Na początku lutego, bo teraz mam 2tyg sesji i brak czasu na pisanie.
Wybaczcie mi małą ilość zdjęć, ale przede mną jeszcze 3 egzaminy i nie bardzo mam czas na zabawe z simami
Ostatni radiowóz zatrzymał się z piskiem przed starą hurtownią. Dwóch uzbrojonych po zęby agentów wyskoczyło ze środka, pośpiesznie kierując się do budynku. Gapie zebrali się już całą grupą na opuszczonym placu i szeptali między sobą, śledzili pracę funkcjonariuszy.
-Trzy ofiary – krzyknął jeden. – Gdzie jest Karen?!
Blodwłosa kobieta wysiadła szybko z dużego, ciemnego samochodu i przewieszając przez ramię czarną torbę, pobiegła do drzwi.
Młody mężczyzna przeczesał palcami kruczoczarne włosy, a następnie związując je ciemną gumką, włożył ręce do kieszeni i ruszył przed siebie w stronę tłumu ludzi. Uśmiechnął się do siebie, widząc zabieganą policję. Szukali winnego, nie wiedząc, że ten znajduje się tak blisko nich.
Nałożył na głowę kaptur oliwkowej kurtki i jakby nigdy nic, szedł wzdłuż budynku hurtowni, kierując się na obrzeża pobliskiego lasu, gdzie zostawił zaparkowanego swego Vana. „Tępe istoty” – pomyślał. – „Nikt nie pomyśli, aby rozejrzeć się naokoło. Taka bezmyślność nie powinna mieć prawa życia”.
Splunął na chodnik, skręcając za róg. Po chwili zatrzymał się na chwilę, aby spojrzeć na ciała okryte czarnymi workami, wynoszone przez pogotowie. W pękniętej szybie brudnego okna odbiła się jego zmęczona twarz. Ciemny zarost na szczupłych policzkach robił się coraz dłuższy, a brązowe oczy błyszczały z zachwytu. Uśmiechnął się złośliwie, czując satysfakcję płynącą z jego czynów.
Uwielbiał karać ludzi…
Davide obudził się z krzykiem. Usiadł gwałtownie na łóżku, czując jak pot spływa mu strumieniami po plecach i klatce piersiowej.

Dysząc ciężko, przetarł dłonią mokre czoło, a następnie sięgnął po butelkę z wodą, która stała na szafce nocnej.
„Kolejny koszmar. Kolejny, cholerny koszmar” – pomyślał, odkręcając zakrętkę. – „Kiedy to się w końcu skończy?”
Napił się kilka łyków i odetchnąwszy głęboko, odstawił napój na miejsce. Przeczesał palcami czarne włosy, spoglądając przez na wpół odsłonięte okno.
Sen, który wymęczył go tej nocy, był nieco inny od poprzednich. W tym nie widział krwi, narzędzi, ani brutalnego morderstwa, natomiast pierwszy raz ukazała mu się facjata zabójcy. Twarz, którą skądś znał, która kogoś mu przypominała. Ale kogo?
Nagle jego uwagę przykuł ruch w końcu pokoju. Odwrócił się pośpiesznie i mrużąc oczy spojrzał przed siebie, na wysoki, ciemny cień. Czując, że zaczyna się stresować tym co widzi, sięgnął ręką do włącznika lampki nocnej. Nacisnął przycisk, jednak nic się nie stało. Przeklął pod nosem, odkrył kołdrę i postawił stopy na panelach, z zamiarem włączenia światła. W momencie gdy miał wstać, cień ponownie drgnął, a po chwili z ciemności wyłoniła się ludzka postać.
Davide zamarł.
Stał przed nim niewiarygodnie przystojny, wysoki mężczyzna. Długie, czarne włosy opadały mu z gracją na umięśnione ramiona, a przymrużone, czerwone oczy jaśniały nienawiścią. Brunet mógł przysiąc, że zza lego pleców zauważył duże, ciemne pióra.
W powietrzu można było z łatwością wyczuć negatywną energię przybysza. Kim on był? Duchem? A może tylko wytworem jego wyobraźni?
- Ani jednym, ani drugim. – W pokoju rozbrzmiał niski, lekko zachrypnięty, ale mimo to niezwykle melodyjny głos.
- A więc… – zaczął nieśmiało, Davide. – Kim jesteś?
- Mówią na mnie różnie, mój drogi. – Postać poczyniła krok do przodu, jeszcze bardziej wyłaniając się z cienia. Dopiero teraz w oczy rzucił się jego wąski, czarny tatuaż na szyi, który lekko nachodził na wydatną szczękę i szczupły policzek. Wzór w kształcie pnączy, delikatny, a zarazem drapieżny. Wprawiający widza w drżenie. W połączeniu z resztą wizerunku właściciela, sprawiał demoniczne wrażenie.
- Niestety nic mi to nie mówi – mruknął, Davide.
- Jestem władcą podziemi, lub otchłani piekielnych, jak wolisz. – Mężczyzna uśmiechnął się złośliwie, prezentując śnieżnobiałe, zaostrzone zęby.
- Jesteś diabłem? – zapytał zaskoczony chłopak.
- Wolałbym określenie „szatan”, mój drogi. Diabeł tak nieładnie brzmi.
- Czego chcesz?
- Czego chcę? – powtórzył szatan. – Przybyłem na twe wołanie.
- Co takiego? – David wybałuszył oczy ze zdziwienia. – Nie wołałem cię… Nikogo nie wołałem!
- Mylisz się. – Mężczyzna poruszył lekko czarnymi skrzydłami. – Chciałbyś wiedzieć co się dzieje dookoła ciebie i co znaczą twe sny, prawda?
- Tak, ale…
- Powiem ci – przerwał mu diabeł. – Powiem ci wszystko, mój drogi chłopcze. – Na jego pięknej, szczupłej twarzy pojawił się jadowity uśmiech. – Wszystko to, co ci się przytrafia, to sprawka Boga. Otóż Bóg pragnie ukarać cię za twe złe uczynki w poprzednim życiu.
Davide nie odpowiedział. W dalszym ciągu siedział oniemiały na końcu łóżka i szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w zjawę.
- Tak, dla mnie też jest to śmieszne. – Szatan przeczesał palcami swoje długie włosy. – Jednak on uważa, że mimo wszystko zasłużyłeś. Osoba, którą widzisz co noc w swych snach, to ty. Morderca, który uważał, że mordując ludzi robi coś dobrego dla świata… Cóż, nie powiem, lubiłem faceta, był całkiem do rzeczy. Oczyszczał miasto z bezmózgich idiotów, pożyteczny śmiertelnik.
- Co to ma wspólnego ze mną? Nie ja jestem mordercą! – krzyknął chłopak. – Bóg mógł go wysłać do piekła!
- Mógł, ale wolał wysłać go ponownie na Ziemię, aby odpracował swoje grzechy.
- Co mam więc robić?
- Widzisz numerki, które wskazują kolejność śmierci poszczególnych osób – powiedział szatan. – Musisz uratować dwa razy tyle ludzi, ile zabiłeś w poprzednim życiu. – W ekspresowym tempie przeliczył ofiary. – Czyli jakieś 48 osób, biorąc pod uwagę, że dwie już uratowałeś.
- Co takiego?! – wykrzyknął Davide, podnosząc się gwałtownie z łóżka. – Nie jestem w stanie wszystkich ratować!
- Ależ ja to doskonale wiem – Długowłosy uśmiechnął się, składając ciasno czarne skrzydła. – Mam dla ciebie propozycję, Davide.

- Propozycję?
- Tak – skinął głową. – Uwolnię cię od tej bezsensownej kary, jeśli zgodzisz się oddać mi swoją duszę. Jako iż podobała mi się twoja działalność na Ziemi kilkadziesiąt lat temu, będziesz mógł liczyć na specjalne względy na w moim królestwie. Co ty na to?
Davide spuścił wzrok, drapiąc się niezręcznie po ramieniu. Nie mógł przecież ratować wszystkich ludzi. Po prostu nie był w stanie tego zrobić, jednocześnie nie chciał oddawać swej duszy diabłu. Co miał zrobić? Co miał wybrać?
- Daję ci czas. Pojawię się tutaj pojutrze, o tej samej porze – powiedział diabeł, robiąc krok w ciemność. – Liczę na to, że podejmiesz słuszną decyzję.
Po tych słowach lampka nocna na szafce zapaliła się, a tajemniczy przybysz zniknął.