Wybaczcie, że tak mało dzisiaj, ale naprawdę nie mam ostatnio czasu. W ogóle ledwo się wyrobiłam z tym odcinkiem na dzisiaj. Mimo to mam nadzieję, że będzie się podobać

Miłego czytania.
Zamknęła oczy, próbując skupić całą swą moc. Nie miała pojęcia czy posiada moc uzdrawiającą, jednak musiała spróbować. Teraz wszystko zależało od niej.
Odnalazła w sobie światełko mocy i przemieściła je do dłoni, a następnie wypchnęła je na ranę maga. Poczuła falę gorąca przechodzącą przez jej organizm, a zaraz brzuch rannego oświetliło jasnozielone światło. Siroth drgnął. Zmarszczył lekko brwi, a na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Serce Leri biło jak szalone. Wróciła nadzieja i siły... jednak nie na długo. Mag zakaszlał krwią, odwracając głowę na bok. Po chwili z spod jego powiek, wypłynęły stróżki jasnoczerwonej krwi, która powoli skapywała na ziemię, tworząc niewielką kałużę. Dziewczyna wstrzymała na chwilę oddech. Czuła jak łzy spływają jej ciurkiem po policzkach, a żołądek ściśnięty był z nerwów i strachu. Widziała, że mimo starań i wysiłku, jej magia nic nie pomaga. Patrzyła jak Siroth umiera i nic nie mogła zrobić.
Wybuchła płaczem i oparła czoło na zakrwawionym brzuchu maga, dłońmi nerwowo mnąc mu ubranie.
-Siroth, błagam... nie zostawiaj mnie- wyszeptała.- Siroth...
-L-lee-ria...
Podniosła się szybko i spojrzała na jego bladą jak papier, twarz. Z jej szeroko otwartych oczu spływały wodospady łez. Przesunęła się kawałek i pogłaskała go dłonią po policzku.
-Siroth...
-W-wybacz mi...- wychrypiał, robiąc przerwę na odkaszlnięcie- m-m-miałem c-cię chro-onić...- zebrał resztkę sił i podniósł rękę, aby dotknąć dziewczynę. Dotknął jej policzka, a następnie starł kciukiem łzę.- Nie płacz.
-Jak mam nie płakać skoro...- zawahała się, kładąc dłoń na jego.- Siroth... proszę cię, powiedz mi czy mogę jeszcze coś zrobić! Nie chcę cię stracić... jeśli istnieje jakiś sposób, zaklęcie...
Zakaszlał ponownie krwią, następnie zamknął oczy i wyszeptał.
-U-żyj źr-ródła swojej m-m-mocy.- nabrał głośno powietrza.- m-med...
Nie dokończył. Jego ręka wyślizgnęła się spod dłoni Lerii i opadła bezwładnie na ziemię.
-Siroth... Siroth odezwij się!- krzyknęła Leria, nachylając się nad nim, aby sprawdzić puls.- Siroth!!! Nieeeeeeee!!!!!

Raz jeszcze położyła dłonie na ranie maga i wysłała swoją moc, jednak ponownie nie uzyskała żadnego efektu, prócz zielonego światła. Nie mogła przyjąć do wiadomości, że on nie żyje...nie chciała. Mimo wszystko próbowała dalej. Musiała próbować.
Leria myśl! Źródło mocy... źródło... med..med...pomyślała, wpatrując się w martwe ciało mężczyzny.
Med... med...
Spojrzała na swój dekolt i wyciągnęła spod bluzki liliowy medalion. Brudnymi od krwi palcami, przejechała po idealnie wyszlifowanym kamieniu, przyglądając mu się z uwagą. Przypomniała sobie pierwszy dzień pobytu w Kraju Światła, kiedy Elena opowiadała o jej dzieciństwie. Pamiętała, że wtedy uwolnił jej moc, poprzez dotknięcie medalionu... ale nie tylko. Wypowiedziała też kilka słów, których Leria nie znała i nawet nie umiałaby powtórzyć. Ścisnęła kamień mocno w dłoni i zamknęła oczy prosząc, aby zadziałało. Przez jakiś czas siedziała w bezruchu na zimnym, kamiennym podłożu. Po chwili poczuła się, jakby opuściły ją siły...jakby ktoś wyssał z niej całą energię. Była zmęczona i zaczynała ją boleć głowa. Zrobiło jej się gorąco i niedobrze. Miała wrażenie, jakby po jej ciele spływała gorąca woda, zatrzymując się na dłoniach, w których trzymała medalion.
Nagle dostrzegła zamglone, fioletowe światełko wydobywające się spomiędzy jej palców. Rozluźniła uścisk i spojrzała zdziwiona na unoszący się w powietrzu kamień.
Medalion zaczął drgać, błyskając na wszystkie strony jaskrawym światłem. Leria puściła go i położyła dłonie na ranie Sirotha, zamykając oczy. Jęknęła, kiedy ból przeszył jej ciało. Nagle poczuła silne uderzenie w klatkę piersiową i ogromny ból głowy, któremu towarzyszył krwotok z nosa. Kiedy jasnoczerwona kropla krwi spłynęła na kamień, całą jaskinię ogarnęła jego moc. Całe ciało maga okryła czerwona aura, a potem nastała ciemność. Zemdlała.
***
Czuł ciepło. Falę przyjemnego ciepła, która rozchodziła się równomiernie po jego obolałym ciele.
Powoli otworzył oczy i rozejrzał się po jaskini, w której leżał. Był sam. Dookoła niego były zaschnięte kałuże krwi, bandaże, zioła i jeszcze inne przedmioty. Podniósł się ostrożnie na łokciach i spojrzał na swój brzuch. Podwinął koszulkę i dotknął starannie zrobionego, czystego opatrunku. Uśmiechnął się do siebie i odgarnął czerwone kosmyki z czoła. Zdziwił się, kiedy pod swoimi palcami nie poczuł placków zaschniętej krwi, ani potu. Leria musiała o wszystko zadbać... mimo tego, że czasami był dla niej okrutny, zwróciła mu życie.
Usiadł na kocu, marszcząc w niezadowoleniu brwi. Nie lubił mieć długów, a ten był największy, jakiego mógł się kiedykolwiek spodziewać. Teraz będzie musiał być u jej boku tak długo, aż go nie spłaci.

Westchnął głośno, a następnie wstał powoli i przeciągając się ostrożnie, wyszedł z jaskini.
Na zewnątrz zapadł zmrok. Dwa srebrne księżyce oświetlały polanę jasnym światłem, a gałęzie sosen kołysały się z gracją na wietrze.
Przeszedł środkiem przez wysoką trawę, aż w głąb lasu. Dookoła słyszał pohukiwanie sowy i piski nietoperzy polujących w nocy. Przedzierając się przez niewysokie krzaki, dotarł do leśnego strumienia, w którym wręcz przeźroczysta woda szumiała, uderzając o płaskie kamienie. Przykucnął nad brzegiem, z zamiarem umycia twarzy i włosów, które sklejone były od potu.
Kończąc mycie, usiadł na trawie i westchnął głośno, rozglądając się wokoło. Woda lśniła w blasku księżyca, a nad nią latały świetliki, sprawiając, że krajobraz wyglądał jeszcze piękniej.
Nagle przy wodospadzie zauważył ruch, jakiejś ciemnej postaci. Nie widział dokładnie kto to, ale po dłuższym przyglądnięciu się, mógł stwierdzić, że jest to Leria. Stała zanurzona w wodzie do połowy bioder, a jej mokre, nagie ciało lśniło w świetle księżyców. Przejechała dłońmi po szczupłych ramionach, następnie potrząsnęła głową, zrzucając z włosów błyszczące kropelki, które niczym małe diamenty, opadły do rzeki.

Siroth wpatrywał się w nią jak oczarowany. Była tak piękna... niczym najpiękniejsza z nimf, a latające wokół niej świetliki, sprawiały, że wyglądała jak z bajki. Mógłby siedzieć tak przez całą wieczność, podziwiając jej piękne ciało i ruchy pełne gracji.
Po chwili odwróciła się przodem do brzegu, odgarniając mokre włosy na plecy. Przechodząc przez rzekę, weszła w najbardziej oświetlony punkt polany, gdzie mag miał najlepszy widok.
Teraz kiedy widział ją dokładnie, poczuł, że robi mu się gorąco, a serce nieco przyśpiesza. Aż miał ochotę ją dotknąć, przytulić, pocałować... nie napalaj się kretynie- zbeształ się w myślach, wstając z trawy. Kiedy Leria znikła między drzewami, wrócił do jaskini.
...
-Siroth! Obudziłeś się... jak się czujesz?- zapytała Leria podchodząc do maga.- boli cię coś?
-Spokojnie. Wszystko dobrze.- odpowiedział, odwracając wzrok, bo gdy parzył na nią, przed oczami stawał mu obraz jej nagiej, przy wodospadzie. Czuł, że się rumieni, a tego nienawidził najbardziej.
-Uf, to dobrze!- mruknęła, odczuwając ulgę.- wypij to proszę... przyśpieszy regenerację.
Sięgnęła ręką po stojącą niedaleko niewielką miskę i podała ją magowi z uśmiechem. Następnie przeszła do najciemniejszej części jaskini, gdzie zamierzała się przebrać. Zapanowała cisza, którą po chwili przerwał dźwięk odstawianego naczynia, na ziemię.
-Wyruszamy o świcie- powiedział Siroth, pakując zioła do worka.
-Co takiego?- zapytała zdziwiona Leria.- Nie w twoim stanie.
-Właśnie dlatego powinniśmy wyruszyć jak najwcześniej. W tym stanie nie ochronię cię przed Dante i jemu podobnymi.
-Siroth...
-Przywróciłaś mi życie...teraz... mam u ciebie dług.- powiedział spuszczając głowę- który muszę spłacić, dlatego będę cię chronić, aż do śmierci.
Odwróciła się i spojrzała ze zdziwieniem na siedzącego na kocu maga. Odgarnął opadające na czoło włosy i westchnął głośno. Odkąd przywróciła go do życia, minęło sporo czasu, a dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, co zrobiła. Siroth umarł. Jego serce przestało pracować, nie oddychał, a jego powieki już nigdy nie miały się otworzyć. Dokonała czegoś, co powinno być niemożliwe, przywracając ciału duszę. Nadal nie wiedziała, jak udało jej się to zrobić, ale najważniejsze było to, że Siroth był nadal z nią.

Uśmiechnęła się do siebie, a następnie zapinając gorset na ostatnią haftkę, wyszła z cienia.
-Dobrze więc...- powiedziała siadając na swoim kocu.- dokąd się udamy?
-Tam, gdzie mrok się nas nie spodziewa.
Leria spojrzała na niego pytająco, odgarniając gęste włosy za ucho.
-To znaczy?- zapytała, kiedy nie uzyskała odpowiedzi.
-Pójdziemy pod samą granicę z mrokiem, do ruin mojego rodzinnego domu.- powiedział, kładąc się na plecach.- Jest tam parę rzeczy, które chciałbym zabrać. Teraz śpijmy, bo jutro czeka nas kilka godzin marszu.
Leria jeszcze przez chwilą przyglądała mu się w milczeniu, jednak w końcu położyła się na lewym boku i zamknęła oczy. Siroth tymczasem obrócił się twarzą do ściany, zatapiając się w morzu swoich myśli.
Nigdy by nie pomyślał, że Leria posiada tak potężną moc. Gdyby Dark się o tym dowiedział, bez wątpienia wszczął by wojnę, aby tylko zagarnąć ją dla siebie. Mając nekromantę na swoje rozkazy, mógłby być nieśmiertelny, a w dodatku coraz silniejszy. Ta dziewczyna była teraz cenniejsza od sakiewki czarnych diamentów i najrzadszych ziół. Musiał strzec jej nawet za cenę swojego życia, nie tylko za względu na swój dług, ale i po to, aby Dark nigdy jej nie zdobył. Zanim posiądzie całą, zaklętą w medalionie moc, po raz pierwszy przejdzie przemianę i nauczy się całkowitej kontroli, jest bezbronna. Nie może jej stracić dla Kraju... i dla siebie.