Avonlea- dzięki za komentarz :
OK, podaruje już Wam ten jeden komentarz, ale przy tym odcinku nie popuszczę
I jeszcze coś, nie wiem czy zauważycie, ale zmieniłem tak jakby nieco styl. W przeciwieństwie do poprzedniego odcinka w tym dużo się dzieje i szybko, ponadto starałem się żeby zdjęcia były jak najbardziej ciekawe (zebyście wiedzieli ile ja się tych netowych dodatków naszukałem)(zrobiłem specjalne ubranie judycie, na zdjęciu całego go nie widać, więć wstawię może później jako bonus
Po za tym muszę Wam powiedzieć, że zdjęcia były już robione na błękitnej promenadzie z prawdziwego zdarzenia. Wstawię fotę całości razem z fotą Judyty
A teraz możecie już czytać. Czekam na [
7] komentarzy lub więcej i nie popuszczę.
Część XIII
„Jesteśmy żałosne…”
- Judyta, wreszcie wróciłaś do domu- Hania gdy tylko zobaczyła siostrę wkradającą się po cichu do domu, podbiegła do niej i ją zaczepiła- Od rozprawy sądowej cały czas cię nie było.
- A od kiedy się o mnie martwisz? Myślałam, że modlisz się o moją jak najrychlejszą śmierć, a przynajmniej dożywotnie kalectwo.
- Bardzo bym chciała żeby tak było, niestety póki co muszę się z tobą użerać- czarnowłosa uśmiechnęła się ironicznie- Chcesz śniadanie?
- Czyżby rozum przyszedł ci do głowy? Zapraszasz mnie na wspólne śniadanie?
- Nie, po prostu musimy pogadać…
Kobiety zasiadły po przeciwnych stronach stołu, cały czas nie spuszczały z siebie wzroku. Kiedy Hania nakłada naleśniki, kiedy Judyta poszła po sok, kiedy wreszcie zabrały się do jedzenia- cały czas obserwowały siebie nawzajem, cały czas milczały, ale jednocześnie próbowały się domyślić myśli przeciwniczki.
Judyta dobrze wiedziała, że za wspólnym posiłkiem kryje się jeszcze coś- z resztą Hania miała przyjemność powiedzieć jej to prosto w oczy- „Musimy pogadać”. Czarnowłosa nigdy nie robiła czegoś bezinteresownie, uważała, że wszystko da się jakoś pożytecznie spożytkować. Jednak aż tak bardzo się nie różniły…
Tak też spożytkowanie wspólnego śniadania miało zacząć się od słów- „Skąd masz te pieniądze?!”- autorstwa Hanny Linde. Potem była ostra wymiana zdań, ostanie jednak słowo przypadło Judycie Linde:
- Nie interesuj się ty wredna suko! Ukradłam je!- a naleśniki nigdy nie zostały zjedzone.
[IMG]http://i28.************/2b3yvq.jpg[/IMG]
Jednak czarnowłosa wiedziała, co stoi za całą ich kłótnią, co oznaczają poszczególne słowa. Swoje życie wzorowała teraz na układaniu puzzli- wszystko powoli wiązało się w całość. Dołożyła kolejny element- jej siostra jest kryminalistką, ukradła poważną sumę pieniędzy, ale i tak nie może z nich skorzystać, bo podstęp Brandy zniweczył jej plany. A one były jedyną przepustką do szczęścia. Jednak ani trochę nie zrobiło jej się żal, a żeby dodać sobie otuchy sięgnęła po tak dobrze jej znany flakonik z białymi tabletkami. Wysypała na dłoń dwie ostatnie tabletki. I znowu poczuła ulgę. Poczuła też to, że jest żałosna.
***
- O Boże! Nie wiem jak ja ci się odwdzięczę!- Zofia uścisnęła Brandy- Nie dość, że jesteś moją przepustką do wolności, to teraz po mnie przyjeżdżasz.
Amerykanka włożyła do bagażnika rzeczy ciężarnej, a później obydwie wsiadły do samochodu.
[IMG]http://i28.************/2a7zsb4.jpg[/IMG]
- Nie masz za co dziękować- odparła, udając bezinteresowną.
- Robert na pewno by po mnie nie przyjechał. Jestem tego pewna- pani Kowalska spuściła głowę- Ciekaw jestem jak w ogóle zareaguje na mój powrót.
- Jeszcze do niego nie dzwoniłaś?
- Po co miałam dzwonić? Żeby od razu powiedział, że nie mam po co przyjeżdżać. Wole go wziąć z zaskoczenia.
Brandy uśmiechnęła się lekko i uruchomiła silnik. Chwilę jeszcze samochód stał w miejscu, jakby szykując się do trudnej drogi z jeszcze trudniejszym finiszem, po kilku chwilach jednak ruszył, zostawiając za sobą wspomnienia tego, co już minęło.
***
Na Błękitnej Promenadzie przygrzewało słońce, dlatego też wielu ludzi postanowiło nie siedzieć w domach i grzać kanapy. Jedni udali się na plaże, gdzie w okresie wakacyjnym zwykle są tłumy, a teraz było cicho i spokojnie, jednak równie pięknie, drudzy wyruszyli rowerami za miasto, inni zaś wybrali się na zakupy. Nielicznie jednak nie mieli pomysłu co ze sobą zrobić…
Worek ze śmieciami wylądował w śmietniku. Hania odgarnęła włosy z czoła, z którego zaczął lać się pot. Dawno nie było tak gorąco i słonecznie.
- Wysypała pani śmieci na chodnik- ironia losu sprawiła, że radiowóz policyjny niespodziewanie wyłonił się zza zakrętu.
[IMG]http://i26.************/28te5ub.jpg[/IMG]
- Bardzo przepraszam, worek musiał być dziurawy. Bardzo przepraszam, już sprzątam- Hania mówiła chaotycznie i równie chaotycznie się poruszała. Podnosiła papierki i wrzucała je niecelnie do kosza, cały czas mamrotała coś pod nosem, jakby do siebie.
- Czy ona jest naćpana- pierwszy policjant zwrócił się do swoje kolegi, który zrobił niezdecydowaną minę- Jeżeli tak, to może nam pomóc w sprawie, którą właśnie prowadzimy.
- Może ją zabrać i sprawdzić- stwierdził jednak po chwili i wysiadł z samochodu- Chcemy panią zabrać na komisariat.
Policjant chwycił ją za rękę i pomógł jej wstać, po czym zaprowadził do radiowozu otwierając przed nią drzwi. Hania nie stawiała żadnego oporu, jakby przez chwilę nie wiedziała co z nią się dzieje. Bo uświadomiła sobie to dopiero wtedy, kiedy jej dom zniknął już za zakrętem.
- Ale dlaczego?
- Proszę się nie martwić. To tylko rutynowa kontrola- uśmiechnął się do niej pierwszy policjant- Miejmy nadzieję, że za chwilę będziemy mogli odstawić panią do domu.
- A dlaczego nie moglibyście?
- To się okaże.
W tej samej chwili z naprzeciwka jechał pewien samochód. Samochód, który Hania dobrze znała… samochód Brandy Murphy. Nie to ją jednak tak zaskoczyło. Zaskoczyło ją to, kto w nim siedział. Wiedziała, że była naćpana, ale nie na tyle żeby mieć omamy. Czyżby Zosię wypuścili z więzienia? I dlaczego właśnie Brandy odwoziła ją do domu? I jej puzzle znowu się skomplikowały…
***
- Jeszcze raz ci dziękuję- Zofia trzymając swoje rzeczy pod pachą kroczyła po schodach w kierunku swojego domu odwracając się co chwila do nowej przyjaciółki. Kiedy Brandy już miała wejść do samochodu coś sobie jeszcze przypomniała. Z powrotem otworzyła drzwi i zatrzymała panią Kowalską słowem:
- Poczekaj! Zapomniałam ci coś powiedzieć.
- Tak?
- Nie jestem głupia. Wiem, że to ty podpaliłaś mój dom.
- A ja cały czas pamiętam, co robiłaś z moim mężem- coś za coś.
[IMG]http://i26.************/14xi6x1.jpg[/IMG]
To nieco ostudziło przyjemne, tolerancyjne pożegnanie. Kiedy samochód odjechał Zofia jeszcze stała przed wejściem do swojego domu, uświadamiając sobie, że jest zła i samolubna, że jest żałosna. Po za tym nie wiedziała, co jeszcze czeka ją w domu. W ogóle nie domyślała się reakcji Roberta, mimo, że spędziła już z nim 15 lat. Przecież po takim szmacie czasu powinni siebie znać na wylot, a tu co?! To ją tylko dobiło. Nacisnęła klamkę i weszła do środka.
-Kochanie, wróciłam!- starała się, by jej głos był jak najbardziej naturalny. Dziwiła się w ogóle, że zdobyła się na takie słowo jak „kochanie”. Zamknęła za sobą drzwi. Jednocześnie usłyszała kroki na schodach. Wiedziała, do kogo należą.
- Nie spodziewałem się ciebie tutaj teraz- uśmiechnął się do niej.
- Co to ma znaczyć? Nie widzisz? Jestem wolna!
- To dla mnie teraz już nie ma znaczenia. Postawiłem warunki, a ty ich dla mnie nie spełniłaś. Wiesz jakie są tego konsekwencje.
- Ale to teraz bez różnicy! Tak czy siak dzisiaj byłabym wolna! Nie możesz tego zrozumieć?- Zofia odłożyła na bok rzeczy z więzienia.
- Daj mi po prostu czas. Nie tylko tobie zdaje się, że tego wszystkiego nie ogarniasz.
Zofia coraz bardziej nie poznawała swojego męża. Najpierw najgorszy wróg, teraz niczym potulna owieczka. A może właśnie w tej chwili na samej górze leży na jej łóżku jakaś goła szmata zza rogu.
- Dobrze, ale ty śpisz na kanapie- Zofia skomentowała sytuację i udała się na górę poszukać „gołej szmaty”.