Jest to fotostory inspirowane piosenką, a właściwie zespołem. Wpadłam na pomysł fabuły, gdy słuchałam AC DC Highway to Hell. A potem Gold_Chocolate podsunęła mi pomysł ze zrobieniem fs, przekonując mnie, że tekst jest nawet niezły. Postanowiłam uwierzyć jej słowom i zaryzykować krytykę dodając tutaj swoje opowiadanie. Mam szczerą nadzieję, iż się Wam spodoba, biorąc pod uwagę, to, że jest to moje pierwsze opowiadanie, lecz nie ostatnie. Już zaczęłam coś tam bazgrolić.
No ale wracając do tematu. Tytuł opowiadania wziął się od polowania i mgły, a łączac to jakoś wyszło, że są łowcy, lecz nie mgły tylko cienia, bo tak znacznie lepiej brzmi.
No to najpierw dodam prolog. Jest on trochę krótszy niż odcinki, więc prosze sie od razu nie zrażać ilością tekstu. Ale i tak nie jest tego AŻ tak mało.
Spis treści
Rozdział 1: Znajony nieznajomy
Część 1
Część 2
Rozdział 2: Daleko za daleko
Część 1
Część 2
Część 3
Rozdział 3: U wrót piekieł
Część 1
Część 2
No to jechane:
„Łowcy cienia”
Prolog
Wchodzę do biura mojego taty, całego zawalonego najróżniejszymi śmieciami. Wszędzie roi się od książek, brudnych ubrań i resztek jedzenia pozostawionego tu od wielu dni. Tata nigdy po sobie nie sprząta, bo cały czas siedzi przy komputerze lub wertuje stare księgi szukając… właściwie, to nie mam pojęcia, czego. Próbuję wycisnąć to z niego już od dziewięciu lat, czyli tyle ile żyję, ale on uparcie unika odpowiedzi i mówi, że dowiem się wszystkiego we właściwym czasie. Zaczyna mnie to już denerwować, lecz jeśli mój ojciec się uprze to nie ustępuje. Nigdy.
A teraz właśnie sobie postanowił, że nie zdradzi mi, o co chodzi z tą całą szopką, książkami i komputerem. Może i mam dopiero dziewięć lat, ale nie jestem tak głupi, za jakich uważa się małolatów. Doskonale wiem, że coś tutaj jest nie tak jak być powinno. Tata coś przede mną ukrywa. Coś, co jest niezwykle ważne. Coś, co jest niebezpieczne.
-Tato – mówię zakładając ręce na klatce piersiowej. – Miałeś ze mną zagrać w baseball!
- Synku, teraz nie mogę. – Podnosi oczy znad szarego laptopa i poprawia okulary na nosie. – Sam widzisz, że jestem zajęty.
- Ale ty zawsze jesteś zajęty! – krzyczę. – Nigdy nie masz dla mnie wystarczająco dużo czasu! Dzień w dzień obiecujesz mi grę w baseball, ale jeszcze nigdy w niego nie graliśmy! – Z nadmiaru negatywnych emocji łzy zaczynają napływać mi do oczu, a ja nie umiem tego powstrzymać. Kaskady słonych kropli spływają mi po policzkach kapiąc na bluzkę. Próbuję otrzeć je rękawem, lecz jest ich coraz więcej i więcej, tak dużo, że omal się nimi zachłystuję.
- Synu…
- Nie mów do mnie synu – agresywnie mu przerywam. – Ja mam swoje imię jakbyś nie pamiętał!
Bardzo nie lubię, gdy ojciec mówi do mnie w ten sposób. Jakbym był dla niego tylko… synem. Wiem, brzmi to głupio, lecz dziwnie się czuję myśląc, że jestem tylko synkiem tatusia. Każdy jest synem lub córką, lecz żeby powstała prawdziwa rodzina potrzebna jest jeszcze miłość. A czasem zdaje mi się, że braknie jej w moich relacjach z ojcem. I wtedy jest mi strasznie smutno myśląc o innych radosnych dzieciach w innych radosnych rodzinach, z innymi radosnymi rodzicami i wspomnieniami. Bo ja radosnych wspomnień mam niewiele. Nawet już żadnego nie pamiętam. I to jest przykre. Nawet bardzo.
Spoglądam na ojca poprzez łzy, próbując dostrzec jego wyraz twarzy. Jest taki jak zwykle: zimny, niewyrażający żadnych uczuć. Jakby się mną w ogóle nie przejmował, lub miał głęboko gdzieś. Jedynie powoli gładzi się po rzadkich wąsach i chrząka znacząco.

- Dobrze, więc Chase – poprawia się dodając do wypowiedzi moje imię, – zagram z tobą w baseball. – Nagle cały smutek mnie opuszcza. Usta mimowolnie wykrzywiają się w lekkim uśmiechu, łzy przestają spływać po policzkach. Pierwszy raz w życiu mój ojciec poświęci mi czas. Nie mogę w to uwierzyć. Mój tata nareszcie ze mną zagra! Zagra ze mną! To chyba jakiś sen! – Ale jutro.
I wszystkie uczucia ulatują ze mnie jak powietrze z przebitego balonika. No jasne, a czego mogłem się spodziewać? Ja i mój tata razem na boisku? To się nigdy nie zdarzy.
- Dziękuję ci tato. Dziękuję, że tak bardzo się mną interesujesz. – Teraz już nie jestem smutny, tylko zły. Zły na ojca, na świat i z niewiadomo, jakich przyczyn na mamę. Może, dlatego, że umarła i zostawiła nas samych. Wróć. I zostawiła mnie i ojca samych. Nigdy nie było „nas”. Zawsze byłem ja i tata. Wiem, że nie powinienem mieć do niej za to żalu, lecz tak właśnie jest. Jestem na nią zły, że odeszła.
Odwracam się na pięcie i wybiegam z pokoju cały rozgniewany kierując się w stronę mojego pokoju. Otwieram drzwi kopniakiem i rzucam się na łóżko. Zakrywam głowę poduszką i zanoszę się gigantycznym płaczem, na szczęście poduszka tłumi cały hałas.

Dlaczego to akurat muszę być ja? Dlaczego? Przecież każdy chłopiec w moim wieku, chociaż raz grał ze swoim tatą w piłkę, a ja ani razu! To niesprawiedliwe! Bardzo niesprawiedliwe!
Nagle do pokoju wchodzi tata. Nie widzę jego twarzy, bo wokół panuje ciemność, ale z jego postawy mogę wnioskować, że jest zdenerwowany. Dziwne, nawet nie zauważyłem, kiedy zrobiło się ciemno. Chyba musiałem na chwilę zasnąć.
- Chase, wstawaj – mówi szybko i niewyraźnie, jakby się czegoś bał. Podchodzi do łóżka i szarpie mnie za ramię. – Szybko! Musimy z stąd uciekać.
Natychmiast zeskakuję z łóżka trochę zaspany, nie wiedząc dokładnie, co się wokół mnie dzieje. Nagle cały świat zaczyna wirować, lecz po chwili się zatrzymuje.
- Tato, co jest grane? – pytam zaspanym głosem i pocieram lepiące się jeszcze oczy.
- Nie teraz, musimy uciekać – mówi ściszonym tonem. Chwyta mnie mocno za rękaw ciągnąc w stronę drzwi.
- Ale tato, co się tutaj dzieje?! – Już nieco otrzeźwiałem i jestem świadomy całej sytuacji.
- Kochanie – tata klęka przede mną i chwyta za obie dłonie, – tutaj nie jest bezpiecznie. Musimy uciekać jak najszybciej. – Wstaje, wyciąga z mojej szafy worek i pakuje do niego kilka bluzek, parę spodni i lniany sweter. Zdejmuje z wieszaka czarną kurtkę i rzuca mi ją – Szybko, zakładaj. – Bierze torbę i wychodzi do kuchni by zabrać coś do jedzenia.
Stoję chwilę w miejscu, żeby poukładać sobie myśli w głowie. Tata zawsze był tajemniczy, ale nigdy tak bardzo jak teraz. Nie mam bladego pojęcia, co się tutaj dzieje, ale nęka mnie przeczucie, że ma to tajemniczy związek z tymi wszystkimi godzinami spędzonymi nad książkami i komputerem. Tylko za Chiny nie mogę wykombinować, jaki. Może właśnie o tym przez te wszystkie lata tata nie chciał mi powiedzieć? O niebezpieczeństwie, które na mnie czeka. Może. Ale teraz nie czas na dywagacje. Muszę jak najszybciej znaleźć tatę. Zakładam kurtkę i zapinam suwak pod samą szyję. Wybiegam z pokoju zostawiając tam wszystko, co mam.
Wchodzę do kuchni i przeszywa mnie dziwna fala okropnego zimna. Taty nigdzie nie widać ze względu na ciemności panujące w pomieszczeniu, gdzie jedynym źródłem światła jest mała lampka na piekarniku. Wytężam wzrok, lecz niczego nie mogę dojrzeć. Jest tutaj tak ciemno, że nawet kot nic by nie zobaczył.
Nagle za plecami czuję jakiś ruch. Odwracam się i staję jak wryty mając przed sobą najokropniejszy widok w całym moim życiu, gorszy nawet od scen zabijanych szczeniaków czy kotów. Oto przede mną stoi ciemna, zakapturzona postać trzymająca za gardło bezbronnego, szamoczącego się na wszystkie strony tatę próbującego wyswobodzić się z żelaznego uścisku nieznajomej istoty. Nie widzę jej twarzy, lecz po wzroście i postawie stwierdzam, że jest to człowiek. Człowiek, który próbuje zabić mojego tatę.
- Uciekaj – mówi do mnie niewyraźnym i zachrypniętym głosem – Uciekaj!
- Ale tato! – Łzy cisną mi się do oczu. Wiem, że nie mogę nic zrobić. Ten człowiek jest silniejszy ode mnie i zapewne w stanie powalić woła jednym uderzeniem. Co tu dopiero mówić o dziewięcioletnim chłopcu. – Nie zostawię cię!
- Uciekaj – powtarza, lecz jego głos coraz bardziej cichy i słaby.
- Nie tato! – krzyczę przez kaskadę łez spływającą mi po policzkach. Próbuję podbiec do ojca, ale dziwna fala uderzeniowa odpycha mnie do tyłu.
- Nie pozwól, żeby zgasło… - Tata próbuję nabrać powietrza, lecz mocno zaciśnięta dłoń na jego gardle mu to uniemożliwia. - światło – udaje mu się w końcu wykrztusić.
Są to ostatnie słowa, jakie słyszę z ust mojego ojca.
Zakapturzona postać podnosi tatę w górę, po czym ciska nim w przeciwległą ścianę.

Następnie odwraca się w moją stronę lekko odsłaniając twarz, tak, żebym mógł dostrzec szyderczy uśmiech na jego bladej twarzy. Serce wali mi tak mocno, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi, gdy postać powoli zbliża się w moją stronę. Niewiele myśląc odwracam się, chwytam leżący na ziemi worek i pędem wybiegam z pokoju zostawiając tatę samego na pastwę tego potwora. Będę przeklinał siebie za to przez wiele, wiele lat.
Szybko wybiegam z domu na zimną noc nie wiedząc dokładnie, dokąd się udać. Długie blond włosy wpadają mi do oczu i przyklejają się do mokrych policzków, po których jeszcze spływają łzy gorzkich wspomnień sprzed paru minut.
Przed oczyma przemykają mi sceny taty ślęczącego nad książkami, robiącego moje ulubione frytki paprykowe, śmiejącego się z wcale nie śmiesznych kawałów swoich znajomych i pomagającego zrobić mi zadanie domowe z matematyki. Sceny, których już nigdy w życiu nie będzie mi dane oglądać. Jedyne w mizernych wspomnieniach bolesnych i samotnych chwil.
Biegnę prosto przed siebie, by jak najszybciej uciec z miejsca zdarzenia ze świadomością, że już nigdy nie zagram z tatą w baseball.