View Single Post
stare 19.08.2010, 14:56   #89
Bush
 
Avatar Bush
 
Zarejestrowany: 05.01.2009
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta
Postów: 441
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: "Łowcy cienia"

Łołki dołki, to w końcu dodaję nowy odcinek.
I chcę jeszcze raz przeprosić, że tak długo go nie dodawałam, nie miałam po prostu możliwości. No i przepraszam jeszcze za post pod postem. I za to, że umieraliście z ciekawości. Oczywiście jeśli komuś się podobało. Chciałam jeszcze za coś przeprosić, ale już nie pamiętam.
I tak podsumowałam sobie wszystko i wychodzi, że jestem naprawdę zła.


Część 2


Patrzę na niego i w jego oczach zauważam coś dziwnego. Jakby tęsknotę pomieszaną troszkę z żalem. Ale nie do innych, tylko do siebie samego. Teraz jest w nim coś ujmującego, coś rozbrajającego, jakby był jeszcze małym dzieckiem, któremu odebrano lizaka. W jego ciemno złotawych oczach maluje się smutek. Tak ogromny, że aż zalewa mnie fala tego negatywnego uczucia.
Nie mogę dłużej na niego patrzeć, bo czuję, że zaraz rzucę mu się na szyję i zacznę go pocieszać, więc spuszczam wzrok. Chase odwraca się i wychodzi z łazienki, by udać się w stronę kuchni. Stoję w miejscu i gapię się na swoje buty, bo nie wiem, co mam zrobić. Chłopak jednak odwraca się.

- Chodź za mną Max, sama przecież nie trafisz do kuchni.
Podnoszę wzrok, ruszam za chłopakiem i razem wychodzimy na zewnątrz. Znajdujemy się teraz w długim korytarzu, również utrzymanym w starym stylu. Ściany są wytapetowane i pokrywają je liczne obrazy przedstawiające sceny mordu i walki, obramowane złotymi ramami. Na jednym z nich zauważam mężczyznę, który jest jakby pochłaniany przez ciemność. Wzdrygam się na ten widok. Nie wiem, co ma on symbolizować, ale nie jest zbyt urokliwy. Zatrzymuję się przy nim na chwilę, lecz po chwili orientuję się, że chłopak jest już daleko przede mną. Dobiegam do niego i próbuję dotrzymać mu tempa, bo idzie dość szybko.
Kieruję się dalej za Chasem, mijając kilka dużych, drewnianych drzwi, potem schodząc po marmurowych schodach i wreszcie wchodząc do kuchni przez ogromny, brązowy łuk. Staję na środku wejścia czekając na polecenia, jednak nikt się mną nie interesuje. Rudowłosa kobieta robi jajecznicę, Chase siada na małym stołku przy blacie, a jakiś młody, czarnowłosy chłopak o śniadej cerze, stoi obok niego i zaczyna konwersację. Wygląda trochę jak jakiś emok, który nie kontroluje swoich emocji, ma wymalowane oczy i swoją postawą przypomina mi jedną postać z pewnej anime, L się chyba nazywał, lecz nie pamiętam dokładnie.
Stoję w miejscu jak idiotka, bo nie wiem, co mam zrobić. Czuję się trochę zagubiona.
Usiąść obok chłopaków, czy może podejść do dziewczyny i zacząć rozmowę? A może po prostu stać, tak jak stoję? W końcu postanawiam wybrać pierwszą opcję. Siadam na stołku obok Chase‘a i zaczynam bawić się swoimi włosami w oczekiwaniu na jajecznicę.
Wtem czarnowłosy chłopak dostrzega mnie.
- A to, co? – Pyta wielce zdziwionym głosem, jakby nigdy w życiu nie widział nastolatki i wysoko podnosi brwi.
- Jestem dziewczyną, jakbyś nie zauważył. Ta ruda też nią jest – odpowiadam oschle i wskazuję głową na gotującą dziewczynę. Nie podoba mi się, w jaki sposób się do mnie zwraca ten chłopak, a Chase chyba to zauważa.
- Raph, przestań. Bądź miły – karci go i lekko trąci go pięścią w ramię.
- Okej, przepraszam, jestem Raphael. Ciekawi mnie tylko to, w jaki sposób się tutaj znalazłaś. Nie słyszałem jak wchodziłaś.


- Właściwie, to nie wchodziłam – mówię. Trochę dziwnie to brzmi, ale taka jest prawda. Nie wchodziłam, tylko zostałam wniesiona. Chyba – No właśnie, jak się tu znalazłam?
- Chase przyniósł cię tu dwa dni temu, w środku nocy –do rozmowy włącza się rudowłosa dziewczyna. - Byłaś nieprzytomna.
Patrzę na Chase‘a, a ten odwraca wzrok, jakby bagatelizował całą sprawę. Jejku, jaki ten chłopak jest skromny!
- To jest Charlie – upomina Raphael i wskazuje kobietę robiącą śniadanie, a ona uśmiecha się promiennie.
- Tak się cieszę, że nie będę tu jedyną dziewczyną – mówi, nadal się uśmiechając i zdejmuje patelnię z palnika. – Świetnie, jajecznica gotowa. – Stawia ją na blacie i sięga na półkę po cztery talerze.
- Okej, ale możecie mi powiedzieć, gdzie jest to „tu”? – Chcę się wreszcie dowiedzieć, co jest tutaj grane.
- Znajdujemy się dwadzieścia kilometrów na wschód od Londynu, w małej wiosce. Nie ma tu prawie nic, tylko jeden sklep i kilka małych domków – odpowiada mi Chase i wzrusza ramionami. – Ale mi to nie przeszkadza.
Kurcze, to strasznie daleko.
- A mi tak. Po prostu wiocha zabita dechami – dodaje Raphael z niesmakiem w głosie. – Dlatego właśnie mamy drugą bazę w centrum Londynu. Tu mieszkamy, gdy w mieście jest mała aktywność demoniczna, a w okolicy wskaźnik morderstw nie przekracza dwóch na dzień. Jutro mamy zamiar się przeprowadzić do drugiej bazy ze względu na pewne okoliczności.
- Co? – Nie wierzę własnym uszom. Jaka aktywność demoniczna? Czy ci ludzie robią sobie ze mnie jaja?
- No, aktywność demoniczna… Wiesz, demony, nieprzyjazne istoty przywołane z zaświatów, najczęściej w procesie Goecji, zabijające niewinnych ludzi i takie tam… - Raphael gapi się na mnie podejrzliwie, potem spogląda na Chase‘a i wskazuje go palcem kładąc łokieć na stole. – Ty nic jej nie powiedziałeś, prawda?
Chase patrzy na Raphaela spode łba.
- Przepraszam bardzo, ale jak zaraz nikt mi nie wyjaśni, o co tutaj chodzi, to stąd wyjdę. Czekam na odpowiedź, ale nikt mi nie odpowiada. Dwóch chłopaków i dziewczyna spoglądają na siebie znacząco. Już mam zamiar wstać, lecz Chase błyskawicznie chwyta mój nadgarstek i zatrzymuje mnie na miejscu.
- Czekaj – mówi. – Po prostu nie jesteśmy do końca pewni, czy nas nie wydasz.
- Jak mam was wydać, skoro nie wiem, kim w ogóle jesteście – głos mi się załamuje. – A z resztą, komu mogłabym o was opowiedzieć?
Nie jestem w stanie normalnie myśleć. Nigdy nie byłam w tak pokręconej sytuacji i mam zamiar jak najszybciej się dowiedzieć, co tutaj jest grane.
- Dobra, już dobra – mówi Charlie. – Jesteśmy Eremem Joseo, tajnym stowarzyszeniem walczącym z demonami i Łowcami Cienia. Zadowolona?

- Wyście wszyscy powariowali – wstaję i kieruję się w stronę wyjścia. – A z resztą, kto nazywałby się Joseo? Jesteście porąbani, i to ostro. – Rzucam jeszcze przez ramię.
- Tylko zauważ – zaczyna mówić Chase, tym swoim nadwymiar opanowanym głosem. – Jeśli wyjdziesz, oni cię zabiją. A Joseo to imię założyciela.
Odwracam się na pięcie i przybieram niemiły wyraz twarzy.
- Jaki Joseo? Jacy ONI?– Pytam i podnoszę ręce w geście zapytania. Jestem bardzo zdezorientowana, nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Nie wiem też, skąd ta cała gromada się urwała, ale na pewno nie z choinki. Jest za niska. Musieli spaść z sosny, żeby tak mocno rąbnąć głową o ziemię.
- Łowcy Cienia. – Raphael wskazuje na duży, ciemny obraz przedstawiający zakapturzoną postać stojącą nad ciałem jakiegoś wykrwawiającego się nieszczęśnika podejrzanie podobnego do Chase ‘a. - Jak cię dopadną, to nie będzie odwrotu. Zamordują cię. Lub wykorzystają do wyższych celów, i dopiero potem zabiją. – Ciarki przechodzą mi po plecach. O czym ten chłopak mówi? Kto chce mnie zamordować?
Chase, widząc moją zdziwioną minę bierze mnie za rękę i pociąga w swoją stronę.
- Zaraz ci wszystko wytłumaczę, ale najpierw musisz coś zjeść. – Sadza mnie na krześle i podsuwa talerz z jajecznicą. Potem nalewa mleka do szklanki i stawia obok jedzenia. – No jedz, inaczej cię stąd nie wypuszczę. Nie chcemy przecież, żeby powtórzyło się to, co miało miejsce w pokoju. – Spogląda na mnie znacząco, a Raphael i Charlie patrzą po sobie ze zdziwieniem.
- Później wam wytłumaczę – mówi Chase widząc miny przyjaciół i robi gest ręką, dając im do zrozumienia, by poczekali.
- Proszę, nie. – Robię błagalną minę i chwytam Chase’a za rękaw. Nie chcę, aby ci ludzie słyszeli, że rzygałam na całego w ich łazience.
- Jak sobie życzysz, panno Max – Chase lekko się kłania, a ja spostrzegam rozczarowanie na twarzach Charlie i Raphaela. Pewnie, dlatego, że chcą się dowiedzieć, co stało się w tamtym pokoju. Jednak Chase jest zbyt uprzejmy, by im to wyjawić. Każdy normalny człowiek już dawno by to wygadał, a ten chłopak nie wydaje mi się do końca normalny. Ale nie w ten zły sposób. Właśnie w ten dobry i taki… zachwycający. Nigdy przedtem nie spotkałam kogoś podobnego.
- Dzię… - już chcę powiedzieć to słowo, ale w porę się powstrzymuję. Nie mam pojęcia, dlaczego Chase nie chce, aby mu dziękować, ale na pewno ma ku temu jakiś poważny powód.
Zabieram się za jedzenie jajecznicy, która okazuje się nawet smaczna. Nie jest spalona, ale tak jakoś dziwnie zwarta. Nie wiem, od czego to zależy, ale najważniejsze, że jest zjadliwa.

Wypijam jeszcze mleko i wstaję, by zanieść brudne naczynia do zlewu. Charlie zatrzymuje mnie w połowie drogi.
- Pozwól, ja to wezmę. – Z uśmiechem bierze ode mnie talerz i szklankę, po czym zgrabnie umieszcza je w zmywarce.
- Dobra, jestem gotowa, możesz mi teraz wszystko wytłumaczyć – zwracam się do Chase ‘a, a ten wychodzi z pokoju, dając mi gestem znak, do pójścia za nim. Wychodzę z kuchni i udaję się w głąb korytarzy za blondynem.
Idziemy w milczeniu, żadne z nas nie wie, co powiedzieć. No, może ja nie wiem, co powiedzieć, bo Chase najwyraźniej nie chce teraz rozmawiać.
Idzie jak normalny nastolatek, z rękami w kieszeniach luźnych spodni, nie wyglądając wcale na osobę, która posługuje się takim innym językiem.
Ale jak głębiej się zastanowić, to ten język wcale nie jest inny. Jest po prostu eminentny. Używa dokładnie tych samych słów, co każda inna osoba, tylko zupełnie inaczej dobranych w zdania. Niesamowite, że taki drobny szczegół, jak sposób mówienia, może mieć wpływ na postrzeganie człowieka. Chase wydaje się byś taki dostojny, opanowany i cierpliwy. Szkoda, że ja jestem zupełnie inną osobą. Wcale nie jestem dostojna, tylko niezdarna, porywcza, awanturnicza i nie mam za grosz cierpliwości. No cóż, najwyraźniej jesteśmy dokładnymi przeciwieństwami. Ja mam czarne włosy, a on jasny blond ze złocistymi przebłyskami. Ja mówię dużo i bez sensu, on tylko tyle, ile potrzeba. Ja lubię nowoczesność, on ongisiejszość. Ja żyję w świecie ludzkim, on w wyimaginowanym. Chyba, że o czymś nie wiem i właśnie idę na spotkanie z tą prawdą. Wtedy to właśnie ja będę żyła w świecie fantasmagoryjnym, a on w tym prawdziwym, tym, bez żadnych tajemnic…
Poczekamy, zobaczymy. Szkoda tylko, że nie mogę się już doczekać, kiedy to nastąpi.
- Hej – zagaduję, - czy Charlie cały czas tak suszy zęby?
Chase robi bardzo zdziwioną minę.
- Co robi? – Pyta i zatrzymuje się w pół kroku. Ledwo, co zdążam wyhamować, zanim wpadam na ścianę.
- No, szczerzy się. – Z twarzy Chase‘a nadal nie schodzi wyraz zdziwienia. Ale muszę zauważyć, że słodko wygląda, jak czegoś nie wie.
- Uśmiecha się – Tymi słowami rozjaśniam całą sprawę, opuszczając ręce w geście załamania. Chase ‘owi łagodnieją rysy twarzy. Nie widziałam jeszcze, aby ktoś nie znał zwrotu „szczerzyć się”.

- Tak – odpowiada na moje pytanie, które w końcu rozumie. – Charlie często się śmieje, ponieważ jest bardzo radosną osobą. Nigdy nie brak jej optymizmu. – Chłopak śmieje się pod nosem, nie wiem, dlaczego. – Nigdy – powtarza, jakby przypomniał sobie jakąś miłą sytuację z jej udziałem tej dziewczyny.
Już chcę zapytać, co to za wydarzenie tak go rozśmieszyło, lecz stwierdzam, że i tak by mi nie odpowiedział, albo powiedział coś w stylu: „Pewnego dnia wszyscy byliśmy zdołowani, a ona nas pocieszała”. Jak miał to w zwyczaju – krótko, zwięźle i na temat. Bez zbędnych informacji. Tylko same fakty.
Mam nadzieję, że z biegiem czasu trochę się otworzy. Oczywiście, jeśli będzie mi dane jeszcze kiedyś go zobaczyć.



Mam nadzieję, że się podobało i obiecuję, że nowy odcinek będzie niedługo!
__________________
Bush jest offline   Odpowiedź z Cytatem