Dziękować za wszystkie komentarze ;]
Dzisiaj krótko, ale bardzo treściwie.
XXXII
Role się odwracają
Listopad
Obudził się. Ze snu nie wytrącił go bynajmniej koszmar, bo wszelkie marzenia senne zniknęły wieki temu. Była to jakaś dziwna siła, której nie można jednoznacznie określić. Stojąc jeszcze na granicy mary i rzeczywistości, próbując zrzucić z siebie resztki snu, pomału w głowie tworzył mu się obraz rzeczywistości.
Ciemny pokój, do którego wpadała mała wiązka świtała latarni ulicznej. Nie zasłonił okna, co w ogóle ostatnimi czasy było w jego zwyczaju, podobnie jak powroty do domu po północy (czy oby na pewno?) lub nawet nagminne zapominanie, by spojrzeć w lustro – to, co kiedyś było nie do pomyślenia w jego przypadku, teraz zdawało się być codzienną rutyną, praktykowaną przez wiele lat.
Niedługo potem zorientował się, że jego miejscem spania była kanapa w salonie, a zamiast piżamy miał na sobie ubranie. To zaś nadawało się wyłącznie do prania, lekko przybrudzone, z którego unosił się nieprzyjemny zapach papierosów i alkoholu. Także powszechność dnia codziennego, który ciągnął się od nie tak dawna.
Podniósł się z posłania i zaspanymi oczyma spojrzał na stojący na szafce zegar. Była czwarta nad ranem.
W gardle miał sucho, postanowił się napić wody. Gdy otworzył lodówkę, wśród pustek na półkach, stała jedna, jedyna, pusta w dodatku, butelka po wodzie. Niezadowolony z takiego obrotu spraw, udał się do łazienki przypominając sobie wcześniej, że przecież kuchenny zlew jest nieczynny i że cały czas zwleka z skontaktowaniem się z hydraulikiem.
Nigdy nie lubił wody z kranu, jednak teraz było mu to obojętne. Jak wszystko, tak naprawdę. Gdy podniósł głowę z nad umywalki, odskoczył, przestraszony tym, co zobaczył w lustrze. Zobaczył tam potwora, bo tak to w myślach określił.
Owy potwór miał bladą cerę, doszczętnie zarośniętą, podkrążone oczy, które patrzyły otępiale, włosy, które od dawna nie witały się z grzebieniem i usta, jakby usilnie wyprostowane, bez żadnego wyrazu.
Przełamał się, i raz jeszcze przybliżył głowę do szklanej powierzchni.
Skądś znał te oczy, kolor włosów wydawał mu się być znajomy, podobnie jak rysy twarzy. Kto by pomyślał, że jego własne odbicie przyprawi go kiedyś o taką reakcję, że aż nie pozna samego siebie... Że tak się zmieni...
Nie mógł tego zrozumieć. Co się stało? Dlaczego zmienił się w taką bestię? Gdzie się podział stary Dustin, ten porządny, zawsze zadbany facet, którego znał? Dlaczego TERAZ było już mu wszystko jedno?!
Tak, właśnie do takiego wniosku doszedł. Stoczył się, bo nie widział sensu, by utrzymać się na powierzchni. Zrobił to samo, co jego kumple, z którymi prawie co wieczór przepijał resztki swojego życia. Więc jakim cudem w ogóle znalazł się ponad nimi?
Wróciły wspomnienia. Już znał odpowiedź. I chociaż niegdyś tak usilnie próbował walczyć z myślami o swojej felernej przeszłości i zrujnowanym życiu, teraz musiał do tego wrócić, spojrzeć na to inaczej. Wtedy patrzył z góry, teraz – z dołu, nie wiedzieć jak głębokiego.
Miał wszystko: pracę, dom, rodzinę, studiował... W jednym momencie przekreślił wszystko. Ale chwileczkę... ON przekreślił? Przecież to nie on wtedy był z Bartkiem w mieszkaniu czy na zabawie. On wtedy odpokutowywał w więzieniu. I tęsknił – tak mocno i szalenie. Kiedy wyszedł, okazało się, że nie miał za czym. Zawalił mu się cały świat, marzenia gdzieś prysły, bo wszystkie wiązał z nimi – jego ukochanymi – żoną, dwójką dzieci. Dla nich było to wszystko. Chciał, żeby to im było dobrze...
Teraz, patrząc na to z perspektywy czasu zastanawiał się, dlaczego nie walczył. Lily... Nagle przed oczami stanęła mu tamta scena. Płacz ukochanej, która za nim tęskniła, która tak naprawdę pierwsza wyciągnęła rękę do zgody. Odrzucił ją, zadufany sobie, przeklinając ją za to, co z nim zrobiła. Ale czy teraz, kiedy widzi, do czego to doprowadziło, jest szczęśliwszy niż kiedyś?
Wtedy uważał to za najlepszy wybór. Tej jesiennej nocy, parę miesięcy po tych wszystkich wydarzeniach, zaczął uświadamiać sobie, że to była najgorsza decyzja. Dlaczego jej wtedy nie wybaczył? Przecież żałowała. Dlaczego był aż tak na to ślepy?
Zostało mu to do teraz. Swoje „ja” gdzieś zatracił. Jakoś utrzymywał się przy życiu fizycznym, ale w jego duszy panowała pustka. Robił wszystko tak machinalnie, jak robot pozbawiony uczuć. Nie chciał się do tego doprowadzić, ale... na własne życzenie się znalazł z powrotem w tym bagnie. I nie widział tego, przekonany, że teraz idzie dobrą drogą.
Poszedł do sypialni, otworzył szufladę i wygrzebał z niej zdjęcia. Te straszne dowody zbrodni przeciwko niemu, które popełniła jego żona, też tam były. Ale oprócz nich zostały mu jeszcze te, które robili, gdy byli razem. On i Lily. Nagle, nie wiedzieć skąd, porównując jedne do drugich ujrzał ogromny kontrast. Wpatrywał się w oblicze swojej żony - kiedy była z nim, zawsze się śmiała, była tak prawdziwa, tak szczera. Jakby zamknięta w kartce papieru uśmiechała się do niego, żywego, siedzącego teraz na łóżku i rozważającego to wszystko. Przy Bartku wydawała się być taka nieprawdziwa, jakby to była zupełnie inna kobieta.
Więc czemu uznał tą – sztywną, nieprawdziwą – za swoją żonę? Co się stało z tamtą drugą, którą kiedyś nazywał „MOJĄ”? Gdzie ona się podziała?
Zło ma większą siłę przebicia, mówi się, że jest medialne*. Jest bardziej widoczne w świecie niż dobro, wręcz modne. Ludzie nauczeni są karcić, a nie dawać pochwały... I nagle zrozumiał, że on uległ jego wpływowi. Białe zrobiło się czarne i na odwrót. Źle ją ocenił i w dodatku na dobre wyrzucił ze swojego życia...
Zrobiło mu się przykro i tak jakoś smutno. Musiał przed samym sobą przyznać się do winy – skrzywdził niewinnego człowieka i przy okazji zadał cierpienie i samemu sobie. A jak ona musi się teraz czuć? Jak czuła się w momencie, gdy PRZEZ NIEGO waliło się jej życie, kiedy on myślał, że przez nią rozpada się jego własne? Przecież ona też miała plany, marzenia związane z nim, z ich rodziną...
Jak mógł to zrobić dzieciom? Skąd u niego wzięło się tyle nieczułości, taki brak miłości i obojętność na ich los? W końcu, czy nie robił tego wszystkiego dla nich? Nie zakuwał po nocach, pracował, by utrzymać siebie i odłożyć trochę pieniędzy na bilet lotniczy do Polski? Tak się przecież zarzekał, że są dla niego wszystkim, a teraz może pytają się „gdzie jest NASZ tata?”.
To wszystko w głowie mu się nie mieściło. Zaczął płakać nad swoim losem tak rzewnie, jak nigdy...
A myśli, jak to naprawić i czy w ogóle da się jeszcze coś zrobić, przyszły później...
*przemyślenie mojej polonistki
I takie małe coś, nawet nie w ramach bonusu:
http://img687.imageshack.us/img687/8485/whoiamc.jpg