![]() |
Odp: Complicated
Moje lenistwo nie pozwala mi na zrobienie większej ilości zdjęć, poprawię się :P
Odcinek III „Wrangle” - Wy się obie źle czujecie, prawda? – Wyszeptał Josh, ale wiedział, że nie ma najmniejszego wpływu na przebieg zdarzeń. - Gotowa skarbie? – Tym razem to Patricia zaczęła. - Oczywiście Patysiu. - Dwie tarcze? - Jedna – Odpowiedziała Sam, poprawiając okulary. Ręce lekko się spociły, pewnie z podniecenia wyeliminowania tej blond osóbki z gry. - Przestańcie, to nie ma sensu – Zaczął, lecz Patricia go uciszyła. - Cukiereczku, cicho bądź. Niech wygra lepsza. Seria strzałów w małej odległości czasowej. Patricia chybiła raz, co spowodowało salwę śmiechu u drugiej i chybienie. Skupiona, z większą starannością zabrała się do unieszkodliwiania tarczy. [IMG]http://i44.************/28wovq0.jpg[/IMG] - Na kogo stawiasz? – Szeptem spytała Josha Jessica.- Na Sam – Burknął w odpowiedzi – Ona dobrze strzela. Przygryzła wargę, spoglądając na podłogę. - Josh, proszę cię, zrób coś z tym. Wbrew pozorom obie są dobre. - A gdybyś miała wybierać między nimi? Którą byś wybrała? Zastanowiła się przez chwilę. - Sam. * Parę minut było już po wszystkim. Obie wcisnęły przyciski, mające przywołać tarcze do nich. Sam stała rozluźniona, pogwizdując pod nosem, a Patricia była jej przeciwieństwem. Spięta i nerwowa, poganiała wzrokiem swoją tarczę.- Proszę o obiektywną ocenę – Mruknęła blondynka do zebranych. Po chwili zdjęto obie tarcze i je dla pewności podpisano, a po chwili zaczęli porównywać, a obie panie stanęły z boku. - Zdenerwowana? – Zapytała Sam, zdejmując okulary i słuchawki. - Nie – Jej postawa jednak wyrażała coś innego. - Ekhm… Obie jak na komendę się obróciły. Miny zebranych nie wiele mówiły, a sam Josh stał odwrócony. - Naprawdę starannie ocenialiśmy. Lepiej strzela… Patricia. Otworzyła z niedowierzaniem usta. Co? Ta blond lala ją ograła? Zacisnęła zęby i się sztucznie uśmiechnęła. - Ups… - Zaczęła blondynka – Wygląda na to, że – Wskazała na drzwi. - Wiem, gdzie mam iść. Josh, mogę cię na chwilę porwać? Szli oświetlonym korytarzem, a Sam poczerwieniała ze złości. - Odchodzę. - Oj przestań, to tylko… - Mój honor nie pozwala mi zostać – Wycedziła przez zaciśnięte zęby – Muszę jechać po swoje rzeczy, możesz mi pożyczyć wóz? [IMG]http://i39.************/2ezs8bb.jpg[/IMG] - Pojadę z tobą. I tak nie mogę strzelać – Podniósł dłoń w gipsie.Przez całą podróż Sam nerwowo wystukiwała jakąś melodyjkę palcami, aż w końcu mężczyzna nie wytrzymał. - Możesz przestać? – I przestała. Tyle lat studiów. Tyle ciężkiej roboty, potu, krwi, by je skończyć z wyróżnieniem. A teraz to wszystko zostało zniszczone przez jeden, głupi zakład. Dojechali do nieczynnego już biura, a Sam wyskoczyła z samochodu i pobiegła schodami do biura. Jak ma stąd odejść, odejdzie z klasą. Bez łez i scen. - Boże Sam, masz motorek w spodniach, że tak gnasz? – Spytał zasapany Josh, kuśtykając po schodach. Nie odpowiedziała, tylko zamknęła się od środka w biurze kluczami, które ukradła Joshowi. Podbiegła do swojego biurka, zgarniając wszystkie drobiazgi do torebki. Zajrzała pod biurko, a podnosząc się walnęła z całej siły głową o spód. [IMG]http://i42.************/2r39s7b.jpg[/IMG] - Sam, otwieraj! – łomot w szybę i przytłumiony głos Josha ją rozbawił. Pokazała mu język i wróciła do plądrowania swojego zagraconego biurka. Gdy grzebała w szufladzie, zrezygnowany Josh prawdopodobnie doszedł do wniosku, że skończył jako szofer i przysiadł pod drzwiami. W międzyczasie Sam znalazła zdjęcie oprawione w ramkę. Przedstawiało ją i Nicka, zaraz po karnawale, jeszcze w maskach i pijanym uśmiechem. Ogólnie zdjęcie nie należało do najlepszych, ale wspomnienia… były niezatarte. - Co to? – Nie wiadomo skąd tuż nad jej uchem odezwał się aksamitny głos jej przełożonego. Wystraszona, upuściła zdjęcie wraz z ramką i się potłukło. - Ups. - To i tak nie było warte. Stare czasy. Skąd się tu wziąłeś? To ja mam… - Pokazał jej drugi, dorobiony komplet kluczy. - Przypomniałem sobie o nich po chwili. Co ty robisz? – Spytał, widząc jak Sam drze zdjęcie. Gdy mu je pokazała, zamilkł. - Jestem gotowa – sztucznie uśmiechnęła się ciemnowłosa. - Sam… czy pamiętasz… co ci mówiłem, kiedy… byłaś postrzelona? - Nie – skłamała. Doskonale pamiętała wszystko. Jego twarz, łzy, każdy ruch i… to wyznanie. Wyznanie w obliczu śmierci, którego nigdy nie zapomni – Tak. Zesztywniał. - Jesteś… jesteś kimś dla mnie ważnym. Zawsze stawałeś w mojej obronie, uratowałeś mnie już dwa razy… ale ja nie wiem. Nie wiem, czego nie wiem, ale tego nie wiem. Cicho się zaśmiał. - Ciągle się z niego nie wyleczyłaś… - Walczę z tym, Josh – chwyciła go za rękę – Ja mam już tego wszystkiego dość, zmieniłam się, nienawidzę siebie za to – Wyrzuciła – kiedyś byłam inna. - Niech zgadnę. Byłaś radosną, śmiejącą się kobietą, która lubiła się bawić – Zaśmiał się – A teraz, przez tego … typka stałaś się zgorzkniałą, ponurą i smutną, ale ciągle piękną kobietą. Walcz z tym. Możesz go pokonać. Pierwsza łza spłynęła po jej policzku. - I błagam cię, nie płacz, bo mi się smutno robi. I wróć do pracy, nie przejmuj się nią. - Łatwo ci mówić – burknęła, szukając chusteczek. - Przeniosę ją do wydziału narkotyków. - Josh – otarła łzy, rozmazując cały makijaż – To ciągle nie będzie to samo. Ja zawaliłam. - To ja zawaliłem – podszedł do niej i ostrożnie ją przytulił. Dziesięć minut później poszli do samochodu, w odrobinę lepszych nastrojach.. Ta rozmowa wiele wyjaśniła, więc wracając, Sam zaczęła żartować i się śmiać. Po raz pierwszy od kiedy ją poznał, usłyszał jej śmiech, tak prawdziwy, jak kierownica, którą trzymał. - Masz ładny śmiech – zauważył, podjeżdżając pod dom. Zarumieniła się, a na jej usta wstąpił szczery uśmiech. - Pomożesz mi z tym walczyć? - Jak mam okazję widzieć ciebie taką radosną na co dzień, to jak najbardziej. * Gdy leżała w swoim łóżku, myślała. O tym, co było, jest i będzie. Uporczywie odrzucała od siebie perspektywę przyszłości z Joshem, ale ona zawsze wracała. * Leżał w swoim łóżku, nie mogąc zasnąć. Wstydził się sam przed sobą, ale najwyraźniej był zakochany bez wzajemności w Sam. Zaśmiał się cicho, gdy przypomniał sobie ich wszystkie najfajniejsze chwile, do których zaliczał się ich jedyny pocałunek. Może coś robię źle, pomyślał, przewracając się na bok, a po chwili oddając się w ramiona Morfeusza. * - Ej, ty – Mruknęło coś nad jego uchem – Wstawaj.- Ale o so chozii? - Śniadanie czeka. - Nie chcesz się jeszcze trochę polenić? Jest niedziela, żadnej pracy, a jest – Zerknął na zegarek – Boże, kobieto, jest ósma rano! Położyła się koło niego, z taką różnicą, że ona leżała na kocu, a on pod nim. - Nie mogę spać – faktycznie, wyglądała na zmęczoną. - A ja wyspać – Ziewnął. Leżeli w milczeniu jeszcze dziesięć minut, gdy wreszcie wstała, stwierdziwszy, że musi coś zrobić. Chwycił ją za ramię. - Zostań jeszcze – I ją pociągnął. [IMG]http://i41.************/rlcbpj.jpg[/IMG] Gdy lądowała na miękkiej pościeli, znalazła się tuż nad Joshem, a ich twarze dzieliły milimetry. Sam była szybsza i się szybko odsunęła, prostując powstałe gniecenia na koszulce.- To, że mam być milsza, to nie znaczy, że od razu się muszę z tobą całować. - A w ogóle pamiętasz nasz pierwszy pocałunek? Tak. Wtedy, oboje poharatani po przejściu huraganu, ona właśnie wybudzona z koszmaru. Wzdrygnęła się i usiadła na skraju łóżka. - Tak. Byłeś zaspany – Uśmiechnęła się. Jego palce przebiegły po jej smukłych plecach. - Ile to czasu minęło? - Półtora miesiąca. Zmarszczył czoło, zupełnie jakby coś obliczał. - Faktycznie. Czując, że rozmowa schodzi na bardziej prywatne tematy, wstała i wyszła, przypominając o śniadaniu. Idąc w kierunku łazienki, potknęła się dwa razy. - Głupia, dałaś się podejść – Mruknęła zła na siebie – to tylko przyjaciel. Kierując się w stronę jadalni, potknęła się kolejne dwa razy i zwerbowała gazetę poranną. Weszła do pomieszczenia, przeglądając rubrykę z pracą i pijąc poranną kawę. Wszyscy szukali młodych, pięknych kobiet. Zniesmaczona, rzuciła gazetą o ścianę, ściągając mężczyznę do pomieszczenia. - Robię się stara – Wyszeptała – Niedługo będę miała 27 lat, nie mam faceta, już nie mówiąc o dziecku. Straciłam pracę przez własną głupotę… Jej chaotyczny monolog przerwał Josh, zatykając jej usta dłonią. - Po pierwsze, 27 lat to nie starość. Ja mam 28 i jakoś żyję. To, że nie masz faceta, to twoja własna wina. Czy ty tego naprawdę nie widzisz? Masz moje serce jak na dłoni, a ty to olewasz. A pracy nie straciłaś – wziął rękę. Wbiła tępo wzrok w przeciwległą ścianę. - Ja nie wiem, co by z tego było. To znaczy, z naszego związku. - Nie każę ci podpisywać żadnych papierów – Odpowiedział – Jak nam nie wyjdzie, to trudno, nic się nie stanie. To, co miała zamiar mu powiedzieć, złamie mu serce. To dla twojego dobra Josh, pomyślała. - A czy będziesz zadowolony z jednostronnej miłości? Czy związek to nie jest zrozumienie i obustronne uczucie? Ja… ja ciebie nie kocham – I wyszła z kuchni, zostawiając go tam, przygarbionego i smutnego. * Przekonując siebie, że zrobiła dobrze, wyszła z domu, zostawiając telefon w pokoju. Musiała się jeszcze uporać sama ze sobą. Ze swoimi strachami, myślami i sumieniem. Cztery miesiące. I żąda wręcz związku. Albo ma nierówno pod sufitem, albo mocno się wczuł w swoją rolę. Boże, człowieku, przejrzyj na oczy, pomyślała. Wróciła godzinę później, obciążona zakupami i myślami. Przy niej nagle znalazł się Josh, którego nie widziała tak smutnego od … no właśnie, od kiedy? - Daj, pomogę – Powiedział, biorąc od niej najcięższe siatki. - Dzięki. Zdjęła i odwiesiła płaszcz, po chwili przechodząc do kuchni, by zacząć wypakowywać zawartość siatek. - Coś jesteś nie w sosie – zauważyła, otwierając lodówkę – Tak bardzo chcesz mnie mieć? Mnie, zgorzkniałą, wredną babę? Czy tylko chcesz mnie przelecieć i ze mną skończyć? - Nie szukam przygód na jedną noc – Odpowiedział, zatrzaskując drzwiczki od lodówki przed jej nosem. [IMG]http://i41.************/2hykiyo.jpg[/IMG] - To czego chcesz?- Odrobiny szczęścia w moim popapranym życiu. - A nie wziąłeś pod uwagę, czego JA chcę? Czy tylko ty się liczysz? – Krzyknęła, tupiąc nogą – Jesteś egoistą. Psem ogrodnika. - Jak w ten sposób się dowartościowujesz, to proszę bardzo, obrażaj mnie ile wlezie. Żegnam panią. Po chwili usłyszała tylko trzask drzwi wejściowych i została sama w kuchni, z dziwną miną na twarzy i marchewką w ręku, którą po chwili wrzuciła do zlewu i z ogromną zaciętością zaczęła obierać, aż o mało co nie straciła palca. Szybko porzuciła to zajęcie i poszła do swojego pokoju, ściągając buty i rzucając nimi o ścianę. Mruknęła z dezaprobatą, gdy zostawiły one odciski podeszw na białej ścianie. Klnąc na cały głos, weszła do pokoju, włączając laptopa. Gdy ten się uruchamiał, poszła do szafy, przerzucając pospiesznie jej zawartość. Jeansy, bluzka, sztruksy, spódniczka… nie tego szukała. W końcu znalazła. Jej ulubiony strój do ćwiczeń, za czasów, gdy trenowała jeszcze taniec. A gdyby wróciła do tego? W Googlach wpisała hasło „studio taneczne Smooth Moves Chicago” i znalazła odpowiedni grafik. Kto wie, może nawet pozna jakiegoś faceta… * Z ciężkim sercem podniosła się sprzed laptopa po szklankę szkockiej. Gdy schylała się do zamrażarki po lód (jak już, to pić porządnie), drzwi wejściowe się otworzyły. Głośne kroki buciorów kierowały się w jej stronę. Wyprostowała się i ostentacyjnie zajęła się kruszeniem kostki lodu na mniejsze części, używając do tego noża i własnej siły. Tak, jak się spodziewała, łomot, który produkowała, sprowadził Josha do kuchni. Zerknął zaniepokojony i prychnął, mówiąc coś stylu „ i po co ja tu szedłem” gdy, ta powiedziała:- Josh. - Tak się nazywam – Burknął w odpowiedzi. - Musisz się wyprowadzić. - Ok. Spojrzała na niego z niedowierzaniem. - Żadnego ale? Bez awantury? Bo prostu odejdziesz? - Tak będzie najlepiej. Mieszkanie mam. - To pakuj się – Odpowiedziała i odwróciła się w stronę lodówki, by ukryć smutek. Chciał coś powiedzieć, ale się rozmyślił i wyszedł. Wygrzebał walizkę spod łóżka i otworzył na oścież szafę, czując falę niewyobrażalnego żalu. Jak mógł być taki powierzchowny i egoistyczny w stosunku do kobiety? Z cichym westchnieniem wrzucił to wszystko bez ładu i składu do walizki i zapiął ją, skończywszy tym samym pakowanie. - Skończyłeś? – Jej cichy głos go przeraził. - Ta. Nie musisz mnie kontrolować, będzie lepiej, gdy sobie stąd pójdę, tylko mieszam ci w życiu. Podeszła do niego, a jej ciemne oczy niczego nie wyrażały. - Dziękuję za te cztery miesiące. - Luz. Pozwól, że już sobie pójdę. Aha, Patricia przejęła stołek, który czekał na ciebie. Stołek zastępcy szefa. Odwróciła się, a wychodząc z pokoju, rzuciła „Gówno mnie to obchodzi”. * Dziwiąc się, czemu nie zażądała kluczy, wsiadł do samochodu i odjechał, zostawiając niezatarte wspomnienia. Zarówno jak u siebie jak i u niej.* Zrezygnowana, opadła na kanapę w salonie, popijając z szklanki. Jutro ma pierwszy trening, musi się do tego psychicznie przygotować… wstała po dolewkę. Obudziła się rano, czując, że dzisiaj będzie tragicznie, nie tylko pod względem psychicznym, ale również fizycznym. Weszło jej w krew codzienne sprawdzanie maila, czy aby nie przyszły żadne odpowiedzi na jej CV. Jak zwykle nic. Zła, wyłączyła laptopa z ręki, zbierając do torby swoje ubrania na trening.- O cholera… - Wyszeptała, patrząc na wyświetlacz komórki. Nie chodziło o to, że była ósma rano. Chodziło o to, że był 16 luty. Jej urodziny. |
Odp: Complicated
No mam nadzieje, że się pod tym względem poprawisz:P
Odcinek nic nie stracił na wartości po kolejnym przeczytani :) Ah ta Sam.. biedna juz nie wie czego sama chce a raczej wie tylko właśnie tego się boi.. Aah, zwłaszcza przez to, że już go znam, brakuje mi jeszcze tych kilku, paru zdjęć.... :P ^^ |
Odp: Complicated
Ahh no ta Sammm tu ma faceta pod ręką jak malowanie, mądry, czuły, i taki no ... świetny jednym słowem, chociaż "sprzętopsuj"
|
Odp: Complicated
Przychylę się do prośby moich poprzedniczek, gdyż robisz tak piękne zdjęcia, że chciałoby się ich oglądać jak najwięcej. (Klata <4 )
Jeśli chodzi o treść... Wiem, że Sam boi się zranienia, ale czy postępując w ten sposób nie rani się jeszcze bardziej? W dodatku krzywdzi nie tylko siebie. Josh też bardzo cierpi, zwłaszcza że jest w tej sytuacji bezradny. Obojga mi szkoda, tak bardzo się miotają. |
Odp: Complicated
Klata Josha <3
Oj biedny jest, biedny. Widać, że bardzo kocha Sam, a ona się broni jak się da przed tym uczuciem :< Zresztą, to już wiesz, bo rozpisałam się bardziej w Twórczości :) Świetne fotki! |
Odp: Complicated
e tam, zdjecia sa byle jakie ;p
scarlett, ptasie mleczko, Callineck, Veripma - dziekuje ;**** moze ktos jeszcze ? ;> |
Odp: Complicated
Jestem, jestem :D
Tak, jeśli chodzi o zdjęcia, to mi się podobają :D Chociaż mało ich ;> I czekam na następny. I przepraszam, że krótko i w ogóle nie tak jak powinno, ale nie umiem pisać komentarzy. P.S. A "facet z futerkiem" źle mi się kojarzy o_O |
Odp: Complicated
ahahah, gra mi sie cos popieprzyla. zdjecia robi scarlett
|
Odp: Complicated
mam nadzieje, ze tym razem bedzie wiecej komentarzy... nie chce miec dwoch odcinkow na jednej stronie. ;(
poklony dla Gosi za zdjeica. macie ich duzo ;] Odcinek IV „Birthday” - O Boże, nie – Zakwiliła, rzucając się na łóżko. 27 urodziny zdawały się być dla niej przerażającą perspektywą. Zerknęła na wydrukowany grafik studia tanecznego, a następnie na cennik. Co jej do głowy strzeliło, żeby się tu zapisać? Przecież… Spojrzała na ulotkę. Szukają młodych ludzi. Do 20 lat. Załamała się totalnie. Za stara… nawet na taniec. * Cały dzień szukała pracy, grzebiąc na różnych portalach i popijając ze szklanki. - Boże… to nie jest takie trudne, Sam – powiedziała sama do siebie, zatrzaskując laptopa – Ej, ty, żyjesz? Laptop wydał cichy skrzek i zamilkł. - Kur…de świetnie – Powiedziała do niego – Nie masz ciekawszego momentu, żeby się psuć? – Potrąciła do palcem. Nie odpowiedział. Wolność. Jak to dziwnie brzmi. Żadnego faceta wiszącego ci nad głową i pilnującego, żebyś się nie wygłupiła. Żadnych zakazów i nakazów. Balanga. To ostatnie jej przypomniało o tym, jak stara się zrobiła. * Pod wieczór stanęła przed szafą i wyciągnęła pierwsze lepsze spodnie i bluzkę, żeby iść do klubu. Już 4 osoby dzwoniły z wyrzutem, że ich nie zaprosiła, chociaż im wmawiała, że nie obchodzi urodzin. Wezwała taksówkę i podjechała pod „Heaven”, najmodniejszy klub w Chicago. Gdy tylko usiadła przy barze, podszedł do niej wysoki typek w kolczykiem w brwi, przedstawiając się jako Dave. Nudził ją tanimi zaczepkami i stawianiem drinków, więc nie okazywała entuzjazmu, tylko zniecierpliwienie i wymowne spoglądanie na zegarek. Po paru minutach, wciąż niezrażony brakiem reakcji z jej strony, zaczął jej podtykać ogień, gdy chciała zapalić papierosa. - Co to ma być? – Spytała zniesmaczona. - Po prostu jestem miły. Wlała w siebie połowę trunku i otarła usta wierzchem dłoni. - Nie wychodzi ci to. Odwróciła się, słysząc zbyt znany, perlisty śmiech i szybko wróciła do poprzedniej pozycji. Cholera, tylko tego brakowało, pomyślała, pijąc resztę. Patricia, Jessica, Derrick, James, Abigail, Josh i jakaś nieznana kobieta weszli do klubu i zajęli duży stolik, śmiejąc się z wszystkiego. Położyła głowę na blacie, rzucając stekiem przekleństw. Tylko ich tu brakowało. * Dave najwyraźniej zrozumiał, że nie ma co liczyć na podryw i właśnie odchodził od blatu, gdy ta go zatrzymała.- Czekaj – Szepnęła, chwytając go za ramię – Widzisz tamtego faceta? – ruchem głowy wskazała na Josha. - No widzę. - Chodź potańczyć. Weszli na parkiet tak, że Josh idealnie ją widział. Właśnie ruszyła wolna piosenka, więc przylgnęła ściśle do ciała swojego partnera, kołysząc się w rytm piosenki. - Ręce niżej – Mruknęła. Posłusznie przeniósł swoje dłonie na jej pośladki. Z wręcz szatańską satysfakcją wyobraziła sobie minę czarnowłosego. Partner obrócił ją wokół jej osi, a następnie obrócił ją do siebie tyłem, tak, że miała na wprost Josha. Ich spojrzenia się spotkały, a po chwili obróciła się z powrotem. * - Czy to nie nasza Sam? – Dopiero teraz Jessica zauważyła, w kogo tak wgapiony był jej szef.- Pewnie tu pracuje – Zauważyła Patricia, śmiejąc się głupkowato. Megan wymierzyła jej mocny policzek i wstała. - Ej, co jest? – Spytała, masując sobie policzek. - Akurat ty się możesz podzielić doświadczeniem, co nie? – Ich najnowszy nabytek na miejsce Sam. Megan. Cholernie piękna. Cholernie niebezpieczna. Josh oderwał się na chwilę od wirującej pary i uspokoił obie panie. - Spokój. Patricia, uważaj na słowa. * - Muszę ochłonąć – Stwierdziła Sam, próbując się oderwać od Davida – Możesz mnie puścić?Oswobodził ją z głupkowatym uśmiechem na twarzy. - Zaraz wracam – Powiedział i odszedł. Podeszła do baru i zamówiła Margaritę. Gdy piła drinka, zjawiła się przy niej Jessica. - O, Jess. Witaj. Josh cię tu przysłał? - Sama przyszłam. Co ci to daje? - Ale co? – Tym razem nie zrozumiała. - Łamiesz serce Joshowi. - Weź go sobie, jak ci się podoba. Widzę, jak na niego patrzysz. Pokręciła głową z niedowierzaniem. - Nie myślałam, że to kiedykolwiek powiem, ale zachowujesz się jak panienka lekkich obyczajów. Reakcja czarnowłosej była natychmiastowa. Nim Jessica się odwróciła, ta wymierzyła jej solidny policzek i obrzuciła stekiem wyzwisk. Ta nie pozostała jej dłużna i jej oddała. Chwyciła się za policzek, czując piekący ból. Po raz pierwszy spoliczkowała ją kobieta. W akcie ostatniej desperacji, chwyciła niedopitą Margaritę i rzuciła nią w odchodzącą Jessicę. Szkło roztrzaskało jej się na karku, wplątując jej się we włosy. Tym razem to było przegięcie. Do akcji wkroczył barman, Dave i Josh. Dwaj pierwsi przytrzymywali Sam, a czarnowłosy Jessicę. - Tego bym się po tobie nie spodziewał, Jess – Powiedział Josh, puszczając ją i wyplątując z jej włosów odłamki szkła. Odeszła, patrząc z niedowierzaniem na swoją byłą koleżankę z wydziału. Ta druga natomiast wyrwała się przytrzymującym ją i podeszła do Dave. - Idziemy tańczyć? Josh jeszcze chwilę postał w miejscu, wpatrując się w podłogę. Kobiety są straszne. Podszedł do stolika, gdzie trwała zażarta dyskusja. - Pokaż to – Iskierka posłusznie podwinęła włosy, odsłaniając kark. Ani draśnięcia. - Mogłabyś tą **** pozwać do sądu – Powiedziała Patricia, siadając koło Josha. - No coś ty. Ja taka nie jestem. O ile znam Sam, potem mnie przeprosi. A ty, moja droga, pilnuj swojego języka. - Idę potańczyć. Derrick? Pokręcił przecząco głową. - James? Taka sama reakcja. - Ja pójdę – zaoferował się Josh. Skoro ona mu gra na nosie, to on jej też. Zdziwione i rozbawione spojrzenia kolegów z pracy zmotywowały go, aby jakoś to przeżył. Podeszli do wirujących obok Sam i Dave’a. W tym samym czasie Patricia już dwa razy nadepnęła mu na stopę. - Odbijamy – Powiedział, przejmując Sam. Ścisnął jej ręce tak mocno, że nie mogła się wyswobodzić. Najwyżej mogła sobie poprzeklinać. Patricia spojrzała na prawie dwumetrowego typka z dziwną miną, ale dała się poprowadzić. Oboje źle tańczyli, więc nie było wyrzutów, że ktoś komuś nadepnął na stopę, ponieważ ciągle sobie po nich łazili. - Przede wszystkim wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Spojrzała na niego spode łba. - Po drugie, Jessica nie poda cię do sądu za atak. I jak chcesz, możesz ją przeprosić – Obrócił ją. Zaczęła się kolejna wolna melodia. Spojrzała ukradkiem na parę obok. Żeby uniknąć kolizji, Patricia stała na butach Dave’a. Ścisnął jej jeszcze mocniej palce, aż ta syknęła z bólu. - Przeproszę ją, ale do jasnej cholery, zajmij się swoją blond lafiryndą i mnie puść. - Po trzecie. Ten typek, z którym tak namiętnie tańczyłaś, grając mi na nerwach, siedział za narkotyki. Patricia mi o tym powiedziała – Przycisnął ją do siebie, prawię ją dusząc. Bez możliwości jakiegokolwiek ruchu, stała i cierpliwie czekała, aż melodia się skończy. - Nie gram ci na nerwach. Nie jestem z tobą i mogę robić to, co chcę – odnalazła stopą odzianą w szpilki jego stopę i z całej siły na nią nastąpiła. - Noszę glany, panno Johnson – Syknął jej do ucha, pozbawiając ją resztek powietrza. - Ty… psycholu – Wystękała, nie mogąc się ruszyć – Lecz się! Zaczęło jej brakować powietrza, tak żelazny ucisk miał jej partner. Poluźnił trochę, dając jej postęp do powietrza. Czując, że parametry życiowe są w normie, wróciła do złorzeczenia. - Co wy tu w ogóle robicie? - Przyszliśmy. Zabronisz nam? Przyspieszył wraz z melodią. - Puść. Chcę iść. Posłusznie wykonał polecenie, spoglądając na nią obojętnym wzrokiem. - Obłóż policzek lodem, Jessica ma mocne uderzenie. Nie usłyszała tego, ponieważ właśnie odeszła, kręcąc głową z niedowierzaniem. Po chwili obcas, który próbowała wbić Joshowi, złamał się i Sam upadła na posadzkę, wzbudzając salwy śmiechu. Zdjęła buty i wstała, zanim ktokolwiek zdołał do niej podejść. Koło 23 grupa z policji się ulotniła, a ona została sama, wraz ze swoim nowym adoratorem. - Ta blondynka fatalnie tańczyła – Zaczął jej się zwierzać. Mruknęła coś w stylu „To straszne” i zamówiła kolejnego drinka, tym razem Malibu. - Ciężki dzień? – Spytał barman, dolewając jej. - Ta – Mruknęła, szukając zapalniczki. Barman podał jej ogień, a ta uśmiechnęła się z wdzięcznością. - Kim był ten gość? - Nie twoja sprawa. Dolej – Powiedziała, przesuwając w jego kierunku szklankę. Parę godzin i drinków później, uznała, że wystarczy. Zataczając się, wyszła z klubu na bosaka, szukając taksówki. Za nią wyszedł Dave. - Dojdę sama do domu – Wybełkotała – Taxi. Już miała wsiadać, kiedy ten się odezwał. - Mogę cię odwieźć. - Piłeś. - Mało. - Jestem policjantką – Odpowiedziała, po chwili wybuchając głośnym śmiechem. Mina mu zrzedła. - Mogę się zabrać z tobą? Zastanowiła się chwilę. - Nie. - Przepraszam – Kierowca nie ukrywał oznak niezadowolenia – Wsiada pani, czy nie? Dwumetrowy dryblas zatrzasnął drzwi i dał znać, żeby odjechał, co też uczynił z prawdziwą chęcią. - Ej, ja miałam nią jechać. - Pojedziesz inną – Stwierdził z uśmiechem. - Nie podoba mi się to – Zaczęła się szarpać, gdy ten chwycił ją w ramiona – Dave, puszczaj! Zaczęła go okładać małymi piąstkami, by się oswobodzić, lecz to nie przynosiło skutków. Zaczął ją prowadzić na siłę w stronę, jak mniemała, swojego mieszkania. Potknęła się specjalnie o swoje stopy, upadając boleśnie na chodnik, by zyskać parę sekund na obmyślenie strategii. Podniósł ją jak małą zabawkę, stawiając ją do pionu. - Proszę ją puścić – W życiu nie spodziewała się takiego obrotu akcji. Posłusznie ją puścił, a jej się zakręciło w głowie. Już się przygotowywała na bolesny upadek na bruk, gdy chwyciły ją czyjeś silne ręce. * - Do samochodu.- Nie? – Sam nie miała zamiaru się łatwo poddać – Sam sobie tam idź – I obrażona, o bosych stopach poszła w kierunku swojego domu. Josh posłał Dave’owi znaczące spojrzenie i poszedł za Sam, która wciąż stawiała przyduże kroki, lekko się zataczając. Podbiegł do niej i ją chwycił za ramię, obracając do siebie. - Chcesz iść piechotą? - Nie. Tax… - Zatkał jej usta ręką i przewiesił wciąż opierającą się przez ramię. Zrobiła się bezwładna. I tak z nim nie wygra, a obraz, jaki wspólnie tworzyli, śmieszył nielicznych przechodniów. Ona – pijana, bez butów, z rozwianymi włosami i lekko rozmazanym makijażem. Kurtka sunęła się leniwie po ziemi, a włosy zasłoniły pole widzenia. On – widocznie zmartwiony, przygarbiony, trzeźwy. Glany poruszały się cicho po chodniku, a kurtkę kurczowo trzymała kobieta. - Wyglądasz tragicznie, jak jesteś pijana. Pokazała mu środkowy palec w geście swojego zniesmaczenia i oparła się o nagłówek, wzdychając ciężko. - Dziękuję, że pokazujesz mi, co o mnie myślisz – Burknął, zapalając silnik. - To nie o to chodzi – O dziwo, ilość wypitych drinków nie odebrała jej zdolności mówienia – Najpierw wyznajesz mi, że mnie kochasz, i wcale nie liczysz się z moim zdaniem. Potem o mało co mnie nie dusisz w moje własne urodziny, a teraz porywasz mnie. - Myślałem, że jesteś mądrzejsza. Nie widziałaś, jak ten facet się zachowywał? - Skąd się tu wziąłeś? - Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. Zamilkła, wpatrując się w okno z uporem czterolatka. - Śledziłeś mnie – Stwierdziła – Jesteś psycholem. To się nazywa mania prześladowcza. - Po pierwsze, nie pozwalaj sobie. Po drugie, odwoziłem resztę, bo byli wstawieni, a po trzecie… Sam? Co ci? Była blada jak trup, a jej ręce się trzęsły. Chociaż w samochodzie było ciepło, ogarnęła ją fala zimna. - Zawieź mnie do domu. Czym prędzej wykonał jej polecenie, spoglądając od czasu do czasu, czy jeszcze nie zapaskudziła mu tapicerki. Parę minut później byli pod domem, gdzie Sam od razu wyszła i poszła otworzyć drzwi. Nie mogła trafić w dziurkę, więc Josh ją wyręczył i po paru sekundach drzwi stanęły otworem. O ile to było możliwe, Sam stała się jeszcze bledsza i pobiegła do łazienki, zamykając się w niej. Zamknął starannie za sobą drzwi, a idąc do kuchni, usłyszał stłumione kaszlenie z łazienki. Pokręcił głową zniesmaczony. Oto, co alkohol robi z ludźmi. Sięgnął po apteczkę, wyciągając z niej środki przeciwbólowe i przygotował szklankę wody. Po chwili do kuchni doczłapała się Sam, trzymając się kurczowo framugi. Blada twarz nie wyrażała żadnych emocji. - Zatrułam się – Powiedziała i zapiła lek przeciwbólowy dwoma dużymi łykami wody. - To ja już pójdę… - Zostań. - „To się nazywa mania prześladowcza” – Zapiszczał jej głosem Josh, przedrzeźniając ją. - Skoro wierzysz w każde słowo pijanej kobiety, to gratuluję – Powiedziała i wyszła, zataczając się. Usłyszawszy donośny łomot z korytarza, poszedł tam, wyobrażając sobie zniszczenia siane przed pijaną Sam. - Cholerny but – Wysapała, podnosząc się. Gdy Josh podszedł, by jej pomóc, nie opierała się. Czując, że robi jej się słabo, zawisła na Joshu, przez co chwycił ją mocniej i zaniósł ją do jej pokoju. Ułożył ją wygodnie na łóżku, a po chwili poszedł do kuchni po miskę z zimną wodą i ręcznik. Po chwili wrócił i położył na jej czoło zimny kompres. - Dziękuję – Wyszeptała. - Dobranoc. - Zostajesz? - Nie. |
Odp: Complicated
Ah nie wiem, lubię ten odcinek i robienie zdjęć było czystą przyjemnością ^^
Sam jak zwykle udowodniła, że charakterek to ona ma, ale w sumie i tak jest jeszcze inną osobą... Hm nie wiem, prezentuje Ci mój wspaniały okrągły 300 post:P |
Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 19:14. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023