View Single Post
stare 21.08.2010, 12:46   #106
Bush
 
Avatar Bush
 
Zarejestrowany: 05.01.2009
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta
Postów: 441
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: "Łowcy cienia"

Rozdział 3: U wrót piekieł

Część 1


- To było siedem lat temu – teraz na jego twarzy nie gości ból, tylko powaga. – Miałem dziesięć lat i bardzo chciałem zagrać z tatą w baseball. Gdybym tylko wiedział… - krzywi się jakby zobaczył zdechłego szczura. – Oh, czemu byłem taki niemiły? – Mocno zaciska powieki, by powstrzymać łzy napływające mu do oczu. Lekko potrząsa głową i otwiera je. Ma mokre rzęsy. Najwyraźniej zrobiłam najgłupszą rzecz, jaką mogłam teraz zrobić. Zapytałam go o coś, o czym za wszelką cenę próbował zapomnieć. Karcę się w myślach, a żal wypełnia mi całe serce. Nie mogę patrzeć na cierpienia tego chłopaka.
- Nie musisz… - zaczynam, lecz przerywa mi. Jest mi strasznie głupio.
- Nie. – Ton jego głosu jest stanowczy. – Chcę, żebyś wiedziała. – Pociąga nosem i kontynuuje. – Jak już mówiłem, chciałem zagrać z tatą w piłkę, lecz on stwierdził, że nie ma dla mnie czasu. Z reszta jak zawsze. Nigdy ze mną nie grał, bo miał coś lepszego do roboty. Cały czas siedział przy laptopie i książkach szukając jakiś informacji, a ja nie wiedziałem, jakich. No i się pokłóciliśmy. O tak drobną i bezsensowna rzecz jak gra w piłkę. – Chase przełyka ślinę, jakby próbował zdławić w sobie kolejną falę rozpaczy, a głos mu się załamuje. – Pobiegłem, więc do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Obudziłem się dopiero wieczorem, gdy było ciemno, i najwyraźniej odcięto nam prąd.
Nagle do mojego pokoju wpadł tata i rzucił, że musimy uciekać. Nie wiedziałem, co się dzieje, ale wykonałem polecenie ojca. On poszedł do kuchni po jedzenie, ale gdy ja tam przyszedłem widziałem tylko ciemna postać mordującą mojego ojca. Usłyszałem tylko jego ostatnie słowa: „Nie pozwól, aby zgasło światło.” – Chase wzdycha ze smutkiem i żałością.

- I uciekłem. Tak po prostu, uciekłem. Nie próbowałem mu nawet pomóc. Nie rzuciłem się na oprawcę taty i nie uratowałem mu życia. Myślałem tylko o sobie. – Widać, że Chase bardzo żałuje tego, co się wydarzyło tamtego dnia. Jego mięśnie twarzy są napięte, a ręce mocno trzymają kierownicę. Oddech ma płytki, a powieki lekko przymrużone. – Dlatego uważam, że dobrze zrobiłaś, chcąc ratować swojego brata. Nawet, jeśli skończyło się to tak źle. Najważniejsze, że próbowałaś.
- Bardzo mi przykro z powodu twojego taty, ale nie powinieneś się obwiniać za jego śmierć – odzywam się. Jest mi tak smutno, że nie mogę normalnie mówić przez cisnące się w oczy łzy. Gardło mnie piecze, ale jakoś powstrzymuję się od płaczu. Dobrze wiem, co Chase teraz czuje. Nieopisany ból i cierpienie, rozdarcie wewnętrzne, które potęgowało się, kiedy byłam jeszcze mała. Wiem, bo sama też tego doświadczyłam. Też obwiniałam się za śmierć mojego ojca. Też byłam małą dziewczynką, kiedy to się stało. Miałam zaledwie dwanaście lat. Też nie mogłam się z tym pogodzić, że tata dostał zawał, akurat w te noc, w którą zostałam z nim sama w domu, bo mama była na jakimś spotkaniu czy konferencji. Aż do czasu, gdy ktoś mi nie powiedział: ”Śmierć jest nazbyt pewna, zapomnijmy ją”. Wiedziałam, ze popełniam ogromny błąd obwiniając się. Uświadomiłam sobie, że to nie moja wina. Przecież na każdego w końcu przyjdzie czas. Prędzej czy później i tak wszyscy umrzemy, i przysporzymy tym naszym najbliższym cierpienia. Tylko, dlatego nie chcę umierać. Bo skrzywdzę jedyne osoby, na których mi zależy.
A teraz mam zamiar podzielić się tą wiedzą z Chasem.
-”Śmierć jest nazbyt pewna, zapomnijmy ją” – wypowiadam te słowa dość cicho, ale na tyle głośno, by Chase je usłyszał. Widocznie podziałały. Chłopak prostuje się na siedzeniu i otrząsa się z nadmiaru negatywnych emocji, jakby przyjął moją radę do serca. – I pamiętaj – dodaję, - byłeś tylko dzieckiem, nic nie mogłeś zrobić. Gdybyś podjął jakieś działanie, zginąłbyś razem z ojcem. Nie uratowałbyś mi życia, bo sam byś już gryzł ziemię.
- Może byłoby nawet lepiej – mówi cicho Chase.
- Co?! – Jestem oburzona jego postawą.

Wolałby żebym już nie żyła?! Robię urażoną minę i zakładam ręce na piersiach, lecz tego Chase nie może dojrzeć, bo jestem przykryta kocem.
- Źle się zrozumieliśmy – poprawia chłopak spokojnym głosem i spogląda na mnie smutno. Podnoszę prawą brew czekając na dalszą część wypowiedzi. – Chodzi mi o to, że powinienem zginąć razem z nim. – Czuję się jakby ktoś zdzielił mnie dłonią w twarz.
- Nie wolno ci tak myśleć! – Niemalże krzyczę i ze złości zrzucam przypadkowo koc. Po moim ciele przepływa mi fala przenikliwego zimna. Szybko sięgam po przykrycie i się nim szczelnie opatulam. – Ty chyba miewasz skłonności samobójcze – zauważam już po ochłonięciu. Chłopak robi zniesmaczoną monę, jakby był obrzydzony samym sobą.
- Czasami… - wypowiada nieco zawstydzony. – Ale nie mów nikomu, a w szczególności Charlie. Zamknęłaby mnie w pokoju do końca życia.
- A kim ona jest dla ciebie? – pytam zaciekawiona.
- Siostrą przyrodnią. Kiedy uciekłem z domu nie miałem, dokąd się udać, więc odwiedziłem sierociniec. Spędziłem tam rok, a potem zostałem adoptowany przez rodzinę Charlie. Zajęli się mną jak własnym synem. Ale ja się nim nie czułem. Cały czas myślałem o ojcu i tym strasznym oprawcy. Postanowiłem, więc dowiedzieć się czegoś więcej o przyczynach jego śmierci. – Nie odrywając wzroku od drogi kontynuował. – Przeszukiwałem wiele ksiąg, archiwów i innych źródeł, lecz niczego nie znalazłem. Ale jak skończyłem piętnaście lat udałem się z powrotem do rodzinnego domu, by tam czegoś poszukać. Była to właściwa decyzja. Dowiedziałem się, że mój tata należał do tajnego stowarzyszenia zwalczającego złe moce, zwanego Eremem Joseo. Buntował się on przeciwko Łowcom Cienia i kierował ruchem ich zwalczającym. A cały czas ślęczał przy książkach szukając jakiegoś sposobu, by mnie chronić. Nie chciał, żebym kiedykolwiek dowiedział się o nadprzyrodzonym świecie zamieszkałym przez demony, Nefile i inne złe stworzenia. Mogłoby się zdawać, że skoro są złe demony, to są też dobre, jak we wszystkich bajkach opowiadanym dzieciom na dobranoc. Jest to złudne stwierdzenie. Nic bardziej mylnego. To ludzie są właśnie tymi dobrymi stworzeniami, mającymi bronić świat przed złem. Szkoda tylko, że są tak słabi i bezsilni, by móc im się przeciwstawić. – Wzrusza ramionami, jakby bagatelizował całą sprawę i sytuację, w jakiej znajdują się ludzie. W tym on.

Może jest to mądra wypowiedź, jednak dla człowieka, który nie jest przy zdrowych zmysłach. Kto teraz wierzy w demony, duchy i inne takie?
- A ty nie jesteś słaby? –Pytam, bo przecież sam powiedział, że ludzie są bezsilni. - Proszę, tylko nie mów, że nie jesteś człowiekiem – robię przerażoną minę, ale tylko dla jaj. Wiem, że musi byś człowiekiem, inaczej nie miałby uczuć, a z tego, co przed chwilą doświadczyłam, można wywnioskować, iż jest nim w stu procentach.
- Nie, nie jestem człowiekiem. – Gdy to mówi jego mina nie zmienia się, jakby mówił prawdę. A może to jest prawda? Moja mina rzednie, staję się blada i nie mogę złapać tchu. Oczy szeroko mi się otwierają ze zdziwienia.
- Ty… to… nie – jąkam się, nie wiem, co powiedzieć. – To niemożliwe. Wyciągam palec i szturcham go, żeby sprawdzić, czy nie jest duchem, lecz nic się nie dzieje, mój palec zatrzymuje się tam, gdzie powinien się zatrzymać, kiedy dotyka się człowieka.
Chase widząc mój wyraz twarzy zaczyna się tak donośnie śmiać, że nie mogę uwierzyć, że nie rozsadziło mu jeszcze płuc. Czuję się strasznie głupio. Jak mogłam pomyśleć, że nie jest człowiekiem? Przecież sam powiedział, że istnieją tylko złe demony, a on na pewno nie jest zły. Oczywiście, jeśli jakieś potwory by istniały, bo nie istnieją. Spuszczam głowę i zaczynam nerwowo przygładzać nierówności koca.
- Oj, przestań – mówi Chase robiąc gest ręką, dając mi tym do zrozumienia, że to był tylko głupi żart i nie mam się przejmować. – Nie chciałem cię w żadem możliwy sposób urazić, panno Max.
- Mów mi Max, tylko Max. – Podnoszę wzrok i wpatruję się w jego roześmiane oczy. Nigdy nie widziałam, aby tliły się w nich tak wielkie iskierki radości. – Proszę - dodaję jeszcze, by potraktował moją prośbę poważnie.
- Naturalnie, Max – artykułuje Chase, podkreślając moje imię. – O, popatrz. Dojechaliśmy. – Wskazuje ręką wznoszący się przed nami ogromny budynek, wystylizowany na dziewiętnasty, może osiemnasty wiek. Wygląda jak mały pałacyk, nieco podniszczony i niezadbany, ale i tak robi duże wrażenie. Aż zapiera mi dech w piersiach.

- I ty tu mieszkasz? – Pytam zdziwiona, wskazując palcem na budynek.
- Tak, razem z Charlie i Raphaelem – odpowiada. – I jakbyś się pytała, Raph jest tutaj tylko gościem. Powinien teraz przebywać w Londynie, ale uparł się, aby pojechać z nami, bo nie ma tam nikogo znajomego. Jest tutaj nowy, więc to zrozumiałe.
- Mówiąc „tutaj” masz na myśli Erem Joseo, tak? – Czuję się jakbym rozmawiała z idiotą. Przecież nie istnieje nic takiego jak Erem.
- Tak – rzuca Chase i wysiada z samochodu zaparkowanego przed samym wejściem. Wysiadam więc i ja.
- A ty, jak zostałeś przyjęty do tego stowarzyszenia? – Pytam złośliwie idąc za chłopakiem zmierzającym w stronę wejścia. Jest dość szybki, więc muszę do niego dobiec, co jest dość trudne, gdy jestem owinięta mokrym kocem.
- Nie bez powodu rodzice Charlie zaadoptowali akurat mnie – uśmiecha się podstępnie i wchodzi do środka.
- A o co chodzi z… - próbuję zapytać, lecz Chase przerywa mi.
- Pytania za chwilę, jak znajdziemy się sami.
- Nie – mówię stanowczo. – Ja muszę to wiedzieć teraz. – Zatrzymuję się raptownie, a Chase odwraca się na pięcie i patrzy na mnie tymi swoimi przenikliwymi, ciemnymi oczami.
- O co chciałaś mnie zapytać? – Mówi miękkim głosem.
- Co oznacza ten czarny kamień, który dostałam, a ty się tak bardzo zdenerwowałeś? – Pytam, bo coś najwyraźniej jest z nim nie tak. Chyba nie oznacza nic dobrego. Chase zastanawia się przez chwilkę, bo nie wie jak odpowiedzieć, a we mnie wzbiera się coraz większą niecierpliwość, więc zaczynam tupać nogą. Podnoszę brwi w oczekiwaniu, a Chase w końcu postanawia mi odpowiedzieć, i jak się mogłam spodziewać, wali prosto z mostu.
- Łowcy Cienia chcą cię zamordować – mówi, jakby była to najzwyklejsza rzecz, taka, o która nie należy się martwić. Raptownie zaciągam się powietrzem.
- Co? – Jestem zdolna powiedzieć tylko to, bo na więcej słów braknie mi tchu.

Może coś takiego jak Łowcy Cienia nie istnieje, ale sam fakt, że ktoś chce mnie zamordować jest przerażający. A może ci cali Łowcy, to jakaś mafia, albo coś w tym guście? Tak, to na pewno mafia. A perspektywa śmierci z rąk mafiozo nie jest zbyt przyjemna.
- No, tak – nadal ton jego głosu jest nieporuszony. – Właśnie, dlatego moim zadaniem jest cię chronić. Przy mnie nic ci nie będzie.
Chłopak widząc moje zdenerwowanie podchodzi i oplata mnie jednym ramieniem, by dodać mi trochę otuchy, jednak to nie pomaga. Wiem, że skoro te potwory polują na mnie, nie zawahają się skrzywdzić również Jareda.
- A mój brat, co z nim? – pytam. Po twarzy Chase ‘a przebiega cień niepewności, ale zaraz potem przybiera stanowczy wyraz twarzy.
- Nic mu nie jest, uwierz mi. – Jego słowa wydają się prawdziwe. Szkoda tylko, że jakoś nie mogę w nie uwierzyć.
__________________
Bush jest offline   Odpowiedź z Cytatem