![]() |
Odp: machine for killing
ŁÓŁ.
No to o 20.00 zwei się pojawia na forum i zaczyna czytać nowy odcinek. Obyś zdążyła na czas xD Pomysł czaderski ^^ |
Odp: machine for killing
Cytat:
i'm sorryyyyyyyyyyyy |
Odp: machine for killing
Fajan ta reklama. Taka tajemnicza, bo nie widać twarzy bohaterów.
Do 20.00 - wielkie odliczanie :) |
Odp: machine for killing
Mój zegarek wskazuje równo 20:00 a odcinka nie widać... :P
Btw. dlaczego na forum mam 19:25? O_o |
Odp: machine for killing
Wybaczcie mi. Wzielo mnie na dopisanie kawałka do odcinka..
Już wklejam a tu.. trach. Trzasnęło mi komputerem - mam właśnie burze i pisze w strachu o własne życie (mam piorunochron :P ) Jednak odzyskało sie tylko - zlinkuje zdjecia i wklejam odcinek za dziesiec minut. Prośba = jeśli to czytasz, to daj jakiś komentarz, nie chce pisać posta pod postem. |
Odp: machine for killing
Ach. Why? Czemu nam to robisz? Ty burzo ty xD
Przecież odcinek miał być o 20:00... xD |
Odp: machine for killing
Rozdział 4 „Gdzie Diabeł mówi 'Dobranoc'” Noc była wyjątkowo chłodna, jak na środek lipca. Mroźne powietrze wślizgiwało się, przez wybitą szybę na parterze. Wiatr świszczał, oplatając zeschłe konary sędziwych drzew, które chwiały się niebezpiecznie. Co jakiś czas, jedna z rozpostartych gałęzi ugodziła w stare, zniszczone okna, trzymające się 'na słowo honoru'. Wszystko ucichło. Już nie było słychać świstów, wycia wiatru, drapania suchych gałęzi. Niczego. Chłód także opuścił to miejsce, jak gdyby ktoś wyciągnął wielki korek i spuścił wodę z wanny. Nadchodził ranek... Granatowe niebo ociągało się, aby ustąpić miejsca słońcu, które równie leniwie wschodziło coraz wyżej, rozsiewając w każdy zakątek swój rześki promień. Do połowy zbita szyba, resztkami szkła dumnie odbijała światło. Cisze spokojnego, letniego poranka przerwał pewien dźwięk – śpiew ptaka. Zdawałoby się, że wychwala ów poranek, jakoby to było coś niezwykłego. Tak, to zapewne było coś niezwykłego. Jednak nie dla nas. Dla nas to zwykły wschód słońca – jeden z 365 w roku. Każdy taki sam, bez względu na miejsce. Nie ma symbolicznego, jak chociażby zwalczenia zła przez dobro. Tylko dlaczego noc jest zawsze tą złą? Może to ona w swych ciemnościach ukrywa nas, dzięki niej możemy być niewidzialni, lub być kimś zupełnie innym. Dlaczego nikt nie zastanowi się, co tak naprawdę kryje dzień? Jaką jest maską? Co próbuje nam przyćmić? Może jesteśmy zbyt leniwi aby się nad tym zastanowić. Czy będziemy musieli ofiarować coś w zamian? Czy... http://img832.imageshack.us/img832/9...a321964409.jpg -Wstawaj – rozkazał szorstki, obojętny wszystkiemu, męski głos. Był to ten sam dupek, którego poznałam dwie, na pozór długie (choć przeminęły w błyskawicznym tempie) doby temu. Stał oparty o szeroko otwarte, tylne drzwi od strony kierowcy swojej terenówki. Przeciągnęłam się leniwie na siedzeniu – sztywna z zimna, które postanowiło ani trochę mnie nie oszczędzać tej nocy. Z dwojga złego lepsze chyba było marznięcie w samochodzie, niż spanie w tej ruderze. Lewą ręką odgarnęłam z czoła zasłonę, którą tworzyły, ułożone w porannym nieładzie, włosy. Będąc wciąż w stanie lekkiego wybudzenia (jeśli chodzi o to, można spokojnie posługiwać się hasłem „otępienie”) zmrużyłam jedno oko, chcąc zobaczyć komu życie niemiłe. Nie było nawet co się zastanawiać. Dałabym obciąć sobie rzęsy, że w promieniu przynajmniej 50 km nie było żywej duszy. A przynajmniej żadnej rodziny, która przyjechałaby tu na uroczy biwak w cieniu sosen. Nikogo, kto późnym wieczorem zapaliłby ognisko pod rozgwieżdżonym niebem i fałszował stare piosenki o miłości. Chwila moment, to miejsce było zupełnym odludziem – nawet nie było widać gwiazd. To dlatego nikogo tu nie ma... -Czego chcesz...? - mruknęłam, zasłaniając z powrotem oczy dłońmi. Słońce paliło mnie w twarz, a ja miałam ochotę uciec z tego samochodu i biec jak najdalej się dało. Co ja tu właściwie robię? Czego On ode mnie chce? Fakt, uratował mi życie, bo gdyby nie on już dawno leżałabym martwa w tym starym magazynie. Z drugiej strony, gdyby chciał mnie sprzątnąć zostawiłby mnie tam, albo zrobiłby to dwa dni temu, zaraz po tym swoim heroicznym czynie. Chwilę zajęło mi, żeby zebrać w sobie na tyle silnej woli, aby podnieść się do pozycji siedzącej. James stał nadal nieruchomo, wpatrując się w dal, nieskonkretyzowaną, gdzieś za nami. Przez dłuższą chwilę milczeliśmy oboje, jakby jedno czekało na odezwę drugiego, a raczej tylko ja. On zdawał się wcale mnie nie widzieć, zamarł w jednej pozycji. Przez moment nawet pomyślałam, że jakbym kopnęła go w tyłek, upadłby twarzą na ziemie i nic by nie zauważył. -Przesiądź się do przodu. Nie mamy czasu, jeśli chcemy zajechać przed zmrokiem – powiedział wreszcie. Trzasnął drzwiami i za chwilę pojawił się na miejscu kierowcy. Ja tymczasem wygramoliłam się z tylnego siedzenia, o mały włos unikając uderzenia się w głowę. Zwykle wychodziło mi to dużo lepiej. Popchnęłam za sobą drzwi, które tylko cicho klapnęły. Rozejrzałam się dookoła. Nic się nie zmieniło od wczoraj, bo niby co. Ta sama obdrapana elewacja, dogorywający płot, pochłaniane przez rdzę samochody, śmieci, zeschnięte gałązki, które może kiedyś były pięknym, zielonym, zdrowym żywopłotem. Ciekawe czemu popadło to w taką ruinę? Dziś byłam ledwie żywa – w nocy nie mogłam zasnąć. Całą noc rozmyślałam: O Louisie; o tej akcji; o tym, kim naprawdę jest James; o tym, do czego jestem mu potrzebna, skoro zdecydował się mnie zabrać; co ja tu robię? No właśnie... Tu, to znaczy gdzie? Kompletne pustkowie, w środku lasu? Kolejny natłok, krzyczących mi w głowie, myśli przerwało kliknięcie schowka, znajdującego się naprzeciwko moich kolan. Długa, lekko zarysowana mięśniami, które było widać przez opinającą się ciasno czarną koszulkę, ręka Jamesa, sięgnęła po okulary przeciwsłoneczne. -Dokąd jedziemy? - spytałam, zapinając sobie pas. Po ostatniej przejażdżce tą czynność mam już dobrze wbitą do głowy. Pamiętajcie, zawsze zapinajcie pas, bo nigdy nie wiadomo kto będzie kierowcą. Nie bardzo liczyłam też na odpowiedź. Mężczyzna przycisnął jednocześnie dwa guziki, otwierając przednie szyby i oparł o drzwi lewy łokieć. -Do piekła – odpowiedział, przekręcając klucz w stacyjce. -Bardzo śmieszne – mruknęłam pod nosem, odkręcając się w stronę otwartego okna. Jechaliśmy bardzo długo. Oglądałam migające mi przed oczami wysokie drzewa, ale po pewnym czasie poczułam, jak robi mi się niedobrze. Poprawiłam się na siedzeniu i wycelowałam wzrokiem w Jamesa. Przez trzy godziny, zdawałoby się, nawet nie drgnął. Cały czas siedział trzymając prawą rękę na połyskującej, czarnej kierownicy; lewy łokieć oparty nonszalancko o drzwi a raczej miejsce, gdzie powinna być, ukryta teraz szyba. Jego płomieniste włosy mieniły się w południowych promieniach słońca. Jego martwy wzrok (jak się domyślałam) cały czas patrzył przez ciemne okulary na drogę, zdającą się nie mieć końca. Jechaliśmy bez ani jednej mapy, GPS, czy czegokolwiek, co miałoby nas zaprowadzić do celu. A dlaczego? Otóż, on dobrze wiedział dokąd jedziemy. *** http://img132.imageshack.us/img132/7...a32d96449a.jpg James przerwał głuchą ciszę, splecioną ze stłumionym warkotem silnika i szumem powietrza , wwiewającego przez okna, włączając radio. W tym czasie zdążyło mi się trochę przysnąć, zważywszy na fakt, że normalnie nie wstaje o tak wczesnej godzinie. Akurat leciały wiadomości, a w nich główny raport o morderstwie znanego przedsiębiorcy, którego ciało znaleziono w opuszczonej hali towarowej. Mówiła dla was Denise Walker, prosto z Nowego Jorku, a my przenosimy się z powrotem do Toronto. Rośnie zapotrzebowanie (…) Dalsza część wiadomości przemknęła nieopodal mojego ucha, nie doczekawszy się z tej strony zainteresowania. -Czy my jesteśmy w Kanadzie? - spytałam, choć znałam już odpowiedź. James uznał to za zbędne, więc nie wysilił się zbytnio, żeby cokolwiek powiedzieć. Przez następne godziny nie rozmawialiśmy w ogóle. Od tego czasu zdążył mi nawet zdrętwieć język. Nagle przyszło mi do głowy pytanie, którego nie wiedzieć czemu nie zadałam wcześniej. -Jak przekroczyliśmy granicę? Przecież nie mam ze sobą paszportu. - spytałam, mimowolnie marszcząc przy tym czoło. Na pewno minęliśmy ją, kiedy spałam, jednak wciąż nie wiedziałam jak przepuścili MNIE. Może już nigdy nie doczekam się odpowiedzi... Znudzona i zmęczona rozejrzałam się leniwie po wnętrzu auta. Spowite było czarną, skórzaną tapicerką. Co dziwne, w środku było idealnie czysto. Udając, że nie robi to na mnie żadnego wrażenia odwróciłam się znowu w kierunku okna. Chwilę potem poczułam wibrujący telefon w kieszeni spodni. Sięgnęłam do środka, żeby go wyjąć. Wyświetlacz szalał. Na zmianę pokazywały się komunikaty: Masz 14 nowych wiadomości na poczcie głosowej 6 wiadomości SMS 28 nieodebranych połączeń Nerwowo nacisnęłam zieloną słuchawkę, łączącą z pocztą głosową. Wszystkie pochodziły od jednego nadawcy. Od Louisa. Usłyszałam krótki sygnał, po czym włączyła się pierwsza z wiadomości. -To ja – Louis. Gdzie ty się do jasnej cholery włóczysz!? Byłem w twoim domu i co? Nie ma Cię. Po co ja dzwonię... Pewnie już nie żyjesz. Wiedziałem, że się nie nadajesz. Nie powinnaś była iść sama. Gdybyś jednak jakimś cudem ocalała i słuchała mojej wiadomości, to chciałem Ci tylko powiedzieć, że Will się niepokoi. -Tak, jakimś cudem... - powtórzyłam sama do siebie. W jednej chwili cały autorytet, jaki miałam w swojej głowie, Louisa legł w gruzach. A wszystko przez to jedno, niewinne zdanie „wiedziałem, że się nie nadajesz”. Czułam jak ręka zaciska mi się na komórce, mało co nie zgniatając jej jak papierowy kubek po kawie. Zacisnęłam zęby, spojrzałam na wyświetlacz. Usunęłam wszystkie zalegające wiadomości, nieodebrane połączenia, numer Louisa... Choć może to zbyt pochopne. James udawał, że nic go to nie obchodzi, ale i tak wiedziałam, że jest mu całkiem wesoło z tej sytuacji. Zapewne wszystko słyszał, było dosyć cicho, a my przecież nie rozmawialiśmy. Ciekawe, czy wiedział kim jest Louis? Spytam go, kiedy będzie bardziej skory do odpowiadania na pytania. http://img529.imageshack.us/img529/2...a3219644d6.jpg W pewnym momencie w twarz uderzyło mnie rześkie, chłodne powietrze. Już je znałam...Byliśmy nad morzem. Pomyślałam, że nie takie to piekło straszne, i że chętnie tu sobie zostanę. Jednak jechaliśmy nadal, a droga ciągnęła się nam jak guma balonowa. -Nogi mi zdrętwiały, zatrzymaj się – powiedziałam. W tej samej chwili rozpędzony do ok. 180 km/h samochód gwałtownie zahamował (dlatego trzeba zapinać pasy). James wykonał ten manewr z zimną krwią – jak zawodowiec. Widać, miał pewnie dużą wprawę w takich rzeczach. Gdyby nie pas, zapewne, marnie skończyłabym na jezdni. -Jak sobie życzysz – rzucił, odpinając pas i wysiadając z auta, które zostawił na drodze. Osłupiała, zdawałoby się, mechanicznie odpięłam swój pas, otworzyłam drzwi i wyszłam z samochodu. Zatrzymaliśmy się przy parku. Choć był idealnie zadbany, to nie było tu żywej duszy. Całe miasto było dziwnie... uśpione. Malownicze miasteczko, usypane domami z białego drewna; wysokich, potężnych sosen i świerków; łódek stojących na plaży, było zupełnie puste. Jakby ludzie bali się wychodzić ze swoich idealnych domów. http://img843.imageshack.us/img843/6...a3219643f4.jpg -Długo jeszcze? Po co my w ogóle tam jedziemy? Dlaczego zabrałeś mnie ze sobą? - Pytania, na które wcześniej nie dostałam odpowiedzi, nachalnie cisnęły mi się na usta. Staliśmy tak oboje, oparci o maskę samochodu. James zdjął okulary i spojrzał na mnie swoimi szaro-błękitnymi oczami. -Nie, już niedaleko. Kilka minut – Urwał na chwilę – Po co? Myślę, że dobrze wiesz, tylko nie chcesz dopuścić do siebie tej myśli – Powiedział tym razem łagodnie, lekko. O czym on mówił? Czego niby uświadomić? -W takim razie, jedźmy już – stwierdziłam i usadziłam się ponownie na fotelu. James zrobił to samo. Faktycznie, nie minęło 10 minut, a znaleźliśmy się w … PIEKLE *** http://img534.imageshack.us/img534/6...a327964498.jpg Tak, to było najgorsze miejsce na ziemi jakie widziałam. Szare, ponure... Zupełnie inne niż ta śliczna, nadmorska, uśpiona mieścinka. Jechaliśmy ciemną ulicą, wzdłuż torów kolejowych, po których co chwilę przesunęła ciężka, stara i zniszczona kolej. Miasto spowił półmrok. Było koło siódmej wieczorem. To wspaniałe słońce właśnie chowało się z powrotem, zostawiając mnie tu samą. Uliczne latarnie rzucały blade światło na ulicę, pomrugując sporadycznie. Po obydwu jej stronach migały neony barów, klubów ze striptizem. Po chodnikach przechadzały się prostytutki z papierosami w dłoniach. Gdzieniegdzie widać było mężczyzn w zaułkach, bezdomnych... Nastolatki ze skrętami, dilerzy – nikt tu się nie chował. To było ich miasto. - Witaj w domu, Sussanne. http://img843.imageshack.us/img843/5...a3239644ba.jpg *** Granitowe BMW zatrzymało się pod barem. Czerwone neony rozświetlały szarą ulicę, na której nie można już było dostrzec żadnej osoby. Zapewne większość siedziała w środku. -Jesteśmy na miejscu – odezwał się James, wyciągając klucz ze stacyjki. Odpięłam swój pas, nacisnęłam klamkę i wyszłam z samochodu. Na zewnątrz wiał chłodny wiatr, gwiżdżąc przy tym przeróżne, nawiedzone melodie. Z baru dobiegały stłumione wrzaski pijanych mężczyzn, grających w bilard, przerywane przez odgłosy tłuczonego szkła i łamanych krzeseł. Chwilę później James stał tuż obok. -Ostatnie piętro – rzucił, skinając głową w górę. http://img828.imageshack.us/img828/8...29299648f5.jpg Nad barem mieściło się kilka pięter mieszkalnych. Zapewne dosyć ekskluzywnych. W każdym z apartamentów tętniło jeszcze życie. Z okien błyskały światła, rzucane przez włączone ekrany telewizorów, bądź lampy. Powoli ruszyłam za Jamesem, w kierunku wejścia. Przeszliśmy długim, burgundowym korytarzem, na końcu którego była winda. James nacisnął guzik na ostatnie piętro. Na górnym korytarzu uderzył mnie zapach (a raczej smród) dymu z papierosów, piekących w nos perfum i whisky. James podszedł do drzwi – jedynych na korytarzu, i zapukał. Otworzyła mu długowłosa blondynka. Wyraźnie ucieszyła się z jego wizyty. Byłam prawie pewna, że ma łzy w oczach. Po chwili zastanowienia, uporządkowała myśli i otworzyła szybko drzwi na oścież. James wszedł do środka – jakby był u siebie w domu – kto wie, może był? Podążyłam tuż za nim, rozglądając się po ścianach. Było całkiem nowocześnie, zapewne urządziła to kobieca ręka. http://img805.imageshack.us/img805/7...292f964900.jpg Zatrzymaliśmy się przed czarną, skórzaną, pikowaną kanapą, na której siedział ciemnowłosy mężczyzna. Miał bardzo wyraźne rysy twarzy, lekko zapuszczoną, wyregulowaną bródkę. Moją uwagę przykuły jego włosy. Były zaczesane zadziornie na lewą stronę, przy czym z drugiej lekko przystrzyżone. http://img192.imageshack.us/img192/6...29279648f1.jpg -To ona? - spytał mężczyzna, podnosząc się z kanapy. Blondynka stała oparta o ścianę, przyglądając mi się uważnie. Lustrowała każdą część mojego ciała. Strasznie mnie to denerwowało, uciekłam wzrokiem do James'a, który szybko i cicho mówił coś do nieznajomego. Mężczyzna nagle uniósł się z miejsca i skierował wzrok w moją stronę. Nie tylko on, byłam w centrum każdego z nich. -Jestem Elliot – przedstawił się, uśmiechając łobuzersko. - Cieszę się, że ją przyprowadziłeś – zwrócił się do James'a, który tylko skinął głową w podzięce. -Eeem, Sussanne – powiedziałam, nie wiedząc zbytnio jak mam się teraz zachować. Elliot uśmiechnął się szeroko -Ah, tak, Sussanne. To Madeleine – pokazał na długowłosą blondynkę, stojącą w koncie. Ta uśmiechnęła się nieśmiało, jakby z lękiem. http://img822.imageshack.us/img822/3...292b9648fe.jpg -Cieszę się, że wróciłaś – wykrztusiła. |
Odp: machine for killing
Uf... Dobrnęłam do końca. Uderzyła mnie tylko jeden błąd - w pewnym wyrażeniu Jamesa, którego nie chce mi się teraz szukać, nie było myślnika na początku ;) O, w ostatnim zdaniu pod zdjęciem także :P
Odcinek bardzo mi się podobał, pomimo braku akcji. Te opisy miejsc mnie wprost zachwyciły :D Wydaje mi się, że od połowy było za dużo zdjęć. I... czy mi się wydaje, czy nie pokazałaś twarzy Jamesa tak... do końca? xD W poprzednim odcinku było jej trochę widać, ale ja nie widziałam jej... ekchem, w całości xD |
Odp: machine for killing
Cytat:
2. Bardzo mi miło :P 3. Wydaje Ci się xD Po prostu pojawiły się dwie nowe postacie i chciałam je pokazać - tak wyszło :P + Za bardzo podobało mi się zdjęcie Sus, żeby go nie wkleić :P 4. Dobrze Ci się wydaje :D Jeśli chcecie mogę wkleić zdjęcie Jamesa z BodyShop'u (nie wyszedł tam zachwycająco ;P) |
Odp: machine for killing
Skąd Elliot ma to urocze wdzianko? ;) Dobra, do rzeczy Volt...
Lubię ten mocno ubarwiony język i oczywiście Sus też ;D Jak często FS są oparte na głównej bohaterce, która babrze się w kryminaliach, czyż nie? Może właśnie to wszyscy najbardziej kochają? ;) Podoba mi się. Dyplomatycznym milczeniem James zabukował sobie moją sympatię. Jest ciekawą postacią. Blondynka ogółem z wyglądu mi się podoba, jest taka nieułożona jakby i ludzka. Hm.. Nie wiem czemu, ale podoba mi się zdjęcie tego budynku. Jest takie prawdziwe. Czekam na następną część i oby Susanne czuła się naprawdę - jak u siebie w domu ;) Pozdrawiam. VOLT PS Czekam na seks :) |
Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 02:34. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023