Cytat:
A teraz kilka słów do Autora. Nie wiem czemu, ale ta historia troszkę trąci mi telenowelą -być może dlatego, że opowiada o takich życiowych duperelach. Wcale nie zamierzam przez to powiedzieć, że jest zła, bo w gruncie rzeczy Twoje FS mi się podoba, zwłaszcza ze względu na przemyślane opisy, stosowanie mowy pozornie zależnej i ironiczny, niekiedy wręcz groteskowy ton. Albo mi się wydaje, albo chcesz w ten sposób uniknąć wpędzenia się w patos, przynajmniej jeśli chodzi o niektóre sceny.
Jak na razie chyba najbardziej podobał mi się ten moment zdrady. Po pierwsze, ze względu na kreację Brandy, w której wyraźnie widać wspomnianą już ironię. Po drugie, jakoś dziwnie mnie ujął sposób, w jaki potraktowana została Zofia. Jakbym wręcz rozumiał ogrom jej upokorzenia. Aż dziwne, że nie strzeliła mężowi z liścia, ale to swoją drogą.
Zachęcam Cię do dalszego pisania tej telenoweli z przymrużeniem oka. Może i Twój styl jest niedoskonały, ale przecież to trening czyni mistrza
|
Dziękuję za szczery komentarz. Wlaśnie dobrze ująłes w słowa to całe FS i jego charakter- lekko odsłaniający głupotę i ironię życia przez takie właśnie głupkawe codzienne sprawy, drwiąc jakby jednoczesnie z tego. Ciesze się, że ktoś to dostrzegł
A teraz:
Ile jest komentarzy? 6? Może być
Tak jak powiedziałem- odcinek krótszy niż pozostałe- dużo dialogów, choć to już jest koniec mojej godności pisarskiej, żeby takie coś pisać.
Ale jak to ktoś powiedział:
'Trzeba pisać nie to, co się tobie podoba, tylko to, co podoba sie innym"
Część IV
"15 lat małżeństwa"
Nastał kolejny dzień. Kolejny dzień kłopotów i nieoczekiwanych zdarzeń. Życie Błękitnej Promenady raz na zawsze zostało wstrząśnięte, zbite z prostej linii, na którą chyba długo nie powróci. Natłoczenie dziwnych wydarzeń, intryg, nawet skandali, było wcześniej nie do pomyślenia w tak spokojnej okolicy! Kiedy wreszcie nastanie spokój, kiedy życie uwolni mieszkańców malutkiej nadmorskiej mieściny od natłoku tylu zmartwień? Może już jutro, może za tydzień, rok, dwa… może wcale?
Hanna Linde wystukała numer Sióstr Nazaretanek na klawiaturze telefonu. Chwila oczekiwania, niepewności i ustalania ostatecznej wersji „telefonicznej przemowy”, jakiś głuchy szmer i w końcu tak długo oczekiwany głos jednej z sióstr zakonnych- najprawdopodobniej w podeszłym już wieku.
„ Klasztor Sióstr Nazaretanek w Krakowie. Przy telefonie siostra przełożona Leokadia, słucham!”
- Dzień dobry. Chciałabym zgłosić odnalezienie jednej z waszych podopiecznych.
„ Judytę Linde?!”
[IMG]http://i41.************/nfnrlh.jpg[/IMG]
- Skąd pani… to znaczy siostra wie, że właśnie chodzi mi o Judytę?
„ Bo tylko ona jest zdolna uciekać z zakonu”- zabrzmiał glos w telefonie- „Gdzie możemy ją odebrać?”
- Zamorze, Błękitna Promenada 310.
„ Dziękujemy serdecznie za pomoc. Już my się ta zakałą zajmiemy! Jednocześnie pragnę przypomnieć o nowej akcji charytatywnej. Pieniądze można wpłacać na konto Radia Maryja pod numer 003…”
Hania odłożyła słuchawkę. Miała zbyt mało czasu i pieniędzy, aby móc dalej słuchać wywodów siostry Leokadii. Teraz musi posprzątać dom i przygotować Judytę na „transport”.
***
Zofia siedziała na sofie znajdującej się w salonie z oczyma wlepionymi w jakiś niewidoczny punkt. Bardzo cierpiała, jednak chciała stłumić to w sobie. Co to za czas nastał, kiedy to trzeba martwić się o każda zbliżającą się sekundę, bo nigdy nie wiadomo co przyniesie.
Robert usiadł obok niej, położył rękę na jej kolanie, jednak kobieta odrzuciła ten [rzekomo] gest pojednawczy.
- Nigdy ci nie wybaczę- powiedziała przygnębiona, bez entuzjazmu, jakby była czymś zniesmaczona.
- Już ci mówiłem. Ona tylko przyszła po cukier. Właśnie jej go podawałem, kiedy to szklanka upadła na ziemię. Chciałem się schylić, a dalej to już sama wiesz…
[IMG]http://i40.************/33dxg1u.jpg[/IMG]
- Wiem co widziałam, Robert. I wiem, że już ci na mnie nie zależy, że ci nie wystarczam, że…
- Dosyć na miłość boską! Przerabialiśmy to już między sobą kilka razy! Między mną, a tamta kobietą niczego nie było i niema! Rozumiesz?! Niczego!
- Nie ufam ci. Po raz kolejny zhańbiłam się przed tą kobietą, po raz kolejny wyszłam na idiotkę. A dziecko? Co jeśli coś mu się stało? Po za tym miałam się nie denerwować, a ty doprowadzasz mnie do krytycznego szału! I jak ja ci mogę wybaczyć?!
- Gdzie się podziała Zosia sprzed 15 lat? Tą, którą poznałem?
- Tamtej Zosi już nie ma. 15 lat małżeństwa z tobą zmieniły ją od podstaw. Nauczyłam się już być niedostrzegana, hańbiona i ciągle postrzegana jako wariatka. Przy tobie. Nie chcę cię widzieć na oczy.
- Ale…
- Proszę. Musze to wszystko sobie uporządkować, przemyśleć.
- No więc…
- Natychmiast!
Mężczyzna wstał i udał się w kierunku drzwi frontowych. Jest jakaś szansa, że Zofia mu wybaczy, ale…- bał się tego przyznać- czy tak naprawdę mu na niej zależy? Teraz jedynym „katalizatorem”, który utrzymuje go w związku z Zosią jest jego jeszcze nienarodzone dziecko. Bo gdyby nie one, pewnie już dawno rozstałby się z panią Kowalską, był tego pewny.
[IMG]http://i39.************/5ttcv6.jpg[/IMG]
Gdy opuścił dom i wyszedł na ganek, zastanawiał się, co w takim razie ma teraz począć. Nie może przecież zbyt wcześnie wrócić do domu. Rozejrzał się po okolicy, w celu upatrzenia sobie dobrego miejsca, aby mógł spędzić tam spokojnie kilka godzin. W końcu jego wzrok natrafił na godny tego punkt.
***
Zofia Kowalska siedziała sama w pokoju. Znajdowała się w tak błogiej ciszy. Za oknami letni poranek, ćwierkanie ptaków, wszędzie zielono i wesoło. Jednak w jej wnętrzu wcale nie było tak spokojnie. W jej umyśle panowała prawdziwa burza myśli: „I co ona teraz zrobi?! Ale ja jestem głupia, głupia, głupia…”
***
Robert zapukał w duże drewniane drzwi. Już po chwili otwarły się one na oścież, a osoba, która się w nich pojawiła przyprawiła go o falę gorąca- która zawsze go nachodziła, gdy tylko ujrzał nową sąsiadkę. Brandy Murphy zaprosiła go ruchem ręki do środka, a kokieteryjny uśmieszek nie opuszczał jej twarzy.
- Co cię do mnie sprowadza?- usadowili się w salonie.
- Dziwna sprawa….- czuł się niezręcznie, ale wiedział ,że tak czy tak, musi tutaj zostać. Nie bez powodu przecież Brandy podała mu swój adres.
- Śmiało.
- Zofia, moja sprzątaczka…
- Ta ciężarna?
- Tak, ona. Chce doprowadzić dom do porządku po ostatniej imprezie- po raz kolejny sprawdza się powiedzenie, że każda wymówka jest dobra.
- Organizujesz imprezy?
- Tak, czasami. Ostatnia była właśnie dwa dni temu i jest po niej niezły bałagan, więc wolałem usunąć się z drogi Zofii, aby mogła spokojnie uprzątnąć ten chlew.
Czuł jak głos mu drży- kłamać nie potrafił, ale to w słusznej sprawie. Myślał, że coś poplątał, że Brandy za chwilę domyśli się o co chodzi. Postanowił więc powiedzieć jej to, zanim ona sama wymówi to słowo.
- Przyszedłem się z tobą kochać.
[IMG]http://i44.************/2me97xs.jpg[/IMG]
- Szczery jesteś- już był pewien, że dała mu kosza- I to w ciebie lubię.
Tego się nie spodziewał. Zbliżyła się do niego. Już wkrótce falowali wspólnym rytmem, jakby byli jednym ciałem. On zwalniał ,żeby trwało to dłużej, jednak ona nie mogąc się oprzeć, ciągle przyspieszała. Kanapa falowała z nimi- to było piękne!*
* Ostatni akapit zaciągnięty z jednego romansidła, którego to miałem okazje sobie poczytać.