View Single Post
stare 25.04.2010, 13:43   #41
Invidia Semper
 
Avatar Invidia Semper
 
Zarejestrowany: 23.08.2007
Skąd: Spod oka mistrza i łuku amora
Płeć: Kobieta
Postów: 2,256
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Ostatni Strzał

[img]http://i40.************/29gh4rb.jpg[/img]

Rose siedziała przy stole, beznamiętnie wertując podręcznik do historii. Jej oczy powoli się zamykały i byłaby usnęła, gdyby nie telefon. Wzdrygnęła się, nie wiedząc co się dzieje. Po chwili, na zabałaganionym biurku odnalazła słuchawkę.
-Halo?
-Cześć skarbie, spałaś?- zapytał Jack.
-Co...nie- odpowiedziała nieprzytomnie, drapiąc się po głowie.
-No to dobrze, córcia, skup się: czy Jimmy przyjechał do domu?
-Nie widziałam go po tym, jak przywiózł mnie ze szkoły- powiedziała, wstając i podchodząc do okna.- Ale samochodu nie ma.
-Cholera, no nic, muszę, kończyć. Będę późno, pa.
-Pa- mruknęła Rose, odkładając słuchawkę na stolik, obrzucając podręcznik posępnym spojrzeniem.
[img]http://i41.************/6tlkpe.jpg[/img]

***

-Oczywiście, oczywiście- pieklił się Clark, chodząc od kąta do kąta. Jack siedział spokojnie na fotelu, myślami będąc gdzieś daleko.
-Co jest takiego oczywistego?- zapytał zamyślony. Udawanie zainteresowania potokiem słów Clarka miał opanowane do perfekcji.
-Jak to co? Walker znów nawalił! Nie dość, że zgubił dilera to jeszcze teraz przepadł bez śladu! Oczywiście, jeżeli nie było to zamierzone. Jack, a nie mówiłem, a nie mówiłem? Walker nie jest bystry, bez problemu można go przekonać do swoich racji i pewnie James Beckett właśnie tak zrobił. Niech ja tylko dorwę tego Walkera to mu...
-Nic mu nie zrobisz- przerwał Jack, patrząc na niego z politowaniem.-Jim jest o wiele silniejszy od ciebie i ma złoty medal wagi ciężkiej juniorów naszego stanu.
-No tak, właśnie o tym mówię! Zwołałeś sobie takiego osiłka bez mózgu, to teraz cierp!
-Spróbuję do niego zadzwonić jeszcze raz- odpowiedział, przykładając słuchawkę do ucha. Na próżno- wciąż zgłaszała się poczta.
-Uciekł diler, uciekł Walker- powiedział złośliwie Clark.- Ciekawe, kto będzie następny.

[img]http://i43.************/1zcnygn.jpg[/img]

***

Zachodzące słońce odbijało się od szklanego budynku firmy Divenyx. Lśniący czarny samochód zatrzymał się przed wejściem do gmachu wieżowca.
Gabrielle segregowała dokumenty. Była już dawno po pracy, ale wolała uporządkować dzisiejsze sprawy. Zresztą, powrót do pustego mieszkania nie napawał ją przyjaznym uczuciem. Grzebiąc w stertach papierów, przeklinała pod nosem. Przecież była porządną osobą, wręcz pedantką. Jak mogła zgubić wizytówkę Baldahowskiego?
-Cześć, Gaby. Jest Jack?- usłyszała, klęcząc pod biurkiem. W jednej chwili podniosła głowa, wyglądając zza krawędzi stołu.
-Eee, cześć Jimmy- odpowiedziała zdezorientowana.- Tak, siedzi w gabinecie razem z Clarkiem.
Jej zdziwienie nie było spowodowane samą osobą Walkera, którego widywała przecież codziennie. Jimmy miał towarzystwo- drobnego, niepozornego mężczyznę, którego trzymał za kark jak szczeniaka. Nie zwracając uwagi na zdumione spojrzenie Gaby, znikł za drzwiami gabinetu Jacka. Ostatecznie on też miał powody do zdziwienia- niecodziennie widuje się przecież sekretarki na klęczkach pod stołem, z ręką w koszu na śmieci.

[img]http://i42.************/2dcamtd.jpg[/img]

-Jim!- krzyknął Jack, wstając.-Gdzieś ty się podziewał!
-Co to za jeden?- zapytał w tej samej chwili Clark.
-Wiesz szefie, tu i tam- odpowiedział Jimmy, ignorując Clarka.- To jest niejaki Jose Tellez, nasz diler- dodał, popychając go i usadawiając na krześle.
Jose usiadł bez większych oporów, najwyraźniej przerażony. Błądził wzrokiem po ścianach, dygocąc jak w febrze. Jack usiadł naprzeciwko niego, przyglądając się mężczyźnie z ciekawością.
-Gdzie go znalazłeś?- zapytał Walkera.
-W pobliskim motelu. Nie było trudno, ale trochę czasu zajęło mi przeszukanie wszystkich kwater. Próbował uciekać, ale niezbyt długo.
-Czemu nie odbierałeś telefonu?- zapytał oskarżycielsko Clark.
-Bo nie chciałem wsłuchiwać się w twój piskliwy głosik- warknął Jimmy, patrząc na niego spod byka.- Poza tym, telefon mi się wyładował.
-Miałeś przyjechać od razu do firmy, a nie błąkać się po mieście!
-Na złe nam to nie wyszło- przerwał kłótnie Jack.- Jose- zaczął. Diler skulił się patrząc na niego wielkimi oczami.- Dlaczego uciekłeś? Przestraszyłeś się? Ktoś cię przekupił?
Mężczyzna jęknął, trzęsąc się jeszcze bardziej, jednak nic nie odpowiedział.

[img]http://i43.************/16sbrp.jpg[/img]

-Przestraszyłeś go tak, że zaniemówił?!- krzyknął oburzony Clark, patrząc oskarżycielsko na Walkera, który wzruszył ramionami.
-On nie rozumie po angielsku- burknął.
-To czemu nie mówisz tak od razu!- zniecierpliwił się Jack, pytając po hiszpańsku:
-Jose, dlaczego uciekałeś przed nami?
-Umowa została zerwana- odpowiedział mężczyzna, patrząc na niego z przerażeniem. – Tak powiedział mi ten facet od was z firmy.
-Jaki facet?- spytał Jack, przyglądając się dilerowi uważnie.
-No ten, co to był u mnie w nocy, zaraz po tym jak spisaliśmy umowę- powiedział szybko Jose. – Przyszedł i powiedział, że to jest nieaktualne. Kazał mi się gdzieś schować, bo ktoś chce mnie zabić.
-Kto miałby cię zabijać?- zapytał zdumiony Jack.
-Ja nie wiem, jestem tylko prostym mechanikiem, pierwszy raz przemycam narkotyki, bo przyjaciel mi powiedział, że tylko w ten sposób zarobię na życie- mówił diler błagalnie.- U nas bieda, a ja mam żonę, urodził mi się syn, jestem im potrzebny- gdy to mówił, łzy potoczyły się mu po policzkach. Nie był w stanie powiedzieć nic więcej.
-Dobrze, już dobrze, uspokój się- powiedział Jack.- Nie zabijemy cię, teraz odpowiedz mi na jeszcze jedno pytanie: ta umowa, którą podpisał z tobą Ricolson. Co się z nią stało?
-Która? Ta?- zapytał Jose, wyciągając spod kurtki pomięte kartki.
Nagle wszyscy podskoczyli na swoich miejscach. To Clark, zobaczywszy umowę, westchnął głośno i głęboko, przypominając tym samym o swojej obecności.
-Kamień z serca- uśmiechnął się Jack.- Ale powiedz mi jeszcze, czego chciał ten człowiek, który zerwał umowę?
Jose znów zaczął się trząść, patrząc z przerażeniem na Jacka.
-On...on- wyjąkał.-On kupił ode mnie cały towar. Szybko i bez żadnych formalności, obiecał, że załatwi mi bezpieczny powrót do Meksyku, jutro mieliśmy wyruszyć.
-Jak wyglądał ten człowiek?- zapytał Jack.
-Taki wysoki, siwy, ale z czarną brodą.
Jack wymienił z Clarkiem spojrzenia. Czarna broda była charakterystyczna dla rodu Beckettów.
-No dobrze, teraz posłuchaj mnie Jose- powiedział Jack, nachylając się nad biurkiem.- Nie gniewam się, że sprzedałeś im mój towar. Ostatecznie, będzie nas to dużo kosztowało, ale mamy umowę, którą zaraz zniszczymy. To było najważniejsze.
Jose popatrzył na Jacka i łzy napłynęły mu do oczu.
-No przestań, zachowuj się jak mężczyzna- powiedział Jack.- Masz żonę, tak?
-Mam- odpowiedział diler zaniepokojony.
-I synka?
-Marco, tak, on....on ma dopiero 3 miesiące!
-Dlatego zacząłeś handel narkotykami?
-U nas na niczym innym się nie dorobi-mruknął posępnie Jose.
-Nie wrócisz do Meksyku. Sprowadzimy twoją rodzinę tutaj- odpowiedział mu Jack, nie zwracając uwagi na zdumione spojrzenie Clarka i Walkera.- Twoja żona pracuje?
-Teraz wychowuje Marco, wcześniej pracowała jako fryzjerka.
-Świetnie, jak Marco podrośnie załatwimy jej pracę. Będziecie mieszkać tu, w Nowym Jorku.
-Jak to?- zdumiał się Jose.- Nikt nam nie przyzna obywatelstwa!
-Sprawy urzędowe zostaw mnie.- powiedział spokojnie Jack. –Ty będziesz pracował dla mnie. Jesteś z Meksyku, pewnie masz dużo kontaktów?
-Prawie każdy mój znajomy jest dilerem.- odpowiedział szybko Jose.
-Dlatego będziesz dla nas bardzo przydatny. Żądam od ciebie tylko jednego: bezwzględnego posłuszeństwa i i lojalności. Bez tego możesz pakować manatki i próbować przecisnąć się przez granicę.
Jose przestał dbać o pozory. Wstał z krzesła i szlochając, zaczął całować ręce Jacka.
- Gracias- płakał.- Gracias señor!
Clark, który przysłuchiwał się rozmowie z coraz większym zdumieniem, popatrzył na Jacka, wyrywającego ręce i powiedział:
-Geniusz.
***

Blade światło żarówki oświetlało równo poukładane dokumenty. Gabrielle szukała kluczy, gdy usłyszała za sobą kobiecy głos.
-Przepraszam, czy zastałam jeszcze pana Diveny’ego?

[img]http://i43.************/1zwgpdz.jpg[/img]

Gaby odwróciła się i zobaczyła wysoką, młodą kobietę. Miała idealnie ułożone, czarne włosy i perfekcyjny makijaż. Nagle całe pomieszczenie wypełniło się zapachem jej korzennych perfum.
-Tak, ale zaraz wychodzi do domu. A kim pani jest?
-Sandra Müller. Jestem przedstawicielką firmy, z którą pan Diveny ma podpisać duży kontrakt na zakup batystu.
-Ah, tak przypominam sobie. Tylko, czy pani nie miała się umówić na spotkanie?- zapytała podejrzliwie Gaby.
-Tak, miałam, ale stwierdziliśmy, że im wcześniej pokażemy panu Diveny’emu naszą ofertę tym lepiej, poza tym, przejeżdżałam przypadkiem obok- odpowiedziała swobodnie, ukazując śnieżnobiałe zęby w pełnej krasie.
Gabrielle, patrząc na wymuskaną kobietę, nie dała nabrać się na ten ‘przypadkowy przejazd’. Zanim jednak zdążyła wyrazić swoje wątpliwości, z gabinetu wyszedł Jack.
-Gaby, mówię ci, co za dzień- westchnął, nie zauważając stojącej w drzwiach Sandry.- Odesłałem już Jimiego i przejrzałem te zestawienia. Myślę, że nie powinno być kłopotu...
-Witam, panie Diveny- przerwała mu Sandra, wyłaniając się z cienia.
-Dzień dobry...ja panią znam?- spytał patrząc na nią zdziwiony.
-Nie, nie- zaśmiała się perliście Sandra.- Przysłano mnie z firmy, która zajmuje się importem batystu...
-Ah, tak, tak pamiętam- uśmiechnął się Jack.- Ale takie rzeczy załatwia się z Gaby, ona wpisze panią do mojego terminarza spotkań.
-Cóż, w takim razie zostawię panu naszą ofertę- odpowiedziała Sandra, kładąc teczkę na biurko Gabrielle, ukazując przy tym swój obfity biust.
–Chciałabym jednak pomówić o tym z panem teraz.
-Naprawdę panią przepraszam, śpieszę się do domu.
-W takim razie, niech mi pan pozwoli mówić w drodze na parking- odpowiedziała Sandra, patrząc wymownie w oczy Jacka.
Gaby zamknęła biuro, słysząc kokieteryjny śmiech Sandry. Ta kobieta na pewno zrobiła duże wrażenie na Jacku, więc lepiej będzie, jeśli przypilnuje szefa. Oczarowany może przecież palnąć niepotrzebne, biznesowe głupstwo...
Jednak jej przewidywania okazały się błędne. Podziemny parking wypełniał uwodzicielski głos Sandry, ale Jack nie dał się nabrać na jej proste gierki. Odpowiadał uprzejmie i ironiczne, powodując, że kobieta, nieprzyzwyczajona do ignorowania swoich wdzięków, robiła co mogła by skupić jego uwagę na sobie.

[img]http://i40.************/2vafvvl.jpg[/img]

-To może wybiera się pan na bal biznesmena?- zapytała, opierając się o jego samochód.
-Tego jeszcze nie wiem- zaśmiał się Jack.- Gaby, czy ja wybieram się na bal biznesmena?
-Nie myśleliśmy jeszcze o tym, zaproszenie przyszło dzisiaj- odpowiedziała sekretarka.
-No widzi pani- westchnął Jack.- Wszystko jest w rękach tej kobiety. Więc niech pani umówi się z Gabrielle, ona postara się, bym o pani nie zapomniał. O batyście również, oczywiście- dodał z lekkim ukłonem i wsiadł do samochodu.
Sandra, oszołomiona patrzyła jak Jack odjeżdża. Gaby spojrzała na nią pytająco, ale ta trzasnęła drzwiami własnego samochodu, zostawiając Gabrielle samą, z triumfującym uśmiechem na twarzy.
__________________
Lecz straszny los, okrutna śmierć
W udziale im przypadła:
Króla zjadł pies, pazia zjadł kot,
Królewnę myszka zjadła.

Atelier
Ostatni Strz

Ostatnio edytowane przez Invidia Semper : 26.04.2010 - 18:34
Invidia Semper jest offline   Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.