Wiem, wiem, jestem okropna - mamy 3 kwietnia, a odcinek miał być juz ho, ho, ho, ale oto jest! Z wielką pomocą Volturii, której baaaaaardzo dziękuję za zrobienie fotek, są genialne! Bez dalszych wstępów... zapraszam!
- Szary, ja wiem, ja wiem stary, że no wiesz... nie byłem ostatnio zbyt wylewny i pewnie sobie pomyślisz, że ja do ciebie uderzam tylko wtedy kiedy wiesz, chcę skołować prochy czy coś. Wcale tak nie jest, serio - pokrętne tłumaczenia, bezsensowne pieprzenie, jakie to popularne, gdy ludzie mają do ciebie interes, a potem możesz dla nich zupełnie nie istnieć - Powiedz mi tylko, a jestem do twoich usług. Wyskoczymy kiedyś gdzieś na piwko, czy coś, haha, wystarczy słowo.
- Ja nie piję.
Ta cudowna cisza, gdy koleś jest pewny swego, a ty go poprostu... rozbroisz? Tak, to jest odpowiednie słowo. Szaremu rozbrajanie drugiego człowieka wychodziło niesamowicie, a on sam nawet nie miał o tym pojęcia, odpowiadał tylko, nie chciał urazić, rozbroić, zmieszać z błotem. On po prostu nie pił, a nie pić i być szanowanym przez resztę - to jest dopiero sztuka!
- Szary, możesz przyjść do mnie z każdym swoim problemem, dobrze wiesz - uśmiechnął się niepewnie Baran.
To już wiemy.
- Ile chcesz?
Baran nie posiadał siły perswazji, Szary poprostu wiedział kim jest i jak go ludzie postrzegają, bo dlaczego miałby nagle wbić się w to bagno, w którym Baran brodzi od jakiegoś czasu, skoro mógł zostać tym kim jest - niezależnym, szanowanym dilerem.
- Sam nie wiem. 5 działek.
- Pięćset.
Na chłopaku nie zrobiło to wielkiego wrażenia, wiedział co i za ile, może wyglądał na głupiego, ale głupi nie był - sam powtarzał sobie to niejednokroć w myślach, gdy udało mu się zachować "jak prawdziwy mężczyzna".
***
Ile razy zdarzało Ci się znaleźć w sytuacji bez wyjścia? W krytycznym momencie, w którym musiałaś zrobić coś, być może, wbrew sobie? Chwili, od której zależało całe twoje życie? W takiej sytuacji właśnie znajdowała się Malina. Musiała zrobić jakąś imprezę w tą sobotę. Słowo musiała jest tu najbardziej wskazane, ponieważ to zależało od jej być albo nie być, od stanu jej umysłu, ciała i duszy. Musiała iść do Igora Barańskiego i musiała go przekonać, żeby zorganizował imprezę u siebie w chacie, ona zajmie się resztą. Zupełnym przypadkiem znalazła się w Parkowej, a to, że przechodziła najbogatszą z ulic osiedla w tym samym momencie co Baran było zrządzeniem losu, w jego mniemaniu oczywiście.
- Igor Barański, proszę, proszę, co za spotkanie - godzina uporczywego spaceru w tę i spowrotem okazała się jednak owocna, ale przecież on nie musiał o tym wiedzieć, już ona o to zadbała.
- Malina... cześć - odparł dość zaskoczony, nie codziennie spotyka się na jego ulicy takie "okazy".
- Wybierasz się gdzieś?
- Właściwie... szedłem do domu i...
- Oh, to ty tu mieszkasz? - wysoki głosik i teatralne zdziwienie, chłopak musiał być albo naprawdę głupi i otępiały, albo zupełnie oczarowała go ta dziewczyna, żeby nie zauważył sztuczności jej zachowania.
- T... ta... Tak, mieszkam - wskazał elegancką wille - o tam. Może zechciałabyś... wpaść?
- Z rozkoszą odwiedzę... ciebie - i obejrzę potencjalną salę imprezową, dodała w myślach.
- Umm, w takim razie chodźmy - powlókł się powoli, dotrzymując kroku zafascynowanej sytuacją dziewczynie. Cała sytuacja była dla Barana niezrozumiała, w szkole nie obdarzyła go nigdy żadnym spojrzeniem, aż tu nagle... To na pewno zasługa jego ćwiczeń w domowej siłowni, którą ostatnio zorganizował im tato w jednym z pomieszczeń garażu.
- Matko, ale masz przestronny pokój - zauważyła szybko Malina przekraczając próg pomieszczenia - myślałeś kiedyś o urządzeniu tu imprezy, w ogóle o urządzeniu imprezy?
Zaczęła ostro, trudno, najwyżej sięgnie po środki ratunkowe w postaci uroku osobistego i urody zewnętrznej, bo o wewnętrznej nie ma co w ogóle wspominać.
- Imprezy... w sumie nie, chociaż w sumie tak. - dlaczego ty musisz być takim idiotą? Skarcił się w myślach - Impreza u mnie, w sumie niezły pomysł, a co wpadłabyś?
Niewinny flirt, przecież ona na niego leci, on to widzi.
- Jasne, że bym przyszła - trafiona zatopiona - i wzięłabym ze sobą resztę, no wiesz...
Nie wie, co ma niby wiedzieć?
- Sądzisz, że w sobotę... byłoby to możliwe do zorganizowania? - spytała prosto z mostu.
- Impreza? - palancie głupi, jasne, że impreza.
- Tak, impreza.
- Umm, no, hmm, no, czemu nie, ale nie chcę dużego tłumu, sama rozumiesz.
Dziewczyna przysunęła się bliżej, zatrzepotała rzęsami po czym odgarnęła włosy z czoła. To się nazywa urok osobisty!
- Tłum jest spoko. Wiesz, jak jest duży tłum, to wiesz... - co ma wiedzieć do cholery?! - można się zająć sobą.
On i Malina, na imprezie, wielki tłum, a ona go pożera wzrokiem, podczas gdy on zaczyna się dobierać do niej przy wszystkich. Chce tłumu.
- Spoko - jedyne co potrafi z siebie wydusić.
- W takim razie co powiesz na sobotę o 18? Wpadnę szybciej, żeby pomóc ci w przygotowaniach - lekki uśmiech i już jej nie ma.
- Tak, jasne, spoko... - mówi do zamykających się drzwi.
***
- Odczep się ode mnie do cholery! Mało ci?! - wrzaski z ulicy obudziłyby umarłego - Masz tą swoją szmatę - Wioletkę, niech ona cię...
Męska dłoń zasłoniła usta wrzeszczącej na całe miasto dziewczyny. Dało się usłyszeć tylko niewyraźne "puść mnie".
- Zrozum, nic ci nie chcę zrobić, a Wioleta to jednorazowe turne, więc nie dramatyzuj.
Uspokoiła się, w końcu.
- Mogę ci zaufać? Nie zaczniesz się drzeć?
Pokiwała przecząco głową, więc uwolnił uścisk. Dziewczyna złapała oddech, po czym pogardliwym tonem dodała:
- Czego chcesz?
- Mogę załatwić ci prochy na melanż u Barana, jeśli chcesz...
- Prochy? - na to słowo każdy reagował entuzjastycznie - Taa, jasne, co za to chcesz?
- Pójdziesz ze mną na imprezę...
Spojrzała się na niego niezbyt pewnie.
- I co? Mam udawać twoją laskę, żebyś przeleciał mnie na oczach wszystkich, jo?
Uśmiechnął się.
- Nie żartuj, nie jestem takim chamem.
- Wiesz, tylko ja nie chcę, żeby potem wszyscy myśleli, że ja lecę na kolesia, bo ma prochy... Nie jestem uzależniona, nie zrobię dla nich wszystkiego... Sam rozumiesz? Nie jestem taka.
***
Impreza u Barana, sobota, 18 to już oficjalne. Kogo tam nie będzie... będą oczywiście wszyscy, Ci wszyscy, którzy się liczą, którzy coś znaczą i mają coś do powiedzenia, albo mają chociaż kontakty, no albo poprostu dobrze ustawieni. Jednak czy w obecnych czasach tak trudno "ustawić się"? A więc - będą wszyscy!
- Wiesz, będą wszyscy...
- Co to znaczy wszyscy, matole?
Rozmowa młodszego Barańskiego, ze starszym opierała się zazwyczaj na dodawaniu na końcu każdego zdania po przecinku jakiegokolwiek przezwiska.
- No wszyscy to wszyscy nie? Elita, idioto.
Chwila ciszy.
- Ja chcę mieć święty spokój.
- Będziesz miał.
- Wiem o tym, bo jakbym nie miał to zaczęlibyśmy dopiero na ten temat się rozwodzić.
Tomek Barański, typowy starszy brat, przystojniejszy od młodszego, lepiej zbudowany, mądrzejszy i... okropnie chamski. Nic tak idealnie nie zwieńcza dzieła rodziców jak okrutna cecha wrodzona genetycznie, szczególnie taka, która objawia się bardzo często, w bardzo brzydki sposób. Chłopak mówi poprostu to, co chce powiedzieć, nie idzie to zazwyczaj w parze z tym, co inni chcą usłyszeć. Reasumując - z Tomkiem lepiej nie zadzierać.
I jak? Wiem, że dość krótki, ale muszę się najpierw przestawić na dłuższe opisy, te są średniej długości. hm.