![]() |
Odp: Helena Wiktoria
No chciałabym, żebyście troszkę odpoczęli :D
Co nie znaczy, że nie mam nowych odcinków już napisanych :D |
Odp: Helena Wiktoria
Cytat:
Pozdrawiam Pannę N i wszystkich czytelników "Heleny Wiktorii" Kasia |
Odp: Helena Wiktoria
Witam.
Od dawna nie odzywałam się na tym forum, więc postanowiłam to zmienić. Przeglądając forum zobaczyłam twoje fotostory. Początkowo tytuł nie przykuł jakoś szczególnie mojej uwagi, jednak kiedy zaczęłam się wczytywać w to fs, zachwyciłam się. Muszę szczerze powiedzieć, że bardzo dawno nie widziałam tak dobrego opowiadania. Popisałaś się różnobarwnością języka i całkiem ciekawą fabułą. Jestem pewna, że wszelkie kontynuacje i kolejne opowiadania będą twoim sukcesem. Pozdrawiam Airs :) |
Odp: Helena Wiktoria
Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się tak dobrego FS. Cieszę się, że się myliłam. B)
Świetna fabuła, bogate słownictwo. Ciekawe i dopracowane w każdym szczególe zdjęcia. Wszystko, czego mi potrzeba do szczęścia. ;) Potrafisz pięknie wkładać słowa w usta głównego bohatera. Dziennik jest jakby napisany z perspektywy starszego już mężczyzny z pewnymi lukami w pamięci. Co najważniejsze, udało Ci się utrzymać w realiach tamtych czasów! ;) Już wcześniej zauważyłam, że Teresa czuje do Artura "miętę przez rumianek" i fajnie by było, gdyby byli razem, ale wydaje mi się, że tytuł ma tu spore znaczenie i Helena Wiktoria sporo tu jeszcze namiesza... Z drugiej strony zastanawia mnie fakt, co i z kim Teresa robiła pewnego wieczoru w stajni... Mam nadzieję, że jak najszybciej zobaczę tu kolejną część Twojego dzieła. Czekam z niecierpliwością! Pozdrawiam! PS. Mam nadzieję, że przeczytasz ten komentarz.;) |
Odp: Helena Wiktoria
„Helena Wiktoria”
Część druga I Przeprowadzka do stolicy była trudna i męcząca. Pogoda nie sprzyjała dalekim podróżom, deszcz padał niemal cały czas, powodując, że liczne drogi i pobocza zamieniły się w bajora. W dodatku, gdy dotarliśmy już do miasta, nie potrafiłem, wraz z Konradem, który mi pomagał, znaleźć kamienicy, w której miałem wynająć pokój. Po niemal dwóch godzinach błąkania się po mokrych od ulewy brukowanych ulicach, zmęczeni i głodni, dotarliśmy na miejsce. W drzwiach przywitała nas dobrze ubrana kobieta w średnim wieku. Wyglądała na osobę zamożną, z dobrej klasy, rodziny. Konrada i mnie przywitała niezbyt zadowoloną miną, jakby czuła wielkie obrzydzenie widząc osoby zmoczone na deszczu. http://img410.imageshack.us/img410/675/50ih7.gif - Dzień dobry… - ukłoniłem się nisko. – Czy mam przyjemność z panną Hoffen? - Tak, tak! – Kobieta otworzyła szeroko drzwi i niemal wepchnęła mnie do środka. - Arturze, to ja przyniosę walizki… - Usłyszałem za sobą glos Konrada i po chwili odgłos stukania jego butów o drewniane schody. - Załatwmy to szybko – Kobieta parę razy sprawdziła czy nikogo nie ma na korytarzu. – Nie lubię wścibskich lokatorów, sam pan rozumie – usprawiedliwiała się – Zawsze, gdy przyjeżdżają nowy goście pojawiają się nowe plotki. Pan Artur, tak? Promnitz? - Tak, proszę pani. Ja… http://img410.imageshack.us/img410/797/53cj0.gif - Zna pan warunki? – kobietą ucięła nagle i skierowała się ku drzwiom na końcu korytarza. Wyjęła klucz z kieszeni sukni i je otworzyła. - Tak, znam… - To pana pokój… o widzę, że pana przyjaciel już przyniósł bagaż. Nie za wiele pan tego ma. Odwróciłem się, by zobaczyć Konrada wnoszącego moją jedną walizkę i tobołek z podręcznymi rzeczami. - W sumie, tylko to, co najważniejsze… - odpowiedziałem. Zajrzałem do pokoju. Jedno wąskie łóżko, jedno okno, jakiś stolik. Szafka na ścianie, jakieś brudne lustro. Na podłodze stary dywan… Duszno, nieprzyjemnie… jednak na tyle było mnie stać. Dobrze zapamiętałem wygląd tego pomieszczenia. Przez wszystkie lata, jakie tam spędziłem niczego nie zmieniałem. Przez te lata wisiały te same obrazy, na ścianach jedna, nie za ładna, stara tapeta. http://img410.imageshack.us/img410/5879/51xm3.gif Wszedłem tam, Konrad położył tobołek na łóżku. Wyjrzałem przez okno, zobaczyłem podwórze, na którym bawiły się jakieś dzieci rzucając czymś w gołębie. Przed chwilą przestało padać. Otworzyłem okiennice, wychyliłem się nieco, zaciągnąłem zapachem świeżego powietrza. - Byłabym wdzięczna, jeśliby pan zapłacił za miesiąc z góry. – Kobieta oderwała mnie tymi słowami od przyzwyczajania się do nowych widoków. Trochę zmieszany, wyciągnąłem z kieszeni określoną wcześniej sumę i przekazałem pannie Hoffen. Ta, po przeliczeniu ich dwa razy, wyszła z pokoju kierując się ku wyjściu. Zakładając szal i kapelusz spojrzała na mnie uważnie. - Tylko niech pan pamięta, żadnych wielkich zmian bez mojej zgody, płaci pan w terminie. Nie życzę sobie awantur czy schadzek jakiś… pań. Zresztą, wszystko już ustaliliśmy listownie… do widzenia panu… aha, i do widzenia dla pana przyjaciela. Zatrzasnęła drzwi. Przeszedł mnie dreszcz. Byłem już w zupełności pewny, że długo zapamiętam pobyt w stolicy. II Parę dni później, miało miejsce bardzo dziwne zdarzenie. Do tego stopnia, że za każdym razem, gdy każdy wspomni, chociaż raz, słowo „dziwne” przypomina się tamta scena. Był wczesny ranek, akurat zbierałem ubrania by później zanieść je do pralni. Zauważyłem wtedy pod moim łóżkiem jakąś kartkę. Podniosłem ją… niebieska papeteria z jednego z najdroższych papierów, jakie kiedykolwiek widziałem. Trochę podniszczona, jakby leżała tam ładnych parę lat. Jednak bardziej treść mnie zainteresowała. Roku 1800, w miesiącu kwietniu, W stolicy cesarstwa, Wiedniu, Szatan i brat jego Serafin Postawili swe losy na szali. Założyli się o butelkę wina, Głowę tego, co zakład przecina, Dwa pałace, trzy małe wioski Gdzieś na ziemiach dawnej Polski. Czas na to, by warunki stawiać! Serafinowi przyszło by bratu kazać Znaleźć sobie ziemską żonę, Jednak anioł wskaże, w jaką stronę Ma iść Diabeł by jej szukać. To jego ma brat słuchać Jaką weźmie sobie kobiecinę, Żonę, kochankę, dziewczynę. I zastrzega jeszcze jedno: Nie ma sztuczek, to na pewno, Tylko ludzkie ważne są starania, Tylko ludzkie mają być przebrania. I tu kończyła się treść. Głupia rymowanka, myślałem. Jakby bajeczka dla dzieci. Mimo to, coś mnie podkusiło, by nie wyrzucać tego liściku a schować go do kieszeni, jakbym oczekiwał na kolejną cześć historii. Wtedy też usłyszałem jakieś krzyki z ulicy. Stukot kopyt, zatrzymywanie wozu, głuchy dźwięk upadku. Wybiegłem z pokoju, skierowałem się do sieni. Już stamtąd, przez otwarte drzwi na parterze, widziałem zbiegowisko ludzi. http://img410.imageshack.us/img410/7712/52xv1.gif - Ludzie, ludzie! Morderstwo! – Krzyczała jakaś kobieta. - Boże, Boże, co za nieszczęście! Wybiegłem przed dom, szczelnie zakrywając się w pośpiechy wziętym płaszczem. Zerwał się silny wiatr, nad ulicą unosił się kurz. Wszedłem między ludzi i zobaczyłem człowieka leżącego niedaleko wozu. Miał głowę w kałuży ciemnej krwi, nienaturalnie powykrzywiane ręce i nogi, ubrudzone ubranie. Z przerażenia nie mogłem nic zrobić, wpatrywałem się na nieruchome ciało i słuchałem głosów wokół mnie. - Sam wpadł pod koła, sam! – Wrzeszczał nad ciałem woźnica. – Wbiegł na ulice jak szaleniec! Sam wbiegł! - Pani, pani kochana, - słyszałem nad swoim uchem rozmowę dwóch staruszek – to prawda, sam się zabił! - Co za bzdury, co za bzdury – ktoś krzyczał w tłumie – ktoś go wepchnął pod koła! - Tak, to ten morderca! Ktoś wskazał na mężczyznę stojącego z dala od tłumu, obok jakiejś kobiety w wielkim kapeluszu. Gdy owy „podejrzany” podszedł bliżej, mogłem się dokładniej przyjrzeć jego twarzy. Był to owy nieznajomy, który w dzień przysłania mi wyników egzaminów, pytał mnie o drogę. http://img410.imageshack.us/img410/6499/54ek9.gif - Drodzy państwo – zaczął, śmiejąc się. – Przecież to absurd. Ja tego pana nawet nie tknąłem! - Widzieliśmy, wszyscy, jak kłócił się pan z nim! A potem ten biedak… ten biedak… - Potem ten dureń wyskoczył na ulicę! – Przerwał starszej kobiecie nieznajomy. – Proszę państwa, to, że ten pan może się mnie przestraszył i uciekł nie znaczy, ze go zabiłem! Myślałem, że w stolicy są inteligentni ludzie, ale widać , państwa, jak i inni wierzą w jakieś niestworzone rzeczy! - To czemu on przed panem uciekał? Ot tak?! - Drodzy państwo, ten pan był mi winien pieniądze, a może i pieniądze i dom. I może jeszcze psa! Więc logiczne jest, że będzie jak złodziej uciekał… - Nieszczęście, nieszczęście wielkie! – Dało się słyszeć wśród tłumu, gdy mężczyzna zaczął się tłumaczyć. A robił to z uśmiechem na ustach, jakby opowiadał śmieszną historyjkę a nie odpierał tak straszliwe zarzuty jak morderstwo. Z jednej strony miał przeciwko sobie grupę przechodniów, z drugiej zaś, nikt tak naprawdę nie widział, co dokładnie się stało. Jedni mówili o kłótni, inni o ucieczce, złodzieju, a może osobistych porachunkach… - Drodzy państwo, drodzy państwo! – Zawołał nieznajomy przechodząc obok lekarza, który próbował ocenić, czy ofiara wypadku żyje. – Nie kłóćmy cię, to człowiekowi życia nie zwróci… I wtedy mnie zauważył. - Och, to pan, tak, to pan… ten młodzieniec! – Podszedł do mnie tym krokiem pełnym gracji, lekkości, jakby nic nie ważył mimo swego wysokiego wzrostu i muskularnej budowy. – Pamiętam pana. I tą śliczną dziewczynę…, co u niej? Och, nie, nie pytam lepiej, pana zazdrość utkwiła mi w pamięci. Pamięta pan moja żonę? Mario, podejdź tu! Kobieta, dotąd stojąca w oddali, zbliżyła się do swego męża. Twarz miała szczupłą, otoczoną bardzo jasnymi lokami. Cień rzucany przez wielki kapelusz zakrywał jej oczy. Kobieta wyciągnęła do mnie dłoń, ucałowałem ją w geście uprzejmości. Jej palce były takie zimne… - Szczerze panu powiem – nachylił się do mnie mężczyzn i szepnął – Ja tego mężczyznę znałem… miał wiele na sumieniu. Kara go spotkała. - Jak to? - Ciszej, ciszej! – nieznajomy machnął rękę na mnie - Ja widzę, ze pan ciekawy, bardzo ciekawy… - Nie, skąd, ja tylko… - Och, ja się znam na ludziach. – Mężczyzna spojrzał na ludzi niosących ciało na jakiś wóz i nadjeżdżająca policję konną. – Pan jest ciekawski jak diabli, hahaha, jak diabli! Ale pozostawmy śmiechy na potem. Zapraszam pana do siebie powiedzmy… powiedzmy, ze na lampkę dobrego, czerwonego wina. Co pan na to? Dowie się pan czegoś więcej o tym nieszczęśliwym wypadku… Ja widzę w pana oczach, że tego pan właśnie chce! Takich historii się nie spotyka na co dzień. Chodź, chodźmy, więc! - Ale, co z policją? Będą chcieli pana… chyba przesłuchać? – Próbowałem odwieźć go od pomysłu zaproszenia mnie do siebie. - Och, nawet nie zauważą, ze tu w ogóle byłem… Wtedy chwycił mnie za ramię i skierował się szybkim krokiem w jakąś ciemną uliczkę, ciągnąć mnie za sobą. Jego żona szła za nami powoli, słyszałem wyraźny stukot jej obcasów. Oddalaliśmy się od krzyków, tłumu, zatrzymanych powozów. I nikt, o dziwo nie zauważył, że główny podejrzany o zbrodnie odszedł! Jakby był tylko zwykłym przechodniem, który znalazł się w tym miejscu przez przypadek. Jak człowiek, który śpieszy się do pracy i nie zwraca na nic uwagę, chowa głowę w kapelusz i wszyscy są mu obojętni! Próbowałem wyrwać swoje ramię z dłoni nieznajomego, jednak się nie udało. Chciałem zawrócić – byłem uwięziony. Nie miałem ochoty nigdzie iść, tak po wysłuchaniu kolejnego monologu coś we mnie drgnęło i zapragnąłem wysłuchać historii człowieka, który wpadł pod koła rozpędzonego wozu. Nie miałem pojęcia, dlaczego tka nagle zmieniłem zdanie… po prostu ten nieznajomy mężczyzna mówił w taki sposób… jakby wkładał mi w usta słowa, w głowę myśli. Szliśmy bocznymi ulicami, dosyć długo.. W końcu doszliśmy o wysokiej kamienicy z pięknymi marmurowymi płaskorzeźbami. By wejść do środka trzeba było wspiąć się po jasnych schodkach z wymyślnie wygiętymi poręczami. Drzwi witały dębowym, ciemnym drewnem, sprawiały wrażenie ciężkich, masywnych i przede wszystkim drogich. - Jak się panu podoba? – Zapytał mężczyzna przekręcając klucz w zamku. – Kupiłem ją wczoraj wieczorem. Nie powiem, miałem szczęście. W dodatku łóżka w sypialniach bardzo wygodne. Gdy weszliśmy do jasnego holu, mężczyzna nagle zakrzyknął: - Och, a ja nadal się nie przedstawiłem! Jam jest Chrystian von Gespenst. A to moja urocza żona, Maria… cóż, co za niegrzeczny chłopiec ze mnie, jeślim o tym zapomniał, hahaha, niech mnie diabli wezmą! Ale zostawmy żarty na potem, wejdźmy dalej, wejdźmy do salonu. Każę Kazimierzowi przynieść najlepsze wino z piwnicy! Weszliśmy do przestronnego pokoju. Było w nim mnóstwo mebli, które opływały w kosztowne zdobienia, stoły uginały się pod ciężarem waz i porcelany. Wszystko oświetlone kryształowymi żyrandolami. Aż dziw było pomyśleć, że dopiero wczoraj ten dom został zakupiony! Wszystko wyglądało jakby mieszkano tam, co najmniej od miesiąca. - Proszę siadać, proszę! – Mówił Gespenst. – Och, pewnie dziwi się pan, czemu tu tak, hm, ozdobnie, ze tak się wyrażę… a przecież wczoraj ten dom kupiłem! Byłem w lekkim szoku… nie zdawałem sobie sprawy, że można odczytać myśli z ludzkiego wyrazu twarzy! - Cóż, nieco to dziwne – oznajmiłem po chwili. - No tak, ale powiedzmy, iż mam dobrych i pracowitych ludzi, haha. Jak się dobrze ludzi nauczy to słuchać będą i raz dwa wszystko rozstawią! http://img440.imageshack.us/img440/7703/56pb9.gif Usłyszałem głośnie westchnienie żony gospodarza. Siedziała na fotelu w kącie, jakby czuwała nad całą sytuacją, jak jakiś stróż. Do pokoju wszedł służący z winem i kieliszkami. Gdy rozlał napój, Gespenst ponownie zabrał głos. - No cóż panie Arturze… - Chwila, chwila! – Przerwałem mu wstając z sofy – Przecież nie podałem panu mojego imienia! Chwila ciszy, zawahania ze strony mężczyzny… lecz już po chwili na jego twarz powrócił szeroki uśmiech, tka jakby do głowy wpadł mu genialny pomysł. - Och, ale ja mam wspaniałą pamięć do imion1 Pamiętam, iż przedstawiali mi się pan wtedy, na drodze…, gdy prosiłem o pomoc! Prawda, Mario? Kobieta nic nie odpowiedziała tylko wbiła wzrok w obraz na ścianie, sprawiając wrażenie widocznie niezadowolonej. Wiedziałem, że to co mówi ten mężczyzna jest kłamstwem, jednak nie wiem jak zdołał, ale uwierzyłem w nie przez moment. Moment, który odwiódł mnie od dalszych pytań. Niesamowity człowiek? A może dziwny ktoś? - Ha! – Klasnął po chwili w dłonie. – Ale pan tu przecież przyszedł słuchać innej historii! http://img440.imageshack.us/img440/5287/55cu5.gif - Ja, w sumie to nie wiem czy chcę – Próbowałem przerwać, ale mężczyzna wcale mnie nie słuchał. - Powiem panu w tajemnicy – Gespenst podszedł do mnie i nachylił się nieco, ściszając glos – Panu wyznam, że to ja tego człowieka zabiłem! Chciałem wstać, jednak mężczyzna ruchem ręki zmusił mnie bym ponownie usiadł na kanapie. - Nie dosłownie, proszę pana, nie dosłownie… wie pan… ten człowiek bym mi winny… no tak, był mi winny dosyć sporą sumę pieniędzy – pieniędzy tym momencie rozległ się chichot jego żony – W sumie to cały majątek, haha! Tak to jest jak się gra na giełdzie a nie potrafi się tego robić! - Chwila, chwila – przerwałem – Pan przyprowadził mnie tu tylko po to, by powiedzieć, że ktoś był panu winny pieniądze? - Co się pan tak burzy! Ostrzegam pana, panie Arturze! A wie pan, przed czym? Przed chciwością! Zapożyczył się ten nieszczęśni u mnie, dom mi oddał, za pieniądze nawet swoją matkę by mi podarował, haha! Ja oczywiście, staruszki nie wziąłem, ale ten śliczny zegarek jego dziadka, no toż to arcydzieło było! Ale, o czym ja to… a tak! Nieszczęśnik ten, co pod koła wpadł, wziął na kredyt u mnie pewną sumę… zalegał z wpłatami od pół roku. Ale ja byłem cierpliwy. Nie powiem, czułem w tym interes, im dłużej zwleka, chłopaczek, tym większe odsetki! No ale los, czy może nawet sam Bóg chciał, żebyśmy się w stolicy spotkali… a że chyba człowiek z niego nerwowy był, to spanikował jak tylko go przywitałem, biedak… wyskoczył na ulicę, chciał uciec, a tu, ot, nieszczęście, powóz gnał. Ach, to ironia losu! Teraz będę musiał ściągać dług od jego rodziny! - Chrystian… - Rzekła jego żona wstając z fotela i zmierzając do holu – Błagam cię, przejdź do rzeczy. http://img440.imageshack.us/img440/1418/57mo3.gif A jednak nie chodziło tylko o opowiedzenie historyjki, która mnie nic nie obchodziła. W tym całym przedstawieniu coś się kryło. Tak, musiało… To wszystko było zbyt dziwne, by chodziło o zwykłe pogaduszki przy winie. - Tak, tak… - Gespenst usiadł na fotelu naprzeciwko mnie i sięgnął po, nietknięte do tej pory, wino. - Przepraszam, ale… - Powiedziałem z lekkim oburzeniem w głosie. – O co w tym wszystkim chodzi? Zabiera mnie pan wprost z ulicy, opowiada jakieś dziwne historie, które mnie nic nie obchodzą! Nie znam pana, pańskiej żony! Jesteśmy sobie zupełnie obcy, a traktuje pan jak dobrego kolegę! O co tu chodzi? Nie podoba mi się to wszystko, wychodzę! Gdy już zmierzałem ku drzwiom prowadzącym na korytarz, poczułem na ramieniu dłoń Gespensta. Zatrzymałem się. Mężczyzna patrzył na mnie spode łba już bez swojego kpiącego uśmiechu. Zadrżałem. - Dobrze, powinienem zacząć rozmowę od czegoś zupełnie innego. Jego ciemne jak dwa węgle oczy śledziły mnie uważnie, gdy wracałem na kanapę. - Dlaczego akurat pana zaprosiłem? Bo taki zamiar miałem od początku. To do pana zmierzałem… a ten wypadek, no cóż przyznaję, że to, co wcześniej panu mówiłem to prawda. Czemu szedłem akurat do pana? Już mówię… Mam układ z panią Hoffen, tą, która wynajmuje panu pokój w kamienicy, której tak naprawdę to ja jestem właścicielem… Ma mi dawać znać, gdy wprowadzą się nowi młodzi lokatorzy…, co nie jest rzadkością. W tym domu mieszkają sami studenci, blisko uniwersytetu, idealna stancja! W dodatku nie tak drogo. - Ale, po co… - Proszę mi pozwolić dokończyć. Nie jestem tu pierwszy raz, to znaczy w stolicy. Posiadam tu wiele domów, ten faktycznie kupiłem wczoraj, bo stary najzwyczajniej mi się znudził… Ale wracając do rzeczy… uprzedzę pana pytanie. Wtedy, parę miesięcy temu pytałem pana o drogę, gdyż pierwszy raz jechałem do stolicy powozem, zazwyczaj robię to pociągiem… i już nigdy więcej powozić nie będę, o nie! Wracając do rzeczy… Alicja Hoffen daje mi dokładna listę nowych lokatorów a ja ich odwiedzam z zamiarem dania im pracy. O ile mi się spodobają, oczywiście! - Czy mam rozumieć, że każdemu ze swoich lokatorów daje pan… pracę? To się opłaca? - Hahaha! – Na twarz mężczyzny powrócił uśmiech – Nie każdemu! Przeważnie studentom, i to nie wszystkim. Zazwyczaj decyduje rzut monetą! Hahaha! Naprawdę! I pan miał szczęście, że pan wybrałem. A że się okazało, że to pan, no to czysty przypadek! Nie wierzy pan w przypadki? - Cóż, trochę to dziwne – westchnąłem wbijając wzrok we własne buty. - A tam dziwne! Niech pan nie przesadza! – Mężczyzna dolał sobie wina. Podszedł do komody, z szuflady wyciągnął plik jakiś kartek. Jak się potem okazało, była to umowa. - Sprawa jest prosta. Ja udzielam pożyczek. Pan ściąga długi. Ale delikatnie, od brudnej roboty, ze tak to ujmę, mam innych ludzi. Co jakiś czas dostanie pan listę osób, które zalegają z czynszem, dwa, trzy miesiące. Pan do nich idzie, najpierw prosi, potem grozi, a na koniec zabiera jakąś kosztowność w zastaw. To wszystko. - Ufa pan osobom z ulicy? – Zapytałem, czytając kolejne punkty umowy. - Czasami się własnemu ojcu nie ufa. Najlepiej polegać na obcych… - Gespenst pochylił się nad moim ramieniem – Nie musi pan się teraz zgadzać. Niech pan wróci do domu, przemyśli to wszystko. Za dwa dni przyjdzie tu pan, powiedzmy, o godzinie 16. Akurat na herbatę, haha! Gdy już wychodziłem, przeszedł mnie zimny dreszcz po plecach. W połowie schodów prowadzących do drzwi głównych na moment się zatrzymałem. Za sobą usłyszałem głos żony Gespensta: - Rzut monetą… już niczego głupszego wymyślić nie potrafisz. Gdy byłem już pod kamienicą, w której wynajmowałem pokój, nie było żadnego śladu po nieszczęśliwym wypadku. Brukowana ulica wyczyszczona, żadnego tłumu gapiów, powozy jeździły jak zwykle. Zanim wszedłem na sień, obejrzałem się za siebie, jakby szukając w tłumie przechodniów jakiejś znajomej mi twarzy. Lecz nie znalazłem. |
Odp: Helena Wiktoria
Cieszę się, że rozpoczęłaś II część pamiętnika. ;)
Odcinek ciekawy. Zastanawiam się, co wykombinował ten cały Gespenst. Mam złe przeczucia... Ale diabłem z tej rymowanki, to on chyba nie jest, co? Pozdrawiam i czekam na więcej! |
Odp: Helena Wiktoria
przedtem nie komentowałam ale teraz muszę śledzę lody głównego bohatera z niezwykłą uwaga i powiem jedno masz naprawdę wielki talent to co potrafisz stworzyć ze zwykłych słów jest niezwykłe
|
Odp: Helena Wiktoria
Panno N, bardzo dobrze, że powróciła już "Helena Wiktoria" :) Co tu dużo mówić, jest świetnie :) Widać, że akcja się rozkręca :D Myślę, że 2 część będzie jeszcze lepsza niż pierwsza :)) Jestem zachwycona, jak zwykle :D Szkoda tylko, że nie ma nic o Helenie Wiktorii, Teresie i Annie. Podczas gdy artur jest na studiach, będzie mi tych wątków brakowało! A jednka moje przeczucia co do tego, pytające o drogę się nie sprawdziły, myślałam, że będzie on jakimś profesorem :D Ale jest super... Znalazłam jeden błądzik: Na końcu jakiegoś zdania jest cyferka (1) a to chyba miał być wykrzyknik. Ale to tylko taka drobna uwaga :P Jak myślisz, Panno N, jaka będzie ocena? Chyba Cię nie zdziwię, gdy powiem, że 10/10 :D
Czekam na kolejny rozdział :) Pozdrawiam Kasia |
Odp: Helena Wiktoria
Hmm... Ja też podpiszę się pod tym wszystkim. Powiem szczerze, że po tytule historii spodziewałam się czegoś bardziej w stylu tasiemca meksykańskiego, ale jest bardzo nastrojowo i tajemniczo... Kontynuuj :)
PS - Coś mi zapachniało "Mistrzem i Małgorzatą"... (?) :] |
Odp: Helena Wiktoria
Nie wiem co powiedzieć, doprawdy brak mi słów zachwytu! Twoje FS śledzę od samego początku i za każdym razem niecierpliwością czekałam na następny odcinek. I powiem szczerze, że nie lubię czytać książek i poza lekturami z własnej woli przeczytałam może ze dwie albo trzy :P Ale gdybyś kiedyś napisała książkę to z pewnością bym po nią sięgnęłą ... Gratuluję i jednocześnie zazdroszczę talentu (oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu) :D
|
Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 08:55. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023