Temat: Przeznaczenie
View Single Post
stare 01.10.2010, 17:59   #21
Nyks
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Przeznaczenie

Mili państwo, zbliżamy się do końca

ROZDZIAŁ III
Część 2 - spojrzenie w przeszłość

Seth był prawie pewny, że na tym się nie skończy, więc trwał w bezruchu i milczeniu. Chciał usłyszeć ciąg dalszy, a jakiekolwiek działanie mogłoby ją po prostu spłoszyć. W końcu zaczęła mówić, a jej głos był tak cichy, że musiał dobrze się wsłuchać, by wyłowić każde następne słowo.
- Nie zawsze siedziałam tu zamknięta. Trzy lata temu chodziłam jeszcze do ogólniaka, chociaż nie za bardzo mi się to uśmiechało. Ludzie byli dziwni albo jak byłam dziwna, cholera wie. Nie przyjaźniłam się z nikim, bo wyszłam z założenia, że skoro umarli moi rodzice, dziadkowie i tak dalej, to ja też niedługo zejdę. Więc sobie używałam. Sex, drugs and rock’n’roll, jak to się mówi. Oczywiście nie podobało się to Rose, ale to był taki okres, kiedy wszystko i wszystkich miałam w dupie. I pewnego pięknego wieczora zrobiliśmy sobie imprezę w opuszczonym magazynie. Wszystko byłoby okej, ale jakiś idiota przerwał jakiś kabel, ktoś później wylał na to coś tam i był pożar. A jak przyjechała straż pożarna, to i od razu psy.
Zamilkła, wyciągając kolejnego papierosa. Sethowi przemknęło przez myśl, że jeszcze kilka lat i umrze na raka płuc. Za to ona dziękowała w duszy odkrywcy tytoniu, bo to tylko dzięki niemu mogła skupić się na czymś innym, żeby nie wybuchnąć płaczem. Kiedy zaciągnęła się porządnie i wydmuchała dym, podjęła opowieść.
- Znaleźli amfetaminę, ziółka, od cholery wódki i piwa, ogółem alkoholu i wielu, wielu nieletnich. W tym mnie. Nie pamiętam nawet, jak mnie przesłuchiwali, tak byłam pijana. Ale podobno obrzygałam dwóch policjantów, z czego jestem dumna. Żeby tego było mało, to jakiś, kurna, fajfus, podrzucił mi torebkę heroiny. Dość sporą. I oczywiście było na mnie, jak łatwo się domyślić. Proces jakiś tam miałam, ale pamiętam z niego tyle, że naplułam na sędziego, bo zmulali mi mózg jakąś morfiną czy czymś, bo teoretycznie byłam nadpobudliwa. Wyrok był dość pobłażliwy, a mianowicie pół roku w zakładzie poprawczym. I tam poznałam Freddiego. Ten chłopak… rany, to był istny anioł. Wsadzili go za handel, ale sam nie brał. Okaz zdrowia, przeziębił się może ze trzy razy w życiu, a nic poza tym. I do tego był taki… jak z nim rozmawiałam, to… tak sam mi się uśmiech na ustach pokazywał. Potrafiłam przestać wspominać całą tą chorą przeszłość i nie myśleć o przyszłości –liczył się tylko on, tu i teraz. Wszystko było dobrze, dopóki nie uświadomiłam sobie, że go kocham. Zachorował błyskawicznie, wywieźli go do szpitala, a ośrodek informowali o stanie zdrowia, toteż i ja wiedziałam wszystko. Gorączka, a potem ślepota. Więcej nie musiałam wiedzieć, żeby uświadomić sobie, że to przeze mnie. Freddie zmarł trzy dni po tym, jak wystąpiły pierwsze objawy. Miał dziewiętnaście lat, ku*wa, dziewiętnaście! Zabiłam go!
Fajka wyślizgnęła się spomiędzy jej palców i wpadła, na szczęście, prosto do popielniczki. Lilith osunęła się po ścianie na podłogę, przy okazji odwracając się przodem do Setha. Twarz miała czerwoną i mokrą od łez, a oczy spuchnięte. Objęła kolana ramionami i oparła na nich podbródek. Łzy powoli skapywały na podłogę, głucho uderzając o zimną powierzchnię.
Szatyn podszedł do niej i ukucnął obok, by po chwili odgarnąć zmoczony kosmyk przylepiony do twarzy.
- Nie zabiłaś go, Lilith – szepnął, całując ją w policzek. Tylko delikatnie ją musnął, a poczuła, jak ciepło rozchodzi się w miejscu, którego dotknął. Nie było to złe ciepło, gorąco od łez, tylko dobre, przyjemne. Mógłby ją tak całować wieczność. A jednak wiedziała, że zasługuje na karę, karę za te wszystkie osoby, które przez nią nie żyją, więc odchyliła się nieznacznie.
- Zabiłam. Zabiłam Freddiego. Zabiłam go, bo go kochałam. Dlatego nie chcę kochać ciebie – chlipała. Chociaż patrzyła wprost na niego, ledwo widziała zmartwienie w oczach chłopaka, bo świat przysłoniła kurtyna łez.
- Wszyscy, których kocham, wszyscy, na których mi zależy. Wszyscy umierają – wychrypiała, ocierając łzy – Zostaw mnie, Seth. Proszę cię, zostaw mnie, do cholery.
- Ale…
- WY-NOŚ-SIĘ! – krzyknęła i schowała twarz między ramionami, pogrążając się w kolejnym napadzie płaczu. Nie usłyszała, kiedy wyszedł, po prostu to wiedziała. Czuła, że go brakuje. Czuła zimno.


[IMG]http://i56.************/oh4fnc.png[/IMG]

*

Chciała wiedzieć więcej. Wiedzieć, dlaczego odeszli wszyscy, których kochała. A Seth jej to uniemożliwiał. Więc kiedy tylko Rose przestąpiła próg domu, Lilith stała w przedpokoju niemal na baczność. Chociaż ciemnoskóra powitała ją z niewinnym, ciepłym uśmiechem, Lil wiedziała, że nie może odpuścić. Nie tym razem, nie znów.
- Pamiętam wszystko, Rosalie. I chcę wiedzieć, co tu się dzieje. Teraz – zażądała twardo. Rose zmarszczyła brwi, zdając sobie sprawę, że okłamywanie jej nic nie da, że jest za późno. Westchnęła tylko i wskazała na kuchnię. Czarnowłosa posłusznie udała się w jej kierunku i zajęła jedno z krzeseł przy stole. Rosalie w milczeniu odłożyła dwie papierowe torby (zapewne dzisiejszy obiad) na blat kuchenny i usiadła obok niej.

[IMG]http://i53.************/2dgp4zn.png[/IMG]

- Kiedy się urodziłaś, miałaś włosy koloru podobnego do moich – zaczęła siwowłosa, uśmiechając się lekko, a Lily zrobiła zdziwioną minę. Ale nie przerwała – Tak, taki jasny blond, że aż raził. A oczy? Zielone. Nie, nie zielone. Szmaragdowe. Po Cassandrze, twojej matce. Włosy po ojcu, Michaelu. Był półkrwi Szwedem, wszyscy obstawiali, że będziesz miała jasnoniebieskie oczy, ale jednak geny Cassie były silniejsze. Wyglądałaś jak mały aniołek. Rodzice wybrali dla ciebie imię Angelina. Angie. A potem zaczęło się prawdziwe piekło. Wierz mi lub nie, ale taka była prawda. Trzy dni po urodzeniu zmarłaś.
Lilith nabrała powietrza z sykiem. Takiej informacji się nie spodziewała. Umarła? Jak to? Przecież… żyje. A to imię? Angelina? Więc skąd wzięło się ‘Lilith’?
- Tak, twoi rodzice byli strasznie załamani, kiedy leżąc w malutkim łóżeczku szpitalnym, przestałaś nagle oddychać. Lekarze próbowali reanimować dzieciątko, ale było to na nic. Dopiero kiedy zapadła noc, w równe sześć godzin później mała klatka piersiowa uniosła się. Lekarze twierdzili, że to cud. Rodzice nie posiadali się z radości. Tylko ja wiedziałam, że to przekleństwo. Byłam tam razem z nim, kiedy otworzyłaś oczka. I nie były już zielone. O, nie. Były czarne, podobnie jak włosy. Czarne jak noc, podczas której odzyskali córeczkę.
Co było potem? Chyba się domyślasz. Wszyscy po kolei umierali. Najpierw Cassie, potem Michael. Kilkanaście dni później zachorowali twoi dziadkowie, z obu stron. Następnie brat taty, jego żona, ich dzieci…
- Wystarczy, zrozumiałam.
- Tak. Kiedy skończyłaś pół roku, nie żył już nikt z twojej rodziny. Wtedy pojawiła się Felice. I dzięki niej dowiedziałam się prawdy.
- Jakiej prawdy? – spytała z lekką obawą w głosie czarnowłosa. Rose przełknęła ślinę i spuściła wzrok, unikając tym samym jej spojrzenia.
- Prawdy o tobie. Prawdy o tym, że nie żyjesz.
Cisza.
Urywany oddech dziewczyny zamienił się w płytkie sapanie. Brzmiało to absurdalnie, ale jakiś wewnętrzny głos mówił jej, że to wcale nie bajka. Ścisnęła w dłoni szklankę stojącą na stole tak mocno, że ta pękła i rozsypała się na milion kawałeczków, przy okazji raniąc jej dłoń. Skrzywiła się i syknęła, strzepując z ręki pozostałe szkło. Rosalie nawet nie drgnęła, by jej pomóc, toteż Lilith posłała jej pretensjonalne spojrzenie.
- Ona nie pozwoli, żeby ci się coś stało – westchnęła smutno, unosząc wzrok. Był pusty, pozbawiony jakichkolwiek uczuć. Tak beznamiętny, że sama Lil się go przestraszyła.
- Kto? – wykrztusiła w końcu, spoglądając na krwawiące ranki. Ku jej zdziwieniu, krew powoli przestawała lecieć.
Jedno słowo.
Krótkie, jakże treściwie, zawierające w sobie część historii świata.
Imię.
- Lilith.
- To przecież ja.
- Ciebie tam od dawna nie ma, kochanie – do oczu czarnoskórej napływały łzy. Jej twarz, naznaczona wieloma zmarszczkami, ale zawsze pogodna, teraz wyglądała bardzo staro.
-Rose, proszę cię. Przestań pieprzyć głupoty – chciała, by jej ton brzmiał lekceważąco. Ale nic nie mogła poradzić na drżenie głosu, ani szkliste oczy.
- Lilith była opisywana w Biblii chrześcijańskiej jako pierwsza żona Adama, a późniejsza nałożnica Lucyfera. Ale Piekło jej nie wystarczyło. No i postanowiła zejść na ziemię. To było już dawno. Przenosiła się z ciała do ciała. A teraz nadarzyła się sposobność – zakleszczyć się w ciele świeżo zmarłego dziecka, w dodatku dziewczynki przypominającej aniołka. Nie kręć głową. Ja też z początku nie uwierzyłam. Dopiero kiedy zorientowałam się, że nie chodzi o to, że jesteś za mała, żeby reagować na imię… Choć z niechęcią, spróbowałam zawołać do ciebie „Lilith”. Odwróciłaś główkę i spojrzałaś na mnie tymi swoimi wielkimi, czarnymi jak węgiel, oczami. Miałaś wtedy trzy latka. Ponad dwa zajęło mi przyswojenie informacji Felice, dwa lata…
- Co ma do tego Felice?
- Ona… Ona i jej przodkowie mają za zadanie wytropić Lilith. Bo widzisz, ona uwolnić może się tylko poprzez śmierć „naczynia”. Do tej pory ani razu nie udało się im znaleźć jej w tak młodym wieku…
Nagle Rose zamilkła, a Lily zajęło zaledwie kilkanaście sekund, żeby skojarzyć, dlaczego jej opiekunka nie dokończyła myśli. Felice jest tu, by ją zabić. Do spółki z Sethem.
Trudno było jej w ostatnich czasach powstrzymywać łzy. Tak, zaczęło się to od niespodziewanej wizyty obcego chłopaka w jej pokoju. Potem dużo myślała o tym, co zdarzyło się z Freddiem, co natychmiast powodowało kolejne fale płaczu.
- Nie rozumiem – powiedziała cicho, nieświadomie kręcąc głową – Przecież… To ja. Ja, nie ona. Mogę myśleć normalnie, nie jestem zła, nie zabijam wszystkich celowo. Nie rozumiem…
- Angelina żyła całe trzy dni. W tym czasie ciało zdążyło dopasować się już do duszy, więc kiedy została z niego wypędzona… To tak jak z gliną. Kiedy uformuje się ją i wypali – pozostaje nieruchoma. Jakaś cząstka Angie pozostała w tym ciele i tą cząstką jesteś właśnie ty. Ale to, że przez tyle lat pozostajesz aspołeczna, że wylądowałaś w poprawczaku, że nie znasz jakichkolwiek barier moralnych… To Lilith. Jest tam. I będzie zabijać kolejnych ludzi.
- Dlaczego ty nie umarłaś?
- Sama nie wiem. Spodziewałam się, że umrę. Nawet byłam na to przygotowana. Ale mijały dni, miesiące, w końcu lata i śmierć nie przychodziła. Zrozumiałam, że to swego rodzaju dar.
- To dobrze. Bo bez ciebie… - więcej nie była w stanie powiedzieć. Z jej oczu popłynęły łzy. Wstała i rzuciła się w ramiona Rosalie, wtulając twarz w jej białe włosy od zawsze pachnące miętą.
Świat niedługo miał się skończyć.

[IMG]http://i53.************/2zsmio3.png[/IMG]
  Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.