Cytat:
Napisał Chryzia i reszta
co to za porywacze,którzy porywają nie to (?) dziecko?chyba,że im chodziło o Lily - ale nie wygląda na to.
|
Koleś wiedział, że przyjechała cudzoziemka, ale nie wiedział, że z sierocińca (bo niby jakie sieroty wyjeżdżają na takie wycieczki?). No i postanowił ją porwać.
Cytat:
Napisał Chryzia
opisy strzał wbijających się w serduszko ominęłam szerokim łukiem...
|
Omiń proszę końcówkę tego odcinka
Cytat:
Napisał Dżon
Jak zobaczyłem ten wielki zbity kloc na samym początku
|
Co?
Cytat:
Napisał Dżon, Sandy i reszta czepialskich
W zasadzie to czemu się młoda blondna nie skapnęła?
|
Bo sok wtedy miał swoją naturalną barwę.
Cytat:
Napisał Dżon, Sandy
Widać, że słowotwórstwo się szerzy.
|
Bo imo muszę urozmaicić swój styl. Opornie mi to idzie, ale próbować można, no nie?
Sandy, Vipera - błędy poprawię wkrótce.
Cytat:
Napisał Sandy
Ale wydaje mi się, że na siłę starasz się pisać dorośle, wyniośle i nie wiadomo co jeszcze.
|
Cechy mojej twórczości pisanej - opisy z księżyca i słownictwo z Plutona (kit z tym, że to planetoida, ale daleko xD)
Cytat:
Napisał Sandy
I nie rozumiem dlaczego dziewczyny zostawiły rzeczy kilometr od tego placu zabaw?
|
Ja tak napisałam? o_O Bo nie przypominam sobie...
Cytat:
Napisał Sandy
Z dużej litery.
|
Czemu?
Cytat:
Napisał Sandy
Jeśli mam być szczera, to chcąc komuś dokuczyć na to 'nie' tym bardziej bym do tego picia napluła...
|
Ale ten koleś miał dość jej wrzasków ; D
Cytat:
Napisał Sandy
Ni to wredny, ni to miły.
|
Miał być zły!
Cytat:
Napisał Vipera
Zjadłaś 'w' - dobre chociaż było? xD
|
Dałam bratu, nie wiem
Cytat:
Napisał Vipera
Mam jednak nadzieję, że dalej będzie lepiej.
|
Ja też
Dziękuję za wszystkie komentarze.
XV
Niedługo po tym, jak się obudziła, przyszedł „odwiedzić” ją ten sam facet co wczoraj.
- Jak się spało? – zapytał słodkim głosikiem.
- Niech pan siądzie na łóżku, to pan zobaczy – odparła ponuro.
- Jakby mi się chciało, to bym cię, ku****, nie pytał – powiedział.
- Źle – odpowiedziała, zirytowana. – Jest strasznie twarde i skrzypi! A co niby pan myślał?!
- Ciszej! – popatrzył na nią złowieszczo. – Mistrz jest dzisiaj bardzo zajęty, nie ma zamiaru się z tobą użerać. A jak przerwiesz mu robotę, to dopiero będziesz miała prze****!
- Zapyta pan go, czy mogę coś zjeść? – poprosiła.
- Oooo, głód dokucza! – zaśmiał się.
- Tak, żeby pan wiedział! – krzyknęła. – Niech pan to powie temu Mistrzowi. Że ma tu głupią, głośną dziewczynę, która jest głodna i chce stąd wyjść!
- Kaktus! – dało się słyszeć jakiś inny głos, dochodzący z piętra.
- Patrz, co narobiłaś, mała piz**! – warknął. – Darłaś się tak głośno, że wkurzyłaś Mistrza!
- Ale to pan mnie miał pilnować – odparła.
- Pożałujesz tego – odpowiedział, wściekły, po czym udał się w stronę schodów.
Nie wiedziała, czy powinna się bać czy nie. A co, jeśli on miał rację? Nie znała Mistrza i nie wiedziała czego ma się po nim spodziewać.
Po chwili usłyszała kroki.
- Na górę! – krzyknął „oprawca”, zadowolony.
- Co?! – ciarki przeszły jej po plecach.
- To, co, ku***, słyszałaś – odparł kpiąco. – Mówiłem, że pożałujesz! A teraz wypier******* na górę!
- Nie! – krzyknęła bojowo. – Nigdzie nie idę!
Coraz bardziej się bała. Czuła, że to spotkanie jest nieuniknione. Znowu łzy spłynęły po jej policzkach. Ile razy będzie musiała jeszcze płakać?!
- Bo cię siłą tam zaprowadzę! – zagroził. – Mistrz nie lubi takich zarozumiałych bachorów. Tym bardziej, gdy nie mają bogatych starych i może z nimi zrobić co tylko sobie, ku***, zażyczy!
- Nie, proszę… - błagała. – Już będę cicho…
- Ile mam czekać?! – krzyknął głos z piętra.
Wtedy mężczyzna szarpnął ją za rękę i wyprowadził z celi, niemal ciągnąc po schodach. Na górze zatrzymali się przed uchylonymi drzwiami.
- Wchodzisz? – zapytał jeszcze po cichu.
Zamiast odpowiedzi otrzymał spojrzenie pełne przerażenia.
- Witaj w piekle! – zaśmiał się, po czym z całej siły wepchnął dziewczynkę do środka.
***
Upadła na twarde deski. Bardzo zabolały ją kolana. Myślała, że nie da rady wstać. Klęczała tak, zwijając się z bólu, całkowicie zapominając, gdzie teraz jest. Łzy kapały na starą podłogę, a chwila się przedłużała. W końcu usłyszała kroki. Spojrzała w górę i zobaczyła, że Mistrz się do niej zbliża.
Nie tak go sobie wyobrażała. Mężczyzna idący w jej stronę był przystojnym brunetem. Podobnie jak swój podwładny, był ubrany w ciemne ciuchy i na nosie miał czarne okulary.
Myślała, że zrobi jej coś złego – kopnie albo przygwoździ do podłogi. On jednak stanął przed nią, przyjrzał się jej i… wyciągnął rękę. Lily odruchowo chciała ją podać, ale ostatecznie wycofała się.
Bała się, chociaż gest wyglądał na przyjazny. Nie mogła zaufać temu człowiekowi. Skoro jest gorszy od tamtego…
- Nie bój się – odezwał się nagle. – Nie zrobię ci nic złego.
Trzymając go za słowo, ponownie wyciągnęła rękę. Rzeczywiście – pomógł jej wstać. On sam poszedł zaś w stronę drzwi i przekręcił klucz, wrzucając go sobie do kieszeni w spodniach.
- Siadaj – rozkazał jej, wskazując na krzesło postawione na wprost niego a masywnym biurkiem. Wykonała polecenie, ciągle przestraszona.
- Boli? – zapytał.
- Nie – skłamała.
- To czemu tak długo byłaś na podłodze? – drążył, jakby wyczuwając łgarstwo.
- Udawałam – odparła.
- Po co kłamiesz? – zapytał. – Nie jestem ślepy.
Teraz rozumiała dlaczego Mistrz był gorszy…
- A jakbym nie skłamała? – zapytała po cichutku.
- Mam tu plastry, wodę utlenioną i takie tam pierdoły – odparł. – Coś by się zaradziło.
Milczała. Może teraz ten człowiek jest dobry, ale gdyby powiedziała coś niewłaściwego wpadłby w furię i zrobił jej krzywdę? Wolała uważać na siebie.
- Czego się boisz? – odezwał się, zaciekawiony, przerywając chwilę ciszy.
- Pana – spojrzała na niego. Po co on się w ogóle pytał? – Czemu ja tu jestem? Mógł pan kazać temu drugiemu, żeby mnie zabił.
- Ale po co? – uśmiechnął się. – Chciałem cię wpierw poznać. Tak głośno wrzeszczysz, więc musisz mieć dużo do powiedzenia.
- Mam panu powiedzieć, że boję się, że tu umrę, bo nie znajdą mnie? – wybuchła.
Znowu zebrało się jej na płacz. Zakryła twarz rękami, żeby nie parzył na nią tak natrętnie, jak do tej pory lubił robić.
- Może powiesz, jak się nazywasz i ile masz lat? – zapytał, jakby nie zważając na to, co usłyszał przed chwilą. – Tylko nie rycz.
Szybko przestała.
- Imię i nazwisko? – upewniła się.
- Nie, imię wystarczy.
- Lily. Mam 9 lat.
- Skąd jesteś?
- Z Los Angeles.
- Tam się urodziłaś?
- Tak.
- Po co przyleciałaś do Polski?
- Moja przyjaciółka mnie zaprosiła na wakacje. Adoptowali ją Polacy.
- Skąd umiesz tak dobrze polski?
- Pani Mary mnie go uczy.
- Dobrze się nim posługujesz – pochwalił. – Twoi rodzice byli Polakami?
- Tylko tata.
- A mama?
- Amerykanką.
- Wiesz coś więcej o nich?
- Mama zmarła przy porodzie, tata… Nie wiem. Oddał mnie do sierocińca i… - nie dokończyła tego.
Nagle jej rozmówca zamilkł.
- Proszę pana, coś się stało? – zapytała.
- Wiesz, jak się nazywali twoi rodzice?
- Wiktor i Tania.
Patrzyła na niego wyczekująco. Nie potrafiła odczytać z jego twarzy, o czym myśli.
- A może… - coś w nią wstąpiło. – Może znał pan mojego tatę?
On, jakby nie zważając na jej pytanie, odszedł do drzwi, po czym otworzył je.
- Wyjdź, Lily – powiedział. – Mam dużo rzeczy do zrobienia.
- A więc znał go pan? – patrzyła na niego prosząco, czując, że jego reakcja jest tylko próbą uniknięcia odpowiedzi. – Gdzie teraz jest, co robi, cokolwiek?
- Powiedziałem: WYJDŹ – niemal krzyknął.
- Błagam, niech pan powie – znowu zaszkliły jej się oczy, jednak nie odrywała od niego wzroku, oczekując odpowiedzi. Czuła, że tym razem usłyszy prawdę…
- Twój ojciec jest cholernie bogaty, ma żonę, dziecko, nie licząc ciebie, a kolejne jest w drodze – odparł. – Jest szczęśliwy. Bez ciebie. Dla niego już od dawna nie istniejesz.
- Ale… - nie wiedziała, co powiedzieć.
- Naprawdę myślisz, że ktoś mógłby pokochać kogoś takiego jak ty? – zaśmiał się. – Jeśli tak, to jesteś w WIELKIM błędzie.
Wybiegła z pokoju. Zauważyła, że jej cela była otwarta. Szybko do niej wbiegła, usiadła na łóżku i zaczęła pochlipywać.
Żona, dziecko?! Pieniądze?! I to okropne przeświadczenie, że dobrze mu bez niej!
Dlaczego… Dlaczego jej to zrobił? Przecież tak bardzo marzyła o kochającym tacie! Oddałaby wszystko, żeby z nią był. Zrobiłaby jeszcze więcej, by go odzyskać…
Ale zrozumiała, że to bez sensu, skoro jej uczucie nigdy nie zostanie odwzajemnione. Jej ojciec jest zły i nic tego nie zmieni.
Największe pragnienie miało nigdy się nie spełnić. Zresztą teraz nawet nie chciała, żeby było inaczej. Po raz pierwszy poczuła, co to znaczy nienawidzić kogoś. Bolało tym bardziej, że… przekreśliła raz na zawsze swoje marzenie. „Jutro” nie mogło być lepsze.
Już na zawsze pozostanie sierotą. Kochający ojciec umarł w jej sercu.