Odcinek 5 - ostatni odcinek kończący 1 serię.

Poród Alexa Andrews trwał 8 godzin i 32 minuty. Przez cały ten czas Lilly McLous myślała o swojej przyszłości, nie skupiała się na dziecku. Zadawała swojej głowie tysiąc pytań. Na żadne nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. O godzinie dwudziestej pierwszej szesnaście młoda mama wróciła wraz ze swoim skarbem do domu.

Tej nocy Alex Andrews spał dosyć niespokojnie. Jego świeżo upieczony tatuś miał jutro urodziny. Wyjątkowe, bo aż sześćdziesiąte drugie. W pokoju Alexa gromadził się zapach nowo zakupionych pieluch i najdroższego olejku dla dzieci jaki kupiła mu ciocia Alice. Lilly tego wieczoru po raz pierwszy poczuła w sobie potrzebę bliskości. Delikatnie tuliła Alexa, dotykając jego głowę, wpatrując się w niego bawiła się w ‘jak bardzo jest podobny do Beau’. Po cichu liczyła, że jej pociecha odziedziczy charakter po matce. Cała Lilly. Następnego dnia słońce zawitało do domu przyjaciół. Pomoc domowa, znany homoseksualnej części miasta Rick zamówił tort oraz zorganizował zabawę dla Beau oraz jego gości.

Beau stał się emerytem, z ogromną chęcią porzucił pracę, by zająć się małym Alexem, dając Lilly możliwość rozwoju. Gdy zostały zdmuchnięte cyfry sześć i dwa Beau pomyślał dwa życzenia. Pierwsze to zapewnienie Alexowi dobrego startu w przyszłość, a drugie to przeżycie Lilly. Mam nadzieję, że to mu się nie uda. Lilly, będę trzymać za ciebie kciuki.

Po chwili we czwórkę zasiedli przy ogrodowym stole. Śmiejąc się i rozmawiając, wspominając pierwszy rok wspólnie spędzony. Każdy z nich miał wspaniałe nadzieje, tylko Robert miał posępną minę. Jego głowa wrzała od myśli:
„Oby szybko wykitował ten stary pierd. Przykro mi z powodu Alexa, jest bękartem. Nie mam pojęcia co teraz myśleć o Lilly, może powinna go rzucić? Zostać z Alexem i spakować walizki Beau. Przecież on nic nie osiągnął. Marna emerytura, czterdzieści kilka simdolarów dziennie. Co on może zapewnić tej rodzinie? No co?”
- Słuchajcie kotki, ja lecę do ratusza, bo dzisiaj mam sesję zdjęciową z nowonarodzonymi dziećmi. Ja jako burmistrz nie mogę się spóźnić.
- Trzymaj się złotko. –powiedziała Lilly i pomachała uprzejmie.

- Witaj mała! – powiedziała grubsza simka. Alice miała o niej złą opinię na samo przywitanie. Jak można się tak witać z burmistrzem?
- Yyyy, dzień dobry! Z kim ja będę pozować razem z dziećmi? – zapytała nerwowo Alice.
- Z Nickiem, to ten w fioletowym irokezie, jest bardzo twarzowy powiem ci szczerze.
Alice spojrzała w swoje prawo i zrobiło jej się nie dobrze. Czuła, że ośmieszy się w tygodniku „Mam Mamę”. Lecz wiedziała w sercu, że nikt nie zdoła zrujnować jej dzisiejszej skrytej euforii. Tak, pani Alice Stefansky miała wziąć dziś ślub. Moja Alice. Po skończonych zdjęciach Alice udała się do fryzjera, a później do domu by zakończyć przygotowania do ślubu.

Nie miała pojęcia, czy dobrze postępuje. Czy wychodzi za odpowiedniego człowieka, czy będzie w stanie jej zapewnić bezpieczną podróż życia.
- Alice Stefansky, czy bierzesz tego człowieka za męża?
- Tak, biorę.
W tym momencie Alice poczuła to, czego jej brakowało przed kilkoma godzinami. Pewność, że wychodzi za wspaniałego mężczyznę, który da jej ogromne szczęście.