Odc. 5
Ania siedziała przez pół miesiąca w szpitalu. Była strasznie samotna, znudzona. Jedyną rozrywką były ostre zastrzyki i rozmowy ze starszą panią w łóżku obok. W końcu pozwolili jej wyjść, a gdy właśnie rozmawiała w recepcji, zgasło światło. Na suficie znowu zrobily się małe dziury, zagrzmiało. Pielęgniarki postawiły wiadra pod dziurami, żeby nie było mokro. Ania pobiegła po schodach, prosto na strych. Napis "tylko dla personelu" był zaplamiony lekko krwią. Weszła, i oglądała bardzo uważnie sufit. Zauważyła klapę, otworzyła ją i wyszła na dach. Był mocny wiatr, dach był mokry, wszędzie waliły pioruny i było bardzo ślisko. Dlatego Ania starała się dojść do komina na kolanach. Ale gdy już była w połowie drogi, na drodze stanęła jej czarna postać z demonicznymi skrzydłami i cienkim, ale długim ogonem. Ania zapatrzyła się w postać... i przez nieuwagę ześlizgnęła się. To coś złapało ją za rękę i trochę poraniło, bo miało ogromne pazury. Ania myślała, że już ją uratowało to coś, ale potem okazało się, że chciało jej coś zrobić... Na szczęście w tej samej chwili na dach wbiegła ochrona ze strzelbą i strzelała ile się dało. Bestia rozpędziła się i uniosła na skrzydłach. Po chwili została z niej daleko czarna plamka. Rozjaśniło się, a dziury w suficie znikły.
- Panienko, nic ci się nie stało? Czemu wyszłaś na dach?
- Chciałam... Sprawdzić, co się stało...
Ochroniarz pomógł jej zejść, a na dole znów pomagali na wszystkie sposoby, żeby doszła do siebie.
~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~
Co o tym sądzicie? Tylko szczerze :ph34r:
|