Temat: Szansa
View Single Post
stare 28.03.2010, 22:35   #5
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,666
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Szansa

Cytat:
Napisał Libby
Zastanawia mnie ta Mari, bo wzięła się tak znikąd.
Marianne to przyjaciółka Dustina z lat młodości (troszkę później aniżeli w TYM).
Cytat:
Napisał Ellie
po co lily zaczela sie mu zwierzac?
Bo i tak nie miała nic do stracenia :P

I dziękuję za wszystkie komentarze, w szczególności te od "nowych" czytelniczek :)


Zrobiłam wyjątkowo bez ramek, bo taki miałam kaprys :P


XXX
Pierwsze podejścia


25 VII


Znowu tutaj jest.
Powoli udaje się do wyjścia lotniska w Los Angeles. Wodzi wzrokiem po tej ogromnej hali z mnóstwem sklepów, kawiarni i innych miejsc, gdzie można spędzić czas przed podróżą lub zaraz po niej. Wzrokiem lustruje znajome szyldy, witryny sklepowe, wnętrza... Tyle razy już tutaj była, ale w ciągu ostatnich kilku lat od jej ostatniej wizyty nic się nie zmieniło. Zaczęły do niej wracać wspomnienia, o dziwo, same dobre. Pierwszy raz pojawiła się tu jako kilkuletnia dziewczynka wraz z panią Kelley, kiedy leciały do Polski. Jak się później okazało, wylot ten okazał się drogą do przełomu w jej życiu. Kolejny raz zjawiła się tutaj ze swoim tatą. Nie leciała już do Polski jako gość, ale jako jej obywatelka. Leciała do domu. Jeszcze innym razem to w tym miejscu podjęła jedną z najważniejszych życiowych decyzji, przyjmując przeprosiny i oświadczyny tego, któremu sama będzie się teraz tłumaczyć. A może, tak jak wtedy, nie wróci sama do kraju?
Była gotowa na to, że tak się nie stanie. Tak naprawdę, wydawało jej się, że była gotowa na wszystko. Po prostu mogła stanąć i mówić, mając przygotowanych kilka planów. Dużo czasu zajęło jej układanie tej strategii i miała nadzieję, że czas poświęcony na to nie będzie zmarnowany i osiągnie swój cel.
Na postoju udało jej się złapać taksówkę, która podwiozła ją do małego moteliku na przedmieściach. Ten co prawda standardem nie grzeszył, ale cena była przystępna.



Zresztą i tak miała zamiar większość czasu spędzić poza jego murami.
Gdy już się rozpakowała, postanowiła pójść na obiad do pobliskiej małej restauracyjki. W czasie drogi zatelefonowała do taty i Julki, jak ją o to prosili („koniecznie zadzwoń, jak już tam będziesz!”). Do końca dnia nic specjalnego już nie robiła, zmęczona dziesięciogodzinnym lotem i prawie trzydziestostopniowym upałem. Wielkie poszukiwania zaplanowane miała na dzień jutrzejszy...

***

26 VII

Obudziła się wcześnie rano. Chciała najpierw sprawdzić mieszkanie męża licząc na to, że jednak zastanie go tam jeszcze zanim ten pójdzie do pracy. A jeśli już tam nie mieszka... Może nowi właściciele będą coś o nim wiedzieć? Może zostawił im adres, numer telefonu, cokolwiek...

Po śniadaniu, około godziny dziewiątej, udała się na najbliższy przystanek autobusowy. Z rozkładu zamieszczonego w internecie wiedziała, że autobus jadący w kierunku Brick Avenue ma się zjawić za jakieś dziesięć minut.
Oprócz niej na przystanku była jeszcze całkiem liczna grupka osób. Ludzie mieszkający tutaj, w tej niebogatej części Miasta Aniołów często nie mogli sobie pozwolić na zakup samochodu, nawet rozlatującego się. Musieli korzystać ze środków komunikacji miejskiej, które, o dziwo, najlepsze nie były. Przynajmniej nie tutaj.

Jechała na ślepo, na chybił – trafił. Albo spotka męża, załatwi sprawę od razu, albo się okaże, że wyszedł już do pracy i nie będzie większych szans na rozmowę. Szczerze mówiąc nie liczyła na to, że za pierwszym razem jej się uda, ale... dlaczego nie?

W końcu autokar dowlókł się na odpowiedni przystanek. Do środka władowało się kilka osób, wysiadła tylko jedna. Ona. Być może tamci zachodzili o głowę, co taka piękna blondynka może robić w takiej dziurze jak dzielnica, w której między innymi leżała Ceglana Aleja. Od razu zauważyli, że Lily nie jest jedną z nich, zaczęli patrzeć na nią nieufnie, co zresztą spostrzegła, nie przejmując się tym zbytnio i w głębi duszy rozumiejąc tych ludzi. Miała tylko nadzieję, że takim zdziwionym, wręcz niechętnym wzrokiem nie obarczy jej ukochany (mimo wszystko nie bała się myśleć o Dustinie w ten sposób). O ile w ogóle będzie musiał to zrobić.

Po tym, jak wyprowadził się z Fabric Street, nierzadko do niego wpadała, oczywiście jeśli to on nie wybierał się z wizytą za ocean. Chociaż na początku droga, którą szła, nie przypominała jej znajomej trasy, po paru minutach rozpoznawała te stare, zniszczone bloki.



Faktem jest, że nie były one jeszcze w skrajnej ruinie, część nawet była odnowiona (czyżby znalazł się jakiś dobroczyńca?!), ale do najładniejszych z pewnością nie należały. Jednak spacerując pomiędzy tymi zniszczonymi kamieniczkami z cegły zawsze czuła magię tego miejsca. Nie raz mówiła o tym Dustinowi. Wtedy on śmiał się i żartował, że to dlatego, że on tutaj mieszka. Ale z jego wyrazu twarzy potrafiła odczytać, że myśli podobnie, chociaż nigdy o tym otwarcie nie powiedział.
Zresztą, on w ogóle mało co mówił, twierdząc przy tym, że nie potrzeba tylu słów. „Po co tyle paplać, nie można na chwilę posiedzieć w ciszy?”, jak to zwykł mawiać, gdy jego przyszła żona próbowała go poznać od tej strony. Nie dziwiła się mu, wszak z wszechstronnym hałasem i gadaniną miał do czynienia w każdy weekend, kiedy swoim zwyczajem dawał koncerty w pobliskiej knajpce. A kiedy ona przyjeżdżała, na któryś wieczór zawsze pożyczał gitarę (na swoją własną nie było go stać) i siedząc wraz z nią w swoim mieszkanku, przez cały wieczór robili sobie małe karaoke przy dźwięku gitary. To przywoływało wspomnienia – wszak podobnie zaczęła się ich burzliwa znajomość, z której niespodziewanie wyrosło silne uczucie. Teraz stawiała sobie pytanie: gdzie ono się podziało?
Z każdym krokiem była bliżej kamieniczki, w której mieszkanie wynajmował jej mąż. Im bardziej się przybliżała, tym większa narastała w niej trema. Nie mogła się jej poddać, gdyż wtedy nic nie wyszłoby z tej wizyty. Jednak tym razem zdawało się to być silniejsze od niej. Z duszą przepełnioną niepokojem dotarła pod właściwy adres. Idąc po schodach, cała się trzęsła. Nerwy brały górę. Podobnie złe przeczucia.
Zanim zapukała do odpowiednich drzwi musiała wziąć głęboki oddech i się uspokoić. Gdy w końcu stwierdziła, że jej ciało nie jest już takie galaretowate, odważnie zastukała w „obite” białym, przybrudzonym plastikiem drzwi.
Po pierwszym pukaniu nikt się nie zjawił, zatem spróbowała raz jeszcze. I tu poszło lepiej. Usłyszała otwierane drzwi w głębi mieszkania i czyjeś wolne kroki. Jednak nie należały one do Dustina...
Gdy tyko drzwi się otworzyły, niemal zamarła z przerażenia czy wręcz niedowierzania. Stała przed nią kobieta w podobnym wieku, z nieuczesanymi, farbowanymi na rudo włosami, ubrana różową piżamę czy też bieliznę.



„Boże” – w pierwszej chwili przeleciało jej przez myśl – „To nie może być...”. Jednak musiała z siebie wydobyć tą cudowną „formułkę”.
- Dzień dobry, czy zastałam Dustina?
- Hm, chodzi pani o pana Winga? – rudowłosa ogarnęła ją wzrokiem. W spojrzeniu swojej rozmówczyni otrzymała odpowiedź – Niestety, nie zastała go pani. Nie mieszka tu już dobre trzy miesiące. Razem z chłopakiem odkupiliśmy od niego to mieszkanie za całkiem przyzwoite pieniądze.
Powinna teraz odetchnąć z ulgą i rzeczywiście się tak stało. Na chwilę, gdyż pojawiła się kolejna wątpliwość.
- Nie wie pani, gdzie mogę go znaleźć? – spytała z nadzieją blondynka.
- Niestety nie – odparła druga. – Zostawił nam co prawda namiary na kolegę, u którego mieszkał, ale mówił, że to tylko chwilo, dopóki nie znajdzie sobie jakiegoś innego mieszkania.
- A numer telefonu? – nie chciała dać za wygraną.
- Tylko do tego kolegi. Ale tamten gość nie pozwolił nikomu go dawać. Zresztą nawet nie wiem, czy go jeszcze mamy.
- Nie zostawił po sobie przypadkiem jakichś rzeczy?
- Nie, raczej nie... Chociaż wie pani co? Kiedyś przy sprzątaniu Sam znalazł jakąś fotografię. Chcieliśmy mu ją zwrócić, ale całkiem o tym zapomnieliśmy.
- Mogłaby pani mi ją pokazać? Jeśli spotkam go, na co bardzo liczę, z pewnością oddam.
- No OK. Zresztą i tak jest mi obojętne co pani z tym zrobi. Chociaż szkoda by było, bo zdjęcie naprawdę ładne.
Na chwilę drzwi do mieszkania się zamknęły. Zanim jego nowa właścicielka wróciła ze zgubą, Lily zdążyła już postanowić, jaki będzie jej następny krok.
Ponownie w drzwiach zjawiła się rudowłosa i o dziwo nie miała w ręce tylko jednej rzeczy.
- Znalazło się tego więcej – po czym podała zguby Lily.
Ta zaś przyglądała się im z uwagą. Zdjęć było włącznie cztery. Pierwsze robione było, gdy po raz pierwszy odwiedzała go jako narzeczona latem. Pamiętała, że w tym dniu razem z nimi poszli na plażę młodzi państwo Stewart („może by ich tak przy okazji odwiedzić?”) i to Rose zrobiła to śliczne zdjęcie. Na piasku obie z Lily narysowały wcześniej palcami serce, a następnie postanowili, że każda z par zrobi sobie w nim zdjęcie. Jednak Alan zaszył się gdzieś i „sesja” musiała się odbyć bez niego (co mu potem żona solennie wygarnęła, gdy tylko zjawił się na miejscu). Pomimo oporów, udało się Dustina namówić, żeby wszedł do serduszka. Potem już poszło jak z płatka. Klęcząc obok siebie, objęci w miarę możliwości, w takim stanie zostali uwiecznieni przez cyfrówkę pana Stewarta.
Po latach, gdy przyszło jej oglądać ponownie tą fotografię zaczynała rozumieć, że mąż nie zostawił jej tu przez rozgarnięcie. On chciał ją tutaj zostawić razem ze swoim starym życiem. Podobnie było w przypadku dwóch pozostałych, na których była tylko ona. Co dziwne, nie znała tych zdjęć. W rozmowach przez telefon Dustin nie raz mówił jej, że gdyby tylko mógł, wyciągnąłby ją z nich i nie pozwolił wrócić. Rzeczywiście, kiedy się na nie patrzyło ogarniała człowieka tęsknota. Sama się sobie dziwiła, że tak inaczej, że tak ładnie wyszła. I zachodziła o głowę, kiedy mu się udało dorwać takie świetne ujęcia. Tym bardziej, że cały czas przy niej był, ramię w ramię... Wiedziała, że jej mąż jest wyjątkowy, ale nie, że aż tak.
Natomiast ostatnie zdjęcie... Nie mogła zrozumieć, dlaczego ono tutaj jest. Zaczęła wątpić.
Miał mało, zaledwie kilka zdjęć swoich maleństw. Jedno czy dwa Wiktorka, niewiele więcej Tanii Tereski. Nigdy nie wątpiła w jego miłość do dzieci, ale teraz zastanawiała się, czy słusznie. Czyżby nawet te niczemu winne dzieciątka chciał od siebie odsunąć, przestać być ich ojcem? Próbowała wmówić sobie, że to jednak był przypadek, ale dlaczego właśnie wśród selekcji zdjęć zapomniał właśnie o tym, ślicznym i jednym z najładniejszych?



Mała wyszła tu tak słodko, że chciało jej się płakać ze wzruszenia. W myślach brzmiało jej tylko niczym niezagłuszone „Dustin, dlaczego to zrobiłeś?! Jak w ogóle mogłeś?! To TWOJA córka, przecież ją kochasz! Czy i ona teraz jest dla ciebie nikim, tak jak jej matka?”
- Proszę pani, wszystko OK? – usłyszała zatroskany głos rudowłosej – Dlaczego pani się tak przejmuje? To tylko zdjęcia.
Nagle niebieskooka uświadomiła sobie, że całe policzki ma mokre. Nie zważając na to, jakby automatycznie pokazała kobiecie zdjęcia. Gdy chwilkę się im przyjrzała, zdawało się, że pojęła.
- Tak mi przykro – powiedziała, spoglądając ponownie na Lily, po czym dodała jeszcze, nie wiedząc sama po co – Pani Wing...
- Już w porządku – powiedziała druga – Dziękuję pani za te zdjęcia. Jeżeli on nawet ich nie przyjmie, ja będę wiedziała co z nimi zrobić. Do widzenia.
- Do widzenia – odparła jej rozmówczyni – Oby się pani udało.
Lily przesłała jej jeszcze słaby uśmiech, po czym opuściła budynek i udała się znowu na przystanek.

Teraz czekała ją wyprawa na uczelnię jej męża, gdzie musiały być jego papiery, a wśród nich między innymi adres. Aktualny, miała nadzieję.
Podróż zajęła jej prawie godzinę. Chociaż w sumie uznała za cud, że ta przebiegła bezproblemowo - żadnych większych korków, żadnych spóźnień autobusów. Marzenie podróżującego, po prostu. Jedyne co nie było takie jakie być powinno, to pogoda, a w szczególności panujący na zewnątrz skwar, istna patelnia. Do tego trzeba było dodać ścisk w autokarze i niezbyt komfortowe warunki podróży gotowe. Zatem jakież wielkie było jej szczęście, gdy w końcu postawiła stopy na twardej, betonowej płycie chodnikowej.
Do college`u miała jeszcze jakieś piętnaście minut drogi pieszo. Zanim jednak udała się w kolejną drogę, wstąpiła coś zjeść, bo kiszki od dłuższego czasu urządzały sobie coraz głośniejszy i uciążliwy koncert t jej brzuchu. Został on ostatecznie zażegnany przez zapiekankę i butelkę Coli (prosto z lodówki!), którą potem popijała sobie jeszcze w drodze do szkoły.
Szybko zleciał jej kwadrans maszerowania i znalazła się w dziekanacie College of Business and Economics. Tam, za szerokim kontuarem z jasnego drewna, siedziały trzy panie. Podeszła do jednej z nich.



- Dzień dobry, czego pani sobie życzy? – zapytała czarnowłosa kobieta koło czterdziestki
- Dzień dobry, chciałabym uzyskać adres zamieszkania jednego ze studentów...
- Nazwisko?
- Wing, Dustin.
- Pani z rodziny?
- Tak – pokazała kobiecie swój dowód osobisty, żeby nie było wątpliwości – żona.
Popatrzyła na nią jak na wariatkę.
- To pani nie wie, gdzie mieszka własny mąż?! – strach pomyśleć, co jej przebiegło przez myśl
- A pani jest tu po to, żeby mi to powiedzieć– odparła bezczelnie Lily
Kobietę zatkało. Bez słowa zaczęła szukać informacji o „zaginionym”.
- Washington Street 499, mieszkanie numer 39 – wyrecytowała, co blondynka natychmiast zapisała na komórce.
- Dziękuję, do widzenia – odparła, po czym szybkim krokiem udała się w stronę wyjścia.

Na ulicę Waszyngtona również dotarła pieszo i niedługo później natrafiła pod odpowiedni adres.
Kamieniczka taka jak inna tutaj, z odpadającym ze ścian tynkiem i dawno niewymienionymi oknami. Klatka schodowa niepomalowana, ale za to czynsz musiał być niewysoki. Mieszkanie numer 39 reprezentowały stare, drewniane drzwi. Znowu, wystraszona i niepewna, musiała zapukać. Im dłużej utwierdzała się w przekonaniu, że nie zastała go, tym bardziej była spokojna. Po trzeciej próbie dała sobie spokój. „Na pewno jest w pracy o tej porze”. Postanowiła wrócić do siebie. Wpadnie tu wieczorem, może akurat coś jej się uda zdziałać. Wtedy już nie było mocnych, chyba, że Dustin wyjdzie na całą noc na miasto (ciekawe tylko po co?).
Z dobrymi myślami wsiadła do autobusu, który miał ją zawieść do moteliku.

Ostatnio edytowane przez Liv : 27.02.2012 - 19:33 Powód: pierwsza i druga poprawa
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem