TheSims.PL - Forum

TheSims.PL - Forum (https://forum.thesims.pl/index.php)
-   The Sims Fotostory (https://forum.thesims.pl/forumdisplay.php?f=42)
-   -   Fortis Animus - Strażnicy Umysłu (https://forum.thesims.pl/showthread.php?t=66440)

Skylinn 04.02.2014 09:47

Fortis Animus - Strażnicy Umysłu
 
Witam wszystkich bardzo serdecznie:)
Mimo tego, że moje konto na forum ma ponad rok, dopiero teraz zdecydowałam się napisać porządną historię na tym dziale. Wcześniej można było spotkać mnie tylko na OJSG z TS3. Od razu mówię, że opowieści w moim wykonaniu nie są czymś nadzwyczajnym, ale krytykę jak najbardziej przyjmę, może chociaż raz czegoś się nauczę :D Od razu wspomnę, że specjalnie prolog nie jest jakiś rozległy, w następnych odcinkach wszystko ulegnie zmianie, a przynajmniej mam taką nadzieję ;) Bez większego owijania w bawełnę: zapraszam na moje własne Fotostory.
Miłego czytania! :)

PROLOG


Mama wychodzi zapłakana z gabinetu lekarza, jeszcze w życiu nie widziałam jej w takim stanie. Mój ojciec patrzy na nią z troską, ale także z bezradnością. Nie wiem, co mam robić w takiej sytuacji - przytulić ją, płakać, a może zwyczajnie zapytać się, jak przebiegła rozmowa z doktorem? Nie, to dla niej zbyt wiele, muszę wyczuć granicę. Po pewnej chwili uświadomiam sobie, co moja matka tam usłyszała. W końcu znajduję się na oddziale hematologicznym, a to nie wróży nic dobrego.
- Córciu - mama zwraca się do mnie cichym głosem, połykając łzy - doktor cię do siebie prosi.
Uśmiecham się do niej smutno, a następnie przekraczam granicę Pokoju Strachu - tak zdążyłam go nazwać w ciągu kilkunastu minut siedzenia w poczekalni.
- Usiądź, Quinn - mówi doktor Lewis, nie spuszczając ze mnie wzroku. Wykonuję jego polecenie.
- Jak wiesz z lekcji biologii, w szpiku kostnym powstają krwinki. Czerwone krwinki transportują tlen, a białe chronią cię przed chorobami, są jak żołnierze. U niektórych osób można dostrzec także złe krwinki, które uniemożliwiają pracę tym dobrym. Rozumiesz, o czym mówię?
- Tak. - Marszczę brwi, usłyszawszy to wszystko. Cholera jasna, nie mam ośmiu lat.
- Takich huliganów możemy dostrzec u ciebie. Quinn, prawdopodobnie masz raka. - A widząc moją minę, dodaje: Tak mi przykro.
Przez minutę lub dwie analizuję słowa doktora: "Quinn, prawdopodobnie masz raka, Quinn prawdopodobnie masz raka". Nie mogę uwierzyć w to, co ułyszałam. Mam wrażenie, że moje życie rozsypuje się po trochę na kilkadziesiąc tysięcy kawałeczków. Jestem taka młoda. Dopiero siedemnaście lat, całe życie przede mną, a tu co? Nowotwór staje na drodze bycia wolną, dziką i radosną.
- Pobierzemy od ciebie odrobinę szpiku kostnego, aby się upewnić. W porządku? - pyta po kilku minutach doktor.
"A co ci mam powiedzieć, idioto - myślę"
- Tak, w porządku.



Następnego dnia leżałam już na oddziale hematologicznym. Zabierają mnie na salę opercyjną, aby pobrać szpik kostny. Przed zapadnięciem w narkozę każą przewrócić mi się na bok, tak, aby być tyłem do wszystkich lekarzy. To może nawet lepiej, bo kątem oka dostrzegam ogromną strzykawkę, na której widok serce zaczyna mi bić szybciej. Jestem okropnie zdenerwowana, ale to chyba normalne. W końcu po tym zabiegu wszystko stanie się jasne, a występowanie raka w moim organiźmie pewniejsze niż kiedykolwiek. W mojej głowie pojawia się pytanie, czy naprawdę tego chcę? Czy naprawdę chcę wiedzieć, że mogę umrzeć w każdej w chwili przez jakieś bakterie czy coś w tym stylu? Niekoniecznie.
- Wymyśl sobie ciekawy sen, malutka - słyszę tylko spokojny głos mamy, a następnie odpływam.


***
Gdy się budzę, w sali panuje nieprzyjemna cisza. Niechętnie otwieram oczy, a pierwszą rzeczą jaką dostrzegam jest zwykły, biały sufit.
- Quinn? - szepcze mama troskliwym głosem.
Chcę jej odpowiedzieć, ale z mojego gardła wydobywa się tylko jęk. Jestem taka zmęczona i słaba, a co najgorsze, chce mi się wymiotować. Obracam lekko głowę w prawo, aby zobaczyć mamę i zauważam, że trzyma na kolanach miednicę. Widocznie była przygotowana na nagły zwrot zawartości mojego żołądka.
- Quinn, jak dobrze, że się już wybudziłaś. Długo spałaś. - Mama nachyla się nade mną z uśmiechem.
- Jakie są wyniki? - mówię cichym, ledwie słyszalnym głosem.
- Nie wiemy jeszcze, skarbie.
Nic jej nie odpowiadam, jakoś nie mam na to ochoty. Udaję zrelaksowaną, jednak w środku jestem kłębkiem nerwów. Może dziś, może jutro dowiem się rzeczy, która zmieni moje życie. Chyba nie jestem na to przygotowana. Poprawka: na pewno nie jestem na to przygotowana.
Próbuję poruszyć ręką, kiedy dostrzegam, że jestem podpięta do kroplówek. Czuję się jak staruszka na oddziale chorób wewnętrznych. Chcę być w domu, położyć się w ciepłym łóżku i obejrzeć serial albo film... Te marzenia są takie odległe.

***

Kilka dni po zabiegu z powrotem zjawiam się w gabinecie doktora Lewisa. Przeczuwam, że badanie tylko potwierdzi moje najgorsze objawy. Staram patrzeć się na tę sytuację z innej strony: że będę bardziej doceniać życie, że widocznie tak musiało być, jednak te argumenty do mnie nie trafiają. Nie umiem pogodzić się z zainstniałą sytuacją, bo w końcu, dlaczego właśnie ja?
- Potwierdziło się. - Doktor wodzi wzrokiem od mojej mamy, przeze mnie, do mojego taty. - Masz białaczkę Quinn.
- Umrę? - zadaję to pytanie bez zastanowienia.
- Jeżeli od razu zaczniemy leczenie, to jest nawet dziewięćdziesiąt procent szans, że wyzdrowiejesz.
- A jeżeli nie będę się leczyć?
- Daję ci do pięciu lat.
- Dziękuję za informację, doktorze. Do widzenia - rzucam na pożegnanie, wstaję i wychodzę.
Słyszę, że rodzice wychodzą razem za mną. Na pewno są skołowani tak samo jak ja, ale cóż mam poradzić. Jestem chora, mam białaczkę i zmienić to może tylko bolesne leczenie, czyli chemioterapia. Będę po niej czuć nudności, moje włosy zaczną wypadać. Muszę pamiętać, że mój organizm jest ogromnie podatny na choroby, a każdy najmniejszy wirus może doprowadzić mnie do okropnych powikłań.
Już nie chcę być zwykłą nastolatką, choroba każe iść do przodu i cieszyć się każdym dniem jakby był tym ostatnim. Pewne jest to, że moje funkcjonowanie diametralnie się zmieni. Mam pięć lat na spełnienie marzeń. Spokojnie, wystarczy mi.


Ciąg dalszy nastąpi...

Lubie 04.02.2014 11:09

Odp: Last Dreams
 
zanim zaczne czytac FS pierw zrwacam uwage na zdjecia. mam wrazenie ze twoje robione sa na szybko, byle by byly. 0 scenografii, tylko simowie wygladaja ok. jednakowa podloga i tapeta na kazdym zdjeciu odpycha. ;c

Liv 04.02.2014 13:37

Odp: Last Dreams
 
Cytat:

dopiero teraz zdecydowałam się napisać porządną historię na tym dziale
Ale na dziale nie ma żadnego napisu "porządna historia" (za to jest "The Sims Fotostory"), albo ja czegoś nie zauważyłam :|
Cytat:

- Córciu - mama zwraca się do mnie cichym głosem, połykając łzy - doktor cię do siebie prosi.
- Córciu - mama zwraca się do mnie cichym głosem, połykając łzy. - Doktor cię do siebie prosi.
Zapis dialogów...
Cytat:

a występowanie raka w moim organiźmie pewniejsze niż kiedykolwiek.
Będąc chora na grypę też powiedziałabyś "mam grypę w organizmie"? (tak, pisze się przez "z", nie "ź") Już prędzej - "mam w organizmie wirusa grypy".
Cytat:

Nie umiem pogodzić się z zainstniałą sytuacją, bo w końcu, dlaczego właśnie ja?
Peryfrazując wypowiedź bohaterki: "Kim to ja jestem, żeby się godzić się na taką kolej rzeczy?!"

Quinn chyba nie wpadła na to, że nawet bez chemioterapii choroba będzie dla niej męcząca? Nowotwory i inne dolegliwości nie są po to, żeby nam ułatwiać życie, w przeciwieństwie do leczenia. Wybrała śmierć, osobiście nie zgadzam się z tym wyborem, bo jest zwyczajnie mega egoistyczny. Powiedzmy, że w ciągu tych 5 lat ktoś się w niej zakocha - co wtedy? Co z rodzicami i przyjaciółmi - czy nic dla niej nie znaczą? Nie sądzę, żeby zmieniła zdanie, bo wtedy nie byłoby FS. Zdaję sobie doskonale sprawę, że prościej jest po jakimś czasie uśmiercić główną postać, a zanim to nastąpi, uczynić jej życie beztroskim. Poniekąd przewidziałam też zakończenie tego FS. W sumie nie może się inaczej zakończyć, bo co innego tu wymyślić? Zmienić główny wątek? Nie, choroba dziewczyny jest dobra. Więc całą resztę trzeba do tego dostosować.
Po przeanalizowaniu Twoich zdjęć pod wpływem komentarza Lubie stwierdzam, że ma rację. Wszędzie ta sama tapeta? Dzięki Bogu, tylko parę razy w swoim życiu byłam w szpitalu i nie zwróciłam uwagi na to, że każde pomieszczenie ma takie same ściany (a wzrok mam dość "czujny" ;)).

Niemniej jednak czekam na zapowiadany ciąg dalszy.

Skylinn 04.02.2014 17:41

Odp: Last Dreams
 
Cytat:

Napisał Liv (Post 1801083)
Ale na dziale nie ma żadnego napisu "porządna historia" (za to jest "The Sims Fotostory"), albo ja czegoś nie zauważyłam :|

chodziło mi o moją własną działalność, miałam na myśli pierwszą ambitniejszą historię w moim wykonaniu :D

Cytat:

Napisał Liv (Post 1801083)
Quinn chyba nie wpadła na to, że nawet bez chemioterapii choroba będzie dla niej męcząca? Nowotwory i inne dolegliwości nie są po to, żeby nam ułatwiać życie, w przeciwieństwie do leczenia. Wybrała śmierć, osobiście nie zgadzam się z tym wyborem, bo jest zwyczajnie mega egoistyczny. Powiedzmy, że w ciągu tych 5 lat ktoś się w niej zakocha - co wtedy? Co z rodzicami i przyjaciółmi - czy nic dla niej nie znaczą? Nie sądzę, żeby zmieniła zdanie, bo wtedy nie byłoby FS. Zdaję sobie doskonale sprawę, że prościej jest po jakimś czasie uśmiercić główną postać, a zanim to nastąpi, uczynić jej życie beztroskim. Poniekąd przewidziałam też zakończenie tego FS. W sumie nie może się inaczej zakończyć, bo co innego tu wymyślić? Zmienić główny wątek? Nie, choroba dziewczyny jest dobra. Więc całą resztę trzeba do tego dostosować.

Powiem tylko, że nie chcę "spojlerować" ^^

Diana 04.02.2014 18:24

Odp: Last Dreams
 
Właśnie przeczytałam. Byłam ciekawa, jak będzie wyglądało twoje FS. :)
Pomysł moim zdaniem mało oryginalny, ale zapowiada się całkiem ciekawie. Właściwie to uważam, że fabuła rozwinie się podobnie do tej z opisu Liv, tylko może na końcu Quinn zacznie się leczyć bo odkryje sens życia (pewnie się w kimś zakocha), albo stanie się cud i okaże się że nie jest chora. :P
A narracja pierwszoosobowa... Nie lubię jej. :D
Główna bohaterka jest ładna, taka w stylu twoich simek. :3 Tradycyjnie dodam, że czekam na kolejną część. :D

Alcioo :33 05.02.2014 10:13

Odp: Last Dreams
 
Słyszałem o tym FS od dawna, ach <33
dobrze, że piszesz w pierwszoosobowej narracji, huh :3
ej, zgodzę się z Lubisiem, przyznaj się! robiłaś zdjęcia na szybko? :c
Wszystko jest ok ok, wiesz... Pomysł z chorobą... podoba mi się :) Quinn kojarzy mi się z postacią z lola, ale dobra - whatever XD
jejciu, pisz dalej, bo wiem, że będzie ok <3

Searle 05.02.2014 10:52

Odp: Last Dreams
 
A mnie się podoba. I fabuła i zdjęcia :) Fajnie czyta się Twój tekst, a simy są śliczne.

Lubie 05.02.2014 11:41

Odp: Last Dreams
 
mimo, ze zdjecia do mnie nnie przemawiaja, postanowilem przeczytac tekst
nie zaluje. :) bardzo przyjemnie sie czytalo. zaciekawilas mnie i czekam na wiecej. :)
prosze, popracuj nad zdjeciami troche wiecej, a bedzie o wiele lepiej :):):)

Skylinn 05.02.2014 12:12

Odp: Last Dreams
 
Cytat:

Napisał Lubie (Post 1801287)
prosze, popracuj nad zdjeciami troche wiecej, a bedzie o wiele lepiej :):):)

Teraz już sama widzę, że faktycznie te zdjęcia są tragiczne. Na pewno popracuję bardziej nad kolejnymi fotkami ;)

mystically_mad 05.02.2014 16:46

Odp: Last Dreams
 
Nie wiem, kto Ci powiedział, że te zdjęcia są brzydkie, ale chyba powiesze tego człowieka :D One są bardzo ładne :)

Skylinn 20.02.2014 20:48

Odp: Last Dreams
 
Dziękuję za wszystkie komentarze, które motywowały mnie do dalszego działania. Mam nadzieję, że z upływem czasu czytelników moich wypocin będzie co raz więcej :) nie skrywam, że to moje marzenie.
A teraz zapraszam na pierwszy odcinek :D
Postanawiam także zmienić nazwę mojego FS na Fortis Animus - Strażnicy Umysłu, dajcie mi na to trochę czasu :D haha

Odcinek Pierwszy

- I jak, Quinnie, wszystko w porządku? - Mama jak zawsze bardzo troskliwa, a wręcz nadopiekuńcza. Co piętnaście minut zadawała mi pytania w stylu "jak się czujesz?", "jak po chemii?", "chce ci się wymiotować?". Bardzo doceniałam jej troskę, lecz z biegiem czasu taka gra w "sto pytań do" zaczynała być męcząca. Nie miałam siły wstawać z łóżka, jeść, a już na pewno z nią rozmawiać.
- Mamo, proszę, mogłabyś wyjść? Jestem zmęczona - popatrzyłam na nią smutnymi oczami, a na jej twarzy pojawił się typowy, matczyny uśmiech.
- Oczywiście, tylko jest jedna wiadomość, zapomniałam ci powiedzieć. Austin i Zoey przyjdą cię odwiedzić.
Czułam, jak moje serce przepełnia radość. Tak bardzo brakowało mi mojego chłopaka i najlepszej przyjaciółki, taka długa rozłąką nie działała nam na dobre. W momencie, kiedy ich potrzebowałam, nie dotrzymywali mi towarzystwa. Dobrze wiedziałam, że to nie była ich wina, jednak towarzystwo mojej mamy, taty i sióstr nie spełniało moich wymagań dotyczących dobrego spędzania czasu. Nie mogłam doczekać się ich przyjścia, byłam podekscytowana, ale musiałam się przygotować na setki pytań dotyczących choroby, mojego samopoczucia... Matko, jak ja nienawidziłam być w centrum uwagi.
- Dobra, mamo, wpuść ich, a ja może chwilkę się zdrzemnę.
Mama wyszła, a ja położyłam się na boku, tylko w tej pozycji potrafiłam zasnąć. Przez kilkanaście minut przewracałam się z boku na bok, jednak nie odleciałam w stan błogiego spoczynku, zupełnie nie wiem dlaczego. Może dlatego, że miliardy myśli nie dawały mi spokoju? Tak, to pewnie przez to. Leża kam i rozmyślałam na temat mojej przyszłości... o ile w ogóle miałam ją mieć. Czy opłacało mi się uczyć, zdobywać wykształcenie, skoro moje życie było takie niepewne? Zachowywałam się jak kapryśna małolata, a przecież powinnam myśleć jasno, mieć porządne argumenty i wiedzieć, że nie mogłam umrzeć. Jeżeli będę się leczyć, a za kilka miesięcy przeszczepią mi szpik kostny - wyleczę się na sto procent.
Przemyślenia przerwał mi mój ukochany pies, Buster, rasy owczarek niemiecki. Był ze mną odkąd pamiętam, miałam z nim tysiące wspomnień.Czasem wydawało mi się, że to nie jest zwykły pies, ma w sobie coś magicznego, co od razu, gdy mam jakiś problem, stawiało mnie na nogi.
http://i.imgur.com/MOOYV0p.jpg
Nie wiem po jakim czasie się obudziłam, ale podejrzewam, że spałam dość długo. Na polu się ściemniało, a ja w końcu nie czułam się senna i mogłam normalnie funkcjonować. Słyszałam krzyk mamy, że Austin i Zoey już przyszli, więc zwinnie wstałam z łóżka, przyklepałam kołdrę, a następnie usiadłam tak, aby nie wyglądać jak siedem nieszczęść. Fryzura "po spaniu" raczej nie służyła mi zbyt dobrze, więc pospiesznie rozczesałam włosy palcami. Już po chwili witałam się z dwójką najbliższych mi osób.
- Quinn, Jezu, jak ty wyglądasz - rzuciła już w progu Zoey. - Choroba raczej ci nie służy.
- A mogę wiedzieć, komu służy? - powiedziałam z uśmiechem na ustach i przytuliłam przyjaciółkę. - Stęskniłam się za wami.
- No nie dziwię się, nie widzieliśmy się z dobry tydzień - wtrącił Austin.
Ach, Austin. Zdecydowanie najprzystojniejszy chłopak w szkole. Do dzisiaj nie mogę się nadziwić, jakim cudem udało mi się go poderwać. Był typowym, przystojnym chłopakiem z liceum - ciemne włosy, piękne oczy, napakowany i oczywiście sportowiec. Niestety, nie można mieć wszystkiego. Z biegiem czasu zorientowałam się, że Austin nie jest zbyt inteligentny i pomimo tego, że bardzo dobrze mi się z nim rozmawiało, nie mogę powiedzieć, że jest typem mózgowca. No cóż, jest moim chłopakiem i porwał moje serce. Kochałam go za to, że jest opiekuńczy i troskliwy i nie umiałam tego zmienić.
Popatrzyłam na moją przyjaciółkę i od razu było mi cieplej na sercu. Ten tydzień był naszą najdłuższą rozłąką, wcześniej widywałyśmy się codziennie. Zoey była bardzo piękna. Jej nietypowa uroda zawsze przyciągała chłopców, nieważne, ile miała lat. Poza urodą można było u niej zauważyć również poczucie humoru, szczerość. Potrafiła mi pomóc w każdej sytuacji, dla niej słowo "problem" nie istnieje. Mieć taką przyjaciółkę to prawdziwy skarb. Poznałyśmy się już w podstawówce i od tego czasu chodziłyśmy wszędzie razem. Szczerze mówiąc, nie wyobrażałam sobie bez niej życia.
http://i.imgur.com/4EFTzZb.jpg
- Jak się czujesz? - zagadnęła Zoey po chwili.
- Mogło być lepiej. - Puściłam do niej oczko, a ona od razu posmutniała.
- Czytałem dużo o białaczce, jeżeli będziesz się leczyć i przeszczepią ci szpik kostny, to się wyleczysz. - Austin mówił to niepewnym tonem, jakby sam chciał się do tego wszystkiego przekonać.
- Wiem, wiem, tak powinno być, ale życie lubi płatać niespodzianki. - Mówiąc to, zakańczam dyskusję na temat raka, a Zoey automatycznie zmienia temat. Pamiętałam, że kilka lat wcześniej na raka zmarła jej siostra, bardzo to przeżyła i nie mogła się z tym pogodzić. Domyślałam się, że za wszelką cenę nie chciałaby stracić również mnie.
Rozmawialiśmy przez kilka godzin. O dziwo, tematy nam się nie kończyły, a nie widzieliśmy się tylko przez tydzień. W szkole wiele się zdarzyło, więc, oczywiście, musiałam poznać kilka newsów. Zauważyłam, że Zoey i Austin bardzo unikają tematu śmierci, chorób. Byli jak żołnierze na wojnie, próbujący omijać bomby.
- Quinn, mam coś dla ciebie - powiedziała podekscytowana Zoey. - Otwórz, to prezent.
Odpowiedziałam jej szerokim uśmiechem i szybko otworzyłam pudełko. Na widok prezentu nie mogłam się nie roześmiać. Równocześnie do oczu napływały mi łzy wzruszenia, bo to chyba najpiękniejszy prezent jaki dostałam. "Henio Garnek i Książę Półmiska" - książka, którą zawsze czytała nam moja mama, gdy Zoey u mnie nocowała, a my szłyśmy spać. Tytuł zawsze rozbawiał nas do łez, więc po przeczytaniu choćby rozdziału wcale nie szłyśmy spać, tylko śmiałyśmy się w poduszkę, aby mama nas nie usłyszała. Te wspomnienia były dla mnie bardzo cenne. Zoey była jedyną osobą, z którą miałam tak rozległe wspomnienia, sięgające czasów przedszkolnych.
Nagle w mojej głowie rozległy się głosy, były znajome. Po kilku sekundach zorientowałam się, że należą do Austina i Zoey. Nie potrafiłam zrozumieć, co się dzieję i dlaczego te głosy znajdują się we wnętrzu mojej czaszki. Biorąc pod uwagę odległość, normalnie nie mogłabym usłyszeć ani słowa, a mimo wszystko, gdy uspokajam się, mogłam dosłyszeć rozmowę tych dwojga.
- Musisz jej powiedzieć - szepnęła Zoey.
- Powiem jej jutro... albo za tydzień... albo nigdy, Zoey, zrozum!
- Co mam zrozumieć, do cholery? Jesteś niepoważny i niedojrzały.
Po kilku sekundach oboje zorientowali się, że ich obserwuję. Nie kryją na twarzy lekkiego wstydu, ale szybko doprowadzili się do równowagi.
http://i.imgur.com/ExmJTdn.jpg

- O czym tak szeptaliście? - spytałam dociekliwie.
- O niczym. Austin był stanowczy i zdenerwowany.
- Mam cię dość, Austin! - krzyknęła Zoey, wszystko dzieło się tak szybko, że ledwo zdążyłam to wszystko ogarnąć wzrokiem. - Może powiesz swojej dziewczynie, co zamierzasz zrobić zamiast udawać aniołka? Ty niedojrzały idioto!
Popatrzyłam raz na nią, raz na niego z szeroko otwartymi oczyma. Nie mogłam zrozumieć, co wokół mnie się dzieje, czułam się taka niedoinformowana.
- Czy ktoś mi może wytłumaczyć, o co chodzi? - Moim wzrokiem pokazałam, że nie chcę się już dłużej bawić w kotka i myszkę.
- Twój chłoptaś wyjeżdża - rzekła Zoey z założonymi rękami, krzywo uśmiechając się do Austina. - To takie głupie z twojej strony, że ja powiedziałam to za ciebie, Austin.
- Jak to wyjeżdżasz? - Zmarszczyłam brwi, analizując to, co powiedziała moja przyjaciółka. - Gdzie, po co, kiedy?!
- Quinn, spokojnie, to nic takiego. - Austin poszedł do mnie, próbując przytulić, jednak odpycham go.
- Czemu nic mi wcześniej nie powiedziałeś?
- Nie miałem odwagi, Quinnie, poza tym, jesteś chora, nie chciałem cię denerwować - bąkał.
- Gówno, a nie denerwować. Gdzie jedziesz i po co? - powiedziałam stanowczo, równocześnie zaciskając zęby.
- Mamy pewne problemy i musimy się wyprowadzić na kilka... miesięcy. Nie mogę ci nic więcej powiedzieć, wybacz.
Wpatrywałam się w niego i nie mogłam zrozumieć, co siedzi w głowie tego chłopaka. Problemy? Jakie on mógł mieć problemy? Był niebywale bogaty i szastał pieniędzmi na prawo i lewo. Jakoś nie umiałam się przekonać do jego słów, nie mogłam też się z tym pogodzić. Czyli to był koniec naszego związku? Związki na odległość nigdy nie mają sensu; i w filmach, i w prawdziwym życiu. To okropne, że to musiało zakończyć się w taki sposób, zawsze miałam nadzieję na coś dłuższego, w końcu jesteśmy ze sobą tylko pięć miesięcy.
Widząc moją minę, Austin dodaje:
- Quinn, my wcale nie musimy się rozstawać. Wkrótce wrócę, a wtedy będzie jak dawniej.
Rzuciłam mu smutne spojrzenie.
- Wyjdźcie, oboje.
- Quinn, ale może potrzebujesz teraz wsparcia przyjaciółki, mogę zostać - nalegała Zoey.
- Nie, dziękuję, chcę być sama. Muszę sobie wszystko przemyśleć.
Patrzyłam w spokoju, jak wychodzą. Nie sądziłam, że ten wieczór się tak skończy, miało być miło i przyjemnie, a wyszło jak wyszło. Byłam skołowana, zupełnie nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Mętlik w głowie nie dawał mi spokoju i nawet nie miałam ochoty, żeby się z tym przespać. Wiedziałam, że wkrótce pogodzę się z wyjazdem mojego chłopaka, ale będę również tęsknić, a to jedno z niewielu uczuć, których nienawidziłam.
Stałam oniemiała na środku pokoju, miałam ochotę tylko i wyłącznie płakać. Zdawałam sobie sprawę, że to nie rozwiąże moich problemów, ale pomagało mi uporać się z emocjami, których nosiłam wtedy w sobie za dużo. Jak zwykle moim towarzyszem stał się Buster.
"Przynajmniej on zawsze dotrzyma mi towarzystwa" - szepnęłam do siebie i lekko się uśmiecham.
Buster wtulił się we mnie, a ja czułam bijące od niego ciepło i... miłość. Kochałam tego psa całym sercem i nie umiałam sobie wyobrazić sytuacji, w której on nie jest obok mnie.
http://i.imgur.com/WWgIgU9.jpg
http://i.imgur.com/aGEEIJN.jpg


Keith Attaway szedł ulicą ze spuszczoną głową, spoglądając na swoje buty. Nie miał ochoty patrzeć przed siebie, szczerze mówiąc, nie miał ochoty na nic. Szedł na prawdopodobnie najgorsze spotkanie w swoim życiu i wcale nie był z tego zadowolony. Przez chwile czuł znienawidzone ukłucie w brzuchu i starał się myśleć o czymś innym niż kazanie, jakie czeka go od Pana Rufusa. Czuł się jak ośmiolatek, który zostaje karany przez własnego ojca za jakieś przewinienia. Było koło dwunastej w nocy, ulice puste, a powietrze ciepłe jak w mało którą letnią noc.
Kiedy Keith dochodził do słynnej Ławki Rozmów w parku miejskim w Moonlight Falls, Mistrz Rufus już na niego czekał.
- Usiądź, synu - mówił spokojnym głosem, wskazując pustą część ławki obok niego. Attaway wykonał jego polecenie i unikał wzroku wzroku starszego mężczyzny.
- Chciał mnie pan widzieć. O co chodzi? - spytał chłopak.
- Powinnieneś się domyślić.
- Może jestem zbyt głupi, aby się domyślić. Niech mi pan wytłumaczy.
- "Niech", to tryb rozkazujący. - Rufus patrzył na niego z góry, jakby się obraził. Oczywiście żartuje sobie, zawsze to robił.
- Proszę, mistrzu.
- Od razu lepiej. - Mężczyzna uśmiechnął się lekko. - Dziewczyna musi się dowiedzieć, Keith. Nie może dłużej żyć w nieświadomości, to wbrew naszym zasadom. Zbyt długo zwlekasz, nie podoba się to ani mnie, ani Radzie, wiesz dobrze, że mogą wyniknąć z tego nieprzyjemności.
- Nic nie poradzę, mistrzu. Nie da się inaczej, ona jest w zbyt dużym szoku po zdiagnozowaniu raka, gdybym jej wszystko wytłumaczył, byłaby w jeszcze większym szoku i nie zgodziłaby się na współpracę.
Rufus popatrzył na niego spokojnie, a następnie zaśmiał się, nie otwierając buzi.
- Nie boisz się o jej rekację, tylko o to, że cię odrzuci i zostawi.
- Jeszcze czego. Mam gdzieś to, że może mnie porzucić, po prostu wiem, jak to jest, kiedy ktoś ci coś tłumaczy, a ty za nic nie możesz tego pojąć. - Keith patrzył przez chwilę na Rufusa jakby chciał wymusić w nim jakąś reakcję, jednak Mistrz przez długi czas nic nie mówił. Chłopak dobrze znał te minę - Rufus myśli.
Mistrz, Pan, Mentor Rufus - nieważne, jak go zwali, dla każdego jest zawsze tak samo życzliwy i przyjacielski. Taką miał już naturę, że nie potrafił długo się złościć i do każdego podchodził z otwartą ręką. Nastolatkowie go uwielbiali, dorośli zazdrościli tak dobrych kontaktów z młodzieżą. Rufus nigdy nie starał się o przyjaźń z jakąkolwiek osobą, emanował taką dobrocią, że każdy po prostu chciał być dla niego kimś więcej niż znajomym. Wydaje się, że ten człowiek to jedno wielkie dobro, jednak, jak każdy, ma wady. Po dłuższej znajomości stawał się zbyt wymagający i konsekwentny, a czasem bardzo łatwo można było wyprowadzić go z równowagi. Na szczęście Keith do tych wszystkich zachowań zdążył się przyzwyczaić w ciągu dziesięciu lat znajomości ze swoim Mistrzem.
http://imgur.com/c6C15dW
- Keith, musisz podjąć decyzję. Albo jej powiesz, kim jest, albo będę zmuszony załatwić to w trochę inny sposób - mówił Rufus.
- Mentorze, wiesz, że to nie takie proste.
- Ile jeszcze masz zamiar chodzić u jej boku i udawać psa?
Keith nie odpowiadał. To dla niego cios po niżej pasa. Rufus był czasem szczery do bólu kosztem uczuć młodego chłopaka, co wcale nie było miłe. Dla Attaway'a udawanie psa nie było czymś godnym pochwały ani czymś, co podchodziło pod jego ambicje. Wykonywał po prostu misję, którą Rufus powierzył mu kilka lat temu. Nie miał nic do gadania, czuł powinność wykonania tego zadania i to w sposób bardzo dobry. Chciał, żeby Mistrz pierwszy raz był z niego dumny.
- Ona mnie kocha. W sensie... jako psa. Nie chcę jej tego odbierać - odezwał się w końcu Keith.
- Rozumiem cię. Spróbuj doprowadzić do momentu, w którym będzie kochać prawdziwego ciebie, a nie ciebie w ciele psa. - Po tych słowach Mentor wstał i odszedł od chłopaka. Na sekundę stanął i rzucił przez ramię: Masz tydzień, Keith. Potem musisz przyprowadzić ją do Asthryllium.
Osiemnastolatek został sam. Miał szczęście, że powietrze jest takie ciepłe i, mając na sobie tylko bluzę, wcale nie było mu zimno. Samotność. Stan, który Keith po prostu ubóstwiał, mogąc delektować się ciszą i spokojem. Miał czas na przemyślenie wszystkiego, co usłyszał. Wcale nie chciał mówić Quinn, jaka jest prawda: że jest człowiekiem, a bycie psem miało na celu tylko i wyłącznie ochronić ją przed ewentualnymi zagrożeniami ze strony Morierrów. Nie miał pojęcia, jak ta dziewczyna zareaguje na to wszystko, spodziewał się najgorszego i nie uśmiechało mu się wyjawianie prawdy. Wiedział, że jest to część stawania się prawdziwym mężczyzną, a Rufus zaplanował to od początku do końca.
"Dlaczego to wszystko musi być takie trudne?" - pomyślał, a potem kopnął ławkę.
Wstał i zaczął kierować się ciemną ulicą w stronę domu Hayesów. Ma tylko tydzień na wyjawienie całej prawdy o Strażnikach Umysłu, Verrierze, Asthryllium. To stosunkowo długo, ale czasu i tak miał zbyt mało.
http://i.imgur.com/1wGm9xw.jpg
http://i.imgur.com/V3UQutZ.jpg
_____________________________

Dziękuję za przeczytanie i zapraszam do komentowania :)

Diana 20.02.2014 21:13

Odp: Last Dreams
 
Przeczytałam odcinek i przyznam, że nie wiem, od czego zacząć. ;P Może na początek powiem, że obecna nazwa tematu podoba mi się bardziej niż ta, na którą zmieniasz. ;)
Ładnie piszesz, tekst mi się podoba mimo, że nie trawię pierwszoosobowej narracji (co już z resztą pisałam :P). Zdjęcia są niezłe. Najbardziej spodobało mi się to, na którym Quinn przytuliła Zoey. Naprawdę fajnie wyszło. :)
Trochę tylko szkoda, że wpleciesz tu takie nadnaturalne (nie wiem, jak to ująć) wątki. Myślałam, że to będzie realistyczna historia. Może jednak jakoś fajnie to obmyślisz. ;)
A Quinn jednak się leczy? :|
Czekam na następną część, miło mi się czytało. ;D

Pink Panther 20.02.2014 21:16

Odp: Last Dreams
 
Bardzo się cieszę, że trafiłem na to Fotostory, bo jest naprawdę świetne :)
Zastanawia mnie, kim są ci Morierrowie :| I w ogóle ta akcja z psem jest intrygująca... Nie spodziewałem się tutaj elementów fantasy, ale nie zraża mnie to, będę czytać! :D
Austina nie polubiłem. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że ma problemy z prawem :O Może jakieś narkotyki czy coś?
Rufus też mi się nie spodobał. Jest jakiś dziwny.
A ta organizacja Strażników Umysłu... Co to w ogóle jest? :O

Czekam na kolejny odcinek!

mystically_mad 24.02.2014 14:05

Odp: Fortis Animus - Strażnicy Umysłu
 
Skylinn, bardzo mi się podoba. Zaintrygował mnie wątek z piesełem :D Czekam na kolejny odc :)

Searle 24.02.2014 17:51

Odp: Fortis Animus - Strażnicy Umysłu
 
Cytat:

Ile jeszcze masz zamiar chodzić u jej boku i udawać psa?
:O No czegoś takiego to się po tym fotostory nie spodziewałam :) Myślałam, że będzie to typowa obyczajówka, a tu takie zaskoczenie :) Jestem ciekawa, czy od razu miałaś taki zamysł, czy jednak zmieniłaś go pod wpływem niektórych komentarzy?

Zdjęcia bardzo mi się podobają :)

Cytat:

Na polu się ściemnia
- lepiej brzemi na zewnątrz :)

Cytat:

To dla niego cios po niżej pasa
- poniżej

Skylinn 24.02.2014 18:05

Odp: Fortis Animus - Strażnicy Umysłu
 
Cytat:

Napisał Searle (Post 1806541)
:O No czegoś takiego to się po tym fotostory nie spodziewałam :) Myślałam, że będzie to typowa obyczajówka, a tu takie zaskoczenie :) Jestem ciekawa, czy od razu miałaś taki zamysł, czy jednak zmieniłaś go pod wpływem niektórych komentarzy?

Ani jedno, ani drugie. Czytając jedną książkę mnie oświeciło i porzuciłam wszystkie wcześniejsze pomysły, całkowicie zmieniając fabułę, którą poznacie oczywiście :)

Izzie 24.02.2014 21:05

Odp: Fortis Animus - Strażnicy Umysłu
 
Na początek: błędy, które zauważyłam, wrzuciłam do spoilera.
Spoiler: pokaż

Cytat:

- Mamo, proszę, mogłabyś wyjść? Jestem zmęczona - patrzę na nią smutnymi oczami (...)
- Mamo, proszę, mogłabyś wyjść? Jestem zmęczona. - Patrzę na nią smutnymi oczami (...)
Cytat:

(...) taka długa rozłąką nie działała nam na dobre
rozłąka
Cytat:

Jest ze mną odkąd pamiętam, mam z nim tysiące wspomnień.Czasem wydaje mi się (...)
Zabrakło spacji po kropce.
Cytat:

- Wiem, wiem, tak powinno być, ale życie lubi płatać niespodzianki. - Mówiąc to, zakańczam dyskusję na temat raka
- Wiem, wiem, tak powinno być, ale życie lubi płatać niespodzianki - mówiąc to, zakańczam dyskusję na temat raka
Cytat:

bardzo to przeżyła i do dzisiaj nie może się z pogodzić
z tym pogodzić
Cytat:

to chyba najpiękniejszy prezent jaki dostałam
to chyba najpiękniejszy prezent, jaki dostałam
Cytat:

Nie potrafię zrozumieć, co się dzieję
dzieje
Cytat:

Może powiesz swojej dziewczynie, co zamierzasz zrobić zamiast udawać aniołka?
Może powiesz swojej dziewczynie, co zamierzasz zrobić, zamiast udawać aniołka?
Cytat:

Przez chwile czuje znienawidzone ukłucie w brzuchu
chwilę
Cytat:

Attaway wykonuje jego polecenie i unika wzroku wzroku starszego mężczyzny.
Powtórzenie.
Cytat:

- Nie boisz się o jej rekacje
reakcję
Cytat:

Dla Attaway'a
Attawaya
Cytat:

Na sekundę staje i rzuca przez ramię: Masz tydzień, Keith. Potem musisz przyprowadzić ją do Asthrylii.
Na sekundę staje i rzuca przez ramię:
- Masz tydzień, Keith. Potem musisz przyprowadzić ją do Asthrylii.
Tu powinien być zapis jak w normalnym dialogu.
Cytat:

powietrze jest takie ciepłe i, mając na sobie tylko bluzę
Bez przecinka.


I jeszcze z takich technicznych spraw:
Cytat:

Na szczęście Keith do tych wszystkich zachowań zdążył się przyzwyczaić w ciągu dziesięciu lat znajomości ze swoim Mistrzem.
nie wiem czy to tylko u mnie, ale zdjęcie po tym zdaniu mi się nie wyświetla, mam tylko taki znaczek: [IMG]http://i57.************/2cq0ith.png[/IMG].

Co do samej treści, w sumie po pierwszym rozdziale zastanawiałam się, czy czytać dalej, bo główna bohaterka nie wzbudziła mojej sympatii, wydała mi się strasznie rozkapryszona i egocentryczna, a w końcu cała historia ma się kręcić wokół jej osoby. Jednak gdy zobaczyłam, że wrzuciłaś kolejny rozdział stwierdziłam, że może dam temu fotostory szansę i się ciekawie rozwinie. Ten wątek fantastyczny mnie zaskoczył, ale jeśli rozwiniesz go rozważnie i z pomysłem, historia może dużo na tym zyskać, bo to jest taki punkt zaczepienia, który sprawia, że chce się czekać na kolejny rozdział, żeby się dowiedzieć, co będzie dalej. ;) Ten motyw z psem i Keithem jest trochę dziwny - chłopak ma teraz 18 lat i powiedział, że kilka lat temu otrzymał misję - dziwny świat, w którym jakieś najwyraźniej ogromnie ważne zadania powierza się małym dzieciakom...
Poza tym, te dwa ostatnie zdjęcia wyszły strasznie ciemno, mogłaś je rozjaśnić w jakimś programie albo przed zrobieniem zdjęcia doświetlić tamten obszar, bo właściwie oprócz niewyraźnych sylwetek nic na nich nie widać. Chyba, że taki był Twój zamysł i mamy nie wiedzieć, jak wygląda Mistrz Rufus.
Poczekam na kolejny odcinek, ciekawa jestem, jak to pociągniesz dalej.

Skylinn 23.09.2014 20:03

Odp: Fortis Animus - Strażnicy Umysłu
 
Jezu, ile mnie tu nie było. Jestem w szoku:(

Zostawiłam opowiadanie na potrzeby wszystkiego, co miałam wtedy na głowie.

Na ten moment stwierdzam, że chyba nigdy nie miałam takiej potrzeby pisania historii, więc wracam, chcę kontynuować to, co zaczęłam. No, bo lepiej późno niż wcale:D

Jeżeli ktoś jeszcze będzie chciał mnie czytać, może oczekiwać rozdziału za kilka dni :D Teraz wrzucam baaardzo profesjonalne fotki głównych bohaterów opowiadania :D


Dziękuję za przeczytanie i zapraszam na mój temat w niedalekiej przyszłości :)

Skylinn 29.09.2014 20:09

Odp: Fortis Animus - Strażnicy Umysłu
 
Dodaję odcinek, no nie wierzę, haha :D

Z góry przepraszam za długość (a raczej jej brak) odcinka, z biegiem czasu rozdziały będą coraz dłuższe, bo coraz więcej będzie się dziać.
Przepraszam też za zdjęcia, które są (wiem) dość amatorskie. Nie mam talentu do fotografowania, może kiedyś się nauczę:D

Zapraszam do komentowania, do krytykowania, dzięki temu mogę się poprawić, a także dostaję motywację. Miło jest wiedzieć, że ktoś to czyta :)

Zapraszam!

Odcinek drugi

W Wielkim Pokoju Asthryllium siedziała grupa nastolatków, wykonując typowe czynności dla ich grupy wiekowej. Jedna osoba korzystała z komputera, inna grała w gry na telefonie, a jeszcze inna czytała magazyn. Wszyscy niecierpliwili się w oczekiwaniu Rufusa, który miał ich powiadomić, jak poszło na spotkaniu z Keithem. Cynthia, Esther i Priam - bo tak mieli na imię owi nastolatkowie - byli jego przyjaciółmi z dziecińtwa. Keith wiązał z nimi wszystkie najlepsze wspomnienia i lata życia. Byli jak jego rodzeństwo.
- Moim zdaniem Keith spieprzył sprawę - powiedziała dobitnie Esther, typowo w jej stylu. Zawsze mówiła to co myśli i nigdy się nie cackała.
- Przesadzasz, przecież wiesz, że jest mądry. Tylko dość... nieśmiały. - W jego obronie stanęła Cynthia.
- Nieśmiałość nie ma tu nic do rzeczy. Rada mocno się zdenerwuje, jeśli coś pójdzie nie tak. Przecież dobrze wiesz, że ta dziewucha to dla nas cenny skarb. - Esther wstała i wyjrzała przez okno, mając nadzieję, że zobaczy idącego Rufusa.
- Dajcie spokój, dziewczyny, nie ma się o co kłócić. Mentor przyjdzie i wszystko nam powie, bez sensu teraz wymyślać sto różnych wersji - zakończył dyskusję Priam.
Następne minuty minęły w ciszy. Po uwadze Priamia dziewczyny wolały swoje przemyślenia zostawić dla siebie i gdybać po cichu. Po dłuższej chwili każdy z nastolatków wzdrygnął się na dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach. To był Rufus.
Mistrz bez żadnego słowa zamknął za sobą drzwi, a następnie usiadł ciężko na kanapie.
- Dzieciaki... nawet nie macie pojęcia, jaki jestem zmęczony - powiedział.
- Czekamy na wiadomości, Mentorze - zauważyła Esther.
- Wiem, wiem, Esther. Już mówię - rzekł, a następnie wziął głęboki oddech. - A więc tak: Keith boi się wyznać tej dziewczynie prawdę. Podejrzewam, iż boi się odrzucenia, ale my nie mamy czasu na jego obawy. Dałem mu tydzień na załatwienie tej sprawy. Potem sam będę musiał się tym zająć.
- Myślisz, że będzie to konieczne? - zapytał Priam.
- Nie będę spekulował. Mam nadzieję, że nie.


- Ja tam myślę, że Keith da radę - zagadnęła Cynthia.
- Bo jesteś cholerną optymistką - skrzywiła się na te słowa Eshter.
- A ty cholerną jędzą - odgryzła się druga.
- Nie wyrażajcie się, dziewczyny - skarcił je Rufus. - Dajcie już sobie spokój. Idźcie do łóżek, jest późno. Jutro czeka nas pracowity dzień.
Nastolatkowie pożegnali się z Mentorem i udali się do swoich pokojów. Athryllium było ich jedynym domem.
Żadne z nich, tak samo w przypadku Keitha, nie miało rodziny. Zostali osieroceni z różnych przyczyn, między innymi przez wojny z Verrierem. Mistrz Rufus stworzył im schronienie i prawdziwy dom, gdzie wychował ich na dobrych ludzi i wciąż uczył, jak być dobrym Strażnikiem Umysłu. Cała czwórka była mu za to dozgonnie wdzięczna. Zresztą, ich rodzice na pewno też, gdyby żyli.
Cynthia przebrała się w piżamę i wziąwszy książkę, położyła się na łóżku i zaczęła czytać. Pukanie do drzwi przerwało jej tę czynność.
- Wejdź - powiedziała z lekką złością.
- To ja. - Priam wślizgnął się do jej pokoju bezszelestnie. Rufus bardzo nie lubił, gdy przebywał w pokoju którejś dziewczyny o takiej porze. Chłopak wolał się nie narażać.
- O czym chcesz pogadać? - Dziewczyna roześmiała się.
- O niczym. Tak sobie przyszedłem.
- Jasne, jasne, a ty wcale nie podkochujesz się w Eshter.
Priam wybałuszył oczy, cały się zaczerwienił, ale mimo tego parsknął wymuszonym śmiechem.
- Serio, Cynthia? Jesteś normalna?
- Przecież widzę, jak na nią patrzysz...
- Ja i Esther to historia z dzieciństwa, kiedy mieliśmy po siedem lat.
- Stara miłośc nie rdzewieje, Priam!
- Ciebie też się to tyczy. - Po słowach chłopaka, Cynthii zszedł uśmiech z twarzy.
- Masz na myśli Keitha? Przestań głupio gadać, nie chcę mi się tego słuchać.
- To dlatego go tak dzisiaj broniłaś?
- Ja tylko wyrażałam moją opinię.
- Mhm, jasne. Cynthia, przecież mi możesz powiedzieć. Dalej go kochasz, prawda?
Po dłuższej chwili milczenia dziewczyna wyszeptała:
- Boję się, że nigdy nie przestanę.


- Czyli już pojechał? - zapytała ze smutkiem Quinn swojej przyjaciółki następnego dnia.
- Dzisiaj rano - odpowiedziała Zoey. - Przykro mi. To był zwykły dupek.
- Daj spokój, jest w porządku. Po prostu przykro mi, że najpierw nic nie powiedział, a teraz nawet się nie pożegnał.
- Mówię, że dupek. Quinnie, był ten, będzie następny - roześmiała się dziewczyna, podeszła do przyjaciółki i objęła jej twarz dłońmi, ocierając przy tym łzy kciukami.
Było jej szkoda przyjaciółki, szczególnie w tamtej sytuacji. Nerwy mogły pogorszyć stan nowotworu, więc Zoey próbowała na każdym kroku łagodzić stresujące sytuacje śmieszną gadką, bądź zmianą tematu. To nie było łatwe, Quinn nie była głupia. Jednak nawet starania przyjaciółki podnosiły chorą na duchu.
Zoey była pewna, że Quinn wyjdzie z choroby. Dziewczyna pochodziła z bogatej rodziny, więc jej rodzice byli wstanie wydać duże pieniądze na leczenie córki. W tamtych chwilach jej dobro było najważniejsze. Państwo Hayes całą uwagę skupili na chorej, zaniedbując młodsze córki z przekonaniem, że "niania też da im miłość". Zoey starała się zrozumieć tę sytuację, zważając, iz przeszła przez podobne piekło. Jej młodsza siostra - Sarah - zmarła na nowotrów kości kilka lat wcześniej. Nie chciała stracić kolejnej bliskiej osoby.
- Quinn, będę już szła. Jest późno, a ja miałam jeszcze pomóc mamie z pieczeniem ciasta. Wiesz, jutro te imieniny babci - uśmiechnęła się lekko Zoey.
- Przecież rozumiem, przyjdziesz pojutrze? Będę czekać.
- No pewnie, że przyjdę.
Quinn odprowadziła przyjaciółkę do drzwi, po czym przytuliła ją na pożegnanie. Miała już zamknąć drzwi za przyjaciółką, kiedy nagle sobie o czymś przypomniała:
- Ej, Zoey, nie wiedziałaś nigdzie Bustera? Teraz się zorientowałam, że przez ten cały czas go nie było.
- Nie widziałam go.
- W porządku, to cześć - uśmiechnęła się i weszła do środka.


Keith szedł ulicą, cały czas powtarzając w głowie słowa Rufusa: "Masz tydzień, masz tydzień, masz tydzień".
"Cholera jasna, przecież ja nie dam rady w tydzień!" - pomyślał, a następnie próbował wyrzucić z głowy obraz, na którym Rada Strażników prawi mu kazania odnośnie tematu wykonywania misji. Chłopak nie miałby ochoty słuchać tych wszystkich wyrzutów skierowanych w jego stronę. Nie lubił, gdy ktoś mówi mu, co ma robić, tym bardziej jacyś starzy dziadkowie, którzy cały czas siedzą spokojnie w swoich komnatach w czasie, gdy wielkimi krokami nadchodziła wojna z Verrierem.
Idąc i rozmyślając, nie zauważył, że zbliża się do domu Quinn. Gdy się zorientował, zauważył w drzwiach wychodzącą Zoey. On sam wymknął się z domu w czasie, gdy przyjaciółki były zajęte, wtedy nie oszacował czasu, w któym powinien wrócić. Przeklnął pod nosem, a następnie skręcił w pierwszą lepszą uliczkę. Nie miał pojęcia, gdzie ona prowadzi, jednak na tamten moment raczej go to nie interesowało. Wypowiedział zaklęcie i syknął, kiedy jego ciało zaczęło przekształtać się na wzór psa. Był przyzwyczajony do tego bólu, lecz mimo wszystko przyzwyczajenie nie zabijało bodźców.
Gdy transformacja się zakończyła, wyglądając, wyszedł z uliczki. Nie miał się czym martwić, przecież psa nie będą wypytywać gdzie był i dlaczego uciekł. Mógł mieć sto powodów jako czworonóg. Dotarłszy do drzwi wejściowych podniósł przednie łapy i stojąc na dwóch, przekręcił klamkę. Jak zwykle drzwi były otwarte, wcale go to nie dziwiło. Nie musiał długo czekać na kogoś, kto go powita.
- Buster, wiesz, jak się martwiłam? - Quinn podbiegła do psa i natychmiast go przytuliła. - Pewnie zobaczyłeś na podwórku jakiegoś kota i za nim pobiegłeś?
Keith zaszczekał w celu potwierdzenia hipotezy.


Quinn, wystrojona w piękną zieloną suknię, wyszła na pałacowy dziedziniec z książką w ręku. Tego dnia pogoda była bardzo przyjemna i aż nie chciało się siedzieć w pomieszczeniu. Usiadła na ławce niedaleko fontanny i otworzyła powieść tam, gdzie ostatnio skończyła czytać. Fabuła książki była dość zwykła. Typowe romansidło bez zwrotów akcji czy wielu postaci, lecz to właśnie sprawiało, że Quinn miała do tej książki słabość.
Po przeczytaniu kilkunastu stron zorientowała się, że w oddali słychać tętęnt końskich kopyt. Nie było to dla niej nic dziwnego, do jej pałacu stale ktoś przyjeżdżał z różnymi informacjami, listami bądź towarami. Tym razem jednak było inaczej.
Zobaczyła młodzieńca na pięknym karmelowym koniu. Młodzieniec miał brązowe włosy oraz elegancki ubiór.
- Finn - powiedziała cicho Quinn do siebie i szeroko się uśmiechnęła.
Finn - a raczej książę Finn - zatrzymał konia niedaleko ławki, na której siedziała dziewczyna i również się uśmiechnął.
- Księżniczka Ariadne, piękna jak zawsze - powiedział.
Zwinnym ruchem zszedł z konia i podszedł do Quinn.
- Wyczekiwałaś mnie, księżniczko? - rzekł, a następnie ujął dłoń dziewczyny i delikatnie pocałował.
Quinn zaczerwieniła się delikatnie, a jej serce zaczęło bić szybciej. Tak było zawsze w towarzystwie Finna - przystojnego, idealnie zbudowanego i tak okropnie czarującego chłopaka.
- Może tak, może nie - odpowiedziała zagadkowo Quinn. - A chciałbyś, żebym wyczekiwała?
- Nawet odrobina głębszych uczuć z twojej strony jest dla mnie jak nagroda - uśmiechnął się szeroko.
- Finn, dobrze wiesz, że nienawidze ironizacji - żachnęła się dziewczyna.
- Żadna to ironizacja, wypraszam sobie - powiedział, a następnie puścił oczko.
- Czasem naprawdę cię nie cierpię.
- Ty mnie nie cierpisz, ja cię kocham. Tośmy się dobrali! - zaśmiał się książę.
Quinn przez dłuższą chwilę się nie odzywała, analizując słowa Finna.
- To nie był sarkazm ani kłamstwo - rzekł chłopak, ujmując dłonie księżniczki.
Quinn wciąż się nie odzywała, tym razem napawając się słowami księcia.



Quinn obudziła się i impulsywnie podniosła tułów, siadając. Był to chyba jeden z jej najbardziej realistycznych snów. Nie czuła się źle, gdyż fantazję można było uznać za bardzo romantyczną, czego dziewczyna nigdy nie doświadczyła aż w takim stopniu.
Pozostawało jedno pytanie: kim był ten chłopak podający się za księcia Finna? I dlaczego, do cholery, mówił do niej Ariadne? Quinn wiele razy zdawała sobie sprawę, że potrafi kontrolować sen. Mama mówiła jej, że to kwestia inteligencji danej osoby, jednak dziewczyna w to nie wierzyła, myśląc, że to zwykły przypadek lub wyuczona umiejętność.
Wykorzystując ten talent, próbowała przejść "w głąb" snu i zrozumieć, o co w nim chodzi, jednak tym razem nie potrafiła. Nie miała pojęcia, skąd zna tego chłopaka i czy w ogóle go zna.
Wykręciła numer do przyjaciółki,a gdy ta odebrała, Quinn szybko opowiedziała jej swój sen.
- Quinn, pamiętasz, jak czytałyśmy kiedyś o ludziach, którzy występują w naszych snach? Podobno mózg nie potrafi sam skonstruować postaci, więc ten chłopak, ten Finn, czy ktoś tam, na pewno musiałaś go gdzieś spotkać albo zobaczyć. Może w telewizji ci mignął - mówiła Zoey z przekonaniem.
- Pewnie tak, ale to strasznie dziwne.
- To zwykły sen, Quinn, jak tysiąc innych. Muszę lecieć, trzymaj się - skwitowała przyjaciółka.
- Dobra, cześć.


Kolejnego dnia Keith bez większych zahamowań wszedł do pokoju Quinn. W domu nie było nikogo, więc była to dla niego idealna okazja, by wykonać jedno z jego zadań. Przez całe popołudnie, pod postacią psa, czekał na wyjście każdego z domowników.
Kiedy przekroczył próg pokoju dziewczyny, do jego nosa dotarł słodki zapach jej perfum. Były wyjątkowo ładne, a na dodatek takie typowe dla Quinn. Kupowała tylko te perfumy, tłumacząc się, iż inne nie są dostatecznie ładne. Keith nigdy nie roztkliwiał sią nad szczegółami, więc nie zwrócił uwagi na zapach, lecz pewnym krokiem podszedł do jej komody i otworzywszy ją, przekładał kupki ubrań, aż znalazł jej pamiętnik. Usiadł na najbliższym krześle i kartkował pamiętnik w celu znalezienia ostatniego wpisu. Gdy na niego trafił, nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Czytał z zapartym tchem, co chwila kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Ostatni etap - powiedział do siebie szeptem. - Ostatni etap. Ostatni etap - powtarzał jak zaklęcie.


Było koło 22, kiedy Quinn wyszła od Zoey. Tej nocy księżyć świecił jasno, co pogłębiało dobry nastrój dziewczyny. Wiedziała, że trochę zasiedziała się u przyjaciółki, jednak ona jako jedyna potrafiła poprawić jej humor. Quinn nienwidziła samotności, a choroba jak na złość zmuszała ją do bycia samotną. Było jej bardzo przykro, że z zarządzenia lekarza przez pewien czas musiała sobie odpuścić szkołę. Jej stan pogarszał się z dnia na dzień, a ona sama nie chciała robić wokół siebie szumu, kiedy przypadkiem zemdleje lub zacznie krwawić z nosa. Wolała uniknąć tych sytuacji. Tym samym musiała znosić brak przyjaciółki, która nie mogła poświęcać jej każdej wolnej chwili.
Quinn szła lasem w stronę swojego domu. Była to jej stała droga, szło się kilka razy szybciej. Słaby wiatr otulał jej ciało i sprawiał, że noc nie była taka gorąca jak poprzednie. Dziewczyna uwielbiała spacerować nocą, dawało jej to czas na przemyślenie różnych - istotnych dla niej - spraw.
Idąc, usłyszała za sobą kroki. Odwróciła głowę, jednak nikogo nie zauważyła.
- To wyobraźnia - pomyślała i uśmiechnęła się do siebie, jednak przyspieszyła tempo chodu.
Nagle zawiał porywisty wiatr. Drzewa pod jego wpływem zaczęły szumieć, a ich konary się wyginały. W jednej sekundzie głowa rozbolała ją do takiego stopnia, że złapała się za nią i przykucnęła. Obraz zaczął wirować. Z trudem podniosła się, a gdy obróciła głowę, zamarła.
Stał przed nią mężczyzna. Miał białe włosy i czarny płaszcz. Na jego twarzy widniał złowrogi uśmiech. Quinn ledwo kontaktowała, nie rozumiała, co się dzieje.
- Quinn Hayes... Verrier nie mówił, że jesteś taka śliczna - powiedział facet. - Aaa, zapomniałem. Moja obecność cię rozprasza. - Pstryknął palcami i w jednej sekundzie cały ból, który doskwierał dziewczynie, przeszedł.
Dziewczyna stanęła jak wryta. Przez jej głowę przepłynęła myśl, że to wariat, a brak bólu głowy to zwykły zbieg okolicznośći. Odwróciła się i zaczęła uciekać, jednak mężczyzna był szybszy. W jednej chwili stał przed nią, nie dając możliwości przejścia.
- Przestraszyłaś się, dziecinko... To mój błąd. Powinienem się przedstawić. Moje imię to Blore.
- Kim j-jesteś? - Serce Quinn podeszło jej do gardła.
- To nie jest ważne, kim ja jestem, złotko. Tylko kim TY jesteś... A jesteś bardzo ważna dla pana Verriera. - Głos Blore'a był bardzo nieprzyjemny.
- O czym ty w ogóle mówisz? Jesteś nienormalny, spier*****! - Dziewczyna próbowała odepchnąć mężczyznę, lecz poczuła we wszystkich mięśniach palący ból.
Do jej oczu napływały łzy, ból był nie do opisania. Każdy ruch, jaki zrobiła, kończył się falą kolejnej katorgi. Nie mogła się ruszyć, nawet mrugnięcie nie było przyjemne.
- A teraz mnie wysłuchaj, głupia dziewucho - powiedział stanowczo Blore, zaciskając zęby. - W tej chwili pójdziesz ze mną, gdzie pan Verrier zajmie się tobą jak należy. Od teraz jesteś jedną z nas, rozumiesz?
Quinn chciała zaprotestować, jednak nie mogła otworzyć ust. Czuła jak powoli zamykają się jej oczy. Obraz złego mężczyzny się rozmazał. Było jej już wszystko jedno... Żeby tylko przestało boleć...


W tym samym czasie:

Keith biegł, ile sił w nogach. Wiedział, że dzieje się coś niedobrego z Quinn. Bez problemu potrafił zlokalizować jej obecność, wtedy jednak coś było nie tak. Kontrolował ją telepatycznie, chociaż ona o tym nie wiedziała. Teraz nie miał z nią dobrego kontaktu.
Wiedział, że była u Zoey. Biegł drogą, którą chora zawsze chodziła od przyjaciółki. Miał gdzieś to, że jest pod postacią człowieka, a Quinn może go zobaczyć... O ile w ogóle będzie w stanie go zobaczyć.
- O kur** - szepnął do siebie i zaczął biec jeszcze szybciej. Wyczuł złe fale. Te fale. Fale Morriera.
Już z daleka widział czarny płaszcz i te białe, praktycznie świecące włosy. Zwolnił tempo, aby się skupić. Przymknął oczy i pod nosem zaczął wypowiadać zaklęcia w pradawnych językach, w kółko i w kółko, aby zwiększyć moc czaru.
Otworzył oczy i ujrzał upadającego na chodnik Morriera. Zaklęcie zadziałało. Podbiegł do Quinn najszybciej jak mógł. Była nieprzytomna. Keith brał ją już na ręce, kiedy poczuł paraliż w całym ciele.
- Nie... pogrywaj... ze mną... Attaway! - Blore podnosił się z ziemi w wolnym tępie.
Klęcząc, oparł się rękoma i głęboko oddychał, jakby nie potrafił dojść do siebie. Keith wszelkimi sposobami starał się przezwyciężyć siłę paraliżu. Poczuł się taki słaby, taki bezbronny, lecz wtedy spojrzał na nieprzytomną dziewczynę leżącą u jego boku. Wszystkimi siłami starał się przezwyciężyć siłę paraliżu.Wtawszy z trudem, złapał Blore'a za kołnierz i z całej siły uderzył w twarz pięścią. Morrier próbował się wyrwać, jednak doświadczenie Keitha nie dał mu takiej możliwości. Bił mężczyznę, wyładowując się na nim, był jak w transie, nie mógł przestać. Po pewnym czasie Morrier przestał się już nawet wyrywać.
Attaway puścił go, a ten upadł z hukiem na ziemię. Chłopak zdjął mu z ręki pierścień, obowiązkowy dla jego ludzi, a następnie delikatnie wziął Quinn na ręce i ze spokojem poszedł w stronę posiadłości dziewczyny, co chwilę szepcząc do siebie:
- Pożałujesz tego, Blore. Pożałujesz.


Quinn obudziła się, czując kojące ciepło i zapach pościeli. Wolno podniosła się, czując wciąż skutki okropnego spotkania z tym tajemniczym mężczyzną. Wciąż nie mogła uświadomić sobie, czy to było naprawdę, czy może to sobie uroiła. Odkryła kołdrę. Miała na sobie ubranie, w którym była u Zoey. Czyli to jednak prawda. Tylko jak to możliwe?
Na w pół świadoma, zauważyła mamę, która weszła do jej pokoju.
- Jak się czujesz, córciu? Miałaś okropną noc - powiedziała z matczynym ciepłem w głosie.
- Właściwie, to nie wiem, co się stało, nie potrafię sobie tego poukładać - zauważyła dziewczyna.
- Myślę, skarbie, że ten chłopiec ci wyjaśni. Przyniósł cię tutaj i cały czas tu był. Czekał, aż się obudzisz - uśmiechnęła się pani Hayes i wyszła z pokoju, a dziewczyna usiadła po drugiej stronie łóżka, aby zobaczyć chłopaka.
Niepewnie, ze zwieszoną głową, do pokoju wszedł Keith. Gdy popatrzył na Quinn, tym samym pokazując twarz, dziewczyna zamarła.
Przez jej głowę w ciągu sekundy przeleciały wszystkie informacje i wszystkie wspomnienia związe z tą twarzą... i tym samym z tym chłopakiem. Nagle zorientowała się, że wie, skąd go pamięta. Pamiętała go parku, ze szkoły, z galerii handlowych, z każdego miejsca, w którym była. Nigdy nie rzucał się jej w oczy, nie zwróciła nigdy uwagi na te zbiegi okoliczności, jednak w tamtym momencie wszystko sobie uświadomiła. Pojęła, że gdy przywołuje w myślach dane sytuacje, ta twarz przewija się jej w nich, choćby przez sekundę.
- Quinn - zaczął chłopak. - Nazywam się Keith Attaway... i musimy porozmawiać.

______________________________

Dziękuję za przeczytanie! :)

Diana 29.09.2014 21:49

Odp: Fortis Animus - Strażnicy Umysłu
 
Myślałam, że nie będziesz już kontynuować FS, a tu proszę - miła niespodzianka. :)
Fajny odcinek, wiele rzeczy się wyjaśniło... Chociaż powstało też dużo nowych zagadek. Mam nadzieję, że wkrótce wyjaśni się, kim był ten Blore i w ogóle. ;D I jeszcze zastanawia mnie, jak przebiegnie rozmowa Quinn z Keithem!
Zdjęcia nie są złe. Może niektóre faktycznie szału nie robią, ale tak ogólnie to mi się podobały. :3
Czekam na następny odcinek, oby pojawił się szybciej, niż ten. :D

konformistyczny lodzik 01.10.2014 19:53

Odp: Fortis Animus - Strażnicy Umysłu
 
Jak pewnie każdy jestem zdziwiona, że kontynuujesz FS! :) To bardzo pozytywne mieć kogoś takiego jak Ty w tym dziale! :)

Zdjęcia bardzo ładne, poprawiłaś się w robieniu zdjęć! Nie podoba mi się jednak, że w niektórych momentach biel wręcz razi po oczach. Kaith to niezłe ciacho, charakterek też ma dobry :D Błędów raczej nie zauważyłam, dlatego nie mam czego poprawiać :) Osobiście wiem, że siedziałaś nad tym odcinkiem długo i wręcz nadmiernie go dopieszczałaś, ale widać efekty Twojej ciężkiej pracy :*

Czekam na dalsze losy tego FS :)

Księżniczka Mordoru 04.02.2015 14:58

Odp: Fortis Animus - Strażnicy Umysłu
 
Mam nadzieję, że będziesz kontynuowała. Twoje FS ma potencjał - intrygująca historia! Będę czekać :)


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 08:13.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023