Zrobiło się całkiem ciemno. Gwiazdy świeciły jasno, na bezchmurnym niebie, a księżyc oświetlał nam szosę.
Przez większość drogi siedzieliśmy w milczeniu. Zastanawiałam się, czy Morice dowiedział się o swojej siostrze, ale domyślałam się, że jeszcze nie. Zapewne nie było to dobry moment na oświecenie go, ale musiałam to zrobić.
-Morice, czy ty wiesz, że twoja siostra żyje?
-Słyszałem, że ją odnalazłaś...- odpowiedział po chwili zastanowienia.
-Byłeś u niej?- zapytałam, zerkając na niego.
-Nie.- mruknął, odwracając wzrok.
-Dlaczego?
-Właściwie to... sam nie wiem.- powiedział.- przez tyle czasu byłem przekonany, że nie żyje... trudno mi w to wszystko uwierzyć. A może po prostu się boje...
Po tych słowach, nasza rozmowa skończyła się.
...
Przejechaliśmy wąską dróżką, prowadzącą przez mały, ciemny lasek.
Morice siedział niespokojnie, wpatrując się beznamiętnie w boczną szybę. Domyślałam się, że jednak ta cała sytuacja nie jest dla niego łatwa i byłam mu bardzo wdzięczna, że był ze mną.
Od momentu kiedy wjechaliśmy do lasu, miałam dziwne wrażenie, że ktoś nas obserwuje. Byłam pewna, że wszyscy wiedzieli już o naszej obecności niedaleko i szykowali się do obrony. Morice też to czuł. Wyprostował się i rozejrzał dookoła, wypatrując szpiegów. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się lekko, a on odwzajemnił uśmiech i oparł się wygodnie o oparcie fotela.
Po chwili dojechaliśmy na miejsce. Zaparkowałam samochód między drzewami i oboje wyszliśmy z pojazdu. Szybko pokonaliśmy pozostałą trasę i po kilkunastu sekundach byliśmy już pod bramą. Zbliżyłam się do ogrodzenia i spojrzałam na teren budynku. Zielony trawnik oświetlony był licznymi, małymi lampkami ogrodowymi, a jasne marmurowe schody lśniły czystością. Jakby nikt, nigdy po nich nie przeszedł. Naprzeciw wejścia, na samym środku znajdywała się duża fontanna, w której co jakiś czas skakała wesoło woda.
Nagle zza budynku wyłoniło się dwóch, wysokich mężczyzn. Po ich minach można było wywnioskować, że wcale nie cieszą się na nasz widok. Najchętniej rozszarpaliby nas i zakopali pod pobliskim krzaczkiem.
-Czego tu szukacie?- zapytał jeden z nich, kiedy obaj podeszli do bramy.
-Chciałabym...- zaczęłam, ale Morice przerwał mi, ustawiając się przede mną.
-Morice?- drugi mężczyzna podszedł bliżej, przyglądając się uważnie mojemu towarzyszowi.
-Tak, to ja- odpowiedział szybko- zaprowadź nas do Severa. Musimy z nim porozmawiać, to bardzo ważne.
Ciemnowłosy podrapał się po szyi, następnie spojrzał na mnie, jakby zastanawiał się czy na pewno może to zrobić.

-Nie mam złych zamiarów. Chcę tylko porozmawiać.- powiedziałam pośpiesznie.
Udało się. Utworzył bramę, wpuścił nas na teren twierdzy, a następnie ruszył w stronę wejścia. Morice uśmiechnął się do mnie, następnie chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą.
-Będzie dobrze, nie denerwuj się. Jestem z tobą.- powiedział cicho.
Weszliśmy po schodach do jasnego, ogromnego holu. Wszędzie było mnóstwo kwiatów, a prawie wszystkie ściany poobwieszane były pięknymi obrazami. Skręciliśmy w jeden z korytarzy i przeszliśmy nim do końca, aż do schodów prowadzących na piętro. Wspięliśmy się na górę, podążając za ochroniarzem.
Nagle mężczyzn zatrzymał się przy dużych, białych drzwiach i zapukał w nie trzy razy. Nie czekaliśmy długo.
Drzwi otworzyły się i na korytarz wyszła, krótko ścięta, czarnowłosa dziewczyna. Przez chwilę wyglądała, jakby doznała szoku, jednak zaraz otrząsnęła się i momentalnie spoważniała.
-Co cię do nas sprowadza?- zapytała, krzyżując ręce na piersiach.
-Muszę porozmawiać z waszym przywódcą.- powiedziałam pośpiesznie.
-Nie wiem czy...
-To naprawdę ważne, Clover proszę cię!
Dziewczyna stała chwilę nieruchomo, wpatrując się we mnie uważnie. Wilkołak, który przyprowadził nas do niej, oparł się o ścianę i wydał z siebie dźwięk zniecierpliwienia. Clover bez słowa, skinęła na niego ręką, po czym odwrócił się i zniknął na schodach. Później i ona odwróciła się do nas tyłem. Podeszła do drzwi i nacisnęła na klamkę.
-Chodźcie za mną.- powiedziała, wchodząc do pomieszczenia.
Wprowadziła nas do dużego, ciemnego pokoju z kominkiem. Na samym środku stała piękna antyczna sofa, dwa fotele i ciemny, drewniany stolik. Jak się domyślałam, wszystkie meble znajdujące się tam, musiały być robione ręcznie, a przy tym bardzo drogie. Duża, równie cudowna jak reszta przedmiotów lampa, oświetlała całe pomieszczenie, bladym światłem.
-Sever, masz gości.- powiedziała obojętnie Clover, siadając na jednym z foteli.
W tym samym momencie do pokoju wszedł wysoki, czarnowłosy mężczyzna.

Był tak przystojny, że aż z wrażenia wybałuszyłam oczy. Jego lśniące w świetle lampy włosy, sterczały lekko rozczochrane. Parząc mu w uczy, miałam wrażenie, że jego tęczówkach płynie krew i mimo tego, że były pozbawione źrenic... nie można było oderwać od nich wzroku. Miał pięknie zarysowane kości policzkowe i dwie, dość duże blizny, które dodawały mu jeszcze uroku.
-W czym mogę wam pomóc?- z przemyśleń wyrwał mnie jego gruby, lekko zachrypnięty głos. Wskazał mi dłonią drugi fotel, a sam usiadł na brzegu sofy. Przeczesał palcami włosy i spojrzał na mnie wyczekująco.
-Przyjechałam tutaj, aby prosić cię po pomoc.- powiedziałam poważnie, odgarniając niesforne kosmyki z twarzy.
-Wampirzyca prosi Wilkołaka o pomoc? Ciekawe...- mruknął Sever, uśmiechając się do mnie sarkastycznie- a więc usiądź i opowiedz, o co się rozchodzi.
...
-...i właśnie dlatego postanowiłam zwrócić się do ciebie o pomoc.- opowiedziałam mu całą historię z nadzieją, że jednak mi się uda. Tak bardzo chciałam uratować Setha. Tylko to się dla mnie liczyło... byłam gotowa zrobić dla niego wszystko.
Sever siedział nieruchomo, wpatrując się we mnie jak w obrazek. Minę miał bardzo poważną... zapewne zastanawiał się, jakie miałby z tej pomocy korzyści. Muszę przyznać, że zaczynałam powoli tracić nadzieję na to, że się zgodzi. Spuściłam wzrok i opierając łokcie o kolana, wsunęłam palce między włosy. Nie było czasu. Co jeśli się nie uda? Miałam jeszcze jeden plan, którego najbardziej nie chciałabym wprawiać w życie.
Nagle poczułam ciepłą dłoń Morice, na moim ramieniu. Podniosłam szybko głowę i spojrzałam mu w oczy. Nie był smutny, a wręcz przeciwnie. Uśmiechnął się do mnie pocieszająco i powiedział, że wszystko będzie dobrze.
-Uratujemy go.- dodał cicho.
Kątem oka zauważyłam, że Sever uważnie nam się przygląda. Na pewno nie spodziewał się, że wampir i wilkołak, mogą się kiedykolwiek dogadać. A jednak. Morce traktowałam jak swojego młodszego brata. Było w prawie wiele problemów, kiedy przyprowadziłam go do domu, ale nie żałuję tego. Nigdy nie żałowałam.
Właściwie to byłam wdzięczna losu, że spotkałam tego chłopaka na swojej drodze. Dzięki niemu czułam, że jednak może być dobrze... że mam siłę aby walczyć, bo nie jestem sama.

-Sever... nie pamiętasz już, ile oni nam zła wyrządzili?- powiedział młody, stając za fotelem, na którym wiedziałam.- ilu naszych bliskich zginęło na wojnie, kiedy wampiry nas zaatakowały?! Teraz masz szansę się zemścić. Wreszcie będziemy mieli możliwość pomścić nasze rodziny... naszych rodziców, rodzeństwo...
Mężczyzna milczał. Siedział na sofie, obojętnym wzrokiem wpatrując się w kieliszek z czerwonym winem. Temat bliskich musiał być dla niego ciężki... zresztą jak i dla Morice.
-Czy ona też nie jest wampirem?- zapytał Sever, wstając- prosisz mnie o pomoc w uratowaniu pijawki... naszego wroga. Właśnie tacy jak ona wybili nasze rodziny! Dlaczego mam pomóc?- podszedł bliżej i nachylił się, aby spojrzeć młodemu w oczy.- Dlaczego mam narażać kilkaset niewinnych istot, żeby ratować jedną pijawkę?
-Nie zapominaj, że to właśnie jej zawdzięczam życie. Gdyby nie Sarah, to pewnie leżałbym teraz na stole operacyjnym, albo w najlepszym wypadku nie żył.- warknął Morice marszcząc brwi.- Oni nie są tacy jak Vincent i jemu podobni. Okazali mi więcej serca i zrozumienia niż moja rodzina... niż ty!

-Chciałem żebyś wrócił!- powiedział Sever w wyrzutem.- wolałeś zostać w nimi...
-Wyrzuciłeś mnie!!- krzyknął Morice, gestykulując nerwowo rękami.- Miałeś w dupie to, co się ze mną dzieje. Chciałeś żebym wrócił tylko po to, abym nie zbratam się z wrogiem!
-Sever...- odezwała się Clover. Podeszła bliżej i chwyciła go za rękę.
-Chodź Sarah.- warknął młody, ruszając w stronę drzwi.- Nigdy nie można było na niego liczyć. A ja głupi łudziłem się, że może teraz coś się zmieni.
Poczułam ogarniający mnie smutek. Jakby coś skręciło mi wnętrzności i powoli wyrywało serce.
Sever był moją ostatnia szansą. Wstałam z fotela i bez słowa udałam się za moim towarzyszem.
Jedyne co mogłam jeszcze zrobić, to wrócić do Vincenta i błagać go o wolność dla Setha, a w zamian za to... zostanę z nim na wieki. Gdyby jednak Seth umarł... nie, nie!! Nie mogłam w ogóle dopuścić do siebie takiej myśli. Nawet jeśli miałby żyć zdała ode mnie, jeśli nigdy bym go nie zobaczyła... musi żyć.
Wyszliśmy na korytarz i ruszyliśmy w stronę schodów, prowadzących na parter. Mimo tego, że nie byłam człowiekiem, miałam wrażenie, że zaraz stracę przytomność. Kątem oka widziałam, że Morice cały czas przygląda mi się z troska i współczuciem. Nie udało się, ale byłam mu wdzięczna... tyle dla mnie zrobił.
-Dziękuję- mruknęłam cicho, schodząc po schodach.
-Za co? Przecież nic nie zrobiłem...

-Za wszystko. Za to, że byłeś ze mną, kiedy nawet mój brat mnie olał... za to, że mnie wspierałeś i podtrzymywałeś na duchu... za to, że próbowałeś pomóc...
Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, ochroniarze już na nas czekali przy bramie. Przeszliśmy kamienną dróżką, omijając piękną fontannę i cudownie pachnące kwiaty, rosnące na trawniku. W pewnym momencie poczułam ciepłą rękę Morice na ramieniu. Odwróciłam się i spojrzałam na niego pytająco.
-Co zrobimy?- zapytał
-My? Ty wracaj do domu, a ja lecę do Glasgow.- odpowiedziałam, odgarniając włosy z czoła.- mogę zrobić już tylko jedno.
-Sarah... czy ty masz na myśli... czy ty chcesz zrobić wymianę?- zapytał nieśmiało. Widziałam szok wymalowany na jego twarzy i jednocześnie smutek, który zagościł w jego ciemnozielonych oczach.- nie możesz tego zrobić.
-Muszę.- po tych słowach odwróciłam się i pośpiesznie ruszyłam w stronę bramy, a następnie w głąb lasu.
-Jadę z tobą!- krzyknął, biegnąc za mną.
-Nie ma mowy. Wracasz do siostry!
-Ale...
Już miałam na niego nakrzyczeć, kiedy usłyszałam kolejne kroki. Zmrużyłam oczy i spojrzałam przed siebie. Byłam pewna, że ktoś biegnie w moją stronę. W powietrzu unosił się znany mi zapach wilkołaka, jednak nie należał do Morice. Postanowiłam nie interesować się tym i jak najszybciej jechać na lotnisko. Z każdą minutą miałam mniej czasu... musiałam się pośpieszyć. Spojrzałam ostatni raz w stronę, z której dochodziły odgłosy, po czym rzuciłam się biegiem w kierunku samochodu. Otworzyłam drzwi i wsiadłam do środka, od strony kierowcy. Włożyłam klucz do stacyjki, ale kiedy zamierzałam go przekręcić, coś zaszeleściło na drzewie. Spojrzałam do góry i wytrzeszczyłam oczy. Zaraz potem na maskę pojazdu zeskoczyła ciężko Clover.
-Nie tak prędko!- powiedziała.