XVIII cz. I
O mnie
15 I
W "sekretariacie" około godziny jedenastej zaczął dzwonić telefon. Z racji tego, że Julka była w tym czasie w ubikacji, a zastępca szefa właśnie miał wychodzić, to on odebrał.
- Korzeniowski, słucham? - odezwał się do słuchawki.
- Bartek… - do jego uszu dobiegł znajomy kobiecy głos, uśmiechnął się lekko. - Mogę rozmawiać z Rudkiem?
- Nie ma go - oznajmił. - To coś pilnego?
- Sama nie wiem… Po prostu chciałam mu powiedzieć, że nie mogę się dzisiaj zjawić w pracy po te płytki. Za godzinę mam umówioną wizytę u lekarza…
- Aż tak źle z tobą? Przecież wczoraj wyglądałaś jeszcze bardzo dobrze!
- I dzisiaj też wyglądam, ale moja córeczka już nie. A teraz wybacz, ale muszę już kończyć - za 15 minut mam autobus i nie chcę się spóźnić. - zamierzała skończyć rozmowę
Nagle do głowy wpadł mu pewien pomysł. Uśmiechnął się do swoich myśli.
- Pediatra nie przyjmuje tak przypadkiem w szpitalu? - zapytał.
- Przyjmuje… A co? - zdziwiło ją to pytanie.
- To może tak na wszelki wypadek żebyś się nie spóźniła wpadnę po ciebie - oznajmił.
- Ale… - nie da się ukryć, że zdziwiło ją to jeszcze bardziej.
- Fakt, nie po drodze mi to, ale też wybieram się do szpitala, więc mógłbym was zabrać.
- Ty? Po co?
- Potem ci powiem. Na jakiej ulicy mieszkałaś?
- Polna 28. Czyli…
- Tak, wpadnę po was - dokończył. - Za około pół godziny stójcie z małą przed domem, OK?
- OK - wyczuł, że brakuje jej słów. - Bartek… dzięki!- powiedziała z radością.
- Spoko - zaśmiał się cichutko. - To do zobaczenia, Lilka.
Odłożył słuchawkę.
Gdy odwrócił wzrok dostrzegł sekretarkę wpatrującą się w niego z zaciekawieniem.
- Jakby szefuńcio wrócił przekaż mu, że zrobiłem wszystko i wyrwałem się wcześniej do domu - poprosił Julkę. - I jakbyś mogła, leć jeszcze do jego gabinetu i przynieś te dwie płytki. Są na biurku.
- Ale Lilka miała je odebrać - powiedziała.
- Ja je jej osobiście dostarczę - oznajmił chłodno.
Chwilę później w jego rękach znalazły się dwa papierowe opakowania, a w nich dwie płyty CD z napisami „Teksty”. Ostatecznie opuścił budynek biura i udał się w stronę samochodu.
***
Szczerze pozwiedzawszy, Bartek sam sobie się dziwił, że jest aż taki ofiarny. Nie zdarzało mu się to często, więc ostatnie wydarzenia po prostu wywołały u niego lekki niepokój.
I czemu to właśnie jej tak pomaga, i jest dla niej taki miły? Traktuje ją inaczej niż wszystkie kobiety. Tamte są dla niego jakby zabawkami- nie traktuje ich poważnie. A ona? Ona się wydaje być taka inna od nich wszystkich…
Inna…
Tak jak mama.
Ona też była taką jedną na milion wśród tych wszystkich pustych lal, jakie miał okazję niejednokrotnie spotkać w swoim dwudziestopięcioletnim życiu. Była jedyną, którą tak naprawdę darzył prawdziwą sympatią a także jedyną kobietą, którą kochał. Tylko jej ufał…
Zastanawiał się, co mama powiedziałaby o jego nowej koleżance, którą rzeczywiście lubił. Nie mógł znaleźć przyczyny, dlaczego tak jest. Przecież nie znali się długo, wręcz można by powiedzieć, że bardzo krótko. I tak niewielki okres czasu wystarczył, by on mógł się przekonać do tej blondyneczki o niewinnej buźce?
Dziwne ale prawdziwe.
Są rzeczy, których nie da się wytłumaczyć. Czy jego sympatia do Lilii również się do takich zaliczała?
Chciałby wiedzieć, jednak los nie zezwolił mu na posiadanie tej wiedzy. Przynajmniej nie teraz.
***
- Pani Lilio, nie idzie pani na autobus? - zapytała opiekunka widząc, że jej pracodawczyni się niezbyt spieszy.
- Nie, nie idę - oznajmiła Lily, szukając książeczki zdrowia Malutkiej. - Mój kolega z pracy zaofiarował się, że mnie podwiezie.
- Rozumiem…
- Prawdopodobnie dzisiaj nie będzie musiała pani tak długo siedzieć przy Wiktorku - dodała. - Jeśli dobrze pójdzie, to nie będę musiała tyle czekać na autobus i szybciej wrócę autem.
- Miło, że ma pani takiego znajomego - uśmiechnęła się, jej rozmówczyni zaś odwzajemniła uśmiech.
- Taniuś! - zawołała córeczkę.
Z pokoiku naprzeciwko chwilę później wyłoniło się chore dziewczątko ze smutną minką.
- No chodź, mama musi cię ubrać! - powiedziała do dziewczynki.
Minęło 15 minut i obie panie Wing były już wystrojone i gotowe do podróży. Mama Tanii poszła jeszcze tylko do garażu po fotelik Małej i wraz z całym ekwipunkiem ostatecznie stanęły w umówionym miejscu.
Trzy minuty później pod domem stanął znajomy, czarny samochód. Z pomocą Bartka fotelik dziecięcy spoczął na tylnym siedzeniu, a po niedługim czasie znalazła się w nim jego właścicielka. Tylne siedzenie obok córki zajęła Lily.
Rozpoczęła się podróż.
***
W czasie jazdy do szpitala rozmawiali trochę. Współtowarzysz Lily zagadnął ją o zdrowiu Małej. Normalnie by go to nie zainteresowało, ale tym razem stało się inaczej. Współczuł Tanii Teresce (sam całkiem nieźle pamiętał swoje częste choroby gdy był dzieckiem), a także i jej mamie. Z własnego doświadczenia wiedział, że nie jest tak łatwo zajmować się chorym dzieckiem, a z tego, co ona mu opowiedziała, zrozumiał, że obrazy, które widział w przeszłości niemal dokładnie tak samo powracają w teraźniejszość.
- Dajcie mi kurtki - powiedział, gdy znaleźli się w recepcji. - Pójdę je zawiesić.
Chwilę później trzy nowe ubrania znalazły się na wieszaku, a każdy z naszych bohaterów mógł się udać w swoją stronę.
- Za pół godziny spotkamy się tutaj, OK? - zaproponował.
- OK - zgodziła się kobieta. - A gdzie ty właściwie idziesz?
- Moja mama leży na onkologii - powiedział ze smutkiem.
Ona tylko porozumiewawczo kiwnęła głową. Chwilę potem, gdy pewna pani wraz z swoim synkiem mniej więcej w wieku panienki Wing opuściła gabinet doktor Rawskiej, do środka weszły jej nowa pacjenta wraz z jej mamą.
Na szczęście okazało się, że to nic poważnego - zwykłe przeziębienie. Za jakiś tydzień, dwa powinna wrócić do zdrowia.
Zgodnie z umową spotkali się przy recepcji. Bartek miał lekki poślizg - mama wręcz zamęczała go pytaniami o jego starszego brata, na które on, chcąc nie chcąc musiał odpowiedzieć.
Sam fakt, że Bartek ma brata zaciekawił Lily. Postanowiła więc wydobyć od niego trochę informacji.
***
- To co takiego właściwie jest Tanii? - zapytał, gdy przystanęli na jednym ze skrzyżowań.
- Jest przeziębiona, ale to nic poważnego - odparła, lekko się uśmiechając.
- Pewnie dostała receptę na jakieś lekarstwa? - przyszło mu nagle do głowy.
- Tak… - gdy o tym wspomniał, ją aż zatkało.
- Apteka jest dwie przecznice w bok, możemy tam bez problemu trafić - posłał jej przyjazny uśmiech.
„Bartek, co ja bym bez ciebie zrobiła?!”- przeleciało jej przez myśl, jednak zaraz skarciła siebie za takie myśli. Takie coś mogłaby pomyśleć o Dustinie, tacie… ale nie o nim!
- Lilka! - usłyszała, nagle wyrwana ze swoich rozmyślań. - Jesteśmy na miejscu.
Dopiero w tym momencie zdała sobie sprawę, że auto stoi zaparkowane pod niewielką apteką, a jej towarzysz przygląda jej się z rozbawieniem.
- Nie musiałaś uciekać tak daleko z tymi myślami - powiedział. - A jeśli już musiałaś, to trzeba było nie dawać tego po sobie poznać.
- Następnym razem ci się nie uda! - udała obrażoną, po czym poszła wykupić leki.
Zaśmiał się po cichutku, a zaraz potem sam uciekł w inny świat…
Tam, gdzie główna myśl dotyczyła Jej.
***
W godzinach popołudniowych zaczęło sypać. Jednak im więcej czasu upłynęło od momentu, kiedy pierwszy płatek śniegu zagościł na ziemi, tym bardziej opad przybierał na sile. Ze zwykłego, niepozornego „padającego śnieżku” powili zmieniał się w śnieżycę.
Bardzo niepokoiło to Bartka. Przecież nie będzie w stanie wrócić do domu w taką pogodę! Żeby zdążyć, musiałby mniej więcej w tym momencie wysadzić Lily i Małą i kazać im iść na piechotę do domu. Z całym ekwipunkiem, wśród zimna i śniegu, przez który już teraz mało co było widać. Cztery kilometry męki.
Ale nie zrobi tego. Nie im.
Może Lily zgodziłaby się, by na czas śnieżycy przeczekał u niej w domu?
- Bartek… - szepnęła.
- Czemu… - chciał zapytać, dlaczego tym tonem, ale ona skarciła go wzrokiem.
- Tania śpi - wytłumaczyła mu.
Kiwnął porozumiewawczo.
- Nie dasz rady wrócić na czas do domu, prawda? - spytała z troską.
- Nie, nie dam - odpowiedział, lekko niezadowolony.
- To może przeczekałbyś u mnie?
„No proszę. A jednak” - pomyślał, usatysfakcjonowany.
- Nie będzie to dla ciebie kłopot?
- Nie - odparła. - Tylko… Będę musiała zostawić cię samego, bo muszę przygotować obiad.
- Pozwolisz mi skorzystać z twojego kompa i po problemie - zaproponował.
- OK - spodobało jej się to rozwiązanie. Ufała na tyle Bartkowi, że mogła być spokojna o swoje dane zapisane na dysku (chociaż nie miała tam jakichś nie wiadomo jak ważnych rzeczy - co najwyżej zdjęcia zrobione przy różnych okazjach, ulubioną muzykę i programy potrzebne do pracy.) - Zjesz u mnie, prawda?
- Jeśli nie masz nic przeciwko…
- Nie - zaprzeczyła. - Miło będzie mi zjeść coś w innym towarzystwie, niż moje dzieci.
I nagle pewna wątpliwość pojawiła się w jego głowie, nad którą się jeszcze jak dotąd nie zastanawiał.
Mąż Lily.
Czyżby go nie miała? A może są po rozwodzie?
Jakoś nigdy o nim nie wspominała - w sumie to możliwe, że coś jest nie tak.
„Zapytam ją o to przy obiedzie” - postanowił.
***
Gdy znalazł się w domu swojej koleżanki, zaraz został zaprowadzony do salonu. W tym czasie Lily położyła do łóżka córeczkę, podając jej zalecone lekarstwa, i rozliczyła się z opiekunką. Właściwie, to zrobiła jeszcze masę innych rzeczy. On jednak skupił się na tym, co pokazywało się na ekranie laptopa. W czasie, gdy włączał się internet (a nie działo się to szybko), rozejrzał się po salonie.
Widać, że jego urządzeniem zajęła się Lily - był taki ciepły i rodzinny. Pewnie jak cały ten dom. Wyróżniało go jeszcze to, że nie był, tak jak większość mieszkań, w modernie. Oczywiście, mogło to wynikać z braku funduszy, ale w tym przypadku jemu wcale się tak nie wydawało. Po prostu ktoś kto go urządzał musiał mieć taki gust i tyle.
Na końcu swojej wędrówki wzrokiem po pomieszczeniu natknął się na wystawkę…
Na pierwszym zdjęciu z lewej strony była Tania Tereska, na drugim pewnikiem Lily ze swoim tatą, kiedy była dzieckiem, na trzecim… Nie wiedział. Spojrzał na czwarte…
Więc Lily jednak ma męża!
Sam przed sobą przyznał, że całkiem całkiem ten jej mąż.
Ale chwileczkę…
Przecież on go już gdzieś widział!
Zaczął przeszukiwać swoją pamięć. Niestety, bezskutecznie - nie potrafił sobie przypomnieć, gdzie i kiedy mógł spotkać pana… pana Wing.
No tak - nazwisko też nagle zaczął kojarzyć! Więc to MUSIAŁ być ten.
„Czemu moja głowa musi właśnie w takim momencie szwankować?!” - denerwował się. Niestety, wcale to nie polepszyło jego położenia. Nie pamiętał i koniec.
Wyjaśnienia:
1. Mama Bartka jest dużo starsza ;] Na tym zdjęciu pokazałam ją taką, jaką najlepiej pamiętał ją Bartek
2. Odcinek wyjątkowo "w kawałkach", ponieważ z pewnością dzisiaj nie dałabym rady już napisać 2 części, a tym samym nie wstawiłabym odcinka.
3. Zdjęcie galeryjki jest z października ubiegłego roku - obecnie nie mam w grze tej galeryjki