Oj Voltuś ty jesteś teraz normalnie moim światełkiem w tunelu. Dziękuję za słowa otuchy, teraz masz przerąbane bo Ci będę nudzić

A rzecz w sumie stała się najbanalniejsza na świecie. Rozstałam się po 2 latach cudownego związku - z człowiekiem, który mnie kochał, szanował. Posypało się jakoś niestety - chyba stałam się straszliwą egoistką i za dużo myślałam o sobie... Wiem że wina nigdy nie leży po jednej stronie, ale chyba pierwszy raz w życiu zdaję sobie sprawę, że wcale nie jestem takim łatwym człowiekiem do życia. I jest mi z tego powodu bardzo bardzo źle. Jeszcze nigdy nie czułam się tak okropnie we własnej skórze - mam ochotę zasnąć i obudzić się jak już będzie po wszystkim, albo...nie obudzić się wcale. Wiem, wiem, dramatycznie brzmi - ale tak się właśnie czuję od kilku dni. Przede mną zapewne wiele wspaniałych rzeczy, ale w samotności nie będą już one takie piękne jak z Nim. Staram się wlać w siebie troszkę optymizmu, ale na razie kiepsko mi to idzie. Najgorsze jest to że jestem w totalnej rozsypce i cholernie to widać, a nie jestem typem człowieka który zwierza się każdemu z tego co mnie gryzie. Dzisiejsza nocka w pracy była okropna, znajomi ze zmiany pytali co się stało, mówili że wyglądam na bardzo zmęczona i to nie tylko fizycznie. Tia, zapłakane oczy mówią same za siebie. Mieli rację, ale co im po moich problemach? Nie ufam nikomu na tyle, żeby o tym mówić,a jednocześnie bardzo ciężko mi z tym że nie umiem z siebie tego wyrzucić...może coś by to pomogło. Ale czy napewno? Sama się w tym wszystkim już pogubiłam... Jest jednak chyba maleńki tunelik w którym świeci się jeszcze światło...bo doszliśmy do wspólnego wniosku, że chcemy dać sobie szansę...odnaleźć to, czego zabrakło, co zgubiło się gdzieś po drodze..Ja wiem na pewno że kocham, może on jeszcze troszkę też, skoro podjęliśmy taką decyzję. Potrzebujemy czasu na pobycie w samotności i poukładanie wszystkiego...Chcę wierzyć, hm...wierzę że się uda. To co się stało tak naprawdę było nieuniknione - nasza znajomość, zakochanie i miłość - to wszystko potoczyło się bardzo szybko. Teraz wiem, że zbyt szybko. Po 2 miesiącach zaczęliśmy już mieszkać razem, pojechałam dla niego i do niego do UK. Nie było odprowadzania do domu, czułych pocałunków pod domem i nieprzespanych nocy z tęsknoty. Tego zabrakło - tego pierwszego hmmm "etapu" zauroczenia...Od razu zaczęliśmy żyć, a znaliśmy się mało...myślę że właśnie tu czai się istota tego co się stało...a ja z całych sił chcę to naprawić, bo wiem że jeszcze można, ale tylko w taki właśnie sposób...
Ojej, normalnie prawie jak FS...

A co do próbowania swoich sił...hm...no nie wiem, masz jakiś pomysł na FS? Z moim gustem muzycznym? No zdradź co się kryje w czarnej Voltusiowej główce

Może pisanie pomogłoby odciąć się na chwilę od myślenia...kiedyś trochę próbowałam swoich sił, ale to było dawno temu... Przepraszam że tyle Ci zamarudziłam...trzymaj się ciepło
