Ostrzeżenia: wulgarny język.
Czas zmian
Part II
Nie potrafiłam się zdobyć, aby odwiedzić Zacka w aptece, bo co niby miałam mu powiedzieć? Lekarz ze szpitala miał rację, powinnam przede wszystkim wybadać grunt, a mój przyjaciel na pewno nie był przygotowany na wieść o ewentualnej ciąży. Postanowiłam, że najpierw z nim porozmawiam, uspokoję w razie histerii i dopiero wtedy przejdę do sedna. Byliśmy jak rodzina, znaczył dla mnie dużo więcej niż najlepszy starszy brat i nie wyobrażałam sobie, iż łącząca nas więź mogłaby kiedykolwiek zostać zerwana.
Zadzwoniłam do Zacka w drodze do domu. Z początku chciałam przenieść rozmowę do mojego pokoju, lecz wówczas przypomniałam sobie, że dzisiaj ojciec przychodził na noc. Wiele rzeczy mogło się zdarzyć tego wieczora, nawet porządna awantura. Gdyby Zack ze złości wyrzucał z siebie wszystko, co mu ślina na język przyniesie, a stary przypadkiem by to usłyszał – rozpętałaby się apokalipsa. Sam pomysł o uświadomieniu ojca był potworny. Rozważyłam wszystkie wyjścia i doszłam do wniosku, że najbezpieczniejszą opcją będzie spotkanie się z przyjacielem poza domem, najlepiej w jakimś opuszczonym miejscu. Co prawda posępny podwórzec jednej ze zrujnowanych fabryk był miejscem, gdzie przesiadywały zadziorne dzieciaki, ale o tej porze ich bunt się kończył i grzecznie wracały do siebie. W pobliżu nie było lepszej kwatery, a w razie napadu złości – Zack mógł tutaj wrzeszczeć do woli.
Plac był nocą opuszczony, niewiele osób decydowało się tutaj przychodzić, jeśli pod ręką nie było samochodu. Założyłam, że przed weekendem nie spotkam tutaj nikogo, bo w końcu po co zapuszczać się w te okolice, skoro następnego dnia trzeba iść do szkoły? Byłam już potwornie zmęczona tym długim dniem i chciałam mieć go jak najszybciej za sobą.
Dopiero grubo po dziewiątej do moich uszu dotarł szmer rozmów i jakieś śmiechy. Wstałam ze starej, okropnie skrzypiącej kanapy przygotowana, że to może Zack z kolegami z pracy, lecz mina natychmiast mi zrzedła, gdy ujrzałam wchodzącą na podwórzec grupę. Oni dostrzegli mnie chwilę później.
- A mówiłeś, że ta miejscówka jest wolna! – jęknął rudzielec, którego znałam ze szkoły. Był rok młodszy, ale już szedł w ślady brata i powoli stawał się równie popularny, co on. Nie żywiliśmy do siebie zbyt dużej sympatii. – Grzeczne dziewczynki powinny być o tej porze w domciu! – zadrwił.
Przełknęłam przekleństwo cisnące mi się na usta i obrzuciłam paczkę niechętnym spojrzeniem, ostentacyjnie ignorując ich lidera. Aż coś przewracało mi się w żołądku, gdy tylko poczułam jego wzrok na sobie.
- Kto to jest? – zapytała dziewczyna o włosach w kolorze mahoniu. Miała denerwujący, piskliwy głos, na którego dźwięk zazwyczaj zgrzyta się zębami.
- Moja ex – odparł blondyn, krzyżując ręce za głową. –
Ta ex.
Gdybym wcześniej wiedziała jaki poziom reprezentował Angelo, w życiu bym się nim nie zainteresowała. On i jego młodszy brat byli przez pewien czas bardzo interesującymi ludźmi, lecz ich urok szybko prysł. Udając zgrane, przebojowe rodzeństwo zwiększali swoje szanse na znalezienie panienek, ale oczywiście nie wiedziałam tego, dopóki nie stałam się jedną z wielu zdobyczy blondyna. Wpadł mi w oko, kiedy po raz pierwszy przekroczyłam próg szkoły. Wiedziałam, że nie miałam u niego szans, nie kiedy interesowały go wyłącznie gorące ślicznotki. Pierwszy rok liceum upłynął na przygotowaniach, ćwiczeniach i wyrzeczeniach, aby pewnego dnia stać się wymarzoną dziewczyną dla Angelo, który wówczas nawet nie wiedział o moim istnieniu. Zainteresował się mną dopiero na początku tego roku szkolnego, gdy zaczynał trzecią klasę. Przez kilka długich miesięcy myślałam, że złapałam boga za nogi, ale złudzenie rozproszyło się niespełna dwa tygodnie temu. Łudziłam się, iż nigdy nie zamienię z draniem słowa, lecz każdy dzień utwierdzał mnie w przekonaniu jak bardzo się myliłam.
- Co robisz, maleńka, w tej strasznej okolicy całkiem sama, hm? – zadrwił, łapiąc mnie za rękę. Jego brat parsknął śmiechem, a dwie dziewczyny stanęły z boku, przyglądając nam się. – Chyba nie szukasz okazji, co?
- Nie, ale widzę, że ty swoją już znalazłeś! – warknęłam, patrząc znacząco na jasnowłosą panienkę.
Dobrze ci idzie – uspokajałam się w myślach, gdy na twarzy Angelo pojawił się pełen wściekłości grymas. Prawdę mówiąc obrażanie go nie przychodziło mi z taką łatwością, jak się spodziewałam. Nasz romans skończył się tak gwałtownie, że nie zdążyłam jeszcze dojść do siebie. Docinki chłopaka raniły mnie do głębi, ale nie mogłam pokazać, co rzeczywiście czułam, gdyż wtedy byłoby tylko gorzej.
- Kotku, dlaczego tak mnie ranisz? – zapytał z udawanym bólem w głosie. – Czy tak strasznie cię wykorzystałem przez ostatnie kilka miesięcy? To było tylko osiem razy! – zaśmiał się szyderczo.
Wyszarpnęłam rękę i cofnęłam się o kilka kroków.
- Spadaj, palancie!... – wykrztusiłam, przerażona słabą barwą własnego głosu.
Coś tu było zdecydowanie nie tak. Miałam być jak Sonya, miałam być twardą kobietą, a nie skrzywdzoną dziewuszką, która przeżywa utratę swojego pierwszego faceta. Zanim zaczęłam chodzić z Angelo nie wierzyłam, że seks może wzmocnić więzi łączące dwoje ludzi. W tym przypadku to niestety ja byłam tą głupią gęsią, która pozwoliła przywiązać się innej osobie.
- Nie odzywaj się tak do niego! – warknęła stojąca nieco dalej blondynka.
Rzuciłam jej szybkie spojrzenie, aby jakoś wziąć się w garść. Im dłużej patrzyłam na Angelo lub czułam jego zapach, działy się ze mną niedobre rzeczy. Moja wola słabła, oczy wilgotniały i mogłam się tylko modlić, aby w ciemnościach nie zostało to zauważone.
- Nie musisz mnie bronić! – parsknął chłopak, odsuwając się ode mnie. – Ta mała kobietka jest nieszkodliwa.
Zacisnęłam mocno szczękę i odwróciłam ostentacyjnie głowę. Przyjaciele Angelo wydali z siebie nieszczęśliwe jęki, ale w końcu cała czwórka udała się na prowizoryczne trybuny w głębi podwórza. Próbowałam opanować szaleńcze bicie serca, ale targały mną tak sprzeczne emocje, że było to zbyt trudne. Z jednej strony nienawidziłam swojego ex za to, co zrobił i najchętniej wymazałaby te wszystkie chwile z pamięci. Z drugiej natomiast to było potwornie przykre, iż tak mnie gnębił i wyciągał przy ludziach wszystko, co kiedyś nas łączyło. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak mnie traktował i bałam się kiedykolwiek poznać odpowiedź na to pytanie.
Angelo ze swoją grupą jeszcze dobrze nie zasiedli na trybunach, gdy na opustoszałej ulicy rozległy się następne kroki. Podeszłam do przerwy w murze, gdzie kiedyś musiała znajdować się brama i z daleka zobaczyłam zbliżającego się Zacka. Zmusiłam się do uśmiechu i pomachałam do niego, gdy tylko mnie zauważył. Odetchnęłam głęboko kilka razy, aby całkiem się opanować. Nie było szans, aby poważną rozmowę przeprowadzić tutaj, ale to nic. Odechciało mi się wszelkich spacerów po ruderze, gdy w pobliżu znajdował się ten drań i jego radosna grupa. Znałam Angelo kilka miesięcy, obserwowałam go od prawie dwóch lat, lecz nadal był nieobliczalny. Nie potrafiłam stwierdzić, jak zareagowałby na wieść, że istnieje prawdopodobieństwo, iż zostanie ojcem, ale z pewnością nie przyjąłby tej informacji z uśmiechem na twarzy i szeroko otwartymi ramionami. Jeśli test okaże się pozytywny będę zgubiona. Nie powiem przecież o tym temu skończonemu durniowi!
- Przepraszam, że czekałaś! – wydyszał Zack, zbliżając się do mnie. – Biegłem przez całą drogę. Jared znowu czegoś nie doliczył i kazał mi zostać dłużej. Bardzo zmarzłaś?
- Nieszczególnie – skłamałam. Teraz, kiedy zjawił się mój przyjaciel napięcie trochę opadło. Dzięki bogu zawsze potrafił przyjść o odpowiedniej porze i teraz wreszcie będziemy mogli opuścić to miejsce. – Chociaż właściwie jest mi trochę zimno – dodałam szybko. – Mieszkam bliżej, więc możemy iść do mnie.
Zack popatrzył na mnie, jakby wyrosła mi druga głowa.
- Wszystko okej? – upewnił się. Przytaknęłam. – Dziwnie się zachowujesz. Po co kazałaś mi tu przyjść skoro teraz idziemy do ciebie? Nie lepiej było od razu powiedzieć, w czym rzecz?
- Niezupełnie… - mruknęłam, krzywiąc się mimowolnie.
Zack spojrzał ponad moim ramieniem i na jego twarzy pojawił się cień zrozumienia. Marszczył przez chwilę brwi w konsternacji, po czym otworzył usta, aby coś powiedzieć, lecz wtedy cały podwórzec wypełnił się gromkim śmiechem.
- Patrzcie! – Znajomy głos Angelo wzniósł się ponad pozostałymi okrzykami. – A jednak miałem rację!
Gorąco buchnęło mi z policzków, ale nie miałam odwagi, aby od razu się obejrzeć. Taki właśnie był ten pieprzony Angelo Laguna. Z nikim się nie liczył, poniżał innych, był typem szkolnego osiłka znęcającego się nad wszystkimi, a i tak ludzie go lubili. Zack raz czy dwa miał okazję pogadać z moim byłym, lecz ich rozmowa była neutralna, za krótko się znali, aby stwierdzić czy żywią do siebie sympatię. Teraz jednak wyczułam, że słowa Angelo miały nie tyle upokorzyć mnie, co właśnie mojego przyjaciela. Nie wiedziałam jak daleko może posunąć się ex, więc uznałam za rozsądne jak najszybsze opuszczenie tego miejsca. Z kolesiem policzę się w szkole, kiedy w pobliżu nie będzie przysłuchującego się Zacka.
- Ależ ona przewidywalna! – zadrwił brat Angelo, Rock.
- I to jak! – zawtórował mu blondyn, a jego donośny głos rozniósł się echem między ścianami opuszczonej fabryki. – Kia ma nową dupę!
Wrzut nie był dla mnie szczególnie dotkliwy, ale na moment odwrócił moją uwagę. To w zupełności wystarczyło, aby Zack wystartował do przodu z furią wypisaną na twarzy. Wyminął mnie i zrobił kilka ostrzegawczych kroków w stronę trybun, ściągając groźnie brwi.
- Chyba sperma ci oczy zalepiła, gnoju! – warknął. Zamurowało mnie całkowicie. Mężczyzna jeszcze nigdy nie wyraził się wulgarnie w mojej obecności. – Kia i jej dupa są na swoim miejscu, jeśli nie widzisz!
Tym razem nikt się nie roześmiał. Angelo oniemiał, jego brat też, a dwie dziewczyny wyglądały, jakby do końca nie zrozumiały obelgi mojego przyjaciela. Pierwszy otrząsnął się lider grupy, którego zszokowany wyraz twarzy szybko przemienił się w gniew.
- Spedalony obrońca, jakie to słodkie!... – wysyczał Angelo, podnosząc się powoli z miejsca. Atmosfera jeszcze bardziej stężała, gdy za nim wstał jego brat. Obydwaj trenowali ten sam sport i mieli bardzo dobrą kondycję. – Jesteś typem, który się nadstawia i szuka czułości w szerokich, męskich ramionach, co? Bądź pewny, że moje bardzo chętnie się tobą zajmą!
Patrzyłam z przerażeniem jak rodzeństwo Laguna schodzi z trybun i dziarskim krokiem kieruje się w naszą stronę. Jeśli Zack się obawiał to w ogóle tego nie okazywał. Minęło dużo czasu od jego ostatniej bójki, mężczyzna już z tego wyrósł, ale nie dotyczyło to dwóch, młodszych o kilkanaście lat chłopaków. Poczułam jak krew odpływa mi z twarzy i pociągnęłam Zacka za ramię, aby zwrócić na siebie uwagę.
- Odpuść!... – syknęłam. – Jest ich dwóch, nie poradzisz sobie!...
- Nie mam zamiaru uciekać skoro ich sprowokowałem!... – prychnął.
- Jesteś głupi! Obydwaj są sportowcami i…
- To gówniarze! – przerwał mi. – Zwykłe, rozbestwione gnojstwo. Co mogą zrobić? To pytanie retoryczne – dodał. – To kwestia honoru, jeśli rozumiesz.
- Tak, który zostanie zdeptany, kiedy przegrasz! Mają przewagę liczebną – powiedziałam z naciskiem.
- Histeryzujesz.
- A co, jeśli…
- Nagadaliście się, gołąbki? – rozległ się drwiący głos Angelo, zdecydowanie zbyt blisko jak na mój gust. Zack tylko wzruszył lekceważąco ramionami i podszedł do swoich przeciwników.
Byłam przerażona. Lodowata dłoń strachu zaciskała szpony na moim sercu i paraliżowała wszystkie mięśnie. Jeszcze nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji, nie miałam pojęcia, co robić. Zack nie musiał się odzywać, w gruncie rzeczy Angelo nie powiedział niczego uwłaczającego, a jednak w jakiś sposób wyprowadził mojego przyjaciela z równowagi. Wmawiałam sobie, że po wszystkim zrobię mężczyźnie taką awanturę, iż prędko się nie pozbiera, ale jakoś nie mogłam nakierować myśli na przyszłość. Nie, kiedy groziło mu niebezpieczeństwo i nie wiedziałam jak to się skończy.
- Wezwę policję, jeśli zaraz nie przestaniecie! – spróbowałam ostatniej deski ratunku.
Angelo tylko się zaśmiał.
- Proszę bardzo! – prychnął. – Nie zajmie nam to dużo czasu!
- Tchórze! – krzyknęłam. – Jest was dwóch na jednego! I wy nazywacie się mężczyznami?!
- To się nazywa obrona godności rodziny – powiedział Rock.
- Jakbyś wiedział, co to w ogóle znaczy godność!
- Porozmawiamy sobie o tym jutro, mała – wtrącił Angelo. – A teraz zjeżdżaj. Przeszkadzasz.
Zdziwiły mnie nieco słowa blondyna. Dobrze znałam jego plan lekcji i wiedziałam, że w tym dniu nie ma możliwości, abyśmy się spotkali. Porzuciłam szybko te przemyślenia i dalej postanowiłam grać na zwłokę. Może łudziłam się, że Zack zdąży ułożyć sobie w głowie plan działania? Jakkolwiek na to liczyłam – myliłam się.
Bo to Zack zaatakował pierwszy.
Nigdy nie widziałam go w bojowym nastroju i naprawdę nie chciałam, aby to się kiedykolwiek zmieniło. Bójki nigdy specjalnie mnie nie interesowały, ale kilka razy byłam świadkiem, kiedy Angelo przeszedł do rękoczynów. Walka nigdy nie trwała dłużej, niż połowa czasu najkrótszej przerwy w szkole. Tym razem sytuacja również się nie zmieniła.
Zack uderzył rudzielca w twarz, ale reakcja jego brata była błyskawiczna. Pięść Angelo trafiła mojego przyjaciela w mostek, wyrywając mu powietrze z płuc. Zatoczył się i uniósł ramię, aby się osłonić, lecz następny cios zadał Rock, celując prosto w twarz przeciwnika. Zack zachwiał się, lecz rodzeństwo nawet nie poczekało, aż złapie równowagę. Ich uderzenia były perfekcyjne, wymierzane w najsłabsze punkty w ciele rywala. To starszy z braci był tym, który osłabiał, podczas gdy Rock wykorzystywał sytuację, aby zaatakować. Następny cios Angelo trafił odsłoniętego Zacka w krtań, a rudzielec powalił go silnym uderzeniem w głowę na ziemię.
I było już po walce.
Zack upadł, a jego głowa spotkała się z twardym betonem. Krzyknęłam głośno, lecz mój głos został zagłuszony przez donośny śmiech rodzeństwa i piskliwe chichoty ich dziewczyn. Nie miałam pojęcia, co robić. Stać w miejscu? Podbiec? Rzucić się z furią na Angelo i wydrapać mu oczy? Byłam przerażona, gdy tak patrzyłam na leżącego przyjaciela. A co, jeśli Laguna uderzył go za mocno i teraz…
Odetchnęłam z ulgą, gdy mężczyzna poruszył się i powoli podniósł się do siadu. Splunął krwią i ostrożnie otarł usta wierzchem dłoni. Ręka, którą się podpierał drżała i miałam wrażenie, że Zack za chwilę znów padnie na ziemię.
- I to by było na tyle, cioto! – zawołał Angelo, patrząc z góry na pokonanego przeciwnika. – Gdyby twoja morda nie była tak umazana krwią, to w tej chwili lizałbyś mi buty, szmato! – zadrwił, po czym spojrzał znacząco na brata. – A może jednak Rock się skusi, co?
- Nie w tym życiu! – prychnął rudzielec, mierząc Zacka pogardliwym wzrokiem. – Boję się, że coś złapię!
Mężczyzna nie odzywał się. Z trudem przetoczył się na kolana i podczołgał pod mur, opierając się o niego plecami. Rodzeństwo znudzone brakiem odzewu ze strony pokonanego szybko dało za wygraną. Nie opuścili terenu fabryki ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu. To oznaczało, że to ja i Zack musieliśmy odejść.
Podeszłam do mężczyzny i stanęłam nad nim. Nie wiedziałam, co mogłabym w tej sytuacji powiedzieć. Pocieszyć go? Czy może prawić morały? Było mi go strasznie żal i nie chciałam, aby poczuł się z mojego powodu jeszcze gorzej. Poczułam ucisk w sercu, gdy Zack pochylił się do przodu i wypluł kolejną porcję krwi. Pogłaskałam go ostrożnie po ramieniu, chcąc dodać mu otuchy. Wciąż słyszałam podniesione głosy Angelo i jego paczki, którzy nabijali się z pokonanego przeciwnika. Nie potrafiłam stwierdzić czy byłam bardziej wściekła, czy smutna.
- Dałem ciała, co?... – wymamrotał cicho Zack.
Przygryzłam dolną wargę i ponownie dotknęłam jego ramienia.
- Nie – odparłam równie cicho. – Dla mnie i tak jesteś najwspanialszy.
- Nawet nie potrafiłem cię obronić…
- Pogadamy o tym w domu, dobra? – przerwałam mu, wstając i wyciągając telefon. – Trzeba się tobą zająć.
Zack nie odpowiedział. Zraniona duma musiała boleć go dużo bardziej, niż zewnętrzne obrażenia. Pod jego okiem już formował się spory siniak, a na twarzy pojawiała się opuchlizna. Miałam nadzieję, że jakoś uda mi się to „naprawić”.
Nie minęło pół godziny, gdy dotarliśmy do domu. Ulokowałam Zacka w pokoju gościnnym, który zazwyczaj zajmował, gdy u mnie przesiadywał. Ojca jeszcze nie było, więc zadbanie o stan przyjaciela poszło szybko i sprawnie, bez zbędnych ceregieli. Wciąż nie mogłam dojść do siebie po tym, co stało się na terenie opuszczonej fabryki. Nie chciałam wierzyć, że tamten incydent w ogóle się wydarzył; że chłopak, w którym byłam zakochana tak potwornie potraktował mojego przyjaciela. To nie mieściło mi się głowie. Co innego bójka jeden na jednego, a co innego, kiedy przeciwnik miał wyraźną przewagę.
- Jared wyrzuci mnie na zbity pysk… - jęknął Zack, kiedy skończyłam robić mu okłady. Opadł na blat i ukrył twarz w ramionach. – Jak ja pójdę jutro do roboty? Jeśli zobaczy mnie z limem pod okiem to od razu się mnie pozbędzie!
- Nie możesz wziąć urlopu? – zapytałam. Mężczyzna pokręcił głową. – Dlaczego?
- Nie mam nikogo na zastępstwo… Ta ostatnia zaciążyła i jest na zwolnieniu! – warknął z frustracją.
Poczułam jak coś ciężkiego osiada mi na żołądku i nieświadomie wstrzymałam powietrze. Przez to całe zamieszanie całkiem zapomniałam o sprawie, jaką miałam do Zacka. Teraz jednak mężczyzna był ewidentnie nie w humorze, więc postanowiłam, że nie będę zawracać mu głowy głupotami. Nadarzy się jeszcze wiele okazji i nie ma sensu stresować go niesprawdzoną informacją.
Zack odsunął sobie krzesło i wstał. Na jego rozciętych wargach znów pojawiła się krew, którą rozmazał wierzchem dłoni. Mężczyzna poczłapał niemrawo do wiszącego na ścianie lustra i przyjrzał się swojej twarzy. Jego mina była bardzo zbolała, za co było odpowiedzialnych bardzo wiele czynników: złe samopoczucie, ból, zraniona duma i strach przed tym jak zareaguje jutro jego szef. Nie chciałam bardziej dobijać Zacka, ale czułam, że muszę go przygotować na prawdopodobne powtórki z dzisiejszego dnia.
- Teraz Laguna myślą, że jesteś gejem – powiedziałam z pozoru spokojnym tonem. Mężczyzna sprawiał wrażenie, jakby nie słuchał i dalej kontemplował swoje odbicie. – Dlaczego nie zaprzeczyłeś? Odtąd nie dadzą ci spokoju.
- Wyrosłem z tego – mruknął, masując się lekko po szczęce. – Jestem już za stary na to szczeniackie wyzywanie się od ciot.
- Wcale nie jesteś stary. Masz tylko…
- Od prawie czterech lat dwadzieścia siedem lat – dokończył z goryczą. – Wiem. Nie obchodzi mnie tamten dzieciak i jego poglądy, dopóki jego ojciec nie jest moim pracodawcą.
Westchnęłam cicho i zawiesiłam wzrok na ścianie. Było naprawdę źle, skoro Zack tak otwarcie mówił o swoim wieku.
- Chcesz się wykąpać? – zmieniłam dyplomatycznie temat. Mężczyzna pokiwał głową. – Zostaniesz na noc?
- Jeśli tylko nie sprawiam kłopotu.
- Wezmę od ojca jakieś ubrania na zmianę, a do tego czasu wystarczy ci szlafrok, nie?
Zack westchnął i bez słowa opuścił pokój. Nie potrafiłam stwierdzić, co tak naprawdę go trapiło. Przecież nikt nie kazał mu skakać z łapami do kolesia, za którego na pewno wstawi się brat. Dlaczego to zrobił wciąż było dla mnie wielką niewiadomą.
Następnego ranka, po długim prysznicu, spotkałam Zacka w jadalni. Siniec pod jego okiem nabrał na wyrazistości, a na dolnej wardze widniała bardzo paskudna rana. Ciężko było określić, czy wyglądał dzisiaj korzystniej, niż wczoraj.
- Wcześnie wstałeś – zauważyłam, ciaśniej obwiązując się szlafrokiem. – Co z pracą?
- Dzwoniłem do Jareda – odparł, ziewając. – Mmm… Powiedziałem mu, że miałem drobny wypadek. Kazał mi zostać w domu.
- Dobry z niego człowiek.
Zack prychnął.
- Jest w dobrym nastroju tylko dlatego, że wczoraj w nocy urodził mu się wnuk!
- Skąd wiesz? – zapytałam ze zdziwieniem, zajmując miejsce po przeciwnej stronie stołu.
- Teraz już wszystko wiem – mruknął niechętnie, zerkając tęsknie w stronę drzwi do kuchni. Wczoraj byliśmy zbyt zdenerwowani, aby jeść i ja również poczułam uciążliwy skurcz w brzuchu. W jadalni roznosił się zapach świeżo przyrządzonych naleśników i nie mogłam się doczekać, kiedy gosposia je przed nami postawi. – Rodzice nazwali go Gerard, waży prawie trzy kilo i jest najpiękniejszym dzieckiem pod słońcem. – Zack pokręcił głową. – Jak Jared się rozgada to trudno go uciszyć… Ale! – Mężczyzna spojrzał na mnie szybko. – Ty też chciałaś mi coś wczoraj powiedzieć, ale jakoś nie udało nam się pogadać… Możemy nadrobić to teraz.
Byłam pod wrażeniem, że Zack przypomniał sobie o tej rozmowie akurat wtedy, gdy mówił o porodzie i dzieciach. Coraz bardziej zaczynałam wierzyć w jego umiejętności telepatyczne. Zupełnie, jakby nieświadomie przypisywał jakiś temat do mojego problemu i co najważniejsze – robił to niezwykle trafnie.
- Właściwie to…
Nim zdążyłam dobrnąć do połowy zdania, drzwi kuchni otworzyły się i do jadalni weszła pulchna kobieta, trzymając w dłoniach talerz z parującymi naleśnikami.
- Śniadanie! – oznajmiła wesoło.
Widziałam jak wyraz twarz Zacka zmienia się, jak nie może się zdecydować, czy dać się ponieść swoim pierwotnym instynktom i rzucić się na jedzenie, czy może ze stoickim spokojem wysłuchać mnie i udzielić właściwej rady. Nie potrafiłam się dłużej powstrzymywać szczególnie, że sama byłam głodna jak wilk.
- Wiesz co, zapomnij – powiedziałam, machnąwszy ręką. – Najpierw żarcie, później rozmowa.
- Jesteś pewna? – zapytał, chociaż jego spojrzenie częściej zatrzymywało się na talerzu, niż na mnie.
Pokiwałam głową, biorąc do ręki widelec.
- Absolutnie.
Gosposia wyszła, a my zabraliśmy się za jedzenie. Na stole były postawione trzy nakrycia, więc ojciec prawdopodobnie do nas dołączy. Nie widziałam go od pół roku. Był bardzo ważną osobistością w biznesie, jeździł po całym świecie i widywaliśmy się tylko raz na kilka miesięcy. Wyjazdy służbowe taty nie były tak tragiczne, gdy jeszcze była z nami mama. Od kiedy odeszła do innego faceta, wszystkie święta i inne rodzinne uroczystości zawsze spędzałam z Zackiem. Życie nie obeszło się z nim delikatnie. Nie znał ojca, jego matka była alkoholiczką i miał piątkę młodszego, przyrodniego rodzeństwa. Co gorsza – każde z nich miało innego „tatusia”. Mój przyjaciel był bardzo opiekuńczym mężczyzną, ale nigdy nie wyciągnął do mnie ręki po jałmużnę. Wzbudził zaufanie mojego starego i stał się prawie członkiem Rodziny.
Tej Rodziny.
Atmosfera przy stole była lekka i przyjemna. Rozmawialiśmy o głupotach, muzyce czy polityce, ani słowem nie wspominając incydentu z poprzedniego dnia. Przez tą opuchniętą szczękę Zack miał problem, aby się szerzej uśmiechnąć, ale nie uskarżał się na swoją niewygodę. Musiał jakoś poradzić sobie ze swoją zranioną dumą, a niewracanie do tematu wydawało się najlepszym rozwiązaniem.
- Nie sądziłam, że Sonya może mieć tak niesamowitą przeszłość! – opowiadałam moje wrażenia z odwiedzin u szwagra pani Varela. – Nie dość, że twarda baba to jeszcze artystka! Chciałabym być taka jak ona… - westchnęłam.
- Nie wiem czy to dobry pomysł! – zaśmiał się Zack. – Sonya wprawdzie nie miała problemów z prawem, ale po kilku akcjach ludzie zaczęli jej unikać. Jedynymi znajomymi byli koledzy jej brata, a prócz tego była bardzo samotną osobą.
- To niemo… - urwałam i zawiesiłam wzrok ponad ramieniem mężczyzny. Widząc mój wyraz twarzy Zack zerwał się z miejsca, aby przywitać się z gospodarzem domu.
- Antero! – zawołał. – Jak miło cię znów widzieć!
Uścisnęli sobie dłonie po męsku i wymienili proste uprzejmości. Mój ojciec był eleganckim mężczyzną po czterdziestce, który większość czasu spędzał poza granicami kraju. Był rodowitym Finem i to właśnie w swoich rodzinnych stronach dorobił się pierwszego miliona. Przepadały za nim kobiety w każdym wieku, różnej narodowości. Antero mówił z wyraźnym akcentem, gdy się złościł bluzgał po fińsku lub wplatał w zdania wyrazy z rodzimego języka. Nasze relacje były raczej chłodne. Nie znałam za dobrze taty, tak samo jak on nie znał mnie. Nie byliśmy pokłóceni, ale obydwoje zdawaliśmy sobie sprawę, że ja nie potrzebowałam ojca, a on córki.
- Ach, Zack! – Antero uśmiechnął się, klepiąc blondyna po ramieniu. -
Mitä kuuluu?
- Eee… - Mężczyzna zaciął się, zerkając na mnie niepewnie.
- Pyta jak się masz!... – syknęłam.
- Ach! Tak, eee… Wspaniale, miło, że pytasz!
Ojciec pokręcił z rozbawieniem głową.
- Doprawdy, mógłbyś nauczyć się chociaż kilku podstawowych zwrotów! – zaśmiał się. – Czy moja córka niczego cię nie uczy?
- To Zack jest tym, kto pomaga w lekcjach – odparłam.
- Chciałbym kiedyś zabrać go do Finlandii, jest bardzo reprezentatywny, ale… Co się właściwie stało z twoją twarzą?
Nim mężczyzna zdążył otworzyć usta, już opowiadałam straszliwą historię o ziomalach z ośki, którzy chcieli mnie okraść, ale Zack bohatersko stanął w mojej obronie i dostał w łeb. Nie mogłam powiedzieć prawdy, nie chciałam, aby ojciec dowiedział się, że mój przyjaciel tak naprawdę przegrał bójkę z innym burżujem. Antero bardzo lubił Zacka, ale na pewno opowiedziałby się po stronie tych bogatych chłopaków. Za wszelką cenę chciałam tego uniknąć.
Kiedy byłam już gotowa, aby pójść do szkoły, ojciec wezwał mnie do salonu. Nigdy nie rozmawialiśmy ze sobą dużo, nie miałam do niego pretensji, że nie interesuje się moim życiem, ale strasznie drażniło mnie jego podejście. Tak więc, gdy stawiłam się w wyznaczonym miejscu Antero czytał gazetę. Wiedział, że przyszłam, ale ostentacyjnie mnie zignorował. Takie zachowanie doprowadzało mnie do szału, więc jego częste podróże i duży dom były w tym wypadku zbawieniem: nie musieliśmy na siebie wpadać i drażnić się częściej, niż było to konieczne.
- Czym zasłużyłam sobie na twoją audiencję? – zapytałam.
Ojciec zignorował oczywiste wyzwanie w moim głosie i przerzucił stronę gazety.
- Wieczorem będziemy mieć ważnych gości – odparł. – Wchodzę we współpracę z jednym z tutejszych przedsiębiorców i mam zamiar zrobić na nim dobre wrażenie. Idź do fryzjera, kup ładną sukienkę i wyglądaj olśniewająco – rozkazał.
- To dla mnie nie problem – mruknęłam. – Ale co z tobą?
- Nie bądź bezczelna! – prychnął, strzepując gazetę zdecydowanym ruchem i ucinając tym samym rozmowę.
Jego przedłużające się milczenie uznałam jako zezwolenie na odejście. Perspektywa spędzenia kolacji w sztywnym towarzystwie nie przypadła mi do gustu. Nie, kiedy byłam tak rozbita dniem wczorajszym. Chyba wizyta w aptece i wyznanie opinii lekarza Zackowi będzie musiało jeszcze trochę poczekać.