View Single Post
stare 19.04.2010, 19:17   #9
Lexi
 
Avatar Lexi
 
Zarejestrowany: 09.04.2010
Skąd: Wyspa Demonów
Wiek: 31
Płeć: Kobieta
Postów: 143
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Spooky House (+16)

Cytat:
Napisał Searle Zobacz post
Złe stwierdzenie. Może lepiej: przepływająca krew?
Tak jak napisała Wacia, jest takie stwierdzenie używane w książkach np. Zmierzch, Intruz itd, itp, ale mogłaś nie wiedzieć więc nie brnę w to dalej, zostawmy to narazie.

Jak obiecałam, pierwszy odcinek, mam nadzieję, że spełni wasze oczekiwania. Co do epilogu, to tylko małe nawiązanie do historii domu i przygód głównej bohaterki. Zapraszam!


-Szach mat-powiedziałam z triumfalnym uśmiechem na ustach przestawiając pionek na dużej, drewnianej szachownicy. Srebrzysto włosy chłopak siedzący naprzeciwko wbił we mnie swoje krwiste oczy, a na jego ustach zawitał lekki uśmieszek.
Secil-tak go nazywano. Demon, wygnany z piekła. Przybywszy na ziemię zabawiał się ludźmi jak marionetkami wchodząc w ich ciała. Jeden z moich współlokatorów tego starego domu. Drugim utrapieniem był Jazon. Znaleźliśmy go w lesie półmartwego. Chłopak miał szczęście, ponieważ ściągnął na siebie zainteresowanie Secila, który zmienił go w upadłego anioła.

Usiadłam wygodnie na kanapie patrząc się w kwadratowe pudełko zwane „telewizorem” lub potocznie „TV”. Nie wiem co ludzi w tym widząc, dla mnie to było nudne, ale w tej zaplutej dziurze nie było innej rozrywki oprócz tego, grania w szachy, czytanie książek lub rozmowy między sobą. Ostatecznie wstałam i ruszyłam powolnym krokiem w stronę drzwi wyjściowych.
-Wychodzisz?-usłyszałam za swoimi plecami lekko piskliwy głos Jazona. Chłopak powoli schodził z drewnianych schodów, które z każdym krokiem niemiłosiernie skrzypiały. W pewnym momencie stanął krzyżując ręce na piersi. Obserwowałam go kątem oka.

-Tak-rzuciłam oschle zarzucając na siebie ubranie wierzchnie.
-Przy okazji wejdź do sklepu i kup mi chipsy-uśmiechnął się szeroko nie zmieniając swojej pozycji. Zmierzyłam go ostrym wzrokiem. Nie lubiłam, gdy tak się uśmiechał, był wtedy taki ludzki nie licząc jego drapieżnych oczu. Ludzie…-pomyślałam, a moją twarz wykrzywił grymas lekkiego obrzydzenia. Jak ja ich nienawidziłam, ich i mojego ludzkiego życia. Naszczęście to już przeszłość.
-Sam idź, ale nie wystrasz sprzedawcy i klientów aniołku-kocham sarkazm i często da się go słyszeć w moim głosie. Jazon już miał odpowiedzieć, ale ja byłam szybsza. Z nadludzką szybkością opuściłam dom i w ułamku sekundy znalazłam się za furtką. Lekki wiatr bawił się moimi czarnymi jak noc włosami. Nie było mi zimno mimo niskiej temperatury, ale musiałam zachować pozory. Szkarłatne oczy zerkały to w prawo to w lewo w poszukiwaniu jakiejś żywej istoty. Pusto. Ruszyłam z ogromną prędkością w stronę lasu mijając kolejne drzewa z niespotykaną gracją i przeskakując przewalone przez wiatr drzewa. Języki powietrza muskały moją mleczną twarz, a włosy latały na wszystkie strony jakby tańczyły jakiś dziki taniec. Zatrzymałam się przed samym wyjściem z gęstwiny. Teraz już normalnym krokiem skierowałam się w stronę zniszczonego parku. Mało kto odwiedzał to miejsce, a ja chciałam pobyć sama. Czasem trzeba odłączyć się od towarzystwa i wszystko przemyśleć. Nałożyłam na głowę kaptur od bluzy i szłam ścieżką, którą pokrywały pożółkłe liście drzew. Poprawka, nikt tu nie przychodził, może zdarzały się wyjątki lecz bardzo rzadko. Wtem słychać było śmiechy i głośną rozmowę. Czyżby ktoś tu jeszcze był? Mój doskonały wzrok dostrzegł trzy sylwetki mężczyzn. Uderzyła mnie fala obrzydzenia na ich widok.
-SinRet!-krzyknął kobiecy głos, a zza pomniku wybiegła zgrabna szatynka. Wyglądała tak sztucznie, że miałam ochotę puścić pawia. Wymuskana pudrami, cieniami i Bóg wie jeszcze czym. Litości, pojemnik na plastik jest trochę dalej. Mężczyzna o blond włosach odwrócił się, widać było, że jest zaskoczony widokiem dziewczyny.
-A wy gdzie idziecie?-zapytała piskliwym głosikiem patrząc się podejrzliwie na całą trójkę.
-Na balety-odpowiedział jeden z nich, a SinRet posłał mu karcące spojrzenie.
-Zamknij się-fuknął i spojrzał na stojący przed nimi plastik.
-Świetnie! Po prostu cudownie! Zamiast zajmować się swoją ciężarną dziewczyną, ty chodzisz sobie na imprezy i dyskoteki. Nawet mnie nie zabierzesz ze sobą!-krzyknęła szatynka, krew zaczęła jej szybciej pulsować w żyłach, a na policzkach pojawiły się rumieńce wściekłości.

-I tak byś nie poszła. Nigdy nie chcesz tam, gdzie woli większość. Zresztą, nie mam ochoty poznawać tych głupich dup-burknął blondyn dalej brnąc w kłótnię. Machnął tylko do kumpli, aby poszli bez niego. Czuł, że zapowiada się na większą kłótnię. Wcześniej to była tylko cisza przed burzą. Na potwierdzenie tego zerwał się silny wiatr, a w oddali widać było błysk. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć…zagrzmiało. To tylko kwestia czasu zanim spadnie deszcz.
-Wcale nie! W ogóle ci na mnie nie zależy i na dziecku też nie!
-To wszystko przez ciebie, sama do tego doprowadziłaś! Brałaś pigułki kiedy chciałaś lub w ogóle zapominałaś o nich! Myślisz, że cię nie opuszczę, bo nosisz moje dziecko? Gdybym był taki jak wszyscy to bym cię dawno opuścił, a ty jeszcze bardziej mnie do tego zmuszasz ciągłymi kłótniami!-ten docinek chyba uderzył w czuły punkt dziewczyny. Po jej czerwonych policzkach pociekły łzy.
-Ty pie****y ch**u! Nienawidzę cię!-wykrzyczała przez łzy. Natomiast SinRet dalej miał na twarzy kamienną maskę. Stał tak jeszcze prze chwilę, by po sekundzie odwrócić się i odejść od swojej kobiety.
-To koniec-rzucił ze spokojem nawet nie odwracając się. Szatynka bez słowa pobiegła w drugą stronę, a jej szloch roznosił się po całym parku. Słyszałam go nawet kilometr za parkiem, ale postanowiłam to zignorować. Wzrokiem powróciłam do blondyna. Usiadł na ławce z pochyloną głowę, twarz ukrył w dłoniach. Znów błysnęło. Raz, dwa, trzy, cztery…zagrzmiało. Zaraz zacznie padać. Już miałam stąd iść, ale coś mi podpowiadało, aby do niego zagadać. Na samą myśl o tym, że mam z własnej woli z nim rozmawiać napawała mnie niesmakiem. W ostateczności ruszyłam wolnym krokiem w jego stronę.

-Nieciekawa sytuacja-zaczęłam. SinRet podniósł wzrok na mnie i w odpowiedzi pokręcił przecząco głową. Nie był zbyt rozmowny, więc będzie trudno. Usiadłam obok niego i spojrzałam w czarne chmury.
-Nie przejmuj się. Sama sobie jest winna, a ty nie jesteś do niczego zobowiązany. Skoro się tak zachowuje to nie jest ciebie warta-aż drgnęłam na dźwięk własnych słów. Zaczynałam przerażać samą siebie. Blondyn wyprostował się i przyjrzał się uważnie mojej twarzy, a potem całości.
-Może masz rację-zaczął i zatrzymał wzrok na moich oczach. –Czerwone?
No ładnie, znowu muszę walnąć tą gadkę co zwykle.
-Mmm…tak. Widzisz miałam mały wypadek w młodości, nie chcę o tym mówić-skłamałam, co jak co, ale w tym byłam świetna. Nikt nigdy nie wiedział kiedy mówię prawdę, a kiedy nie. Poczułam na swoich dłoniach krople deszczu i wtedy lunął niespodziewanie całkiem nas dekoncentrując.
-Tam jest kapliczka, przeczekajmy zanim się nie uspokoi-powiedziałam podnosząc się i biegnąc ludzkim tempem w skazaną przez siebie stronę.
Drewniane drzwi były ciężkie i lekko spróchniałe. Kiedy weszłam do środka, w moje nozdrza uderzył zapach starego drewna, który nie był przyjemny. Okna wypełniały kolorowe witraże, a na ścianach zawieszone były świece. Pomimo okien w kaplicy panował pół mrok.

-Powiedz mi, co tutaj robiłaś sama?-zaczął chłopak siadając na jednej z ław. Zajęłam miejsce przy ołtarzyku i podkuliłam nogi obejmując je rękami.
-Przychodzę tu, kiedy chcę pobyć sama-odpowiedziałam beznamiętnym głosem spoglądając gdzieś w bok. Dawno nikt nie odwiedzał tego miejsca. Wszystko pokrywał kurz, a w powietrzu unosiły się jego drobinki. Cóż, w jej domu było nie lepiej. Ściany i podłogę pokrywała zaschnięta krew, a tapety były pozrywane w niektórych miejscach.
-Jak ci na imię?-podjął dalszą rozmowę, a w jego oczach wychwyciłam iskrę zaciekawienia.
-Vanille-rzuciłam oschle spoglądając na witraż kapliczki.
-Miło mi, ja jestem…
-SinRet-przerwałam mu w połowie zdania i wlepiłam swój wzrok w niego ciekawa reakcji. Tak jak przewidziałam, zdziwiło go to trochę, ale nie zraziło. –Wybacz, podsłuchałam całą rozmowę, zresztą nie trudno było jej nie słyszeć. Skakaliście sobie do gardeł, myślałam, że zaraz zaczniecie się bić-po mojej wypowiedzi zapadła niezręczna cisza. Słychać było tylko deszcz bębniący o dach budynku i o jego szyby.
-Nie uderzyłbym kobiety, chyba, że ona by zachowała się jak ostatnia dzi**a i próbowała uderzyć mnie-odezwał się przerzucając swój wzrok na kolorową szybę.

P.S Kolejny odcinek myślę, że powinien pojawić się w sobotę lub niedzielę. Mam trochę dużo nauki i ciężko jest mi znaleźć trochę czasu. Pierwszy odcinek może być z deczka nudny, ale akcja napewno się rozkręci
__________________


One hell of a butler
Lexi jest offline   Odpowiedź z Cytatem