Domyślam się, że wszyscy pewnie chcieliby zobaczyć jak wygląda Tariel, niestety dzisiaj odcinek musze wrzucić bez zdjęć. Jak już pisałam w postach wyżej, mam problemy z grą i żadnych postaci

Obawiam się, że będę musiała robić wszystko od nowa, po prostu załamka na samą myśl

Póki co wrzucam nowy odcinek. Nie jest długi gdyż domyślam się, że nie będzie chciało wam się czytać bez fot, jednak mimo wszystko mam nadzieję, że zainteresuje.
Miłego czytania i przepraszam za wszelkie błędy.
*
Przyjęcie odbywało się w najdroższej sali bankietowej w mieście. Można było spotkać tam wszystkie najważniejsze osobistości, od modelek po wytwórców filmowych. Wysokie, jasne ściany zdobiły liczne obrazy w pozłacanych, grubych ramach, przy których wisiały rzeźbione lampy. Nienagannie zastawione, niewielkie stoliki zajmowały większą część marmurowej podłogi, poustawiane w równych odstępach jeden od drugiego. Na samym środku znajdował się parkiet do tańca, który zajmowały już liczne pary. Cała reszta rozmawiała stojąc w grupkach gdzieś na uboczu, lub siedząc wygodnie przy posiłku.
– Tak, słońce, będziesz idealną twarzą moich nowych perfum! – powiedziała pulchna kobieta, dotykając jedwabistych włosów Seliete. – Cudowne!
– Będę zaszczycona. – Dziewczyna uśmiechnęła się słodko. – Jakie to perfumy?
– Słodkie, o zapachu cytrusów.
– Oh, uwielbiam takie zapachy! Bardzo się cieszę!
W tym samym momencie rozległ się dźwięk dzwoniącej komórki. Elaine, która towarzyszyła swojej córce w rozmowie, wyciągnęła pośpiesznie telefon z modnej torebki i spojrzała na wyświetlacz. Przeprosiła wszystkich zebranych, a następnie wyszła z pomieszczenia, odbierając rozmowę.
– Słucham cię, kochanie. – Odgarnęła krótkie włosy za ucho. – Czy coś się stało?
– Nie... Chociaż właściwie to tak. Dostałem dzisiaj list od Tariela. Pamiętasz go, prawda?
– Czy to nie ten uroczy chłopiec, który bawił się z naszą Serideth? – zapytała kobieta. – Syn Alexandra?
– Tak, właśnie on.
– Chyba tylko Alexander mógł dać dziecku tak wymyślne imię. - Zaśmiała się krótko. – To powiedź mi teraz, co takiego ważnego napisał?

– Właściwie to tylko tyle, że przyjedzie do nas w poniedziałek – odpowiedział Thomas. – Czy nie uważasz, że...
– Że przyjeżdża ze względu na Serideth? - przerwała mu szybko. – Cóż... Tariel na pewno wyrósł na przystojnego, ułożonego mężczyznę, a na dodatek zamożnego. Oczywiście chciałabym, aby takie właśnie były jego zamiary, nie ukrywam.
– Ja również – wymamrotał, jakby w zamyśleniu. – Dobrze. Nie będę ci już przeszkadzać. Dobrej zabawy.
– Dziękuję. Dobranoc.
Rozłączyła się i wkładając komórkę do torebki, udała się do swojej córki, aby powiadomić ją o dobrej nowinie. Była naprawdę bardzo ucieszona z przyjazdu Tariela. Kiedyś miała nadzieję, że chłopak weźmie sobie za żonę jedną z jej córek. Po ojcu odziedziczyć miał sieć markowych sklepów kosmetycznych oraz perfumerię, a więc mógł zapewnić którejś z jej dziewczyn dostatnie życie.
Uśmiechnęła się do siebie, przywołując w myślach obraz bawiących się dzieci. Doskonale pamiętała, jak karciła małą Serideth, gdy ta w zabawie z młodzieńcem brudziła wszystkie swoje najładniejsze sukienki. Mimo wszystko lubiła patrzeć na jej śliczną, roześmianą buźkę i ten radosny błysk w oczach, kiedy mówiła o swoim przyjacielu. Później, kiedy Alexander wyjechał wraz z rodziną za granice, córka bardzo to przeżyła. Elaina nawet nie potrafiła wyobrazić sobie, jak bardzo ucieszyła ją wiadomość o tym, że Tariel złoży im wizytę. Jednocześnie miała nadzieję, że dziewczyna zakocha się w nim i skończy z tym toksycznym związkiem, w którym aktualnie była.
– Przepraszam państwa, ale muszę na chwilę porwać moją córkę – powiedziała kobieta, podchodząc do grupy rozgadanych osobistości. – Seliete, pozwól na chwilę.
Dziewczyna podniosła się z krzesła i szybkim krokiem ruszyła za oddalającą się matką.
– Co się stało? – zapytała, gdy zatrzymały się przy stole ze słodyczami.
– Niedawno rozmawiałam z twoim ojcem. Tariel ma przyjechać w poniedziałek. Wspaniale, prawda?
– A kto to jest, Tariel? – Seliete bez większego zainteresowania poprawiła swoją niebieską sukienkę. – Znam go?
– Minęło już sporo czasu, masz prawo go nie pamiętać – odpowiedziała. – Tariel to przyjaciel twojej siostry z dziecięcych lat.
– Ah tak! Ten roztrzepany, niewychowany chłopiec? – dziewczyna machnęła ręką. – Serideth na pewno się ucieszy. Czy coś jeszcze chciałaś mi powiedzieć?
– Em... Nie, to wszystko. – Kobieta nie ukrywała swojego zdziwienia reakcją córki.
– Świetnie, to ja wracam do stołu. Może uda mi się dostać propozycję w sesji zdjęciowej do Vogue! Byłyby dwie pieczenie na jednym ogniu!
*
Wreszcie nadszedł długo oczekiwany poniedziałek. Ciepłe, letnie powietrze targało śnieżnobiałe firany w oknach, a ptaki wyśpiewywały swe radosne melodie. Seliete przejęta swoją nową pracą, trajkotała wesoło, wymachując rękami. W dniu przyjęcia załapała się na sesje zdjęciową do Vogue'a, a na dodatek za miesiąc miała wystąpić w reklamie perfum jakiejś podstarzałej projektantki mody. Rodzice siedzący naprzeciwko swoich córek, słuchali cierpliwie paplaniny i zachwytów, co jakiś czas rzucając pozytywną uwagą.
– Cóż, Seliete, wiedziałam, że dostaniesz tą pracę. Jesteś zdolną dziewczyną – powiedziała Elaine, posyłając jej łagodny uśmiech. – Thomas, czy Tariel napisał, o której przyjedzie?
Seliete skrzywiła się w grymasie frustracji i przewracając teatralnie oczami, chwyciła za leżącą obok gazetę z modą.
– Miał być popołudniu, nie podał jednak dokładnej godziny – odpowiedział ojciec.
Serideth wyciągnęła się na kanapie obok siostry, a następnie spojrzała w zamyśleniu za okno. Myśl o ponownym spotkaniu z Tarielem napawała ją radością. Przez pierwsze lata po jego wyjeździe czuła ogromną pustkę. Tęskniła i bardzo chciała znów go zobaczyć. Ponadto zastanawiała się, co chłopak zamierzał powiedzieć jej w dniu, gdy widzieli się po raz ostatni. Czy po latach nadal będzie traktować ją tak samo? Jak będą wyglądać teraz ich relacje? No i... Bardzo zmienił się od czasów dzieciństwa?
Odkąd dowiedziała się o jego przyjeździe, nie mogła przestać o nim myśleć. Minęło dwanaście lat, a mimo to jej serce nadal tęskniło za tym młodym chłopcem, przez którego brudziła wszystkie swoje najładniejsze sukienki. Miała nadzieję, że zostało mu coś z tych młodzieńczych lat. Żeby nadal był jej przyjacielem.
– Seliete, myślisz, że nadal jest taki śliczny jak kiedyś? – zapytała, odrywając oczy od szyby. – To znaczy... Wtedy był dzieckiem, ale i tak uważam, że był śliczny!
– O tak, bardzo śliczny – odpowiedziała siostra, wpatrując się z uwagą w stronę w magazynie.
– Naprawdę tak uważasz?
– Oczywiście! Idealnie pasuje do moich włosów! – wyśpiewała.
Serideth poczuła się, jakby właśnie dostała czymś ciężkim w głowę i zamroczyło jej umysł.
– Em... bez urazy, ale czemu do włosów? – wymamrotała w końcu.
– A co, nie? – Seliete odwróciła głowę i spojrzała znacząco na siostrę. – Śliczny, beżowy szalik z najnowszej kolekcji Diora. Cudeńko!
Siostra skrzywiła się lekko, dochodząc do wniosku, że jednak najlepszym pomysłem było rozmawiać z samą sobą. Wyprostowała się na siedzeniu, ponownie wbijając wzrok w odsłonięte okno. W tym samym czasie usłyszała dźwięk zamykanych drzwi samochodu. Widząc, że rodzina nic nie usłyszała, pomyślała, że to tylko jej się wydawało. Oparła głowę o oparcie kanapy i westchnęła głośno. Rozległ się odgłos kroków na kamiennych płytach, a zaraz potem szelest bluszczu przy bramie.
Serideth podniosła się pośpiesznie, czując szybsze bicie serca. Już za moment miała go zobaczyć, po dwunastu latach. Zerwała się z miejsca i nie zwracając uwagi na eleganckie szpilki, które miała na nogach, pobiegła w stronę drzwi.

Nacisnęła na klamkę i z przejęciem wyjrzała na zewnątrz. Jej liliowe oczy rozszerzyły się w zdumieniu, gdy wysoki, młody mężczyzna zatrzymał się kawałek przed nią.
– Serideth. – Jego łagodny głos sprawił, że wstrzymała oddech.
Uśmiechnął się radośnie, podchodząc bliżej. Ciepły wiatr na moment rozwiał jego ciemnobrązowe włosy, których kosmyki z gracją opadły na czoło, przysłaniając gęste rzęsy. Wyciągnął do niej rękę, wręczając piękną, czerwoną różę owleczoną złotą, cienką wstążką. Ta nieśmiało przyjęła prezent, nie mogąc oderwać wzroku od jego dużych, chabrowych oczu. Gdyby nie one, zapewne by go nie rozpoznała... Tak bardzo się zmienił. Nie przypominał już małego, roztrzepanego chłopca z bujną fryzurą i brudnych od zabawy policzkach. Miał na sobie czarny garnitur oraz starannie zawiązany, jasny krawat, w którym wyglądał bardzo elegancko. Już na pierwszy rzut oka widać było, że wyprzystojniał i spoważniał.
– Dziękuję – powiedziała w końcu. – Cieszę się, że cię widzę.
– Ja również cieszę się z naszego spotkania. – Tariel zrobił krok do przodu. Po chwili jednak wybałuszył w zdziwieniu oczy, gdy dziewczyna rzuciła mu się na szyję i przytuliła mocno.
– Tęskniłam! – wykrzyknęła, czując napływające do oczu łzy.
Chłopak uśmiechnął się, odwzajemniając uścisk.
– Ja również. Teraz jednak będziemy widzieć się dużo częściej, obiecuję – powiedział.
– Czy to znaczy, że wróciłeś do miasta? – zapytała z nadzieją w głowie, odsuwając się od niego.
– Jeszcze nie, ale mam taki zamiar.
– Tak się cieszę – powiedziała cicho Serideth. – Oh! Przepraszam, że tak trzymam cię na zewnątrz. Wejdźmy, wszyscy na ciebie czekają!
*