Temat: Szansa
View Single Post
stare 30.05.2009, 21:30   #3
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,666
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Szansa

O ^^
Dzięki <czuje się jak bogini>
(jakie to miłe ^^ )


XVII
Zaczęło się tak…


14 I


- I co o niej sądzisz? - poradziła się przyjaciółki.
- Nawet pasuje ci - odparła. - Do białej bluzki będzie idealna!
- Fakt…
- Jak się pokażesz w niej szefowi, to za sam twój wygląd podniesie ci pensję! - zaśmiała się.
Czerwonowłosa uśmiechnęła się w rozbawieniu.
- A twój facet z zachwytu sam ci ją będzie prasował!
Obie nie mogły powstrzymać śmiechu.



- Dobra, przekonałaś mnie - stwierdziła, próbując się uspokoić.
Zapłaciły za jakże piękną, czarną spódniczkę w białe kropki, po czym opuściły sklep w celu udania się do kawiarenki, by tam po kilku godzinach obczajania nowych trendów mody, a tym samym kolejnych sklepów, odpocząć i napełnić opustoszałe żołądki.

Chyba wszystkie czytelniczki ( zgodzą się ze mną, że nie ma to jak całodniowe zakupy. A jeśli nie całodniowe, to przynajmniej parogodzinne. I właśnie takie coś zorganizowały sobie Lily i Julka.
Zaczęły wczesnym popołudniem, a jak dotąd na chodzeniu, oglądaniu a także przymierzaniu i płaceniu zleciały im jakieś 3 godziny. Przerwa obiadowa miała rzeczywiście być tylko przerwą. Mimo, że obskoczyły już całe centrum handlowe, czekały jeszcze na nie inne punkty sprzedaży, znajdujące się naturalnie poza wielkim gmachem centrum.
Zakupy były dla obu pań czymś w rodzaju porządnego odpoczynku. Co tam, że nóżki bolały - przyjemności też czasami kosztują. Samo w sobie łażenie po sklepach jest przyjemne, a co dopiero z kimś takim, jak przyjaciółka! Nie nudzi się tak jak facet, a jeszcze porządnie doradzi! Same plusy!
Ale wszystko dobiega końca.

***



Siedziały sobie w kawiarence i zajadały naleśniki z czekoladą, na które, jak się okazało, obydwie miały od dłuższego czasu ochotę, przy tym oczywiście rozmawiając.
Julka właśnie opowiadała jej o planach remontowych w czasie wakacji, gdy z jej torebki dobiegł dźwięk.
Po paru minutach już wszystko było wiadome.
- Sory, Lilka, ale muszę już wracać do domu - oznajmiła z przykrością. - Mój kochany Grześ* jak zwykle zapomniał powiedzieć mi, że dzisiaj jesteśmy zaproszeni za kawę do mamy i Krzyśka.
- Rozumiem, że do twojej teściowej i…
- …szwagra - dokończyła. - Naprawdę sory.
- Dobra, nadrobimy kiedy indziej. Może wtedy twój Grześ nie zapomni.
- Miejmy nadzieję - odparła z uśmiechem, po czym podała Lily banknot pięćdziesięciozłotowy. - Resztę zwrócisz kiedyś przy okazji. A teraz cześć.
- Cześć - pożegnała ją. - Baw się dobrze.
- Dzięki - tyle zdążyła jeszcze odpowiedzieć, bo zaraz zniknęła niebieskookiej z oczu.
„Ach, ci faceci” - pomyślała, po czym paroma zgrabnymi ruchami noża, widelca i szklanki skończyła konsumpcję swojego obiadu.
Po uregulowaniu należności a tym samym opuszczeniu miłej kawiarenki poczęła się głęboko zastanawiać, co by tu teraz zrobić - wrócić do domu, czy raczej przejść do innego sklepu.
Nagle do głowy wpadł jej pomysł - wpadnie do spożywczaka na dole, by kupić swoim maluchom jakieś dobroci (czyt. słodycze). Ale w sumie nie tylko dla nich… Uśmiechnęła się, gdy przypomniało jej się, że dokładnie za tydzień zawita do nich na parę dni Dustin.
Rozweselona zjechała na dół po ruchomych schodach.

***

Kiedy do plastikowych toreb wkładała swoje nowe nabytki, odezwał się jej telefon. Szybko skończyła swoją wcześniejszą robotę, a potem równie szybko dorwała swoją komórkę. Zdążyła wcześniej jeszcze odczytać z wyświetlacza, krótkie, ale jakże wymowne słowo „tata”.

- Coś się stało? - zapytała, troszkę zaniepokojona tym nagłym telefonem
- Można tak powiedzieć - powiedział jej znajomy głos w słuchawce. - Kolega prosił mnie, żebym przyjechał tam do nich i jeszcze raz wszystko sprawdził przed tą konferencją.
- A czy ten kolega sam nie może tego zrobić?
- No właśnie mówił, że nie może - odparł podirytowanym głosem. - Poza tym... Taniuś wygląda kiepsko - przeziębienie czy coś takiego…
- Dobra, za pół godziny będę - przerwała.
- Czekam.
Na tym zakończyli rozmowę.
W momencie, w którym wrzucała komórkę do torebki przypomniało jej się, że najbliższy autobus ma… za 2 minuty!
Prawie, że biegła do wejścia. Potem troszkę zwolniła - przystanek nie był daleko stąd, właściwie, to za rogiem centrum.
W końcu ujrzała właściwą drogę. Ale ku jej nieszczęściu, do jej autobusu zaczęli wsiadać ostatni pasażerowie!
Rzuciła się biegiem, żeby jeszcze zdążyć.
Już prawie była przy wejściu, gdy drzwi właśnie się domykały, a pojazd ruszył…

„Cholera!” - zaczęła przeklinać w myślach. No tak - tego się nie spodziewała.
Zła na siebie, postawiła swój ekwipunek na chodniku obok ławki i zajrzała do rozkładu jazdy. Wiadomości nie były optymistyczne- następny autobus miała dopiero za jakieś 45 minut! Rozglądnęła się jeszcze w poszukiwaniu jakiegoś postoju dla taksówek. Bezskutecznie.

Usiadła i opuściła bezradnie głowę, czując, jak gardło jej się ściska z żalu i bezradności.



***

- Ej, ślicznotko! Co tak sama siedzisz na tym przystanku?
Podniosła głowę w celu zidentyfikowania właściciela owego głosu.
Przed nią stał czarny samochód, którego nigdy jak dotąd nigdy nie widziała. Nagle drzwi samochodu się otworzyły i oto była w stanie dostrzec właściciela tego jakże cudownego auta jak i głosu.



- Co to, autobusik cię nie zgarnął? - zażartował. - To może ja mógłbym to za niego zrobić?
Uśmiechnął się przekonująco do niej.
- Spokojnie, twój dobytek też zabierzemy - dodał jeszcze.

I nagle zrozumiała, że podróż z nim to jedyne rozwiązanie…
Nie, ciemnowłosy nie sprawiał wtedy złego wrażenia. Wydawało jej się, że naprawdę chce jej pomóc. Może nie mówił tego takim do końca trafionym tonem, ale jego szczere intencje jednak można było z niego odczytać.
1:0 dla Bartka.
- Pewnie ci jest nie po drodze - powiedziała troszkę smutno Lily.
- E, tam - odparł. - Dla takiej śliczności każde miejsce będzie mi po drodze.
I nagle posłał jej ten… powiedzmy, zniewalający uśmiech. Zaniemówiła.
- To ja może wezmę pani bagaże. - chwile później w jego rękach znalazły się torby, które ostatecznie zagościły w bagażniku.
- No co tak stoisz? - odezwał się nagle widząc, że ona ciągle tkwi w miejscu. - Wsiadaj!
Z tego wrażenia i przypływu radości aż zapomniała co się wokół niej dzieje. Przecież, jak ona się odwdzięczy temu gościowi?

***

- To gdzie panią podwieźć? - zapytał, po raz kolejny kierując w jej stronę swoją „tajną broń”.
- Eeee… - zająknęła się. - Polna 28, Halinów.
- OK.
- Bartek…
- No?
- Dałoby radę, żebym znalazła się w domu za pół godziny?
Zaśmiał się.
- Dla ciebie wszystko.
Chwilę później, samochód ruszył. Z piskiem opon.

***

Odkąd tylko opuścili okolice centrum, całą ich drogę do Halinowa zajęła rozmowa.
- No tak… Ile to ja razy słyszałem od Czerwonej (Julki), że pamięć jej męża pozostawia sobie wiele do życzenia - skomentował.
- Ja jeszcze wpadłam do marketu po zakupy i już miałam wychodzić, kiedy zadzwonił mój tata. Powiedział, że musi się wcześniej stawić na przygotowania do konferencji i że mam wracać.
- Czemu? Jeśli już mieszkacie razem, to chyba macie oddzielne klucze.
- Nie, nie mieszkamy razem…
- To co - twój ojciec pilnuje ci domu na czas twojej nieobecności?
- Może nie tyle domu co… moich dwóch skarbów.
Bartek zaśmiał się.
- Co to za skarby trzymasz w tym swoim domu, co? Może w piwnicy masz cały bank?
Mimo, że on się śmiał, jej nie było do śmiechu.
- Nie, trzymam je normalnie w domu - odparła sarkastycznie. - Jedno ma prawie trzy latka, nazywa się Tania, a drugie ma zaledwie parę tygodni, a ma na imię Wiktor.
- Czyżby pieski? Aha, już rozumiem!
- Dzieci, Bartek, DZIECI!
- Eeeee… że jak? - popatrzył na nią z niedowierzaniem i przerażeniem zarazem.
- Jestem mamą dwójki maluchów, w dodatku jak na razie muszę je wychowywać sama. Mój tata pomaga mi przy tym…
- Nie mów więcej, już rozumiem - odparł spokojniejszym tonem.
- Poza tym, tata mówił, że Tania podobno się przeziębiła. Muszę się nią zaopiekować.
- Rozumiem - powiedział.
I nagle przed jej oczami wyrosła znajoma ulica, na której końcu dostrzegła jeszcze bardziej znajomy budynek.

- Pomogę ci z tym - zaoferował się, wyjmując poszczególne rzeczy, należące do pięknej blondyneczki, z bagażnika.
Oboje wspólnymi siłami przytargali je do kuchni.
- Fajna kuchnia - stwierdził ciemnooki rozglądając się po pomieszczeniu. - Taka przytulna i… rodzinna.
- Dzięki. Nie tylko za to, ale w ogóle za pomoc. Nawet nie wiesz…
- Oj, zdziwiłabyś się - odparł przekonująco.
- Chciałabym ci się jakoś odwdzięczyć, ale nie wiem jak.
- Jak się nadarzy okazja, to się rozliczymy. A póki co wybacz, ale muszę lecieć.
Rzucił jej szybkie, pożegnalne „cześć”, po czym po prostu ulotnił się z kuchni. Nawet nie zauważył, że na blacie zostawił kluczyki…

- Czekaj! - zawołała w jego stronę.
- No tak, kluczyki! - na jego twarzy widniał grymas niezadowolenia.
Lily zwinnie rzuciła mu je, po czym drzwi jego samochodu po raz kolejny się zamknęły. Usłyszała warkot silnika, gdy nagle jej się wyrwało:
- Bartek!
Najwidoczniej usłyszał, bo jego twarz pojawiła się w uchylonym samochodowym okienku.
- Dzięki. Po raz kolejny.
Uśmiechnął się do niej przyjaźnie, po czym zniknął za szybą, a potem gdzieś daleko, za zakrętem.
- Kim był ten chłopak? - usłyszała za sobą.
Szybko się obróciła w stronę ojca i udzieliła mu odpowiedzi.
- Bartek, mój kolega z pracy, zastępca Rudka.
- Całkiem sympatyczny z niego koleś - stwierdził Wiktor, po czym zmienił temat. - Położyłem małą do twojego łóżka. Żadnych lekarstw ani nic jej nie podawałem. Dastusiątko** nakarmiłem i położyłem spać - przedstawił szybko swój plan działania.
- Aha, dobra, ja już zajmę się resztą. Dzięki.
- Drobiazg - odparł.
Pożegnali się ze sobą, a pani Wing udała się do kuchni, po zakupy nabyte w butikach, by móc władować je do szafy w swoim pokoju, a potem coś podobnego zrobić ze słodyczami.

***

Zegar w korytarzu właśnie wybijał godzinę jedenastą. Lily, uciszywszy przed chwilą Wiktorka udała się jeszcze do pokoju córeczki. Ta na szczęście słodko sobie spała, co bardzo uspokoiło jej mamę.
Gdy upewniła się, że może iść spać, ostatecznie położyła się do łóżka, jednak jakoś nie umiała usnąć.

Ten dzień był niby taki zwykły, ale jednocześnie było w nim coś, czego nie dało się opisać. Może to przez to, że Lily coraz bardziej przekonywała się do Bartka? Przecież to naprawdę spoko gość. Ale pozostaje pytanie, czy Dustin, tak bardzo pewny swoich poglądów, uwierzy w to? A może jego niechęć do nowego kolegi swojej żony jest tylko przejściowa i kiedyś, kiedy obaj panowie się spotkają Dustin przekona się, że niesłusznie go oskarżał?
Miała wielką nadzieję, że tak będzie. Że ten Bartek, który dzisiaj tak jej pomógł naprawdę jest Bartkiem.



*- mąż Julki
**- używane przez Wiktora określenie swojego wnuka (cóż, Tania T., ulubienica dziadka, nie otrzymała takiego przezwiska ;])

To może dla odmiany 9 komentów ;] Kto jeszcze nie wypowiedział się w sprawie łączonego fanklubu, niech to zrobi w komentarzu.

Ostatnio edytowane przez Liv : 25.02.2012 - 09:09 Powód: liv'ed
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem