![]() |
Odp: Zemsta
Miałam błąd wypisany, ale doszłam do wniosku, że jednak nie jest nim tak do końca. Ale resztę, wymienioną we wcześniejszych komentarzach, raczyłbyś poprawić! Przecież po to je wymieniamy i tracimy na nie sporo czasu! (nawet nie wyobrażasz sobie, jak dużo)
Robi się coraz ciekawiej=FS bardziej mi się podoba. Chociaż muszę przyznać, gmatwa mi się to wszystko/utraciłam zdolność (?) kojarzenia faktów. Będę musiała to wszystko jeszcze raz przeanalizować, bo inaczej nie dam rady zrozumieć i tym samym nie napisze porządnego komentarza (bo takie typu "fajne 10/10", jak już pewnie zauważyłeś, to nie mój styl, aczkolwiek momentami mam ochotę na napisanie takiego) Mam nadzieję, że wyjaśnisz nam, po co wprowadziłeś ojca naszych kosmitek. Póki co jest on tylko utrapieniem obu. A może go z czymś powiążesz? (dobra, mam przypuszczenia, ale pewnie się nie sprawdzą- takie na livkowe myślenie, więc tym bardziej ; D) A Laura na 3. zdjęciu od końca wygląda bosko :D 10/10 @down: dzięki, poradzę sobie sama ;) Rany, ale żeby biedną sprzedawczynię kartofli (:D) w to mieszać... |
Odp: Zemsta
Liv - już poprawiłem ;)
Jeśli chcesz, mogę Ci wyjaśnić na PM, jeśli czegoś nie ogarnęłaś. Ojciec to niestety na razie tylko "zapychacz", nie planuję dla niego nic poważniejszego (co się oczywiście może zmienić :D). Za to sprzedawczyni ziemniaków będzie miała ogromny wpływ na dalsze życie bohaterów (wiem, dziwny jestem :P). To tyle, bo się rozpisałem ;) pozdr. chrumek |
Odp: Zemsta
kiedy następny odcinek? bo przecierz zawarliśmy pewną umowę ;)
|
Odp: Zemsta
W czwartym odcinku znów nieco namieszałem. Wiem, że fragmentami tekst jest dziwny, ale nie wiedziałem, jak to inaczej zrobić. Zapraszam!
Odcinek IV - Laura, obudź się... - Arthur? - Tak, już dobrze, wstawaj. - Czy ja umarłam? - Nie, ale niewiele brakuje. - Więc co tu robisz? - Chcę cię powstrzymać. Tam, gdzie jestem, wcale nie jest lepiej. - Ale TAM będziemy razem! - Nie, nie będziemy razem. To nie było nam pisane. - Arthur! Nie! Nie odchodź! - Nie było nam pisane... Obudziła się. Znajdowała się w jakimś obcym pomieszczeniu. Nagle do środka wszedł wysoki blondyn. Od razu rozpoznała w nim znajomą postać. - Nareszcie się obudziłaś. Wszystko dobrze? - Evan? Co tutaj robisz? I gdzie ja jestem? - Jesteś w szpitalu. Dobrze, że w porę cię odnalazłem. - A-ale jak? Przecież mówiłam, żebyś mnie nie szukał! - Dobrze, że cię nie posłuchałem. To długa historia. - Długo byłam nieprzytomna? - Cały tydzień. - Co? Który dzisiaj? - Dwudziesty drugi, a co? - Zostało tylko pięć dni! Nieważne, muszę stąd jak najszybciej wyjść. - I tak nie wypiszą cię wcześniej, niż za dwa tygodnie. - W takim razie sama wyjdę! – to powiedziawszy, wstała, jak cudownie uzdrowiona, założyła sweter i ruszyła w stronę drzwi. - Nie możesz tak po prostu sobie iść! – Ojciec za wszelką cenę chciał ją zatrzymać, jednak czarnowłosa nie posłuchała i wyszła na korytarz. Gdy skierowała się do wyjścia, zobaczyła coś, co odebrało jej mowę. - Wszystko będzie dobrze! Trzymaj się kochanie! - Dalej nie może pani iść. Będziemy panią informować o stanie pacjenta. Co się stało? Czyżby Emily wykonała zadanie przed czasem? Ale w takim razie, dlaczego przyjechała z nim do szpitala? Dlaczego była przerażona? To było bardzo dziwne. *** Dwie godziny. Dokładnie tyle spóźniała się Emily. Dzwonił, wysyłał sms’y. Nic. Milczenie. Coś się musiało stać. To niemożliwe, żeby spóźniała się, ot tak. Co robić? Zadzwonić do Evana! On na pewno wie, co się dzieje. - Halo? – odezwał się podenerwowany głos w słuchawce. – Kto mówi? - Z tej strony Pluton, brat... - Arthura. – przerwał mu. – O co chodzi? - Czy nie wie pan, gdzie może być Emily? – spytał. - Jej chłopak miał wypadek, potrąciła go ciężarówka. Cały czas jest przy nim. Serce mi się kraje, jak patrzę na jej cierpienie. - Aha. – zdziwił się. – Ten jej chłopak jest nieprzytomny? - Tak, a co? - Nic. Niech pan przekaże, że dzwoniłem. Rozłączył się. Chyba jeszcze nigdy nie był tak na nią wściekły. Tego było już za wiele, postanowił, że sam dokończy robotę. - O, tu pan jest, panie Black – powiedział głos zza pleców Evana. Blondyn odwrócił się i zobaczył, że stoi za nim ciemnoskóry policjant. - Nareszcie, długo na pana czekałem – powiedział, wyciągając rękę na powitanie. – Ma pan coś? - Tak, wystawiliśmy list gończy, tak jak pan prosił. - Świetnie! – odpowiedział mężczyzna, wyciągając z kieszeni portfel. – Ile obiecałem? - Pięćset – szepnął i wyciągnął rękę po gotówkę. *** - Wszystko będzie dobrze... Jestem tu. Nie mogła uwierzyć, że postąpiła tak podle. Dopiero teraz dotarło do niej, że naprawdę go kocha. - Co się stało? – Ocknął się. Ledwo wydobył z siebie głos, nadal był bardzo słaby. Dziwnie wyglądał bez swoich okularów. Miał takie małe oczy. Patrzył przed siebie, nie na nią. Jakby... - Emily, ja nic nie widzę! Zamurowało ją. Przez głupi wypadek jej ukochany oślepł! Próbowała go pocieszyć. Daremnie. W tym momencie zdała sobie sprawę, że to dla niej szansa. Teraz, kiedy nie widzi, nie zorientuje się, że jest... inna. Nie wiedziała tylko, jak mogą uciec Plutonowi. Muszą wyjechać jak najdalej, żeby ich nie znalazł! W tym momencie do sali pacjentów wszedł Evan. - Brat Arthura chciał, żebyś się z nim skontaktowała. – powiedział i szybko opuścił pomieszczenie. - Kim jest Arthur? – zapytał, zapominając na chwilę o swoim nieszczęściu. - To... brat mojego szefa. Mój ojciec się z nim przyjaźni – skłamała. Obiecała sobie, że już nigdy go nie okłamie. Niestety, szybko musiała wrócić na ziemię. Zdała sobie sprawę, że to niemożliwe. - Zawołaj lekarza. Muszę wiedzieć, co się stało.* - Kobieta wstała i wyszła z sali. *** Laura szła chodnikiem, wciąż oglądając się za siebie. Bała się, że ją dogonią i zabiorą z powrotem do szpitala, dlatego postanowiła przenieść się do schroniska młodzieżowego. W jej głowie ciągle pojawiały się nowe tezy na temat jej siostry i biednego Glena. Zastanawiała się, jak mogłaby go uratować, ale doszła do wniosku, że to niemożliwe. W końcu dotarła do starego budynku, zwanego schroniskiem młodzieżowym. Z zewnątrz, rzeczywiście, przypominał schronisko, z tym, że dla zwierząt. W środku nie było lepiej. Nie było ściany, z której nie odpadł by kawałek tynku, w kątach zakładały swoje kolonie pająki. Na szczęście, zaraz weszła do holu, który był o wiele bardziej zadbany, niż reszta budynku. Dziewczyna weszła do środka i ... prawie padła z wrażenia. - Ela? – krzyknęła zdumiona. - Laura? – zrobiła to samo. - Co tu robisz? – spytała, już ciszej. - Pracuję, a ty? – odpowiedziała. - Ja? Wiesz... Przyjechałam po... Po koleżankę! – zająknęła się. - Jak się nazywa? – zapytała. Domyśliła się, że coś jest nie tak. - Eee... – zaczęła. - Nie masz gdzie mieszkać? – przerwała jej, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. – Wiem! Wprowadź się do mnie! – zawołała po chwili. - Naprawdę? – zapytała z niedowierzaniem. - Jasne. W moim domu jest mnóstwo miejsca – odpowiedziała. - Nie masz chłopaka? - Nie, Jack wyjechał z kraju. Faceci nie mają serca! - Masz rację. Chociaż, ty to masz dobrze. Trafiłaś na takiego wspaniałego chłopaka, jak Arthur. Ach! Gdybym ja takiego miała! - Nie jestem już z nim. - Co? Nawet on okazał się bydlakiem? - Nie. On... on nie żyje. - Laura, ja... tak mi przykro. - To nie twoja wina. Już się z tym pogodziłam. Ela ma złote serce. Nie widziały się tyle czasu, a ona od razu pozwoliła jej ze sobą zamieszkać. Czarnowłosa patrzyła na swoją przyjaciółkę, nie wiedząc, jak się odwdzięczy za pomoc. Ela tylko się uśmiechnęła i wyjęła z torebki klucze do mieszkania. - Trzymaj. Mieszkam tam, na rogu – pokazała palcem kierunek. - No, co ty? Poczekam na ciebie! – dziewczyna nie kryła zakłopotania. To była dla niej bardzo niezręczna sytuacja. - No bierz, przecież nic mi nie ukradniesz. - No dobrze. - Tylko zamknij się na zamek, ja mam swoje klucze. - Jasne. *** Dlaczego ona to robi? Nie rozumie, że jej ojciec bardzo się o nią martwi? Co to? Ktoś dzwoni. - Halo? - Cześć, Evan. - Laura! Gdzie jesteś? - Nieważne. Wiedziałam, że nawet nie będziesz mnie gonił, tylko od razu wezwiesz policję. - Proszę cię, wróć. - Chętnie. Ale nie w tym życiu! - Błagam, nie rób nic głupiego! - Zastanowię się, cześć. Rozłączyła się. Próbował jeszcze raz zadzwonić, ale nie było sygnału. *** - Jak to, nie wiecie!? Po co wy w ogóle tu jesteście, skoro zamiast leczyć, doprowadzacie do utraty wzroku! – ryknął. - To nie nasza wina. To przez ten wypadek... – próbował go uspokoić lekarz. - Wypadek? Chcecie mnie doprowadzić do szału!? Gadaj, co mi jest! – w dalszym ciągu krzyczał na doktora. - Niech się pan uspokoi, bo to tylko pogorszy pan sprawę. Na chwilę obecną nie znamy jeszcze bezpośredniej przyczyny utraty wzroku. - Wynoś się, doktorku, i nie wracaj dopóki się nie dowiesz, co mi jest! Lekarz wzruszył ramionami i posłusznie wyszedł z sali. Emily zrobiła to samo. - Przepraszam pana za jego zachowanie – zwróciła się do doktora. - Nic się nie stało. Sam bym się zdenerwował w takiej sytuacji. Najgorsza jest bezradność. Pani chłopak nie może się pogodzić z tym, że nic nie poradzi. - Rozumiem – odpowiedziała i wróciła do Glena. *** - Już jestem! – krzyknęła Ela na przywitanie. – Laura? Cisza. Nikt nie odpowiedział. - Laura, gdzie jesteś? – krzyknęła po raz drugi, jednak dalej odpowiadała jej cisza. Otworzyła drzwi do jadalni. - O, już jesteś? – czarnowłosa postawiła na stole talerz z zupą. – Pomyślałam, że będziesz głodna, gdy wrócisz z pracy. - Jesteś** kochana! - Chcę się jakoś odwdzięczyć za pomoc. A zresztą lubię gotować – odpowiedziała z uśmiechem. Obie zasiadły do stołu i zabrały się do jedzenia. - Dużo się zmieniło odkąd ostatni raz się widziałyśmy. – zaczęła rozmowę Ela. – Pracujesz gdzieś? - Nie, nie szukałam pracy, odkąd... No wiesz. - Wiem. - Mieszkasz tu na stałe? - Tak, ale często jeżdżę do Polski, do rodziców. Musisz się kiedyś tam ze mną koniecznie zabrać. - Nie znam polskiego. - Nauczyłbym cię podstaw. Gorzej z akcentem. Tam jest zupełnie inny. - Bardzo śmieszne. Ja nawet nie ukończyłam podstawówki, a mam się uczyć obcego języka! - No, a ty, mieszkasz tu? – zmieniła szybko temat. - Tak, właściwie, to nawet mam mieszkanie, ale nie mogę tam wrócić. - Dlaczego? - Nieważne. - No, powie... ktoś przyszedł? Szybko wstała z krzesła i poszła zobaczyć, kto pukał. Otworzyła drzwi. - Miss Elisabeth Orlovsky? - Tak, o co chodzi? - Mamy nakaz przeszukania pani domu. - Coś się stało? - Poszukujemy niejakiej Laury B. Ta kobieta cierpi na poważną chorobę psychiczną, jest niebezpieczna. *** *wiem, głupio napisane **przepraszam za nadużywanie słowa jestem(eś) ;) |
Odp: Zemsta
Jezzu...
ALe to jest super :D normalnie great :D masz ode mnie max punktów :D 9/10- no bo sam wiesz :D PZDR~Caro |
Odp: Zemsta
Nie podoba mi się, że skaczesz od jednej sceny do drugiej.
W ogóle nie opisałeś emocji Glena, po tym, jak uświadomił sobie, że nie widzi. A Emily tylko trochę współczuła ukochanemu, po czym stwierdziła, ze dla ich związku tak będzie lepiej - samolub z niej. Cytat:
Cytat:
|
Odp: Zemsta
Cytat:
Cytat:
Cytat:
- Miss Elisabeth Orlovsky? chyba xD Dialog. Jeden wielki. Ale to pozwoliło mi łatwo przebrnąć przez ten tekst. Tym razem wyszło naprawdę, naprawdę dobrze! Jak dla mnie najlepszy odcinek z dotychczasowych. Jak mogłeś coś takiego zrobić Glenowi?! Jeśli Emily z nim nie zostanie, to koniec! Zresztą było powiedziane, że go kocha, więc chyba nie opuści go w takiej sytuacji mimo wszystko. Przynajmniej ja mam taką nadzieję. Hm, tak sobie myślę... Brakuje opisów uczuć w ramach przerywników w dialogach (sama stosuję- metoda sprawdzona :D). Opisy są najlepszym lekarstwem na chorobę zwaną akcja. Byleby dobrze je zastosować. 10/10 |
Odp: Zemsta
Na wstępie chciałbym wszystkim podziękować za tak liczne komentarze, musiałem poświęcić na ich przeczytanie mnóstwo czasu.
Carolina – wiem, wiem :P Searle – dzięki za krytykę, niestety kiedy to czytałem miałem już wszystko gotowe, dlatego dalej będzie przeskakiwanie od sceny do sceny. Em z charakteru jest nadal zła, chociaż uświadomiła sobie ważną rzecz, stąd jej reakcja. A do Glena dałem przypis, że głupio napisane :D Liv – tak naprawdę to od Ciebie spodziewałem się krytyki :D. Zastosowałem się do wskazówek, z opisami jest trochę ciężko, nigdy nie byłem w tym dobry (raczej nadaję się do pisania scenariuszów filmowych :D) Jeszcze jedno: w związku z taką frekwencją będę musiał skrócić opowiadanie. Dobra, nie ma co się rozpisywać. Zapraszam do czytania! Odcinek 5 Czarnowłosa szybko przeszła z jadalni do małego pokoiku. Co robić? Okno! Szybko podeszła do okna, otworzyła je i wyszła na zewnątrz. - Nie ruszaj się! – krzyknął głos za nią. Jak on ją zobaczył? Nieważne, teraz trzeba wiać! Dziewczyna zaczęła uciekać, co nie było łatwe, ze względu na obcasy. Szybko skręciła w wąską uliczkę. Nagle jej noga zahaczyła o krawędź chodnika, co spowodowało, że Laura upadła. - Nic się pani nie stało? – zapytał policjant, który zdążył już dobiec do miejsca, gdzie się przewróciła. Pomógł jej wstać, a gdy okazało się, że nic poważnego się nie stało, zaprowadził ją do radiowozu. *** Niezręczną ciszę, trwającą już dość długo, przerwało wejście podenerwowanego lekarza. Mężczyzna, otarłszy z czoła pot, wyjął z kieszeni fartucha waciki i włożył je do uszu. - Co się stało? – spytała w końcu zniecierpliwiona Emily. - Przykro mi, nic nie możemy zrobić – odpowiedział po krótkim wahaniu. - To z-znaczy, że nie b-będę widział? – zapytał drżącym głosem Glen. Lekarz milczał, bynajmniej nie dlatego, że chciał zrobić odpowiedni klimat, ale dlatego, że nie usłyszał. Z oka Glena spłynęła łezka, potem druga, trzecia... Emily przytuliła go mocno. Lekarz, który patrzył na tę wzruszającą scenę, wyjął z uszu waciki i otarł łezkę, która zakręciła mu się w oku, po czym wyszedł, zostawiając rozpaczających samych. *** - Usiądź – powiedział mundurowy, wskazując na krzesło przy biurku. Sam usiadł w fotelu naprzeciwko. Dziewczyna wyglądała na pewną siebie, jednak jej oczy coś skrywały. - Nic na mnie nie macie – przerwała w końcu niezręczną ciszę, która na chwilę opanowała salę przesłuchań. - Co pani powie na kradzież recept, podrobienie podpisu lekarza, oszustwo... - Za to nie wystawia się listu gończego! – przerwała mu, wskazując na plakat z jej zdjęciem. –Wiem, że Evan dał wam łapówkę. - Gdyby to było fizycznie możliwe, jego szczęka opadłaby do samej ziemi, ale i tak było wyraźnie widać, że te słowa wprawiły go w osłupienie. – Ile wam dał? – kontynuowała. – Po trzy stówy? Cztery? „Jeden-zero dla niej” – pomyślał ciemnoskóry, po czym wstał bez słowa i wyszedł. - No tak, idź, skonsultuj się ze wspólnikami! – rzuciła na pożegnanie. Gdy tylko opuścił pomieszczenie, odetchnęła z ulgą, że nie musi już udawać kogoś innego. Na jej twarz powrócił smutek, który bardzo rzadko ją opuszczał. *** - I co, załatwiłeś? – Drugi policjant stanął obok niego. - Ta wariatka jest mądrzejsza, niż sądziłem – odpowiedział, podpalając papierosa. Był spięty. Coś wyraźnie nie dawało mu spokoju. - Co jest? – zapytał w końcu towarzysz. - Nieważne. – Mężczyzna rzucił papierosa na ziemię i przygniótł go butem, po czym udał się z powrotem do sali przesłuchań. *** - Już obmyśliłeś plan? – spytała kpiąco. - Za obrażanie funkcjonariusza policji można odpowiadać przed sądem – odpowiedział spokojnie i usiadł na fotelu. „Nie dam się wyprowadzić z równowagi” – pomyślał. – Dlaczego uciekała pani przed policją? – zapytał po chwili. - A skąd miałam wiedzieć, że jesteście prawdziwą policją? Tyle się teraz mówi o gwałcicielach w mundurach. Bałam się, i tyle – powiedziała jednym tchem. „Dwa-zero”. - Widziałem, jak wyskakiwała pani przez okno – kontynuował niezrażony. - Wypadłam przez nie. Dobrze, że było tuż nad ziemią – odpowiedziała, a kpiący uśmiech nie znikał z jej twarzy. „Trzy-zero” pomyślał. Zdecydował, że zajrzy w oczy, których od samego początku unikał. Zobaczył w nich nie nienawiść, nie złośliwy uśmieszek, ale smutek. Spojrzenie tak przejmujące, że nawet on zaczął jej współczuć z całego serca. - Możesz iść – powiedział cicho. Laura wstała i wyszła. Mężczyzna jeszcze chwilę wpatrywał się w jeden punkt, myśląc, co zrobić. Po chwili wyciągnął z kieszeni telefon. - Halo? Możemy się spotkać? Może być. Za godzinę? Ok., dziękuję. *** Zgrzyt w zamku nie na żarty przeraził Elę. Do mieszkania weszła wyczerpana Laura. - Co tutaj robisz? – zapytała zdziwiona blondynka. - Mieszkam, zapomniałaś? – odpowiedziała beznamiętnie. - Myślałam, że cię aresztowali – kontynuowała. - Pomylili mnie z kimś – skłamała. – Mogę tu dalej mieszkać, czy rozmyśliłaś się? - Pewnie, że możesz, dlaczego miałabym się rozmyślić? - Narobiłam ci tylko kłopotów – powiedziała – dziękuję, że nie odwróciłaś się ode mnie. - Nie ma sprawy! – Ela zamknęła drzwi na zamek i wróciła do oglądania telewizji. Laura natomiast udała się pod prysznic. *** Blondyn rozglądał się wokół wypatrując osoby, z którą umówił się na spotkanie. W końcu zobaczył znajomą twarz. - Dzień dobry – zwrócił się do policjanta, gdy ten znajdował się już koło niego. - Dzień dobry – odpowiedział uprzejmie wyciągając rękę na powitanie. - Chciał się pan spotkać – powiedział po chwili. - Tak, mam do pana sprawę. – Mężczyzna wyciągnął z kieszeni portfel i wręczył Evanowi pieniądze. - Co to jest? - Mam żonę, dzieci, muszę zarabiać, żeby mieli z czego żyć. - A ja panu w tym pomogłem. - Nie, przez takie coś mogę stracić pracę. Z czego żyłaby wtedy moja rodzina? Policjant zostawił pieniądze w rękach Evana i odszedł. *** - Składanie zeznań naprawdę jest konieczne? – Glen nie był zachwycony faktem, że musi wyznać prawdę. - Niestety – odpowiedział policjant, spoglądając na Emily. Dał jej wyraźnie do zrozumienia, że musi wyjść. Kobieta posłusznie wyszła z gabinetu. Mundurowy natomiast włączył dyktafon i rozpoczął rozmowę. - Czy pamięta pan wypadek? – spytał. - Niestety, tak – odpowiedział, robiąc smutną minę. - A więc? - No, więc tak – lekko się zająknął. – Czekałem na Emily... - Emily to ta kobieta? – przerwał mu. - Tak, to moja dziewczyna – odpowiedział. - Przepraszam, chciałem się upewnić. Proszę kontynuować. - Czekałem na Emily, ale znudziło mi się siedzenie w domu. Wyszedłem na drogę, a tu nagle zza zakrętu wyjechała ciężarówka, prosto na mnie. - Zapamiętał pan jakieś szczegóły? Rejestrację? - Nie, ale wiem, kto kierował pojazdem. To była starsza kobieta, około sześćdziesiątki, wcześniej ją spotkałem. - Gdzie? - Chodziła po domach i sprzedawała ziemniaki. Trochę się... - Tak? - Pokłóciliśmy. Powiedziała, że mnie dopadnie. I dotrzymała słowa. - Rozumiem, może pan iść. Do widzenia. - Przepraszam, mógłby pan doprowadzić mnie do drzwi? - Ach tak, oczywiście. Policjant odprowadził Glena do Emily, która czekała pod drzwiami. *** Jeszcze na pocieszenie bonusik: Arthur gra w piłkę :D Zadowalający pościg mam nadzieję, że się spodobało, pozdr. chrupek |
Odp: Zemsta
To ta babcia od ziemniaczków go potrąciła? :O Od dziś kupuję wszystko, co mi zaproponują akwizytorzy :D
Nie rozumiem dlaczego lekarz zatkał sobie uszy, po tym, jak przekazał Glenowi informację. Cytat:
Cytat:
|
Odp: Zemsta
Searle - zatkał sobie uszy, bo spodziewał się, że wpadnie w furię tak jak wcześniej :D. Poprawiłem błędy, z tym stolikiem to był błąd w druku :P
Jeszcze jedno zdjęcie (lekko przerobione;)): pozdr. chrupek |
Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 07:44. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023