Temat: 4 serca
View Single Post
stare 13.11.2010, 17:56   #62
sing
 
Avatar sing
 
Zarejestrowany: 16.08.2010
Płeć: Mężczyzna
Postów: 90
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: 4 serca

Odcinek 4

Miesiąc później

Robert wraz z Zeldą postanowili wybrać się do sąsiadującego miasteczka Twinbrook, podobno kochana mojego przyjaciela miała parę spraw do załatwienia. Na Green Street mieściła się ulubiona kawiarenka Zeldy. To tutaj się wychowywała, to tutaj znalazła prawdziwą miłość. Zaprosiła Roberta do owego miejsca wspomnień.
- Ten stolik na lewo bardzo ładnie wygląda, może usiądziemy tam? – zapytała.
- Z tobą którykolwiek będzie dla mnie świetny.
Zelda uśmiechnęła się głupio. Po niecałej minucie zdjęli płaszcze i usiedli przy wybranym przez Zeldę stoliku.

- Kochanie, bo jest sprawa … -zaczęła blondynka.
- Proszę cię, nie mów takim tonem, bo się martwię.
- Nie, spokojnie to nie jest nic złego. – mrugnęła znacząco okiem. –Hmm, wiesz, moja rodzina jest bardzo konserwatywna …
- No tak, przekonałem się na własnej skórze kiedy nie widzieli mnie w ostatnią niedzielę w kościele.

- Hm. To znaczy, wiesz, jestem teraz w ciąży i dobrze by było gdybyśmy wzięli ślub.
Robert był trochę zmieszany, nie do końca był utwierdzony w przekonaniu, że za sześć miesięcy będzie ojcem i prawdopodobnie mężem.
- Jasne, że weźmiemy. – uśmiechnął się.
- Tak, już nawet przed tobą zamówiłam firmę zajmującą się organizacją. Tylko, że przed ślubem musisz podpisać pewne papiery.
- Tak, jakie?
- A tam, takie bzdety, że cały majątek będzie zapisany na mnie. Rozumiesz, rodzina ode mnie tego wymaga. – Zelda była onieśmielona, Robert podświadomie czuł, że ona może coś kręcić.
- Nie no, okej.
- Cieszę się, że nie masz nic przeciwko.
Po wypiciu herbaty karmelowej oraz omówieniu szczegółów przyszłej ceremonii, wyszli na zewnątrz do miejskiego ogrodu. Trzymali się za ręce, wyglądali naprawdę na szczęśliwych. Robert był, Zelda chyba nie. Zbliżała się jesień do miasta, mojemu przyjacielowi wydawało się, że uczucie kwitnie, Zelda miała nadzieję, że miłość uschnie tak szybko, jak uschną liście na drzewach.

Tymczasem miasteczko dalej, w słonecznym Sunset Valley przyjaciółka podała rękę do drugiej.

- Tak słucham?
- No słuchaj, słuchaj, rudzielcu mój kochany.
- No witaj Alice, co się dzieje? – zapytała dosyć grobowo Lilly.
- A co ty taka smutna? Słuchaj, otrzymałam właśnie fotel gubernatorski i dzisiaj zaprowadzam cię do salonu piękna i te sraty pierdaty a potem idziemy do nowego klubu, podobno jest popularny. Wiesz, nasza stara paczka, ja, ty, Roukey i Robert.
- Ale …
- Nie ma żadnego ale, idziesz bez gadania. Słuchaj kotku, widzimy się za dwadzieścia minut na przecięciu Avenue i Hot Caffe.
Lilly odłożyła słuchawkę, jej humor się poprawił, zdawała sobie sprawę, że ostatnio bardzo się zaniedbała. Tłumaczyła to sobie byciem matką i żoną. Może nie przykładową, no ale zawsze. Wyszła z sypialni i udała się do salonu, Beau właśnie grał w szachy z Alexem.
- Beau, idę dzisiaj do Alice, bo mnie wyciągnęła, podobno awansowała i chce świętować.
- Dobrze, dobrze. Tylko nie rób niczego głupiego. – uśmiechnął się Beau i pomachał Lilly na pożegnanie.

- No! W końcu jesteś!
- Jeju, Alice jak ty pięknie wyglądasz. – zdumiała się Lilly.
- Oj tam, przestań, zaraz ty będziesz boginią. – oboje się zaśmiały i podążały za starszą Rose McHever, która była umówiona z tatuażystą.

Gdy Lilly weszła do środka, poczuła mocny zapach Sinel no. 5. Bała się tego salonu, kiedyś wspaniale by się odnalazła, dziś była zagubiona jak biedna mysz. Po trzydziestu dwóch minutach z salonu wyszła już nie ta Lilly, wyszła piękna kobieta, bez żadnych kompleksów. Znów się poczuła jakby miała dwadzieścia kilka lat. Beztrosko, znów młodo.

- Ku … ! Wyglądasz tak bosko, że to koniec ziemi! – krzyknęła radośnie Alice.
- Jej, Alice, tak ci dziękuję, że sobie tego nawet nie wyobrażasz. Kocham cię wiesz?
- Wiem doskonale, teraz mnie kochasz, zobaczymy co będziesz mówiła za pół roku jak będę ci podrzucała moje dzieciaki byś się nimi opiekowała. – zaśmiała się.
- Wtedy cię znienawidzę. – Lilly odwzajemniła miłym uśmiechem, obie z nich czuły się tak jak dawniej, darzyły siebie ogromną przyjaźnią, która przetrwa to. Czuły to. I ja to czuję teraz.
Gdy Robert wyjechał z Twinbrook by udać się na imprezę, Zelda Lada od razu sięgnęła po telefon.

- No witaj kotku. Już niedługo będziemy mogły spokojnie razem żyć. Wszystko idzie po moim planie.
- Spoko, słuchaj wpadnij do mnie. Kończę właśnie projekt, będę wolna za dziesięć minut. Czekam na ciebie i szybko kończę by być z tobą.

Klub Skorpion w Sunset Valley zbierał grono osób. Na frontowej ścianie był zarezerwowany stolik dla AliceStefansky i jej gości. Usiedli moi przyjaciele, tylko mnie tam brakowało. Po fali rozstań, wszyscy znowu byli razem. Wspólnym rozmowom nie było końca. Zaczęło się od gratulacji dla Alice za zdobycie fotela gubernatora, a kończyło się na puddingu truskawkowym.

Wszyscy z nich mieli jednak ślad upływającego czasu. To nie byli ci sami ludzie, co dwa lata temu. Powstało kilka różnic, ale jedno pozostało. Wspólna, odwzajemniona przyjaźń. Alice unikała spojrzeń Roukeygo, nie mogła zapomnieć mu halloweenowej nocy. W ich uczuciu coś zaczynało pękać, lecz żaden z nich nie pokazywał tego po sobie.

(…)
Lilly wyszła do toalety, zauważyła kogoś, kogo pragnęła zobaczyć. Ujrzała swego młodszego kochanka, mieszkającego dwa domy dalej od niej. Oboje wyszli do toalety, śmierdziało tam papierosami i ogromnym pożądaniem, rosnącym gorącem, destrukcyjnym dla Lilly. Jej ciało drżało, gdy była w jego objęciach.

Całowali się tak namiętnie, jak nigdy dotąd. Lilly zapomniała już smak tych pocałunków, oboje z nich myśleli, że ten moment, ta chwila należy do nich. Niestety, bardziej nie mogli się mylić.

- Witam, mam dla pana obiecane zdjęcia. Węszyłem już nad tą sprawą, mam zdjęcia pańskiej małżonki całującej się z jakimś młodym mężczyzną. Wyśle panu zdjęcia pocztą, proszę pilnie ją odebrać rano, by nie dostały się zdjęcia w niepowołane ręce.

- Jezu . . . Dobrze, dobrze. Do widzenia.
__________________

4 serca COCO
sing jest offline   Odpowiedź z Cytatem