Temat: Belle Rose
View Single Post
stare 22.12.2010, 18:20   #648
rudzielec
 
Avatar rudzielec
 
Zarejestrowany: 31.03.2010
Skąd: Z siedziby Fantastycznej Czwórki.
Wiek: 15
Płeć: Kobieta
Postów: 2,224
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Belle Rose

Ok, więc jestem już teraz na milion procent, wybaczcie że tak wyszło ale niestety miałam małe kłopoty ze zdrówkiem. Wczesniej brak neta i się nazbierało ;/
Dzisiaj w nocy lub późnym wieczorem, dodam odcinek Belle Rose, jak nie to mozecie mnie wychłostać nawet. Co do Vorga jesli kogos to interesuje, to będzie niestety po nowym roku, bo nie mam kompletnie czasu teraz.
No i czeka mnie sporo do nadrobienia, obiecuje że nadrobie wszystkie FS które zaczęłam czytać i może załapie się na jakieś nowe. To narazie tyle ode mnie, zedytuje posta i dodam tutaj ten odcinek, więc jak jeszcze ktos czyta to romansidło to zapraszam

EDIT: tak jak obiecałam, wstawiam odcinek.

ROZDZIAŁ 7
Część pierwsza: Dlaczego?

- Marcus? Marcus ocknij się, proszę – Emanuelle próbowała ocucić leżącego na ziemi chłopaka. Widząc, że klepanie ręką po twarzy nie pomaga, skinęła dłonią na lokaja, który pośpiesznie udał się w miejsce gdzie zdarzyło zgromadzić się już kilka osób – Dzwoń po doktora Cambela, niech zjawi się tu jak najszybciej – powiedziała i położyła brunetowi rękę na czole. Było tak bardzo gorące, że dziewczyna przestraszyła się nie na żarty – I zawołaj kogoś do pomocy, trzeba go przenieść do sypialni, nie może tu przecież tak leżeć!

*****

Kiedy Alia otworzyła oczy, na dworze było już jasno. Spojrzała w kierunku zegara wiszącego na ścianie i gdy odkryła, że jest dopiero siódma trzydzieści, z uśmiechem na twarzy przeciągnęła się na wygodnym materacu. Colin spał koło niej, jak mały chłopiec. Spokojnie i bez jakiejkolwiek oznaki stresu na twarzy. Przytuliła się do niego i założyła mu rękę za głowę, po czym zaczęła bawić się jego włosami. Zamruczał przez sen i przycisnął ją do siebie. Jej usta znów ułożyły się w kształt banana. Nigdy nie była taka zadowolona jak teraz. Najpierw na dywanie, potem na kanapie w salonie, a na końcu w sypialni rodziców, wprost na ich łóżku, gdzie zasnęli wymęczeni. To była dla nich długa noc. Nastolatka wyobraziła sobie nawet minę matki, która wchodzi teraz do pokoju. Parsknęła śmiechem, zatykając dłonią usta, by nie obudzić swojego dzikiego kochanka. Słowo „dziki” było tu jak najbardziej na miejscu. Do tego można by jeszcze dodać „namiętny”. O tak, dziki i namiętny ciastek, to pasowało do Colina idealnie. Chciałaby się zakochać w takim facecie, ale czy umiała?
- Dzień dobry tygrysie – odrzekła widząc, że chłopak się budzi.
- Cześć maleńka – przysunął się do jej ust i złożył na nich soczystego buziaka – Widzę, że już nie śpisz aniołku – pogładził ją dłonią po twarzy i spojrzał w jej błyszczące oczy.
- No fakt, dzisiaj czuję się jak anioł, tylko skrzydeł mi brak – zjechała ręką na jego pupę i ścisnęła mocno za pośladek.
Niebieskooki zamruczał jak kot i objął ją w pasie jeszcze mocniej.
- Mam rozumieć, że jesteś zadowolona z dzisiejszej nocy?
- Jestem wniebowzięta – uśmiechnęła się do niego.
- Więc teraz nareszcie możemy normalnie porozmawiać tak? - zapytał z łobuzerskim uśmieszkiem.
- Osz ty. Nadal cię nie lubię wiesz? Ja tu romantycznie a ty zepsułeś cały nastrój – odwróciła się do niego plecami, chichocząc cicho pod nosem.
- Ej, ja tylko zapytałem, to chyba nic złego słońce – przysunął się do niej, całując ją w ramię.
- No nie, żartuję sobie przecież – odrzekła – Wiesz co?
- Tak?
- Nigdy się nie spodziewałam, że dane mi będzie spełnić swoje marzenie w tak idealnym stopniu. Zawsze mi się wydawało, że żaden facet... prawdziwy facet, nie jakiś nastolatek... że nie będzie chciał takiej gówniary jak ja.
- Co ty mówisz? - przytulił ją do siebie – Nie wierzę, że nie podobasz się mężczyznom. Jesteś śliczna – dodał całując ją w szyję – Do tego taka delikatna... - jego wargi wędrowały wzdłuż jej karku, wprost do jej warg. Ujął jej twarz w dłonie i zaczął namiętnie wsuwać język w rozgrzane usta dziewczyny. Jęknęła cicho i poddała się pocałunkowi. Długi, namiętny i gorący, sprawił, że poczuła, iż znów przychodzi jej ochota na coś więcej.
- Colin... - szepnęła gdy złapała oddech.
- Słucham cię.
- Chce się z tobą kochać... tak dziko jak kilka godzin temu...
- To się dobrze składa – odpowiedział zjeżdżając dłonią wzdłuż jej bioder – Bo ja też.

*********

Kiedy Marco się obudził, zegar wskazywał dwunastą w południe. Przespał sporo czasu, na dodatek potwornie bolała go głowa. Powoli podniósł się do pozycji siedzącej, po czym spojrzał w kierunku fotela. Zobaczył Emanuelle. Jej mina nie wróżyła nic dobrego.
- Nareszcie się obudziłeś. To dobrze – wstała, podeszła do okna i odsłoniła ciężkie kotary.
Światło które wpadło do środka oślepiło bruneta tak bardzo, że zasłonił oczy dłonią i syknął z bólu jaki ogarnął jego źrenice.
- Wiesz, nie spodziewałabym się czegoś takiego z twojej strony.
- To znaczy? - zapytał chłopak przecierając oczy.
- Nie wyglądasz na faceta, który ma słabą psychikę, a jednak Ty ją masz – usiadła z powrotem w puchowym fotelu, krzyżując ręce na piersiach.
- A jaką rolę w tym wszystkim odgrywa moja psychika? Poza tym chyba nie znamy się na tyle dobrze, żebyś mogła mówić, czego się po mnie spodziewałaś a czego nie.
- Kto jak nie ty, nałykał się garści tabletek przeciwbólowych i poszedł ze mną na bankiet tylko po to by przepić je alkoholem? - zapytała ignorując jego odpowiedź - Rozumiem, że ręka cię boli, ale to była lekka przesada. Chciałam tylko, byś się odstresował bo rozumiem, że pobyt twojej dziewczyny w szpitalu to nic wesołego, dlatego cię zabrałam. Żebyś zapomniał choć na chwilę i przestał użalać się nad sobą.
- Wiesz, że zaczynasz mnie denerwować? Nie brałem żadnych tabletek, myślisz, że jestem aż taki głupi? - Marco wstał z łóżka i już chciał ruszyć w stronę drzwi kiedy zakręciło mu się w głowie.
Emanuelle poderwała się z krzesła i pobiegła w jego kierunku. Złapała go za rękę, by nie stracił równowagi i przyciągnęła do siebie. Chłopak spojrzał na jej twarz. Dwoiło mu się w oczach, przez co nie widział dziewczyny wyraźnie.
- Skoro nie brałeś tabletek to czemu w twoim pokoju znalazłam pustą buteleczkę po środku przeciwbólowym? - spytała.
- Co takiego?! - warknął ze złością – Żartujesz sobie ze mnie prawda? Niby po jaką cholerę miałbym się faszerować tabletkami?! Lepiej wymyśl coś innego jeśli nie chcesz bym w trybie natychmiastowym wsiadł do auta i wyjechał stąd jak najszybciej – wyrwał się, po czym przesunął dziewczynę ręką i ruszył do wyjścia.
- Marcus, to nie jest śmieszne, przestraszyłeś mnie nie na żarty! - krzyknęła próbując z powrotem złapać go za dłoń – I nie mam pojęcia czemu się tak denerwujesz skoro twierdzisz, że niczego nie brałeś.
- Nie dotykaj mnie jeśli nie musisz – syknął odsuwając się – I powiedz ojcu Li, że pojechałem do szpitala, by z nią porozmawiać.
- Zaczekaj, nie możesz tak po prostu sobie pojechać, dopiero co kręciło ci się w głowie – Emanuelle nie dawała za wygraną, chcąc koniecznie zatrzymać bruneta – Jeszcze spowodujesz wypadek lub co gorsza zrobisz coś sobie!
- Mam po dziurki w nosie tego domu, twojego ojca i ciebie. Wszyscy patrzą się na mnie jakbym był z innej planety i nie ważne, że przedstawiłaś mnie jako swojego dalekiego kuzyna. Cała ta elita to banda sztywnych błaznów, którzy patrzą na człowieka jak na kosmitę, jeśli nie ma po kieszeniach poupychanych pieniędzy!
- Proszę uspokój się, po co te nerwy, przecież nic złego ci nie zrobiłam... rozumiem, że nie lubisz takiego towarzystwa ale to nie powód by się denerwować, a już co gorsza wyżywać się na mojej osobie...
- Tak? Ale oskarżanie mnie o takie rzeczy jak łykanie środków przeciwbólowych to moim zdaniem powód znakomity. Szczególnie, że pewnie sama mi coś dosypałaś, a teraz robisz ze mnie wariata.
- Niby dlaczego miałabym to zrobić?! - brunetka warknęła z taką złością, że jej policzki poczerwieniały w jednej chwili.
- Bo chcesz mnie tu zatrzymać – odpowiedział Marco – Masz mnie za kretyna? Dobrze widzę jak na mnie patrzysz. Byłoby ci na rękę gdybym nie pojechał do Li Mei, nieprawdaż?
Dziewczyna zamilkła na chwilę. Stała naprzeciwko niego i patrzyła mu w oczy. Nie minęło jednak kilka sekund, kiedy rzuciła mu się na szyję i zaczęła go całować w usta. Reakcja Takedy była niemal natychmiastowa. Złapał ją za ramiona i odepchnął do tyłu z taką siłą, że wylądowała na łóżku.
- Nigdy więcej tego nie rób. Nigdy – złapał za ciuchy leżące na fotelu i wyszedł z pokoju.

*****
- Córeczko, ktoś do ciebie – staruszka wyrwała Li z przemyśleń.
Czarnowłosa odwróciła się w kierunku drzwi w których stał Marco.
- Co ty... miałeś być jutro... - powiedziała zdziwiona.
- Ale jestem dzisiaj... i nie żałuje, że przyjechałem – odrzekł posyłając kobiecie siedzącej przy łóżku jego ukochanej, spojrzenie mówiące, że chciałby zostać z Mei sam.
Matka dziewczyny spoglądnęła na bruneta z niechęcią, po czym wstała z łóżka i udała się do wyjścia.
- Tęskniłem za tobą kochanie – podszedł i pocałował ją w czoło. Następnie usiadł obok niej i mocno ją przytulił. Czarnowłosa odepchnęła go delikatnie i popatrzyła na jego zdziwioną twarz.
- Musimy się rozstać.

******

wiem że krótko i brak zdjęć.. przy następnym obiecuje że będą
i odcinek dłuższy
z simsami problem bo znowu je wywala.


przy okazji chciałabym wszystkim życzyć wesołych świąt i żebyście nie przytyli za dużo haha no i oczywiście wszystkiego czego sobie zapragniecie

no to chyba tyle
__________________
Mój profil na WATTPAD

Ostatnio edytowane przez rudzielec : 22.12.2010 - 23:16
rudzielec jest offline   Odpowiedź z Cytatem