apff... nie wiem, co mam powiedzieć właściwie. Bo jednocześnie mi się podobało i nie podobało. Pierwszą rzeczą, którą skrytykuję, była długość. Jako że przeczytałam wszystkie poprzednie odcinki na raz, to strasznie jestem zdziwiona, że ten taki krótki. Po drugie, Marco się rozlazł. Raczej... no, chodzi o to, że się taki płaczek zrobił i non stop się nad sobą użala. Ja wiem, że się zakochał, ale bez przesady!
Teraz plusy.
Fakt, że Takeda padł sztywny pod koniec mi się spodobał. Już się bałam, że się schla jak głupek i tak dla odmiany przeleci Emkę ;]
Po drugie, ta nieszczęsna Alia

mi się tam bardzo taki 'sugestywny' opis podobał, niech nikt z siebie świętoszka nie robi i nie udaje, że się wstydził czytać!
I na koniec zostawiłam sobie właśnie Emmanuelle. Niby jest okej i w ogóle, ale czuję, ze jednak niezłe z niej ziółko. Ale zapałałam sympatią do tej czarnowłosej osóbki. Wydaje się dużo żywsza i taka mniej... flegmatyczna, o, niż Mei.
uff... no, to kiedy nastepny?