TheSims.PL - Forum

TheSims.PL - Forum (https://forum.thesims.pl/index.php)
-   The Sims Fotostory (https://forum.thesims.pl/forumdisplay.php?f=42)
-   -   "Nowy Dzień" (https://forum.thesims.pl/showthread.php?t=45862)

Gio 18.08.2008 17:52

"Nowy Dzień"
 
No i kolejne FS by Atlantis. Mam nadzieję, że wam się spodoba równie dobrze, jak moje poprzednie Fs, które z powodód technicznych nie będzie kontynuowane. Dzieś krótko, ale obiecuję, że to nadrobię. Zapraszam do lektury!

JUŻ SĄ:
1.WIECZÓR
2.PORANEK WE MGLE
3.BÓG, HONOR, OJCZYZNA
4.TRUDNE SŁOWA
5.WRACAJ, WRACAJ DO NAS
6.CZERWONA SKRZYNKA NA LISTY
7.MANUFAKTURA GEORGE'A-nowy

1. Wieczór

Płomyki wesoło skakały w kominku, rzucając pomarańczowe światło na wszystko co znajdowało się wokoło. Ogień wabił swym ciepłem i spokojem, pocieszał, dodawał otuchy, otulał powietrzem, które przesycone było zapachem popiołu i palącego się drzewa. Poczucie bezpieczeństwa w pobliżu skwierczących promieni potęgował padający za oknami deszcz, który nie opuszczał mieszkańców Calgary już od kilku dni. Kłębiaste cumulusy zasłaniały jaśniejące gwiazdy i księżyc, sprawiając, że całe miasto gdyby nie elektryczne oświetlenie, które zamontowano stosunkowo niedawno temu, byłoby pogrążone w ciemności. Na szczęście małe mieszkanko na szóstym piętrze starej kamienicy ogrzewane przez życiodajny kominek było przytulne, posiadało wyrafinowaną atmosferę, która charakteryzowała ciepło rodzinne, znajdujące się w tych trzech pokojach z kuchnią, łazienką i małym przedsionkiem.
Największy z pokoi był jasno oświetlony. Na kominku dogasał już ogień, a jego ostatnie płomyczki odbijały się w oczach zebranych tam ludzi. Panowała głęboka cisza. Nikt na siebie nie spoglądał. Każdy utkwił wzrok w mało znaczącej rzeczy, która w tej chwili niewiele znaczyła. Obojętnie wpatrzone tęczówki dwojga osób to raz spoglądały na starą drewnianą podłogę, to na wyłożoną wyblakłą okładziną ścianę. Za to myśl tych ludzi były zupełnie gdzie indziej. Ich duchy opuściły ciała, które były tylko zabawnymi figurkami, jedynie ucieleśnieniem ludzi. Za to duchy mogły znacznie więcej. Błąkając się po bezdrożach myśli analizowały fakty, odkrywały nowe bezdroża, które później okazywały się nieskończonym szlakiem przemyśleń i rozwodzenia się nad rzeczywistością, która była tak niepewna, tak krucha. Cisza wcale się nie przedłużała, bo nikt o niej nie myślał. Każdy był zupełnie gdzie indziej, mimo, iż fizycznie znajdowali się zaledwie parę stóp od siebie. Tak bliscy, a jednocześnie tak dalecy. Tak znajomi, a jednocześnie obcy. Ludzie, bliźni, a zarazem zupełnie inne, osobne stworzenia. Samotne.

Lekki podmuch wiatru otworzył jedno ze skrzydeł okna, które wcześniej było lekko uchylone. Zasłona poczęła delikatnie falować unosząc się i opadając do swojego wcześniejszego stanu. Podmuch zmysłowo osunął się o twarz Cecilii, tym samym wyrywając ją z zadumy. Kobieta podniosła głowę jednocześnie odnajdując wzrokiem innych domowników. Spojrzała na zegar stojący na półce po drugiej stronie pokoju, uświadamiając sobie, że tkwiła tak od dobrej godziny. Pamiętała co się stało przed godziną. Pamiętała na jaki temat rozmawiała z rodziną podczas kolacji, jednak był taki nieznośny, taki bestialski, lecz nie dało się go uniknąć. Ale czy jej rozważania były poświęcone tylko temu tematowi. Chyba nie. A zatem da się o nim zapomnieć. Przeniosła swój wzrok dalej.
http://img293.imageshack.us/img293/6369/68288323ph8.png
http://img293.imageshack.us/img293/6...c7dadc10d6.jpg
Ujrzała dziecko, które pogrążone już było w głębokim śnie zmęczone trudami dnia codziennego. Usta dziewczynki były lekko uśmiechnięte. Tak. To małe stworzenie było teraz esencją jej życia. Bez tej miniaturki dorosłego człowieka jej misja na ziemi byłaby bezcelowa. Jej wzrok powędrował dalej i zatrzymał się na człowieku z głową opartą na dłoniach. Siwe kosmyki włosów spadały na posmutniałą twarz. To była jej mama, która była przy niej od poczęcia, a teraz stała się jakoś dziwnie odległa, zamknięta w sobie, oddzielona od świata. Molly poczuła wzrok swej córki na sobie i również podniosła głowę. Spoglądały sobie prosto w oczy, jednak i ta coraz rzadziej goszcząca w ich mieszkaniu bliskość skończyła się wraz z wejściem czwartej osoby do pomieszczenia, tak jak wszystko ma swój koniec na tym świecie.
Był to mężczyzna ubrany w starą koszulę i długie spodnie. Spojrzał na dwie kobiety mierzące do siebie wzrokiem. Zatrzymawszy się w progu obserwował je uważnie przez kilka sekund, po czym zwrócił się do Cecilii.
- Śpi?- zapytał się szeptem odwracając twarz w kierunku dziecka. Kobieta odpowiedziała na jego pytanie potrząsając głową. Robbie wziął dziewczynkę na ręce i jakby tłumacząc się ze swoich ruchów odezwał się do Cee.
- Zaniosę ją do łóżka.- powiedział i wyszedł z pokoju. Molly przyglądała się bacznie tej scenie. Kiedy mężczyzna wyszedł starsza kobieta wstała z kanapy niedawno zakupionej w sklepie meblowym po drugiej stronie ulicy, za pieniądze przesłane przez ciotkę Elaine i wyłączyła dużą stojącą lampę, tak, że w pokoju jedynym źródłem światła był tlący się na kominku ogień. Robbie wrócił z powrotem.
- Śpi jak zabita- powiedział już głosem o normalnym natężeniu głośności. Zapanowała cisza, która tym razem niezwykle dłużyła się dla domowników. Jednak teraz już nikt nie potrafił popaść w nurt myślowy. Molly niespokojnie chodziła po pokoju. Widać, że coś ją dręczyło, coś nie dawało jej spokoju.
http://img231.imageshack.us/img231/2334/30634518za0.png
http://img231.imageshack.us/img231/2...5058a4a380.jpg
- Może powinniśmy wyprowadzić się z miasta i osiąść gdzieś na wsi. Tam na pewno jest bezpieczniej. Przecież wpierw atakują miasta.- znów zaczęła temat, którego wszyscy tak się bali. Wojna. O to, co nie dawało ludziom spokoju już od ponad dwóch miesięcy.
- Mamo- druga kobieta znajdująca się w pomieszczeniu zbliżyła się do swej matki.- Ile razy mam ci to powtarzać, że wojny w Kanadzie nie będzie.
- Po za tym to szaleństwo w Europie powinno się niedługo skończyć. Hitler co jak co, ale to też tylko człowiek.- dorzucił swoje zdanie stojący w progu mężczyzna.
Starsza kobieta ponownie usiadła.
- Nie wiem co o tym myśleć- wyrzuciła z siebie z żalem.- Boję się o was.
- Zadbamy o siebie mamo. Nie bój się. Mam przecież Robbiego- Cee uśmiechnęła się do swego męża, który stał parę kroków od niej.



No i jak się podobało? Prosze o liczne komentarze.

Callineck 18.08.2008 18:44

Odp: "Nowy Dzień"
 
Cóż, II wojna to moje ulubione czasy, więc na pweno będę śledzić dalszy ciąg :) Tylko nie wiem, czy to dobrze, bo będę się czepiać :P
Było parę błędów składniowych , nic wielkiego, no i nie pasuje mi jedna nazwa :)

Tak na początek bez pytania - nie rozumiem tego rozbudowanego opisu kanapy (...starsza kobieta wstała z kanapy niedawno zakupionej w sklepie meblowym po drugiej stronie ulicy, za pieniądze przesłane przez ciotkę Elaine...) chyba, że dawanie pieniędzy przez ciotkę będzie miało jakieś znaczenie fabularne :)

Ps. A moje pytanie brzmi - "Czy mogę poprawiać błędy"? :P

Liv 18.08.2008 19:45

Odp: "Nowy Dzień"
 
Nareszcie!:)
Fajnie, że ktoś w końcu napisał FS, którego akcja dzieje się w tym okresie. Bardzo lubię takie opowiadanka :).
Naprawdę, bardzo się cieszę, ze w końcu wstawiłeś swoje drugie FS. I nie mam wątpliwości- to będzie jedno z najfajniejszych FS na forum.
Zachodzę w głowę, jak Ty to robisz, że wszystko co napiszesz jest oryginalne. Ciekawe tylko, kiedy Ci się skończą pomysły :D
Napiszę to raz, i więcej się razy powtarzać nie będę: 10/10

Gio 18.08.2008 20:21

Odp: "Nowy Dzień"
 
Cytat:

Napisał Callineck (Post 846896)
Ps. A moje pytanie brzmi - "Czy mogę poprawiać błędy"? :P

W jakim sensie? Bedziesz poprawiał błędy interpunkcyjne, ortograficzne (bla, bla, bla0, czy błędy, gdzie omyliłem się co do II WŚ?

Callineck 19.08.2008 01:21

Odp: "Nowy Dzień"
 
W sumie chodzilo mi o ortografię, interpunkcję, bla, bla, bla :D
Co do wojny zobaczymy ;)
Ale nie muszę :D Tak tylko pytałam, bo nie wszystkie błędy się wyłapie samemu.

Gio 20.08.2008 10:07

Odp: "Nowy Dzień"
 
Oczywiście, możesz poprawiać tekst, ale nie typu, że cytujesz cały odcinek, by poprawić dwa wyrazy. Najlepiej jak je wymienisz po kolei, a ja spokojnie będę mógł zrobić EDIT. Co do wojny ja za bardzo nie znam się na tych czasach i pisząc serial będe musial uzupełniać jakimiś materiałami swą wiedzę, ale zobaczymy.

Callineck 20.08.2008 11:02

Odp: "Nowy Dzień"
 
Lecimy :)
Cytat:

Napisał Atlantis (Post 846817)

pocieszał, dodawał wszystkim pociechy
popioły
Uczucie bezpieczeństwa
która charakteryzowała ciepło rodzinne, które znajdowało
Każdy utkwił wzrok w mało znaczącej rzeczy, która w tej chwili nie znaczyła nic
tęczówki dwoje osób to raz spoglądały
jedno z ramion okna
mierzące do siebie wzrokiem

- pocieszał, dodawał otuchy
- popiołu
- poczucie bezpieczeństwa
- charakteryzowała ciepło rodzinne znajdujące
- ...niewiele znaczyła
- dwojga albo dwóch
- skrzydeł okna
- mierzące się wzrokiem

Mam nadzieję, że o to mniej więcej chodziło :)

Gio 20.08.2008 12:31

Odp: "Nowy Dzień"
 
Dzięki Callinek(chyba tak). Juz robię EDIT. Wielkie dzięki! Ale tego ostatniego nie zmienię. Wolę pierwotną wersję.

Gio 25.08.2008 09:14

Odp: "Nowy Dzień"
 
Dziękuję za nieliczne komentarze. Przed wami część II. Jest ona nieco dłuższa od poprzedniej, ale i tak nie zmieściłem w tej cz. zbyt dużo akcji.

2. Poranek w mgle.

Dzień przywitał mieszkańców Calgary gęstą mgłą, która nie mogła ustąpić pierwszym promykom słońca przez długie godziny poranne. Wisząc swą szarą masą nad ziemią, zawieszona w powietrzu, budziła w ludziach uczucia, które można by nazwać „Chce mi się spać”. I rzeczywiście. Miasto w słoneczne dni tętniące życiem, teraz jakby zamarło i tylko nieliczni przechodni niosący torbę bułek na śniadanie w półbiegu gnali do domu, by ogrzać się przy rozpalonym piecu.
I w mieszkaniu Marshallów panowała senna atmosfera. Dwie kobiety krzątające się w kuchni swoimi powolnymi ruchami okazywały niechęć do tego typu jutrzenek. Molly podjęła się krojenia chleba. Wykonawszy znak krzyża na bochenku odkroiła dwa końce, „bo kromek się nie jada” i cienkie skibki chleba opadały na stół. Cecilia stała przy piecu, wpatrując się w widok rozciągający się za oknem. Mgła była gęsta, nie pozwalała sięgnąć wzrokowi ludzkiemu zbyt daleko, tak więc było tylko widać fragment przedniej ściany budynku znajdującego się po drugiej stronie ulicy. Nie było widać drogi, ni pierwszych pięter budynku, tak, że wydawałoby się, iż ceglana masa zawieszona jest w powietrzu. W małym garnuszku wżęła woda, która miała być przeznaczona na herbatę, jednak marzycielka zupełnie tego nie zauważyła. Na „ziemię” postanowiła ją ściągnąć starsza kobieta, która skończywszy krajać chleb i usiawszy przy stole wzdychała jak to się zmęczyła.
- Cee, woda się gotuje.
- A, tak. Przepraszam. Zamyśliłam się.
Tego typu sytuacje zdarzały się coraz to częściej. Przysmażony obiad (nie mówiąc o obiedzie przedwczorajszym, który był doszczętnie spalony), mleko, które wykipiało, dwa stłuczone talerze i zostawienie odkręconej wody na całą noc, czego skutkiem było wymienienie podłogi w całej łazience i hallu. Wszyscy domownicy byli zgodni: jedną z kobiet coś dręczyło, coś nie dawało jej spokoju, nie pozwalało spać, odciągało od rzeczywistości. Tylko co? Odpowiedź na pytanie była już nieco trudniejsza. Niewątpliwie było to coś związane z wojną, ale co? Przecież sama tłumaczyła swej matce, że wojny w kanadzie nie będzie, więc czego mogła się obawiać? Może sama nie wierzyła w swoje słowa? Nie. Dwudziestodziewięcioletnia kobieta taka nie jest. Rodzina znała ją zbyt dobrze, by mogła to podejrzewać. Nie. To było coś innego. Coś równie strasznego jak sam fakt, że za oceanem jest wojna, która wydawałoby się, ich nie dotyczy.
Do pomieszczenia weszła Cindy. Ubrana w przewiewną sukienkę najwyraźniej nie zamierzała dzisiaj wychodzić na dwór. Dlaczego ośmioletnie dziecko jeszcze nie uczęszczało do szkoły? Marshallów nie było na to stać. Ilekroć spotkani na ulicy nauczyciele dopytywali się o najmłodszego człowieka z rodu Marshallów, domownicy błyskawicznie zmieniali temat, by uniknąć kłopotliwego tematu, który mówił jednogłośnie- „Nie mają nawet pieniędzy na to, by posłać dziecko do szkoły”.
http://img297.imageshack.us/img297/9806/54966962dz1.png
http://img297.imageshack.us/img297/9...3222a4788b.jpg
Dziewczynka zajęła miejsce za stołem, czekając na śniadanie. Suche kromki chleba leżały na stole, a herbata parzyła się w szklanym dzbanku, który również (jak inne rzeczy w domu) pochodził z funduszy ciotki Elaine. Tak. To była chyba najukochańsza kobieta z gąszczu przyszywanych ciotek. Jest stan majątkowy pozwalał na utrzymanie dwóch sporych dworków w środkowej Kanadzie, stadniny koni mającej w swej opiece siedem białych klaczy, spore gospodarstwo i rozlegle lasu przy granicy z Pacyfikiem. Ponadto obdarowywała tak całą rodzinę. Chyba miała szczytny cel dać swojej rodzinie jak najwięcej, przed śmiercią, gdyż ciotka była już w sędziwym wieku i lekarze mówią, że końca wojny raczej już nie doczeka.

Na głównym placu miasta nie było zbyt wielu ludzi. Nieliczni przechodnie spieszyli się do swoich domów, by jak najszybciej ogrzać się przy cieple pieca. Jednak był jeden człowiek, któremu kapryśna w ostatnich dniach pogoda nie przeszkadzała. Krocząc pewnie kierował się do północno-wschodniego krańca miasta, gdzie znajdowała się stacja poboru mężczyzn do ochotniczego udziału w wojnie w imię prawdy, dobra, Boga. Wszedłszy w wąską uliczkę, zawahał się nieco przed zrobieniem kolejnych kroków.
http://img98.imageshack.us/img98/5777/99188846hm0.png
http://img98.imageshack.us/img98/577...efd4a30fdd.jpg
Na ścianie, na którą padało światło z jasno oświetlonego mieszkania, ukazał się cień. Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby ów cień, nie miał kształtu człowieka, trzymającego nad swą głową narzędzia przypominającego kij, którym dany osobnik łatwo mógłby pozbawić kogoś życia. Robbie wychylił powoli głowę chcąc dojrzeć osobę, jednak bezskutecznie. Cień rzucający dana osoba, wskazywał na to, że ktoś czai się na niego tuż za rogiem budynku. Jednak z niewiadomych przyczyn nie mógł cofnąć się w tył, nie mógł zacząć uciekać. Rozum wraz z sercem kazał mu iść dalej. Kazał zobaczyć kto czai się za rogiem. W jego ciele toczyła się wielka bitwa pomiędzy podpowiedziami serca i rozumy, a zdrowym rozsądkiem i chęcią wyjścia z tego cało. Ale jeżeli rzeczywiście ktoś na niego poluje, będzie za nim chodził dopóki nie usunie go z powierzchni ziemi. Nie chciał, by taka była prawda, ale rzeczywistość była nieubłagana. Postąpił krok naprzód. W ręce miał tylko torbę, lecz nawet przez głowę mu nie przeszło, że może posłużyć do obrony. Cały czas wyglądając wprzód głową, powoli stawiał kroki po popękanym betonie. Bał się, jednak ten strach nie był uosobiony. Był to strach ogólny, nie przenikający do świadomości człowieka, do jego myśli, jedyni pozostający w podświadomości. Lęk przed niewiadomym, niewiadomo przed czym i o co. Był coraz bliżej rogu wysokiej kamienicy. Starając się obejść narożnik z jak najdalszej perspektywy potknął się o wystającą z pomiędzy pęknięcia w betonie kępkę trawy. Nie mogąc utrzymać równowagi runął na ziemię, nie zdążywszy nawet zamortyzować upadku podbierając się rękoma. Niemal w tej samej chwili człowiek czający się za rogiem budynku wyskoczył wprost ku niemu.
Ocknął siew tym samym miejscu, gdzie przed kilkoma minutami upadł. Otworzył na chwilę oczy, jednak obraz rozmazywał mu się w oczach, które był zmuszony zamknąć na kilka sekund. Gdy znów odchylił powieki to co ujrzał było znacznie bardziej wyraźne. Wpierw zobaczył jego torbę, która leżała parę metrów od niego. Przeniósł wzrok wyżej. Feralna kamienica, szarość mgły i stojący nad nim człowiek. To ostatnie zaszokowało go najbardziej. W błyskawicznym tępię podniósł się do pozycji stojącej.
- Ktoś ty?!- jego głos był szybki, ale wyraźny.
- Jak to? Nie poznajesz? To ja, Paul Warners.
Robbiemu nazwisko wydawało się znajome, co potęgowały znane rysy twarzy osobnika stojącego naprzeciw niego. Jednak mógł sobie uświadomić kim jest ten człowiek, który polował na jego życie. Gdy już miał chwycić drugiego mężczyznę, przygwoździć go do zimnego – jak się przekonał na własnej skórze- betonu i najprawdopodobniej pozbawić życia, jego umysł rozjaśnił pewien fakt. Wie kim jest ów człowiek! To przecież jego najlepszy przyjaciel, kolega ze szkoły, towarzysz z baru „Clemename” od „jednego”. Jednak coś nie dawało mu spokoju. Dlaczego chciał go zabić? Jednak naprzód wysunęła się jeszcze inna myśl. Jeżeli chciałby go zabić już dawno by to zrobił. Coś tu było nie tak.
http://img374.imageshack.us/img374/4972/10785090wn7.png
http://img374.imageshack.us/img374/4...f09b2c8989.jpg
- Paul?
- No jasne! Witaj!- tamten zbliżył się do niego, chcą objąć go swoimi ramionami, jednak Robbie cofnął się, chcąc uniknąć powitania.
- Co ty chciałeś zrobić?
- Taki mały test.
- Jaki test?
- Chodź do bazy wojska kanadyjskiego. Tam ci wszystko wyjaśnią.

LICZĘ NA NIECO LICZNIEJSZE KOMENTARZE!!!

Liv 25.08.2008 21:01

Odp: "Nowy Dzień"
 
Odcinek b. ładny i okropnie ciekawy :)
Znalazłam dwa błędy: "kanady" z wielkiej, ale nie jestem pewna co do forym trzecioosobowej czasownika "wrzeć" (nawet ja nie jestem we wszystkim taka świetna :P)
Tylko zastanawia mnie jedno: czemu Robbie chce się zaciągnąć do wojska i iść na wojnę...
I jeszcze jedna rzecz, ale o której tu nie wspomnę.

Ruika 25.08.2008 21:14

Odp: "Nowy Dzień"
 
Bardzo zaskoczyła mnie tematyka FS ;]
Będę odwiedzać ten temat.

Callineck 25.08.2008 23:55

Odp: "Nowy Dzień"
 
Przepraszam, dzisiaj nie mam już czasu poprawic błędów, bo jutro rano wyjeżdżam, ale jak wrócę jestem do dyspozycji :)

Swoją drogą ciekawa jestem do jakiej jednostki trafi Robbie skoro poddają go tak osobliwym testom :D W związku z tym czekam na dalszą część historii.

Milkaa 26.08.2008 07:45

Odp: "Nowy Dzień"
 
Hmmm... Jednym słowem bardzo mi się podoba. Z tym zaciągnięciem do wojska mi się kojarzy z wczorajszym "Patriotą" Na Polsacie ^^ Ale ocenki jeszcze nie postawię. Poczekam do odcinka trzeciego ;)

Gio 26.08.2008 09:02

Odp: "Nowy Dzień"
 
Cytat:

Napisał Milcia96 (Post 852507)
Hmmm... Jednym słowem bardzo mi się podoba. Z tym zaciągnięciem do wojska mi się kojarzy z wczorajszym "Patriotą" Na Polsacie ^^ Ale ocenki jeszcze nie postawię. Poczekam do odcinka trzeciego ;)

Odcinek dodany był przed "Patriotą"

Milkaa 26.08.2008 13:10

Odp: "Nowy Dzień"
 
Wiem, ale po prostu głupie skojarzenie;) Nie miałam na myśli tego, że coś stamtąd "wzięłaś" ;)
Pozdrawiam
..::Milcia::..

Gio 26.08.2008 17:20

Odp: "Nowy Dzień"
 
Cytat:

Napisał Milcia96 (Post 852749)
Wiem, ale po prostu głupie skojarzenie;) Nie miałam na myśli tego, że coś stamtąd "wzięłaś" ;)
Pozdrawiam
..::Milcia::..

"Wziąłeś"- takie małe sprostowanie;)

Gio 29.08.2008 09:34

Odp: "Nowy Dzień"
 
Dziś odcinek bardzo krótki, napisany w 15 minut. Ale mam nadzieję, że wam się spodoba. Nie myślcie tylko, że to FS będzie o szarej rzeczywistości II WŚ. Od 5 Odc. serial będzie na dwa fronty, tzn., że jeden odc. będzie poświęcony Robbiemu, a drugi Cecilii. I tak w kolko. Dodam tez liczne elementy fantastyczne, glownie w odcinkach o losie Cecilii. A teraz zaczynamy!

3. Bóg, honor, ojczyzna

Paul szybki krokiem posuwał się w kierunku północno- wschodniej granicy miasta. Robbie idąc parę kroków zanim wpatrywał się w szczupłą sylwetkę mężczyzny idącego przed nim. Czym bardziej para mężczyzn posuwała się w kierunku placu, na którym znajdowała się baza poboru na front, tym na ulicę zaczęło wychodzić coraz więcej osób. Mgła powoli ustępowała błękitowi nieba, który wkrótce zawładnął całym sklepieniem nad Calgary.
http://img364.imageshack.us/img364/2010/27726586ez8.png
http://img364.imageshack.us/img364/2...png/1/w640.png
W oddali zamajaczyła flaga z czerwonym krzyżem. Tak. Musieli już być blisko, gdyż im oczom ukazywało się coraz więcej mężczyzn ubranych w wojskowe stroje, wyposażonych w odpowiedni sprzęt. Wszystko wyglądało jakby za chwilę mieli wyruszyć na front. Minęli mały arsenał broni. Jakiś wysokiej rangi oficer rozdawał młodym mężczyzną karabiny maszynowe. Niektórzy oglądali je z zaciekawieniem, a po chwili się śmiali. Robbie był pewny, że nawet nie wiedzieli jak z tego się strzela, a na szkolenia nie było już czasu. W końcu wyszli na mały placyk, który bezpośrednio sąsiadował z starym parkiem. Stały tam dwa duże, ciemno- zielone namioty, które na skosach dachów miały wyszyty czerwony krzyż. Krzyż nadziei.
Podeszła do nich siostra pielęgniarka. Wpierw zbliżyła się do Robbiego. Przyklejając na jego koszulę znaczek czerwonego krzyża, wypowiedziała kilka słów w nieznanym mu języku. Może była emigrantką, która bojąc się wojny wstąpiła do tak wielkiej i- jak brzmiało mylne twierdzenie- bezpiecznej organizacji, jakim wówczas był Czerwony Krzyż. Następnie zbliżyła się do Paula. Szepcząc coś na ucho wręczyła mu do ręki kartkę, uprzednio ją całując. Od razu zalała się łzami. Mężczyzna schował kartkę do kieszeni. Czyniąc to skierował twarz ku Robbiemu:
- Co tak stoisz? Chcesz dowiedzieć się po co ten test?
Istotnie. Chciał się dowiedzieć. Skinął niepewnie głową. Sanitariuszka odeszła. Paul skierował swe kroki, ku jednemu z namiotu, a Robbie podążył za nim.
W środku panował półmrok. Nim oczy Robbiego przyzwyczaiły się do tego stanu naświetlenia minęło kilka sekund, po których ujrzał tłum ludzi, którzy w większości ubrani byli w mundury, lub stroje sanitariuszek. Jego towarzysz szukał kogoś wzrokiem, rozglądając się na około. Najprawdopodobniej osiągnął swój cel, gdy przyprowadził do stojącego jak słup mężczyzny jakiegoś podporucznika. Starszego pana, z siwym wąsem.
http://img147.imageshack.us/img147/2540/17348959yo4.png
http://img147.imageshack.us/img147/1...png/1/w800.png
- Podporuczniku. Znalazłem odpowiedniego człowieka. Robbie Marshall.- starzec dokładnie przyjrzał się przybyszowi.
- Miło mi, panie Marshall.
- Mi również.- odpowiedział ukrywając, że zapoznanie z całkowicie obcym człowiekiem wysokiej rangi nic dla niego nie znaczyło.
Podporucznik odwrócił twarz w kierunku Paula.
- Czy pomyślnie przeszedł test?
- Oczywiście.
Robbie nie wytrzymał. Ciekawość nie pozwoliła mu dłużej stać w miejscu.
- Co to za test?! I po co on?!
Paul przejął inicjatywę odpowiedzi niewtajemniczonemu gościowi, kierując odpowiedni gest w kierunku podporucznika.
- Test wyjaśnił nam o to tobie bardzo wiele. Cień na ścianie miał sprawdzić, czy jesteś spostrzegawczy. Jeśli go już zauważyłeś i nie ośmieliłeś się uciec, znaczy, jesteś odważny. Nie boisz się niebezpieczeństwa. Walnąłem cię w łeb. Masz guza jak cholera, ale nie narzekasz.- Paul zakończył akcentem mającym nieco rozweselić tą ponurą atmosferę.
- I po co to?- zapytał nieprzytomnie Robbie dopiero co oszołomiony wiadomość sprzed kilku chwil.
- Jesteś idealny, by zaciągnąć się do wojska, panie Marshall- podsumował podporucznik, po czym oddalił się z miejsca swej „zbrodni”.
Wyszli na zewnątrz.
- Robbie? Zaciągniesz się? Ja odjeżdżam jutro razem z innymi nieszczęśnikami. Niewiadomo czy będzie kolejny konwój na statek do Europy, bo mówią, że wojna się kończy. I dlatego jest to najlepszy czas, żeby zasięgnąć się na tą cholerną wojnę! Co powiesz wnukom, kiedy zapytają cię co robiłeś podczas wojny. Siedziałem w Calgary- odpowiesz, a one przeglądając książki od historii, czytając o bohaterach tej wojny, zauważą, że po prosty byłeś tchórzem!
Robbiego mocno uderzyły te słowa. Paul miał rację.
- A jak mam to powiedzieć rodzinie?- zapytał się zaniepokojony.
- Z tym musisz się uporać sam. Jak chcesz płynąć z nami musisz przybyć jutro wcześnie rano. Weź ze sobą parę bułek i coś, co będzie ci przypominało rodzinę. To pomaga.
W tej samej chwili dwaj młodzi mężczyźnie, na wpół pijani, ubrani w wojskowe mundury, poczęło krzyczeć na cały plac:
- Bóg, honor, ojczyzna. Piwo i blizna!
___________________________
Jak Robbie przekaże rodzinie tą smutną wiadomość?
Do jakiego trafi oddziału?
To już wkrótce!

ptasie mleczko 29.08.2008 11:34

Odp: "Nowy Dzień"
 
Hmmm rzeczywiście króciutki ten odcinek. Muszę powiedzieć, że po pierwszym spodziewałam się po Tobie nieco więcej. Po pierwsze dlaczego ten wojskowy "wysokiej rangi" jest podporucznikiem? ;) czemu nie porucznikiem albo majorem, ale to maleńki szczególik. Po drugie z jakiego miejsca "swojej zbrodni" się oddalił? Co to była za "zbrodnia"? Nie łapię tego zdania wybacz ;) i po trzecie ostatnie już ale nie spodobało mi się to, że piszesz o wojnie jak o jakiejś przygodzie. Jakby Twoi bohaterowie chcieli koniecznie zdążyć jeszcze na wojnę, żeby móc się potem chwalić, że brali w niej udział. Sorki ale to mi się nie spodobało. Mogłeś inaczej uzasadnić konieczność wzięcia w niej udziału. Więcej uwag nie mam. Ogólnie oczywiście mi się podoba. Ciekawy i inny temat. Styl pisania interesujący. Czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek :) pozdrawiam

Przemyślałam to jeszcze raz i z tym podporucznikiem to masz jednak rację. Jest to jakby nie było wysoka ranga, a przecież Ci wojskowi najwyższej rangi nie będą jeździć i zaciągać szeregowych żołnierzy, mają ważniejsze sprawy na głowie w czasie wojny. Mój błąd. Zwracam honor ;)

Gio 29.08.2008 14:02

Odp: "Nowy Dzień"
 
Do Ptasiego Mleczka.

Pierwsze pytanie jest juz wyjaśnione przez Ciebie, więc przejdę do drugiego. Dlatego, że jest to przenośnia. Słowami, które powiadział popełnił pewnego rodzaju zbrodnię, skazując Robbiego na pójście na wojnę. A Twoje 3 pytanie. Tak. Ci chłopcy traktowali wojnę, jak przygodę. Przecież gdyby niechcieli, nie musieli by iść na tą wojnę. Po za tym panowało mniewanie, że wojna w każdej chwili może się skończyć i dlatego też pójście na wojnę, gdy ona się kończy, było tylko swistego rodzaju zabawą. Wiele przeczytałem książek na temat IIWŚ i wybacz, ale we wszystkich które przeczytałem tak właśnie przedstwiano ochotników do pójścia na front. A uzasadnienie wzięcia udziału jest oczywiste, tylko, że ujawni sie w 4, lub 5 odcinku. Myślałem, że się domyślicie...

ptasie mleczko 29.08.2008 14:24

Odp: "Nowy Dzień"
 
Tak się składa, że ja też tego rodzaju książek mam parę na swoim koncie ;) co do mojego drugiego pytania już teraz rozumiem, ale musisz przyznać, że nie wynikało to jasno z tekstu. Nie każdy tak dokładnie zna Twój tok myślenia jak Ty sam ;) Co do trzeciego już się nie czepiam. tak mi po prostu z deka to zgrzytnęło. Rozumiem już chyba przesłanie ;) że ma być to część charakterystyki bohaterów a nie Twoje prywatne przemyślenia. Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy ;)

Callineck 29.08.2008 15:11

Odp: "Nowy Dzień"
 
Nawet nie przypuszczałam, że po moim krótkim wyjeździe zastanę już nowy odcinek :)

Cytat:

Napisał Atlantis (Post 854466)

Robbie idąc parę kroków zanim
Czym bardziej para mężczyzn
Podeszła do nich siostra pielęgniarka
stanu naświetlenia
dopiero co oszołomiony wiadomość
- Jesteś idealny, by zaciągnąć się do wojska, panie Marshall

- za nim (osobno)
- IM bardziej...
- siostra przełożona, albo wystarczy pielęgniarka (siostra i pielęgniarka to to samo)
- rodzaju oświetlenia
- wiadomością
- Jest Pan idealny... albo ...by się zaciągnąć Robbie

Dobrze, a teraz nieścisłości fabularne:
1. Do podporucznika trzeba się zwracać "panie poruczniku", chociaz to nie ten stopień
2. W miejscach werbunkowych faktycznie nie służą wyższe rangi oficerów, a nawet ci, którzy tam są to emeryci - jednak nazwy "wyższy oficer" używa sie od stopnia majora w górę
3. Niemożliwe, żeby na front wysyłano żołnierzy, którzy nie umieją strzelać - mogliby pozabijać nie tylko wrogów. Szkolenie trwało ok 8 tygodni.
4. W punkcie werbunkowym musieli rozdawać pistolety maszynowe - karabinów maszynowych jest tylko kilka i do ich obsługi potrzeba specjalnego szkolenia.


Ale za to całkowicie zgodzę się z Tobą jeśli chodzi o pobudki dla których poborowi zgłaszali się na wojnę. Robili to dla chęci przygody i właśnie dla zabawy.
Natomiast Robbie zgłosił się dla żołdu. Jego rodzina potrzebuje pieniędzy. Zgadłam???

Pozdrawiam :)

Liv 29.08.2008 18:57

Odp: "Nowy Dzień"
 
Teraz w wojsku za udział w misji, np. w Iraku żołnierz dostaje spora sumkę. Ale czy tak było za czasów II WŚ- mam wątpliwości.
Odcinek łady, ale widać, że się plączesz- wynika to z postów innych. Ja w tej kwestii nie mogę się wypowiedzieć- nie znam się na tym.
Zakładam dwie możliwości reakcji rodziny. Obydwie podobne, ale znacząco się różnią. I obie inaczej wpłyną na sytuacje Robbi`ego.
I jeszcze taka sugestia z mojej strony: w takiej przypowieści typowe fantasy źle będzie wyglądało. Chyba, że to będzie coś w stylu duchy- jeśli tak, to ujdzie (a nawet doda FS charakteru :))
I nie wiem, naprawdę nie wiem, czego się mam po Tobie spodziewać... I ogólnie: do czego dążysz tym FS.

Gio 29.08.2008 19:39

Odp: "Nowy Dzień"
 
Dziękuję wszystkim za dotychczasowe komentarze. Oczywiście przepraszam, za wszystkie niezbieżności, jakie mi dotychczas wytknęliście. Callineck: muszę się niezgodzić co do Twojej czwartej poprawy. Nie chodzi o rodzaj naświetlenia tylko o jago jasność. Chyba, że się mylę, a to jest tym samym. A. Robbie nie jest tego typem żołnierza, co leci na kaskę. Idzie na tą wojnę nie jak na przygodę, tylko jako patriota, z obowiązku, jakim jest bycie obywatelem kraju. Oczywiście. Gdyby każdy tak myślał w mieście nie byłoby żywej duszy, bo wszyscy byli na froncie, ale przecież dlatego wybrałem Robbiego na głównego bohatera, bo jest wyjątkowy, odróżnia się od całości. Co jeszcze do żołnierzy nie umiejących strzelać. Chwyt fabularny. Chcialem podsycić charakter jaki toważyszył pobor. Mój błąd, skapnęliście się. Widzę Callineck, że dobrze znasz się na tym okresie dziejów. Mam nadzieję, że nadal będziesz tak pomocny. Odnoścnie 4 odcinka: próbuję nim odbudować szkody, jakie wyrządził ten fatalny 3 odcinek, który mimo wszystko dla akcj był dość znaczący. Będzie o wiele dłuższy i chyba nie musze tłumaczyć co się w nim stanie. Brakuje mi jeszcze parę zdjęć i tytułu (którego za żadne skarby nie mogę wykombinować), ale raczej nie liczcie, że ukaże sie przed rozpoczęciem roku szkolnego, chociaż bardzo bym chciał, gdyż zaczną się wszystkim obowiązki i coraz mniej osób odwiedzać będzie forum, dlatego premiery każdych kolejnych odcinków planuje na weekendy. Koniec.

Callineck 29.08.2008 19:54

Odp: "Nowy Dzień"
 
Cóż, oczywiście nie załapałam co było przyczyną wstąpiena Robbiego do wojska :)
Ale jedno nie wyklucza drugiego - alianci dostawali spory żołd, ale rozumiem, że patriotyzm był główną przesłanką :)

Dobrze, NAŚWIETLENIE może zostać, ale upierałabym się jednak przy RODZAJU, stan to bardziej przeżycie, np. stan ducha.
I zaznaczam, że nie upieram się przy swojej wersji :D To raczej propozycje :D

Ps. Może nie wygląda, ale jestem dziewczyną ;)

Gio 29.08.2008 20:04

Odp: "Nowy Dzień"
 
Cytat:

Napisał Callineck (Post 855055)
Ps. Może nie wygląda, ale jestem dziewczyną ;)

Och, przepraszam. Jestem taki jakiś nieuważny dzisiaj.

dorothy 01.09.2008 14:34

Odp: "Nowy Dzień"
 
Przeczytalam od początku to FS (bo jestem nowa) i muszę powiedzieć, że bardzo mi się spodobało. Mam tylko drobne zastrzeżenia, ale wytknęli Ci je wszyscy poprzedni użtkownicy. Oczywiście ten 3 odcinek jest chyba najgorszym z dotychczasowych ,ale nie przejmuj się. Z niecierpliwością czekam na odcinek 4. Naprawdę wyjątkowe Fs, bo nim się zalogowalam śledziłam życie forum i kilka FS przeczytalam. Daje 9.99/10 (za ten 3 odc.) i czekam na więcej. Pozdr.

Pirania 01.09.2008 15:23

Odp: "Nowy Dzień"
 
To pierwsze fotostory, które komentuję :) Chociaż czytam już od dosyć dawna...
Do rzeczy - bardzo ciekawa tematyka. Widać, ze starasz się zrobić coś ciekawego i niebanalnego :) Jestem ciekawa, jak całość się rozwinie, zwłaszcza że podjąłeś się trudnego zadania - opowiadanie historyczne wymaga mimo wszystko trochę wiedzy, nawet amatorskie.
Mam jednak jedno zastrzeżenie - żołnierze w Kanadzie nie wołaliby "Bóg, honor, ojczyzna". Jest to POLSKA dewiza, która zresztą stała się "oficjalnie" używana dopiero od 1943 roku. Wcześniej co najwyżej posługiwano się "Honor i ojczyzna", a i to we Francji...

Gio 01.09.2008 16:31

Odp: "Nowy Dzień"
 
Ale się złożyło dziewczyny. Obie napisalyście u mnie komentarz i obydwie macie to jako pierwszy post. Czuję się zaszczycony. A co do Pirani "Bóg, honor, ojczyzna". Oni byli pijani. Mogli coś bełkotać, prawda. Takie mam dla siebie wytłumaczenie. Durne ale jest. Odcinek 4 tuż tuż!!!

Gio 04.09.2008 13:31

Odp: "Nowy Dzień"
 
No więc odpokutowanie za odcinek 3. Ten mam nadzieję wyszedł mi lepiej. Tu niezbyt dużo jest na temat wojny. Odcinek typowy dla wenezuelskich telenoweli ;), ale myslę, że się nie zniechęcicie.

4. Trudne słowa

Robbie wracał do domu niepewnym, niezdecydowanie wolnym krokiem. Jak miał to przekazać? Przecież ta wiadomość przerastała nawet jego samego! Jeszcze dziś rano szedł to obozu Czerwonego Krzyża tylko po to, by zanieść wyruszającym na front dwa bochenki chleba, a tymczasem on sam będzie ich potrzebował. Jednak już postanowił. Musi iść na tą wojnę. Paul ma rację. Co odpowie swoi wnukom, gdy te zapytają go: „Dziadku. A ty co robiłeś na wojnie?”. Bał się tego, co wkrótce musiał uczynić, jednak musiał iść na ten przeklęty konflikt Hitler kontra reszta świata z obowiązku obywatela, mężczyzny, patrioty, który stawia ojczyznę na pierwszym miejscu, przed rodziną, najbliższymi, dniem codziennym i jego sprawami. Ale czy on rzeczywiście taki był? Czy naprawdę tak postępował? Odpowiedź na to pytanie nie była zbyt jasna.
http://img147.imageshack.us/img147/3300/92026735of0.png
http://img147.imageshack.us/img147/9...png/1/w640.png
Zobaczył kamienicę, w której mieszkał już tyle lat. Promienie porannego słońca oparły się o mury budynku, odbijając się o mieniące się złotem szyby. Skąpana w słońcu fasada starego budynku mimo naleciałości, które nanosił czas, dumnie mieniąc się w słońcu wydawała się być reprezentacyjnym budynkiem miasta. Otworzywszy duże, dwuskrzydłowe drzwi znalazł się w klatce schodowej, która sięgała od parteru, aż po ostatnie piętra budynku. Wszedł po schodach na szóstą kondygnację kamienicy, po czym wąskim, a zarazem ciemnym korytarzem udał się pod drzwi mieszkania numer dwadzieścia siedem. Przed naciśnięciem klamki zawahał się nieco. Stojąc na wycieraczce przed wejściem. Co miał powiedzieć? Jak miał się zachować? Może od razu najlepiej wszystko im opowiedzieć, odejść w milczeniu, pozostawić im to do przemyślenia i przyjść dopiero późnym wieczorem, gdy cały materiał będą mieli już przerobiony? Ale jeśli przerobią go niewłaściwie? Nie. Musiał być przy interpretowaniu tego, co miał wygłosić. Nacisnął klamkę. Jego oczom ukazał się zagracony przedpokój, w którym było przejście bezpośrednio do kuchni. Tam też się udał. Ujrzał jego matkę, siedzącego wraz ze swoją wnuczką. Cecylia stała przy piecu, przygotowując śniadanie dla rodziny.
- Nareszcie wróciłeś- odezwała się natychmiast, gdy tylko ujrzała wchodzącego do pomieszczenia mężczyznę.- Zaniosłeś chleb do Czerwonego Krzyża?
- Zaniosłem. Trzy bochenki.
- Tacy biedni ci młodzi chłopcy wyruszający na front. Ten chleb to dla nich prawdziwe błogosławieństwo- wtrąciła się Molly, głosem pełnym smutku i przejęcia.
Robbiego dotknęły te słowa. Przecież niedługo i on miał być jednym z tych tysięcy mężczyzn wyruszających po śmierć, lub chwałę. W tej samej chwili postanowił jeszcze, że nie powie tej smutnej wiadomości już teraz, przy wszystkich. Przekaże ją później i tylko Cee, gdyż ona jest chyba najbardziej wyrozumiała z całego rodzinnego grona.
Na stole znalazła się jajecznica, na której konsumpcje rodzina przeznaczyła pół godziny, mile rozmawiając na różne tematy, między którymi znajdował się uciążliwy, denerwując temat wojny. Po skończonym posiłku Robbie skierował się w stronę swej sypialni.
http://img147.imageshack.us/img147/9213/19466622no7.png
http://img147.imageshack.us/img147/1...png/1/w800.png
- Nie idziesz dzisiaj do szpital?a- niezawodne oko Cee, nieubłagalnie spoglądało na mężczyznę oczekując odpowiedzi.
- Wziąłem sobie wolne.- odpowiedział oschle, próbując by jego zdanie brzmiało jak najbardziej naturalnie. Jakie to już miało znaczenie? Jutro już go tu nie będzie, a cała klinika o nim zapomni. Jaki ma sens iść teraz do niej, a dodatkowo narażać się na ostre słowa z ust dyrektora, oświadczającego, że na jutro mamy zaplanowane dwie operacje jakiś bab, co wiecznie narzekają na ból kręgosłupa? Po co on w ogóle studiował medycynę? Co ona mu teraz dała? Te słabe zarobki, z których ledwo utrzymywał rodzinę? Te lata mozolnej nauki, by trafić do tej prowincjonalnej kliniki? Nie cierpiał siebie za to. Nienawidził zawodu, który życie kazało mu pełnić. Jaki był głupi godząc się na podpowiedzi stryja: „Bo lekarz to duma rodziny.” Przeklinał siebie za wszystko co uczynił dla tej pracy, jednak w innym zawodzie nie było dla niego szans.
Położył się na łóżku mając w dłoni mały tomik, oprawiony w ciemnozieloną twardą okładkę. Otworzył na pierwszej lepszej stronie, nie szukając jakiegoś konkretnego fragmentu. Z powrotem zamknął książkę. Jak ma wykorzystać ten ostatni dzień w domu? Jak mają przebiec jego ostatnie godziny w murach, które przecież zna od tak dawna? Najlepszym rozwiązaniem byłby spędzić je normalnie. Tak jak co dzień. Oddać się swoim najzwyklejszym zajęciom. W łazience cieknie kran, drzwi od szafy niemiłosiernie skrzypią. Nie. Jednak nie miał na to terach chęci. Cokolwiek by nie robił, wydawało mu się to teraz dennym zajęciem, błahym, w perspektywie zbliżających się godzin. Chciał wstać jednak został na łóżku, usłyszawszy, że drzwi od pokoju zaczynają się uchylać. To była Cee. Uchyliwszy drzwi zajrzała do pokoju. Jej oczom ukazała się postać znajdującą się na łóżku. Postawiła krok do przodu.
- Coś się stało?- zapytała zaniepokojonym tonem.- Odkąd przyszedłeś jesteś jakiś inny.
- Ta pogoda tak na mnie działa- odpowiedział, próbując zamaskować uczucia, które się w nim biją. Chciał by jego ton był jak najbardziej naturalny i obojętny, jednak nie obyło się bez lekkiego drżenia głosu, które kobieta natychmiast wyczuła.
- Czuję, że coś jest nie w porządku. Powiedz mi.
Robbie poczuł, że to chyba najwłaściwszy moment, by wszystko powiedzieć. Jednak czy to nie za wcześnie? Mówiąc jej to teraz nałożyłby na nią ciężar, z którym musiałaby przebywać, aż do jutra rana. Jednak więcej czasu pozwoli jej dokładnie sprawę przemyśleć. Nie będzie wydawała wyroku pod wpływem impulsu. Zawahał się jeszcze chwilę, poczym usiadł na łóżku, jednocześnie zamykając lewą dłonią drzwi. Spojrzał swej małżonce prosto w oczy.
- Muszę ci coś powiedzieć- słowa te, były niczym przyznanie się do błędu, że nie wszystko jest w porządku. Że ukrywa coś przed nią.
- Słucham- odpowiedział cicho, delikatnie, w pełnym skupieniu.
- Dziś idąc zanieść chleb do Czerwonego Krzyża spotkałem Paula. Wiesz, mojego kolegę ze szkoły. Postanowił mnie odprowadzić, aż do punktu poboru. Tam, spotkaliśmy podporucznika, który- głos sam mu się załamał- namówił mnie do ujścia na front.
Wiadomość ta dla Cecilii była szokująca. Oparła się o ścianę, spuściła głowę. Długie włosy opadły jej na twarz i ramiona. Stała tak z rezygnacją kilka sekund, może minutę, po czym podniosła głowę walcząc ze sobą, próbując wydusić z siebie jakiekolwiek słowa.
- Nie możesz nas tak zostawić- rzekła w końcu. Jej głos był bardziej cichy, drżał, dwukrotnie się załamał.
- Cee. Wszystko już jest postanowione.
- Ale nie możesz zostawiać nas tutaj samych. Nie damy sobie rady!- kobieta podniosła w rozpaczy głos, jednak był on na tyle cichy, że nie było go już słychać za drzwiami sypialni.
- Nie mogę już zrezygnować. Bardzo cię kocham, ale wybacz. Wojna się kończy, niedługo wrócę z pełnymi kieszeniami forsy. Zaufaj mi!- wstał i przytulił ją do siebie.
http://img147.imageshack.us/img147/2682/10oa5.png
http://img147.imageshack.us/img147/10oa5.png/1/w800.png

http://img147.imageshack.us/img147/7725/11jb2.png
http://img147.imageshack.us/img147/11jb2.png/1/w800.png
Stali tak nieruchomo, z łzami spływającymi po policzku, z ciężarem myśli i zdarzeń, z którymi nie mogli się uporać, ugodzeni przez rzeczywistość, mających tylko siebie, rozdzieleni. Obejmując siebie nawzajem czuli się tak bliscy, tak znajomi, tak kochani, że nic ich w tej chwili rozdzielić nie mogło. Trwając w uścisku zrozumieli sens całego życia, tego co się stało i co dopiero ma nadejść. Pojęli czym jest misja na Ziemi, czemu Bóg stworzył człowieka i kazał mu się uporać z dniem codziennym. Cee wyciągając wnioski ze swoich myśli rzekła, głosem, który był niespokojny, drżący, dziecinny i pokorny.
- Dobrze. Jedź.
- Wiedziałem, że się zgodzisz. Dziękuję ci.- jeszcze mocniej przytulił ją do siebie.
- A kiedy zamierzasz powiedzieć Lucy i matce?- spojrzała mu prosto w oczy.
- Najlepiej będzie, gdy tu to zrobisz, już po moim odjeździe.- powiedział, bojąc się reakcji żony.
- Nie chcesz ich nawet pożegnać?- spytała się.
- Nie. Będzie tak lepiej dla nich i dla mnie.

Nastała noc. Ponownie ciemne, kłębiące się chmury przesłoniły rozgwieżdżony granat nieba. Za oknami wiatr poruszał liśćmi drzew rosnących przy drodze. Dzień dla rodziny Marshallów upłynął tak jak zwykle. Jednak był to tylko zwykły dzień tylko z pozoru. Tam, gdzie żadne ludzkie oko nie dojrzy toczyły się prawdziwe walki z samym sobą. Każdy z domowników prowadził osobną bitwę na myśli, jednak wszystkie te bitwy miały jeden cel, jedne przesłanie. Nie chodziło w nich o pokonanie wroga. Chodziło w nich o pokonanie samego siebie, przezwyciężyć własną osobowość, snując domysły, odkrywać tajemnice. Każdy z członków rodziny badał to, co działo się wokół niego, szczegółowo analizował zebrane fakty, próbował połączyć je w sensowną całość.
Molly. Od czasu gdy zaczęła się wojna niepokojąco zamknęła się w sobie, dziwnie oddalając się od codzienności. Jednak serce matki zawsze dostrzeże gdy coś dzieje się wokół niej niepokojącego, wymagającego niezwłocznej interwencji. Widziała zachowanie Robbiego po śniadaniu, słyszała krzyk Cecilii. Podsłuchiwała. Wiedziała co ma nadejść, wiedziała o postanowieniu syna. Wszystko. Spełniały się jej najgorsze obawy i przeczucia. Ona wiedziała. Wojna się nie skończy tak prędko, jak twierdzą Amerykanie, a Robbie najprawdopodobniej już nigdy nie wróci do domu ginąc na froncie ostrzelany, lub konając w Hitlerowskim obozie z głodu i wycieńczenia, z poniesionych ran. Czuła, że mężczyzna robiąc to zrujnuje im życie, skaże ich na wieczny niepokój, wieczne czekanie, wieczną nadzieję, że kiedyś wróci.
http://img222.imageshack.us/img222/4094/12eg5.png
http://img222.imageshack.us/img222/12eg5.png/1/w640.png
Jednak mimo tak silnej woli powstrzymania syna od tej decyzji coś ją hamowało, coś nie pozwalało wziąść się w garść i ruszyć do pokoju małżeństwa. Może to zdrowy rozsądek? Nie. Przecież to on właśnie każe jej uchronić rodzinę przed tragedią. Zatem co to była za siła, która wychodziła naprzeciw jej silnej woli? Była to siła nieucielestniona, do której nie pasuje żadne z określeń znanych ludzkiemu językowi, siła nieokreślonego pochodzenia. Siłą tak mocno przekonywująca, tak realna, że poddanie się jej wymagało tylko kwestii czasu. I chociaż dręczyły ją wyrzuty sumienia nic już nie potrafiła zrobić. Była bezradna. Coś nad nią zapanowało. Coś miało większą siłę nić ona. Serce matki jest sercem pełnym tajemnic, pełnym wzruszeń i przykrości. Ona cierpiała najbardziej, ze wszystkich Marshallów. Ona nie płakała. Jej przykrość była inna. O wiele bardziej dotkliwa. Ale nic już nie dało się zrobić. Chciała tylko pożegnać się ze synem. Ten ostatni raz.

___________________________
I jak? Prosze o liczne komentarze. Kiedy ja to sobie czytam, odcinek czyta mi się jakoś bardzo lekko. Czyżby zmienil mi się styl? Nie sądzę, ale odcinek według mnie wyszedł jakoś płynnie. A w cz. 5, też wiadomo co się stanie, ale przygotowałem taką małą niespodziankę.

Callineck 04.09.2008 14:43

Odp: "Nowy Dzień"
 
Trochę wcześniej ten weekend niż zapowiadałeś :)

Cytat:

Napisał Atlantis (Post 858000)

Robbie wracał do domu niepewnym, niezdecydowanie wolnym krokiem.
fasada starego budynku mimo naleciałości, które nanosił czas
Stojąc na wycieraczce przed wejściem
Ujrzał jego matkę, siedzącego
wyruszających po śmierć, lub chwałę
jajecznica, na której konsumpcje
różne tematy, między którymi znajdował się uciążliwy, denerwując temat wojny.
szpital?a
Nienawidził zawodu, który życie kazało mu pełnić
Położył się na łóżku mając w dłoni mały tomik, oprawiony w ciemnozieloną twardą okładkę
Stali tak nieruchomo, z łzami spływającymi po policzku,
Dzień dla rodziny Marshallów upłynął tak jak zwykle

- niepewnym, niezdecydowanym, wolnym...
- naleciałości, które naniósł czas
- stał
- swoją matkę siedzącą
- po śmierć lub chwałę (bez przecinka)
- konsumpcję
- między innymi na uciążliwy, denerwujący...
- szpitala?
- zawodu, który pełnił (bez tego "życia", bo to oczywiste)
- w ciemnozielonej, twardej okładce, albo oprawiony w ciemnozielone płóno lub w ciemnozieloną skórę
- z łazmi spływającymi po policzkach
- Dzień w rodzinie Marshallów...

Nie pasuje mi też ten chleb (chyba, że to prowadzona "na chama" akcja propagandowa), bo do Anglii gdzie wyruszają żołnierze chleba się nie dowiezie. Poza tym alianci byli dość nieźle zaopatrzeni w żywność (to, czy była ona smaczna to już osobna kwestia :D)

Odcinek w porządku, nie bardzo jest się do czego przyczepić, bo z uczuciami się nie dyskutuje ;)
A ja na przykład nie wiem co się stanie w 5 odcinku, prócz tego, że Robbie wyruszy na front :)
Jestem też bardzo ciekawa cóż to za tajemnicza siła owładnęła matką Robbiego.

Edit: znalazłam jeszcze jeden błąd:
Coś miało większą siłę nić ona. Serce matki jest sercem pełnym
- niż ona. Serce matki jest pełne tajemnic...

ps. Mogłam jeszcze jakieś błędy przegapić, bo strasznie boli mnie głowa :( Najwyżej jeszcze poprawię jak znajdę

ptasie mleczko 04.09.2008 15:32

Odp: "Nowy Dzień"
 
Trzeba przyznać, że w tym odcinku wkradło Ci się troszkę literówek przez co czytanie było z deka utrudnione. Większość błędów poprawiła Callineck (szybka jesteś ;)) a ja myślę, że zamiast "wziąść" powinno być "wziąć" i nie podoba mi się ten fragment: "już nigdy nie wróci do domu ginąc na froncie ...." tak jakby on wracał ciągle ginąc, takie moje odczucie, a nie lepiej by brzmiało: "już nigdy nie wróci do domu, ponieważ/bo zginie na froncie, lub skona w hitlerowskim obozie.." a nawet bez tego "ponieważ/bo", takie rozpaczliwe "nie wróci...., zginie...., skona...". Jak sądzisz? taka luźna propozycja :) coś tam jeszcze było z literówek ale nic ważnego. i jeszcze jedno może czepiam się i znów coś źle rozumiem ale o ile pamiętam to Hitler nie był sam przeciwko reszcie świata, a inne państwa osi? I takie małe pytanko czy w dalszych odcinkach wypłynie temat, w którym momencie wojny jesteśmy? Bo stwierdzenie, że ta właśnie się kończy nie jest takie jednoznaczne. To Robbie tak myśli, ale tak naprawdę to nie wiadomo. No i to chyba tyle z mojej strony. I dodam jeszcze, że świetnie opisujesz uczucia i ogólnie odcinek mi się podobał. i czekam z niecierpliwością na kolejny pozdrawiam

Gio 04.09.2008 17:29

Odp: "Nowy Dzień"
 
Cytat:

Napisał Callineck (Post 858036)

Nie pasuje mi też ten chleb (chyba, że to prowadzona "na chama" akcja propagandowa), bo do Anglii gdzie wyruszają żołnierze chleba się nie dowiezie. Poza tym alianci byli dość nieźle zaopatrzeni w żywność (to, czy była ona smaczna to już osobna kwestia :D)

Tak, lecz zawsze mam jakąś wymówkę ;) Otóż ludzie, którzy nie mogli pójśc na wojnę (jak choćby Cecilia, czy Molly) chcieli choć trochę zaznaczyć się w wojnie, by później nie było można im zażucić, że byli nieinterseowni. Więc nawwt i taka mała pomoc była pewną wymówką od kompletnego niezainteresowania wojną. No, tak.

Callineck 04.09.2008 18:34

Odp: "Nowy Dzień"
 
Wiem, ta twoja wymówka to "prowadzona na chama akcja propagandowa", ale to nie do ciebie mam pretensje tylko do Ministerstwa Wojny :P

Liv 05.09.2008 20:29

Odp: "Nowy Dzień"
 
@up: takowe było? :O

Dobrze wiesz, że kocham brazylijskie telenowele (a w pisarstwie w szczególności ;)). Dlatego też odcinek świetny. Po odstępach w tekście widziałam, że zdjęcia są, ale mi się niestety nie wyświetlają :( (ale to już nie Twoja wina).
Bardzo fajnie wszystko opisałeś. Nawet czytając aż łezka zakręciła mi się w oku :). CUUUUDO!! ;D
I ogólnie fragment przyznania się bardzo przypomniał mi dwa z mojego "A neverending dream"`a (nie wiem, czy zauważyłeś- ale jedno zdanie jest prawie, że żywcem wyciągnięte).
I nie myśl, że podejrzewam Cię o plagiat- z reszta wątpię, czy pisząc to skapnąłeś się.
Ciekawi mnie jeszcze reakcja córeczki Robbi`ego (zapomniałam imienia). I oczywiście tego, jak jej to powiedzą (chociaż do tego też mam podejrzenia... Ale dobrze Ci radzę- nie pytaj mnie o to ani na gadu ani na PM`ach. I tak nie powiem ;P)
Więc czekam na next part :)

Pani_Snejp 24.09.2008 16:20

Odp: "Nowy Dzień"
 
Przeczytałam (wcześniej zaczęłam, zanim mi zaproponowałeś/aś... sorki ^^') i powiem szczerze, że bardzo mnie wciągnęło :) To fotostory jest inne niż wszystkie. Nie jest płytkie, jak każde 'jestem-nieszczęśliwą-nastolatką-ups-jestem-szczęśliwa'. Czuć dreszczyk emocji, wszechobecny strach przed wojną... Cacy! :]
Czekam z niecierpliwością na kontynuację :)

Gio 28.09.2008 17:47

Odp: "Nowy Dzień"
 
Pewnie zastanawiacie się dlaczego nie ma kolejnych odcinków ND. Od razu mówię, że nie przestałem tworzyc tego FS, tylko przeszkodziły mi w tym problemy z simami, które na dzień dziesiejszy są juz aktualnie pokonane, dlatego też niebawem możecie spodziewać się kolejne odcinka. A może jeszcze ktoś oceni? :)

Gio 29.09.2008 18:12

Odp: "Nowy Dzień"
 
Przepraszam, że post pod postem, ale nikt by nie zauważył, że wstawiłem nowy odcinek. Po długich męczarniach z simami wreszcie jest nowy odcinek. Och. Wychodzi z tego niezła telenowela :). W drugiej części odcinka pisałem nowym, próbym style, tzn. że jest mniej opisów i wogóle tak jakoś prościej. Powiedcie który styl wam się bardziej podoba, to będę starał się dostosować. Jeszcze muszę bardzo podziękować Callineck (nie wiem jak to przez przypadki, więc pozostańmy przy mianowniku :P), za bardzo wilką pomoc. Na pewno pomoże mi w dalszym tworzeniu serialu. A teraz czytajcie :) Jakby coś było nie tak ze zdjęciami to mówcie, bo nie wstawiam juz przez ImageShack tylko przez TinyPic (jakby co).

5. „Wracaj, wracaj do nas”

Ten poranek nie różnił się niczym od kilku poprzednich początków dnia. Tuż nad ziemią zawieszona była szara masa, nieprzyjemnie mdląca i wilgotna. Noc upłynęła pod znakiem myśli, dręczenia się o mający wkrótce nadejść początek nowego dnia. Wkrótce miało się spełnić to, co miało być ukoronowaniem tych wszystkich zdarzeń, myśli, uczuć, które miały swe miejsce w tej niespełna jednej dobie.
Gdy tylko Robbie uniósł się z łóżka, Cecilia uczyniła to samo. Ona najwyraźniej również nie mogła spać, napastowana przez dręczącą myśl: „Czy na pewno dobrze zrobiła zgadzając się na to wszystko?”. Nie potrafiła odpowiedzieć. W tej chwili miała dwa serca, dwa dobre anioły podpowiadające właściwy wybór, dwie wole. I każda z nich była tak samo silna, tak samo przekonywująca, tak samo działała na kobietę. Jej dusza podzielona była na dwie połowy. Żaden wybór nie był zły, ale nie był też dobry. Dlaczego życie wystawia ją na taką próbę? W czym zawiniła, że teraz musi cierpieć? Do odpowiedzi jednak daleko. Nie było nawet widać jej na horyzoncie…

Ostatnie kromki chleba, ostatnia wspólnie wypita herbata, ostatnie wspólne śniadanie. Ostatnie raz wspólnie spędzany czas. Milczeli. Ich języki były zduszone, nie mogące wymówić z siebie ni jednego słowa, odgłosu. Ich oczy unikały siebie, wiecznie wpatrzone w pustą przestrzeń. Dwie istoty. Obce.

Na zewnątrz było jeszcze chłodno, jednak to nie powstrzymało Cecilii od wyjścia za Robbiem. Na ulicę powoli zaczęli wylewać się ludzie. Niby czarna masa, starannie wymieszana. Każdy był sobie obcy, każdy nie interesował się nikim innym tylko sobą, każdy brnął wciąż dalej tylko przed siebie, będąc uczestnikiem wylewania się masy, rozciągania, rozprzestrzeniania w najgłębsze zakątki miasta, niczym woda, chcąca wedrzeć się wszędzie. Masa była jednolita, mało interesująca, jednak składała się z ludzi- wyjątkowych, oryginalnych, jedynych w swoim rodzaju, mających swoje życie, każdy swoje.
Robbie zrobił pierwszy krok z setek kroków, które miały go zaprowadzić do punktu poboru. Nim jednak postawił kolejne kroki Cecilia złapała go za ramię. Odwrócił się na pięcie. Wiedział, że to zrobi. Jak by tego nie zrobiła on by to zrobił. Nie mogli obyć się bez pożegnania. Oni się już pożegnali. Wczoraj, podczas rozmowy. Mimo wszystko teraz wpatrywał się jej w twarz, prosto w oczy, jakby wcześniej nie unikali tak bezpośrednich kontaktów. Cecilia chwyciła za dłonie swego męża, nie odrywając wzroku od jego twarzy. Milczeli. Czy tak miało wyglądać do pożegnanie? Milczenie? Nie. Na pewno nie. Usta kobiety na chwilę drgnęły, lecz nie zdołała wydusić z siebie słowa. Wyglądało to jak małe zachłyśnięcie powietrzem. Chwilę potem jej usta rozwarły się ponownie.
[IMG]http://i36.************/2eknrf5.jpg[/IMG]
- Kocham cię. Czekam na ciebie. Wracaj, wracaj do nas.
To były ostatnie słowa jakie usłyszał. Nawet się nie pocałowali. Odszedł, tworząc masę. Zniknął w natłoku ludzi. Ona jeszcze długo stała na progu domu, wpatrując się w płytki, którymi wyłożony był chodnik. Jeśli ostatni raz go widziała? Nie. Nie dopuszczała do siebie takiej myśli, a przynajmniej nie chciała dopuszczać. Życie przecież musi toczyć się dalej i nikt ani nic go nie powstrzyma. Skierowała się w kierunku drzwi, gdy poczuła, że w jej ręce jest kartka. Dziwne, że nie zauważyła jej wcześniej. Pewnie Robbie musiał ją jej wetknąć, gdy trzymali się za ręce. Rozchyliła mały kwadracik papieru.
„Kocham cię”
Głosił ręcznie napisane litery. Kobieta uśmiechnęła się do siebie, a myśli jej mówiły „Ja ciebie też”.

Szedł okrężną drogą, by móc jeszcze raz zobaczyć piękno budzącego się Calgary. Pomarańczowe światło porannego słońca oparło się o budynki, tworząc jednolitą fasadę. Ruch stawał się coraz większy. Robbie zapomniał o wszystkim co miało nastąpić później. Postanowił zatopić się w życiu miasta, wsłuchać się w odgłos jego bijącego życia, być jego częścią, myśleć tak jak ono, żyć tak jak ono. Idąc chodnikiem wzdłuż głównej alei miasta całkowicie zatopił się w myślach. Jego ruchy kontrolowała mechaniczna siła, nad którą nie panował. Nie zwracał na to jednak uwagi. Pozwolił się nieść nogą tam gdzie go zaprowadzą, a on sam skupił się tylko w sobie, zamykając się na rzeczywistość, podziwiając przebijający się przez mgłę błękit nieba.
[IMG]http://i34.************/azb1cl.jpg[/IMG]
Przeszedł w poprzek aleję i skręcił w prostopadle położoną ulicę prowadzącą do parku. W podświadomości był pewien, że idzie do punktu poborów, że ma kontrole nad ciałem, że za chwilę będzie tam gdzie miał trafić. Kolejna przemierzona w poprzek ulica była taka sama jak poprzednia i kolejna. Czuł się jednocześnie świadomy i nieświadomy tego co dzieje się z jego ciałem. Tracił nad nim kontrolę jednak szedł dalej. Jego duch odłączył się od postaci naziemnej, która wydawała się żyć swoim życiem. Zapomniał o wszystkim. Teraz nie myślał już o niczym. Jego stan był bardzo dziwny. Czuł się jakby go nie było. Zaczęło mu się kręcić w głowie. Później tylko pisk opon, klakson samochodu.

[IMG]http://i33.************/f2rgbp.jpg[/IMG]

Gdy się ocknął krata chłodnicy starego, trzytonowego renault była tuż przed jego nosem. Poczuł ciepło wydobywające się z silnika i nieprzyjemny zapach oleju silnikowego, pomieszanego ze swądem nagrzanego metalu. Z kabiny pasażerskiej wybiegł mężczyzna machając rękami.
- Człowieku! Mogłem ci przejechać!- słowa te jednak obijały się o uszy mężczyzny niczym echo, którego nie był wstanie zrozumieć. Przez chwilę był w szoku. Nieświadomy tego co się stało, gdzie jest kucał przy zderzaku ciężarówki, która zatrzymała się dwadzieścia centymetrów od niego.
- Nic ci się nie stało?! Dzięki Bogu! Wstawaj pokrako! Mogłeś mnie wpędzić do więzienia tym łażeniem przez środek drogi!- kierowca spontanicznie machając rękami wyrzucił z siebie kilka chaotycznie wypowiedzianych słów, po czym chwycił za rękę Robbiego i pomógł mu wstać.
Z tyłu ciężarówki w tym czasie wyskoczył umundurowany mężczyzna. Wsparłszy się o czarną oponę samochodu z zaciekawieniem obserwował całe zajście. W końcu postanowił zbliżyć się do poszkodowanego, najwidoczniej z zamiarem pouczenia najprawdopodobniej pijanego przechodnia.
- Wie pan, że mógł pan już być na tamtym świecie?- głos Paula skuteczniej doszedł do uszu Robbiego, aniżeli spontanicznie wypowiedziane słowa kierowcy.
- Paul?- Robbie badawczym wzrokiem przyglądał się umundurowanej figurze znajomego.- Co ty tutaj robisz?
- Robbie?! Myśleliśmy, że nie przyjdziesz! Parę sekund później i odjechalibyśmy bez ciebie. Byłbym bardzo zawiedziony.
- Ale jak to?- mężczyzna jeszcze nie całkiem odzyskał przed chwilą utraconą przytomność. Spojrzał na zegarek. Rzeczywiście. Było już dwadzieścia minut po umówionej godzinie. Widocznie tak bardzo pochłonęło go poranne Calgary, że stracił poczucie czasu. Nim oderwał wzrok od podróby złotego Rolexa poczuł na swoich plecach łagodne klepnięcie ręki przyjaciela.
- To jedziesz czy nie jedziesz?
- Jadę… Jadę…

Wnętrze ciężarówki było przepełnione mężczyznami.
- Czy znajdzie się jeszcze jedno wolne miejsce dla odważnego ochotnika?- Paul oczyma rozejrzał się po towarzyszach.
Mężczyźni od niechęci zwolnili jeszcze jedno miejsce waląc przy okazji kilkoma przekleństwami.
- Siadaj, Robbie. Czuj się jak w domu! – Paul zajął swe miejsce naprzeciw nowo przybyłego mężczyzny. Ciężarówka z wolna ruszyła zostawiając za sobą chmurę czarnego dymu. Przeraźliwy hałas dobiegający z silnika samochodu zagłuszył całą kabinę.
- Masz! To twoje ubranie! Radzę się przebrać, bo mogą cię nie wpuścić na statek!- głos Paula był ledwo dosłyszalny. Robbie otworzył małą czarną walizeczkę. Gdy ujrzał jej zawartość doznał chwilowego szoku. Spodziewał się tam zupełnie czegoś innego. Zamiast munduru w odcieniach brązu i ciemnej zieleni ujrzał starannie złożony biały materiał z wyszytym czerwonym krzyżem na lewej piersi.
- Paul! Co to jest do cholery?!
- Twój nowy strój!- zaśmiał się przyjaciel.- A czego się spodziewałeś?! Przecież jesteś lekarzem! Na froncie przyda się każda pomoc medyczna!
Przeszukał zawartość walizki. Kilka czepków, para rękawic, maseczki. To wszystko. Jeszcze tylko brakowało cukierka z pozdrowieniami. Robbie uświadomił sobie, że wcale nie zostanie żołnierzem. Jego wizje na temat wojny wcale się nie spełnią. Nie będzie tym odważnym wybrańcem walczącym na froncie. Będzie tylko podrzędnym lekarzem, walczący o życie rannych w szpitalu polowym. Zawiódł się. Frasowało go jeszcze kilka innych pytań, jednak nie miał już siły wydobywać z siebie kolejnych słów. „Dlaczego został sanitariuszem? Przecież mógł się tego spodziewać! Czy go wrobiono, czy tak miało być od początku? Dlaczego jedzie z żołnierzami, a nie z innymi sanitariuszami z Czerwonego Krzyża?” Pytanie te nurtowały go jeszcze przez wiele dni, tymczasem jednak patrzył, jak za kolejnymi pagórkami ginie rozświecone złotem poranka Calgary…

[IMG]http://i36.************/2s6vio9.jpg[/IMG]

UWAGA!!! NIE WSTAWIĘ KOLEJNEGO ODCINKA PÓKI NIE BĘDZIE 7 KOMENTARZY OD SIEDMIU RÓŻNYCH OSÓB :P !!! (czuję się niedowartościowany)

Edit. Wiem co ze zdjęciami. Rozwalają forum, jednak nie moge robić w ImageShacku bo mi coś szwankuje, po za tym TinyPic szybciej robi. Następnym razem postaram się o mniejszy rozmiar :)

niepokorna 29.09.2008 18:55

Odp: "Nowy Dzień"
 
Bardzo fajny odcinek :D

Jak nie jego przyjaciel to ciężarówka chce go zabić ^^
Poprawianie zostawiam innym- NIEKTÓRZY zawsze znajdą błędy.
Jak dla mnie 10/10

1 komentarz masz z głowy :P

Liv 29.09.2008 20:42

Odp: "Nowy Dzień"
 
Nie zostawiłam sobie przyjemności przeczytania tego odcinka na piątek, co miałam w zamiarze.
Pytałeś się o styl. A więc proszę bardzo.
Nie widzę wielkiej różnicy pomiędzy jednym a drugim.

I wiesz co? Powinnam Cię wyśmiać. Facet piszący telenowelę!
Wiem, że zdajesz sobie z tego sprawę, że pisanie w tym stylu Ci wychodzi. No ale, ale...
Wojna- dramat straszny, więc naszpikuj opowiadanko jakimś dramacikiem, żeby nie było 100 procentowej telenoweli.
Źle odmieniasz imię głównego bohatera. WSTYD!
(poprawna wersja to Robbi`ego)
W scence z potrąceniem, w jednym z dialogów, zamiast ci powinno być cię. Był jeszcze jeden błąd tego typu, ale już nie pamiętam gdzie.

Sama akcja mogłaby być bardziej tragiczna.
9/10

Callineck 29.09.2008 20:59

Odp: "Nowy Dzień"
 
Biorę się za czytanie i poprawianie, ktoś musi ;)

Cytat:

Napisał Atlantis (Post 869245)
Ten poranek nie różnił się niczym od kilku poprzednich początków dnia.
Wkrótce miało się spełnić to, co miało być
Ostatnie raz
uczestnikiem wylewania się masy,
mających swoje życie, każdy swoje.
Robbie zrobił pierwszy krok z setek kroków
Pozwolił się nieść nogą tam gdzie
Paul oczyma rozejrzał się po towarzyszach.
Mężczyźni od niechęci zwolnili
Przecież jesteś lekarzem
Pytanie te nurtowały
color][/b]

- bez "początków dnia"
- to, co będzie, za dużo w tym zdaniu słów "miało"
- ostatni
- uczestnikiem tej masy (nieotrzebne powtórzenia)
- mających każdy swoje życie
- pierwszy z setek kroków
- nogom
- niepotrzebnie "oczyma"
- niechętnie albo od niechcenia
- przedostatni wers - patrz PM
- pytania

No proszę a to niespodzianka, myślałam, że na nowy odcinek poczekam do końca tygodnia ;)
Miło mi bardzo, że moje rady na coś się przydały :D
Bardzo mi się podoba jak piszesz o uczuciach, naprawdę jestem pod wrażeniem :)
I nie obchodzi mnie ile dostaniesz komentarzy - nowy odcinek ma być szybko, bo się będę bardzo niecierpliwić :D

EDIT: A o to zdanie chodziło Liv "Człowieku! Mogłem ci przejechać!"

He, przegapiłam błąd - dlatego, że opowiadanie było ciekawe :P


Cytat:

Napisał Liv (Post 869343)
No ale, ale...
Wojna- dramat straszny, więc naszpikuj opowiadanko jakimś dramacikiem, żeby nie było 100 procentowej telenoweli.
Sama akcja mogłaby być bardziej tragiczna.
9/10

Muszę się z tobą nie zgodzić. To duży dramat jeżeli Robbie zaciągnął się do wojska, a został sanitariuszem. Sanitariusze mimo, że ratowali życie swoim kolegom sami wystawiając się na ostrzał byli traktowani przez kolegów "z frontu" poniekąd jak tchórze - niby, że bali się zabijać (albo umierać) to zostali sanitariuszami. Jednak mężczyźni z wykształceniem medycznym nie mieli przy werbunku szans - z miejsca zostawali sanitariuszami :)

Gio 30.09.2008 16:39

Odp: "Nowy Dzień"
 
Dziękuje za 3 komentarze, z czego za dwa bardzo konstruktywne. Jednak postawiłem limit- barakuje jeszcze czterech :P Dlatego zachęcam was do przeczytania waszych wypocin. I musze zawieść Liv. Mam napisany 6 odcinek, bardzo melancholijny, i bardzo telenowelijny :P No, coż. Przecież ze względu na jedną osobe nie będe zmieniał pół serialu. Jednak już siódmy i najprawdopodobniej ósmy odcinek będzie poświecony wyłączeniu Robbiemu i jego działalności na froncie, dlaczego te dwa odcinki będą tak jakby odkupieniem. Odcinek mam plany wstawić w następnym tygodniu. Liczę na wasze komantarze! :) I rozwiewam wszelkie wątpliwości. Robbie został LEKARZEM a nie sanitariuszem!

Sandrine 30.09.2008 20:13

Odp: "Nowy Dzień"
 
Świetne fotostory.
Naprawdę.
Jedno z lepszych na tym forum.
Świetne zdjęcia , ciekawa fabuła.

Jak dla mnie to 10/10!!!

mysza95 02.10.2008 16:07

Odp: "Nowy Dzień"
 
Gdy kilka dni temu przeglądałam tematy z FS to stwierdziłam, że nie chce mi się czytać twojego FS bo ma za dużo tekstu.Ale dziś pomyślałam, że zobaczę o czym jest i się zdziwiłam.Dawno nie czytałam tak świetnego FS jak twoje.Czy ty naprawdę masz 14 lat?Bo piszesz rewelacyjnie.Czekam na kolejny odcinek :P

Gio 03.10.2008 17:15

Odp: "Nowy Dzień"
 
Tak, ja naprawdę mam czternaście lat i sam napisałem ten tekst. jednak nie jest to jakieś wyjątkowe. Pare osoób na forum mających 14-15 lat pisze bardzo ładne opowiadania i fotostory :) Czekam jeszcze na 2 komentarze :)

ptasie mleczko 03.10.2008 22:21

Odp: "Nowy Dzień"
 
a mój się liczy?? No więc ekhhmm bardzo podoba mi się Twoje fs ciekawa tematyka, ciekawie napisane, dopracowane, fajne zdjęcia, przyjemnie się ogląda i czyta. no to może wystarczy bo jeszcze osiądziesz na laurach ;) i już nie wspomnę że ciągle zaglądam i czekam na ten odcinek niecierpliwie pozdrówka

Gio 05.10.2008 12:12

Odp: "Nowy Dzień"
 
Tak, Twój też się liczy, bo niby dlaczego miałby się nie liczyć :) Co do kolejnego odcinka: najprawdopodobniej będzie we wtorek, jednak jeszcze nic nie przesądzone. Chyba go dam w dwóch częściach, albo skrócę, bo taki jakiś tasiemcowy wyszedł. I przypoinam, że jeszcze licze na jednego komenta, bo nie dam odcinka... :P

Gio 07.10.2008 16:11

Odp: "Nowy Dzień"
 
Tak jak obiecałem, jest kolejny odcinek. Mam nadzieję, że napiszecie komentarze juz bez moich błagalnych próśb :P Trochę zamieszałem, dlatego nie pozostawię was w nieświadomości, bo co niektóre rzeczy muszą się wyjaśnić zaraz, dlatego też kolejny- 7 odcinek również będzie o Cecilii. Może niektórych to rozczarowało, ale w zamian dostaną później 2-3 odcinki typowo wojenne prosto z frontu:) Zatem zapraszam do czytania.

6. Czerwona skrzynka na listy

Cecilia siedziała przy stole, trzymając w ręce pióro, którego koniec co chwila trafiał do wypełnionego do połowy atramentem kałamarza. Na papier przelewała kolejne myśli, ładnym, stylistycznym pismem. Co parę słów odrywała wzrok od bieli papieru i wracała do tamtych chwil spędzonych z Robbiem. Zastanawiała się co napisać. Sięgnęła ręką do szuflady biurka. Przez chwilę szperała w niej dłonią na oślep, aż w końcu wydobyła z niej mały kwadracik pożółkłego papieru. Powoli go rozwinęła. To był ostatni list od Robbiego.

Paryż, 24 sierpnia 1943 roku.

Dotarł do niej niespełna miesiąc później. Ona wysłała już od tamtego czasu wiele listów, jednak na żaden z nich nie było odpowiedzi. Niektórzy mówili, że poczta przestała działać, że żaden list już ani nie przyjdzie, ani nie zostanie wysłany. Ona w to jednak nie wierzyła. Pisała kolejne listy z nadzieją, że na któryś z nich przyjdzie upragniona odpowiedź. Wrzucała do czerwonych skrzynek pocztowych kolejne koperty zaadresowane na adres Czerwonego Krzyża na froncie.

Jeszcze raz postanowiła przeczytać parę linijek bazgrołów pisanych w pośpiechu, jednak tak przenikających, tak wnikających. Pierwsza łza pozostawiając po sobie ślad na bladym policzku kobiety, spadła na list, rozmazując jego ostatnie litery- „Kocham cię”. Odkąd Robbie wyjechał, regularnie co dwa miesiące przychodziła krótka relacja z tego, co dzieje się na froncie. Opisywał w niej jak bardzo za nią tęskni, zapewniając ją, że wojna powoli dobiega końca, że niedługo znajdzie się w domu, przy niej”. Dawało to nadzieję, było mocą napędzającą dalej toczące się życie. Jednak nie było po nim śladu już ponad pół roku. Ta mała kartka była dla Cecilii niczym Biblia. Otwierana codziennie, odczytywana z wielką czcią, przywołująca wspomnienia i łzy. Teraz fakt, że poczta nie działa była pocieszeniem. Pocieszeniem zwalniającym od myśli, że on nie żyje. Ale przecież na pewno musiał żyć! To, że Paul zginął pół roku temu nie świadczy o tym, że cała reszta żołnierzy również musi zginąć. Z powrotem zwinęła kartkę i starannie odłożyła ją do szuflady, wpierw delikatnie całując. Zakończyła swój list tymi samymi słowami, którymi kończyła każdy list- „Kocham cię. Czekam na ciebie. Wracaj, wracaj do nas”.

Zima lutego 1940 w Kanadzie była bardzo ostra. Śnieg utrzymywał się już od października i nadal stabilnie zalegał na obszarze całego państwa przez „codzienne, świeże dostawy”. Cecilia wyszła na martwą ulicę, której głuchą ciszę od czasu do czasu przerywał warkot silnika samochodu. Jeszcze raz spojrzała na mały domeczek w równym rządku takim samych domków.
[IMG]http://i38.************/3005teo.jpg[/IMG]
Mieszkanie dostała w spadku po umarłym wuju 1938. Odtąd opuściła tamto mieszkanie na szóstym piętrze i przeprowadziła się tutaj, do spokojnej dzielnicy na obrzeżach Calgary. Najbliższa skrzynka pocztowa stała na oddalonym o pół kilometra skrzyżowaniu, jednak nie przeszkadzało to kobiecie. Wręcz przeciwnie. Idąc w dziesięciostopniowy mróz otulona ciepłym płaszczem wolno szła na południowy- wschód. Minął ją konwój wojskowych trzytonowych ciężarówek, pełen młodych chłopców wyruszających na front. Rok temu jednym z takich był Robbie. Mijała kolejny szereg domków, spoglądając w okna, gdzie paliły się światła. Spoglądała na ludzi wspólnie zasiadających do śniadania przed kolejnym dniem, takim jak każdy inny dzień. Szkoda, że ona nie mogła już tego doznać. Teraz była sama z Lucy. Matka Robbiego umarła zaraz po jego wyjeździe- jeszcze mu nie powiedziała. Nie wiedziała jak na to zareaguje.

Droga upłynęła jej bardzo szybko. Za rzędem drzew, które rosły wzdłuż ulicy zamajaczała czerwień skrzynki pocztowej. Każdy krok wyostrzał rażący kolor spośród szarości zimowego poranka. Odwalony z chodnika śnieg leżał na paśmie porośniętym drzewami, dzielącym chodnik od ulicy. Zbliżające się skrzyżowanie ulic Drunhmeller Street i Jasper Street przeciął seledynowy Ford i zatrzymał się koło małego sklepu po drugiej stronie ulicy. Wyszedł z niego mężczyzna niedbale zatrzaskując za sobą drzwi, które trzasnęły przenikliwie lekko kołysząc samochodem. Ubrany był w strój jednej fabryk w centrum miasta. Szyld na samochodzie wskazywał, że jest to jeden z ludzi Manufaktury Georga- największej fabryki w całym stanie. George Manchester stworzył prawdziwe obuwnicze imperium. Jego sklepy działały w całym kraju, a potężna fabryka wznosząca się ponad kamienice miasta z nowoczesnym wieżowcem na czele przodowała wśród wszystkich firm nie tylko obuwniczych. MG przejęło ostatnio kilka mniejszych fabryk zajmujących się produkcją czekolady, opon do samochodów i ubrań tworząc gigantyczne imperium, od którego cały kraj był niemalże uzależniony. Potężna instytucja wymiotła z rynku konkurencję dyktując warunki. Nic dziwnego, że Manufaktura Georga przed trzema miesiącami zaczęła być obserwowana przez policję i służby specjalne. Firma ma przygotowywać się do wejścia na amerykański rynek, czego dowodem mogą być tereny kupowane po drugiej stroni południowej granicy, a także odkładanie dziesiątek milionów dolarów w bankach u południowych sąsiadów.

Wkrótce mężczyzna wrócił i wsiadł do samochodu. Cecilia spostrzegła, że jest w nim jeszcze drugi mężczyzna, pochłonięty lekturą. Coś do siebie mówili, jakby się sprzeczali. Kierowca nerwowo wymachiwał rękoma. Kobieta dodarła do skrzynki. W tym samym momencie do jej uszu dobiegł warkot silnika. Ford powoli potoczył się wzdłuż ośnieżonego krawężnika. Cecilia przyłożyła do ust kartkę, jak zawsze czyniła przed wysłaniem listu. Kremowa koperta trafiła do skrzynki wypełnionej listami. Kobieta jeszcze przez chwilę wpatrywała się w czarne wnętrze skrzynki przez mały wąski, prostokątny otwór, przez którego do wnętrza wpadało blade światło dzienne, oświetlając koperty leżące na górze sterty.
Z niewielkiej odległości dobiegł pisk opon. Kobieta owinięta w gruby płaszcz spojrzała w tamtą stronę. Ta sama furgonetka z MG zawróciła przez środek ulicy i z dużą prędkością mknęła w jej stronę. Cecilia nadał stała nieświadoma tego, co za chwilę może się wydarzyć. Położywszy lewą dłoń na zimnym metalu skrzynki obserwowała samochód, który pędził z coraz to większą prędkością. Jego koła zbliżały się coraz bliżej krawężnika. Możliwe, że kierowca tracił panowanie nad kierownicą. W końcu samochód podskoczył na krawężniku i dwoma prawymi kołami znalazł się na chodniku. Od kobiety pojazd znajdował się już zaledwie kilkadziesiąt jardów, która to odległość zmniejszała się w niewiarygodnym tempie. Cecilia odskoczyła w bok widząc, że samochód nie zaczyna hamować.

[IMG]http://i35.************/242cqhh.jpg[/IMG]
[IMG]http://i38.************/30vc20w.jpg[/IMG]

Gdy uderzyła całym ciałem o zlodowaciały chodnik usłyszała za sobą huk i dźwięk tłuczonego szkła. Obejrzała się za siebie. Zobaczyła przewróconą czerwoną skrzynkę, z której wysypały się wszystkie listy już rozwiewające się po ulicy. Obok niej leżała stłuczona lampa forda, która najwyraźniej nie wytrzymała uderzenia i wraz z całym okablowanie oddzieliła się od karoserii. Kobieta powoli wstała otrzepując się ze śniegu. Z drugiej strony ulicy nadbiegał zdyszany policjant, a w oknach pojawili się ludzie.

Wkrótce zdyszany policjant znalazł się przy niej. Jego czarny, starannie wygolony wąsik połączony z czerwoną od wysiłku twarzą i małymi oczyma nie sprawiał najciekawszego pierwszego wrażenia przedstawiciela prawa.
- Nic pani nie jest?- jego głos był przerywany, drżący, wymówiony na siłę. W przerwach między wyrazami łapczywie łapał powietrze w usta.
- Nie, dziękuję- wyglądało na to, że kobieta mimo iż w szoku była w lepszej kondycji niż jej „wybawca”.- Chciano mnie przejechać!- nie czekała, aż policjant zada kolejne pytania.
- Zapamiętała pani numery rejestracyjne?
- Nie.
- Może pani podać opis samochodu?- policjant wyjął z kieszeni mały notatnik z długopisem.
- Seledynowa furgonetka, ford. Zielono- niebieski szyld Manufaktura Georga.- kobieta starała sobie odtworzyć w pamięci obraz z przed kilku minut.
- Coś jeszcze? Jakieś znaki szczególne? Kierowca?
- Kierowca to mężczyzna w średnim wieku. Miał na sobie ubranie Manufaktury. Nie przyglądałam mu się dokładnie. Był jeszcze z nim ktoś, drugi mężczyzna, tamtemu jednak nie przyglądałam się wcale.- Cecilia mówiła urywanymi zdaniami. Głos jej drżał, była w lekkim szoku jednak nie starała się tego okazywać.- Widzi pan? Samochodowi odpadła prawa lampa. Musze też być jakieś ślady na zderzaku, karoserii…
- Rozumiem- wymamrotał mężczyzna jednocześnie notując ostatnie słowa w notatniku.- Są jacyś świadkowie?- rozejrzał się wokoło.
- Raczej nie. Nikogo na ulicy nie ma, chyba, że ktoś spoglądał przez okno.
- Rozumiem.- struż prawa cofnął się o krok do tył i podniósł lekko daszek czapki- Dowidzenia. Skontaktujemy się jeszcze z panią.
- To wszystko?- Cecilia chwyciła go za ramię.
- Przecież powiedziałem, że jeszcze się z panią skontaktujemy.
Kobieta poczuła lekkie rozczarowanie. Przecież chciano ją przejechać. Przecież mogła stracić życie, a ten durny komisarz potraktował ją tak obojętnie! Ruszyła w stronę domu, nie zwracając uwagi, na roznoszone przez wiatr listy, unoszące się ciut nad powierzchnią ziemi, gładko płynące coraz to dalej. Komisarz zniknął za najbliższą kamienicą. Dlaczego akurat się tu znalazł? Przecież policja nie ma obchodów o tak wczesnej porze. Dlaczego przybiegł jak już było po wszystkim? Niestety, na odpowiedzi przyjdzie jej trochę poczekać.

niepokorna 07.10.2008 17:00

Odp: "Nowy Dzień"
 
Mam pewne wątpliwości... Może mi się tylko wydawać, ale co tam :P
2 wojna światowa zaczęła się we wrześniu, a Ty napisałeś, że w lutym minął rok.
To taka mała wątpliwość :D
Podobają mi się uczucia zawarte w tych listach.
Cały tekst przyjemnie się czyta, nie zauważyłam błędów.
Będę trzymać kciuki za to fs.
I czekam na następny :)

Pozdrawiam.

ptasie mleczko 07.10.2008 17:21

Odp: "Nowy Dzień"
 
Właśnie to samo chciałam napisać. napisałeś że ostatni list od Robbiego miał datę 24 sierpnia 1939 a wojna rozpoczęła się 1 września tegoż roku, no chyba że to był jakiś przedwojenny list miłosny. ja tam nie wiem. i pisałeś w poprzednich odcinkach że wojna chyli się ku końcowi a w 1940 r. ta dopiero się rozkręcała. ale ok. i mam jeden żal. czemu tak krótko??? no i jestem w szoku kto chciałby zabić Cecillie? i powiem jeszcze że z niecierpliwością czekam na te odcinki z frontu szczególnie jestem ciekawa zdjęć ale znając Ciebie pewnie będą świetne ;)

Edit: Oczywiście Callineck masz rację. Nie przewidziałam tego. widocznie do jakiegoś znawstwa mi daleko. Jak to pisząc trzeba myśleć o wszystkim, nawet o tym co kto myślał i kiedy. ;) dlatego ja się nawet za takie coś nie zabieram za dużo merytorycznych błędów pewnie bym miała. Tym bardziej szacunek dla Atlantisa że się wziął za tak trudny temat. popraw daty i jest super ;) pozdrawiam

Callineck 07.10.2008 18:33

Odp: "Nowy Dzień"
 
Dobrze, zaczynamy :)

Cytat:

Napisał Atlantis (Post 872753)
tak przenikających, tak wnikających
Teraz fakt, że poczta nie działa była
- Rozumiem.- struż prawa

- przenikliwych, przejmujących
- był
- stróż


No proszę, mąz wyjechał, a Cecilia wplątała się w jakąś aferę...
Jestem nieźle zaintrygowana co z tego wyniknie :)
Ale czekam jednak na odcinki frontowe ;)


Cytat:

Napisał ptasie mleczko (Post 872849)
pisałeś w poprzednich odcinkach że wojna chyli się ku końcowi

Hm, chciałam tylko zaznaczyć, że na Zachodzie inaczej odczuwali wojnę niż my i panowało tam raczej przekonanie, że po przystąpieniu USA do wojny szybko się ona skończy :) Tak też myśleli żołnierze.
My z perspektywy czasu wiemy jak było naprawdę, ale oni nie wiedzieli.
Robbie spokojnie mógł być przekonany o szybkim końcu wojny :)

Daty się nie zgadzają, ale jestem pewna, że zostaną poprawione :P

mysza95 07.10.2008 18:35

Odp: "Nowy Dzień"
 
Świetny odcinek.Ciekawa jestem kim był ten mężczyzna z auta "pochłonięty lekturą" i co się stało z mężem Cecilii.Czekam na kolejny odcinek.

Liv 07.10.2008 21:37

Odp: "Nowy Dzień"
 
Hmm...
Ogólnie odcinek bardzo fajny. Świetne zdjęcia :) (szczególnie spodobało mi się to z tymi kamienicami :))
I dwa błędy, o kórych jeszcze jeak dotąd nikt nie wspomniał (były trzy, ale jeden już wymieniła Callineck):
Musze- muszą
Dowidzenia- do_widzenia.
I co jeszcze... Aaa, tak się rozpisałeś o tej koroporacji, więc pewnie jeszcze pojawi się w dalszych odcinkach.
Wnioskuję, że skoro czerwona skrzynka została zniszczona, to Robbie nie dostanie listu :(. I cała robota Cecilii na nic.
9,5/10

Gio 09.10.2008 13:45

Odp: "Nowy Dzień"
 
Teraz z datami już powinno się zgadzać. Dziękuję za 5 komentarzy w tak krótkim czasie :), jednak mam jeszcze nadzieję, że uraczycie mnie jeszcze kilkoma :P Muszę powiedziec, że następny odcinek będzie dłuższy zgodnie z prośbą ptasiego mleczka. Planuję w nim jeszcze bardziej zagmatwać, wyjaśnią się niektóre problemy z odcinka szóstego, ale dołączy 100 innych zagadek, na których rozwiązanie będziecie musieli poczekac gdzieś około miesiąca, gdyż przez taki mniej więcej okres czau będę tworzyło odcinki z frontu. Co do jeszcze Manufaktury Georga. Tak. Rozbuduję ten temat i będzie królował przez parę odcinków o Cecilii i jej przygodach :)

Gosia 15.10.2008 15:12

Odp: "Nowy Dzień"
 
No więc tak
Gratuluję pomysłu podjecia się takiej tamtyki i odejscia od standardowych tematów FS :P Jest ciekawie, zapowiada się jeszcze lepiej. Będę obserwowac. Chcialabym jednak zebys zwracal wieksza uwage na szczegoly co do np dat itp, wtedy od razu wszystko się lepiej czyta; pozdrawiam :)

karpix 15.10.2008 22:12

Odp: "Nowy Dzień"
 
No to i ja uraczę Cię komentarzem xDD
Czytam to FS od dłużego czasu. Dobry pomysł (przede wszystkim lubię taką tematykę), ładne zdjęcia i opisy...
Podoba mi się, o.

Gio 16.10.2008 18:37

Odp: "Nowy Dzień"
 
Dziękuję za siedem komentarzy :) Jestem naprawdę wniebowzięty! A tak do rzeczy, bym się nie obraził jakby jeszcze ze dwa :P ale i tak się cieszę z tego co mam. Przepraszam. Chciałem zachować regularnośc w towrzeniu odcinków, ale mi się nie udało :(, bo powinien być już w ten wtorek. Ale to z racji, że ten będzie dłuższy. Nie mam pojęcia kiedy go zobaczycie, ale najbardziej prawdopodobnym terminem jest dopiero następy wtorek. Jeżli ktokolwiek zasmucił się z tego powodu (a wątpię), to go bardzo przepraszam, że musi przeżywać takie cierpienia. Teraz jest moda na modusy, wkrótce i ja dodam swój- bedą to zdjęcia z planu Nowego Dnia :) Ale to dopieto po następnym odcinku.

Ps. Jeszcze dwa komentarze by nie zawadziły!!!

Björk 22.10.2008 09:21

Odp: "Nowy Dzień"
 
Przeczytałam bardzo pobieżnie kilka pierwszych odcinków i jestem pod wrażeniem Twojego sposobu wyrażania się, opisywania różnych rzeczy itp. Bardzo podobają mi się zdjęcia...
Szkoda, że narzekam ostatnio na brak czasu, ale postaram się tu zaglądać i przeczytać do końca :)
Świetnie, że wykorzystałeś moje pomysły ;)
No, ale jest jeden minus... strasznie drażniąca czcionka do czytania...
No to jeden z komentów masz :)

Gio 22.10.2008 14:12

Odp: "Nowy Dzień"
 
Nastepne odcinki już będą w innej czcionce. W takiej, jak teraz pisze :P I nie wiem, gdzie ja wykorzystałem jakiś Twoje pomysły...

Thriller 22.10.2008 14:51

Odp: "Nowy Dzień"
 
Nie mam czasu przeczytać całości, ale jedna rzecz zwróciła moją uwagę :). Imię George odmieniamy George'a, George'em, George'u. Popracuj nad tym!
Przy okazji - zauważyłam, że zdjęcia przy rozdzielczości 1024 na 768 rozbijają stronę.

Björk 22.10.2008 15:18

Odp: "Nowy Dzień"
 
Cytat:

Napisał Atlantis (Post 882163)
Nastepne odcinki już będą w innej czcionce. W takiej, jak teraz pisze :P I nie wiem, gdzie ja wykorzystałem jakiś Twoje pomysły...

Mi właśnie poprzez pogrubienie się kiepsko czyta...
Już lepsza by była sama kursywa.
A jak to nie wiesz, gdzie - całe FS jest moim pomysłem...
Tylko, tego, nie wiem, jak się skończy :D

OCZYWIŚCIE dla niewtajemniczonych i nie znających się na żartach, to ja z tym FS nie mam nic wspólnego oprócz przeczytania kilku odcinków...
Chociaż jest dość ciekawe i nie obraziłabym się, gdybym jednak coś wspólnego z nim miała :)
Ot taki zawaluowany komplement :)

Gio 22.10.2008 15:20

Odp: "Nowy Dzień"
 
Chcesz mieć coś wspólnego z moim FS? To sie nawet dobrze składa.... Czekaj na PM'a ode mnie :P

Gio 26.10.2008 17:25

Odcinek 7- "Manufaktura Gerge'a"
 
No wreszcie udało mi się dokończyć ten odcinek. Jak na życzenie jest prawie dwa razy dłuższy od poprzedniech, mam jednak nadzieję, że nie zniechęci was to do przeczytania tego odcinka. Bardzo dużo się w nim dzieje (przynajmniej według mnie). Zapraszam do czytania :)

7. „Manufaktura George'a”

Główny hall wieżowca był bardzo obszerny. Kilkupoziomowe balkony, zrobiły nieme wrażenie na Cecilii. Kopuła oświetlona gigantycznym żyrandolem prezentowała się imponująco w świetle dnia codziennego, nie mówiąc już o nocy, gdy żółte strugi światła płynące z dziesiątek żarówek rozleją się po sali, odbijając się o liczne złocenia i wypolerowane jak lustro podłogi. Nie było tłoku. Parę osób krzątało się po pomieszczeniu. Byli to głównie pracownicy Manufaktury Georga, do której należał budynek. Zabiegani za „sprawami najwyższej wagi państwowej” biegali w te i z powrotem jak automatycznie sterowane lalki. Kobieta przeszła obok fontanny przez chwilę zwalniając kroku by móc lepiej się przyjrzeć strugom wody, które ociekały fontannę tworząc przepiękną kompozycję.
[IMG]http://i38.************/1zn042a.jpg[/IMG]

[IMG]http://i36.************/70cl8h.jpg[/IMG]
Za oknami sypał śnieg, ograniczający widoczność do kamienic leżących po drugiej stronie ulicy. Oszołomiona przepychem i bogactwem jednej z największych manufaktur Kanady, a kto wie, czy nie i całego kontynentu, podeszła do biurka, za którym siedziała kobieta zanurzona w stosie papierów. Spostrzegłszy, Cecylię oderwała twarz od pliku dokumentów i przeniosła wzrok na skromną postać kobiety stojącej przed nią. Z lekkim, ledwo zauważalnym drwiącym uśmiechem zmierzyła wzrokiem postać gościa, po czym nieco zdziwiona „co taka osoba z ulicy tutaj robi”, odprawiła swą krótka przywitalną formułkę:
- W czym mogę służyć?- kobieta siedząca za biurkiem ponownie zanurzyła głowę w stosie papierów zatapiając się w lekturze i dając Cecilii do zrozumienia, że nie jest tutaj najbardziej pożądaną osobą.
- Chciałaby się spotkać z Georgem Manchester.
- Była pani umówiona?- sekretarka z niechęcią uniosła się z krzesła i podeszła do dużej szafy z niezliczoną liczbą szuflad. Wysunąwszy jedną z nich wyciągnęła duży brązowy dziennik i zajrzała do niego otwierając go w połowie jego grubości.- Pan Manchester nie jest z nikim umówionym na tą godzinę.
- Ale ja nie jestem umówiona.
- Zatem nie wiem, czego pani tu szuka- teraz drwiący uśmiech kobiety zajaśniał na jej twarzy w pełnej okazałości.
- Ale ja muszę się z nim spotkać. To bardzo pilne!
- Niestety, obawiam się, że mimo, iż zdaniem pani jest to bardzo pilne, jest to niemożliwe. Szef je drugie śniadanie i czas wizyt rozpocznie się dopiero za godzinę. Ponadto pani nie jest umówiona.
- Ale…
- Proszę stąd odejść. Mam ważniejsze spawy aniżeli zajmowanie się panią!
- Proszę mnie do niego wpuścić! Jeśli nie…- Cecilia nie dokończyła zdania.
- Co jeśli nie? Naskarży pani na mnie szefowi?- sekretarka rzuciła ostre spojrzenie przybyszowi z ulicy. Nie przepadają tu za takimi.- Jeśli pani natychmiast nie opuści tego budynku będę zmuszona wezwać ochronę.
- Nie wyjdę stąd póki nie spotkam się z panem Manchesterem.
- Ochrona!- sekretarka uniosła lewą dłoń. Dwaj umundurowani, silnie zbudowani mężczyźni zaczęli iść w jej kierunku. Przez chwilę się przestraszyła. Przeraziła ją myśl, że może być tak teraz wypchnięta na ulicę, na oczach tych wszystkich tutaj ludzi. Ośmieszyć się na ich oczach… Cofnęła się, położywszy prawą dłoń na krawędzi biurka i skierowawszy twarz do sekretarki zdążyła z siebie wyjąkać:
- Nie… Ja już idę…- strażnicy byli jednak już koło niej. Jeden chwycił ją za ramię, czemu towarzyszyło mocne targnięcie i odgłos rwanego materiału. To jej stary płaszcz nie wytrzymał próby siły. Drugi z ochroniarzy stał i uśmiechał się pod nosem do swojego partnera, który najwyraźniej czynił to samo. „Głupia, naiwna baba”- pomyśleli, po czym zaczęli prowadzić ją ku wyjścia.
Bolała ją cała ręka, która jej odrętwiała przez ten czas, a przeszli zaledwie połowę sali. Do wyjścia pozostało jeszcze kilka nieubłagalnych jardów. Widziała ludzi, którzy na widok zaistniałej sytuacji zatrzymywali, zaniedbywali na chwilę swoje prace i wlepiali wzrok w kobietę, która lekko się zarumieniła ze wstydu, oraz z bólu. Na czoło spłynęły krople słonego potu, które jednak nie podążały dalej, zatrzymując się na skroniach. Odległość między najbardziej rzucającą się w oczy trójką, a drzwiami wejściowymi za którymi gęsto sypał śnieg z każdą sekundą się zmniejszała. Za chwile trafi na ulicę, prosto przed kolejną rzeszę drwiących „widzów”. Bała się, choć nic poważniejszego jej nie groziło. Był to strach całkowicie nieuzasadniony, pochodzący z niewiadomego źródła, niemożliwy do zlokalizowania.
Od drzwi teraz dzieliło ją już zaledwie parę jardów, gdy od strony hallu nadbiegł młody mężczyzna, ubrany w elegancki garnitur znanej firmy. Jak większość znajdujących się w tym budynku ludzi był najprawdopodobniej pracownikiem Manufaktury. Zatrzymał strażników odgradzając im drogę od drzwi.
- Co tu się dzieje?
Strażnicy spojrzeli po siebie, nie kryjąc zaskoczenia. Ktoś z górnej półki próbuje obronić „głupią babę z ulicy?” Mimo wszystko ulegając spojrzeniu mężczyzny puścili kobietę, która zrobiła krok do przodu zatrzymawszy się przed przybyszem i spojrzała na strażników.
- Pani sekretarka prosiła, aby wyprowadzić tą panią, gdyż zachowywała się niestosownie i obraźliwie w stosunku do niej.- jeden z ochroniarzy, ten sam, który ciągnął Cecilię za ramię, próbował się wytłumaczyć z popełnionego czynu. Wychodziło mu to dość niezdarnie, bełkotając urywanymi słowami. Wiedział, że nie uczynił niczego, czego nie powinien robić, jednak słowa człowieka piastującego tak wysoką pozycję w firmie nieco go zaniepokoiły. Może przez przypadek pociągnął za ramie nie tą kobietę, którą trzeba? Nie. To niemożliwe. Przecież nie było tłoku.
- Ale tę damę źle potraktowano!- jego oburzony ton zabrzmiał w obszernym hallu.- A panią serdecznie przepraszam, za ich zachowanie.- tym razem zwrócił się do zdezorientowanej kobiety stojącej koło niego. Pocałował ją szarmancko w dłoń, jednak ona uświadomiwszy sobie co uczynił, cofnęła lekko rękę, która wysunęła się spod jego ust. On jednak nie czuł się zniechęcony.
- Czy mógłbym poznać pani imię?- jego głos tym razem był całkowicie spokojny, i dźwięcznie zabrzmiał w uszach kobiety.
- Cecilia, Cecilia Marshall.- odpowiedziała niepewnym głosem. Nawet nie wiedziała z kim rozmawia. Przyznała sobie w myślach, że był zniewalająco przystojny i szarmancki. „Widocznie facet wyższych sfer”, jednak jej sumienie nie pozwalało posuwać się dalej. Gdzieś tam jest Robbie, którego tak kocha, za którym tak tęskni….
- Ja jestem Thomas Williams. Bardzo mi miło!
-Mi również.- skłamała Cecilia chcąc już z własnej woli wyjść z tego budynku, zapominając już po co tu przyszła. Postawiała krok do przodu, jednak nieznajomy chwycił ją za ramię.
- Niech pani nie idzie. Po co pani tu przyszła? Chętnie pomogę.
- Nie… To już nie ważne.
- Ależ proszę się nie krępować. Dołożę wszelkich starań, aby udzielono w tej instytucji odpowiedzi na jakiekolwiek pytania- puścił jej ramię. Patrzył jej prosto w oczy, ona jednak unikała takich kontaktów. Spuściła twarz rozważając propozycję Williams’a. Za parę dni będzie żałowała, że nie załatwiła tego od razu, a później i tak nie przyjdzie. Nie może nikomu z tej przeklętej fabryki ujść płazem to, że chciał ją przejechać! Chcę usłyszeć wyjaśnienia, przeprosiny, -i nie ukrywała- że oczekuje również zadość uczynienia w formie pieniężnej. Potrzebowała pieniędzy bardziej niż kiedykolwiek. Już wówczas, parę lat temu na szóstym piętrze żyło się biedno, jednak się żyło. A teraz. Ten dom w rzędzie takich samych domków jest cholernie drogi! Jednak tamto mieszkanie już nie istniało. Po odpowiednich remontach przekształciło się w obleśny hotel, dla przejezdnych. I jeszcze ma Lucy…
- Chciałabym się spotkać z George’m Manchester’em.
- To nie możliwe- do jej uszu dotarło odmowne zdanie Thomasa. Z rezygnacją wypowiedziała kolejne słowa:
- Jak zwykle. Nawet pan nie potrafi mi pomóc…- mówiła jakby sama do siebie.
- Pan Manchester nie może się z panią spotkać. Ale…- zastanowił się chwilę, oparł twarz na dłoni- mógłbym panią zaprosić do swojego biura. Spróbujemy jakoś rozwiązać tą sprawę.
-Ale…- nieznajomy jednak nie pozwolił dokończyć jej zdania. Nakazał jej iść za sobą. Wyszli z głównego hallu i podążali teraz korytarzem, który wydawałoby się, że ciągnie się w nieskończoność. Cecilia zaskoczona była widokiem, jaki ujrzała. Tutaj było o wiele więcej ludzi niż w poprzednim pomieszczeniu. Po parokrotnym wchodzeniu w nowe korytarze, i po pokonaniu paru klatek schodowych uświadomiła sobie, że jest w prawdziwej pajęczynie. Do każdego korytarza przylegały nowe korytarze, a do tamtych nowe… Zaskoczyła ją obszerność zakładu. W zasadzie nie możliwe, że w budynku o tak małej powierzchni jest tyle miejsca. Nawet fakt, że budynek ma parę ładnych pięter nic tu nie dawał, bo o ile dobrze pamiętała nie pokonała ani jednego schoda w górę. Za to…
- Jesteśmy w podziemiach manufaktury- Thomas wydawał się czytać w jej myślach.- Aktualnie znajdujemy się na siódmej kondygnacji pod ziemią. Do mojego gabinetu mamy do pokonania jeszcze dwie.- mówił to naturalnym tonem, jednak Cecilia wyczytała z jego twarzy, że sam jest podniecony swoimi słowami. Na niej również zrobiło to wrażenie. „Zatem budynek manufaktury tak samo dąży do nieba jak i do piekła”- pomyślała sobie Cecilia lekko rozweselona nie dosłownym znaczeniem tej złotej myśli. Co prawda MG bardziej dążyło do nieba, aniżeli do piekła, podbijając Amerykę swoimi obuwniczymi wyrobami, jednakże afer-które spędzały firmę do piekła- nie brakowało. Szczególnie były to małe sprawy- nie przyjmowanie należących się klientowi reklamacji, wyrabianie butów ze skór chronionych zwierząt, czy wyłudzanie na dostawcach kupowania od manufaktury określonej liczby obuwia. Jednak istniały też o wiele większe afery, w które –prawdopodobnie- MG było zamieszane. Nielegalnie przejmowane kolejne małe fabryczki, czy miliony na koncie firmy niewiadomego pochodzenia. Jednak władza była bezsilna wobec tak dużej fabryki. Przedstawiciele fabryki dostali się do struktury Amerykańskiej policji, zacierając niektóre fakty, czy paląc dokumenty z namacalnymi dowodami wykroczeń. Ponadto manufaktura była bardzo dobrze spostrzegana wśród zwykłych ludzi. Wspierała akcje charytatywne, budowała kościoły, przytułki, szkoły... no i robiła dobre buty. Manufaktura Georga tworzyła tą opinię przez ponad dwieście lat. Dzisiejszy szef- George Manchester jest prawnukiem założyciela firmy. Szefostwo nad nią przekazywane jest z pokolenia na pokolenie. W pełni prywatne, niezależne mocarstwo, którego nic nie może ruszyć i nic mu nie grozi. Tysiące zatrudnionych za niską pensję pracowników, pięć w pełni zmechanizowanych fabryk na terenie całej Kanady, a wkrótce również w Ameryce…
Rozmyślania przerwał jej głos towarzysza.
- Jesteśmy na miejscu- wyjął z kieszeni pęk kluczy. Odszukawszy właściwy włożył go do zamka, który lekko zgrzytnął, po czym drzwi uchyliły się same.

Surowe wnętrze gabinetu oświetlane było przez jedną lampę, znajdując się na biurku. Wszędzie leżały stosy porozrzucanych po całym pomieszczeniu papierów i dokumentów. Cecilia uświadomiła sobie, że jej wyobrażenia całkiem odbiegają od rzeczywistości. Skoro człowiek, którego miała przed sobą, pełnił tutaj jakąś ważniejszą funkcję, a miał swój gabinet w takiej obleśnej dziurze siedem kondygnacji pod ziemią firma nie wyglądała za ciekawie. „Ciekawie jak wyglądają stanowiska pracy pracowników niższej rangi…”- zachichotała w duchu.
Thomas Williams usiadł na obrotowym krześle za biurkiem, a swojemu gościowi wskazał siedzisko naprzeciwko- które jak później Cecilia odczuła na własnej skórze- było bardzo twarde. Włosy siedzącej kobiety lekko falowały pod wpływem cicho działającego na wolnych obrotach nowego wentylatora- wielkiej nowinki technicznej.
[IMG]http://i33.************/2gtav51.jpg[/IMG]
- Jeszcze nie dowiedziałem się o co pani chodzi- Thomas rozpoczął rozmowę.
- Ktoś z manufaktury próbował mnie zabić- rzuciła prosto z mostu Cecilia. Thomas nie ukrywał zaskoczenia, jakie wywarły na nim słowa gościa. Jego przewidywania były całkiem inne. Jakaś dziwaczka- ale jakże piękna!- przychodzi z reklamacją tanich butów. Tymczasem to co usłyszał wprawiło go w chwilowe osłupienie.
- S…słucham?- niedowierzając pochylił się nad biurkiem.
- Pół mili stąd wasza furgonetka próbowała mnie przejechać. Gdybym nie…
- Powoli…- wicedyrektor wyjął z szuflady notes i sięgnął po długopis- Wszystko po kolei. I powoli.
- Szłam jak co dzień- zastanowiła się nad znaczeniem swoich słów. Nie jak co dzień. Nie co dzień chodziła wysyłać listy do Robbiego. Te słowa jednak są nieznaczące dla tej sprawy- Szłam chodnikiem, gdy jedna z furgonetek z logo manufaktury na karoserii, zjechała na chodnik i próbowała mnie przejechać. Jechała prosto na mnie!- słowa niezdarnie układały się Cecilii. Thomas Williams zanotował coś w notesie.
- Jest pani pewna, że to furgonetka Manufaktury Georga?
- Proszę pana? Czy ja wyglądam na głupią *****ę?!- kobieta wstała i zbliżyła twarz do twarzy Thomasa.
- Spokojnie. Proszę usiąść. Ja tylko zapytałem, czy jest pani przekonana na sto procent, że pojazd należał do spółki Manufaktura Georga?- ton mężczyzny zmienił się na typowo urzędniczy.
- Z kilkuset jardów rozpoznałabym tego błękitnego forda.- rzuciła ostro Cecilia.
- Rozumiem…- mężczyzna nanosił na biały papier kolejne litery.- To wszystko?
- Jak to? Chce pan to tak zostawić?- kobieta już po raz kolejny w tym dniu straciła nadzieję.
- Sprawa zostanie rozpatrzona na najbliższym spotkanie zarządu firmy. Tymczasem dowidzenia pani.- Thomas włożył arkusz papieru do szuflady biurka i skierował się w kierunku drzwi. Otwierając je zatrzymał się i spojrzał na stojącą w osłupieniu kobietę.
W jej oczach było widać łzy. „To wszystko na nic!”- jej myśli pobrzmiewały echem w jej głowie. Zobaczyła przez łzy zbliżającego się do niej mężczyznę. W jej uszach zabrzmiało przyjemny szept: „Dobrze. Dla ciebie zrobię wyjątek. Załatwię to”. Poczuła jego oddech na szyi. Był bardzo blisko niej, jednak ona prawie nic nie widziała. Łzy jakby ustały, zostawiając na twarzy błyszczące strugi. Poczuła dotyk. Thomas przytulił się do niej.

[IMG]http://i33.************/1zdt8c3.jpg[/IMG]

[IMG]http://i33.************/so5lky.jpg[/IMG]

Ona odepchnęła go lekko jednak on znowu się przybliżył przytrzymując jej ręce. Poczuła jak dotyka ją po twarzy, później po szyi. Ich usta spotkały się. Poczuła pod sobą twardą gładź biurka. Liczne papieru zleciały na podłogę, czemu towarzyszyły chwilowy szum. Czuła jak ramiona mężczyzny zacisnęły się wokół niej. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Wiedziała, że nie jest już w płaszczu, może nawet nie ma już na sobie bielizny, jednak nie potrafiła nic zrobić. Poddawała się. Wiedziała, że robi źle, jednak nie potrafiła się oprzeć. W tajemnicy przed samą sobą powiedziała w myślach, że jest to przyjemne. Usta Thomasa wędrowała po jej szyi aż po piersi. Jego dłonie ślizgały się po jej ciele.
Nagle on odskoczył od niej szybko zapinając koszulę. Ocknęła się. Czy to sen? Nie. Ogarnęła wzrokiem pomieszczenie. Leżała półnaga na biurku, dookoła widniały porozwalane papieru. Ujrzała Thomasa pośpiesznie ubierającego marynarkę. W drzwiach stała jakaś kobieta. To sekretarka, z którą spotkała się już wcześniej. Instynktownie uniosła się i narzuciła na swe nagie ciało płaszcz leżący tuż obok. Zapięła go na dwa guziki i spojrzała wpierw na mężczyznę, później na sekretarkę. Rozmawiali ze sobą wymachując rękoma. Następnie kobieta podeszła do Cecilii.
- I co? Miło było- lodowaty ton zabrzmiał w jej uszach. Jeszcze nie odzyskała świadomości. Czuła się podobnie jak z Robbie’m. Właśnie! Robbie! Jak ona mogła mu to zrobić! Zabrało w rękę resztę swojego ubioru. Wyszła z pomieszczenia nie zważając na wpół odkryty biust. Za plecami usłyszała coś na kształt: „Przepraszam”. Nie oglądając się za sobą podążyła w kierunku wyjścia, z wielkim poczuciem winy.

---------

No i jak? Licze na liczne komentarze (do poprzedniego odcinka było ich aż 9 :D) Przypominam, że nastepny odcinek, to już odcinek z serii typowo wojennej. Serdecznie zapraszam już teraz. W między czasie zrobię jakis bonus, na razie jednak nie zdradzę jaki :P Oceniajcie!

Thriller 26.10.2008 17:38

Odp: "Nowy Dzień"
 
Dialogi są niepoprawnie zapisywane i o ile w tytule imię jest poprawnie odmienione, w tekście ciągle są błędy. W ogóle sporo w opowiadaniu błędów wynikających chyba z pośpiechu - np. fleksyjne. I co to jest kładź?

I tak z ciekawości, czemu właściwie tekst jest pisany kursywą?

niepokorna 26.10.2008 18:11

Odp: "Nowy Dzień"
 
Jako,że tak ładnie skomentowałeś moje opowiadanie, teraz moja kolej :)
Opryskliwa sekretarka potrafi uprzykrzyć życie... zwłaszcza, jeżeli jest związana z facetem "z górnej półki".
Trochę ta Cecille.. łatwa,ale to może być zrozumiałe
Ładne opisy i ciekawe porównanie
Nie wiem, o co chodzi z tymi dialogami ^^'
Całość bardzo przyjemnie się czyta.
Daję 10/10 i z niecierpliwością czekam na następny odcinek :)

Gio 26.10.2008 18:39

Odp: "Nowy Dzień"
 
Ja też nie wiem o co chodzi z tymi dialogi, ale możesz mi wytłumaczyć :) Moim zdaniem są one jak najbardziej poprawne, tymbardziej że ich budowa niczym nie różni się od budowy dialogów z poprzednich odcinków, a nawet od profesjonalnych książek. Możek jednak wszyscy to nieuki:P

Bardzo dziękuję Ci niepokorna za komenta :)

Thriller 26.10.2008 18:46

Odp: "Nowy Dzień"
 
Nie czytałam poprzednich odcinków, ale tutaj dialogi zapisane są niepoprawnie. Bardzo chętnie pomogę - tutaj czy pm :)?

ptasie mleczko 26.10.2008 19:43

Odp: "Nowy Dzień"
 
No nareszcie i nawet długi odcinek :D Lubię te Twoje opisy wnętrz i sytuacji, dzięki temu opowiadanie przyjemnie i spokojnie się czyta. a to goguś jeden no, aż mi puls skoczył, już jak ją prowadził do tego gabinetu, czułam, że będzie chciał coś skorzystać. Cwaniaczek jeden. a Cecilia, oj tam zaraz tam łatwa, po prostu samotna zdezorientowana i oszołomiona, wiadomo hormony buzują, a krew nie woda :P każdemu się może zdarzyć chwila zapomnienia, nie trzeba tak pochopnie oceniać ludzi :P
Zdarzają Ci się błędy, ale piszesz tak, że prawie sie ich nie zauważa, zresztą od poprawiania błędów to tu jest ktoś inny ;) Ogólnie rzecz biorąc czuję się w pełni usatysfakcjonowana i czekam z niecierpliwością na kolejny taki odcinek pozdrawiam

Callineck 26.10.2008 23:25

Odp: "Nowy Dzień"
 
Mam mieszane uczucia - z jednej strony potępiłabym Cecilię, a z drugiej strony w zupełności zgadzam się z ptasim mleczkiem - widocznie musiała na chwilę zapomnieć o grozie wojny, tęsknocie za ukochanym mężczyzną i codziennej, trudnej walce o byt...
Paradoksalnie od tej chwili jestem prawie równie ciekawa dalszych losów Cecilii jak i losów Robbiego na wojnie :)

Teraz biorę się za błędy...
Cytat:

Napisał Atlantis (Post 884607)
Kilkupoziomowe balkony, zrobiły nieme wrażenie
które ociekały fontannę tworząc przepiękną kompozycję.
Mam ważniejsze spawy aniżeli zajmowanie się panią!
Ośmieszyć się na ich oczach…
Bolała ją cała ręka, która jej odrętwiała przez ten czas
Za chwile trafi na ulicę, prosto przed kolejną rzeszę drwiących „widzów”.
- Pani sekretarka prosiła, aby wyprowadzić tą panią,
Wychodziło mu to dość niezdarnie, bełkotając urywanymi słowami.
- Nie… To już nie ważne.
że oczekuje również zadość uczynienia
parę lat temu na szóstym piętrze żyło się biedno,
- To nie możliwe- do jej uszu dotarło odmowne zdanie Thomasa
W zasadzie nie możliwe, że w budynku o tak małej powierzchni
dawał, bo o ile dobrze pamiętała nie pokonała ani jednego schoda w górę
Przedstawiciele fabryki dostali się do struktury Amerykańskiej policji
Tymczasem dowidzenia pani.
Zabrało w rękę resztę swojego ubioru.

- raczej "niemałe"
- które ociekając tworzyły przepiękną kompozycję
- ważniejsze sprawy na glowie, aniżeli...
- w ich oczach
- która zdrętwiała...
- chwilę
- bez "pani", wystarczy sekretarka
- ...bełgotał urywanymi...
- nieważne
- zadośćuczynienia
- biednie
- niemożliwe
- schodka - taka jest liczba pojedyńcza
- dlaczego amerykańskiej??? rzecz dzieje się w Kanadzie i podlega wyącznie tamtejszej policji...
- do widzenia
- zebrała

Jeden błąd logiczny - niemożliwe, żeby zmechanizowana fabryka butów liczyła sobie 200 lat, najwyżej 100 :)

Zobaczymy jak będzie na wojnie :D

Gio 27.10.2008 15:16

Odp: "Nowy Dzień"
 
Bardzo dziękuję wszystkim, którzy do tej pory dali mi komentarze, ale oczywiście licze na jeszcze :P
Do Callineck- policji amerykańskiej, no bo Kanada chyba jest w Ameryce (chyba że jestem niedokształcony :D) Wiem. Ameryka zazwyczaj kojażu sie USA, a nie z Kanadą. Acha! Jeszcze jedno. Chyba będe potrzebował Twojej pomocy, ale dopiero jak zrobię plan wydarzeń tych wojennych odcinków.

Do Thriller- już Ci wysłałem PM'a:)

Callineck 27.10.2008 15:55

Odp: "Nowy Dzień"
 
Cytat:

Napisał Atlantis (Post 884937)
Do Callineck- policji amerykańskiej, no bo Kanada chyba jest w Ameryce (chyba że jestem niedokształcony :D) Wiem. Ameryka zazwyczaj kojażu sie USA, a nie z Kanadą.

Owszem, i Kanada i USA leżą na kontynencie o nazwie Ameryka Północna, ale policja jest krajowa a nie kontynentalna :P

A z wojną uderzaj :D

Liv 28.10.2008 17:21

Odp: "Nowy Dzień"
 
Rzeczywiście, odcinek długi, ale nie było tego aż tak czuć.
Może najpierw wymienię resztę błędów:
"Spostrzegłwszy, Cecylię..."
Tam nie ma być przecinka. A jeżeli już zdecydowałeś się na anglojęzyczne wersje polskich imion, to trzymaj się tego również w odmianie.
"zadość uczynienie"- razem.
"nie dosłownym"- również razem.
Treść: jestem zaskoczona takim obrotem sprawy. Naprawdę, nie spodziewałam się tego po Tobie, że sprowadzisz akcje na takie tory. Ale przynajmniej mam przewidywania co do następnych odcinków z udziałem Cecillii ;)
Ale zapowiada się fajnie ;)
I jeszcze taka jedna, mała uwaga: nie każ nam tak długo czekać na odcinek, jak to było ostatnio.
9/10

Gio 13.11.2008 13:34

Odp: "Nowy Dzień"
 
No cóż. Jakby wam to powiedzieć...
Mam kolejne problemy z simami, i całkowicie odechciało mi się pisać. Po za tym teraz na domiar wszystko wpakował mi się wirus i czyszczony był system, a mama zapomniała o moim oddzielnym profilu, gdzie już praktycznie był gotowy odcinek :( Automatycznie odechciało mi się wszystkiego.
Ja nie wiem, czy ja mam takiego pecha, ale to wszystko dobiło mnie totalnie :(
Zrobię sobie przerwę w pisaniu tego serialu- nawet nie wiem, czy kiedykolwiek go dokończę, jednak planuję jeszcze do niego wrócić. Póki co planuję się zająć czymś lżejszym- ale oczywiście FS.
Na słowo zakończenia pragnę bardzo przeprosić wszystkich, którzy czytali to FS, a w szczególności Callineck za bardzo wielką pomoc (której niestety nie udało mi się wykorzystać), Liv- była i jest dla mnie weną i mimo, że czasem coś jej sie nie podobało, zawsze jej komentarz był dla mnie bardzo istotny. Jeszcze dziękuję Ptasiemu Mleczku za profesjonalne komentarze, oraz dziękuję jeszcze wszystkim, którzy zostawili tutaj swojego komenta.

Spróbuję zakończyć jakimś sposobem tę historię, ale na pewno nie pozostawię jej odłogiem. Puki co, czekajcie na kolejny niewypał z mojej strony. Pozdrawiam.


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 09:24.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023