Temat: Niepokorne
View Single Post
stare 28.06.2009, 14:19   #11
Gio
 
Avatar Gio
 
Zarejestrowany: 28.01.2008
Płeć: Mężczyzna
Postów: 3,273
Reputacja: 15
Domyślnie Odp: Niepokorne

No...przeszliście sami siebie 3 komentarze- tak nisko chyba jeszcze nie upadłem, ale cóż. Chyba zaczniemy się bawić w "albo 7 komentarzy, albo nie ma odcinka"





Część III
„Silikony Brandy”




Dołek w ogródku Zofii wypełniał się ziemią tak samo szybko, jak miejsce wiecznego spoczynku Artura Linde. Hania spoglądała żałośnie na przyjaciółkę sprawnie wymachującą łopatą. Zosia cały czas miała w oczach łzy. Hania nie traktowała jednak jej problemu poważnie- może dlatego w ogóle nie czuła współczucia dla przyjaciółki, mimo tego, iż widać było ,że cierpiała bardzo mocno po stracie ukochanego kota. Ale co to za problem?! Czy śmierć kota może choć trochę równać się ze stratą ukochanej osoby- CZŁOWIEKA?! Dlatego też czarnowłosa traktowała ten problem bardziej jako śmieszny epizod „na otarcie łez”, aniżeli kolejny poważny problem.
Zosia, gdy skończyła zakopywania sztywniaka oparła narzędzie o kwitnącą jabłoń i usiadła na ławce obok Hanny. Prze chwilę milczały, każda z nich spoglądała w innym kierunku, jakby udawały, że siebie nie widzą. Jako pierwsza tą niezręczną ciszę postanowiła przerwać pani Kowalska:
- Przepraszam, że obarczam cię moimi problemami, Haniu. Pewnie masz sama ich wystarczająco dużo. Całe przedmieście mówi o zaginionej siostrze i o tym skandalu w kościele. Moje współczucie.
Hania było w szoku. To znaczy, to znaczy… że terasz problemy dopiero nadejdą? Nie chce się przed każdym tłumaczyć, nie chce usprawiedliwiać postępku jej rodziców! Pewnie teraz uderzy w nią fala pytań, wątpliwości, a pewnie w niektórych wypadkach złości i współczucia, ale przede wszystkim brak zrozumienia z każdej strony. Znowu nastała cisza. Hania myślała nad tym co ma powiedzieć.

[IMG]http://i44.************/ezplp1.jpg[/IMG]

- Tak się jakoś złożyło- szybka, krótka odpowiedź.
- Rozumiem- skłamała Zofia postanawiając, że mimo ogromnej ciekawości nie będzie drążyć tego nieprzyjemnego dla jej przyjaciółki tematu.
- Jak zginął Flapek?- czarnowłosa postanowiła zmienić temat.
- Potrącił go samochód. Nie dało się go uratować. Weterynarz stwierdził zgon- głos jasnowłosej był bardzo poważny- Na szczęście zdążyłam dojrzeć ten przeklęty samochód.
- I…?
- Samochód nowej sąsiadki- podsumowała emocjonująco pani Kowalska.
- Ktoś się tutaj ostatnio wprowadzał, że śmiesz mówić „nowej sąsiadki”?
- Dzisiaj się wprowadziła- Brandy Murphy. Mówi ci coś to nazwisko?
- Amerykańskie? Wybacz, ale tak daleko moja widza nie sięga.
- A mi mówi już nazbyt wiele. Wiesz, jak ten babsztyl mnie potraktował?! Nic nie robiła sobie z tego, że przejechała moja ukochanego kota! Zupełnie jakby nie miała uczuć!
- Czyli szykuje się kolejna sąsiedzka wizyta?
- Na to wygląda.

***

Jednak przyjaciółki nie wiedziały, że interesantka znajduje się tuż za ścianą. Gdy Flapek znalazł się pod ziemią, zaledwie parę metrów od miejsca pochówku ktoś zapukał do drzwi Kowalskich. Drzwi otwarł jeszcze wtedy niczego nieświadomy mąż Zofii- Robert Kowalski. Widząc w drzwiach pociągłą samicę wziął głęboki wdech, a oczy wlepił na chwilę w pół odkryte piersi. Brandy (on jeszcze nie znał jej imienia) dając mu się przez dwie sekundy napatrzeć, wciągnęła powietrze w płuca wyolbrzymiając tym samym swoje silikony.
- Witam- zaczęła, wpierw wypuszczając powietrze z płuc. Robert zwrócił uwagę na jej amerykański akcent, co go podnieciło jeszcze bardziej.
- W czym mogę pomóc?- mówił jakby coś stanęło mu w gardle.
- Przyszłam pożyczyć cukier- pani Murphy kokieteryjnie zbliżyła się do mężczyzny dając znak, żeby wpuścił ją do środka. I osiągnęła swój cel. Przeszłą przez próg i oparła się prawą ręką o mały stolik.
- Już przynoszę. Oczywiście. Ile, jedną szklankę?- mówił chaotycznie nie mogąc oderwać wzroku od zgrabnej sylwetki sąsiadki.
- Tak, szklanka wystarczy.

[IMG]http://i40.************/ri6pat.jpg[/IMG]

Mężczyzna udał się do kuchni znikając z pola widzenia nieznajomej. Otwarł szafkę kuchenną, wyciągnął z niej torebkę cukru i wysypał część jej zawartości do szklanki stojącej na blacie kuchennym. Gdy z powrotem wrócił do przedpokoju zauważył, że gość stał ciągle w tej samej, pociągającej pozycji i uważnie rozgląda sie dookoła.
- Proszę- powiedział Robert podając jej szklankę cukru.
- Och! Dziękuję! Jest pan taki miły- uśmiechnęła się pokazując wszystkie swoje bielutkie zęby, po czym ujęła dłoń mężczyzny w swoją.
- Nie ma sprawy. Należy pomagać…- zaciął się. Przecież nawet nie wiedział kim jest ta kobieta stojąca przed nim.
- Sąsiadką? Należy pomagać sąsiadom?
- Tak…
- Ech! Przepraszam, nawet się nie przedstawiłam. To pan na mnie tak działa- jeszcze bardziej się do niego zbliżyła- Jestem Brandy Murphy, pana nowa sąsiadka.
- Jest mi niezmiernie miło. Robert Kowalski- ucałował ją w dłoń- W tej okolicy dość rzadko pojawiają się nowe kobiety, a jeszcze rzadziej godne mej uwagi i choć ciut pociągające.
- Mam nadzieję, że zaliczam się do tych drugich.
- Ależ oczywiście!
Po tej zalotnie wymianie zdań nastąpiła krótka chwila milczenia, potrzebna na własne przemyślenia, oraz na snucie planów co do dalszej części rozmowy. Ważne było to, aby nie palnąć czegoś głupiego, nie posunąć się o słowa za daleko. Ludzie to bardzo delikatne stworzenia- szybko mogą się poczuć urażeni byle głupstwem.
- Jest pan żonaty?- Brandy chyba jednak nie stosowała się do tych zasad. To był nokaut z jej strony. Według obliczeń mężczyzny to pytanie powinno pojawić dopiero za jakieś 15 minut rozmowy. Ale na pewno nie teraz! Owe zapytanie postawiło go w dosyć niezręcznej sytuacji. Skłamać, czy powiedzieć prawdę i zawalić wszystko?


[IMG]http://i41.************/2nvdxqa.jpg[/IMG]

- Nie. Nie mam żony- miał nadzieję, że zaimponował jej tym „drobnym” kłamstwem.
- Taki facet, jak ty…
- Jestem Robert
- Jak ty Robercie, w idealnym wieku, nie znalazłeś sobie jeszcze życiowej partnerki? Nie ukrywaj, przecież to widać! Wszystkie kobiety się za tobą oglądają i pożądliwie spoglądają na twe ciało.
- Cóż, trudno się z tym nie zgodzić- pan Kowalski czuł, jak budzi się w nim prawdziwa bestia- Zapewne wiele chciałoby się ze mną przespać, jednak mało jest tutaj wartych tego kobiet.
Dolał oliwy do ognia- z jak najbardziej pozytywnym tego skutkiem. Sąsiadka złapała go również za drugą rękę, wypuszczając tym samym szklankę cukru na ziemię.

***

- Może pójdę po lemoniadę?- zaproponowała Zosia, której od płaczu zaschło w gardle
- Możesz przynieść, dziś taki upalny dzień- zgodziła się z nią Hania.

[IMG]http://i39.************/289vhgh.jpg[/IMG]

Pani Kowalska natychmiast udała się do domu po jej magiczny płyn, który znalazł wielbicieli na całej Błękitnej Promenadzie, czym Zosia zyskała sobie miano najlepszej gospodyni domowej w okolicy. Nie było tutaj osoby, której nie urzekłby smak owego napoju, który gasił pragnienie w upalne dni i dodawał smaku w zimowe wieczory. Jednak tylko Zosia, nikt poza nią, znała tajną recepturę i proporcje równie tajnych składników, które czyniły zwykłą lemoniadę tak niezwykłą. Ów przepis przekazywany był w rodzinie Kowalskich z pokolenia na pokolenie. Zosia dostała ten przepis od swej matki w dniu jej śmierci, zaś ona dostała go od swej matki, gdy wychodziła za mąż. Tak więc lemoniada, niesamowita mikstura gościła już parę wieków w rodzinie Kowalskich i od paru wieków urzeka swym smakiem mieszkańców miasteczka.
Zosia po kilku sekundach błądzenia wzrokiem po pokoju, z którego prowadziło wyjście na taras, w końcu znalazła tacę, na której stały dwie szklanki i dzbanek z lemoniadą. Podniosła ten zestaw obydwiema rękami i podążyła w kierunku siedzącej w ogrodzie przyjaciółki.
Gdy już miała wyjść na taras usłyszała dźwięk tłuczonego szkła. Wiedziała, że Robert ma „drewniane ręce” dlatego też zaraz pobiegła zobaczyć co się stało. Przebiegła przez pokój gościnny i wtargnęła do kuchni, gdzie potencjalnie miał leżeć zakrwawiony Robert błagający o pomoc swą małżonkę (wytwór Zofii, który był owocem nieprzespanej wczorajszej nocy). Jednak ku jej zdziwieniu w pomieszczeniu nikogo nie było. Podążyła więc dalej śladem zbrodni.
Przekroczywszy próg przedpokoju doznała chwilowego szoku. Jej mąż…. Jej mąż… maca się z tą lafiryndą Brandy w jej własnym domu?! Zosia rozpędziła się i chcąc przedzielić ich złączone ręce rzuciła się całym swym ciałem prosto na nich. Wcześniej jednak, Brandy zaraz gdy ją zobaczyła, puściła ręce Roberta, czego skutkiem było głośne uderzenia czegoś o podłogę.
- Kto to?- Brandy było bardzo zmieszana.
- Służąca- odpowiedział bez namysłu Robert.
- To ja może już pójdę- Brandy wycofała się, widząc leżącą na podłodze panią Kowalską- Dom nr 316- szepnęła jeszcze Robertowi i z niezachwianą psychiką wyszła na ulice, jak gdyby nigdy nic.
W tym czasie Robert próbuje pomóc wstać żonie.
- Jak mogłeś mi to zrobić?! I jak służąca?!- Zofia, gdy tylko stanęła na dwóch nogach zaatakowała Roberta.
- To nie tak jak myślisz…
- Milcz! Wiem co myślę! Teraz chcesz rujnować nasz związek?! Teraz gdy lada dzień na świat ma przyjść nasze wspólne dziecko?!
- Zosiu, pozwól, że ci wytłumaczę.

[IMG]http://i42.************/2rr2fcx.jpg[/IMG]

- Tutaj nie ma nic do tłumaczenia. Jestem zhańbiona, przez ciebie! Po raz kolejny wyśmiałam się publicznie przez tą cholerną małpę! Jednak ja się nie dam!- krzyczała jasnowłosa.
- Zosiu, uspokój się!- Robert spróbował ją objąć, jednak bezskutecznie.
- Nie! Co, jeśli przez ten upadek stało się coś naszemu dziecku?! Nie cierpię cię!
Zosia szybkim krokiem udała się do sypialni na piętrze, Robert został zaś w przedpokoju patrząc na znikającą za zakrętem nijaką Brandy Murphy.

***

Nastał wieczór. Hania wolnym krokiem szła w kierunku domu. Nie mogła uwierzyć własnym oczom, gdy widziała tak rozwścieczoną Zofię. Jednak ona postąpiłaby tak samo. Z drugiej jednak strony nigdy nie spodziewałaby się po Robercie czegoś takiego. Może jednak jej najlepsza przyjaciółka wszystko wyolbrzymiła? Może wcale nie był to romans, tylko zwykła sąsiedzka pogawędka? Kobieta jednak nie chciała sobie zaprzątać głowy czyimiś sprawami. Swoich miała już wystarczająco dość.
Gdy weszła po schodach do swojego domu i już miała zamiar wyciągnąć klucz z kieszeni i otworzyć nim drzwi, zobaczyła, że ktoś już ją wcześniej wyręczył.

[IMG]http://i41.************/2vns6l3.jpg[/IMG]

Lekko napełniona strachem weszła do środka, gdzie było zupełnie ciemno. Zapaliła światło. Widok, który ujrzała był straszny. Cały salon był zrujnowany bez reszty- potłuczony porcelanowy zestaw, połamane krzesła, przewrócona 100-letnia szafa. Jedynie kanapa stała w tym miejscu gdzie powinna, nieruszona. Hania zbliżyła się na do niej- tak jak się spodziewała- spała na niej Judyta, a z jej ust czuć było odór alkoholu.
__________________
Evil is a Point of View
Gio jest offline   Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.