![]() |
Odp: Szansa
Od 5 minut siedzę i zaczynam od nowa pierwsze zdanie. Dawno mnie tu nie było. Nie tylko w "Szansie" ale i na forum, toteż wyszłam nieco z wprawy i komentarz nie przychodzi mi już tak łatwo jak to kiedyś bywało. Przechodząc do sedna sprawy, wreszcie się zebrałam i nadrobiłam moje zaległości za jednym zamachem. Wiesz, że od samego początku bardzo kibicowałam Dastusiowi, ba, wręcz zostałam nawet okrzyknięta "Dastusiomaniaczką". Kibicowałam, również miłości Dastusia i Lilly. Powiem Ci, że srodze się na naszej blondi zawiodłam i nawet nie chodzi mi tutaj o tę zdradę. Wszak miłość, związek, małżeństwo to nie tylko dobre chwile, uniesienia itp., to także wszelkie zawirowania, kłopoty, codzienność, problemy, zwątpienie. Jak sama powiedziałaś, Dastuś był nieco odsunięty na bok w tej części. Rozumując prosto, bez zagłębiania się, kiedy przestał być potrzebny, kiedy to jego trzeba wspierać i trwać przy nim w potrzebie, został odsunięty, zastąpiony przez będącego zawsze we właściwym miejscu i o właściwej porze Bartka. Nie przeczę, to, że był zawsze pod ręką kiedy go potrzebowała było bardzo wygodne i mogło ją nieco zafascynować, odurzyć na chwilę. Nie podobało mi się jednak, to że Lilly pozwoliła mówić Bartkowi źle o Dastusiu. Wszak jego jedyną winą w tym wszystkim było to, że mocno kochał swoje dziecko i był nieco zbyt porywczy. Miłość wg mnie to przede wszystkim lojalność wobec tej drugiej osoby, trwanie przy niej bez względu na wszystko. Wierzę jednak, że to wszystko było po to by budować napięcie i dramatyzm, a Lilly i Dastuś wyjdą z tej próby zwycięsko. Wszak Lilly już zrozumiała swój błąd. W sumie nikt nie jest idealny i każdego mogą dopaść zwątpienie i bezradność, byleby nie trwały zbyt długo ;) A co do samej zdrady hmm tutaj nie byłabym dla Lilly aż taka surowa. Bartek sprytnie wykorzystał jej chwilę słabości, trwające mgnienie oka wahanie, potrzebę bliskości i bezradność. Myślę że w tych sprawach najważniejsza jest szczerość. "Miłość Ci wszystko wybaczy" ;)
Jeszcze jedno: co do wybuchu zazdrości Dastusia. Zaufanie zaufaniem, ale odrobina zdrowej zazdrości jeszcze nikomu nie zaszkodziła. A ten okrzyk "Kochasz go prawda?" -> czy wy nie widzicie że to okrzyk desperacji? Nie wyczuwacie w tym lęku, że straci swoją ukochaną? Każdy kochający mężczyzna zachowałby się tak samo, a nie spokojnie patrzył jak obok jego żony kręci się, nie oszukujmy się, dość przystojny i szarmancki mężczyzna. Dastuś ufa Lilly ale nie ufa Bartkowi. Zresztą jak się okazało słusznie. Dobra kończę bo się rozpisałam. |
Odp: Szansa
Dzięki za wszystkie komentarze. I chociaż nie skomentowałam ich swoim zwyczajem tu, na forum, to jednak komentarze otrzymały, ale te pozostaną jawne tym razem tylko dla mnie ;]
W rekordowo krótkim czasie (niecałe dwa tygodnie- cud nad Odrą, normalnie!) pierwsza część odcinka. XXVII Najcięższa walka Część pierwsza 4 III http://i1068.photobucket.com/albums/...Liv27/2711.jpg Była w trakcie ostatnich przygotowań- poprawiała makijaż, po raz któryś jeszcze raz czesała włosy, pomimo że ledwo wyschnięte były puszyste, błyszczące i wcale nie wymagały tego wielokrotnego zajmowania się nimi. Podobnie było w przypadku umalowanych ust i oczu. Ta pedantyczna wręcz dbałość o szczegóły została wywołana zapewne przez jej podenerwowanie. Za parę godzin miało wszystko stać się jasne - czy jej mąż będzie skazany i na jaki okres czasu, i czy on przypadkiem nie skaże jej na dożywotnią samotność. Bała się obu tych wyroków, jednak z oczywistych przyczyn tego drugiego najbardziej. W końcu nerwy jej trochę opadły, spakowała dastusiątka do auta i pół godziny później oddała je w ręce swojej najbardziej zaufanej niani, Annie Wronie, z domu Muchomorek. Gdy bordowy Renault minął tabliczkę z przekreślonym napisem „Halinów” wróciła dawna trema. Nie miała od razu pojechać pod sąd. Czekało ją jeszcze spotkanie z Bartkiem. Rudek wyrobił się z tłumaczeniem w wyjątkowo krótkim czasie, ona sama postarała się o to samo ze swoją partią materiału. Kosztowało ją to wiele sił i nerwów, ale czego się nie robi dla słusznej sprawy? Szczególnie jeśli jej wagą jest dalszy los małżeństwa. Wcześniej zawiadomiła swojego, hm… znajomego, że zamierza go odwiedzić. Uczyniła to poprzez krótką wymianę SMS-ów, bowiem nie miała ochoty z nim rozmawiać. Biedaczek co prawda próbował ją jakoś zagadać, ale ona wyraźnie dała mu znać, że nie ma na to ochoty i prawdopodobnie już nigdy nie będzie miała (ale czy to drugie przyjął do wiadomości pozostaje kwestią sporną). Zaparkowała jak zawsze przed blokiem, gdzie mieściło się jego mieszkanie. Wysiadając, szybko złapała torebkę, po czym jeszcze szybciej zamknęła samochód. Miało to co prawda potrwać chwilę („Oddam mu to i spadam”), ale ostrożności nigdy za wiele. Wzięła głęboki oddech i żwawym krokiem podążyła w stronę wejścia. *** Spodziewała się, że będzie jej oczekiwał, stało się jednak inaczej. Zanim łaskawie pojawił się w drzwiach minęły z dobre dwie minuty. Odetchnęła z ulgą gdy usłyszała zgrzyt zatrzasku w czarnych drzwiach. Przywitał ją z uśmiechem, mówiąc: - O, cześć! Tak myślałem, że to ty. - Cześć… Już myślałam, że cię nie ma. Tak długo nie otwierałeś… - Wybacz, byłem w łazience kiedy dzwoniłaś. - Dobra, nieważne. Proszę- w tym momencie wyciągnęła z torby ową teczkę z kilkunastoma kartkami zapisanymi aż po brzegi. - Dzięki. Wiesz, nie myślałem, że zajmie ci to tylko tyle czasu… Może wejdziesz? „Wiedziałam…” - Nie, dzięki. Spieszę się. Za pół godziny mam być w sądzie. - Tylko na chwilę… Usiądziemy, spokojnie pogadamy, bo ostatnimi czasy chyba nie miałaś na to zbytnio czasu. - Owszem, i tak samo jest teraz. - To pozwól mi się chociaż odprowadzić. Zgodziła się. Nie miała nic do stracenia. Gdy doszli do jej samochodu, Bartek ni stąd ni zowąd zawołał: - Chyba złapałaś gumę… Zdziwiło ją to i po troszku przestraszyło. Uważnie przyjrzała się temu kołu i stwierdziła, że miał rację. Ani grama powietrza. - Jest stąd w najbliższym czasie jakiś autobus na Lipcową?* - Właśnie w tym problem, że nie. Może dopiero za jakąś godzinę… Ale wiesz co? Mógłbym cię tam podrzucić, to żaden kłopot. Dobrze wiem, gdzie jest sąd. Wiedziała, że to jedyne rozwiązanie, ale nie chciała się zgodzić. Gdyby to nie on proponował- bez wahania powiedziałaby „tak”. Ale jemu nie mogła do końca zaufać. Nie po tym co się stało. - Wiesz co, to może wysadzisz mnie przy skrzyżowaniu ulic Lipcowej i 3 maja? Potem ja już sobie dojdę- uznała to za najlepsze wyjście. - Tylko wiesz co, zdaje mi się, że robią tam teraz drogę. Będziemy musieli jechać troszkę naokoło. - Dobra, byleby w ogóle tam dotrzeć- coraz bardziej martwiła ją ta cała sytuacja. - To poczekaj tu chwilkę, ubiorę się i skoczę po kluczyki. W międzyczasie ona postanowiła zawiadomić ojca. Wybrała jego numer po czym rozpoczęła rozmowę. http://i1068.photobucket.com/albums/...Liv27/2712.jpg - No, co tam, córciu? - Słuchaj, miałam taki mały wypadek- złapałam gumę. Stoję obecnie na parkingu przed blokiem Bartka i czekam na niego. Ma mnie dowieść pod sąd. Potem będę musiała zabrać się z tobą. - OK, nie ma sprawy. - Aha, mogę się troszkę spóźnić. Podobno drogę tam robią i są objazdy. - Hm, nic mi o tym nie wiadomo, ale dobra. Na sali siądę gdzieś w widocznym miejscu, żebyś mnie widziała. Ewentualnie zobaczymy się na korytarzu. - Dobra, jakoś cię tam znajdę. Pa! - Pa!- odparł jej ojciec, po czym rozmowa została ostatecznie zakończona. W tym samym momencie dostrzegła mężczyznę z kluczykami. Wskazał jej ręką, żeby za nim poszła. Z pewnym niepokojem w sercu wsiadła do auta. Torebkę dała na dół, między nogi i zapięła pasy. Podobnie uczynił kierowca, po czym samochód ruszył. W pewnym momencie stwierdziła, że droga zaczyna się strasznie wydłużać, objazdu nie widać, a za parę minut miała być na miejscu. - Spokojnie, jeszcze kawałek- pocieszał ją mężczyzna siedzący obok. Już mieli skręcić w prawo gdy okazało się, że na tej długiej ulicy ciągnął się równie długi korek, co było o tej porze typowe dla stolicy. - To może ja już wysiądę?- zapytała - Daj spokój, znam inne skróty- powiedział, uśmiechając się - No niech będzie, byleby jak najszybciej tam dotrzeć! - Jak sobie życzysz… *** 14.55 - jeszcze jej nie ma. Wiktor miał nadzieję, że jednak jej obawy co do spóźnienia okażą się niesłuszne. I z przykrością musiał stwierdzić, że tym razem to jego dziecko miało rację. Sam się sobie dziwił, że się tak o nią martwi. Lily nie była małą dziewczynką, która potrzebowała nieustannej uwagi swojego taty. Skąd więc u niego takie dziwne obawy? Już chciał wyciągnąć telefon, dzwonić do niej gdy stwierdził, że to głupie. Rzeczywiście pewnie zbyt się przejmuje. Przecież poradzi sobie - jest dorosła i wie co robi. http://i1068.photobucket.com/albums/...Liv27/2713.jpg Jeszcze raz obejrzał się w lewo i w prawo czy żaden samochód nie nadjeżdża (stał przez budynkiem) i gdy stwierdził, że nic takiego nie ma miejsca, udał się do środka. *** Rozprawa rozpoczęła się z pięciominutowym poślizgiem. Lily nadal nie było. Teść oskarżonego, który siedział całkiem blisko niego bez problemu dostrzegł, że i on jest zdenerwowany. Rozgląda się nerwowo po sali wyszukując twarzy ukochanej. Im dalej zmierza jego wzrok, tym bardziej jest zawiedziony. Wiktor doskonale wiedział co on czuje. Na rozprawie, w której to on siedział na miejscu Dustina zachowywał się dokładnie tak samo chociaż wiedział, że nie zobaczy w pomieszczeniu żadnej znajomej twarzy. W pewnym momencie oskarżony zatrzymał swój wzrok na nim. Ze zniecierpliwieniem widniejącym na coraz bardziej zawiedzionej twarzy bez słów pytał, gdzie jest Lily. Wiktor musiał ze smutną miną wzruszyć ramionami. Potem tylko z żalem obserwował jak jego zięć opuszcza głowę w dół i ciężko wzdycha. A ona ciągle się nie pojawiała…. Koniec części pierwszej. _________ * nazwy ulic wszędzie zmyślone ;) |
Odp: Szansa
Pierwsza!
Sama nie wiem co myśleć. Z jednej strony nie sądzę, by Bartek miał jakiś diabelski plan porwania Lily, ale z drugiej nigdy nic nie wiadomo. Chociaż wydaje mi się, że obojętnie jak by nie było wypuszczą Dustin'a na wolność. To byłoby ciekawe, rozgniewany Dustin poszukujący porwanej przez swojego życiowego wroga żony. Ogólnie jedyny błąd jaki wyłapałam to: Cytat:
Cieszę się, Liv, że tym razem udało ci się w miarę szybko wstawić odcinek. Chociaż spodziewałam się czegoś nieco innego odcinek i tak jest świetny :) |
Odp: Szansa
Nie nie nie!!!
Ja chcę wiedzieć co się stało! ( między L. a B w samochodzie...? ;) ) ohh, Livka. Teraz masz tydzień i czekam na część druga ;D Szkoda, że tak krótko. Niech stanie się coś dramatycznego i zarazem pięknego ;] Może być nawet korzystne dla małżeństwa naszej blondynki, niech stracę ;p Ale liczę na Barka ( j a k i m p r a w e m n i e ma j e g o z d j ę ć !?) Pisz kobieto, bo jeszcze nigdy tak ciekawa nast. odc. nie byłam! Pozdrawiam i ponaglam, VOLT ;] |
Odp: Szansa
:O Ty to jednak szczwana bestia jesteś, tak zaostrzyć człowiekowi apetyt, wiesz kiedy przerwać, żeby spotęgować ciekawość. Mam kilka wersji co może się wydarzyć, zobaczymy która się ziści, jeśli w ogóle któraś. Biedny Dastulek
|
Odp: Szansa
Takiego obrotu się nie spodziewałam :P Brawa :D Czekam na część II :) Pozdrawiam |
Odp: Szansa
W końcu się zebrałaś :P.
Niezły odcinek. Ależ z tego Bartka uparciuch. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby specjalnie wiózł Lilkę naokoło :P. Swoją drogą nieźle ją przerobiłaś. Zupełnie inna dziewczyna :P. Już nie wygląda na taką mamuśkę :D. Naprawdę jej ślicznie. Fajna fryzura. Szkoda mi tylko Dustina. Facet jest podłamany. Nic dziwnego, jak jego żona się spóźnia... Mam nadzieję, że Lilka dotrze jak najszybciej do sądu a Dustina wypuszczą :P. Już on będzie wiedział jak utemperować zapędy Bartka :D. Byle tylko znów się w coś nie wpakował ;). Pisz szybko! :P |
Odp: Szansa
Raz jeszcze dzięki za wszystko. Od tego momentu akcja w bardzo szybkim tempie zaczyna zmierzać do końca "Szansy".
XXVII Najcięższa walka Część druga - … skazuje na karę pozbawienia wolności lat trzech, w zawieszeniu na dwa lata. Wyrok jest prawomocny. Ogarnęła go wewnętrzna radość. To było jak eksplozja. Po prostu spuścił głowę i nie mógł wierzyć. Wszyscy co prawa liczyli na to, że właśnie taki wyrok dostanie, ale on sam jakoś nie był co do tego przekonany. Był przygotowany na najgorsze, a że to nie nadeszło, pozostało mu tylko skakać z radości. Dziękował Bogu za tę szansę. Przyrzekł samemu sobie, że będzie na siebie uważał, by przypadkiem nie odsiedzieć wyroku. Oczami wyobraźni widział dyplom ukończenia studiów ze swoim nazwiskiem, swoje nowe miejsce pracy w Polsce, Lily przygotowującą mu śniadania, Tanię rzucającą się mu w ramiona, gdy wróci z pracy, Wiktorka, którego będzie mógł uczyć chodzić, rozmowy o interesach z teściem… Nagle życie wydało się być takie piękne! W końcu podniósł głowę i rozejrzał się po sali. Szara rzeczywistość wytrąciła go doszczętnie z krainy marzeń, a tym samym na jego twarz wróciło zawiedzenie. Widział uśmiech teścia, który przez całą rozprawę dzielnie mu kibicował, ale było mu przykro, że nie widzi go na twarzy ukochanej. A właściwie, że w ogóle jej nie widzi. Przecież zapewniała go, że będzie. W końcu- dlaczego miałaby nie być? Niby cieszył się, ale to nie była pełnia szczęścia. Zakłócało ją zmartwienie co się z nią stało. Nie wierzył, że zapomniała, nie ona... Może z jakiegoś powodu nie była w stanie dotrzeć? Postanowił zapytać o to teścia. Spotkali się w holu. Wiktor zapewne zdawał sobie sprawę z tego, że musi się teraz „zaopiekować” swoim zięciem. Normalnie zrobiłaby to za niego Lily, ale niestety nie mogła. http://i1068.photobucket.com/albums/...Liv27/2721.jpg Zdenerwowany Dustin już chciał pytać go, ale ten, spodziewając się co zięć zamierza powiedzieć, wyprzedził go z odpowiedzią: - Próbowałem się do niej dodzwonić przed chwilą. Chyba wyłączyła telefon, bo nie odbiera. Ale przed rozprawą rozmawiałem z nią. Złapała gumę i powiedziała, że Bartek ją tu podrzuci. - No tak- stwierdził z dezaprobatą. Nie sposób ustalić na kogo bardziej był wściekły- czy na Lily czy tego piep******* Bartka, który nie chce jej dać spokoju- Tato, mógłbym pożyczyć twój samochód? - Podejrzewasz o coś Bartka? - Owszem. Muszę jechać to wyjaśnić. - Ale wpierw jedziemy do więzienia po twoje rzeczy, tak? - Tak. - Potem wstąpimy po dzieciaki. Dopóki nie wrócicie zajmę się nimi. - Wielkie dzięki. Za wszystko. - Nie ma sprawy, naprawdę. Martwię się o nią. Zresztą ty pewnie też. - Obawiam się, że Bartek mógł jej coś zrobić- powiedział- Niech ja go tylko dorwę... - Pamiętaj- dostałeś zawiasy, musisz uważać co robisz. - Jakoś to załatwię. Byleby Lily była cała i zdrowa. Potem wyszli z budynku sądu, zaliczyli więzienie i pojechali do Halinowa. *** Wszyscy obecni w owym czasie w domu z wielką radością przyjęli w swoje progi Dustina. Ania, przykładana pani domu, już chciała częstować przybyszy kawą i ciastem domowej roboty, ale ci wyjaśnili jej co jest grane. Ona rozumiejąc powagę sprawy i jej znaczenie nie proponowała już nic więcej. No, może prócz koniecznego zobaczenia się Dustina ze swoimi maleństwami. Tania Tereska, bystre dziewczątko, zaraz zdała sobie sprawę z tego, że w kuchni coś się dzieje. Ciocia, dziadek (no właśnie- skąd tu dziadek?) i momentami inny, ale skądś znany jej głos, z przejęciem o czymś rozmawiali. Już chciała zobaczyć co się dzieje, gdy nagle drzwi się otworzyły a w nich okazała się wysoka postać. http://i1068.photobucket.com/albums/...Liv27/2722.jpg I chociaż jego głosu do końca nie rozpoznała, to jednak wiedziała, kogo ma przed sobą. Momentalnie rzuciła się ku ojcu. Gdy wpadła w jego ramiona, ten nie był w stanie powstrzymać łez wzruszenia i zarazem radości. Słyszał jej dziecięcy bełkot i chociaż jedynym słowem jakie był w stanie zrozumieć było „tatuś”, to wiedział, ile szczęścia musi być zawartego w całej tej rozległej dziecięcej mowie. Sam chciał coś powiedzieć, ale nie był w stanie zdobyć się na wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa po polsku. Gdyby go rozumiała, powiedziałby jej to wszystko po angielsku- że tęsknił, że za parę miesięcy już będzie z nimi już na zawsze (wszak musiał jeszcze ukończyć studia) i to, jak bardzo ją kocha. Miał tylko nadzieję, że chociaż nic nie mówi, to jego maleństwo rozumie wszystko. Całej scence przyglądało się rodzeństwo Muchomorków. - Wiesz, że zazdroszczę Tanii?- zagadnęła Ania - Wiem, wiem. Ja po troszku też... Dziewięciolatek odczuwa brak ojca równie mocno jak małe dziecko. Tym bardziej, że ja byłem do niego przywiązany. Ty nigdy nie wiedziałaś co straciłaś- miałaś lepiej. - Może i tak, ale myślisz, że kiedy pytali cię „co się stało z twoim tatą?” było mi przyjemnie? Tania i Wiktor przez jakiś czas nie mieli ojca ale w końcu go odzyskali. - Tak jak Lily... Im bardziej ta historia idzie do przodu tym bardziej zdaję sobie sprawę, że Dustin jest w niej coraz bardziej podobny do mnie. Dlatego też tak dobrze rozumiem co on teraz czuje, kiedy tuli do siebie Małą. Tylko boję się, czy coś nie zakłóci ich szczęścia... - Co masz na myśli? - Dustin podejrzewa, że ten cały Bartek może coś zrobić Lily. - Ah, rozumiem- zakończyła siostra, w głębi duszy jednak zastanawiając się, co Dustin ma na myśli. Potem zaprowadzili młodego ojca do pokoju obok, gdzie w łóżeczku spał słodko Wiktorek. Ten zaś stanąwszy przy kołysce wręcz nie mógł się napatrzeć. Widok chłopca całkowicie go rozczulił. Najchętniej wziąłby go teraz na rączki i wyściskał tak jak jego starszą siostrę, ale pocieszał się myślą, że nadrobi innym razem. Nadrobi wszystko. Potem, zgodnie z zapowiedziami odstawił teścia z dastusiątkami do domu, a sam ruszył w drogę. Wpierw pod bartkowy blok. *** Na parkingu bez większych problemów znalazł samochód Lily. Przyjrzał się dokładnie owej „gumie”. Jak się okazało, ktoś perfidnie czymś ostrym przebił koło samochodu. Teraz nie miał najmniejszych wątpliwości- zaczęło się. Ciarki mu przeszły po plecach. Co oni chcą zrobić biednej Lily? Szybko udał się do wejścia, tam na liście lokatorów znalazł odpowiednie nazwisko i poszedł szukać drzwi z podanym numerem. Zapukał pierwszy, drugi raz. Żadnej odpowiedzi. Postanowił sprawdzić, czy chociaż drzwi są otwarte. Miał nadzieję, że zostawili mu jakiś trop. Jak się okazało, po naciśnięciu klamki ukazywało się żółte wnętrze mieszkania. „Ach, ta dezorganizacja!”- pomyślał, przekraczając próg. Rozglądnął się po salonie- nic. Wszedł do kuchni. I tu jego uwagę przykuła biała kartka i dołączone do niej zdjęcie. Znów ogarnął go strach. Znał to miejsce doskonale. Że też właśnie tam porywacze zdecydowali się zabrać i ją! Wybiegł z mieszkania ile sił w nogach. Na dworze robiło się coraz ciemniej, dochodziło wpół do siódmej. Zaczął się bać, że nie zdąży, że być może nawet nie zastanie jej tam żywej- zależy co ci dwaj szaleńcy wymyślili. Zdając się na swoją pamięć pojechał w tamtym kierunku. W myślach tylko błagał żonę, żeby wytrzymała. *** - Bartek, gdzie my jesteśmy?- zaczęła panikować- Nigdy wcześniej tu nie jechałam! Jej towarzysz milczał jak głaz. Skupiał się tylko i wyłącznie na drodze. - Odpowiedz!- szturchnęła go lekko za ramię. - I tak ta wiedza cię nie uratuje- odparł złowieszczo. Zamarła. Właśnie skręcali w jakąś leśną drogę. Teraz rozumiała wszystko. Mieli od początku do końca wszystko zaplanowane. Nie było żadnej gumy czy remontowanej drogi. To były tylko preteksty by ją tutaj zwabić. Żeby ją porwać... Gdy zdała sobie z tego sprawę, niemal ogarnął ją szał. Zaczęła płakać i krzyczeć wniebogłosy. - Wypuść mnie stąd! Zatrzymaj się! Chcę wysiąść! http://i1068.photobucket.com/albums/...Liv27/2723.jpg - Dla ciebie już nie ma ratunku, Lilka. Ale spokojnie- jeszcze tylko trochę i koniec tej męki. - KONIEC?! JAKI KONIEC?! CO CHCECIE ZE MNĄ ZROBIĆ?! - Spytaj Szymona, bo to on się tobą będzie zajmował. Wiedziała, kim jest Szymon. Dustin jej to wszystko powiedział... No właśnie! Dustin... Być może wraz z tatą zamartwia się co się z nią dzieje, snuje przypuszczenia co do powodu jej nieobecności... Może nawet podejrzewa Bartka? Może rozprawa się już skończyła i dostał wyrok? A potem miałaby do niego trafić wiadomość o jej śmierci? Poza tym, co z dziećmi? A może jednak dostał te zawiasy i teraz próbuje ją znaleźć... Tak bardzo by chciała, żeby tak było! Ale co jeśli siedzi teraz w swojej celi i jedyne co może zrobić to martwić się o nią? Samochód się w końcu zatrzymał. Natychmiast dostała rozkaz wysiadki. Szybko spróbowała wygrzebać z torebki komórkę- przyda jej się, o ile nie uda im się jej zabrać. Rozejrzała się wokoło. Przed nią był jakiś stary magazyn, położonych chyba dokładnie w sercu lasu. Z pewnością opuszczone magazyny nie wróżą nic dobrego... Spodziewała się co czeka ją w jego wnętrzu, tylko nie wiedziała, kiedy ma to nastąpić. Jeśli będzie się przeciągać jest szansa, że Dustin zdąży, jeśli „braciszek” załatwi to od razu oszczędzi jej cierpienia. Z ciężkim sercem i zamglonymi oczyma poszła, prowadzona przez Bartka, ku bramie do śmierci, jak jej się przynajmniej wydawało... *** Wspięli się po schodach na piętro, a następnie kazał jej iść do drugiego pokoju po lewej stronie. - Nie próbuj uciekać, bo i tak ci się to nie uda- przestrzegł ją tylko, po czym zszedł po schodach na dół. Chcąc nie chcąc musiała chwycić za klamkę. W tym z pewnością nieprzyjemnym pomieszczeniu oprócz kanapy i kilku innych klamotów dostrzegła ciemną postać. http://i1068.photobucket.com/albums/...Liv27/2724.jpg Siedział sobie na kanapie i gapił się w drzwi. Gdy weszła do pokoju, zaraz zwrócił się do niej. - Witam panią- ton jego głosu miał za zadanie brzmieć na tyle przyjaźnie na ile się dało- proszę się czuć jak u siebie w domu. Przez głowę przeleciało jej coś w stylu „jak można porównywać taką dziurę do ciepłego, przytulnego domu?” - Rozwiewając pani wątpliwości, jestem Szymon Korzeniowski, brat Bartłomieja. - Domyśliłam się- odparła niechętnym tonem. - Miło słyszeć. Mój brat co nieco mi o pani opowiedział, pani Wing. Pani męża również znam w dość dobrym stopniu. Być może pani też coś o mnie wie z relacji mojego brata czy może nawet i pani męża. Jednak stwierdziłem, że warto byłoby panią lepiej poznać, nie sądzi pani? W odpowiedzi otrzymał milczenie. - Cóż, w takim razie może ja zacznę. Czy długo pani zna pana Winga? - Po co panu to wiedzieć?- zapytała - Znajomość pewnych okoliczności i szczegółów może mi być bardzo przydatna. Chodzi mi o to, czy pan Dustin ma do pani aż tyle zaufania. - To mój mąż, ufa mi bezgranicznie!- wypaliła - A czy uważa pani, że tak zareagowałby na widok tych zdjęć? Do jej rąk trafiło kilka fotografii, bardzo jednoznacznych. - Może nie jestem zbyt dobrym fotografem, ale moje modele i sceny naprawiły wszystko. Coraz większe zdziwienie pomieszane ze wściekłością rysowało się na jej twarzy. Nie mogąc go wytrzymać, podarła wszystkie zdjęcia w drobne strzępy. - Och, proszę się nie krępować, mamy jeszcze jedną parę odbitek specjalnie dla pani męża. Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Uszło z niej całe życie; ręce zamarły w bezruchu, usta zostały szeroko otwarte, tylko z jej oczu zaczęły płynąć łzy bezsilności. - Człowieku, dlaczego mnie jeszcze nie zabiłeś?!- krzyknęła w rozpaczy - Ależ pani Lilio, proszę się uspokoić! Kto pani powiedział, że chcę zrobić coś takiego? - A niby po co mielibyście mnie tutaj zwabiać? - Póki co tylko z panią rozmawiam, więc nie wiem skąd takie tragiczne myśli u pani. Proszę sobie usiąść, uspokoić się... A może ma pani ochotę na herbatę albo kawę? Przepraszam, że dopiero teraz o to pytam, ale jestem dzisiaj trochę nierozgarnięty. - Tak, proszę- odparła Gdy mężczyzna zniknął za drzwiami w pośpiechu wyciągnęła komórkę i nerwowo próbowała napisać SMS-a. Miała z tym spore trudności, bowiem ręce jej się trzęsły. W miarę szybko udało jej się wystukać na klawiaturze „help” i potem jeszcze szybciej spróbowała wybrać odbiorcę. Pierwszego na liście miała Dustina. Z nadzieją wpatrywała się w jego imię... - O, widzę, że mój brat nie dopilnował, by zabrać pani tę zabawkę. Proszę mi to oddać. Widzi pani, nie chciałbym, aby ktokolwiek nam przeszkadzał w rozmowie. Spojrzała jak wryta na przybysza. W jednej ręce trzymał filiżankę z parująca herbatą, drugą wystawiał w jej stronę. - Nie chce pani po dobroci, w takim będę musiał użyć siły... Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, rzucił się na jej telefon. Próbowała go jakoś schować, ale on okazał się silniejszy. Chwilę później komórka leżała po drugiej stronie stolika stojącego obok części kanapy, na której siedział Szymon. - Proszę się częstować- spokojnym tonem wskazał na herbatę. Teraz, nie mając już nic do stracenia, sięgnęła po filiżankę. Zrobiła łyka. Wcale nie była taka zła, nawet można powiedzieć, że jej smakowała. - A więc kontynuujmy...- zaczął- Czy długo jest pani żoną pana Winga? Postanowiła normalnie odpowiadać. W końcu, co jej szkodziło? Jej rozmówcy wiedza ta na nic się nie przyda, a ona i tak nie ma (znowu!) nic do stracenia- przecież i tak źle skończy i tak. - Czy według pana cztery lata to długo? - Hm, być może. Ale z tego co wiem tak naprawdę nie macie jako takiego życia małżeńskiego. Pani jest w Polsce, mąż za granicą, widujecie się rzadko... Cztery lata to tylko teoria. - Niestety. - Ale podobno w tak krótkim czasie dorobiliście się gromadki dzieciaków. - Można tak powiedzieć, jeżeli słowem „gromadka” da się określić dwójkę dzieci. - Proszę mi coś o nich opowiedzieć. - Starsza, Tania, w tym roku skończy trzy latka. Wiktorek ma zaledwie cztery miesiące. Muszę się nimi cały czas opiekować, dlatego pracuję w domu. - Pomaga ktoś pani? - Tak, mój tata i rodzina ciotki. Dzięki nim czuję, że żyję. Mogę od czasu do czasu wyrwać się na zakupy, skoczyć do biura coś załatwić... Ale i tak całą swoją uwagę staram się poświęcać im. Małe dzieci potrzebują dużo miłości. Kiedy byłam mała, zawsze mi jej brakowało, dlatego wiem jak bardzo to jest ważne. - Miłość jednego z rodziców wystarcza? - Nie, nie wystarcza. Zawsze człowiekowi będzie brakować tej „drugiej połówki”. Strasznie współczuję moim dzieciom, bo przez jakiś czas będą musieli przeżywać to samo co ich rodzice. Nie chcieliśmy do tego dopuścić, ale stało się. - Dlaczego to samo? - Pierwsze lata swojego życia spędziłam w sierocińcu. Moja mama zmarła przy porodzie. Tata, nie mogąc się ogarnąć po jej śmierci, zostawił mnie pod opieką obcych ludzi. Nie mówię, że byli źli, ale nigdy nie byli w stanie mi zastąpić prawdziwej rodziny. Potem w wyniku zbiegu okoliczności tato zaopiekował się mną. Niby nigdy mi niczego nie brakowało, kochał mnie, ale jednak zawsze czułam coś w rodzaju pustki. Podobno więź matki z dzieckiem jest najsilniejsza... - Bo jest...- wtrącił nagle, przyciszonym głosem - Coś nie tak?- przerwała - Nie, wszystko w porządku. Proszę dalej opowiadać. - Dustin nie miał ojca. Stracił go w młodym wieku. Jego matka była alkoholiczką, prawie wcale się nim nie zajmowała. Rodzinnego ciepła szukał w gronie starszych kolegów, tam nabierał, często złych, wzorców. Wszystkie nasze przeżycia skumulowały się teraz na Tanii i Wiktorku. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy dało się temu zapobiec, czy nie. Jedno wiem na pewno: dopóki nie jesteśmy wszyscy razem, nigdy nie będzie do końca dobrze. Odwróciła głowę w stronę wsłuchanego Szymona. Jego głowa opadała, wydawał się być zamyślony. Przyjrzała mu się uważniej. Jej opowieść doprowadziła go... do łez. Wiedziała, dlaczego. Pamiętała burzliwą historię Bartka, w której pojawiał się, choć starszy, ale tak samo skrzywdzony, Szymon. Pamiętała, jak opowiadał jej o jego sprzeciwach, sądach, jakie urządzał ojczymowi. Dorośli też go skrzywdzili, tak samo jak i ją... W pewnym momencie podniósł się z siedziska i skierował w jej stronę. Lily, nie wiedząc o co mu chodzi, zrobiła to samo. Po jego minie doskonale było widać, że coś w nim drgnęło. Może nawet odezwało się jego sumienie i zaraz powie jej, żeby wróciła do swoich maleństw, bo potrzebują mamy? Tak bardzo chciała to usłyszeć. Nic takiego jednak nie nastąpiło... Gdy stanął od niej na odległość wyciągniętej ręki, postanowiła powtórzyć swoje wcześniejsze pytanie: - Szymon, wszystko w porządku? W jej głosie dało się słyszeć troskę, jakby całkiem zapomniała, że rozmawia z kryminalistą, który jest w stanie zabić z zimną krwią. Miała przed sobą normalnego człowieka, który też ma uczucia, potrafi kochać i jest wrażliwy na krzywdę ludzką. W jego oczach widziała smutek, chwilę później znów po jego policzkach zaczął spływać potok łez. Zwlekał z odpowiedzią i to ją niepokoiło. Co się teraz dzieje w jego duszy? Ból. Nagle tylko to była w stanie czuć. Lewy policzek zaczął piec ją niemiłosiernie. Spojrzała ze zdziwieniem na niego. Zrobił to. Następnie powtórzył to samo, tylko, że mocniej. Momentalnie poczuła zimno podłogowych desek. Jedną rękę miała przy twarzy, drugą próbowała się podnieść, co skutecznie uniemożliwił jej oprawca. Dwa mocne kopnięcia. Zaczęła się zwijać z bólu, a ten z każda chwilą przybierał na sile. Zaczęła krzyczeć, błagać, by przestał, oczy miała już dawno zamglone od łez, zaczęły pojawiać się pierwsze rany. - No nie leż tak, wstawaj!- rozkazał wściekłym tonem Podjęła próbę podniesienia się. Ku jej zdziwieniu zakończyła się sukcesem. Jednak ledwo co udawało jej się utrzymywać na obolałych nogach. Nie postała długo. Oprawca wręcz rzucił nią o ścianę tak, że walnęła o nią, wcale nie tak słabo, głową. Tylną część czaszki przeszył piekielny ból, czuła, że więcej nie wytrzyma. Niemal każda część ciała ją bolała. Cierpiała okrutnie. http://i1068.photobucket.com/albums/...Liv27/2725.jpg - Dlaczego mi to robisz?! - zawołała w pewnym momencie żałosnym głosem. Przestał. Chociaż na chwilę. Chciała zobaczyć co się z nim teraz dzieje, ale nie miała na to siły. Bronienie się przed ciosami całkowicie ją wyczerpało. - Dlaczego?!- krzyknął w furii- Bo jestem jak skrzywdzone dziecko, któremu zabrano tatę i mamę, którą najbardziej w świecie kochało! To dla niej porwałem tą małą. Chciałem mieć pieniądze by ją wyleczyć z tego piep******* raka. Tak bardzo chciałem, żeby żyła! Wtedy to było moje jedyne marzenie! Słuchała tego jak zahipnotyzowana. Jakże on musiał kochać swoją mamę! - Ale ten suk*****, Dustin, przeszkodził mi w tym! Nie dostałem okupu, nie było operacji i zmarła! Zostawiła nas na pastwę losu! Skoro ona nie żyje, dlaczego miałbym ciebie zostawić przy życiu? Niech maluchy się przekonają, jak jest nie mieć mamy! I dostała po raz kolejny. - Wystarczy!- usłyszała znajomy głos- Popatrz, jak ona wygląda! - Ale ciągle żyje!- odparł drugi- Dopóki nie zdechnie, nie przestanę! - Naprawdę nie wystarcza ci ile się nacierpiała? - A nie pamiętasz już cierpienia twojej matki? Już zapomniałeś, jak wyglądała na początku choroby a jak pod koniec? - Ale to nie ona tu zawiniła! - Tylko niby kto? - TY, Szymon! Wszystko to było twoim pomysłem! Porażka też jest twoją zasługą! -Ty skur******, jak możesz?! Bronisz tej dziw**, zamiast rodzonego brata?! - Myślisz, że będę bronił twojej głupoty tylko dlatego, że przyszło mi mieć takiego brata? - Ku***, zabiję cię! Po tych słowach rzucił się na niego z pięściami. Postanowiła spróbować uciec. Wiedziała, że nie przyjdzie jej to łatwo, ale musiała spróbować. Coś dodawało jej siły. Udało jej się doczołgać do stolika i zabrać stamtąd telefon. Gdy była już przy potencjalnym wyjściu, obejrzała się za siebie. Oboje krzyczeli, Bartek próbował się bronić, ale widać było przewagę starszego z nich. Z jednej strony przykro jej się zrobiło na myśl, że jest wobec tego bezsilna ale z drugiej, pewnie Bartek chce, żeby to zrobiła, żeby uciekła. Gdy znalazła się na korytarzu, prędko się rozejrzała w poszukiwaniu jakiegoś ukrycia. Najlepszym rozwiązaniem wydał jej się jeden z pokoi, najlepiej oddalony jak najdalej od tego, z którego właśnie wyszła. Dotychczas będąc na kolanach, spróbowała stanąć na nogi. W ciągłych bólach doszła do drzwi. Najciszej jak tylko się dało postanowiła je otworzyć. Udało się! Widząc kluczyk w dziurce, poczuła się jak w siódmym niebie. Przez jakiś czas była bezpieczna. Ale to nie był koniec kłopotów- okazało się, że kluczyk był wsadzony tylko dla zmyłki! Przeraziła się tym odkryciem i gorączkowo próbowała się wcisnąć w kąt. Nie udało się- obolałe kończyny odmówiły posłuszeństwa. Musiała się zadowolić swoją obecną pozycją. Dochodziło za piętnaście siódma. Była taka szczęśliwa mogąc odczytać to na telefonie. Z pewnością teraz wysłałaby SMS-a, ale swoimi zakrwawionymi palcami ledwo co mogła wcisnąć jeden przycisk na klawiaturze. Postanowiła wykonać telefon. Wybranie numeru i wciśnięcie słuchawki na klawiaturze nie sprawiło jej wiele bólu. Podenerwowana i przestraszona zarazem przystawiła telefon do ucha. Znów wybrała jego numer. Cały czas miała nadzieję... Serce jej waliło jak młotem. Teraz mogło się wydarzyć dosłownie wszystko- mógł wejść Szymon, skończyć z nią, Dustin mógł nie odebrać, albo wręcz przeciwnie- mogła za chwilę usłyszeć jego głos. Znowu się udało! Odebrał! Okropnie się ucieszyła słysząc go. Była uratowana! - Lily, gdzie jesteś?- pytał z przejęciem - Magazyn, w lesie- wydyszała, starając się podać tylko najistotniejsze informacje- Karetka, 2 osoby, policja... - Dobrze, powiadomię. Zaraz tam będę. Błagam cię, wytrzymaj, Maleńka...- po jego głosie było słychać, że płacze Usłyszała kroki w głębi korytarza. Zdenerwowana, słabym głosem krzyknęła tylko: - Dustin, idzie tu! I się rozłączyła. - A więc tu się ukryłaś- powiedział, spoglądając na skuloną postać- Ładnie to tak zostawiać przyjaciela w potrzebie? A teraz chodź, potowarzyszysz mu w ostatnich chwilach życia... Przestraszyła się. Czy on zabił Bartka?! Nie, to niemożliwe! Jednak jej obawy potwierdziły się, gdy zaciągnął ją do tego obskurnego pomieszczenia. Niemal wszędzie była krew. Bartek leżał całkowicie bezwładnie, jakby już nie żył. Nie mogła w to uwierzyć. Jak ten Szymon mógł zrobić coś takiego własnemu bratu?! Tak zmasakrować to biedne ciało, które niczemu nie było winne... Ale wiedziała, że dzięki niemu ona najprawdopodobniej będzie uratowana. Zrobił to dla niej. Można powiedzieć, że się nawrócił... Tak, on był PRZYJACIELEM! W pewnym momencie oprawca wyszedł. Lily wykorzystała ten moment, by chociaż spróbować z nim porozmawiać. Nie wierzyła, że to koniec... - Bartek...- odezwała się cicho - Zadzwoniłaś, prawda?- odsapnął z trudem - Tak. Uratują nas!- powiedziała z uśmiechem - Ciebie. Ja nie dam rady... - Nie mów tak! - Lilka, ja wiem, po co tu przyszedłem. Ty masz malutkie dzieci, męża. Oni cię potrzebują, nie możesz ich zostawić. - A ty? - Mną się nie przejmuj. Zostałem sam na tym świecie, a mój brat musi ponieść karę. Tam... Tam będzie mama. Tam będę naprawdę szczęśliwy. I w tym momencie posłał jej szczery uśmiech. Zdobył się na to, chociaż kosztowało go to sporo cierpienia. http://i1068.photobucket.com/albums/...Liv27/2726.jpg - Twoje miejsce jest tu - kontynuował. - Przepraszam za wszystko. Wiem... - Nie przepraszaj, bo to ja będę miała wobec ciebie ogromny dług. - Bądź po prostu szczęśliwa. To będzie zapłata. - Dziękuję...- więcej nie zdołała powiedzieć, bo widziała, że zamknął oczy. Nie słyszała jego oddechu, była zbyt daleko. Miała jednak nadzieję, że w miejscu, w którym się znajduje teraz nie ma już bólu i cierpienia. - Co, pogadałaś sobie z trupem?- zadrwił oprawca, który zjawił się parę sekund później- To może moim butom też coś powiesz? Znowu ból. Znowu się zaczyna. Musiała to znieść, pomoc jest już blisko... Ale w pewnym momencie po prostu... odpłynęła. *** Dużo, prawda? |
Odp: Szansa
No, no. Niezły odcinek ;).
Ciężko zrozumieć zachowanie Szymona. Kompletny palant. Jakbym go dorwała... Bartek, no cóż, nawrócił się. Choć nie wiem, po co ją tam w ogóle przywlókł. Gdyby jej nie przywiózł, wszystko potoczyłoby się inaczej. Tak, jak dawno przewidziałam, Szymon stał za porwaniem Tani. Piękna scena powrotu Dustina do dastusiątek :). Szymon zabił własnego brata... Takich rzeczy się nie wybacza. Najchętniej zobaczyłabym go rozsmarowanego na ścianie przez Dustina, ale ten z kolei ma zawiasy, więc lepiej niech się za bardzo nie miesza :P. Szybki koniec Szansy?! NIE! Ja tego nie przeżyję :P! Oby następny odcinek był szybciej :P! Ładne zdjęcia ;). Bartek na ostatnim ciekawie wygląda. Tak inaczej w nowej fryzurze :P. |
Odp: Szansa
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
No nie... a jednak ją porwał. Ale jak mógł?! Przecież wiedział jaki jest jego brat :/ Chociaż ostatecznie starał się chronić Lily na końcu... Wiedziałam, że wypuszczą Dustina - ha! Mam nadzieję, że zakończysz FS happy endem i Lilka nie zginie... to byłoby strasznie :-( Ale generalnie bardzo ładnie wyszedł ci opis walki, nie tylko tej fizycznej, ale i wewnętrznej - narastający ból, wątpliwości, nadzieja. Takie opisy są zazwyczaj bardzo trudne, a tobie wyszły naprawdę rewelacyjnie. Przyznam, że na miejscu Lily nie zastanawiałabym nad jakimikolwiek uczuciami Szymona. Cóż, w sumie nie wiem czy Lilka powiedziała mu prawdę ze strachu (bo w chwilach stresu często ciężko o dobrą wymówkę ;)), czy naprawdę to była tylko kwestia nadziei. Albo raczej jej braku. Jak by nie było po raz kolejny pokazałaś jak ciepłą i upartą osobą jest jasnowłosa. Ciepła - to wiadomo. Uparta - no cóż, mogła od razu się poddać i nawet nie próbować uciec. Ale nadal wierzyła, że Dustin jej pomoże. No i nigdy nie zaprzestałaby walki dla swoich dzieci... dla dastusiątek :) Ps. Właśnie mi się to w oczy rzuciło, że na pierwszym zdjęciu Lily jest inaczej ubrana niż na przedostatnim. Ale to tylko taki szczegół ^^ |
Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 20:10. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023