I ja coś dorzucę.
Na początku niestety muszę Cię zrugać za początek odcinka, gdyż znalazłem tam kilka błędów:
Cytat:
Kiedy Hania nakłada naleśniki, kiedy Judyta poszła po sok, kiedy wreszcie zabrały się do jedzenia..
|
To literówka, jak sądzę? Bo skoro już jesteśmy w czasie przeszłym, to chyba raczej powinno być "nakładła".
Cytat:
próbowały się domyślić myśli przeciwniczki.
|
"Domyślić myśli" - brzmi to tak... hmmm... dziwnie. Może "odgadnąć myśli" albo "domyślić się zamiarów"?
Tautologia, swoiste "masło maślane".
Dosyć tej niezbyt smacznej przystawki - pora przejść do dania głównego, czyli aspektów fabularnych.
Hania ukazuje się nam od coraz bardziej demonicznej strony. Nie wiem, czy taki był Twój zamiar, ale z postaci jako tako wzbudzającej sympatię zmienia się niemalże w specyficzną krzyżówkę Zofii Kowalskiej (zezowate szczęście, a może nawet spory pech, pragnienie świętego spokoju na Promenadzie) z Brandy Murphy (cwaniactwo, chwilami bezczelność i egoizm).
Ach, jakże boleśnie ironiczna jest ta początkowa rozmowa sióstr! Już te pierwsze słowa zwiastują jej nieprzyjemny koniec. Dobrze dla Judyty, że tę konwersację szybko i dosadnie ucięła, bo nadmiar szczerości mógłby ją naprawdę słono kosztować. Sądzę, że gdyby faktycznie pieniądze były kradzione (a jestem tego prawie pewien), to Hania wykorzystałaby okazję i zadenuncjowała siostrę (co teraz okazuje się naprawdę bardzo możliwe). Miałaby święty spokój i świetną reputację w miasteczku - zmienne wszak bywają sympatie społeczności. Gdyby mieszkańcy Błekitnej Promenady się dowiedzieli, że bohaterka, która uratowała Roberta Kowalskiego, tak naprawdę jest złodziejką (i to na wielką skalę), to aresztowanie Judyty przyjęliby entuzjastycznie. Chociaż... Czy Hania nie stałaby się wówczas kimś pokroju Pawlika Morozowa?
Alternatywny wariant jest taki, że siostra zmusiłaby Judytę do podzielenia się pieniędzmi, szantażując ją ujawnieniem skandalicznych informacji. Chociaż... Ta czerwonowłosa diablica jest zbyt cwana, by nią manipulować jak marionetką.
Co do aresztowania Hani, mogę stwierdzić jedno: jeżeli te dropsy, które ona łyka na uspokojenie, to owe słynne tabletki z konopii indyjskich, to na komisariacie ma przes... znaczy się, źle z nią będzie. :-) Zwłaszcza że policja teraz dysponuje naprawdę niezłymi testami na obecność narkotyków w organizmie. Potrafią wykryć nawet jednorazowe zażycie prochów sprzed kilku lat.
No i Zofia - nareszcie jakiś uśmiech losu w jej życiu! Wyszła z aresztu, ale co dalej? Brandy wyraźnie daje do zrozumienia, że ma asa w rękawie, a Robert bynajmniej nie jest zadowolony z powrotu żony; zachowuje się bowiem co najmniej dwuznacznie. Niby coś tam udaje, że potrzebuje czasu, żeby to wszystko ogarnąć, ale z drugiej strony burczy o niespełnieniu warunków. No i ciekawe, czy ma tam jakąś "szmatę" na górze.
Fragmenty, które mi się szczególnie podobały:
Cytat:
I znowu poczuła ulgę. Poczuła też to, że jest żałosna.
|
Cytat:
A może właśnie w tej chwili na samej górze leży na jej łóżku jakaś goła szmata zza rogu.
|
Czyżby aluzja do jakiejś konkretnej postaci? ;-)
Co na deser? To samo, co zwykle: zachęcam do dalszego pisania, bo warto. Ciekawe, jak się to wszystko skończy.