![]() |
Odp: Otwórz oczy...+18
to był szok :D. genialny odcinek, ale troche krotki.
|
Odp: Otwórz oczy...+18
Wspaniały odcinek! Nie podejrzewałam, że uśmiercisz Anę... Strasznie jej szkoda. Lubiłam ją. :(
Teraz mam nadzieję, że przynajmniej Nancy i Aladarowi uda się ujść z życiem i się zejdą w końcu. Miki akurat mi nie szkoda. Należało jej się za zabicie Any. Nic się nie wyjaśnia a jeszcze bardziej namotałaś z tym, że Mika oskarżyła Nancy o bycie po drugiej stronie:P. Nie doczekam się kolejnego odcinka!:) PS. Aladara dawno nie było:P. |
Odp: Otwórz oczy...+18
Czytam Twoje opowiadanie od pewnego czasu, ale jakoś nie chciało mi się rejestrować na forum ^^" Więc... jestem pod wielkim wrażeniem. Doskonale budujesz napięcie, nigdy nie wiem co się za chwilę wydarzy, bohaterowie są bardzo wyraziści i trochę szkoda, że tak ich powoli wszystkich wybijasz ;pp Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, w którym, mam nadzieję, trochę nam wyjaśnisz :)
PS. Mam cichą nadzieję, że Nancy i Aladar będą w końcu razem ;pp |
Odp: Otwórz oczy...+18
To naprawdę szok jak mogłaś ja uśmiercić, pozostawiłaś tyle zagadek
To fs jest jednym z najlepszych Czekamy na następny odcinek |
Odp: Otwórz oczy...+18
Jak mogłaś zabić... Mikę. Tak, tak Mikę nie rozwiązując do końca jej, że tak powiem tożsamości (mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi). Co do Any to nawet dobrze sie skończyło, bo Swian też umarł i tak po tym względem nie byłoby happy endu.
Co do odcinka to wspaniały. Błagam daj już następny, bo nie wytrzymam z ciekawości. Ocena: 10/10 |
Odp: Otwórz oczy...+18
oja. wszyscy wchodzą bo 18+. ja też :O
a tak po za tym to nawet niezłe FS ;] życzę Ci kariery podobnej do Isi. |
Odp: Otwórz oczy...+18
Nie mam czasu, nie mam kompletnie czasu, jestem zawalona robotą, ale MUSIAŁAM uszczknąć go choć odrobinę i zobaczyć co też tu porobiłaś. No i się nie zawiodłam: cud-miód-orzeszki
|
Odp: Otwórz oczy...+18
Rany, aż dziwie się ,że udało mi sie nadgonić tą historię, która rozpoczęła się w czerwu, a ja zaczęłam czytać ją zaledwie przedwczoraj...
Od razu zaciekawił mnie twój styl pisania. Gdy Przechodzili przez kryjówkę Nocnych Łowców... nie pamiętałam już prawie o Kawirze itp. Teraz nie pamiętam prawie tego, jak dotarli do osady... No i została tylko Nancy i Aaladar. Niechce aby okazał się zimnym draniem... ( Chociarz w gruncie rzeczy tak się już stało xD ) ale chciałabym aby doszło do czegos przyjaznego między nim a Nancy - chociarz teraz sama w to szczerze wątpie. Jest wspaniale 10/10! PS WYDAJE MI SIĘ; że Nancy na końcu - w jakimś miescie... i albo będzie dalej pracowała w policjii albo da sobie spokój. PISZ!pisz! bo już przywykłam siedzac cały dzień przy tym FS :biggrin: |
Odp: Otwórz oczy...+18
No i zaczeły się końcowe odcinki w których po kolei wszystko będzie się wyjaśniać :) Dzisiaj będzie dłuuugi odcinek, ale mam mam nadzieje, że to was nie zrazi, w końcu wyjdzie na jaw CZĘŚĆ życiorysu Aladara.
Miłego czytania i czekam na wasze komentarze. Dysząc ciężko stanęła pod dwumetrową bramą i rozejrzała się niepewnie. Zgodnie ze słowami żołnierza, nie było strażników. Była bezpieczna, przynajmniej na razie. Zacisnęła dłonie wokół metalowych prętów i wyjrzała na zewnątrz. Świątynia Cefeusza stała na niewielkim wzniesieniu, nieco górującym nad resztą miasta. Z dziką fascynacją spoglądała na światła domów iskrzące się w oddali. Delektowała się odgłosami miasta i zapachami spalin. Tam czekała na nią wolność. Po raz pierwszy od wielu dni uwierzyła w to, że może odbudować swoje poprzednie życie. Być może znów wstąpi do policji... albo nie, lepiej żeby zajęła się czymś innym. Rozpocznie wszystko na nowo i zapomni o tym co się wydarzyło... Nancy otworzyła gwałtownie oczy i odsunęła się od bramy. Nie, jeszcze nie teraz. Najpierw musi zakończyć to co zaczęła. Pod powierzchnią skóry czuła rozszalałe płomienie nienawiści i wiedziała, że tylko jedna rzecz może je ugasić. Krew Aidy. - Gdzie jest Ana?- rozległ się głos za jej plecami. Nancy odwróciła się na pięcie i spojrzała na ukrytą w półmroku twarz Aladara. - Nie żyje- odparła krótko, nie starając się nawet ukryć żalu w swoim głosie. - Ale jak to? Co się stało?- zapytał Aladar wyraźnie wstrząśnięty tą informacją. - Zostałyśmy zaatakowane na placu świątynnym- wyjaśniła. - Ale kto... http://images41.fotosik.pl/28/267bfce9375590a9.jpg - Nieważne, jej morderca już nie żyje- powiedziała ostrym tonem, dając mu jasno do zrozumienia, że nie zamierza dalej ciągnąć tego tematu. Mimo, że Aladar bardzo chciał znać szczegóły śmierci Any, widząc smutek w oczach Nancy, postanowił nie naciskać. Westchnął ciężko i pochylił głowę. - Panie, przyjmij jej duszę do swojego królestwa- wyszeptał po czym podniósł wzrok- Nie mamy wiele czasu niedługo zorientują się, że uciekłaś. Posłuchaj mnie uważnie, dwie ulice dalej stoi zaparkowany samochód. Kluczyki są w schowku. Jeżeli teraz ruszysz to zdążysz... - Nie zamierzam uciekać- przerwała mu stanowczo Nancy- Nie odejdę stąd, póki nie upewnię się, że Aida nie stanowi już zagrożenia. Aladar długo przyglądał się jej twarzy, szukając na niej jakiegokolwiek śladu wahania. Jednak niczego takiego nie dostrzegł. - Dobrze, skoro tego chcesz...- mruknął niechętnie- Możemy spróbować ją razem powstrzymać... Nancy roześmiała się głośnym pustym śmiechem, pełnym goryczy, który do złudzenia przypominał śmiech szaleńca, któremu po latach udało się uciec ze szpitala psychiatrycznego i przy okazji zadźgać nożem cały personel. Aladar skrzywił się z niesmakiem. - Razem?- powtórzyła szczerząc zęby- Nie Aladar, nie ma żadnego „razem”. Już raz ci zaufałam i nie zamierzam po raz kolejny popełnić tego samego błędu. Zamierzam zabić Aidę, a jeżeli staniesz mi na drodze też zginiesz. - Jak możesz być taka ślepa Nancy!- powiedział podniesionym tonem- Przez cały ten cholerny czas byłem po twojej stronie, pomagałem ci! A ty ciągle mnie oskarżasz! - Bo mam powody! - Niby jakie?- zapytał mrużąc wściekle oczy. Nancy umilkła na chwilę i przełknęła głośno ślinę. - Nie rozumiem kim jesteś- odparła spokojniej- Pojawiasz się niewiadomo skąd, robisz mi mętlik w głowie, a potem... potem pojawia się Aida i okazuje się że ty... że wy...- urwała w pół zdania. Spuściła nieśmiało wzrok, starając się uniknąć spojrzenia Aladara. Poczuła jak palące płomienie wstydu palą jej wnętrzności. Cholera, zachowała się tak jakby była... zazdrosna. A przecież nie była, prawda? - Po prostu mam dość twoich tajemnic- mruknęła, jakby na swoje usprawiedliwienie i odwróciła się do niego plecami. - Urodziłem się w Cefeuszu- powiedział Aladar podchodząc do niej. Nancy przerzuciła na niego zaskoczone spojrzenie. – Tak, tak, właśnie tutaj. W tej cholernej świątyni. - Jesteś... synem kapłana?- zapytała. Aladar pokiwał głową. - Mój ojciec jest kapłanem Cefeusza, a Aida jest córką najwyższego kapłana- wyjaśnił ze smutkiem. - Więc jesteś kapłanem Cefeusza?- dopytywała się Nancy- Urząd kapłański jest przecież dziedziczny, prawda? - Oficjalnie powinienem nim zostać po śmierci mojego ojca, ale kilka lat temu... wyklęto mnie z klanu. Więc teraz jestem dla nich nikim. - Czy twój ojciec... - Żyje?- przerwał jej. Nancy pokiwała głową- Tak, żyje. Jest jednym z czterech kapłanów Cefeusza i po wydziedziczeniu mnie nie ma następcy. - Ale jak do tego doszło? - To długa historia, a my nie mamy na to czasu- mruknął Aladar rozglądając się gorączkowo. W każdej chwili mogli nakryć ich strażnicy. - Więc streszczaj się- odparła stanowczo Nancy. - Dobrze... skoro tego właśnie chcesz. Urodziłem się jako pierworodny syn trzeciej pary kapłańskiej. Nie wiem, jaki podział władzy występował u ciebie, w Orionie, ale tutaj w Cefeuszu rządzi trójka kapłanów, potomkowie trzech wielkich rodów, które według legendy wybudowały nasze miasto. Ja pochodzę z dynastii Niedźwiedzi. Największą władzę, od zawsze dzierżyła dynastia Węży i to do niej właśnie należy Aida. Matka Aidy, była bardzo chorowitą kobietą, która od lat próbowała wydać na świat potomka godnego bulli kapłańskiej. Niestety każda jej ciąża kończyła się poranieniem. Nieustannie towarzyszyła jej armia lekarzy, którzy starali się coś poradzić na jej dolegliwość, odprawiano nad nią przeróżne rytuały, wcierano w jej ciało śmierdzące maście i zalecono coraz to dziwniejsze diety. Nic jednak nie przynosiło skutków. Kapłanka wciąż traciła kolejne dzieci. Według plotek udało jej się donieść do końca tylko jedną ciążę, urodziła zdeformowanego chłopca bez jednej ręki i z ogromną głową... dziecko po kilku godzinach zmarło. Kapłanka była zrozpaczona i nie widząc innego wyjścia postanowiła zaadoptować jedną z córek swojego młodszego brata. Nie krzyw się Nancy, nie miała innego wyboru, mogła przyjąć dziecko tylko z dynastii Węży, inaczej krew kapłanów została by zbrukana. Jej brat z radością oddał własną córkę siostrze, bo dobrze wiedział, że dzięki temu zostanie w przyszłości najwyższą kapłanką, najpotężniejszą osobą w Cefeuszu. Dziewczynce dano na imię Aida. Miałem trzy lata kiedy oficjalnie stała się córką najświętszej kapłanki. Niestety kapłanka niedługo cieszyła się macierzyństwem. Pół roku później zmarła, a ośmiomiesięczna Aida została mianowana jej następczynią. Jednak faktyczną władzę mogła sprawować dopiero po ukończeniu piętnastego roku życia, do tego czasu oboje byliśmy pod nadzorem grona nauczycieli, którzy sprawowali pieczę nad naszym wykształceniem. Wychowywaliśmy się razem. Nie mieliśmy żadnych kontaktów z innymi rówieśnikami i siłą rzeczy staliśmy się sobie bliscy. Potrafiliśmy rozumieć się bez słów, byliśmy jak jeden umysł mieszkający w dwóch ciałach. Nie pamiętam nawet żebyśmy się kiedykolwiek kłócili... Oboje byliśmy wtedy inni. Żyliśmy w głupim przekonaniu, że jesteśmy pępkiem świata, niemal półbogami, a wszyscy ludzie którzy nas otaczali tylko utwierdzali nas w tym przekonaniu. Nikt przecież nie chciał narazić się przyszłym kapłanom. http://images30.fotosik.pl/292/79fc1e94ade92083.jpg Mogliśmy mieć wszystko. Jeżeli Aidia miała ochotę na jakiś przysmak, piętnastu żołnierzy Cefeusza wyruszało do miasta, żeby go dla niej zdobyć. A jeśli nie posmakowało jej to co przynieśli, biedacy byli karani biczowaniem. Oglądaliśmy to z balkonu świątyni... rozradowani jak małe dzieci...klaskaliśmy w dłonie z zachwytu, gdy ci ludzie krzyczeli z bólu. Szczególnie Aida uwielbiała publiczne egzekucje, dostawała wtedy wypieków na twarzy i z chorą fascynacją wpatrywała się w twarze wykrzywione w bólu... Mnie wtedy też to bawiło, ale znacznie mniej niż ją. Byliśmy wychowywani tak jak nasi rodzice, dziadkowie i pradziadkowie, na okrutnych, bezwzględnych ludzi, dla których nie istniały żadne granice. Oprócz jednej. Była pewna zasada, którą nawet my musieliśmy przestrzegać. Członkowie poszczególnych dynastii nie mogli dobierać się w pary. Złamaliśmy tą zasadę. Nie była to miłość, raczej szczeniackie zauroczenie zrodzone z nudy. Tak przynajmniej było z mojej strony. Byłem zbyt samolubny, by móc kogokolwiek kochać poza sobą. Ale Aida... ona kochała mnie naprawdę, nie widziała świata poza mną i głęboko wierzyła we wszystkie fałszywe słowa które jej szeptałem do ucha. Dla mnie to była przede wszystkim zabawa... Ciągłe krycie się przed strażnikami, tajemne liściki, wymykanie się nocą z komnat, było dla mnie jedynie źródłem adrenaliny. I pewnie tak by było do dzisiaj, gdyby nie Łazarz. Nasz główny opiekun, który chodził za nami jak cień, nazywał się Beniamin i nie miał nad nami żadnej kontroli. Był to już starszy człowiek, który w odległej przeszłości zajmował się jeszcze moim ojcem. Miał już swoje lata i trudno mu było opanować dwójkę rozszalałych nastolatków. Nieustannie narażony był na nasze ucieczki, oszustwa i złośliwości. Kiedy miałem szesnaście lat poczciwy staruszek pewnego letniego wieczoru zmarł na zawał serca. Wówczas kapłani rozpoczęli poszukiwania jego następcy. Było wiele kandydatów, ale żaden nie okazał się być dość dobry by nauczać przyszłych władców Cefeusza. W końcu ktoś zaproponował Łazarza. Łazarz był naczelnym doradcą świątynnym. Kapłani ufali mu bezgranicznie, powierzali mu swoje najbrudniejsze sekrety, licząc na jego mądrą radę. Był to człowiek, który roztaczał wokół siebie magiczną aurę, która budziła zaufanie i szacunek. Tacy ludzie jak on trafiają się raz na całe pokolenie. Był geniuszem. Posiadał niewiarygodną wręcz wiedze, z każdej dziedziny nauki. Doskonale znał chemię, fizykę, biologię, medycynę... ale nie to było jego największą zaletą. Potrafił z nami rozmawiać. Oboje z Aidą ulegliśmy jego urokowi, spijaliśmy każde jego słowo, wpatrzeni w niego jak w bóstwo. Był inni niż wszyscy. Żądał szacunku i miał odwagę nas skarcić. Było to coś nowego, coś co nie mieściło się w naszych pustych, nastoletnich głowach. W moich oczach stał się kimś na wzór ojca. Pewnie wyda ci się to zabawne, ale bardzo rzadko miałem okazje zobaczyć twarz mojego biologicznego ojca, zawsze ukrywał ją za kapłańską maską. Nasze kontakty ograniczały się jedynie do oficjalnych spotkań, drętwych rozmów i przelotnych spotkań. Nie mieszkaliśmy nawet w tym samym skrzydle świątyni. Byłem tylko chłopcem i potrzebowałem prawdziwego ojca. Dotąd byłem tylko dzieckiem błądzącym we mgle. Ale zamiast szukać drogi, wioski, czy większego miasta, podświadomie szukałem steru, który by nadałby mojemu życiu kierunek. Tym sterem był właśnie Łazarz. I kiedy już go znalazłem, chwyciłem się niego i trzymałem ze wszystkich sił. http://images32.fotosik.pl/394/84cdb43ee3582966.jpg Z czasem Łazarz zaczął nas wprowadzać w religię chrześcijańską. Z początku nieśmiało, sugerując, że istnieje istota potężniejsza od kapłanów, nazywana Bogiem. Było to bardzo niebezpieczne posunięcie. Od dzieciństwa mówiono nam, że jesteśmy nad ludźmi, wyższymi, lepszymi istotami. Wbijano nam niedorzeczne bzdury, że myślimy inaczej od zwykłych śmiertelników, że mamy lepszy organy wewnętrzne, lepiej rozwinięty mózg... Nawet nie masz pojęcia jak łatwo było w to wierzyć. Chcieliśmy być wyjątkowi. Każdego dnia słońce wschodziło specjalnie dla nas, każdy szum wiatru, dźwięk był ukłonem w naszą stroną. Napełniało nas to zarozumiałą dumą i dlatego kiedy Łazarz wspomniał o innym Bogu po raz pierwszy zbuntowaliśmy się przeciwko niemu. Nie chcieliśmy wychodzić z przeświadczenia, że jesteśmy lepsi od innych. Zabroniliśmy mu opowiadać nam o innych religiach. W tamtym czasie Łazarz zorientował się już, że między mną a Aidą jest coś więcej niż przyjaźń. Wtedy nas zaszantażował. Obiecał, że nie wyda nas kapłanom, ale pod pewnym warunkiem... mieliśmy przeczytać Biblię i prowadzić z nim rozmowy teologiczne. Ze strachu przed gniewem naszych krewnych przystaliśmy na ten warunek. Pamiętam, że Biblia nie wywarła na mnie zbyt dużego wrażenia. Ot, kolejna długa księga pełna nudnych historyjek. Dopiero rozmowy z Łazarzem otworzyły mi oczy. Boże, jak on potrafił mówić! Z takim przekonaniem, zapałem, że po chwili człowiek zaczynał ślepo wierzyć w każde jego słowo. Pokazał mi inny świat. Opowiadał nam o rzeczach, o których nie mieliśmy pojęcia. Nauczał nas o podstawowych moralnych wartościach. W mrokach naszego prostego, brutalnego świata pojawiły się takie wartości jak miłość, litość, lojalność, czy pokora. Dzięki niemu stałem się bardziej ludzki. Zmienił mnie. Nie byłem już tym samym zbuntowanym nastolatkiem z przerośniętym ego. Stałem się człowiekiem. Z Aidą było inaczej. Ona nie chciała się pogodzić z myślą, że w rzeczywistości nie jest nikim niezwykłym. Słuchała pilnie Łazarza i potakiwała głową, ale tak naprawdę nie wierzyła mu. Zachowywała jedynie pozory, by sprawić mi przyjemność. Kochała mnie do granic wytrzymałości i najbardziej na świecie bała się, że niezgodność w kwestii religii nas poróżni. http://images48.fotosik.pl/28/4c7f08f652e58e0c.jpg Po pewnym czasie oboje przyjęliśmy chrzest. Pamiętam ten dzień jak dzisiaj. Letnie słońce grzało niemiłosiernie, a my ukryci w podziemiach świątyni pozwoliliśmy Łazarzowi nakreślić wodą święconą znak krzyża na naszych czołach. Jaki on był wtedy szczęśliwy. Muszę przyznać, że ten stary drań miał w tym wszystkim własny cel. Chciał by przyszli kapłani rozpowszechnili religię chrześcijańską w swoim mieście. Cholera, może lepiej by było dla wszystkich gdyby tego nie robił... sprawy potoczyły by się zupełnie inaczej, a tak wszystko wymknęło się spod kontroli... Mniej więcej dwa miesiące po przyjęciu chrztu, zdecydowaliśmy się odprawić kolejny obrządek. Mianowicie przyjęcie komunii świętej. Ponownie zeszliśmy do podziemi i rozpoczęliśmy przygotowania. Wtedy nas nakryto. Jakiś pieprzony strażnik wpadł do komnaty, akurat w momencie gdy przyjmowałem pierwszą komunię. Kapłani wpadli w szał. Wtrącili poczciwego Łazarza do lochu, a nam starali się z powrotem wbić do głów własną religię. Jednak pozostawaliśmy nie ustępliwi. Za nic nie chciałem powrócić do dawnego porządku. Kapłani byli wściekli, pragnęli zemsty. Zemsty na Łazarzu. Nigdy nie zapomnę jego rozdzierającym serce krzyku kiedy torturowali go w lochach. Kazali nam na to patrzeć... musieliśmy oglądać jak wyrywają mu paznokcie, obcinają palce i miażdżą kości... musieliśmy na to patrzeć. I w żaden sposób nie mogliśmy mu pomóc. To były dwie najdłuższe godziny w moim życiu. Kiedy już zakończyli jego męczarnie strzałem w potylicę, zdecydowałem, że opuszczę Cefeusza i nigdy tu nie powrócę. Odczekałem kilka tygodni, aż sprawa ucichnie i ostudzi się czujność kapłanów, wtedy zacząłem planować ucieczkę. Postanowiłem przejść przez bramy miasta jako kupiec. Bez trudu zdobyłem przepustkę i rozpocząłem ostatnie przygotowania. W noc w którą miałem opuścić Cefeusza, poszedłem pożegnać się z Aidą. Nic nie wiedziała o moim planie, ona nigdy nie pozwoliłaby mi odejść, wydała by mnie kapłanom. Poszedłem do jej komnaty. Siedziała przed lustrem i przymierzała kapłańską maskę swojej przybranej matki. Uśmiechnąłem się do niej i zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć ona doskoczyła do mnie i oznajmiła, że wszystko rozumie. Z początku nie wiedziałem o czym mówi. Ona tylko roześmiała się i odparła, że miała wizję, zesłaną przez Boga. Powiedziała, że oboje, ja i ona, jesteśmy aniołami światłości zesłanymi na ziemię by zaprowadzić porządek i ukarać złych ludzi...mamrotała coś o świętej wojnie, odkupieniu i drodze do zbawienia przez cierpienie... mówiła szybko i bez jakiegokolwiek sensu, nie zrozumiałem wszystkiego. Próbowałem nią potrząsnąć, żeby oprzytomniała, ale ona wciąż mówiła tylko o jakiejś misji, o władzy... Wystarczyło, że tylko spojrzałem w jej oczy wiedziałem już, że nie jest tą samą osobą co kiedyś. Była inna... odepchnąłem ją od siebie i pośpiesznie opuściłem jej komnatę. Już nic mnie nie trzymało w świątyni. Jeszcze tego samego wieczoru uciekłem z Cefeusza. Nie wiedziałem co mnie czeka poza murami miasta, ani dokąd pójdę, ale nie byłem na to przygotowany. Podróż na pieszo przez pustynię, okazała się być morderczą walką o przetrwanie. Zapasy wody i pożywienia szybko się wyczerpały. Po kilku dniach błądzenia wśród gorącego piasku byłem wyczerpany i zawisło nade mną widmo śmierci. Piętnastego dnia padłem bez sił na ziemię. Najpewniej umarłbym, gdyby nie przechodzący w pobliżu legion rebeliantów. Znaleźli mnie i przywrócili do życia, z wdzięczności postanowiłem wstąpić w ich szeregi. Powiedziałem im, że zbiegłem z Cefeusza, nie wspomniałem słowem, że należę do dynastii kapłanów. Gdyby wiedzieli najpewniej zabiliby mnie, lub gdyby byli mądrzejsi zaszantażowali by moich rodziców. Tak stałem się rebeliantem i walczyłem z ludźmi, do których kiedyś należałem. Aladar zamilkł i przygarbił się pod naporem bolesnych wspomnień. Splótł ręce na piersi i obserwował przeszłość tak, jak kapitan statku patrzy na swój tonący okręt. - Teraz już wiesz...- mruknął- Wiesz już kim jestem. Czy teraz mi ufasz? Nancy patrzyła na niego osłupiała i nie odezwała się słowem. Słowa Aladara wstrząsnęły nią bardziej niż by tego chciała. Kawałki układanki zaczęły się układać w jej umyśle w logiczną, spójną całość. Teraz już rozumiała jego powiązania z rebeliantami i... zażyłość z Aidą. - Co planujesz?- zapytała, czując, że ma tak zdrętwiałe wargi, że ledwo nimi porusza. - Musimy się dostać do świątynnej kaplicy- odparł ruszając przed siebie. Nancy zmarszczyła brwi i ruszyła za nim. - Co tam jest? - Powinna tam być pozostała trójka kapłanów, wraz z najwyższymi dostojnikami. Nancy zatrzymała się i wbiła w niego zaskoczone spojrzenie. - Po co chcesz tam iść?! - To jedyny sposób- wyjaśnił podchodząc do niej- To jedyni ludzie, którzy mogą powstrzymać Aidę. Musimy ich przekonać, by wystąpili przeciwko niej. - A jeśli ją popierają? - Wtedy jedynie cud nas uratuje. |
Odp: Otwórz oczy...+18
O rany, ale zaskoczenie :O
Aż się boję czytać czego ty tam nie powymyślałaś ;) Najpierw obowiązek, potem komentarz :D Cytat:
- nadludźmi - nieustępliwi - albo "o jego rozdzierającym serce..." albo "rozdzierającego serce..." - tylko spojrzałem w jej oczy a wiedziałem już - albo na piechotę albo samo pieszo No i znowu wszystkie moje teorie i domysły legły w gruzach... W sumie to juz powinnam się przyzwyczaić, bo tak jest za każdym razem ;) Odcinek fantastyczny, świetny jak wszystkie pozostałe :D No nie mogę wymysleć więcej komplementów, po prostu ta opowieść ze swoja wyjątkowością umyka wszystkim próbom opisu... Czy pisząc o tym jak kapłani postrzegali własną wyjątkowość czerpałaś inspiracje ze starożytnego Egiptu? (tak mi się skojarzył zwrot o słońcu :)) I jeszcze jedno: skoro Aladar miał 16 lat jak umarł ich opiekun, a Aida była młodsza 3 lata to w jakim oni wieku zaczeli ze sobą romansowac :O |
Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 13:06. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023