Z góry przepraszam, że tak mało tekstu, i że bez zdjęć. Niestety nie miałam czasu ostatnio... w ogóle ledwo się wyrobiłam, żeby na dzisiaj był nowy odcinek. Obiecuję, że ok środy wkleję foty. Z kolejnym odcinkiem jednak może być ciężko w najbliższym czasie, bo za dwa tygodnie czeka mnie próbna matura.
Mam nadzieję, że mimo wszystko nie sknociłam doszczętnie odcinka

Miłego czytania.
-Myślę, że tu będzie dobrze.- powiedział Siroth, kiedy weszli na małą, leśną polankę.
-Łaaa... nie czuje nóg!- poskarżyła się Leria, opadając zmęczona na zieloną trawę.
-Nie marudź... nie szliśmy znowu tak długo.
-Nieee??!- zapytała zaszokowana dziewczyna.- Wyruszyliśmy o świcie, a niedługo się ściemni!
-Spacerek na świeżym powietrzu jeszcze nikomu krzywdy nie zrobił.- powiedział mag, posyłając jej sarkastyczny uśmieszek.- Zrobimy krótką przerwę... skorzystam z okazji i czegoś cię nauczę.
-Sadysta.- mruknęła czarnowłosa.
-Tak mi mów!
Usiadł na trawie niedaleko Lerii i opierając się plecami o drzewo, westchnął głośno. Przez chwilę nikt się nie odezwał. Dookoła był słychać jedynie śpiew ptaków i szelest zwierząt w krzakach. Spojrzał na odpoczywająca dziewczynę i zmarszczył brwi widząc zmiany, które zaszły w jej wyglądzie. Jej włosy urosły o kilkanaście centymetrów w ciągu jednej nocy, a rzęsy wydłużyły się nieco, tworząc czarne wachlarze gdy zamknęła powieki. Oczy wydawały się jakby trochę ciemniejsze, a twarz szczuplejsza.
Leria w końcu zaczynała się zmieniać. Spodziewał się, że kiedy przejdzie całkowita przemianę, może już nie być ta samą dziewczyną, z którą spędził tyle czasu.
Wciągnął głośno powietrze i odwrócił wzrok.
-Dobrze. Pokażę ci teraz jak używać ognia do samoobrony.- powiedział podciągając rękawy swojego płaszcza. Czarnowłosa tymczasem usiadła wygodnie krzyżując nogi i wbiła wzrok w maga.
-Ja niestety nie posiadam takiej mocy jak twoja, ale domyślam się, że działa na tej samej zasadzie co reszta ogniowych zaklęć. Po pierwsze jednak, nigdy nie będziesz dobrą magiczką, jeśli nie nauczysz się panować nad emocjami. Denerwując się, możesz zrobić krzywdę osobie, na której ci zależy, lub nawet zabić.- mówił Siroth, co jakiś czas zerkając w stronę Lerii.- Nad tym jednak trzeba trochę popracować, ale to nie teraz. Przejdźmy do ćwiczeń. Zamknij oczy i odnajdź źródło swojej mocy, a następnie skieruj ją do dłoni.
Leria zamknęła posłusznie oczy i skupiła się na pulsującym światełku. Przechwyciła część i przepuściła w dół ręki, wtedy na wewnętrznej stronie dłoni pojawiła się błękitna aura.
-Dobrze.- mruknął mag.- Teraz uformuj tę moc w płomień.
-Jak mam to zrobić?- zapytała nie odrywając wzroku od aury.
-Pomyśl o tym, co chcesz otrzymać.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech, marszcząc brwi. Chcę, aby moja ręka zapłonęła- pomyślała.
W tym samym momencie błękitna aura mocy zmieniła się w żółtoczerwony płomień, który ogarnął rękę aż pod sam łokieć.
Leria jęknęła z zachwytu, a jednocześnie zdziwiona wybałuszyła oczy. Była wręcz żywą pochodnią i nie czuła najmniejszego bólu. Tylko przyjemne ciepło, które ogarniało stopniowo całe ciało.
-Dobrze.- powiedział Siroth wstając. Na te słowa ogień zniknął, a ręka dziewczyny znów wyglądała normalnie.- Teraz musisz wyćwiczyć, aby to wszystko nie trwało tak długo. Przeciwnik nie da ci tyle czasu.
-To wszystko?
-Nie. Chcę cię jeszcze nauczyć tworzenia tarczy wokół ciała. Jest to bardzo przydatna metoda obrony, kiedy jest się zaskoczonym przez przeciwnika. Jeśli znajdujesz się na terenie, w którym możesz spodziewać się ataku, jednak nie wiesz z której strony nadejdzie, włączasz tarczę. Możesz się z nią swobodnie poruszać. Niestety jak każde zaklęcie, ma pewną wadę... jeśli używasz jej zbyt długo, wykańcza twój zapas mocy.
-Rozumiem... więc pokaż mi jak ją włączyć.- powiedziała Leria, wpatrując się z zainteresowaniem w maga. Siroth wstał powoli i wyprostował się niczym, struny w harfie, następnie wciągnął głośno powietrze.
-Wstań.- powiedział zerkając na dziewczynę.- Ponownie odszukaj źródło swojej mocy, a następnie zabierz trochę i rozlej ją na całe ciało. Jeśli wykonasz wszystko poprawnie, to na twojej skórze pojawi się delikatne światło. Takie jak u mnie.
Leria obserwowała jak Sirotha otacza jasnobłękitna poświata, która stopniowo oblewa mu całe ciało. Skoncentrowała się na swojej mocy, a następnie wykonała polecenia. Niestety nic nie zauważyła.
Mag zmarszczył brwi, drapiąc się po szyi. Czarnowłosa przełknęła ślinę, próbując kolejny raz. Kiedy w końcu udało jej się wypchnąć moc na zewnątrz, cała stanęła w ogniu. Przerażona patrzyła na swoje płonące kończyny, nie wiedząc co zrobić. Czuła, ze wzbiera się w niej strach, co powoduje, ze płomienie robią się większe i zmieniają kolor na jaśniejszy.
Podniosła wzrok i spojrzała na zdenerwowanego maga. Widziała jak po jego twarzy spływają maleńkie krople potu, które szybko starł rękawem płaszcza.
-Lerio, uspokój się. Nic ci się nie stanie.- powiedział po chwili, patrząc na wystraszona dziewczynę.- musisz się opanować, bo inaczej spalisz pół lasu, ze mną włącznie.
Na te słowa serce zaczęło bij jej jak szalone, a ogień momentalnie zmienił kolor na niebieski. Widziała jak trawa na której stała, zwęgliła się, a kora z drzew zaczynała odchodzić. Siroth zrobił parę kroków do tyłu, mrużąc oczy i przecierając czoło, na którym pojawiało się coraz więcej kropel potu.
Leria zdała sobie sprawę, ze temperatura ognia musiała skoczyć w górę. Chciała to powstrzymać, ale nie umiała.
-Leria...
-Cholera, próbuje!- wrzasnęła.- Chwila!
Zamknęła oczy, oddychając głęboko. Myślała o polanie niezapominajek, o pięknym krajobrazie doliny łez i o swojej radości, kiedy przywróciła Siroth’owi życie. Strach powoli zaczynał się oddalać, a jego miejsce zajmował spokój. Ogień zmienił kolor na pomarańczowożółty, a w następnej chwili znikł. Nogi dziewczyny odmówiły posłuszeństwa i ugięły się niebezpiecznie, a następnie tracąc przytomność upadła na spalona trawę.
***
Przez długi czas nie mógł jej dobudzić. Musiała stracić naprawdę dużo mocy i szybko oczu nie otworzy.
Westchnął głośno, podnosząc nieprzytomną dziewczynę z ziemi. Wziął ją na ręce i wyprostował się, rozglądając się wokoło w poszukiwaniu odpowiedniej ścieżki. Po chwili ruszył przed siebie w głąb lasu.
...
Mijały godziny. Zrobiło się ciemno, a na niebie pojawiło się mnóstwo gwiazd w towarzystwie dwóch srebrnych księżyców. Zatrzymał się kilka kilometrów przed murem otaczającym główne miasto w kraju mroku. Posadził Lerię na ziemi, opierając ją plecami o drzewo i przeciągnął się, rozluźniając mięśnie.
Już niedaleko- pomyślał wpatrując się ze złością w kolumny ciemnego zamku.
Pomimo tych wszystkich lat, doskonale pamiętał jak wielką krzywdę wyrządził mu Dark. Myśląc o tym, ile wycierpiała jego rodzina, czuł ścisk w żołądku. Gdyby tylko mógł cofnąć czas, zabiłby tego gnoja, kiedy tylko przekroczył próg jego domu.
Spojrzał na w dalszym ciągu nieprzytomną Lerię. Wiatr mierzwił jej czarne jak smoła włosy, mieniące się w świetle księżyca. Była taka bezbronna i tak piękna...
Odwrócił wzrok, wbijając go ponownie w zamek mroku. Gdyby tylko ona nie była tym, kim jest. Gdyby tylko zapomniał... ale nie był w stanie. Dobrze wiedział, że po przemianie będzie jeszcze gorzej, jednak musi spłacić swój dług.
Po chwili usłyszał cichy jęk. Spojrzał za siebie. Leria siedziała oparta o drzewo, dłonią przecierając oczy.
Widząc stojącego niedaleko maga, uśmiechnęła się i wstała pośpiesznie, aby do niego podejść.
-Gdzie my jesteśmy?- zapytała rozglądając się wokoło.
-W kraju mroku.- odpowiedział krótko, odchodząc na bok.- Skoro się obudziłaś, to możemy iść dalej.- po tych słowach, nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem, ruszył przed siebie.
...
Reszta drogi minęła w milczeniu. Szedł pogrążony w milczeniu, co jakiś czas zerkając na idącą obok niego dziewczynę. Od momentu kiedy pierwszy raz od dłuższego czasu spojrzał na zamek Dark’a, uczucie złości nie mogło od niego odejść. Nie mógł przestać myśleć o swojej rodzinie, o swoim głupim starszym bracie i o swoim zniszczonym dzieciństwie. Ponadto... patrząc na Lerię, czuł się źle. Wiedział, że tak naprawdę ona nic nie zrobiła, ale jednak nie potrafił przestać jej obwiniać. Wtedy, kiedy spadała ze skał... mógł pozwolić jej zginąć. Uwolnił by się w końcu od bolesnych wspomnień, przynajmniej na parę lat. Coś jednak tknęło go, aby skoczył za nią. Coś mówiło mu, że mimo wszystko ona musi żyć. A teraz, kiedy uratowała mu życie... czuł się jeszcze gorzej, bo wiedział, że póki ona żyje, będzie pamiętać.
Zatrzymali się przy ruinach małego, ceglanego domku. Prócz rozpadających się ze starości, obrośniętych chwastami ścian, nie zostało tam nic. Cały teren wokół ruin zarośnięty był przez wysoką trawę i kolorowe kwiaty, których płatki mieniły się w świetle księżyca.
Siroth ogarnął w wzrokiem krajobraz wokół pozostałości jego rodzinnego domu, a następnie wszedł do środka, przekraczając niską ścianę. Przeszedł do kąta i drapiąc się po ramieniu, spojrzał na ziemię. Przez chwilę wpatrywał się w nią w milczeniu, aż w końcu przykucnął. Spod dywanu zielonego mchu, wydobył starą, zardzewiałą kłódkę, którą następnie wyrwał i odłożył na bok. Podniósł dużą, drewnianą klapę, odsłaniając kamienne schody do piwnicy.
-Chodź- rzucił do Lerii schodząc w dół.