dzięki niet za słowa wspracia

No i macie kolejny odcinek przed sobą. Ja jestem z niego zadowolony- nie wiem jak Wy. A żeby się przekonać, musicie po prostu przeczytać
Część XIV
„Przynęta”
- Skąd pani miała narkotyki?
[IMG]http://i36.************/23kf72v.jpg[/IMG]
Jasno oświetlona sala na policyjnej komendzie. Stół- dwa krzesła- ona i nieznany policjant, który nie zamierza ustąpić. Hania siedząc naprzeciw umundurowanego mężczyzny była pewna, że jest w stanie posunąć się do najokrutniejszych tortur, byle tylko wydusić z niej parę słów, których niestety nie potrafiła wypowiedzieć. Powiedziałaby mu, gdyby wiedziała!- on jednak nie potrafił tego zrozumieć.
- Po raz kolejny powtarzam panu, że narkotyki przyniósł mi facet, którego zupełnie nie znam!
- A ma pani do niego numer telefonu?
- Tak- odpowiedziała czarnowłosa mając nadzieję, że tymi słowy jej koszmar mija, jednak nawet nie wiedziała, jak bardzo się myliła.
- Jeżeli pani nam pomoże, nie poniesie pani konsekwencji Za ćpanie, oraz za kupno narkotyków z pełną świadomością.
- Szantażujecie mnie?!- Hania wstała zza stoły, krzesło przewróciło się do tył.
- Chcemy pani pomóc. Wie pani, co może panią spotkać, gdy nie podejmie pani współpracy?
Hania jednak nic nie odpowiedziała, przeszywając cały czas wzrokiem policjanta, który stał się teraz jej wrogiem numer jeden.
- Czyli się rozumiemy- ten fałszywy uśmiech, znowu!- Przejdźmy więc od razu do rzeczy. Zadzwoni pani do niego i powie, że potrzebuje kolejną dostawę.
- Nie możecie go po prostu namierzyć i złapać? Macie przecież numer na komórkę!
Mężczyzna również wstał.
- Dealerzy są bardzo ostrożni w dzisiejszych czasach. Co z tego, że go złapiemy, jeżeli nie będziemy mieli dowodów? Dlatego chcemy przyłapać owego gościa na gorącym uczynku. A pani jest przynętą. Proszę wyciągnąć telefon, a ja przyniosę odpowiedni sprzęt- policjant znowu się uśmiechnął i wyszedł. Hania Linde sięgnęła do kieszeni gdzie znalazła komórkę. Po kilku ruchach joystickiem w końcu znalazła odpowiedni kontakt. Czy i tym razem zaprowadzi ją do zguby?
***
W domu państwa Kowalskich było strasznie ponuro i niepewnie. Dało się słyszeć najcichszy szmer: latającą muchę, przewracanie kartek gazety przez wiatr na tarasie, nawet tykanie zegara stało się denerwującą hałaśliwe. Jednak para małżonków siedziała naprzeciw siebie w salonie, starając się tego wszystko nie dostrzegać- lub udawać, że nie dostrzegają.
Zofia Kowalska przeglądała babską prasę, stanowiącą jedyną drogę prowincjonalnej kury domowej do wielkiego świata mody i urody. Zaś Robert Kowalski notował coś na kilku świstkach papieru, poprawiał jakieś dokumenty, potem je segregował, wyjmował z teczki następne i tak w kółko. Cisza jednak coraz bardziej się wydłużała, mucha brzęczała coraz głośniej, a zegar wybijał kolejną godzinę. Siedzenie i niezwracanie uwagi na siebie stało wręcz formą rywalizacji między owymi osobnikami. Niestety, w takich sprawach kobiety zazwyczaj bywają górą.
- Jak możemy tak robić?- Robert wyjrzał zza kartki, którą trzymał w ręku- Jak możemy być między sobą aż tak bardzo skłóceni? To do nas nie podobne.
- To ty postawiłeś na swoim, nie ja- ciężarna odłożyła gazetę i spojrzała w oczy mężowi. Dziwiła ją ta przemiana, jednak była z tego zadowolona. Może się pogodzą? Czyżby sumienie zaczęło gryźć jej męża? Nie chciała szukać powodów, chciała same rezultaty. Póki co jeszcze, dla niepozoru, postanowiła zachować twardy ton głosu.
[IMG]http://i34.************/2i6zy2d.jpg[/IMG]
- I teraz wiem, że było to błędem. Nie wiem co mnie opętało. Co nas opętało. Pamiętasz, zawsze byliśmy idealni. Idealni kochankowie, idealne narzeczeństwo, idealne małżeństwo. Dlaczego to ostatnie, idealna rodzina, która lada dzień ma zaistnieć, też nie może być idealna?- mężczyzna spuścił głowę i zamilkł, po krótkiej chwili jednak dodał- Może zaczniemy wszystko od nowa?
- A potrafisz o tym wszystkim zapomnieć?
- Nie, ale przecież nie będziemy ciągle oglądać się wstecz. Przecież nie ma rzeczy, której nie dałoby się naprawić! Myślę, że potrafimy sobie wybaczyć, a przeszłość schować na dno szafy. Więc… czy mi wybaczysz?
- Powiedziałam, że nigdy ci nie wybaczę tego co zrobiłeś z tą framugą, ale potrafię żyć z tym jak należy damie. Więc przemilczę tą sprawę.
- A ja wybaczam ci wszystko. Masz rację. Tak i tak teraz byłabyś wolna, a przecież najważniejsze są nasze dzieci, nieprawdaż?
- Prawda.
Zaczęli się do siebie uśmiechać. Początkowo lekko, bez wyrazu, później jednak coraz mocniej. W końcu jednak padły te magiczne słowa, które miały zażegnać wszystko:
- Kocham cię- powiedział on, a ona odpowiedziała mu to samo.
***
Brandy Murphy kroczyła szeroko uśmiechnięta w stronę swojego wymarzonego celu. Dokładnie dwie godziny temu zostały jej wypłacone pieniądze z polisy ubezpieczeniowej, które natychmiast postanowiła zrealizować. Nie zamierzała dalej mieszkać w hotelu, który wyssał z jej konta ostatnie grosze.
[IMG]http://i38.************/lxk53.jpg[/IMG]
Kobieta z dala ujrzała stojącego przed domem dewelopera.
- O! Pani Murphy! Spóźniła się pani 10 minut- mężczyzna uśmiechnął się, po czym podał dłoń kobiecie, gdy ta do niego doszła.
- Zabrakło benzyny w samochodzie, a nie chciałam wydawać żadnych pieniędzy, póki nie kupię domu- ta uśmiechnęła się kokieteryjnie- Jedynie po drodze kupiłam wisiorek z wystawy, no i jeszcze…
- Może przejdziemy do sedna? Dziś jestem umówiony jeszcze z paroma klientami.
- Przepraszam, ale czy mi się zdaje, czy to ja robię panu łaskę kupując czterdziestoletni dom za pół miliona, na przedmieściach z dala od centrum?!
- Najmocniej przepraszam, nie chciałem pani w żaden sposób urazić.
- To dobrze. Więc prowadź!
***
Usłyszała sygnał dźwiękowy biegnący z telefonu. Potem nuta w innym tonie i zostało nawiązane połączenie. Po drugiej stronie słuchawki był ktoś, kto jeszcze nawet nie domyślał się, że wkrótce przyjdzie mu skończyć żywot na wolności. W głośniku było słuchać muzykę, śmiechy, głos rozmówcy też nie był zbyt poprawny. Wszyscy zgromadzeni przy aparaturze rejestrującej pomyśleli to samo- nawet on sam był naćpany. A podobno dealerzy sami nie biorą, tylko kasują wielką kasę za głupotę i nałóg innych. Między innymi Hania była dlatego też zwykłym, szarym naiwniakiem, który płaci krocie za parę tabletek starczających na tak krótko. Ale to nawet i lepiej- łatwiej będzie go wpakować w zasadzkę.
- Potrzebuję nową dostawę- czarnowłosa rzuciła krótko, zanim ten zdążył cokolwiek powiedzieć.
- Kto mówi?
- Stała klientka, Linde.
- To znowu ty? Ale na razie nie mam nic taniego na stałe…
- Przywieziesz mi to do domu za godzinę to zapłacę podwójnie. Błękitna Promenada 312- chciała jak najszybciej skończyć tą rozmowę. Jeden z policjant wszystko notował na kartce, drugi dawał wskazówki Hani co ma mówić, machając rękami we wszystkie strony i pokazując coś, czego nie dało się zidentyfikować.
- Ok. panienko. Ile tego ma być?
- Wszystko co masz na stanie. Niezależnie ile to będzie kosztować- Hania wyczytała to z kartki, na której były pośpiesznie dużymi literami napisane wskazówki.
- Chcesz zaszaleć?- rozmówca zaśmiał się- W takim razie za godzinę. Przygotuj niezłą forsę, mała- potem mężczyzna przerwał połączenie.
- W takim razie jedziemy na Błękitną Promenadę, pani Linde- uśmiechnął się do niej ten sam policjant, który dokonywał przesłuchania, po czym wskazał jej palcem drogę do drzwi- I to natychmiast.
***
Dzwonek do drzwi. Nadchodziła chwila, która była najgorszą chwilą tego dnia, jednocześnie żegnającą ją z tą całą sytuacją. Ale czy aby policjant mówił prawdę? Czy aby na pewno nie jest tylko przynętą na pożarcie? Co jeśli najpierw ją wykorzystają do swoich celów, a później osądzą jak gdyby nigdy nic.
Zadrżała na samą taką myśl. Kiedy Zofia szła do więzienia nawet nie przypuszczała, że ona może być w takiej samej sytuacji. Dzięki Bogu, że skończyły jej się pigułki i nie znaleziono żadnych „zapasów w jej domu”.
Podążyła w kierunku drzwi jak gdyby nigdy nic. Z uśmiechem otworzyła je, w ręce trzymała kopertę z dużą sumą pieniędzy.
- Nareszcie, nie mogłam się doczekać- uśmiechnęła się do dosyć młodego mężczyzny. Trochę było jej go żal. Ale albo jej dobro, albo jego- to on jest dealerem, nie ona. Ona tylko złapała się w jego pułapkę wchodząc przypadkowo na tajemniczego bloga i nawiązując rozmowę na GG z nieznajomym. Kiedy zamówiła pierwsze opakowanie rzekomych „pigułek uspokajających” nie wiedziała, że się od nich uzależni. Bo to było silniejsze od niej, dlatego nie twierdziła, że to jej wina.
- Proszę- mężczyzna wyłożył z torby spory nieprzezroczysty worek- Siedem kilogramów prawdziwego złota, kochanienka.
Zaśmiał się ironicznie. W tej chwili Hania Linde chciała mu przyłożyć w twarz, jednak bojąc się, że mogłoby to popsuć całą policyjną akcję postanowiła trzymać emocje na wodzy.
[IMG]http://i37.************/2zgtd3p.jpg[/IMG]
- Proszę, o to pieniądze. Może pan przeliczy?- podała mu kopertę, którą natychmiast schował do torby.
- Nie, wolę z tą jak najszybciej się ulotnić, chociaż okolica miła.
Czarnowłosa odwzajemniła uśmiech, rzuciła tylko „Aleś ty naiwny” i zamknęła drzwi. W tej samej chwili trzech policjant wyskoczyło zza krzaków i obezwładniło naiwnego człowieka. Błyskawicznie podjechał radiowóz, do którego wsiadł jeden z trójki policjantów i po chwili odjechali. Hania wyszła na zewnątrz widząc, że czeka na nią pozostałych dwóch mężczyzn.
- Świetnie się pani spisała- jeden z nich poklepał ją po ramieniu.
- Tutaj macie towar- podała drugiemu siedmio kilogramową torbę- A co ze mną?
- Zostanie pani tylko pouczona.
Kobieta poczuła ulgę. Może jednak policja nie jest taka zła?
W tej samej chwili zasłona na piętrze domu Hani się poruszyła. Bez wątpienia była to Judyta- czarnowłosa zauważyła nawet jej twarz- dziwną twarz. Jakby przestraszoną, zdezorientowaną, zlęknioną. Postanowiła jednak się tym nie przejmować i odwróciła się tyłem.