Cytat:
Napisał Searle
I jestem pod wielkim wrażeniem. Baaaardzo ciekawe i wciągające FS. Piękne zdjęcia, dopracowane postacie, zaskakująca akcja, świetnie przemyślana fabuła - no nie mogę się nachwalić
|
Naprawdę dziękuję

Nie spodziewałem się, że takie słowa padną z twoich ust (a może raczej z Twojej klawiatury?

).
Cytat:
Przede wszystkim, jak dobrze zrozumiałam, jest to prywatne biuro detektywistyczne. Dziwi mnie więc fakt, że detektywi jako pierwsi przybyli na miejsce zbrodni. Najpierw wzywa się policję, koronera, a z resztą biurom detektywistycznym pracę zleca zwykle osoba prywatna. Nie są wzywani przez państwo.
W dodatku oględziny miejsca zbrodni powinni przeprowadzić wykwalifikowani specjaliści z laboratorium. Ale są to szczegóły, których chyba tylko ja się czepiłam
|
Nie, masz absolutną rację. niestety nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, więc po prostu nie pomyślałem
Cytat:
Bezsenna zwróciła Ci uwagę, że niby skąd mieli DNA pastora. Ty wykręciłeś się tym, że ich baza jest bardzo rozbudowana itp.
A ja myślę tak: skoro ksiądz był obecny przy dwóch wcześniejszych zbrodniach, to dla mnie oczywiste jest, że musieli wtedy pobrać jego DNA, by wykluczyć go z grona podejrzanych.
|
Sam o tym nie pomyślałem
Cytat:
Dodam jeszcze, że jest to moim zdaniem najlepsze FS, jakie do tej pory przeczytałam na tym forum Gratuluję pomysłowości! <bi***rawo>
|

Kopara mi opadła. Dziękuję ślicznie za takie uznanie.
No i wreszcie, tak, doczekaliście się!
Po wielu problemach z simami, wreszcie mogłem wykonać zdjęcia. Co prawda nie odzyskałem dodatków z trybu budowania i meblowania, ale za to wszystko co do postaci potrzebne to jest
Może dlatego dzisiejszy plan zdjęciowy jest taki mało ciekawy
W każdym bądź razie bardzo przepraszam, gratuluję cierpliwości no i zapraszam do czytania 
Aha, jest stosunkowo mało zdjęć 
Tak jak obiecałem, przypomnienie:
W poprzednich odcinkach:
Ktoś morduje 3 osoby. Śledztwo podejmuje detektyw Georgia Roberts, która bierze pod swoją opiekę również trzech praktykantów. Okazuje się, że za morderstwa odpowiedzialna jest Angie Smith- kochanka byłego męża Georgii, Jacka- i jej współpracownik, Orson.
Po zgromadzeniu dość dużej ilości materiału, detektyw powierza Kate ich przeanalizowanie. Niestety, w drodze do domu ktoś zabiera jej teczkę z owym materiałem, a sama trafia do szpitala. Georgia uważając, że jest to wyjątkowo niebezpieczna sprawa, zwalnia Roy’a i Toma. W tym samym czasie Orson próbuję zabić leżącą w szpitalu Kate, której stan po pewnym czasie się pogarsza. Zaś Roy i Tom, przez przypadek zauważają, jak do budynku Biura Detektywistycznego WILSON wkrada się podejrzany mężczyzna. Postanawiają iść jego tropem. Okazuje się, że podłożył on bombę. Budynek wybucha.
9
Gdy pył opadnie…
Pył opadał powoli. Nie. Nie opadał w ogóle. Wiatr unosił go coraz dalej, wypełniając każdą ulicę, każdy zakamarek pomiędzy zniszczonymi kamienicami, pokrywał wszystko szarym osadem. Kiedy Georgia otworzyła oczy, nie widziała nic prócz dymu i jaśniejszej plamki na niebie, oznajmiającej, że gdzieś tam, za tą wielką, uniemożliwiającą oddychanie chmurą (a także za chmurą jej wewnętrznej rozpaczy i zdezorientowania) jest słońce, wydawałoby się, ostatnia nadzieja.
Zakryła usta i nos fragmentem swetra, starając się trzymać głowę jak najniżej chodnika. Czuła, jak brakuje jej śliny, a wewnątrz czuje suchość, której nie potrafiła wytrzymać. Wiedziała, że w torebce ma butelkę wody, bała się jednak wykonać jakikolwiek ruch, w obawie przed kolejną eksplozją.
[IMG]http://i41.************/dre929.jpg[/IMG]
Dopiero po kilku minutach, gdy pył się już rozrzedził, gdy stało się nieco jaśniej, gdy w oddali słychać było syreny, wtedy właśnie uniosła się i pochylona biegła jak najdalej. Serce podpowiadało jej zupełnie coś innego- aby wróciła tam i spróbowała cokolwiek zrobić. Rozum jednak, który miał u Georgii zdecydowaną przewagę nad sercem, rozwiał te głupie myśli, słusznie twierdząc, że sama i tak nic nie zdziała, a ratownicy są przecież już w drodze. Z tą pokrzepiającą myślą oddaliła się od budynku (albo raczej jego pozostałości) o dobre kilkaset metrów, póki nie ujrzała błękitnego nieba nad sobą. Wtedy wyciągnęła wodę, wzięła dwa łyki i ku swojemu rozczarowaniu stwierdziła, że butelka nadaje się już tylko do wyrzucenia. W tej samej chwili spostrzegła, że wokół niej gromadzi się spory tłum ludzi, ciekawskich, wrednych gapiów. Ona jednak, nie zwracając na nich najmniejszej uwagi, poczekała kilka chwil, aż chmura opadnie i gdy zamajaczyły przed nią pierwsze, ciemnoszare fragmenty zburzonego wieżowca- rzuciła się przed siebie. Mniej więcej w tym samym czasie kilka jednostek straży pożarnej przybyło na miejsce.
Jeden ze strażaków, grubawy, najwyraźniej z niecierpliwością oczekujący emerytury, podszedł do niej, wziąwszy ją za przechodnia, który po prostu zgubił się w ogólnym zamieszaniu i chwycił mocno za ramię.
- Weź te łapy!- i za chwilę dowiedział się, że się pomylił- W środku są ludzie!
Strażak postanowił nie negocjować, wziąwszy kobietę za uczciwą, i odszedł z nią na bok, chowając się nieco za wozem strażackim.
[IMG]http://i44.************/122hq1d.jpg[/IMG]
- Wie pani ilu ludzi może być w środku?
- Na co dzień pracuje tutaj około 300 osób. Oni mogą jeszcze żyć. I zabezpieczcie teren, tam były tajne materiały, nic nie może wyciec poza ten obręb- Georgia wskazała palcem żółtą taśmę, którą właśnie rozciągali policjanci, by zatrzymać zagęszczający się tłum gapiów.
Potem została sama i chyba pozostało jej tylko się przyglądać.
Po za tym bardzo dziwił ją spokój, jaki panował zaraz po wybuchu. Oczywiście, jeszcze przez parę sekund panował okropny, przeraźliwie głośny dźwięk zwalających się cegieł, przewracających się ścian, zgrzytu wyginającej się stalowej konstrukcji. Ale potem nastała kompletna cisza, jak po zsunięciu się lawiny. Żadnych krzyków, wołań o pomoc. Kompletnie nic, jakby wraz z zawaleniem budynku zamarło całe życie.
---
Biegł ile sił w nogach. Pot lał mu się po twarzy, on jednak nie zwracał na to uwagi. Był cały roztrzęsiony. Serce biło mu jak zwariowane, nie tylko dlatego, że przebiegł już niecałą milę, ale także dlatego, że się bał.
Bał się, że za chwilę ktoś- nie, nie ktoś. Policjant. Bał się, że za chwilę policjant wyskoczy zza ściany, skują go w kajdanki, za to, co zrobił. Orson był zlękniony. I biegł. Przed siebie. Chcąc zapaść się pod ziemię.
---
[IMG]http://i39.************/v4vzb7.jpg[/IMG]
Angie Smith z przymrużonymi oczyma wpatrywała się, jak kłęby ciemnego dymu unoszą się ponad miasto. Na jej twarzy gościło coś na wyraz uśmiechu, jednak nie szczerego, też nie ironicznego. Złośliwego. Była zadowolona z siebie, była pewna, że pozbyła się wszystkich jej wrogów, co do jednego.
Rozważania jej przerwało pukanie do drzwi.
„To pewnie Orson”- pomyślała i bez wahania nacisnęła klamkę.
[IMG]http://i42.************/j8npqf.jpg[/IMG]
- Jack?! Co ty tu robisz?! Lucy? Ty też? Po co przyszliście?
Mężczyzna spojrzał na kobietę irytująco.
- Nie widzisz, tam, w centrum? Tam mogła być Georgia!
Georgia…. to słowo, Smith nienawidziła go z całego serca. Choć kochała bruneta, wiedziała, że on coś ciągle do niej czuje. Nie będzie jej jednak go żal, gdy pochyli się nad grobem swojej dawnej żony. To będzie piękna chwila. Chwila jej prywatnego triumfu. Niepotrzebnie ta wredna blondynka się do tego wszystkiego mieszała, sama weszła w to gówno i teraz poniosła za to konsekwencje. A przy okazji odstąpi jej Jacka.
- To idziesz, czy nie?!
- Spokojnie, muszę coś na siebie narzucić.
- Tylko szybko!
Po chwili znaleźli się już we trójkę na chodniku, półbiegiem kierując się stronę kolumny pyłu, jaka unosiła się nad Chicago.
Lucy miała w oczach łzy, czuła to, że będzie źle. Jednocześnie wmawiała sobie, że to o czym myśli jest po prostu nieprawdopodobne. Że śmierć jej „niezniszczalnej” matki jest niemożliwa. Po upływie kilku minut byli już na miejscu. Nie pozwolono im podejść bliżej niż pozwalała na to żółta taśma.
---
-Mamy kogoś!- detektyw usłyszała krzyk jednego ze strażaków, nie mogła jednak zlokalizować skąd on dobiegł. Dopiero po chwili, gdy na miejsce znaleziska zbiegło się więcej osób, Georgia zauważyła nagromadzenie żółtych kurtek pochylających się nad dziurą, między skupiskiem gruzów.
- Wyciągnijcie go, tylko ostrożnie!- usłyszała kolejny rozkaz.
Wszystkie gapie patrzyły się w tamtą stronę. Widać było jak strażacy wyciągnęli spomiędzy betonowych głazów i położyli w bezpiecznej odległości od ruin jakiegoś człowieka. Któryś z sanitariusz zaczął reanimować człowieka. Pani Roberts nie widziała dokładnie kim jest poszkodowany, ale wydawało jej się, że to… Tom? Blond włosy i podobna sylwetka. Ruszyła półbiegiem w tamtym kierunku, modląc się, że by to nie był on. Przecież on nie miał prawa tutaj być. Przecież go i Roy’a zwolniła! Nie mieli prawa wstępu! W niewielkiej odległości od mężczyzny zatrzymał ją policjant, a że kobieta nie miała zamiaru robić przepychanki, postanowiła podporządkować się jego poleceniu i zostać na miejscu. Z tego jednak punktu dokładnie mogła się przyjrzeć osobie, która leżała na rozłożonym kocu. Nie, to już nie był człowiek. To było ciało.
[IMG]http://i42.************/29wjoeq.jpg[/IMG]
Choć Georgia nie wierzyła w żadnego boga, prócz Nauki, doskonale wyznawała teorię, że człowiek to ciało i jego nienamacalna część- świadomość, dusza, sumienie. Zatem po śmierci, skoro nie ma mowy o istnieniu czegoś takiego jak świadomość, nie można mówić o istnieniu człowieka. To co rzeczywiste i nierzeczywiste zostaje między sobą rozdzielone i nie tworzą człowieka, ale ciało i duszę.
Dlatego Georgia Roberts wpatrywała się teraz w ciało, które jeszcze przez kilka chwil próbowano reanimować, bezcelowo. Nie widziała dokładnie twarzy, ale była przekonana, że to jej- były –podopieczny. Mimo zakazu umundurowanego faceta zrobiła szybkie dwa kroki wprzód i zobaczyła twarz ofiary tego, co się stało. Jednocześnie odetchnęła z ulgą. To był ktoś inny. Ktoś inny…? W tym momencie zdała sobie sprawę z tego, że praktycznie rzecz ujmując, to ona jest winna temu, co się stało. Przecież gdyby nie zajęła się to sprawą, do tego wszystkiego by nie doszło. Nie zginął by ten człowiek, któremu właśnie się przyglądała. Nie zginąłby nikt! Ale ona musiała postawić na swoim, mimo tego, że Wilson jej zabronił. Wilson?! Przecież on też musiał być w środku. Nie, byle był cały. Tylko nie Wilson.
I właśnie w tej chwili Georgia Roberts odkryła jedną wartość, z której istnienia wcześniej nie zdawała sobie sprawy. Że czasami, jeśli się kogoś lubi, nie można tego ukrywać, ale szanować go i pielęgnować wzajemną przyjaźń. Jednak trzeba to zdążyć uczynić.
Po chwili zorientowała się, że stoi za nią kobieta, cała we łzach. Georgia spojrzała na nią pytającym spojrzeniem.
- To mój syn- nieznajoma wskazała ciało leżące na ziemi, jakby przewidując niewypowiedziane pytanie blondynki.
Georgia nie odpowiedziała nic, przytuliła tylko nieznajomą.
---
Kiedy Orson znalazł się w bezpiecznej odległości od centrum, wreszcie mógł odpocząć. Przeklinał sam siebie, że nie wziął drobnych na taksówkę. Rozejrzał się dookoła siebie. Chyba nikt nie zwracał na niego uwagi. Był z siebie dumny, misję można uznać za wykonaną. Był pewien, że zginęła detektyw i jej pomocnicy. Nareszcie. Z Kate też już sprawę załatwił. Dostanie wysoką premię od Angie. Usiadł na ławce, wpatrując się w kłęby dymu nad miastem.
---
-Mama! Mama!- Lucy gdy tylko zobaczyła blondynkę zaczęła do niej biec, jak najszybciej tylko potrafiła. Tak się obawiała, że straci tą jedyną, ukochaną kobietę. Spotkały się w pięknym uścisku.
[IMG]http://i40.************/16jixg.jpg[/IMG]
- Bałam się, że coś ci się stało- powtarzała nastolatka, przytulając matkę. Jack wraz Angie stał parę kroków za nimi. Gdy Lucy wreszcie puściła Georgię i on do niej podszedł.
- Dobrze, że jesteś cała-uśmiechnął się mimo woli.
Pani Roberts przeniosła wzrok na Angie. Ta odruchowo podeszła i lekko uścisnęła rywalkę:
-Cieszymy się, że jesteś cała-powiedziała.
[IMG]http://i44.************/23h69nn.jpg[/IMG]
Georgia uważała za co najmniej dziwne przyjemne przytulanie się z kochanką byłego męża. Postanowiła jednak nie zwracać na to uwagi, tłumacząc sobie, że w obliczu tragedii nawet najgorsi wrogowie potrafią się pojednać.
- Powinniśmy jechać do domu- zaproponował Jack.
- Ale nie, nie mogę. Muszę tutaj być. Tam mogli być ludzie z biura i moi znajomi- tłumaczyła się detektyw, pokazując zgliszcza budynku, które robiły duże, niekoniecznie pozytywne wrażenie. Niemal jednocześnie wpadła na pomysł, by zadzwonić do Toma, lub Roy’a i upewnić się, że na pewno byli po za budynkiem. Pierwszy w spisie był pan Cooper. Przyłożyła telefon do ucha, jednocześnie odzywając się do bliskich- Idźcie do domu, nie ma sensu, żebyście tutaj stali- Oni jednak przeczącą pokiwali głowami.
W telefonie wreszcie zabrzmiał sygnał.
„Odbieraj”- krzyczała w myślach Georgia. Nic podobnego. Telefon milczał.
W tej samej sekundzie dobiegł do jej uszu cichy dzwonek z telefonu, nieśmiało przebijający się przez gwar jaki panował w tym miejscu. Ruszyła w jego kierunku. Robiła kolejne kroki w kierunku obranego przez siebie celu i słyszała wesołą melodię coraz głośniej. W końcu, gdy weszła na rumowisko, zauważyła w szczelnie telefon. Zaczęła krzyczeć. To nie było wołanie o pomoc.
[IMG]http://i43.************/2akjm91.jpg[/IMG]
To był po prostu krzyk. Natychmiast podbiegło do niej dwóch strażaków.
- Tam ktoś jest- wskazała ciemną szczelinę.
- Przyprowadźcie psa!- zawołał jeden z mężczyzn. Wkrótce strażackie zwierze zwinnie wślizgnęło się do wiejącej ciemnością jamy, aby ją zbadać. W pewnej chwili zaczęło szczekać.
-Miała pani rację, pies kogoś wyczuł! Proszę się odsunąć!
Odepchnięto ją na bok i nie pozostawało nic innego, jak tylko czekać na rozwój wydarzeń. Paru mężczyzn z wielkim trudem odepchnęło kawałek ściany, a następnie jeden z nich asekurowany przez pozostałych wszedł do środka. Po chwili na zewnątrz wyszedł człowiek, cały brudny i poodzierany. Ale żywy.
-O Boże! Tom! Co ty tutaj robiłeś?! Mogłeś zginąć- Georgia do niego podbiegła.
- Zobaczyliśmy faceta, który zakrada się z walizką do budynku. Domyśleliśmy się, co zamierza zrobić. Nie mogliśmy tak po prostu bezczynnie stać- mówił Tom przerywanym głosem, popijając łapczywie wodę.
- A gdzie Roy?
Zapanowała chwila ciszy.
[IMG]http://i42.************/2n8809.jpg[/IMG]
- On tam jeszcze jest. Leżał zaraz koło mnie, ale coś na niego spadło. Nie mogłem krzyczeć, bo pył wdarł mi się do ust…
- Tam jest jeszcze jedna osoba!- krzyknęła z nagła detektyw, ponaglając strażaków.
- Nie, jego coś przygniotło. On nie oddychał- dwudziestolatek spojrzał na swoją byłą zwierzchniczkę.
-Tom, co ty mówisz?!
-Leżał koło mnie, nie oddychał.
W oczach obu ludzi pojawiły się łzy. Jednocześnie jakiś strażak oznajmił, że trzeba ciężkiego sprzętu żeby wyciągnąć drugą ofiarę. Kobieta usiadła na fragmencie budynku.
-Tom. Mówiłam, że macie się mnie słuchać- powiedziała przez łzy.
[IMG]http://i44.************/13yexqp.jpg[/IMG]