Temat: Vorg
View Single Post
stare 12.08.2010, 12:52   #65
rudzielec
 
Avatar rudzielec
 
Zarejestrowany: 31.03.2010
Skąd: Z siedziby Fantastycznej Czwórki.
Wiek: 14
Płeć: Kobieta
Postów: 2,011
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Vorg

CZĘŚĆ TRZECIA.

Ta noc była wyjątkowo pochmurna. Aż dziw, że nie padało. Nieliczne działające jeszcze latarnie, nie były w stanie wystarczająco rozświetlić otaczającej załogę Legionu, ciemności. Kiedy weszli między drzewa, widoczność spadła niemal do zera. Hooper założył gogle i włączył funkcję „infrared”.

[img]http://i37.************/2rxfyj9.jpg[/img]

W podczerwieni obraz wyostrzył się i wszędzie zapanował zielony dzień. Wyciągnął rękę i spojrzał na ekran detektora. Żółte punkty w liczbie sześciu, rozmieszczone były w poszczególnych miejscach. To jego ludzie rozstawieni po całym parku, gdzie za dnia wesoło biegały dzieci. W nocy nikt o zdrowych zmysłach nawet tamtędy nie przechodził. Krążyły plotki, że kiedy nastaje ciemność, coś tu zabija, a jak się okazało było w tym wiele prawdy. Panowała taka cisza, że sierżant słyszał bicie własnego serca. Nagle w koronach drzew rozległ się szelest, który w normalnych okolicznościach umknąłby jego uwadze. To kruk. Oderwał się ociężale od gałęzi i wolno młócąc skrzydłami powietrze, wzniósł się w górę. Brunet odetchnął z ulgą i porozglądał się po okolicy przez swoje gogle. Nic się nie działo. Mijały minuty, kwadranse, godzina... A jeśli tej nocy ten przeklęty demon nie uderzy? Wtedy całą akcję szlag trafi. A Graveman wykastruje go własnymi rękami, za to , że wyciągnął potrzebnych mu ludzi do tego zadania, kiedy w innej dzielnicy Chicago szalał kolejny szurnięty upiór.
- Bip! - detektor Lena zabipczał nagle piskliwym dźwiękiem. Hooper spojrzał przed siebie. W centrum parku, tuż pod fontanną, zaczęła podnosić się ziemia.
- Bądźcie w gotowości – wyszeptał do komunikatora na ręce, po czym spojrzał szybko na obraz przed oczami. Koścista ręka wyciągnęła się do góry, wbijając palce w murawę. Po niej wynurzyła się kolejna, a następnie spod ziemi wyłonił się cały szkielet, który w goglach sierżanta świecił na czerwono. Zdecydowanie to nie był człowiek. Choć sylwetką wyraźnie go przypominał.
- Bajecznie... - wycedził Anensen, kiedy zobaczył jak w kilka sekund, zupełnie nagie kości, pokryły się mięśniami, a następnie skórą. Kiedy tylko upiór przybrał ludzką formę...
- Wam też przestał wyświetlać się w czerwieni, czy ja mam spie*dolony sprzęt? - sierżant spytał swoich ludzi nie mogąc oderwać oczu od demona, który zdążył się już przeobrazić w szatynkę o kształtnym tyłku i dużym biuście.

[img]http://i38.************/mh7y3d.jpg[/img]

- Nie szefie, u mnie to samo – jeden z ludzi Len'a odezwał się przez komunikator – Niektóre zjawy potrafią ukrywać swoje prawdziwe pochodzenie przed czujnikami.
- Wiem Barkley, tylko sprawdzałem. Na mój sygnał, wychodzimy zza drzew – rozkazał brunet. Lecz, ledwo skończył mówić, a Wilson, najmłodszy z grupy, wybiegł na polanę, wprost w objęcia upiorzycy.
- Co ten cholerny dzieciak robi?! - warknął Nick – Musimy...
- Nie! Zostań na miejscu, ten młokos już przepadł – przerwał mu Hooper – Chyba, że chcesz zostać zjedzony!
Chłopak, który pobiegł w kierunku demonicznej postaci, nie miał zbyt wielkich szans na zbliżenie się do niej. A już, tym bardziej na ucieczkę, kiedy zobaczył jak z otwartych ust Dearg-due wyłaniają się macki. W ciągu trzech sekund pożarła całego człowieka, wciągając go jak picie przez słomkę. Wypluła zakrwawione kości, zasyczała głośno i zaczęła biec w stronę głównej ulicy.
- Za nią! - krzyknął Len, po czym rzucił się w pościg – Nie możemy jej pozwolić wybiec z parku!

[img]http://i33.************/1492vpw.jpg[/img]

Cała piątka ruszyła za swym dowódcą. Ziemia aż dudniała pod kombinezonami grupy Legionu. Dzięki nim mogli przemieszczać się ze zwinnością niejednego demona. Przeliczyli się jednak co do swojej ofiary. Była dla nich za szybka, gdyż po piętnastu sekundach zniknęła, im z oczu. Sierżant zatrzymał się, hamując za sobą cały oddział i złożył palce w umówiony znak. Wszyscy zajęli pozycje bojowe. „O nie dz*wko, mnie na pewno nie przechytrzysz”, pomyślał, po czym skinął na Anensena, któremu najbardziej ufał i obaj podeszli do wielkiego dębu za, którym zniknęła im upiorzyca. Odliczyli po cichu do trzech i przeturlali się za drzewo. Hooper błyskawicznym ruchem ręki, wycelował w zieloną koronę i wystrzelił. Zaraz za nim, zrobił to Nick, który był o sekundę wolniejszy. Liście potraktowane wiązką z lasera, posypały się, a Dearg-due z sykiem zeskoczyła z gałęzi wprost na ziemię. Z jednego z jej ramion zaczęła wydobywać się czarna smolista substancja, wyglądająca jak krzepnąca ludzka krew.
- Co skarbie? Bolało? - Len wymierzył lufę w sam środek jej czoła i strzelił po raz drugi. Ku swemu zdziwieniu trafił w kamienny posąg, roztrzaskując mu rękę w drobny pył. Zanim zdążył pooglądać się za siebie, z cienia, pięć metrów za nim, wypadł jakiś ciemny kształt i rzucił się na jednego z ludzi sierżanta. Szamotanina trwała tylko chwilę. Ciśnięty jak kukła człowiek w ciężkim kombinezonie, wylądował dobre trzy metry dalej, a upiorzyca wskoczyła na kolejne drzewo i zniknęła. Brunet skinął ręką na Anensena, by zobaczył co z leżącym na ziemi w bezruchu żołnierzem. Blondyn przytaknął ruchem głowy, a Len zabrał pozostałą trójkę i ruszył w stronę fontanny, skąd był dobry widok na cały park.
- Szefie! - krzyknął Nick – Nie żyje! Ma przebitą tętnicę szyjną, ta dz*wka wyssała mu krew!
- Ku*wa! - warknął Hooper. Spojrzał na detektory ruchu, by odnaleźć swoją nad wyraz przebiegłą ofiarę, ale nigdzie nie mógł jej wypatrzeć. Wszystkie punkty na jego ekranie były żółte, a ich liczba wyraźnie się zgadzała. Len pomyślał przez chwilę i już po kilku sekundach zdał sobie sprawę, gdzie znajduje się Dearg-due.
- Adams! W dół! - ryknął do kolegi, który stał dwa metry od niego. Ten rzucił się na ziemię, a sierżant wymierzył i od razu oddał strzał w kierunku wyłaniającej się upiorzycy. Laser przeszedł na wylot, robiąc dziurę w dłoni demonicznej postaci, która odskoczyła w ostatniej chwili. Zasyczała głośno i skoczyła w stronę leżącego na trawie żołnierza. Ten przeturlał się po ziemi unikając ataku, lecz nie minęło dwie sekundy, gdy poczuł jak, przez jego kombinezon wprost w plecy, wbijają się ostre pazury, rozdzierając mu wnętrzności. Brunet już chciał strzelić, kiedy nagle coś zaświszczało w powietrzu, a po chwili przemknęło przed jego oczami z prędkością dwustu kilometrów na godzinę, zabierając wyjącą w szale zjawę. W samym rogu ekranu detektora, wyskoczyła wściekle czerwona plama, świadcząca o tym, że pojawił się drugi demon. W tym momencie obydwa upiory musiały toczyć ze sobą walkę, gdyż po parku roznosił się pisk, a punkty na mapie poruszały się w nieznacznej od siebie odległości, co sekundę zmieniając położenie. Kiedy Anensen zdołał dobiec do sierżanta, syk ustał, a czerwona plama zniknęła z ekranu w goglach. Żółta, należąca do Dearg-due, również. Nastała głucha cisza, po której nad aleją rozbrzmiał przeraźliwy wrzask. Cała czwórka pozostałych przy życiu żołnierzy, rzuciła broń na trawę i złapała się za głowy, zatykając uszy dłońmi. Dźwięk był tak drażniący i nie do zniesienia, iż Hooper, ledwo go wytrzymywał. Zaciskał zęby tak mocno, że poczuł jak zaczyna boleć go szczęka. Gdyby mógł włożyłby sobie kij w otwory słuchowe, byleby nie musiał słyszeć tego piekielnego wycia. Lecz, kiedy trójka jego ludzi padła na ziemię, skowyt ustał. Len wyciągnął palce z uszu i porozglądał się dookoła dysząc ciężko. Chcąc sprawdzić co z Nick'iem i resztą, ruszył w kierunku leżących na ziemi żołnierzy. Zatrzymał się, jednak, kiedy przed jego nogi upadło ciało upiorzycy. Zdjął gogle i spojrzał na zmasakrowaną postać. Szyję miała rozszarpaną, jakby ktoś nadgryzł ją, wbijając swe długie ostre kły, aż do kości. Po kilku sekundach przed oczami bruneta wyrósł Vorg, ziejąc wściekłością. Spod maski skapywała mu krwista maź, a z wyrazu jego oczu, nie ciężko było się domyślić, że ma ochotę rozszarpać sierżanta na strzępy.
- Quis iste habeo exsisto?! (co to ma być) – warknął rozgniewany demon – Czy tobie się ku*wa wydaje, że zgrywanie bohatera, jest w tym przypadku na miejscu?!
- Przecież starałem się złapać tą zdzirę... - odezwał się spokojnie Len.
- Ty nie miałeś się starać! Ty masz ją zabić! - twarz rozwścieczonego demona, prawie zetknęła się z nosem człowieka.

[img]http://i38.************/68smfn.jpg[/img]

- A ty podobno dałeś mi wolną rękę... - brunet przełknął ślinę – Tymczasem sam ją zabiłeś, podobnie jak resztę moich ludzi.
- Sum absurdus! (jesteś głupi) – ryknął ognisto-skóry – I na dodatek głuchy! Nie zabiłem tej dz*wki! Gdybym to zrobił na pewno byś tu nie stał, bo rozszarpałbym cię na strzępy w amoku!
- Ale...
- Te mizerne istoty żyją i mają zapewne wspaniałe koszmary w tej chwili!
- Uśpiłeś ich... więc po, to był ten przeraźliwy wrzask?
- Nie zadawaj głupich pytań, bo obedrę cie ze skóry śmiertelniku! – Vorg złapał Lena za kombinezon na ramionach i ścisnął go tak, że powstały w nim dziury po pazurach – W tej walce nie miał zginąć nikt z twoich podwładnych, tymczasem zginęło trzech! Lucyfer zapewne zaciera już swoje szponiaste łapy, wiedząc, że pędzą do piekła świeżutkie duszyczki!
- Nie ostrzegłeś mnie... że ta upiorzyca będzie taka groźna... - Hooper przełknął ślinę po raz kolejny.
- A ty nie ostrzegłeś, że wasza grupa to banda tępych kretynów, która nie zna się na łapaniu takich istot!
- Jesteśmy najlepszą jedno...
- Chyba w łapaniu much! Co mi po twojej pomocy, skoro szatan dostał kolejne ludzkie dusze?! To nie miała być taka wymiana, słaba istoto! Vorgowi nie opłaca się taka współpraca!
- No to może... pracujmy razem? Ty będziesz mi podstawiał demony... a ja na każdą akcję będę zabierał tylko swojego jednego kumpla... w razie czego, jakby go zabili wyjdziemy na czysto... - brunet spojrzał na ognisto-skórego upiora, który prześwietlał go swymi przerażającymi oczami.
- Bene (dobrze) – rzekł w po krótkim namyśle - Za dziesięć sekund obudzą się twoi koledzy, za piętnaście obudzi się Dearg-due. Więc lepiej zabij tą ****, kiedy się stąd ulotnię albo wrócę i zabiję ciebie! - Vorg minął człowieka, rozpędzając się do zawrotnej prędkości i zanim Len pooglądał się za siebie, zniknął między drzewami. Sierżant chwycił za coś w rodzaju siekiery, przymocowanej do kombinezonu na nodze, po czym zamachnął się i z impetem odciął głowę potwornej postaci.
- Stary... - jęknął Nick podnosząc się z trawy – Co to było do cholery?
- A, czy to ważne? - spytał Hooper, dźwigając do góry odrąbany łeb zjawy – Ważne, że Graveman będzie zadowolony.

*******
- Jesteśmy na miejscu panie sierżancie – kierowca wybił Lena z zamyślenia.
- Dzięki Ben – brunet poklepał mężczyznę po ramieniu i wysiadł z pojazdu, zatrzaskując za sobą drzwi. Na schodach posterunku czekał już na niego Anensen. Teraz wydawał się Hooperowi mniejszy niż zazwyczaj. Może dlatego , że stał nienaturalnie zgarbiony.
- A gdzie Barkley i Hannes? - spytał o dwóch pozostałych przy życiu żołnierzy, którzy również byli na akcji.
- Tylko my dwaj zostaliśmy wezwani – wydusił Nick.
Obydwaj weszli do budynku. Milczeli przepychając między tłumem, w kierunku windy. Dopiero, kiedy stalowe drzwi zamknęły się, a kontrolka na panelu wskazała dziesiąte piętro zaczęli ze sobą rozmawiać.
- Jak sądzisz? - zapytał blondyn – Obciążą nas odpowiedzialnością?
- Niby dlaczego? - oburzył się Len – Przecież nic nie mogliśmy zrobić. Wilson zginął na własne życzenie, zaślepiony wyglądem cycków upiorzycy. Danzing nie zdołał się obronić, kiedy skoczyła na niego z nienacka, podobnie jak Adams, któremu wbiła pazury rozszarpując go na strzępy.
- Fakt, masz rację.
Winda zatrzymała się, a skrzydła drzwiowe rozsunęły, ukazując mężczyznom zagracone biurkami pomieszczenie, pełne zabieganych ludzi. Strażnik wskazał, im drogę prosto do szefa, komisarza Gravemana. Kiedy przechodzili przez długi korytarz, czuli na sobie szczególnie spojrzenia kobiet, które wpatrywały się w nich jak w bohaterów ratujących co najmniej cały kontynent przez masową zagładą. Hooper zastukał dłonią do drzwi. Na chwilę wszystko ucichło. Pracownicy unieśli głowy z nad biurek, wpatrując się z napięciem w dębowe skrzydło. Graveman był jedną z najbardziej szanowanych i respektowanych osób w całym Chicago. Poza tym, to on był tu w końcu szefem.
- Wejść – usłyszeli po chwili. Len nacisnął na klamkę.
Komisarza można było określić jako krępego, szpakowatego mężczyznę o postępującej łysinie. Na dodatek wiecznie śmierdział cygarami. Wydawał się być zupełnie pogrążony w swoich notatkach i raportach, jednak, gdy tylko obaj żołnierze weszli, podniósł swoją spoconą głowę.
- Szybko się uwinęliście – wymamrotał zagryzając zębami cygaro – Średnia robota muszę powiedzieć. Zginęła trójka naszych najlepszych ludzi...
- Wilson był jeszcze smarkiem. Według mnie nie nadawał się do tej akcji – wtrącił brunet.
Graveman spojrzał na mężczyznę, po czym wyjął z ust cygaro i oparł je o wielką popielnicę stojącą w stercie papierów.

[img]http://i36.************/1yth8n.jpg[/img]

- Hooper, czy ja cię pytałem o zdanie? - warknął krzyżując ręce i opierając się o fotel.
- Nie szefie. Ale to, co powiedziałem jest tak oczywiste, że musiałem się wtrącić.
- Oczywiste... - wymamrotał komisarz – Więc przyjmijcie również do oczywistej wiadomości, że idziecie na urlop! Od zaraz. Dwa tygodnie.
- Co takiego?
- To co słyszałeś Hooper. Czytałem właśnie raport. Góra mnie naciska, jeśli rozumiecie, o co chodzi. Zginęło o trzech ludzi za dużo. A ten demon nie był jakimś szczególnym okazem. Wiecie jakie panują tu przepisy.
- Panie komisarzu, ja...
- Dobra, dobra! - przełożony przerwał sierżantowi – Nie chce cię zwalniać, bo jesteś najlepszym z najlepszych. Powinieneś się cieszyć, że ratuje ci dupę, narażając własną!
- Ale...
- Moja decyzja jest nieodwołalna! - krępy mężczyzna walnął pięścią w stół – Odejść!
- Tak jest! - wyrecytował Nick, po czym pociągnął kumpla za sobą – Wolne dobrze nam zrobi – dodał, gdy byli już na korytarzu – Popatrz, ile laseczek czeka na podryw! Wszystkie mogą być nasze, możesz przebierać i wybierać!
- Daj mi spokój, nie mam ochoty na mizdrzenie. Vorg poszatkuje mnie na kawałki jak się dowie, że nie będę miał jak mu pomóc wybijać tych cholernych demonów
- Zapomniałem o tym... a właśnie, więc to on był wczoraj w parku, czy nie?
- On. I nie żałuj, że go nie widziałeś.
- Wygląda, aż tak strasznie?
- To diabeł wcielony. Nie wiem tylko czemu nosi maskę... – wsiedli obydwoje do windy nie przestając kontynuować rozmowy.
- Nie wspominałeś, że ma maskę na twarzy – mówił ze zdziwieniem Anensen.
- Ma... ale wczoraj na pewno ją zdjął, bo ugryzł Dearg-due – Len oparł się o ścianę windy – Z brody kapała mu ta smolista substancja przypominająca krew... co ja gadam, ona ściekała cienkimi strużkami... to wyglądało przerażająco i ohydnie zarazem. Część jego okrycia na twarz również była pokryta tą mazią.

[img]http://i35.************/alos35.jpg[/img]

- Zdążyłeś się, chociaż przyjrzeć temu ugryzieniu w ciele zjawy?
- Było ciemno cholera... ale wydawało mi się, że rany są głębokie, gdyż miała rozszarpaną większą część szyi.
Nick przypatrywał się przez chwilę koledze, układając sobie w głowie, to, co usłyszał.
- Gdzie jest ta głowa, którą odciąłeś?
- W laboratorium. A czemu pytasz?
- Bo mam ochotę, dowiedzieć się co nieco o tym tajemniczym demonie.

******
wybaczcie za małą ilość zdjęć ale potwornie się czuje ugh..
__________________
Mój profil na WATTPAD

Ostatnio edytowane przez rudzielec : 12.08.2010 - 13:28
rudzielec jest offline   Odpowiedź z Cytatem