Temat: Szansa
View Single Post
stare 30.03.2010, 20:22   #9
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,666
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Szansa

Dziękuję za te trzy opinie.
Dochodzę do wniosku, że piszę co innego niż Wy chcecie, a wszelkie wątpliwości czy pytania, na które nie było odpowiedzi w odcinku, wyjaśnię w osobnym poście.


XXXI
Koniec



Swoją kolejną podróż na Washington Street zaplanowała na godzinę 21.00. Fakt, że niebezpiecznie jest się włóczyć samej po nocy, ale musiała. Serce nie sługa, a to ono ją tam kierowało.
O 19.57 miała autobus. Była już kolacji, ubrana w cieplejsze ciuszki. Tym razem wsiadała sama, za to ludzie wręcz wylewali się z wnętrza. Wracali do domu po pracy, by zjeść kolację, pogadać z najbliższymi, pooglądać telewizję i ostatecznie pójść spać. I tak w kółko, dzień w dzień.
Wyobrażała sobie, że podobne plany na ten wieczór miał jej mąż i że jej nagłe wtargnięcie mu je pokrzyżuje. Ale skoro z własnej, nieprzymuszonej woli nie chciał tego załatwić...
Przez całą drogę jeszcze raz próbowała sobie ułożyć w głowie wygląd spotkania. Ponownie przemyślała wszystkie swoje strategie, gruntownie przypomniała sobie wszystkie szczegóły. Wychodząc na chodnik miała to wszystko poukładane w głowie. Jednak strach i zdenerwowanie zaczęły robić swoje...
Kiedy do kamienicy doszła jeszcze w miarę normalnie, przed wejściem do niej nogi się pod nią ugięły, były jak z waty. Serce biło jak szalone, a w głowie powstał jeden wielki mętlik.. Zaczęła się nawet wahać przed wejściem na górę.
Ostatecznie pomyślała: „Jeśli się nie uda, trudno. W końcu to nie od mojej mowy wszystko zależy, ale od jego nastawienia do całej sprawy” i, zahartowana, wspięła się po schodach.



Podeszła do drzwi, zapukała po raz czwarty dzisiaj.
Cisza.
To samo działo się po kolejnych próbach. Niepokój znowu zaczął ją męczyć, wszystkie możliwe złe myśli natarczywie pojawiały się w jej głowie. Co się tym razem mogło stać? Nie był weekend, nie mógł być w klubie (o ile w ogóle jeszcze tam pracował i o ile taki jest w okolicy), więc co się mogło stać? Poszedł do znajomych, do baru, włóczy się po mieście?
„Wpadnę tu za pół godziny. Jeśli nadal go nie będzie, wracam.” – pomyślała, po czym znowu znalazła się na bruku.
Postanowiła przespacerować się po okolicy. Jadąc autobusem dostrzegła niedaleko całkiem ładny park. Tam właśnie skierowała swoje kroki.
Trzeba było przyznać, że zieleń wśród betonowo - ceglanego królestwa dobrze na nią wpłynęła. Drzewa wydawały się mieć właściwości uspokajające, zapach kwiatów koił zmysły, a malutka fontanna radowała wzrok.
O tej porze w Polsce wszyscy byli w pracy. Zadzwoniłaby, ale nie chciała im przeszkadzać. Zresztą i tak nie miała dla nich ważniejszych informacji. Powiedziałaby co najwyżej, że siedzi i parku i czeka, aż będzie mogła znowu pójść w odwiedziny do męża, którego (znowu) nie zastała. Do głowy przyszła jej pewna myśl.
Gdyby zadzwoniła do domu w obecności Dustina, oddałaby mu słuchawkę, a tam byłaby na przykład Tania Tereska, albo gaworzący wesoło Wiktorek. I powiedziałaby mu wtedy coś w stylu „A one ciągle czekają na tatę”. Co odpowiedziałby, nie wiedziała.
Pół godziny nie dłużyło się specjalnie i znowu miała stanąć twarzą w twarz... wpierw z drzwiami.
Stremowana, zapukała. Czekała. Powtórzyła. Czekała. Zapukała trzeci raz.
Cisza.
Zawiedziona, ze łzami w oczach opuściła budynek.



Zaczęła się gorączkowo zastanawiać, co teraz. Bo niby jakie były szanse, że go zastanie jutro? Takie jak dzisiaj, mniejsze?
Na przystanku wyczytała, że najszybszy autobus bezpośredni ma dopiero po 23. Kolejny raz chciało jej się płakać. Nie wiedziała, czy ze złości, czy z powodu tego ogromnego pecha, jaki ją prześladował.
Nic nie poszło po jej myśli. Nie znalazła męża, a teraz nie ma jak wrócić do domu i musi czekać na autobus w tej nieznanej części miasta. Jedyną rzeczą, która dobrze poszła w dniu dzisiejszym były zakupy, którym poświęciła cały swój czas po powrocie. Kupiła coś sobie, dzieciom, nawet tacie. Cieszyło ją, że może im zrobić miłą niespodziankę, ale to nie było najważniejsze dzisiaj. Liczyła się ta niesamowita, przybijająca porażka i brak nadziei.

Weszła do ładnie wyglądającej kawiarenki i tam usiadła. Wybrała stolik pod ścianą, z dala od ludzkich spojrzeń. Gdy podeszła kelnerka, zamówiła sobie mocną kawę. Bardzo chciało jej się spać, ale musiała wytrzymać do północy.
Zauważyła, że owa kelnerka badawczo jej się przygląda, ale nic nie powiedziała. Skąd mogła ją znać? Może to jakaś znajoma z sierocińców, jedna z jej słuchaczek, kiedy pracowała jeszcze w „Superstarze”? Nic jej ta twarz nie mówiła.
Stopniowo kawiarenka pustoszała. Zostało tylko parę osób i obsługa. Dochodziła 22.15, kiedy ta sama kelnerka podeszła do niej. O dziwo, nie zabrała tylko filiżanki i nie doniosła rachunku. Zrobiła to, ale później. Wpierw, w zdziwieniu Lily, dosiadła się do stolika. Przypatrywała się klientce z uwagą, patrzyła prosto w oczy.
- Lily? - odezwała się w końcu – Lily Wing?
- Tak, to ja - odparła. Głos jej rozmówczyni wydał się znajomy. - Kim pani jest? - zapytała ze spokojem.



- Nie poznajesz mnie? To ja, Marianne – uśmiechnęła się
Zaraz i Lily zrobiła to samo. Spotkać w takim momencie bratnią duszę... W dodatku taką, która może jej bardzo pomóc!
- Boże, jak to dobrze, że cię spotkałam! – powiedziała, szczęśliwa. Kobiety uściskały się przyjaźnie.
- Co tu robisz tak późno? – zapytała szatynka.
- Byłam u Dustina, ale go nie zastałam. Autobus mam dopiero za godzinę, a na taksówkę nie starczy mi pieniędzy.
- Wiedziałam, że tak to się skończy – zmartwiła się. – Że w końcu będziesz musiała tu przyjechać i wyjaśnić nim co nieco. Tylko dziwi mnie, że go nie zastałaś. Gdybym nie wiedziała, że nie będzie go dziś u mnie, pewnie tam bym cię odesłała. Chociaż późno już... Nie ma w zwyczaju wpadać o tej prze. Pewnie już wrócił, ale jeśli tak, to śpi.. Nie ma sensu już dzisiaj tam leźć. Wyglądasz na zmęczoną...
- Bo jestem.
- Słuchaj, może przenocowałabyś u mnie? Mieszkam całkiem niedaleko stąd, dziesięć minut drogi. Włóczenie się po nocach jest najlepszym rozwiązaniem. O tej porze różne typki jeżdżą autobusami. Lepiej trzymać się do nich z dala.
- A to nie problem? Mieszkasz z córką, może sobie nie życzyć.
- Jo? Nie, skąd! Jakbym jej powiedziała, że jesteś żoną Dustina, pokochałaby cię równie mocno jak jego. Poza tym, wysłałam ją do brata na wieś. Uwielbia tam jeździć. Ja jeszcze idę z narzeczonym do kina, dlatego masz cały dom do dyspozycji.
Potem wytłumaczyła jej kilka innych, ale niemniej istotnych rzeczy.
- Z nieba mi spadłaś! Dzięki! – zawołała blondynka.
Chwilę później Mari przyszła znowu do stolika z resztą i kluczykami do domu.
- Nie krępuj się, mam zapasowe- uśmiechnęła się przyjaźnie. – To co? Widzimy się rano!
- Jeszcze raz dzięki! Dobranoc!
- Dobranoc!
Lily, zabrawszy swoje rzeczy, opuściła kawiarnię.
Na kartce miała zapisany adres kelnerki. Trafiła bez problemu.

***

Dom ten okazał się całkiem ładnym i przyjemnym miejscem. Nie była tu nigdy wcześniej, dlatego też dokładnie zlustrowała pokoje, do których wstęp nie był jej wzbroniony. Nie trwało to długo, gdyż zmęczenie robiło swoje.
Ubrana w różowy szlafrok (którego użyczyła jej Mari), stała przed łazienkowym lustrem i rozczesywała sobie włosy, gdy usłyszała trzask drzwi wejściowych.
Zamarła z przerażenia.
- Mari, jesteś? – usłyszała wołanie. Zdawało jej się, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Ten głos...
Chwilę później usłyszała stukot stopni schodów. Nie wiedziała, co robić – czy się gdzieś schować (bo na to najbardziej miała ochotę) czy dalej stać i nic nie mówić. Zanim zdążyła cokolwiek postanowić, kroki ucichły i spojrzała w stronę otwartych drzwi łazienki.

***

Trudno było określić, które z nich zdziwiło się bardziej. On patrzył niedowierzającym wzrokiem, ona dalej stała, przestraszona, nie wiedząc, co powiedzieć. Chociaż miała otwarte usta, w gardle zablokowały się słowa.



- Co ty tu robisz? – odezwał się pierwszy. Troszkę było w tym pytaniu złości, ale dominowało zdziwienie.
- O to samo mogłabym zapytać ciebie – odparła
- Nie wiem, jak ty, ale ja wpadłem do koleżanki.
- O tej porze?
- Bywało i później – odpowiedział z niechęcią – Ale ja pytam o ciebie.
- Bynajmniej nie do przyjaciółki – podjęła dialog, ośmielona. - U Mari tylko nocuję...
- To ciekawe do kogo – kpina – Zawsze było „do męża”, a teraz?
- Teraz też.
- I co mu niby chciałaś powiedzieć? – konstruował pytania tak, jakby nie były skierowane do niego.



- Szczerze? Żeby wrócił.
- Gdzie?
- Jak to: gdzie? Do domu! Gdzie czekają na niego żona, dzieci...
- Przecież on nie ma żony – uśmiechnął się z politowaniem
- A JA?! – krzyknęła. Pełna rozpaczy, zarówno z pytaniem jak i wyrzutem.
- Ty? Jesteś dla niego nikim, tak jak on był dla ciebie w chwili zdrady! – krzyknął, patrząc na nią z nienawiścią
Nie odpowiedziała, tylko czekająco wpatrywała się w niego.
- Czego ty ode mnie chcesz? – zapytał, już spokojniej
- Chciałam ci powiedzieć, że żałuję tego, co zrobiłam – patrzyła na niego ze skruchą – Przyrzekłam sobie, że do tego nie dopuszczę, ale słabość wygrała. Dustin, ja miałam ci to powiedzieć wtedy, w sądzie.
- Ale Bartek i jego zdjęcia były szybsze. I z pewnością bardziej przekonywujące niż twoje tłumaczenie.
- Przecież to nie było celowe...
- A co mnie to obchodzi? Zdrada to zdrada. Świadoma czy nie, boli tak samo.
- Myślisz, że tylko ciebie?
- Gdyby Bartek żył, pewnie nie byłoby cię tutaj. Nie masz czego zrobić ze swoim życiem, to przyjeżdżasz do mnie, czekając Bóg wie na co.
- Ja tylko chcę, żebyś mi przebaczył i wrócił – znowu płakała – Tania i Wiktor potrzebują taty...
- A ty: potrzebujesz męża?
- Zawsze potrzebowałam! Wtedy, kiedy cię przy mnie nie było, najbardziej.
- Tylko wiesz w czym jest problem? Ja NIE potrzebuję już żony! Zepsułaś mi całe życie, przez ciebie miałem złudzenie, że może być lepiej, a potem bezczelnie wyrzuciłaś!
- Nie mów tak! Przez wszystkie te miesiące czekałam na twój powrót! Na to życie, które sobie wymarzyliśmy! Nie pamiętasz tego?
- Nie chcę pamiętać!
- Ale...
- Lily, daj spokój. Nie ma już nas. Jedyne, co nas łączy, to dzieci, które skończą tak jak my, i na dzień dzisiejszy jakiś papier, na którym jestem twoim mężem, a ty moją żoną, chociaż w realu jest inaczej. Ale i tą sprawę wkrótce załatwimy. Zawczasu zacznij sobie szukać nowego faceta... I nie licz, że JA się zmienię i że JA nim będę. A dzieciakom możesz nawet powiedzieć, że tata nie żyje.
- Przecież nie chcesz tego...
- Jesteś tego pewna?
Z torebki wyciągnęła zdjęcie i podała mu je. Wpatrywał się w nie przez chwilkę bez wyrazu, a przynajmniej tak to wyglądało.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo szkoda mi tej małej i jej brata. Weź to zdjęcie – mnie się nie przyda. A teraz już pójdę, skoro sobie wyjaśniliśmy wszystko.
Nie chciała na to pozwolić. Jakimś cudem udało jej się zatarasować schody tak, aby nie mógł przejść.
- Dustin... – płakała, patrząc mu w oczy – Nie odchodź...
- Zejdź mi z drogi, inaczej sam sobie ją zrobię – zagroził niewzruszony
- Dustin... – to było jedyne słowo, na które mogła się zdobyć. Wiedziała, że albo teraz uderzy ją, albo się rozmyśli. Cały czas miała nadzieję, że wybierze to drugie.
On jednak wymierzył jej w zapłakany policzek. Przewróciła się na bok z bólu.
„To koniec” – pomyślała, zalewając się łzami. Nie wiedziała, co bardziej ją bolało - czy rana na ciele czy na duszy. Obie wymierzone przez niego. Przez tego, którego najbardziej kochała...





Za wszelkie niezgodności (zauważyłam po zrobieniu zdjęć) przepraszam.

Ostatnio edytowane przez Liv : 27.02.2012 - 19:27
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem