![]() |
Odp: Dźwięk Tłuczonego Szkła
Część 2
*** Mówią, że pochopnie podejmowane decyzje zawsze się źle kończą… My jednak jeszcze tego samego dnia, bardzo późnym wieczorem, wsiadłyśmy do pociągu. Czy w naszym przypadku skończy się tak samo? Niedługo wszystko się okaże… *** -Uff, nareszcie-westchnęłam z ulgą, stawiając stopy na twardym betonie zakopiańskiego dworca. Dwunastogodzinna podróż, do tego niezbyt nowym pociągiem, robi swoje. Ostatkami sił dotarłyśmy do białego domku, w którym miałyśmy mieszkać przez kolejne dni. Droga ciągnęła się bez końca, chciałyśmy jak najszybciej znaleźć się na miejscu, aby lecz w końcu dotarłyśmy do celu. Właścicielka domu, około pięćdziesięcioletnia, miła kobieta, pokazała nam nasz pokój oraz łazienkę. Pokoik był mały i skromny, z dwoma łóżkami, wiklinową kanapą, stolikiem i wyjściem na balkonik. Jednak byłyśmy zbyt zmęczone, aby przyglądać się wystrojowi. Rzuciłyśmy w kąt torby i od razu położyłyśmy się spać. *** -Cześć! – wykrzyknęła Agata, gdy tylko otworzyłam oczy – Śniadanie! Wstawaj. Usiadłam półprzytomna na łóżku i chwilę zajęło mi zrozumienie tego, co powiedziała do mnie przyjaciółka. W końcu usiadłyśmy razem przy stole zajadając cudowne, stare bułki z podróży. Postanowiłyśmy od razu przystąpić do działania-na Krupówkach znajdowała się owa wystawa karabinów maszynowych, która była naszym dzisiejszym celem. Nie wiem co nam odbiło, ale przebrałyśmy się za rasowe kolekcjonerki owej broni-całe w czarnych skórach ruszyłyśmy na rozpaloną słońcem ulicę…To nie był dobry pomysł. Przeszłyśmy całe Krupówki wzdłuż i wszerz, jednak nigdzie nie znalazłyśmy poszukiwanego obiektu. Podeszłam więc do jakiejś sprzedawczyni, która wyraźnie wstrząsnęła się naszym wyglądem, jednak na szczęście powiedziała nam to, o co nam chodziło. Dzięki nowym informacjom, tym razem bez problemów, dotarłyśmy na wystawę mijając wiele kolorowych straganów. Gdy weszłyśmy poczułyśmy się…nieswojo. W przedsionku wszystkie ściany obwieszone były różnorodnymi plakatami, a na ścianie tuż obok kasy wisiał wizerunek wyjątkowo brzydkiego mężczyzny. Nie zdążyłyśmy jednak przyjrzeć się mu dokładnie, bo właśnie wtedy zaczepił nas jakiś mężczyzna. -Przepraszam panie, ale wystawa jest tymczasowo nieczynna.-rzekł wskazując na informacyjną tabliczkę, której wcześniej nie zauważyłyśmy-Może mogę w czymś pomóc? Popatrzyłyśmy po sobie z zawiedzionymi minami. Czyżby nasza wyprawa miała się okazać bezsensowną? -Kiedy ponownie wystawa będzie otwarta?- spytała po chwili Agata. -Niestety, nie potrafię dokładnie odpowiedzieć na to pytanie, ale podejrzewam, że za około tydzień. Mamy tu teras spore zamieszanie, no wiecie… Pożegnałyśmy się z facetem i już miałyśmy wyjść, kiedy znów zainteresowała nas fotografia tego brzydala. Podeszłyśmy bliżej aby dokładnie przeczytać co jest napisane pod obrazem, nie bacząc na poganiająxego nas pracownika wystawy. „Andrzej Filipiak-Chunc, urodzony dnia 18 lutego 1955 roku w Wołgogradzie(Rosja). Przeprowadził się do Polski w 1963. Zaczął kolekcjonować karabiny maszynowe w wieku 20 lat, a 5 lat później stał się znanym i cenionym w Europie i na świecie zbieraczem. W tym samym czasie otworzył swoją prywatną zbrojownię, której część udostępnił publicznie. Do roku 2005 uzbierał aż 829 karabinów różnego rodzaju, o różnej wartości. Na naszej wystawie Pan Filipiak-Chunc zgodził się pokazać Az 15 okazów ze swej kolekcji. Jego hobby oprócz kolekcjonerstwa to myślistwo oraz grubiańskie zabawy. Uwielbia muzykę ludową oraz biesiadną. Jego ulubiona potrawa to wędzony boczek. Niestety nie wiemy nic więcej na jego temat, gdyż jest osoba bardzo tajemniczą.” Wyszłyśmy z budynku bardzo niezadowolone. Jedyne co się dowiedziałyśmy, to to, jak ów facet wygląda i kim jest. A nie do końca o to nam chodziło. Mając przed sobą cały dzień, postanowiłyśmy zostać na Krupówkach, wcześniej jednak musimy koniecznie się przebrać z tych okropnie ciepłych ciuchów. *** Pozornie wszystko wydawało się normalne, ale nie było do końca tak pięknie. Agata trzymała się bardzo dobrze, jednak można było czasem czuć w jej zachowaniu pewną dozę sztuczności. Sama nie wiem, jakbym się zachowała w jej sytuacji, podziwiałam więc przyjaciółkę za zachowywanie zimnej krwi. Spojrzałam na zegarek – 5.18. Pora obudzić Agatę, jeśli mamy jeszcze dziś wybrać się na Giewont. Na jutro z samego rana miałyśmy zarezerwowane powrotne bilety do Koszalina, a przecież być w Zakopanym, a nie być w górach to grzech! *** -Jaki piękny widok!- zachwycała się Agata kiedy byłyśmy prawie na szczycie góry. Miała rację, widok był oszałamiający, zwłaszcza, że był piękny dzień. Lecz po chwili coś zasłoniło moje pole widzenia-przez moment przed oczami miałam tylko wielka strzechę tłustych rudych włosów. To nie może być ON!- pomyślałam i prędko podzieliłam się tym z przyjaciółką. Ona, po uprzednich oględzinach owego monstrum potwierdziła moje przypuszczenia na podstawie-jak powiedziała-jego wielkiego brzucha. Naprędce obmyśliłyśmy plan działania-na szczycie poczekamy na Filipiaka i „przypadkowo” poprosimy właśnie jego, aby zrobił nam zdjęcie. Któraś z nas zachwyci się nim, ciesząc się z niespodziewanego spotkania idola. Po chwili pojawił się nasz obiekt. -Przepraszam pana-zaczęłam zwracając się do Chunca zgodnie z planem- Czy mógłby pan zrobić nam zdjęcie? -Oczywiście!- odparł basem gangster. Ustawiłyśmy się na tle wielkiego krzyża, a on zrobił zdjęcie. Podziękowałyśmy mu, a on niespodziewanie odszedł. Już miałyśmy zacząć go gonić, kiedy zrobił coś…nie do opisania. Nagle zrobiło się całkiem cicho, jedynym dźwiękiem był donośny, mrożący krew w żyłach huk, dochodzący ze skierowanego w stronę Agaty karabinu… *** Już od dobrych dwóch godzin siedziałam na zimnym krześle, wpatrując się w podświetlony napis „Nie wchodzić! Operacja!”. Od opuszczenia Giewontu nie miałam żadnych wiadomości dotyczących Agaty. Drżącymi rękoma raz po raz przeganiałam perlące się na moim czole kropelki zimnego potu. Co się tam dzieje? Kiedy skończą? Mój niepokój coraz bardziej narastał, co jeszcze bardziej sprawiało, że dosięgałam już do granic mojej wytrzymałości. Wtem rozległy się jakieś donośne, szybkie kroki, których odbijające się o ściany echo sprawiało wrażenie, jakby przez pusty korytarz maszerowało wojsko, a nie drobna kobieta. Biegła jakaś pielęgniarka. Wyraźnie zmierzała na blok operacyjny, więc już się poderwałam z miejsca, aby dowiedzieć się, czy może ona coś wie, lecz szybko zniknęła za drzwiami. Znów pozostałam sama ze swoimi dręczącymi myślami. Chciałam się czymś zająć, jednak gazety leżące na szafce dosłownie leciały mi z rąk. Wieki (według zegarka 20 minut) później wielkie drzwi otworzyły się i wyszło zza nich kilku ludzi wiozących…Agatę! Poczułam jednocześnie ulgę, jak i doszczętne wypranie ze wszelkich uczuć. Biegłam przez chwilę wpatrując się w przyjaciółkę, kiedy ta sama pielęgniarka, którą widziałam wcześniej odciągnęła mnie i kazała iść za sobą do pokoju lekarskiego. Opierając się poszłam w końcu za nią, kiedy zapewniła mnie, że Agata jest pod naprawdę dobrą opieką. Co chwila obracając się ku przyjaciółce ruszyłam wraz z kobietą wąskim korytarzem. *** Przez chwilę siedziałam sama, czekając na lekarza. Powoli odzyskiwałam świadomość tego, co mnie otacza. Kiedy w końcu doktor Jasiński dołączył do mnie, miałam w końcu okazję dowiedzieć się tego, co mnie tak bardzo męczyło. Mężczyzna mówił właśnie o planowanej długości pobytu Agaty w szpitalu(ok. dwóch tygodni), kiedy zadzwonił mój telefon. Zobaczywszy, kto dzwoni, przeprosiłam mojego rozmówcę i odebrałam komórkę. Bardzo szybko zakreśliłam Romanowi Karkowskiemu sytuację, zapewniając, że skontaktuję się z nim później. Z całkowitym mętlikiem w głowie dokończyłam rozmowę z chirurgiem, który na koniec, ku mojej uciesze, pozwolił mi odwiedzić przyjaciółkę. *** -Agata! – wykrzyknęłam, kiedy tylko przekroczyłam próg jej pokoju.- Jak się czujesz?! -Bywało lepiej – odpowiedziała cichym głosem, lekko się uśmiechając. Rozmawiałyśmy przez chwilę praktycznie o niczym, ciesząc się swoja obecnością. Ale nie mogłyśmy ciągle udawać, że nic się nie stało. -Jak myślisz, co się stało z Filipiakiem-Chuncem? – spytałam – Od razu zniknął. Jakby…wyparował. A przecież taki mały to on nie jest. Myślałam trochę nad tym czekając tutaj na ciebie, jednak nie za bardzo mi to wychodziło. -Nie mam pojęcia – odpowiedziała po chwili – Coś mi się wydaje, że nigdy się tego nie dowiemy. Ten facet jest bardzo dziwny. *** W szpitalu siedziałam tak długo, że aż dosłownie mnie z niego wyrzucili. Trochę mnie to zdenerwowało, ale muszę przyznać, że byłam już bardzo zmęczona. Dzisiejszy dzień nie należał do spokojnych. Otwierałam właśnie drzwi od domku, kiedy usłyszałam wołanie mojego imienia. Odwróciłam się i zobaczyłam właścicielkę idąca z psem na smyczy. Przypomniały mi się wydarzenia z mojego mieszkania… To nie mógł być ten sam pies! Na świecie jest bardzo dużo labradorów… Jednak ten miał taką samą obrożę, identyczną. To nie mógł być zbieg okoliczności… Wydawało się to jednak absurdalne! Chunc, pies...to wszystko w tym samym miejscu. Odwróciłam się do drzwi po przywitaniu się z panią Marią i włożyłam klucz w zamek. Poczułam się jak pijana, ręce tak mi drżały, że nie mogłam trafić w dziurkę, jakby ta uciekała. W końcu nacisnęłam na klamkę i już miałam wejść do środka, kiedy pies przebiegł mi między nogami i wbiegł na schody strącając wazę z kwiatami. Stanął pomiędzy kawałkami szkła i zaczął szczekać. Teraz byłam pewna. Miałam już tego wszystkiego dość. Za dużo wrażeń, jak na jeden dzień. Może i teoria z tym psem była tylko wytworem mojej wycieńczonej wyobraźni, ale już nic z tego nie rozumiałam. Chyba nic mi innego nie pozostało, oprócz odcięcia się od świata. Zemdlałam. Koniec cz. 2 |
Odp: Dźwięk Tłuczonego Szkła
Jeżeli piszesz książkę, to oznacza, że jesteś bardzo twórcza i wytrwała :P
Podobają mi się fotografie i interpretacja fotostory. Jak dla mnie... Bardzo ciekawie startujesz. |
Odp: Dźwięk Tłuczonego Szkła
Jeśli dasz jeszcze jeden odcinek... to powiem, że nie wytrzymam bez przeczytania Twojej książki. Podoba mi się też sam pomysl przedstawienia książki jako fotostory z TS2... Może też się o to kiedyś pokuszę :) Jak na razie, trzymasz w napięciu i dbasz o czytelnika :) W skali dałabym 10/10 Może moja ocena jest subiektywna, ponieważ lubuję się w kryminałach, ale w końcu nikt się nie przyczepia do miłośników powieści romantycznych, to niby po co mieliby przyczepić się do mnie :) Jak dla mnie, to na razie jest bosssko. Współczesna Agatha Christie nam się szykuje :smirk: Mam jedno pytanie: Czy książka jest już wydana, czy masz dopiero rękopis? WAŻNE, więc proszę o odpowiedź :smirk:
|
Odp: Dźwięk Tłuczonego Szkła
Nie, no co Ty Karola... To jest mój cel życiowy:P Ale mam nadzieję, że kiedyś uda mi się napisać i wydać własną książkę^^.
Ta jest jeszcze niestey baaardzo niedopracowana. Muszę nad nią jeszcze długo posiedzieć, ale wiadomo czas,a raczej jego brak;/ Z resztą muszę powiedzieć, ze jak teraz to czytam dużo bym pozmieniała, ale w zasadzie nie chcę, bo musiałabym pozmieniać tak dużo rzeczy, bo napisałam jeszcze drugą część i zaczęłam trzecią... Ah rozpisałam się,ale niestety u mnie często tak bywa :shy: ;) Pozdrawiam i zapraszam do czytania i komentowania :) |
Odp: Dźwięk Tłuczonego Szkła
Ach, przepraszam, po prostu szukam odpowiedniego wydawnictwa do swojej :) I jedna rada: nic nie zmieniaj po okresie dłuższym niż miesiąc od chwili napisania. Zawsze się wydaje, że coś jest źle. Jeśli ktoś zanteresuje się wydaniem książki, to zleci odpowiednią korektę. No i nie pisz od razu: marzeniem życia :) Jeśli się postarasz, to wydasz ją szybciej, niż myślisz. Chcieć, to móc, A w Twoim przypadku naprawdę warto :)
|
Odp: Dźwięk Tłuczonego Szkła
Część3
*** Powoli spośród wielkiej czarnej plamy zaczęły wyłaniać się jakieś kształty. Były tak oślepiające, że ponownie musiałam zamknąć dopiero co otwarte oczy. Poczekałam jeszcze chwilę, aż w końcu ujrzałam stojącą koło mnie panią Marię. Próbowałam przypomnieć sobie, co się stało, czemu tak mnie boli głowa? Powoli wszystko układało mi się w pasującą do siebie układankę. -Wszystko w porządku, moje dziecko? – zapytała kobieta, tym samym wyrywając mnie z rozmyślań. -Tak… Chyba tak – odpowiedziałam zachrypniętym głosem, powoli podnosząc się z łóżka. -Co się stało? Nie potrafiłam jej tego wytłumaczyć. Zapewne była to tylko i wyłącznie moja chora wyobraźnia. Jednak kobieta patrzyła na mnie takim wzrokiem, wzrokiem osoby, której można powiedzieć wszystko. Chciałam się wygadać, powiedzieć komuś wszystko, co mnie trapi, wyżalić się. Może nie powinnam tego robić, ale opowiedziałam jej całą historię… *** -Nie wiem, czy powinnam to robić… Mogłam chociaż najpierw spytać ciebie… - powiedziałam po opowiedzeniu wszystkiego z wczorajszych wydarzeń. -Przestań. Co się stało to się nie odstanie – Agata tylko to powiedziała, zaczęła się okropnie śmiać. -Co cię tak bawi? – spytałam przyjaciółkę udając obrażoną, jednak nie za bardzo mi to wychodziło, bo jej śmiech był zaraźliwy. -To co ciebie – uśmiechnęła się tajemniczo i znów wybuchła śmiechem. Czy to, że zemdlałam na widok psa właścicielki domu, w którym mieszkamy naprawdę jest takie śmieszne? Chciałabym, aby się takim okazało. Miałam jednak dziwne przeczucie. Złe przeczucie. -Mówię ci, ona jest jakaś dziwna. Wcześniej tez myślałam, że to normalna kobieta, zawsze była miła… Ale jak z nią ostatnio rozmawiałam wydawała się być wstrząśnięta, a jednocześnie wcale nie zaskoczona. -Jasne, jasne… Podasz mi telefon? Jest w szufladzie. -Nie przedrzeźniaj mnie, zobaczysz, że mam rację – odpowiedziałam grzebiąc w szufladzie – Nic tu nie ma. -Nie w tej, w drugiej. Podałam jej komórkę i zmieniłam temat. Nie chciałam się z nią kłócić, ale też nie mogłam tak łatwo porzucić swojego zdania. Rozmawiałyśmy najpierw o Chuncu, a potem praktycznie o niczym. Gdyby nie miejsce w jakim się znajdowałyśmy wszystko byłoby całkowicie normalne. Jak kiedyś. *** -…dokładnie tak. -Ale jak myślisz, dlaczego? -Dzień dobry – jakiś głos przerwał nam rozmowę – Jak się pani miewa, Agato? Osłupiałe patrzyłyśmy na przybysza, którym był nie kto inny jak Roman Karkowski. -Eee… Dobrze, dziękuje – zaskoczona odpowiedziała po chwili – Co pan tu robi? Roman uśmiechnął się pod nosem i oznajmił. -Pewnie nie uwierzycie, ale przyjechałem tu na wakacje. Jaki zbieg okoliczności… -Przestań kłamać, musisz nas prześladować? Same damy sobie radę! – zaatakowałam policjanta nagle przechodząc na „ty”. On jednak stał niewzruszony i nadal się uśmiechał, nawet jeszcze bardziej. -Musicie wracać, tu jest niebezpiecznie, czego z resztą zdążyłyście doświadczyć. Poczekamy aż Agata dojdzie do siebie i wracamy do Koszalina. Proszę mi nie przerywać – wtrącił kiedy chciałyśmy zaprotestować – Decyzja zapadła, nie macie nic do gadania. I nie martwcie się o mnie, już znalazłem sobie mieszkanie, pokój w małym białym domku, z widokiem na Giewont. Owszem, wolałbym apartament w pięciogwiazdkowym hotelu, jednak... -Co?! -Nie! -Będziesz nas śledzić, patrzeć na każdy krok! Trzeba było wynająć ten cholerny apartament, a najlepiej zostać w domu! Mężczyzna tylko wzruszył ramionami i wybuchnął śmiechem. *** Właśnie skończyłam wykładać komendantowi opowieść wraz ze swoimi wnioskami i przypuszczeniami. Przez cały ten czas siedział z zamkniętymi oczami, nieruchomo w dziwnej pozie, rozłożony na niewygodnej ławeczce robiącej za sofę. -To koniec? – spytał nadal nie podnosząc powiek. Lekko mnie to zirytowało. Zwlekałam z odpowiedzią, ale wcale nie dlatego, żebym się zastanawiała. Patrzyłam na policjanta. Nawet teraz promieniowała z niego duma i niesamowita pewność siebie. Był niesamowicie przystojny… -Tak, skończyłam – Szybko odpowiedziałam. Nie chciałam dłużej rozmyślać nad jego osobą… Policjant podniósł się, przygładził swój garnitur i już chciał coś powiedzieć, kiedy rozległ się dziwny huk. Do pokoju wpadła pani Maria! Leżała właśnie na małym dywaniku bojąc się podnieść wzrok. Z pewnością stała przy drzwiach i podsłuchiwała. Widać była wyjątkowo niezdarna, przez co znalazła się w tej niezbyt dogodnej sytuacji. Roman błyskawicznie zerwał się na nogi, kiedy stało się coś jeszcze bardziej zaskakującego. Zza pleców, a raczej zza tylnej części ciała wrzeszczącej na całe gardło kobiety wyłonił się potężny mężczyzna. -To Filipiak-Chunc! – wykrzyknęłam, aby ostrzec Komendanta. Moje przypuszczenia na temat ich spisku niestety okazały się być prawdziwe… Chunc wbiegł do pokoju zostawiając swoją towarzyszkę na progu. W dłoni Romana nagle pojawił się pistolet. Filipiak nie pozostawał gorszy – w jego rękach znalazł się karabin. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować gangster przeciął pokój całą serią. -Kryj się! – krzyknął Roman celując w stronę Chunca. Nie musiał tego mówić, sama bardzo dobrze wiedziałam co mam robić. Coś tu nie pasowało. Grubas jakby specjalnie pudłował, a policjant bardzo dobrze o tym wiedział, ponieważ w ogóle nie zrobił pożytku ze swojego pistoletu, tylko cały czas kierował go w stronę napastnika. Ten nagle podszedł jeszcze bliżej, rzucił coś na ławkę i spokojnie opuścił pomieszczenie, zostawiając nas z osłupiałymi minami. Koniec cz.3 |
Odp: Dźwięk Tłuczonego Szkła
No, no... Wciągnęło mnie i czuję niedosyt, że jest tego... tak mało! Nie ma chyba sensu dłużej Cię zachwalać, po prostu ocenię: wspaniale!
|
Odp: Dźwięk Tłuczonego Szkła
Dzięki Karola : *
In zapraszam wszystkich do komentowania i wyrażania swojej opinii, i tej pozytywnej, jak i negatywnej. Jeśli robię coś źle, chciałabym się poprawić:] |
Odp: Dźwięk Tłuczonego Szkła
Bordzo mi sie podoba. Nie moge sie doczekac 4 czesci.
|
Odp: Dźwięk Tłuczonego Szkła
Hmm...czytam, czytam te Twoje Fs i powiem tyle. Napewno bym Cię polubiła ja też kocham pisać książki...opowiadania...itp. Co do Fs, bardzo, ale to bardzo ciekawe. Podoba mi się sam fakt, że piszesz o wydażeniach dziejących się w Polsce a nie jakimś Rzymie, Rio...itd. Tytuł kontrowersyjny, ciekawy- podoba mi się. Na pewno jest tajemniczy. Piszesz w pierwszej osobie... No...bardzo dobrze! Moja ocena 10/10.
|
Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 23:35. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023