah <3 No i oczywiście nie można zapomnieć o cudownych simach Mefisto <wybacz, zanim przyzwyczaję się do nowego nicka, minie jeszcze trochę czasu>
Mefisto się cieszy. <3
Cholera, chłopie, zawstydziłeś cały dział FS. Jesteś jednym z najlepszych na tym forum <hm, może się już powtarzam, ale będę ci to tłuc do głowy, aż zrozumiesz <3>
Może i zawstydziłem(oh ah skromność), ale moja droga, gdybyś wreszcie pokusiła się o napisanie jakiegoś fotostory, to z całą pewnością ty byś tutaj była mistrzem. Czytałem twoje opowiadania, masz po prostu genialne opisy. Sam chciałbym tak umieć, moje są mdłe i krótkie, jakby na siłę.
Zgadzam się jednak z Lirą, za długie odstępy, ale ja rozumiem, jako, że również piszę - czasami trudno się zmusić, a lepiej pisać wtedy, gdy się naprawdę ma na to ochotę.
O ile prawdą jest, że co do niektórych czas się wydłużył(trzeci odcinek i ósmy), ale osobiście uważam, że odstępy jeden odcinek na miesiąc są dobre. Tylko że, no właśnie, komentujcie! Jak nie mam komentarzy, to nie mam ani chęci, ani weny. A tak przynajmniej jedno z dwóch. x)
Ja w każdym razie życzę jak najwięcej weny i pomysłów i przede wszystkim przyjemności w dalszym prowadzeniu FS. Kochamy twoje twory i prosimy o więcej <3!
Dziękuję. <3 Ja za to życzę ci, żebyś wreszcie przełamała się i zrobiła swój własny temat w dziale fotostory. <3

rudzielec
30.09.2012, 19:33
Tak coś czułam, że Alice nie zgodzi się na powrót do Isadora.
Wydaje mi się jednak, że on ją naprawdę kocha, w końcu gdyby była tylko kaprysem, to już dawno by o niej zapomniał.
Swoją drogą, widzę, że Alice spokorniała. Albo to tylko takie moje wrażenie.
Nie ma pieniędzy, a i tak postanowiła nie wrócić...
Jeśli o mnie chodzi to jestem z tego powodu w lekkim szoku :P
A ten cały Lloyd... czemu Alice z nim coś nie teges? (chyba, że gdzieś o tym było, a ja sklerotyczka nie pamiętam :P) Przecież tą aktoreczkę przerasta już na wstępie :D
Swoją drogą, nieźle nawciskała tej całej Olivii!
Ciekawi mnie co się będzie działo dalej, jaki będzie kolejny ruch panny Waters...
I co zrobi Isador?

No nic, czekam na kolejny odcinek! Ach i piękne zdjęcia, ale to już norma :3

Mroczny Pan Skromności
14.10.2012, 12:53
Wróciłem :D
W pewnym sensie ta przerwa w czytaniu wyszła mi na dobre, ponieważ mogłem przypomnieć sobie wszystkie odcinki i nie czekać :D [teraz będzie mi ciężko xD].
No, ale przejdźmy do samego FS. Cóż, nie spodziewałem się, że tak się to potoczy. Że Alice będzie musiała się upokorzyć [bo pracy u tej małpy inaczej nie nazwę :P].
W trakcie rozmowy Alice z Thomasem pomyślałem, że skoro oboje dojrzeli, to może jej uczucia do przyjaciela się zmieniły, jednak okazało się, że nie :D Ciekawi mnie jej stosunek do Isadora, w końcu wtedy chciała wyjść za niego z rozsądku. Czyżby potem naprawdę go pokochała?
Czekam na dalsze części :)

Caesum
21.10.2012, 11:07
UWAGA:
Wprowadzam nową zasadę: zabieram się do pisania nowego odcinka dopiero po pojawieniu się minimum pięciu komentarzy odnośnie ostatniego. Mój temat ma 2,817 odwiedzin, ale komentatorów zaledwie garstkę. Nie oczekuję długich recenzji, ale przynajmniej jedno krótkie zdanie i ocena odcinka. Napisanie tego nie zajmuje długo, za to bardzo motywuje mnie do pisania kolejnych odcinków. :)

http://i.imgur.com/ImuBhuB.jpg

- Och, jak tu cudownie!
Ciche westchnienie wyrwało się Alice, ubranej w jedwabną, czerwoną spódnicę i żakiet, zapięty na pozłacane guziki. Na okrytych ciemnymi pończochami nogach nosiła skórzane trzewiki, z tyłu głowy widać zaś było czarną kokardę, wyglądającą jak kocie uszy. Rozległa sala balowa głośna była od śmiechu i rozmów, zagłuszanych przez orkiestrę. Ciężkie, edwardiańskie panele rozświetlone były przez złote kinkiety z ozdobnymi kloszami. Kryształowe żyrandole zwieszały się z sufitu, rzucając kolorowe refleksy na duszną od tłoku salę. Wysokie okna o łagodnych łukach wychodziły na ogród francuski, skąpany w blasku zachodzącego słońca. Na ścianie naprzeciw wisiały ogromne lustra, które odbijały zewnętrzne światło, oblewając pomieszczenie wieczornym światłem. Na środku ściany wznosił się okazały kominek, odcinający się jasnym marmurem na tle dębowych paneli.
- Nareszcie zeszłaś, Alice. Co tak długo? – Odezwał się kobiecy głos za nią.
- Nie mogłam znaleźć swojej kokardy, ciociu Antho – odpowiedziała, odwracając się w stronę kobiety w średnim wieku o kruczoczarnych włosach. Ubrana była w długą, czerwoną suknię, w której materiał wszyte były cekiny, mieniące się różnobarwnym blaskiem przy najlżejszym ruchu. Smukła szyja przyozdobiona była szmaragdem, pasującym do jej żywych, zielonych oczu.
- No dobrze – westchnęła ciocia Antha i uśmiechnęła się – pamiętasz może lorda Williamsa?
Alice przytaknęła.
- Właśnie wrócił z Ameryki wraz ze swoim synem. Koniecznie chce cię z nim poznać. Bądź dla niego miła, dobrze?
- Zawsze jestem miła – odpowiedziała Alice bez cienia wątpliwości w głosie.
- Oczywiście – Ciocia Antha znowu się uśmiechnęła – chodźmy ich poszukać.
Poszły razem w głąb sali, rozglądając się w tłumie. Alice już po chwili zapomniała o ich zadaniu, kompletnie oczarowana otaczającymi ją kolorami. Barwne suknie wirowały w rytm muzyki, trzepocząc delikatnymi tkaninami, zdobionymi najróżniejszymi ornamentami. W takich chwilach Alice cieszyła się, że jest kobietą. Mogła nosić najróżniejsze suknie, począwszy od dystyngowanej czerwieni a zakończywszy na żywej zieleni. Nie była ograniczona do jednego kroju czy koloru, tak jak mężczyźni, chodzący w takich samych frakach i cylindrach, nie wyróżniających się nawet nikłym deseniem. W porównaniu z kobietami, wyglądem byli po prostu nie do rozróżnienia. Dopiero słowa, wydobywające się z ich ust wskazywały, jak bardzo różniły się ich charaktery.

http://i.imgur.com/n9hLZmS.jpg

- Czy to nie jest przypadkiem Antha Lowsley? I widzę również Alice Waters – otyły brunet wynurzył się z tłumu. Ubrany był w czarny frak, niczym niewyróżniający się od innych w sali. Na jego wąsatej twarzy malował się tryumfujący uśmiech, najwyraźniej był niezwykle zadowolony ze spotkania z Alice – gdzieś ją chowała przez cały ten czas, Antho?
- Och, Sam – powiedziała ciocia Antha i roześmiała się – a gdzie jest młody Williams?
- Jest tutaj. Chodźże chłopcze, pokaż się.
Zza lorda Williamsa wychyliła się najpierw głowa, a potem cały młodzieniec w wieku Alice. Wyglądał jak miniaturowa wersja swojego ojca, z ciemnymi włosami i w czarnym fraku. Jego duże, brązowe oczy spojrzały z czystym zaciekawieniem na Alice, by w tym samym momencie na jego twarzy pojawił się szeroki, serdeczny uśmiech.
- Poznaj mojego syna, Isadora – powiedział lord Williams, klepiąc chłopca po plecach.

--------------------------------------

No i kolejny odcinek zrobiony! Chyba coraz wolniej je robię, no ale mam nadzieję, że przynajmniej nie odbija to się negatywnie na jakości odcinka.
Zła wiadomość, Larandil odeszła z forum, a The Sims z jej dysku, więc niestety nie zajmie się już postaciami, a szkoda, bo odwalała kawał dobrej roboty. Będzie mi brakować jej i jej cudownych simów na forum. :(
Dobra wiadomość, z pomocą przyszła Liv i obdarowała mnie swoimi przepięknymi simami. Wielkie dzięki! Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił, skoro Larandil już nie ma.

--------------------------------------
Odcinek 9

http://i.imgur.com/92I6QK1.jpg

Alice obudziła się.
To był tylko sen, pomyślała, wygodniej usadawiając się w zniszczonym, wiktoriańskim fotelu, którego kwieciste obicie, choć wypłowiałe, wciąż utrzymywało zielony kolor. Stało w dużym, ponurym pomieszczeniu z poszarzałymi, odpadającymi od ściany panelami. Przez wybite szyby wpadały zeschłe liście dębu i osiadały na brudnej, sczerniałej od zgnilizny podłodze. Grube kotary zwisały smętnie z popękanych karniszy, poszarpane i przeżarte przez mole. Kryształowe żyrandole, przymocowane do pokrytego plafonem sufitu zmatowiały, tracąc swój dawny blask.
Kto by pomyślał, że w takim domu, niedawno odnowionym, znajduje się pomieszczenie w tak opłakanym stanie, dziwiła się Alice. Spójrzcie tylko, nawet ta scena, jeszcze dziesięć lat temu była używana przez najróżniejszych muzyków jazzowych. Teraz nawet dziecko nie może na nią wejść bez obawy, że przegniłe deski zapadną się pod jego ciężarem. Z korytarza dobiegły ją pospieszne kroki pokojówki. Pewnie szukają mnie, pomyślała, opierając głowę o oparcie fotela. Tutaj mnie nie znajdą.
Spojrzała przez brudne szyby okienne na ogród francuski, tak pełen życia w porównaniu ze zniszczoną salą, w której się znajdowała. Spod przystrzyżonego krzaku wynurzyła się szara, włochata kula, która rozpłaszczyła się na trawie i wbiła swe małe ślepia, jedno szare, drugie złote w jakimś punkcie, którego Alice nie mogła zobaczyć. Masywny tył zamachał się złowieszczo, po czym kula wystrzeliła w powietrze, spadając na swój cel. Przez chwilę siedziała w miejscu, a następnie wstała i na sztywnych łapach, z dumnie wyprostowanym ogonem i weszła do sali balowej, wykorzystując dziurę po szybie przy ziemi.
- Co tam złapałeś, Archie? – spytała Alice, gdy kot usiadł przy niej. Archie położył na podłodze tłustą mysz i zajął się jej jedzeniem, nie zwracając uwagi na Alice. Gdy skończył, przeciągnął się, prężąc grzbiet, po czym otarł się o jej fotel i wskoczył na kolana. Zamruczał głośno, gdy zatopiła palce w jego miękkim futrze.
- Odebrałeś życie kolejnej myszce, co? – powiedziała, drapiąc go po brodzie – dobrze chociaż, że zajmujesz się również tymi w spiżarni.
Archie miauknął w odpowiedzi i schował nos w łapki, mrucząc coraz głośniej. Alice westchnęła ciężko, co spowodowało kolejną serię miauknięć. Po chwili usłyszała, jak stare drzwi na korytarz otwierają się, skrzypiąc przeraźliwie. W wejściu ukazała się Hyacinth, ubrana w zielony żakiet i wąską spódnicę tego samego koloru. Rozejrzała się po pomieszczeniu i podeszła do Alice, uprzednio zamykając za sobą drzwi.

http://i.imgur.com/6hhRpEs.jpg

- Tu jesteś! – wykrzyknęła, podchodząc do niej żwawo – szukałam cię w całym domu. Co tu robisz?
- Śpię – odpowiedziała Alice lakonicznie – nie widać?
- Nie masz nic lepszego do roboty?
- Niby co takiego? Kucharka sama zajmuje się jedzeniem, sprzątaczki z kolei są odpowiednio wyszkolone, poradzą sobie beze mnie.
Hyacinth pokręciła głową z dezaprobatą. Spojrzała na Archiego, który wlepił w nią zaspany wzrok.
- Nawet ty się wylegujesz? Na myszy leć, przydaj się do czegoś – rozkazała, na co Archie nawet nie zareagował. Hyacinth skrzyżowała ręce na piersiach i powiedziała – zero pożytku z tego kota.
- A ty, Hyacinth, czemu nie jesteś z tą małą wiedźmą? – spytała Alice, wyglądając znów przez okno. W oddali dostrzegła namioty, wokół których chodzili szykownie ubrani ludzie. Docierały do niej podniesione głosy i muzyka jazzowa, grana przez zespół, którego stąd nie widziała.
- Powiedziała, że chce być na przyjęciu. Ubrała się w swoją najlepszą sukienkę i po prostu wybiegła do ogrodu.
- Pewnie myślała, że będzie to wyglądać jak za czasów mojej młodości. Piękne stroje, muzyka i tańce.
- Cóż, sądzę, że się rozczaruje – skwitowała Hyacinth, strzepując pyłek kurzu z ramienia – no, ale przynajmniej nie muszę się nią przejmować. Pieniądze dostaję nawet wtedy, gdy mała całymi dniami siedzi zamknięta w pokoju.
Alice zaśmiała się.
- Jedyna dobra rzecz w Christine to taka, że zupełnie nie przejmuje się pieniędzmi. Można kraść jej sprzed nosa miliony, a ona nawet tego nie zauważy.
- Po prostu ma pieniędzy jak lodu. Stanowczo za dużo jak na taką osobę – uznała Hyacinth, po czym spojrzała jeszcze raz na Alice - moja droga, naprawdę chcesz tu przesiedzieć cały dzień?
- Czemu nie? Jak na razie nikt mnie nie potrzebuje.
- Naprawdę, jesteś niemożliwa. Kiedyś byłaś bardziej żywotna. Idź przynajmniej i zobacz, czy wszystko idzie tak jak trzeba.
- Och, no dobrze, tylko już nie marudź tak.
- W takim razie idę zobaczyć, czy Rachel nie znalazła już swojej matki i nie zamęczyła jej na śmierć – powiedziała Hyacinth, po czym zamyśliła się – chociaż, może tego właśnie nam trzeba.
Uśmiechnęła się znacząco i odeszła.
Co za kobieta, pomyślała Alice, zdejmując kota z kolan i wstając. Archie z oburzeniem prychnął na nią, po czym wybiegł do ogrodu i zniknął w krzakach. Alice podeszła do drzwi i wyszła z sali balowej na długi, jasny korytarz, którego podłoga okryta była czerwonym dywanem, ciągnącym się aż do przestronnego holu z dębowymi, tudoriańskimi schodami prowadzącymi na piętro. Ominęła je, po czym przeszła przez drzwi do pomieszczeń służby, gdzie skierowała się w stronę kuchni. W środku pomoc kuchenna krzątała się w pośpiechu, przygotowując dania i oddając je służącym, by ci mogli zanieść je na przyjęcie. Nad wszystkim pieczę sprawowała Gladys, dzierżącą okazałą drewnianą łyżkę w ręce i srogo każącą wszelkie objawy niesubordynacji. Gdy Alice podeszła do niej, maska surowej kucharki na chwilę zniknęła z twarzy Gladys, która powiedziała:

http://i.imgur.com/bppq5OL.jpg

- Mój Boże, urwanie głowy z tym wszystkim. Za stara już jestem na to, Christine chyba chce, żebym zmarła na zawał.
Alice uśmiechnęła się, spoglądając na Gladys, na której policzkach malował się rumieniec, zaś w oczach skrzyły się ogniki. Oj nie, moja droga, pomyślała, przecież ty to uwielbiasz.
- Za każdym razem, gdy Christine robi takie przyjęcie, choruję po nim przez kilka dni – ciągnęła Gladys, kręcąc głową z rezygnacją – w końcu naprawdę wyzionę ducha.
- Nie martw się – odpowiedziała Alice – jeszcze długo pożyjesz. Osoby takie jak ty zawsze żyją długo, bo po prostu mają zbyt dużo do roboty.
- Obyś miała rację – Gladys spojrzała na dziewczynę, której rondel wyśliznął się z rąk i upadł głośno na podłogę – uważaj z tym trochę!
- Widzę, że trzymasz je krótko – stwierdziła Alice.
- Tylko w ten sposób można osiągnąć jakieś efekty. Doprawdy, kiedyś służba była inna.
- Wszystko się zmienia. Nie można mieć zawsze tego, co się chce.
- Tak, to prawda – Gladys pokiwała głową ze zrozumieniem. Zamyśliła się i po chwili twarz jej pojaśniała – a właśnie! Jakiś Thomas Lloyd cię szukał.
Thomas? Alice zdziwiła się. A czego on chce? Myślałam, że wyraziłam się dość jasno w Claridge’s. Na wspomnienie tamtego dnia ukłuło ją w sercu. Jak ja bym chciała, żeby to skończyło się inaczej.
- Był tutaj, w kuchni? – spytała po chwili, przybierając spokojny ton.
- Oczywiście, że nie – powiedziała Gladys – ale szuka cię po domu. Złapał jedną z pokojówek i pytał, gdzie może cię znaleźć.
- Nie chcę go widzieć, przetrzymajcie go z dala ode mnie. Jak go zobaczycie, powiedzcie, że jestem zajęta.
- Nie jest to dalekie od prawdy – przyznała Gladys – w końcu masz całe przyjęcie na głowie.
- Właśnie, muszę sprawdzić co się tam dzieje na zewnątrz.
- Jak tam pójdziesz, nie uchronimy cię przed Lloydem.
- Zaryzykuję – uśmiechnęła się, po czym wyszła przez drzwi kuchenne do parku, którego drzewa zasłaniały niebo rozłożystymi konarami, pokrytymi zielonymi liśćmi.

http://i.imgur.com/YiryNR8.jpg

Alice ruszyła wąską ścieżką przez dębowy las, omijając grube, omszałe pnie i z rzadka pojawiające się sztuczne ruiny, wzorowane na architekturze gotyckiej. Przeszła pod wysokim łukiem, przypominającym wejście do katedry i dotarła do ceglanego muru z drewnianymi drzwiami schowanymi za zarastającym je bluszczem. Gdy otworzyła je, ujrzała sporą polanę z jasnymi namiotami, wokół których kłębiły się grupki ludzi. Kobiety, ubrane w sięgające im kolan kolorowe sukienki popijały białe wino i uśmiechały się do mężczyzn starających się, by popiół z cygar nie pobrudził ich garniturów, szarych bądź czarnych, lecz zawsze tego samego kroju, z rozłożystymi ramionami i prostymi, szerokimi spodniami. Alice ruszyła w stronę największego z namiotów, z którego dobiegał dźwięk muzyki jazzowej. Gdy zajrzała do środka, rozpoznała piosenkę „Heart and Soul”, umiejętnie wykonywaną przez zespół grający na niewielkiej scenie, przed którą wtulone w siebie pary wolno tańczyły. Za nimi stały stoliki z dosuniętymi do nich krzesłami oraz ogromny bufet, uginający się pod ciężarem najróżniejszych specjałów, począwszy od pieczonych kurczaków a zakończywszy na ciastach z kremem, niewątpliwie roboty Gladys.
- Czemu nie wejdziesz do środka? – usłyszała za sobą. Och nie, pomyślała. Tylko nie on.
- Patrzę tylko, czy wszystko w porządku – odpowiedziała, odwracając się do Thomasa Lloyda, stojącego za nią i spoglądającego z pewnym zaciekawieniem.
- Stąd nie zobaczysz wszystkiego – stwierdził, po czym dodał – chodź, sprawdzimy bufet. Nigdy nie wiadomo, czy nie ma tam jakiejś zatrutej sałaty.
Po tych słowach złapał ją za rękę i wciągnął do namiotu, lekko zaskoczoną i zastanawiającą się nad znaczeniem jego słów. Gdy dotarli do stołu, Thomas wziął jeden z talerzy i zaczął napełniać go potrawami.
- Nie ma z tobą Olivii? – spytała Alice, rozglądając się wokół.
- Gdzieś tam jest, pewnie z Christine. Bardzo się lubią – odpowiedział Thomas, podając jej talerz do ręki.
- Nie, służba nie może tu jeść. Co, jeśli zobaczy mnie Christine? – powiedziała, próbując oddać mu talerz.
- Wtedy powiem, że cię zmusiłem – odrzekł, biorąc drugi talerz – a teraz chodź i nie opieraj się.
Oddalili się od bufetu i usiedli przy stoliku najbliżej sceny. Thomas wziął widelec i zabrał się za jedzenie udka kurczaka, Alice przyjrzała się niepewnie swojemu talerzowi. No, przynajmniej lubi to co ja.
- Nie boisz się, że Olivia cię zobaczy? – spytała, zabierając się za kurczaka – wiesz, jaka jest.
- Wiem, właśnie dlatego to robię – odpowiedział i uśmiechnął się. Masz czarujący uśmiech, pomyślała Alice. Jaka szkoda, że przywiódł do ciebie taką żmiję.
- To moja ulubiona piosenka – powiedział, gdy talerze już były puste, a pianista wystukał pierwsze tony – „Prelude to a Kiss”, Duke’a Ellingtona.
- To również moja ulubiona piosenka – zdziwiła się Alice – dziwne, zawsze myślałam, że nie jesteś zbyt muzykalny.
- Nigdy nie miałem na to czasu – odpowiedział i roześmiał się – teraz jednak mogę sobie pozwolić na chwilę przyjemności.
Wstał, podszedł do krzesła Alice i skłonił się, wyciągając rękę.
- Zatańczysz? – zapytał, patrząc jej w oczy.
- Przestań – powiedziała czując, jak się czerwieni – nie mogę.
- Oczywiście, że możesz. Nie ma tu nikogo kto cię zna. Tylko ja i ty.

http://i.imgur.com/C2IDJ1x.jpg

Po tych słowach złapał ją za rękę i pociągnął w swoją stronę. Dołączyli do innych par i zaczęli tańczyć w rytm powolnej, romantycznej muzyki, złączeni w uścisku. Trochę za blisko, pomyślała Alice, patrząc na Thomasa, który wcale się tym nie przejmował. Przeciwnie, wyglądał na zadowolonego z możliwości bycia tak blisko niej, tańcząc do ich ulubionej ballady jazzowej. Zastanawia mnie, jak często on i Olivia bawią się razem. I czy w ogóle.
Gdy ostatnie dźwięki muzyki ucichły, usiedli z powrotem przy stoliku. Thomas uśmiechnął się do niej.
- Wiesz, że nie powinnam była tego robić – powiedziała Alice poprawiając fryzurę – jeśli Christine się o tym dowie, wyrzuci mnie z pracy.
- Nie zrobi tego. Pewnie nawet nie obchodzi ją to, co się tutaj dzieje. Założę się, że siedzi gdzieś w krzakach z jakąś swoją ofiarą, z nadzieją że uda się jej później go szantażować.
- Thomas! – wykrzyknęła karcąco, choć w duchu przyznała mu rację.
- Znam ją równie dobrze jak ty. Sama przyznaj, te plotki nie są dalekie od prawdy.
- Prawda czy nie, muszę sobie stąd pójść, zanim mnie zauważy – powiedziała Alice, wstając – wracam do domu, miłego dnia.
- Zaczekaj, odprowadzę cię! – odpowiedział, zrywając się z krzesła. Podał jej ramię i wyszli razem z namiotu, ruszając w stronę drzwi w murze. Alice ostatni raz spojrzała za siebie, ogarniając wzrokiem namioty, za którymi widać było niebieskie niebo i wzgórza, pomiędzy którymi wciśnięta była mała wioska.

http://i.imgur.com/uiW13NX.jpg

W tej samej chwili usłyszała czyjeś podniesione głosy, kłócące się zawzięcie na uboczu, z dala od polany. Gdy podeszła bliżej, ujrzała Christine i Rachel, przekrzykujące się nawzajem. Christine ubrana była w brązową suknię z trójkątnym dekoltem. Na jej szyi błyszczał skromny naszyjnik, zaś na lewej ręce srebrna bransoletka. Rachel z kolei miała na sobie granatową sukienkę i czarne jak smoła buciki.
- Chcę tu być, nie pozbędziesz się mnie tak łatwo! – wykrzyknęła Rachel, tupiąc nogami.
- Zrobisz to, co każe ci matka! Nie będziesz się tu szwendać i mi przeszkadzać! – odkrzyknęła Christine, czerwona na twarzy i z piersią falującą ze złości.
- Tak, zamknij mnie w domu! Ucieknij przede mną, tak jak przed wszystkimi obowiązkami!
- Co się tu dzieje? – spytał Thomas, przerywając tym samym kłótnię. Christine spojrzała na niego i opanowała się.
- Nic takiego – powiedziała i uśmiechnęła się – zwyczajne, dziecięce zachcianki. Rachel już sobie idzie.
- Wcale nie! Zostaję! – odpowiedziała Rachel, choć Hyacinth już ciągnęła ją w stronę domu.
- Już, już – mówiła, starając się ją uspokoić.
- Dobrze już! – krzyknęła Christine, przykładając palce do skroni – niech zostaje, ja pójdę. Głowa mnie boli.
Podeszła do Thomasa i uśmiechnęła się przymilnie.
- Thomas, odprowadzisz mnie? – spytała. Thomas spojrzał na Alice, która kiwnęła głową w odpowiedzi.
- Oczywiście – powiedział, biorąc ją pod ramię. Gdy odeszli, Alice zbliżyła się do Rachel, która wciąż trzęsła się ze złości.
- „Dziecięce zachcianki” – powtórzyła, zgrzytając zębami – och nie, nie zostawię tego tak.
- Co masz zamiar zrobić? – spytała Alice.
- Chyba już czas, żebyś o czymś się dowiedziała – odpowiedziała jej Rachel, uśmiechając się złośliwie.
- O czym mam się dowiedzieć? – zdziwiła się Alice, podchodząc do niej.
- Christine ostatnio coś zginęło, coś bardzo ważnego. Nawet nie domyśla się, że to mam – Rachel wsadziła rękę pod dekolt i wyciągnęła z niego pożółkły list, który następnie dała Alice.
- Po co mam czytać korespondencję Christine? – zapytała, patrząc na kopertę.
- Ten nie jest do Christine – odpowiedziała Rachel.
- Jak to? – Alice spojrzała na adres odbiorcy. ”Alice Waters”. Mój Boże, przecież to do mnie! Pospiesznie wyjęła list z otwartej koperty i przeczytała wiadomość:

http://i.imgur.com/5eFM7Wy.jpg

Droga Alice,

Niezmiernie się cieszę, że Isador wreszcie znalazł prawdziwą miłość. Będę zaszczycona mogąc być gościem na Waszym ślubie, z pewnością przyjadę. Życzę Wam wszystkiego, co najlepsze.

Z poważaniem,
Caroline Williams

Alice nie odpowiedziała. Poczuła, jak furia wstrząsa jej ciałem. To jej wina! To przez nią Caroline dowiedziała się o ślubie! Jak ona w ogóle mogła zrobić coś takiego? Dlaczego? Policzki zaczęły ją palić, pięści zaciskały się i rozluźniały, zgniatając papier, który w nich trzymała. Rozerwała list z wściekłości. Dysząc głośno, ruszyła w stronę domu, nie zwracając uwagi na to, czy ktoś ją widzi czy nie. Nie zostawię tego tak. Powiem Christine, co o niej myślę. Nie obchodzi mnie, co zrobi. Dotarła do holu i weszła po schodach, kierując się w stronę drzwi prowadzących do prywatnego salonu Christine. Pomieszczenie, choć przestronne, wydało się Alice dziwnie klaustrofobiczne. Ciemna żółć ścian kontrastowała z białą wykładziną, starannie wyczyszczoną przez sprzątaczki. Naprzeciw niemodnego, wiktoriańskiego kominka stał szklany stolik na masywnych nogach. Za nim znajdowała się jedna z trzech kanap, ciężka i przytłaczająca oraz czarna, odpychająca konsola z lampą. Pozostałe dwie kanapy ustawione były pod oknami, w których lekko falowały białe zasłony. Jedną ze ścian zajmował obszerny regał z pomarańczowego drewna, który wypełniony był błyszczącymi księgami, nowymi i nigdy nie używanymi. Przy nim stała niewielka kozetka, na której właśnie z zamkniętymi oczami leżała Christine. Gdy usłyszała, że drzwi się otwierają, spojrzała na Alice i powiedziała:

http://i.imgur.com/ncx3DCy.jpg

- Nie wzywałam cię tu. Przestań się obijać i wracaj do pracy.
- To ty! To ty jej powiedziałaś! – wykrzyknęła Alice, wskazując ją palcem.
- Jak ty się odzywasz do swojego pracodawcy? Czy chcesz, żebym cię zwolniła? – odpowiedziała, wstając z kozetki.
- Jak mogłaś napisać Caroline o ślubie!? Jak w ogóle śmiałaś wtrącać się do mojego życia!? – głos Alice rozniósł się echem po domu.
- A ty skąd o tym wiesz? Grzebałaś w moich rzeczach! – oburzyła się Christine.
- Gdyby nie ty, może bym wyszła za mąż za Isadora i nigdy nie dowiedziałabym się o Caroline. Po co to zrobiłaś!?
- Bo cię nienawidzę! – krzyknęła Christine, czerwona ze złości – zawszę cię nienawidziłam! Zawsze miałaś to, co najlepsze, pieniądze, dom, nawet Isadora owinęłaś sobie wokół palca! Byłaś zbyt idealna, musiałam coś z tym zrobić!
- Straciłam dom i pieniądze, czy to za mało!?
- Nawet wtedy udało ci się owinąć Isadora wokół palca! Coś, czego mi się nigdy nie udało! – Christine usiadła na kanapie przy oknie i schowała twarz w dłonie. Alice stała czując, jak z każdą chwilą odraza do Christine potęguje się. Chciałabym, żebyś była martwa, pomyślała, zagryzając wargi, chciałabym zobaczyć, jak wypadasz z tego okna, jak ja cię przez nie wypycham. Chcę widzieć twoje ciało leżące na bruku, z pogruchotanymi kośćmi i rozłupaną czaszką, z której wypływa mózg. Śmiać się, widząc twoje zasnute mgłą, niewidzące oczy, zastygłe w bezruchu, martwe.
- Na szczęście – powiedziała nagle Christine – udało mi się was rozdzielić.
Zaśmiała się, jakby to, co właśnie powiedziała, wydało jej się niezwykle zabawne. Alice podeszła do niej, podniosła rękę, zamachnęła się i spoliczkowała Christine.
- Ty głupia, wstrętna jędzo – wycedziła Alice – odchodzę. Nie zbliżaj się do mnie, jeśli jeszcze raz cię zobaczę, uduszę cię własnymi rękami. Twoje pieniądze cię nie ochronią.
Po tych słowach odeszła, zatrzaskując za sobą drzwi.

Liv
21.10.2012, 12:48
Dobra wiadomość, z pomocą przyszła Liv i obdarowała mnie swoimi przepięknymi simami. Wielkie dzięki! Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił. <3
Oj tam, drobiazg :D No i cieszę się, że moje zdolności zostały docenione :)
Moje simy na pewno wypadną blado na tle tych stworzonych przez Larandil, z których bije profesjonalizm i lata praktyki, ale że mają one być postaciami jednego z moich ulubionych FS, będę się starała udoskonalić swój styl ;)

Spójrzcie tylko, nawet ta scena, jeszcze dziesięć lat temu, była używana przez najróżniejszych muzyków jazzowych.
Nie widzę sensu dalszej egzystencji tego przecinka w tym miejscu.
Masywny tył zamachał się złowieszczo
Co zrobił?

Bardzo ładny opis kota tak w ogóle :D
Po chwili usłyszała, jak stare drzwi na korytarz otworzyły się, skrzypiąc przeraźliwie.
Czas przesyły mi tu nie pasuje.
W ogóle wyczuwam jakiś brak pewności w Twoim tekście.
ubrana w zielony żakiet i tego samego koloru, wąską spódnicę.
... i wąską spódnicę tego samego koloru.
Hyacinth pokręciła z dezaprobatą głową.
"Hyacinth pokręciła głową z dezaprobatą." - jak dla mnie brzmi lepiej ;]
Ominęła je, po czym przeszła przez drzwi do pomieszczeń służby, gdzie skierowała się w stronę kuchni
Naprawdę musiałeś to wszystko tak szczegółowo opisywać? xD
Za każdym razem, gdy Christine robi takie przyjęcie, choruję po nich przez kilka dni
"Po nich?" A nie "po nim"?
– w końcu naprawdę wyciągnę ducha.
Lol, skąd?! :D
Chyba "wyzionę ducha" ;)
Osoby takie jak ty zawsze żyją długo, po prostu mają zbyt dużo do roboty
Hm, jedna część nie trzyma się drugiej. Może "żyją długo, bo po prostu mają..."?
spadł głośno na podłogę
Upadł.
W następnym zdaniu masz powtórzone "dziewczyna" (z ta różnicą, że odmienione inaczej).
Nie można mieć zawsze tego, czego się chce.
"Co się chce"?
Kobiety, ubrane w sięgające im do kolan
"Im" wygląda nieestetycznie :<
I za długie zdania tworzysz. Jakoś w tym odcinku strasznie rzuca mi sie to w oczy.
Zrobisz to, co każe ci matka!

Sporo tego, co?
Końcówka jest zdecydowanie najlepsza. Spotkanie Alice i Christine wyszło megaśnie! <3
Ogólnie jednak wydaje mi się, że odcinek jest taką mieszanką - w zasadzie każdą jego część można by potraktować jako pewnego rodzaju odskocznię.
Ciekawy fragment z Thomasem, aczkolwiek wydaje mi się być tylko taką "ulotną chwilą" i w zasadzie nic większego nie wniósł do odcinka. No cóż, nie chciała się z nim widzieć, ale się zobaczyła i nie była z tego powodu nazbyt szczęśliwa. Hm...

I nie wiem, czy to przez moją nieuwagę lub tez spowolnione myślenie, ale ta cześć jest jak dla mnie taka oderwana od reszty. Isador nagle wyszedł i Alice ni stąd ni zowąd znalazła się w starej sali (ciekawy motyw snu!).
Mam nadzieję, że po jakimś czasie ułoży mi się to wszystko w logiczną całość. A na doszukiwanie się głębi nie mam już zwyczajnie ochoty.
No i wyczułam spadek formy. Twoje obawy były uzasadnione.

8/10

Mroczny Pan Skromności
22.10.2012, 07:03
Coraz więcej zaczyna nam się układać. Bardzo dobrze, że wplatasz takie sceny, na pozór bez znaczenia, a jednak bez nich by się nie obeszło.
Kiedy Alice i Christine się spotkały, miałem nadzieję na coś mocniejszego :D Cóż, może jeszcze kiedyś skoczą sobie do gardeł xD
Ciekawi mnie też, z kim ostatecznie będzie Alice. Wyszło na jaw, że z Isadorem jej nie wyszło z powodu intrygi Christine, lecz nie zmienia to tego, że Williams ją oszukał. Z kolei Thomas, jak się okazuje, ma wiele wspólnego z Alice, ale skoro go nie kocha, chyba nic z tego nie będzie :P
Życzę Mrocznego Natchnienia :)

Caesum
22.10.2012, 13:51
Oj tam, drobiazg :D No i cieszę się, że moje zdolności zostały docenione :)
Moje simy na pewno wypadną blado na tle tych stworzonych przez Larandil, z których bije profesjonalizm i lata praktyki, ale że mają one być postaciami jednego z moich ulubionych FS, będę się starała udoskonalić swój styl ;)
Według mnie wyszło dobrze. Simy mają charakter i nie odbiegają stylem od innych, a to najważniejsze. :D

Co zrobił?
No podniósł kuper, pomachał nim tak na lewo i prawo, jak koty gdy mają zamiar na coś skoczyć. Jako, że opisuję sam tył, a nie całego kota, a więc jest "się". Co najwyżej zamiast "zamachać" mogło by być "pomachać", ale wydaje mi się, że pomachać można ręką albo jakiś przedmiotem, który nie jest, że się tak wyrażę, mocniej uczepiony ciała.
Bardzo ładny opis kota tak w ogóle :D
Dziękuję. <3

Cała reszta - poprawiona. :)

Sporo tego, co?
No właśnie wiem i to mnie niepokoi. Mam wrażenie, że może wyszło tak dlatego, bo gdy pisałem początek, byłem wręcz oczarowany opisami w serii "Dzieje Czarownic z rodu Mayfair" i chciałem sprawdzić, czy umiałbym swoje opisy tak rozwinąć. Chciałem nadać im jakiś charakter, bo niestety normalnie moje opisy są krótkie i nudne. Później trochę mi się odmieniło i chyba to widać, bo krótsze opisy.
Końcówka jest zdecydowanie najlepsza. Spotkanie Alice i Christine wyszło megaśnie! <3
Ooo cieszę się. No tak, ale tego właśnie trzeba w takich tematach, kłótni i miłości! Wprawdzie miłości było trochę mniej, ale dobrze, że kłótnia się spodobała !
Ogólnie jednak wydaje mi się, że odcinek jest taką mieszanką - w zasadzie każdą jego część można by potraktować jako pewnego rodzaju odskocznię.
Tak jak wspominałem wcześniej, odcinek pisałem czytając różne i całkowicie różniące się od siebie książki, najpierw czytałem "Taltos" Anne Rice, a teraz czytam... Lalkę! Innymi słowy, różnica klimatów kolosalna.
Ciekawy fragment z Thomasem, aczkolwiek wydaje mi się być tylko taką "ulotną chwilą" i w zasadzie nic większego nie wniósł do odcinka. No cóż, nie chciała się z nim widzieć, ale się zobaczyła i nie była z tego powodu nazbyt szczęśliwa. Hm...
Jak wszystkie fragmenty związane z Thomasem. On się stara, ona go odrzuca, on jest zawsze przy niej, ale ona woli być sama. Thomas jest niestety osobą tragicznie zakochaną w kimś, kto nie odwzajemnia uczucia. Próbuje to zmienić, ale Alice jest zbyt zajęta sobą.
I nie wiem, czy to przez moją nieuwagę lub tez spowolnione myślenie, ale ta cześć jest jak dla mnie taka oderwana od reszty. Isador nagle wyszedł i Alice ni stąd ni zowąd znalazła się w starej sali (ciekawy motyw snu!).
Mam nadzieję, że po jakimś czasie ułoży mi się to wszystko w logiczną całość. A na doszukiwanie się głębi nie mam już zwyczajnie ochoty.
Isador wyszedł na chwilę, jednak to Alice go opuściła. W poprzednim odcinku skierowała się do wyjścia, pożegnała go, odrzuciła. Nie było sensu opisywać późniejszych zdarzeń, ponieważ byłaby to tylko droga powrotna do domu.
No i wyczułam spadek formy. Twoje obawy były uzasadnione.
8/10
*przywiązuje linę do gałęzi drzewa*
Ciekawi mnie też, z kim ostatecznie będzie Alice. Wyszło na jaw, że z Isadorem jej nie wyszło z powodu intrygi Christine, lecz nie zmienia to tego, że Williams ją oszukał. Z kolei Thomas, jak się okazuje, ma wiele wspólnego z Alice, ale skoro go nie kocha, chyba nic z tego nie będzie :P
Wszystko zależy od Alice. Na początku chciała zdobyć Isadora tylko i wyłącznie dla jego pieniędzy, jednak później zakochała się w Isadorze, którego z resztą zna od dawna. Jednakże, jak sam zauważyłeś, Isador ją okłamał, zataił przed nią swoją przeszłość, a co za tym idzie skoro nie powiedział jej, że jest żonaty, to co jeszcze ukrywa? Thomas wprawdzie ma wiele wspólnego z Alice, jednakże Alice zawsze będzie w nim widzieć tego dobrodusznego, ciamajdowatego chłopaczka, z charakteru tak innego w porównaniu do niej.
Życzę Mrocznego Natchnienia :)
Ohohoho, dziękuję! Z pewnością się przyda. <3

rudzielec
23.10.2012, 12:27
No pięknie. Ta cała Christine od dawna mi śmierdziała, nie lubiłam jej nigdy..
Wredny babsztyl, jakbym była Alice, to bym ją wypchnęła przez to okno!
Ciekawi mnie co dalej, odnośnie Alice. No ale dziewczyna ma silny charakter i myślę, że sobie poradzi.
Odnośnie simów - mam nadzieję, że nikogo nie urażę, jeśli powiem, że bardziej podobają mi się te od Liv, wydają się mieć więcej radości w oczach ;)

Zdjęcia jak zwykle super, szczególnie podoba mi się to w lesie, gdzie Alice idzie po wydeptanej ścieżce.
Szczerze mówiąc, to troszkę ciężko czytało mi się ten odcinek. Szczególnie opisy wydały mi się takie... Napisałeś, że próbowałeś rozwinąć swoje opisy, tylko nie rozumiem po co? Jak dotąd wszystko grało i buczało, że się tak wyrażę, a jak tak jest to nie ma sensu tego zmieniać. Każdy ma swój niepowtarzalny styl, dzięki któremu się go rozpoznaje, jakbyś dał mi do porównania np. tekst Chrupcia, Liv i swój, to bez zawahania wskazałabym czyj jest czyj, bo każdy z Was wyróżnia się czymś innym. Poprzedni odcinek był naprawdę dobry i uwierz, że gdybyś nie kombinował z opisami, ten też by taki był :) Czytać trzeba dużo, owszem, bo inaczej nasz styl pisarki stoi w miejscu (i pomyśleć, że od kilku lat nie miałam w ręce żadnej książki T__T), można go w ten sposób rozwijać, ale nie powinno się go zmieniać, bynajmniej takie jest moje zdanie.

Dużo weny życzę i mam nadzieję, że przy następnym odcinku będę mogła napisać "super odcinek", bo póki co, ten oceniam na dobry ;)

Caesum
27.10.2012, 20:09
Szczerze mówiąc, to troszkę ciężko czytało mi się ten odcinek. Szczególnie opisy wydały mi się takie... Napisałeś, że próbowałeś rozwinąć swoje opisy, tylko nie rozumiem po co? Jak dotąd wszystko grało i buczało, że się tak wyrażę, a jak tak jest to nie ma sensu tego zmieniać.
Opisy zawsze były moją słabą stroną. O ile dialogi bardzo łatwo mi idą, moje postacie mogą ględzić i ględzić całymi stronami, to już na opisach potrafię się zaciąć i to na miesiące, stąd też próby zmian. Do tego dochodzi jeszcze podświadome sugerowanie się czytanymi książkami. Wcześniej na okrągło czytałem Agathę Christie, która miała skąpe opisy. Przy odcinku ósmym za to książki się zmieniały z Taltosa Anne Rice na Władcę Pierścieni, by ostatecznie zakończyć się na Lalce, stąd może różnica każdej części odcinka.
Tak więc rada dla innych - jeżeli piszecie coś, nie czytajcie niczego albo czytajcie tylko jedną książkę! ! !
Dużo weny życzę i mam nadzieję, że przy następnym odcinku będę mogła napisać "super odcinek", bo póki co, ten oceniam na dobry ;)
Dziękuję i mam nadzieję, że uda mi się napisać ostatni odcinek w starym stylu. Nawet zacząłem czytać kolejną książkę Agathy. <333


Aha, i jeszcze coś:
bynajmniej takie jest moje zdanie.
Zgiń, przepadnij! *syczy i prycha*

Björk
24.12.2012, 15:47
Spełniam prośbę i proszę wraz z autorem o komentarze :)

http://i.imgur.com/IkpcNQa.jpg

"Panie, W dniu pierwszego września miałem zaszczyt zawiadomić Pana, że jeżeli rząd niemiecki nie jest gotów udzielić rządowi Jego Królewskiej zapewnień, że zaprzestał wszelkich agresywnych działań przeciwko Polsce i że jest gotów wycofać swe wojska z jej terytorium, rząd Jego Królewskiej Mości wypełni swe zobowiązania wobec Polski. Mimo, że od przekazania tychże słów upłynęło ponad dwadzieścia cztery godziny, nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi, a atak na Polskę wzmaga się. W związku z tym mam zaszczyt poinformować Pana, że jeżeli do godziny jedenastej przed południem dnia trzeciego września nie zostaną doręczone przez rząd niemiecki zadowalające zapewnienia w powyższej sprawie, od tej godziny nasze dwa kraje będą się znajdowały w stanie wojny."

--------------------------------------

No i nadszedł ten dzień. Kolejny odcinek gotowy i mam nadzieję, że się spodoba. Tym razem osobiście nie mogłem dodać odcinka, dlatego też dziękujcie Bjork za to, że zgodziła się zamieścić go za mnie! Życzę wam wesołych świąt oraz szczęśliwego nowego roku i cóż, mam nadzieję, że może jeszcze kiedyś się spotkamy. :) Miłego czytania. Simy, oczywiście robota Liv i Mefisto.

--------------------------------------
Odcinek 10

http://i.imgur.com/rH5YxYd.jpg

- Nie otrzymaliśmy w wyznaczonym czasie żadnego zobowiązania, a zatem nasz kraj jest w stanie wojny z Niemcami – głos premiera Brytanii, Arthura Nevilla Chamberlaina wydobywał się z małego, drewnianego radia, stojącego na stoliku nocnym w sypialni. Na dębowym łożu stała otwarta walizka, do której Alice wkładała ubrania. Nie było ich wiele, zaledwie kilka sukienek i płaszczy z taniego materiału. Alice Podeszła do szafy, sięgnęła ręką na samo dno, po czym wyciągnęła niemodny kapelusz. Mój Boże, ile to już lat minęło? Zastanowiła się, patrząc z sentymentem na jedyną pamiątkę z czasów, kiedy jeszcze była bogata. Co ja teraz zrobię? Zebrałam trochę pieniędzy, jednakże nie wystarczy tego na zawsze. Muszę poszukać pracy. Spojrzała jeszcze raz na kapelusz, westchnęła, po czym odłożyła na miejsce. Już mi się nie przyda, nie warto trzymać się przeszłości.
- Pozostała mi jeszcze tylko jedna rzecz do zrobienia: przeznaczyć wszystkie siły na to, aby jak najszybciej zwyciężyła sprawa, dla której tak dużo musimy poświęcić – mówił Chamberlain, gdy zamykała walizkę - nie mogę powiedzieć, jaki mógłby być mój w tym udział. Ufam, że doczekam dnia, w którym hitleryzm będzie zniszczony, zaś uwolniona Europa, odbudowana.
Gdy przemówienie skończyło się, Alice podeszła do radia i wyłączyła je. Dość tych wiadomości. Już i tak mam dostatecznie wiele zmartwień. Odwróciła się i ogarnęła wzrokiem pomieszczenie. To mój ostatni dzień w tym domu, już nigdy więcej tu nie wrócę. Nie, dopóki jest tutaj Christine. Na to wspomnienie poczuła nagły napływ złości. Jak ona śmiała mieszać się w moje życie, myślała, krążąc po pokoju. Gdyby nie ona, Caroline nie dowiedziałaby się o mnie i Isadorze, a ja nigdy bym jej nie poznała. Kto wie, może byłabym wtedy szczęśliwsza? Usiadła na kanapie.
- Nie – pomyślała na głos – Isador mnie oszukał. Gdyby naprawdę mi ufał, powiedziałby mi o Caroline. Dlaczego ukrywał przede mną prawdę? Po co w ogóle chciał brać ślub? Przecież wiedział, że byłby nieważny. Czy naprawdę myślał, że ucieczka od Caroline i zatuszowanie wszystkiego wystarczyłoby? Z pewnością ktoś musiał wiedzieć.
I wiedział. Christine wiedziała.
- Ale skąd? – zapytała.
Pieniądze, odpowiedział głos w jej głowie. Christine nie szukała miłości, tylko informacji, a pieniądze mogą to załatwić.
- Ja również miałam pieniądze a mimo to nie wiedziałam o Caroline.
Widać nie miałaś ich wystarczająco dużo. Alice zerwała się z kanapy.
- Nonsens! Miałam tyle pieniędzy, że mogłam sprzedać fabrykę samochodów i kupić ją za dwa razy większą cenę i to dla zabawy. Nie obchodził mnie wtedy Isador, miałam inne zajęcia.
Usłyszała pukanie do drzwi.
Mój Boże, spanikowała. Kto to może być? Chyba nie Christine? Jeżeli usłyszała, co przed chwilą powiedziałam, chyba zapadnę się pod ziemię. Wciągnęła głęboko powietrze i gdy uspokoiła się powiedziała:
- Otwarte.

http://i.imgur.com/21X072l.jpg

- Słyszałam twój głos, z kim rozmawiałaś? – spytała Hyacinth wchodząc do pokoju.
- Z nikim, po prostu głośno myślałam – odpowiedziała Alice. Chyba nic konkretnego nie usłyszała. Całe szczęście. Odsunęła walizkę i usiadła na łóżku.
- Widzę, że już jesteś spakowana – zauważyła Hyacinth rozsiadając się wygodnie na kanapie.
- Nie mam wiele rzeczy, nie trwało to długo.
- Pewnie chciałaś wymknąć się bez pożegnania – Hyacinth mrugnęła znacząco.
- To prawda – przyznała Alice – jednak zmieniłam zdanie.
- Czyżbyś uznała, że opuszczenie domu bez porozmawiania ze swoją starą, dobrą przyjaciółką Hyacinth byłoby w złym tonie?
- Nie, po prostu zostawiłam płaszcz na wieszaku w kuchni, a tam zawsze ktoś jest.
Hyacinth roześmiała się.
- Mogłam się tego spodziewać! Nigdy nie lubiłaś pożegnań.
- Za dużo z tym zachodu – burknęła Alice.
- Christine by się pewnie ucieszyła. Od czasu waszej sprzeczki zaczęła się wyjątkowo na ciebie skarżyć.
- Nie słyszałam, żeby coś o mnie mówiła – zdziwiła się. Spojrzała z zaciekawieniem na Hyacinth.
- To oczywiste – odpowiedziała – w końcu teraz się ciebie boi. Naprawdę ładnie jej dopiekłaś.
- Należało jej się. Co za kobieta, że też jeszcze ma czelność obgadywać mnie za plecami! – twarz Alice wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia.
- Zawsze taka była.
- Przynajmniej teraz sama będzie musiała zająć się papierkową robotą. Ja już jej nie pomogę.
- Nie będzie musiała – powiedziała Hyacinth odwracając wzrok – znalazła już.
- Kogo!? – Alice oburzona zerwała się z łóżka – jeszcze nie wyszłam z tego domu, a ona już znalazła zastępstwo!?
- Właściwie to znalazła zaraz po waszej kłótni.
- Jak to!?
- Uspokój się i siadaj – rozkazała Hyacinth – nie będę rozmawiać z kimś, kto robi tyle hałasu.
- No dobrze – powiedziała Alice wracając na miejsce – ale kogo wybrała? Kogoś stąd?
- Tak, mnie.
Alice przez chwilę milczała.
- No dobrze – podjęła w końcu, uśmiechając się z przymusem – pewnie przyszłaś, by zabrać klucze.
- Przyznaję, to prawda – odpowiedziała Hyacinth, po czym dodała – nie chciałam o tym od razu mówić.
- Nie, w porządku, zaraz je wyjmę.
Odwróciła się do szafki nocnej, a następnie otworzyła ją i wyjęła pęk kluczy. Mogłam się tego spodziewać. Pomyślała, spoglądając na nie. Hyacinth już wcześniej była gospodynią, oczywiste więc, że Christine ją wybrała.
Poza tym, chichy głosik znowu się odezwał, w ten sposób Hyacinth skorzysta twoim kosztem. Alice poczuła się zdradzona.
- Spokojnie – powiedziała Hyacinth, jakby czytając jej w myślach – Christine jeszcze dostanie za swoje, jeśli nie od ciebie to ode mnie.
Alice otworzyła usta, by przyznać jej rację, gdy wtem usłyszała dźwięk zamykanych drzwi auta. Podeszła do okna i wyjrzała na podjazd.
- To pewnie Christine – stwierdziła Hyacinth nie wstając z kanapy – nie tylko ty opuszczasz ten dom.

http://i.imgur.com/4Uq1jNn.jpg

W istocie, na podwórzu stała czarna limuzyna, przy której Christine krzyczała na służących i popędzała ich do pracy. Sterta bagaży leżała obok wejścia, zaś na jednym z kufrów siedziała Rachel, gryząc jabłko i z niejaką satysfakcją spoglądając na trudy matki.
- Szybciej, chcę stąd wyjechać zanim dzień się skończy! Co się tak guzdrzecie? – pohukiwała Christine.
- Pewnie na twój widok tracą siły. Jak i chęć do życia – stwierdziła Rachel, po czym uśmiechnęła się drwiąco.
- Cicho bądź – syknęła Christine, jednakże zamyśliła się i po chwili powiedziała podniesionym głosem – jeżeli się nie pospieszycie, wszystkim wam obniżę pensję!
Efekt był natychmiastowy.
- Nie rozumiem twojego podejścia – zaczęła Rachel – przecież to jasne. Oni po prostu nie chcą pracować dla ciebie, kochana mamusiu.
- Przestań, nie nazywaj mnie tak.
- Dlaczego? Czy dalej gniewasz się, że pokazałam jej ten list? – Rachel rozszerzyła oczy w udawanym zdziwieniu.
- Dobrze wiesz dlaczego! W ogóle nie powinnaś była grzebać w moich rzeczach.
- Przecież nigdy jej nie lubiłaś, teraz przynajmniej odchodzi.
- To coś zupełnie innego. Jesteś dzieckiem, nie zrozumiesz.
- Jestem dostatecznie dorosła by zrozumieć takie rzeczy – Rachel zeskoczyła z kufra, który zaraz został podniesiony przez służbę – musisz mi je tylko wyjaśnić.
- Wracaj do domu! Nie mam teraz czasu na głupoty.
- Wracaj do domu, wracaj do domu! Zawsze to samo, nigdy nie masz czasu! Sama jesteś głupia!
- Że co proszę? – Christine odwróciła się do Rachel – a więc tak mi się odwdzięczasz za to, że przez tyle lat cię wychowywałam?
- Ty? Nie rozśmieszaj mnie! Jedyne co robisz to płacisz innym, żeby odwalili za ciebie brudną robotę! Czy ciebie w ogóle coś obchodzę?
Christine nie odpowiedziała.
- A więc jedź sobie i nie wracaj! Mam nadzieję, że umrzesz i nie będę musiała na ciebie patrzeć! Nienawidzę cię!
Rachel rzuciła w nią ogryzkiem i wbiegła do domu. Alice odwróciła się od okna i spytała:

http://i.imgur.com/5ZzrtEl.jpg

- Po co ona to robi?
- Ucieka przed tym, co może ją zranić. Zawsze to robiła – odpowiedziała Hyacinth.
- Nie rozumiem jej. Ma w sobie tyle jadu, a ucieka jak tylko ktoś na nią źle spojrzy?
- To najzupełniej zrozumiałe – odpowiedziała Hyacinth – ma w sobie tyle jadu, bo ludzie ją ranią. Ranią ją zaś, ponieważ ona chce przekazać swój ból innym. To zamknięte koło, z którego nie umie się wydostać.
Alice zamyśliła się. No tak, ból może zmusić człowieka do najdziwniejszych rzeczy. Jeżeli Christine naprawdę jest tak nieszczęśliwa, to nic dziwnego, że nie chce widzieć szczęścia u innych.
- Mimo wszystko – powiedziała Alice zirytowana – nie powinna była mnie tak traktować. Osobiste urazy to jedno, ale niszczenie drugiej osoby dla własnej uciechy? Tego jej nie wybaczę.
- Nikt nie żąda od ciebie przebaczenia – Hyacinth uśmiechnęła się, po czym wstała i również podeszła do okna – tej kobiety już nikt nie uleczy, można tylko trzymać się z daleka.
Ryk samochodu ogłuszył ostatnie jej słowa.
- Odjechała – powiedziała po chwili – już jej więcej nie zobaczysz, założę się.
- Mam nadzieję – odpowiedziała Alice.
- Co masz zamiar zrobić? Masz teraz dużo czasu, możesz iść w każdej chwili.
- Pożegnam się z rodziną – powiedziała bez namysłu – idziesz ze mną?
- Nie będę ci przeszkadzać?
- Oczywiście, że nie. Przecież bym ci nie proponowała tego, gdybyś mi zawadzała.
- Oczywiście – powtórzyła Hyacinth i roześmiała się – a więc chodźmy.
Przeszły przez drzwi na korytarz i Hyacinth już chciała ruszyć w stronę kuchni, gdy Alice ją zatrzymała.
- Nie tędy, Christine już nie ma – powiedziała uśmiechając się – wyjdziemy głównymi drzwiami.
- Doprawdy Alice, widzę, że za dużo sobie pozwalasz! Cudowny pomysł.

http://i.imgur.com/trewuBd.jpg

Gdy znalazły się w holu, Alice uśmiechnęła się do siebie. Było to jej ulubione pomieszczenie, z pozoru ponure i ciężkie, z drewnianymi schodami ciągnącymi się na piętro. Przez wiszące nad drzwiami frontowymi okno wpadały promienie słoneczne, oblewając blaskiem dębowe panele. Kryształowy żyrandol połyskiwał w słońcu, mieniąc się barwami tęczy.
Jedyne pomieszczenie w całym domu, którego Christine nie potrafiła zmienić, pomyślała Alice. Może jednak nie ma tak tragicznego gustu.Podeszła do drzwi i nacisnęła starą, mosiężną klamkę. Nienaoliwione zawiasy zaskrzypiały głośno, ku zdumieniu Alice imitując płacz dziecka. Jeszcze bardziej się zdziwiła, gdy okazało się, że to nie drzwi wywoływały ten dźwięk, a ktoś w holu. Rozejrzała się, próbując odnaleźć źródło płaczu i ujrzała Rachel, skuloną na jednym ze stopni i z twarzą schowaną z białych jak ściana dłoniach. Biedna dziewczyna, pomyślała. Matka znów ją opuściła, nic dziwnego więc, że tak się zachowuje. Podeszła do niej i już chciała objąć ją ramieniem, gdy zauważyła, że Rachel nie płacze, a śmieje się.
- Z czego się śmiejesz? – spytała Alice.
- Wreszcie się jej pozbyłam – odpowiedziała Rachel. Podniosła twarz, a w jej oczach pojawił się cień tryumfu – nie ma jej.
- Mówisz o Christine? – Hyacinth usiadła obok Rachel.
- Nie znoszę jej! – głos Rachel rozniósł się echem po domu – nienawidzę z całego serca.
Hyacinth pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Nic dziwnego, nie była dla ciebie idealną matką.
- Ale to już koniec. Pokonałam ją w jej własnym domu, już tu nie wróci.
- Nie boisz się, że wyśle cię znowu do szkoły? – spytała Alice.
- Oczywiście, że tego nie zrobi. Gdy ostatnim razem byłam w szkole, zrobiłam tyle zamieszania, że musiała mnie stamtąd zabrać. Już tego nie powtórzy.
- Skąd ta pewność?
Rachel wzruszyła ramionami.

http://i.imgur.com/CtfUyPf.jpg

- Ponieważ musiałaby się mną przejmować, a ona myśli tylko o sobie – zacisnęła pięści.
- Pewnie i tak cię zabierze, jak tylko znajdzie sobie nowy dom – zauważyła Hyacinth.
- Nie zrobi tego – powiedziała Rachel z przekonaniem.
- Dlaczego?
- Ponieważ wie, że to ja dałam ci ten list.
- Po co to zrobiłaś? – Alice spojrzała na nią z zaciekawieniem w oczach.
- Żeby mnie znienawidziła, rzecz jasna! – Rachel wstała i wyciągnęła ręce ku górze – i udało się!
Obróciła się kilka razy, szczęśliwa, a następnie rozsiadła się na stopniu i zapatrzyła się między balasy. Trochę smutniejszym tonem dodała:
- Teraz zostanę sama.
- Nie zostaniesz – powiedziała Hyacinth – nie bez powodu tu jestem. Zatrudniono mnie jako twoją opiekunkę i jak na razie nie wygląda na to, żeby mój awans miał coś zmienić.
- Racja – Rachel uśmiechnęła się – chociaż myślałam raczej o kimś innym, jakimś przyjacielu. Kimś młodszym.
Alice roześmiała się ku oburzeniu Hyacinth.
- Doprawdy! – wykrzyknęła Hyacinth – I weź tu pocieszaj kogoś, a zaraz ci nóż w plecy wbije. Odejdę stąd i zobaczysz, wtedy pożałujesz swych słów.
- Cóż, nie będziesz jedyną, która odejdzie – dodała Alice, spoglądając w stronę drzwi wejściowych. Wydało jej się, że widzi niewyraźną postać za oknem. Przez chwilę miała nadzieję, że to Isador przyjechał, by poprosić ją jeszcze raz o rękę bądź by siłą zabrać jak zdobycz. To tylko marzenia, westchnęła ciężko.
Podskoczyła, gdy usłyszała dźwięk dzwonka. Więc to nie było przywidzenie? Zdziwiła się. Czy możliwe jest, że to Isador? Próbowała się poruszyć, jednakże nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Spojrzała prosząco na Hyacinth, która bez słowa wstała ze stopnia i ruszyła w stronę drzwi. Gdy otworzyła je, Alice mocniej zabiło serce. Kto to może być? Pytała samą siebie, jednocześnie krytykując swoje zachowanie. Głupia, co ty sobie wyobrażasz? Rzuciłaś go, już nie wróci.
- Tak? – spytała Hyacinth.
- Przynoszę list do Alice Waters – powiedział mężczyzna za drzwiami.
To tylko jakiś listonosz. Pomyślała Alice czując, jak chwila podniecenia ustępuje miejsca przygnębieniu. Nikt ważny. Mimo to miała uczucie, że gdzieś już słyszała ten głos. Podeszła do Hyacinth i spojrzała z zainteresowaniem na nieznajomego.

http://i.imgur.com/MxPCcKP.jpg

Był to wysoki mężczyzna o krótkich, przetykanych siwizną czarnych włosach i brązowych oczach. Jego mocno zarysowana szczęka pokryta była zarostem, na ustach zaś gościł lekki grymas, widać tak powszedni, że w kącikach zrobiły się drobne zmarszczki. Ubrany był w szykowny, lecz niezbyt kosztowny garnitur, po którym widać było, że noszący go nie należał do sfer wyższych. Mimo to ubiór ten nie pasował do listonosza, dlatego też Alice nie bez zdziwienia patrzyła na osobnika, zastanawiając się w duchu: kim też on może być? Nagle olśniło ją.
- To ty byłeś z Isadorem dwudziestego piątego sierpnia w Claridge’s! – zawołała.
- Tak, to byłem ja.
- Kim jesteś? Co tu robisz? – spytała.
- Jestem Alistair Smith, lokaj lorda Williamsa – odpowiedział, po czym dodał – przyniosłem list dla Alice Waters.
- List? Od Isadora? Dlaczego nie mógł wysłać go pocztą? – zdziwiła się.
- Lord Williams chciał mieć pewność, że list zostanie dostarczony prosto w pani ręce – po tych słowach wyjął list i wręczył go Alice.
Dlaczego Isador tak się o to postarał? Zastanowiła się. Przecież nie jesteśmy razem, odrzuciłam go. Czyżby mimo to chciał, żebym do niego wróciła? Uśmiechnęła się do siebie, gładząc wierzch koperty. Wiem, że już to skończone, ale mimo to chciałabym zobaczyć go jeszcze raz.
- Och, przepraszam – powiedziała otrząsając się z zadumy – gdzie też moje maniery, przecież musiał pan przebyć długą drogę. Dwór Isadora jest całe mile stąd.
- Nie, naprawdę nie trzeba – powiedział Alistair.
- Bzdury – przerwała mu Alice – musi pan odpocząć, albo przynajmniej napić się herbaty i powiedzieć jak tam Isador.
- Christine nie ma, spokojnie możemy skorzystać z głównego salonu. Powiem Gladys, żeby przygotowała herbatę i ciasta – powiedziała Hyacinth, po czym ruszyła w stronę kuchni.
- Proszę za mną, to w tę stronę – Alice uśmiechnęła się.

http://i.imgur.com/v7Pwnl1.jpg

Weszli do dużego pomieszczenia, którego ściany pokryte były zieloną tapetą o kwiecistym wzorze. Szkła kinkietów ilością kolorów przypominały witraże w kościele, a ciemne pnącza oplatały jasne drewno foteli, rozstawionych wokół stolika do kawy. Oszklona krata w połowie zakrywała zimne palenisko marmurowego kominka, okna zaś przysłonione były czerwonymi kotarami. Nigdzie nie można było dojrzeć ani pyłku kurzu, nawet na zdjęciach i przedmiotach stojących na dębowych konsolach.
- A więc, jak się czuje Isador? – zapytała Alice siadając na kanapie. Alistair wybrał fotel naprzeciw, po czym spojrzał na nią i westchnął.
- Nie najlepiej – przyznał – ma ostatnio dużo problemów.
- Jak to? – zdziwiła się – a co takiego się stało?
- Nie wiem, czy powinienem o tym mówić.
- Przestań, ja i Isador znamy się od dawna. Można mi powiedzieć wszystko, zatrzymam to dla siebie.
- No dobrze – powiedział – w takim razie wyznam pani, że zakłady włókiennicze lorda Williamsa zostaną zamknięte.
- Och! – wyrwało się z ust Alice – dlaczego?
- Długi – odpowiedział Alistair – zaczęło się to już kilka lat temu. Pewnego razu lord Williams wrócił do domu całkiem odmieniony, zupełnie jakby całe życie z niego uszło.
- Czy coś mówił? – spytała.
- Nic, powtarzał tylko jedno imię.
- Jakie?
- Nie powinienem wprawdzie tego mówić – powiedział lekko zmieszany – jednakże i tak wszyscy już o tym wiedzą, więc nic to zapewne nie zmieni. Wołał imię swojej żony, Caroline.
- Caroline… - Alice zbladła. Przez chwilę nic nie mówiła, lecz w końcu przemogła się i spytała – czy Isador miał wtedy jakieś spotkanie?
- Chyba tak – Alistair zamyślił się – tak, z pewnością, już pamiętam. Lord Williams wspominał coś o jakimś spotkaniu, jednak bez szczegółów.
- Ach tak – Alice opadła na oparcie kanapy. A więc to tak, pomyślała, teraz Isador ma problemy z pieniędzmi. A to wszystko zaczęło się zaraz po tamtym dniu. Po ślubie. Wzięła chusteczkę i delikatnie wytarła nią łzy, napływające jej powoli do oczu.
- Coś mi wpadło do oka – powiedziała i uśmiechnęła się. Czy to wszystko moja wina?
- Już są ciastka! – wykrzyknęła Hyacinth energicznie wchodząc do środka. Towarzyszył jej wózek z jedzeniem i popychająca go służąca – możesz odejść, Lily.
Lily dygnęła i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Hyacinth wzięła tacę z herbatą oraz talerzyk z ciastem i postawiła je na stoliku. Sama usiadła w jednym z foteli i zaczęła nalewać napar do filiżanek.
- Cukier czy może mleko? – spytała Alistaira.
- Dziękuję, ale odmówię obu – odpowiedział, na co Hyacinth pokiwała głową ze zrozumieniem.
- To tak jak ja. Co za dużo, to nie zdrowo – po tych słowach wsypała sobie cztery łyżeczki cukru i zamieszała łyżeczką.

http://i.imgur.com/2u7Vx6M.jpg

- Lord Williams wspominał, że wie co z tym zrobić, ale nie wtajemniczył mnie – powiedział Alistair biorąc swoją filiżankę – pewnie napisał jednak o tym w liście.
- Racja, list. Zupełnie o nim zapomniałam – Alice zwilżyła usta w ciepłej herbacie, po czym odstawiła filiżankę na spodeczek i wzięła list – czy Isador oczekuje odpowiedzi?
- Nic mi o tym nie mówił – odpowiedział.
Isadorze, o czym do mnie piszesz? Spytała się w myślach. Czy chcesz, żebym do ciebie wróciła, czy może obwiniasz mnie za upadek twych zakładów? A może tylko chcesz się komuś zwierzyć, a nie masz z kim? Jęknęła w duchu. W tym samym momencie drzwi się otworzyły i weszła kolejna pokojówka.
- Co się stało, Maggie? – spytała Hyacinth.
- Pan Thomas Lloyd chce się z panią widzieć – odpowiedziała Maggie i oblała się rumieńcem, gdy zauważyła, że Alistair na nią patrzy.
- No dobrze, wprowadź go do gabinetu Christine, zaraz tam przyjdę – rozkazała Hyacinth, po czym spojrzała na gościa oraz Alice i powiedziała – wybaczcie, obowiązki wzywają.
Gdy Hyacinth zniknęła za drzwiami, Alistair odłożył filiżankę, a następnie wstał i powiedział:
- Dziękuję za gościnność, jednakże ja też muszę już iść.
- Niechże pan jeszcze zostanie chwilę – poprosiła Alice.
- Chciałbym, jednak naprawdę nie mogę. Proszę tylko, niech pani przeczyta list jak najszybciej.
- Niech się pan o to nie martwi, zrobię to z pewnością – uspokoiła go Alice, po czym również wstała – odprowadzę pana do wyjścia.
Wyszli z salonu i ruszyli korytarzem do holu, gdzie zeszli po schodach i dotarli do drzwi. Gdy Alice je otworzyła, Alistair ukłonił się jeszcze raz i pożegnał. Przez chwilę stała, patrząc przez okno na oddalającą się postać, a gdy zniknęła jej z oczu, odwróciła się i wyjęła ponownie list.
Ale gdzie go przeczytać? Spytała się. Nie chcę, by mi ktoś patrzył przez ramię, a możliwe, że to będą złe wieści. Nawet nie chciała o tym myśleć. Mój Boże, mam nadzieję, że Isador z tego wyjdzie. Nie chciała, żeby cokolwiek złego mu się stało. Wciąż pamiętała zdarzenie ze ślubu, jednakże czuła, że była to również jej wina. Powinnam była bardziej interesować się jego przeszłością.
Przeszłość?
Tak, to będzie dobre miejsce.
Wstała, wyszła przez drzwi frontowe i poszła w stronę parku. Po chwili otoczyły ją zewsząd drzewa, zza których wyglądały zarośnięte bluszczem ruiny z jasnej, popękanej cegły. Szła tą samą ścieżką, którą jeszcze tak niedawno zmierzała wraz z Hyacinth na spotkanie Rachel. Przeszła nawet pod tym samym, rozpadającym się łukiem, wyglądającym jak wejście do zdewastowanej katedry.

http://i.imgur.com/FeQycY5.jpg

Z czasem drzewa zaczęły się przerzedzać, a w końcu ukazała się rozległa polana z jeziorem, którego spokojna tafla wody co chwila wzburzana była przez odlatujące łabędzie. Trochę dalej, w cieniu wznosiło się mauzoleum w greckim stylu, ze smukłymi kolumnami i płaskorzeźbami zdobiącymi fasadę. Wokół nie było żywego ducha, jedynie czasami lekki powiew wprawiał w ruch korony drzew otaczających polanę. Alice zbliżyła się do mauzoleum i usiadła na jednym z marmurowych stopni, ukrywając się przed wiatrem za kolumną. Spojrzała na kopertę z listem, a następnie odwróciła ją i otworzyła. Wyjęła ze środka papier, który następnie rozłożyła i zaczęła czytać napisane niebieskim atramentem słowa:

Najdroższa Alice,

Odrzuciłaś me uczucia, jednakże nie dziwię się ani nie żywię urazy, ponieważ miałaś całkowitą słuszność w swej decyzji. Po tym wszystkim co zrobiłem, jak zataiłem przed Tobą istnienie Caroline, którą również w swej arogancji skrzywdziłem, zrozumiałem że nie ma dla mnie miejsca u Twego boku. Postanowiłem więc powierzyć swoje serce i duszę narodowi, ażeby zmyć grzechy i odpokutować za krzywdy Ci wyrządzone. Gdy będziesz to czytać, będę już w drodze do odkupienia, dlatego też proszę Cię, ukochana, czekaj na mnie. Gdy wrócę, może wtedy będę wart Twojej miłości.

Na zawsze Twój,
Isador Williams

Alice osłupiała wpatrywała się w list. Poczuła, jakby serce zostało jej wyrwane z ciała, a pustka po nim powiększała się coraz bardziej. Z oczu pociekły jej łzy, spadając na papier i rozmazując litery. Podmuch wiatru bez trudu wyrwał jej list z rąk i poniósł na środek jeziora, gdy ona zakryła twarz dłońmi i zaczęła szlochać gorzko. To wszystko moja wina, wyrzucała sobie. Wszystko stracone, jak mogłam być tak głupia?
- Kiedy to się stało? Kiedy stałam się tak nieszczęśliwa? – zapytała samą siebie – dlaczego Bóg mnie tak każe?

http://i.imgur.com/gcX3ndr.jpg

Zdjęła medalion z szyi i wpatrzyła się w szafirowy kamień, odbijający jej własną twarz, smutną i zapłakaną. Pociągnęła głośno nosem, po czym otworzyła medalion i spojrzała na zdjęcia dwóch postaci, kobiety i mężczyzny. Pod nimi wygrawerowane były w metalu imiona: Elizabeth i Stephen. Długie, ciemne włosy okalały delikatną twarz kobiety, na pełnych ustach zaś gościł lekki, jakby prowokujący uśmieszek. Zgrabna szyja ozdobiona była szlachetnym kamieniem w kunsztownej oprawie. Twarz mężczyzny z kolei uderzała szlachetnością rysów, przenikliwymi oczyma i inteligentnie uniesionymi brwiami. Osoba ta z pozoru wydawała się zimna, jednak Alice wiedziała, że w głębi duszy była dobra, kochająca.
- Czemu mnie opuściliście? Właśnie teraz, gdy najbardziej was potrzebuję – zapytała, mając nadzieję na jakikolwiek znak. Nic się nie stało, jedynie wiatr dmuchnął znowu, a na niebie zaczęły pojawiać się ciemne, burzowe chmury. Przez chwilę spoglądała na nieruchome postacie uwiecznione na fotografii, po czym zamknęła medalion i włożyła go z powrotem na szyję. Zamknęła oczy i oparła głowę o kolumnę. Przestała płakać, jedynie czasem jej ciałem wstrząsał dreszcz, a z ust wydobywało się ciche westchnienie. Nie wiedziała, ile czasu tak siedziała, zziębnięta i nieszczęśliwa, gdy usłyszała czyjeś kroki i otworzyła oczy, by ujrzeć Thomasa idącego w jej stronę.

http://i.imgur.com/SgPg2ga.jpg

- Wszystko w porządku? Czemu tu tak siedzisz? – spytał, spoglądając na nią z troską.
- Nie ma go – odpowiedziała Alice – Isador mnie zostawił.
- Jak to? – zdziwił się – myślałem, że to ty go zostawiłaś!
Alice schowała twarz w dłonie i potrząsnęła głową.
- Żałuję tego! – wydusiła – dlaczego musiałam to zrobić? Co z tego miałam? Nic!
- Moja biedna Alice – powiedział Thomas, siadając obok niej i otaczając ramieniem. Lekko przytulił ją, a ona nie opierała się. Położyła głowę na jego ramieniu i rozpłakała się.
- No już, już – uspokajał ją Thomas swoim cichym, głębokim głosem.
- Napisał, że idzie do wojska – powiedziała.
- On? Do wojska? Dlaczego?
- By zmazać grzechy. Och, to wszystko moja wina!
- Nic podobnego, nic złego nie zrobiłaś – pocieszył ją – jakie grzechy?
- Związane ze mną i Caroline – Alice wyjęła chustkę i głośno wytarła nos.
- Czy wspominał coś o powrocie?
- Napisał tylko, że mam „czekać”.
Twarz Thomasa rozpogodziła się.
- A więc nic straconego!
- Jak to? – Alice zdumiała się.
- Przecież napisał, żebyś czekała, a więc jeszcze wróci. Nie martw się, z pewnością dotrzyma obietnicy.
- Tak… Tak, masz rację – przyznała, osuszając oczy chustką. Wstała, po czym powiedziała – dziękuję.
- Co teraz zamierzasz zrobić? – zapytał Thomas.
- Już najwyższa pora stąd odejść. Nic mnie tu nie trzyma – odpowiedziała spoglądając na jezioro.
- Gdzie masz zamiar się udać?
- Jeszcze nie wiem, ale pewnie wyjadę z kraju. Myślę o statku do Ameryki, mam już dość Brytanii.
Uśmiechnęła się do Thomasa, po czym spytała:
- Odprowadzisz mnie do domu? Ostatnie czego teraz chcę, to iść sama tym parkiem, z którym mam tyle wspomnień.
- Oczywiście – Thomas wstał i wziął ją za rękę – zrobię to z przyjemnością.
Zeszli z polany i ruszyli w stronę domu. Przez ostatnie dni tyle się wydarzyło, a ja nawet nie miałam czasu się z tym pogodzić, myślała Alice, gdy Thomas prowadził ją z iście męską troskliwością przez park. Muszę to wszystko przemyśleć, zregenerować siły. Jednakże nie tutaj, nie chcę więcej widzieć tego miejsca. Przez chwilę miała wrażenie, że znów się rozpłacze. No, pozbieraj się w końcu. Dotarli w końcu do drzwi kuchennych, skąd przeszli do korytarza dla służby, a później do jej pokoju. Alice usiadła na łóżku i rozejrzała się po pomieszczeniu, rozpamiętując wszystkie chwile w nim spędzone. Zdumiewające, że przyzwyczaiłam się do tego pokoju, mimo że mieszkałam tu przez lata udręk i poniżenia, dziwiła się. Powinnam go nienawidzić, a czuję smutek myśląc, że muszę go opuścić.
- Jestem gotowa, możemy iść – powiedziała po jakimś czasie. Zdjęła walizkę z łóżka i postawiła na kółkach.
- Ja to wezmę – powiedział Thomas łapiąc za uchwyt. Wyszli z pokoju Alice i przeszli do holu, skąd wyszli na zewnątrz. Na podjeździe stał zaparkowany czarny kabriolet ze smukłą, błyszczącą karoserią. Za nim w oddali majaczyła otwarta brama, do której prowadziła prosta droga pokryta żwirem. Po jej obu stronach posadzone były drzewa, przystrzyżone w geometryczne kształty. Ciemne chmury rozproszyły się, ukazując czerwono żarzące się słońce.

http://i.imgur.com/cz0VeLA.jpg

- Tutaj musimy się pożegnać – powiedziała Alice uśmiechając się smutno. Thomas odwrócił się do niej i złapał za obie ręce.
- Pojedź ze mną – poprosił, wpatrując się w jej oczy.
- Ja? – zdziwiła się Alice.
- A masz gdzie pójść? – zapytał – proszę, pojedź ze mną. Przynajmniej do czasu, aż zaplanujesz co dalej.
- Ale co z Olivią? Czy nie będzie miała nic przeciw?
Thomas machnął lekceważąco ręką.
- Ja i Olivia już od dawna nie mieszkamy razem. Szczerze mówiąc jesteśmy w trakcie rozwodu.
- Jak to? Olivia się zgodziła?
- Ona pierwsza to zaproponowała! Nie zastanawiałem się długo. Pojedź ze mną, błagam.
Alice przez chwilę nic nie mówiła. Co powiedzieć? Zastanawiała się. Czy powinnam się zgodzić? W końcu otworzyła usta, by coś powiedzieć, jednakże nie zdążyła, gdyż w tym samym momencie zza drzwi frontowych wychyliła się Hyacinth.
- Alice Waters! – wykrzyknęła – znowu próbujesz uciec bez pożegnania!
Hyacinth z wyrazem czystego oburzenia podeszła do Alice. Wyciągnęła palec wskazujący i pomachała nim przed jej oczyma.
- Jak mogłaś! – powiedziała – nigdy bym tobie nie wybaczyła, gdybyś tak po prostu uciekła.
Po tych słowach przytuliła Alice i szlochając powiedziała:
- Moja droga, tak mi będzie ciebie brakować! Dom nie będzie taki sam bez ciebie.
- Uspokój się, nianiu – odezwała się Alice – mi też będzie ciebie brakować. A teraz przestań płakać.
Hyacinth wypuściła ją z objęć, a sama przycisnęła ręce do serca.
- Żegnaj, kochana – powiedziała, machając do niej – pisz czasem do mnie.
- Oczywiście, że napiszę. Będę również dzwonić w najmniej odpowiednich momentach – odpowiedziała Alice. Podeszła do Hyacinth i pocałowała ją w policzek – do zobaczenia.
- A co do ciebie – powiedziała odwracając się do Thomasa – oczywiście, że pojadę.
Thomas pojaśniał na twarzy. Natychmiast otworzył bagażnik i ułożył w nim walizkę. Następnie podszedł do drzwi samochodu i otworzył je przed Alice, która wsiadła do środka. Thomas zajął miejsce obok niej i przekręcił klucze w stacyjce. Z silnika wydobył się ryk, a wprawione w ruch koła poniosły kabriolet drogą, zostawiając w tyle dom i Hyacinth. Alice ostatni raz odwróciła się i pomachała na pożegnanie.
”Dlatego proszę cię ukochana, czekaj na mnie”
Spojrzała na Thomasa i uśmiechnęła się.
Tak, będę czekać.

http://i.imgur.com/efAKnif.jpg

--------------------------------------

http://i.imgur.com/33coJLc.jpg

Czarna limuzyna zatrzymała się przy jednym z domów w Kensington, po czym szofer wysiadł z niej i otworzył drzwi, zza których wyłoniła się Hyacinth. Na jej usianej zmarszczkami twarzy zagościł lekki uśmieszek, gdy ogarnęła wzrokiem okolicę. Nie zwracając uwagi na szofera ruszyła w stronę jasnego domu i zatrzymała się przed zielonymi drzwiami z kołatką w kształcie lwa. Wyciągnęła z kieszeni pęk kluczy, wybrała największy z nich, a następnie przekręciła w zamku i weszła do podłużnego holu z ciężkimi, dębowymi schodami. Rzuciła klucze na stolik, stojący nieopodal pustego wieszaka i wkroczyła do przestronnego salonu. Wysokie okna ukryte były za czerwonymi kotarami, dopasowanymi do tapety pokrywającej ściany. Fotele i sofy z rubinową tapicerką pełne były zdobień, kredensy uginały się pod ciężarem zdjęć i wazonów. W pomieszczeniu czuć było przepych, bogactwo, a ukoronowaniem tego był wystawny kominek, nad którym wisiało lustro z kryształu.

http://i.imgur.com/uP4vWZq.jpg

Na kanapie siedziała kilkunastoletnia panna, ze złotymi włosami związanymi w kucyk i okularami osadzonymi na czubku nosa. Ubrana była w niebieską, koronkową sukienkę w białe kwiatki. W ręce trzymała książkę, na której okładce wielkimi literami napisane były słowa „Dziwne Losy Jane Eyre”.
- Już tu jesteś? – spytała Hyacinth podchodząc do dziewczyny – widzę, że szybko się zadomowiłaś.
- Oczywiście – odpowiedziała, zamykając książkę i kładąc ją na kolanach – ten dom nie różni się niczym od wszystkich innych, w których mieszkałam.
- Poza tym, że stąd już nie będziesz się wyprowadzać – zauważyła Hyacinth.
- Prawda – przyznała – przynajmniej na razie.
Hyacinth obróciła się i obejrzała ponownie salon.
- Dobrze jest wreszcie mieć swój własny dom – uznała.
- Dziękujmy za to mojej matce. Jej hojność jest niebywała.
- Tak. Szczególnie, gdy nie wie, co się stało z połową jej pieniędzy – dodała.
- Jest taka bezinteresowna! – dziewczyna teatralnie wyciągnęła ręce w górę.
- Dlatego trzeba to uczcić. Widzę, że już nawet się przygotowałaś – stwierdziła Hyacinth, podchodząc do stolika, na którym stało czerwone wino oraz dwa kieliszki. Odkorkowała butelkę i nalała dla każdej z nich.
- Trzeba wznieść toast – powiedziała podając kieliszek dziewczynie. Podniosła swój i dodała – a więc, Rachel. Za Christine!
- Za Christine! – podjęła Rachel. Stuknięcie kieliszkami zagłuszone zostało przez dźwięk zamykanego auta.
- To pewnie Alice – stwierdziła Hyacinth, wyglądając przez okno.
- Sama? – spytała Rachel.
- Nie – odpowiedziała Hyacinth, uśmiechając się pod nosem – z nim.

http://i.imgur.com/8yyzBUO.jpg

Koniec.

Liv
24.12.2012, 17:56
Mimo, że
<dostaje ataku furii>
i powiedzieć jak tam Isador.
"i powiedzieć, jak się ma Isador" albo "co słychać u Isadora".

Ahaha, piękny odcinek, przepiękne zdjęcia <33 Jestem iście uduchowiona :D
Końcówkę dałabym jednak osobno w epilogu! Czytelnicy zastanawialiby się, jak się to w końcu skończyło z Alice i Izysiem :>
W porównaniu z innymi odcinkami, w tym jest strasznie mało opisów! Ale podoba mi się to, że przeważyłeś dialogami i akacją właściwą. Podoba mi się to, że w początku odcinka ukryte było nawiązanie do listu Isadora do Alice. Zdziwiło mnie jednak to, że przy tak emocjonującym odcinku nie wzruszyłam się tak, jak powinnam! :( Chyba już wyszłam z wprawy! A szkoda, bo imo okazja była świetna :<
Anyway odcinek bardzo, bardzo udany. Doceniam wszystkie drobne akcenty takie jak chociażby głos rozsądku Alice, kłótnia Rachel z matką i rzucenie w nią ogryzkiem, no i jakże wymowną końcówkę :) Wszak mamy happy end ^^ (aczkolwiek nie mówię, chętnie przeczytałabym sobie rozszerzoną wersję zakończenia - chyba wiesz, co mam na myśli ;))
Zdjęcia cudowne - rodzice Alice wyglądają świetnie. Moja radość jest tym większa, że przyczyniłam się do tego :>

No cóż, liczę na to, że przeczytam w nowym roku coś nowego od Ciebie :) I jeszcze raz dzięki za współpracę przebiegającą w raczej miłej atmosferze :>

Bez oceny, bo żadną liczbą nie można tego ująć. Zresztą, cale FS zasługuje na więcej niż 10/10! :D

Mroczny Pan Skromności
25.12.2012, 19:31
Szkoda, że tak się sprawy potoczyły, że nie mogłeś sam wstawić zakończenia. Zostałem jednak bardzo pozytywnie zaskoczony - po prostu nie sądziłem, że będziesz miał na to chęć [na dalsze publikowanie na forum], ale na szczęście Alice Waters nie stała się jednym z wielu nieskończonych opowiadań.
To, co zrobiło na mnie największe wrażanie, to zakończenie. Jedno z najlepszych, jakie widziałem na tym forum! Po jego przeczytaniu naszła mnie pewna refleksja - całe fotostory właściwie nie zawierało żadnej porywającej akcji, a jednak tak wiele się wydarzyło w życiu bohaterów. Naprawdę doceniam twórczość, która kładzie nacisk na aspekt psychologiczny. Inną sprawą jest to, że w rzeczywistości nie wiemy, jak się skończyła historia - i to skłania do kolejnej refleksji. Większość czytelników dopuściła zapewne dwa rozwiązania: Alice wybrała Isadora, a więc poszła za głosem serca, albo z rozsądku związała się z Thomasem (choć możliwe jest też, że faktycznie pokochała Lloyda). Ale przecież jest jeszcze trzecie, mało prawdopodobne, rozwiązanie: Alice związała się z kimś innym. Ja najbardziej skłaniałbym się ku rozwiązaniu pierwszemu - nie mam jakiegoś konkretnego dowodu, ale dość podejrzane wydaje mi się zachowanie Hyacinth na końcu :D
Na temat samego odcinka nie będę się rozpisywał. Bardzo dobrze zostały w historię Alice wplecione i wykorzystane wydarzenia historyczne. Ciekawe, czy Isador długo wytrzymał na wojnie xD
Cóż, nie ma co przedłużać mojej głupiej gadki, czytanie tego fotostory było dla mnie czystą przyjemnością i mam nadzieję, że kiedyś jeszcze dasz o sobie znać :)

Panna Lawenda
11.01.2013, 19:49
Chrupek stwierdził, że to jedno z najlepszych zakończeń na forum, ja się z tym jak najbardziej zgadzam, ale powiedziałabym więcej - całe FS jest jednym z najlepszych na forum. Nie można odmówić ci talentu - wszystko jest cacy, prócz paru błędów wymienionych przez Liv, ale co to jest na taki kawał solidnie napisanego tekstu? Jestem pod wielkim wrażeniem. Co prawda opisów było mało, ale nie wszyscy się w nich specjalizują, wszystko inne zachwyca, więc możemy to sobie podarować ^^. Dialogi świetne, akcja świetna, zakończenie świetne, tajemnicze, nie dopowiedziałeś wszystkiego od A do Z i to mi się podoba. Cóż, jeśli będziesz tak dalej sobie radził, wróżę świetlaną przyszłość! :) Ojej, cały post to jedno wielkie słodzenie, ale nie potrafię inaczej - nie przy czymś takim. Gratuluję również determinacji - dokończyłeś ładnie wspaniałe FS, mimo swojego bana. Tak w ogóle BARDZO dziwi mnie fakt, że są zaledwie dwa komentarze. Czy nikt nie potrafi docenić tak dobrego opowiadania? To musi być zniechęcające. Lecz masz przynajmniej nas, wiernych fanów twojej twórczości, którzy nigdy cię nie opuszczą :>
Życzę owocnej pracy nad kolejnymi dziełami. Bardzo chętnie poczytam dalsze wytwory twojej wyobraźni ;)

rudzielec
14.02.2013, 16:13
No jak ja nie lubię zakończeń T____T
Fajnie, że jednak postanowiłeś skończyć to FS, jestem Ci bardzo wdzięczna, gdyż bardzo chciałam przeczytać finałową scenę.
Jakieś tam drobne błędy były, ale czy to ważne? Otóż nie. Dla mnie ten odcinek był świetny, chociaż tak szybko wszystko poprowadziłeś, no ale rozumiem to ze względu na okoliczności.
Fajnie, że wszystko skończyło się happy endem, choć sama jakoś nie lubię go fundować bohaterom swoich opowiadań. Alice sporo wycierpiała, dlatego w pełni zasłużyła sobie na takie zakończenie historii.
Muszę Ci napisać, że odwaliłeś kawał dobrej roboty z tekstem jak i ze zdjęciami. Całe FS jest utrzymane w takim niesamowitym klimacie tamtych czasów, co mi się bardzo podoba.
Cóż jeszcze mogłabym od siebie dodać? Może tylko tyle, że bardzo mi źle tu bez Ciebie. Nie zrozum mnie omylnie, chodzi mi po prostu o to, że lubiłam oglądać Twoje prace i czytać FS, a teraz jest tu taki zastój, że aż mi się serce kraja.
Przykro to pisać, ale OJSG zniszczyło ten dział i nawet próba ratowania go przeze mnie daje marne efekty T____T

Ehh, no cóż. Miło było poczytać o losach Alice, szkoda, że to koniec.
Pozdrawiam Cię i mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze kiedyś w wirtualnym świecie :)

Searle
13.12.2013, 14:40
Przecież ten temat był zamknięty i strasznie ubolewałam, że nie mogę dokończyć komentowania, a dziś wchodzę, paczę :) i taka niespodzianka :)

No to zabieram się do pracy:

Odcinek nr 8:

Podobała mi się wymiana zdań pomiędzy Alice a Olivią. Nieźle jej Waters dopiekła nie dając się zbić z pantałyku :)

Kurde, ja mam nadal wrażenie, że się zejdzie z Isadorem, chociaż faktycznie nie łatwo jest wybaczyć kłamstwo.

Kochana ta Hyacinth :)

powiedziała Alice, po czym nałożyła czerwoną szminkę na usta. Wstała, po czym podeszła do Thomasa

Odcinek nr 9:

Tak coś podejrzewałam, że ta mała będzie przychylna dla Alice, co prawda miała w tym swój własny interes - zemstę na Christine, ale zawsze coś :)

Ah, ten Isador - wszystkie się w nim kochają, tylko biedny zakochany Thomas nie ma szczęścia. Przyjemnie czytało mi się fragment o jego spotkaniu z Waters - był taki beztroski i radosny :)

Archie położył na podłodze tłustą mysz i zajął się jej jedzeniem, nie zwracając uwagi na Alice. - Bleee :P

Odcinek nr 10:

- Nie – odpowiedziała Hyacinth, uśmiechając się pod nosem – z nim. - z kim ja się pytam, z kim?!
He he, ja myślę, że z Isadorem, bo w końcu postanowiła, że będzie na niego czekać, ale w sumie nie obraziłabym się, gdyby to był Thomas - jakoś go tak przez ostanie odcinki polubiłam.

Nie mniej jednak zakończenie super! No i Hyacinth z Rachel opijające zwycięstwo - genialnie to obmyśliłeś.

Jestem pełna podziwu dla Ciebie, że dokończyłeś to FS i, że było ono napisane na najwyższym poziomie. Brawo!

Jeszcze tak na koniec:

A może tylko chcesz się komuś zwierzyć, a nie masz z kim? - komu

No, pozbieraj się w końcu. Dotarli w końcu do drzwi kuchennych,

Caesum
13.12.2013, 19:41
No to skoro otwarty temat to i ja się może w końcu wypowiem, bo przecież trzeba odpowiedzieć czytelnikom. :D

Bardzo się cieszę, że Alice Waters tak dobrze została przyjęta tutaj na forum. Szczerze mówiąc gdy zamieszczałem pierwszy odcinek zastanawiałem się czy tematyka, czas i miejsce akcji nie odbiegają za bardzo od reszty opowiadań w dziale Fotostory. W ogóle fotostory nigdy by się tu nie pojawiło gdyby nie Mefisto, której kiedyś wysłałem opis pierwszej wersji Alice(jeszcze gdzieś mam na dysku) i która uznała, że nadawałoby się to na FS. Wprawdzie ta wersja nigdy nie zawitała na forum, ale podobnie jak wiele różnych opisideł, anulowanych pomysłów i co tam jeszcze było. W gruncie rzeczy Alice pisana była bez żadnego planu, a wszelkie próby wymyślenia akcji do przodu kończyły się tym, że w końcu i tak wszystko było inaczej. Co do długości fotostory, akurat planowałem 12 odcinków, ale już przy czwartym skróciłem ich ilość do dziesięciu, ponieważ miałem problemy z wymyśleniem akcji a poza tym zabierałem się z Mefisto do napisania wspólnego fotostory(zarys fabuły wciąż mam na dysku, chociaż tylko na tym się skończyło).

Było tyle różnych alternatywnych pomysłów jak akcja miała się rozwinąć, ale patrząc na fotostory z tej perspektywy cieszę się, że akcja potoczyła się tak a nie inaczej. :D W sumie jestem zadowolony z tego, jak Alice Waters wyszła. Poprawiłbym tylko kilka pierwszych odcinków, żeby bardziej się komponowały z resztą.
Podobnie też mam co najmniej kilka pomieszczeń, które nigdy nie były do końca pokazane w fotostory. Nie wiem, może kiedyś je pokażę, jeśli będziecie chcieli. :D

No i na koniec jeszcze raz dzięki, że przetrwaliście ze mną do końca fotostory. Kontynuacji raczej nie będzie, chociaż kto wie, jest w końcu cały okres WWII, który nie został opisany. Może kiedyś. :D

Caesum
02.08.2023, 20:09
Post pod postem i necroposting, skandal! Ale mam ku temu powód. :D Przeglądałem sobie swoje stare pliki na mediafire i odkryłem, że mam tam krótką zajawkę Alice Waters. Jest to dosłownie pierwsza, najpierwsiejsza wersja Alice, prototyp, demo, przedsmak! Pamiętam, że była dalsza część tego opowiadania, w której Alice rzuciła się z mostu nad ruchliwą ulicą, tylko po to żeby akurat wpaść do samochodu jakiegoś mężczyzny (późniejszej miłości?). Pomysłem na fotostory miały być ich podróże po świecie w poszukiwaniu bogactwa. Pomysł ten podesłałem Mefisto, która stwierdziła, że powinienem coś o Alice napisać, ale w innej formie. Formie, która stała się ostateczną wersją fotostory. :D

Poniżej tekst fragmentu:

Alice Waters

Alice Waters niczym szalona pisała po pogiętym kawałku papieru, co jakiś czas rozmazując atrament kroplami łez. Nie mogła tak dłużej żyć, wiedziała, że ten moment prędzej czy później nadejdzie. Sama siebie zadziwiała, pisząc ten list pożegnalny, który mogła przecież skrócić do dwóch zdań, tak doskonale odzwierciedlających jej uczucia. Z każdym nowym, niezbyt czytelnym słowem, zastanawiała się, czy aby nie próbuje przeciągnąć tego momentu i zostać na tym świecie, choćby odrobinę dłużej. Zaśmiała się pod nosem, Ty? Alice Waters, która nigdy nie bała się śmierci, trzęsiesz się i zachowujesz jak małe dziecko idące na wizytę u dentysty?
Gorycz wykrzywiła jej twarz w grymasie, gdy postawiła ostatnią kropkę. A więc to już koniec, pomyślała, rozsiadając się spokojnie w skórzanym fotelu, jakby nagle zmieniła się w zupełnie inną osobę. Alice rozejrzała się raz jeszcze po pomieszczeniu, które tak doskonale znała, a które dopiero teraz tak szczegółowo badała.
Ciemny gabinet praktycznie w całości wypełniony był najróżniejszymi książkami, przeszklone biblioteczki ciągnęły się od podłogi po sam sufit, zasłaniając okryte dębowymi panelami ściany. Ciemnoczerwona, drewniana podłoga okryta była niedbale narzuconym perskim dywanem, przygwożdżonym do ziemi za pomocą ciężkiego biurka, przy którym właśnie siedziała.
Spojrzała jeszcze raz na list, po czym rozejrzała się po blacie, ogarniając wzrokiem leżące na nim przedmioty. Stara, pozłacana lampka dawała słabe światło w ten deszczowy poranek, tworząc głębokie cienie na rozrzuconych w nieładzie papierach i wielkim, brudnym kubku, najwyraźniej stojącym tam od kilku dobrych dni. Dziewczyna wstała i podeszła do okna wychodzącego na taras. Oparła swą rękę o bordową kotarę, przyjmując pozycję, jakby starała się być niewidoczna z zewnątrz.
Wielkie krople deszczu z łoskotem obijały się o wybrukowany taras, zbierając się w obfite kałuże. W jednej z nich mogła wyraźnie dostrzec swe odbicie, długowłosą brunetkę o ciemnych, brązowych oczach, spoglądających zza spuchniętych powiek. No cóż, nie ma co się dziwić, pomyślała, w końcu płakałam nieustannie przez dwa dni.


---

Co więcej, znalazłem również stare pliki z niektórymi postaciami z Fotostory. Są to postacie stworzone przez Mefisto, ale sądzę, że raczej nie będzie miała mi za złe, jeżeli je udostępnię tu po latach:

KLIKNIJ TUTAJ (https://www.mediafire.com/folder/55rpdcqadk36m/Alice_Waters)