Temat: Vorg
View Single Post
stare 27.10.2010, 21:52   #124
rudzielec
 
Avatar rudzielec
 
Zarejestrowany: 31.03.2010
Skąd: Z siedziby Fantastycznej Czwórki.
Wiek: 14
Płeć: Kobieta
Postów: 2,011
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Vorg

No dobra... wiem, że troche to trwało, ale nareszcie mogę dodać tutaj nowy odcinek.
I wybaczcie że taka oszałamiająca liczba zdjęć w liczbie jeden...
moje simsy nie chcą ze mną współpracować eh... obiecuję dać więcej zdjęć przy następnym odcinku, o ile naprawię swój problem.

CZĘŚĆ SZÓSTA.

Kolejna chłodna i ciemna noc. W parku, nieopodal drogi wylotowej z Chicago, słychać syk kłócących się istot. Człowieka raczej tu nie spotkacie. Jedynie demony, urządzające sobie wyżerkę z mięsa śmiertelników.
- To moje! - warknął czarnoskóry osobnik, wyrywając drugiemu upiorowi, ociekające krwią, ludzkie przedramię – Upolowałem sobie tego faceta sam i zjem go również sam!
- Na pewno nie... oddawaj! - ryknął wygłodniały przeciwnik, próbując odebrać „smakowity kąsek”.
Obie zjawy, zaczęły walczyć ze sobą, wykłócając się o pozostały kawałek człowieczego ciała. Syczały głośno, raniąc się nawzajem szponiastymi pazurami. Nagle jednak coś przeraźliwie zawyło, po czym rzuciło się z zawrotną prędkością na szamotające się postaci. Przerwało ich przepychanki i rozdzieliło obrzydliwe bestie, odrzucając je w przeciwnych kierunkach, na kilkanaście metrów. Jeden z potworów, wylądował twarzą w kałuży krwi, na co zaklął z niezadowoleniem.
- Zapłacisz mi za to, kimkolwiek jesteś parszywcu! - wycedził, podnosząc się z ziemi.
- Nie sądzę nędzna kreaturo – odrzekł wyłaniający się zza drzewa Vorg.



Niższy upiór przełknął nerwowo ślinę w paszczy, gdy zobaczył kim jest tajemniczy osobnik.
- Wybacz Draugr, nie chcieliśmy cię zdenerwować – w jego źrenicach pojawił się strach.
- Prawidłowo... a teraz zabierać mi się stąd marne istoty, bo rozszarpię was na strzępy! - oczy zajaśniały mu żółtym płomieniem, a głos niebezpiecznie zamienił się w niski dźwięk, podobny do wściekłego ryku samego Szatana.
Przerażone demony oddaliły się bez słowa, nie chcąc skazywać się na pewną śmierć. Ognisto-skóry usiadł na murku graniczącym z jakimś starym budynkiem i rozłożył wygodnie swoje ciężkie cielsko. Zbliżał się czas odebrania „nagrody”, dlatego nie chciał by przeszkadzano mu, choćby przez kilka sekund, w czasie kiedy będzie wymieniał płyny z prześliczną Lilith. „Cudnie”, pomyślał. ”Wykiwam jednych i drugich, a Len mi w tym pomoże... kure*sko cudnie”, dodał kończąc myśl. Przeczesał łapą swoje długie czarne włosy, odgarniając je do tyłu i zaczął gwizdać, kręcąc ogonem. Odgłos uderzeń potężnego zegara, stojącego kilka przecznic dalej, zaczął dawać znak, iż za kilka chwil wybije godzina dwudziesta czwarta. Demon przeciągnął się leniwie i zmarszczył brwi. Już zaczął obmyślać sposób w jaki pozbędzie się Abosa za niedotrzymanie obietnicy, kiedy nagle kilka metrów dalej, pojawił się portal, który rozciągnął się na jego oczach, do potężnych rozmiarów. Pierwszy wyłonił się z niego siwowłosy upiór, tuż za nim, podążała młoda diablica.
- Nareszcie... - ognisto-skóry zeskoczył z gzymsu i podszedł do wysłannika z piekieł, oraz jego towarzyszki – Jeszcze chwila a wpadłbym do podziemi i zarżnął cię jak świnię Abos. Zdajesz sobie sprawę, że nie lubię czekać dzióbku? - spytał spoglądając w kierunku Lilith.
- Jesteś parszywcem Vorg. Powiedziałem, że tu będę i jestem. Dotrzymałem obietnicy.
- Widzę... - demon spojrzał znów na diablicę – A teraz zjeżdżaj, chcę zostać sam na sam, z tą cudną istotką, która chyba zapomniała głosu w gardle.
- Nie zapomniałam – skrzyżowała ręce na piersiach – Załatwmy to jak najszybciej, najlepiej z zamkniętymi oczami – dodała uśmiechając się złośliwie.
- Nie tak prędko. Zostajesz ze mną do rana... inaczej twój tatuś nigdy nie zobaczy mnie w piekle – odpowiedział czarnowłosy upiór.
- Dobra... - westchnął Abos – Masz pół doby i ani sekundy więcej. Potem przyjdę po ciebie i Lilith – siwowłosy przeszedł przez portal i zniknął, zamykając go za sobą.
- Cholerny sku*wiel! - warknęła dziewczyna spoglądając na niknącą bramę, prowadzącą do podziemia.
- Nie denerwuj się skarbie, złość piękności szkodzi – zaśmiał się Vorg.
- Zauważyłam – odrzekła odwracając się w jego kierunku – Pewnie sporo się złościsz co?
- Zadziorna z ciebie suczka – złapał ją w pasie szponiastymi łapami i przyciągnął do siebie – Już mi się podobasz.
- Doprawdy? No to pech, bo ty mi ani trochę.
- Jak zwykle masz niewyparzony język piękna - podniósł jedną rękę, by zdjąć z twarzy maskę. Kiedy rzucił ją na ziemię, oczy diablicy rozszerzyły się ze zdziwienia.
- Na ognie piekielne... przecież to ty Se...
- Stop! Nie wymawiaj na głos mojego imienia – zatrzymał ją upiór – Niby nikogo tu nie ma, ale teraz jestem Vorg'iem i chce nim pozostać.
- Dlatego ta maska... - wyszeptała wpatrując się w jego twarz – Zniknąłeś na tyle czasu... dlaczego?
- Długa historia Lilith. Bardzo długa.
- Widzę... - odrzekła – Włosy sięgają ci już prawie do pasa, a skóra mocno pociemniała. Ale zaraz, gdzie są twoje skrzydła?
- Nie mam już skrzydeł. Zostały mi po nich same blizny. Dawno temu, ściął mi je jeden z archaniołów, byłem wtedy za słaby, żeby z nimi walczyć – podniósł maskę z ziemi i założył ją sobie z powrotem na twarz – Mam nadzieję, że mnie nie wydasz swemu ojcu piękna.
- Nie mam zamiaru. Ten cholerny dziad powinien smażyć się na ogniu, za to jak z tobą postąpił – syknęła – Co zamierzasz?
- Po kolei mała, po kolei... najpierw przyjemność, potem obowiązki – przejechał łapą po jej twarzy, kierując się wprost na dekolt – Taki stary demon jak ja, już zapomniał jak smakuje taka młoda suczka jak ty...
- Z chęcią przypomnę ci ten smak – odpowiedziała wrednie się uśmiechając – Pod warunkiem, że będziesz takim dzikusem jak kiedyś.

*******

Było chwilę po północy, a sen nie morzył go dziś tak jak poprzedniego wieczoru. Vorg więc nie żartował mówiąc mu o braku zmęczenia. Wizja nie spania przez kilka dni trochę przerażała Lena, gdyż dotychczas nie wyobrażał sobie życia bez snu. Jednakże wydawało się to bardziej oczywiste niż to, co knuł ten potężny demon. Jakie miał wobec niego plany? I dlaczego wybrał akurat jego? Jedyne z czego Hooper zdawał sobie sprawę, że nie było to dziełem przypadku. Ten ognisto-skóry stwór doskonale wiedział co robi szukając sojusznika w jego osobie. Więc może od siebie powinien zacząć? Tylko czego ma szukać? Nie ma ani rodziny, która mogłaby zdradzić mu sekrety dziadków lub pradziadków, ani żadnej bliskiej osoby, mogącej pomóc w poszukiwaniu odpowiedzi na jego pytania. Ma za to kolegę z pracy, uwielbiającego grzebać w różnych podejrzanych rzeczach i wtykać nos tam gdzie nie powinien. Ale Nick zapewne smacznie teraz śpi, śniąc o swoich ukochanych przyrządach z laboratorium lub co gorsza o tym kiedy zobaczy Vorga na własne oczy i zrobi mu dogłębną sekcję. Sierżant westchnął i rozłożył się wygodnie na łóżku, rezygnując z dzwonienia o tej porze do kumpla. Tylko co tu teraz robić jeśli nie można zasnąć? Włączył szklane pudło i kiedy po dłuższej chwili stwierdził, że w telewizji nie ma nic ciekawego do oglądania, tuż koło jego prawego ucha rozległ się dźwięk komórki. Brunet spojrzał na mały monitor i zaśmiał się do siebie.
- Nick! Jakbyś czytał mi w myślach, stary wiesz, że również nie mogę spać? - powiedział jednym tchem.
- To się dobrze składa, bo mam tu coś co powinno cię zainteresować – odrzekł blondyn.
- Gdzie ty jesteś? - spytał Len, słysząc w słuchawce po drugiej stronie jakieś dziwne pikanie.
- W laboratorium, a gdzież ja mógłbym być? Sprężaj się chłopie, uszy ci zwiędną kiedy usłyszysz co odkryłem.
- Pięć minut i jestem – Hooper rozłączył się i pośpiesznie zaczął zarzucać na siebie ciuchy.
Kiedy zbiegał po schodach, przypomniał sobie coś, co nieco go spowolniło. Zatrzymał się na półpiętrze i walnął pięścią w ścianę. Nie miał przecież samochodu. Vorg zniszczył jego cudne Audi A10, warte kupę szmalu i auto stało w warsztacie. To cud, że w serwisie zgodzili się podpiąć to zniszczenie pod ubezpieczenie pojazdu. Wybite szyby, pozaginana maska oraz dach, kompletnie zniszczony lakier... najważniejsze, że się udało. Tylko jak o tej porze dostać się do laboratorium bez pojazdu? Taksówki już dawno nie jeździły, ostatnie kończyły swoje kursy około dwudziestej drugiej. Nikt przy zdrowych zmysłach nie włóczy się po mieście o tej godzinie, gdyż grozi to śmiercią z rąk jednego z wielu demonów, czających się w ciemnych zakamarkach ulic. Nagle przypomniał sobie, że przecież nie musi jechać autem. Wystarczy, że zrobi to samo co dzisiaj po południu, kiedy wybrał się do parku pobiegać. Wyszedł więc, na zewnątrz budynku, przeczesał włosy dłonią i zaczął biec. Nie minęło kilka sekund, kiedy rozpędził się do takiej prędkości, że w normalnych warunkach już dawno zabrakłoby mu tchu. Mijał budynki tak szybko, że dopiero po chwili zorientował się, iż jest kilkanaście metrów za laboratorium. Zatrzymał się i bez najmniejszego zmęczenia, skierował w stronę wysokiego wieżowca.

********

Lilith jęknęła głośno i opadła na plecy. Spojrzała w stronę ognisto-skórego demona, który zajął miejsce tuż obok niej, rozkładając się na brzuchu.
- Jak za starych dobrych czasów – westchnęła przejeżdżając po włosach Vorga, dłonią.
- Za dobrych czasów, miałem skrzydła i byłem prawą ręką twojego starego – odwrócił się na bok, spoglądając na jej ciało.
- Gdyby mój ojciec zobaczył twoją twarz to chyba by zjechał na zawał – odrzekła z wrednym uśmieszkiem.
- Pewnie od razu by posiwiał. Może kiedyś to sprawdzę – przycisnął ją do siebie, wpatrując się na nią lubieżnym wzrokiem – Obiecaj szepnąć siostrzyczkom dobre słówko na mój temat, albo będę musiał zacząć rozdziewiczać anielice – szepnął jej do ucha.
- To nie będzie konieczne – zachichotała – Chociaż mógłbyś sprowadzić kilka tych starych dewot, na grzeszną drogę. Założę się, że spodobało by im się zgarszanie w twoim wydaniu.
Demon podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał przed siebie.
- Aniołki planują coś dla mnie, bym stanął po ich stronie. Do nieba nie wejdę, bo tam nie mam żadnych mocy. W piekle natomiast moje moce rosną podwójnie, ale doskonale zdaję sobie sprawę, że mogą mnie tam zamknąć. Tu na ziemi jestem najbezpieczniejszy i nie mam zamiaru się stąd ruszać. Jest tylko jeden problem. Muszę pić osocze demonów, a te nędzne istoty zjawiające się z podziemi dają mi mało pożywienia. Starcza mi to raptem na kilka godzin. Musisz mi pomóc Lilith. Zanim zejdę do piekła na spotkanie z twoim starym, powinienem się porządnie pożywić... - odwrócił się w stronę diablicy i spojrzał na nią z poważną miną – Jeżeli wypiję wystarczająco dużo, nie będą mogli mnie pojmać.
- Krótko mówiąc chcesz się ubezpieczyć. Podam ci miejsca gdzie pokazują się te potężniejsze istoty, wysłane przez mojego ojca w celu zdobycia dusz. To powinno ci wystarczyć.
- No więc ruszajmy póki noc. Muszę się nasycić.
- A co z twoimi planami Se... to znaczy Vorg, obiecałeś mi opowiedzieć zaraz po przyjemności... - uśmiechnęła się do niego zalotnie.
- Noc jeszcze długa... a teraz chodź Lil, stary demon musi się wzmocnić – złapał ją za rękę i pociągnął za sobą.

********

- Cóż to za książka? - Len spojrzał na Nicka pogrążonego w lekturze potężnego tomu.
Blondyn podniósł głowę i popatrzył na kumpla. Wydawało mu się, że ten wygląda jakoś inaczej, lecz już po chwili, przestał zaprzątać sobie głowę wizerunkiem kolegi i z powrotem skierował wzrok na ogromne strony księgi.
- Przypomniałem sobie dwie godziny temu, że w laboratorium jest ta stara encyklopedia, opowiadająca o wybranych demonach i aniołach, które zmieniły w jakiś sposób, przyszłość naszego świata. Jest tu ciekawa wzmianka o pewnym wampirycznym stworze zwanym Szemhazaj. Jego imię można wymawiać na różne inne sposoby, między innymi Semjaza, Szamazja lub Simchazi, każda z nich jest poprawna. Imię powstałe prawdopodobnie ze słowa Szem, oraz Aza. Aza oznacza siłę i moc. Szemhazaj był kiedyś aniołem a w późniejszym czasie wodzem upadłych aniołów. Stał się prawą ręką samego Szatana i przynosił mu dusze, które zbierał na ziemi, pomagając diabłu stawać się najgroźniejszym demonem jakiego widziało piekło. Wyglądem przypominał człowieka, miał krótkie czarne włosy i jasno pomarańczową skórę. Jedną z odróżniających go od innych upiorów rzeczy, były odnóża, które od kolan w dół, przypominały tylne łapy lwa, oraz ogromne czarne skrzydła. Niekiedy musiał toczyć bitwy z aniołami, które próbowały powstrzymać go przed dostarczeniem dusz do podziemi, jednakże zawsze wygrywał walki – Anensen spojrzał na stojącego obok Hoopera – On na pewno ma coś wspólnego z Vorgiem, dam sobie głowę odciąć.
- Za dużo przebywasz w tym laboratorium stary. Skąd ci przyszło do głowy, że Vorg jest w jakikolwiek sposób powiązany z Szemhazajem?
- Skąd? Przecież mówiłeś, że chce zająć miejsce szatana. Sam Szemhazaj zbuntował się przeciwko swemu panu, kiedy odkrył, że ten nie ma zamiaru dzielić się z nim swoją mocą. Postanowił zabrać dla siebie wszystkie dusze jakie upolował na ziemi, narażając się na gniew diabła, który zechciał go uwięzić, by ten nie stał się potężniejszy od niego. Doszło wtedy do ustalenia terminu walki, która miała odbyć się o zachodzie słońca, gdzieś pomiędzy niebem a piekłem. Zwycięzca miał rządzić podziemiem, pokonany natomiast, miał zostać uwięziony na wieki w piekielnych lochach. Szemhazaj chcąc zająć miejsce samego Lucyfera, postanowił umocnić się przed walką, zabijając kilku niewinnych ludzi by zabrać im dusze. Trafił na swej drodze na jednego z najpotężniejszych aniołów o imieniu Abaddon, który za wszelką cenę postanowił powstrzymać demona przed rozlewem krwi. Stanął do walki z upiorem, który okazał się za słaby by go pokonać. Nie chcąc jednak zabijać bestii postanowił ukarać go w bardziej bolesny sposób niż śmierć. Otóż ten aniołek odciął mu skrzydła, skazując go na wieczne potępienie i wysłał do podziemi, gdzie został uwięziony. Dalsze losy tego demona są nieznane. Bynajmniej nie pisze o nich w tej księdze, która swoją drogą, ma jakieś 50 lat.
- Jak mam rozumieć to co mi opowiedziałeś? - spytał Len siadając na krześle – Że niby Vorg to Szemhazaj, który wydostał się z piekła i próbuje teraz dokończyć swoje sprawy, wykańczając diabła przy mojej pomocy?
- Wręcz idealnie mnie zrozumiałeś stary – Nick wyszczerzył zęby – Te istoty mają nieraz po kilka imion, a nasz ognisto-skóry „przyjaciel” na pewno nie podał ci właściwego. Imiona jakie posiada demon to jego moc podobnie jak w starych wierzeniach ma się je co najmniej dwa, imię stosowane na co dzień i imię mocy.
- I na tej podstawie wnioskujesz, że...
Sierżant nie skończył mówić, gdyż w pomieszczeniu obok rozległ się brzęk tłuczonego szkła. Razem z Anensenem poderwali się na równe nogi i pobiegli wprost do sąsiedniego pokoju.
- Abyssus invocat... (piekło wzywa) – wysyczał ogromny demon o zielonkawej skórze, kierując swój potworny wzrok na Hoopera, po czym rzucił się na niego w amoku.

************
__________________
Mój profil na WATTPAD

Ostatnio edytowane przez rudzielec : 28.10.2010 - 14:08
rudzielec jest offline   Odpowiedź z Cytatem