III
Czy którykolwiek z uczestników wydarzeń „tamtego" piątku mógłby podejrzewać, że dla młodej wokalistki i emigranta z Polski będzie to początek wielkiej miłości? Wystarczyło, by poznali się lepiej i już było wiadomo: muszą być razem.
Od jakiegoś czasu Wiktor zaczął się coraz poważniej zastanawiać nad oświadczynami. Co z tego, że byli młodzi i chodzili ze sobą od roku? „Przecież takie małżeństwa mogą być szczęśliwe”, przekonywał sam siebie. W związku z Tanią widział więcej zalet niż wad. Zresztą, przecież kochali się, nic nie mogło im przeszkodzić! A nawet jeśli teraz ich więzi nie są jeszcze tak silne, to umocnią się po ślubie. Mają czas – oboje mają po dwadzieścia lat, całe życie przed nimi! Przejdą je we dwójkę. Będzie im raźniej, gdy któreś z nich będzie mieć, nie daj Boże, poważne kłopoty. Jeśli on dorobi się fortuny (o czym od zawsze marzył), będzie ktoś, z kim będzie się mógł tym podzielić. Wiedział, że ukochana nie miała łatwej młodości - niech przynajmniej reszta życia upłynie jej milej. Z nim, oczywiście.
Będąc już bardziej „za”, aniżeli „przeciw”, zaczął odkładać pieniądze na pierścionek zaręczynowy i zorganizowanie ślubu. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie uzbiera nie wiadomo jak potężnej sumy, ale chciał, żeby chociaż garnitur miał przyzwoity i sukienka jego małżonki była ładna.
W końcu nadszedł moment, w którym z pełnym przekonaniem powiedział sobie: „Zrobię to, oświadczę się jej.” W wolnych chwilach rozplanowywał przebieg „uroczystości”. Zabierze ją na zwykłą randkę, taką jak inne, ale pod koniec miło ją zaskoczy…
Gdy już wszystko było „gotowe”, zadzwonił do niej i się umówili. Kino, potem jakaś kolacyjka… A po niej wielki moment. Tanii spodobała się ta propozycja. On natomiast cieszył się, że ten wieczór będzie jeszcze piękniejszy, niż to sobie wyobraża.
***
Przygotował się najlepiej, jak tylko mógł. Staranniej wyprasował koszulę, z większa dbałością nałożył żel na włosy. Musiał wyglądać nienagannie tego wieczoru. Wziął spory zapas gotówki, by móc spełnić każdą jej zachciankę. Udało mu się ukryć pudełko z pierścionkiem. Kieszenie w kurtce doskonale się do tego nadawały – były głębokie i nic nie można było przez nie dostrzec. Idealnie wyszykowany opuścił mieszkanie i udał się w stronę kina.
Seans minął im spokojnie, przyszły narzeczony był jeszcze w miarę opanowany. "Burza" zaczęła się, gdy usiedli przy stoliku w pobliskim barze mlecznym, gdzie zwykli byli przychodzić na kolacje. Wiktor starał się zachowywać jak gdyby nic i najwyraźniej mu to wychodziło, bo ona zachowywała się tak jak zawsze - rozmawiała, śmiała się, uśmiechała… Gdy skończyli, zapłacił rachunek i zaproponował przechadzkę po parku, na co ona z chęcią przystała, chociaż widać było, że zmęczenie coraz bardziej ją osłabia.
Listopadową nocą, oświetlony światłem latarni park wydawał się być miejscem zaczarowanym. Był jak oaza spokoju – przychodziło tu mało ludzi, między drzewami świszczał wiatr, bo tak naprawdę nic innego nie można było tu usłyszeć. Był idealnym miejscem do wieczornych spacerów o każdej porze roku, dlatego młodzi zakochani często przechadzali się po betonowych ścieżkach, pośród starych sosen i innych iglastych drzew.
Było kilkanaście minut przed północą, a znużenie Tanii coraz bardziej dawało się obojgu we znaki. Zamiast iść, niemal wisiała na ramionach Wiktora. Opuścił ją nawet dobry humor, co bardzo zaniepokoiło chłopaka. W pewnym momencie zatrzymali się i usiedli na drewnianej ławce.
- Przepraszam, że tak to dzisiaj wyszło, ale nie spodziewałam się, że będę miała takie urwanie głowy w pracy – mówiła.
- Może chciałabyś już wracać? – zapytał.
- Tak, ale dopiero za chwilkę. Jeszcze czuję się na siłach, by z tobą rozmawiać – uśmiechnęła się.
- A gdyby ci przyszło teraz podjąć jakąś ważną decyzję? – zapytał, jak gdyby nic. I znowu nerwy dały mu się we znaki, tylko teraz trudniej było je ukryć… Tym razem jednak nie do końca uśpione oczy dziewczyny wykryły wszystko.
- O co chodzi? – zapytała.
- Tak tylko… Chciałem się upewnić - wyjąkał.
- Nie kręć, przecież widzę, co się z tobą dzieje!
Wstał i odszedł parę metrów dalej. Potrzebował chwilki na przemyślenie jak to zrobić, żeby wyszło tak, jak on chciał…
Tania uznała, że nie powinna tego mówić i spróbowała naprawić swój błąd. Podeszła do niego i spojrzała mu w oczy.
Zanim cokolwiek zdążyła powiedzieć, on wstrzelił niemal jak z procy…
- Muszę cię o coś zapytać.
W tym samym momencie uklęknął przed nią.
Z kieszeni wydobył czarne pudełko, które po otwarciu ukazało złoty pierścionek. Zdumiała się na ten widok.
- Tania… - zaczął nieśmiało – Czy… Czy wyjdziesz za mnie?
Ona bez zastanowienia, z radosną furią w sercu i łzami w oczach, krzyknęła:
- Tak!
I nagle cały ich świat obrócił się do góry nogami.
10 komentarzy, bo wiem, że dużo zarejestrowanych czyta, ale garstka komentuje.